Skrzynia Władcy Piorunów. Detektywi na kółkach tom 1 - Marcin Kozioł - ebook + audiobook

Skrzynia Władcy Piorunów. Detektywi na kółkach tom 1 ebook i audiobook

Marcin Kozioł

4,6

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

16 osób interesuje się tą książką

Opis

Kryminał z wieloma zwrotami akcji, książka przygodowa pełna szyfrów i zagadek, zarazem świetnie napisana biografia wielkiego wynalazcy Nikoli Tesli dla młodszych nastolatków.

Lektura uzupełniająca dla klas 4-8 szkoły podstawowej. Dzięki takim książkom jak seria „Detektywi na kółkach” autorstwa Marcina Kozioła młodzi mogą pokochać czytanie.

Julia, wyjątkowa czternastolatka, pomaga o rok starszemu przyjacielowi Tomowi odszukać porwanego ojca. Od czasu wypadku dziewczyna jeździ na wózku (stąd tytuł serii: „Detektywi na kółkach”). Nie przeszkadza jej to jednak uczestniczyć w tropieniu przestępców i rozwiązywaniu skomplikowanych zagadek. Wręcz przeciwnie – często to ona wpada na trop, świetnie kojarząc fakty i łamiąc szyfry. Z kolei Tom obdarzony jest rzadką zdolnością synestezji (co to takiego – dowiesz się z tej książki). W poszukiwaniach bierze udział jeszcze jeden niezwykły bohater: pies asystujący Julii, przesympatyczny labrador Spajk-Biszkopt, który… pamięta swoje poprzednie wcielenia.

Współczesna akcja splata się z historią rozpoczynającą się ponad 150 lat wcześniej w dniu narodzin Nikoli Tesli. Wszystko, czego dowiadujemy się o dzieciństwie i życiu słynnego wynalazcy, zwanego Władcą Piorunów, jest prawdą – nawet najbardziej nieprawdopodobne, wręcz fantastyczne wydarzenia z jego życia opisane w książce oparte są na faktach. Porywające przygody i przesympatyczni bohaterowie sprawiają, że tę książkę czyta się jednym tchem.

 

Marcin Kozioł (ur. 1977) – pisarz. Ogromny sukces przyniosła mu „Skrzynia Władcy Piorunów”, której nakład przekroczył już 100 tysięcy egzemplarzy. Kontynuacja tej powieści detektywistycznej – „Tajemnica przeklętej harfy” – została wybrana do Złotej Dwudziestki książek dwudziestolecia kampanii czytania Fundacji „ABCXXI – Cała Polska czyta dzieciom”. A trzeci tom – „Gwiazda Blachonosego” – otrzymał nagrodę główną w 21. konkursie Komitetu Ochrony Praw Dziecka.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 208

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 5 godz. 12 min

Lektor: Andrzej Hausner
Oceny
4,6 (55 ocen)
40
10
5
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Co2arts

Nie oderwiesz się od lektury

Ekstra książka, trzyma w napięciu polecam 🤩
10
monikakazmierska

Nie oderwiesz się od lektury

ekscytująca książka
10
KatarzynaKraszewska

Nie oderwiesz się od lektury

Ciekawa fascynująca książka polecam
00
kasmeg

Nie oderwiesz się od lektury

Bdb h Hdbzbejzjjddeh
00
DubiDaddy

Nie oderwiesz się od lektury

dzięki temu audiobookowi mogłem się bardzo dużo dowiedzieć o Nikoli Tesli zrozumiałam że on był naprawdę wybitnym naukowcem i przewyższał naprawdę dużo bardzo mądrych naukowców i był też z serbem. bardzo mi się spodobał ten audiobook
00



Co­py­ri­ght © Mar­cin Ko­zioł, 2014, 2017, 2024
Żadna część ni­niej­szej pu­bli­ka­cji nie może być ko­pio­wana ani po­wie­lana w celu roz­po­wszech­nia­nia w ja­kiej­kol­wiek for­mie czy w ja­ki­kol­wiek spo­sób bez uprzed­niej zgody wy­dawcy.
Re­dak­tor pro­wa­dzący, re­dak­cja: Do­rota Ko­man
Ko­rekta: Ka­ta­rzyna Ku­sojć, Anna Go­dlew­ska
Pro­jekt okładki, opra­co­wa­nie gra­ficzne: Mag­da­lena Za­wadzka
Ła­ma­nie: Ewa Wój­cik
Ilu­stra­cje na okładce: Ih­na­to­vich Ma­ryia/Shut­ter­stock; Hel­ga­Ma­riah/Shut­ter­stock; sat­tva78/Shut­ter­stock; Dn Br/Shut­ter­stock
ISBN 978-83-973144-2-9
Wy­da­nie trze­cie
Nowa Iwiczna 2024 Wy­daw­nic­two Bum­cyk­cyk Re­dak­tor na­czelna: Ka­ta­rzyna Chrza­now­ska-Ko­zioł
Książki Wy­daw­nic­twa Bum­cyk­cyk można za­ma­wiać na stro­nie:www.bum­cyk­cyk.com
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

– Gdzie jest skrzy­nia?! – wrza­snął. – Gdzie jest skrzy­nia two­jego ojca?!

