Hope. Nadzieja umiera ostatnia. Tom 1. Trylogia zbłąkanych dusz. - Sylwia Kirsz - ebook
NOWOŚĆ

Hope. Nadzieja umiera ostatnia. Tom 1. Trylogia zbłąkanych dusz. ebook

Sylwia Kirsz

0,0

Opis

Czy miłość zrodzona na kłamstwie może okazać się tą prawdziwą? Odpowiedzi na to pytanie szuka Hope, bohaterka, której życie wkrótce ulegnie dramatycznej zmianie. Na jej drodze stanie Rivers — młody mężczyzna, który, poniekąd pod wpływem obsesyjnej miłości, postanawia zdobyć serce dziewczyny. Rivers nie jest jednak zwyczajnym chłopakiem. Jego uczucia są zabarwione mrocznymi tajemnicami oraz przeszłością, która nie daje mu spokoju. Obsesja, która nim kieruje, zrodziła się z misji, na którą wysłał go ojciec. Chłopak pragnie stać się lepszą wersją siebie, ale czy miłość, która go napędza, wystarczy, by pokonać demony przeszłości? Przeszłość Riversa staje się nieustannym zagrożeniem, które zagraża ich relacji. Miłość zrodzona z obsesji nie jest bezpieczna; może bowiem wyrwać komuś serce bezpowrotnie. Czy Hope odnajdzie w tym wszystkim sens, czy też zostanie porwana przez mroczne siły, które ją otaczają? To historia pełna emocji, napięcia i niepewności, która z pewnością wyrwie wasze serca bezpowrotnie.

 

KSIĄŻKA PRZEZNACZONA DLA OSÓB POWYŻEJ 18-TEGO ROKU ŻYCIA.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 306

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Copyright ©Sylwia Kirsz SILVERart

Szarnoś 2024

Wszelkie Prawa Zastrzeżone

All right reserved

Redakcja:Sylwia Kirsz

Korekta:Sylwia Kirsz

Projekt okładki:Sylwia Kirsz

Projekt grafik wewnątrz książki: Sylwia Kirsz

Skład teksu i okładki:Michalina Roczniewska

Druk i oprawa: JKB Print www.jkbprint.pl

www.silverovelove.pl

Numer ISBN: 978-83-972351-1-3

Informacja

W tej narracji mogą występować kontrowersyjne zachowania, które mogą być nieodpowiednie dla wrażliwych odbiorców. W książce można zauważyć toksyczne postawy postaci, a także irracjonalne i agresywne działania. Często pojawiają się motywy przemocy, prześladowania oraz porachunków charakterystycznych dla „mafijnych” sytuacji.

Nie akceptuję postaw przedstawionych w tej publikacji i nie są one przykładem do naśladowania.

Z miłością, Silver.

Prolog

Nie sądziłem, że miłość może zrodzić się w tak niezwykły sposób – poprzez obserwację. Byłem jak cień, nieustannie śledzący każdy jej ruch. Miałem za zadanie nie angażować się w jej życie, ale to okazało się niemożliwe. Zafascynowałem się jej osobą na tyle, że każdy detal stawał się dla mnie ważny. Jej oczy, pełne blasku, emanowały radością, a uśmiech był niczym promień słońca w moim szarym świecie. Nie mogłem wymazać go z pamięci.

Była idealna.

Codzienna obserwacja przynosiła mi pewną kontrolę, choć jednocześnie czułem, że nie mogę dłużej pozostawać w cieniu. Z każdą chwilą, z każdym spojrzeniem, pragnienie jej bliskości rosło. Była dla mnie usposobieniem piękna – zbyt doskonałym, by mogła być częścią brutalnej rzeczywistości, którą szykował jej mój ojciec. Nie mogłem na to pozwolić, była zbyt dobra na ten świat.

Postanowiłem, że zrobię wszystko, aby ją chronić. Moje serce biło mocniej na myśl o tym, co mogłoby się wydarzyć, gdybym nie podjął działania. Musiałem ją zdobyć – nie tylko jako obiekt mojej miłości, ale jako osobę, która zasługuje na lepsze życie. Nie mogłem dopuścić, by została wmieszana w coś okrutnego.

Ona musiała żyć, a ja pragnąłem jej dla siebie. Każdy krok, który stawiała, był dla mnie jak melodia, którą chciałem słyszeć już zawsze. Była tak blisko, na wyciągnięcie ręki, a jednocześnie wydawała się nienamacalna. Moje uczucia były silniejsze niż kiedykolwiek wcześniej – miłość zrodzona z tajemniczej obserwacji stawała się moim największym pragnieniem.

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Od tego wszystko się zaczęło

Aiden

Siedziałem w biurze ojca, na jednym ze skórzanych foteli, przyglądając się jego twarzy. Nie mogłem pojąć, o co mnie prosił i jakie zadanie dla mnie przygotował. Było łatwe, to prawda, ale nigdy nie sądziłem, że będę musiał kogoś śledzić przez tak długi okres czzasu. Po prostu nie mogłem w to uwierzyć.

- Żartujesz, prawda? – zapytałem z poważnym wyrazem twarzy, na co ojciec odpowiedział:

- Czy wyglądam na żartującego? – rzucił na mnie przelotne spojrzenie i wrócił do dokumentów.

- W porządku. – mruknąłem.

- Do wieczora dostaniesz wszystkie informacje. – spojrzałem na niego jeszcze raz i wstałem z fotela – a jeszcze jedno! – obróciłem się w jego stronę – pamiętaj, żeby cię nie zauważyła. - kiwnąłem głową i opuściłem jego gabinet.

Nie mogłem uwierzyć, że wysyła mnie na tak szaloną misję, i to jeszcze zdała od mojego miasta. Wyciągnąłem telefon z kieszeni czarnych jeansów i zadzwoniłem do Matta.

- Halo? – odezwał się niepewnie.

- To ja, jesteś w barze? – jedną ręką trzymałem telefon przy uchu, a drugą otwierałem drzwi do samochodu, wsiadając do środka.

- Tak, stary, jest tu taki zgiełk, że nie daję rady. – burknął.

- Już jadę. – rozłączyłem się, nie chcąc zabierać mu czasu.

Usadowiłem się wygodnie na fotelu kierowcy, opierając łokieć o drzwi i przykładając dłoń do skroni. Nadal nie mogłem pojąć, czego oczekiwał ode mnie ojciec. Robiłem już różne rzeczy, ale nigdy nie musiałem przenosić się na kilka miesięcy do innego miasta. Nie rozumiałem, dlaczego ta dziewczyna była warta tyle pieniędzy. Co w niej było, że ktoś chciał za nią zapłacić tak dużą sumę? Pokręciłem głową i odpaliłem silnik. Od posiadłości mojego ojca do baru, w którym pracował Matt, było tylko pięć mil. Wyjechałem z podjazdu i zgodnie z przepisami dołączyłem się do ruchu.

Włączyłem swoją ulubioną playlistę na telefonie, który był podłączony do auta, i ruszyłem dalej. W głośnikach rozbrzmiewała piosenka "The Scientist" zespołu Coldplay. Słuchałem muzyki, oddychając spokojnie – powoli się uspokajałem. Nie byłem zdenerwowany, ale wiadomość o przeprowadzce wzburzyła mnie na tyle, że czułem dyskomfort. Po chwili dotarłem na parking przed barem. Zgasiłem silnik i wysiadłem z samochodu, zamykając go pilotem. Otworzyłem drzwi do lokalu i ujrzałem tłum ludzi – głównie studentów. Zbliżał się koniec semestru, więc większość z nich oblewała egzaminy, na których się nie pojawiłem. Byłem na drugim roku studiów, ale nie zależało mi na ich ukończeniu. Wybrałem niewłaściwy kierunek, bo psychologia nie była tym, co chciałem robić w życiu. Zastanawiałem się, dlaczego w ogóle na to poszedłem, myślałem o rzuceniu studiów i zrealizowaniu marzenia o własnym warsztacie samochodowym. Można byłoby również wybrać inny kierunek i przenieść się na inną uczelnię, obie opcje były kuszące.

Rozglądałem się za Mattem, który jak zwykle stał za barem, rozlewając piwo do kufli. Podszedłem do niego, usiadłem na jednym z krzeseł obrotowych i uraczyłem go uśmiechem.

- Co słychać? – zapytał, odwzajemniając mój uśmiech.

- Do której dziś? – zerknąłem na zegar wiszący nad barem. Dochodziła ósma trzydzieści wieczorem. Nic dziwnego, że jest tu taki tłum.

- Do zamknięcia, a co? – podał mi szklankę whisky.

- Myślałem, że dzisiaj poimprezujemy. – burknąłem, przechylając szkło – jutro wyjeżdżam na parę miesięcy, więc muszę się z wami porządnie pożegnać – lekko skrzywiłem się, czując gorycz alkoholu na języku, bo zawsze ciężko było zacząć.

- A gdzie się wybieracie? – zapytał z entuzjazmem.

- Tam, gdzie zawsze – zmrużyłem oczy – do Skills.

Musiałem tylko wrócić do domu, wziąć prysznic i ubrać się odpowiednio do okazji.

***

Byłem przygotowany. Jeszcze raz spojrzałem w lustro w korytarzu i mogłem ruszać. Ta noc zapowiadała się naprawdę dobrze. Miałem ochotę się zabawić po raz ostatni, choć myśli o mojej misji wciąż krążyły mi w głowie. Z zamyśleń wyrwał mnie dźwięk przychodzącej wiadomości. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i sprawdziłem, kto napisał.

NICK:

Gdzie jesteś? Wszyscy już czekają.

Przewróciłem oczami na tę wiadomość.

AIDEN:

Już w drodze.

Wsadziłem telefon z powrotem do kieszeni i szybko opuściłem mieszkanie. Chwilę później kierowałem się w stronę wyznaczonego miejsca – do Skills. To jeden z niewielu klubów w mieście, gdzie nie sprawdzali wieku klientów. Z moimi przyjaciółmi już dawno osiągnęliśmy wiek pełnoletni, ale na imprezach dało się zauważyć, kto nie miał jeszcze osiemnastu lat. Skills było dla nas wyjątkowe. Spotykaliśmy się tam od dwóch lat, kiedy to pierwszy raz się poznaliśmy na studiach. Od tamtej pory stworzyliśmy zgraną paczkę.

Zatrzymałem się na parkingu przed klubem i zaparkowałem. Natychmiast skierowałem się do wejścia, przy którym stał mój ulubiony ochroniarz Bill. Na mój widok od razu się uśmiechnął i bez słowa zaprosił mnie do środka, co wzbudziło niezadowolenie wśród osób czekających w kolejce. Tylko się uśmiechnąłem, słysząc rzucane w moim kierunku epitety od obcych ludzi. Właścicielem tego klubu był ojciec Alexa. Byliśmy na liście VIP, co zawsze budziło moje zdziwienie. Nie dociekałem, jak to się stało, że jego ojciec ma takie miejsce – to nie było dla mnie istotne. Wiedziałem tylko, że był dobrym znajomym mojego ojca, co wystarczało. Na pewno miał swoje tajemnice. Sam Alex nigdy nie pytał swojego ojca o interesy, dopóki dostawał pieniądze i darmowy alkohol.

Po wejściu do środka udałem się na górę. Z daleka dostrzegłem moją ekipę, która wyróżniała się na tle innych. Podszedłem do nich i zająłem miejsce na kanapie. Wszystkie spojrzenia skierowały się na mnie.

- To, dokąd tym razem się wybierasz? – zagadnął Nick.

- Sam nie wiem, nic nie dostałem jeszcze żadnych informacji. – odpowiedziałem i kiwnąłem głową do Alexa, żeby nalał mi drinka.

- A przynajmniej wiesz, na ile jedziesz? – wtrąciła Alison.

- Na około trzy miesiące – burknąłem – potem dziewczyna wyjeżdża na studia.

- A co się z nią stanie? – zapytała Step, szeroko otwierając oczy.

- Nie mam pojęcia, tylko obserwuję – powiedziałem, przechylając szklankę z napojem. Uśmiechnąłem się do nich i dodałem: - to co, zaczynamy imprezę? - Dziewczyny pisnęły z radości, a ja zacząłem się śmiać. Alex wcześniej wspomniał, że ma dla mnie niespodziankę na "pożegnanie", jakbym planował przeprowadzkę na drugi koniec kraju. Nie minęło dużo czasu, abym przekonał się, co to za "niespodzianka", która mnie zupełnie nie ucieszyła.

W moim kierunku zmierzała wysoka, ciemnoskóra kobieta w towarzystwie mojego kumpla. Miała długie, ciemno-brązowe włosy i obcisły strój, który sugerował, że pracuje w klubie jako striptizerka. Gdy znalazła się obok mnie, na moje nieszczęście, Alex powiedział:

- Aiden… - spojrzał na mnie – to jest Angel – wskazał na kobietę – prezent dla ciebie na dzisiejszą noc. - spojrzałem na niego z niedowierzaniem. Striptizerka była ostatnią osobą, z którą chciałem spędzać czas. Chciałem mu wyrazić swoje niezadowolenie, ale gdy tylko próbowałem wstać, jej dłoń pchnęła mnie z powrotem na sofę. Oczy mi się rozszerzyły, a ona powiedziała:

- Spokojnie, skarbie, zajmę się tobą najlepiej jak potrafię. – Zacisnąłem mocniej pięści. Jej zapach był nieprzyjemny. Ciekawe, ilu facetów ją dotykało tego wieczoru. Podniosła rękę, by dotknąć mojej twarzy, ale jej tego nie pozwoliłem. Spojrzała na mnie zaskoczona, więc odepchnąłem ją i wstałem.

- Jeśli jeszcze raz spróbujesz mnie dotknąć, obiecuję, że tego pożałujesz – wysyczałem jej w ucho. Kobieta bez słowa się odwróciła i odeszła.

Rozejrzałem się w poszukiwaniu Alexa, chcąc mu dać niezły wykład na temat tego, co myślę o tym idiotycznym pomyśle, ale zniknął. Teraz miałem tylko nadzieję, że żadna striptizerka, ani inna osoba nie zakłóci mojego spokoju.

ROZDZIAŁ DRUGI

Miłość jest ślepa

Aiden

Obudziłem się dokładnie o piątej czterdzieści osiem, półtorej godziny przed budzikiem. W nocy otrzymałem wszystkie niezbędne informacje. Miałem udać się do Santa Cruz, miasta oddalonego o czterdzieści trzy mile od Stanford. Okazało się, że jest ono dwa lub nawet trzy razy większe niż Stanford.

Nie wahałem się długo, wrzuciłem do torby ubrania. Spakowałem resztę rzeczy z mieszkania, które mogą mi się przydać, a to, co będzie potrzebne później, kupię. Szybko wziąłem prysznic i wypiłem zimną kawę, która stała tutaj od wczoraj. Mogłem ruszać w trasę. Droga nie trwała długo, w półtorej godziny miałem być na miejscu.

Zawsze zastanawiało mnie, jak ludzie mogą jeździć autostradami z prędkością sześćdziesięciu mil na godzinę. Przecież to stwarza ryzyko wypadku! Jeśli nie była to starsza osoba, to prawdopodobnie ktoś, kto niedawno zdobył prawo jazdy i nie potrafi dobrze parkować. Dziś wyprzedziłem około trzydziestu takich kierowców.

Reszta podróży przebiegała w miarę spokojnie. Wjeżdżałem na ulicę Santa Cruz, korzystając z GPS-u. Za pięć minut miałem dotrzeć do miejsca, gdzie znajdował się mój tymczasowy dom. Skręciłem w lewo i od razu zauważyłem duży ogrodzony budynek. To musiał być ten dom. Spojrzałem jeszcze raz na mapę w telefonie. Coś było nie tak. Kiedy stanąłem przed bramą, ikona dotarcia do celu pokazywała, że jestem dwa budynki dalej. Wycofałem się i podążyłem w kierunku, który wskazywał GPS. Czego się spodziewałem? Że ojciec umieści mnie w jakiejś luksusowej willi? Czekał na mnie zaniedbany budynek, przy którym zaparkowałem mimo zakazu. Wysiadłem z auta, mocno trzaskając drzwiami. Wziąłem telefon, aby sprawdzić, czy to nie jest jakiś żart. Ta sytuacja wydawała się absurdalna. Adres się zgadzał. Natychmiast wybrałem numer do ojca i przystawiłem telefon do ucha. Po kilku sygnałach usłyszałem jego głos.

- Co się stało, synu? – zapytał, jakby nic się nie działo.

- Czy to ma być jakiś żart? – lekko się zaśmiał, co jeszcze bardziej mnie zirytowało.

- Nie rozumiem, o co ci chodzi. – ma szczęście, że nie jestem tam.

- Dobrze wiesz, o czym mówię. – przełknąłem ślinę, bo gardło miałem już suche – dlaczego stoję przed jakąś zaniedbaną rudera? – zapytałem, nie chcąc tracić czasu.

- Aiden, nie możesz rzucać się w oczy. – odparł mój ojciec.

- Przecież nie zamierzam zapraszać jej na spotkania do tego miejsca! – krzyknąłem – nie zostanę tu przez następne trzy miesiące, jadę do hotelu, a ty masz mi znaleźć coś na jutro. – Po tych słowach się rozłączyłem.

Wsiadłem do auta i ruszyłem do najbliższego hotelu, który znajdował się w miarę blisko miejsca zamieszkania tej dziewczyny. Ekscytowałem się na myśl o jutrzejszym dniu.

***

Zegar wskazywał dziewiątą. Miała już przybyć do pobliskiej biblioteki, gdzie siedziałem z książką w dłoniach, udając, że czytam. Nie miałem pojęcia, co to za lektura, ale musiałem się jakoś zatuszować, by nie wzbudzać podejrzeń.

Nie znałem dokładnego wyglądu dziewczyny, poza tym, że miała długie, kręcone włosy w ciemnym odcieniu brązu. Jak dotąd nikogo takiego nie zauważyłem. Co chwila spoglądałem na zegarek na nadgarstku, co mogło sugerować, że się spieszę, podczas gdy jedynie czekałem na młodą dziewczynę. Z informacji, które zdobyłem, wynikało, że jest pełnoletnia, kończy szkołę i planuje rozpocząć studia na Uniwersytecie Stanforda. Dobrze by było, gdybym mógł ją dłużej obserwować, ponieważ ułatwiłoby mi to zadanie.

Z relacji życzliwej bibliotekarki dowiedziałem się, że dziewczyna przychodziła tu codziennie od dziewiątej do dziesiątej. Spędzała w bibliotece godzinę, po czym wychodziła. Byłem przed czasem, więc nie miałem pojęcia, ile jeszcze będę musiał czekać na jej przybycie. Kiedy podniosłem wzrok, ujrzałem ją wchodzącą do sali. Od razu wiedziałem, że to ta osoba. Jej loki w ciemnym brązie otaczały drobną twarz, a uśmiech, jaki miała, był najpiękniejszy, jaki kiedykolwiek widziałem. Wpatrywałem się w nią bez przerwy. Była urocza, subtelna i uśmiechała się szczerze do wszystkich wokół. Miałem wrażenie, że rozświetliła całe pomieszczenie swoim blaskiem. To nie było tylko wrażenie, to była prawda. Była jak promień słońca, zarażający wszystkich swoim uśmiechem. Czułem, jak kolana mi miękną z wrażenia.

Aiden, ogarnij się!

Zanim zauważyła moje przenikliwe spojrzenie, szybko spuściłem wzrok. Na szczęście się opamiętałem. Nie wiem, co mną kierowało. Przecież byłem w pracy. Mimo to obawiałem się ponownie na nią spojrzeć. Wiedziałem, że gdy tylko to zrobię, nie będę mógł oderwać od niej wzroku. Była doskonała w każdym calu. Nie mogłem jej tak obserwować, ale to uczucie było silniejsze ode mnie. W tej chwili zdawałem sobie sprawę, że to będzie najtrudniejsze zadanie w moim życiu. Miałem wrażenie, że ojciec postawił mnie przed jakimś wyzwaniem, a ja, niestety, miałem przegrać. I o zgrozo, wiedziałem, że przepadnę.

ROZDZIAŁ TRZECI

Może to wszystko, to jakiś jebany żart?

Aiden

Dziś miałem nadzieję na udany dzień. Dziewczyna, która zwróciła moją uwagę, nazywa się Hope Marshall. Zastanawiałem się, czy jest osobą towarzyską, czy raczej introwertyczką – wkrótce okazało się, że zdecydowanie pasuje do tej drugiej kategorii. Mimo wszystko podsłuchałem, że planuje wyjście z przyjaciółmi do kawiarni. Musiałem być czujny. Z powodu mojej nieuwagi już dwukrotnie zbliżyłem się do niej zbyt blisko, a powinienem pozostać niezauważony, ale nie potrafiłem się powstrzymać. Hope była jedną z najpiękniejszych kobiet, jakie kiedykolwiek widziałem. Nie mogłem przejść obok niej obojętnie. Raz podszedłem za blisko i poczułem jej zapach — słodki z nutą cytrusów. Zastanawiałem się, czy ten zapach oddaje jej osobowość. Nie miałem pojęcia, co się ze mną działo, ale gdy tylko na nią patrzyłem, czułem się jak w transie. Chciałem ją dotknąć, mimo że była dla mnie niedostępna.

Musiałem dowiedzieć się od ojca, do czego jest im potrzebna. Nie mogłem pozwolić, by stała się jej krzywda.

Mój plan przebiegał zgodnie z zamierzeniami. Spacerowałem po parku, idąc za nią. Zwykle przebywałem na szkolnych korytarzach i spędziłem kilka godzin w bibliotece. Odkryłem, jakie książki preferuje i ku mojemu zaskoczeniu, nie były to romanse, lecz krwawe kryminały. Z dnia na dzień poznawałem Hope i jej zainteresowania. Zauważyłem, że uwielbia kwiaty, szczególnie róże i gipsówki. Choć ta druga nazwa brzmi dość zabawnie, ponieważ kojarzy mi się głównie z gipsem używanym w budownictwie lub do unieruchamiania kończyn.

Wszystko szło dobrze, aż do momentu, gdy Hope spotkała się z jakimś chłopakiem na szkolnym boisku. Przytulili się, a on pocałował ją w policzek. W moich żyłach zagotowała się krew. Poczułem dziwne ukłucie w klatce piersiowej i nie wiedziałem, dlaczego tak reaguję. Gdybym nie musiał pozostać niezauważony, pewnie bym tam podszedł i sprałbym typa na kwaśne jabłko. Wiem, że to nieodpowiedzialne i niestosowne, ale po prostu zirytował mnie ten widok.

Na szczęście nie spędziliśmy tam zbyt dużo czasu. Hope natychmiast skierowała się w stronę przystanku autobusowego. Miałem awersję do komunikacji miejskiej, ale nie miałem innego wyboru. Obawiałem się, że mogę ją zgubić w tłumie, więc postanowiłem trzymać się blisko niej. Może nawet zbyt blisko. Kiedy stała w autobusie, trzymając się poręczy, byłem tuż za nią. Tuż za jej plecami. Jej zapach delikatnie drażnił moje zmysły. Byłem tak blisko, że wystarczyłoby jedno mocniejsze zachwianie autobusu, by wylądowała na moim torsie – to była jedyna rzecz, o której właśnie o tym marzyłem. Chciałem ją wtedy objąć i nigdy nie puścić.

Wiem, zachowuję się teraz jak psychopata, ale uwierzcie – to jest silniejsze ode mnie.

Niestety, nic takiego się nie wydarzyło, a moje marzenia zniknęły, gdy autobus zatrzymał się na następnym przystanku. Hope wyszła, a ja poszedłem za nią. Z daleka zauważyłem kilka osób przed kawiarnią, które najprawdopodobniej były jej znajomymi. Utwierdzili mnie w tym przekonaniu, gdy tylko zaczęli machać do dziewczyny. Utrzymałem bezpieczną odległość, nie chciałem zostać zdemaskowanym. Hope weszła do kawiarni z przyjaciółmi, a ja zająłem miejsce przy jednym ze stolików na zewnątrz. Miałem doskonały widok na wnętrze lokalu, dzięki czemu mogłem spokojnie obserwować dziewczynę, nie wzbudzając podejrzeń.

Minęły około dwie godziny od naszego przybycia. Jej towarzystwo zdawało się nie mieć zamiaru się rozchodzić. Zamówiłem kolejną kawę, którą przyniosła mi kelnerka. Uregulowałem rachunek z góry. Nie narzekając, muszę przyznać, że to nie była łatwa praca, wręcz najgorsza, jaką mógł mi dać ojciec. Wcześniejsze obserwacje szybko się kończyły, więc nie musiałem się przeprowadzać. Byłem ciekaw, jaką wartość przypisał jej mój ojciec; musiała być cenna, skoro miałem ją śledzić przez trzy miesiące. Zastanawiałem się, czy zdołam to wytrzymać przez tak długi czas. Jednak, gdy patrzyłem na tę dziewczynę, utwierdzałem się w przekonaniu, że nie zasługuje na taki los. Nie potrafiłem wyobrazić sobie jej w tym okrutnym świecie, a co gorsza – z jakimś niebezpiecznym, obrzydliwym osobnikiem, który mógłby chcieć jej zaszkodzić. I Bóg wie jeszcze, co by chciał z nią zrobić! Potrząsnąłem głową; nie chciałem myśleć o takiej możliwości. Musiałem zająć się tą sprawą osobiście i uwolnić ją ze szponów mojego ojca.

ROZDZIAŁ CZWARTY

Czas zmian

Hope

Nie byłam do końca pewna, jak to zrobić, ale czułam, że muszę. Zasługiwał na prawdę, której w tej chwili panicznie się obawiałam. Może to ja bardziej jej potrzebuję niż on?

Siedziałam w parku piętnaście minut przed umówionym spotkaniem z Davidem. Ze zdenerwowania obgryzłam wszystkie paznokcie i miałam ochotę wyrwać sobie włosy. Zawsze unikałam takich sytuacji, a ostatnie spotkania z moim (jeszcze) chłopakiem stresowały mnie bardziej, niż powinny. I to nie w pozytywnym sensie. Lubiłam go, to prawda, znaliśmy się od najmłodszych lat. Nasze rodziny się znały, a nasze matki planowały nasz ślub, odkąd miałam pięć lat, a David cztery. To naprawdę żenujące. Nie byłam gotowa na małżeństwo, a tym bardziej z moim obecnym partnerem. Wiedziałam, że tylko wyjazd na studia może mnie z tego uwolnić. Tak właśnie, czuję, że to zmieni moje życie, a stanie się to już jutro. Dlatego dzisiejsza rozmowa z Davidem jest tak istotna. Nie chciałam też rozmawiać w domu, nie wiedziałam, jak zareaguje, a o zerwaniu zamierzałam powiedzieć mamie osobiście.

Nie minęło dziesięć minut, gdy dostrzegłam chłopaka idącego w moją stronę. To był on – David, chłopak, na którego widok nie czuję motyli w brzuchu, ani mocniej nie bije mi serce. Jest przystojny, dobrze zbudowany, w końcu jest kapitanem drużyny futbolowej, ale nigdy nie potrafiłam dostrzec w nim nic więcej niż przyjaciela. Potrafił mnie wysłuchać, pocieszyć, doradzić i być wsparciem w trudnych chwilach, lecz brakowało pomiędzy nami chemii. Nie całowaliśmy się w sposób, który by mnie ekscytował, a trzymanie się za ręce to już w ogóle nie miało miejsca. To po prostu nie było to, czego pragnęłam.

- Długo czekasz? – jego głos wyrwał mnie z zamyślenia. Spojrzałam w górę, widząc uśmiechniętą twarz chłopaka. Poklepałam miejsce obok siebie, dając mu znak, by usiadł.

- Nie, dosłownie chwilkę. – odparłam.

Chłopak usiadł obok mnie, złapał moją rękę i milczał. Wpatrywał się w ten sam punkt, co ja. Nie miałam pojęcia, jak rozpocząć tę rozmowę. Czy w ogóle powinnam to robić? Może lepiej byłoby odejść bez słowa? Lecz nie mogłam mu tego zrobić. Drżenie mojego kolana zdradzało moje zdenerwowanie. Pragnęłam, by to już się skończyło.

- Chciałam się z tobą spotkać, bo muszę ci coś powiedzieć. – wyrzuciłam z siebie nagle, a David spojrzał na mnie z poważną miną.

- To znaczy? O czym chcesz rozmawiać? – wyciągnęłam rękę z jego uścisku i zwróciłam się w jego stronę.

- To ważna sprawa. – z trudem przełknęłam ślinę, czując suchość w gardle. – Jak wiesz, jutro wyjeżdżam na studia.

- Tak, wiem. – odpowiedział szybko. – Wszyscy o tym wiedzą, Hope. – uśmiechnął się wymuszenie, a ja poczułam wyrzuty sumienia.

- Jest coś istotnego, o czym chcę porozmawiać. – wychrypiałam. Nie rozumiałam, czemu tak bardzo się stresuję, ale nie chciałam go ranić bardziej, niż to konieczne.

- Zamieniam się w słuch. – moje dłonie zaczęły drżeć.

- Wiesz… czuję, że to się nie uda – przełknęłam ślinę i potarłam skronie – będę daleko, a ty zostajesz tutaj – oddychaj, Hope – myślę, że lepiej będzie, jeśli się rozstaniemy. – przymknęłam powieki, czując strach. Ścisnęłam mocno skórę na udzie, co zawsze robiłam w trudnych chwilach.

- Chcesz się rozstać? – w jego głosie wyczułam ogromny ból – Hope… - nie chciałam spojrzeć mu w oczy – Hope, spójrz na mnie…

- David… - powoli unosiłam głowę, próbując unikać tych niezręcznych spojrzeń – wiem, że mnie nienawidzisz, ale… - przerwał mi.

- Nienawidzić? O czym mówisz? Nie potrafiłbym tego nawet, gdybym chciał, Hope… - wstał z ławki, na której siedzieliśmy, i przetarł twarz dłońmi – nie mogę cię nienawidzić – wziął głęboki oddech – rozumiem, wyjeżdżasz i chcesz zacząć od nowa. – tym razem ja wzięłam powietrze.

- Nie o to chodzi… - przytrzymywałam kolano dłonią.

- A więc o co? – zapytał, podnosząc głos.

- Po prostu… - musisz to wyznać, Hope – jesteśmy bliskimi przyjaciółmi, znającymi się od dzieciństwa, ale… - przeszły mnie dreszcze, a on stał naprzeciwko, wpatrując się we mnie intensywnie – ale nie ma między nami nic więcej. - Tak, udało ci się. David cofnął się o kilka kroków i zaczął chodzić w tę i z powrotem. Nie mogłam odczytać jego emocji. Nie miałam pojęcia, czy jest zły, czy smutny. W końcu zatrzymał się przede mną i głęboko spojrzał mi w oczy. Czułam się nieco zagubiona. Uklęknął obok mnie, wziął moje dłonie w swoje i przeniknął mnie wzrokiem.

- Wiem, że nie starałem się wystarczająco, Hope. Wiem, że nie byłem takim chłopakiem, jakiego naprawdę potrzebujesz, ale błagam, nie skreślaj nas. – w jego oczach pojawiły się łzy.

- Proszę, David, nie komplikuj tego. – odpowiedziałam z kamienną twarzą, mimo że w środku cała drżałam.

- I co? Zostawisz mnie tutaj? – zapytał, wstając.

- Musimy nauczyć się funkcjonować osobno. – wyszeptałam.

- To nonsens, chcesz mieć nowy start po wyjeździe na studia! – krzyknął, co było nie w jego stylu – zostawiasz mnie, bo masz nadzieję, że tam kogoś poznasz… - podeszłam do niego, próbując chwycić go za rękę, ale się odsunął.

- To naprawdę nie o to chodzi, dobrze o tym wiesz.

- Wiem. – ponownie spojrzał mi w oczy, pełne smutku – więc to już koniec? - Zacisnęłam wargi w wąską linię i kiwnęłam głową.

- Wydaje mi się, że tak.

Pokręcił głową, ostatni raz spojrzał mi w oczy i odszedł. Bez słowa. Nie sądziłam, że to będzie aż tak bolesne.

***

- Jesteśmy na miejscu! - krzyknęła moja mama. To się stało. Właśnie wjechałyśmy na parking uczelni, w której zamierzam mieszkać przez najbliższe lata studiów. Długich studiów medycznych. Przez całą podróż nie rozmawiałam z Loren, bo tak nazywam moją matkę, a zawsze zwracam się do niej po imieniu. Czułam, jak stres mnie paraliżuje, a jednocześnie odczuwałam głód w żołądku. Nowe doświadczenia tak na mnie działały. Byłam gotowa na odkrycie nowego świata, ale jednocześnie panicznie się go obawiałam. Bałam się, że nie odnajdę się w nim i zostanę sama.

Nie zabrałam ze sobą wielu rzeczy, tylko dwie walizki i pudełko z książkami. Inne rzeczy przywiozę, kiedy odwiedzę mamę. Gdy wysiadłam z auta, supeł w moim żołądku jeszcze bardziej się zacisnął. Serce podeszło mi do gardła, a całe ciało drżało. Nie znosiłam zmian; czasami zastanawiałam się, czemu w ogóle zdecydowałam się na studia. Cieszyłam się, ale równocześnie czułam przerażenie. Dziś moje życie wreszcie wywróci się do góry nogami.Kiedy weszłyśmy na dziedziniec, akademik wydawał się ogromny, a ja czułam przerażenie — jak dam sobie radę w tym miejscu? Z moją orientacją w terenie na pewno nie raz się zgubię. Wszędzie panował tłok, a nowi studenci, tak jak ja, szukali swoich pokoi. Każdy z nas został przydzielony do pokoju, gdzie mieszkała osoba z wyższego roku, aby mogła nas wprowadzić w życie na kampusie, przynajmniej tak było napisane w liście, który otrzymałam pocztą.Loren ciągle powtarzała, że powinnam wynająć własne mieszkanie, na które swoją drogą nie było nas stać nas. Nie byłam zbyt zadowolona z konieczności dzielenia pokoju z obcą osobą, ale nie miałam innego wyjścia. Najpierw chciałam ogarnąć zajęcia, a potem zastanowić się nad pracą i możliwą przeprowadzką. Zbliżałyśmy się do pokoju, w którym miałam mieszkać. To „mieszkać” brzmiało dziwnie, bo w głębi duszy wierzyłam, że uda mi się stąd kiedykolwiek wyprowadzić. Zapukałam, a po chwili ktoś otworzył drzwi. Na środku stała wysoka dziewczyna z długimi, kręconymi różowymi włosami. R Ó Ż O W E — cóż za szaleństwo zobaczyć taki kolor na żywo. Miała na sobie obcisły jeansowy top z rzędem guzików, krótką spódniczkę i długie kowbojki. Wyglądała oszałamiająco. Przez chwilę wpatrywałam się w nią jak w obraz, aż ocknęłam się z zachwytu i się przedstawiłam.

- Cześć, jestem Hope – powiedziałam, wyciągając rękę na powitanie nowej współlokatorki, ale ona nawet nie zareagowała.

- Ty jesteś tą nową, super — skinęła głową — rozgość się, ta część pokoju należy do ciebie. - wskazała na lewy kąt.

Natychmiast postawiłam na łóżku karton z książkami i pomogłam mamie z walizkami. Przedstawiłam ją nowej współlokatorce, ale ta nie wykazała większego zainteresowania rozmową z moją rodzicielką. Wyszłam z Loren, aby rozejrzeć się po kampusie i odprowadzić ją do auta. Przechadzałyśmy się po korytarzach uczelni, studenci i ich rodzice krzątali się w każdą stronę; miło było zobaczyć inne osoby, które również były tak samo zaniepokojone obecną sytuacją, jak ja. Sama myśl o tym, że miałam zostać tutaj sama, wywoływała u mnie mdłości. Nigdy nie byłam tak długo bez mamy, maksymalnie tydzień podczas szkolnych wyjazdów w starej szkole, ale teraz – to było coś zupełnie innego. Teraz miałam zostać tu sama na kilka miesięcy.

W końcu dotarłyśmy na parking, gdzie stało nasze auto.

- Pa mamo, jedź ostrożnie. - przytuliłam ją mocno. Nie chciałam przerywać tego uścisku. Na pewno będzie mi jej brakować.

- Ty też uważaj, kwiatuszku — pocałowała mnie w czoło i dodała — pamiętaj, dzwoń do mnie, jeśli coś się wydarzy. - wsiadła do samochodu, zamykając drzwi. Na chwilę spojrzałyśmy na siebie przez szybę. Uśmiechałam się i machałam jej na pożegnanie. Musiałam być poważna i nie dać ponieść się emocjom, wtedy Loren łatwiej byłoby mnie tutaj zostawić. Obserwowałam, jak odjeżdża, a potem postanowiłam wrócić do kampusu, by się rozpakować. Idąc korytarzem, poczułam smród palonego zioła, otworzyłam drzwi, a moja nowo poznana współlokatorka leżała na swoim łóżku i paliła jointa.

- Chcesz spróbować? - wyciągnęła w moją stronę rękę z zawiniątkiem marihuany.

- Nie, dziękuję. - odmówiłam, podeszłam do walizek i zaczęłam je przeciągać do szafy.

Oczywiście, pół szafy było zajęte, ale miło, że tak dbała o swoją część i zrobiła mi miejsce. Takie małe gesty są naprawdę przyjemne. Zaczęłam wyciągać swoje ubrania z walizek i układałam je na półkach, gdy nagle pojawiła się tuż obok mnie. Skradała się jak jebana mysz. Obdarzyła mnie zalotnym spojrzeniem i zaczęła mówić.

- Dziś idziemy do klubu, chcesz dołączyć? - zapytała, przeglądając moje rzeczy w szafie. - Ale najpierw musimy cię ubrać, bo nic z tego nie nadaje się na imprezę. - dodała, oceniając moją garderobę.

- Nie wiem, czy to dobry pomysł na pierwszy dzień. - Alis, bo tak miała na imię; nie przedstawiła się, ale widziałam jej imię w dokumentach uczelni, gdzie było napisane, z kim będę dzielić mieszkanie; co chwilę pokazywała mi swoje stroje.

- Ta sukienka będzie idealna, musisz ją przymierzyć. - Sukienka była skąpa, odkrywała plecy i eksponowała biust, ledwo zakrywała tyłek, a cekiny mieniły się w różnych kolorach.

- Jest dla mnie zbyt krzykliwa. - jednak nalegała, abym ją przymierzyła, co w końcu jej się udało. Co prawda wyglądałam w niej fantastycznie, sama byłam zaskoczona tym, jak prezentuję się w lustrze. Na szczęście miałam ze sobą czarne szpilki, które doskonale pasowały do tej stylizacji. Moja współlokatorka zaproponowała, że pomaluje mnie na imprezę, na co się zgodziłam. Czułam, że możemy się zaprzyjaźnić. Alis przekonała mnie do zrobienia mocniejszego makijażu, który starannie zaczęła aplikować, od pielęgnacji po przyklejenie sztucznych rzęs.

- Cu-do-wnie! Wyglądasz niesamowicie. - była zachwycona swoją pracą, a ja spojrzałam w lustro i nie mogłam uwierzyć, jak pięknie mnie upiększyła. Makijaż był seksowny, a jednocześnie delikatny, z subtelnymi brązowymi kreskami na powiekach i kilkoma kępkami rzęs, które wspaniale podkreślały moje oczy. Alis chciała pomalować usta na czerwono, ale stanowczo protestowałam, więc ostatecznie zdecydowałyśmy się na kolor kawy z mlekiem, który był moim ulubionym odcieniem, jeśli chodzi o pomadki. Moje długie, kręcone włosy nie wymagały dodatkowych upiększeń, a Alis ciągle się nimi zachwycała, twierdząc, że nigdy wcześniej nie widziała tak długich i kręconych włosów; to był mój atut, a ja byłam z nich bardzo zadowolona i wdzięczna mamie za te geny. Przejrzałam się w lustrze, wyglądałam jak milion dolarów. Tuż za mną stała Alis, byłyśmy gotowe do wyjścia.

- Do którego klubu idziemy? - zapytałam tuż przed wyjściem.

- Do najlepszego i najdroższego w mieście — odpowiedziała, nalewając nam wódki. - Bierz, to na dobry humor. - Chwyciłam kieliszek, a ona wypiła go jednym haustem. Zrobiłam to samo, czując ostry ból w gardle, co sprawiło, że się skrzywiłam. Ali roześmiała się głośno, bo nigdy wcześniej nie piłam wódki.

Wyszłyśmy z pokoju, a campus był pełen życia. Rzadko pojawiali się tutaj nauczyciele czy ktokolwiek, kto mógłby wprowadzić spokój, poza policją, która podobno bywała tu dość często. Po chwili dotarłyśmy na dziedziniec, gdzie stała grupka młodych ludzi; zauważyłam dwie dziewczyny i czterech chłopaków.

- Słuchajcie, to jest Hope, moja nowa współlokatorka, jedzie z nami na imprezę. - Dziewczyny zaczęły piszczeć i podchodzić do mnie.

- Cześć, jestem Lisa. - To była blondynka o długich nogach, ubrana w sukienkę przypominającą marynarkę i czarno-srebrne szpilki. Szybko mnie przytuliła, a potem pozwoliła się przedstawić drugiej osobie.

- A ja jestem Stephania, ale mów mi Step. - Również mnie objęła, co mnie zaskoczyło, bo ludzie tutaj byli niezwykle mili. Chłopców przedstawiła mi Alison, jeden po drugim: Matt, Alex, Nick i Aiden. Wszyscy wpatrywali się we mnie, co było dość krępujące. Dziewczyny wzięły mnie pod ręce i poprowadziły do samochodu.

- Skąd ją wzięłaś? - usłyszałam, jak pytał jeden z nich, ale nie odwróciłam głowy.

- Mówiłam, że to moja nowa współlokatorka, muszę jej pokazać życie na campusie. - Zaśmiała się, a ja poczułam lekkie zakłopotanie.

- Daj spokój, Nick, przecież jest atrakcyjna. - Powiedział drugi, ale jeszcze nie wiedziałam, kto to.

- Właśnie, jest niesamowita. - Nick odpowiedział, a dziewczyny zaczęły chichotać. Dotarłyśmy na parking, gdzie czekały na nas cztery sportowe samochody. Czułam się nieco niezręcznie, bo takie auta widywałam tylko w internecie.

- Dobra, dziewczyny, jedna dziewczyna na jedno auto — oznajmił Aiden, wskazując na mnie. - Ty jedziesz ze mną.

- Jasne. - wzruszyłam ramionami. Odwróciłam się do reszty dziewczyn i chłopaków. Ich wyrazy twarzy sugerowały, że są zaskoczeni. W tamtej chwili nie miałam pojęcia dlaczego. Aiden podszedł do samochodu, otworzył drzwi od pasażera i gestem zaprosił mnie do środka. Wsiadłam w milczeniu. Obszedł auto i zajął miejsce kierowcy, a ja nie miałam odwagi na niego spojrzeć. Moje oczy wciąż były zwrócone przed siebie. Od czasu do czasu czułam, jak na mnie zerka, jednak nie mówił ani słowa. Czekał, aż wszyscy wsiądą do aut i ruszymy. My wyjechaliśmy jako ostatni. W samochodzie panowała grobowa cisza, co tylko potęgowało moje zdenerwowanie.

- Możesz włączyć jakąś muzykę? - zapytałam cicho, a odpowiedź przyszła po dłuższej chwili. Atmosfera była napięta, bałam się czegokolwiek powiedzieć, by nie wyjść na natrętną.

- Nie. - odparł zdecydowanym tonem, przez co nie miałam odwagi na dalszą rozmowę. Więcej nie odezwałam się, a gdy wjechaliśmy na główną drogę, ruch stawał się coraz mniejszy, bo robiło się późno. Cały czas spoglądałam przed siebie, nie patrząc na niego, a on nie spoglądał na mnie. Po prostu jechaliśmy w milczeniu. Zjechał z drogi i zatrzymał się na poboczu. Moje nogi zaczęły drżeć.

- Wysiadaj. - rozkazał, a moje serce niemal stanęło. Wysiadłam, zatrzaskując drzwi, i stanęłam przed autem. Nie wiedziałam, czy zaraz odjedzie i zostawi mnie tu samą. Nie znałam nawet numeru do taksówki, a dodatkowo nie miałam pojęcia, gdzie się znajduję. Powoli ogarniała mnie panika, ale wtedy on wysiadł z auta. Obszedł samochód, podchodząc w moją stronę. Obejrzał mnie dokładnie.

- Nie możesz tak jechać do klubu. - powiedział w znacznie łagodniejszym tonie.

- Dlaczego? - zapytałam zaskoczona.

- Bo nie. - rzucił bez zastanowienia.

- To nie jest odpowiedź. Możemy już jechać? - patrzył na mnie z ukosa, nieustannie skanując moją sylwetkę. - Jeśli nie chcesz mnie tam zabrać, to pójdę sama. - dodałam.

Odsunęłam się od niego i samochodu, kierując się wzdłuż drogi, którą jechaliśmy.

- Poczekaj — zatrzymałamsię — wsiądź do auta. - Nie mogłam pojąć jego zachowania.

- Oho, więc jednak pozwolisz mi jechać z tobą? - skrzyżowałam ręce na piersiach, co sprawiło, że jeszcze bardziej się uwydatniły.

- Nie rób tak. - powiedział, spuszczając wzrok.

- Jak? - byłam zaskoczona jego reakcją, naprawdę nie wiedziałam, o co mu chodzi.

- Nie zakładaj tak rąk. - odpowiedział, nie patrząc na mnie.

- Co znowu zrobiłam? Słuchaj, znamy się ledwie pięć minut… - nie zdążyłam dokończyć, bo już stał naprzeciwko mnie. Wzięłam głęboki oddech i zapytałam — możemy już pojechać? - spoglądał mi w oczy, spod tej czarnej, kręconej grzywki mogłam dostrzec kolor jego oczu — były jasnoniebieskie.

- Jedźmy. - złapał mnie za rękę i zaprowadził do auta, otworzył drzwi i niemal wsadził mnie na fotel. Zdziwiło mnie to, nie rozumiałam, co go tak irytowało. Resztę drogi przejechaliśmy w milczeniu. Gdy dotarliśmy na parking przed klubem, zauważyłam Alison i resztę ekipy, pewnie na nas czekali.

- W końcu! Gdzie byliście? - zapytała Ali, a ja nie wiedziałam, co odpowiedzieć. W tej samej chwili obok mnie stanął Aiden.

- Pojechaliśmy inną trasą. - obszedł mnie i dołączył do chłopaków. Podeszłam do dziewczyn, a Alison szepnęła mi do ucha:

- Co się stało?

- Nic, on jest dziwny. - odpowiedziałam, a na jej twarzy pojawił się uśmiech. Staliśmy przed wejściem, nie było dużej kolejki, ale chłopacy obeszli tłum i skierowali się prosto do wejścia. Ochroniarz nawet nie zażądał od nich dokumenty potwierdzającego pełnoletność. Bez słowa wpuszczał nas do środka, a ja szłam ostatnia za Alison.

