Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Kryminał z wieloma zwrotami akcji, książka przygodowa pełna szyfrów i zagadek, zarazem świetnie napisana biografia wielkiego wynalazcy Nikoli Tesli dla młodszych nastolatków.
Lektura uzupełniająca dla klas 4-8 szkoły podstawowej. Dzięki takim książkom jak seria „Detektywi na kółkach” autorstwa Marcina Kozioła młodzi mogą pokochać czytanie.
Julia, wyjątkowa czternastolatka, pomaga o rok starszemu przyjacielowi Tomowi odszukać porwanego ojca. Od czasu wypadku dziewczyna jeździ na wózku (stąd tytuł serii: „Detektywi na kółkach”). Nie przeszkadza jej to jednak uczestniczyć w tropieniu przestępców i rozwiązywaniu skomplikowanych zagadek. Wręcz przeciwnie – często to ona wpada na trop, świetnie kojarząc fakty i łamiąc szyfry. Z kolei Tom obdarzony jest rzadką zdolnością synestezji (co to takiego – dowiesz się z tej książki). W poszukiwaniach bierze udział jeszcze jeden niezwykły bohater: pies asystujący Julii, przesympatyczny labrador Spajk-Biszkopt, który… pamięta swoje poprzednie wcielenia.
Współczesna akcja splata się z historią rozpoczynającą się ponad 150 lat wcześniej w dniu narodzin Nikoli Tesli. Wszystko, czego dowiadujemy się o dzieciństwie i życiu słynnego wynalazcy, zwanego Władcą Piorunów, jest prawdą – nawet najbardziej nieprawdopodobne, wręcz fantastyczne wydarzenia z jego życia opisane w książce oparte są na faktach. Porywające przygody i przesympatyczni bohaterowie sprawiają, że tę książkę czyta się jednym tchem.
Marcin Kozioł (ur. 1977) – pisarz. Ogromny sukces przyniosła mu „Skrzynia Władcy Piorunów”, której nakład przekroczył już 100 tysięcy egzemplarzy. Kontynuacja tej powieści detektywistycznej – „Tajemnica przeklętej harfy” – została wybrana do Złotej Dwudziestki książek dwudziestolecia kampanii czytania Fundacji „ABCXXI – Cała Polska czyta dzieciom”. A trzeci tom – „Gwiazda Blachonosego” – otrzymał nagrodę główną w 21. konkursie Komitetu Ochrony Praw Dziecka.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 208
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
– Gdzie jest skrzynia?! – wrzasnął. – Gdzie jest skrzynia twojego ojca?!
– Jaka skrzynia?
– Nie udawaj, smarkaczu, że nie wiesz. Nie pomożesz tatuśkowi, jeżeli nie będziesz gadał!
– Nie wiem, naprawdę nie wiem – wydusił z siebie przerażony Tom, którego Wielkolud chwycił za koszulę i próbował unieść.
Spajk z wnętrza domu usłyszał zamieszanie na podwórzu. W kilku susach przeskoczył taras, obiegł dom i dopadł zamaskowanych mężczyzn. Złapał zębami nogawkę spodni Wielkoluda i zaczął odciągać go od Toma. Drugi napastnik, znacznie drobniejszej postury, do tej pory tylko przyglądający się zajściu, schylił się i próbował odepchnąć labradora. Ten wbił się na tyle mocno w nogawkę Wielkoluda i nie dawał za wygraną, że starania Mikrusa niewiele mogły tu pomóc.
Nawet Julia włączyła się do obrony przyjaciela. Swoimi drobnymi rękami z całych sił okładała plecy wielkiego bandziora i krzyczała. Jej razy może nie były silne, ale na pewno nie ułatwiały Wielkoludowi obrony przed dzielnym Biszkoptem.
– Bierzemy ich i znikamy! – zakomenderował Mikrus.
Wielkolud, próbujący dotąd uwolnić się od psa, zmienił taktykę. Z całych sił wepchnął Toma do części bagażowej furgonetki. Mikrus zwinnie wskoczył za nim, a potężniejszy z oprychów dopiero po chwili zdołał wtoczyć swoje cielsko do środka pojazdu – na zewnątrz został tylko kawałek nogi z przyklejonym do nogawki labradorem.
– Stop! Stop! – szczekał Spajk. – Czy panu drukarzowi strony się pomyliły? A może autor oszalał?! – Wiercił się niespokojnie, patrząc na pierwszy wydrukowany egzemplarz. – No jak można taką opowieść zaczynać od środka?! Po kolei proszę...
1.
Kto powiedział, że tylko ludzie mogą mieć zdolności nadprzyrodzone?
Spajk od zawsze czuł, że jest wyjątkowy. Nie dlatego, że powtarzała mu to matka, Etna Horand. Jak każda matka mogła przesadzać. Ale jeśli nawet ojciec, dumny Kipling z Poolstead, czempion nad czempiony, raczył zauważyć: „Co za szczeniak!”, musiało być coś na rzeczy.
Spajk ledwo nauczył się mówić albo – jak kto woli – szczekać, zdał sobie sprawę, że to, czego doświadcza na co dzień, jest zupełnie nieznane innym labradorom. Ba, także owczarkom, spanielom, a nawet Rodowi, staremu, mądremu dogowi kanaryjskiemu zamieszkującemu prawdziwy pałac na podwórku sąsiadów.
Rod swoje już przeżył, widział i słyszał. Na okrągło chwalił się, że przed kilkoma laty zabrał swoich gospodarzy na Wyspy Kanaryjskie, z których podobno pochodzili jego prapradziadkowie. Z tym „zabieraniem” trochę chyba przesadzał, bo nawet szczeniak wie, że zwykle to ludzie zabierają psy w dalekie podróże, nie odwrotnie.
Nawet jeśli stary dog dokonał czegoś tak niezwykłego, ani on, ani żaden inny pies, którego Spajk dotąd poznał, nie mógł zaszczekać, a tym bardziej powiedzieć: „Pamiętam swoje poprzednie życie i wcześniejsze także, i jeszcze wcześniejsze”. A Spajk, nazywany również Biszkoptem, pamiętał. Przynajmniej co nieco. To znaczy tak mu się wydawało, bo przecież nie mógł być pewny.
Ale jeśli byłaby to jedynie psia fantazja, skąd ten biszkoptowy psotnik o wielkich orzechowych oczach znałby w najdrobniejszych szczegółach układ pokoi w posiadłości hrabiego Malmesbury’ego nieżyjącego już od prawie dwóch wieków? Skąd wiedziałby, jak przenosić sieci rybackie po ściętej lekkim lodem wodzie? I to, że rybacy zwykli naśmiewać się z jego rasy: „Tak kochają wodę, że to nie mogą być psy. W takim razie co? Wydry?”. Mogło to rozwścieczyć każdego z natury przyjaznego, ale i dumnego labradora. Spajk nie przepadał zatem za wydrami, tak dla zasady, na wyrost, bo na przedmieściach raczej trudno jakąś spotkać.
Nie mieściło się też w głowie, dlaczego był przekonany, iż podziwiał bohaterskie czyny swojego praprzodka, niewysokiego, ale bardzo odważnego nowofundlanda George’a The Great, w którego żyłach płynęła krew pierwotnych psów Indian i wikingów.
Po prostu wiedział dużo, o wiele za dużo jak na swój wiek. Nawet zbyt dużo jak na możliwości jakiegokolwiek psiego umysłu. Gdy wspomniał o George’u i wikingach staremu Rodowi, ten wyśmiał młokosa i orzekł, że zanadto fantazjuje. Uznał, że nasłuchał się awanturniczych opowieści, które jego przyjaciółka Julia czytała wieczorami na głos z wypiekami na twarzy.