– Jaka skrzy­nia?

– Nie uda­waj, smar­ka­czu, że nie wiesz. Nie po­mo­żesz ta­tuś­kowi, je­żeli nie bę­dziesz ga­dał!

– Nie wiem, na­prawdę nie wiem – wy­du­sił z sie­bie prze­ra­żony Tom, któ­rego Wiel­ko­lud chwy­cił za ko­szulę i pró­bo­wał unieść.

Spajk z wnę­trza domu usły­szał za­mie­sza­nie na po­dwó­rzu. W kilku su­sach prze­sko­czył ta­ras, obiegł dom i do­padł za­ma­sko­wa­nych męż­czyzn. Zła­pał zę­bami no­gawkę spodni Wiel­ko­luda i za­czął od­cią­gać go od Toma. Drugi na­past­nik, znacz­nie drob­niej­szej po­stury, do tej pory tylko przy­glą­da­jący się zaj­ściu, schy­lił się i pró­bo­wał ode­pchnąć la­bra­dora. Ten wbił się na tyle mocno w no­gawkę Wiel­ko­luda i nie da­wał za wy­graną, że sta­ra­nia Mi­krusa nie­wiele mo­gły tu po­móc.

Na­wet Ju­lia włą­czyła się do obrony przy­ja­ciela. Swo­imi drob­nymi rę­kami z ca­łych sił okła­dała plecy wiel­kiego ban­dziora i krzy­czała. Jej razy może nie były silne, ale na pewno nie uła­twiały Wiel­ko­lu­dowi obrony przed dziel­nym Bisz­kop­tem.

– Bie­rzemy ich i zni­kamy! – za­ko­men­de­ro­wał Mi­krus.

Wiel­ko­lud, pró­bu­jący do­tąd uwol­nić się od psa, zmie­nił tak­tykę. Z ca­łych sił we­pchnął Toma do czę­ści ba­ga­żo­wej fur­go­netki. Mi­krus zwin­nie wsko­czył za nim, a po­tęż­niej­szy z opry­chów do­piero po chwili zdo­łał wto­czyć swoje ciel­sko do środka po­jazdu – na ze­wnątrz zo­stał tylko ka­wa­łek nogi z przy­kle­jo­nym do no­gawki la­bra­do­rem.

***

– Stop! Stop! – szcze­kał Spajk. – Czy panu dru­ka­rzowi strony się po­my­liły? A może au­tor osza­lał?! – Wier­cił się nie­spo­koj­nie, pa­trząc na pierw­szy wy­dru­ko­wany eg­zem­plarz. – No jak można taką opo­wieść za­czy­nać od środka?! Po ko­lei pro­szę...

1.

Kto po­wie­dział, że tylko lu­dzie mogą mieć zdol­no­ści nad­przy­ro­dzone?

Spajk od za­wsze czuł, że jest wy­jąt­kowy. Nie dla­tego, że po­wta­rzała mu to matka, Etna Ho­rand. Jak każda matka mo­gła prze­sa­dzać. Ale je­śli na­wet oj­ciec, dumny Ki­pling z Po­ol­stead, czem­pion nad czem­piony, ra­czył za­uwa­żyć: „Co za szcze­niak!”, mu­siało być coś na rze­czy.

Spajk le­dwo na­uczył się mó­wić albo – jak kto woli – szcze­kać, zdał so­bie sprawę, że to, czego do­świad­cza na co dzień, jest zu­peł­nie nie­znane in­nym la­bra­do­rom. Ba, także owczar­kom, spa­nie­lom, a na­wet Ro­dowi, sta­remu, mą­dremu do­gowi ka­na­ryj­skiemu za­miesz­ku­ją­cemu praw­dziwy pa­łac na po­dwórku są­sia­dów.

