Heal Me - Rudaś Aleksandra - ebook + audiobook + książka

Heal Me ebook i audiobook

Rudaś Aleksandra

4,0

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Naomi Becker jest uczennicą Roosevelt High School. Dziewczyna marzy, żeby pójść na studia prawnicze i podążyć śladami swojego ojca. Ich relacja nie jest łatwa. Mężczyzna często przebywa poza domem i tak naprawdę nawet nie ma pojęcia, że córka jest bardzo w niego zapatrzona.

 

Życie Naomi kręci się więc wokół marzeń o prawniczej karierze i spotkań z najlepszym przyjacielem Nate’em. Jednak to wszystko zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni, kiedy wydarza się ogromna tragedia. Jeden z uczniów szkoły, do której uczęszcza dziewczyna, zostaje znaleziony martwy na imprezie. 

 

Podejrzenia padają na innego ucznia Luke’a White’a oraz paczkę jego kolegów. I tak jak Naomi do tej pory nigdy nie miała bliższego kontaktu z Lukiem, tak teraz chłopak z impetem wkracza w jej życie. To właśnie jej ojciec będzie jego adwokatem w tej sprawie.

 

Czy tajemnice związane z tragicznym wieczorem okażą się gorsze, niż każdy zakładał?

 

Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej szesnastego roku życia.

                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                         Opis pochodzi od Wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 517

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 12 godz. 48 min

Lektor: Paulina Sobiś
Oceny
4,0 (171 ocen)
76
49
28
14
4
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Eayazja

Nie polecam

Znowu popełniłam mój największy błąd, jakim jest nastawianie się pozytywnie do książki. Prawda jest taka, że miałam naprawdę spore oczekiwania i kolejny raz niestety się przeliczyłam. Tak naprawdę, jeśli chodzi o plusy, to jestem w stanie wskazać dwie rzeczy. Pierwszą z nich jest pomysł, bo cholera, z tego naprawdę dało się stworzyć wciągający romans z trzymającym w napięciu wątkiem kryminalnym i szarymi moralnie postaciami. Drugą jest relacja Nate’a i Naomi, bardzo podobała mi się dynamika ich przyjaźni, to jak mogli wzajemnie na sobie polegać. No, przynajmniej do czasu, bo pod koniec zaczęło się to psuć. Jeśli jednak chodzi o minusy… cóż, jest ich znacznie więcej. Nie byłam w stanie w żaden sposób sympatyzować z postaciami. Naomi była po prostu hipokrytką, dla której podejmowanie logicznych decyzji często było za trudne, w dodatku okropnie denerwującą. Luke był egoistycznym dupkiem, nierozumiejącym słowa ,,nie”. Reszta postaci była albo zbyt słabo zarysowana, żebym mogła je ocenić...
20
jkozaryn28

Nie oderwiesz się od lektury

HALO POTRZEBUJĘ DRUGIEJ CZĘŚCI JAK POWIETRZA! CZYTAJCIE HEAL ME !
gonick

Całkiem niezła

Historia spoko, ale czuć nastoletniego Wattpada na kilometr.
21
viviev

Dobrze spędzony czas

4.5
10
jaworska01

Nie oderwiesz się od lektury

Nie mogę się doczekać kolejnej części
10

Popularność




Copyright © 2023

Aleksandra Rudaś

Wydawnictwo NieZwykłe

All rights reserved

Wszelkie prawa zastrzeżone

Redakcja:

Anna Strączyńska

Korekta:

Monika Nowowiejska

Dominika Kalisz

Katarzyna Olchowy

Redakcja techniczna:

Paulina Romanek

Projekt okładki:

Paulina Klimek

Autor rysunku:

Natalia (natine_czyta)

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8362-243-9

PROLOG

Chyba każdy zna filmową wersję amerykańskiego liceum: wspaniale wyglądający chłopcy, gdzieniegdzie nerdzi, którzy nie cieszą się aż takim powodzeniem jak ci pierwsi. Dziewczyny nieprzypominające nastolatek. Wszystko przesłodzone, wyidealizowane i zwykle kończące się happy endem. Grupy społeczne ukazywane inaczej niż w rzeczywistości. Pomija się ochroniarza czuwającego nad bezpieczeństwem uczniów, szczególnie w szkołach, do których chodzą osoby związane z gangami.

Według tej wizji uczniowie nie mogą przenikać z jednego środowiska do drugiego. Jeśli jesteś sportowcem, nie możesz zostać kucharzem, a kujonki nikt nie kojarzy ze sportem. Prawda jest jednak inna – ludzie mają wiele zainteresowań, dzięki czemu poznają nowych przyjaciół. Wszystko się przenika, więc nie można być pewnym swojego miejsca. Każdy ma w sobie nutę fałszu i czeka na chwilę słabości innych. W całej szkole panuje hierarchia – zawsze znajdzie się osoba, która wzbudza respekt, dzięki czemu nie musi obawiać się o własną pozycję.

– Dwa dolary za wodę, co za zdzierstwo – jęknął Nate, zajmując miejsce obok mnie.

Wywróciłam oczami i spojrzałam na niego z politowaniem. Chłopak był nie tylko typem sknery, ale też okropnego narzekacza. Zanim znalazł wyjście z sytuacji, musiał się sporo nagadać. Według niego każdy temat wymagał komentarza.

– Wiesz, że obok szkoły jest sklep. Tam wodę kupisz za niecałego dolara. – Zagłębiłam palce w jego włosy i odgarnęłam je do tyłu.

Przyjaciel wydął dolną wargę, patrząc na mnie wzrokiem małego dziecka. Wyglądał, jakby miał się rozpłakać. Cały Nate. Zawsze zachowywał się tak, jakby życie było sztuką, w której grał główną rolę. Uwielbiał pokazywać emocje, nawet gdy nie było to wymagane. Jednak w tym przypadku miał rację. Nasze liceum sporo zarabiało na sklepiku szkolnym.

– Domagam się swoich praw. Nie dbają o moje bezpieczeństwo! Co, jeżeli przechodząc przez ulicę, wpadnę pod samochód? Zabije mnie, a szkoła będzie za to odpowiadać – oznajmił, dziko gestykulując.

Mówiłam już, że uwielbiał przesadzać?

– Tam jest chodnik i droga dla rowerów – rzuciłam rozbawiona, a chłopak przygryzł wargę i spojrzał w moją stronę.

– Rower to też pojazd. Moja noga wkręci się w koło i zostanę kaleką na całe życie – stwierdził po chwili, a ja pokiwałam głową z politowaniem.

Przyjaźniliśmy się od dziecka, więc doskonale rozumieliśmy swoje dziwactwa. Chłopak wysłuchiwał moich narzekań, a ja jego teorii spiskowych.

Należał do grupy muzycznej, więc nasze wspólne siedzenie na przerwach budziło zaintrygowanie wielu uczniów. Nie mieliśmy wspólnych zainteresowań, więc niektórzy nie rozumieli naszej zażyłości. Potrafiliśmy rozmawiać o wszystkim – nawet o moim pierwszym okresie dowiedział się najwcześniej. Zadzwonił wtedy na pogotowie, stwierdzając, że wypiłam robaki, które pogryzły mi pęcherz, co spowodowało krwawienie. Mama musiała wytłumaczyć nam obojgu, co działo się z moim ciałem.

Nagle na stołówce rozległ się gwar. Odwróciłam głowę w stronę wejścia, mimo że domyślałam się, co tak ożywiło uczniów.

Do pomieszczenia weszła drużyna koszykarska. Tłum orangutanów, który zwabił spojrzenia wszystkich, nawet tych najmniej zainteresowanych. Przypominało to wkroczenie władcy, na którego widok każdy powinien się pokłonić.

Szkolna hierarchia była niczym państwo – z własnymi zasadami i stojącym na jego czele przywódcą. Tutaj był nim Luke White, kapitan drużyny koszykarskiej i jeden z najbardziej pożądanych chłopaków w szkole. Nie powinno to nikogo dziwić. W końcu wyglądał naprawdę dobrze ze swoimi muskularnymi, szerokimi barkami, ciemnymi włosami, kilkudniowym zarostem oraz tymi przeklętymi czekoladowymi oczami. Wszyscy go podziwiali, lecz dzisiaj nie to było powodem, przez który wzbudził tak duże zainteresowanie.

Jako jedyny znał prawdę.

Skrywał tajemnicę tego, co wydarzyło się w piątkowy wieczór.

ROZDZIAŁ 1

Biorąc pod uwagę to, ile czasu poświęcałam znajomym, można by powiedzieć, że byłam osobą aspołeczną. Moje kontakty międzyludzkie ograniczały się do spotkań z Nate’em, udzielania się na forach naukowych w internecie oraz rzadkich wypadów ze znajomymi przyjaciela. Można powiedzieć, że Nate użyczał mi swoich kolegów. W końcu byliśmy jednością.

