Skrzynia Władcy Piorunów. Detektywi na kółkach tom 1 - Marcin Kozioł - ebook + audiobook

Skrzynia Władcy Piorunów. Detektywi na kółkach tom 1 ebook i audiobook

Marcin Kozioł

4,5

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Kryminał z wieloma zwrotami akcji, książka przygodowa pełna szyfrów i zagadek, zarazem świetnie napisana biografia wielkiego wynalazcy Nikoli Tesli dla młodszych nastolatków.

Lektura uzupełniająca dla klas 4-8 szkoły podstawowej. Dzięki takim książkom jak seria „Detektywi na kółkach” autorstwa Marcina Kozioła młodzi mogą pokochać czytanie.

Julia, wyjątkowa czternastolatka, pomaga o rok starszemu przyjacielowi Tomowi odszukać porwanego ojca. Od czasu wypadku dziewczyna jeździ na wózku (stąd tytuł serii: „Detektywi na kółkach”). Nie przeszkadza jej to jednak uczestniczyć w tropieniu przestępców i rozwiązywaniu skomplikowanych zagadek. Wręcz przeciwnie – często to ona wpada na trop, świetnie kojarząc fakty i łamiąc szyfry. Z kolei Tom obdarzony jest rzadką zdolnością synestezji (co to takiego – dowiesz się z tej książki). W poszukiwaniach bierze udział jeszcze jeden niezwykły bohater: pies asystujący Julii, przesympatyczny labrador Spajk-Biszkopt, który… pamięta swoje poprzednie wcielenia.

Współczesna akcja splata się z historią rozpoczynającą się ponad 150 lat wcześniej w dniu narodzin Nikoli Tesli. Wszystko, czego dowiadujemy się o dzieciństwie i życiu słynnego wynalazcy, zwanego Władcą Piorunów, jest prawdą – nawet najbardziej nieprawdopodobne, wręcz fantastyczne wydarzenia z jego życia opisane w książce oparte są na faktach. Porywające przygody i przesympatyczni bohaterowie sprawiają, że tę książkę czyta się jednym tchem.

 

Marcin Kozioł (ur. 1977) – pisarz. Ogromny sukces przyniosła mu „Skrzynia Władcy Piorunów”, której nakład przekroczył już 100 tysięcy egzemplarzy. Kontynuacja tej powieści detektywistycznej – „Tajemnica przeklętej harfy” – została wybrana do Złotej Dwudziestki książek dwudziestolecia kampanii czytania Fundacji „ABCXXI – Cała Polska czyta dzieciom”. A trzeci tom – „Gwiazda Blachonosego” – otrzymał nagrodę główną w 21. konkursie Komitetu Ochrony Praw Dziecka.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 208

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 5 godz. 12 min

Lektor: Andrzej Hausner
Oceny
4,5 (42 oceny)
28
9
5
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Co2arts

Nie oderwiesz się od lektury

Ekstra książka, trzyma w napięciu polecam 🤩
10
monikakazmierska

Nie oderwiesz się od lektury

ekscytująca książka
10
Jusia1990

Nie oderwiesz się od lektury

bardzo fajne
00
mkonstanty

Dobrze spędzony czas

moim zdaniem ta książką jest całkiem git. Na początku myślałem że to mitologia grecka ale jednak nie. To książka o życiu genialnego wynalazcy.
00
PiotR2908

Nie oderwiesz się od lektury

najlepsze
00



Co­py­ri­ght © Mar­cin Ko­zioł, 2014, 2017, 2024
Żadna część ni­niej­szej pu­bli­ka­cji nie może być ko­pio­wana ani po­wie­lana w celu roz­po­wszech­nia­nia w ja­kiej­kol­wiek for­mie czy w ja­ki­kol­wiek spo­sób bez uprzed­niej zgody wy­dawcy.
Re­dak­tor pro­wa­dzący, re­dak­cja: Do­rota Ko­man
Ko­rekta: Ka­ta­rzyna Ku­sojć, Anna Go­dlew­ska
Pro­jekt okładki, opra­co­wa­nie gra­ficzne: Mag­da­lena Za­wadzka
Ła­ma­nie: Ewa Wój­cik
Ilu­stra­cje na okładce: Ih­na­to­vich Ma­ryia/Shut­ter­stock; Hel­ga­Ma­riah/Shut­ter­stock; sat­tva78/Shut­ter­stock; Dn Br/Shut­ter­stock
ISBN 978-83-973144-2-9
Wy­da­nie trze­cie
Nowa Iwiczna 2024 Wy­daw­nic­two Bum­cyk­cyk Re­dak­tor na­czelna: Ka­ta­rzyna Chrza­now­ska-Ko­zioł
Książki Wy­daw­nic­twa Bum­cyk­cyk można za­ma­wiać na stro­nie:www.bum­cyk­cyk.com
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

– Gdzie jest skrzy­nia?! – wrza­snął. – Gdzie jest skrzy­nia two­jego ojca?!

