Falcons City - Rebelia White - ebook
NOWOŚĆ

Falcons City ebook

White Rebelia

4,1

294 osoby interesują się tą książką

Opis

Pięć lat temu Lucas Owens podjął decyzję, która wywróciła jego życie do góry nogami. Oddał się wymiarowi sprawiedliwości, aby chronić tych, których kochał. Zostawił za sobą przyjaciół, swoje miasto i Teagan, kobietę, która była jego światłem w najciemniejszych chwilach. W więzieniu nauczył się tłumić emocje i żyć z ciężarem straty, ale powrót do domu okazał się trudniejszy, niż mógł sobie wyobrazić.

Miasto się zmieniło, stało się miejscem pełnym nowych wrogów i niebezpieczeństw, a Teagan… nie była już tą samą osobą, którą pamiętał. Przez tych pięć lat dziewczyna budowała swoje życie od nowa, znajdując stabilność u boku mężczyzny, który dawał jej poczucie bezpieczeństwa, czego Lucas nigdy nie mógł jej zapewnić.

Jednak miłość do Lucasa była jak płomień, który nigdy nie zgasł, zostawiając w jej sercu ślad, którego nie da się zmazać.

Kiedy Owens wraca, Teagan musi zmierzyć się z uczuciami, które starała się ukryć, i z przeszłością, która nie pozwala o sobie zapomnieć. Fairfield to teraz miasto bez zasad. Falcons, niegdyś niekwestionowani władcy ulic, zostali zepchnięci na margines, a nowe gangi podzieliły miasto na strefy wpływów.

Teagan staje przed trudnym wyborem: lojalność wobec nowego życia, o jakim zawsze marzyła, czy miłość, która nigdy naprawdę nie zgasła. Wciągnięta w niebezpieczną grę o władzę musi zdecydować, czy jest gotowa zaryzykować wszystko dla mężczyzny, który kiedyś złamał jej serce.

W Fairfield miłość to broń obosieczna. Może być siłą albo największą słabością. Lucas i Teagan muszą zmierzyć się nie tylko z nowymi, brutalnymi realiami Fairfield, ale także z własnymi demonami. W świecie zdrad, tajemnic i przemocy ich miłość może ocalić wszystko albo obrócić ich życie w proch. Tu stawką jest nie tylko władza i serce, ale również przetrwanie.

Fairfield płonie, a oni muszą zdecydować, czy są gotowi przejść przez ten ogień razem.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 384

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,1 (7 ocen)
5
0
1
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Marta100884

Nie oderwiesz się od lektury

Wspaniała historia ❤️ Trzeba przeczytać całą trylogię z otwartym umysłem i sercem , a naprawdę przekonacie się ile w tej książce jest prawdy o miłości, i pomijając wątki kryminalne w normalnym życiu. Miłość może być jednocześnie i chaosem i spokojem " Nasza po­dróż za­czę­ła się w cha­osie, który na po­cząt­ku mnie roz­dzie­rał, ale potem… Potem nie umia­łam od­na­leźć się w żad­nym po­rząd­ku. Cza­sem pa­trzy­łam na niego, a łzy pły­nę­ły mi po po­licz­kach, bo nie wie­dzia­łam, czy jutro przy­nie­sie ulgę, czy ko­lej­ną falę bólu." Ale miłość pomimo bólu zawsze jest piękna "To uczu­cie, które spra­wia, że czło­wiek staje się lep­szy nie dla­te­go, że wszyst­ko jest pro­ste, ale dla­te­go, że na­uczył się ko­chać mimo bólu."
00
Paraplan

Nie polecam

Nimfomanka plus marny kryminał.
00
LadyPok

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna seria polecam
00
Ewakr1

Nie oderwiesz się od lektury

mimo pewnych mankamentów historia fantastyczna
00
mater0pocztaonetpl

Nie oderwiesz się od lektury

Cudo
00



Copyright ©

Rebelia White

Wydawnictwo White Raven

Wszelkie prawa zastrzeżone

All rights reserved

Kopiowanie, reprodukcja, dystrybucja lub jakiekolwiek inne wykorzystanie niniejszej publikacji w całości lub w części, bez wyraźnej zgody autora lub wydawcy, jest surowo zabronione zgodnie z obowiązującymi przepisami prawa o prawach autorskich. Niniejszy tekst stanowi wyłączną własność autora i podlega ochronie zgodnie z przepisami międzynarodowymi oraz krajowymi dotyczącymi praw autorskich.

Redaktor prowadzący

Ewa Olbryś

Redakcja

Dominika Surma @pani.redaktorka

Korekta

Dominika Kamyszek @opiekunka_slowa

Redakcja techniczna i graficzna

Marcin Olbryś

www.wydawnictwowhiteraven.pl

Numer ISBN: 978-83-68175-42-4

Za co czytelnicy uwielbiają serię Falcons

olilovesbooks2 – Ola Iwanek

Ja kocham tę serię z wielu powodów. Pierwszym z nich jest to, że fabuła potrafi mnie zmylić i uśpić moją czujność, a momentami dobrze zaskoczyć. Po drugie za bohaterów, którzy są tak niejednoznaczni, oryginalni i w moich oczach wyjątkowi. Po trzecie za akcję, która nie pozwala mi się nudzić, a dosłownie wbija w fotel i nie pozwala odłożyć lektury na później. I po ostatnie za to, że jest ona taka, jaka jest, nieszablonowa, dynamiczna, pełna zwrotów akcji, niebezpieczeństw i moich ulubionych motywów. Dla mnie ta seria jest nie tylko jedną z ulubionych, ale i wyjątkowa w szerokim tego słowa znaczeniu ❤

libresunn – Aneta Paterek

Za co kocham Falcons? Po pierwsze za emocje. Autorka zafundowała mi niezły rollercoaster! Pojawiły się momenty, kiedy uśmiech nie schodził mi z twarzy, ale i takie, kiedy autorka poruszyła moje serce, a w oczach pojawiły się łzy. Po drugie pokochałam Falcons za bohaterów. Lucas to „bad boy”, ale kiedy poznałam go bliżej, zdałam sobie sprawę, jak bardzo złożoną jest postacią. Teagan natomiast to bohaterka, która cechuje się niezależnością i dużą odwagą! Po trzecie akcja! Co tu się dzieje! Gangsterskie porachunki, walka o władzę, a między tym rodzące się uczucie! Napięcie wyczuwalne od pierwszej strony i trzymające czytelnika do ostaniej. Falcons to seria, która skradła serce zarówno moje, jak i wielu innych czytelników. Rebelia White zasługuje na uznanie, gdyż ta powieść należy do grona tych nieodkładalnych, a przede wszystkim zostaje w sercu na długo. Natomiast bohaterowie stają się naszymi przyjaciółmi, a rozłąka z nimi jest bolesna!

