Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
17 osób interesuje się tą książką
Edzio Płoza jest synem znanego w całym mieście producenta zabawek – Nikolasa Płozy. Chłopiec, odkąd pamięta, zawsze miał „głowę w chmurach”. Wszystko wypadało mu z rąk, a jeżeli ktoś miał wejść w kałużę (lub co gorsza psią kupę), był to on.
Pewnego dnia okazuje się, że tata Edzia jest Świętym Mikołajem, który od lat rozwozi dzieciom prezenty. Tuż przed Wigilią dzieje się straszna rzecz – tata przestaje widzieć przez Śnieżne Binokle, które dawały mu magiczną moc. Tylko Edzio może uratować święta i dostarczyć dzieciom prezenty.
Jak sobie poradzi z tym zadaniem?
Ruszamy w niezwykłą podróż do Delicjowa, więc wskakuj w sanie i nie zapomnij zapiąć pasów, gdyż czeka cię zwariowana komedia świątecznych pomyłek!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 99
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
ROZDZIAŁ I
Przed świętami Bożego Narodzenia oczy mieszkańców Delicjowa były zwrócone w kierunku posiadłości rodziny Płozów.
Trzypiętrowy czerwono-zielony drewniany dom stał na wzgórzu porośniętym gęstym lasem i był najwyższym punktem w całym miasteczku. Wyglądał tak, jakby ktoś go kopnął i już nigdy nie wyprostował, co jeszcze bardziej wyróżniało budynek na tle szarych, identycznych domków Delicjowa. To właśnie tam mieścił się słynny warsztat Ancymony & Spółka, w którym pracowali Nikolas Płoza i jego żona Helena. Tam małżeństwo dokonywało rzeczy niemożliwych – w dodatku od ręki! – a jak ktoś szukał cudu, to prosili o chwilkę cierpliwości i zabierali się do pracy.
Rodzina Płozów od pokoleń słynęła z produkcji najlepszych w całym mieście zabawek. Dzieci już na kilka miesięcy przed Bożym Narodzeniem pisały listy do Świętego Mikołaja, licząc na to, że chociaż jeden z prezentów pod choinką będzie zabawką z warsztatu Ancymonów. Warsztatu, którego nikt nigdy nie widział, chociaż od wielu pokoleń krążyły o nim legendy.
Niektórzy uważali, że wzgórze, na którym stał dom, było dachem wielkiego hangaru, w którym produkowano zabawki. Inni szeptali między sobą, że pan Nikolas korzysta z pomocy elfów słynących z magicznych sztuczek. Jednak żadnego z nich nigdy nie widziano, tak jak i legendarnego warsztatu. Elfy w Delicjowie? Nawet najstarsi mieszkańcy miasta, pamiętający jeszcze wesołego pradziadka pana Nikolasa, Franciszka, nigdy nie dowiedzieli się, jaka była prawda. Zresztą nie tylko oni.
Edward Płoza, najmłodszy syn pana Nikolasa i pani Heleny, choć od dawna już sam odrabiał lekcje, układał ubrania w szafie, a nawet sam chodził do szkoły i z niej wracał, dla rodziców nadal był za mały, żeby wejść do warsztatu i przekonać się, ile wspólnego z rzeczywistością mają plotki, którymi żyło całe miasto.
– Przecież umiem już nawet zrobić sobie kolację! – Chłopiec wykłócał się z rodzicami, lecz na próżno, bo oni jak zacięta płyta powtarzali, że to jeszcze nie ten moment, ale za rok na pewno wezmą go ze sobą do warsztatu.
Lata mijały, a oni dalej powtarzali to samo.
Tuż przed Wigilią w domu Płozów panowało zamieszanie jak na niedzielnym targu, rodzice co chwilę wybiegali raz z kuchni, raz z pokoju, wbiegali potem do łazienki i znikali na długie godziny w piwnicy. Po korytarzach kręcili się ludzie, których Edward nie znał, choć widywał ich każdego roku podczas świątecznego zamieszania.
Kiedy w końcu późnym wieczorem w domu zapadła cisza, chłopiec wyskoczył spod kołdry i cichutko podreptał na korytarz. Szedł na paluszkach, nie chcąc obudzić rodziców. Miał bardzo ważną misję do wykonania. Co roku zakradał się do kuchni i podjadał ciasta zrobione przez Gertrudę – opiekunkę, gosposię i przyjaciółkę rodziny, którą wszyscy nazywali Gercią.