– Jaka skrzy­nia?

– Nie uda­waj, smar­ka­czu, że nie wiesz. Nie po­mo­żesz ta­tuś­kowi, je­żeli nie bę­dziesz ga­dał!

– Nie wiem, na­prawdę nie wiem – wy­du­sił z sie­bie prze­ra­żony Tom, któ­rego Wiel­ko­lud chwy­cił za ko­szulę i pró­bo­wał unieść.

Spajk z wnę­trza domu usły­szał za­mie­sza­nie na po­dwó­rzu. W kilku su­sach prze­sko­czył ta­ras, obiegł dom i do­padł za­ma­sko­wa­nych męż­czyzn. Zła­pał zę­bami no­gawkę spodni Wiel­ko­luda i za­czął od­cią­gać go od Toma. Drugi na­past­nik, znacz­nie drob­niej­szej po­stury, do tej pory tylko przy­glą­da­jący się zaj­ściu, schy­lił się i pró­bo­wał ode­pchnąć la­bra­dora. Ten wbił się na tyle mocno w no­gawkę Wiel­ko­luda i nie da­wał za wy­graną, że sta­ra­nia Mi­krusa nie­wiele mo­gły tu po­móc.

Na­wet Ju­lia włą­czyła się do obrony przy­ja­ciela. Swo­imi drob­nymi rę­kami z ca­łych sił okła­dała plecy wiel­kiego ban­dziora i krzy­czała. Jej razy może nie były silne, ale na pewno nie uła­twiały Wiel­ko­lu­dowi obrony przed dziel­nym Bisz­kop­tem.

– Bie­rzemy ich i zni­kamy! – za­ko­men­de­ro­wał Mi­krus.

Wiel­ko­lud, pró­bu­jący do­tąd uwol­nić się od psa, zmie­nił tak­tykę. Z ca­łych sił we­pchnął Toma do czę­ści ba­ga­żo­wej fur­go­netki. Mi­krus zwin­nie wsko­czył za nim, a po­tęż­niej­szy z opry­chów do­piero po chwili zdo­łał wto­czyć swoje ciel­sko do środka po­jazdu – na ze­wnątrz zo­stał tylko ka­wa­łek nogi z przy­kle­jo­nym do no­gawki la­bra­do­rem.

***

– Stop! Stop! – szcze­kał Spajk. – Czy panu dru­ka­rzowi strony się po­my­liły? A może au­tor osza­lał?! – Wier­cił się nie­spo­koj­nie, pa­trząc na pierw­szy wy­dru­ko­wany eg­zem­plarz. – No jak można taką opo­wieść za­czy­nać od środka?! Po ko­lei pro­szę...

1.

Kto po­wie­dział, że tylko lu­dzie mogą mieć zdol­no­ści nad­przy­ro­dzone?

Spajk od za­wsze czuł, że jest wy­jąt­kowy. Nie dla­tego, że po­wta­rzała mu to matka, Etna Ho­rand. Jak każda matka mo­gła prze­sa­dzać. Ale je­śli na­wet oj­ciec, dumny Ki­pling z Po­ol­stead, czem­pion nad czem­piony, ra­czył za­uwa­żyć: „Co za szcze­niak!”, mu­siało być coś na rze­czy.

Spajk le­dwo na­uczył się mó­wić albo – jak kto woli – szcze­kać, zdał so­bie sprawę, że to, czego do­świad­cza na co dzień, jest zu­peł­nie nie­znane in­nym la­bra­do­rom. Ba, także owczar­kom, spa­nie­lom, a na­wet Ro­dowi, sta­remu, mą­dremu do­gowi ka­na­ryj­skiemu za­miesz­ku­ją­cemu praw­dziwy pa­łac na po­dwórku są­sia­dów.

Rod swoje już prze­żył, wi­dział i sły­szał. Na okrą­gło chwa­lił się, że przed kil­koma laty za­brał swo­ich go­spo­da­rzy na Wy­spy Ka­na­ryj­skie, z któ­rych po­dobno po­cho­dzili jego pra­pra­dziad­ko­wie. Z tym „za­bie­ra­niem” tro­chę chyba prze­sa­dzał, bo na­wet szcze­niak wie, że zwy­kle to lu­dzie za­bie­rają psy w da­le­kie po­dróże, nie od­wrot­nie.

