Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Co się może wydarzyć, kiedy dwoje ludzi z różnych światów spotka się w Bieszczadach?
Miłość, namiętność i rock!
Maciej Cichosz to wokalista rockowego zespołu Pornstar. Typowy bad boy, który lubi kobiety i alkohol.
Alicja Stefanik jest ginekologiem. Ma narzeczonego, wybitnego kardiochirurga, a w planach ślub oraz dzieci.
Bohaterowie spotykają się na weselu Róży i Borysa, wspólnych znajomych, a potem lądują w małej chatce w samym sercu Bieszczad.
Jak potoczą się ich losy? Czym jest prawdziwa miłość i co warto dla niej poświęcić?
Wciągająca od pierwszej strony, odważna i piekielnie seksowna. Najnowsza powieść Niny rozpala do czerwoności. Jeśli lubicie niegrzecznych mężczyzn w rockowym wydaniu, ta pozycja na pewno Was zadowoli. Gorąco polecam! - Mia Hamilton
Po "Niegrzecznej" przyszedł czas na "Gwiazdora" - zaskakującą i pełną napięcia historię, która wciąga od pierwszych stron. To obowiązkowa pozycja dla miłośników niebanalnych romansów z muzyką w tle. Polecam z całego serca - Wasza madziara.malfoy, Magdalena Spirydowicz
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 245
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © by Nina Keller, 2022Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2023 All rights reserved
Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.
Redakcja: Barbara Mikulska
Korekta: Aneta Krajewska
Projekt okładki: Magdalena Czmochowska
Zdjęcie na okładce: ID 63583456 © Bowie15 | Dreamstime.com
Ilustracje wewnątrz książki: © by pngtree
Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]
Wydanie I – elektroniczne
ISBN 978-83-8290-260-0
Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]
Spis treści
ROZDZIAŁ 1
ROZDZIAŁ 2
ROZDZIAŁ 3
ROZDZIAŁ 4
ROZDZIAŁ 5
ROZDZIAŁ 6
ROZDZIAŁ 7
ROZDZIAŁ 8
ROZDZIAŁ 9
ROZDZIAŁ 10
ROZDZIAŁ 11
EPILOG
PLAYLISTA
PIOSENKI PORNSTAR
ROZDZIAŁ 1
ALICJA
Stałam nad umywalką i szorowałam ręce. Do każdej operacji przygotowywałam się starannie, chciałam jak najlepiej wykonać swoją pracę, nawet jeśli miało to być tylko zwykłe cięcie cesarskie, dzisiaj jedna z najczęściej wykonywanych operacji na świecie. W pamięci przywołałam dokumentację medyczną pacjentki. Pierwsza ciąża i poród, ułożenie miednicowe płodu, żadnych obciążeń. Powinno pójść bezproblemowo.
– Pani doktor, pacjentka już przygotowana do operacji. – Do sali weszła Zosia, instrumentariuszka.
– Świetnie, mam nadzieję, że to dziś ostatnia cesarka – powiedziałam, kiedy pielęgniarka pomagała mi założyć sterylne ubranie. Było już późne popołudnie, zmęczenie po całym dniu intensywnego dyżuru dawało mi się we znaki.
– Miejmy taką nadzieję. Pacjentka nieco zdenerwowana, ale parametry w porządku.
– Ciśnienie? – zapytałam jak zawsze.
– 130 na 90.
– Anestezjolog już jest?
– Oczywiście. Przeprowadza jeszcze krótki wywiad.
Weszłam na salę operacyjną w momencie, kiedy starszy anestezjolog właśnie znieczulał pacjentkę w kręgosłup. Standardową procedurą przy cięciu było podanie znieczulenia podpajęczynówkowego.
– Dzień dobry, pani Aniu, gotowa? – Uśmiechnęłam się do pacjentki, która miała przerażenie w oczach. Ubrana tylko w cienką fizelinową koszulę, drżała na całym ciele. Czule głaskała swój duży brzuch. Każda kobieta obawiała się o szczęśliwe rozwiązanie ciąży i nie inaczej było w tym przypadku.
– Pani doktor, boję się – powiedziała pacjentka, niemal szepcąc.
– Proszę się nie denerwować, wszystko powinno być dobrze. Wybraliście już państwo imię dla synka? – Czekałam, aż znieczulenie zacznie działać. Po ułamku sekundy pojawił się parawan, który zasłaniał pole operacyjne. Lampy z lustrami odbijającymi światło skierowano we właściwe miejsce.
– Myślimy nad Dominikiem albo Kacprem, ale jeszcze nie zdecydowaliśmy, poczekamy, aż się urodzi. – Spojrzałam anestezjologa, kiedy da nam znać, że razem z drugim ginekologiem, Antkiem, możemy pomóc przyjść dziecku na świat.
Zaczęłam smarować brzuch pacjentki środkiem odkażającym. Pierwsza cesarka, szybko pójdzie, przemknęło mi przez myśl.
– Czuje coś pani? – zapytałam.
– Nie. – Kobieta uśmiechnęła się blado.
– Zaczynaj! – Antek podał mi skalpel, a ja zrobiłam idealne, pionowe cięcie.
Cieszył mnie ten moment, kiedy całkowicie mogłam skupić się na wykonywanym zadaniu. Lubiłam operować z Antkiem, moim kolegą ze studiów. Rozumieliśmy się bez słów. Mielimy za sobą ładnych kilka lat wspólnej nauki, zakuwania po nocach, potem rezydenturę w dobrym, państwowym szpitalu, a teraz po ciężkiej harówce udało się nam zdobyć specjalizację z ginekologii i położnictwa. Całkiem niezły wyczyn, zważywszy na to, że mieliśmy dopiero po trzydzieści cztery lata. Większość młodych lekarzy mogła o tym pomarzyć w okolicach czterdziestki.