Jednak w połowie drogi między swoim pokojem a sypialnią rodziców Edward usłyszał przytłumione głosy dochodzące jakby ze ściany. Rozejrzał się ostrożnie i dopiero po chwili, kiedy jego oczy przyzwyczaiły się do ciemności, zauważył smugę światła wypływającą spod drzwi do gabinetu taty. Tam niestety również nigdy nie miał wstępu, ale nieraz kusiło go, by zajrzeć do środka choć na chwilę. Kilka razy nawet próbował, ale drzwi zawsze były zamknięte na klucz.
– Co oni tam robią o tej porze? – wyszeptał pod nosem.
Kiedy miał już ruszyć dalej, nagle usłyszał swoje imię. Serce podskoczyło mu do gardła. Przestraszył się, że ktoś go nakrył i już nigdy więcej nie skradnie świeżutkiego placka z malinami i kruszonką. Na szczęście nic takiego się nie wydarzyło, ale to, co usłyszał, na tyle go zaciekawiło, że podszedł do drzwi i delikatnie przyłożył do nich ucho.
– Kochanie, dobrze wiesz, że on nie jest jeszcze gotowy... – Niski głos taty poniósł się po pokoju. – Edzio jest za bardzo roztrzepany, czasem mam wrażenie, że zaraz zgubi głowę – dodał mężczyzna, tym samym sprawiając, że chłopiec stojący pod drzwiami zastygł w nienaturalnej pozie, przypominając powykręcaną rzeźbę.
– Wiem, wiem, Edzio jest cudownym chłopcem, jedynym w swoim rodzaju, ale dlaczego musi być taki nieporadny? O ile byłoby nam teraz łatwiej, gdybyśmy mogli mu zaufać. – Delikatny głos mamy przebił się przez grube drzwi gabinetu. – Dajmy sobie jeszcze chwilę na podjęcie ostatecznej decyzji, ale obawiam się, że nie mamy wyboru. Wigilia jest już jutro – dodała.
Zapadła cisza. Edzio w ostatniej chwili odskoczył od drzwi, słysząc zbliżające się kroki rodziców. Schował się za ogromnym kwiatem w kącie i wstrzymał oddech.
Po chwili na korytarzu pojawiła się mama. Jej czarne włosy, zazwyczaj spięte w kok, były teraz rozpuszczone. Tuż za nią wyskoczył tata – miał na nosie druciane okulary, których chłopiec jeszcze nigdy wcześniej nie widział. Edzio mógłby przysiąc, że okulary co jakiś czas zapalały się i po chwili gasły. Jednak równie dobrze mogło to być światło księżyca, wpadające na korytarz przez wysokie balkonowe okna, a co jakiś czas zasłaniane przez chmury.
Chłopiec nie mógł już dłużej trzymać w płucach powietrza, więc powoli wypuścił je nosem, modląc się, żeby rodzice go nie usłyszeli. Jednak w tym momencie tata odwrócił głowę w stronę donicy z wielkim kwiatem i przez kilka sekund świdrował go wzrokiem, czego Edzio o mały włos nie przypłacił zawałem serca. Na szczęście po chwili mama złapała tatę za rękę i oddalili się. Chłopiec odczekał jeszcze kilka minut i cichutko wyszedł z ukrycia.
W jego głowie szalał huragan myśli. Próbował przeanalizować to, o czym rozmawiali rodzice, ale im dłużej o tym myślał, tym bardziej się w tym wszystkim gubił. Z czym rodzice nie mają wyboru? Dlaczego cały czas uważają go za fajtłapę?
Młody Płoza tak się zamyślił, że nawet nie zauważył uchylonych drzwi do gabinetu. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że po raz pierwszy ma szansę zobaczyć, czego tata tak pilnie strzeże.
– Ciasto poczeka, a taka okazja może się już nie powtórzyć – wyszeptał do siebie i ruszył w kierunku drzwi, nie zastanawiając się zbyt długo, co tak naprawdę zamierza zrobić.
Chłopiec wiedział, że pakuje się w poważne kłopoty, ale chęć odkrycia tego, co rodzice przed nim ukrywają, była znacznie silniejsza niż strach. Czuł, że gabinet taty skrywa odpowiedzi na pytania, które od dłuższego czasu nie dawały mu spokoju.