Na­wet je­śli stary dog do­ko­nał cze­goś tak nie­zwy­kłego, ani on, ani ża­den inny pies, któ­rego Spajk do­tąd po­znał, nie mógł za­szcze­kać, a tym bar­dziej po­wie­dzieć: „Pa­mię­tam swoje po­przed­nie ży­cie i wcze­śniej­sze także, i jesz­cze wcze­śniej­sze”. A Spajk, na­zy­wany rów­nież Bisz­kop­tem, pa­mię­tał. Przy­naj­mniej co nieco. To zna­czy tak mu się wy­da­wało, bo prze­cież nie mógł być pewny.

Ale je­śli by­łaby to je­dy­nie psia fan­ta­zja, skąd ten bisz­kop­towy psot­nik o wiel­kich orze­cho­wych oczach znałby w naj­drob­niej­szych szcze­gó­łach układ po­koi w po­sia­dło­ści hra­biego Mal­mes­bury’ego nie­ży­ją­cego już od pra­wie dwóch wie­ków? Skąd wie­działby, jak prze­no­sić sieci ry­bac­kie po ścię­tej lek­kim lo­dem wo­dzie? I to, że ry­bacy zwy­kli na­śmie­wać się z jego rasy: „Tak ko­chają wodę, że to nie mogą być psy. W ta­kim ra­zie co? Wy­dry?”. Mo­gło to roz­wście­czyć każ­dego z na­tury przy­ja­znego, ale i dum­nego la­bra­dora. Spajk nie prze­pa­dał za­tem za wy­drami, tak dla za­sady, na wy­rost, bo na przed­mie­ściach ra­czej trudno ja­kąś spo­tkać.

Nie mie­ściło się też w gło­wie, dla­czego był prze­ko­nany, iż po­dzi­wiał bo­ha­ter­skie czyny swo­jego pra­przodka, nie­wy­so­kiego, ale bar­dzo od­waż­nego no­wo­fun­dlanda Geo­rge’a The Great, w któ­rego ży­łach pły­nęła krew pier­wot­nych psów In­dian i wi­kin­gów.

Po pro­stu wie­dział dużo, o wiele za dużo jak na swój wiek. Na­wet zbyt dużo jak na moż­li­wo­ści ja­kie­go­kol­wiek psiego umy­słu. Gdy wspo­mniał o Geo­rge’u i wi­kin­gach sta­remu Ro­dowi, ten wy­śmiał mło­kosa i orzekł, że za­nadto fan­ta­zjuje. Uznał, że na­słu­chał się awan­tur­ni­czych opo­wie­ści, które jego przy­ja­ciółka Ju­lia czy­tała wie­czo­rami na głos z wy­pie­kami na twa­rzy.

Ju­lia. Piękna czter­na­sto­latka o ja­snych wło­sach, nie­bie­skich oczach i cu­dow­nym uśmie­chu ma­lu­ją­cym się nie tylko na jej drob­nych ustach, ale na ca­łej śnież­no­bia­łej buzi. Jej nie­zwy­kła de­li­kat­ność i do­broć szły w pa­rze z od­wagą i cie­ka­wo­ścią świata. Po­chła­niała książki jedna za drugą, a w jej bi­blio­teczce pię­trzyły się już prze­czy­tane lek­tury, cza­sami zaj­mu­jąc na­wet ka­wa­łek po­sła­nia, na któ­rym nocą wy­po­czy­wał la­bra­dor.

Wraz z psią mamą Etną Ho­rand Ju­lia wy­cho­wy­wała Spajka od pierw­szych dni jego ży­cia. Przy­naj­mniej tego obec­nego, je­śli dać wiarę temu, co o dziw­nych wspo­mnie­niach Bisz­kopt szcze­kał sam do sie­bie, zwy­kle po ci­chu, pod no­sem, by nie na­ra­zić się na wy­śmia­nie przez inne zwie­rzęta.

Etna ode­szła już z tego świata, choć nie jest to zbyt pre­cy­zyjne okre­śle­nie. Spajk wie­rzył, że jesz­cze kie­dyś ją spo­tka. Bo skoro tak wiele wska­zy­wało na to, że sam miał już nie­jedno ży­cie, to pew­nie i jego mama cie­szy się gdzieś od­kry­wa­niem świata na nowo jako szcze­nię. Ża­ło­wał tylko, że nie wie gdzie.