Po prostu brakowało mi czasu na życie towarzyskie, a codzienna nauka oraz zajęcia z biegania nie poprawiały sytuacji. Pan Collins nie dawał mi ostatnio spokoju i treningi odbywały się codziennie. W weekendy natomiast moim obowiązkiem było wykonywanie ćwiczeń we własnym zakresie. Trener liczył na sukcesy, zresztą ja również. Każde osiągnięcie dawało kolejne punkty w rekrutacji, czyli pomagało mi dosięgnąć marzeń. Nauka w Stanach była niestety bardzo kosztowna, więc wszyscy starali się, jak tylko mogli, aby zdobyć ich jak najwięcej. Dobra, nie wszyscy – tylko ci, którym zależało. Niektórzy budzili się pod koniec szkoły i zauważali, że ich szansa na dobrą przyszłość jest nikła.

– Nigdy nie zrozumiem geometrii – stwierdził Nate, siadając obok mnie na korytarzu. Podwinął nogi i położył ręce na swoich kolanach. Automatycznie zaczął bawić się koralikami na bransoletce, którą nosił. Był to drobny rzemyk z niewielką zawieszką, chyba jakąś czaszką.

Przyjaciel nie pachniał zbyt dobrze, więc prawdopodobnie miał przed chwilą wychowanie fizyczne. W ostatnim tygodniu w męskiej szatni zepsuły się prysznice, przez co chłopcy nie mogli się myć po zajęciach. Jedynie drużyna koszykarska miała przywileje, więc po lekcjach zajmowali prysznice w szatni dziewczyn. Ich ciała wytwarzały tyle feromonów, że nawet następnego dnia można było wyczuć zapach faceta. Chociaż nie, był to raczej smród spoconego goryla.

– Narzekasz, wystarczy pamiętać wzory. – Znów zerknęłam w książkę. Musiałam się skupić, bo czekała nas kartkówka z matematyki. Oczywiście dobrze się do niej przygotowałam, ale musiałam mieć pewność, że niczego nie pomylę.

Nate’owi nie spodobała się moja odpowiedź.

Zerknęłam na chłopaka, na którego twarzy widniało wielkie zaskoczenie, jakby nie wierzył w to, co mówiłam. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że czekała mnie pogadanka na temat sensu uczenia się poszczególnych działów, ponieważ większość z nich nie była przydatna w dorosłym życiu.

– Powiedz mi to samo o fizyce – rzucił z przekąsem. Zabrał mój podręcznik, po czym posłał mi jeden ze swoich charakterystycznych uśmiechów.

No tak, zasada numer pięć: gdy rozmawiamy, nie czytamy bezsensownych książek. Wymyślił ją Nate, kiedy poprosił mnie o korepetycje. Tak, zabronił mi czytania podręcznika, gdy miałam go uczyć. Brunet nie wyciągnął za dużo z tych lekcji, za to ja usłyszałam wiele.

Uczyłam się dobrze, ale z fizyką miałam wyjątkowe trudności. Nie mogłam zrozumieć niektórych praw, przez co mieszała mi się większość materiału. Nate w tym przypadku był moim przeciwieństwem – nauka tego przedmiotu szła mu z łatwością, jakby miał ją we krwi. Kiedyś zażartował, że jest lepiej wyglądającym Einsteinem.

– Jakie plany na wieczór? – dodał, wstając. Poprawił torbę na ramieniu i zerknął na podręcznik w swojej dłoni.

Miałam nadzieję, że mi go odda, jednak się przeliczyłam. Podniósł rękę, zabierając książkę poza mój zasięg.

– Nate, proszę, oddaj mi to, muszę przypomnieć sobie wzór na przyprostokątne. Miałam z nim największy problem. Proszę. – Przyjaciel był ode mnie wyższy, więc nawet mimo kolejnych prób i podskoków nie mogłam dosięgnąć swojej własności.

Chłopak widocznie oczekiwał odpowiedzi na zadane wcześniej pytanie, więc westchnęłam i zrezygnowałam z dalszej walki.

– Zapewne kolejny raz obejrzę Dr House’a – odpowiedziałam i posłałam mu błagalne spojrzenie.

– Dzisiaj mamy randkę z samym Lukiem White’em.

Spojrzałam na niego jak na idiotę. Mieliśmy w zwyczaju wygłupy, ale nie do tego stopnia, by poruszać temat szkolnej ferajny małp. Nie, żeby nasi szkolni przystojniacy nie zwracali mojej uwagi, jednak czasami ich brak taktu przyćmiewał całą atrakcyjność ciał. Pozerstwo mnie nie pociągało.

– Rozumiem, że testujesz nowy towar? Musi być całkiem niezły – odparłam i uśmiechnęłam się delikatnie w stronę przyjaciela.

W ten sposób trochę odwróciłam uwagę chłopaka. Dźgnęłam go łokciem w brzuch, przez co się zgiął, a ja sięgnęłam po nieszczęsną książkę. Przez lata przyjaźni z nim nauczyłam się wielu sztuczek. Znaliśmy swoje największe zalety oraz najgłębiej skrywane tajemnice i słabości.

– Nie, ale nasz szkolny kapitan urządza imprezę z okazji wygranej. – Posłał mi oskarżycielskie spojrzenie. Położył rękę na brzuchu, po czym delikatnie go rozmasował.

Cicho się zaśmiałam i lekko poklepałam go dłonią w ramię. Myślałam już, że zaraz zacznie robić z siebie największego poszkodowanego, ale poruszył zupełnie inny temat. Zerknął na mnie wyczekująco, a ja westchnęłam i oparłam się bokiem o ścianę, przy której przed chwilą siedzieliśmy.

– A my mamy iść tam, bo…?

– Ponieważ niepójście tam równa się społecznej katastrofie. Naomi, tam będzie darmowy alkohol. To znaczy ZA FREE. Plus! Popatrzymy, jak mieszka sławny Luke – oznajmił z uśmiechem i poruszył brwiami.

No tak, nawet w obliczu największego bólu temat procentów go rozpromieniał. Typowy Nate. Chociaż nie, tym razem nie chodziło o alkohol. Doskonale znałam prawdę, bo już kiedyś widziałam tę minę – po prostu będą tam wszystkie dziewczyny z naszej szkoły. Czyli idealny moment na podryw.

– Tylko jeżeli zrobisz ze mną projekt na fizykę – stwierdziłam, posyłając mu uroczy uśmiech.

Chłopak westchnął i kiwnął głową na znak zgody. Mimo swoich zdolności z tego przedmiotu Nate pozostawał leniem. Wybitnym. Kiedyś wykorzystał sterowany na pilota samochodzik i zamontował na jego dachu półkę. Podjeżdżał nim do kuchni, gdy mama przyrządziła mu posiłek, i tak transportował jedzenie do swojego pokoju.

Patrząc na jego minę, zrozumiałam, że Nate chciał wykorzystać jakiegoś kujona. Gdyby chodziło o inny przedmiot, z chęcią zrobiłby zadanie ze mną. To znaczy… ja wykonałabym projekt, a on by to przeczytał. Przyjaźń.

– Dobrze, Naomi, zrobię za ciebie ten projekt.

Ta odpowiedź mnie zaskoczyła, bo postawiłam ten warunek, licząc, że Nate się nie zgodzi, dzięki czemu pozostanę przy swoich planach na wieczór z serialem i odpoczynkiem. Spojrzałam na przyjaciela, a on uśmiechnął się słodko. Wiedziałam, że już układał w głowie plan na cały wieczór.

A mogłam poprosić o projekt z matematyki.

Chociaż amerykańskie szkoły nie były takie jak w filmach, imprezy wyglądały podobnie. Oczywiście nie do tych ze sławnego Projektu X. Nastolatkowie uwielbiali zabawę, alkohol i możliwość wyluzowania się. Były to ich wieczory. Wtedy mogli robić, co chcieli, szczególnie gdy impreza nie odbywała się na ich terenie i nie musieli za nic płacić. Nie przeszkadzało im nawet to, że czasami imprezy kończyły się odwiedzinami policji, ponieważ inni mieszkańcy mieli dość wybryków dzieci sąsiadów. Jakby sami nigdy nie byli młodzi.

Większość imprez organizowanych przez śmietankę towarzyską pozostawała zamknięta dla zwykłych uczniów. Trzeba było zostać zaproszonym, a wręcz wybranym przez ludzi, którzy myśleli, że byli wielcy. Byli tacy, ale tylko dla dzieciaków za szkoły przez te kilka lat. Sława, o której każdy zapomni. Jednak dziś każdy miał szansę na wybicie się, a wszystko przez to, że drużyna odniosła sukces i podskoczyła w rankingu o cztery miejsca. Zajęła trzecią pozycję, o której przez wiele lat mogła jedynie marzyć. Nikt nie zaprzeczał temu, że była to zasługa ciężkiej pracy, jaką wykonali członkowie zespołu. Dzięki temu otworzyli furtkę i zbratali się z „niższymi od siebie”.

Tego dnia każdy czuł się wyjątkowo, a dziewczyny zrobiły wszystko, by wyglądać jak najlepiej, w większości po to, aby wzbudzić zainteresowanie koszykarzy. Bycie w związku z którymś z nich ustawiało do końca liceum. Męska część szkoły przyszła tu z podobnego powodu. W końcu każda odrzucona szukała ramienia do pocieszenia.

Wspólną przyczyną, dla której wszyscy się tu zgromadzili, było to, co mówił Nate. Nieobecność stanowiła porażkę społeczną.

Ubrałam się w wygodne rurki, niebieską bluzkę i skórzaną kurtkę, a element szaleństwa stanowiły moje czerwone usta. Zwykle nie malowałam się zbyt mocno, po prostu nie czułam takiej potrzeby.