Rod swoje już prze­żył, wi­dział i sły­szał. Na okrą­gło chwa­lił się, że przed kil­koma laty za­brał swo­ich go­spo­da­rzy na Wy­spy Ka­na­ryj­skie, z któ­rych po­dobno po­cho­dzili jego pra­pra­dziad­ko­wie. Z tym „za­bie­ra­niem” tro­chę chyba prze­sa­dzał, bo na­wet szcze­niak wie, że zwy­kle to lu­dzie za­bie­rają psy w da­le­kie po­dróże, nie od­wrot­nie.

Na­wet je­śli stary dog do­ko­nał cze­goś tak nie­zwy­kłego, ani on, ani ża­den inny pies, któ­rego Spajk do­tąd po­znał, nie mógł za­szcze­kać, a tym bar­dziej po­wie­dzieć: „Pa­mię­tam swoje po­przed­nie ży­cie i wcze­śniej­sze także, i jesz­cze wcze­śniej­sze”. A Spajk, na­zy­wany rów­nież Bisz­kop­tem, pa­mię­tał. Przy­naj­mniej co nieco. To zna­czy tak mu się wy­da­wało, bo prze­cież nie mógł być pewny.

Ale je­śli by­łaby to je­dy­nie psia fan­ta­zja, skąd ten bisz­kop­towy psot­nik o wiel­kich orze­cho­wych oczach znałby w naj­drob­niej­szych szcze­gó­łach układ po­koi w po­sia­dło­ści hra­biego Mal­mes­bury’ego nie­ży­ją­cego już od pra­wie dwóch wie­ków? Skąd wie­działby, jak prze­no­sić sieci ry­bac­kie po ścię­tej lek­kim lo­dem wo­dzie? I to, że ry­bacy zwy­kli na­śmie­wać się z jego rasy: „Tak ko­chają wodę, że to nie mogą być psy. W ta­kim ra­zie co? Wy­dry?”. Mo­gło to roz­wście­czyć każ­dego z na­tury przy­ja­znego, ale i dum­nego la­bra­dora. Spajk nie prze­pa­dał za­tem za wy­drami, tak dla za­sady, na wy­rost, bo na przed­mie­ściach ra­czej trudno ja­kąś spo­tkać.

Nie mie­ściło się też w gło­wie, dla­czego był prze­ko­nany, iż po­dzi­wiał bo­ha­ter­skie czyny swo­jego pra­przodka, nie­wy­so­kiego, ale bar­dzo od­waż­nego no­wo­fun­dlanda Geo­rge’a The Great, w któ­rego ży­łach pły­nęła krew pier­wot­nych psów In­dian i wi­kin­gów.

Po pro­stu wie­dział dużo, o wiele za dużo jak na swój wiek. Na­wet zbyt dużo jak na moż­li­wo­ści ja­kie­go­kol­wiek psiego umy­słu. Gdy wspo­mniał o Geo­rge’u i wi­kin­gach sta­remu Ro­dowi, ten wy­śmiał mło­kosa i orzekł, że za­nadto fan­ta­zjuje. Uznał, że na­słu­chał się awan­tur­ni­czych opo­wie­ści, które jego przy­ja­ciółka Ju­lia czy­tała wie­czo­rami na głos z wy­pie­kami na twa­rzy.

Ju­lia. Piękna czter­na­sto­latka o ja­snych wło­sach, nie­bie­skich oczach i cu­dow­nym uśmie­chu ma­lu­ją­cym się nie tylko na jej drob­nych ustach, ale na ca­łej śnież­no­bia­łej buzi. Jej nie­zwy­kła de­li­kat­ność i do­broć szły w pa­rze z od­wagą i cie­ka­wo­ścią świata. Po­chła­niała książki jedna za drugą, a w jej bi­blio­teczce pię­trzyły się już prze­czy­tane lek­tury, cza­sami zaj­mu­jąc na­wet ka­wa­łek po­sła­nia, na któ­rym nocą wy­po­czy­wał la­bra­dor.

Wraz z psią mamą Etną Ho­rand Ju­lia wy­cho­wy­wała Spajka od pierw­szych dni jego ży­cia. Przy­naj­mniej tego obec­nego, je­śli dać wiarę temu, co o dziw­nych wspo­mnie­niach Bisz­kopt szcze­kał sam do sie­bie, zwy­kle po ci­chu, pod no­sem, by nie na­ra­zić się na wy­śmia­nie przez inne zwie­rzęta.

Etna ode­szła już z tego świata, choć nie jest to zbyt pre­cy­zyjne okre­śle­nie. Spajk wie­rzył, że jesz­cze kie­dyś ją spo­tka. Bo skoro tak wiele wska­zy­wało na to, że sam miał już nie­jedno ży­cie, to pew­nie i jego mama cie­szy się gdzieś od­kry­wa­niem świata na nowo jako szcze­nię. Ża­ło­wał tylko, że nie wie gdzie.