madzi_kx

Seria Falcons urzekła mnie za silne postacie! Za piękną miłość, która przezwycięży wszystko. Za przyjaźń, która mimo bólu zniesie jeszcze więcej. I że dla rodziny jesteśmy w stanie zrobić wszystko. A cena za to wszystko bywa okrutna. Książka pokazuje nam, jak być silnym i jak przezwyciężyć strach. Bardzo polubiłam się z bohaterami tego dzieła, którzy wnoszą do historii swoją własną opowieść i jak poradzić sobie z problemami. Postacie książki są wyjątkowe, a akcja powieści nietuzinkowa. Historia wydaje się praktycznie taka sama jak w innych książkach o podobnej tematyce, jednak poczułam tutaj powiew świeżości, coś, co zmusiło mnie do przeczytania książki w jeden dzień. Cała opowieść wzbudziła we mnie masę emocji, zmusiła do myślenia i analizowania. Autorka doskonale pozbawiła mnie czujności. Czasami wszystko, co wydaje się jasne, takie nie jest :) Kocham Teagan za jej silny charakter, za wolę walki i za zimną krew, którą potrafi zachować w obliczu niebezpieczeństwa. Pomimo bólu, jaki przeszła, potrafiła kochać, wybaczać i się troszczyć. Jest dla mnie najlepszą postacią w tej książce. Dodając skromnie na koniec: autorka pisze genialne książki. Jej historie są wyjątkowe, a akcję kreuje tak, że nigdy nie wiemy, co się będzie działo dalej. Potrafi omamić idealnie czytelnika, by w pewnym momencie wyciągnąć asa z rękawa i rozłożyć nas na łopatki swoją pomysłowością. Wielkie brawa dla niej!

_dariamarzec

Seria Falcons to książki, dzięki którym wciągnęłam się w czytanie, do tej pory czytałam tylko książki naukowe, które czytać musiałam, ale pewnego dnia siedziałam i szukałam czegoś, co pomoże mi zapomnieć o przygnębiającym mnie przebodźcowaniu, nie mogłam tego dnia zasnąć i o godzinie 1. w nocy odpaliłam książkę w celu zmęczenia oczu. Nic bardziej mylnego! Do samego rana z totalnym zauroczeniem czytałam tę książkę. Jest w niej wszystko, zaczynając od enemies to lovers, przechodząc przez wojnę gangów, ciężką relację z rodziną, śmierć bliskich osób i nieprzerywalną więź łączącą głównych bohaterów. Lucas Owens to mężczyzna, który pomimo rozpalającego się w nim uczucia do Teagan nie stracił charakteru i w dalszym ciągu miał takie samo podejście do życia. Nadal pozostał łaknącym krwi gangsterem. Teagan, mimo iż zagubiona, to z rozdziału na rozdział stawała się coraz bardziej dojrzałą kobietą. Każdy szczegół ma ze sobą powiązania i jest logiczny, jakby książka była od podstaw przemyślana. Gdy myślę o bohaterach, czuję w sercu ciepło, zrozumienie i radość. Moje serce się rozpływa. Chciałabym już na zawsze zostać w ich świecie. Rebelia White – DZIĘKUJĘ ❤

Wszystkim kobietom, które zdołały dojrzeć bohatera tam, gdzie cała reszta widziała potwora.

Lucas

Poranki na spacerniaku więziennym były raczej spokojne, ale dzisiaj coś się zmieniło. Nagle ciszę codziennej rutyny przerwał gwałtowny hałas, który przyciągnął uwagę wszystkich zebranych wokoło. Oczy więźniów, utkwione wcześniej w monotonnym krajobrazie betonowych ścian, teraz zwróciły się w jedno miejsce.

Na ogół nie mieszałem się w wewnętrzne konflikty, jeśli nie dotyczyły one mnie lub któregoś z moich chłopaków. Siedziałem na ławce, opierając ręce na kolanach. Przysłuchiwałem się w milczeniu rozmowom kolegów, aż nagle głośny krzyk zaburzył mój spokój. Zwróciłem wzrok w stronę, z którego dobiegały niepokojące dźwięki. Zobaczyłem grupę wytatuowanych, nieco narwanych mężczyzn zebranych wokół jednego, młodego chłopaka o wątłej budowie ciała.

Westchnąłem pod nosem, nie chcąc ingerować w więzienne zasady hierarchii. Zignorowałbym wszystko, gdybym tylko w tej zagubionej twarzy nie dojrzał czegoś znajomego. Wciągnąłem ustami powietrze, kiedy czubek buta jednego z agresorów wbił się z rozmachem w drobną sylwetkę leżącą na ziemi. Pod wpływem energicznych ruchów oprawcy nad ciałem świeżaka zawisła gęsta kurtyna kurzu. Do ataku dołączył kolejny mężczyzna, który wyprowadził cios nogą prosto w twarz chłopaka, przez co ciałem młodego gwałtownie szarpnęło, a na piaszczystej powierzchni zauważyłem ślady krwi.

Przetarłem dłońmi twarz i wyprostowałem plecy, a następnie zeskoczyłem z ławki. Moi kumple spojrzeli na mnie zdziwieni, ale bez słowa podnieśli się ze swoich miejsc. Ruszyłem naprzód, kiwając głową do pięciu towarzyszy, których ciała od wielu lat zdobiły tatuaże dumnego sokoła. Wolnym krokiem szedłem naprzód. Wokół zdążył się już uformować spory tłum gapiów spragnionych jakiejkolwiek rozrywki. Gdy ludzie zauważyli, że zmierzam w tamtym kierunku, zaczęli ustępować mi miejsca, spoglądając z zaciekawieniem na siebie wzajemnie. Do moich uszu docierały zaskoczone głosy współwięźniów.

Zatrzymałem się tuż przy głowie ofiary, trzymając dłonie w kieszeniach niewygodnych ciemnych spodni. Oprawcy byli mi dobrze znani. Niektórzy z nich zasilali dawne szeregi Rebels, co oznaczało, że wiele lat temu łączyło mnie z nimi więcej, niżbym chciał.

Grupie przewodził Wafford, chłopak, który był w Rebels, jeszcze zanim ja i Aiden do nich dołączyliśmy. Gdy jego pociemniałe oczy zatrzymały się na mnie, poczułem dreszcz przebiegający wzdłuż kręgosłupa. Wysoki, krępy mężczyzna zacisnął szczękę i uniósł rękę, powstrzymując swoich ludzi od dalszego działania.

– Nie mieszaj się, Owens – rzucił zachrypniętym głosem.

Potarłem dłonią nieco obolały kark i cicho westchnąłem. Zmrużyłem oczy, posyłając mu ostrzegawcze spojrzenie, które otwarcie stawiało opór przed wykonaniem jego prośby.

Pochyliłem się, chwyciłem za skrawek materiału kurtki młodego chłopaka i podciągnąłem go ku górze. Jego zdziwione spojrzenie i rozbiegane oczy świadczyły o tym, że nie ma pojęcia, kim jestem. Popchnąłem go do tyłu, by wpadł w ręce Nixona, który tutaj, za kratami, był najbliższą mi osobą.

– Tak się składa, że niestety nie mogę się nie mieszać – oświadczyłem ze spokojem w głosie.

Wafford skrzywił się z niesmakiem i splunął na ziemię, co spotkało się z falą okrzyków podnieconych wizją niezłej jatki osadzonych.

– Oddaj nam chłopaka i obędzie się bez problemów.

– Nie obędzie się bez problemów – mruknąłem. – W chwili, kiedy na niego spojrzałeś, zagwarantowałeś sobie krótką drogę do skrzydła szpitalnego, a być może nawet do więziennej kostnicy – powiedziałem, uśmiechając się ironicznie.

– To nie twój człowiek, dlatego zabieraj swoje suki i wypierdalaj mi sprzed oczu – warknął rozwścieczony, napinając mięśnie ramion.

Chłopcy Falcons zagwizdali z podnieceniem odbijającym się z echem ich głosów od betonowych ścian, odgradzających nas od świata zewnętrznego. Wzruszyłem ramionami i posłałem Waffordowi wyzywający uśmiech. Jego ludzie podwinęli rękawy kombinezonów i przybrali bojowe pozy, gotowi atakować w każdej chwili. Spiąłem mięśnie i skręciłem biodro oraz bark w kierunku mężczyzny, a następnie zacisnąłem pięści i wyprowadziłem szybki cios w brodę swojego przeciwnika, który pod naporem mojej siły zatoczył się i ponownie splunął na ziemię, rzucając mi rozwścieczone spojrzenie.W mgnieniu oka wokoło rozpętało się piekło przemocy. Wafford rzucił się do biegu, wbijając się ramieniem w mój brzuch. Chciał obalić mnie na ziemię, ale zaparłem się mocno na nogach, chwytając za kołnierz jego koszuli. Rozchyliłem łokcie na zewnątrz i szarpnąłem jego ciałem w kierunku swojego tułowia, blokując jego ruchy. Objąłem go za szyję i mocno zacisnąłem uścisk. Pięść mężczyzny wbiła się w bok mojego uda, sprawiając, że po całym ciele przeszedł mnie nieprzyjemny prąd. Cofnąłem się i zamaszystym ruchem wbiłem kolano w jego twarz. Tę czynność powtórzyłem dwa razy, aż nogi przeciwnika ugięły się, a on runął na piaszczystą powierzchnię. Wykorzystując chwilę jego słabości, usiadłem okrakiem na jego brzuchu i przygniotłem kolanami ręce, by nie mógł mnie choćby dotknąć. Korzystając z jego zamroczenia, zacząłem wymierzać serię ciosów pięścią w twarz mężczyzny. Po dłuższej chwili nie przypominał już człowieka. Gdy poczułem zmęczenie w mięśniach, splotłem palce i oburącz energicznym ruchem uderzyłem go w mostek. Ciche chrupnięcie dało mi jasny sygnał, że mogę już odpuścić. Zwlokłem się z jego ciała i ciężko dysząc, zatoczyłem się lekko do tyłu, aż wpadłem na twardą sylwetkę kolejnego byłego członka Rebels. Obróciłem się gwałtownie i bez zastanowienia przytrzymałem swój nadgarstek, by ustabilizować rozedrgane ciało, a potem wbiłem łokieć w krtań nieznajomego.

Wziąłem głęboki oddech, rozglądając się dookoła. I nagle głośny wystrzał z pistoletu przyciągnął moją uwagę. Strażnicy pojawili się pomiędzy nami, uderzając gumowymi pałami w tłumnie walczących więźniów, skutecznie przerywając walkę.

– Na ziemię! – Z głośników wydobył się znajomy głos naczelnika. – Kłaść się na ziemię!

Przetarłem nos, ścierając dłonią z twarzy krew swojego przeciwnika, i posłusznie położyłem się na glebę, splatając ręce na tyle głowy. Ktoś mną szarpnął, krępując mi ręce. Podniosłem się na równe nogi i za chwilę poczułem silne uderzenie pałą w plecy.

Spojrzałem na rozkwaszoną gębę dawnego wroga, a następnie odszukałem wzrokiem młodego chłopaka, od którego wszystko się zaczęło. Strażnicy prowadzili go do wyjścia ze spacerniaka, co jakiś czas wymierzając mu ciosy w żebra. Wyprowadzili mnie z placu do chłodnego wnętrza więzienia i nim zdążyłem cokolwiek zrobić, usłyszałem szczęk zamykających się drzwi od swojej celi.

Przeciągnąłem się i cicho westchnąłem. Podszedłem do umywalki, odkręciłem kurek od zimnej wody i nachylając się, wziąłem kilka łyków. Nie minęło dziesięć minut, a drzwi do mojej celi się otworzyły. Przede mną stanął wściekły naczelnik.

– Zajebałbym cię od razu, ale ktoś, kto ma więcej władzy w rękach niż ja, chce cię widzieć – warknął, patrząc na mnie z chęcią mordu odbijającą się w zmęczonych oczach. – Zbieraj się, Owens – dodał, a ja westchnąłem ciężko.

– Jestem zmęczony, nigdzie nie idę – odparłem, przecierając mokrą od wody brodę. Usiadłem na skraju łóżka i uniosłem brwi, widząc, że mężczyzna wciąż znajduje się w mojej celi.

– To nie było zaproszenie, kurwa, tylko rozkaz! – krzyknął, zaciskając dłonie w pięści. – Wstawaj, bo cię, kurwa, stąd wyniosę! Własnoręcznie! – wykrzykiwał, a jego pucołowata twarz nabrała bordowego zabarwienia.

– To już się nie przejmujesz przepisami chroniącymi osadzonych? – burknąłem ze zmęczeniem w głosie.

– Owens, ty uparty skurwysynie, wstawaj i ruszaj dupsko!

– Nie przyjmuję gości – odparłem, uśmiechając się ironicznie.

– Może świat na zewnątrz należał do ciebie i miałeś prawo decydować o czymkolwiek, ale tutaj to ja jestem królem i to ja dyktuję, co i kiedy masz robić. Teraz masz wstać i grzecznie pójść na spotkanie, bo przysięgam, że ta noc będzie twoją ostatnią!

– Kto przyszedł? – spytałem spokojnie.

– Nie wiem, ktoś z zewnątrz. Mam policyjny nakaz doprowadzenia cię na to cholerne spotkanie. I nie zmuszaj mnie, żebym uargumentował twoją nieobecność sytuacją sprzed chwili, bo będę musiał przyznać, że zamordowałeś gołymi rękoma człowieka!

– Wyjdzie ci to mocno na niekorzyść – stwierdziłem. – Na pewno media oraz wyższe instancje prawa zainteresują się, jak doszło do tego, że na spacerniaku zmarło kilku osadzonych. Gdzie wtedy byli twoi ludzie, co? – Puściłem do niego oczko. Odchrząknąłem, ale wstałem.

Naczelnik spojrzał na mnie z nienawiścią i popchnął mnie naprzód, po czym zasunął z hukiem drzwi celi. Kiwnął do stojącego na zewnątrz strażnika. Widząc przerażenie w oczach mężczyzny, sam wystawiłem ręce, by mnie skuł. Miałem wrażenie, że nawet wtedy się bał.

Chwilę później znaleźliśmy się w wąskim korytarzu i zatrzymaliśmy przy stalowych drzwiach. Młody strażnik drżącymi dłońmi sięgnął po pęk kluczy i chyba cudem wcelował jednym z nich do zamka. Drzwi z głośnym skrzypnięciem otworzyły się, a ja zobaczyłem kobietę, która była dla mnie zarówno wybawieniem, jak i uosobieniem kary.

Stała z rękoma skrzyżowanymi na wysokości piersi, opierając się o ścianę. Na jej gładkiej twarzy malował się delikatny uśmiech, ale w oczach odbijało się coś, co sprawiło, że moje serce zabiło mocniej… Pierwszy raz od pięciu lat poczułem, że ono wciąż bije. Na mój widok zesztywniała, a jej pełne wargi rozchyliły się leciutko. W szeroko otwartych oczach pojawiła się niepewność, która mnie zaniepokoiła.

– Rozkuj go – poleciła nieco ochrypłym głosem, który rozbrzmiał w moich uszach niczym piękna melodia.

Sam byłem zdziwiony własną reakcją, ale jej widok w jakiś dziwny sposób mnie ucieszył, choć równie mocno zdenerwował.

– Nie mogę. Jeśli coś zrobi…

– Nie skrzywdzi mnie – powiedziała twardo, wbijając spojrzenie wprost w moje oczy.

Przez te lata nie zmieniła się zbytnio. Wyglądała dokładnie tak jak tamtego dnia, którego odprowadziła mnie pod więzienne bramy. Miała może nieco krótsze włosy, a jej biodra nabrały kształtów, co wcale nie wyszło jej na złe, bo wciąż była oszałamiająco piękna.

Po chwili poczułem, jak kajdany, które wcześniej ocierały się o moją skórę, zwalniają uścisk. Mężczyzna zniknął za drzwiami, ale my wciąż staliśmy nieruchomo, jak gdybyśmy oboje nie mieli pojęcia, jak się zachować. Między nami znajdował się stary stół, który pamiętał zapewne czasy drugiej wojny światowej. Warstwy okleiny odpadały na betonową posadzkę, a kiedy kobieta położyła na nim dłonie, zatrzeszczał, jakby miał za moment się rozsypać.

– Jeśli chcesz, możesz sobie zrobić zdjęcie, wtedy będziesz mogła wgapiać się w moją twarz dłużej – mruknąłem, a ona przewróciła oczami i usiadła na krześle.

– Nic się nie zmieniłeś, wciąż jesteś tak samo nadętym dupkiem jak wcześniej. – Westchnęła ciężko i odrzuciła swoje błyszczące włosy na plecy. – Siadaj, pogadamy sobie.

Przetarłem dłońmi twarz i wykonałem jej polecenie. Usiadłem i od razu oparłem łokcie na blacie mebla, pochylając się w jej stronę.

– No to pogadajmy – rzuciłem luźno, kiwając w jej stronę głową.

Sybil zerknęła na sportowy zegarek, który zdobił jej nadgarstek, a potem westchnęła i ponownie na mnie spojrzała.

– Nie mamy wiele czasu, więc ty słuchaj, a ja będę mówić. – Przygryzła dolną wargę.

– Coś się skomplikowało, tak?

– Nie nazwałabym tego w ten sposób. To jest ten dzień, ale… – przeciągnęła. – Za trzy minuty do tego pomieszczenia wejdą jeszcze dwie osoby. Wszystko szło zgodnie z planem, aż do tej pory.

Zmrużyłem oczy i właśnie wtedy usłyszałem szczęk otwieranych drzwi. Przez chwilę jeszcze patrzyłem jej w oczy, a potem obróciłem się do tyłu, napotykając spojrzenie niebieskich oczu. Po moim kręgosłupie przebiegły dreszcze. Nie lubiłem, gdy działo się coś, o czym nie miałem pojęcia. Wysoka blondynka, która niemal dorównywała mi wzrostem, weszła dumnie do środka, a za nią ciągnął się zapach mocnych perfum. W jej ruchach zauważalna była pewność siebie i władza. Nie musiała się przedstawiać, abym wiedział, że jest kimś na wysokim stanowisku. Kimś, kto mógł przesądzić o moim losie bez większego wysiłku. Uniosła podbródek, gdy rzucała mi wymowne spojrzenie, prezentując łabędzią szyję. Usiadła obok Sybil i położyła na stoliku plik dokumentów i teczkę oznakowaną znajomą sygnaturą. Chwilę po niej dołączyła do nas trzecia osoba.

– Lucas Owens! W drzwiach pojawił się mężczyzna. Wysoki i barczysty, o szerokich ramionach i muskularnej sylwetce, którą trudno było przeoczyć nawet w eleganckim garniturze. Jego ruchy były pewne, niemalże drapieżne, jakby każdy krok miał siłę ciosu. Przemieszczał się z gracją, która była zaskakująca u kogoś o jego posturze, ale wciąż emanował niepohamowaną mocą. Miał ciemne, krótkie włosy, które zawsze były starannie zaczesane do tyłu, a jego twarz zdradzała twarde rysy, ostre jak brzytwa. Oczy miał głęboko osadzone, stalowoszare, zdawały się przenikać na wskroś. Kiedy Sinclair zbliżył się do mnie, poczułem intensywną woń jego wody kolońskiej – ciemną, ciężką nutę drzewa sandałowego i przypraw, która dodatkowo podkreślała jego dominującą obecność. Nawet jego głos, głęboki i chropowaty, niósł w sobie echo siły, która mogła zmieniać bieg spraw sądowych.

Usiadł obok mnie, wyciągając w moim kierunku dłoń, którą uściskałem z ulgą. Nawet kiedy siedział, jego postawa była bez zarzutu, jakby każda komórka jego ciała była gotowa do działania. Miałem wrażenie, że każda chwila z Sinclairem to bitwa, w której walczył o dominację, choćby nawet poprzez milczenie. Jego obecność była niemalże namacalna, obezwładniająca w swojej intensywności. Zawsze gdy Sinclair wchodził do pomieszczenia, miałem wrażenie, że przestrzeń kurczy się, a on sam zdawał się epicentrum wszystkiego. Czułem jego siłę we wszystkim – w jego spojrzeniu, ruchach, zapachu. Nie był tylko prawnikiem; był uosobieniem siły i władzy, które nosił z naturalną pewnością siebie. I najlepsze w tym wszystkim było to, że pracował dla mnie.

– Poznałeś już agentkę specjalną FBI Pamelę Rosenberry? – zapytał prześmiewczym tonem, zerkając na blondynkę obok Sybil.

Teagan

Sophie wywijała na parkiecie, kradnąc uwagę niemal wszystkich gości w klubie. Ta dziewczyna miała w sobie ogień, który podgrzewał atmosferę nawet na cmentarzu. Poznałyśmy się na pierwszym roku studiów, kiedy jeszcze męczyłam się z „żałobą” po chłopaku, który w imię mojej wolności wziął na siebie całą winę za zło, które nas spotkało.

Dziś, kiedy do ukończenia pozostało zaledwie kilka miesięcy, mogłam śmiało przyznać, że wyleczyłam się z przeszłości. Z powodzeniem udało mi się zostawić wszystko za sobą i z nadzieją patrzyłam w przyszłość. Mimo że to dzięki Lucasowi mogłam być tu, gdzie byłam, bo zanim pozwolił zamknąć się za kratkami, zostawił mi sporą sumę, bym mogła zacząć od nowa. Podjęłam jedną decyzję i to dzięki której mogłam spełnić marzenie, które przewijało się przez moją głowę od pierwszego dnia w liceum. Pragnęłam zostać lekarzem i ratować życie… zwierzętom. I od osiągnięcia celu dzieliło mnie naprawdę niewiele.

Gdy miało się za przyjaciółkę Sophie Guerrę, życie nie mogło być nudne. Dziewczyna pochodziła z Sycylii, ale wyprowadziła się do Stanów Zjednoczonych z rodziną, kiedy była jeszcze małą dziewczynką. Miała jasne włosy sięgające kościstych ramion, a całe jej ręce, od dołu do góry, ozdobione były wieloma tatuażami. Z nosa sterczał jej kolczyk, przez co kiedy ktoś ją wkurzył, wyglądała jak wściekły byk. Nosiła się dumnie, najczęściej wybierając podarte dżinsy i krótkie topy, które idealnie uwydatniały umięśniony brzuch. Zawsze miała na sobie trampki. I to właśnie ona namówiła mnie na pierwszy tatuaż. Nie było to nic wielkiego, a mimo wszystko znaczyło dużo. Odcisk łapki Hektora nad piersią. Pamiętam, jak kombinowałyśmy, żeby ją odbić na kalce… Pies nie był zbyt skory do współpracy, ale w końcu się udało. I miałam wrażenie, że czas płynie spokojniej. Wiele się zmieniło, odkąd ostatni raz widziałam Lucasa. Nie dość, że złamał mi serce, kiedy świadomie podjął decyzję o wzięciu winy na siebie, to w dodatku postanowił odciąć się ode mnie na dobre. Pięć okropnych lat temu zniszczył moje dotychczasowe życie i zniknął. Nawet nie miałam szansy z nim porozmawiać, bo nie zgodził się, bym odwiedzała go w więzieniu. Jeszcze do niedawna cierpiałam z tego powodu, ale któregoś dnia uświadomiłam sobie, że wyszło mi to na dobre. Nauczyłam się żyć ze złamanym sercem.

Nagle poczułam czyjeś ramiona oplatające moje biodra. Wystarczył mi zapach, bym wiedziała, kto za mną stoi. Miał cudowne perfumy, które rozpoznałabym wszędzie. Odchyliłam głowę, opierając się o twarde ramię.

– Hej – rzuciłam, czując ciepłe usta na swojej szyi. Uśmiech natychmiast rozciągnął się na mojej twarzy. Jego obecność działała na mnie niesamowicie kojąco. Wystarczyła chwila, a zapominałam o całym świecie.

– Hej – mruknął do mojego ucha. – Chcesz już wracać do domu? – spytał, przesuwając dłonią po moim brzuchu. Jego delikatny dotyk wprawiał moje ciało w wibracje, jakby był stworzony tylko po to, by gładzić moją skórę.

Wyciągnęłam rękę i wplotłam ją we włosy chłopaka.

– Możemy już wracać – powiedziałam, obracając się do niego przodem.

Uśmiechał się zadziornie, a w jego oczach igrały chochliki.

– Pożegnam się tylko z Sophie – dodałam, a on chwycił mnie w talii i przyciągnął mocno do siebie.

Niepokorne spojrzenie wędrowało po moim ciele, a ten uwodzicielski uśmieszek sprawiał, że odechciewało mi się tracić choćby chwilę na pożegnanie z kimkolwiek. Zarzuciłam mu ramiona na szyję i wciągnęłam głęboko jego zapach. Podciągnęłam się na palcach i musnęłam delikatnie jego dolną wargę.

Nasza relacja była inna niż ta, która łączyła mnie z Lucasem. Nie było tych wszechogarniających fajerwerków, które paliły mnie od środka, kiedy byłam z Owensem. Tamto uczucie było jak ogień, nieokiełznany i często destrukcyjny. Każda chwila z nim sprawiała, że czułam nieustanne napięcie i nieprzewidywalność. Wiedziałam, że coś może się spalić, rozsypać, ale mimo wszystko brnęłam w to, bo te emocje były uzależniające i w pełni pochłaniające.

Teraz czułam się bezpiecznie. Spokój, który wprowadzał w moje życie Frankie, był czymś, czego nigdy nie miałam przy Lucasie. Frankie był jak opoka, stabilny i przewidywalny. Jego obecność działała na mnie kojąco, jak balsam na skórę. Kiedy trzymał mnie w ramionach, czułam, że mogę się w nich schronić, że nic nie muszę udowadniać. Było cicho, ciepło, bez dramatów i bez tego napięcia, które zawsze wisiało w powietrzu przy niepokornym królu Falcons. Nie czułam przy nim tego ognia, który kiedyś pchał mnie w stronę Lucasa, ale nie potrzebowałam tego. Z Frankiem mogłam po prostu być, bez ciągłego analizowania, co przyniesie kolejny dzień. Z Lucasem każda chwila była intensywna, emocje kipiały, a serce biło w szaleńczym tempie. Czasem było to piękne, ale bywało też wyniszczające. Teraz mogłam oddychać swobodnie.

– Chodźmy już – wymruczał, pochylając się nade mną. Jego dłonie przemknęły po moim ciele i wsunęły się do kieszeni spodni. Zacisnął palce na moich pośladkach i przycisnął mnie do siebie tak mocno, że niemal traciłam oddech.

Zaśmiałam się i pokiwałam grzecznie głową. Chłopak naparł na mnie, przygniatając swoimi ustami moje wargi. Po chwili wyszliśmy z klubu.

Chłodne powietrze owiało moją skórę, przynosząc ulgę od ciężkiego i dusznego wnętrza. Frankie poprowadził mnie do samochodu i kiedy znaleźliśmy się w środku, raz jeszcze ucałował moje usta, a jego dłoń wylądowała na moim udzie.

– Cały dzień o tobie myślałem – rzucił, odpalając silnik.

– A co konkretnie chodziło ci po głowie? – spytałam, uśmiechając się leciutko. Położyłam dłoń na jego karku i zaczęłam gładzić miękką skórę.

– Wszystkie te rzeczy, które zrobię z tobą, kiedy tylko dojedziemy do domu – wychrypiał i uśmiechnął się zadziornie.

***

W środku nocy, kiedy leżeliśmy wtuleni w siebie, zadzwonił jego telefon, a na wyświetlaczu pojawił się numer mojego brata. Wyciągnęłam rękę i odebrałam połączenie.

– Użytkownik, do którego dzwonisz, jest teraz poza zasięgiem – mruknęłam, śmiejąc się pod nosem.

Aiden westchnął cicho.

– Teagan, oddaj mu telefon.

– Wiesz, która jest godzina?

– Proszę, to ważne – odparł, a w jego głosie wyraźnie usłyszałam zaniepokojenie.

– Kurczę… okej, okej. – Podałam komórkę Frankiemu.

Chłopak wstał i powędrował do kuchni.

Nie obchodziły mnie ich rozmowy, nie chciałam nawet wiedzieć, czym się zajmują. Odcięłam się na dobre od tego szajsu, więc zwyczajnie przewróciłam się na bok i zamknęłam oczy, wtulając się w miękką poduszkę. Po kilku minutach, kiedy zaczynałam już odpływać, chłopak stanął w drzwiach, opierając się o ich ramę.

– Musisz iść, co? – mruknęłam z niekrytym niezadowoleniem w głosie.

– Wynagrodzę ci to jutro – powiedział z przekonaniem i podszedł do mnie. Usiadł na brzegu łóżka, wbijając spojrzenie przed siebie. Położył rękę na moim biodrze i cicho westchnął. Wyglądał dziwnie. Jakby wydarzyło się coś, co go przygniotło… Coś, czego nie chciał zaakceptować, lub coś, czym się przejmował.

– Dobrze, dobrze – wymamrotałam sennie i pogłaskałam wierzch jego dłoni.

Pochylił się nade mną i ucałował mój policzek, a chwilę później byłam już w mieszkaniu sama z Hektorem.

***

Trzy miesiące później

Myślałam, że moje życie skończyło się wraz z wyrokiem dożywocia dla Lucasa. Przez dwa lata tak faktycznie było. Nie byłam w stanie normalnie funkcjonować, miałam problem, żeby odnaleźć się w rzeczywistości, w której jego nie było.

Każda mała rzecz przypominała mi o tym, co straciłam, a wyrzuty sumienia sprawnie trawiły mój umysł. W końcu to przeze mnie przyjął propozycję Sybil i przyznał się do morderstwa ważnego człowieka, z którego śmiercią nie miał nic wspólnego, tylko po to, żebyśmy nie ponieśli żadnych konsekwencji. Poświęcił się dla ludzi, których kochał. I to właśnie był cały Lucas Owens. Nie zważał na nic, kiedy chodziło o jego bliskich. Był w stanie oddać całego siebie.

Nie chciałam zaakceptować tego, że nie zezwolił na kontakt ze mną. I nigdy tego nie wyjaśnił. Nie chciał o mnie słyszeć, kiedy Aiden i reszta chłopaków odwiedzali go w więzieniu, jak gdybym nigdy nie istniała. To rozrywało mi serce, ale któregoś dnia złapałam się na tym, że już nie boli, i to był dzień, w którym pierwszy raz dopuściłam do siebie kogoś innego.

Dziś, po pięciu długich latach, wiedziałam, że nigdy o nim nie zapomnę. Lucas nigdy nie zniknie z mojego serca i życia. Na zawsze zapisał się w nim jak tatuaż na skórze, ponieważ był moją pierwszą miłością i już nikt nigdy nie będzie w stanie zająć tego miejsca. Czas jednak płynął dalej, a ja musiałam żyć.

Wciągnęłam głęboko do płuc oceaniczne powietrze i zawiesiłam na moment wzrok na bezkresie wody. Przypomniałam sobie ostatni raz, kiedy byłam na plaży. Tamte dni były dla mnie jak remedium na wszystkie problemy. Owens był wtedy najlepszą wersją siebie. Dał mi wszystko to, czego potrzebowałam, i pozwolił na chwilę zapomnieć o tragediach, które wydarzyły się w tamtym czasie.

Frankie wciąż rozmawiał przez telefon, dłubiąc czubkiem buta w piasku.

Westchnęłam ciężko i wyjęłam swoją komórkę. Chciałam napisać do Sophie, ale urządzenie zaczęło wibrować mi w dłoni jak oszalałe.

Zmarszczyłam brwi, widząc powiadomienie o tym, że użytkownik, do którego próbowałam się dodzwonić, jest już dostępny. Zdrętwiałam, wgapiając się w numer, o którym, jak mi się wydawało, zdążyłam zapomnieć. Mój oddech natychmiast przyspieszył, a ręce zaczęły drżeć. Szybkim ruchem włączyłam wiadomości i przesunęłam palcem w dół listy. Zakręciło mi się w głowie, kiedy na moich oczach ikonka, która od bardzo dawna była szara, nagle zmieniła kolor na zielony.

– Frankie! – zawołałam, odwracając się gwałtownie w jego stronę.

Chłopak uniósł głowę i spojrzał na mnie pytająco.

– Oddzwonię – rzucił z przejęciem w głosie i rozłączył połączenie, a telefon wrzucił do kieszeni. Odepchnął się od piasku i szybkim krokiem do mnie podszedł. – Co się stało?

Bez namysłu wysunęłam rękę z komórką w jego stronę. Mina chłopaka dała mi jasno do zrozumienia, że nie spodobało mu się to, co zobaczył. Nie zastanowiłam się nad tym, co mu pokazuję, a dopiero kiedy zerknęłam na wyświetlacz, poczułam się potwornie.

„Nigdy nie przestanę Cię kochać”.

Przygryzłam dolną wargę.

– Przepraszam – wypaliłam od razu.

– Jeśli chciałaś zniweczyć mój humor, to odniosłaś sukces – rzucił, śmiejąc się cicho pod nosem.

– Cholera, nie… nie tego chciałam. Przepraszam. Po prostu nie wiem, co się dzieje. Ktoś chyba przejął telefon Lucasa, bo nagle dostałam powiadomienie, że odczytał moje wiadomości.

Frankie wziął głęboki oddech i od razu odwrócił głowę w lewą stronę, unikając mojego wzroku. Skrzywił się i przetarł dłońmi twarz.

– Nikt nie przejął jego telefonu, Teagan – oświadczył z bólem odbijającym się w oczach.

Całe moje ciało natychmiast napięło się boleśnie. Zachciało mi się wymiotować.

– Co? – wydukałam.

Gdy nasze spojrzenia się spotkały, wiedziałam, że cały świat niebawem obróci się do góry nogami. Wystarczyło kilka słów, bym od razu przypomniała sobie wszystkie chwile z Lucasem. Kilka słów, bym zniszczyła wszystko to, co udało mi się zbudować przez te wszystkie lata.

– Tea… – powiedział spokojnie Frankie, a ja przymknęłam powieki, kiedy usłyszałam zdrobnienie swojego imienia. – On wrócił.

Otworzyłam szeroko oczy. Zatkało mnie, choć musiałam przyznać, że w mojej głowie pojawiły się potworne myśli. Przez chwilę byłam pewna, że Frankie powie mi, że Lucas nie żyje. I mimo że już zdążyłam się pogodzić z tym, że go nie ma, myśl o jego śmierci była przerażająca.

Słowa chłopaka krążyły po moim umyśle niczym trucizna. To było okropne. Z jednej strony czułam strach, z drugiej natomiast rozgoryczenie. Dlaczego o niczym nie wiedziałam? Dlaczego Lucas nie dał mi znać i ukrył fakt, że wrócił na wolność?

– Od kiedy o tym wiesz?

Frankie wciągnął gwałtownie powietrze i przygryzł dolną wargę. Ewidentnie czuł się niekomfortowo, jakby nie chciał być tym, który musi odpowiadać na moje pytania. Miałam też wrażenie, że w jego oczach wciąż czai się smutek przez to, co ujrzał w moich wiadomościach. Chciałabym w jakiś sposób go przeprosić i wyjaśnić mu, że to wszystko już minęło… ale ponad wszystko chciałam wiedzieć, gdzie jest Lucas i jak doszło do tego, że wyrok dożywocia skrócił się do pięciu lat. Nie wierzyłam w to, że wypuścili go za dobre sprawowanie. Byłam wręcz pewna, że to nie przypadek i dobra wola sędziego. Coś grubszego za tym stało. I musiałam wiedzieć co.

– Trzy miesiące – odparł spokojnie, a mnie zalała wściekłość.

Ściągnęłam brwi i zacisnęłam palce na telefonie tak mocno, że przez ułamek sekundy wystraszyłam się, że go zmiażdżę.

– Od trzech miesięcy wiesz, że Lucas wyszedł z więzienia, i milczysz? Dlaczego mi o niczym nie powiedziałeś?! – wykrzyczałam ze złością.

Złapał mnie za ramiona i pochylił się delikatnie.

– Jakie to ma znaczenie, skoro Owens jest przeszłością? – zakpił. – Przecież dobrze ci się żyje, kiedy nie ma go w pobliżu.

– Miałam prawo wiedzieć i nie ty powinieneś decydować o tym, czy…

– To nie była moja decyzja! – przerwał mi. – Owens nie chciał, żebyś się dowiedziała. To on podjął decyzję, a niestety w tym wypadku to właśnie on miał większe prawo decydować niż ty.

Zabolało.

– Jak to?

Parsknął, widząc, jak wiele bólu sprawiły mi jego słowa. Odwrócił wzrok i odsunął się ode mnie. Wsunął dłonie do kieszeni szortów i pokręcił głową.

– Tak to, Teagan. Owens nie chce ciebie w swoim życiu. I nie mam na to wpływu – wypalił, wyrzucając ramiona ku górze. – A szczerze mówiąc, nawet gdybym miał, to i tak wolałbym, żeby było tak, jak jest teraz. I jesteś podła, kiedy tak otwarcie pokazujesz, że wciąż go kochasz – powiedział jednym tchem, uświadamiając mi, jak ohydnie się wobec niego zachowałam.

– Frankie…

Chwyciłam go za rękę, jednak chłopak wyszarpnął się z mojego uścisku i obrócił na pięcie. Następnie ruszył pędem przed siebie.

– Kurwa – rzuciłam pod nosem, przecierając rozgrzaną od promieni słońca twarz. Zwróciłam wzrok w kierunku wody i cicho westchnęłam.

Nie miałam pojęcia, co robić. Nie byłam w stanie przestać myśleć o Lucasie, kiedy już wiedziałam, że nie dzielą nas kraty i armia urzędników, którzy nie pozwalają mi się do niego zbliżyć. Frankie nie powinien oczekiwać ode mnie obojętności. Mimo że teraz byłam z nim i łączyło nas naprawdę wiele, to przeszłość, która mnie ukształtowała, nosiła imię Owensa.

Usiadłam na piasku, a chłodna woda podmywała moje stopy. Wbiłam wzrok w wyświetlacz komórki, po czym niewiele myśląc, wybrałam numer i kliknęłam zieloną słuchawkę, a następnie przyłożyłam urządzenie do ucha. Serce wyrywało się z piersi w oczekiwaniu na wytęskniony dźwięk jego głosu.

To jednak się nie wydarzyło. Nie odebrał, a kiedy próbowałam dodzwonić się do niego drugi raz, telefon był już wyłączony.

Wstałam, otrzepałam się z piasku i ruszyłam w kierunku domku.

Po drodze zadzwoniłam do brata, nie chcąc już męczyć Frankiego. Od Aidena jednak nie dowiedziałam się niczego więcej, poza tym, że Lucas nie wrócił do swojego domu w Fairfield. Mój brat był mistrzem w unikaniu odpowiedzi na pytania, więc ani prośba, ani groźba do niego nie przemawiały. Obiecał natomiast, że po powrocie do domu wszystko mi wyjaśni, co sprawiło jedynie, że marzyłam o tym, by wyjechać wcześniej. I skarciłam się za to w myślach.

Nie chciałam ranić Frankiego. Naprawdę tego nie chciałam. Był dla mnie dobry i nie wyobrażałam sobie, że mogłabym go stracić. Przez te wszystkie lata dbał o mnie i wspierał mnie jak nikt inny. Zawdzięczałam mu naprawdę wiele. Dzięki niemu nauczyłam się na nowo żyć, oddychać pełną piersią. Nie zasługiwał na rany, jakie mu dzisiaj zadałam.

Weszłam do domu i zobaczyłam go. Siedział ze zwieszoną głową w fotelu, głaszcząc Hektora za uchem. Pies leżał spokojnie z boku mebla, a na mój widok zamerdał ogonem. Podeszłam do nich, pogłaskałam zwierzaka i kucnęłam między nogami Frankiego. Położyłam dłonie na jego udach i spojrzałam głęboko w posmutniałe oczy. Nie odezwał się, jedynie patrzył na mnie bez emocji. Jego twarz nie wyrażała niczego, choć doskonale wiedziałam, że w sercu szaleje burza.

– Przepraszam – wyszeptałam. – Nie chciałam cię zranić. Po prostu byłam w szoku, przez co nie zastanowiłam się nad swoimi słowami i zachowaniem.

– W porządku, nie gniewam się. Wiem, że łączyło cię z nim zdecydowanie więcej, niż ze mną będzie kiedykolwiek.

– Nie mów tak – wcięłam się mu w słowo. – Nic ani nikt nie zmieni tego, co jest między nami. Nawet on. Zaufaj mi, proszę.

– Ufam ci, Teagan. Bezgranicznie. Świadomość tego, jak bardzo bez niego cierpiałaś, sprawia, że teraz czuję się niepewnie, to wszystko. Boję się, że cię stracę.

Pokręciłam głową.

– Nie stracisz mnie. Jestem tylko twoja, Frankie. Masz mnie i moje serce… na zawsze.

Uśmiechnął się delikatnie, chwycił mnie pod pachy i podciągnął ku górze. Potem wciągnął mnie na siebie, a ja posłusznie usiadłam na nim okrakiem. Owinęłam ręce wokół jego karku i pochyliłam się, by pocałować go w usta.

Dłoń chłopaka dotknęła moich pleców, a druga umościła się wygodnie na biodrze.

– Kocham cię, Teagan – wyszeptał. – Kocham cię do szaleństwa.

Lucas

Aiden opierał się o drewnianą balustradę, paląc papierosa.

– Jaki masz plan wobec Teagan? – spytał nagle, spoglądając na mnie z pokerową miną.

– Żaden – odparłem spokojnie. Wciągnąłem do płuc dym papierosowy, przyglądając się nocnej panoramie oceanu. – Nie chcę… – Urwałem, bo nagle miałem problem ze znalezieniem odpowiednich słów, w które mógłbym ubrać własne uczucia. – Najlepiej będzie, jeśli nie dowie się o tym, że wyszedłem na wolność.

Nie chciałem jej widzieć. Każdego dnia za kratami zastanawiałem się, co robi, jak jej życie potoczyło się, kiedy mnie nie było obok. Czy się zmieniła? Czy wciąż za mną tęskni? Nie było dnia, bym o niej nie myślał, ale w gruncie rzeczy minęło bardzo dużo czasu. Uczucia ostygły i myślę, że to wyszło nam obojgu na dobre. A przynajmniej taką miałem nadzieję.

– Lucas – zaczął powoli, spoglądając na mnie. – Wiesz, że któregoś dnia wszystko się wyda, a wtedy ona znienawidzi nas obu za to, że ukrywaliśmy twój powrót przed nią.

– Wybaczy ci, nie martw się o to.

– Nie martwię, nie o to mi chodzi. Obawiam się, że kiedy tylko cię zobaczy, wtedy porzuci wszystko, co udało jej się zbudować przez te pięć lat, a jako jej brat nie życzyłbym sobie niczego więcej niż tego, żeby żyła bezpiecznie z daleka od spraw Falcons.

– Stary, minęło sporo czasu od naszego rozstania. Wątpię, by pamiętała, co do mnie czuła.

Parsknął.

– Naprawdę tak uważasz? Tobie udało się o tym zapomnieć?

Spojrzałem na niego i przygryzłem dolną wargę.

Chłopak zgasił papierosa w popielniczce i skrzyżował przedramiona na wysokości klatki piersiowej.

– Mówiłeś, że jest teraz szczęśliwa – przypomniałem. – Ze mną nie była. Związek i uczucie, które nas łączyły, nie przyniosły jej niczego dobrego. Jest mądra, nie zrezygnuje z tego, co jest dla niej dobre, tylko dlatego, że kiedyś była moja.

– Jesteś idiotą, Owens – burknął, przewracając oczami. – To, że teraz potrafi śmiać się z najprostszych rzeczy, wcale nie oznacza, że jest szczęśliwsza. I jeszcze raz… jesteś idiotą, skoro sądzisz, że nie była przy tobie szczęśliwa. Znam ją całe życie i doskonale wiem, że jesteś elementem, którego brakuje w tej układance. Codziennie widzę, jak się uśmiecha, jak cieszą ją małe zwycięstwa, ale widzę również, że blask w jej oczach zniknął w dniu, w którym ostatni raz cię widziała. Potrafię odróżnić, kiedy moja siostra jest dopełniona. Teraz nie jest, mimo że faktycznie częściej się śmieje. Czuję się jak skurwiel, bo wiem, jak Frankie ją kocha… Ja jednak wiem, że to nie do niego należy jej serce – wyznał, a ja poczułem potworny ucisk w klatce piersiowej.

– Nie pozwolę, żeby kolejny raz znalazła się w zasięgu moich rąk. I ty też nie powinieneś na to pozwolić. Jeśli faktycznie tak dobrze ją znasz, to wiesz, że Frankie jest dla niej bardziej odpowiedni, niż ja kiedykolwiek mógłbym być.

– Nie jesteś na niego wkurwiony? – spytał, wsuwając dłonie do kieszeni spodni.

– Nie mam do tego prawa. Kiedy mnie nie było, to on ją wspierał, on dbał o nią i był przy niej. Jakby się zastanowić, to jest przy niej dłużej niż ja.

– Nie chciałbym, żeby między tobą a Frankiem były zgrzyty… Mnie wcale nie było łatwo zaakceptować tego związku, nie uważałem i wciąż nie uważam, żeby to było dobre rozwiązanie. Ich relacja jest niebezpieczna dla nas wszystkich. Frankie to dobry chłopak, dobry przyjaciel i jest świetny w tym, co robi, ale jeśli coś pójdzie nie tak… Nie wiem, jak to wszystko skończy się dla nas.

– Jest też inteligentny i doskonale wie, co robi i czym to grozi. Zna konsekwencje. Nie sądzę, żeby jego związek z twoją siostrą w jakikolwiek sposób wpłynął na ewentualne interesy.

– Nie poznaję cię, Lucas… Normalnie walczyłbyś o nią, a teraz się poddajesz i dosłownie oddajesz ją w ręce swojego przyjaciela. To nie jest do ciebie podobne.

Patrzyłem na niego i walczyłem sam ze sobą. Przetarłem dłońmi twarz i cicho mruknąłem pod nosem.

– Staram się postąpić słusznie. Kieruję się jedynie jej dobrem, nic więcej. Teraz musimy skupić się na odbiciu miasta i tego, co jest nasze. To nasz cel.

Wewnętrznie czułem się rozdarty na kawałki, a ta walka była niemal nie do zniesienia. Każda myśl o Teagan wracała z siłą, której nie byłem w stanie kontrolować. Tęskniłem za nią, to było jasne. Chciałem znów poczuć ją w swoich ramionach, zatonąć w jej zapachu, w jej ciepłych oczach. Myślałem o niej nieustannie, ale za każdym razem, gdy pozwalałem sobie na te marzenia, wracała też rzeczywistość, która uderzała we mnie z potężną siłą. Frankie był dla niej lepszy. Wiedziałem to. Tak samo jak wiedziałem, że jeśli wrócę do jej życia, znów wszystko rozsypie się w drobny mak. Chciałem dla niej wszystkiego, co najlepsze, nawet jeśli oznaczało to, że muszę trzymać się z daleka.

Aiden przeciągnął się i pokiwał głową.

– Cieszę się, że wróciłeś – wyznał. – Brakowało mi ciebie, stary. Brakowało mi tej motywacji do działania. Teraz, kiedy już jesteś tam, gdzie być powinieneś, nic nas nie zatrzyma. Odbijemy Fairfield i nikt nie stanie nam na drodze. Obiecuję ci, Owens, że masz moją pełną wiarę i wsparcie. Tym razem nie pozwolę, żeby cokolwiek na to wpłynęło.

Uśmiechnąłem się.

– Mnie też ciebie brakowało, Aiden. Cieszę się, że znowu stoimy po tej samej stronie.