Szłam tam tylko po to, by chłopak przez najbliższy miesiąc nie suszył mi głowy, że mu odmówiłam. Kiedyś przygotował nawet arkusz kalkulacyjny, gdzie stworzył wykres związany z moim wychodzeniem na imprezy. Stwierdził, że idealnie zobrazuje mi to mój problem. Musiałam przestać być aspołeczna. Przynajmniej tak sądził mój najlepszy przyjaciel.

– Dzisiaj musimy ze sobą wypić – stwierdził Patrick, podając mi butelkę piwa. Obdarzył mnie uroczym uśmiechem i uniósł kubeczek z alkoholem na znak toastu.

Szatyn był kumplem Nate’a, więc często się spotykaliśmy, kiedyś byliśmy nawet na paru randkach. Nie było to nic specjalnego. Skończyło się jeszcze przed poważnymi słowami. Po prostu oboje szukaliśmy czegoś innego. Nie każda romantyczna relacja musi kończyć się dramatycznie. Nie chciałam też mieszać w relacjach mojego przyjaciela, chociaż to on nakłonił mnie do dania szansy Patrickowi. Tak, dodał to do swojego dokumentu.

– Piję z tobą na każdej wakacyjnej imprezie. – Posłałam chłopakowi uśmiech.

Patrick machnął ręką i upił większy łyk. Tak samo jak dla Nate’a nie liczyło się dla niego kiedyś, a wyłącznie tu i teraz.

W wakacje moje życie towarzyskie kwitło, w roku szkolnym miałam inne priorytety. Najważniejsze były studia. Nie marnowałam więc czasu wolnego na wyjścia i imprezy. Skupiałam się na organizacji nauki i zajęć pozalekcyjnych. Słuchałam także poradników na temat pisania wypracowań, które wysyła się na uczelnie w trakcie rekrutacji.

– Właśnie, wakacyjnej. Złam zasady, Naomi, puść hamulce i leć – powiedział zachęcająco. Szturchnął mnie w ramię, przez co odrobina alkoholu poleciała mi na koszulkę.

Zaklęłam cicho i przetarłam materiał wolną dłonią. Nie chciałam cały wieczór pachnieć piwem.

– Uważaj, żebym to ja ci czegoś nie połamała – rzuciłam z przekąsem, znów zerkając na koszulkę.

Chłopak się zaśmiał i objął mnie ramieniem. Musnął delikatnie moją głowę, a ja spojrzałam w kierunku jego twarzy.

– Fuj, zarazki. Weź ze mnie to spocone cielsko – zażartowałam, ale nie odepchnęłam jego ręki.

– Niech twoja plemnikowa strzelba się powstrzyma, bo inaczej ci ją skonfiskuję – wtrącił Nate, który podszedł z piwami. Podał je Alice i Gregowi, a Patrickowi posłał swój firmowy uśmiech.

No tak, Nate, wielki obrońca mojej cnoty, który kiedyś namawiał mnie na wyjścia ze swoim kolegą. Tutaj jasno widać sprzeczności, które pojawiały się w jego głowie.

– Własnej siostry nie pilnujesz tak jak Naomi – stwierdził szatyn i znów upił łyk drinka. Puścił mnie, po czym usiadł na parapecie, obok którego staliśmy. Poprawił się i oparł plecami o okno.

– Ponieważ moja siostra ma takie same zainteresowania jak ja, a na dziewczynach niestety aż tak się nie znam. Nawet poradniki nie pomogły.

Musiałam przyznać, że Patrick miał rację – Nate czasami zachowywał się wobec mnie bardziej opiekuńczo niż mój ojciec. Nie, żebym miała jakieś problemy z moim tatą. Gdy skończyłam czternaście lat, poprosił mojego przyjaciela, aby się mną opiekował. Stwierdził, że nie da sobie rady z adoratorami, jakich będę spotykała na swojej drodze. Ta ojcowska miłość do córki.

Nate wziął sobie te słowa do serca i stwierdził, że zadba o to, bym dawała szansę wyłącznie facetom, którzy będą godni mojej uwagi. Czyli spełnią wszystkie wymogi Nate’a.

Gdyby ojciec poświęcał ci teraz przynajmniej minutę swojego czasu.

– Mówisz, jakbyście wy byli prości. Cieszę się, że nie jestem zainteresowana waszą płcią – stwierdziła Alice. Oparła się o ścianę i posłała mi rozbawiony uśmiech. Przeczesała dłonią włosy, a następnie spojrzała na brata.

Ta dwójka była bliźniakami. Zupełnie różnymi nie tylko pod względem budowy ciała, ale też jeśli chodzi o wnętrze. Dziewczyna była spokojniejsza, pracowita oraz bała się niewielu rzeczy. Jeśli chodzi o Nate’a, musiałam zabijać pająki w jego domu, a po horrorze sprawdzać, czy nie ma w kuchni niczego strasznego.

– Dalej twierdzę, że kobiety to kosmici w powłoce ludzkiej i przybyły na świat po to, żeby wykorzystać płeć męską do swoich niecnych celów – powiedział Patrick, a chłopcy przyznali mu rację. Ba, nawet zbili za to piątki.

Ja i Alice znów spojrzałyśmy na siebie z politowaniem. No tak, przecież najłatwiej nazwać nas istotami pozaziemskimi.

– Raczej po to, żeby robić badania na temat: „jak mózg może przemieścić się w dół ciała” – stwierdziłam i upiłam łyk piwa. Uśmiechnęłam się uroczo w stronę chłopaków, a oni w tym samym momencie prychnęli.

Nie przepadałam za zwykłym piwem, więc wiedziałam, że nie wypiję go za dużo. Wolałam dobre wino lub cydr, a ostatecznie piwo malinowe.

– Więc potwierdzasz, że jesteś istotą pozaludzką… – Patrick uniósł brwi, a ja jedynie się zaśmiałam. Zmierzył mnie wzrokiem i znów upił łyk alkoholu. Patrzył na mnie, jakby w jego oczach znajdowały się jakieś radary, które miały wykryć dowody na istnienie istot pozaziemskich.

Chłopak uwielbiał teorie spiskowe. Oczywiście większość przyjmował z humorem, ale w niektóre zdarzało mu się wierzyć. Ostatnio miał szał na tę, która mówiła, że wszyscy wysoko postawieni przedstawiciele państwa to jaszczury w ludzkiej powłoce. Jego zdaniem to tłumaczyło, dlaczego większość z nich jest tak obrzydliwa. Ludzie miewali naprawdę bujną wyobraźnię.

– Mężczyźni – westchnęła Alice.

W momencie, gdy Nate chciał zabrać głos, na zewnątrz rozległ się pisk jakiejś dziewczyny. Przeraźliwy krzyk, który nie mógł świadczyć o niczym dobrym.

Muzyka ucichła, a w budynku zrobiło się zamieszanie. Wszyscy zaczęli wyglądać przez okna i wychodzić w poszukiwaniu źródła głosu. Każdy z nas pobiegł w stronę ogrodu, części dla gości zamkniętej, gdzie odnalazła się poszukiwana. Wszyscy zebrani chcieli zobaczyć, co się stało, to było naturalne. Nikt nie mógł pozwolić, aby zostać jedynym, który nie wie, o co chodzi.

– Wepchnijcie się, jesteście chudziutkie, więc się tam dostaniecie. – Przyjaciel pchnął mnie i Alice w stronę tłumu.

Zadziwiające, ilu ludzi się tu zgromadziło. Dotąd każdy znajdował się w innym miejscu, więc nie zdawałam sobie sprawy z tego, ilu tak naprawdę nas było. Teraz, gdy wszyscy stanęli obok siebie, powstała naprawdę spora gromada.

– O matko – wyszeptała Alice, stając obok mnie, kiedy w końcu udało się nam przepchnąć do celu.

Poczułam nieprzyjemny skurcz w brzuchu. Myślałam, że zaraz zwymiotuję. Chciałam stąd zniknąć, ale moje stopy nie potrafiły wykonać ruchu. Stałam jak sparaliżowana.

Nie byłam wyjątkiem. Wśród tłumu słyszałam szepty. Każdy zadawał sobie pytania o to, co się tu przed chwilą stało. W jednej chwili impreza zmieniła się w zamieszanie. Ludzie nie wiedzieli, co powinni zrobić. Większość parła naprzód, by dojrzeć więcej. Niektórzy unosili telefony, aby uwiecznić to wszystko na nagraniu. Towarzyszył nam chaos, lecz jedno było pewne – nikt nie wiedział, jak zareagować na widok przed nami.

Co wszyscy zobaczyli?

Krew. Pełno krwi, która znajdowała się na posadzce pod balkonem. W środku kałuży leżał Taylor, młody blondyn ubrany w sławną, drużynową kurtkę. Nie trzeba było być detektywem, żeby zrozumieć, że jest martwy. Na jego czole widniał ślad po kuli. Ale nie tylko to mówiło, że Taylor nie żyje. Oznaką tego były także oczy, wcześniej pełne życia i energii, teraz otwarte i puste.

Chłopak, który przed chwilą bawił się razem z nami, teraz nie żył.