Za­miast niej miał te­raz przy­ja­ciółkę, któ­rej nie opusz­czał na krok – bisz­kop­to­wo­włosą Ju­lię. Spajk lu­bił pod­kre­ślać, i to z nie­ukry­waną dumą, po­do­bień­stwo barwy wło­sów dziew­czyny do ko­loru swo­jej sier­ści. W jego oczach zda­wała się być bo­gi­nią. I to jesz­cze jaką! Nie taką zwy­kłą jak w mi­tach czy fan­ta­stycz­nych opo­wie­ściach. Bo­gi­nią na czte­rech kół­kach!

– Spajk, pro­szę, otwórz drzwi do ogrodu – za­wo­łała ci­cho Ju­lia.

Na de­li­katny dźwięk jej głosu Bisz­kopt po­de­rwał się ze swo­jego ulu­bio­nego miej­sca nie­opo­dal wy­ga­szo­nego o tej po­rze roku ko­minka. Pod­biegł do prze­szklo­nych drzwi, sta­nął na tyl­nych ła­pach, by przed­nimi za­wi­snąć na klamce. Do­pil­no­wał, aby drzwi otwo­rzyły się na pełną sze­ro­kość. Wziął w pysk książkę le­żącą na pod­ło­dze i de­li­kat­nie po­ło­żył ją na ko­la­nach Ju­lii.

Bo­gini na czte­rech kół­kach nie­mal bez­sze­lest­nie wy­je­chała na ta­ras swoim lśnią­cym w słońcu alu­mi­nio­wym czte­ro­ko­łow­cem – avant­garde mo­del CLT wi­king. A za nią, ra­do­śnie mer­da­jąc ogo­nem, wy­biegł Spajk, w któ­rego ży­łach na­prawdę pły­nęła krew dziel­nych psów no­wo­fun­dlandz­kich In­dian Be­othuk i czwo­ro­noż­nych to­wa­rzy­szy wi­kin­gów. No, przy­naj­mniej odro­bina!

2.

Tom uśmiech­nął się, pró­bu­jąc nieco zła­go­dzić za­kło­po­ta­nie Ju­lii.

– Tak nie można do­da­wać ułam­ków, Julko – cier­pli­wie tłu­ma­czył, sie­dząc z nią w ogro­dzie i cie­sząc się cie­płem wio­sen­nego po­po­łu­dnia.

Wziął kartkę i za­zna­czył, gdzie po­peł­niła błąd. Dziew­czyna wzdry­gnęła się i ze zło­ścią, ale nie na Toma, tylko na sie­bie, od­su­nęła ją na drugi ko­niec sto­lika. Od­wró­ciła głowę i wpa­try­wała się przez chwilę w kwit­nącą ja­błoń. Nie lu­biła się my­lić i choć nie prze­pa­dała za ma­te­ma­tyką – zde­cy­do­wa­nie wo­lała hi­sto­rię i na­ukę ję­zy­ków – draż­niło ją, że nie dała so­bie rady z tak pro­stym za­da­niem.

– Pa­mię­taj, że naj­mniej­szy moż­liwy wspólny mia­now­nik cza­sami jest równy ilo­czy­nowi mia­now­ni­ków.

Wie­działa o tym do­brze. Obec­ność chłopca przy wspól­nym od­ra­bia­niu za­dań onie­śmie­lała ją jed­nak tak bar­dzo, że rów­nie do­brze mo­głaby po­peł­nić błąd or­to­gra­ficzny w swoim imie­niu. Wcale nie chciała jed­nak re­zy­gno­wać z po­mocy star­szego o rok Toma. Co wię­cej, zda­rzało się – choć nie tym ra­zem – że ce­lowo po­peł­niała błędy, da­jąc chło­pa­kowi do­bry po­wód, by spę­dził z nią jesz­cze tro­chę czasu.

Bisz­kopt już dawno wy­niu­chał, co się święci. Wpraw­dzie był nieco za­zdro­sny o uczu­cia swo­jej Ju­lii, ale też nie miał złu­dzeń – w tej kon­ku­ren­cji ska­zany był na po­rażkę. Coś pod­po­wia­dało mu, że tak musi być i prę­dzej czy póź­niej ja­kiś dwu­nóg ocza­ruje Julkę. W wiel­kim sercu dziew­czyny na­dal po­winno wy­star­czyć miej­sca dla niego – co do tego Spajk nie miał wąt­pli­wo­ści. A że Tom był wy­jąt­kowo mi­łym i do­brze wy­cho­wa­nym chło­pa­kiem – a o do­brym wy­cho­wa­niu, we­dług Spajka, świad­czyły przy­no­szone mu w pre­zen­cie chrup­kostki o smaku wę­dzo­nego boczku – po­sta­no­wił nie tylko nie ry­wa­li­zo­wać z nim o względy Ju­lii, ale na­wet nieco po­móc w tej skom­pli­ko­wa­nej spra­wie.

