Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
672 osoby interesują się tą książką
Czasem wystarczy iskra, żeby wzniecić płomień
Cztery lata temu Rey pozostawiła za sobą Nowy Jork, przyjaciółkę i… Nicolasa. Ze złamanym sercem skupiła się na własnej karierze i całkiem nowym życiu. Teraz jednak nie wyobraża sobie, że mogłaby nie pojawić się na ślubie Harper i Feliksa – pary, której związek usiłowała kiedyś zniszczyć wspólnie z Nicolasem.
Kiedy nieprzewidziane okoliczności nie pozwalają Rey opuścić Stanów Zjednoczonych zgodnie z planem, uświadamia sobie, że po raz kolejny musi mierzyć się z zimnym spojrzeniem Nicolasa częściej, niżby tego chciała – zwłaszcza że on i jego narzeczona mieszkają w tym samym budynku co ona.
Dodatkowo Rey postanawia zaangażować się w walkę z imperium muzycznym, które zniszczyło życie jej i jej matce. Nie przewidziała tylko, że prawnik reprezentujący GM Music to… Nicolas. A Nicolas Carlton jest najlepszy ze wszystkich.
Ta historia jest naprawdę SPICY. Sugerowany wiek 18+
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 387
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Wystarczy iskra, aby spłonął świat.
Zahaczyłam palcami o szpilki stojące na komodzie i w pośpiechu wybiegłam z mieszkania. Nie byłam pewna, czy zamknęłam drzwi, lecz nie miałam czasu, by spojrzeć za siebie. Tego dnia jedyną rzeczą, która naprawdę zadziałała na moją korzyść, była winda. Przyjechała w kilka sekund, więc szybko do niej wskoczyłam. Rzuciłam sportową torbę na podłogę i ściągnęłam dresowe spodnie – zostałam w eleganckiej sukience do kostek. Patrząc w lustrzaną ścianę, włożyłam kolczyki i zapięłam bransoletkę na nadgarstku. Gdy wsuwałam stopy do butów, dostrzegłam, że zabrałam nie te, które chciałam. Nie było jednak czasu na powrót.
Nie zorientowałam się, kiedy winda stanęła na jednym z pięter. Dopiero gdy kątem oka zauważyłam starszego mężczyznę, zrozumiałam, że nie jestem sama. W jego oczach malowało się wahanie. Pewnie zastanawiał się, czy się nie ulotnić, dopóki była taka możliwość. Drzwi się zasunęły, więc nie miał już wyboru, a ja postanowiłam wykorzystać jego obecność.
– Zapnie mnie pan? – spytałam i odwróciłam się do niego, przerzucając włosy przez lewe ramię.
Nie spodziewałam się, że moja prośba aż tak go przerazi. Wpatrywał się we mnie, jakbym przyłożyła mu pistolet do skroni i zmuszała go do wyznania największego wstydu swojego życia.
– Bardzo proszę. Sama sobie nie poradzę.
Próbowałam zrobić to już w mieszkaniu, ale zapięłam się jedynie do połowy pleców.
– Młoda damo, powinnaś…
– A może pan pomóc kobiecie w potrzebie? – naciskałam zniecierpliwiona.
Właśnie na tym polegał problem z facetami, niezależnie od wieku. Szli z łapami, gdy kobieta mówiła „nie”. Kiedy natomiast grzecznie poprosiła o pomoc, traktowali ją jak wariatkę.
Mężczyzna w końcu się złamał. Z wyraźnym niezadowoleniem zbliżył się do mnie i pomógł mi z zamkiem. Po wszystkim odsunął się w kąt windy. Byłam pewna, że jeszcze dziś pobiegnie do kościoła wyspowiadać się z tego lubieżnego uczynku.
– Dziękuję.
Zrobiłam wokół siebie mały bałagan, więc zaczęłam upychać rzeczy do torby. Winda dotarła na poziom lobby, a gdy drzwi się rozsunęły, mężczyzna wybiegł w popłochu. Sama również wyszłam. Idąc w kierunku portierni, przeczesywałam włosy szczotką. Czas nie działał na moją korzyść, a nie chciałam się spóźnić.
– Zostawię to panu – zwróciłam się do portiera, przerzucając torbę przez kontuar.
– Ale…
– Dziękuję.
Wyszłam z budynku już tylko z małą torebką.
Zamierzałam przygotować się lepiej. Najbardziej w całym moim wyglądzie cieszyła mnie sukienka – jedyna rzecz, która leżała na mnie dokładnie tak, jak powinna. Byłoby zupełnie inaczej, gdyby samolot nie spóźnił się aż o pięć godzin.
Wsiadłam do taksówki i od razu zabrałam się do kończenia makijażu. Jednak mój wzrok co chwilę uciekał za szybę. Czy cztery lata temu te wszystkie budynki również się tu znajdowały? Czy były tak samo wysokie i tak gęsto ciągnęły się wzdłuż długich ulic? Patrzyłam na imponujące wieżowce, wprost przytłaczające rozmiarami. Choć otaczały mnie szkło i beton, Nowy Jork wciąż miał w sobie coś wyjątkowego, czego nie znalazłam w żadnym innym mieście na świecie.
Wszystko, co widziałam, wydawało się znajome, a jednocześnie obce. Powracały wspomnienia z lat spędzonych w tym mieście, o przygodach, ludziach i wszystkim, co sprawiło, że kiedyś nazywałam Nowy Jork domem.
Popatrzyłam na elegancką kopertę spoczywającą na moich kolanach, na której widniał złoty napis „Harper & Felix”. Uśmiechnęłam się do siebie. Tylko Harper udało się ściągnąć mnie do Nowego Jorku – i to po wielu próbach. Osiem miesięcy temu zadzwoniła z informacją, że wychodzi za mąż. Cieszyłam się jej szczęściem, w głębi duszy nadal czułam jednak wyrzuty sumienia przez to, co wydarzyło się cztery lata temu. Nasza relacja nie była już taka jak wcześniej. Harper odezwała się do mnie trzy miesiące po tym, jak dowiedziała się, że próbowałam zniszczyć jej związek z Feliksem. Rozmawiałyśmy długo, lecz pojawił się między nami dystans. Nie powinnam się temu dziwić – w końcu zrobiłam jej świństwo, niezależnie od tego, jakie pobudki mi przyświecały. Od tego czasu wymieniałyśmy się wiadomościami i sporadycznie do siebie dzwoniłyśmy. Byłam obecna w jej życiu, lecz wypadłam z czołówki najbliższych jej osób. Dzieląca nas odległość również nie pomagała.
Taksówka zwolniła pod majestatyczną katedrą Świętego Patryka. Neogotycka budowla wyróżniała się na tle nowoczesnego otoczenia. Stanowiła jeden z niewielu punktów w mieście, który przypominał, że historia Manhattanu sięgała czasów sprzed drapaczy chmur.