ROZDZIAŁ 2

Tamtego wieczoru impreza skończyła się tak szybko, jak się zaczęła. Prawie wszyscy uciekli na dźwięk słowa „policja”. Zostało tylko kilka osób żądnych plotek.

Już kolejnego dnia było pełno teorii, każdy szukał winowajcy, ba, wszyscy mieli swoje typy. Nawet nauczyciele byli ciekawscy. W końcu nie codziennie na imprezie ginie jeden z bardziej lubianych uczniów. Najbardziej obarczeni podejrzeniami zostali przyjaciele Taylora. Jego najbliżsi oraz ci, którzy znali wrogów kumpla, mogli mieć odpowiedzi na zadawane przez wszystkich pytania.

– Spodziewałem się wszystkiego, ale nie zakładów na ten temat – stwierdził Nate, zajmując miejsce obok mnie w szkolnej stołówce. Położył na stoliku tackę z sałatką i wodą, przyciągając moją uwagę.

Zaśmiałam się cicho pod nosem i spojrzałam na chłopaka z politowaniem. Dobrze wiedziałam, że nie zje tego, co wybrał. Nate nienawidził wszystkiego, co było podobne do trawy.

– No co się tak patrzysz? Uznałem, że będę wege.

O nie, kolejny kryzys?

Przyjaciel był znany ze swoich dziwactw, szczególnie jeżeli zaczynała się jedna z jego „faz”. Ostatnio zajadał się pomidorami i dodawał je do wszystkiego, do czego było można. Innego dnia stwierdził, że przechodzi na dietę tłuszczową i rezygnuje z warzyw oraz pieczywa. Gdy zdał sobie sprawę, jak wielu wyrzeczeń wymaga dieta ketogeniczna, od razu z niej zrezygnował. Typowy zapał Nate’a.

– Wiesz, ile biednych zwierząt ginie, ponieważ ty chcesz zjeść schabowego? Zastanów się nad tym faktem – odparł, a ja parsknęłam śmiechem. Przyjaciel jednak nie żartował, bo na mój wybuch śmiechu zareagował oskarżycielskim spojrzeniem.

Nate i Alice w weekend dostali szczeniaka. Prawdopodobnie właśnie to wywołało magiczne zainteresowanie przyjaciela dobrem zwierząt. To nie tak, że coś miałam do tego tematu. Wspierałam szlachetne inicjatywy, ale jeśli chodziło o Nate’a, wszystko nabierało innego znaczenia. Chłopak był niezwykle impulsywny, a jego decyzje w żadnym wypadku nie były związane z jakimiś głębszymi przemyśleniami. Rezygnował ze swoich pomysłów szybciej, niż na nie wpadał.

– Stawiam dziesięć dolców, że za kilka dni, a nawet za kilka godzin, będziesz płakał za mięsem – oznajmiłam i poklepałam chłopaka po brzuchu. Zbyt dobrze go znałam. Za tydzień zrezygnuje pewnie z glutenu. – Ben potrzebuje baterii.

– Ben sam stwierdził, że potrzebuje detoksu.

Zrzucił z siebie moje ręce. Pokiwałam głową i wzięłam gryz kanapki, którą przygotowałam w domu. Jedzenie tutaj było niedoprawione.

– Kto wygrywa w zakładach? – zmieniłam temat rozmowy. Zdawałam sobie sprawę, że nie było sensu rozprawiać na temat jego diety. Tylko kwestią czasu było, aż znów zje kotleta.

Nate był królem plotek. Czasami bywało to przydatne, ale również wkurzające. Przyjaźń damsko-męska zobowiązywała mnie do wysłuchiwania nowinek na tematy sportowe, o tym, kto kogo zaliczył, oraz innych męskich dziwactw. Ja za to dostarczałam przyjacielowi informacji, która laska stała się wolna. Wśród dziewczyn takie wieści bardzo szybko się roznosiły, ale Nate potwierdzał tezę, że to mężczyźni byli królami plotek. Kochali je i aż nadstawiali uszu, gdy usłyszeli o kolejnym ciekawym temacie.

– Wszyscy stawiają na Maxa, podobno od dawna się kłócili. Taylor miał spore przywileje u trenera, a to nie podobało się temu drugiemu – stwierdził, po czym wsadził do ust kolejny liść sałaty, a ja kiwnęłam głową.

W środowisku koszykarzy wszystko wydawało się idealne. Każdy z nich chodził za Lukiem i nikt nie narzekał. Również tamtego dnia impreza zapowiadała się świetnie. Najbardziej oberwało się gospodarzowi, który został zamieszany w śledztwo.

– Wiesz, że każdy będzie wymyślał plotki, żeby jego wersja stała się prawdziwa.

Spojrzałam w stronę stolika drużyny koszykarskiej. Nikogo tam nie było, ponieważ w związku z tragedią zwolniono ich z zajęć. Na blacie leżały kwiaty oraz zdjęcie. Było tak samo jak pod szafką Taylora. Szaleństwo osób, które nawet go nie znały. Zapewne dyrekcja każe urządzić ołtarzyk w szkolnej gablocie i umieści tam kilka kwiatów, aby uczniowie nie zaśmiecali korytarzy. To straszne, jak każdy z nas zyskuje po śmierci.

– W każdej plotce jest ziarenko prawdy. Dopiero teraz ludzie dowiedzą się więcej o Taylorze, wcześniej nikt by mu nie podskoczył. – Nate zaczął grzebać widelcem w talerzu, a jego mina wskazywała na to, że miał już dość zieleniny.

Pokiwałam rozbawiona głową i podałam mu swoją kanapkę, a sama przysunęłam do siebie jego tackę. Tak to się zawsze kończyło.

– Wytrzymałeś na diecie dziesięć minut, gratulacje! – rzuciłam, a następnie zaczęłam jeść sałatkę. – Powinni bać się Luke’a, dobrze wiesz, że nie odpuści. Przy kradzieży pucharu bardzo się angażował, a co dopiero dzisiaj. Wtedy nie było dla niego innego rozwiązania niż znalezienie sprawcy. Umiejętnie chroni przyjaciół, a ta sprawa to coś więcej niż głupi puchar. Jeżeli się dowie, że ludzie plotkują, będzie chciał szybko zamknąć im usta.

– Twój tata jest adwokatem, a sprawa jest dość głośna, więc pewnie będziesz miała informacje. Pewnie zatrudni go ktoś z podejrzanych – stwierdził chłopak.

Westchnęłam i wlepiłam wzrok w sałatkę.

Nate spojrzał na mnie, po czym złapał delikatnie za dłoń, jakby chciał w ten sposób podnieść mnie na duchu. Zdawał sobie sprawę, że poruszył delikatny temat.

Mój ojciec był jednym z lepszych adwokatów w mieście. Poświęcał pracy całe serce, przez co rzadko bywał w domu, a to przyczyniło się do szybkiego rozwodu rodziców. Moja siostra i matka przeprowadziły się do mieszkającego w Europie partnera mojej rodzicielki, a ja postanowiłam zostać z tatą. Nigdy tego nie żałowałam, a mamę odwiedzałam w każde wakacje. Chociaż może miało to związek z tym, że zawsze byłam córeczką tatusia. Z jakiejś przyczyny starałam się tłumaczyć każdą jego nieobecność. Próbowałam udowodnić sobie, że będę w stanie kiedyś go zmienić.

– Muszę iść na historię – oznajmiłam w momencie, gdy rozległ się dźwięk dzwonka.

Nie miałam ochoty na dalszą dyskusję, bo temat mimo wszystko był dla mnie trudny. W końcu zginął człowiek. W moim mniemaniu nie powinno się o tym plotkować.

Zajęcia z historii były niewyobrażalnie nudne, szczególnie że nauczycielka miała strasznie monotonny ton głosu. Działał lepiej niż najlepsza kołysanka, zwłaszcza że były to jedne z ostatnich zajęć. Chciało się pójść do domu, a kobieta dalej nawijała o jakichś aspektach z przeszłości. Było to ważne dla nas jako obywateli, ale byłam pewna, że więcej nauczymy się na własną rękę niż na tych lekcjach, które raczej zrażały do nauki. Wolałam robić własne notatki, zamiast korzystać z tego, co opowiadała nauczycielka. Gdyby nie fakt, że historia miała sporo wspólnego z prawem, dawno wypisałabym się z tego przedmiotu.

– Dzień dobry, pani Morgan.

Gdy rozbrzmiał głos sekretarki, wszyscy z zainteresowaniem podnieśli głowy. Zawsze uśmiechnięta staruszka wybijała się ze schematu niemiłych urzędniczek. Była zmuszona przychodzić tu za każdym razem, kiedy dyrektorka chciała coś ogłosić, bo głośniki w tej sali nie działały. Wszyscy spekulowali, że stała za tym pani Morgan, która nienawidziła przeszkadzania w zajęciach i uznawała szkolne radio za niepotrzebną nowinkę techniczną. Wystarczyły przecież gazetki.

– Wiem, że to niemiłe, ale jestem zmuszona przerwać pani lekcję i w imieniu dyrektorki zaprosić klasę na salę gimnastyczną.

– Dobrze, ale wy, dzieciaki, musicie samodzielnie doczytać rozdział. Możecie oczekiwać testu, w którym sprawdzę waszą wiedzę. To jeden z najważniejszych tematów w tym semestrze, ocena z niego będzie stanowić trzydzieści procent oceny semestralnej – oznajmiła, poprawiając swoje okulary. Odchrząknęła i spojrzała na nas z poważnym wyrazem twarzy.

