God of passion - Bianca Patricia - ebook + audiobook + książka

God of passion ebook i audiobook

Bianca Patricia

3,9

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

26 osób interesuje się tą książką

Opis

Ona gardzi ludźmi podobnymi do niego. 

On widzi w niej tylko biznes.

Dwudziestojednoletnia Scarlett Paterson studiuje prawo na uniwersytecie w Miami. Dziewczyna jest zdeterminowana, żeby zostać jednym z najlepszych adwokatów w Stanach Zjednoczonych. Chce to zrobić dla upamiętnienia rodziców, którzy zginęli w pożarze. 

Dominic Findlay to dwudziestodziewięcioletni biznesmen. Jego majątek jest liczony w milionach dolarów. Kobiety zabiegają o jego uwagę, ale żadna z nich nie może liczyć na cokolwiek poważniejszego. Mężczyznę nie interesują żadne dłuższe znajomości. 

Jednak szybko się to zmienia, kiedy na jego drodze staje młoda studentka. Mężczyzna nie może zaprzeczyć, że dziewczyna ma w sobie coś intrygującego. Gdy Dominic dostrzega, że Scarlett ma dryg do biznesu, postanawia ją zatrudnić.

Z czasem mężczyzna chce od niej czegoś więcej, ale kiedy Scarlett odmawia, on proponuje jej seks za pieniądze. Kobieta jest oburzona tą propozycją. Jednak układ z przystojnym biznesmenem, to coś, czemu nie może się oprzeć.                                                                                                                                                                                                                                                                                                              Opis pochodzi od Wydawcy.        

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 474

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 12 godz. 48 min

Lektor: Bianca Patricia
Oceny
3,9 (375 ocen)
167
99
48
38
23
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
AGAORZECH

Całkiem niezła

Coś tu się nie zgadza. Jakim cudem ta książka ma ocenę 5.0, gdy tak dużo jest negatywnych ocen. Błąd czy celowe fałszowanie ocen?
Aawa0

Z braku laku…

Wytrwałam 2/3 książki ale już więcej nie pociągnę. Widać ze to dzieło z WATTPADA - autorka nie wie o czym pisze ani jak wyglada realny świat. Świat biznesu czy prawa opisywany z perspektywy tego jak dorosłe życie wyobraża sobie nastolatka. Dialogi poziom tragiczny - prawdziwi ludzie tak ze sobą nie rozmawiają. Bohaterowie infantylni, niby dorośli ale zachowują się jak nastolatkowie w pierwszej romantycznej relacji. Potencjał był, szkoda ze tak zmarnowany.
9601Uk

Nie polecam

Nie chcą być niemiła ale to jest poza skalą,bardzo słabe i mam nadzieję ,ze kontynuacji nie będzie.
132
wojciechowski8

Z braku laku…

Nie dałam rady przeczytać tej szmiry do końca. Autorce szczerze polecam najpierw przemyśleć to o czym chce pisać, zgłębić temat, popracować nad warsztatem a dopiero potem wydawać. I nie piszę tego złośliwie bo uważam że jest potencjał ale bardzo dużo brakuje
111
Jusa153

Z braku laku…

masakra , szkoda czasu tym bardziej że będzie część druga .
112

Popularność




God of passion

Copyright © 2023

Bianca Patricia

Wydawnictwo NieZwykłe

All rights reserved

Wszelkie Prawa Zastrzeżone

Redakcja:

Anna Łakuta

Korekta:

Monika Nowowiejska

Joanna Boguszewska

Karolina Piekarska

Redakcja techniczna:

Paulina Romanek

Projekt okładki:

Paulina Klimek

Autor ilustracji:

Marta Michniewicz

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN:  978-83-8320-668-4

Dedykacja

Dedykuję tę historię dziewczynce, którą kiedyś byłam.

Nie bój się marzyć. Marzenia mają ogromną moc.

PROLOG

Byłam tylko dzieckiem. Dzieckiem, które niosło na swoich ramionach zbyt wiele zła. Oni mnie zniszczyli. Nauczyli, że bycie dobrym nie popłaca. Zabili każdą dobrą cząstkę, która we mnie drzemała.

Dusiłam się, wszędzie był dym. Czarny dym, który zatruwał mój organizm. Od ścian odbijał się rozrywający gardło krzyk. Ogień był wszędzie, paląc moje ciało.

Gdy głosy rodziców ucichły, ja sama umilkłam. Przestałam płakać i walczyć. Czułam kompletną pustkę. Zostałam sama, a karma po mnie przyszła. To była kara za moje grzechy.

Byłam tylko dziewczyną z wieloma popełnionymi błędami i problemami na koncie. Nie miałam już, o co walczyć.

Wtedy myślałam, że karą będzie śmierć. Jednak tak się nie stało. Miałam pokutować do końca swoich dni. Musiałam na nowo nauczyć się być dobrą. Jednak trudno jest znaleźć dobro, gdy otaczasz się samym złem, fałszem i bezlitosnymi ludźmi. Trudno jest płynąć pod prąd, więc zaczynasz płynąć z nim.

Pośród białych ścian szpitala obiecałam sobie, że już nigdy nikomu nie zaufam, nie oddam serca, a przede wszystkim będę liczyć tylko na siebie.

Al mal tiempo, buena cara1.

Rozdział 1

Ego

Look what you did start it. Why you gotta act so naughty? – Trey Songz

Scarlett

Poranek. Czas, gdy mrok opuszcza ulice miasta i chowa się za horyzont, a promienie słońca budzą świat do życia. Rozpoczyna się następny dzień, z którym dostajesz nową szansę, kolejne godziny przygód i korzystania z tego, co się ma. Wczoraj odchodzi razem z nocą jak nieistotne już wspomnienie. To, co było, nie wróci, więc egzystujemy dalej.

Z głębokiego snu wybudził mnie budzik, którego melodia motywowała do wstania z łóżka i zaczęcia dnia jak najlepiej. Piosenka Britney Spears wypełniała niewielkie pomieszczenie akademika. Obróciłam się z jękiem, aby wyłączyć telefon, który leżał na szafeczce nocnej. Chwyciłam komórkę i przeciągnęłam palcem po ekranie srebrnego iPhone’a. Melodyjka ucichła, a ja podniosłam się do pozycji siedzącej i wyciągnęłam ręce ku górze, aby się rozciągnąć. Rozejrzałam się, by wyrwać umysł z krainy snów. Było już jasno, a promienie wstającego dopiero słońca wpadały przez okno wprost na ciepłe łóżko.

Odrzuciłam kołdrę w beżowe wzorki i zeszłam z przytulnej pościeli, wsuwając stopy w czarne kapcie. Złapałam klamrę i związałam jasnobrązowe włosy, które sięgały mi za piersi. Spięłam je, a zaraz potem chwyciłam mały głośnik JBL w kolorze szampańskim. Poszłam do łazienki, którą dzieliłam z moją współlokatorką Rebeccą. Położyłam urządzenia na blacie obok zlewu, po czym po pomieszczeniu rozeszła się piosenka z porannej playlisty na Spotify.

Zdjęłam z siebie czarną, koronkową piżamę, a następnie wrzuciłam ją do białego kosza na pranie. Wzięłam szybki prysznic, który miał mnie rozbudzić. Spojrzałam na swoje odbicie i ciężko westchnęłam. W zielonych oczach dostrzegłam zmęczenie, które prześladowało mnie każdego ranka.

Idziesz naprzód Scarlett. Będzie lepiej.

Podeszłam do szafy w pokoju i zaczęłam przeglądać, w co mogłabym się ubrać. Po dłuższej chwili zdecydowałam się na jasnoniebieskie dżinsy z wysokim stanem i czarny crop top z dekoltem w kształcie litery „V”. Do tego wzięłam jeszcze ciemnofioletową koszulę w czarną kratę. Założyłam na szyję łańcuszek z wisiorkiem w kształcie księżyca.

Przejrzałam się w niewielkim lustrze, które stało na biurku. Usiadłam przy nim i usłyszałam szmery z przedpokoju. Spojrzałam w tamtym kierunku i mój wzrok spoczął na zaspanej przyjaciółce, która opierała się o framugę drzwi wejściowych. Szare, dresowe spodenki nie były zawiązane, a sznurki swobodnie opadały w dół. Sportowy stanik z kolekcji Calvina Kleina w tym samym kolorze idealnie współgrał z dołem. Blond włosy były w nieładzie i delikatnie się kręciły. Sięgały jej na wysokość pępka.