Zakorkowana ulica dawała do zrozumienia wszystkim mieszkańcom i turystom, że tego dnia odbędzie się tu ślub kogoś ważnego. Wejście przyozdobiono kwiatami w odcieniach różu, a biały dywan ciągnął się od skraju chodnika do wnętrza świątyni. Wydzielono część, którą mogli poruszać się wyłącznie zaproszeni goście.
Wysiadając z taksówki, czułam napięcie. Powinnam się cieszyć, i tak było, ale odczuwałam również stres związany ze spotkaniem z Harper po tak długim czasie.
Goście schodzili się do kościoła. Pojawiło się kilku fotoreporterów – w końcu nazwisko Bishop miało renomę w kręgach biznesowych i politycznych.
Przystanęłam z boku i przeklęłam w myślach szpilki, które miałam na sobie, oraz moje stopy, zdecydowanie niestworzone do noszenia obcasów. Zawsze coś mnie obcierało lub mi przeszkadzało. Płaciłam za buty grube pieniądze, a a i tak kończyły na dnie szafy lub w garderobie Emmy. Najlepiej czułam się w trampkach – jakbym stąpała po miękkich obłoczkach.
Przygotowałam się na tę okoliczność – tak mi się przynajmniej wydawało, bo gdy otworzyłam torebkę przekonana, że znajdę w niej opatrunek, niemile się rozczarowałam. Spanikowana przegrzebałam całą zawartość.
– Szminkę raczyłam wziąć, ale plastrów już nie – burknęłam pod nosem.
Byłam na siebie wściekła.
Wysunęłam nogę z buta i zobaczyłam, że rana na lewej stopie zaczęła już delikatnie krwawić.
– Brawo, Rey – mówiłam dalej do siebie.
– Chyba mogę cię uratować.
Gwałtownie się odwróciłam. Zobaczyłam niższą ode mnie brunetkę, która wyciągała w moją stronę plastry.
Musiałam wyglądać żałośnie, skoro podeszła do mnie obca kobieta. Sądząc po jej sukni w miętowym kolorze, również była gościem na ślubie. Uśmiechała się do mnie serdecznie niczym przedszkolanka do przestraszonego dziecka. Nie musiałam długo wpatrywać się w jej drobną twarz, aby dostrzec, jak niezwykły czar roztaczała wokół siebie. Miała subtelną, delikatną urodę w stylu Królewny Śnieżki – jej jasna cera kontrastowała z czarnymi włosami. Nie potrzebowała mocnego makijażu, by podkreślić urodę.
– Dziękuję. Naprawdę ich potrzebuję. – Wzięłam od kobiety opatrunek.
– Nie ma sprawy. Cieszę się, że mogłam pomóc.
– Jeśli weźmiemy pod uwagę miejsce, przed którym się znajdujemy, mogę powiedzieć, że jesteś moim aniołem stróżem – zażartowałam, odwzajemniając uśmiech.
– Podoba mi się. – Pokiwała głową. – Do zobaczenia później. – Posłała mi ostatnie spojrzenie, po czym odeszła w kierunku potężnych drzwi do kościoła.
Zbliżyłam się do ściany budynku, aby się podeprzeć. Stojąc na prawej nodze, przykleiłam opatrunek tak, by tył buta nie obcierał skóry. Pozostałe plastry schowałam do torebki na później.
Byłam uratowana.
Weszłam do budynku, gdzie zajęłam miejsce w jednym ze środkowych rzędów. Dostrzegłam rodziców państwa młodych oraz Benjamina, brata Feliksa z żoną, która była w zaawansowanej ciąży. Pobrali się cztery lata temu, a ich ślub był jednym z najgorszych dni w moim życiu.
Kwadrans później katedra wypełniła się gośćmi. Przy ołtarzu pojawił się pan młody, oczekujący na nadejście Harper, a przy nim… Nicolas.
Ścisnęło mnie w żołądku. Moje serce zaczęło wybijać przyśpieszony rytm, przynosząc ze sobą dyskomfort w piersi. Wrócił stres towarzyszący mi przez cały lot z Londynu. Szykowałam się na ten moment od chwili, w której podjęłam decyzję o przylocie do Nowego Jorku. Przejrzałam nawet w sieci jego zdjęcia, aby oswoić się z twarzą mężczyzny, którego kiedyś kochałam. Jak się jednak okazało, do pewnych rzeczy nie da się przygotować.
Wszystkie wspomnienia wróciły. Jakbym siedziała przed ekranem, na którym wyświetlono obrazy z mojej przeszłości. Bolało, szczególnie że przez cały ten czas nie byłam pewna, czy postąpiłam słusznie. Zachowałam się jak egoistka, lecz ten jeden raz musiałam zatroszczyć się o siebie – tak przynajmniej sobie tłumaczyłam.
Rozbrzmiały organy. Wszyscy wstali, a po chwili przez środek świątyni przeszły trzy druhny w miętowych sukienkach. Pierwszą z nich była brunetka, która poratowała mnie przed kościołem. Druga szła Victoria, koleżanka Harper ze studiów. Trzeciej kobiety zupełnie nie kojarzyłam, w końcu przez ostatnie cztery lata praktycznie nie było mnie w życiu przyjaciółki. W sumie nie wiedziałam nawet, czy nadal mogę ją tak nazywać.
Gdy na białym dywanie pojawiła się panna młoda, muzyka stała się jeszcze głośniejsza. Wszyscy w świątyni patrzyli tylko na nią. Wyglądała pięknie. Miała na sobie suknię, o której mi kiedyś opowiadała. Projektując ją, zainspirowano się kreacją ślubną Grace Kelly, dzięki czemu Harper wyglądała w niej jak księżniczka. Szła powoli z dumnie uniesioną głową, patrząc przed siebie.
Przetarłam kąciki oczu, w których zaczęły gromadzić się łzy wzruszenia.
Spełniło się największe marzenie Harper. Znalazła mężczyznę, którego pokochała z wzajemnością.
Godzinę później świeżo poślubieni państwo Bishopowie wymaszerowali z kościoła, lecz tym razem zamiast organów towarzyszyła im melodia 2 Be Loved (Am I Ready). Zakryłam usta dłonią, aby powstrzymać wybuch śmiechu. Dałabym sobie rękę uciąć, że Felix nie miał wpływu na wybór muzyki.
Białe samochody rozwiozły gości do hotelu Ritz na przyjęcie weselne.
Znalazłam swoje nazwisko przy stoliku numer siedem, który dzieliłam ze znajomymi Harper ze studiów. Kojarzyłam ich twarze oraz imiona, a po wymienieniu kilku kurtuazyjnych zdań i uśmiechów ruszyłam do baru. Wypiłam dwa kieliszki tequili i właśnie wtedy na salę weszli Harper i Felix. Zrobiło się zamieszanie, grała muzyka, rozległy się brawa, pierwsi goście ruszyli do życzeń, a ja się temu wszystkiemu przyglądałam. Jednocześnie czujnie lustrowałam salę, poszukując tej jednej osoby, której chciałam uniknąć. Skoro czułam niepokój, gdy znajdował się piętnaście metrów ode mnie, nie chciałam się przekonać, co się stanie, gdy podejdzie bliżej.
Skusiłam się na jeszcze jeden kieliszek, po czym poszłam złożyć życzenia młodej parze. Przez moją głowę przesuwały się setki myśli, przez co początkowo nie potrafiłam wydusić z siebie słowa. Na szczęście Harper nie dopuściła do niezręcznego momentu. Gdy tylko nasze spojrzenia się spotkały, przyciągnęła mnie do siebie i mocno przytuliła.
– Rey. – Jej radosny głos dodał mi odwagi. – Tak się cieszę, że jesteś. To wiele dla mnie znaczy.
Odsunęłyśmy się od siebie, lecz dziewczyna od razu chwyciła moją dłoń.
– Jak zawsze piękna. – Założyła mi za ucho kosmyk włosów.
– To ty wyglądasz zjawiskowo. – Z podziwem przesunęłam wzrokiem po jej sylwetce, twarzy i jasnych włosach upiętych w niski kok. – Gratuluję!
– Dziękujemy – przypomniał o swoim istnieniu Felix.
Harper puściła moją rękę, więc mogłam przytulić jej męża.
– Mówiłem, że jeszcze kiedyś razem wypijemy szampana – wyszeptał mi do ucha.
Nie miałam pojęcia, do czego nawiązuje, ale gdy zaczepił kelnerkę i podał mi kieliszek, przypomniałam sobie nasze ostatnie spotkanie i jego słowa: „Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy, Rey. Wypijemy szampana i z rozbawieniem będziemy wspominać przeszłość”.
– Dziękuję.
– Później jeszcze porozmawiamy – powiedziała Harper, gdy jakaś kobieta niby przypadkiem przepchnęła mnie biodrem, aby dotrzeć do młodej pary.
Wróciłam do stolika, kiedy zaczęto serwować kolację, składającą się, zgodnie z tym, co wyczytałam w menu, z pięciu dań.
– Rey, długo zostajesz w Nowym Jorku? – zapytał Thomas, który jako jedyny zainteresował się moją osobą.
Domyśliłam się, że Harper powiedziała mu o mojej wyprowadzce.
– Za kilka dni wracam do Londynu.
– Słuchałem kilku twoich utworów, podobały mi się. Harper podesłała tytuły z twoim wokalem, ale też te, do których skomponowałaś muzykę.
– Dzięki – odparłam z grzeczności, choć wcale nie chciałam o tym rozmawiać.
Muzyka była jedynym obszarem w moim życiu, nad którym miałam kontrolę i który układał się tak, jak zaplanowałam. Współpracowałam z niezależnym producentem i razem nagrywaliśmy, pisaliśmy muzykę i teksty dla innych wokalistów. Nagrałam kilka singli, które zyskały popularność na portalach streamingowych. Robiłam to, co sprawiało mi przyjemność.
– Thomas, pamiętasz imprezę u Clifforda? – Maya złapała mężczyznę za ramię i wciągnęła w dyskusję z pozostałymi.
Jedzenie zakończyłam na trzecim daniu. Nie potrafiłam zmieścić w siebie dwóch kolejnych, dlatego odeszłam od stolika. Skierowałam się do łazienki. Mijając w korytarzu uchylone drzwi do – jak informowała tabliczka – pomieszczenia gospodarczego, usłyszałam głośne sapanie, a potem krótki kobiecy jęk. Najwyraźniej komuś bardzo się nudziło, skoro pieprzył się w składziku jeszcze przed zakończeniem kolacji.
Nie zamierzałam podsłuchiwać, lecz gdy usłyszałam głos wypowiadający imię Nicolas, gwałtownie się zatrzymałam. Jakie było prawdopodobieństwo, że to właśnie ten Nicolas znajdował się za drzwiami? Minimalne. W końcu to imię nie należało do rzadkich. Spodziewałam się, że na sali znajdowało się kilku Nicolasów. A jednak… Gdy drzwi otworzyły się szerzej, z pomieszczenia wyłonił się on. Nicolas Carlton we własnej osobie.
Los naprawdę uwielbiał ze mnie drwić. Jeżeli istniał Bóg, dręczenie mnie było jego hobby.
Zatrzymał się, patrząc na mnie niczym na ducha. Sama miałam pewnie podobną minę.
Nicolas Carlton, człowiek, przez którego przepłakałam wiele długich nocy. Powód mojego wyjazdu do Europy. Uciekłam, aby uniknąć cierpienia, ale jak się okazało, odkochanie się nie przyszło mi z taką łatwością, jak zakochanie się w nim.
Nie widzieliśmy się przez cztery lata, a ja miałam wrażenie, jakby minęło zaledwie kilka tygodni.
Nie wiedziałam, ile trwał ten dziwny moment, ale przerwała go kobieta, która wyłoniła się z pomieszczenia za plecami Nicolasa.
– Muszę iść do toalety, bo… – urwała, widząc mnie. – O…
Jakby mało mi było niespodzianek tego popołudnia, kobietą, z którą Nicolas się zabawiał, okazała się brunetka sprzed kościoła. Ta sama, która z troską podała mi opatrunek na zranioną stopę. Jej wcześniej pogodna twarz wyrażała teraz wyraźne zakłopotanie, a zaróżowione policzki i przyśpieszony oddech zdradzały, że chwilę wcześniej nie próżnowała.
Nie miałam pojęcia, co zrobić ani powiedzieć. Mogłam jedynie stać, wpatrując się w mężczyznę, którego początkowe zaskoczenie ustępowało wrogości. Zniknął wszelki ślad po Nicolasie z moich wspomnień, choć jego twarz mocno się nie zmieniła. Nadal zdobił ją lekki, schludny zarost. Kwadratowa szczęka tylko dodawała mu męskości, a wisienką na torcie były błękitne oczy, których spojrzenia w tym momencie wolałam unikać.
– Rey! Nicolas!
Odwróciłam się na dźwięk głosu nadchodzący zza moich pleców. W naszym kierunku biegła Harper. Przytrzymywała materiał sukni, a jej nogi chwiały się na wysokich szpilkach.
Zatrzymała się przy nas. Ostrożnie popatrzyła na mnie, po czym omiotła spojrzeniem Nicolasa i brunetkę.
– Spotkaliście się… – Uśmiechnęła się mało przekonująco. – Fajnie.
Sytuacja zrobiła się jeszcze bardziej niezręczna. Jakbyśmy skupili się wokół tykającej bomby, która może w każdym momencie wybuchnąć.
– Jeszcze raz dziękuję za pomoc – palnęłam do nieznajomej pierwsze, co ślina przyniosła mi na język.
– Nie ma za co – odparła.
– Znacie się? – Głos Nicolasa był szorstki. Wbił we mnie oskarżycielskie spojrzenie, jakbym właśnie wyrządziła mu krzywdę.
– Dałam jej plaster z opatrunkiem przed kościołem. To ty jesteś Rey…? Harper mi o tobie opowiadała. Widziałam też twoje zdjęcia, dlatego wydałaś mi się znajoma.
Domyśliłam się, że była kimś ważnym dla Harper, skoro została główną druhną. Pewnie dlatego poczułam nieprzyjemne ukłucie zazdrości.
– Jestem Annabelle, narzeczona Nicolasa.
Jeżeli byłam zazdrosna o Harper, to nie wiedziałam, jak nazwać to, co poczułam, słysząc, że Nicolas ma narzeczoną. Narzeczoną, z którą właśnie pieprzył się w hotelowym składziku.
Uderzyła we mnie przytłaczająca fala gorąca, a w głowie zapanował chaos.
– Gratuluję – odparłam. Starałam się, aby mój głos zabrzmiał naturalnie.
Od razu spojrzałam na pierścionek na palcu Annabelle. Niebieski szafir aż bił po oczach.
– Dziękujemy. – Kobieta złapała Nicolasa pod ramię. – Jesteśmy razem już ponad trzy lata.
Najwyraźniej Nicolas szybko o mnie zapomniał.
Zabolało.
Nie spodziewałam się, że tak trudno będzie mi patrzeć na inną kobietę u jego boku. Nasza miłość się skończyła, a mimo to zaczynała kwitnąć we mnie zazdrość. Nie miałam do tego prawa.
– Powinniśmy wracać na salę – burknął Nicolas, mocno chwytając Annabelle za dłoń.
Dziewczyna chciała coś powiedzieć, ale on już zaczął iść, ciągnąc ją za sobą.
– Jest bardzo sympatyczna – wymamrotała Harper.
– Kto?
Wpatrywałam się, jak oddalali się od nas. Chyba liczyłam, że Nicolas się odwróci, aby na mnie spojrzeć.
Kiedyś to moją rękę trzymał w uścisku. Dotykał mojego ciała i całował moje usta. Teraz miał od tego narzeczoną.
– Annabelle.
To było ostatnie, co chciałam usłyszeć.
– Nicolas bardzo się zmienił. Stał się… bezwzględny.
– Kiedyś też taki był.
– Ale nie aż tak. Czasami mam wrażenie, że zamiast serca nosi w piersi kamień, a jedynym dowodem na jego człowieczeństwo jest właśnie ona – wytłumaczyła Harper.
Wzruszyłam ramionami.
Nicolas już mnie nie obchodził. Poprawka: chciałam, aby mnie nie obchodził.
– Zmienił się po twoim wyjeździe.
– Nie sądzę. – Pokręciłam głową. – Po prostu zapomniałaś, jaki był. Nie chcę przypominać w dzień twojego ślubu…
Nie pozwoliła mi dokończyć.
– Wiem, że to on wciągnął cię w plan zniszczenia naszego związku. Zachowywał się egoistycznie. Był dupkiem. Jednak teraz…
– Proszę, nie rozmawiajmy o nim. – Mój ton mimowolnie stał się ostrzejszy. – To twój wielki dzień. Porozmawiajmy lepiej o… waszej podróży poślubnej.
Harper wypuściła głośno powietrze. Spojrzała na mnie, jakby szukała w moich oczach potwierdzenia, że rzeczywiście nie chcę rozmawiać o Nicolasie.
– Na razie nigdzie się nie wybieramy. Felix ma kilka ważnych spraw. Pracuje w firmie ojca w dziale prawnym. Zamierzamy spędzić kilka dni w Miami, ale nie od razu po weselu – wyjaśniła. – Spotkajmy się jak dawniej, kiedy już całe to zamieszanie się skończy. – Wskazała głową w kierunku sali weselnej.
Nie chciałam rozgrzebywać przeszłości, a nasze spotkanie miało do tego doprowadzić. Nie udało mi się jednak wymyślić żadnej wiarygodnej wymówki, zwłaszcza że Harper doskonale wiedziała, iż wracam do Londynu dopiero za kilka dni. Tylko dlatego się zgodziłam.
– Dobrze – odparłam. Choć tyle mogłam dla niej zrobić.
– Zadzwonię i się umówimy. Teraz wracam, bo zostawiłam Feliksa samego na pożarcie rekinom. – Przewróciła oczami. – Baw się dobrze. Na sali jest sporo przystojniaków. – Puściła do mnie oczko.
Uśmiechnęłam się.
Nie bawiłam się dobrze, choć bardzo tego chciałam. Wiedząc, że Nicolas jest blisko, nie czułam się komfortowo. Nie szukałam go spojrzeniem, wręcz unikałam kontaktu. Sala była duża, ale nie na tyle, abyśmy się nie widzieli. Gdy minął mnie przy barze, nawet nie zerknął w moją stronę. Jakby usiłował uczynić mnie niewidzialną.
Dwa dni po weselu byłam umówiona z Harper. Pozwoliłam jej wybrać miejsce, trafiłam więc do dwupoziomowego lokalu, gdzie czerwień splatała się ze złotem w wysmakowanej aranżacji. Jazzowe nuty subtelnie przebijały się przez gwar rozmów, a całe wnętrze emanowało atmosferą rodem z czasów prohibicji, choć w luksusowym wydaniu. To zdecydowanie nie było miejsce, w którym można się pojawić w dżinsach i trampkach.
Na szczęście, gdy dwie godziny wcześniej stanęłam przed szafą, intuicja mnie nie zawiodła. Postawiłam na czarne satynowe spodnie, krótki top w tym samym odcieniu i sandałki na szpilce – tym razem wybrałam te sprawdzone i wygodne.
Harper napisała, że się spóźni, więc usiadłam przy barze i zamówiłam szklankę szkockiej. Rozejrzałam się po stolikach i od razu zauważyłam, że średnia wieku gości oscylowała raczej wokół czterdziestu, a może nawet pięćdziesięciu lat.
Ciekawy wybór miejsca.
– Proszę, nalej mi kieliszek chardonnay – zwróciła się do barmana kobieta, która stanęła tuż obok mnie.
Spodobała mi się jej fryzura, bob z grzywką. Czarne włosy miała przycięte do linii brody, co nadawało im minimalistyczny, ale też elegancki wygląd. Kojarzyła mi się z Mią, bohaterką Pulp Fiction, tyle że zamiast białej koszuli i czarnych spodni miała na sobie złotą cekinową sukienkę do połowy ud. Im dłużej przyglądałam się kobiecie, tym bardziej wydawała się znajoma. Próbowałam wydobyć twarz ze wspomnień i nagle mnie olśniło.
– Sherry Hart? – spytałam niepewnie.
Zareagowała na imię. Gwałtownie odwróciła głowę w moim kierunku. Nastąpiła chwila konsternacji, po której również mnie rozpoznała.
– Rey Reed. – Uśmiechnęła się.
Ostatni raz widziałam ją pięć lat temu – miała wtedy jeszcze długie włosy. Przez kilka lat śpiewała w chórkach Emmy, aż wytwórnia zaproponowała jej nagranie solowej płyty.
– Miło cię widzieć – powiedziała, po czym cmoknęła mnie w policzek. – Słyszałam, że robisz karierę w Europie.
– Kariera to dużo powiedziane. Skończyłam tam szkołę i teraz trochę komponuję, piszę i czasami śpiewam.
– Przesłuchałam twój album, jest genialny. Super, że pomieszałaś różne gatunki.
– Eksperymentuję. Jak twoja kariera? Pracujesz nad nowym albumem?
Ze spojrzenia Sherry momentalnie zniknął entuzjazm. Jakby górujące na niebie słońce zasłoniły szare chmury. Uciekała wzrokiem na boki, a dłoń mocno zacisnęła na brzegu baru.
– Sprawy się skomplikowały. Okazało się, że nie wszystko jest tak piękne, jak się spodziewałam. – Usta kobiety zaczęły drżeć. – Wiesz, jak to jest z GM Music i Vinnym… Dopóki grasz zgodnie z jego zasadami, jest dobrze, ale jak masz swoje zdanie… Nie możesz mieć swojego zdania.
Nie wiedziałam, co dokładnie wydarzyło się między Sherry a wytwórnią, mogłam się jednak spodziewać, że nie potraktowali jej dobrze. Vinny i jego ludzie potrafili tworzyć gwiazdy i zarabiać miliony, lecz niszczenie również przychodziło im z łatwością.
– Na razie występuję w kilku barach i klubach, a później się zobaczy.
Zdobyła się na wymuszony uśmiech.
– Mogę ci jakoś pomóc?
– Potrafisz cofnąć czas?
Pokręciłam głową.
– Wszystko, co nagrałam, należy do wytwórni. A ja nie mogę dłużej z nimi pracować…
– Rozmawiałaś z prawnikiem?
– Nikt nie chce się zająć tą sprawą. Zresztą taka batalia kosztowałaby majątek, którego nie mam – wyjaśniła i spuściła głowę.
– Cholernie mi przykro.
Pamiętałam dzień, w którym przyszła do Emmy i opowiedziała jej, że podpisała kontrakt z wytwórnią. Cieszyła się, w końcu spełniła swoje największe marzenie. Uśmiech nie schodził jej z ust, wprost promieniała. Patrząc na nią, można było na chwilę zapomnieć o wszystkim, co złe.
– Życie toczy się dalej. – Wzruszyła ramionami. – Za kilka minut mam występ. – Wskazała głową na scenę, gdzie rozstawiał się zespół. – Trzymaj się, Rey. – Ścisnęła moje ramię.
– Ty również.
Sherry była kolejną gwiazdą, która zabłysnęła tylko na moment. Szybko zderzyła się z brutalną rzeczywistością i odkryła, że spełnienie marzeń ma swoją cenę – tę, o której ostrzegał drobny druczek na końcu kontraktu.
– Cześć – przywitała mnie Harper, która właśnie pojawiła się przede mną. – Przepraszam za spóźnienie, ale…
Przestałam słuchać, gdy za jej plecami dostrzegłam Annabelle. W pierwszej chwili nie wiedziałam, co myśleć. Następnie poczułam złość – w końcu miałyśmy się spotkać we dwie – potem zazdrość, której nie potrafiłam zrozumieć, a w końcu dotarło do mnie, że muszę pogodzić się z tym, że przez cztery lata życie nie stało w miejscu.
– …więc zaproponowałam jej, aby dołączyła – ciągnęła Harper z uśmiechem.
Chyba właśnie wyjaśniła, dlaczego przyprowadziła ze sobą Annabelle, lecz jej nie słuchałam.
– Chodźmy do naszego stolika.
Chwyciła Annabelle pod ramię i poprowadziła ją w jakimś kierunku.
Oszołomiona ruszyłam za nimi.
Gdy zajęłyśmy miejsce, zauważyłam, że Annabelle wydaje się lekko skrępowana. Najwyraźniej w przeciwieństwie do Harper potrafiła dostrzegać oczywistości. Zorientowała się, że znalazłam się w niekomfortowej sytuacji.
– Mam ochotę zaszaleć. To będzie superbabski wieczór. – Harper zawołała kelnera. – Poprosimy tacę shotów.
Mężczyzna skinął głową i oddalił się do baru.
– Nie zostanę długo – powiedziała brunetka.
– No co ty… – Harper poklepała ją po udzie. – Zabawimy się.
Moją uwagę skradł damski głos dobiegający z głośników. Na scenie pojawiła się Sherry i wraz z akompaniującym zespołem rozpoczęli Fever. Jej głos był gładki i idealnie wpasował się w muzykę. Trafiła w każdy dźwięk, zero fałszu. To niezwykłe wykonanie aż przyprawiało mnie o dreszcze.
– Jutro wylatujemy z Feliksem do Miami. Udało mu się przesunąć kilka spraw, więc czekają nas trzy dni na jachcie.
Mnie czekał powrót do kapryśnego Londynu, który nawet w czerwcu potrafił zaskoczyć czternastoma stopniami Celsjusza i ciągiem deszczowych dni.
Harper przeszła do tematu mieszkania, które dostali z Feliksem od jego rodziców w ramach prezentu ślubnego. Po kilku minutach zmieniłyśmy temat na urządzanie wnętrz. Rozmowa szła płynnie. Nie przeszkadzała mi obecność Annabelle. Wyraźnie zależało jej na tym, by mnie poznać, lecz nie była przy tym natarczywa. Wszelkie bariery między nami szybko zniknęły. Im więcej pustych kieliszków stało na naszym stole, tym głośniej się zachowywałyśmy.
– Harper, dlaczego wybrałaś właśnie to miejsce? – Skrzywiłam się. – Wiem, że masz teraz na nazwisko Bishop, ale mogłaś zdecydować się na coś z niższą średnią wieku.
– Codziennie są tu koncerty na żywo. Często ktoś gra na fortepianie, a to kojarzy mi się z tobą.
– Nicolas nas tu kiedyś przyprowadził – dodała Annabelle.
– Zawsze możemy iść do naszego ulubionego studenckiego klubu. Jest niedaleko – zaproponowała Harper z błyskiem w oku.
Po chwili wcieliłyśmy przypadkowo rzucony pomysł w życie. Zapłaciłyśmy za drinki i ruszyłyśmy do wyjścia.
– Nigdy nie byłam… – Annabelle czknęła – …imprezowiczką. Szaleństwo nie leży w mojej naturze, ale wam zaufam. – Dźgnęła mnie palcem w brzuch.