Jeśli ta kobieta mówiła, że istniała taka możliwość, oczywiste było, że z niej skorzysta. Pani Morgan była typową nauczycielką, która nie miała co robić z czasem wolnym. Dodatkowo każdy temat był dla niej najważniejszy. Jej sumowanie procentów pewnie ostatecznie dawało jakieś trzysta trzydzieści.

– Szybciutko! Dyrektorka już czeka – ponaglała sekretarka.

Wszyscy posłusznie opuścili pomieszczenie. Kobieta wskazała ręką w stronę sali gimnastycznej, a my podążyliśmy za nią. Inne klasy zrobiły to samo, więc na korytarzu zapanował tłok.

Kiedy tylko weszliśmy do sali, wyczułam zmianę temperatury. W tym miejscu zawsze było zimno, na co narzekała większość uczniów, głównie w chłodne dni. W czasie upałów dawało to niewyobrażalną ulgę.

Dotarły do mnie szmery rozmów z trybun. Wszyscy wiedzieli, dlaczego się tu znaleźliśmy. Dyrektorka nie mogła nie poruszyć sytuacji z piątku. Oznajmi zapewne, że coś takiego miało miejsce, jakby jeszcze nikt o tym nie słyszał. Musiała dbać o reputację szkoły, a także o swoją posadę. Wszystko musiało być na odpowiednim miejscu. Niewypowiedzenie się na temat śmierci jednego z uczniów odbiłoby się echem.

Podeszłam do Nate’a i zajęłam wolne miejsce obok niego, a on objął mnie ramieniem. Zerknął na mnie, posyłając mi swój typowy uśmiech – głupiutki, a jednocześnie niezmiernie urzekający.

– Czeka nas pogadanka na temat bezpieczeństwa i tego, jakim cudownym uczniem był Taylor – oznajmił.

Kiwnęłam głową, wiedząc, że ma rację. Przeciągnęłam się i spojrzałam w stronę kobiety, która znikała w tłumie zajmujących miejsca uczniów.

– Zapewne wygłosi półgodzinną przemowę – dodałam, opierając się o chłopaka.

Chłopak mocniej zacisnął dłonie na moim ciele i ułożył się tak, by nam obojgu było wygodniej.

Najgorsze, że takie teatrzyki niczego nie wnosiły. Wywoływały tylko irytację osób zaangażowanych w sprawę. Dla większości zebranych tu uczniów kwestia piątkowego wieczoru była tylko kolejnym tematem do plotek.

Gdy wszyscy usiedli, dyrektorka zaczęła mówić to, czego się spodziewałam. Wspomniała o piątkowym wieczorze, choć wszyscy oczekiwali zapewne jakichś nowych informacji. Oczywiście pominęła dokładne opisy. Skupiła się na życiu i nauce Taylora, omijając jego problemy i to, jak często bywał u niej na dywaniku. W tym momencie stał się osobą idealną.

– A on co tu robi? – zapytał przyjaciel, gdy do sali wszedł dobrze zbudowany, wysoki blondyn z kolczykiem w uchu.

Zmarszczyłam czoło i przyjrzałam się chłopakowi, który spóźnił się na wystąpienie.

Dyrektorka go nie zauważyła, więc kontynuowała swój wywód.

Osobą, która zakłóciła zebranie, był Max, czyli główny podejrzany w szkolnych zakładach. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że nie spóźnił się na spotkanie przypadkowo. Przyszedł tu po to, by wyrazić swoje zdanie.

– Taylor był naprawdę dobrym… – mówiła dyrektorka.

– Niech pani przestanie z tymi wywodami – przerwał jej. Podszedł do kobiety i zabrał jej mikrofon.

Dyrektorka spojrzała na niego z zaskoczeniem. Chyba nie była przygotowana na taką sytuację, więc na początku nawet nie zareagowała. Max umiejętnie to wykorzystał.

Zerknęłam na ludzi obok. To wszystko jeszcze bardziej rozbudziło zebrany na trybunach tłum. Po chwili potrząsnęłam głową, odsunęłam się od Nate’a i spojrzałam na blondyna, który wydawał się zirytowany całą tą szopką. Przestępował z nogi na nogę, wziął głębszy wdech i znów skierował wzrok w stronę kobiety.

– Nie znała go pani, tak samo jak wszyscy tutaj obecni. Wymyślajcie plotki i teorie spiskowe, ale przestańcie oczerniać każdego z nas, bo niczego, kurwa, nie wiecie. Taylor nie żyje, ale prawda jest taka, że był chujem jakich mało. Nie będę przepraszał za słownictwo, a pani niech nie udaje takiej przejętej. Chciała go pani wypierdolić ze szkoły za posiadanie narkotyków, a teraz będzie pani wciskać wszystkim, że Taylor był dobrym obywatelem? Bzdura! – wyrzucił z siebie chłopak.

Pewnie wszyscy wiedzieli, że miał rację, jednak nikt tego nie przyznał.

Dyrektorka kazała nauczycielom wyprowadzić blondyna, a sama wróciła do przemowy, na co tłum zareagował buczeniem. Sądziłam, że wszyscy poczuli się głupio po słowach Maxa, jednak nikt nie chciał dać tego po sobie poznać. W końcu uczniowie jak jeden mąż wstali i zaczęli wychodzić z sali.

Dyrektorka odebrała mikrofon blondynowi i próbowała nas zatrzymać, lecz jej starania były na nic. Wszyscy po prostu wrócili do swoich zajęć.

– Dobra, kończę na dziś – stwierdziła zdyszana Bonnie, kiedy zrobiłyśmy kolejne okrążenie. Przetarła mokre od potu czoło, chwyciła butelkę, którą zostawiła przy mecie, i upiła duży łyk wody.

Jedynie my dwie do tej pory zostałyśmy na bieżni, reszta zawodników odpadła dobrą godzinę przed nami. Odnosiłyśmy jedne z większych sukcesów w drużynie. Obie potrzebowałyśmy punktów na studia. Miałyśmy podobny cel, który pchał nas do przodu, dlatego byłyśmy także wielką motywacją dla siebie wzajemnie.

– Jak chcesz, ja zamierzam zrobić jeszcze jedną rundkę – oznajmiłam.

Dziewczyna pokiwała głową. Odłożyła zakręconą butelkę na miejsce, po czym oparła się rękami o swoje kolana. Jej nierówny oddech wskazywał na to, że była wyczerpana.

– Nie jestem w formie po imprezie, ale szybko ją odzyskam. Jesteś niezła, wytrzymujesz naprawdę długo.

Napiłam się wody, normując przyśpieszony oddech. Chwila regeneracji przed dalszą pracą, która w przyszłości przyniesie efekty. Nie mogłam odpuszczać, gdy miałam jeszcze siłę. Nie teraz. Zresztą na imprezie wypiłam tylko jedno piwo. Mój szok po tym, co zobaczyłam, był większy niż kac. Współczułam ludziom, którzy widzieli to wszystko totalnie pijani. Chociaż może alkohol tak naprawdę pomógł im w uciszeniu emocji? Chyba nikt normalny nie jest spokojny, kiedy widzi przed sobą martwego człowieka.

– Dobra, leć się myć, ja dokończę i też wrócę. – Włożyłam do uszu słuchawki. Nie chciałam marnować ani sekundy, bo czekała mnie jeszcze nauka do testu.

Lubiłam biegać przy muzyce, w pewien sposób mnie to odprężało. Wczuwałam się w rytm i po prostu pędziłam, z każdym krokiem zapominając o bólu mięśni. Sport sprawiał, że czułam się lepiej. Dawał siłę do dalszej nauki. Zauważyłam to, gdy dołączyłam do drużyny. Po każdym treningu przyswajanie wiedzy szło mi szybciej niż bez biegania. Stało się to też idealnym rozwiązaniem na wyładowywanie emocji, które się we mnie kumulowały.

Przebiegłam cały dystans, który na dziś zaplanowałam, a następnie zebrałam rzeczy z ławki. Dopiero teraz czułam wszystkie mięśnie nóg – czyli według założeń zakończyłam trening w idealnym momencie, gdy całe ciało dawało mi znać, że to koniec moich możliwości.

Wchodząc do szkoły, starałam się unormować oddech. Czułam się wykończoną, ale spełnioną, mokrą kurą. Przeszłam przez korytarz, a po dotarciu do drzwi damskiej szatni zdjęłam koszulkę i weszłam do pomieszczenia w staniku i legginsach. Dobrze znałam harmonogramy wszystkich klas i drużyn, więc wiedziałam, że o tej porze w budynku już nikogo nie było. Dlatego tak często zostawałam tutaj biegać po lekcjach.

– Rozumiem, że chłopaki cię przysłały, ale nie potrzebuję pomocy.

Usłyszałam męski, niski głos i od razu zakryłam się koszulką. Po moich plecach przebiegł niemiły dreszcz. Ktoś zakłócił harmonogram, który doskonale znałam. Nie byłam na to przygotowana.