Za­miast niej miał te­raz przy­ja­ciółkę, któ­rej nie opusz­czał na krok – bisz­kop­to­wo­włosą Ju­lię. Spajk lu­bił pod­kre­ślać, i to z nie­ukry­waną dumą, po­do­bień­stwo barwy wło­sów dziew­czyny do ko­loru swo­jej sier­ści. W jego oczach zda­wała się być bo­gi­nią. I to jesz­cze jaką! Nie taką zwy­kłą jak w mi­tach czy fan­ta­stycz­nych opo­wie­ściach. Bo­gi­nią na czte­rech kół­kach!

– Spajk, pro­szę, otwórz drzwi do ogrodu – za­wo­łała ci­cho Ju­lia.

Na de­li­katny dźwięk jej głosu Bisz­kopt po­de­rwał się ze swo­jego ulu­bio­nego miej­sca nie­opo­dal wy­ga­szo­nego o tej po­rze roku ko­minka. Pod­biegł do prze­szklo­nych drzwi, sta­nął na tyl­nych ła­pach, by przed­nimi za­wi­snąć na klamce. Do­pil­no­wał, aby drzwi otwo­rzyły się na pełną sze­ro­kość. Wziął w pysk książkę le­żącą na pod­ło­dze i de­li­kat­nie po­ło­żył ją na ko­la­nach Ju­lii.

Bo­gini na czte­rech kół­kach nie­mal bez­sze­lest­nie wy­je­chała na ta­ras swoim lśnią­cym w słońcu alu­mi­nio­wym czte­ro­ko­łow­cem – avant­garde mo­del CLT wi­king. A za nią, ra­do­śnie mer­da­jąc ogo­nem, wy­biegł Spajk, w któ­rego ży­łach na­prawdę pły­nęła krew dziel­nych psów no­wo­fun­dlandz­kich In­dian Be­othuk i czwo­ro­noż­nych to­wa­rzy­szy wi­kin­gów. No, przy­naj­mniej odro­bina!

2.

Tom uśmiech­nął się, pró­bu­jąc nieco zła­go­dzić za­kło­po­ta­nie Ju­lii.

– Tak nie można do­da­wać ułam­ków, Julko – cier­pli­wie tłu­ma­czył, sie­dząc z nią w ogro­dzie i cie­sząc się cie­płem wio­sen­nego po­po­łu­dnia.

Wziął kartkę i za­zna­czył, gdzie po­peł­niła błąd. Dziew­czyna wzdry­gnęła się i ze zło­ścią, ale nie na Toma, tylko na sie­bie, od­su­nęła ją na drugi ko­niec sto­lika. Od­wró­ciła głowę i wpa­try­wała się przez chwilę w kwit­nącą ja­błoń. Nie lu­biła się my­lić i choć nie prze­pa­dała za ma­te­ma­tyką – zde­cy­do­wa­nie wo­lała hi­sto­rię i na­ukę ję­zy­ków – draż­niło ją, że nie dała so­bie rady z tak pro­stym za­da­niem.

– Pa­mię­taj, że naj­mniej­szy moż­liwy wspólny mia­now­nik cza­sami jest równy ilo­czy­nowi mia­now­ni­ków.

Wie­działa o tym do­brze. Obec­ność chłopca przy wspól­nym od­ra­bia­niu za­dań onie­śmie­lała ją jed­nak tak bar­dzo, że rów­nie do­brze mo­głaby po­peł­nić błąd or­to­gra­ficzny w swoim imie­niu. Wcale nie chciała jed­nak re­zy­gno­wać z po­mocy star­szego o rok Toma. Co wię­cej, zda­rzało się – choć nie tym ra­zem – że ce­lowo po­peł­niała błędy, da­jąc chło­pa­kowi do­bry po­wód, by spę­dził z nią jesz­cze tro­chę czasu.

Bisz­kopt już dawno wy­niu­chał, co się święci. Wpraw­dzie był nieco za­zdro­sny o uczu­cia swo­jej Ju­lii, ale też nie miał złu­dzeń – w tej kon­ku­ren­cji ska­zany był na po­rażkę. Coś pod­po­wia­dało mu, że tak musi być i prę­dzej czy póź­niej ja­kiś dwu­nóg ocza­ruje Julkę. W wiel­kim sercu dziew­czyny na­dal po­winno wy­star­czyć miej­sca dla niego – co do tego Spajk nie miał wąt­pli­wo­ści. A że Tom był wy­jąt­kowo mi­łym i do­brze wy­cho­wa­nym chło­pa­kiem – a o do­brym wy­cho­wa­niu, we­dług Spajka, świad­czyły przy­no­szone mu w pre­zen­cie chrup­kostki o smaku wę­dzo­nego boczku – po­sta­no­wił nie tylko nie ry­wa­li­zo­wać z nim o względy Ju­lii, ale na­wet nieco po­móc w tej skom­pli­ko­wa­nej spra­wie.