– Spajk, chodź tu­taj, przy­ja­cielu. Po­ciesz Julkę.

Pies pod­szedł do dziew­czyny, ale tak nie­zdar­nie – no, przy­naj­mniej tak to wy­glą­dało – że po­trą­cił głową ogro­dowy sto­lik. Oparty na jed­nej no­dze blat za­chwiał się i ręka chłopca no­tu­ją­cego coś na kartce zsu­nęła się, tra­fia­jąc wprost w opartą na ko­la­nach dłoń Ju­lii.

Dło­nie splo­tły się mi­mo­wol­nie w de­li­kat­nym uści­sku. Dziew­czyna za­drżała. Jej wiel­kie nie­bie­skie oczy zwró­ciły się w stronę chłopca.

Tom za­nie­po­koił się, że zu­peł­nie przy­pad­kowo zro­bił coś bar­dzo, bar­dzo nie­sto­sow­nego. W pierw­szym od­ru­chu chciał cof­nąć rękę. Coś jed­nak pod­po­wia­dało mu, by tego nie ro­bić. Serce chłopca biło szyb­ciej niż kie­dy­kol­wiek.

Wkrótce zo­rien­to­wał się, że nie tylko jego serce ga­lo­puje. Cho­ciaż śpiew pta­ków sku­tecz­nie za­głu­szał dud­nie­nie w klat­kach pier­sio­wych, uczu­cia zdra­dzały oczy – lekko spło­szone, ale sze­roko otwarte, by ni­czego nie stra­cić z tej wy­jąt­ko­wej chwili.

– Julka? – wy­krztu­sił, jakby chciał się prze­ko­nać, czy dziew­czyna na­dal jest z nim w ogro­dzie, czy też swoją przy­pad­kową śmia­ło­ścią ją spło­szył.

Dziew­czyna się nie od­zy­wała. Od dawna my­ślała o tym, by po­wie­dzieć To­mowi, jak bar­dzo lubi jego cier­pli­wość, de­li­kat­ność i bu­rzę ciem­nych krę­co­nych wło­sów nie­da­ją­cych się po­rząd­nie uło­żyć. Jak bar­dzo po­dzi­wia jego wie­dzę i uwiel­bia słu­chać jego gry na gi­ta­rze kla­sycz­nej. Ta sy­tu­acja za­sko­czyła ją jed­nak. Nie była w sta­nie wy­du­sić z sie­bie słowa. Do­piero gdy zdez­o­rien­to­wany bra­kiem od­po­wie­dzi Tom za­czął się po­woli wy­co­fy­wać, zdo­była się na to, by po­ko­nać onie­śmie­le­nie. Za­ci­snęła moc­niej swoją drobną dłoń na ręce chłopca.

Tom się roz­pro­mie­nił.

– Bar­dzo cię lu­bię, Ju­lio – wy­szep­tał za­chę­cony. – Bar­dzo. Bar­dziej niż... – Za­trzy­mał się, by wy­brać naj­wła­ściw­sze okre­śle­nie, ta­kie, które nie za­brzmi ani zbyt pom­pa­tycz­nie, ani ba­nal­nie. W końcu jed­nak zde­cy­do­wał się na to naj­bar­dziej ba­nalne i pom­pa­tyczne, ja­kie przy­szło mu do głowy. – Bar­dziej niż wszyst­kie inne dziew­czyny ra­zem wzięte – do­koń­czył.

– W szkole? Czy w ogóle? – za­py­tała Ju­lia, od­zy­skaw­szy od­dech i swą dziew­częcą prze­kor­ność. Uśmiech­nęła się przy tym i mru­gnęła okiem, zdra­dza­jąc, że wcale nie ocze­kuje od­po­wie­dzi.

– W ogóle – od­po­wie­dział śmier­tel­nie po­waż­nie.

– Ja też cię lu­bię...

I już chciała otwo­rzyć swoje serce i wy­ło­żyć wszystko kawa na ławę, gdy na swo­jej dru­giej dłoni po­czuła mo­kry nos Spajka.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki