Hopsasa Felka Parerasa - Ewa Chotomska - ebook + książka

Hopsasa Felka Parerasa ebook

Ewa Chotomska

4,8

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Oto Feluś Pareras, stróż na medal! Uwielbia troszczyć się o Swoich, a oni o niego. Czasem trochę się na niego złoszczą (Felusiu! Jak mogłeś poczęstować małą Zuzię psimi przysmakami!?), trochę krzyczą (Felicjanie! Wywaliłeś śpiącego niemowlaka w śnieg?!), ale kto by się tym przejmował. Kochają go mocno, a on w zamian serwuje im co dzień porcję psich atrakcji. I tak sobie żyją – od przygody do przygody. A Felek wciąż ma ochotę na więcej!

Przeczytajcie drugi tom pamiętnika niesfornego Felka i jego rodziny.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 57

Oceny
4,8 (10 ocen)
8
2
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Okładka

Strona tytułowa

Ewa Chotomska

Hopsasa Felka Parerasa

Strona redakcyjna

Ewa Chotomska

Hopsasa Felka Parerasa

© by Ewa Chotomska

© by Wydawnictwo Literatura

Okładka i ilustracje:

Katarzyna Kołodziej

Korekta:

Lidia Kowalczyk, Aleksandra Różanek, Joanna Pijewska

Wydanie II

ISBN 978-83-7672-423-2

Wydawnictwo Literatura, Łódź 2018

91-334 Łódź, ul. Srebrna 41

[email protected]

tel. (42) 630 23 81

www.wydawnictwoliteratura.pl

Dzień dobry, dzień dobry -

witają was po latach

ogonek i pyszczek,

i każda moja łapa!

Uśmiecham się pięknie,

zasiadam do pisania

i tych, co lubią książki,

zapraszam do czytania!

Tym wszystkim, którzy nie znają mojego wcześniejszego pamiętnika, przedstawię się – nazywam się Felek Pareras. Brzmi przepięknie, nie sądzicie? Jestem wielorasowcem albo, jak kto woli, mieszańcem, patchworkiem, kundelkiem spod Celestynowa. To miejscowość koło Otwocka. Otwock leży blisko Warszawy, stolicy Polski.

Jak przez mgłę pamiętam czasy mojego dzieciństwa. Jako małolat zostałem przygarnięty przez moją kochaną człowieczą rodzinkę. Od dwunastu lat mieszkam w Warszawie z Moją, jak nazywam panią Karolinę, i mamą Mojej. Przez lata nasza rodzinka powiększyła się o pana Tomka – męża mamy Mojej, oraz pana Piotra – męża Mojej, a także o ich córeczkę Zuzię.

Pewnie trudno wam to wszystko zapamiętać. Ja też miałem z tym małe trudności, ale w końcu je pokonałem. A ponieważ Moja mieszka sto kroków od swojej mamy, mam dwa domy, co bardzo sobie chwalę. W dwóch domach mam dwie stołówki, do których zawsze kieruję się po wejściu do środka. Moja karmi mnie najczęściej suchą karmą. Nie jest to to, co Felusie lubią najbardziej. Więc kiedy tylko nadarzy się okazja, a nadarza się bardzo często, biegnę ochoczo do domu mamy Mojej. Wiadomo, że najlepsza kuchnia jest u babci, a przecież mama Mojej jest dla mnie babcią. Niemal codziennie z tamtejszej jadłodajni rozchodzi się aromat świeżutkiego mięska. Jak że więc tego nie zjeść?

Amatorem babcinej kuchni jest Ruda, moja młodsza koleżanka. Spotykamy się czasem na spacerze na Mazurach. Nie tych prawdziwych, jak tłumaczy Moja, które są w północnej części Polski i słyną z tysiąca pięknych jezior. Nasze małe Mazury to teren za płotem. Ciągle jeszcze dość dziki, pełen wysokich traw, drzew i krzaczków, za którymi przepływa niewielki kanałek. Wspaniały teren na rekreację i psi fitness!

Spotykają się tam właściciele czworołapnych z całej okolicy. Chociaż jest ich bardzo wielu, ja najbardziej lubię Rudą. Wiadomo, dziewczyna, i to młodsza ode mnie, więc myślę, że jestem dla niej autorytetem, kimś godnym naśladowania. Ruda jest rzeczywiście ruda. Przypomina małego liska. Uwielbia biegać po łące i kąpać się w naszym kanałku. Niestety, woda w nim nie zawsze jest czysta, więc potem jej państwo mają z nią kłopot.

Jak byłem młodszy, to często się tam kąpałem. Uwielbiałem też porządnie się wytarzać w napotkanych nieczystościach albo pozostałościach po martwym ptaku. Czymś z „odpowiednim” zapaszkiem. Psie małolaty czasem tak mają. Większość z tego wyrasta. Mam nadzieję, że i Ruda kiedyś zmądrzeje. Niestety, ma ona jeszcze jeden okropny nawyk – zdarza się, że przy okazji spaceru jak huragan wpada do naszego domu i z szybkością komety opróżnia do czysta moje blaszane miseczki. Bardzo tego nie lubię. Ale czego się nie robi dla dziewczyn! Podkulam ogon i jej wybaczam.

Zachęcony przez Rudą opanowałem grę we frisbee, czyli łapanie pyskiem krążka przypominającego plastikowy talerz. Uczestnicząc w tych zabawach, mama Mojej ułożyła nawet specjalną rapowankę, którą zagrzewała mnie i Rudą do łapania.

Łąka, lasek, krzak,

czworonożny rap!

Rap na osiem łap,

na wielki chap!

Ruda, frisbee łap!

Feluś, zobacz jak,

i zrób wielki chap!

Talerz zręcznie złap!

Rap na osiem łap,

czworonożny rap!

Uważam, że ten sport jest równie ważny dla naszego psiego rodu jak dla ludzi tenis. Gorąco do jego uprawiania namawiam. Kto wie, może kiedyś ktoś specjalnie dla nas zorganizuje takie talerzowe rzucańcowe zawody?