- A ona? - zapytał ochroniarz.

- Ona jest z nami. - odparł Aiden, który czekał przy wejściu. Barczysty facet przepuścił mnie bez zbędnych pytań. Podeszłam do Aidena, byłam tuż za Ali, a on wszedł za mną. Nie miałam pojęcia, czego ode mnie oczekuje, jak mam się przy nim zachować i co oznaczała ta sytuacja na drodze. Muzyka huczała, światła pulsowały, a ja zaczęłam odczuwać zawroty głowy. Szłam za Alison na górę, gdzie wisiały tabliczki dla VIP-ów, co oznaczało, że jesteśmy w gronie wybrańców. Usiedliśmy przy stoliku na bordowej skórzanej sofie, a naprzeciwko mnie zasiadł Aiden, obok niego siedzieli Nick i Matt.

- Hope może skoczymy po drinki? - zasugerowała Alison, a ja skinęłam głową w akceptacji. Wstałam, ona poszła za mną, a Aiden podążył za Alison. Udałam się w stronę baru.

- Dla ciebie coś bezalkoholowego. - stanął obok mnie.

- O co ci chodzi? - zapytałam, czując, jak gniew narasta we mnie.

- O nic. - odpowiedział, wciąż wpatrując się w moje oczy.

- Faktycznie, jeśli to „nic” to nie wiem, co ci odpierdala, jak „coś” dla ciebie znaczy. - odparłam, zauważając jego zdziwienie.

- Rób, co chcesz, ja wychodzę. - odszedł do stolika, a potem zszedł na dół.

Trudno, znajdę kogoś innego, z kim wrócę do akademika. Nie rozumiem, jak inni mogą z nim spędzać czas, bo nie wyglądał na aż tak nieprzyjemnego. Stałam przy barze, wciąż zastanawiając się nad drinkiem.

- Podobasz mu się. - stwierdziła Alison.

- Co ty mówisz, on zachowuje się jak dupek — zrobiłam niezadowoloną minę — nie rozumiem, czemu się czepia, skoro ledwo się poznaliśmy. —warknęłam z frustracją.

- Bo cię lubi – uśmiechnęła się, pokazując mi kartę drinków, zawołała barmana i zamówiła dla nas po jednym – zobaczysz, że tu wróci. - uśmiechnęła się, patrząc na mnie z figlarnym błyskiem w oku.

- To nic nie znaczy — odpowiedziałam — zresztą nie interesuje mnie to, chcę się dzisiaj bawić — barman podał nam drinki. Alison wzięła szklanki i zaczęła odchodzić — czekaj, nie płacimy? - zapytałam.

- Nie, mamy otwarty rachunek — odparła, śmiejąc się — napij się — podała mi mojego drinka — idziemy tańczyć?

- Oczywiście, czekałam na to. - podeszłyśmy do naszego stolika, wołając dziewczyny na parkiet, ale tylko Lisa poszła z nami. Wypiłam swojego drinka, odstawiłam szklankę na pierwszy lepszy stolik i zeszłam schodami w dół.

Przedzierając się przez tłum, starałam się znaleźć odpowiednie miejsce dla nas trzech, by móc swobodnie tańczyć. Wyginałam się w rytm muzyki, dziewczyny również świetnie się bawiły. Lisa dźgnęła mnie w bok i podeszła, mówiąc:

- Ci faceci na nas patrzą, ale ten w garniturze jest tylko twój. - Spojrzałam na mężczyznę przy barze, który przyglądał mi się z zainteresowaniem. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, ruszył w moją stronę. Odwróciłam się, udając, że go nie widzę, aż poczułam jego oddech na karku. Tańczył ze mną, a kiedy się odwróciłam, wyszeptał:

- Jesteś najładniejszą osobą w tym klubie. - Zarumieniłam się. Podziękowałam mu. Czułam między nami napięcie, w tańcu co chwila ocierałam się o niego, jakby zachęcając go do zbliżenia. Zamknęłam oczy, czując jego dłonie na moich biodrach. Jego ciepłe ręce delikatnie wędrowały po moim ciele. Sukienka okazała się strzałem w dziesiątkę. Tańczyliśmy twarzą w twarz, a jego usta zbliżały się do moich, czułam emocje, gdy nagle męska ręka rozdzieliła nas. To był Aiden. Odsunął mnie i z impetem podszedł do mężczyzny, uderzając go w twarz. Krzyknęłam:

- Aiden! Co ty odpierdalasz!? - Bez słowa podszedł do mnie, złapał za rękę i wyprowadził z klubu. Na parkingu wyślizgnęłam rękę z jego uścisku.

- Co z tobą? Bijesz ludzi i zabierasz mnie stąd? O co ci chodzi? Od początku masz do mnie jakiś problem! - zapytałam, a łzy napływały mi do oczu z nerwów.

- Co ze mną? Tak? Lepiej powiedz, dlaczego pozwalasz dotykać się obcemu facetowi? - podszedł bliżej, tak wściekły, że zaczęłam się go bać.

- Co cię to obchodzi? To moja sprawa! - krzyknęłam mu w twarz. Ludzie dookoła zaczęli na nas dziwnie patrzeć, ale mnie to nie interesowało.

- Nie! To nie jest tylko twoja sprawa — odpowiedział, zbliżając się jeszcze bardziej. Odsunął moje włosy do tyłu i szepnął mi do ucha — wiem, co on chciałby z tobą zrobić. — założył pasma moich włosów za ucho.

- Skąd to możesz wiedzieć? Nawet jeśli to… - nie zdążyłam dokończyć, bo zamknął mi usta dłonią.

- Wiem, bo odkąd cię zobaczyłem, pragnę zrobić z tobą to samo. - Zdjął dłoń z moich ust, był tak blisko, że musiał słyszeć, jak bije moje serce. Drżałam. Stałam z otwartymi ustami, nie wiedząc, co powiedzieć. Był tak blisko, badając każdy centymetr mojej skóry, co chwilę odgarniając moje włosy. Złapałam jego dłoń.

- Proszę, przestań — powiedziałam — nie możesz postępować w ten sposób. - Całe moje ciało drżało.

- Czego takiego nie wolno mi robić? - zapytał, zbliżając się do mnie.

- Tego wszystkiego — odwróciłam wzrok — nie możesz krzywdzić ludzi. - Łza spłynęła mi po policzku, nie wiedziałam, czy to ze stresu, czy z emocji, które we mnie budził.

- Nie biję ludzi — przejechał palcem po mojej szyi — tylko tych skurwieli, którzy będą chcieli cię dotknąć. - Co on w ogóle ma na myśli…

- Nie jestem twoją własnością — czułam, jak dreszcze przechodzą przez moje ciało — nie jestem twoja. - Oznajmiłam to, a ulga przyszła, gdy odsunął się ode mnie.