Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
349 osób interesuje się tą książką
Brynn Slaughter pragnie jedynie skończyć ostatni rok w college’u w Nottingham i wyjechać do rodzinnego miasta, gdzie rozpocznie studia na Uniwersytecie Columbia. Niestety na co dzień musi mierzyć się z dwoma irytującymi sportowcami. Collin Walsh, kapitan drużyny rugby, mści się na niej, od kiedy dała mu kosza i zniszczyła jego plan zemsty na byłej dziewczynie.
Początkowe dogryzanie sobie nawzajem przekształca się w rozsiewanie plotek, wyzwiska i napastowanie. Brynn ma już tego dość, dlatego gdy dowiaduje się, że uczelniana gwiazda koszykówki, a zarazem drugi natarczywy zawodnik, Kethan Berkeley założył się z przyjaciółmi, że bez problemu rozkocha ją w sobie, po czym zostawi, postanawia to wykorzystać, by odstraszyć Collina.
W końcu Kethan jest kapitanem drużyny i nienawidzi wroga Brynn równie mocno, jak ona. Dziewczyna znając jego zamiary, planuje nie tylko uniemożliwiać mu wygraną. Zrobi wszystko, by to Kethan na końcu tego zakładu skończył ze złamanym sercem.
Obydwoje uważają, że miłość to gra.
A osoba, która pierwsza coś poczuje, przegrywa.
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia. Opis pochodzi od Wydawcy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 362
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © for the text by Anna Wilman
Copyright © for this edition by Wydawnictwo NieZwykłe, Oświęcim 2024
All rights reserved· Wszystkie prawa zastrzeżone
Redakcja: Alicja Chybińska
Korekta: Sara Szulc, Aga Dubicka, Dominika Kalisz
Skład i łamanie: Paulina Romanek
Oprawa graficzna książki: Weronika Szulecka
ISBN 978-83-8362-840-0 · Wydawnictwo NieZwykłe ·Oświęcim 2024
Grupa Wydawnicza Dariusz Marszałek
Wspieramy czytelnictwo w Polsce razem z Fundacją Powszechnego Czytania
Miłość jest jak szachy.
Wystarczy jeden zły ruch, by stracić wszystko, na co się pracowało.
W drodze po zwycięstwo musimy poświęcić niektóre pionki. Wchodząc w relację romantyczną, rezygnujemy z części przyzwyczajeń, własnych planów, a niekiedy nawet ze znajomości. Wszystko dla zastrzyku dopaminy i serotoniny, które wprawiają nas w pewnego rodzaju miłosny szał. Kiedy hormony opadną, pozostaje pustka oraz zwyczajne przyzwyczajenie trzymające ludzi przy sobie.
Oprócz tego są inne komplikacje.
Miłość jest ryzykowną grą.
W pewnym momencie czujemy, że mamy wszystko, o czym nigdy wcześniej nie marzyliśmy, a następnego dnia możemy obudzić się z niczym.
Z wielką dziurą w sercu, którą będziemy leczyć miesiącami.
Dlatego miłość jest niepraktyczna.
Podczas tej niesprawiedliwej rozgrywki o uczucia zawsze ktoś kończy na przegranej pozycji.
W tym przypadku to nie ja się na niej znajdę.
Brynn
– Błagam, powiedz, że żartujesz. – Nerwowy śmiech Grace ginie wśród szumu kolejki ludzi ustawionej do Glorious. – Przecież mój ojciec mnie znienawidzi, wydziedziczy, a na końcu zabije.
Palmer prycha pod nosem, poprawiając przy tym pasek różowej torebki od Hermesa. Przeczesuje palcami jasne włosy i wsuwa na czubek nosa okulary przeciwsłoneczne w tym samym kolorze.
To był jej pomysł, żeby tutaj przyjść.
– A ty, Brynn? Też wymiękasz? – pyta Palmer, zerkając rozbawiona na spanikowaną Grace. – Mam kartę członkowską. Wpuszczą nas, a twój ojciec się nie dowie.
– A jeśli będą chcieli zobaczyć mój dowód? Osiemnaste urodziny wypadają mi dopiero pod koniec roku – wytyka Grace.
– Karta członkowska, pamiętasz? – przypomina, po czym macha plastikowym identyfikatorem tuż przed jej twarzą.
Ojciec Palmer jest kimś w Nottingham. Rodzina Carltonów posiada sieć wykwintnych restauracji w Londynie, Manchesterze, Liverpoolu i naszym mieście. Należą do śmietanki towarzyskiej, choć w ich rodzinie nikt nie posiada statusu arystokraty.
Grace jest córką lorda Newcrofta zasiadającego w Parlamencie. Spotkałam go tylko raz i mam szczerą nadzieję, że więcej nie stanie na mojej drodze. Jest apodyktycznym, zapatrzonym w siebie człowiekiem sukcesu, który osiągnął jedynie dzięki nazwisku rodowemu.
– Niech ci będzie – mamrocze Grace, po czym naciąga na głowę koronkowy kaptur sukienki. Zakrywa nim czoło, a kruczoczarne włosy przeczesuje do przodu tak, że przysłaniają jej twarz. Spuszcza wzrok na czubki butów, kiedy Palmer macha przed bramkarzem kartą członkowską.
Który ojciec załatwiłby swojej osiemnastoletniej córce dostęp do takiego miejsca jak Glorious? Budynek przepełniony jest nadętymi, bogatymi snobami, wydającymi fortunę na alkohol. To nie zwykły klub, ale elitarne miejsce, gdzie można wejść, mając olbrzymie szczęście – w kolejce do wejścia stoi się godzinami – albo na specjalne zaproszenie w formie karty członkowskiej.
Barczysty mężczyzna otwiera przed nami dwuskrzydłowe drzwi i z ciepłym uśmiechem zaprasza do środka. Grace wydaje z siebie westchnienie przepełnione ulgą. Nawet nie chcę sobie wyobrażać, co by zrobiła Palmer, gdyby ta wpakowała ją w kłopoty.
– Pokochacie to miejsce. Nie mam pojęcia, dlaczego tak długo zajęło mi zaciągnięcie was tutaj. Klasa sama w sobie, spójrzcie tylko na tamten bar – rzuca entuzjastycznie, wskazując marmurowy kontuar.
Na półkach zawieszonych na ścianie stoją przeróżne butelki z alkoholem. Podłoga wykonana jest ze szkła, od spodu oświetlają ją niebieskie ledy, a przy ladzie znajduje się rząd krzeseł w kształcie muszli.
– Zamówię nam drinki, a wy zajmijcie miejsce w tamtej loży po prawej – dodała.
– Może darujemy sobie alkohol? – pyta zrezygnowana Grace.
– Żartujesz sobie, tak? Przecież przyszłyśmy tutaj świętować.
– A co dokładnie? – dołączam do rozmowy, wciąż rozglądając się po wnętrzu.
Wszędzie panuje półmrok. Poniżej można dostrzec coś w rodzaju zimowego ogrodu, wypełnionego zielonymi krzewami, kolorowymi kwiatami i czymś, co przypomina strumień. Wszystko wygląda magicznie.
– Zawsze jest co świętować, Brynn – wzdycha przeciągle Palmer, układając dłoń na moim barku. – A teraz zajmijcie nam miejsce. Nie wpuszczajcie tam nikogo z wyjątkiem przystojnych kelnerów, sportowców, biznesmenów i Harveya Godfreya.
– Harvey? Co on miałby tutaj robić? – prycham pod nosem.
– Cała piątka przesiaduje tutaj w weekendy. Mają równie wysoko postawionych rodziców, więc posiadają karty wstępu. Wyobrażasz sobie, żeby taki Kay, Kethan, Leone albo Malone mieli siedzieć w podrzędnym barze? – odpowiada Palmer.
– Sportowcy raczej w ogóle nie bywają w pubach, szczególnie w trakcie sezonu.
– Taką bajeczkę opowiedział ci tata? – dodaje zadziornie dziewczyna, a następnie rusza w stronę baru.
Grace wygląda na zagubioną. Zdejmuje koronkowy kaptur i poprawia włosy.
– Nie wytrzymam tutaj bez drinka. Cały wystrój tego miejsca jest po prostu przytłaczający. Mogłyśmy iść do Liquid Alchemy i załapać się na wieczorek karaoke – narzeka, zasiadając na granatowej kanapie. Odkłada torbę obok i krzyżuje ramiona, niezadowolona z miejsca, w którym przyszło jej spędzić dzisiejszy wieczór. – Jeszcze świadomość, że oni mogą tutaj być, jest odpychająca.
– Nawet nie zwrócą na nas uwagi. Po prostu cieszmy się swoim towarzystwem i alkoholem na koszt Palmer.
– Wypijemy kolejkę za kartę kredytową jej ojca – odpowiada z zadziornym uśmiechem. – I babski wieczór. Żaaadnych facetów!
– Odważny okrzyk – prycha rozbawiona Palmer, stawiając przed nami różowe drinki.
Zwykle czuję, że nie pasuję do moich znajomych. Większość osób to dziedzice fortun ze znanych brytyjskich rodów, a ja przeprowadziłam się do Anglii cztery lata temu, gdy mój tata zakończył karierę w Brooklyn Nets i zajął się analizą meczów. Mama pochodzi z Nottingham, więc zaproponowała przeprowadzkę z dala od przepychu Nowego Jorku.
– Nie zagwarantuję ci babskiego wieczoru. Wszystko zależy od sytuacji na froncie, prawda, Brynn? – zagaja blondynka.
– Oczywiście – mamroczę, nie do końca się z nią zgadzając. – A ty przypadkiem nie masz już faceta?
– Harvey to Harvey, nic poważnego. Nie jesteśmy do siebie przywiązani, a co najważniejsze, nie mamy siebie na wyłączność.
– Obrzydlistwo – komentuje Grace, marszcząc przy tym brwi.
Ich poglądy w kwestiach związków diametralnie się różnią. Palmer to fanka wolnej miłości, a Grace pragnie głębokiego przywiązania, rodem z bajki Disneya. Moja pozycja znajduje się gdzieś pomiędzy. Lubię adrenalinę, pożądanie i silną chemię na początku relacji, po czym się nudzę i uciekam.
Palmer wznosi drinka, rozpoczynając pierwszą kolejkę. Upijam truskawkową margaritę, licząc, że alkohol szybko zaszumi mi w głowie.
Przyszłam tutaj tylko dlatego, żeby choć na moment odsunąć myśli od Collina i kolejnej niedorzecznej plotki, którą rozpuścił w szkole. Nie wiem, czy chce zdobyć sympatię kumpli historyjkami o tym, jak rzekomo posuwał mnie na wczorajszej imprezie Jamesona – na której nawet nie byłam.
Mój spór z Collinem trwa od dnia, gdy rozpoczęliśmy naukę w college’u. Urzeczona uwagą zawodnika rugby umówiłam się z nim na randkę, a ta okazała się wyłącznie odegraniem się na jego ówczesnej dziewczynie Mallory. Nigdy wcześniej nie czułam się tak podle wykorzystana, więc postanowiłam się odegrać. Rok temu nie miałam zbyt kreatywnych pomysłów na zemstę. Obrzucaliśmy się obelgami, zdarzyło mi się przypadkiem potknąć i zsunąć resztki swojego śniadania na jego garniturowe spodnie czy powiedzieć dziewczynie, z którą zaczął się umawiać, że w tym samym czasie spotyka się z moją siostrą. Nikt przecież nie wiedział, że jestem jedynaczką.
Po upływie kilku miesięcy niechęć przekształciła się w pewnego rodzaju nienawiść. To głupie i powinniśmy już sobie dawno odpuścić, jednak fakt, że okazałam się jedynie przedmiotem w jego gierce, wciąż niemiłosiernie mnie denerwuje.
– Zwolnij, bo będę cię musiała stąd wynieść – żartuje Grace, zerkając na pustą szklankę, którą właśnie odstawiłam na stolik. – Co planujesz dzisiaj zapić?
– To nie słyszałaś? Wczoraj podobno zaliczyłam niezłą przejażdżkę na kutasie Collina.
– I nic się nie chwalisz? Podobno seks z nienawiści jest obłędny – ćwierka Palmer.
Hamuję chęć wywrócenia oczami.
– Serio tak powiedział? Nikt o zdrowym umyśle by w to nie uwierzył – pociesza mnie Grace.
– Cóż, opowiedział o tym zawodnikom rugby. Domyśl się, czy kupili tę bajeczkę. Może przyniosę następną kolejkę? Muszę jak najszybciej wyłączyć myślenie.
– Nie zadręczaj się tym, Brynn. Nikt nie wierzy w plotki zrodzone w męskich szatniach. A nawet jeśli, Collin to chodliwy towar. Nie ma powodów do wstydu, można go uznać za jakieś trofeum – chichocze Palmer, na co pokazuję jej, że zbiera mi się na wymioty. – Okej, okej. Tylko żartuję.
Odchodzę w kierunku baru, pozostawiając wypowiedź dziewczyny bez odpowiedzi.
Palmer się myli. Nie chodzi o żadne poczucie wstydu, a sam fakt, czego dopuścił się Walsh. To już nie są zaczepki, ale krok w kierunku znęcania. Wszystko jest w porządku, kiedy ta wojna toczy się pomiędzy nami, lecz rozpowiadanie takich rzeczy angażuje w to całą szkołę.
– Trzy razy Toxic Wasted.
Siadam na krzesełku barowym, przyglądając się, jak barman przygotowuje drinki.
– Swoją drogą, ciekawy wybór – odpowiada, gdy wlewa syrop o smaku melona do shakera.
– Idealnie odzwierciedla mój dzisiejszy humor – wyznaję, na co mężczyzna uśmiecha się do mnie ponuro. Mam nadzieję, że tą odpowiedzią ukrócę pogawędkę, nim się na dobre rozpocznie. Nie jestem fanką stereotypu barmana-terapeuty.
Śledzę wzrokiem jego dalsze działania, aż stawia przede mną trzy wysokie szklanki wypełnione zielonym koktajlem.
– Liczę na to, że pomoże.
– Zależy, ile wódki wlałeś – żartuję, starając się złapać wszystkie trzy szklanki naraz.
– Dla przygnębionych klientek zawsze leję podwójnie. – Tuż po tym puszcza do mnie oczko i skupia uwagę na kolejnym kliencie.
Ustawiam szklanki obok siebie i ponownie staram się je złapać. Przez dużą ilość lodu w środku szkło zrobiło się mokre i niebezpiecznie śliskie. Jakim cudem Palmer udało się przynieść poprzednie drinki? Ponawiam próbę i czuję, że trzecia szklanka wysuwa mi się z palców.
– Pomóc ci z nimi? – pyta tuż za mną jakiś nieznajomy, więc automatycznie kręcę głową.
Nie mam problemów z zaufaniem, jednak powierzenie komuś drinka w klubie chociażby na chwilę niekoniecznie jest bezpieczne.
– Brynn?
Sztywnieję na dźwięk swojego imienia. Obracam się przez ramię i dostrzegam Kethana Berkeleya, jednego z owianej sławą piątki koszykarzy z naszego college’u.
– Radzę sobie.
– Co nie zmienia faktu, że jeśli ci nie pomogę, to zaraz zobaczę, jak zaliczasz niezłego fakapa, rozlewając to zielone coś na podłogę – dodaje, delikatnie rozbawiony.
– Pozostaje mi życzyć ci miłego seansu – odpowiadam złośliwie, unosząc naraz trzy szklanki. Obracam się tak, by nie wpaść na tors chłopaka, i ruszam w kierunku stolika. Stawiam szybkie kroki, co chwilę zaciskając palce, ale czuję, że jestem coraz bliższa poniesienia porażki.
Niby taka prosta czynność, a przysparza tak wielu problemów.
Kiedy jeden z drinków zaczyna niebezpiecznie wysuwać się z mojego chwytu, chcę pogodzić się z porażką, jednak Kethan sprawnym ruchem zabiera go z moich dłoni.
– Wypadałoby powiedzieć: „a nie mówiłem?” – prycha pod nosem.
– Mówił ci ktoś kiedyś, żeby nie wtykać nosa tam, gdzie nie jesteś mile widziany, Berkeley? – fukam poirytowana. Ostatnie, czego potrzebuję tego wieczoru, to konfrontacji z inną szkolną gwiazdką sportu. – Czego chcesz?
– Muszę od razu czegoś chcieć?
– Nie wierzę w altruistyczne pobudki.
– Proszenie o pomoc nie jest słabością, Slaughter.
Jego firmowy uśmiech jedynie podsyca moją irytację.
– Odpieprz się już.
– Po co ta agresja? Może ponowne rozłożenie nóg przed Collinem pomoże ci się z nią uporać?
Zatrzymuję się w pół kroku, czując, że tego już dla mnie zbyt wiele. Kethan ma cholerne szczęście, że mam zajęte ręce.
– Plotki doszły aż tak daleko? – kpię, spoglądając w jego zielone oczy.
– Całkiem szybko się roznoszą. Ale wiesz, nie mnie oceniać. Czy to nie ty ostatnio zastawiłaś mu auto na parkingu po zajęciach? Nietypowy rodzaj gry wstępnej.
Męskie rozumowanie musi być naprawdę ograniczone, skoro uznaje to za grę wstępną.
Mimo to mam ochotę się zaśmiać na wspomnienie czerwonej ze złości twarzy Collina, gdy wpadł na moje zajęcia z literatury współczesnej, niemalże błagając, bym „zabrała swojego grata”.
– Poważnie, Berkeley, czego ode mnie chcesz?
– Napijesz się ze mną? – pyta i wprawia mnie w osłupienie.
Serio? On żartuje, prawda?
– Zejdź mi z oczu, błagam – mamroczę, na co on uśmiecha się przelotnie, a jego oczy błyszczą, jakby właśnie miał rozpocząć swoją ulubioną grę. – Jeden dupek w moim życiu to i tak zbyt wiele.
– Rozumiem – dodaje spokojnie, jakby właśnie zmieniał taktykę działania. – To jak, w której loży siedzisz?
– Nie zostawisz mnie w spokoju, prawda? – Wzdycham zrezygnowana.
– Może zrobię to, gdy dotrzemy do twojego stolika. Musisz mi zaufać. A co, jeśli faktycznie jestem altruistą, a ty bezpodstawnie uraziłaś mnie swoim brakiem wiary?
Najwidoczniej, żeby się go pozbyć, powinnam po prostu odpuścić.
– Dobra, chodź. Później znikaj tam, skąd się przypałętałeś – dodaję i ruszam w kierunku naszego miejsca. Kethan na szczęście nie odzywa się przez resztę drogi, odstawia szklankę tuż przed Grace i ponownie staje przy moim boku. – Dzięki.
Uśmiecha się pogodnie, po czym pochyla tuż przy moim uchu.
– Pamiętaj, wróg mojego wroga jest moim przyjacielem. – A następnie odchodzi, zostawiając mnie w delikatnym osłupieniu.
Zajmuję swoje miejsce i od razu upijam zielonego drinka. Zdecydowanie potrzebuję się jak najszybciej upić.
Staram się ignorować wścibskie spojrzenia dziewczyn. Koleżanki zapewne czekają na jakiekolwiek wyjaśnienia zaistniałej sytuacji. Mieszam słomką w napoju, pozostawiając to wszystko bez komentarza.
Udałoby mi się to, gdyby nie Palmer.
– A co to było?
Cholerna, ciekawska Palmer.
– Pomógł mi przynieść drinki – odpowiadam jak gdyby nigdy nic. – Widziałyście kiedyś tak ładny odcień zieleni? Przypomina trochę murawę na boisku, a mimo to jest nieziemsko dobry.
– Nie zmieniaj mi tu tematu. Co wydarzyło się przy barze, że wróciłaś z Kethanem?
– Nic. Kompletnie nic, o czym mogłabym wam opowiedzieć. Czy możemy w końcu robić to, po co przyszłyśmy, czyli dobrze się bawić?
– Coś musiało – wtrąca pod nosem Grace, a sądziłam, że jest moim sojusznikiem. – Wybacz, Brynn. To po prostu dość… niecodzienne.
– Ja i Kethan?
– Ty i chłopak – prostuje Palmer.
– Robicie ze mnie jakąś samotniczkę. Spotykam się z facetami na pewno częściej niż ty, Grace.
– W kółko mówisz wyłącznie o Collinie. Gdyby pojawił się ktoś w twoim życiu, pewnie byś trochę odpuściła jego temat. Może właśnie to będzie rozwiązaniem waszego problemu? Musimy znaleźć ci chłopaka, który rozerwie tę pojebaną więź pomiędzy wami – wyrzuca z siebie Palmer, uśmiechając się zwycięsko.
Ostatnie, czego potrzebuję, to romans z osobą wybraną dla mnie przez nią. Nie ujmując Palmer, jej gust w kwestii facetów jest dla mnie totalną porażką. Harvey Godfrey może być uznawany za dobrą partię. Wywodzi się z porządnej rodziny, dba o swój wygląd oraz osiąga świetne wyniki w sporcie. Problem tkwi w tym, że bardzo łatwo się rozprasza. Jednego dnia interesuje go Palmer, kolejnego Heather, później znowu Palmer i tak w kółko.
To nie jest jej pierwsza taka relacja. Każdy związek tej dziewczyny wygląda tak samo.
– Nie – odpowiadam krótko. W tym roku kończę college i na studia planuję wrócić do Stanów Zjednoczonych. Chłopak odciągałby mnie jedynie od osiągnięcia postawionych celów.
– Kethan by się nadawał – sugeruje Grace, a mną wstrząsa nieprzyjemny dreszcz.
Spotykanie się ze szkolną gwiadką sportu sportu zwiastuje jedynie problemy, a na to nie ma miejsca w moim życiu.
– Wyglądał na zainteresowanego.
– Do stworzenia związku potrzeba czegoś znacznie więcej niż zainteresowania. Na pewno jest sporo rzeczy, w których się nie zgadzamy. Wystarczy mi w życiu jeden działający mi na nerwy kapitan drużyny.
– Nie porównuj ich ze sobą! Collin to zadufany w sobie idiota bawiący się kosztem lasek. – Palmer trafia w punkt.
Niestety, ten dupek skutecznie zniechęcił mnie do wchodzenia w jakiekolwiek relacje z chłopakami z naszej szkoły.
– Co ci szkodzi spróbować? Wiesz, jak mogłoby to zdenerwować twojego rywala? Collin nienawidzi Kethana tak samo jak ciebie, ba! zapewne nawet i bardziej. Widok swoich wrogów przechadzających się po korytarzach za rękę wyprowadziłby go z równowagi! – zawołała.
– Nie zamierzam nikogo wykorzystywać tylko po to, by utrzeć mu nosa. Nie jestem taka jak on – odpowiadam spokojnie.
– A jeśli on przy okazji wykorzysta ciebie? – dopytuje przyjaciółka, uśmiechając się podstępnie.
– Czy ty się słyszysz? Nie prześpię się z nim, żeby wkurzyć Collina. Nie jest tego wart.
– Daj mi dokończyć. Z tego, co wiem, Kethan założył się z Harveyem, że złamie ci serce. Podobno chodziło o to, że żadna dziewczyna w naszej szkole nie potrafi się oprzeć komuś z wysokim statusem – tłumaczy, dopijając zielonego drinka. Odsuwa od siebie szklankę, opiera ramiona na stole i pochyla się w moim kierunku. – Ty podrażnisz się z Collinem, a Kethan zyska złudną nadzieję, że uda mu się wygrać.
Założył się, że złamie mi serce? Co jest nie tak z tymi facetami?
– Dodam tylko, że mogłabym się z wami założyć, że to Brynn zrani go jako pierwsza – chichocze Grace, ułożywszy dłoń na moim lewym ramieniu.
– Nie wydaje mi się, że można jakkolwiek go skrzywdzić. Berkeley jest bardzo oszczędny w uczuciach i emocjach. Jeśli B zgodzi się iść na ten układ, możemy założyć się o moją torebkę z limitowanej edycji Celine – oświadcza, a ja zastanawiam się, czy one naprawdę właśnie obstawiają, kto kogo mógłby zranić? – A jeśli ja wygram, dasz mi klucze na weekend do waszej posiadłości w Cotsworld.
– Zgoda – rzuca entuzjastycznie przyjaciółka.
– Nie ma mowy – prycham pod nosem i kończę drinka. Nie wiem, do czego musiałby się posunąć Collin, żebym poszła na taki układ.
Brynn
Moment, w którym stwierdzam, że pora zwolnić, nadchodzi właśnie teraz. Koktajle są niegroźne, niebezpiecznie zrobiło się wtedy, kiedy Palmer zdecydowała, że pora przejść na shoty. Świat zaczął wirować po pierwszym kieliszku tequili.
– Idę się przewietrzyć – rzucam, wymijając dziewczyny. Świeże powietrze zawsze działa leczniczo w takiej sytuacji.
Wszyscy goście lokalu siedzą przez większość czasu w swoich lożach, więc idąc w kierunku wyjścia, czuję na sobie kilka pojedynczych spojrzeń, co wywołuje u mnie gęsią skórkę. To idealne miejsce, by ulokować w kimś na chwilę swoje uczucia. Do eleganckich klubów nie wpuszczają byle kogo, szczególnie kretynów w podobie Collina. A przynajmniej tak mi się wydaje.
Otwieram dwuskrzydłowe drzwi, wychodzę i opieram się o chłodną ceglaną ścianę. Październikowy zimny wiatr przeszywa moje ciało, przez co żałuję, że nie zabrałam płaszcza.
Cały czas myślę o pomyśle Palmer. Czy Collina drażniłby widok mnie i Kethana? W końcu obydwoje jesteśmy dla niego kimś w rodzaju wrogów, więc połączenie naszych sił byłoby dla niego niczym cios.
Kethan Berkeley niestety nie różni się zbyt wiele od niego. Założył się, że może złamać jakiejś dziewczynie serce, i niestety padło na mnie. Dla rozrywki chcą przysporzyć komuś wiele cierpienia. Kiedy faceci zrozumieją, że miłość to nie zabawa? Niektórzy traktują ją zbyt poważnie, by była tylko grą, a to sprawia, że podoba mi się pomysł Grace. Wziąć udział w tym zakładzie i sprawić, by to on na końcu cierpiał. Mogę załatwić go jego własną bronią i odwieść od równie głupich pomysłów w przyszłości.
– Slaughter.
Odwracam się na dźwięk znajomego głosu. Mam dzisiaj pecha, skoro ponownie wpadam na Kethana. Przez zeszły rok college’u nie zdarzyło nam się rozmawiać ani razu, natomiast dzisiaj pojawia się w pobliżu średnio co trzy godziny.
– Stanie w środku nocy pod klubem jest podobno całkiem niebezpieczne. Jest duża szansa, że trafisz na szemrane towarzystwo.
– Mówisz o sobie?
– Mogłaś trafić gorzej – dodaje kpiąco.
– Poradziłabym sobie z napastnikiem.
– Dlaczego nie potrafię sobie tego wyobrazić? – pyta, skupiając na mnie spojrzenie.
Odpłacam mu się tym samym. Wcześniej byłam zbyt rozdrażniona, by mu się przyjrzeć. Ma ciemne, krótko przystrzyżone po bokach włosy, jadeitowe tęczówki i zadziorny uśmiech, dzięki któremu liczy, że wygra swój śmieszny zakład.
Od zawsze gustuję w koszykarzach. Wychowywałam się w ich środowisku, więc atletyczne sylwetki, ponadprzeciętny wzrost i pewność siebie robią na mnie wrażenie. Nigdy jednak nie ulegam pokusie, by się którymś zainteresować.
– Jesteś drobna. Masz marne szanse – przerywa ciszę swoim kiepskim komentarzem.
Odsuwam się od ściany tak, by zniwelować dystans między nami.
– Tak jak już mówiłam, poradzę sobie, jeśli zajdzie taka potrzeba. Mam gaz pieprzowy, a on jest niezawodny – mówię łagodnie, po czym go wymijam, chcąc wrócić do środka. Uniemożliwia mi to owijające się wokół mojej szyi męskie ramię. Chwilę później jestem już przyparta do muru w stanie całkowitej bezradności.
Może i miał rację, jednak nie powiem tego na głos.
– Co chcesz tym udowodnić? – kpię, gdy przygniata mnie swoim twardym ciałem, mocniej napierając mną na chłodną ścianę. Nieważne, ile siły bym użyła, nie jestem w stanie go od siebie odepchnąć.
– Jak lekkomyślna jesteś, Slaughter – odpowiada, pochyliwszy się nad moją twarzą, a jego ciepły oddech łaskocze mnie w nos. – Napastnik nie bawiłby się z tobą tak, jak ja teraz.
– Czyżby? – mamroczę, wiercąc się, by odzyskać choć trochę wolnej przestrzeni. – Udało ci się tylko dlatego, że mnie zaskoczyłeś.
– Potencjalny oprawca nie zakomunikuje ci, że przechodzi do ataku – rzuca i trafia w punkt. Ma cholerną rację. – Następnym razem pomyśl, zanim zrobisz coś równie głupiego.
Bliskość jego ciała sprawia, że czuję się coraz bardziej niekomfortowo. Staram się wyrwać z jego uścisku, jednak to na nic.
– Udowodnij, że jesteś w stanie sobie poradzić – dodaje, a jego twarz zdobi uśmiech. – Walcz ze mną, Brynn.
Cholerny masochista.
Unoszę kolano, by wycelować prosto w jego krocze, jednak chłopak uniemożliwia mi to, zmniejszając wolną przestrzeń pomiędzy naszymi ciałami.
– Tylko na tyle cię stać?
– Nikt nie prosił, żebyś się wtrącał, Kethan. Zostaw mnie już w spokoju – rzucam gniewnie, mając go szczerze dosyć. Jestem zbyt wstawiona na takie przepychanki.
– Byłaś taka pewna swoich umiejętności, a jednak nie masz najmniejszych szans z jakimkolwiek zagrożeniem. Gdybym chciał, przerzuciłbym cię teraz przez ramię i wrzucił do bagażnika samochodu, by wywieźć cię na jakieś odludzie, a potem mógłbym zrobić z tobą to, na co tylko miałbym ochotę – deklaruje, a w mojej głowie zapala się czerwona lampka.
On tak na poważnie?
– Masz jednak szczęście, bo nie interesują mnie takie rozwiązania. Normalnie najpierw pytam dziewczynę, czy chce zjeść kolację albo wypić drinka.
– Jesteś popieprzony, Berkeley.
– Daję ci tylko cenną lekcję przetrwania. Podobno pochodzisz z Nowego Jorku, nie uczą was tam jakiejś samoobrony? W końcu na każdym rogu można tam spotkać potencjalnego mordercę.
– Cóż za niskie mniemanie o moim rodzinnym kraju – wzdycham, zmęczona całym tym teatrzykiem. Próbuję wykorzystać jego chwilowe rozkojarzenie, by wyciągnąć z torebki gaz pieprzowy. Chce się bawić w napastnika, to tak właśnie zostanie potraktowany.
Staram się zrobić to jak najdyskretniej. Nawiązuję z chłopakiem kontakt wzrokowy, starając się wyglądać tak, jakbym zdała sobie sprawę, że właśnie poniosłam porażkę. W jego oczach niemalże błyszczy cholerna satysfakcja.
Kiedy już dotykam palcami drobnej puszki ze sprayem, Kethan gwałtownie łapie za moje nadgarstki i przygważdża je do ściany, tuż nad moją głową.
Co za przebiegły…
– Hipotetycznie właśnie wydałabyś na siebie wyrok śmierci – mówi, przysunąwszy do mnie swoją twarz.
Czuję się jak w potrzasku. Jest tak blisko, że nie mogę się swobodnie ruszyć. Przylega do mnie każdą krzywizną swojego ciała, odbierając szansę na jakąkolwiek ucieczkę.
– Chciałabyś mi coś teraz powiedzieć?
– Może zamiast skupiać się na koszykówce, rozpoczniesz karierę seryjnego mordercy? Netflix chętniej kręci seriale o nich niż o sportowcach – mamroczę rozdrażniona.
W odpowiedzi na mój docinek pochyla się tak, że nasze twarze znajdują się na tej samej wysokości. Jest tak blisko, że niemal nim oddycham. Wypełnia całą moją przestrzeń, odcinając od świata zewnętrznego. Delikatnie kręci mi się w głowie przez alkohol i woń jego perfum.
– Spróbuj ponownie, tylko dobrze się zastanów – dodaje, unosząc lewy kącik ust.
Jestem tak skołowana, że nawet nie wiem, o co następnie zapytał.
– No, słucham.
Kethan Berkeley zajmuje właśnie drugie miejsce na mojej liście potępionych.
– Miałeś rację. Teraz mnie puść – wyrzucam z siebie. Czy ten obiekt nie posiada żadnej ochrony? Właśnie zostałam osaczona przez nadętego dupka. Kethan uśmiecha się delikatnie, jednak pozostaje w tej samej pozycji. – Proszę, udowodniłeś, co chciałeś.
Tyle wystarczy, bym odzyskała wolność.
Otrzepuję swoje ubranie i odsuwam się od niego najdalej, jak tylko mogę.
Spoglądam na chłopaka po raz ostatni i niemalże wykręca mnie od widoku dumy wymalowanej na jego nieskazitelnej twarzy.
Dawka świeżego powietrza miała mnie otrzeźwić, a wprawiła jedynie w stan większego otępienia. Wracam do środka, nie chcąc już brać udziału w tym przedstawieniu.
Słyszę kroki chłopaka tuż za plecami. Wiem, dlaczego tak się do mnie przyczepił, i nie zamierzam ułatwić mu zadania. Co więcej, nie zamierzam pozwolić mu wygrać tego durnego zakładu.
Wracam do loży, którą zajęła dla nas Palmer. Zatrzymuję się tuż przy swoim miejscu, gdy zdaję sobie sprawę, że ktoś mnie podsiadł. Taksuję spojrzeniem nowo przybyłych towarzyszy. Harvey Godfrey i Leone Montgomery rozsiedli się wygodnie, popijając ciemne, niemal czarne drinki.
Pierwszy z nich to wysoki blondyn w białej koszuli i garniturowych spodniach. Zawsze ubiera się elegancko, niezależnie od miejsca, w jakim się pojawia. Wyjątkiem są tylko treningi i mecze koszykówki. Unosi spojrzenie i wpatruje się we mnie błękitnymi ślepiami. Wygina usta w uśmiechu, co przyprawia mnie o dreszcze. Harvey jest niezaprzeczalnie przystojny, jak każdy z członków jego paczki.
Leone olśniewa klasą. Tak jak Grace posiada tytuł szlachecki. Brązowe loki opadają mu na czoło, przysłaniając piwne oczy. Siedzi naprzeciwko Palmer w bluzie z logo drużyny, jakby całkowicie go nie obchodziło, że znajduje się właśnie w elitarnym klubie.
– A gdzie Kethan? – pyta Harvey, rozglądając się dookoła.
– Dlaczego w ogóle mnie o to pytasz? Ominęłam moment, gdy zostałam mianowana jego opiekunką? – prycham, krzyżując ramiona na piersi. Nie przepadam za ich towarzystwem. Może i mają ładne opakowanie, jednak w środku każdy ze „wspaniałej” piątki jest beztroski i zapatrzony wyłącznie w siebie. – Pomyliliście loże?
Kącik ust Leone’a unosi się znacząco.
– Będzie ciekawie – komentuje, kierując to zapewne do Harveya.
Chłopak popełnił ogromny błąd, gdy powiedział Palmer o zamiarach przyjaciela. Przekreślił całkowicie szansę kumpla na wygranie zakładu. Chociaż może zrobił to celowo, by nieuczciwie wygrać?
– Zamierzacie tutaj zostać? – pytam niezadowolona. W babski wieczór zazwyczaj nie przewiduje się towarzystwa chłopców.
– Chwilę posiedzimy. U nas zrobiło się dość sztywno – śmieje się Harvey, owijając ramieniem Palmer, na co ona wtula się właśnie w jego bark. – Chyba że przeszkadzamy?
– Nie – wzdycha przyjaciółka.
Gromię ją spojrzeniem.
– Tak, właściwie to tak. Chcemy spędzić miło wieczór we trójkę – odpowiadam hardo, zerkając na Grace, która wygląda, jakby czuła się niekomfortowo. – Chcesz iść ze mną po drinka?
Dziewczyna kiwa głową, wstając od stolika.
Wyciągam do niej dłoń, więc chwyta ją ochoczo. Przy barze zajmujemy miejsca na krzesełkach, zerkając jedynie na kartę drinków.
– Ten wieczór zmierza w złą stronę. Myślisz, że Palmer zauważy, jeśli się teraz zawiniemy do domu?
– Nie zostawimy jej tutaj. Przyszłyśmy we trójkę i w tym samym składzie opuścimy ten lokal. Harvey i jego kumpel zaraz się znudzą i zmienią obiekt zainteresowania. – Staram się zabrzmieć wiarygodnie, chociaż obydwie wiemy, że ten chłopak uczepia się Palmer przy każdej okazji. – Może usiądziemy gdzie indziej, dopóki nie odejdą.
– Możemy chwilę posiedzieć tutaj – oznajmia, stukając palcami w blat. – Wciąż mogę dzisiaj u ciebie przenocować? Nie chcę, żeby tata widział mnie pijaną.
– Dlaczego miałabym zmienić zdanie? Mój dom jest zawsze dla ciebie otwarty.
– Wiesz… po tym, jak powiedziałam o tym zakładzie, mam wyrzuty sumienia. Nie chciałabym, żebyś pakowała się w cokolwiek, co by było związane z Kethanem, bo każdy wie, że nie skończy się to dla ciebie dobrze. A widok twojego cierpienia nie jest czymś, co chcę oglądać – wyznaje, spuszczając wzrok na swoje buty.
– Jest w porządku, serio. Przez chwilę nawet myślałam, że to dobry pomysł, ale prawda jest taka, że to zbyt wiele zachodu jak dla takiego Collina. Zamierzam go po prostu zignorować.
– Tak łatwo mu nie odpuścisz – dodaje, delikatnie rozbawiona. – Znam cię już trochę, Brynn. Kochasz zemstę.
– Ale nie takim kosztem. Związek z Kethanem wiele by zmienił w moim życiu, a ja nie mam teraz na to czasu ani ochoty. To ostatni rok college’u, muszę się postarać, by dostać się na dobrą uczelnię w Stanach.
– Wciąż planujesz wyjechać? Nic cię tutaj nie trzyma?
– Rodzice, ale jestem gotowa na tę rozłąkę. Dlatego też omijam związki, nie widzę przyszłości w tym mieście – odpowiadam pewnie, po czym obracam się w kierunku barmana. – Manhattan poproszę.
Skłamałam. Znacznie więcej rzeczy trzyma mnie w Nottingham, jednak nie mogę pozwolić, by to powstrzymało mnie przed realizacją marzeń. Każda relacja, w którą wejdę w tym roku, sprawi, że wyjazd stanie się jeszcze trudniejszy.
– Dla mnie Daiquiri – dodaje Grace.
Barman kiwa głową, po czym zabiera się do pracy.
Lubię Nottingham, jednak to Nowy Jork kocham. Wychowałam się tam, więc właśnie to miasto ma moje serce. Zawsze chętnie tam wracam i jeżdżę z tatą na wszystkie mecze, na które dostaje zaproszenia. To już niemalże tradycja, że przynajmniej raz w miesiącu lecimy tam na mecz Netsów.
– Myślisz, że to między Harveyem i Palmer będzie kiedykolwiek na poważnie? Przykro się patrzy, kiedy oboje zdecydowanie coś do siebie czują, jednak wolą bawić się w przyjaciół z korzyściami, raniąc siebie nawzajem – wzdycha Grace, mieszając drinka podanego jej właśnie przez barmana.
– Wątpię. To dwie wolne dusze, tacy jak oni nie mają w zwyczaju się ustatkować.
– Szkoda – dodaje szeptem.
Delektuję się napojem i obracam się na krzesełku. Zerkam na naszą lożę, gdzie pojawiły się kolejne trzy osoby. Teraz jest tam Palmer i cały wyjściowy skład naszej drużyny uniwersyteckiej.
– Nie wiedziałam, że kumpluje się z całą paczką.
– Najwidoczniej Harvey zabiera ją na ich spotkania. Czuje się wyjątkowo swobodnie w ich towarzystwie.
– A czy Palmer kiedykolwiek nie czuje się swobodnie? Jest równie beztroska jak oni i żyje tak, jakby jutro miało nie nadejść – odpowiadam, po czym wstaję z miejsca. – Chodź, musimy się ich pozbyć.
– Nie, nie, nie. Zostańmy tutaj albo chodźmy do domu – mówi Grace, a na jej twarzy maluje się wyraźny niepokój.
– Nie pozwólmy im zepsuć naszego wieczoru.
– Proszę, odpuśćmy sobie – dodaje, kręcąc nerwowo głową.
Niepewnie się jej przyglądam. Nigdy nie widziałam jej równie przerażonej jak w tej chwili. A przecież mówimy tylko o kilku studentach, a nie o groźnych przestępcach.
– Grace? Wszystko w porządku? Mogę iść sama – wyznaję, chwytając ją za rękę. – Nie masz się czego obawiać.
Dziewczyna przytakuje, następnie upija drinka.
Pewnym krokiem wracam do naszej loży, gdzie cała grupka rozmawia i popija shoty. Wzrok Kethana od razu pada na mnie.
Zarozumiały dupek.
– W końcu wróciłaś. Gdzie jest Grace? – pyta Palmer, rozglądając się dookoła.
Dostrzegam, że trzyma pod stołem na swoim kolanie dłoń Harveya, gładząc palcami jego nadgarstek.
– Chłopcy chcą dotrzymać nam towarzystwa.
– Możemy porozmawiać na zewnątrz? – proszę przyjaciółkę. Obawiam się, że przy nich nie damy rady na spokojnie przedyskutować dalszego rozwoju tego wieczoru.
Berkeley zerka na mnie, unosząc brew. Mam nadzieję, że odpuści sobie teraz gadkę o czyhających za rogiem napastnikach.
– Jest już po dwunastej, nie wyjdziecie same przed klub – odpowiada Harvey, mocniej chwytając Palmer.
Kethan posyła mi minę typu „A nie mówiłem?”.
– Nie jesteś jej facetem, by o tym decydować – zauważam, starając się brzmieć spokojnie.
– Dbam o nią, to tyle – komentuje pod nosem chłopak, a potem całuje policzek swojej wybranki.
Mam ogromną ochotę wywrócić oczami, bo wiem, że to wszystko chwilowe. Jutro znowu przestanie się do niej odzywać na kilka dobrych dni. Jest jedynie rozrywką.
– Palmer? – Ponaglam ją, cały czas patrząc w kierunku Grace. Nie chcę zostawiać jej samej na zbyt długo.
– Jest zimno, pogadajmy tutaj. Co się stało? – docieka.
– Okej, jak wolisz – prycham zdenerwowana. – Grace i ja nie chcemy siedzieć w męskim gronie. Jeśli tak zamierzasz spędzić resztę wieczoru, to my jedziemy do domu.
– Zostawicie mnie tutaj samą?!
– Masz towarzystwo – oznajmiam cierpko.
