Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
„– Dobra, ale ostrzegałem… – Patolog lekkim ruchem położył na biurko Alony teczkę z dokumentacją. – To raport z sekcji. (…) Przyczyną śmierci jest wykrwawienie. Ofiara ma przeciętą tętnicę szyjną. A precyzyjniej: nadciętą. Jestem prawie pewien, że wtedy, gdy się wykrwawiała, była podwieszona głową w dół. Na kostkach są wyraźne otarcia, i to głębokie. Więzy były bardzo ciasne, grubość sznura czy liny ustaliłbym na pięć do ośmiu milimetrów. Po dwie pełne pętle wokół każdej kostki. Na obu nadgarstkach są podobne ślady. Sznur na pewno był z tworzywa sztucznego. Nylon albo coś w tym stylu. – Giennadij potoczył spojrzeniem po obecnych. – Ofiara, nawet niepowieszona w tej pozycji, i tak by się wykrwawiła przy takiej ranie na szyi. I to w niewiele krótszym czasie niż podwieszona. Ale nie będę zaciemniał obrazu sytuacji dywagacjami o modus operandi zabójcy. No, a teraz będzie jeszcze makabryczniej…”
W lipcowe przedpołudnie, niedaleko Moskwy dwie studentki znajdują w lesie zwłoki młodej kobiety. Zawinięte w folię, nagie, zmasakrowane przez zwierzynę, noszą ślady bestialskich tortur seksualnych. Dochodzenie rozpoczyna zespół z moskiewskiego wydziału zabójstw pod przewodnictwem major Alony Nikiszyny.
Szybko okazuje się, że morderca nie pozostawił po sobie żadnych śladów, a wszelkie poszlaki prowadzą w ślepe zaułki. W śledztwo zostają zaangażowane ogromne środki, działania dochodzeniowe wspomaga policyjny profiler oraz Departament „K”, dysponujący najnowocześniejszą techniką w służbie kryminalnej.
Gdy w biały dzień porwana zostaje kolejna młoda kobieta, rozpoczyna się wyścig z czasem. Zespół śledczy doskonale zdaje sobie sprawę, że poszukują już nie tylko dewianta seksualnego, ale prawdopodobnie też seryjnego zabójcy… Jednak morderca zawsze jest o krok do przodu – sprytny, przewidujący, doskonale zorganizowany.
Wiktor Mrok, autor bestsellerów „Czerwony parasol” oraz „Mała baletnica” powraca w wielkim stylu! "Incel" to przerażający thriller o najciemniejszej stronie ludzkiej natury. Książka zachwyci fanów misternie skonstruowanych kryminałów ceniących mistrzowską intrygę, wciągającą fabułę oraz fenomenalne kreacje bohaterów. Duszna i przytłaczająca atmosfera strachu nie da czytelnikom wytchnienia aż do ostatniej strony.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 493
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © 2020 Wiktor Mrok
All rights reserved
Copyright © WYDAWNICTWO INITIUM
Wszelkie prawa zastrzeżone
Redakcja: DAGMARA ŚLĘK-PAW
Korekta: KATARZYNA KUSOJĆ
Projekt okładki, DTP: PATRYK LUBAS
Fotografie wykorzystane na okładce:
Shutterstock
DTP: PATRYK LUBAS
Współpraca organizacyjna: ANITA BRYLEWSKA, BARBARA JARZĄB
WYDANIE I
ISBN EBOOK 978-83-66328-59-4
Wydawnictwo INITIUM
www.initium.pl
e-mail: [email protected]
facebook.com/wydawnictwo.initium
7 LIPCA 2019, GODZINA 10.20
KŁUSZINO, 32 KILOMETRY NA PÓŁNOCNY ZACHÓD
OD MOSKWY
Nadia przyhamowała rower i spojrzała za siebie. Wika znowu została w tyle. Musiała czekać prawie dwie minuty, aż koleżanka zrówna się z nią.
– Co tak gnasz! – Wika rzuciła gniewnie, poczerwieniała na twarzy z wysiłku. – Ja już nie mam sił… odpocznijmy. – Nie czekając na reakcję Nadii, zjechała na piaszczyste pobocze, wzbijając obłok kurzu, i z ciężkim westchnieniem zeszła z roweru.
Nadia podjechała jeszcze kawałek, nawróciła i zatrzymała się obok koleżanki.
– Ale ty durna pałka jesteś! – Uśmiechnęła się z pobłażaniem, wskazując dłonią manetkę zmiany przełożenia. – Tu jest taka wajcha. Trzeba ją przerzucać, gdy się jedzie pod górę. Ech, godzinę temu ci to tłumaczyłam, sklerozo!
– Wajcha-srajcha. Ostatni raz na rowerze jeździłam… no, będzie z siedemnaście lat temu. Jak miałam cztery latka. Na takim trójkołowym. – Wika rozejrzała się. – Wiesz co… pojedźmy tam. – Wskazała dłonią na pobliską ścianę lasu. – I żadnych pieprzonych wyścigów, ty sportowcu wyczynowcu za pięć kopiejek. Miałyśmy jechać na spacer, a nie na jakieś…
– No dobra. – Nadia zgodziła się niechętnie, ale zaraz zachichotała, posyłając Wice figlarne spojrzenie. – Może spotkamy jakiegoś młodego myśliwego z ładnym tyłeczkiem. I z długą lufą, znaczy się strzelbą.
– Aha, tobie to raczej potrzeba artylerzysty z wielką armatą. – Wika klepnęła koleżankę w ramię.
Jechały teraz powolnym, spacerowym tempem wzdłuż leśnego duktu, na tyle szerokim, że mogły poruszać się obok siebie. W lesie nie czuły letniego skwaru. Przyjemnie pachniała trawa i liście, a przez splątane korony drzew migotało przedpołudniowe słońce. Nagle tuż przed koła z gęstych krzaków wyskoczył pies. Wielki, brązowy, z wyszczerzonymi kłami. Pędem przeciął dukt i zniknął w zaroślach.
– O kurwa! Ale potwór! Skąd on się tu wziął! – krzyknęła Wika przerażona, zatrzymując się gwałtownie z piśnięciem hamulców. Nadia stanęła obok.
– Pewno dał drapaka z Moskwy, bo miał dość ulicznych korków – zażartowała dziewczyna i nagle, krzywiąc się, pociągnęła nosem. – Jakimś smrodem tu zalatuje… Czujesz?
Wika popatrzyła uważnie w stronę gęstych zarośli, za którymi zniknął pies, i wciągnęła powietrze.
– Czuję. Jakaś padlina chyba. Miałam kiedyś charta afgańskiego. To był pieprzony mistrz wyłapywania każdego zdechlaka w parku. Zaraz musiał się w nim wytarzać. A potem masakra, bo trzeba było go „uprać” w wannie. Cuchnął potwornie. – Wspięła się na palce, wyciągając szyję. – Popatrz tam… – Wskazała w lewo i zeszła z roweru. Trzymając za kierownicę, podprowadziła go do krawędzi duktu i ponownie wciągnęła powietrze. – Tam jest więcej psów. Ja pierdzielę… coś szarpią jak wściekłe… jakiś pakunek, plastik. – Odwróciła się do Nadii. – No, rusz się! Popatrz!
Nadia powoli podjechała do koleżanki i też wyciągając szyję, spojrzała we wskazaną stronę.
– Aha… widzę. Coś w folii, jakby powiązane sznurkiem. Chyba było… – podjechała jeszcze trochę, wjeżdżając przednim kołem w niskie zarośla – …to jest jakby przysypane ziemią. Zobacz, całe ubabrane. To stamtąd ten smród zaciąga. A te wstrętne psiury… – Nagle cofnęła się, zasłaniając usta dłonią. – O w mordę! To chyba… zobacz! To jest… tam wystaje coś jakby… ręka! Z tej folii! Tak, ręka! Widzę dłoń i palce. – Popatrzyła szeroko otwartymi oczami na koleżankę. – Słuchaj… to… to… tam jest truposz!
MOSKWA, 8 LIPCA 2019, GODZINA 14.20
WYDZIAŁ ZABÓJSTW KGP,
GABINET MAJOR ALONY NIKISZINY
– No i co panny studentki odkryły? – spytała Alona, gdy tylko w drzwiach pojawiła się tyczkowata postać Wadima Morozowa.
– Truposza w folii. – Mężczyzna usadowił się na krześle.
– Aha. Przyczyna zgonu? Uduszenie, nóż, kulka? Mafijna egzekucja?
– Hmm… tu będzie ciekawie. Giena podejrzewa wykrwawienie… – Wadim znacząco zawiesił głos.
– Kocham makabryczne żarty wprost z prosektorium – sarknęła Alona. – A tak naprawdę?
– A tak naprawdę to poza uszkodzeniami ciała denatki spowodowanymi przez psy Giena odkrył nacięcie na szyi. Na pewno od ostrego narzędzia, a nie psich zębów. Przecięta tętnica szyjna; skalpel lub bardzo ostry nóż. Jak popatrzy pod mikroskopem, to będzie wiedział więcej. Wtedy nas zawiadomi. – Westchnął. – To młoda kobieta. Wiek około dwudziestu pięciu, trzydziestu lat. Sto siedemdziesiąt siedem centymetrów wzrostu, prawidłowa budowa ciała, szatynka, włosy długie, rozpuszczone. Pochowana w plastikowym wdzianku, prawdopodobnie około trzech dni temu. A konkretnie: owinięta płachtą malarską dostępną za parę rubli w każdym markecie budowlanym. Sznurek do obwiązania całości tak samo. Żadnych odcisków palców. Czyściutko. Ciało było ułożone w płytkiej jamie o głębokości około sześćdziesięciu centymetrów. Przysypane ziemią i leśną ściółką. Tu zabójca niezbyt się starał albo liczył, że nikt nie znajdzie tam zwłok, bo miejsce było praktycznie nieuczęszczane. Chyba że przez zdziczałe psy i panny studentki na rowerach. – Wadim posłał Alonie krzywy uśmiech. – Jedyna droga w pobliżu miejsca ukrycia zwłok to leśna gruntówka porośnięta trawą i chwastami. Brak śladów butów, opon. Wiadomo jedynie, że ciało było wleczone od strony tej drogi. Sprawca próbował dokładnie usunąć ślady tego ciągnięcia, ale nie na tyle, byśmy tego nie odkryli. Brak niedopałków i innych takich, które moglibyśmy zebrać. Za jakąś godzinkę będziesz miała na stole pełną dokumentację fotograficzną. No, a teraz nie byłbym sobą, gdybym nie zaserwował ci kolejnego makabrycznego szczegółu. Gotowa?
– Nie drocz się ze mną, wesołku.
– Kobieta została owinięta w plastik naga. Ma odcięte oba sutki. Ale jakoś to dziwnie wygląda, bo nie ma śladów krwi. Więc albo zrobiono to po śmierci kobiety, albo rany zostały opatrzone i się zagoiły, zanim rzeźnik podjął ostateczną decyzję co do jej losu.
– Czyli wygląda to na robotę psychola – skwitowała Alona kwaśno.
– Giennadij Pribłuda, mistrz ciętej lancetem riposty, też tak uważa. Ale poczekajmy, aż zakończy badania.
– Dziewczyny przesłuchane?
– Nie wiem, ale chyba tak. Saszka je wziął w obroty. Ładne, więc pewno bawił się w Holmesa, ile się dało, przewracając ślepiami. Ale bez wątpienia należy je wykluczyć. Znalazły zwłoki i to wszystko. Za chwilę powinna cię nawiedzić Sewa. Kończy już przeglądanie spisu „zaginionych w akcji”. Może się wyjaśni, kim jest nasza leśna denatka. – Wadim nie mógł odmówić sobie uszczypliwego języka. Chciał jeszcze coś powiedzieć, ale właśnie w tym momencie do gabinetu raźno weszła Sewara Ostrowa, dzierżąc w dłoni plastikową teczkę. Przysiadła na wolnym krześle.
– Masz coś, rewolwerowcu? – spytała Alona, wpatrując się w ciemnobrązowe oczy podwładnej.
– No pewnie! – Sewara dumnie uniosła głowę i lekko mrugnęła do Wadima. – To znaczy wydaje mi się, że mam. Przemieliłam dokumentację do roku wstecz i jest osiem zaginionych kobiet mniej więcej pasujących do denatki. Tak, powiedzmy, na siedemdziesiąt procent pasują. Ale jedna to prawie na sto… no, może dziewięćdziesiąt pięć. – Posłała smutny uśmiech Alonie. – Julia Łukjanowa. Zniknęła dwa tygodnie temu. Zgłoszenie zaginięcia przyjęto… – Sewara zerknęła do teczki – w komisariacie przy Lefortowskim Zaułku, dwudziestego czwartego czerwca, o szesnastej trzydzieści… Dwadzieścia osiem lat. Niezamężna. Bezdzietna. Z wykształcenia prawniczka. Pracowała w Sbierbanku, Wawiłowa dziewiętnaście, w departamencie umów międzynarodowych. Ostatni raz widziana przez kamerę przemysłową na podziemnym parkingu firmy. Zapis mamy już u nas, ale jeszcze nie zdążyłam go przejrzeć – dodała Sewara przepraszająco. – No, a potem wszelki ślad zaginął. Do domu, na Twerską siedemnaście, nie dojechała. To wiadomo na pewno, bo w wynajmowanym wspólnie mieszkaniu czekał na nią partner… Aleksander Dubynin, trzydzieści cztery lata, inżynier budowlany. To on już po półtorej godziny zgłosił zaginięcie. Dostał mandat, bo na posterunku na Dużej Bronnej naubliżał policjantom. Był agresywny i zrobił awanturę, tu cytuję… – Sewara ponownie zerknęła do akt – „jak zwykle się opierdalacie, zasrańcy, za moje uczciwie płacone podatki”. Na nic się zdały tłumaczenia, że w takich wypadkach wdraża się procedury po dwudziestu czterech godzinach. W sumie facet jest poza podejrzeniami. Sprawdzony na wszystkie strony. Trzydzieści osiem razy próbował się połączyć z komórką, ale jej telefon był wyłączony. Też go nie odnaleziono. Następnego dnia facet przybiegł do KGP1 z samego rana i tu zrobił podobną burdę. Po wdrożeniu procedury poszukiwań oczywiście przepatrzono monitoring miejski. Jej mercedesa kamery nie wychwyciły. Było podejrzenie, że została porwana we własnym samochodzie. Hipotetyczny porywacz musiał w takim przypadku znać umiejscowienie kamer na ulicach. Według rozpoznania i przesłuchań nie miała wrogów. Samochód też przepadł. To tak pokrótce. Muszę przysiąść nad aktami tej sprawy. Ściągnęłam wszystko z wydziału zaginięć. – Popatrzyła na Wadima. – A co u Gieny?
– Bawi się w doktora Frankensteina.
– Jasne. – Sewara ze zrozumieniem pokiwała głową. – Cholerne psy. Trudno mu będzie przy takim stanie zwłok coś poskładać. – Zmarszczyła nos z powątpiewaniem.
– Mamy chyba do czynienia z jakimś psychopatą – odezwała się Alona, popatrując na podwładną. – Kolekcjonera kobiecych sutków…
– Żartujesz!? – Sewa gwałtownie odchyliła się na oparcie krzesła.
– Niestety nie. Opowiedz, Wadik…
Wadim opisał stan zwłok w kilku zdaniach.
– To będzie grubo, cholera, bo pewnie na jednej ofierze się nie skończy. Mieliśmy coś takiego u nas? Za mojej kariery w policji to…
– Mieliśmy. Ja dobrze pamiętam dwóch takich. – Alona lekko się skrzywiła. – Jeden kolekcjonował kobiece dłonie, ale nie zabijał. Grasował po szpitalnych prosektoriach i tam cichcem zaspokajał swoje potrzeby. Facet trafił do psychuszki. To było… jakieś sześć lat temu. Kolejny popapraniec: osiem lat temu. Trzy okaleczone zwłoki nastolatek. Facet kolekcjonował… skalpy. Tylko blond. Robił to na żywca. Żadna z ofiar nie przeżyła. Siedzi w pudle. Dożywocie. To tyle. Ale jakby pogrzebać w naszych przepastnych archiwach i wysilić pamięć, toby się tego więcej znalazło. Trzeba Ninkę Pawłowną spytać. Ona w swojej karierze psychologa sądowego na okrągło w takich przypadkach grzebie.
– Więc mamy robotę na ostro. – Sewara głęboko westchnęła. – Z jednej strony ciężko przewidzieć, kiedy taki… kolekcjoner znowu uderzy, a z drugiej, jak wiem z Akademii, takie świry przeważnie działają w rejonie, w którym mieszkają. Bo ten najlepiej znają.
– Niby tak – zgodził się Wadim. – Ale jeśli będziemy mieli pecha, to trafimy na psychopatę, który może zaspokajać swoje potrzeby właśnie z dala od domu. Jeśli jest inteligentny, a wielu psycholi takich jest, to będzie umiał zrobić rozpoznanie obcego terenu w pięć minut. Dobra! Prześlij mi, Sewa, zapisy monitoringu z tego firmowego garażu, to sobie je przepatrzę. Może coś wychwycę.
MOSKWA, 8 LIPCA 2019, GODZINA 15.30
KOMPLEKS HANDLOWY PRZY PLACU AKADEMIKA PIETROWA
Zobaczył ją przypadkiem przez przednią szybę. Gdyby na skrzyżowaniu spojrzał najpierw w lewo, a nie w prawo, jej zgrabna sylwetka pozostałaby przez niego niezauważona.
Gwałtownie zwolnił, podjeżdżając bliżej krawężnika, i zatrzymał wóz. Teraz czekał niecierpliwie na moment, w którym go minie. Widział ją w lusterku wstecznym – szła szybko, środkiem chodnika, mniej więcej trzy metry od krawędzi jezdni. Tempo jej kroków świadczyło, że się dokądś spieszy. Nie zwróciła uwagi na zaparkowany samochód. Spoglądała przed siebie.
„Tak!” – krzyknął w myślach.
Zapatrzył się w jej ciemne włosy spływające do połowy pleców, wyjątkowo długie nogi, kształtne biodra opięte spodniami w rdzawej barwie. Zachwycił go szybki, sprężysty chód.
Oczy! Są wspaniałe, duże, ciemnobrązowe. Usta… Za krótko, za krótko!, żeby przyjrzeć im się dokładnie. Myśli i wrażenia goniły w jego głowie, raz za razem.
Ale jej twarz, która mignęła mu tylko w przelocie, wydała mu się bardzo piękna. Doskonała. Poczuł kolejne uderzenie adrenaliny. Ruszył i prawie w panice zjechał w najbliższą przecznicę. Przez dziesięć minut, które odczuwał jako niemiłosiernie długie, szukał wolnego miejsca parkingowego.
„Jest!” – odetchnął z ulgą.
Zakręcił nerwowo kierownicą i z wielkim trudem wcisnął się pomiędzy czarne audi A4 i pokancerowaną ładę.
Szybkim krokiem, ale nie biegiem, by nie zwracać na siebie uwagi, dotarł do miejsca, w którym widział ją ostatni raz. Rozejrzał się, wytężając wzrok.
– Może weszła do któregoś ze sklepów? Poczekam. Jestem cierpliwy. Bardzo cierpliwy… – szeptał do siebie gorączkowo. „A może wcale nie szła na zakupy?” – na moment zwątpił w swoją ocenę sytuacji.
Popatrzył wzdłuż ulicy rozbieganym wzrokiem.
Tak, zmierzała w tamtym kierunku. Wspaniale! To ona! Powstrzymał się całą siłą woli, by nie wykrzyknąć tego na całe gardło.
Stała przed pasami wraz z grupką przechodniów oczekujących na zielone światło.
„Teraz już jej nie zgubię. Nie mogę!” – to nie była tylko myśl, ale mocne postanowienie.
Zielone światło zapaliło się i dziewczyna ruszyła przez zebrę. Trzymając się jakieś dziesięć metrów za jej plecami, przeszedł ulicę, podziwiając jej piękne włosy, falujące w rytm kroków, oraz profil, gdy obracała głowę. Zobaczył zmysłowy wykrój jej ust. Doskonała!
Teraz był już całkowicie pewny, że los mu sprzyja.
„Wreszcie ją znalazłem!” – krzyk przeszył jego umysł.
MOSKWA, 9 LIPCA 2019, GODZINA 15.50
WYDZIAŁ ZABÓJSTW KGP,
GABINET MAJOR ALONY NIKISZINY
Rozsiedli się całą ekipą, gdzie kto mógł. Sasza Timofiejew jak zwykle na parapecie okna, choć już od dwóch miesięcy nie palił, Wadim podparł plecami ścianę, przysiadając na stosie akt, a Giennadij Pribłuda i Sewara usiedli na krzesłach – jedynych miejscach siedzących, oprócz fotela Alony, w tym pomieszczeniu.
– To może ty, Giena? – zaczęła Alona, popatrując w zmęczoną twarz policyjnego anatomopatologa.
Giennadij odchrząknął, poprawił nogawki idealnie zaprasowanych w kant spodni i zerknął koso na Sewarę.
– Osoby nadwrażliwe i młode stażem w policyjnej robocie uprasza się o natychmiastowe opuszczenie pomieszczenia – zaczął poważnym tonem i lekko mrugnął do siedzącej obok koleżanki. – Sewa?
– I znowu mi docina – odezwała się Sewara, ale zaraz posłała ciepły uśmiech Giennadijowi. – No, dawaj. Nie zemdleję.
– Dobra, ale ostrzegałem… – Patolog lekkim ruchem położył na biurko Alony teczkę z dokumentacją. – To raport z sekcji. A teraz w telegraficznym skrócie. Psy uszkodziły zwłoki w stopniu mocnym; rozszarpane okolice brzucha, pośladków, ud. Obgryzione do kości całe prawe ramię i prawa dłoń oraz prawa noga powyżej kolana. Głębokie ślady zębów na lewej piersi, ta też prawie odgryziona. W przypadku osoby żywej nazwałbym to głębokimi ranami szarpanymi. I dalej… Ofiara nie została uduszona, zastrzelona, zasztyletowana, utopiona ani otruta. Nie zabito jej z użyciem ciężkiego narzędzia. Nie ma urazów czaszki. Kościec jest nienaruszony. Poza ważnym szczegółem. Miała otwarte złamanie nogi. Lewy piszczel. W mojej ocenie trzy, cztery lata temu. To nam może pomóc przy finalnej identyfikacji, jeszcze dzisiaj będę miał dane z moskiewskich szpitali. Zęby: górna prawa jedynka złamana tuż przy dziąśle, lewa jedynka ukruszona na prawej krawędzi, reszta zębów zachowana, z widocznymi śladami zabiegów dentystycznych.
– Została uderzona w usta? – spytała cicho Sewara.
– Zdecydowanie nie. Zaraz do tego dojdę. – Giennadij przygładził dłonią resztkę włosów nad czołem. – Dalej. Przyczyną śmierci jest wykrwawienie. Ofiara ma przeciętą tętnicę szyjną. A precyzyjniej: nadciętą. Jestem prawie pewien, że wtedy, gdy się wykrwawiała, była podwieszona głową w dół. Na kostkach są wyraźne otarcia, i to głębokie. Więzy były bardzo ciasne, grubość sznura czy liny ustaliłbym na pięć do ośmiu milimetrów. Po dwie pełne pętle wokół każdej kostki. Na obu nadgarstkach są podobne ślady. Sznur na pewno był z tworzywa sztucznego. Nylon albo coś w tym stylu. – Giennadij potoczył spojrzeniem po obecnych. – Ofiara, nawet niepowieszona w tej pozycji, i tak by się wykrwawiła przy takiej ranie na szyi. I to w niewiele krótszym czasie niż podwieszona. Ale nie będę zaciemniał obrazu sytuacji dywagacjami o modus operandi zabójcy. No, a teraz będzie jeszcze makabryczniej. Ofiara ma usunięte oba sutki. Trudno mi z całą pewnością stwierdzić, jakim narzędziem posługiwał się sprawca przy tej akurat czynności, bo te miejsca zostały poddane kauteryzacji. Zrobiono to jeszcze na żywej tkance. Na pewno nie tuż po śmierci lub w późniejszym czasie. – Giennadij wskazał na teczkę. – Dokładne wyjaśnienie jest w raporcie. No i to nie wszystko. Język… nosi ślady miażdżenia. Prawdopodobnie obcęgi o szerokich końcówkach. Nie stwierdziłem prób wyrywania, tylko miażdżenie. To w trakcie tej czynności najprawdopodobniej zostały uszkodzone zęby ofiary. Nie jestem w stanie stwierdzić, czy denatka została zgwałcona. Brak nasienia w pochwie. A także w odbycie i żołądku… – Zerknął niespokojnie na Sewarę. – Ale cały obszar wzgórka łonowego nosi ślady tortur. Obcęgi i nóż. Tutaj noża jestem pewny. Bez wątpienia był ostry. Oprawca nie użył narzędzi chirurgicznych. Jestem przekonany, że zrobiono to, gdy ofiara żyła. Oczywiście takiej dawki bólu nikt nie wytrzyma, więc musiała być nieprzytomna. Choć mógł ją cucić, a potem, nawet półprzytomną, poddawać dalszym torturom. No, ale to tylko przypuszczenie. Na koniec zabójca przed zawinięciem zwłok w plastikową płachtę odczekał, aż wypłynie z nich krew, po czym je umył. Według moich szacunków dwie do trzech godzin po ustaniu czynności życiowych. Mamy do czynienia z kimś głęboko pokręconym. To tacy właśnie dewianci za pomocą noża… wyrzynają łechtaczkę. Pochwa w wielu miejscach jest przebita i pokaleczona długimi poziomymi cięciami. Tu brak śladów kauteryzacji.
– O kurwa… – Sewara pobladła. Po chwili dodała prawie szeptem: – To znaczy, że jednak została zgwałcona.
– Racja – wtrącił się Sasza. – Nieważne, czym to się robi… wibratorem, fiutem czy nożem… jest penetracja, jest gwałt.
– Czyli ten kolekcjoner kobiecych cycuszków do kompletu dołączył i łechtaczkę – odezwał się Wadim.
– Wadik, do cholery, nie rób sobie teraz żartów – upomniała go ostrym tonem Alona.
– Dobra, już dobra, przepraszam. – Mężczyzna zrobił pokorną minę i zaraz rzeczowo spytał: – To kto teraz? Nina czy profiler? Bo jak nic mamy psychola. Konieczny będzie portret psychologiczny dewianta, bo bez tego nie ruszymy.
– Lewin i Nina Pawłowna. W tandemie – orzekła Alona kategorycznie. – I to na już, bo możemy mieć za chwilę kolejne okaleczone bestialsko zwłoki.
– Trudno będzie takiego skurwiela wyprzedzić, przewidzieć jego działania. – Sasza westchnął głośno. – Tacy goście działają w przemyślany sposób, metodycznie, choć nigdy do końca nie wiadomo, co im do tych popapranych łbów strzeli.
– To ja w takim razie zgłaszam się do dalszego gmerania w archiwach – odezwała się Sewara. – A w ogóle to trzeba zrobić identyfikację. Rodzina i ten jej nerwowy facet… Na jutro wszystkich wyłapię. Co ty na to, Alona?
– Działaj. Wadim, ty do pomocy. – Major Nikiszina przeniosła spojrzenie na Saszę. – Te dwie studentki, które znalazły zwłoki. Przesłuchane? Odhaczamy?
– Przesłuchane. Nic do sprawy nie mają – potwierdził służbiście Sasza i zaraz z szelmowskim uśmiechem dodał: – Ale mogę je wezwać jeszcze raz. Ładniutkie dziewuszki.
– No i proszę, policjant, a seksista. Szowinistyczny – wtrącił uszczypliwie Wadim. – Jak będą musiały znowu patrzeć na twoje krzywe nogi, to oskarżą nas o znęcanie się.
– Znowu nikt mnie nie kocha – poskarżył się Sasza, robiąc urażoną minę. – Ciągle tylko praca i praca…
– Przestańcie błaznować, stajecie się już obaj nie do wytrzymania! – warknęła Alona, mocno poirytowana. – Saszka! Odciążysz Sewę, zajmiesz się rodziną ofiary, a w dalszej kolejności przygotujesz i przeprowadzisz procedurę identyfikacji. Śmigaj do roboty!
– Na rozkaz! – Sasza raźno zeskoczył z parapetu i strzelił obcasami.
MOSKWA, 10 LIPCA 2019, GODZINA 10.11
ODDZIAŁ CITIBANKU, UL. DUŻA NIKICKA
„Nie, to nie jest dobre miejsce” – ocenił, rozglądając się bardzo uważnie.
Wiedział już, gdzie mieszka ta piękna dziewczyna. Ale tam też nie mógł zrealizować swojego planu. Zdawał sobie w pełni sprawę, że do kwestii wyboru musi podejść ostrożnie. Tak jak poprzednio. Musi myśleć, przewidywać i być rozważnym, by nie popełnić żadnego błędu. Mimo emocji, które od dwóch dni przepełniały jego umysł. Bardzo silnych emocji.
Czekał, obserwując wejście do budynku. Ciekawiło go, czym ona się tu zajmuje.
Sekretarka? Bankowiec? Była młoda. Wyglądała na nie więcej niż dwadzieścia cztery lata. Przyjrzał się jej, gdy rano tam wchodziła.
„Przeszła tak blisko! Ale nawet na mnie nie spojrzała. Nieważne… Przyjdzie i na to czas. Będzie na mnie patrzeć. Obdarzy mnie spojrzeniem tych sarnich, brązowych oczu. Pewno będzie się sprzeciwiać! A może nie? Może jest inna? Sprawia wrażenie temperamentnej” – dyskutował w myślach sam ze sobą.
Zobaczył to w jej twarzy; smagłej, o zadbanej cerze, z delikatnym makijażem podkreślającym dziewczęcą urodę. Od razu wyobraził ją sobie zupełnie nagą. Obnażoną w swojej kobiecości i w pełni oddaną… Fantazje zaczęły napływać do jego umysłu gwałtownym strumieniem. Poczuł erekcję. Całym wysiłkiem woli powstrzymał natłok kolorowych obrazów pełnych nagich ciał.
„Nie, nie, nie!” – upomniał samego siebie.
Rozumiał, że nadal musi cierpliwie czekać.
Nie pojawiła się ponownie od dwóch godzin.
Tak, na pewno tu pracuje. „Jeszcze trochę…” – dodawał sobie w myślach otuchy.
Czuł upływający czas; sekundy, minuty…
„Ujrzę ją znowu. Na pewno…” – Erekcja nie ustępowała.
MOSKWA, 10 LIPCA 2019, GODZINA 13.40
WYDZIAŁ ZABÓJSTW KGP,
GABINET MAJOR ALONY NIKISZINY
– Wpuście – powiedziała major Nikiszina, odłożyła słuchawkę i powróciła do przeglądania materiałów dochodzeniowych. W niecałe pięć minut później gość pojawił się w progu otwartych drzwi gabinetu.
– Dzień dobry, pani Alono.
– Dzień dobry, Walerio2. Nie stój tak w progu, udając skromnisię. – Alona wskazała krzesło. – Siadaj.
– Pewnie przyszłam nie w porę – zaczęła Waleria, posyłając przepraszający uśmiech.
– Mów, co cię przygnało do mnie, bez tych wstępów – ponagliła ją pani major.
– Więc… przyszłam, bo… – nagle dumnie się uśmiechnęła – złożyłam papiery na Akademię3.
Alona z zaskoczeniem uniosła brwi i uważniej przyjrzała się dziewczynie. Tym razem nie była w swoim standardowym stroju, czyli mocno opiętych spodniach w pstrokatym kolorze i bluzce odsłaniającej pępek. Zwyczajna spódnica, trochę przed kolana, żadna tam mini, i biała koszula z krótkim rękawem zapięta pod szyją. Jej długie, rude włosy były skromnie upięte w koński ogon.
– Aha… złożyłaś papiery. A to tak już na pewno przemyślane, bo jak cię znam, to…
– Oj, znowu mnie pani traktuje jak roztrzepaną idiotkę, ale ja… – Waleria żachnęła się.
– Dobrze, już dobrze. Cieszę się z tego. Naprawdę. Mam dużo zaległej pracy i jestem myślami trochę gdzie indziej – odpowiedziała ugodowo Alona.
– Jakaś trudna sprawa? – Wielkie, zielone oczy dziewczyny zabłysły nagłym podekscytowaniem.
– Trudna.
– A może bym się znowu na coś przydała? Pani najlepiej wie, że cwana ze mnie… wariatka. – Zachichotała.
– Mało ci było z naćpaną Lidią? Wszystko już ci się wygoiło? Żadnych komplikacji?
– Jakie tam komplikacje? Jestem zdrowa jak rydz! Ale przyszłam, bo mam problem… – Waleria wpatrzyła się wyczekująco w policjantkę.
– Gadajże wreszcie, dziewczyno, w czym rzecz – ponagliła niecierpliwie Alona.
– Więc tak, papiery złożone, ale tam są egzaminy i takie testy, psychologiczne. Czyli… och, pani wie, o co mi chodzi.
– Jestem w miarę inteligentna, ale nie mam bladego pojęcia.
– No że na tych testach może wyjść, że jestem… pani wie… że jestem lesba. I mnie wywalą na zbity pysk. A ja naprawdę chcę pracować w policji. Z moją urodą, brat mi tak nawijał, to mogłabym do filmu albo telewizji. Ale ja nie chcę cyckami na jakichś ściankach świecić jak te aktorki i… celebrytki. I jeszcze jakiś Einstein by mnie na kanapie chciał obrabiać. To do dupy i nudne.
– Weinstein… – poprawiła machinalnie Alona. – Twój brat miał dobry pomysł. Talentów aktorskich ci raczej nie brakuje. Będziesz się ubierać w powyciągane swetry z lumpeksu i nikt cię nie ruszy. Nawet pan W. Znasz ten sposób, prawda? Może byś jednak to przemyślała…
– Och, znam! – Waleria niecierpliwie weszła w słowo policjantce. – Ale ja chcę zostać gliną. To będzie jakiś problem, gdy wyjdzie, że ja tak jak Sewa… – Urwała, szybko przesłaniając sobie usta dłonią, i po chwili skwapliwie dodała: – To znaczy, że tak jak pani Sewara chcę być policjantką.
Alona pokręciła głową i odchyliła się na oparcie fotela.
– Dobra, dobra. Nie musisz kręcić w tej kwestii, gaduło. Ja wiem i moi koledzy wiedzą, że Sewara nie preferuje facetów w wiadomej kwestii. Mówiąc krótko, jest lesbijką. Ale dla nas najważniejsze, że jest świetną policjantką. Na Akademii przeszła wszystkie testy pomyślnie, a zakończyła edukację z celującymi ocenami. Tyle tylko ci mogę powiedzieć. Poza tym… pogadam jutro z prokuratorem, żeby…
– Z Jefimem Jefimowiczem?! O, fajnie by było… niby trochę stary, ale niezłe z niego ciacho. To znaczy jak na faceta.
– Czy możesz choć na chwilę dopuścić mnie do głosu?
Waleria chciała jeszcze coś powiedzieć, ale ograniczyła się do kiwnięcia głową.
– Więc pogadam z prokuratorem i dostaniesz od nas pisemną rekomendację wraz z protokołem twojego udziału w sprawie Selezniewej. Pasuje?
– Oj, pasuje jak cholera!
– Uhm, klawo jak cholera4. – Alona popatrzyła na Walerię z pobłażaniem, ale i z sympatią. – Ech, czy ty wiesz, dziewczyno, że praca u nas to właśnie są okropne nudy? Akurat tobie zdarzyło się wkręcić do ciekawej akcji. Dobra… Ale większość spraw to nie wydumane banialuki z seriali kryminalnych. To zwykłe brudy… Mąż zadźgał żonę po pijaku, młoda mamusia udusiła niemowlaka, bo było jej nie po drodze z dzieciakiem, jeden menel zatłukł butelką innego menela. Mówię ci to, bo mniemam, że chcesz do kryminalnych, a nie do drogówki, prawda?
– Tak, chcę do kryminalnych. – Tym razem ton głosu Walerii był zdecydowany. – Ja wtedy na tej akcji i wcześniej… gdy Sewa mnie przyskrzyniła, czułam… no, poczułam, że to dla mnie. Gdzieś tam w środku. Że mam powołanie.
Alona głośno się roześmiała.
– Tu ci szybko minie to powołanie. Ale podoba mi się twoje podejście. A tak szczerze? To wszystko nie jest przez sentyment, że tak to określę delikatnie, do Sewary?
– Oj, szczerze… to pani wie, że ona mnie kręci. Podoba mi się bardzo, ale Sewa jest z Ksenią. – Waleria zarumieniła się lekko i uciekła na moment spojrzeniem w bok. – Wystarczy, że sobie choć trochę na nią popatrzę i już dostaję takiego energicznego kopa… znaczy się energetycznego. Ja się nie zakochałam w niej. Pani tego nie zrozumie. Ona mi po prostu imponuje.
– Fakt, jestem już starą babą i nie pamiętam, co to miłosne uniesienia. OK. Ja nie ingeruję w życie intymne moich podwładnych ani go nie komentuję. Chodzi mi tylko o to, żebyś później nie żałowała. U nas praca jest ciężka, stresująca. Przychodzisz do domu i padasz na pysk. O lataniu po klubach i imprezkach zapomnisz po pół roku, dziewczyno. Nie będziesz miała na to sił.
– Dam sobie radę.
– Coś takiego, zupełnie jakbym słyszała Sewę. Dobra, napalony rudzielcu, nie martw się egzaminami ani testami. Pomogę ci, na ile będę mogła. A teraz zmiataj, bo mam dużo pracy.
– Ekstra! To dziękuję i już zmiatam! – Zadowolona zeskoczyła z krzesła i dosłownie wyfrunęła z pokoju.
Alona znowu zabrała się do studiowania dokumentacji z miejsca odkrycia zwłok Julii Łukjanowej, gdy w gabinecie pojawił się Sasza.
– Czy ja mam omamy od nawału pracy? – spytał, siadając na wprost Alony. – Na korytarzu frygnęła koło mnie ruda Waleria i nawet posłała mi buziaka w przelocie. Zmieniła orientację czy co?
– Nie podniecaj się. Nie zmieniła. Oznajmiła mi, że złożyła papiery do Akademii. Taka z niej fryga.
– Coś takiego… Piękna wieść! Będzie konkurować z Sewą o tytuł najpiękniejszej poli…
– Dobra, dobra. – Alona przerwała słowotok Saszy w pół słowa. – Załatwione wszystko? Gadajże!
– Tak. Ale jest mały problem, oczywiście przy założeniu, że naszą denatką jest Julia Łukjanowa. Praktycznie to ona nie ma rodziny. To znaczy jest dziadek, ale schorowany. Daleko posunięty alzheimer. Jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Brak rodzeństwa. Ale wydaje się, że jednak to Łukjanową znaleźliśmy. Widziałem się z Gieną. Prosił, żeby wstrzymać identyfikację na dwa, trzy dni. Ma już dane medyczne ze szpitali i chce wszystko jeszcze raz posprawdzać. Wiesz, że on jest perfekcjonistą upierdliwcem. – Bezradnie rozłożył ręce. – Co ty na to?
– Zgoda. Byle nie dłużej, bo ten element chciałabym mieć odhaczony. – Alona pokiwała z namysłem głową. – Czyli kto nam pozostał do identyfikowania zwłok? Ten konkubent, tak? – Zajrzała do jednej z teczek na biurku. – Aleksander Dubynin.
– Tak. Tylko on. Jeśli nie rozpozna zwłok, to trzeba będzie wzywać ludzi z jej miejsca pracy, sąsiadów. – Sasza skrzywił się, wzdychając boleśnie. – Jak ja, cholera jasna, nienawidzę powiadamiać o śmierci. Mogę gołymi łapskami rozkładające się trupy z ziemi wygrzebywać, ale patrzeć w oczy bliskim, którym się mówi… Cóż, przynajmniej odwlekło się to o te dwa dni.
MOSKWA, 10 LIPCA 2019, GODZINA 16.19
ODDZIAŁ CITIBANKU, UL. DUŻA NIKICKA
Pojawiła się w wejściu.
Poczuł, jak przez jego ciało przechodzi dreszcz podniecenia.
„Nareszcie!” – miał ochotę wrzasnąć na całe gardło.
Ale nie była sama. Obok niej szła jakaś gruba blondynka. Wiedział, że takie wypacykowane szkarady na słupowatych nogach lepią się do atrakcyjnych „przyjaciółek” w nadziei na złapanie faceta. Już dawno temu zauważył, że kręci ich się wokół pięknych kobiet tak samo dużo, co mężczyzn.
Przypatrywał się obu kobietom.
Rozmawiając z ożywieniem, skierowały się w stronę bulwaru Twerskiego. Ruszył za nimi, trzymając bezpieczny dystans.
„Ona wraca do domu czy idzie z koleżanką coś zjeść albo napić się kawy po pracy?” – zastanawiał się intensywnie.
Wpatrując się w nogi i biodra swojej wybranki, starał się analizować wszystkie detale.
„Raczej dobrze zarabia” – uznał.
Bez większego problemu potrafił odróżnić markową garderobę od bazarowych podróbek kupowanych u ormiańskich straganiarzy – spodnie, buty, sukienki, a nawet torebki. Zauważył, że ubiera się z gustem i raczej skromnie. Wiedział już, że nie ma samochodu. Poruszała się komunikacją miejską.
„To lepiej, dużo lepiej. A nawet doskonale!” – przyjął ten fakt z ogromnym zadowoleniem.
Dobrze się orientował, jak ryzykowne w jego działaniach jest śledzenie kogoś z samochodu. W Moskwie znowu przybyło kamer ulicznych. I były coraz doskonalsze technicznie.
Musiał być niewidoczny. Musiał być człowiekiem widmem. Ale dla niego nie stanowiło to żadnego problemu. Lata praktyki bycia niezauważanym wyrobiły w nim umiejętność stawania się całkiem przezroczystym. Nawet wtedy, gdy na niego patrzono. Przezroczystym dla wszystkich.
Przez jego głowę znowu zaczęły przepływać fantazje. Tym razem ich nie tłumił. Serce zaczęło mu bić przyspieszonym rytmem.
„To stanie się już niedługo! Może za kilka godzin, może za kilkanaście” – pomyślał, czując napływającą rozkosz.
Oczami wyobraźni znowu zobaczył ją nagą: piękne, kształtne biodra, wąska talia, nabrzmiałe sutki, rozchylone usta, jej mocno wyprężone ciało, z uniesionymi nad głowę, wyprostowanymi ramionami, wsparte tylko na czubkach dużych palców bosych stóp. Podwieszone za nadgarstki do metalowej poręczy w jego sali ćwiczeń. Widział jej oczy. Był w nich ból… i była rozkosz.
MOSKWA, 11 LIPCA 2019, GODZINA 8.10
WYDZIAŁ ZABÓJSTW KGP,
GABINET MAJOR ALONY NIKISZINY
Najpierw pojawiła się Nina Pawłowna. Jak zwykle energicznie, z zaaferowaną miną.
– Cześć! – rzuciła, wchodząc sprężystym krokiem do gabinetu. Przysiadła na krześle i wpatrując się w Alonę bystrym spojrzeniem szarych oczu, spytała: – Coś taka smętna jak trup w plastikowym worku?
– Bo jak cię widzę, to zaraz się zastanawiam, dlaczego masz ciągle taką ekstrafigurę, a mnie przybywa centymetrów w tyłku każdego dnia w postępie geometrycznym. Obu nam stuknęła czterdziecha z dużym plusem, ale po tobie tego za diabła nie widać.
– Chrzanisz. – Nina zbyła Alonę machnięciem ręki. – Całkiem niezła dupa jeszcze z ciebie. Mimo że już starawa. – Roześmiała się serdecznie. – Ale gdy się uśmiechniesz, to zaraz twoja neoteniczna uroda wyłazi. Blondyneczka z błyszczącymi, wielkimi ślepiami i dołeczkami w buźce.
– Jaka? Neo… co?
– Neoteniczna. Dziecięca. Faceci szaleją na tym punkcie.
– Cholera, jakoś nie zauważyłam. Muszę mojego Witii spytać. Do rzeczy… coś tam wymyśliłaś w kwestii psychola?
– A nie poczekamy na Lewina? – Nina zerknęła na zegarek. – Pewnie się spóźni, jak go znam.
– Dobra, poczekajmy. Ale tak ogólnie masz jakieś przemyślenia?
– Jasne, że mam. I wnioski: będzie trudno złapać skurwiela. Z tego, co wiem, to jeszcze żadnej policji na świecie nie udało się dorwać tego rodzaju zwyrodnialca, zanim nie zostawił po sobie przynajmniej czterech trupów.
– Tego się właśnie obawiałam. – Alona ze smutkiem pokiwała głową. – Aha, posłuchaj, mam małą prośbę do ciebie. Pamiętasz Walerię Pogodinę?
– Oczywiście, dziewczyna z blizną. A co z nią?
– Chciałabym, żebyś się z nią spotkała.
– Alona, jeszcze nie zmieniłam orientacji seksualnej. – Nina podniosła dłoń jak do przysięgi i zaraz ze śmiechem dodała: – Chociaż wszystko jeszcze przede mną.
– Och, poczekaj! Ruda złożyła papiery na Akademię. Jest nieźle trzepnięta, ale widzę w niej potencjał. Myślę, że przyda się w policji. Jest bystra, niekonwencjonalna, energiczna. Boi się, że odpadnie na testach psychologicznych, bo wylezie właśnie ta jej orientacja. Teoretycznie jest już inne podejście do tych spraw, ale… – Alona westchnęła z rezygnacją – sama rozumiesz.
– Załatwione. – Nina wzruszyła ramionami. – To nie problem, przygotuję dziewuszynkę. Myślę, że w jej przypadku rzeczywiście warto pomóc… – Obróciła głowę w stronę drzwi, bo pojawił się w nich Grigorij Lewin. Szczupły, lekko przygarbiony, jak zwykle w wymiętej marynarce i mocno sfatygowanych dżinsach.
Obrzucił Ninę i Alonę nieśmiałym spojrzeniem zza okularów, delikatnie przygładził gęste, lekko siwiejące włosy i przysiadł ostrożnie na drugim krześle.
– Przepraszam, znowu się spóźniłem. – Rozłożył ręce w bezradnym geście. – Dzień dobry paniom.
– Wybaczamy. – Alona uśmiechnęła się do mężczyzny przyjaźnie. – To co, zaczynamy burzę mózgów?
Oboje zgodnie kiwnęli głowami.
– To może ja zacznę. – Nina lekko zatarła dłonie i posyłając znaczącą minę Alonie, spytała: – Z podbudową psychologiczno-seksuologiczną czy bez?
– Tylko tą konieczną. Nie zaciemniajmy teraz obrazu sytuacji naukowymi teoriami. Wszyscy tu wiemy, że sprawcę zabójstwa możemy przyporządkować do grupy sadystów seksualnych, i to nam powinno wystarczyć na tę chwilę. Spróbujmy poznać jego modus operandii opisać go jako… człowieka.
– Zgoda. W mojej opinii zabójca to mężczyzna w wieku około trzydziestu lat, o słabej konstrukcji psychicznej, podatny na stres. Skłonności psychopatyczne rozwijające się z wiekiem. Tłumione, jednak w końcu wyszły na wierzch. Jeśli nie doszukamy się wcześniejszych ofiar, to oznacza, że przeistoczył się w łowcę w momencie porwania Julii Łukjanowej. Na chwilę obecną nie wiemy, czy zabójca ma określony typ kobiet, które są dla niego zaspokojeniem. Na razie mamy jedną: wysoką szatynkę o długich włosach.
– Odreagowaniem – wtrącił szybko Lewin.
– Racja, odreagowaniem na jakieś traumatyczne doświadczenie. Być może z lat wcześniejszych. – Nina zerknęła pytająco na Lewina.
– Zgadzam się. Mógł to być zawód miłosny, umiejscowiony w okresie wchodzenia w dorosłość. Najpóźniej w osiemnastym, dwudziestym roku życia. Często może się tak skończyć odrzucenie przez wybrankę serca, gdy mamy kogoś z nadwrażliwą psychiką i do tego ze skłonnościami psychopatycznymi.
Nina kiwnęła głową.
– Jest pan pewny, że mamy do czynienia z mężczyzną, a nie kobietą, prawda?
– Zdecydowanie. – Lewin był o tym absolutnie przekonany. – Z analizy zadanych ran wnioskuję, że jest to mężczyzna silny, sprawny fizycznie, praworęczny. Giennadij jest tego samego zdania. Wzrost około metra osiemdziesięciu, ale tu mam pewne wątpliwości…
– Bo mógł być niskiego wzrostu i dlatego został odrzucony? – wtrąciła pytanie Alona.
– Otóż to – potwierdził Lewin, a Nina mu przytaknęła. – Zamordowana jest wysoka. Takie kobiety zdecydowanie poszukują partnerów czy może inaczej… preferują mężczyzn wyższych od siebie, a przynajmniej równych wzrostem. Zresztą jest to powszechne zachowanie nie tylko wśród kobiet wysokich. Jednak w naszym przypadku mamy właśnie do czynienia z taką ofiarą, więc na tym przykładzie rozpatruję rzecz. Tak, powodem odrzucenia może być niski wzrost, ale nie musi to być jedyna przyczyna. Są inne: kalectwo, brak typowo męskich atraktantów, chorobliwa nieśmiałość, wrodzona lub nabyta, nasilająca się impotencja, a nawet osłabione wydzielanie feromonów czy całkowity ich brak.
– Z tymi feromonami to nie do końca znamy ich rolę i siłę oddziaływania. Mówię tu oczywiście o gatunku homo sapiens – zaoponowała Nina. – Z resztą się zgadzam.
– Ale nie możemy tego czynnika wykluczyć, prawda? – Lewin popatrzył bystro na Ninę.
– Właściwie to nie. – Nina nagle się roześmiała. – Podejrzanych musiałyby chyba obwąchiwać kobiety, a tych, u których nie wyniuchają seksualnych woni i odrzucą, Alona przemagluje na przesłuchaniu w policyjnych lochach.
Lewin z uśmiechem pokręcił głową.
– To byłoby iście nowatorskie podejście śledcze na skalę światową, pani Nino. Ale wracając do tematu… Mamy do czynienia z klasycznym psychopatą, który nie cofnie się już przed niczym. Będzie torturował i zabijał. Zrobił to już raz, a może i więcej razy, o czym jeszcze nie wiemy, jak już wcześniej pani nadmieniła. Czyli przełamał naturalne bariery psychiczne. To możliwe, że on próbuje wrócić do przeszłości. Chce jeszcze raz spróbować z kobietą, która go skrzywdziła. W jego mniemaniu oczywiście. Ale zostaje ponownie odrzucony i…
– I poszukuje takich kobiet, które są podobne w jak największym stopniu do tej pierwszej. Ma spryt, siłę i umiejętności. Jest inteligentny. Porywa, próbuje namówić do… cholera! Do bycia razem, bycia partnerami. Ale to jasne, że jego propozycja, podana w taki sposób, nie spotka się z życzliwym przyjęciem. Więc rozwścieczony, czując poniżenie, zabija. Czy tak? – Nina popatrzyła na Lewina wyczekująco.
– Jak najbardziej. I rozpoczyna kolejne łowy. Generalnie sprawcą mogą powodować któreś z wymienionych wcześniej czynników, co niestety oznacza, że mamy naprawdę dużą grupę mężczyzn do przesiania.
– Z tego, co oboje mówicie, wynika, że będziemy mieli twardy orzech do zgryzienia. – Alona skrzywiła się z niesmakiem. – Według tego, co przedstawiliście, morderca nie jest najprawdopodobniej z kręgu znajomych czy rodziny Julii. Liczy na przypadek. Szwenda się po mieście i wypatruje. A gdy trafi na tę odpowiednią kobietę, przystępuje do działania; śledzi, obserwuje, wybiera miejsce ataku. Ale mam tu jeszcze jedno pytanie. Rozumiem, wpada we wściekłość, bo jest znowu odrzucony, tylko dlaczego swoją „ukochaną” poddaje tak okrutnym torturom? Ona odmawia, jest uwięziona, widzi jakiegoś porąbanego gościa pieprzącego niezrozumiałe dla niej bzdury o miłości i takie tam. Jasne! Facet wścieka się, bo ona go wykpiwa, wyśmiewa, nie jest mu posłuszna… dochodzi do rękoczynów. Wtedy łatwo kogoś zabić. Ale tu widać metodyczne zadawanie bólu. Jak to wytłumaczyć?
– Na pierdylion sposobów. – Nina wzruszyła ramionami. – Mogę ci przedstawić taki wymyślony ad hoc. Facet mógł mieć od dziecka skłonności sadystyczne, wiesz, wyrywanie żabom nóg, topienie czy duszenie kotów, nawet palenie ich żywcem. Rodzice mogli takich rzeczy nie zauważyć, bo dzieciak dobrze się z tym krył. To wcale nie jest trudne. Psychiatrii znane jest multum takich przypadków. Są i inne objawy, często niemożliwe do rozróżnienia pośród normalnych zachowań. To narasta, jest kultywowane. Pojawia się zawód miłosny i bęc! Wiesz, zamordować można nawet z błahych przyczyn. Nie tak dawno na seminarium omawialiśmy przypadek skrajnie drastyczny, który wydarzył się dwadzieścia lat temu w Stanach. Dziewięciolatka zamordowała swoją młodszą, pięcioletnią siostrę. Zrobiła to z zimną krwią. Z raportów policyjnych wynikało, że najpierw biła ją po głowie drewnianą kopyścią. A ponieważ uderzenia nie zabiły dziewczynki, tylko spowodowały utratę przytomności, to małoletnia zabójczyni, zdając sobie z tego sprawę, zawlekła siostrę do kuchni i dotąd przytrzymywała jej głowę w miednicy z wodą, aż ta… utonęła5. Po zabójstwie jak gdyby nigdy nic poszła do koleżanki z sąsiedztwa, bo była z nią umówiona na wycieczkę rowerową.
– O kurwa! – Alona wzdrygnęła się. – Przepraszam… A jaki był powód?! Ta dziewczynka była psychicznie chora?
– Dobra uczennica. Lubiana. Wcześniej nie przejawiała żadnych odstępstw od normalnych zachowań. Lub nikt ich nie widział, bo się kryła. Powód? Zazdrość o uczucia matki. Ale nadal toczą się spory, czy rzeczywiście to była przyczyna. Sprawa została błyskawicznie wyciszona i utajniona, żeby przypadkiem media tego nie rozdmuchały. Z obawy, że inne dzieciaki mogłyby posłużyć się przykładem tej dziewczynki i próbować rozwiązać problemy z rodzeństwem w analogiczny sposób.
– Cholera. Nie chciałabym mieć takiego przypadku na naszym policyjnym podwórku. To może naprawdę zdołować. – Alona potrząsnęła głową. – No dobrze… Wracajmy do naszej sprawy. Co pan myśli? – Alona przeniosła wzrok na Lewina.
– Może być tak, jak mówi pani Nina. Pojawia się impuls, który wyzwala te pokłady sadyzmu. Może to być przytoczony wcześniej, fałszywie pojęty zawód miłosny, ale mogą być inne. Załóżmy może, że to właśnie kolejna „wybranka” go odrzuciła, więc poddaje ją karze. Albo karom. Na przykład miażdżenie języka za słowa, które wypowiedziała. A że niejako przy okazji zabija? Ona i tak go nie chciała, jest dla niego już bez wartości. Torturami, słuchaniem jej krzyków, pozbawieniem atrybutów seksualności: sutki, łechtaczka, okaleczeniem odreagowuje swoją głęboką frustrację. I popada w furię, szał. Rany pochwy są dźgane, że tak to określę, tak jakby były dla mordercy ersatzem aktu seksualnego.
– Sama zaraz zwariuję! – jęknęła Alona, ściskając dłońmi głowę. – Ale pasztet! Jakaś rada? Jak go złapać? Jak poszukiwać skurwysyna? Ma pan jakiś pomysł? Trop?
– Jednego jestem absolutnie pewien: zabójca musi dysponować domem. Takiego czynu nie mógłby dokonać w zwyczajnym mieszkaniu. Mówię tu o domu samodzielnym, jednorodzinnym, a nie takim w zabudowie szeregowej. Aczkolwiek i takiego bym całkowicie nie wykluczył. Ale tu bym dał nie więcej niż pięć procent. Idąc dalej, mamy do czynienia z kimś zamożnym, mieszkającym samotnie. Można oczywiście wziąć pod uwagę w naszych rachubach kogoś mieszkającego na przykład z matką, ale będącą w podeszłym wieku. – Lewin popatrzył pytająco zza okularów. – Mamy jakieś nowe informacje?
– Zaraz sprawdzę. Chwilka cierpliwości… – Alona w swojej komórce wybrała numer Wadima i wezwała go w trybie pilnym.
Nie musieli długo czekać. Wadim pojawił się już po trzech minutach. Pod pachą taszczył laptopa.
– Witam szanowne zgromadzenie. – Rozejrzał się. – No tak, znowu nie ma na czym usiąść. – Położył laptop na biurku Alony i go otworzył.
– Nie narzekaj, powinieneś się już przyzwyczaić do mojego skromnego dobytku. Pokaż, co tam masz, wielkoludzie. Potrzebujemy pilnie wszelkich nowych informacji.
– OK. To w takim razie gwóźdź programu, czyli film, który mamy z wydziału zaginięć. Na szczęście sam nie zaginął, jak to często u nich bywa. Samochód Julii Łukjanowej to biały, sportowy mercedes. – Wadim ustawił inaczej laptop, tak żeby wszyscy widzieli ekran. – Spójrzcie, to tylko dwie minuty. – Uruchomił odtwarzanie. Wszyscy wpatrzyli się w ekran.
Po zakończeniu filmu na moment zapadło milczenie. Pierwszy odezwał się Lewin:
– Jak wygląda wyjazd z tego garażu, za bramą?
Wadim uśmiechnął się przebiegle.
– Bardzo trafne pytanie, Grisza. Około trzydziestu metrów, łukiem, lekko pod górę. Żadnych przeszkód, przed którymi należy się zatrzymać. Potem przecina chodnik i jest wyjazd na ulicę. Ktoś ma jeszcze jakieś pytanie? Bo moim zdaniem ten film pokazuje nam moment porwania Julii.
– Jej samochód zatrzymał się o siedemnastej dziewiętnaście, w większej części poza zasięgiem kamery, w jakichś trzech czwartych przejazdu przez bramę. Widać tylko tylne światła i fragment bagażnika. – Nina mówiła jakby do siebie.
– Cztery minuty później jej komórka zniknęła z sieci – kontynuował Wadim. – Na styku wyjazdu z ulicą. To dane z MegaFonu6. Czas odmierzany na filmie jest prawidłowo ustawiony. Popatrzcie jeszcze raz i powiedzcie, co widzicie. – Uruchomił końcowe czterdzieści sekund filmu, ale w zwolnionym tempie.
– Samochód zatrzymał się gwałtownie… – zaczęła Alona. – Potem na chwilę gasną światła stopu… lekkie ruszenie do przodu, znowu zaświeciły się światła, zgasły… i po trzydziestu ośmiu sekundach auto odjeżdża z pola widzenia. Czyli, dajmy na to, wyskoczył jej przed maskę… Nic nie ryzykował, bo poruszała się powoli, podbiegł do drzwi i otworzył… Ale zaraz, zaraz, to luksusowy samochód. A w takim drzwi na pewno blokują się automatycznie po ruszeniu. Nawet w moim przedpotopowym rzęchu, i do tego nie mercedesie, tak jest.
– Alona, blokada nie działa od razu. To sportowy model SLK 171 350. Takie szpanerskie autko z mocno „przerysowanym” napędem. Samochodzik waży półtorej tony, a pod maską galopuje mu dwieście siedemdziesiąt koników. Oj, rozmarzyłem się… Dobra, do rzeczy, blokada włącza się od pewnej prędkości. Ona wyjechała wolniutko. Do bramy miała około pięciu metrów. Potem zatrzymała wóz. Blokada się nie włączyła. Można to zrobić manualnie z wnętrza wozu, jednym naciśnięciem klawisza, ale napastnik działał szybko. Za szybko, żeby ofiara mogła sobie przypomnieć, że ma do dyspozycji taką funkcję. Porywacz otworzył drzwi, a dalej to możemy tylko spekulować. Uderzenie ogłuszające, gaz obezwładniający. W każdym razie jest cwany i zrobił rozpoznanie. Sam uniknął wejścia w zasięg kamer. Poza tym… musi być silny i sprawny fizycznie. Przerzucić ciało dorosłej kobiety na sąsiedni fotel nie jest wcale prosto. Tym bardziej że w tym modelu samochodu przednie fotele są umieszczone bardzo nisko i oddziela je dość wysoka skrzynka schowka i dźwignia zmiany biegów. Tylnych siedzeń to cacuszko nie posiada.
– No tak. Wysoka, dobrze zbudowana, coś koło sześćdziesięciu kilo – oceniła Nina i zaraz dodała: – Mógł wykorzystać jakiś chwyt, żeby sama przeskoczyła na drugie siedzenie… Och nie! Bzdura. Ale to przerzucanie? Moim zdaniem też nie. Przecież ten samochód odjechał w trymiga po zatrzymaniu. Trzydzieści osiem sekund to tyle, co nic. Tylko to mamy na wideo? A nie ma żadnej kamery na zewnątrz budynku?
– Ależ są, i to aż dwie w tym miejscu, tyle że akurat nie łapią ani widoku przyściennego, ani drogi wyjazdowej. Sprawdziłem dokładnie. – Wadim uśmiechnął się kpiąco. – Patrzą na sąsiednie budynki i trawnik. Tak zostały ustawione. I to, na jaki obszar mają skierowane obiektywy, jest widoczne nawet z większej odległości, z ulicy, bo to te duże kamery na wysięgnikach. Sami wiecie, że z tymi ustawieniami różnie bywa. Pamiętacie ten napad w dwa tysiące szesnastym, kiedy zabito kasjerkę? Osiem kamer w hali kasowej, trzy z nich wgapiały się w sufit, kolejna w klamkę drzwi od sraczyka. I nikt nie raczył tego poprawić. Porywacz mógł niezauważony przejść do wjazdu, nawet nie lepiąc się zbytnio do ściany. A co do przerzucania: można od mercedesa ściągnąć taki wozik i zrobić eksperyment procesowy.
– Ja myślę, że należałoby sprawdzić pracowników agencji ochrony i tych, którzy mają dostęp do wiedzy o rozmieszczeniu kamer – zasugerował Lewin i zaraz dodał: – Tym zewnętrznym ktoś mógł pomóc patrzeć nie tam, gdzie trzeba.
– Ja z kolei myślę, że szkoda na taki pomysł zachodu. – Alona pokręciła głową. – Na moją intuicję to ktoś absolutnie niemający zawodowo do czynienia z takim sprzętem. Zapis z monitoringów jest przechowywany z reguły czterdzieści osiem godzin, prawda? Mnóstwo ludzi o tym wie, a szczególnie przestępcy. Facet wchodzi, robi rozpoznanie, a kilka dni później porywa, wiedząc, jak się ma poruszać, by być niezauważonym. Jedynym jego zmartwieniem wtedy jest to, by w ciągu tej pół minuty ofiara była sama w miejscu ataku. Hmm… Chociaż w bankach może okres kasowania być wydłużony. Sprawdzałeś to, Wadim?
– Oczywiście, że tak. I dla porządku, tam nie ma hal kasowych i skarbca, bo to siedziba wewnętrznego departamentu banku, zajmująca się umowami, takie biuro. Pomieszczenia są dostępne tylko dla pracowników. Mimo to zapisy z monitoringu są kasowane po roku. Te z garażu: czterdzieści osiem godzin. Tam monitoring jest podległy administracji. W tym budynku siedzibę ma jeszcze kilka innych firm. Na Wawiłowa nie ma więcej budynków wyposażonych w kamery. Zapis z garażu to jedyny, jaki trafił do nas po wdrożeniu postępowania o zaginięciu. Takie mamy oto buty… dziurawe.
– Też uważam, że kwestię kamer i pracowników ochrony możemy sobie odpuścić, co daje nam obecnie brak jakiegokolwiek punktu zaczepienia – wtrąciła Nina.
– Przykro mi to mówić – Lewin potoczył marsowym spojrzeniem po obecnych – ale żeby w takiej sytuacji mieć jakiś punkt zaczepienia, potrzebujemy kolejnego porwania. Dwa miejsca dadzą nam pogląd, oczywiście przybliżony, o zasięgu i sposobie poruszania się porywacza. Wtedy ja będę mógł coś więcej o nim powiedzieć od strony mojej profilerskiej wiedzy.
– Ile tak naprawdę powinno być tych porwań, żeby mieć pewność co do obszaru działania sprawcy? – spytała Alona.
– Już trzy dają niezły obraz sytuacji – odpowiedział Lewin. – I sugerowałbym jeszcze jedną rzecz. Ustawmy nasz własny monitoring wokół miejsca ukrycia zwłok Łukjanowej. Mamy takie możliwości techniczne, prawda?
– Oczywiście! – Wadim klasnął w dłonie. – Nawet z bezpośrednią transmisją. Możemy to załatwić przez Departament „K”7. Kamery z czujnikami ruchu. Fakt, będzie dużo fałszywych alarmów, bo ptaszki i inne zwierzątka. Tylko – popatrzył uważnie na Lewina – jakie jest prawdopodobieństwo, że facet przyjdzie tam obchodzić Halloween lub zakopać kolejne zwłoki?
– Nikłe, ale spróbować warto. Każda nitka, nawet najcieńsza, jest na wagę złota w tej sprawie. I kolejna sugestia, jeśli wolno: szersze przebadanie terenu wokół miejsca pochówku.
– Racja – zgodziła się natychmiast Alona. – Musimy w naszych rozważaniach przyjąć na wyrost, że jest seryjnym zabójcą, a z tego lasu zrobił sobie prywatny cmentarz. Możliwe, że natrafimy na więcej zwłok i niekoniecznie będą to tylko wysokie szatynki, co diametralnie zmieni ogląd sprawy. Wadim, masz dodatkową robotę; bierzesz kilku techników i jak skończymy naradę, startujesz z przeszukaniem terenu.
– Będzie potrzebna ekipa z georadarem – orzekł Wadim.
– I miejscowy leśnik, znający teren – wtrącił się Lewin. – Ja też z tobą pojadę.
– W porządku. Zaraz to załatwię. Wadik, ty to wszystko koordynujesz na miejscu. – Alona przeniosła spojrzenie na Lewina i Ninę. – I jeszcze mam do was pytanie. Czy analiza, którą tu przedstawiliście, nie wyklucza, że może zabójca ma nam coś do powiedzenia?
– Że pragnie nauczać, ma misję od Boga albo coś w tym sensie? – Nina starała się uściślić pytanie Alony. – I że będzie nam podrzucał wskazówki, żebyśmy go złapali, bo w ten sposób nagłośni swoje „słowo pańskie”?
– Właśnie. Przecież to częste zachowanie wśród psychopatów, jeśli dobrze się orientuję.
– Nie tym razem. – Nina zdecydowanie zaprzeczyła, a Lewin poparł ją kiwnięciem głowy. – W takim przypadku byłyby jakieś inskrypcje na ciele ofiary, dołączony list, dostarczenie na policję tego przesłania czy słów od Boga lub powiadomienie mediów o zamierzonym porwaniu i zabójstwie. Nie, to nie ten typ psychopaty. Z nim będzie gorzej, on żyje w swoim nieprzenikalnym dla innych świecie. Moglibyśmy mieć cień podejrzeń, że jest tak, jak mówisz, ale wtedy na przykład zbieralibyśmy fragmenty ciała ofiary, umieszczane „pokazowo” w najbardziej uczęszczanych miejscach miasta. On pozostawił zwłoki w miejscu odludnym. Fakt, zrobił to niechlujnie. Tu popełnił błąd. Mogło to wyniknąć z pośpiechu lub tego, że gdy wymachiwał szpadlem, nagle ktoś pojawił się w pobliżu. Jednakże istnieje alternatywa. Zwłoki zostały zakopane płytko, bo być może w głowie zabójcy pojawiły się wyrzuty sumienia, świadomość, że robi coś bardzo złego. A wtedy zrodziło się też pragnienie zerwania z tym. Silne psychiczne parcie, by być normalnym. Więc podświadomie może postępować tak, by zostać złapanym. Uprzedzam, to tylko wstępna hipoteza i na pajęczych nogach – zastrzegła na końcu.
– Rozumiem. – Alona w zamyśleniu potarła palcami skronie. – Co w takim razie radzicie? Konkrety proszę.
– Prowokację – odezwał się stanowczo Lewin.
– No tak, prowokację. – Alona posłała mu blady uśmiech. – Pojmuję pana zamysł. Wysyłamy w miasto wysokie szatynki i czekamy na ruch mordercy. – Alona posłała mu blady uśmiech. – Jasne, trzeba to przemyśleć. A na razie pan, panie Grigoriju, i ty, Ninka, nieustająco trzepiecie temat od strony psychologicznej. Kontaktujcie się z Pribłudą. On nadal pracuje nad zwłokami. Może jeszcze coś wychwyci.
– Ja pociągnąłbym to, o czym mówiłem wcześniej – wtrącił się Wadim. – Żeby wyjaśnić do końca, co zaszło w garażu. – Wpatrzył się w Alonę pytająco.
– Fakt, mówiłeś… eksperyment procesowy z samochodem.
– Uhm. – Wadim potaknął głową. – To proste i zajmie mi niewiele czasu. Zadzwonię do przedstawicielstwa Mercedesa z prośbą o wypożyczenie takiego modelu, jakim jeździła Łukjanowa. Komu jak komu, ale nam nie odmówią. Pobawimy się fajnym autkiem. – Uśmiechnął się szeroko.
– Popieram – odezwał się Lewin. – To może dać nam przybliżony pogląd, jaką metodą posłużył się sprawca do przekonania ofiary, by mu oddała kluczyki. Może będziemy mieli jakiś punkt, raczej punkcik, zaczepienia.
– Rozumiem. – Alona potarła z namysłem czoło. – Dobra. Załatw to, Wadik. – Popatrzyła po wszystkich. – No, to do roboty, kochani!
MOSKWA, 12 LIPCA 2019, GODZINA 16.12
ODDZIAŁ CITIBANKU, UL. DUŻA NIKICKA
Prawie nie spał tej nocy. Tętniąca w żyłach adrenalina na to nie pozwoliła. Czuł rozpierającą jego ciało potężną siłę. Czuł pożądanie, które mogła zaspokoić tylko ona. Już siódmą godzinę czekał, by ponownie ją zobaczyć; być jak najbliżej, patrzyć, śledzić każdy jej krok, każde poruszenie tego doskonale ukształtowanego ciała. Wszystko już przygotował, by ją ugościć u siebie; mieć na własność. Tylko dla siebie.
Przeszedł wzdłuż ulicy, do skrzyżowania. Wrócił. Serce biło mu mocno. Ponownie przez jego umysł przelatywały obrazy. Pozwolił na to. Napędzały go do działania, dawały rozkosz.
Za chwilę ukaże się w drzwiach.
To kwestia najbliższych minut.
Ona. Piękna, smukła, ciemnooka.
A on pójdzie za nią. Musi wybrać moment i miejsce. Dzisiaj, może jutro.
Był na to gotowy.
Miał w tym wprawę…
MOSKWA, 12 LIPCA 2019, GODZINA 16.33
WYDZIAŁ ZABÓJSTW KGP,
GABINET MAJOR ALONY NIKISZINY
Wadim i Grigorij Lewin pojawili się przed obliczem Alony, nie tryskając zbytnim entuzjazmem.
– Nic nie znaleźliśmy – oznajmił Wadim z markotną miną i zaraz dodał: – Poza parą starych kaloszy, prezerwatywą i dwoma martwymi ptaszkami. Jeszcze do tego ekipa od georadaru nas znienawidziła, bo przeczołgaliśmy ich w tempie marszobiegu przez krzaki tak po całości.
– Miałam wiele razy z nimi do czynienia w swojej karierze. Oni nienawidzą wszystkich, którzy każą im pracować – skwitowała Alona zgryźliwie i spytała: – Kamery rozstawione?
– W czterech punktach. Obejmują też dojazd do tego miejsca. Wszystko działa, w „K” mają podgląd full HD na łono… przyrody. – Twarz Wadima nagle się rozpogodziła. – A dodatkowo, proszę szanownej szefowej, Griszka dołożył pomysł od siebie – klepnął go lekko w ramię – czyli posprzątaliśmy po ekipie ekshumacyjnej. Po sobie też. Nawet sam Winnetou by nie znalazł śladów naszej bytności. I… gadaj, Griszka!
– Wykonaliśmy foliowy pakunek obwiązany sznurkiem z manekinem do ćwiczeń ratunkowych w środku i zakopaliśmy. W praktyce nie ma śladu po bieganinie psów ani po naszej. Czysto i pełne maskowanie – powiedział Lewin z zadowoleniem.
– Dobry pomysł – pochwaliła Alona. – Gdyby, tak jak pan sugerował, morderca zechciał w przyszłości urządzać sobie tam prywatny cmentarz lub obchodzić Święto Zmarłych, nie będzie wiedział, że jest na widelcu. A może doszedł pan w międzyczasie do jakichś jeszcze wniosków? – Wpatrzyła się pytająco w profilera.
– Na razie próbowałem usystematyzować rzeczy, co do których mamy pewność. Więc pewne jest, że to mężczyzna. Pewne jest też, że zabójca dysponuje domem i samochodem. Ale to oczywistości i nie dają nam jasnego poglądu, czy jest osobą zamożną, czy też nie. Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że posiadanie auta to żaden luksus. Z domem jest trochę inaczej, ale, o czym nie wspomniałem wcześniej, mógł być dziedziczony w spadku na przykład. Wiadomo również, że zabójca jest przebiegły i umie planować. Dobitnie świadczy o tym fakt, że potrafi omijać monitoring, o którym wielu przestępców, nawet ci inteligentni, zapomina. Moja wskazówka na tę chwilę brzmi następująco: trzeba przebadać okoliczne tereny pod kątem tego, kto tam mieszka, co posiada, gdzie pracuje, ze szczególnym uwzględnieniem osób mieszkających w najbliższej okolicy miejsca pochówku. Teren w sumie jest odludny. Do miejsca pochówku nie prowadzi żadna uczęszczana droga. Aby tam dotrzeć, trzeba zjechać z trasy wiodącej na Chimki, potem kręcić się po drogach lokalnych. Nawet leśnik, z którym rozmawiał Wadik, nie zna za dobrze tego terenu. Twierdzi, że obecnie miejscowi raczej tam się nie zapuszczają. A ci miejscowi to w większości ludzie, którzy wynieśli się z Moskwy, chociaż w niej pracują. Ale brak tam typowych podmoskiewskich grodzonych i strzeżonych kondominiów dla bogatych mieszczuchów. Są trzy średniej wielkości wsie, a właściwie osiedla miejskie, jeśli używać aktualnej nomenklatury. W sumie od kilku do kilkuset tysięcy osób do sprawdzenia, w zależności od badanego obszaru.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
1 Komenda Główna Policji.
2 Jedna z ważnych postaci poprzedniej książki autora, Małej baletnicy, w której Waleria, osiemnastoletnia uczennica, uczestniczy w policyjnej prowokacji służącej ujęciu kobiety rozpowszechniającej dziecięcą pornografię. W trakcie akcji zostaje poważnie raniona.
3 Mowa tu o Wyższej Szkole Policyjnej.
4 Alona wtrąciła tekst uważany już za kultowy. Pochodzi z serii filmów o gangu Olsena.
5 Opis autentycznego wydarzenia. Zabójstwo miało miejsce w 1998 roku w jednym z niewielkich miast USA.
6 Jeden z największych operatorów sieci komórkowych w Rosji. Należy do tzw. wielkiej trójki. Ma ponad sześćdziesiąt milionów abonentów.
7 Departament Ministerstwa Spraw Wewnętrznych zajmujący się przede wszystkim walką z przestępczością bankową, elektroniczną i internetową. A także naruszeniami praw autorskich i piractwem. W pracy śledczej wykorzystuje najbardziej zaawansowaną technikę, w tym sztuczną intelgencję.
ZIMOWA MOSKWA. SIEDEMNASTOLETNIA TATIANA,
WRACAJĄC Z TRENINGU GIMNASTYKI, NIE WIE JESZCZE, ŻE JEJ ŻYCIE ZA CHWILĘ ZMIENI SIĘ NIEODWRACALNIE.
Kiedy w swoim domu, w zamożnej dzielnicy miasta, znajduje brutalnie zamordowanych rodziców i siostrę, nie pozwala sobie na rozpacz. Działa instynktownie, wiedziona twardym sportowym charakterem. Zabezpieczona przez ojca, odkrywa w domowej skrytce tajemnicze ampułki i pendrive’a. Los nie dał jej wyboru − musi dorosnąć, musi podejmować decyzje, od których zależy jej życie i dużo, dużo więcej. Czy wykaże się bezwzględnością? Czy będzie potrafiła zabić z zimną krwią? Liczy się wykonanie zadania.
-----------
Czerwony Parasol to oparta na faktach historia, wyciągnięta z tajnych akt służb specjalnych. Od początku do końca trzyma czytelnika w niesłabnącym napięciu, zaskakując nagłymi zwrotami akcji. Wyraźne wątki polityczno-historyczne stanowią mocne tło szpiegowskiej, kryminalnej akcji, która toczy się w różnych krajach i na różnych kontynentach. Książka odsłania tajne metody działania służb specjalnych, zachowując jednocześnie lekkość przekazu i barwny, często dowcipny styl. Powierzając młodej dziewczynie rolę głównej postaci, autor w odważny sposób przełamuje stereotyp bohatera powieści sensacyjnej, dbając przy tym o zachowanie konwencji gatunku.
WSTRZĄSAJĄCA − OPARTA NA FAKTACH − OPOWIEŚĆ O MIĘDZYNARODOWYM SKANDALU PEDOFILSKIM.
Współczesna Rosja. Kulisy tzw. child porn industry i spraw związanych z nadużyciami w stosunku do dzieci. Głośny skandal obejmujący międzynarodowe powiązania biznesowe, wielką politykę, a także emerytowanych agentów KGB.
Akcja Małej baletnicy toczy się dwutorowo. Z jednej strony autor przedstawia pracę grupy śledczej, z drugiej – środowisko ludzi zamieszanych w pornograficzny biznes. Mrok w szczegółowy i ciekawy sposób opisuje mechanizmy, które doprowadziły do tego, że kilka osób, począwszy od 1997 roku, wyprodukowało na masową skalę dziecięcą pornografię z udziałem ponad półtora tysiąca dziewczynek w wieku od pięciu do szesnastu lat. Do 2004 roku, kiedy przerwano proceder, przestępcy wprowadzili do internetowej sprzedaży terabajty materiałów.
-----------
W ręce czytelnika trafia szczegółowy zapis śledztwa prowadzonego dzień po dniu przez specjalną ekipę moskiewskiej policji. Czytelnik pozna cały mechanizm rozkręcania tego biznesu, a także szczegóły jego zakończenia. Zakończenia, które pomimo trudnego i długiego procesu sądowego nikogo nie usatysfakcjonowało. Ta opowieść, która niestety nie jest fikcją, sprawi, że na wiele spraw już nigdy nie spojrzysz tak samo.
Wydanie I
ISBN EBOOK 978-83-66328-59-4
Wydawnictwo INITIUM
www.initium.pl
e-mail: [email protected]
facebook.com/wydawnictwo.initium