– Działamy! – Antek skinął głową, po czym pewnym ruchem rozerwał powięź, a następnie, powoli przecinając poszczególne warstwy ciała, dotarł do macicy. – Szacunkowa waga płodu? – rzucił krótko.
– Pani doktor mówiła coś o czterech kilogramach podczas ostatniego badania USG – odezwała się zza parawanu pacjentka.
– Faktycznie, duży chłopak! Gratulacje, ma pani syna. Szesnasta zero pięć, dziecko żywe, w dobrym stanie – powiedziałam, wyjmując w miarę bezproblemowo noworodka. Czasami trzeba było naprawdę użyć nadludzkiej siły, aby wydobyć dziecko.
Antek przekazał głośno płaczącego chłopca położnej, po czym zabraliśmy się za szycie pacjentki. Na pierwszy rzut oka nie wyglądało to za dobrze, łożysko przyrosło do ściany macicy. Spojrzałam na mojego partnera, który również zauważył, że sytuacja jest nieciekawa. Nasze ruchy stawały się coraz bardziej nerwowe, a liczył się czas. Pacjentka traciła coraz więcej krwi, a macica się nie obkurczała. Po twarzy Antka przebiegł dobrze znany mi wyraz niepokoju. Najbardziej łagodnym głosem powiedziałam:
– Pani Aniu, operacja nieco się przeciągnie, mamy drobne komplikacje. Uśpimy panią. Dziecko jest zdrowe, zaraz się zobaczycie. – Dałam znać anestezjologowi, żeby podał odpowiedni anestetyk.
– Ufam tylko pani doktor Stefanik, nikomu innemu – mruknęła niewyraźnie, po czym odpłynęła w słodki niebyt.
– Natychmiast po krew, szybko! – krzyknęłam na pielęgniarkę, która pędem poleciała do lodówki.
– Jest źle, Ala, uciskaj mocnej, bo zaraz, kurwa, będzie problem – mruczał Antek zdenerwowany. Zaczął przeklinać, co nieczęsto mu się zdarzało.
– Podajemy krew. – Usłyszałam kobiecy głos.
Zyskaliśmy nieco więcej czasu, żeby zatamować krwotok, ale nasze starania przynosiły mierny skutek. Próbowaliśmy wszystkich możliwych sposobów, ale wciąż nie mogliśmy zlokalizować źródła problemu.
– Śpieszcie się, parametry są krytyczne, traci za dużo krwi. – Dobiegł mnie dudniący głos anestezjologa. Kątem oka spojrzałam na asystującą Zośkę, była przerażona.
– Alicjo, musimy usunąć macicę, inaczej ona się wykrwawi – stwierdził Antek bezceremonialnie.
– Próbujemy dalej – rzuciłam tylko. Myślałam intensywnie jedynie o tym, co mogłabym jeszcze zrobić z medycznego punktu widzenia.
– Nie ma innej możliwości. Inaczej zamiast matki bez macicy będziemy mieć sierotę i wdowca. – Głos asystującego kolegi był niczym kubeł zimnej wody.
– To moja pacjentka, wiem, że chciała mieć jeszcze dziecko, musimy jej pomóc za wszelką cenę!
– Za cenę życia? – rzucił sarkastycznie Antek. – Alka, zastanów się, dziewczyno!
Nie odpowiedziałam mu, skupiając się na pracy. Nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, krwotok zaczął ustępować.
– Mam cię – szepnęłam pod nosem, patrząc triumfalnie na Antka.
Lekarz pokiwał głową z uznaniem, a po kilku głębszych oddechach i uspokojeniu nerwów zaczęliśmy zaszywać ranę, kończąc ładnym, prostym szwem, który tak naprawdę skrywał istne pobojowisko, którego byliśmy sprawcami.
– Z dzieckiem wszystko w porządku? – Rozluźniłam kark, patrząc w stronę stanowiska neonatologa.
– Dziesięć punktów. Zdrowy, silny, głodny – odpowiedziała pani Danusia, doświadczona położna.
– Cudownie. Mama będzie musiała nieco dłużej odpoczywać po tym cięciu.
– Dobrze, pani doktor, zajmiemy się nią, jak trzeba.
– Jak się obudzi, to obowiązkowo przynieście małego, żeby mógł złapać pierś, bardzo jej na tym zależało. – Mrugnęłam porozumiewawczo do pani Danusi.
– Jasne, szefowo. – Położna zasalutowała, a cały zespół odetchnął z ulgą.
Kiedy przebrałam się po skończonej operacji, Antek usiadł obok mnie na stołku i ciężko westchnął.
– Alicjo, Alicjo, jaka z ciebie niepokorna dusza – zaczął kazanie.
– O co ci chodzi? Wszystko dobrze się skończyło – powiedziałam, zakładając kolczyki i pierścionek zaręczynowy. Spojrzałam na niego z czułością.
– Tym razem. Nie można tak ryzykować.
– Nie można usuwać macic, ot tak sobie, jeśli jest choćby cień szansy – odcięłam się trochę ostro.
– Nie jesteśmy w Stanach a w Polsce, to nie doktor Hause, tylko oddział położniczo – ginekologiczny w państwowym szpitalu, moja droga. Czasami nie ma happy endu, a zamiast tego czarny worek i dożywotni zakaz wykonywania zawodu. Ostrzegam cię ostatni raz, cwaniaro, nie igraj z losem. – Po przyjacielsku klepnął mnie w ramię, po czym skierował się w stronę wyjścia z przebieralni i oparł się o futrynę drzwi, czekając na mnie.
