Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Kryminał, powieść przygodowa, a zarazem nieprawdopodobna, choć prawdziwa historia astronoma Tychona Brahe.
Kontynuacja „Skrzyni Władcy Piorunów", lektury uzupełniającej do klas 4-8. Tę serię można czytać, zaczynając od dowolnej części. „Gwiazda Blachonosego” otrzymała nagrodę główną w 21. konkursie Komitetu Ochrony Praw Dziecka.
Detektywi na kółkach dali się poznać z odwagi, sprytu i biegłości w łamaniu szyfrów. Przyciągają zagadki i nowe kłopoty jak magnes. Tym razem piętnastoletnia JULIA, rok starszy TOM i biszkoptowy labrador SPAJK po burzliwych wydarzeniach w Egipcie, dzięki którym stali się gwiazdami internetu, zostają zaproszeni w roli gości specjalnych na międzynarodową konferencję w kopenhaskim planetarium imienia Tychona Brahe. Jednak zamiast cieszyć się swoją popularnością, staną się celem przemyślnej intrygi i obiektem szantażu. Ciąg szalonych wydarzeń każe detektywom ruszyć na ratunek ukochanemu psu śladem kosmicznie zawiłych zagadek.
Współczesna akcja nieoczekiwanie splata się z historią genialnego astronoma z XVI wieku, który żył niczym gwiazda rocka – w obserwatorium trzymał łosia, pod stołem chował błazna, przyprawił sobie miedziany nos i umarł nagle… w nadzwyczaj zaskakujących okolicznościach.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 245
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
1.
– Pomocy! Jest tam kto? – Julka waliła pięściami w ciężkie, sprawiające wrażenie pancernych, drzwi. – Proszę otworzyć!
Piętnastolatka nie liczyła na to, że metalowe, grube drzwi ulegną jej pięściom. Miała jednak nadzieję, że hałas i jej głos przedrą się przez stalową powłokę. Cóż jednak z tego, skoro po drugiej stronie, na korytarzu planetarium imienia Tychona Brahe w Kopenhadze, nie było nikogo, kto mógłby usłyszeć jej prośby i wydostać Julkę z ciasnego, ciemnego schowka.
„Wszyscy są na sali. Konferencja pewnie już się rozpoczęła” – denerwowała się.
Do stolicy Danii zjechali się naukowcy z całego świata, by podzielić się nowymi odkryciami na temat dokonań starożytnych egipskich astronomów oraz przedstawicieli innych dziedzin nauki sprzed trzech tysięcy lat. Pierwszemu wykładowi miała towarzyszyć multimedialna projekcja na sferycznym ekranie pod kopułą planetarium. Inauguracja konferencji, jeśli wierzyć słowom organizatorów, zapowiadała się naprawdę kosmicznie. Nic więc dziwnego, że Julka dwiema liniami podkreśliła ten punkt programu, a obok postawiła trzy wykrzykniki. Za nic nie chciała przegapić tej prelekcji. Głupio by też było ominąć oficjalne otwarcie konferencji, podczas której miała być kimś więcej niż tylko słuchaczem.
Choć Julka i Tom nie należeli jeszcze do śmietanki naukowego świata, o ich egipskich przygodach zrobiło się na tyle głośno w internecie, że otrzymali zaproszenie na kopenhaską konferencję jako goście specjalni. Nie zapomniano również o tym, jaką rolę w wydarzeniach na egipskiej pustyni odegrał Spajk, zwany też Biszkoptem. Ten labrador – przyjaciel i pies asystujący Julki – nie rozstawał się z dziewczyną, więc czy z zaproszeniem, czy bez niego, i tak zjawiłby się w Danii. Ostatecznie przysłano mu karnet z jego imieniem wytłoczonym na kopercie, co uznał za całkiem miły gest.
Drugiego dnia, pod koniec konferencji, trójka przyjaciół miała wystąpić na scenie pod kopułą planetarium. Julka i Tom zamierzali opowiedzieć o odkryciach, jakich razem ze Spajkiem dokonali na pustyni. Biszkoptowy labrador planował poszczekiwać na potwierdzenie ich słów. Czasami mógł też zawarczeć, by dodać dramatyzmu mrożącym krew w żyłach fragmentom. A kiedy historię ubarwiały anegdoty, miał machać ogonem i robić starannie wyćwiczone miny.
Do finału Julka miała jeszcze sporo czasu, ale nie chciała stracić żadnego punktu programu, a już na pewno nie pierwszego z projekcjami na sferycznym ekranie. Siedząc zamknięta w ciasnym pokoju, nie zdawała sobie jeszcze sprawy, że niedługo stracić może znacznie więcej niż tylko interesujący pokaz.
– Otwierać! – raz jeszcze, tym razem bardziej stanowczo, spróbowała przywołać kogoś przez zamknięte drzwi.
Nikt nie nadchodził z pomocą.
– Jak mogłam dać się tu zwabić? – mamrotała.
Odtwarzała w myślach bieg wydarzeń.
Zajęła miejsce obok Spajka i Toma w głównej sali planetarium. Sięgnęła po telefon, by wyłączyć go przed wykładem. Wtedy aparat zawibrował, a ekran wyświetlił treść esemesa. Ktoś prosił, by Julka niezwłocznie zgłosiła się do recepcji.
„Może to coś naprawdę ważnego?”, pomyślała zaskoczona. Tom zaoferował, że ją odprowadzi, ale dziewczyna uznała, że sama doskonale da sobie radę.
– Zostań. A ty, Spajku, pilnuj mojej miejscówki. – Uśmiechnęła się i odjechała z miejsca przygotowanego specjalnie dla jej wózka na końcu rzędu zwyczajnych foteli.
– Jasna sprawa, maleńka – burknął po swojemu Spajk, co dla postronnych mogło brzmieć jak warknięcie, i rozłożył się na podłodze.
Julka ruszyła w stronę drzwi swoim czterokołowcem. Od dawna nazywała tak swój wózek, ale odkąd sprawdził się nawet na piaskach pustyni, jeszcze bardziej zasługiwał na takie miano. W końcu okazał się pojazdem niemal terenowym.
Opuściła główną salę planetarium i szybko jechała pustym korytarzem w stronę recepcji. Wtem zza masywnych drzwi usłyszała skomlenie.
„Kto cię tu zamknął, biedaku?”
Bez namysłu zawróciła, podjechała do ciężkich drzwi i przekręciła metalową gałkę. Zamek nie stawiał oporu.
Skomlenie ucichło.
Otworzyła drzwi. Przy wejściu nie widziała psa, jednak w środku było ciemno, więc mógł się schować głębiej. „Może biedaczek się mnie wystraszył?”, pomyślała.
Odszukała przełącznik na ścianie. Jarzeniówka zasyczała i wkrótce trupio blade światło wypełniło długie i wąskie pomieszczenie przedzielone półprzezroczystą kotarą. Wjechała głębiej, przedarła się przez zasłonę, ale odkryła za nią tylko stary koc i miotłę.
– Gdzie jesteś, piesku? – Była pewna, że ujadanie dochodziło zza tych właśnie drzwi. Pies musiał gdzieś tu być. A jednak nie było go we wnętrzu. Coś tu się nie zgadzało.
Już miała się wycofać, kiedy drzwi zamknęły się z trzaskiem za jej plecami. „Czy to przeciąg je zatrzasnął?!”
Zawróciła wózek i podjechała do drzwi. Spróbowała użyć gałki. Tym razem mechanizm nie zadziałał. Drzwi ani drgnęły.
Tak Julia znalazła się w pułapce.
Od razu zauważyła małe urządzenie przymocowane do ściany. Podświetlana klawiatura przypominała stary telefon komórkowy.
– To chyba cyfrowy zamek – powiedziała do siebie. – Ale kto montuje zamek w środku pomieszczenia, kiedy po tamtej stronie go nie było? – mamrotała, przypominając sobie, jak łatwo otworzyła drzwi. Na zewnątrz nie było podobnego zamka i wystarczyło przekręcić gałkę. – W końcu to nie jest żaden skarbiec, tylko zwykły składzik. – Rozejrzała się. – Schowek na miotłę z cyfrowym zamkiem?
Wtem jarzeniówka nad głową Julki zamigotała i zasyczała.
Raz. Dwa razy. I zgasła.
2.
„Prosimy o wyciszenie telefonów komórkowych, niewykonywanie zdjęć i nagrań prezentacji” – ogłosił lektor, a chwilę później światła w głównej sali planetarium przygasły. Na gigantycznym sferycznym ekranie, nad głowami setek gości rozbłysły gwiazdy.
– Na dziką kaczkę, a gdzie moja gwiazda? – szczeknął Spajk.
– Cicho, cicho, nie martw się, Julka zaraz wróci. – Tom uspokajał biszkoptowego labradora, domyślając się, czemu pies tak się zachowuje. Sam też niepokoił się o swoją przyjaciółkę. „Cóż takiego mogło się wydarzyć, że w ostatniej chwili wywołano ją z sali? I to esemesem”, zastanawiał się.
Szczeknięcie labradora niektórych zdziwiło, innych rozbawiło. Niektórzy oburzali się jego obecnością na sali. Ale ci byli w mniejszości. Zapewne po prostu nie zwrócili wcześniej uwagi, że towarzyszył on nastolatce na wózku w roli psa asystującego.
Spajk Biszkopt wcale nie miał ochoty zwracać na siebie uwagi. Tak jednak wyszło. Nawet profesor otwierający konferencję, który właśnie pojawił się za pulpitem, postanowił w związku z tym nieplanowanym psim wtrętem zmienić wprowadzenie.
– Tak, tak. O psie też będziemy mówić. A zwłaszcza o jednym. Wielkim Psie – powiedział profesor Shepard, a sala wybuchnęła śmiechem. – Gwiazdozbiór Wielkiego Psa doskonale znali już starożytni Egipcjanie, a jego najjaśniejszą gwiazdę Sopdet, którą Grecy nazywali Sotis, a my dzisiaj Syriuszem, otaczali boską czcią. Dzień, w którym mogli po raz pierwszy w sezonie podziwiać ją na niebie, uważali za początek roku i zwiastun zbliżającego się urodzaju. Pojawienie się tego jasnego punktu oznaczało, że wkrótce życiodajne wody Nilu wzbiorą i, oby hojnie, zasilą uprawne pola Egipcjan.
Naukowiec rozpoczął fascynującą prelekcję, ale Spajk i Tom nie mogli się skupić na jego słowach. Ani na prezentacji wyświetlanej nad ich głowami.
Gwiazdy tańczyły po wirtualnym nieboskłonie, planety oddalały się i zbliżały. Księżyc był na wyciągnięcie ręki, i to nawet niejeden, bo choć Ziemia ma tylko jeden księżyc, to inne planety mogą mieć ich po kilka. Mimo to Tom i biszkoptowy labrador nie mogli się doczekać, kiedy prezentacja dobiegnie końca.
„Coś było nie tak z naszymi zaproszeniami? – główkował Tom. – Nie, na pewno nie. Wtedy i mnie by wywołano do recepcji. Po co w takim razie Julka miała się tam zgłosić sama? Może jakaś wiadomość z domu? O nie, może coś się stało mamie Julki, może jest chora... – zamartwiał się Tom. – Jestem od niej o rok starszy, a taki ze mnie dureń, że puściłem ją samą”, wyrzucał sobie.
W podobnym tonie warczał Spajk.
– Dlaczego za nią nie pobiegłem? – Wiercił się, podnosił z miejsca i rozglądał niespokojnie. Próbował ustalić, czy ktoś na tej wielkiej okrągłej sali nie zostawił przypadkiem uchylonych drzwi. Było ich aż ośmioro, rozrzuconych promieniście.
Niestety, przy wszystkich drzwiach stali wyelegantowani strażnicy, którzy na pewno nie wypuściliby go na zewnątrz. A Spajk nie chciał zabierać ze sobą Toma. Sam jakoś by czmychnął między fotelami, nie robiąc wielkiego zamieszania. A z Tomem? Z Tomem zwróciliby na siebie uwagę zbyt wielu osób. Może nawet samego profesora, przeszkadzając mu w prelekcji. Tego na pewno nie życzyłaby sobie Julka. Zwłaszcza jeśli okaże się, że nie było powodu do zmartwienia.
„Ale jeśli właśnie jest się o co martwić?!” – Biszkopt bił się z myślami. Właściwie nigdy się nie rozstawali. Była pod jego opieką od rana do nocy.
Wtem Spajk poderwał się jak rażony piorunem.
– Pan wybiera się na siusiu? Dobrze się składa. – Pies spostrzegł, że jakiś staruszek, pewnie egiptolog, niemal tak samo wiekowy, co obiekty jego badań, wstał i podpierając się balkonikiem ułatwiającym chodzenie, wolniutko zmierzał w stronę jednego z wyjść.
Labrador nie czekał na pozwolenie Toma i zaczął czołgać się między fotelami. Dotarł do nieco szerszej alejki, stamtąd ruszył w kierunku sceny. To skradał się, to znów biegł. Minął podest mówcy, a stamtąd, nie zwracając niczyjej uwagi, przemknął do głównej arterii. Zaczaił się za fotelami i poczekał, aż staruszek dotrze do wyjścia z sali. W końcu wyskoczył z ukrycia i zanim drzwi zamknęły się za wychodzącym egiptologiem, był już na korytarzu.
Staruszek nawet niczego nie zauważył. Tylko elegancki strażnik przy drzwiach zdziwił się trochę. Za to prowadzący wykład profesor Shepard kątem oka dostrzegł labradora ubranego w specjalną kamizelkę dla psów asystujących. To właśnie błysk przytwierdzonego do kamizelki szkiełka odblaskowego przykuł jego uwagę.
– O, chyba właśnie przeleciała obok nas kometa. A może to Wielki Pies? – zażartował, ale większość słuchaczy nie bardzo wiedziała, co ma na myśli, bo uczestnicy, wpatrując się to w profesora, to w gwiazdy wyświetlane nad ich głowami, nawet nie spostrzegli wymykającego się z sali labradora.
3.
– Najprościej byłoby zatelefonować do Toma – zaśmiała się Julia, ale wcale nie było jej teraz do śmiechu.
Stalowe drzwi musiały działać jak ekran odbijający sygnał telefonu. Nawet wiadomości tekstowe nie mogły pokonać tej bariery.
Julka zabrała się więc do majstrowania przy klawiaturze cyfrowego zamka. Wbijanie przypadkowych kombinacji nic nie dawało. Julka nawet nie łudziła się, że w ten sposób, wybierając przyciski na chybił trafił, odblokuje drzwi i wyjdzie z pułapki. Na razie nic lepszego nie przychodziło jej jednak do głowy.
Przyciski podświetlały się po naciśnięciu i na krótką chwilę tonące w ciemności pomieszczenie wypełniało się niebieskawą poświatą. A ta działała na Julkę kojąco. Nie przepadała za ciemnością, choć też nigdy z jej powodu nie wpadała w panikę.
– Sprawdź jeszcze raz, szukaj wskazówek – dyscyplinowała się, wypowiadając myśli na głos, co sprawiało, że od razu czuła się pewniej, jakby nie była tu zupełnie sama. – Sprawdzę, czy niektóre przyciski są bardziej niż inne wytarte albo brudne od częstego używania – postanowiła.
I wciskała je po kolei, a kiedy rozświetlały się dzięki ukrytym pod ich powierzchnią diodom, dokładnie im się przyglądała.
Julka zauważyła, że klawiatura swoim kształtem i układem przypomina tę, którą znała ze starego, dawno już nieużywanego telefonu komórkowego mamy. Zresztą niektórzy nadal używają takich prostych telefonów bez dotykowych wyświetlaczy, za to wyposażonych w trzy rzędy przycisków, po trzy przyciski w każdym szeregu, z nadrukowanymi na nich cyframi. W czwartym rzędzie na dole znajduje się pośrodku zero, a po bokach gwiazdka i kratka. Tak właśnie wyglądała klawiatura zamka.
„Żaden z przycisków nie wyróżnia się niczym szczególnym. No, może poza kratką, która pewnie służyła do zatwierdzania kodu. Nadruk na tym przycisku jest nieco bardziej wytarty niż na pozostałych klawiszach”, zdawała sobie w myślach raport z oględzin.
– O rany! – krzyknęła.
Moduł klawiatury w jednym rogu lekko odstawał od ściany, jakby był niedokręcony. Postanowiła sprawdzić, co kryje się pod spodem.
„Może uda mi się oszukać ten zamek?! Krótkie spięcie albo...”, zastanowiła się, co jeszcze mogłaby zrobić, ale najpierw musiała dostać się do środka. Spróbowała dłonią oderwać moduł od ściany.
„Tak nie dam rady. – Błyskawicznie przekonała się, że w ten sposób nie uda jej się dostać do kabli. Moduł wcale nie chciał się otworzyć ani oderwać od podłoża. – Ale gdybym coś włożyła w szczelinę...”
Zamiast dłużej się zastanawiać, przeszła do działania.
Sięgnęła po niewielki plecak za oparciem czterokołowca. Zaczęła wyciągać z niego różne szpargały. Szukała czegoś, co mogło się przydać do podważenia odstającej i pobłyskującej niebieską poświatą klawiatury.
– Klej do bezdętkowej opony wózka... Nie. Plastikowy długopis. Też na nic, złamie się. Wejściówka na konferencję... Teraz bardziej przydałaby mi się wyjściówka – zaśmiała się i na udach, obok pozostałych przedmiotów, położyła kartonik zaproszenia.
Przypomniała sobie, że przecież lampa błyskowa w telefonie może pełnić funkcję latarki, i skierowała na te przedmioty ostry strumień światła.
– Karta do pokoju hotelowego też do niczego mi się teraz nie przyda. Etui na okulary. I monety także – wyliczała coraz bardziej zrezygnowana, wyciągając kolejne przedmioty. – Żadnego pilniczka do paznokci!
Trochę była na siebie zła, że nie nosi przy sobie rzeczy, bez których wiele nastolatek nie rusza się z domu.
– Szkoda baterii – wymamrotała i zgasiła latarkę w telefonie, a wąskie pomieszczenie znowu zalała ciemność. – Myśl, myśl!
Na kolanach Julki coś zajaśniało.