To właśnie u niej skutki działania alkoholu były najbardziej widoczne. Na jej twarzy malował się lekko pijacki uśmiech, a każde słowo wypowiadała za głośno, jakby próbowała przekonać wszystkich, że świetnie się bawi.
– Po tym, jak pieprzyłaś się z Carltonem w składziku, spodziewałam się, że szaleństwo właśnie leży w twojej naturze. – Zaśmiałam się.
– Co? Kiedy? Jak?
Harper zagrodziła nam drogę, gdy zamierzałyśmy wsiąść do taksówki. Policzki Annabelle poróżowiały.
– Ja nie robię takich rzeczy. – Znów czknęła, zasłaniając usta. – On tego chciał. Był wkurzony.
– Jak zawsze… – dodała blondynka.
– Nie zawsze.
Annabelle przepchnęła Harper, aby wsiąść do taksówki.
Po kwadransie weszłyśmy do dobrze znanego nam lokalu przy dawnej uczelni Harper. Niezależnie od dnia tygodnia był tam tłum. Od razu zahaczyłyśmy o bar, gdzie wypiłyśmy tanią, ohydną tequilę. Kiedy z głośników popłynęło Upgrade You Beyoncé, ruszyłyśmy na parkiet.
– Tęskniłam za tobą. Kocham cię.
Harper uwiesiła się na mojej szyi.
Przemawiał przez nią alkohol, ale wierzyłam, że w jej słowach jest choć trochę prawdy.
– Ja też tęskniłam.
– Annabelle jest naprawdę fajna.
Popatrzyłam w prawo, gdzie brunetka tańczyła z zamkniętymi oczami. Jej ekspresywne ruchy mówiły jasno, że odpłynęła już do swojego świata. Obijała się o mijanych ludzi, ale jakimś cudem wciąż utrzymywała równowagę.
Harper odkleiła się ode mnie i na cały głos zaczęła wyśpiewywać tekst piosenki, nie trafiając w rytm. Była tak głośna, że przyciągnęła uwagę przypadkowej dziewczyny, która spojrzała na nią z wyraźnym zniesmaczeniem i odsunęła się na bezpieczną odległość.
– Idę do łazienki – wymamrotała Annabelle.
Skinęłam głową i wskazałam jej kierunek. Wzrok dziewczyny był mętny, spodziewałam się więc, że ten wieczór szybko się dla niej zakończy. Za to Harper sprawiała wrażenie, jakby wypiła dwa duże red bulle i popiła je kawą. Skakała, wymachując rękami niczym zabawka ze świeżo wymienioną baterią.
Gdy Annabelle zniknęła w korytarzu prowadzącym do łazienki, postanowiłam dać jej dziesięć minut, po czym zamierzałam ruszyć na ratunek. Na szczęście wróciła po sześciu.
– Zamówię ci taksówkę – powiedziałam.
– Dobrze.
– Harper, wychodzimy. – Chwyciłam ją za torebkę, a Annabelle za rękę i wyprowadziłam je z lokalu.
Gdy tylko brunetka poczuła świeże powietrze, wyrwała mi się i zwymiotowała na chodnik.
Niedobrze.
– Oj… – jęknęła Harper.
Nie skończyło się na jednym razie. Annabelle wyrzuciła z siebie chyba całą zawartość żołądka. Na szczęście zrobiła to na tyle umiejętnie, że nie pobrudziła ubrania. Ucierpiały jedynie kosmyki włosów, które uwolniły się z wysokiego kucyka.
– Kurwa! Annabelle! – Męski ryk, godny lwa, zadudnił w moich uszach.
Kiedy zobaczyłam, kto nadchodzi, uznałam, że zdecydowanie wolałabym spotkać lwa.
W naszą stronę maszerował wściekły Carlton. Patrzył na wymiotującą kobietę, zaciskając mocno szczękę. Jego oczy wyrażały wściekłość w czystej postaci.
– Co jej jest? – warknął, kładąc dłoń na plecach narzeczonej.
Odsunęłam się, nie chcąc znaleźć się w zasięgu jego rąk. Zastanawiałam się, kiedy Annabelle zdążyła się z nim skontaktować, ale szybko przypomniałam sobie, że całą podróż do klubu pisała do kogoś na telefonie.
– Chyba sporo wypiła… – odparłam cicho.
– Wróciłaś i już siejesz zamęt! – burknął. Gdy oczy mężczyzny skierowały się w moją stronę, poczułam przeszywający chłód. Całą swoją złość wycelował we mnie. – Dosypali jej jakiegoś gówna? Co to za miejsce? – Popatrzył na szyld studenckiego klubu. – Czy w tym mieście nie ma już lokali na poziomie? Ona nigdy dotąd nie doprowadziła się do takiego stanu.
Każde słowo Nicolasa było jak ostry sopel lodu wbijany w moją klatkę piersiową. Bolało. Obwiniał mnie, jakbym zmusiła jego narzeczoną do picia.
– Nie mam już sił! – jęknęła Harper, po czym usiadła na chodniku z przymkniętymi powiekami.
– Następna – syknął. – Zadowolona z siebie? – Wciąż patrzył na mnie.
Nie wierzyłam własnym uszom. Co ja niby zrobiłam?
– Wiesz, że one są dorosłe, a ja do niczego ich nie zmuszałam?
Annabelle przestała wymiotować, więc Nicolas posadził ją na ławce.
– Wystarczy, że się pojawiłaś, i wszystko się pieprzy. Lepiej wracaj jak najszybciej do Londynu. Nikt cię tu nie potrzebuje.
Poczułam dyskomfort w piersi. Miałam wrażenie, jakby ktoś mocno mnie tam uderzył. Zacisnęłam usta, by nie jęknąć z bólu. Po chwili zrozumiałam jednak, że to nie ból pragnął się ze mnie wydostać, lecz gniew. Słowa Nicolasa podpaliły mnie, więc zapłonęłam.
– Spieprzaj, Carlton! Najłatwiej jest zrzucić winę na kogoś. Byłeś dupkiem kiedyś i nadal nim jesteś. Zabieraj swoją dziewczynę, a przepraszam… narzeczoną, i wypierdalaj.
– Taki mam zamiar, bo z tobą na pewno jej nie zostawię. Harper też. Jesteś jak wirus, który błyskawicznie się rozprzestrzenia.
Nie wytrzymałam. Podeszłam do mężczyzny i uderzyłam go mocno w ramię. Prychnął sucho, a potem podszedł do Harper. Chciał podnieść ją z betonu, wymierzyłam kolejny cios w jego ramię.
– Widzę, że niektórzy nigdy nie dorosną – rzucił i chwycił mnie za prawe przedramię, unosząc całą rękę.
Przez spojrzenie Nicolasa przetoczyła się burza. Gdyby los odebrał mi pamięć, trudno byłoby mi uwierzyć, że kiedykolwiek łączyło nas coś poza czystą nienawiścią.
– To boli – syknęłam, czując, jak mocno wbija palce w moją skórę.
– Powinnaś liczyć się z konsekwencjami, gdy podnosisz na kogoś rękę.
Byłam przekonana, że zostaną mi po nim siniaki.
– Dlaczego taki jesteś? Nienawidzisz mnie?
– Nie schlebiaj sobie, Rey. – Wypowiedział moje imię niczym nazwę jakiegoś ohydnego robaka. – Jesteś mi totalnie obojętna.
Po raz kolejny słowa Nicolasa mnie zraniły. Nie zasłużyłam na takie traktowanie.
– Co? Myślałaś, że będę po tobie rozpaczał? – Kącik jego ust uniósł się kpiąco. – Byłaś tylko krótką przygodą. Przyjemnością, która zakończyła się razem z latem. Nikim więcej.
Puścił mnie.
Oddychałam coraz szybciej. Złość przeplatała się z bólem i rozczarowaniem. Kiedyś naprawdę go kochałam, a pragnęłam tylko tego, by zniknął w piekle – dokładnie tam, gdzie było jego miejsce.
Nicolas podniósł z chodnika praktycznie nieprzytomną Harper i zaciągnął ją do stojącego przy krawężniku SUV-a.
– Carlton, tatuś nadal podciera ci dupę? – Plułam jadem. – Czy w końcu udało ci się stać mężczyzną?
– Gdy rżnąłem cię na materacu w pustym mieszkaniu, jakoś nie miałaś zastrzeżeń do mojej męskości – powiedział dużo ciszej, by nikt poza mną go nie usłyszał.
Zatkało mnie.
Gdy zamilkłam, Nicolas wziął Annabelle na ręce, aby przenieść ją do samochodu. Więcej już na mnie nie spojrzał. Może to i lepiej, bo resztki zdrowego rozsądku ledwo powstrzymywały mnie przed wydrapaniem mu oczu i wymierzeniem solidnego kopniaka tam, gdzie zaboli najbardziej.
Zanim odjechał, wróciłam do klubu. Musiałam odsunąć na bok chaos, który zagościł w moim umyśle, a najlepiej wymazać z pamięci wszystko i wszystkich.
Wmieszałam się w tłum i poddałam muzyce. Wsłuchałam się w dynamiczny rytm, który zawładnął moim ciałem. Przymknęłam powieki i po prostu tańczyłam. W pewnym momencie na mojej talii znalazły się obce ręce. Poczułam na plecach ciepło innego ciała. Nie zrobiło to na mnie wrażenia. Tańczyłam dalej, jednak zwolniłam. Poruszałam biodrami, a moje pośladki ocierały się o męskie krocze. Obce palce zaczęły gładzić skórę w okolicach pępka. Nadal czułam wyłącznie obojętność. Dopiero znudzenie sprawiło, że otworzyłam oczy i odwróciłam się do mężczyzny, którym okazał się jakiś blondyn. Może gdyby nie jego niebieskie oczy, zaprosiłabym go do siebie. Był chętny. Wpatrywał się we mnie niczym w ciastko na witrynie cukierni.
Odsunęłam się od mężczyzny, a już po chwili wyszłam z lokalu.
– Zaczekaj!
Ktoś złapał mnie za rękę.
– Nie musimy tak kończyć tego wieczoru – powiedział blondyn, którego dłonie jeszcze niedawno znajdowały się na mojej talii.
– Musimy.
Przyjrzałam się mężczyźnie. Był całkiem przystojny. W typie kalifornijskiego surfera: jasne, trochę dłuższe włosy, niebieskie oczy wybijające się przy opalonej skórze. Podejrzewałam, że pod oversize’owym T-shirtem z Balenciagi kryje się całkiem ładne ciało.
– Nie pożałujesz. – Przyciągnął mnie bliżej siebie, aż musiałam podeprzeć się o jego klatkę piersiową.
Wystarczyło kilka sekund, a ładna buzia straciła swój urok.
– Odczep się! – Usiłowałam wyrwać dłoń, lecz mi nie pozwolił.
– Nie możesz mnie kusić, a teraz zostawić samego.
– Mogę.
Mężczyzna trzymał mnie za lewą rękę, dzięki czemu mogłam wziąć zamach i uderzyć go z pięści w twarz. Od razu mnie puścił, jęcząc przy tym głośno. Złapał się za nos.
– Następnym razem zrozumiesz, gdy kobieta mówi „nie”.
Dlaczego na niektórych działała dopiero przemoc?
– Suka! – Mężczyzna ponownie złapał mój nadgarstek. Obrócił mnie przodem do siebie, więc mogłam zobaczyć zakrwawiony nos oraz malującą się w oczach wściekłość. – Zaraz ci pokażę, co robi się z takimi dziwkami.
Nie myśląc długo, uniosłam kolano i kopnęłam go w krocze. Następnie mocno go popchnęłam, lecz nie zauważyłam, że metr za nim zaczynały się schody do piwnicy. Mężczyzna zachwiał się i runął w dół. Z przerażeniem obserwowałam, jak stacza się po każdym z dwunastu stopni i ląduje na podłodze. Nie ruszał się.
– Zadzwońcie po pogotowie! – zawołałam do grupki ludzi wychodzących właśnie z lokalu.
Zbiegłam po schodach. Wiedziałam, że nie powinnam go dotykać ze względu na ewentualny uraz kręgosłupa.
– Żyjesz?! – krzyknęłam do blondyna.
Nie odpowiedział.
Poza krwią nadal sączącą się z nosa dostrzegłam zaledwie kilka otarć na przedramionach i policzku. Nie mogłam jednak wykluczyć złamania ani…
Jęknął.
Żył.
Ulżyło mi.
– Nie ruszaj się. – Ukucnęłam przy nim. – Możesz mieć złamany kręgosłup.
– Ty głupia suko! Chciałaś mnie zabić! Pozwę cię! – krzyknął z zaskakującą ekspresją jak na kogoś, kto właśnie spadł ze schodów.
– Co tu się dzieje? – odezwał się ktoś stojący za mną.
Obejrzałam się i dostrzegłam na szczycie schodów dwóch policjantów.
– Proszę wezwać karetkę! – zawołałam.
– Ta suka zepchnęła mnie ze schodów – jęknął blondyn.
– Ambulans już jedzie. – Jeden z policjantów ruszył w dół. – Proszę się nie ruszać. Czy może pan powiedzieć, co się stało?
– Przecież mówię. Ta… Ona zepchnęła mnie ze schodów, a wcześniej uderzyła w twarz. To wariatka.
Nie byłam wariatką – przynajmniej taką miałam nadzieję.
– Czy to prawda? – Mundurowy popatrzył na mnie.