Westchnęłam głośno.
– Dobrze, przyznaję, masz rację, popełniałam błąd, ale macica uratowana, pacjentka żyje, czego chcieć więcej? – Wzruszyłam ramionami.
– Idę robić kawę. Martyna upiekła murzynka, chodź, nie będziesz żałować. – Pociągnął mnie za rękaw.
Jego żona robiła najlepsze ciasta na świecie, musiałam to przyznać. Podziwiałam ją za chęci i umiejętności, bo z dwójką małych dzieci to był nie lada wyczyn. Życie faceta lekarza jest daleko inne od życia kobiety w lekarskim kitlu. Antek ożenił się zaraz po studiach z piękną dziewczyną, która była kelnerką. Obecnie siedziała w domu, zajmując się dwójką prawie trzyletnich bliźniaków. Przechodzili różne kryzysy, ale jakoś zawsze udawało im się je przezwyciężyć. Antek był spoko gościem, kiedyś nawet próbował mnie podrywać, ale szybko wybiłam mu to z głowy. Nie był w moim typie.
– Co słychać u Norberta? – Antek ukroił potężny kawałek ciasta, po czym nałożył mi na talerzyk.
– Dobre pytanie, sama je sobie powinnam zadać. Nie widzieliśmy się… trzy dni? – Wbiłam łyżeczkę w idealną, czekoladową polewę. Murzynek pachniał obłędnie.
– Serio? – prychnął.
– Wiesz doskonale, że ma teraz trudny czas w pracy.
– Jak każdy z nas, nieważne, czy jest się tylko ginekologiem, czy wybitnym kardiochirurgiem. – Antoni sięgnął po stos dokumentów, które należało uzupełnić po każdej operacji.
– Zaraz październik, zaczną się zajęcia ze studentami, źle to na niego działa – broniłam narzeczonego.
– Znowu w tym roku nie pojechaliście na wakacje. Nie dostał urlopu? – W jego głosie słyszałam ironię, tak dobrze mi znaną od lat.
– Pojedziemy w połowie listopada, wiesz, że lubię last minute. – Wykrzywiłam usta w czymś na kształt uśmiechu.
Nie było mi jednak wesoło. Prawda w oczy kole, tak mówiło stare przysłowie. Antek z rozbrajającym uśmiechem pochłaniał kolejny kawałek murzynka, a ja milczałam.
– Mówiłem ci, żebyś się nie wiązała z tym chujem, on nigdy nie ma czasu i dla ciebie nigdy go nie będzie miał. Nie łudź się, moja droga. Bardziej od ciebie kocha karierę i pieniądze.
Wyciągnęłam nogi na rozkładanym fotelu i pogrążyłam się w myślach.
Po raz kolejny nie pojechaliśmy na wakacje, bo Norbert Stelmaszczyk, wybitny i sławny kardiochirurg, nie znalazł na to czasu. Ważniejsza była praca, konferencje naukowe, szkolenia, uczelnia, a dopiero gdzieś na końcu tej listy stałam ja z moim krótkim urlopem wypoczynkowym. Zaręczyliśmy się spontanicznie, rok temu, kiedy Norbert stwierdził, że przed czterdziestką chce zostać ojcem. Tak właśnie. Nie była to nasza wspólna decyzja, a prędzej kolejny punkt do odhaczenia na jego liście zadań do wykonania. Idealne życie, doskonała kariera, piękna narzeczona i dziecko – Norbert Stelmaszczyk w całej krasie.
– Czy ty go kochasz? – Usłyszałam dość zaskakujące pytanie.
– Słucham? – Otworzyłam oczy ze zdumienia.
– Pytam, bo ostatnio nie jest dobrze między wami, to widać – rzekł z troską w głosie.
Nie odpowiedziałam. Rzeczywiście, chyba dopadł nas kryzys. A raczej mnie, bo przecież Norbert nie miał czasu na takie przyziemne sprawy. Karmił się pracą, ratowaniem ludzkiego życia, brylowaniem na międzynarodowych konferencjach naukowych.
– Staramy się o dziecko, ale póki co efektów nie widać. – Kiedy wydusiłam te słowa, czułam, jakby kamień spadł mi z serca. W końcu to powiedziałam i tak za długo ukrywałam to przed Antkiem.
– Nie wiedziałem, przepraszam, być może cię uraziłem moimi niestosownymi komentarzami. – Chyba zrobiło mu się głupio. – Ale Norberta i tak nie lubię, wiesz o tym. To palant jakich mało. Co do jego umiejętności jako specjalisty nie ma wątpliwości, ale jako faceta – już tak. Źle wyglądasz. Ciągle niewyspana, z podkrążonymi oczami…
– Ty też zbyt wyspany nie jesteś – odcięłam się.
– Ale ja mam dwoje małych dzieci, Alunia! – Poczułam się jak mała dziewczynka, kiedy zdrobnił moje imię.
Może Antek miał rację, może powinnam porozmawiać z Norbertem o naszym związku? Faktycznie ostatnio nie mieliśmy dla siebie zbyt wiele czasu. Dawno nie byliśmy na kolacji, w kinie. Wyciągnęłam telefon, po czym napisałam krótki SMS.
Alicja: Zjemy dziś wspólną kolację?
Norbert: Dziś nie dam rady, zaraz będę operował, pomyślimy innym razem.
Nie czekaj, wrócę późno.