– Spajk, chodź tu­taj, przy­ja­cielu. Po­ciesz Julkę.

Pies pod­szedł do dziew­czyny, ale tak nie­zdar­nie – no, przy­naj­mniej tak to wy­glą­dało – że po­trą­cił głową ogro­dowy sto­lik. Oparty na jed­nej no­dze blat za­chwiał się i ręka chłopca no­tu­ją­cego coś na kartce zsu­nęła się, tra­fia­jąc wprost w opartą na ko­la­nach dłoń Ju­lii.

Dło­nie splo­tły się mi­mo­wol­nie w de­li­kat­nym uści­sku. Dziew­czyna za­drżała. Jej wiel­kie nie­bie­skie oczy zwró­ciły się w stronę chłopca.

Tom za­nie­po­koił się, że zu­peł­nie przy­pad­kowo zro­bił coś bar­dzo, bar­dzo nie­sto­sow­nego. W pierw­szym od­ru­chu chciał cof­nąć rękę. Coś jed­nak pod­po­wia­dało mu, by tego nie ro­bić. Serce chłopca biło szyb­ciej niż kie­dy­kol­wiek.

Wkrótce zo­rien­to­wał się, że nie tylko jego serce ga­lo­puje. Cho­ciaż śpiew pta­ków sku­tecz­nie za­głu­szał dud­nie­nie w klat­kach pier­sio­wych, uczu­cia zdra­dzały oczy – lekko spło­szone, ale sze­roko otwarte, by ni­czego nie stra­cić z tej wy­jąt­ko­wej chwili.

– Julka? – wy­krztu­sił, jakby chciał się prze­ko­nać, czy dziew­czyna na­dal jest z nim w ogro­dzie, czy też swoją przy­pad­kową śmia­ło­ścią ją spło­szył.

Dziew­czyna się nie od­zy­wała. Od dawna my­ślała o tym, by po­wie­dzieć To­mowi, jak bar­dzo lubi jego cier­pli­wość, de­li­kat­ność i bu­rzę ciem­nych krę­co­nych wło­sów nie­da­ją­cych się po­rząd­nie uło­żyć. Jak bar­dzo po­dzi­wia jego wie­dzę i uwiel­bia słu­chać jego gry na gi­ta­rze kla­sycz­nej. Ta sy­tu­acja za­sko­czyła ją jed­nak. Nie była w sta­nie wy­du­sić z sie­bie słowa. Do­piero gdy zdez­o­rien­to­wany bra­kiem od­po­wie­dzi Tom za­czął się po­woli wy­co­fy­wać, zdo­była się na to, by po­ko­nać onie­śmie­le­nie. Za­ci­snęła moc­niej swoją drobną dłoń na ręce chłopca.

Tom się roz­pro­mie­nił.

– Bar­dzo cię lu­bię, Ju­lio – wy­szep­tał za­chę­cony. – Bar­dzo. Bar­dziej niż... – Za­trzy­mał się, by wy­brać naj­wła­ściw­sze okre­śle­nie, ta­kie, które nie za­brzmi ani zbyt pom­pa­tycz­nie, ani ba­nal­nie. W końcu jed­nak zde­cy­do­wał się na to naj­bar­dziej ba­nalne i pom­pa­tyczne, ja­kie przy­szło mu do głowy. – Bar­dziej niż wszyst­kie inne dziew­czyny ra­zem wzięte – do­koń­czył.

– W szkole? Czy w ogóle? – za­py­tała Ju­lia, od­zy­skaw­szy od­dech i swą dziew­częcą prze­kor­ność. Uśmiech­nęła się przy tym i mru­gnęła okiem, zdra­dza­jąc, że wcale nie ocze­kuje od­po­wie­dzi.

– W ogóle – od­po­wie­dział śmier­tel­nie po­waż­nie.

– Ja też cię lu­bię...

I już chciała otwo­rzyć swoje serce i wy­ło­żyć wszystko kawa na ławę, gdy na swo­jej dru­giej dłoni po­czuła mo­kry nos Spajka.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki