INNĄ DROGĄ - Zając Joanna - ebook + audiobook + książka

INNĄ DROGĄ ebook i audiobook

Zając Joanna

4,6

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Do wielu z nas szczęście idzie małymi kroczkami. To, czego pragniemy, może znaleźć nas samo, nawet gdy stracimy już resztki nadziei.

Zuza pochodzi z dobrego i pełnego miłości domu. Wkraczając w dorosłe życie, poznaje Huberta i zakochuje się w nim na zabój. Jej ojciec, nie wiedzieć czemu, od początku jest wrogo nastawiony do chłopaka. Nawet  wypadek, w którym dziewczyna prawie traci życie, oraz troska, z jaką Hubert czuwa przy jej szpitalnym łóżku, nie zmieniają jego negatywnego podejścia. Zuza, z typowym dla nastolatek uporem, walczy o swoją pierwszą miłość. Kolejne wydarzenia komplikują wszystko jeszcze bardziej. Czy decyzje podejmowane w zgodzie ze zdrowym rozsądkiem są zawsze słuszne? Czy dziewczyna wyleczy się z niespełnionej pierwszej miłości, a może położy się ona cieniem na całym jej dorosłym życiu? Czy Zuzce uda się uciec przed przeznaczeniem? A może znajdzie ją ono i zaskoczy w najmniej spodziewanym momencie?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 379

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 8 godz. 55 min

Lektor: Lena Schimscheiner
Oceny
4,6 (11 ocen)
7
4
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Niunia81

Dobrze spędzony czas

Piórem pisane, życiem podyktowane... Taka moja pierwsza myśl po skończonej książce. Wspaniała... Pełna codzienności, burzliwej przeszłości i zaskakującej przyszłości. Bólu, łez i cierpienia... Radości, uśmiechu, spełnienia ... Towarzyszymy bohaterom od szkolnych, beztroskich lat, pierwszych miłości i młodzieńczych problemów ,aż po dorosłe i odpowiedzialne życie. Przeszli wspaniała i niełatwą drogę i jestem zaszczycona, że mogłam im w tej podróży towarzyszyć.
00
Irenaira

Nie oderwiesz się od lektury

Z całego serca polecam
00

Popularność




Copyright © by W. L. Białe Pióro

Copyright © by Joanna Zając

Projekt okładki: Izabela Surdykowska-Jurek

Skład i łamanie: WLBP

Korekta: Maciej Powała, Maja Szkolniak

Wydawnictwo Literackie Białe Pióro

www.wydawnictwobialepioro.pl

Wydanie: II, Warszawa 2023

ISBN: 978-83-66945-14-2

AŻ TYLKO ROK

Pamięci osób, które odeszły,

zanim jeszcze tak naprawdę

zaczęły żyć…

Był słoneczny, chociaż dość mroźny grudniowy poranek. Wtorek, 14 grudnia 1999 roku. Dzień jak co dzień. Leżała w łóżku, nie chciało jej się wstać, bo i po cóż. W ciągu trzech ostatnich miesięcy zawalił jej się cały świat. Niedawno zerwał z nią chłopak, we wrześniu zmarła ukochana babcia, i jeszcze te problemy w szkole. Była młoda, niedawno skończyła siedemnaście lat, a już nie miała ochoty do życia.

– Zuzka, wstałaś już?! Śniadanie. Chodź szybko, bo spóźnisz się do szkoły! – usłyszała głos mamy.

– Już idę.

Powoli wstała i poczłapała do łazienki. Szybki prysznic, lekki makijaż i była gotowa. Wcale nie miała ochoty schodzić na dół i rozmawiać z rodziną. Mama będzie pytała, jak się czuje, tata będzie próbował żartować, a brat i siostra… lepiej nie gadać. Musiała jednak iść do tej cholernej szkoły. Gdyby nie ta matematyczka, która się na nią uwzięła, to nie byłoby tak źle. Z resztą przedmiotów nie miała żadnych problemów, a koledzy z klasy byli całkiem fajni. Najgorsze było jednak to, że znów spotka Mateusza. Chodzili do tego samego liceum. Znali się całe życie. Był od niej o rok starszy, mieszkali niemalże obok siebie. Razem chodzili do podstawówki, a w ósmej klasie zostali parą. Przez ostatnie trzy i pół roku byli prawie nierozłączni i bardzo szczęśliwi. Myślała, że po studiach wezmą ślub i będą żyli długo i szczęśliwie z gromadką dzieci. A on trzy tygodnie temu oznajmił jej, że zakochał się w kimś innym i żeby zostali przyjaciółmi. Siedziała przy stole i zastanawiała się, co on widzi w tej tyczkowatej Beacie.

– Jedzcie, bo zaraz wychodzimy. Jadę do pracy, to po drodze podrzucę was do szkoły – powiedziała mama.

Ewelina i Wiktor szybko wstali, a ona siedziała zamyślona. Lila, bo tak zdrobniale na nią mówili, i Wiktor to jej młodsze rodzeństwo. Siostra miała jedenaście, a brat piętnaście lat. Denerwowali ją strasznie, smarkacze. We wszystko się wtrącali, ciągle musiała im pomagać w lekcjach, niańczyć ich i w ogóle.

– Zuza, słyszysz, co do ciebie mówię? Znów myślisz o tym Mateuszu? Wiem, że jest ci przykro, ale za chwilę o nim zapomnisz i spotkasz kogoś znacznie fajniejszego niż on. Zobaczysz. Za tydzień przerwa świąteczna, sylwester, na pewno nabierzesz do tego dystansu. A teraz wychodzimy.

– Tak, jasne. Łatwo ci mówić, bo to nie dotyczy ciebie – odpowiedziała obrażona na cały świat.

Nareszcie piątkowe popołudnie i weekend. Odpocznie, a co najważniejsze, nie będzie musiała oglądać tego zdrajcy. Potem tylko trzy dni szkoły i półtora tygodnia wolnego. Święta, uwielbiała ten czas, tę atmosferę, spotkania z rodziną. I jeszcze wyjątkowy sylwester… Ciekawa była, co ją czeka w najbliższych latach. Cieszyła się na myśl o nadchodzącym okresie, chociaż i święta, i sylwka zamierzała spędzić sama w swoim pokoju, użalając się nad sobą. Zadzwonił telefon. To Maja, jedna z jej czterech przyjaciółek. Ją i Magdę poznała w liceum. Od razu się polubiły i spędzały razem większość wolnego czasu. Z Ulą i Izą znała się od dawna, chodziły razem do podstawówki. Teraz widywały się rzadziej, ale nadal były sobie bardzo bliskie.

– Cześć, Zuzka! Jak cię znam, ciągle myślisz o tym pajacu. Ale nieważne. Jest wielka sprawa.

– Cześć. O co chodzi?

Pewnie chciała wyciągnąć ją na zakupy albo do kina. Próżne starania, i tak nie pójdzie, nie ma na to najmniejszej ochoty.

– Wiesz, że w sylwestra miała być u mnie impreza, ale sprawy się pokomplikowały i nic z tego. Moi rodzice mieli iść do znajomych, ale tata złamał nogę i muszą zostać w domu. Błagam, zapytaj swoich rodziców, czy pozwolą zorganizować to wszystko u ciebie. Skoro i tak jadą z Lilką i Wiktorem do waszej cioci Jadzi, to może się zgodzą. Proszę, błagam!

– Nic z tego, nie mam ochoty na żadne imprezy, a już z całą pewnością nie u mnie w domu!

Jeszcze by tego brakowało, żeby potem musiała sprzątać po jakichś ludziach, których nie znała. Niech sobie idą gdzie chcą, byle dali jej święty spokój.

– Błagam. Zaprosiłam już wszystkich, nie mogę teraz tego odwołać.

– Nie i jeszcze raz nie.

Wiedziała, że Maja nie da za wygraną, ale Zuza też nie zamierzała ustąpić.

– Zastanów się jeszcze. Wpadnę do ciebie jutro wieczorem, to pogadamy, może gdzieś pójdziemy we trzy, razem z Magdą.

– Dobrze, do jutra. Pa!

– Pa!

Zuza nie zamierzała się nawet nad tym zastanawiać. Żadnego Sylwka u niej nie będzie. Wprawdzie wiedziała, że Maja robi imprezę i była na nią zaproszona, ale już wcześniej powiedziała jej, że nie przyjdzie. Znałaby tam tylko kilka osób, reszta to znajomi siostry Mai, Mileny. W sumie miało być chyba z piętnaście osób. O nie, nie da się w to wrobić. Pewnie zdemolują dom, a ona będzie świeciła oczami przed rodzicami. Zresztą rodzice na pewno i tak się na to nie zgodzą. Tym bardziej, jeśli im powie, że nie zna większości ludzi, których chce zaprosić do domu. Nie zamierzała dalej zaprzątać myśli tą kwestią. Lepiej iść spać, przynajmniej nie będzie myślała o Mateuszu.

– Zuzka, zejdź na dół. Przyszły Maja i Magda – usłyszała głos mamy.

Rodziców miała całkiem w porządku, bardzo ich kochała i szanowała. Dobrze wychowywali ją i jej rodzeństwo, nigdy niczego im nie brakowało. Poza tym byli bardzo udanym małżeństwem. Mama Maria była księgową, a tata Andrzej policjantem, dość zasadniczym zresztą. Czasem tylko zbyt mocno ingerowali w ich wybory, a wręcz decydowali za nich. Dopóki była dzieckiem, nie przeszkadzało jej to w ogóle. Ale teraz coraz częściej tak. Bardziej chodziło o ojca. Od dawna miał zaplanowaną przyszłość dla niej i jej rodzeństwa. Tak często im o tym mówił, że chyba sami zaczęli wierzyć, że to ich własne marzenia. Zuza ostatnio nawet kilka razy się z nim o to pokłóciła, co wcześniej było nie do pomyślenia. Na szczęście mama potrafiła go trochę przystopować. Ona była spokojna i zrównoważona, zawsze starała się wysłuchać, doradzić i podjąć sprawiedliwą decyzję.

Po chwili wszystkie trzy siedziały w pokoju Zuzy. Dziewczyny bez zbędnych wstępów, zaczęły ją usilnie przekonywać, by zorganizowała domówkę trzydziestego pierwszego grudnia.

– Zgadzasz się? Będzie super! – prawie wykrzyczała Magda.

– Będą fajni chłopcy, koledzy Mileny. Zgadzasz się, prawda? – wyrzuciła jednym tchem Majka.

– Wiecie, że nie jestem w zbyt imprezowym nastroju. A już na pewno nie mam ochoty poznawać żadnych chłopców, a tym bardziej po nich sprzątać rano.

– Ale my ci pomożemy, razem z Mileną. Najpierw wszystko przygotujemy, a potem posprzątamy. Nie będziesz musiała zupełnie nic robić. Błagam, musimy jakoś fajnie wkroczyć w ten nowy rok. Przecież nie będziemy siedziały w domu i oglądały telewizji jak jakieś emerytki, siedząc w kapciach na kanapie. Zgódź się, będzie fajnie – ciągnęła Maja.

W sumie co jej szkodzi. Może to wcale nie jest taki zły pomysł? Przynajmniej pokaże temu idiocie Mateuszowi, że dobrze jej bez niego i że po nim nie rozpacza. Tylko czy rodzice się zgodzą? Będzie zmuszona ich okłamać, że wszystkich zna, a strasznie nie lubiła tego robić. Z rodzicami miała dobry kontakt i mogła z nimi pogadać prawie na każdy temat. Znała ich jednak dobrze i wiedziała, że się nie zgodzą na coś takiego. Trudno, dla dobra ogółu będzie musiała troszkę minąć się z prawdą.

– Dobrze, zgadzam się. Pozostaje największa przeszkoda, a mianowicie moi rodzice. Musimy im powiedzieć, że ja znam wszystkich zaproszonych. Ale i tak nie gwarantuję, że się zgodzą. A tak w ogóle to ilu ma być tych imprezowiczów?

– Magda, ty, ja, Milena, jej dwie koleżanki i pięciu kolegów.

– To ja zaproszę jeszcze Ulkę i Izkę z chłopakami – stwierdziła Zuza. – Musimy tylko przekonać moich rodziców, a jak ich znam, to nie będzie łatwe.

W mgnieniu oka pobiegły na dół do salonu.

– Mamo, tato, mam do was wielką prośbę… – I wszystkie trzy zaczęły mówić, jedna przez drugą. O dziwo poszło dość łatwo. Tata stawiał delikatny opór, ale co trzy głowy, to nie jedna. Z radosnym piskiem pobiegły na górę ustalać szczegóły. Szczerze powiedziawszy, Zuzie ten pomysł także zaczynał się podobać i nawet coraz bardziej się cieszyła, że pozna nowych ludzi. Po wyjściu dziewczyn zadzwoniła do Uli i Izy. Obie zgodziły się przyjść, więc może naprawdę będzie się dobrze bawiła. Jeśli nie polubi nowych znajomych, to przecież będą tam też jej przyjaciele.

Wigilia. Dla Zuzy był to jeden z najpiękniejszych dni w roku. Od rana przygotowywały z mamą kolację, a Lilka i Wiktor sprzątali salon. Tata do czternastej był na służbie. W tym roku miały być pierwsze święta bez babci Ali, Zuza czuła smutek i pustkę… Babcia, tak bardzo dla niej ważna. Zawsze mogła jej się ze wszystkiego zwierzyć, poradzić. Szczególnie teraz wyjątkowo mocno za nią tęskniła. Ale trzeba żyć dalej. Spojrzała za siebie, tata z Lilą i Wiktorem ubierali choinkę. W powietrzu unosił się jej zapach i wprowadzał iście świąteczną atmosferę. Zawsze mieli żywe drzewko i od lat te same ozdoby. Po Nowym Roku sadzili to drzewko w ogrodzie. Jak tak dalej pójdzie, niedługo będą mieli swój własny las.

– Zuza, nakryj do stołu – poprosiła mama.

– Już się robi.

Poszła po talerze i sztućce. Szybko policzyła: ich pięcioro, dziadek Władek, ciocia Zosia z Basią i Arkiem, w sumie dziewięć osób. W tym momencie rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Spojrzała na zegar, była szesnasta dwadzieścia. Kto to może być o tej porze? Poszła otworzyć.

– Dzień dobry, kochanie.

– Dziadek? Cześć! A co ty tak wcześnie?

– Nie mogłem już dłużej tak sam siedzieć, bez babci… dziś… – powiedział, do oczu napłynęły mu łzy. – Pomyślałem, że przyjdę wcześniej i może wam w czymś pomogę.

– Chodź, nakryjemy razem do stołu. – Chwyciła jego dłoń i poszli do salonu.

Dziadkowie mieszkali na sąsiedniej ulicy. Mama Zuzy nalegała, aby dziadek po śmierci babci przeprowadził się do nich, ale on nie chciał nawet o tym słyszeć. Twierdził, że ma dopiero sześćdziesiąt cztery lata i da sobie radę sam. Często go odwiedzali. Widać było, że bardzo brakowało mu żony.

Rozstawili we dwoje nakrycia i Zuzka poszła na górę, aby się przebrać. Przed dziewiętnastą przyjechała ciocia Zosia, siostra mamy, a jej chrzestna, z dziećmi – Basią i Arkiem. Ciocia rozwiodła się z mężem, gdy Zuza miała siedem lat, więc go prawie nie pamiętała.

Wieczerza wigilijna udała się znakomicie. Wszyscy zręcznie omijali temat babci. Ba, nawet dziadek wydawał się być szczęśliwy. Oczywiście były prezenty i choć Zuzka miała już siedemnaście lat, to z ciekawością czekała na jakiś drobiazg od rodziców. Chyba każdy lubi niespodzianki, bez względu na wiek. Od dziadka dostała szkatułkę na biżuterię, która należała do babci, od cioci srebrną bransoletkę, a od rodziców łańcuszek do kompletu. Była zadowolona ze wszystkiego. Szczególnie z prezentu od dziadka, ponieważ od dziecka podobał jej się ten bibelocik, często się nim bawiła, kiedy ich odwiedzała.

O północy wybrali się na pasterkę. Przy wejściu Zuza zobaczyła Mateusza z tą jego Beatą.

– Jasna cholera, nawet dziś muszę ich oglądać – zaklęła w myślach. Zreflektowała się jednak, była przecież w kościele.

– Cześć – powiedział Mateusz, kiedy ich mijała.

– Cześć – odpowiedziała przez zaciśnięte zęby i poszła, byle jak najdalej od nich.

Stanęła z tyłu. Mimo iż wokół był tłum ludzi, oni jak na złość stanęli parę kroków od niej. Nie mogła myśleć o niczym innym jak tylko o nich. Czuła się bardzo źle. Po mszy poszła odprowadzić dziadka do domu.

– Widziałem tego chłopaka – powiedział.

– Ja też – odburknęła.

– To była ta jego nowa dziewczyna?

– Tak.

– Może nie jestem babcią, ale zawsze możesz na mnie liczyć – zapewnił. – I wiesz co? Powiem ci, jako prawdziwy mężczyzna, że jesteś od niej sto razy ładniejsza. Nie wiem, co on widzi w tej dziewczynie. Zobaczysz, jeszcze będzie cię błagał o wybaczenie.

– No nie wiem, dziadku, nie wydaje mi się. Ale dziękuję za pocieszenie. – Pocałowała go w policzek i pobiegła do domu.

Z oczu kapały jej łzy z tęsknoty za babcią i przez Mateusza. Dlaczego życie jest takie do dupy? Weszła do domu, mama jeszcze krzątała się w kuchni. Zuza nie miała ochoty rozmawiać, poszła na górę, rzuciła się na łóżko i płakała, aż zasnęła.

Ze snu wyrwał ją dźwięk dzwonka u drzwi. Otworzyła oczy.

– O rany, która to może być godzina?

Chyba jest jeszcze bardzo wcześnie, kto o tej porze się do nich dobija? Była sama w domu. Reszta rodziny już wczoraj po południu pojechała do Zakopanego, do siostry ojca, cioci Jadzi, mieli wrócić jutro po południu. Ciotka studiowała w Krakowie i tam też poznała rodowitego górala, wujka Adama. Pobrali się i zamieszkali w jego rodzinnym domu w Zakopanem. Mają syna Seweryna i córkę Emilię.

Zuza zeszła na dół w szlafroku.

– Kto tam?

– Otwieraj! Strasznie zimno! – Przed drzwiami stały Magda, Maja i Milena.

– Zwariowałyście, co tak wcześnie przyszłyście? – Zanim zdążyła to powiedzieć, wszystkie trzy stały już w korytarzu.

– Wcześnie? Jest dziesiąta rano, a my mamy dużo do zrobienia, jeśli chcemy wyrobić się na dziewiętnastą. Pamiętasz, dziś jest impreza?! – Majka była strasznie podekscytowana. Wieczorem miał być Kamil, kolega Mileny, który bardzo jej się podobał. W sumie to on był chyba najważniejszym powodem, dla którego tak się zaangażowała w tego Sylwestra. – Musimy wszystko przygotować do siedemnastej, a potem zrobić się na bóstwo!!! To będzie niezapomniany wieczór, mówię wam, będzie super zabawa – ciągnęła.

Ze śmiechem zabrały się do pracy.

Pierwszymi gośćmi były oczywiście Ula i Iza z chłopakami, Igorem i Mikołajem. Potem pojawili się znajomi Mileny. Zuza nie znała ich wcześniej, ale wydali się całkiem mili. Byli w jej wieku lub o rok starsi, czyli mieli wiele wspólnego i od razu znaleźli wspólny język. Może ta noc będzie naprawdę udana, a ona będzie się dobrze bawiła. Była prawie dwudziesta, wydawało się, że wszyscy czują się tu doskonale. Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. No tak, brakowało jeszcze jednego z kolegów Mileny. Otworzyła drzwi, za którymi stali dwaj chłopcy.

– Cześć! Jestem Marek.

– Witam! Jestem Zuzka. Wchodźcie.

– Przyprowadziłem ze sobą mojego kuzyna Huberta. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu.

– Jasne, że nie. – Pewnie, że nie miała nic przeciwko! Ten Hubert był najprzystojniejszym chłopakiem, jakiego w życiu widziała. Pomyślała, że coś takiego jak miłość od pierwszego wejrzenia jest jednak możliwe. Wiedziała, że ta noc będzie wyjątkowa.

Weszli za nią do salonu. Od razu zauważyła, że Hubert wpadł w oko nie tylko jej. Magda nie spuszczała z niego wzroku. To bardzo dziwne, Zuza nie znała go, a już była o niego cholernie zazdrosna. Co się z nią dzieje?

– O czym tak myślisz? – zapytała Izka.

– Zastanawiam się, co nas czeka w następnym roku.

– Akurat! Widziałam jak ty i Madzia patrzycie na tego tu, jak mu tam…

– Hubert – odpowiedziała. Chyba zbyt szybko. – Wcale na niego nie patrzę, coś ci się wydawało. A jak ci się układa z Mikołajem?

– Zmieniasz temat, ale niech będzie. Chodź, napijemy się czegoś.

Zuza wzięła szklankę i zrobiła sobie drinka, bardzo słabiutkiego. Nie za bardzo lubiła alkohol, a w zasadzie nie powinna w ogóle pić, rodzice nie byliby zadowoleni. Ale co tam. W końcu była już prawie dorosła, a jeden drink nikomu nie zaszkodzi. Zresztą wszyscy coś sączyli. Wypiła go jednym tchem i zrobiła sobie drugiego.

Ze szklanką w ręku usiadła w fotelu i ukradkiem zerkała na Huberta, była nim coraz bardziej zafascynowana. On jednak wyraźnie nie był nią zainteresowany. Widać, że dobrze się bawił, rozmawiał raz z tym, raz z tamtym. Nawet z Magdą zamienił kilka zdań, a potem dość długo rozmawiał z Mileną. Nagle zaczął iść w jej kierunku.

– Wszystko w porządku? Od jakiegoś czasu siedzisz tutaj sama. Źle się bawisz?

– Nie, wszystko w porządku. – Z wrażenia ledwie mogła mówić. On zauważył, że tu siedziała!? Czyli że choć trochę się nią zainteresował. Co powinna teraz powiedzieć, jak podtrzymać rozmowę? Jeśli się nie odezwie, to on zapewne odejdzie. Zerknęła na zegar, była dwudziesta pierwsza czterdzieści, rzeczywiście długo tu siedziała.

– To twój dom, prawda?

– Tak, mój. – Co za szczęście, że on odezwał się pierwszy, ale teraz to ona musiała jakoś podtrzymać rozmowę. – A dlaczego o to pytasz? – Na nic lepszego nie było ją stać.

– Ładny. Długo tu mieszkasz?

– Całe życie. To rodzinny dom mojego ojca. Po ślubie zamieszkali tu razem z mamą. Mam jeszcze młodszego brata i siostrę.

– Ja mam młodszą siostrę, ma tyle lat co ty. Ale mniejsza o to. Zatańczysz ze mną?

– Jasne. – Nie mogła w to uwierzyć. On chciał z nią zatańczyć i wiedział, ile ma lat, czyli kogoś o nią wypytywał. Może jednak choć trochę mu się spodobała.

Delikatnie ją objął.

Jaki on wysoki, wyższy od niej prawie o głowę. Przysunęła się odrobinę bliżej niego, pięknie pachniał. W jego ramionach było tak bardzo bezpiecznie, a zarazem dziwnie, gdyż nigdy wcześniej nie doświadczyła czegoś podobnego. Długo tańczyli, rozmawiając. Czuła się tak, jak gdyby znała go przez całe swoje życie.

– Słuchajcie, za kwadrans będzie godzina zero! Zuza! Kieliszki i szampany! – usłyszała głos Izy.

Co? Już prawie północ? Przetańczyła z nim dwie godziny?!

– Już idę, ale ktoś musi pójść ze mną. – Weszła do kuchni, a za nią Magda i Kamil. Dziewczyny wzięły po tacy z kieliszkami, a Kamil dwie butelki z szampanem. Jedną podał Hubertowi. Każdy chwycił kieliszek i biegiem wyszli na zewnątrz.

– Dziesięć, dziewięć, osiem, siedem, sześć, pięć, cztery, trzy, dwa, jeden… – Korki szampanów wystrzeliły, dookoła huczały i rozbłyskiwały fajerwerki. Zaczęli składać sobie życzenia. Najbliżej Zuzy stał Hubert.

– Wszystkiego najlepszego w nowym roku – powiedziała.

– Wszystkiego najlepszego.

Delikatnie pocałował ją w policzek. Zakręciło jej się w głowie, a w żołądku poczuła ucisk. Myślała, że zaraz zwymiotuje. Co się z nią dzieje, chyba za dużo wypiła. Bo czy to możliwe, żeby się w nim zakochała?! Wszyscy do niej podchodzili i składali życzenia, ona im odpowiadała, ale myślała tylko o nim.

Było dość wietrznie, co potęgowało uczucie zimna, więc szybko wrócili do domu. Pędem wbiegła po schodach i poszła do swojego pokoju. Usiadła na łóżku. Potrzebowała chwili samotności i spokoju, musiała pozbierać myśli. Jeszcze wczoraj, gdzie tam, jeszcze dziś przed dwudziestą cierpiała z powodu Mateusza. Teraz wydawało jej się, iż to wszystko było już bardzo dawno temu i bez znaczenia, że to tylko jakieś dziecinne zauroczenie. Wiedziała już, że to, co do niego czuła, na pewno nie było miłością. Ktoś otworzył drzwi i wszedł do pokoju.

– Mogę?

– Jasne. – W drzwiach stała Ula. Usiadła obok niej.

– Chodzi o Huberta, prawda? Przyglądałam się wam, gdy tańczyliście, pasujecie do siebie. Wydaje mi się, że wpadłaś mu w oko.

– Niczego się przed tobą nie ukryje. Masz rację, on bardzo mi się podoba.

– Zauważyłam. Znam cię trochę i zobaczysz, będziecie fajną parą. Chodź, idziemy na dół.

Kiedy weszły do salonu, Hubert stał przy oknie i rozmawiał z Kamilem. Gdy tylko ją zobaczył, szybko do niej podszedł.

– Długo cię nie było. Zatańczysz ze mną jeszcze? – Nie czekając na odpowiedź, objął ją ramieniem i zaczęli tańczyć.

Przytuliła się do niego, mogliby tak trwać już na zawsze. Utwory się zmieniały, raz wolne, raz szybkie, a oni cały czas byli do siebie przytuleni. Czuła się cudownie. Zerknęła na zegar, było po drugiej. Tańczyli przy refrenie jednej z jej ulubionych piosenek:

„…Nic nie może przecież wiecznie trwać

Co zesłał los, trzeba będzie stracić

Nic nie może przecież wiecznie trwać

Za miłość też przyjdzie kiedyś nam zapłacić…”

Nagle ktoś dotknął jej ramienia.

– Zuzka, ja i Iza już wychodzimy. Wpadniemy za kilka godzin, to pomożemy ci posprzątać – usłyszała głos Uli.

Odsunęła się od Huberta i poszła odprowadzić gości do drzwi.

– Nie musicie przychodzić. Magda, Majka i Milena zostają u mnie, więc damy sobie radę.

– Wiem o tym, ale tak naprawdę to my chcemy z wami poplotkować – szepnęła jej do ucha Ulka.

– Skoro tak, to czekamy, byle nie przed południem. Pa! – powiedziała ze śmiechem. Odwróciła się i o mało nie zderzyła z Markiem, obok którego stał Hubert.

– My też już musimy iść. Bawiliśmy się świetnie, prawda, Hubert?

Tamten kiwnął głową.

– Na razie – powiedzieli obaj i wyszli.

– Cześć – odpowiedziała ledwie słyszalnie, zamykając za nimi drzwi.

W jednej chwili poczuła dziwny smutek, a może żal, może jedno i drugie. Hubert nawet nie zapytał o jej numer telefonu, pewnie już go więcej nie zobaczy. Nie miała jednak czasu o tym pomyśleć. Kolejni goście wychodzili, z każdym musiała się pożegnać.

Impreza dobiegła końca. Lekko ogarnęły salon i położyły się do łóżek. Zuza była bardzo zmęczona. Mimo uczuć i emocji, jakich dziś doświadczyła, zasnęła w sekundę, zdążyła jedynie pomyśleć, że wszystko się skończyło, zanim się zaczęło.

Otworzyła oczy. Która to może być godzina? Zerknęła na zegarek, było po dziesiątej. Wstała i zeszła do kuchni. Dziewczyny jeszcze spały. Rodzice z Lilą i Wiktorem mieli wrócić wieczorem. Napiła się soku i zaczęła powoli, cichutko sprzątać szklanki, talerze, sztućce. Dlaczego nie wziął od niej numeru telefonu? Czy naprawdę nie chciał kontynuować ich znajomości? Czuła się gorzej niż po rozstaniu z Mateuszem. Usłyszała, że ktoś schodzi.

– O, już wstałaś – powiedziała do Mai. – Chodź, zrobimy sobie kawę, ona pomoże nam się naprawdę obudzić.

– Bardzo chętnie się napiję. Lepiej powiedz mi, co z tym Hubertem. Zauważyłam, że zrobił na tobie duże wrażenie. Kiedy się znowu spotkacie?

– Pewnie nigdy. Nie wziął mojego numeru telefonu, o nic nie pytał.

– A ty nie mogłaś zapytać pierwsza? Jak chcesz, to poproszę Milę, żeby…

– Nie trzeba. Nie chcę – powiedziała, przerywając Mai. – Wydaje mi się, że on nie ma ochoty na kontynuowanie naszej znajomości.

Ze schodów zeszły Madzia i Milena, więc Zuza i Maja skończyły rozmowę na temat Huberta. Chwilę potem dołączyły do nich Ula i Iza. Wszystkie razem zabrały się za porządki, z którymi uporały się błyskawicznie. Po czternastej siedziały w salonie, wymieniając się wrażeniami z minionej nocy.

Wieczorem Zuza leżała na łóżku, słuchając muzyki. Zamknęła powieki, analizowała słowa i gesty Huberta. Miała nadzieję, że wkrótce go spotka. Bez wątpienia między nimi zrodziło się jakieś uczucie.

– Możemy porozmawiać? – zapytała matka, siadając na łóżku Zuzy.

– Jasne. O co chodzi?

– Czy wszystko w porządku? Jesteś taka smutna. Zuzeńko, nie rozpamiętuj już tego, co było. Za chwilę poznasz kogoś nowego i znowu będziesz szczęśliwa. Uwierz mi. Jesteś jeszcze taka młoda, całe życie przed tobą.

– Wierzę. Ja już o Mateuszu nie myślę, naprawdę. Jestem tylko ogromnie zmęczona, bo krótko spałam.

Mama pogłaskała ją po głowie, jak wtedy, kiedy Zuza była małą dziewczynką, i wyszła. Nie chciała mówić matce prawdy. Bo i niby co miała jej powiedzieć? Że minionej nocy zakochała się w kimś, kogo zupełnie nie znała, i że najprawdopodobniej już go nie spotka?

Był poniedziałek, trzeci stycznia. Pierwszy dzień w szkole po przerwie świątecznej minął Zuzce bardzo szybko. Maja i Magda namawiały ją, żeby potem poszła z nimi na zakupy, ale nie miała na to najmniejszej ochoty. Szybko wróciła do domu. Rodzice byli jeszcze w pracy, a Wiktor i Lilka u dziadka. Ona poszła do siebie i położyła się na łóżku. Zasnęła. Obudził ją dzwonek telefonu. Zerknęła na zegar, było po dwudziestej. Telefon przestał dzwonić, zanim zdążyła odebrać, ale po chwili znowu rozbrzmiał dźwięk dzwonka. Szybko zerknęła na wyświetlacz, jakiś nieznany numer.

– Słucham.

– Cześć! – usłyszała wesoły męski głos.

– Cześć!

– Z tej strony Hubert. Pamiętasz mnie? Poznaliśmy się w sylwestra.

Czy pamiętała? O nikim innym nie myślała od trzech dni. Z wrażenia zaparło jej dech w piersiach, nie mogła wydobyć z siebie ani słowa.

– Halo. Halo, jesteś tam?

– Tak, tak, jestem – wydusiła w końcu. Nie wiedziała, co ma jeszcze powiedzieć. – Skąd masz mój numer? – zapytała.

– Poprosiłem Marka, żeby wziął go od Mileny. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko.

– Oczywiście, że nie.