Łzy napłynęły mi do oczu. Żadnego kocham cię, tęsknię. Spojrzałam na Antka, który był pochłonięty papierologią. Może miał rację? Z tyłu głowy poczułam bolesne pulsowanie. Stres związany z operacją zaczął ze mnie schodzić.
Miałam nadzieję, że to nie kolejny atak migreny.
Usłyszeliśmy pukanie.
– Pacjentka do porodu, KTG pokazuje, że tętno dziecka jest za wysokie. – Zobaczyliśmy głowę Zośki, która pojawiła się w drzwiach pokoju lekarskiego.
– Pójdę, ty odpocznij. – Antek zerwał się z krzesła nakładając na ramiona biały fartuch.
– Dzięki, odwdzięczę się. – Uśmiechnęłam się blado, po czym zamknęłam oczy i pogrążyłam się w myślach.
CICHY
Obudził mnie natarczywy dźwięk telefonu. Spojrzałem na zegarek. Kurwa, znowu zaspałem! Miałem dziś nagrania z chłopakami, przecież wynajęliśmy studio! Dochodziła dwunasta, a od jedenastej powinien być już na miejscu. Byłem pewny, że dzwonił któryś z członków mojego zespołu.
Rozejrzałem się po pokoju. Mieszkanie wyglądało, jakby przeleciał przez nie tajfun. Wszędzie walały się rozrzucone ubrania, butelki po piwie, syf jakich mało. Ogarnę później, pomyślałem, po czym otworzyłem szafę w poszukiwaniu czystych bokserek i skarpetek. Pobiegłem pod prysznic, a pięć minut później z przypadkowo znalezionymi ubraniami i kluczami w ręce zbiegałem po schodach do samochodu.
Uruchomiłem silnik i zacząłem mozolnie przebijać się przez warszawskie korki. Zajebiście, chłopaki mnie zabiją, ukręcą mi łeb, jak tylko tam dojadę, myślałem, w ostatniej chwili hamując. Czerwone światło! No jeszcze tylko brakowało, żebym stracił prawo jazdy, dobre sobie. Przeklinałem w myślach własne gapiostwo, które spowodowało tę chorą sytuację. To był ostatni raz, kiedy noc przed nagraniami bzykałem do czwartej rano jakąś młodą cizię poznaną w klubie. Zaśmiałem się w duchu, bo wiedziałem, że to nie w moim stylu. Dziewczyny mnie uwielbiały, ciągnęły do mnie jak pszczoły do słodkiego nektaru. Kochałem ten sport tak samo jak muzykę, która w przeciwieństwie do masowo zaliczanych lasek, była moją jedyną, wierną kochanką.
Minęła prawie godzina, nim dotarłem na miejscu. Chłopaki z zespołu nerwowo przebierali nogami, wiedząc, że jestem mistrzem w spóźnianiu się.
– O witamy jaśnie księcia! – Usłyszałem naszego perkusistę, Tomka.
– Blondynka czy brunetka? – zapytał Sławek, gitarzysta.
– Wygolona tam na dole? – Zarechotał Korzeń, klawiszowiec.
– Chyba miała w poprzek, popatrz, co nam z wokalistą zrobiła! – szydził Tomasz.
Chłopaki z zespołu pokładali się ze śmiechu na widok mojego stroju: do białej sportowej koszulki założyłem spodnie od garnituru. Faktycznie, moją ręką kierował przypadek. A tak w ogóle to powinienem zrobić pranie.
– Uuuu, było ostro, panie Cichy! – Trzy męskie głosy wypełniały mały korytarz prowadzący do sali nagrań. Testosteron buzował w ich żyłach.
– Czy możecie skończyć już pierdolić głupoty? Przynajmniej porządnie wybzykałem tę laskę, a wy co, łachudry? Zazdrościcie, mordy! – Spojrzałem na nich wyniośle.
– No, no, nie pozwalaj sobie, Maciuś. Pracujmy, nie ma czasu na głupoty – zarządził Sławek, zwany również Wilkiem z racji nazwiska. Nienawidziłem, kiedy zdrabniał moje imię, czułem się wtedy jak frajer. Ludzie znali mnie jako Cichego, frontmena rockowej kapeli.
Chwilę później siedzieliśmy w studiu nagraniowym pełni nadziei, że uda się nam nagrać nowy, zajebisty album, który szturmem zdobędzie listy przebojów.
Rock przeżywał prawdziwe odrodzenie, ludzie mieli dość ckliwych, popowych ballad, pragnęli emocji i prawdy, którą wyrażał ten gatunek muzyczny. Na scenie byliśmy prawdziwym ogniem, a nasze inspiracje pochodziły gównie od zespołów grających w latach siedemdziesiątych. Nowe flow podobało się wielu słuchaczom, dzięki czemu nasz zespół Pornstar za album „Wrzask” zdobył podwójną platynową płytę. To dla artysty największa nagroda.
Niezmiennie od dwóch lat graliśmy koncerty, a bilety sprzedawały się jak świeże bułeczki. Nagranie nowego materiału stało pod znakiem zapytania, właśnie ze względu na brak czasu. Jednakże był koniec września i opadł już kurz po intensywnym, wakacyjnym tournée. Postanowiliśmy zrobić sobie trzy tygodnie urlopu. Wykańczająca trasa dała się nam we znaki. Niezaprzeczalnie zarobiliśmy trochę grosza, ale odpoczynek też się nam należał. Postanowiliśmy poświęcić ten czas na pracę nad nowym albumem.
Nagraliśmy pierwszą piosenkę, ale utwór nie wywołał przewidywanego entuzjazmu.