Uniosłam wzrok i przyjrzałam się intruzowi. Przede mną stał wysoki brunet, a przez to – albo raczej dzięki temu – że nie miał na sobie koszulki, miałam doskonały widok na jego mięśnie. Głośno przełknęłam ślinę i spojrzałam na twarz chłopaka. Pod jego nosem błąkał się łobuzerski uśmiech.

Był to Luke White we własnej osobie.

– Że co, proszę? – zapytałam w momencie, gdy dotarło do mnie, w jakiej sytuacji się znalazłam. Skrzyżowałam ręce na piersi, a przez moje ciało przetoczyła się fala irytacji. Naprawdę sądził, że przyszłam tu w takim celu? Co on sobie wyobrażał?

Najwidoczniej chłopak przyszedł na trening, zapominając, że dzisiaj to dziewczyny ćwiczyły do późna. Dzień drużyny koszykarskiej był w czwartki. Ale cóż, kto o tym myśli, jeżeli w piątek na twojej imprezie zginął twój przyjaciel?

– No rozumiem, że chłopaki przysłały cię, żebyś mnie rozładowała. – Przeniósł wzrok na swoje krocze.

Mimowolnie przejechałam spojrzeniem po jego ciele i zauważyłam, że jest w samych bokserkach, do tego był cały mokry. Mój oddech przyśpieszył, jednak nie zamierzałam dawać mu o tym znać. Luke White swoimi słowami jasno pokazał, do jakiego typu osób się zaliczał. Totalny cham i prostak.

– Ale nie mam na to ochoty, słonko. – Tym razem skierował wzrok na mnie.

Uniosłam brwi i delikatnie poruszyłam wargami.

No nie, kolego, tak tego nie zostawimy.

– Czekaj, cofnij, zatrzymaj i powtórz. Ty serio myślisz, że przyszłam tu po to, żeby zrobić ci dobrze? – zapytałam oburzona, ale jego tors dalej wabił mój wzrok. Byłam tylko pełną hormonów nastolatką. Mimo wszystko moja duma nie pozwalała mi dać się tak obrażać. Może był przystojny, ale bez przesady. Nie chciałam w ten sposób zdobywać awansu społecznego.

– No, przyszłaś tu, żeby mi pomóc – stwierdził takim tonem, jakby było to oczywiste, a ja parsknęłam śmiechem. Chłopak uniósł brew i założył ręce na torsie. Naprawdę dalej w to brnął?

Miałam dość niezręczności tej sytuacji. Nie mogłam uwierzyć w to, jak zadufanym w sobie człowiekiem był White. Już po pierwszym zaprzeczeniu powinien zrozumieć, jak mocno się pomylił w swoim osądzie.

– Po pierwsze, dzisiaj jest trening dziewczyn, a po drugie, nie, nie chciałabym tego zrobić. Biegałam i przyszłam wziąć prysznic – oznajmiłam. Żywo gestykulowałam, tłumacząc mu swoje zamiary. Wypowiedziawszy ostatnie słowa, wskazałam na butelkę wody, która leżała obok mnie na podłodze. Najwidoczniej upuściłam ją, gdy podskoczyłam na dźwięk jego głosu.

Jak w ogóle mógł pomyśleć, że przyszłam tu w takim celu? Jeżeli wpadł na taki pomysł, oczywiste wydawało się stwierdzenie, że robili tak wiele razy. Zwierzęta.

Chłopak kiwnął głową i ubrał się w swoje ciuchy.

Śledziłam jego ruchy, wyczekując, aż opuści pomieszczenie. Chciałam się umyć i wrócić do domu, by przygotować się na zapowiedziany przez panią Morgan test.

– Nie powiem, że widok mi się nie podobał, a ty nie zaprzeczaj, że chętnie byś mi pomogła – rzucił, kiedy przechodził obok mnie.

Po moich plecach przebiegł dreszcz. Nie wiedziałam już, czy był to efekt mojej irytacji, czy widoku półnagiego ciała Luke’a.

Stanął naprzeciw mnie, spojrzał mi pewnie w oczy i posłał mi łobuzerski uśmiech. Po chwili jednak jasno oświadczył, że to nie moja twarz go w tym momencie zaciekawiła.

– Fajny stanik. – Zerknął na moją sportową bieliznę.

Znów mimowolnie zakryłam się koszulką. Uniosłam głowę i posłałam mu gniewne spojrzenie.

Luke ponownie pokiwał głową, po czym puścił mi oczko i wyszedł, a ja dopiero teraz poczułam, jak bardzo gorąco mi było. I na pewno nie był to skutek irytacji.

ROZDZIAŁ 3

Siedziałam na przystanku autobusowym, czekając na przyjaciela. Nate był znany z braku punktualności, szczególnie jeśli naprawdę zależało mi na spotkaniu z nim. Zazwyczaj twierdził, że od dawna jest już w drodze, podczas gdy nawet nie wyszedł z wanny. Doskonale wiedziałam, jak wiele czasu zajmowało mu poprawianie wyglądu, ale jak na razie niczym nie wynagrodził mi czekania, nierzadko w deszczu. Czasami żartowałam, że to ja byłam w tej relacji mężczyzną, a nasi znajomi się z tym zgadzali. Niby Nate był stuprocentowo heteroseksualnym facetem, jednak musiał mieć w sobie jakiś pierwiastek kobiecy. Może wynikało to z ciągłego przebywania w towarzystwie dziewczyn? Chociaż chyba tak naprawdę nikt z nas nie był stereotypowym obrazem swojej fizycznej płci.

– Jestem! – wykrzyknął chłopak, wysiadając z autobusu. Wybiegł w moją stronę z wielkim uśmiechem na twarzy, po czym stanął przede mną, wykonując teatralny ukłon. – Wytrwałaś, aniele, król się zjawił. Jestem dziś piękny i cały twój.

Miał tu tylko dziesięć minut piechotą, ale był wielkim leniem i usprawiedliwiał się tym, że za mocno wyrobi sobie pośladki, jeśli będzie zbyt dużo chodził. Według niego nie było to zbyt męskie, dlatego nawet po batonika wolał pojechać samochodem, niż przejść kilkaset jardów. Mogłabym napisać książkę o jego dziwnych wymówkach. Zdarzało się też wiele momentów, kiedy to ja stawałam się jego wymówką, ale to materiał na inny dziennik.

– Ślepa jeszcze nie jestem – oznajmiłam dość niemiłym tonem.

Nate mruknął coś pod nosem, po czym objął mnie przyjacielsko ramieniem.

 Podniosłam się ociężale. Nie byłam przyzwyczajona do wstawania w sobotę o ósmej, jednak przyjaciel stwierdził, że chce skorzystać ze śniadaniowych promocji oferowanych przez McDonald’s, więc wyciągnął mnie z łóżka. Oczywiście przyrzekł, że jest już gotowy i do jego przybycia zostało niecałe trzydzieści minut, lecz tak naprawdę od tego momentu minęło dobre półtorej godziny.

Mówiłam już, jak bardzo go nienawidzę?

– Myślałem, że tusz powoduje lekkie oślepienie. Wiesz, że rzęsy opadają przez jego dodatkową warstwę… – odrzekł.

Miałam ochotę uderzyć się w czoło. Jego komentarze były czasem tak głupie, że aż śmieszne. Wzięłam głęboki wdech i uniosłam wzrok, by dokładniej przyjrzeć się przyjacielowi. Znałam powód jego spóźnienia – to ta głupia truskawkowa maseczka, którą kupił sobie jakiś miesiąc temu w drogerii. Pozostawiała brokat na skórze, a twarz Nate’a mieniła się w słońcu od jego małych fragmentów.

– Prawa fizyki się kłaniają.

– To, że jestem z niej słaba, nie znaczy, że pochwalam twoje dziwne teorie. Nie, tusz nie powoduje opadania rzęs ani oślepiania. Nate, czy ty widzisz swoje rzęsy? – zapytałam, a chłopak mnie puścił i zbliżył się do tablicy, po czym spojrzał na rozpiskę autobusów miejskich. Najwyraźniej szukał jakiegoś połączenia do naszego celu. – Wiesz, że McDonald’s jest jakieś pół mili stąd?

– Jak mrużę oczy, to tak, widzę je. I wiem, dlatego szukam podwózki – dodał.

Westchnęłam przez poziom głupoty, jaki sobą reprezentował. Byłam naprawdę niewyspana i chciałam jak najszybciej wrócić do domu.

– No dobra, zgrywam się z tym tuszem, ale autobusu naprawdę potrzebuję. Biegałem, więc nie zamierzam teraz chodzić.

Spojrzałam na niego, unosząc brwi. Nie wierzyłam w wypowiedziane przez niego słowa. Przepraszam bardzo, że co robił? Ruszał szybko nogami i wykonywał aktywność fizyczną? Naprawdę?

– Czekaj. Co TY robiłeś?

Takiej informacji się nie spodziewałam. Mój przyjaciel był ostatnią osobą, którą bym o to podejrzewała. Często prosiłam go, aby wybrał się ze mną do parku na przebieżki, lecz zawsze znajdował wymówki. Najczęściej mówił o złamanej nodze. Nawet jeśli miało to miejsce jakieś dziesięć lat temu, dalej go bolała. Podobno.

– BIEGAŁEM! Naomi, czyżbyś ślepła i głuchła? – zapytał. Przyłożył rękę do mojego czoła, jakby chciał sprawdzić, czy nie mam gorączki, a ja pacnęłam go w ramię. Chłopak roześmiał się, zabrał dłoń i wrócił do poszukiwania połączenia. – Po prostu poznałem pewną dziewczynę.

– Dobra, to było jeszcze bardziej zaskakujące niż pierwsza informacja. – Zaśmiałam się.

Nate prychnął, a ja podeszłam do niego i oparłam się o jego ramię. Spojrzałam na tablicę i po chwili zauważyłam na liście interesujące nas połączenie.

– Dziesiątka jedzie pod McDonald’s.

– Ty, faktycznie. – Zerknął za siebie. – Kuźwa, właśnie uciekł nam autobus – stwierdził, a ja zachichotałam i ruszyłam w odpowiednim kierunku. Spojrzałam na przyjaciela, który kręcił przecząco głową, ale podeszłam do niego i pociągnęłam go za rękę w stronę McDonald’s. – Torturujesz moje stópki.

– Dbam o twoje sprawy z tamtą dziewczyną. Musisz nabrać kondycji, a gdyby nie twoja ślepota, kochaniutki, zdążylibyśmy.

Puściłam dłoń Nate’a, gdy posłusznie zaczął iść obok mnie. Poznałam już przyczynę porannego wyciągnięcia mnie z łóżka. Chciał się zwierzyć i poradzić w sprawie tej dziewczyny. Pewnie nie chciał robić tego w domu, by jego siostra nie usłyszała za wiele. Zerknęłam na niego, posyłając mu delikatny uśmiech. Przyjaciele na zawsze, prawda?

Tylko dlaczego bałam się powiedzieć mu o incydencie z szatni?

Kolejki w fast foodach o tej porze bywały niewyobrażalnie długie – szczególnie gdy wszyscy usłyszeli o nowej promocji, a tablica do wyświetlania numerów gotowych zamówień się zepsuła. Istny koszmar, a dodatkowo nikt nie słyszał nawoływań pracowników. Każdy oczekiwał na swoje zamówienie i wszyscy przepychali się jak w zoo.

– Myślę, że wołali nas już jakieś dziesięć minut temu – oznajmił zniecierpliwiony Nate, wystukując palcami jakiś rytm o ladę lokalu.

Pokiwałam głową i się zaśmiałam. Chłopak brzmiał, jakby miał umrzeć z głodu. Byłam pewna, że jego dłonie wybijały rytm Stary Donald farmę miał.

– Zamówiłeś pięć minut temu, koleś, nie przesadzaj. Jedzenie nie ma nóg, nie ucieknie.

Oparłam się plecami o ścianę. Poranne wstawanie dawało mi się we znaki i myślałam jedynie o kawie, którą zamówiłam. Musiałam być w pełni świadoma, gdy Nate zacznie opowiadać o nowej ukochanej. Był bardzo kochliwy, co wykorzystywały pierwszoklasistki marzące o awansie społecznym zdobytym przez umawianie się z muzykiem. Szkolne społeczeństwo było naprawdę dziwne.

– Moje jedzenie kiedyś miało nogi i biegało. Dlatego myślałem o weganizmie. Pomyśl, jak długo musiała uciekać ta krówka, zanim ją złapano – odparł ze smutkiem.

Wybuchnęłam śmiechem, przez co większość osób skierowała na nas oczy. Schowałam się za chłopakiem, a on posłał mi rozbawione spojrzenie. Nie byłam wstydliwa, ale nie lubiłam przyciągać zbyt dużej uwagi.

– Twoja krówka była przez całe życie przyczepiona łańcuchem, więc nie uciekała – powiedziałam.

Popatrzył na mnie nieco obrażonym wzrokiem. Chyba nie chciał sobie tego wyobrażać. No ale cóż, jak już mówiłam, byliśmy przyjaciółmi.

Wyszczerzyłam się do niego i pchnęłam go w stronę pracownicy lokalu, gdy wykrzyczała numer naszego zamówienia, aby podszedł do niej i je odebrał.

Nate wystrzelił jak z procy i pobiegł w stronę kobiety. Posłał jej pocałunek i uśmiech najszczęśliwszego człowieka na świecie. Wrócił do mnie z miną małego chłopca, który dostał nową zabawkę.

– Chodźmy na zewnątrz, mamy ładny dzień, więc trzeba korzystać. – Wyszedł przed lokal, a ja podążyłam za nim.

W restauracji było strasznie duszno, dlatego ostatnim, czego chciałam, było zostanie w środku. Jeszcze bardziej mnie to usypiało.

– Patrz, mamy żebraków – dodał, zajmując miejsce przy jednym ze stolików. Położył tacę na blacie i wskazał ręką miejsce naprzeciw siebie.

Posłusznie je zajęłam i odłożyłam torbę obok. Gdy mówił o sąsiadach, chodziło mu o gołębie, które podkradały resztki jedzenia ze stolika obok.

– Nie mówmy o ptakach, a o twojej nowej znajomej – zachęciłam, przyciągając do siebie swoją część zamówienia.

Upiłam łyk kawy i się uśmiechnęłam, czując, jak ciepły napój z kofeiną rozchodzi się po moim podniebieniu. Właśnie tego potrzebowałam. Przeniosłam uwagę na Nate’a, który zdążył zabrać się za swojego burgera, jego cała twarz była w sosie. Plamki majonezu miał nawet pod oczami.

– Fleja – rzuciłam w stronę przyjaciela, ale nie przejął się moim komentarzem. Postanowił za to pociągnąć temat nowej wybranki.

– Nic nie jest z tą dziewczyną. Biega z rana, więc chciałem jakoś na nią wpaść, ale chyba robi to w innych rejonach miasta – wtajemniczył mnie w swój plan podrywu.

Wyobraziłam sobie, jak zdyszany Nate wpada na dziewczynę, po czym zarzuca seksownie grzywką. Pytanie tylko, czy uznałaby to za chęć podrywu, czy ostatnie tchnienie, po którym trzeba zadzwonić na pogotowie.

– Co ty robisz? – zapytałam, gdy rzucił frytkę w stronę ptaków, a potem zaczął wpatrywać się w nie z delikatnym uśmiechem. Przeniosłam spojrzenie w tym samym kierunku i również skupiłam się na gołębiach.

Jeden z nich się do niej zbliżył i zabrał się za jej pochłanianie. Wyglądał, jakby próbował ją podzielić, bo dłuższa część odpadła i poleciała trochę dalej. Zaśmiałam się, obserwując poczynania ptaka.

– Dokarmiam biedulki. Dobrze, że nie sprzedają tutaj nic z ptaków, ponieważ poczułyby się źle – wyjaśnił, a ja popatrzyłam na jego zamówienie. To nic, że wybrał McChickena. Nate również zerknął w tę stronę i przygryzł wargę, chyba z zakłopotania. – Nie było tematu.

– Weganin roku – zaśmiałam się, obserwując, jak gołębie biją się o kolejne frytki, które chłopak im rzucał.

To była bardzo zawzięta bitwa, z jednego odstawały aż pióra. Każdy zwierzak sprawiał, że fragment jedzenia odlatywał w inną stronę, a dwa kolejne leciały za tą częścią. Całość wyglądała bardzo komicznie.

– Gołębie nie jedzą frytek – oznajmiłam, zerkając na przyjaciela, i upiłam kolejny łyk kawy.

– Chyba jednak tak – powiedział, gdy jeden z ptaków zaczął podchodzić w jego stronę i znalazł się dostatecznie blisko, by pukać chłopaka dziobem w but. – Wytrenowaliśmy gołębia, może go przygarnę? Będzie przynosił mi rzeczy w zamian za jedzenie.

– Czemu ja się z tobą przyjaźnię? – zapytałam, nie dowierzając w głupie pomysły Nate’a. To nie był jego pierwszy wybryk. Kiedyś poświęcił kilka godzin, by wytresować muchę. Włączył nawet dziwne poradniki z internetu. O dziwo, udało mu się nauczyć owada jednej sztuczki, ale przygniótł go i zabił, wstając. Rozpaczał po pani Lotce chyba dwa dni.

– Ponieważ jestem cudowny, kochany i najlepszy na świecie – oznajmił, po czym oboje wybuchnęliśmy śmiechem, kiedy jeden z gołębi tak mocno się zamachnął, że część frytki wleciała na nasz stół. – Nazwę go Donald.

Dzień z Nate’em był wyczerpujący, szczególnie kiedy chłopak stwierdził, że chce iść do parku trampolin. Ta atrakcja była bardzo wymagająca nawet dla mnie, sportowca, dlatego mocno zaskoczyła mnie propozycja przyjaciela. Często zachowywał się jak chłopiec, który potrzebował ruchu wyłącznie w taki sposób, jaki był dla niego akceptowalny. Tym razem postanowił nauczyć się salta. Jak nietrudno się domyślić, udało mu się to.

Po powrocie do domu od razu przebrałam się w dres z napisem „Sexy” na tyłku, kupiony mi przez przyjaciela na moje szesnaste urodziny, a z twarzy zmyłam makijaż. Nie miałam ochoty już nigdzie wychodzić, więc stwierdziłam, że poświęcę resztę dnia na seriale. Odbyłam także krótką rozmowę z mamą, która była bardzo zaskoczona tym, co stało się na piątkowej imprezie. Przekazała mi także trochę informacji na temat sukcesów mojej siostry i umówiłyśmy się, że w ferie wiosenne przyjadę do nich w odwiedziny. Soboty były naszym dniem rozmów.