– Dzwonię, bo chciałem zaprosić ciebie i twoich znajomych do klubu Szóstka w tę sobotę. Nie znam numerów do twoich znajomych, więc zaproś ich w moim imieniu. Przyjdziecie?

– A to jakaś specjalna okazja?

– Nie, po prostu będzie fajna impreza. To jak?

– Nie wiem, muszę najpierw ich zapytać.

– Ok. Jak już będziesz wiedziała, to daj znać. Do usłyszenia!

Bardzo chciała tam pójść, a w zasadzie musi, i pójdzie! Od razu zadzwoniła do dziewczyn powiedzieć, że w sobotę idą na imprezę. Szybko wybrała pierwszy numer, do Ulki oczywiście. Jednym tchem opowiedziała jej, o co chodzi, zgodziła się. Potem reszta, idą wszystkie. Miała ochotę krzyczeć z radości, za pięć dni znowu go zobaczy!!!

Ten tydzień wlókł się niemiłosiernie. Miała wrażenie, że wskazówki zegara zamiast iść do przodu, to się cofają. W końcu nadeszła upragniona sobota. Siedziała jak na szpilkach, czekając na Izę i Mikołaja, którzy mieli po nią przyjechać. Tak bardzo chciała ponownie spotkać Huberta. Nie wiedziała jednak, czego może się po nim spodziewać. Właściwie wcale go nie znała.

– Ładnie wyglądasz. Gdzie idziesz? – Do pokoju weszła Lilka. Jeszcze kilka dni temu Zuza wygoniłaby ją z pokoju, ale nie dziś. Dziś była taka szczęśliwa.

– Idę na imprezę do kolegi.

– A do kogo?

– I tak go nie znasz. – Tak naprawdę to i ona sama go prawie nie znała, więc co miała powiedzieć siostrze.

– Idziesz do niego do domu, a gdzie on mieszka?

– Nie idę do jego domu, tylko do klubu.

– Zuzka! Iza przyjechała! – usłyszała dochodzący z dołu głos mamy.

– Już schodzę! Pa, Lilcia, życz mi powodzenia! – Uściskała siostrę i pobiegła na dół.

Do Szóstki weszli przed dziewiętnastą, ale oprócz Majki i Mileny nikogo znajomego jeszcze nie było. Usiedli przy jednym z wolnych stolików. W tym momencie wszedł Hubert z Markiem i jakimiś dwiema dziewczynami. Czuła, że na jego widok oblała się rumieńcem, a dokładniej zrobiła się czerwona jak burak. Dobrze, że panował tam półmrok, miała nadzieję, iż nikt tego nie zauważył. Po ogólnym powitaniu dosunęli drugi stolik i usiedli razem. Co chwilę pojawiał się ktoś nowy i po kilkunastu minutach byli już w komplecie. Okazało się jednak, że ta impreza nie była tak zupełnie bez okazji. Hubert szóstego stycznia obchodził dziewiętnaste urodziny i jak to przed chwilą powiedział, chciał je świętować także z nowymi znajomymi. Zuzce było trochę niezręcznie, gdyż nie miała dla niego żadnego prezentu, ale z drugiej strony, skąd mogła wiedzieć. Jednak o wiele bardziej nurtowała ją inna rzecz. Kim były te dwie dziewczyny, Patrycja i Kasia, które przyszły z chłopakami.

– Byłaś już tu kiedyś? Jak ci się podoba? – zapytał Hubert, siadając obok niej. Jego bliskość onieśmielała Zuzę.

– Nie, nie byłam, ale jest całkiem fajnie – odpowiedziała.

– Zatańczysz ze mną?

– Zatańczę.

Wziął ją za rękę i poszli na parkiet. Leciał jakiś szybki kawałek, ale oni tańczyli przytuleni do siebie. Spędzili tak przeszło godzinę. Kątem oka dostrzegła, że Magda też była na parkiecie z jakimś nieznanym Zuzce chłopakiem.

– Chodź, napijemy się czegoś. – Nie puszczając jej dłoni, delikatnie pociągnął ją w kierunku baru.

– Co pijesz?

– Może być jakiś sok. – I jej, i sobie wziął sok pomarańczowy. Usiedli przy stoliku.

– Masz chłopaka? – zapytał.

– Miałam, kiedyś. Ale to już przeszłość. A ty masz dziewczynę?

– Miałem, kiedyś. Ale to już przeszłość. – Zaśmiał się, miał taki męski, dźwięczny śmiech. Czuła, że z każdą chwilą Hubert staje się dla niej kimś coraz ważniejszym. Podobało jej się to uczucie. Chociaż jednocześnie trochę bała się tego, nie chciała znowu cierpieć.

– A kim są Patrycja i Kasia? – zapytała.

– Pati to moja siostra, a Kaśka to moja kuzynka, siostra Marka. – Czyli to jego siostry, trochę jej ulżyło.

Była dwudziesta druga trzydzieści. Od roku miała z rodzicami umowę, że może wychodzić, gdzie chce, jednak w domu ma być najpóźniej przed pierwszą w nocy. Czas tak szybko mijał, po północy będzie musiała wracać. Droga do domu zajmie im z pół godziny. Podeszły do nich Patrycja i Kasia.

– Brat, my idziemy już do domu – powiedziała do niego Patrycja i uśmiechając się, skierowała wzrok na Zuzę. – Hubert trochę nam o tobie opowiadał. Miło było cię poznać. Jestem pewna, że niedługo znowu się zobaczymy. Pa! – mówiąc ostatnie zdanie, puściła oczko do Huberta.

– Mnie też było miło was poznać. Do zobaczenia! – odpowiedziała Zuzka.

Ciekawiło ją, co on mógł mówić na jej temat? Najważniejsze, że w ogóle coś mówił.

– Co o mnie powiedziałeś swoim siostrom? – zapytała.

– Już ci mówiłem, tylko Patka jest moją siostrą, Kasia to siostra Marka, a moja kuzynka – odrzekł przekornie.

– Ok, ale nadal nie wiem, co im o mnie powiedziałeś.

– Tylko tyle, że poznałem fajną dziewczynę, która bardzo mi się spodobała.

Nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała. Ona mu się podobała, poprawka, bardzo mu się podobała. Miała ochotę rzucić mu się na szyję, ale zamiast tego uśmiechnęła się głupkowato. Była tak zaskoczona jego słowami, że nie wiedziała, co powinna teraz powiedzieć. On, jakby czytając w jej myślach, złapał jej dłoń i zaprowadził Zuzę na parkiet. Przytulił ją do siebie.

– Mogę cię pocałować? – wyszeptał jej do ucha.

W odpowiedzi kiwnęła twierdząco głową. Delikatnie musnął wargami jej usta i przytulił ją jeszcze mocniej. Nogi się pod nią ugięły, w brzuchu czuła dziwne łaskotanie, jakby latało tam stado motyli. Gdyby nie to, że tak mocno ją obejmował, upadłaby na podłogę jak długa. Do tej pory nigdy czegoś takiego nie doświadczyła. Przeczytała ze sto książek o miłości i jeżeli wszystko, co w nich było napisane, jest prawdą, to chyba właśnie się w nim zakochała.

– Zuza, bardzo cię lubię. Mam wrażenie, jakbym znał cię całe życie. Przy tobie nie muszę niczego udawać.

– Ja też tak czuję – wyszeptała, a ze szczęścia chciało jej się płakać.

– Wiesz, już cię nie wypuszczę.

– Mam taką nadzieję. – Tym razem to ona pocałowała jego. Poczuła, jak ogarnia ją wielki spokój, była już pewna, że to ten „…na dobre i na złe, dopóki śmierć nas nie rozłączy…”. Tańczyli czule objęci.

– Zuza, jest po północy. Powinniśmy już wracać – usłyszała głos Izy. Niechętnie odsunęła się od Huberta i poszła do samochodu.

– Wiecie? Chyba się zakochałam – powiedziała, kiedy wsiedli do auta.

– Wiemy – odparł Mikołaj ze śmiechem. – Cały wieczór nie odstępowaliście siebie na krok.

W domu była przed pierwszą. Żeby nikogo nie obudzić, weszła cichutko na górę i położyła się do łóżka. Pomyślała, że teraz jest naprawdę szczęśliwa, po czym zasnęła.

Był maj. Od tamtej soboty nie miała z Hubertem żadnego kontaktu, nie zadzwonił, kiedy ona dzwoniła, nie odbierał. Nie była na niego zła, raczej rozczarowana i smutna. Znali się krótko, lecz bolało ją to o wiele bardziej niż to, co zrobił Mateusz. Po co jej to wszystko mówił, jeśli nie miał zamiaru dalej się z nią spotykać. Nie umiała sobie z tym poradzić. Przestała spotykać się z przyjaciółmi, praktycznie nie wychodziła z domu.

– Zuzia! – usłyszała głos. Poczuła, jak ktoś szarpie ją za ramię. Otworzyła oczy, to była Lila. – Zuzia, mama kazała cię obudzić, jest prawie południe. Wstawaj, zaraz będzie obiad.

– Już idę. – Usiadła na łóżku. Jak dobrze, że to był tylko zły sen, a raczej koszmar. Nie był maj, a nadal styczeń. Dla pewności popatrzyła za okno, znów padał śnieg. Od spotkania z Hubertem minęło zaledwie kilka godzin. Pomyślała, że już za nim tęskni.

Kiedy zeszła na dół, ojciec z Wiktorem i Eweliną oglądali jakiś program telewizyjny, a mama kończyła robić obiad.

– Jak się wczoraj bawiłaś? – zapytał tata.

– Bardzo dobrze – odpowiedziała.

Dalszą rozmowę przerwał im dzwonek do drzwi, pobiegła otworzyć. Była niesamowicie zdziwiona i zaskoczona, kiedy zobaczyła przed sobą Mateusza. Co on tu robi?

– Cześć, Zuza! Mogę wejść? Chciałbym z tobą pogadać.

– Cześć. Wejdź. – Nie miała bladego pojęcia, czego on może od niej chcieć. Poszli na górę, do jej pokoju.

– Po co przyszedłeś?

– Zuza, chciałem cię przeprosić.

– Przeprosić? Za co?

– Za wszystko. Ta Beata to był błąd, ja nadal ciebie kocham. Chciałbym, żebyśmy znowu byli razem, tęsknię za tobą. Nie wiem, co mi odbiło. Wybaczysz mi?

– Dziadek miał rację – powiedziała bardziej do siebie niż do niego i zaśmiała się.

– Co? – zapytał zdziwiony.

– Nie, nic. Mateusz, my już nigdy nie będziemy razem – powiedziała bardzo stanowczo. – Po pierwsze, dlatego, że bardzo mnie zraniłeś, a po drugie, ja już ciebie nie kocham. Tak w ogóle to byliśmy raczej parą dzieciaków, którym się wydawało, że są zakochani. My, a już na pewno ja, nawet nie wiedzieliśmy, co to miłość, chociaż miłość to za duże słowo w naszym przypadku.

– Ale to wszystko da się jeszcze naprawić. Nie przekreślaj tak łatwo tych lat, które razem spędziliśmy.

– Jakich lat? Nie dramatyzuj. To była zabawa w dorosłych, zrozum. My nie mamy już czego naprawiać, a poza tym ja też kogoś poznałam. – Gdyby powiedział jej to wszystko dwa tygodnie temu, to pewnie rzuciłaby mu się na szyję i wybaczyła tę Beatę. Ale nie dziś. W tym momencie zdała sobie sprawę, iż jest mu naprawdę wdzięczna za to, że ją zostawił. Dzięki temu poznała Huberta i była teraz taka szczęśliwa.

– Jak to kogoś poznałaś?! Proszę daj nam jeszcze jedną szansę, byliśmy razem tacy szczęśliwi.

– Właśnie, byliśmy. Nie da się już wrócić do tego, co było między nami. Dla mnie ta sprawa jest definitywnie zakończona. Wiesz co? Chyba musisz już wyjść. – Wstała. Powoli zaczął za nią iść, odprowadziła go do drzwi.

– Zuza, proszę zastanów się jeszcze nad tym, co ci powiedziałem.

– Nie mam się nad czym zastanawiać. Jak sam mi jakiś czas temu powiedziałeś, zostańmy przyjaciółmi. Cześć! – Po tych słowach zamknęła za nim drzwi. Zrobiło jej się go trochę żal. Nadal był dla niej kimś ważnym, ale już nie tak ważnym jak Hubert.

– Po co Mateusz tu był? Nad czym masz się jeszcze zastanowić? – zapytała mama, kiedy usiedli do obiadu.

– Nad niczym ważnym. Jestem strasznie głodna, jedzmy. – Zuza nic więcej nie mówiła. Po co gadać o czymś, co nie ma już żadnego znaczenia. Ten etap życia definitywnie zakończyła, to wszystko było już poza nią. Zrozumiała, że przestała już być dzieckiem. Powoli wkraczała w dorosłe życie, za dziewięć miesięcy skończy osiemnaście lat…

– Mamo, jak zjem, pójdę odwiedzić dziadka – powiedziała.

– Bardzo dobrze, zaniesiesz mu obiad. Nie wiem, czy coś sobie przygotował. Martwię się o niego. Widać, że bardzo brakuje mu babci. Jak nam wszystkim zresztą.

– Nie martw się, dziadek da sobie radę. Myślę, że powoli zaczyna się już przyzwyczajać do tej sytuacji, w końcu babci nie ma już od przeszło czterech miesięcy.

Drzwi jak zwykle były otwarte. Weszła do środka. Dziadek siedział w salonie na kanapie, czytając gazetę.

– Cześć, dziadek, przyniosłam ci obiad!

– Dzień dobry, Zuziu. Która to już godzina?

– Czternasta. Chodź do kuchni.

Podgrzała jedzenie w mikrofalówce i postawiła na stole. Dziadek usiadł i powoli zaczął jeść.

– Usiądź chociaż ze mną, nie lubię jeść w samotności – powiedział.

Usiadła obok i nalała soku do szklanki.

– Wiesz? Miałeś rację z tym Mateuszem. Przyszedł do mnie dziś z przeprosinami. Chciał, żebyśmy znowu byli razem.

– I co mu odpowiedziałaś?

– Że możemy zostać przyjaciółmi.

– Cieszę się, i to bardzo. Prawdę powiedziawszy, nie przepadałem za nim. Ale powiedz mi, dlaczego podjęłaś taką decyzję. Wydawało mi się, że jeszcze niedawno zgodziłabyś się. Coś się zmieniło?

– Właśnie, jeszcze niedawno tak, ale teraz już nie. Dziadku, poznałam chłopaka. Ma na imię Hubert, bardzo mi się podoba.

– Cieszę się, że jesteś szczęśliwa. – Dalej jadł w milczeniu, ona też nic nie mówiła.

Tak bardzo pragnęła teraz porozmawiać z babcią. W drodze powrotnej poszła na cmentarz. Stojąc nad grobem, opowiadała o minionych wydarzeniach. Potrzebowała tego. Przyniosło jej to pewien spokój. Po chwili skierowała kroki w stronę domu. Już z oddali dostrzegła mężczyznę opierającego się o słupek ich furtki. Zdziwiła się, kto to może być o tej porze? Byle nie Mateusz. W tym momencie on też ją zauważył i zaczął szybko iść w jej kierunku. Och! Nie mogła w to uwierzyć, to był on, Hubert!

– Cześć, Zuza! – powiedział radośnie.

– Cześć! Co ty tu robisz? Długo tu stoisz?

– Jakiś czas. Czekam na ciebie.

– Nie mogłeś zadzwonić?

– Dzwoniłem, ale nie odbierałaś, nie oddzwoniłaś.

– Byłam u dziadka i nie wzięłam telefonu. Stało się coś, że przyszedłeś?

– Po prostu nie widziałem mojej dziewczyny od wczoraj i bardzo się stęskniłem.

– Jestem twoją dziewczyną? – Nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała. Była jego dziewczyną…

– Teraz już tak. – Uśmiechnął się. Chwycił jej dłoń i poszli w kierunku jej domu.

– Wejdziesz?

– Czy ja wiem? Twoi rodzice…

– Nie zjedzą cię, chodź. – Pociągnęła go mocniej za rękę i razem weszli do środka. Zaprowadziła go do salonu.

– Cześć wam, już wróciłam. Po drodze spotkałam kolegę, Huberta, pójdziemy na górę.

– Dobry wieczór – powiedział Hubert.

– Dobry wieczór – odpowiedziała mama.

– Dobry wieczór. Po drodze czy pod domem? – burknął ojciec. – Kolega stał tam przeszło godzinę, już miałem iść go wylegitymować.

– Oj, tato, daj spokój – powiedziała ze śmiechem i poszli do jej pokoju.

On usiadł na krześle przy biurku, a ona na łóżku. Pokój miała niezbyt duży, ale bardzo przytulny. Po lewej stronie drzwi stało biurko i krzesło, dalej komoda. Po prawej stronie od drzwi stała szafa, a wzdłuż ściany łóżko, nad nim wisiała półka. Na ścianie przeciwległej do wejścia było okno z roletą, nie znosiła firanek ani zasłon, na parapecie stały dwa storczyki i radio. Ściany miały odcień delikatnego błękitu, na podłodze były panele. Na półkach stało kilka bibelotów i dużo książek, uwielbiała czytać. Często utożsamiała się z bohaterami książek, które akurat „przeżywała”. Sama o sobie zwykła mawiać, że jest romantyczką, ale umiarkowaną i praktyczną.

– Ładny masz pokój – powiedział po chwili ciszy.

– Dziękuję, a ty gdzie mieszkasz?

– W jednej z kamienic koło technikum budowlanego.

– To niezbyt ciekawa okolica. – O nie, co za głupoty gada, jaka nieciekawa okolica, całkiem rozum jej odjęło. Nie wiedziała, co ma teraz powiedzieć. – To znaczy, eee…

– Masz rację. Mieszkam tam od zawsze i wiem, że innym wydaje się, że mieszkają tam sami degeneraci. Ale normalni ludzie też, ja jestem tego przykładem. – Zaśmiał się, aby rozładować napięcie. – Mama rozwiodła się z moim ojcem, kiedy miałem dziewięć lat, i na czynsz w innej okolicy nie było jej stać. Sama z dwójką małych dzieci. Ojciec był alkoholikiem i po rozwodzie w ogóle się nami nie interesował, a co za tym idzie, nie pomagał mamie finansowo. Była zdana wyłącznie na siebie. Mimo wszystko mieliśmy fajne dzieciństwo. Zresztą mniejsza o to. Nie masz mi za złe, że dziś przyszedłem?

– Jasne, że nie! Naprawdę stałeś pod domem przeszło godzinę?

– Coś koło tego – powiedział i uśmiechnął się.

– A jeśli bym była w domu i nie wychodziła, to jak długo byś stał?

– Do skutku albo do czasu, kiedy odebrałabyś telefon.

Zrobiło jej się bardzo miło, chyba naprawdę ją lubił, skoro tyle czekał. Do pokoju weszła Lila.

– Cześć, jestem Ewelina, siostra Zuzy. Jak chcesz, możesz mówić Lila, wszyscy się tak do mnie zwracają. A ty?

– Cześć, mam na imię Hubert.

– Tata kazał mi tu przyjść i zapytać, czy nie chcecie czegoś do picia?

– Nie, dzięki. Jak będę chciała, to sama pójdę na dół. Uciekaj stąd – powiedziała z nerwami Zuzka.

– Ok, idę. – Lila wybiegła z pokoju. Oczywiście nie zamknęła za sobą drzwi i głośno tupiąc, schodziła po schodach.

– Co to było? – zapytał.

– Prawdę powiedziawszy, to nie wiem. Pierwszy raz zrobili coś takiego. Pewnie dlatego, że jesteś pierwszym chłopakiem, jaki do mnie przyszedł.

– Mówiłaś, że już kogoś miałaś.

– Tak, ale to był chłopak, którego moi rodzice znali od wieków. Jesteś pierwszym, że tak powiem, nieznajomym.

– Rozumiem – powiedział, patrząc na nią w sposób, który powodował szybsze bicie serca Zuzy. – Gdzie chodzisz do szkoły?

– Do liceum ekonomicznego, jestem w trzeciej klasie, za rok matura, a ja już się denerwuję. A ty?

– Ja już pracuję. Chodziłem do zawodówki, nie mam matury. Chciałem pomóc mamie. Wymyśliłem zawodówkę, bo tam były praktyki, za które płacili, a dodatkowo dorabiałem po godzinach. Jestem mechanikiem, prawdę powiedziawszy, bardzo lubię tę pracę, kocham samochody.

– Rozumiem. Ja chcę iść na studia prawnicze, jak zdam maturę oczywiście.

– Na pewno zdasz.

– Mam nadzieję. Mój tata jest policjantem i wymyślił sobie, że będę prawniczką. Mnie ten pomysł też się podoba, myślę, że taka praca będzie mi odpowiadała. A co z twoim ojcem?

– On już nie żyje. Zmarł, kiedy miałem szesnaście lat. Zapił się na śmierć. Znaleźli go martwego w jakiejś melinie na przedmieściach. Na pogrzebie byliśmy, ale nie było mi specjalne przykro, nie widziałem go od rozwodu rodziców. Ale nie lubię o tym mówić.

– Rozumiem. – Zrobiło jej się go żal. Jakie musiał mieć trudne życie do tej pory. Ona miała wszystko, czego zapragnęła, on prawie nic, nawet pełnej rodziny. Nie wyobrażała sobie życia w tamtym miejscu, i to bez taty. Spojrzała na niego zupełnie inaczej. Trochę z podziwem, zaimponował jej tym, czego się o nim właśnie dowiedziała. Dorastał w takim środowisku, a mimo wszystko udało mu się wyjść na ludzi. Przynajmniej tak jej się wydawało, za krótko go znała, żeby coś wiedzieć na pewno. Czuła jednak, że jest dobrym człowiekiem i że mogłaby być z nim szczęśliwa.

– Muszę już iść, jest po dwudziestej. Nie chcę się narażać twoim rodzicom już na pierwszej wizycie.

Wstał, ona też się podniosła. Stanęli naprzeciw siebie. Delikatnie dotknął dłonią jej policzka, pochylił się nad nią i pocałował w czoło. Stanęła na palcach i musnęła ustami jego usta. Przytulił ją do siebie i mocniej odwzajemnił pocałunek. Oparła mu głowę na ramieniu, stali tak przez chwilę. Chwyciła mocno jego dłoń, zeszli na dół. Zamknęła za nim drzwi i poszła do salonu powiedzieć rodzicom dobranoc.

– Kto to był? – zapytał ojciec. – Pierwszy raz go widzę. To kolega ze szkoły?

– Nie, to znajomy Mileny. Był tu w Sylwestra.

– A powiesz nam o nim coś więcej? – zapytała mama.

– Na razie nie ma o czym mówić. – Chciała powiedzieć wszystko, co o nim wiedziała, ale pierwszy raz bała się, że jej nie zrozumieją. Czuła, że ojciec nie będzie zadowolony, kiedy się dowie, gdzie on mieszka, że nie ma nawet matury. Znała jego wyobrażenia o jej ewentualnym przyszłym mężu… po studiach, z dobrą pracą, a już na pewno nie mechanik samochodowy po zawodówce. – Znam go krótko, to tylko kolega. Ale teraz wy powiedzcie mi, co miała oznaczać ta akcja z Lilką w moim pokoju?

– Przepraszam, chyba sam nie wiem, co to było – powiedział ojciec.

Matka się roześmiała.

– W porządku, ale bez takich na następny raz.

– To będą jakieś następne razy? – zapytał.

– Tatoooo… Mogę iść na górę? Jutro idę do szkoły, muszę wcześnie wstać.

– Jasne, idź. Pamiętaj, że zawsze możesz z nami o wszystkim porozmawiać – zapewniła mama.

– Wiem, dziękuję. Dobranoc! – Poszła na górę, wykąpała się i wskoczyła do łóżka. Była naprawdę szczęśliwa. Zakochała się śmiertelnie poważnie.

W szkole była zamyślona i rozkojarzona. Ciągle o nim myślała. Nie mogła się doczekać, kiedy znów go zobaczy, a nawet nie umówili się na następne spotkanie. Pewnie wyjdą gdzieś razem w sobotę, a to dopiero za pięć dni. Strasznie długo. Na przerwie usiadła na parapecie i patrzyła przez szybę.

– Jak tam z Hubertem? – usłyszała głos Magdy. – Przyznam, że mi też wpadł w oko.

– Zauważyłam. Wiesz co? Bardzo go lubię. Był u mnie wczoraj po południu.

– Fajnie, przynajmniej już nie myślisz o Mateuszu.

– Już nie, ale nie zgadniesz! Mateusz też był u mnie wczoraj. Przeprosił i chciał, abyśmy wrócili do siebie, byli znowu razem.

– Zgodziłaś się?!

– Jasne, że nie. Ten etap mam już za sobą.

– Dobrze! Widzę, że ten Hubert naprawdę zawrócił ci w głowie. Ale ja też kogoś poznałam w sobotę.

– Widziałam, jak tańczyliście w klubie.

– Ma na imię Tomek. Ma dwadzieścia lat i studiuje dziennikarstwo.

– Ooo, student, marzenie każdej licealistki. – Zachichotały obie.

Kończyła lekcje przed szesnastą, w poniedziałki miała najwięcej godzin. Ze szkoły wyszły razem, śmiejąc się i obgadując ostatni weekend. Przed bramą stał Hubert.

– Cześć, dziewczyny! – Podszedł do nich. Pocałował Zuzę w czoło, jednocześnie chwytając jej dłoń. Była szczerze zaskoczona tym, że czekał na nią, ale ogromnie ucieszył ją jego widok.

– Cześć! – odpowiedziały.

Dziewczyny, jak zwykle, poszły na przystanek tramwajowy, a oni postanowili przespacerować się do domu Zuzki.

– Cieszę się, że przyszedłeś. – Ścisnęła mocniej jego dłoń.

– Mam nadzieję – odpowiedział i musnął wargami jej policzek.

Całą drogę rozmawiali o szkole, pracy, znajomych. Pod domem przytulił ją i pocałował. Kątem oka dostrzegła w oknie ojca. O nie, teraz się zacznie gadanie.

– Muszę już iść. Kiedy się spotkamy? – zapytała.

– Może w sobotę pójdziemy do kina i na pizzę. Co ty na to?

– Świetny pomysł.

– Przyjdę po ciebie o szesnastej.

– W takim razie do zobaczenia. – Odwróciła się i poszła do domu. Ciekawa była rozmowy z ojcem, a jednocześnie trochę się jej obawiała. Podświadomie czuła, że mimo iż nie znał Huberta, to go nie lubił. Rozebrała się i pobiegła na górę. Tata od razu wszedł za nią.

– Wczoraj mówiłaś, że to tylko kolega, a dziś całujesz się z nim pod domem! – powiedział lekko podniesionym głosem.

– Tato, bardzo go lubię, ale na razie nie wiem, co z tego wyniknie. Chciałabym żebyście go polubili.

– Kto to w ogóle jest, ile ma lat, gdzie mieszka? – zasypał ją gradem pytań.

– Ma dziewiętnaście lat, mieszka z matką i siostrą w jednej z kamienic koło technikum budowlanego, pracuje jako mechanik samochodowy – wyrzuciła z siebie jednym tchem. Wiedziała, że ojcu się to nie spodoba. Ale nie chciała go okłamywać. Prędzej czy później i tak musiałaby mu o tym powiedzieć. Z doświadczenia wiedziała, że lepiej prędzej.

– Co!? Przecież to nie jest chłopak dla ciebie. Bez szkoły, bez perspektyw, pewnie jakiś złodziej.

– Nie dla mnie czy nie dla ciebie? Skąd wiesz, kto jest, a kto nie jest dla mnie? Wcale go nie znasz, a gadasz takie głupoty. To naprawdę miły chłopak.

– Na początku każdy jest miły! Wolałbym, żebyś się z nim więcej nie spotykała!

– Przykro mi, ale tym razem zrobię po swojemu. Nie ufasz mi? Tato, nigdy się tak nie zachowywałeś.

– Tobie ufam, ale jemu nie! Chłopcy w tym wieku myślą tylko o jednym. Co ty o nim w ogóle wiesz, że tak go bronisz?

– Wiem tyle, że ostatnie dni były najszczęśliwszymi w moim życiu. Tato, ja go naprawdę lubię, postaraj się mnie zrozumieć. Proszę…

– Nie podoba mi się to, ale spróbuję. Tylko proszę nie zrób czegoś, czego nie da się już zmienić, a czego będziesz później żałowała. Ewentualny mąż i dziecko w studiach ci nie pomogą!

– Obiecuję – powiedziała cicho i przytuliła go. Pocałował ją w czoło i poszedł na dół. Usiadła na łóżku, w głowie miała tysiąc myśli. Już kochała Huberta, tego była pewna. Nie rozumiała postawy ojca, nigdy się tak nie zachowywał, ale też nigdy dotąd nie byli w takiej sytuacji. Wiedziała jedno, z Huberta nie zrezygnuje na pewno, rodzice będą musieli go zaakceptować, jeżeli naprawdę zależy im na jej szczęściu. Była bardzo zmęczona. Nie chciała już o tym więcej myśleć, zabrała się za czytanie. Kiedy skończyła, była już prawie dwudziesta. Zeszła na dół. Ojca już nie było, poszedł do pracy. Lila i Wiktor siedzieli na kanapie, wpatrzeni w ekran telewizora, a matka robiła kolację. Żeby tylko ona nic do niej nie gadała na temat Huberta. Nie miała ochoty wałkować tego samego po raz drugi.

– Zuza, ojciec mówił mi o waszej rozmowie.

– Myślisz tak jak on?

– Ja jeszcze nic nie myślę, nie znam tego chłopaka. Ale spróbuj postawić się na miejscu taty, oboje się o ciebie martwimy. Chcemy, żebyś skończyła studia, a zakochani robią różne nieprzemyślane rzeczy.

– Mamo, ja o tym wiem. Ale przy nim czuję się tak… tak wyjątkowo. Mam wrażenie, że znam go od zawsze, bardzo go lubię. Spróbujcie mnie zrozumieć.

– Córka, ja to wszystko wiem. Kiedyś też miałam tyle lat, co ty teraz. Porozmawiam z ojcem, ale musisz mi obiecać, że nie zrobisz żadnej głupoty. Pamiętaj, że zawsze możesz ze mną o wszystkim porozmawiać.

– Obiecuję. Dziękuję, mamo.

Trochę jej ulżyło. Przynajmniej mama była po jej stronie, tak się przynajmniej wydawało. Do tej pory Zuza zawsze robiła to, o co ją poprosili rodzice, ale wtedy była dzieckiem. Teraz zaczęła dorastać i mieć własne zdanie, za niecałe dziewięć miesięcy skończy osiemnaście lat. Była to zarówno dla niej, jak i dla nich zupełnie nowa sytuacja. Trudno, jakoś to będzie, w końcu chyba wszystkich to kiedyś czeka, każdy musi stać się dorosłym człowiekiem…

Tydzień jakoś zleciał. Żeby zabić czas, dużo się uczyła i czytała. Akurat wpadła jej w ręce Saga o Ludziach Lodu autorstwa Margit Sandemo. To cykl czterdziestu siedmiu książek. Czytała już trzynasty tom i była zafascynowana, nie mogła się oderwać od lektury. Nierzadko potrafiła przeczytać jeden dziennie.

Nadeszła wyczekiwana sobota. Rankiem, gdy zeszła na dół, ojciec siedział przy stole i popijając kawę, czytał gazetę.

– Cześć, tato – powiedziała, nalewając soku do szklanki.

– Cześć.

– Wychodzę dziś po południu z Hubertem. Idziemy do kina i na pizzę.

– Dobrze, a o której wrócisz? – powiedział niechętnie.

– Nie wiem. W domu będę tak jak zawsze, na pewno przed pierwszą.

– Niech będzie – burknął.

Nareszcie piętnasta, pobiegła do łazienki zrobić się na bóstwo. Hubert przyszedł punkt szesnasta. Zadzwonił dzwonek, zbiegła po schodach, ale ojciec ją ubiegł i pierwszy otworzył mu drzwi.

– Dzień dobry – powiedział Hubert i wyciągnął rękę w kierunku ojca.

– Dzień dobry – odpowiedział i podał mu dłoń. W tym czasie ona była już gotowa do wyjścia.

– Cześć, Hubert! Pa, tato! – powiedziała i wyszli na dwór.

– Pa, córeczko! – Zamknął drzwi.