– Sorry, chłopaki, ale moim zdaniem tekst nijak nie pasuje do melodii. Równie dobrze moglibyśmy zaśpiewać Zenka Martyniuka i jego „Oczy zielone” – powiedział Tomek, zaciągając się e-papierosem.
– Myślę tak samo jak ty – poparłem go zdecydowanie. Obydwaj czuliśmy, że jesteśmy wypluci i wyeksploatowani, a to niezbyt sprzyjające okoliczności, aby nagrać coś świeżego i z ikrą, jak to było w przypadku naszego pierwszego albumu.
Korzeń i Sławek rozparli się na krzesłach i wyciągając przed siebie nogi, udawali, że poprawiają coś przy instrumentach. Na ich twarzach malowało się zmęczenie i najchętniej poszliby spać, a nie gnili zamknięci w klaustrofobicznym pudełku.
– Spadamy stąd, szkoda tracić czas i pieniądze. Teksty słabe, muzyka do chuja niepodobna – podsumowałem.
– Nic z tego nie będzie. – Tomek pokręcił głową. – Zawijamy się stąd. Aha, byłbym zapomniał, daj adres tego hotelu w Cisnej, będę jechał z Kaśką w piątek wieczorem, to chcę wiedzieć, gdzie to dokładnie jest.
Kurwa, kurwa, kurwa! Zapomniałem o weselu Borysa! Jak zwykle terminy nie trzymały się mojej głowy…
– Jasne, zaraz zadzwonię do niego i wyślę ci SMS-a. Jedziemy do knajpy na jakiś obiad? Zeżarłbym prosiaka z kopytami.
– Jasne, ale ten, kto się spóźnił, stawia żarcie. – Korzeń popatrzył na mnie z wyrzutem i wskazał palcem.
– Do „Glorii”? – zapytałem, ale nie czekałem na odpowiedź kolegów, bo wiedziałem, że dobrze trafiłem.
Restauracja, a w zasadzie knajpa „Gloria”, mieściła się niedaleko studia nagraniowego. Często jadaliśmy tam, kiedy współpracowaliśmy z wytwórnią „Record”. Mieli niezłego dyrektora muzycznego, a poza tym dawali nam wolną rękę w sprawie aranżu poszczególnych kawałków. W świecie muzyki to rzadkość.
Kilkanaście minut później zespół Pornstar raźnym krokiem przekroczył próg „Glorii”. Czterech rosłych facetów, w czarnych skórach, wytatuowanych od stóp do głów robiło wrażenie na przechodniach. Kelner od razu znalazł nam najbardziej oddalony stolik, uśmiechając się do nas szeroko. Znał i lubił naszą muzykę, kiedyś podpisaliśmy mu nawet płytę naszego zespołu.
– Witamy serdecznie, to co zawsze? – Podawał nam menu, ale gestem nakazałem mu je zabrać. Spojrzałem na chłopaków.
– Cztery razy – rzuciłem, po czym spojrzałem na telefon. Zapomniałem, że w sobotę miałem nagrania do popularnego show telewizyjnego. Prowadzący, Nowakowski, ukręci mi łeb. Musiałem mieć nietęgą minę, bo mój perkusista to zauważył.
– Co znowu zajebałeś? – rzucił Tomek obdarzając mnie promiennym uśmiechem.
– A ty zawsze musisz węszyć? Nowakowski. Sobota. Wesele Borysa. Też sobota. Mówi ci to coś? – Prychnąłem.
– Mówi i to wiele. Jesteś idiotą, panie Cichosz. Nie masz kalendarza?
– Ma, zapisuje tam tylko numery dziewczyn, z którymi się pierdoli. Inny nie istnieje. – Roześmiał się Sławek, który często pilnował, żebym w ogóle pojawiał się na koncertach o czasie. Byłem słaby w daty, terminy, dla mnie liczyła się tylko muzyka.
– Jest dym. Studio na pewno wynajęte. Dziś czwartek. Kurwa, co robić? – Myślałem intensywnie, dłubiąc wykałaczką w zębie. Do tego byłem głodny jak sto diabłów, żołądek odzywał się już od dłuższego czasu, nieznośnie przypominając o sobie.
– A może zadzwoń i powiedz prawdę? – Korzeń nalewał sobie wódkę do kieliszka, bo jako jedyny nie przyjechał samochodem. – Co masz do stracenia?
Może faktycznie miał rację. Powinien wziąć się w garść i wypić piwo, którego nawarzyłem. Poszedłem zapalić, bo czekanie na żarcie ciągnęło się w nieskończoność. Chłopaki dyskutowali na temat ostatniego numeru, który nagraliśmy niecałą godzinę temu.
Stałem na tarasie, analizując wszystko w swoim małym rozumku. Westchnąłem, po czym wyszukałem w kontaktach numer Huberta Nowakowskiego. Odebrał po dwóch sygnałach.
– Cześć, z tej strony Maciej Cichosz – zacząłem.
– Kto? – Usłyszałem po drugiej stronie.
– Cichy z Pornstar.
– Trzeba tak było od razu, jadę samochodem, słyszę co piąte słowo – kontynuował. – Co, pewnie nie przyjdziesz w sobotę?
– A skąd wiesz? – Przeczesałem palcami włosy.
– Mogłem się domyślić, przecież tylko wtedy dzwonisz. Na kiedy chcesz przełożyć spotkanie? – stwierdził bez owijania w bawełnę.
– Za dwa tygodnie. Zorganizujesz wszystko?
– Jasne, przecież jestem showmanem z krwi i kości. Muszę dbać, by w moim programie pojawiali się najlepsi goście. A co ci wypadło? Gracie gdzieś?
– Nie, mam wesele kuzyna. Obiecałem, że będę.
– A gdzie jeśli można wiedzieć?
– Żartujesz chyba, przecież wyślesz za mną swoje paparuchy – odparłem złośliwie.
– Może i racja. Nie mów, bo zlecą się w momencie. Do zobaczenia zatem za dwa tygodnie. Baw się dobrze. – Usłyszałem trzaski po drugiej stronie.
– Dzięki – rzuciłem jeszcze i nacisnąłem czerwoną słuchawkę.
– Żarcie wjechało, dziś megaporcje, chyba kucharz słucha Pornstar – rzucił Tomek, opierając się o framugę drzwi. – Tylko nie zapomnij o tym weselu. Borysowi byłoby przykro.
– Stary, jak mógłbym o nim zapomnieć? Jest dla mnie jak brat – powiedziałem cicho.
– Kup Róży kwiaty, na pewno się ucieszy. Chodź, placek po węgiersku stygnie.
Odwróciłem się na pięcie w kierunki sali, myśląc już tylko o jedzeniu.
ROZDZIAŁ 2
ALICJA
Otworzyłam drzwi i weszłam do mieszkania. W przedpokoju rzuciłam klucze na komodę, zdjęłam buty, po czym skierowałam się do kuchni. Włączyłam ekspres do kawy, designerski, samoczyszczący się najnowszy model popularnej marki. Norbert miał fioła na punkcie nowinek, więc zmieniał te automaty średnio co pół roku.
Z filiżanką smolistego napoju usiadłam w salonie, patrząc na idealnie zaprojektowaną przestrzeń. Jasnobrązowe, skórzane sofy, ława ze szklanym blatem, kryształowy żyrandol. Pięknie! Pomyślałam, ale po chwili dostrzegłam, że w całym mieszkaniu nie ma żadnej mojej rzeczy, niczego, co sama kupiłam i postawiłam na komodzie. W tej kwestii mój narzeczony był prawdziwym despotą. To nic, że podobały mi się ratanowe meble i ozdoby w stylu boho. Norbertowi nie przypadły do gustu, uważał, że to przejściowa moda i zaraz trzeba będzie wszystko zmieniać.
Westchnęłam głęboko.
Z chwilowego marazmu, wywołanego ciężkim dniem w pracy, wyrwał mnie dzwonek telefonu. Dobiegał z wnętrza torebki, która oczywiście została w przedpokoju. Niechętnie wstałam i odebrałam.
– Cześć, już po pracy? – Usłyszałam głos mojej siostry, Ewy.
Tak, dziś mieliśmy prawdziwe urwanie głowy, pomyślałam o dzisiejszej, jakże trudnej operacji, ale nie zdążyłam nic wtrącić, bo Ewcia nawijała jak nakręcona.
– Dzwonię, żeby się z tobą umówić na małe zakupy. Może wpadniemy do butiku mamy? – szczebiotała wesoło.
– Ewuś, mam tyle sukienek, na pewno coś znajdę w szafie – jęczałam, bo wiedziałam, że jedno niewinne wejście do sklepu oznaczało dla mojej siostry kilkugodzinny maraton. Ostatnią rzeczą, na jaką miałam ochotę, było bezsensowne łażenie w poszukiwaniu zupełnie mi niepotrzebnych ubrań, w których i tak nigdzie nie wyjdę. W zasadzie z chwilą poznania Norberta moje życie towarzyskie umarło śmiercią naturalną.
– Alka, czy ty się słyszysz? Tam będzie cały zespół Pornstar, a ty zamierzasz iść w starej kiecce, może jeszcze z czasów studniówki? Jutro będę po ciebie o piętnastej. Pod szpitalem! – Nie pozwoliła mi odpowiedzieć, bo po prostu się rozłączyła.
Musiałam przyznać, że Ewa miała twardy charakter. Dwa lata młodsza ode mnie doskonale radziła sobie jako prawniczka od spraw cywilnych. Jej największą pasją stały się rozwody, przez co tylko utwierdziła się w przekonaniu, że nigdy nie wyjdzie za mąż. Nie była też zbyt stała w uczuciach, chłopaków zmieniała jak rękawiczki. Piękna, wysoka brunetka z oczami jak dwa węgle podobała się wielu mężczyznom. Ewa Stefanik umiejętnie wykorzystywała też swoje wdzięki na sali sądowej. Była wschodzącą gwiazdą warszawskiej palestry.
Nie wiedząc, kiedy usnęłam na kanapie. Przebudziłam się dopiero po dwóch godzinach. Dochodziła dwudziesta druga, a Norberta nadal nie było. Spojrzałam na telefon.
Norbert: Operacja się przeciąga, zostanę do rana w szpitalu.
Zajebiście. Jeszcze tego mi brakowało, żebym spała dziś sama. Chciałam się do kogoś przytulić, wypłakać w rękaw i po babsku ponarzekać. Tymczasem czekało na mnie zimne, puste łóżko. Norbert w ostatnim czasie nie miał za dużo czasu, ciągłe wyjazdy, szkolenia, konferencje. Nie pamiętam, kiedy byliśmy na randce. Chciałam z nim porozmawiać o naszym związku, o przyszłości. Coraz bardziej nie podobała mi się nasza relacja skierowana tylko w jedną stronę, w stronę Norberta. Wszystko musiało być podporządkowane jego planom. Miałam nadzieję, że pamiętał o piątkowym wyjeździe w Bieszczady. Napisałam do niego wiadomość.
Alicja: Dobrze. Pamiętasz o weselu Róży i Borysa? Wyjedziemy w piątek przed południem.
Po chwili ekran smartfonu rozbłysnął.
Norbert: Tak, pamiętam.
Nastawiłam budzik na piątą rano, po czym powlokłam się pod prysznic. Trudne rozmowy musiały poczekać.
Ranek nadszedł zdecydowanie za szybko. Leniwie podniosłam się z łóżka i założyłam lekki szlafrok. Weszłam do kuchni, po czym zaczęłam szykować śniadanie. Nie potrafiłam wyjść z domu bez porządnej jajecznicy albo miski płatków owsianych.
Kiedy czekałam aż woda się zagotuje, wpadłam na świetny pomysł. Postaram się wyjść nieco wcześniej i podrzucić Norbertowi świeże kanapki. Na pewno się ucieszy. Oddział kardiochirurgii, w którym pracował, mieścił się na tej samej ulicy co moja ginekologia, ale w innym budynku. Oznaczało to, że teoretycznie pracowaliśmy obok siebie, ale praktycznie nie za bardzo mieliśmy możliwość, żeby spotkać się przynajmniej na kawce w ciągu dnia.
Niecałą godzinę później, zaopatrzona w zestaw śniadaniowy, wchodziłam na oddział kardiochirurgii. Przeszłam obok dyżurki pielęgniarek, uśmiechnęłam się do nich serdecznie, a one pomachały do mnie.
Zapukałam, po czym weszłam do pokoju lekarskiego.
– Cześć, Alu, co słychać? Co ty tu robisz tak z rana? – Stefan, kolega mojego narzeczonego, odwrócił się do mnie.
– Wszystko w porządku, Norbert operuje? – zapytałam, zaglądając w głąb pomieszczenia.
Stefan popatrzył na mnie zaskoczony.
– Nie było go dzisiaj w pracy.
– Żartujesz? – zdziwiłam się szczerze.
– Nie miał dzisiaj dyżuru, a od dwóch dni go nie widziałem w szpitalu – powiedział, po czym zapadła niezręczna cisza.
– To ja już lepiej pójdę. – Zaczęłam się cofać w stronę wyjścia, bo zaczęło do mnie docierać, co tak naprawdę się stało.
– Ala, zaczekaj! – Stefan wstał zza biurka. – Wiesz, że cię lubię i dobrze wam obojgu życzę, ale Norbert ostatnio dziwnie się zachowuje. Może ma jakieś problemy? Porozmawiaj z nim.
– Spróbuję – wyszeptałam, po czym cicho zamknęłam za sobą drzwi. Łzy napływały mi do oczu. Gdzie był Norbert? Dlaczego mnie okłamał? Kiedy wyszłam na świeże powietrze, rozpłakałam się jak mała dziewczynka. Miałam dość. Wyciągnęłam z torebki telefon, po czym wybrałam numer Norberta. Odebrał po kilku sygnałach.
– Cześć, właśnie miałem do ciebie dzwonić. – Usłyszałam dobrze znany mi głos.
– Hej, a ja właśnie stoję pod szpitalem i zastanawiam się, gdzie spędziłeś dzisiejszą noc? – Parsknęłam złośliwie. Krew się we mnie gotowała ze złości, gdyby był obok, dostałby z liścia.
– Alicjo, zachowuj się, nie rozmawiaj ze mną w taki sposób, nie życzę sobie – powiedział karcąco, dobrze znanym mi tonem.
– Żartujesz sobie ze mnie? Byłam na oddziale, powiedziano mi, że od dwóch dni nie miałeś dyżuru, dlaczego mnie okłamujesz? – pytałam, połykając łzy.
– Alicjo, ale to nie tak, jak myślisz. – Usłyszałam westchnienie.
– A jak? Masz kochankę? Czegoś ci brakuje? – zaskoczyłam samą siebie, kiedy wypowiedziałam te słowa. Czułam się źle.
– Porozmawiamy wieczorem – powiedział, po czym zakończył połączenie.
Znowu zrobił to po swojemu, pan i władca wszechświata. On decydował, kiedy porozmawiamy, gdzie pójdziemy, jak urządzimy mieszkanie.
Czułam, że od kiedy na poważnie związałam się z Norbertem, kawałek po kawałku, dzień po dniu, przejmował kontrolę nad moim życiem. Nie stało się to nagle, ale postępowało małymi kroczkami. Omotał mnie swoją inteligencją, wysokim stanowiskiem, które zajmował. Prawda była taka, że powoli, w białych rękawiczkach, niszczył mnie. Gdzie się podziała ta wesoła, radosna Alicja, która piła piwko w klubie studenckim i łamała serca przypadkowym kolesiom? Gdzieś w kołowrocie, w tym wyścigu szczurów zapomniałam, kim jestem. A Norbert bardzo umiejętnie mną manipulował, niepostrzeżenie przerabiając na żonę ze Stepford. Kurczę, nawet nie zostałam jego żoną, a już mnie przemodelował.
Z ciężkim sercem i gulą w gardle weszłam do szatni, po czym założyłam fartuch lekarski. Wiedziałam, że muszę wziąć się w garść. Kiedy zobaczyłam Zośkę, zdałam sobie sprawę, że przez najbliższe osiem godzin nie będę miała czasu na roztrząsanie osobistych spraw.
– Dzień dobry, pani doktor. Pacjentka rodzi, ale coś ciężko idzie, nie wiem, czy nie będzie cesarki. – Zamrugała swoimi długimi rzęsami.
– Już idę. W której sali?
– Na trójce.
Chwilę później stałam między nogami pacjentki, badając rozwarcie. Osiem centymetrów, dobrze, ale wody jeszcze nie odeszły. Postanowiłam przebić worek owodniowy, aby przyśpieszyć poród. Głowa dziecka wciąż znajdowała się wysoko w kanale rodnym. Zapowiadał się ciężki, długi poród i tylko od kobiety zależało, czy to się uda. Musiała wykonać swoje zadanie w stu procentach.
– Pani Karolinko, ja wiem, że panią boli, że chce pani urodzić bez znieczulenia, ale musi pani teraz bardzo uważnie słuchać i współpracować – mówiłam spokojnym, ale pewnym głosem. – Teraz przebijemy pęcherz płodowy, a potem musi pani iść na piłkę, bo głowa dziecka nie jest jeszcze w dogodnym położeniu do drugiej fazy porodu. Trzeba mu troszkę pomóc.
– Dam radę, nie chcę cesarki. – Zamknęła oczy, zacisnęła zęby, po czym na zapisie KTG zauważyłam, że ma mocny skurcz. Nie krzyczała, dzielnie znosiła ból.
Nakłułam pęcherz, płyn owodniowy zaczął wypływać na zewnątrz. Na szczęście wody były czyste, a więc mieliśmy jeszcze czas. Położne pomogły kobiecie usiąść na piłce. Widziałam w jej oczach ogromny ból, ale i desperację, żeby urodzić siłami natury. W duchu uśmiechnęłam się do siebie, bo widok takiej kobiety w ostatnich czasach należał do rzadkości. Była zdeterminowana, a więc powinno się udać.
Dwie godziny później znów pochylałam się nad rodzącą. Zośka przyjmowała poród.
– Przyj, jeszcze raz, długo, mocno! – instruowała, przygotowując nożyczki do odcięcia pępowiny. Wierzchem dłoni odsunęła z czoła kosmyk włosów. Denerwowała się.
– Nie mogę – szepnęła zmęczona, zlana potem kobieta.
– Kochanie, ostatnia prosta, przyj, raz, dwa, trzy! – dopingowała ją położna.
– Boli – jęknęła rodząca.
– Wiem, ale musisz teraz przeć, bo dziecko też jest już zmęczone – ostrzegła Zośka.
Położna popatrzyła na mnie, po czym skinęłam głową i wyrecytowałam standardową formułkę.
– Pani Karolino, musimy naciąć krocze, żeby pomóc dziecku wyjść, czy wyraża pani zgodę?
– Tak! – krzyknęła. – Zróbcie wszystko, żeby ten koszmar się skończył! Mam dość!
Położna wzięła nożyczki, po czym w czasie skurczu nacięła skórę w odpowiednim miejscu.
– Przyj, ostatni raz! – Spojrzałam na główkę wyłaniającą się z pochwy. Zobaczyłam czarne, mokre włosy. – Oj, ale ma piękną czuprynkę. Chce pani dotknąć?
– Nie! Ale boli, umrę zaraz!
– Zaraz będzie pani najszczęśliwszą kobietą na świecie – powiedziała położna, wyciągając dziecko spomiędzy nóg rodzącej i kładąc jej na piersi.
– Ale… – Kobieta zaczęła szlochać. Hormony, zmęczenie i ból dawały się jej we znaki.
– Już, w porządku, dałaś radę, byłaś niesamowita, brawo! – Zośka pochwaliła młodą mamę.
Chłopczyk płakał, był jednak nieco zmęczony długą akcją porodową, więc został zabrany, aby obejrzał go neonatolog.
– On wróci do mnie? – zapytała pacjentka.
– Oczywiście, ale musi go zobaczyć lekarz. To dla jego dobra – uspokoiłam ją. Nie chciałam jej niepotrzebnie straszyć po tak trudnym porodzie. Faktycznie jego skóra miała odcień, który mógł budzić obawy specjalisty.
– Teraz urodzimy łożysko, a za chwilkę odpocznie pani w sali – powiedziała Zośka, znowu zajmując miejsce na stołku pomiędzy jej nogami.
Kiedy po półgodzinie usiadłyśmy za ladą położnych, uzupełniając papierologię, przyszedł Antek. Asystował na bloku przy operacji.
– Alka, ordynator nas prosi – powiedział z grobową miną.
– Spodziewałam się tego – rzuciłam, włożyłam ręce do kieszeni fartucha i skierowałam się w dobrze znane mi miejsce.
Ordynator Laskowski, popularnie zwany na oddziale Laską, był doświadczonym ginekologiem położnikiem. Specjalizował się głównie w ciążach mnogich.
Zapukaliśmy, a potem odczekując kilka sekund, otworzyliśmy drzwi gabinetu.
– Witam szanownych państwa – rzucił wesoło, wskazując nam miejsca na skórzanej, lekko nadgryzionej zębem czasu, kanapie.
Spojrzeliśmy z Antkiem na siebie porozumiewawczo.
– Co tam znowu odjebaliście na bloku wczoraj, hmm? – Bezpośredniość ordynatora Laskowskiego zdumiewała wszystkich, od pacjentek po lekarzy. Miał cięty, niewyparzony język.
– Cięcie cesarskie ze względu na… – zaczęłam, ale mężczyzna mi przerwał.
– Pytam, dlaczego nie usunęliście macicy?
– Doktor Szulc wyraził taką chęć, ale ja się nie zgodziłam. – Wzięłam całą winę na siebie.
– Dlaczego? – Laskowski ściągnął okulary i rzucił je na biurko.