W niedzielę musiałam się trochę pouczyć, więc dziś miałam odrobinę więcej czasu dla siebie, a przynajmniej tak myślałam. Po rozmowie z mamą znów rozbrzmiał dźwięk mojego telefonu. Okazało się, że był to Nate znudzony samotnym spędzaniem reszty dnia.

– Dalej nie rozumiem, dlaczego oni mogą wychodzić na słońce – oznajmił zdezorientowany chłopak, a ja cicho się zaśmiałam.

Pomimo zakończenia Pamiętników Wampirów miałam ochotę obejrzeć je od początku, a przyjaciel mi towarzyszył. Chciał zrozumieć, o co tyle szumu z Damonem i Klausem.

– Dzięki pierścieniom, czarownice im pomogły. – Spojrzałam znów na ekran. – Oglądaj, a nie komentujesz. Musisz się skupić, by zrozumieć wszystkie aspekty tego serialu.

– Dobrze, pani szeryf.

Usłyszałam cichy dźwięk chrupania, co świadczyło o tym, że Nate był w trakcie zajadania chipsów. Poczułam burczenie w brzuchu i postanowiłam, że też przyniosę sobie coś do przekąszenia.

– Pójdę po coś do jedzenia – oznajmiłam i wyciszyłam rozmowę na wypadek, gdyby przyszedł ojciec, który dzisiaj przyjmował w gabinecie po drugiej stronie domu. To był jedyny moment, gdy bywał tu dłużej, a ja i tak nie mogłam spędzać z nim czasu.

Poszłam do kuchni i zaczęłam przeglądać zawartość lodówki. Wszystko wydawało się mało zachęcające, więc ostatecznie stwierdziłam, że zjem płatki. Uwielbiałam te w kształcie ciasteczek z kawałkami czekolady. Szczególnie gdy zbliżał mi się okres.

– Napis na tyłku adekwatny do osoby. – Usłyszałam męski głos dobiegający zza moich pleców i momentalnie się spięłam. Nie był to ojciec, a nikt inny nie powinien tu dziś przebywać.

Głos wydawał się znajomy, ale równocześnie odległy. Miałam wrażenie, że znam intruza, lecz nie na tyle, by rozpoznać go po tym, jak mówił. Bałam się odwrócić, ponieważ nie wiedziałam, co obcy chłopak mógł robić w moim domu i dlaczego znajdował się w części mieszkalnej budynku.

– Szczególnie bez koszulki. – Te słowa spowodowały, że od razu rozpoznałam osobę, która tu wtargnęła.

– Co ty tutaj robisz? – zapytałam zirytowana i odwróciłam się przodem do chłopaka.

Przede mną stał nie kto inny jak Luke White. Oczywiście ubrany był w swoją drużynową bluzę i zdarte, szare spodnie. Nie wiedziałam, co tu robił, ale od razu zrobiło mi się głupio przez to, jak byłam ubrana. Przeklęty dres od Nate’a.

– Raczej powinienem zapytać o to ciebie, kochaniutka. Nie wyglądasz na niegrzeczną dziewczynkę, która potrzebuje adwokata – odparł, unosząc brew, jakby nie zauważył, że stoję tu w dresie i robię sobie płatki. Zmierzył mnie wzrokiem, a wyraz jego twarzy się zmienił. Chyba połączył wątki. – Dobra, rozumiem, ty tu mieszkasz.

– Eureka, geniuszu. Więc odpowiesz mi na pytanie? – Zmarszczyłam czoło, kiedy Luke wyciągnął rękę w moją stronę.

Dotknął moich dłoni, a po chwili wyjął z nich miskę z płatkami. Zerknął na zawartość naczynia i oblizał wargę.

– Ej, chyba na za dużo sobie pozwalasz, nie jesteś u siebie.

– Też je lubię – oznajmił, olewając moje słowa. Przeniósł na mnie wzrok i uśmiechnął się łobuzersko, po czym wziął moją łyżkę i jakby nigdy nic zaczął jeść moje jedzenie.

Czy ten chłopak nie miał żadnych zasad?

Miałam ochotę wyrzucić go z domu, ale chciałam dowiedzieć się, dlaczego tu był.

– Czy ty w ogóle zwracasz uwagę na to, co mówię? Nie jesteś u siebie. – Sięgnęłam w stronę naczynia, jednak chłopak odwrócił się do mnie plecami, przez co wylądowałam całym ciałem na nim, dalej starając się dosięgnąć miseczki.

– Rozumiem, że chcesz być blisko mnie, ale możesz poprosić. – Odwrócił się i włożył w moje dłonie miskę z płatkami.

Wywróciłam oczami i odstawiłam ją na blat, po czym oparłam się o niego i skrzyżowałam ramiona na piersi. Musiałam poznać powód, dla którego White wtargnął w moją przestrzeń osobistą.

– Wytłumaczysz mi, dlaczego jesteś w moim domu?

– Twój ojciec jest adwokatem, a w moim domu zginął mój przyjaciel. Chyba dedukcja nie jest taka trudna. – Jego ton drastycznie się zmienił. Nie był już tak bardzo pewny siebie. Wydawał się raczej zirytowany.

– Rozumiem, ale wyjście jest gdzie indziej.

– Zgubiłem się i bardzo cieszy mnie ten fakt. Twój ojciec powiedział, żebym szukał dużych białych drzwi, ale najwidoczniej je pomyliłem. – Zbliżył się do mnie i założył kosmyk włosów, który opadał mi na twarz, za moje ucho. Skierował uwagę na moją twarz, a nasze spojrzenia się spotkały. Przez moje ciało znów przebiegł dziwny dreszcz. – Postaram się częściej mylić dni tygodnia, widok z poniedziałku bardzo mi się podobał.

– Drzwi wyjściowe to te wielkie w holu. Ślepota chyba przeszkadza w grze – odparłam, położyłam dłonie na torsie chłopaka i odsunęłam się od niego.

Luke pokiwał głową, a jego usta znów wygięły się w delikatny uśmiech. Był jak kameleon, który dostosowywał się do otoczenia. Dodatkowo naprawdę pozwalał sobie na zbyt wiele. Był bardzo pewny siebie, a w tym momencie nawet przekraczał granice natarczywości.

– Zadziorna jesteś, słonko. Do zobaczenia w szkole, a przez najbliższe tygodnie też tutaj – stwierdził, kiwając lekko głową, i poszedł w stronę drzwi, które oddzielały część mieszkalną od biura ojca.

– Ej. Jak to tutaj? – zapytałam, marszcząc czoło.

Luke odwrócił się i znów oczarował mnie uśmiechem, który pojawił się na jego przystojnej twarzy. Dostrzegłam, że gdy się uśmiechał, w jego policzkach pojawiały się dołeczki.

Był denerwujący, mimo to skradł serca praktycznie wszystkich dziewczyn ze szkoły. Ja jednak ciągle widziałam głównie tę jego wkurzającą część. Umiejętnie pokazywał mi, jak irytujący potrafił być.

Nie zapomnij o tych dołeczkach.

– Oj, to tak mnie słuchasz. Twój tata będzie moim adwokatem.

– Cholera. Narysuję ci wielką strzałkę i przykleję z drugiej strony tych drzwi, będzie cię nakierowywać na łazienkę i wyjście. O! Albo zrobię ci mapę! – oznajmiłam, planując, jak zabezpieczyć się przed niespodziewanymi spotkaniami z brunetem. Mój limit wyczerpał się przy dwóch, czyli chłopak wykorzystał swoją szansę w tym tygodniu.

Luke się zaśmiał, znów puścił do mnie to cholerne oczko, po czym jak gdyby nigdy nic opuścił pomieszczenie. Przeklęty, cholerny Luke White.

Wzięłam kilka głębokich wdechów i powróciłam na kanapę.

– Dlaczego faceci są tacy głupi? – zwróciłam się do laptopa, gdy odblokowałam mikrofon i kamerkę.

Nate od razu na mnie spojrzał. Był wyraźnie zdegustowany, ale jego uwaga znów wróciła w stronę telewizora.

– Pytam o to samo. Stefan jest takim złamasem… – odpowiedział przejęty.

Popatrzyłam na niego obrażona. Puścił serial dalej beze mnie. Złamał zasadę, przez którą nie odzywał się kiedyś do mnie przez miesiąc. Gdy oglądaliśmy Grę o tron, ośmieliłam się obejrzeć jeden odcinek bez niego. Był na jakiejś dziwnej randce. Kiedy dowiedział się o tym, że złamałam naszą świętą zasadę oglądania, unikał mnie przez całe dwa dni.

– Gdzie masz jedzenie? Nie było cię trochę, więc oglądałem dalej.

– Musiałam wygonić psa. – Ułożyłam się wygodnie na kanapie i przeniosłam wzrok na ekran. Wzięłam głęboki wdech, potrząsnęłam głową i starałam się skupić, by wyrzucić irytację, która się we mnie zebrała.

– Ty nie masz psa – stwierdził rozbawiony Nate.

– Widzisz, był tutaj bez pozwolenia.