– To nie to samo – jęczy niezadowolona. – Opuszczą mnie, gdy tylko zauważą jakąś laskę. Nie wiesz, jak krótko faceci potrafią utrzymać uwagę na jednej dziewczynie?
– Nieprawda – chrypi Harvey, gładząc dłonią jej ramię. – Kiedy jesteś obok, nie interesuje mnie nikt inny.
Prycham pod nosem.
Wciąż czuję na sobie spojrzenie Kethana. Wiem, w co gra, i w ogóle mi się to nie podoba.
– Możecie usiąść z nami chociaż na pół godziny? Później pojedziemy do domu – prosi Palmer i wydyma dolną wargę. – Tylko pół godzinki. Proszę, Brynn.
Biorę głęboki wdech i wypuszczam powietrze z długim westchnieniem.
– Grace się na to nie zgodzi.
– Nie rób z niej takiej świętej. Siadaj, a ja ją tutaj przyprowadzę – proponuje, po czym wstaje od stołu i zerka w stronę baru. – Obok Kethana jest wolne miejsce.
Spoglądam na chłopaka, który delikatnie się do mnie uśmiecha. Przysuwa się bliżej Kaya, by zrobić dla mnie więcej przestrzeni. Niechętnie siadam obok niego i od razu uderza we mnie męski zapach drzewa sandałowego z kwiatowymi nutami.
– Co pijesz? – pyta Berkeley.
– Manhattan.
– Czekaj, to ty jesteś tą Amerykanką. Córka Elijah Slaughtera? – zagaja Leone z naprzeciwka. Przygląda mi się ze skupieniem wymalowanym na twarzy. – Jest prawdziwą legendą.
– Zgadza się – odpowiadam z uśmiechem. Zawsze jestem dumna z taty.
– Myślisz, że mogłabyś mnie z nim poznać? – pyta dalej, pochyliwszy się nad stołem, by się do mnie zbliżyć. – Wiem, że pewnie cały czas ktoś cię o to pyta, jednak Elijah to mój idol. Uwielbiam Brooklyn Nets, oglądam wszystkie ich mecze w internecie.
Spuszczam wzrok na swojego drinka.
– Odpuść, Leone – wtrąca się Kethan.
– Nie mogę stracić takiej szansy. Może chciałby zagrać wspólny meczyk? Nawet nie wiecie, jak wiele można nauczyć się od takiej gwiazdy – wzdycha rozmarzony i ani na sekundę nie spuszcza ze mnie wzroku wypełnionego cholerną nadzieją.
– Musiałabym go zapytać. Tata niekoniecznie lubi takie spotkania – wyznaję przytłoczona.
W tym samym momencie do stolika podchodzi Grace wraz z Palmer. Pierwsza z nich jest niemalże blada z wyraźnego zdenerwowania. Nie rozumiem, czego dokładnie boi się Grace. Muszę ją o to zapytać rano, kiedy już zejdzie z nas alkohol.
Palmer siada na swoim miejscu, po czym rozgląda się po loży i dostrzega, że nie ma już wolnego miejsca.
– Musisz usiąść komuś na kolanach – sugeruje, wzruszając ramionami.
Kay Clemonte wyciąga zachęcająco dłoń w stronę stojącej dziewczyny, na co ona kręci nerwowo głową, stawiając krok w tył, by zwiększyć dystans pomiędzy nimi.
– Może ty usiądziesz Harveyowi na kolanach? Będziesz się z tym czuła bardziej komfortowo niż ona. – Staję w obronie Grace, jednak Palmer macha dłonią, odmawiając gestem.
– Mam krótką sukienkę, więc to nie skończy się dobrze.
Unoszę ze zdziwieniem brwi. Czy ona serio zasugerowała…?
– Chodź, Grace – odzywa się Kay, bacznie się jej przyglądając, ona jednak niepewnie zerka na Malone’a siedzącego naprzeciwko. – Nawet o tym nie myśl – cedzi przez zęby chłopak.
– Nie chcesz uratować koleżanki? – pyta mnie szeptem Kethan, klepiąc w swoje uda.
Nie chcę, Kethan. Ale czego się nie robi dla przyjaciółki?
Mamroczę pod nosem ciche przekleństwo, po czym przenoszę się na kolana chłopaka. Od razu czuję dyskomfort, gdy przylegam plecami do jego twardej klatki piersiowej. Grace zajmuje moje miejsce, posyłając mi pełen wdzięczności uśmiech.
Ciepły oddech Berkeleya uderza prosto w mój kark. Czuję, jak wstrząsają mną dreszcze, co zapewne od razu wyczuwa. To tylko alkohol. Przez niego moje ciało wysyła jakieś dziwne, niezrozumiałe sygnały. Staram się skupić na czymkolwiek innym niż na bliskości chłopaka. Sięgam po drinka i niemalże jednym haustem wypijam wszystko, co z niego pozostało.
– W poniedziałek gracie mecz z college’em z Liverpoolu, dobrze pamiętam? – Palmer zaczyna rozmowę, która całkowicie pochłania chłopaków.
Każdy z nich żyje koszykówką, zapewne wiążą z nią nawet przyszłość. Patrząc na to, że nasza uczelnia w dużej mierze przykłada wagę do sportowych osiągnięć, to prawie pewne, że po skończeniu jej jako członkowie drużyny mają szansę na dalszy rozwój.
Został mi ostatni rok college’u, a wciąż nie wiem, co chciałabym studiować. Na pewno będzie to w Nowym Jorku, liczę na Columbię. Wszystko zależy od tego, jak pójdą mi końcowe zaliczenia i ile punktów zostanie mi przyznane za zajęcia pozalekcyjne. Wczoraj nawet zgodziłam się na dołączenie do cheerleaderek jako rezerwowa, by tylko zyskać dodatkowe referencje. Kimberly, główna cheerleaderka, zapytała, czy mogę wstąpić do ich zespołu, dopóki Hazel nie wyzdrowieje. Skręcenie kostki jest ogromną przeszkodą do dalszego udziału w treningach. Nie jestem wybitnie wysportowana jak reszta dziewczyn, jednak mam nadzieję, że mimo to sobie poradzę. Oprócz tego w zeszłym roku pomagałam w szkolnej bibliotece oraz należałam do uczelnianego wolontariatu. W tym semestrze skupię się na byciu cheerleaderką plus chciałabym dostać się do samorządu. Szanse mam raczej marne, ale może się uda.