20,00 zł
Przenikliwy mieszkaniec Paryża pasjami obserwuje ludzi przedmieścia. Jak sam twierdzi, żyje życiem innych, słuchając ich rozmów, wczuwa się w ich sytuację i współodczuwa wraz z nimi. Bogactwo form tego środowiska wzbudza w nim zachwyt i zadziwienie, poznanie ukrytych w nim prawd stoi dla niego powyżej wszystkiego, co można osiągnąć wyobraźnią.
Zaproszony na wesele w rodzinie swej biednej posługaczki, chętnie się na nim stawia. W takich okolicznościach prawdopodobnie nikt inny nie zwróciłby uwagi na marnie opłacanych ślepych muzyków, a dokładniej na klarnecistę, którego twarz od razu przykuwa uwagę przenikliwego bohatera. Widzi w niej jakąś szczególną wewnętrzną siłę, która musi mieć jakieś źródło. Nie myli się. Nawiązując rozmowę z klarnecistą, poznaje historię błędów młodości, nieszczęśliwych kolei losu oraz zła doznanego ze strony ludzi.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 27
tłum. Tadeusz Boy-Żeleński
Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie wolnelektury.pl.
Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Nowoczesna Polska.
ISBN 978-83-288-3057-8
Mieszkałem wówczas przy małej ulicy, której z pewnością nie znacie, przy ulicy de Lesdisguieres: zaczyna się przy ulicy św. Antoniego na wprost studni, w pobliżu placu Bastylii1, a wychodzi na ulicę de la Cerisaie. Żądza wiedzy wtrąciła mnie na poddasze, gdzie pracowałem w nocy, dzień zaś spędzałem w sąsiedniej bibliotece. Żyłem oszczędnie, przyjąłem tryb klasztorny, jedyny dla ludzi pracy. Kiedy było ładnie, przechadzałem się trochę po bulwarze Bourdon. Jedna jedyna namiętność odrywała mnie od moich studiów; czyż i to nie było również studium? — chodziłem obserwować obyczaje przedmieścia, jego mieszkańców i ich charaktery. Równie nędznie odziany jak robotnicy, obojętny na formy, nie budziłem ich nieufności. Mogłem się swobodnie mieszać w ich gromadki, patrzeć, jak dobijają targów i jak się kłócą z chwilą ukończenia pracy. Obserwacja stała się u mnie już intuicyjna, wnikała w duszę, nie zaniedbując ciała; lub raczej tak dobrze chwytała szczegóły zewnętrzne, że szła natychmiast poza nie; dawała mi zdolność życia życiem osobnika, który był jej przedmiotem, pozwalając mi wcielić się weń, jak derwisz2 z Tysiąca i jednej Nocy przybiera ciało i duszę osób, nad którymi wymówi zaklęcie.
Kiedy między jedenastą a dwunastą w nocy spotkałem robotnika i jego żonę wracających z Ambigu-Comique3, bawiło mnie iść za nimi od bulwaru Pont-aux-choux aż do bulwaru Beaumarchais. Poczciwi ludzie, pogadawszy najpierw o sztuce, którą oglądali, przechodzili od słowa do słowa do swoich spraw; matka ciągnęła dziecko za rękę, nie słuchając ani jego skarg, ani pytań; małżonkowie liczyli pieniądze, które mieli otrzymać jutro, wydawali je na dwadzieścia sposobów. Zaczynały się szczegóły gospodarskie, utyskiwania4