Julia. Piękna czternastolatka o jasnych włosach, niebieskich oczach i cudownym uśmiechu malującym się nie tylko na jej drobnych ustach, ale na całej śnieżnobiałej buzi. Jej niezwykła delikatność i dobroć szły w parze z odwagą i ciekawością świata. Pochłaniała książki jedna za drugą, a w jej biblioteczce piętrzyły się już przeczytane lektury, czasami zajmując nawet kawałek posłania, na którym nocą wypoczywał labrador.
Wraz z psią mamą Etną Horand Julia wychowywała Spajka od pierwszych dni jego życia. Przynajmniej tego obecnego, jeśli dać wiarę temu, co o dziwnych wspomnieniach Biszkopt szczekał sam do siebie, zwykle po cichu, pod nosem, by nie narazić się na wyśmianie przez inne zwierzęta.
Etna odeszła już z tego świata, choć nie jest to zbyt precyzyjne określenie. Spajk wierzył, że jeszcze kiedyś ją spotka. Bo skoro tak wiele wskazywało na to, że sam miał już niejedno życie, to pewnie i jego mama cieszy się gdzieś odkrywaniem świata na nowo jako szczenię. Żałował tylko, że nie wie gdzie.
Zamiast niej miał teraz przyjaciółkę, której nie opuszczał na krok – biszkoptowowłosą Julię. Spajk lubił podkreślać, i to z nieukrywaną dumą, podobieństwo barwy włosów dziewczyny do koloru swojej sierści. W jego oczach zdawała się być boginią. I to jeszcze jaką! Nie taką zwykłą jak w mitach czy fantastycznych opowieściach. Boginią na czterech kółkach!
– Spajk, proszę, otwórz drzwi do ogrodu – zawołała cicho Julia.
Na delikatny dźwięk jej głosu Biszkopt poderwał się ze swojego ulubionego miejsca nieopodal wygaszonego o tej porze roku kominka. Podbiegł do przeszklonych drzwi, stanął na tylnych łapach, by przednimi zawisnąć na klamce. Dopilnował, aby drzwi otworzyły się na pełną szerokość. Wziął w pysk książkę leżącą na podłodze i delikatnie położył ją na kolanach Julii.
Bogini na czterech kółkach niemal bezszelestnie wyjechała na taras swoim lśniącym w słońcu aluminiowym czterokołowcem – avantgarde model CLT wiking. A za nią, radośnie merdając ogonem, wybiegł Spajk, w którego żyłach naprawdę płynęła krew dzielnych psów nowofundlandzkich Indian Beothuk i czworonożnych towarzyszy wikingów. No, przynajmniej odrobina!
2.
Tom uśmiechnął się, próbując nieco złagodzić zakłopotanie Julii.
– Tak nie można dodawać ułamków, Julko – cierpliwie tłumaczył, siedząc z nią w ogrodzie i ciesząc się ciepłem wiosennego popołudnia.
Wziął kartkę i zaznaczył, gdzie popełniła błąd. Dziewczyna wzdrygnęła się i ze złością, ale nie na Toma, tylko na siebie, odsunęła ją na drugi koniec stolika. Odwróciła głowę i wpatrywała się przez chwilę w kwitnącą jabłoń. Nie lubiła się mylić i choć nie przepadała za matematyką – zdecydowanie wolała historię i naukę języków – drażniło ją, że nie dała sobie rady z tak prostym zadaniem.
– Pamiętaj, że najmniejszy możliwy wspólny mianownik czasami jest równy iloczynowi mianowników.
Wiedziała o tym dobrze. Obecność chłopca przy wspólnym odrabianiu zadań onieśmielała ją jednak tak bardzo, że równie dobrze mogłaby popełnić błąd ortograficzny w swoim imieniu. Wcale nie chciała jednak rezygnować z pomocy starszego o rok Toma. Co więcej, zdarzało się – choć nie tym razem – że celowo popełniała błędy, dając chłopakowi dobry powód, by spędził z nią jeszcze trochę czasu.
Biszkopt już dawno wyniuchał, co się święci. Wprawdzie był nieco zazdrosny o uczucia swojej Julii, ale też nie miał złudzeń – w tej konkurencji skazany był na porażkę. Coś podpowiadało mu, że tak musi być i prędzej czy później jakiś dwunóg oczaruje Julkę. W wielkim sercu dziewczyny nadal powinno wystarczyć miejsca dla niego – co do tego Spajk nie miał wątpliwości. A że Tom był wyjątkowo miłym i dobrze wychowanym chłopakiem – a o dobrym wychowaniu, według Spajka, świadczyły przynoszone mu w prezencie chrupkostki o smaku wędzonego boczku – postanowił nie tylko nie rywalizować z nim o względy Julii, ale nawet nieco pomóc w tej skomplikowanej sprawie.
– Spajk, chodź tutaj, przyjacielu. Pociesz Julkę.
Pies podszedł do dziewczyny, ale tak niezdarnie – no, przynajmniej tak to wyglądało – że potrącił głową ogrodowy stolik. Oparty na jednej nodze blat zachwiał się i ręka chłopca notującego coś na kartce zsunęła się, trafiając wprost w opartą na kolanach dłoń Julii.
Dłonie splotły się mimowolnie w delikatnym uścisku. Dziewczyna zadrżała. Jej wielkie niebieskie oczy zwróciły się w stronę chłopca.
Tom zaniepokoił się, że zupełnie przypadkowo zrobił coś bardzo, bardzo niestosownego. W pierwszym odruchu chciał cofnąć rękę. Coś jednak podpowiadało mu, by tego nie robić. Serce chłopca biło szybciej niż kiedykolwiek.
Wkrótce zorientował się, że nie tylko jego serce galopuje. Chociaż śpiew ptaków skutecznie zagłuszał dudnienie w klatkach piersiowych, uczucia zdradzały oczy – lekko spłoszone, ale szeroko otwarte, by niczego nie stracić z tej wyjątkowej chwili.
– Julka? – wykrztusił, jakby chciał się przekonać, czy dziewczyna nadal jest z nim w ogrodzie, czy też swoją przypadkową śmiałością ją spłoszył.
Dziewczyna się nie odzywała. Od dawna myślała o tym, by powiedzieć Tomowi, jak bardzo lubi jego cierpliwość, delikatność i burzę ciemnych kręconych włosów niedających się porządnie ułożyć. Jak bardzo podziwia jego wiedzę i uwielbia słuchać jego gry na gitarze klasycznej. Ta sytuacja zaskoczyła ją jednak. Nie była w stanie wydusić z siebie słowa. Dopiero gdy zdezorientowany brakiem odpowiedzi Tom zaczął się powoli wycofywać, zdobyła się na to, by pokonać onieśmielenie. Zacisnęła mocniej swoją drobną dłoń na ręce chłopca.
Tom się rozpromienił.
– Bardzo cię lubię, Julio – wyszeptał zachęcony. – Bardzo. Bardziej niż... – Zatrzymał się, by wybrać najwłaściwsze określenie, takie, które nie zabrzmi ani zbyt pompatycznie, ani banalnie. W końcu jednak zdecydował się na to najbardziej banalne i pompatyczne, jakie przyszło mu do głowy. – Bardziej niż wszystkie inne dziewczyny razem wzięte – dokończył.
– W szkole? Czy w ogóle? – zapytała Julia, odzyskawszy oddech i swą dziewczęcą przekorność. Uśmiechnęła się przy tym i mrugnęła okiem, zdradzając, że wcale nie oczekuje odpowiedzi.
– W ogóle – odpowiedział śmiertelnie poważnie.
– Ja też cię lubię...
I już chciała otworzyć swoje serce i wyłożyć wszystko kawa na ławę, gdy na swojej drugiej dłoni poczuła mokry nos Spajka.