– Miło cię widzieć w ten cudowny poniedziałek – powiedziałam z szerokim uśmiechem na twarzy. Współlokatorka spojrzała na mnie jak na wariatkę i przetarła oczy.

– Jak można nazwać pierwszy dzień tygodnia boskim? I czy to w ogóle możliwe, że poniedziałek może być chociaż odrobinę dobry? – oburzyła się, patrząc na mnie z powątpiewaniem. Zachichotałam, a Rebecca odbiła się od ramy. – Ja idę się ogarnąć, a potem możemy iść do uniwersyteckiej kawiarni. Co ty na to? – zaproponowała, odwracając się, a ja zgodziłam się na ten pomysł.

Po skończeniu makijażu, zerknęłam na swoje odbicie. Kości policzkowe pokrywał róż i odrobina rozświetlacza. Rzęsy nabrały objętości i koloru dzięki tuszowi. Usta podkreśliłam matową pomadką w odcieniu brązu.

Wzięłam czarną torebkę i spakowałam do niej potrzebne rzeczy na wykład. Poszłam sprawdzić, ile jeszcze Becca będzie się przygotowywać. Zapukałam do drzwi, a po chwili usłyszałam ciche „proszę”. Nacisnęłam klamkę i zajrzałam do pokoju. Na łóżku siedziała moja przyjaciółka. Dziewczyna uniosła wzrok znad lusterka i posłała mi pytające spojrzenie.

– Ile czasu potrzebujesz? – spytałam spokojnie, patrząc wprost w brązowe oczy kobiety.

Odłożyła tusz do rzęs i wróciła wzrokiem do lustereczka, które trzymała w dłoni.

– Dziesięć minut – poinformowała krótko, a ja skinęłam głową.

– Mam nadzieję, że twoje magiczne „dziesięć minut” nie zamieni się w pół godziny – rzuciłam przez ramię, a następnie wyszłam, zamykając za sobą drzwi. W przedpokoju włożyłam czarne botki i płaszcz w tym samym kolorze.

Rebecca w końcu opuściła swoje cztery ściany. Miała na sobie białą koszulę z podwiniętymi rękawami i rozpiętymi guzikami, które tworzyły delikatny dekolt, idealnie komponując się z czarnymi dżinsami z wysokim stanem.

– Idziemy? – spytała pogodnie, a ja przytaknęłam.

Wyszłyśmy z pokoju akademickiego i zamknęłyśmy drzwi na klucz. Ruszyłyśmy korytarzem, po czym marmurowymi schodami ze szklanymi poręczami skierowałyśmy się do wyjścia z kampusu. Wszędzie wokół było już pełno rannych ptaszków siedzących na miętowych kanapach przy stolikach i czekających na wykłady. Dzięki szklanym ścianom do środka wpadało dużo porannego światła.

– Ile mamy czasu do wykładu? – Becca przekręciła głowę w moją stronę. Przeniosłam wzrok na ekran telefonu.

– Jakieś czterdzieści minut – odpowiedziałam, popchnąwszy szklane drzwi. Wyszłyśmy z kampusu, kierując się w stronę Mahoney Pearson Dining Hall. Minęłyśmy dużą fontannę, która znajdowała się przed wejściem do budynku, i ruszyłyśmy przez ogródek akademicki.

– Kiedy jedziesz na cmentarz? – zapytała Becca z nutą delikatności i troski w głosie.

Spochmurniałam, co nie umknęło jej uwadze. Za każdym razem, gdy ktoś poruszał ten temat, przed oczami pojawiały mi się obrazy z tamtego dnia.

Pewnej wakacyjnej nocy, niedługo po ukończeniu liceum, obudziły mnie duszności i zadziwiająco wysoka temperatura w pokoju. Gdy uchyliłam powieki, zobaczyłam płomienie i usłyszałam krzyki rodziców z drugiego pomieszczenia. Nie byłam w stanie im pomóc. Ogień był wszędzie, a ja uwięziona w czterech ścianach. Straż pożarna wyciągnęła mnie z domu, gdy już straciłam przytomność. Miałam poparzenia na całym ciele. W niektórych miejscach nadal widać blizny, choć robiłam wszystko, aby się ich pozbyć.

Gdy się wybudziłam, lekarz oświadczył mi, że rodzice zginęli w wyniku zaczadzenia. Wtedy nie docierało do mnie nic oprócz przeraźliwego, spowodowanego bólem krzyku, który opuścił moje gardło. Straciłam wszystko. Nie miałam nikogo. Musiałam sprzedać większość rzeczy, które udało się uratować z pożaru i pożyczyć pieniądze na studia, które wciąż spłacałam.

Jedyne, o czym teraz marzę, to odciąć się od rzeczy, które przywracają te wspomnienia.

– Myślę, że jakoś w tym tygodniu – bąknęłam. – A czemu pytasz? – Spojrzałam na przyjaciółkę, którą znałam od dzieciaka. Rodzice Rebeki dali mi dach nad głową, gdy straciłam wszystko. Wyprowadziła się ze mną do akademika, choć nie musiała i nie chciała, bo mogła mieszkać w domu rodzinnym, który znajduje się niedaleko uniwersytetu.

– Uznałam, że możemy razem pojechać. Twoi rodzice byli dla mnie niemal tak bliscy jak moi. Chciałabym zapalić dla nich znicz – powiedziała z bladym uśmiechem, który pojawił się na jej czerwonych wargach. Skinęłam głową, ciągnąc za szklane drzwi.

Wnętrze było wypełnione drewnianymi stolikami dla czterech osób, a wokół nich stała odpowiednia liczba krzeseł zrobionych z tego samego tworzywa, ale oparcie i siedzenie wykonane były z twardych, zielonkawych poduch. Przez duże okna do pomieszczenia wpadały promienie słoneczne, dzięki czemu było tam sporo światła.

Zasiadłyśmy na naszym stałym miejscu, które było usytuowane niedaleko telewizora wiszącego na ścianie. Rebecca musiała oglądać te posrane programy plotkarskie. Można uznać to już za uzależnienie. Nie wiedziałam, co było w tym ciekawego. Miałam czasami wrażenie, że oglądała je tylko po to, aby zobaczyć tych przystojnych i bogatych mężczyzn. Poślubienie jednego z nich to chyba małe marzenie tej dziewczyny.

Nagle podeszła do nas Brooke, która pracowała tu jako kelnerka. Zgodnie z wytycznymi pracy w kawiarni miała spięte w niski kok włosy, podwinięte do łokci rękawy białej koszuli i zapaskę z logiem tego miejsca zawiązaną w talii.

Przystanęła, trzymając w jednej dłoni niewielki notes, a w drugiej długopis z logiem uniwersytetu. Przeniosłam wzrok ku jej szarym tęczówkom.

– Co dla moich cudnych koleżanek? – spytała z uśmiechem. – To co zawsze? – dopytała, a ja przytaknęłam. Obie spojrzałyśmy na Rebeccę, która patrzyła jak zaczarowana na szklany ekran. Sheeran usiadła obok i popatrzyła w kierunku, w którym Kennedy utkwiła wzrok. Na ekranie był dobrze zbudowany mężczyzna, wydawał się wysoki. Trudno było stwierdzić, ile miał wzrostu, ale obstawiałam, że jakiś metr osiemdziesiąt pięć. Miał też ciemne, niemal czarne oczy i idealnie ułożone włosy, co świetnie komponowało się z dobrze skrojonym, granatowym garniturem, który dodawał mu powagi. Przeczytałam napis na pasku wiadomości:

„Dominic Findlay – właściciel Findlay Company”.

– Jest synem naszego wykładowcy prawa – powiedziała Becca, patrząc jak zaczarowana. Spojrzałam na nią zaskoczona, a ona zaśmiała się, widząc moją reakcję. – Nie mów, że nie wiedziałaś.

– Przykro mi, że nie interesuję się życiem bogatych dupków – rzekłam zgryźliwie, na co ona przewróciła oczami.

– Zaraz przyniosę wasze zamówienie – powiadomiła Brooke i szybko się ulotniła.

– Czemu masz do nich takie nastawienie? – Zaciekawiła się. Spojrzałam na nią poważnym wzrokiem. Rebecca natomiast przyglądała mi się wnikliwie.

– Aby być bogatym, trzeba być w jakimś stopniu egoistą, a gdy facet jest egoistą, to nazywa się go dupkiem. – Wzruszyłam obojętnie ramionami i odebrałam od Brooke nasze zamówienie. – Mało jest uczciwych, miłych i myślących o innych biznesmenów. Obie dorastałyśmy w świecie pieniędzy, drogich domów, samochodów czy ciuchów. Na palcach jednej ręki jestem w stanie wymienić bogaczy, którzy nie są dupkami. – Oburzyłam się tym, że widzi świat przez różowe okulary.

– No, ale pomyśl. Z takim ciałem musi być naprawdę dobry w łóżku. – Zignorowała moją poprzednią wypowiedź, a ja parsknęłam, bo ciągle myślała o tym samym, przez co oberwałam w ramię od dziewczyny. – Ty się tu nie śmiej. – Pogroziła palcem jak matka, która ostrzega dziecko. – Myślisz, że jeśli jego ojciec jest naszym wykładowcą, to mogę się do niego jakoś zbliżyć? – spytała z taką powagą, że nie mogłam w to uwierzyć. Ona może się posunąć naprawdę daleko.

– Czy ty właśnie mi sugerujesz, że wolisz znaleźć sobie bogatego faceta, niż stać się niezależną kobietą? – spytałam retorycznie, ponieważ znałam odpowiedź na to pytanie aż za dobrze. Moja przyjaciółka zaśmiała się i przytaknęła. – Jesteś po prostu nienormalna.

– Społeczeństwo dzieli się na dwa typy ludzi. Na tych, którzy ciężko pracują na sukces, i na tych korzystających z czyichś osiągnięć. Ty zaliczasz się do tego pierwszego, a ja drugiego – objaśniła, a ja nie zamierzałam kontynuować tej rozmowy.

Zjadłyśmy nasze śniadanie, a następnie zapłaciłyśmy za zamówienie u Brooke. Zaczęłyśmy iść w stronę uniwersytetu. Żadna z nas się nie odzywała. Przeglądałam swoje media społecznościowe. Wszędzie było tylko o tym całym bogaczu, którym zachwyca się Becca. Jeden wywiad i już wszędzie o nim pisano i mówiono. Co ludzie w nim widzieli? Dobra, musiałam przyznać, że był przystojny i bogaty, ale zapewne nieciekawy z charakteru.

Rebecca otworzyła drzwi i weszłyśmy do budynku. Studenci rozmawiali ze sobą, gnali gdzieś lub się kłócili. Jakaś para darła się tak głośno, że zwracała uwagę wszystkich wokół. Związki…

Szłyśmy korytarzem przed siebie. Ludzie przepychali się przez hol, nie zwracając uwagi na siebie nawzajem, wszyscy chcieli zdążyć na wykład. Starałyśmy się dotrzeć do sali, w której miałyśmy rozpocząć zajęcia. Kilka razy ktoś na mnie wpadł, ale w końcu udało nam się przecisnąć przez tłumy na korytarzu. Weszłyśmy do sali i odetchnęłyśmy z ulgą. Usiadłyśmy w czwartym rzędzie od biurka wykładowcy. Zaczęłyśmy przygotowywać się do zajęć.

Rebecca zaczęła przeglądać social media, ponieważ nasz wykładowca się spóźniał. Uznałam, że też coś poprzeglądam. Zaczęłam robić kurs marketingu, który niedawno kupiłam.

Nagle Becca przysunęła telefon, abym na niego zerknęła. Spojrzałam zaciekawiona na ekran komórki, na którym zauważyłam jej obiekt westchnień, który dzisiaj tak podziwiała w telewizji. Przewróciłam oczami z politowaniem na fotografię milionera na tle jakiegoś samolotu i lotniska.

– Skoro tak ci się podoba, to się z nim umów. – Wzruszyłam beznamiętnie ramionami, a dziewczyna spojrzała na mnie w szoku, jakbym powiedziała najgłupszą rzecz na świecie. – No co? Jest biznesmenem. Na pewno gdzieś w Internecie znajdziesz jego numer lub cokolwiek – rzekłam, a przyjaciółka chciała coś powiedzieć, ale nagle do sali wszedł wykładowca. Był to mężczyzna po sześćdziesiątce. Przewyższał mnie o parę centymetrów. Mógł mieć około metra osiemdziesięciu. Jego głowę pokrywały prawie siwe włosy. Biała koszula i szare spodnie od garnituru wzbudzały powagę. W jednej ręce trzymał czarną, skórzaną teczkę, a w drugiej futerał z okularami, które zakładał zawsze na początku zajęć.

Jednak nie przyszedł sam jak zawsze, lecz ze swoim synem. Młody mężczyzna około trzydziestki wyglądał jak na wszystkich zdjęciach, które pokazała mi Becca.

– Widzisz? Chyba los ciągnie was ku sobie. Nie musiałaś się jakoś specjalnie wysilać – zażartowałam i zaśmiałam się pod nosem. Dała mi kuksańca w brzuch, na co przewróciłam oczami. – Skup się lepiej na wykładzie, bo jeszcze dojdziesz od samego patrzenia.

Becca prychnęła pod nosem.

– Witam was, kochani – przywitał się mężczyzna, wychodząc na środek sali. – Dzisiaj przyszedłem z moim synem. Dominic dużo osiągnął jak na swój wiek i jest przykładem dla wielu młodych ludzi, w tym was. – Wskazał na nas dłońmi i spojrzał wymownie.

– Oraz obiektem do zaliczenia przez Rebeccę Kennedy – dodałam cicho, aby tylko dziewczyna usłyszała, nikt więcej. Widziałam, jak na jej policzkach pojawiły się rumieńce. Schowałam twarz we włosach, aby ukryć szeroki uśmiech pchający się na wargi. Jednak cichy śmiech opuścił usta, choć nie chciałam przerywać monologu, który prowadził pan Findlay.

– Nie przeszkadzamy wam? – Usłyszałam niski, delikatnie zachrypnięty głos, który został skierowany w naszą stronę. Przeniosłam wzrok na czarne jak węgiel tęczówki, które wpatrzone były we mnie. – Wiem, że jestem obiektem wielu plotek, ale… – zaczął, ale nie dokończył, ponieważ przerwałam mu mimowolnie i sama nie wiedziałam, dlaczego te słowa wypowiedziałam.

– Nie schlebiaj sobie – odparłam chłodno i w ciągu ułamka sekundy jego wyraz twarzy się zmienił z poważnego na zaskoczony. Oniemiał. Przyglądał mi się w ciszy, skanując twarz centymetr po centymetrze, choć dzieliło nas spokojnie dziesięć metrów. Najwyraźniej nikt go nie skrytykował.

Rebecca kopnęła mnie w łydkę pod biurkiem, abym zareagowała na jej nieme pytanie, bo jedyne, czym teraz się zajmowałam, to patrzenie na niego pogardliwie.

Na jakiego chuja się odezwałaś, Scarlett? Na co ci to było? Musisz mieć taki długi język? Życie ci niemiłe czy co? Możesz najpierw myśleć, a potem robić?

Mężczyzna pokręcił z dezaprobatą głową, oblizując końcem języka wargi.

– Można zachować kulturę i nie przerywać wykładów ojca – dokończył surowo, krzyżując ręce na klatce piersiowej, jakby miał stoczyć walkę z największym wrogiem.

– Nie jest pan od uciszania studentów. Zamieniłam jedno zdanie z przyjaciółką tak cicho, że nie ma szans, aby ktoś usłyszał to z takiej odległości. – Wskazałam na miejsce, gdzie stali mężczyźni, i podniosłam się z siedzenia. – Myślę, że jeśli przeszkadzałoby to pańskiemu tacie, to sam by zareagował – stwierdziłam ze spokojem, który jemu najwyraźniej się nie spodobał. – Jest tu pan dopiero chwilę, a rządzi się jak rektor albo Bóg. – Pogarda, którą słychać było w moim głosie, miała ogromne pole rażenia.

Spojrzenia wszystkich studentów spoczęły na mnie, a wykładowca wydawał się zaskoczony tą wymianą zdań.

– Panno Scarlett – powiedział z szokiem i oburzeniem w tonie starszy Findlay. Przeniosłam na niego wzrok z lekką skruchą. – Nie spodziewałbym się po pani takiego zachowania – rzekł z rozczarowaniem. – Podejdź – poprosił, a ja to uczyniłam. Opuściłam ławkę i skierowałam się schodami na środek sali. – Dominic, przedstawiam ci moją najlepszą studentkę. Ma talent i wkłada serce w to, co robi. Mogę nawet rzec, że będzie tak dobrym adwokatem, że w przyszłości będziesz chciał mieć ją wśród swoich ludzi – stwierdził z dumą, a ja powstrzymywałam się przed skrzywieniem na jego słowa. Praca dla takich ludzi jak jego syn to kara, a nie nagroda.

– Zapewne – zakpił, nie spuszczając ze mnie intensywnego spojrzenia. – To byłaby bardzo przyjemna współpraca.

Podniosłam głowę, a nasze spojrzenia się spotkały. Westchnęłam ciężko i szybko przerwałam kontakt wzrokowy.

– Owocna – wyszydziłam. – A jeśli mogę, wrócę na miejsce. – Skinęłam głową na pożegnanie i odwróciłam się na pięcie. Weszłam po schodach i zasiadłam obok przyjaciółki. Utkwiłam spojrzenie w ekranie laptopa.

– Gapi się na ciebie – wyszeptała, a ja kopnęłam ją w nogę, bo już nie chciałam o nim słyszeć. To będzie mój znienawidzony wykład.

– Lepiej już się zamknij – warknęłam stanowczo.

***

Szłam w stronę wielkiego biurowca w centrum miasta. Dziś zadzwonił do mnie przyjaciel taty, który był dyrektorem działu marketingu. Już dawno ojciec zapewnił mi pracę w tej firmie. Nie było to moim marzeniem, ale w obecnej sytuacji finansowej i przez wspomnienia z poprzedniej pracy była to deska ratunku. Po śmierci rodziców musiałam opłacić bardzo dużo rzeczy, więc pieniądze ze spadku rozeszły się z prędkością światła. Kupiłam za nie samochód, którego prawie w ogóle nie używałam, ponieważ wszędzie miałam blisko, opłaciłam sobie akademik i częściowo studia.

Powinnam sprzedać ten samochód…

Weszłam do budynku i udałam się do recepcji. Za biurkiem siedziała elegancko ubrana, około czterdziestoletnia kobieta z brązowymi włosami związanymi w kok. Podniosła wzrok i serdecznie się uśmiechnęła.

– W czym mogę pomóc? – spytała przyjaźnie.

– Scarlett Paterson. Jestem umówiona na spotkanie z panem Hamiltonem – oznajmiłam spokojnie. Kobieta sprawdziła coś w systemie, po czym poprosiła, abym poszła korytarzem aż do końca, a następnie wjechała windą na piąte piętro. Podziękowałam jej za pomoc, po czym zrobiłam tak, jak mnie poinstruowała.

Gdy znalazłam się już na odpowiedniej kondygnacji, ruszyłam w stronę gabinetu mojego nowego szefa. Znalazłam odpowiednie drzwi i zapukałam trzykrotnie. Po chwili usłyszałam ciche „proszę”. Nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. Spojrzałam na Johna Hamiltona. Mężczyzna był przed pięćdziesiątką i miał delikatny zarost. Swoimi niebieskimi oczami przyglądał mi się z zaciekawieniem.

– Jestem Scarlett Paterson – przedstawiłam się, a John pokazał gestem dłoni, abym weszła do środka i tak uczyniłam. Zamknęłam drzwi za sobą, a następnie usiadłam na jednym z krzeseł naprzeciwko niego.

– Pamiętam cię jako małą rozrabiakę. Dziwnie jest widzieć młodą i piękną kobietę. Urodę odziedziczyłaś po matce, ale umysł masz Thomasa – zaczął ciepło, a ja uśmiechnęłam się mimowolnie. – Twój ojciec był wielkim człowiekiem. Jego projekty… – Westchnął z podziwem. – Wszystko, co stworzył, było dobre dla środowiska i dało korzyści społeczeństwu. – Oparł się o fotel, a ja przyglądałam mu się uważnie.

– Jest moim autorytetem. Chcę sprawić, by świat był lepszy, ale wymyślanie wynalazków nie jest moją mocną stroną, więc…

– Wybrałaś prawo – dokończył za mnie, a ja przytaknęłam. – Pamiętam dzień, gdy odwiedziłem Thomasa u was w domu w jego pracowni. Siedziałaś u niego na kolanach i tworzyłaś z nim coś małego, ale sprawiało ci to taką radość. – Uniósł prawy kącik ust na to wspomnienie. – Emily zawołała cię, abym został sam na sam z twoim tatą. To, jak na ciebie patrzył, było jak z obrazka. Kochał cię bardziej niż kogokolwiek innego. – Wzruszyłam się, bo tego, jak był mi bliski, nie można porównać do niczego. – Jego słowa zapadły mi w pamięć. – Zmarszczyłam brwi z zaciekawieniem. – Powiedział, że sukces Scarlett będzie tak ogromny jak miłość w jej sercu. A ktoś, kto zdobędzie tę miłość, zrozumie, co to niebo w piekle.

– Co to znaczy?

– Nie wiem, ale ty się dowiesz – zadeklarował, wstając, a ja przyglądałam się mu uważnie. Doszedł do mnie dźwięk otwieranych drzwi. Odwróciłam się w tamtą stronę. – Emma zaprowadzi cię do twojego gabinetu.

Spojrzałam zaskoczona na mężczyznę.

– Będę mieć własny gabinet? – wykrztusiłam zdezorientowana, a John zaśmiał się, jakbym powiedziała jakiś śmieszny żart.

– Owszem, Scarlett, i możesz go udekorować, jak zechcesz. – Posłał mi przyjacielski uśmiech. Przytaknęłam na jego słowa, zerkając na kobietę. Mogła mierzyć z metr sześćdziesiąt. Jasnobrązowe włosy związała w niską kitkę, a szarymi oczami wpatrywała się we mnie z uśmiechem malującym się na zaróżowionych ustach. Opinająca, ołówkowa spódniczka, która kończyła się delikatnie nad kolanami, uwydatniała jej figurę gruszki.

Opuściłyśmy gabinet, a szatynka wysunęła w moją stronę dłoń, którą uścisnęłam.

– Emma Harris – przedstawiła się z czarującym uśmiechem.

– Scarlett Paterson.

– Zapraszam za mną – poleciła, odwracając się do mnie plecami. Ruszyła przed siebie, a stukot niskich szpilek odbił się od ścian korytarza. Wędrowałam za nią, rozglądając się po piętrze biurowca. Ściany były szklane, więc bez problemu można było dostrzec, co robił każdy pracownik.

Harris otworzyła jedne z drzwi i weszłyśmy do środka. Moim oczom ukazało się dość duże biuro, w którym stało biurko, krzesło, szafa i roślinka w doniczce.

– Mam nadzieję, że szybko się zaaklimatyzujesz. Jesteś szczęściarą – odparła ze szczerym uśmiechem. Spojrzałam na nią pytająco i lekko zdezorientowana. – Jeśli dał ci własny gabinet pierwszego dnia pracy, to znaczy, że pokłada w tobie duże nadzieje. – Spoważniała i chciała już wyjść, ale przystanęła w progu. – Jeśli będziesz miała jakieś pytania, to śmiało pytaj. Jestem za ścianą – powiadomiła i szeroko się uśmiechnęła, a ja odwzajemniłam gest, po czym Emma wyszła z gabinetu.

Rozejrzałam się po pomieszczeniu i w wyobraźni zaczęłam je urządzać. Usiadłam na krześle i wyjęłam z torby laptopa, a następnie wzięłam się za przeglądanie papierów, które leżały na stole. Musiałam zapoznać się z marketingiem paru firm i wymaganiami względem mnie. Sklep z ubraniami miał wypuścić nową kolekcję w przeciągu trzech tygodni. Muszę zacząć od poznania grupy docelowej.

Po zaznajomieniu się z ofertą firmy mogłam określić, do kogo miałam skierować kampanię reklamową. Na moje oko skupili się na młodzieży i młodych dorosłych. Dotyczyła ona wszystkich stanów USA.

– Wychodzi na to, że wybieramy kampanię multimedialną – wymamrotałam pod nosem, robiąc notatki na komputerze. Musiałam określić przewidywaną cenę reklamy na trzydzieści dni.

Zaczęłam zapisywać ceny jednego kliknięcia bądź wyświetlenia. Sięgnęłam po dane z poprzednich miesięcy, aby czymś się sugerować. Banery, reklamy internetowe, telewizyjne, w social mediach. Za pomocą Excela obliczyłam budżet.

– Pięćset czterdzieści jeden tysięcy dolarów za trzydzieści dni reklamy. – Przeczytałam to z niedowierzaniem. Spojrzałam na raporty z poprzednich miesięcy i one również wskazywały na podobną kwotę.

Jakoś po dwudziestej drugiej zaczęłam się zbierać. Zarzuciłam na siebie czarny płaszcz, który sięgał mi do połowy ud, a na ramię założyłam torebkę, w której znajdował się komputer, telefon i portfel. Wyszłam z gabinetu, kierując się w stronę szefa. Zapukałam, a następnie weszłam. Był jeszcze w pracy, co mnie trochę zdziwiło, bo myślałam, że go nie zastanę.

– Co się stało? – spytał z powagą. Pokręciłam przecząco głową, po czym podeszłam do biurka i położyłam dwa pliki papierów z przygotowanymi reklamami. Hamilton spojrzał zaskoczony. – Zrobiłaś to w sześć godzin? – zapytał, zerkając na zegarek, który znajdował się na jego biurku.

Przytaknęłam, zadowolona ze swojej ciężkiej pracy.

– Mam bujną wyobraźnię – rzuciłam z uśmiechem.

– Właśnie widzę. – Zaśmiał się, przeglądając projekty.

– Ja będę już zbierać się do domu, ponieważ jutro mam uczelnię – wyjaśniłam spokojnie, a mężczyzna przytaknął. Pożegnałam się z nim i ruszyłam w stronę wyjścia. Stukot moich koturnów rozchodził się po holu dosyć głośno, ale starałam się to zignorować. Zjechałam windą na dół, a następnie opuściłam budynek. Było już ciemno, ale uznałam, że zajrzę jeszcze do kawiarni, w której pracowała Brooke. Mimo iż była już zamknięta, to dziewczyna jeszcze tam ogarniała i sprzedawała mi kawę po godzinach.

Gdy byłam już niedaleko, usłyszałam niski, męski głos oraz głos koleżanki. Ruszyłam w ich stronę. Nie wiedziałam, z kim rozmawiała, ale najwyraźniej nie była to miła rozmowa. Raczej kłótnia. Bóg wie, kto się napatoczył o tej godzinie.

– Chcę kupić tylko kawę. Wszystko w okolicy jest już zamknięte, a wy jeszcze działacie – powiedział zły mężczyzna. Moja przyjaciółka westchnęła ciężko i chciała już coś powiedzieć, ale mnie zauważyła.

– Co się dzieje? – spytałam poważnie, spoglądając na sprawcę zamieszania. Metr ode mnie stał Dominic Findlay, którego dzisiaj skrytykowałam. Świetnie. Uniósł z pogardą brew.

– Jeszcze jej mi tu brakowało – wymamrotał niezadowolony. Spojrzałam na Dominica urażona.

– Zrób mi cappuccino i temu bucowi też przy okazji – zwróciłam się do Brooke cicho, a dziewczyna przewróciła oczami.

– Słyszałem, co powiedziałaś – wtrącił chłodno, a ja odwróciłam się do niego i podniosłam prowokacyjnie brew.

– A ja słyszałam, co ty powiedziałeś, więc jesteśmy kwita. – Puściłam mu chamskie oczko i weszłam do środka. Usłyszałam, jak zamyka drzwi, i usiadłam przy ladzie.

– Byliśmy kwita, już nie jesteśmy. – Dosiadł się, a ja posłałam mu pytający wzrok. – Przypominam ci o wykładzie – zauważył, gdy wyjęłam z torebki portfel i wyłożyłam na blat banknot pięciodolarowy.

– O, pamiętasz mnie! Co za zaszczyt! – zawołałam teatralnie. – Po prostu się zamknij, weź kawę i wracaj tam, skąd przyszedłeś – burknęłam oschle, chwytając kubek.

– Pyskata – skwitował rozbawiony.

Spojrzałam na niego z kpiną.

– A to niby dlaczego? – Uniosłam prawą brew i oparłam dłoń na biodrze. Przeskanował moje ciało z dziwnie mrocznym błyskiem w oczach. – Dlatego, że mam swoje zdanie? Czy może dlatego, że uraziłam ego bogatego dupka? – spytałam sarkastycznie. Dominic chciał coś powiedzieć, ale Brooke przyniosła jego napój kofeinowy. Wyminęłam go, powstrzymując się od prychnięcia, i wyszłam z kawiarni bez słowa, po czym ruszyłam ulicą w stronę akademika. Nagle usłyszałam, że on idzie za mną.

– Czy ty nazwałaś mnie dupkiem, w ogóle mnie nie znając? – zaszydził.

Przystanęłam i spojrzałam na niego obojętnie. Zaśmiałam się cicho pod nosem i pokręciłam z niedowierzaniem głową. Zmniejszyłam odległość między nami i musiałam delikatnie zadrzeć głowę, aby spojrzeć mężczyźnie w oczy. Obserwował mnie beznamiętnym wzrokiem.

– Po pierwsze nie jesteśmy na „ty”, panie Findlay – powiedziałam z naciskiem na ostatnie słowo. – A po drugie sam pan nazwał mnie pyskatą, więc jesteśmy kwita – oświadczyłam poważnie, patrząc wprost w te czarne jak węgiel oczy, które uważnie mi się przyglądały. Mężczyzna chciał coś powiedzieć, ale ja nie miałam czasu ani ochoty na prowadzenie z nim jakiejkolwiek rozmowy. – Do widzenia, panie Findlay – rzuciłam od niechcenia.

Rozdział 2

Zabawa

My pleasure is their pain. I love to watch the castles burn. These golden ashes turn to dirt. I’ve always liked to play with fire.

– Sam Tinnesz

Scarlett

Siedziałam już od trzech godzin w gabinecie i ciężko pracowałam. Miałam tę posadę dopiero od tygodnia, a już dostałam podwyżkę. Nie wiedziałam, czy to znajomości robiły taką robotę, czy to, że z natłokiem pracy radziłam sobie sprawniej niż inni. Gdy się nudziłam w akademiku, to z wyprzedzeniem wykonywałam projekty przyszłych kampanii reklamowych. Miało to swoje zalety, ponieważ miałam szansę szybciej spłacić pożyczkę i wyjść na prostą.

Chwyciłam kubek z kawą, który stał obok komputera, nie odrywając wzroku od ekranu. Nagle usłyszałam, jak drzwi się otwierają, a przez nie wszedł szef z szerokim uśmiechem. Spojrzałam na niego i odwzajemniłam gest.

– Dzięki twoim paru zmianom i ciężkiej pracy dochodzą nam nowi klienci – poinformował zadowolony, siadając naprzeciwko. Lubiłam, jak ktoś komplementował moją pracę, bo wkładałam w nią dużo serca.

– Dziękuję. Staram się – oznajmiłam dumnie.

– Mam dla ciebie bardzo opłacalną pracę – zaczął, zarzucając nogę na nogę. – Mój przyjaciel zakłada linię lotniczą i potrzebuje logo, najszybciej, jak się da. Uznałem, że z głową pełną pomysłów na pewno coś stworzysz i że pewnie potrzebujesz zastrzyku pieniędzy, a on jest gotowy dużo zapłacić – wyjaśnił spokojnie mężczyzna.

Przyglądałam mu się uważnie i chciałam coś powiedzieć, ale odebrało mi mowę.

– To naprawdę miłe, ale ja miałabym stworzyć logo dla nowej linii lotniczej? – Byłam w takim szoku, że się jąkałam. John uśmiechnął się rozbawiony moją reakcją.

– Skoro Thomas potrafił robić piękne wizytówki wielkim firmom, to tym bardziej jego córka temu podoła.

To, z jaką pewnością się wypowiadał, budziło we mnie entuzjazm i chęć do działania.

Już miałam coś odpowiedzieć, gdy nagle do pokoju wszedł ktoś, kogo w ogóle się nie spodziewałam. Spojrzał na Hamiltona, który wstał, aby przywitać mężczyznę.

– Witaj John. Mogę poznać tę cudną dziewczynę, którą mi zachwalałeś? – powiedział z sarkazmem, spoglądając w moim kierunku. Zaczął lustrować moje ciało wzrokiem. Miałam na sobie białą koszulę i do tego czarne, materiałowe spodnie, a na stopach spoczywały eleganckie buty w tym samym kolorze. Uniosłam brwi z kpiną na pogardliwą wypowiedź Dominica.

– Właśnie na nią patrzysz. – Wskazał na mnie. – To Scarlett Paterson, córka Thomasa Patersona – odparł z uśmiechem, spoglądając na mnie. Wstałam od biurka i podeszłam pewnym krokiem do Findlaya. Wyciągnęłam dłoń w jego stronę.

– Tego Thomasa Patersona? – Zdziwił się tym faktem, ściskając moją dłoń na powitanie. Patrzył na mnie jak na jakiś rzadki okaz, na co w duchu się zaśmiałam.

– Owszem. Dzięki niej sprzedaż wzrosła o trzydzieści procent i to w tydzień. W tydzień! – podkreślił, zadowolony z tego faktu. Dominic przyglądał mi się nieufnie. Teraz kto kogo ocenił po okładce? – Zostawię was samych i omówcie sobie wszystko dokładnie – oznajmił z uśmiechem, a następnie opuścił gabinet, zamykając za sobą drzwi. Ja natomiast usiadłam z powrotem za biurkiem, czując na sobie wnikliwy wzrok Findlaya.

– Może przejdziemy do sedna, panie Findlay – zaproponowałam stanowczo, przenosząc na niego spojrzenie. Jego czarne jak węgiel tęczówki wpatrywały się we mnie z opanowaniem. Mężczyzna odsunął sobie krzesło naprzeciwko i na nim usiadł. Cały czas obserwowałam go wnikliwie.

– Dobrze, pani Paterson. Jak pani zapewne już wie, zajmuję się przeróżnymi interesami. Tym razem chodzi o nową linię lotniczą i zareklamowanie jej w jak najlepszy sposób – zaczął spokojnie. – Chciałbym, aby tym zajął się ktoś kompetentny. Nie wiem, czy pani się do tego nadaje – stwierdził arogancko, a prawy kącik ust uniósł się w subtelnym uśmiechu. Całe jego ciało emanowało wyższością.

– Jestem jak najbardziej kompetentna. Proszę mi to zlecić, a sam się pan przekona – rzuciłam pewnie, unosząc prowokacyjnie brew. Miałam dość tego, że patrzył na mnie z góry. Nie musiałam mu nic udowadniać, ale moje ego miało inne plany.

Dominic przyłożył zaciśniętą pięść do ust, jakby się nad czymś intensywnie zastanawiał i przyglądał mi się uważnie.

– Jaką mam pewność, że mnie pani nie zawiedzie? – spytał po chwili ciszy, nie odrywając wzroku od moich zielonych tęczówek.

– Bez ryzyka nie ma zabawy. – Uśmiechnęłam się, zarzucając nogę na nogę. – Nieprawdaż? – dopytałam, gdy milczał, po prostu na mnie patrząc.

– Dostajesz dwa tygodnie, aby pokazać mi, że masz jaja do tej roboty – oznajmił z powagą w głosie. Wzięłam kalendarz i zaznaczyłam dzień, do którego miałam termin, a on podniósł się, poprawiając granatową marynarkę. – Niech dzieją się cuda – wymamrotał na odchodne. – Mam nadzieję, że mimo wszystko będzie nam się miło współpracowało. – Przystanął w progu.

– To tylko współpraca. Nie musimy się lubić – wyjaśniłam spokojnie, patrząc wprost w oczy mężczyzny. Findlay wyprostował się i spojrzał na mnie lekko rozbawiony.

– Kto powiedział, że pani nie lubię? – zapytał i uśmiechnął się lekko. Pokręciłam z politowaniem głową, podnosząc się z fotela. Zmniejszyłam między nami odległość, ale i tak utrzymałam bezpieczny dystans.

– Załatwiłam panu kawę o naprawdę późnej godzinie, a pan zamiast podziękować, nazwał mnie pyskatą. To raczej nie świadczy o tym, że pan mnie lubi, panie Findlay – wypowiedziałam jego nazwisko z pogardą.

– A pani nazwała mnie bogatym dupkiem – odbił piłeczkę. Moje ramiona opadły, a usta opuściło westchnienie. Oparłam się tyłkiem o skraj biurka, krzyżując ręce na piersiach, a nogi w kostkach. Nie umknęło mi, jak na sekundę zerknął na mój dekolt.

– Ja tylko stwierdziłam fakt. Jest pan bogatym dupkiem.

Findlay uniósł prawy kącik ust, kręcąc głową z rozbawieniem.

– To będzie owocna współpraca. – Przywołał moje określenie sprzed tygodnia, a następnie wyszedł.

Już miałam brać się do roboty, ale przez drzwi wparowała Emma. Zmarszczyłam czoło zdezorientowana. Szybkim krokiem pokonała odległość między nami i oparła się rękoma o stół.

– Będziesz dla niego pracować? – Wzrokiem wypalała mi dziurę w brzuchu.

– Można tak powiedzieć, a o co chodzi? – Nie rozumiałam jej entuzjazmu. Dziewczyna musiała usiąść z wrażenia.

– Co mu powiedziałaś, że ciebie wybrał? – dopytywała, a ja wzruszyłam ramionami.

– Co mam rozumieć przez wyrażenie „ciebie wybrał”?

– Odrzucił już pięciu kandydatów do tej pracy. Firmy przez to nie dostają setek tysięcy dolarów, które ty możesz zdobyć. Jeśli się sprawdzisz, ludzie będą się zabijać, abyś dla nich pracowała – wyjaśniła, a ja oniemiałam.

– Ile firm odrzucił? – Patrzyłam na nią, jakby powiedziała coś nadzwyczajnego.

– Pięć, no przecież mówię. – Poirytowała się. – Twoje zamyślenie mnie przeraża – oświadczyła.

Tyle korporacji straciło szansę, która mi się przytrafiła. Może wolałabym pracować dla kogokolwiek innego, ale jest ceniony w świecie biznesu, co pomoże mi osiągnąć zamierzony cel. Czy wykorzystam to, że jest cenionym i szanowanym biznesmenem? Tak, ale on też na tym zyska, czyli nie jest to złe.

– Pokażę młodemu milionerowi, na co mnie stać.

To było coś więcej niż postanowienie, to była przysięga.

****

Siedziałam w pokoju i przeglądałam dokumenty, które przesłał mi Findlay. Dochodziła dwudziesta czwarta, ale miałam siłę do działania mimo wszystko, a z tego trzeba było korzystać. Rebecca spała już od dwóch godzin, ponieważ miała tego dnia dużo zajęć i pracowała, więc była wykończona. Starałam się siedzieć cicho, aby jej nie obudzić.

Przeglądałam loga różnych firm lotniczych, aby się zainspirować. Nie traktowałam tej roboty jak każdej poprzedniej. To było wyzwanie, a ja lubię je podejmować. Nie tworzyłam tu zwykłego logo, tworzyłam arcydzieło, które miało pokazać, co potrafię.

Otworzyłam aplikację do robienia grafik i chwyciłam rysik. Z informacji z maila wiedziałam, że linia miała być do użytku biznesmenów, którzy musieli się szybko dostać z jednego miejsca do drugiego. Logo musiało posiadać jakiś symbol, który by pokazywał, dla kogo on jest stworzona. Bogacze zawsze kojarzyli mi się z królami świata. Sama byłam z takiej rodziny i wiedziałam, jakie wpływy mają tacy ludzie.

Zastanawiałam się nad lwem lub orłem, ale ostatecznie postawiłam na to drugie. Ma to sens, bo zarówno ptaki, jak i samoloty latają. Teraz pytanie, jak go przedstawić? Piękne, rozwinięte skrzydła miały symbolizować siłę i gotowość do podróży, a biel bezpieczeństwo i komfort podczas lotu.

Przyjrzałam się gotowemu projektowi i byłam z niego dumna. Przerzuciłam go do nowego pliku i zaczęłam wybierać font do nazwy. Zdecydowałam się na League Spartan i nią napisałam nazwę linii, która brzmiała „Exclusive Flight Findlay Company”.

Nawet na samolotach musi mieć swoje nazwisko…

Chciałam zamknąć laptop, gdy zobaczyłam powiadomienie, że dostałam maila. Kto pisze wiadomości o pierwszej w nocy? Weszłam na skrzynkę pocztową i zobaczyłam, że to wiadomość od Dominica. Kliknęłam w nią i po chwili przeczytałam jej zawartość.

Od: Dominic Findlay

Do: Scarlett Paterson

Witam, Pani Paterson,

piszę w nietypowej sprawie, ponieważ chciałbym uzyskać pani numer telefonu. Jest to wygodniejsza forma kontaktowania się niż mail.

Od: Scarlett Paterson

Do: Dominic Findlay

Witam, Panie Findlay,

nie widzę potrzeby, abyśmy kontaktowali się telefonicznie, ponieważ właśnie skończyłam projekt.

Wysłałam wiadomość, wyłączyłam laptop i odłożyłam go na biurko. Rozpuściłam włosy z koka i zdjęłam z nosa okulary, które chroniły moje oczy przed działaniem niebieskiego światła, po czym włożyłam je do futerału. Chciałam już się położyć, gdy na telefon przyszło kolejne powiadomienie z poczty. Niechętnie chwyciłam komórkę i weszłam na skrzynkę pocztową. Następna wiadomość od bogatego dupka. Czy on naprawdę będzie do mnie wypisywał o pierwszej w nocy?

Od: Dominic Findlay

Do: Scarlett Paterson

Jednak, mimo wszystko, wolałbym mieć Pani numer telefonu.

Westchnęłam ciężko. Skończyłam pracę nad tym zleceniem, więc nie widziałam powodu, by w jakiejkolwiek jeszcze sprawie musiał się ze mną kontaktować i to telefonicznie.

Od: Scarlett Paterson

Do: Dominic Findlay

Mimo wszystko i tak go Pan nie uzyska, a teraz chciałabym już położyć się spać. Dobranoc.

Wyciszyłam powiadomienia i położyłam urządzenie ekranem do dołu. Ułożyłam się wygodnie na łóżku, przykryłam kołdrą i padłam w objęcia Morfeusza.

****

Weszłam do kawiarni, w której pracowała Brooke. Gdy przekroczyłam próg pomieszczenia, rozszedł się charakterystyczny dźwięk dzwoneczka, który oznaczał, że ktoś wszedł do środka. Dziewczyna podniosła wzrok i, gdy mnie zobaczyła, szeroko się uśmiechnęła. Zdecydowanym krokiem ruszyłam w jej stronę z uśmiechem na ustach.

– Hej – powiedziała radośnie na powitanie, gdy stanęłam przy ladzie. – Dla ciebie to co zawsze? – spytała z tym optymistycznym błyskiem w oczach.

– Hej. Tak, poproszę kawę, ale zamiast zestawu śniadaniowego chciałabym dwie kanapki. Obojętnie jakie. Zdam się na twój gust – oznajmiłam, posyłając jej uśmiech. Brooke przytaknęła, po czym odeszła, aby przygotować zamówienie. Wyjęłam komórkę z kieszeni beżowej marynarki i sprawdziłam, ile miałam czasu do zajęć. Pół godziny. Powinnam się spokojnie wyrobić.

Zaczęłam przeglądać media społecznościowe, gdy usłyszałam dźwięk, który oznaczał, że ktoś wszedł do kawiarni. Nie zwracałam uwagi, kto to. Nie interesowało mnie to jakoś specjalnie.

– Dzień dobry, pani Paterson. – Usłyszałam ten znajomy, zachrypnięty tembr. Uniosłam wzrok znad telefonu i spojrzałam w bok. Moim oczom nie ukazał się nikt inny, jak sam Dominic Findlay. – Tak myślałem, że tu panią znajdę – skwitował lekko rozbawiony, spoglądając w moje oczy. – Skoro poprzez maila nie uzyskałem pani numeru telefonu, to mam nadzieję, że na żywo się uda. – Posłał mi czarujący uśmiech, który pewnie złapał za serce już wiele kobiet. Oj, Dominicu, olśniewający wygląd nie robi na mnie wrażenia.

– I z tego powodu będzie pan nachodził miejsca, w których bywam? – spytałam kpiąco.

– Jest to miejsce publiczne, więc mam takie samo prawo tutaj przebywać, co pani – stwierdził, uważnie mi się przyglądając. Przewróciłam oczami.

– Nie widzę potrzeby, aby pan posiadał mój numer telefonu, skoro skończyłam projekt. Zapraszam jutro do mnie do gabinetu, a po omówieniu projektu i zapłaty otrzyma pan logo – wyjaśniłam, a on delikatnie wygiął wargi ku górze.

– Takich spraw nie załatwiam w biurze, tylko przy kolacji – objaśnił, przyglądając mi się z rozbawieniem. Zapomniałam, że tak to działa. Jak byłam mała, nie rozumiałam, o co w tym wszystkim chodzi, do momentu, w którym tata mi to wyjaśnił. Małe umowy załatwiało się w formalnych warunkach, ale te ważniejsze w przyjaznych i mniej biznesowych. Najczęściej był to właśnie uroczysty posiłek.

– Zgoda, proszę przesłać mi na maila wszystkie informacje dotyczące spotkania – poprosiłam, biorąc od dziewczyny to, co zamówiłam, i położyłam na blacie banknot dziesięciodolarowy. – Życzę miłego dnia.

– Mam numery wszystkich, z którymi współpracuję – odezwał się z dziwnym spokojem.

Westchnęłam ciężko.

– Trzeba było o tym myśleć, kiedy przyszedł pan do mnie do biura – zauważyłam, po czym odwróciłam się, zarzucając delikatnie długimi, brązowymi włosami.

– To nie znaczy, że nie chcę już pani numeru. To nie musi być nasza ostatnia współpraca. – Jego głos dotarł do mnie, kiedy chwyciłam za klamkę. Przystanęłam i spojrzałam na mężczyznę.

– Do widzenia, panie Findlay.

Opuściłam pomieszczenie, a chłodny, zimowy wiatr owiał moją twarz. Wzięłam głęboki oddech. Miałam nadzieję, że była to ostatnia współpraca, ponieważ jeśli był taki natrętny przez cały czas, to nie miałam zamiaru tego znosić, nawet za takie pieniądze.

Przed wejściem na uniwerek czekała Becca, która dopalała papierosa. Gdy mnie zauważyła, upuściła niedopałek na ziemię i przygasiła go butem.

– Zostało pięć minut. Co zajęło ci aż tyle czasu? – spytała ciekawa, pociągając za drzwi.

– Spotkałam swojego klienta i omówiliśmy kilka spraw dotyczących kampanii reklamowej. – To była prawda. Nie była cała, ale to jednak wciąż prawda. Nie dałaby mi żyć, gdyby się dowiedziała, kim był mój klient.

Dziewczyna chwilę mi się przyglądała, ale nie drążyła tematu, za co byłam wdzięczna.

Po skończonym wykładzie podeszłam do pana Findlaya, który właśnie pakował swoje rzeczy. Gdy byłam już przy jego biurku, podniósł wzrok. Przyglądał mi się uważnie, odkładając na bok swoją czarną torbę, w której trzymał materiały do prowadzenia wykładu.

– Coś się stało? Dzisiaj pan mi się dziwnie przyglądał – zapytałam prosto z mostu, bo nie było powodu owijać w bawełnę. Mężczyzna wyprostował się i chrząknął cicho. Mierzyłam go wnikliwym spojrzeniem, czekając, aż odpowie na pytanie.

– Nic się nie stało.

Wiedziałam, że kłamie, bo uciekał wzrokiem.

– Jeśli chodzi o ostatnią sytuację, to przepraszam. Poniosło mnie, po prostu znam takich ludzi jak pański syn. – Pod koniec ściszyłam głos, zwieszając głowę.

– Spojrzałaś na Dominica subiektywnie, czego nie powinien robić dobry adwokat. Musisz być obiektywna, bo nie wszyscy ludzie są tacy sami. – Pouczył mnie, a na mojej twarzy pojawił się grymas niepewności.

– Tata zawsze powtarzał, aby słuchać intuicji – wyszeptałam pod nosem, gdy Findlay wstał.

– Czy patrząc na mojego syna, kierowałaś się intuicją czy wykreowanym obrazem w głowie? – zapytał, ale nie oczekiwał odpowiedzi, bo ja sama miałam sobie odpowiedzieć. – To, co tworzy się tutaj… – pokazał palcem na moje czoło – …nie zawsze jest prawdą. – Jego słowa dały mi do myślenia. Może się myliłam? On jest taki natrętny i ma wybujałe ego. Czy to ma teraz sens? Nasza współpraca się skończyła, nie będę mieć z tym człowiekiem już nic wspólnego.

Pożegnałam się z wykładowcą, a następnie wyszłam z sali. Gdy skręcałam w stronę prawego skrzydła, wpadłam na czyjś tors, przez co mężczyźnie wypadły z rąk przeróżne papiery. Schyliłam się, aby pomóc mu pozbierać druki.

– Przepraszam. Zagapiłam się i nie zwróciłam na pana uwagi – tłumaczyłam pospiesznie, zbierając kartki, po czym spojrzałam na faceta, na którego wpadłam. Nie brakowało mu urody. Jego włosy były jasnobrązowe, a oczy niebieskie niczym ocean. Uśmiechnął się do mnie przyjaźnie, a ja odwzajemniłam ten gest. Zebrałam resztę papierów i mu je podałam.

– Nic się nie stało. Ja też nie patrzyłem, a spieszę się na zajęcia, ale nie mogę znaleźć sali. Jestem tu nowy. – Zaśmiał się melodyjnie i podnieśliśmy się do pozycji stojącej. Był bardzo dobrze zbudowany. – Wiesz, gdzie znajdę salę siedemdziesiąt osiem C? – spytał spokojnie, patrząc wprost w moje oczy. Skinęłam głową.

– Właśnie się tam udaję, zaraz zaczynam tam wykład. Jesteś nowym studentem? – zapytałam, poprawiając torebkę na ramieniu. Mężczyzna zaśmiał się cicho, a ja spojrzałam na niego pytającym wzrokiem i lekko zdezorientowana.

– Nie. Jestem wykładowcą – wyjaśnił. W szoku zakryłam usta dłonią. Wyglądał naprawdę młodo i myślałam, że jest maksymalnie trzy lata starszy ode mnie. – Nic się nie stało. Ludzie często mylą mnie ze studentami – zapewnił, widząc moje zakłopotanie. – Marco Hughes – przedstawił się, wyciągając w moją stronę rękę.

– Scarlett Paterson – powiedziałam, ściskając jego dłoń w geście powitania. – Miło pana poznać, panie Hughes. – Posłałam mu szczery i przyjazny uśmiech.

– Proszę, mów mi po imieniu. Jesteśmy w podobnym wieku, nie chcę tu robić jakichś ceregieli. – Zaśmiał się, a ja do niego dołączyłam. – A więc, Scarlett, bo chyba mogę się tak do ciebie zwracać? – upewnił się, a ja przytaknęłam. – Pokażesz mi, gdzie zaraz mam prowadzić wykład?

– Z wielką przyjemnością.

Ruszyliśmy w stronę sali, w której zaraz miały odbyć się zajęcia z tym przystojnym wykładowcą. Zaśmiałam się w duchu na tę myśl.

– Ostatni rok?

– Trzeci – rzuciłam, a szatyn skinął głową na znak, że rozumie.

Weszliśmy do odpowiedniej sali, a Hughes zaczął swój pierwszy wykład.

Dominic

Chwyciłem kubek z kawą, która zdążyła zrobić się już zimna. Wziąłem kilka łyków i zerknąłem na zegarek, który wskazywał kilka minut po dwudziestej pierwszej. Odetchnąłem zmęczony, wracając wzrokiem do ekranu komputera. Pukanie do drzwi przedarło się przez mój zaspany umysł. Rzuciłem ciche zaproszenie, a po chwili w progu gabinetu pojawił się mój zaufany ochroniarz. Zmarszczyłem brwi, oczekując na to, co miał powiedzieć. William poprawił czarną marynarkę, nie zabierając dłoni z klamki.

– Panna Reyes chce się z tobą widzieć – oznajmił.

Machnąłem dłonią, aby ją wpuścił. Nie musiałem długo czekać, stukot szpilek kobiety natychmiast wypełnił pomieszczenie. Przyjrzałem się jej uważnie. Idealnie zakręcone blond włosy opadały na szczupłe ramiona, które zakrywała biała marynarka sięgająca bioder. Czarne koronkowe body podkreślało kobiece krągłości. Eleganckie spodnie były do kompletu z marynarką. Usta pokryte czerwoną szminką wygięły się w subtelnym uśmiechu.

Podniosłem się, gdy przyjaciółka podeszła do mnie, a następnie złożyła delikatnego całusa na moim policzku.

– Z czym do mnie przychodzisz? – zapytałem, zasiadając z powrotem na skórzanym fotelu. Oparła tyłek o biurko, zaciskając smukłe palce na skraju blatu.

– Doszły do mnie pewne plotki – zaczęła poważnym tonem, wbijając we mnie beznamiętne spojrzenie. Chłodna, twarda i silna. Tak jak ja. Dlatego się przyjaźnimy.

– Jakie? – Wróciłem wzrokiem do ekranu, na którym znajdowały się statystyki ze sprzedaży. Jak zawsze zadowalające, jednak za każdym razem pragnąłem więcej.

– Ze wszystkich specjalistów wziąłeś akurat ją? – Uniosła z zaskoczeniem brwi, a ja powstrzymałem się od przewrócenia oczami. – Czemu marnujesz swój czas na jakąś studentkę?

– Nie „jakąś”, Charlotte – przerwałem jej, wlepiając w nią chłodne spojrzenie. – Córkę samego Thomasa Patersona – dodałem i zauważyłem, że po jej twarzy przemknęło zaskoczenie. Tak, ta pyskata pannica…

– Ta, która wyparowała? – drążyła poruszona. – Ona żyje?

– Najwyraźniej – mruknąłem. – Możesz uważać, że postradałem zmysły, ale nie rozmawiałaś z nią – ciągnąłem, bawiąc się długopisem, na którym była wygrawerowana nazwa mojej korporacji. – Ma pazur, ambicję i smykałkę do biznesu.

– Oceniłeś to po rozmowie? – zakpiła żartobliwie.

– Hamilton bardzo ją zachwalał. Zna ją od dzieciaka – wyjaśniłem.

– I?

– Dałem jej szansę. Jeśli przewyższy moje oczekiwania, będzie moja – oznajmiłem poważnie. Przyjaciółka wykrzywiła usta w chytrym uśmiechu.

– Musisz mieć wszystko, co najlepsze. – Przejechałem językiem po zębach, uśmiechając się.

– Muszę – zgodziłem się. – Ale obawiam się, że z nią nie będzie tak łatwo. Ma coś, co musi być moje. Od razu to poczułem i zrobię wszystko, aby dla mnie pracowała. Imperium Findlay Companyjest tak potężne, bo mam głowę na karku i najlepszych ludzi. – Podniosłem się i podszedłem do okna, za którym rozciągało się Miami udekorowane mrokiem nocy. Zniewalający widok. – Jest młoda, ale wiem, jak wykorzystać jej potencjał. Może teraz jest nikim, ale ja nie będę czekał, aż rozwinie skrzydła i konkurencja ją skorumpuje – objaśniłem, zerkając na Charlotte przez ramię. – To dzięki mnie nauczy się latać.

– I nigdy nie pozwolisz jej odlecieć – powiedziała w zamyśleniu i zagryzła dolną wargę, aby ukryć uśmiech. – Ty przebiegły skurwysynu.

Scarlett Paterson będzie moja.

1Al mal tiempo, buena cara – (hiszp.) robić dobrą minę do złej gry (przyp. red.).