– Tak, ale…
Nie pozwolono mi wyjaśnić.
– W takim razie muszę panią zatrzymać – oświadczył funkcjonariusz.
Nie.
– Zatrzymać?
– Ręce do tyłu.
– Ale…
Policjant złapał mnie za nadgarstki. Zostałam skuta kajdankami – prawdziwymi, nie takimi z plastiku. Kajdankami, które zakładano złodziejom, mordercom i gwałcicielom. Funkcjonariusz zmusił mnie, abym ruszyła schodami w górę, a potem wpakował na tylne siedzenie radiowozu. Zadał mi serię pytań, na które posłusznie odpowiedziałam. Miałam nadzieję, że to tylko rutynowe procedury i wkrótce będę mogła opuścić samochód.
Gdy przyjechała karetka, policjant wysiadł.
Widziałam przez szybę, jak na noszach wnoszono blondyna do ambulansu.
Obaj mundurowi wrócili do radiowozu.
– Teraz może pani tylko się modlić, aby nie było to nic poważnego – powiedział jeden z nich, po czym samochód ruszył i odjechaliśmy spod lokalu.
Nie wierzyłam w to, co się dzieje. Jakim cudem z ofiary stałam się oprawcą?
Kilkukrotnie włamałam się na teren prywatny, piłam alkohol przed ukończeniem dwudziestego pierwszego roku życia, ukradłam nawet tanie wino z supermarketu, a nigdy nie zostałam zatrzymana przez policję. Wystarczyło jednak, że broniłam się przed człowiekiem, który nie rozumiał słowa „nie”, bym trafiła na tylne siedzenie radiowozu.
Na komisariacie było jeszcze ciekawiej. Po raz kolejny spisano moje dane, odebrano mi prywatne rzeczy, zdjęto odciski palców, zbadano alkomatem i posadzono na godzinę w śmierdzącej poczekalni.
– Może pani skontaktować się ze swoim adwokatem – powiedziała policjantka.
– Dotychczas adwokat nie był mi potrzebny.
Kobieta uniosła przede mną dłoń, sugerując, bym wstała.
– Teraz się przyda. Może pani skorzystać z adwokata z urzędu – dodała i pokazała, w którą stronę mam z nią pójść.
Adwokat z urzędu równał się ze spędzeniem tu co najmniej doby i prawdopodobnym wyrokiem. Świetnie.
Przeszłyśmy przez drzwi otwierane kartą. Zapach potu mieszał się tu z odorem wymiocin i moczu.
– Czy mamy do kogoś zadzwonić? – zapytała policjantka.
Emma była po drugiej stronie Atlantyku. Gdyby dowiedziała się o tym, co się stało, spanikowałaby i w ciągu kilkudziesięciu godzin przyleciała do Nowego Jorku, a tym samym ściągnęła uwagę mediów.
Lionel również znajdował się w Londynie.
Harper, prawdoopodobnie nadal pijana, pewnie smacznie spała w swoim łóżku.
Dotarło do mnie, że jestem w tym wielkim mieście sama. Nikt nie mógł mi pomóc.
– To jak? – ponaglała mnie funkcjonariuszka, gdy stanęłyśmy przed kratą, za którą miałam spędzić… nie miałam pojęcia, ile czasu.
– Proszę skontaktować się z Feliksem Bishopem – oznajmiłam.
Był moją jedyną nadzieją.
Dzień rozpoczął się całkiem dobrze. Poranny trening, prysznic, śniadanie – wszystko zgodnie z planem. Annabelle nie mogła powiedzieć tego samego o swoim poranku. Zwlekła się z łóżka po siódmej, ale tylko dlatego, że o dziewiątej miała spotkanie z klientem. Dopóki nie umyła dwukrotnie zębów, pachniała tequilą. Pozostawiłem jej nocne ekscesy bez komentarza. Ona również nie miała ochoty rozmawiać, więc po wymienieniu kilku nic nieznaczących zdań wyszedłem z mieszkania. Jeszcze zanim wsiadłem do samochodu, zauważyłem dwa nieodebrane połączenia od Feliksa. Zignorowałem je i wsadziłem telefon do wewnętrznej kieszeni marynarki. Oddzwoniłem dopiero ze swojego gabinetu w kancelarii – przez ten czas zadzwonił jeszcze dwa razy.
– Czy ty przypadkiem nie powinieneś właśnie lecieć do Miami?
Położyłem na biurku skórzaną teczkę z komputerem.
– Gdybyś raczył odebrać, pewnie bym leciał.
Felix nie złościł się o byle co, a teraz jego głos kipiał irytacją.
– Co jest?
Rozsiadłem się w fotelu.
– Zatrzymano Rey.
– Kogo? – spytałem. Bardzo liczyłem, że się przesłyszałem.
– Rey Reed. Nie udawaj, że nie wiesz, o kim mówię.
Nie zapomniałem, kim jest Rey, ale wolałem, aby nie rozmawiano o niej w mojej obecności.
– Dzwoniono do mnie w nocy, ale przez to, że Harper chrapała po pijaku, spałem w gościnnym i nie zabrałem ze sobą telefonu. Rano się śpieszyłem i jakoś tak wyszło, że tylko spojrzałem na maile.
Zaśmiałem się w duchu z tego, że po raz kolejny się nie myliłem. Wystarczyło, by Rey Reed pojawiła się w Nowym Jorku, a życie kilku osób stanęło na głowie.
– Co z waszym wyjazdem? – spytałem.
– Najwyraźniej nie jest nam pisany.
Westchnąłem ciężko.
Felix był moim jedynym przyjacielem. Człowiekiem, na którego zawsze mogłem liczyć. Wybaczył mi, gdy dowiedział się, że próbowałem zniszczyć jego związek z Harper. Byłem skurwysynem, ale jeżeli gdzieś tam w środku miałem jakieś ludzkie odruchy, to właśnie on zasługiwał, abym je z siebie wydobył.
– Jedź na lotnisko. Zajmę się tym – powiedziałem przez zaciśnięte zęby.
– Nicolas, ale…
– Nie ma żadnego ale. Zajmę się tym – powtórzyłem i się rozłączyłem.
Już żałowałem.
Rey Reed była moją nemezis. Odkąd pojawiła się w moim życiu, siała zniszczenie na różne sposoby. A teraz wróciła, żeby mnie dobić.
Wezwałem swoją asystentkę.
Dalsza część rozdziału dostępna w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Redaktorka prowadząca: Ewelina Czajkowska
Wydawczyni: Joanna Pawłowska
Redakcja: Ida Świerkocka
Korekta: Martyna Wilk
Projekt okładki: Ewa Popławska
Zdjęcia na okładce: © fotobieshutterb; © escapejaja / Stock.Adobe.com
Copyright © 2025 by Angelika Waszkiewicz
Copyright © 2025, Papierowe Serca an imprint of Wydawnictwo Kobiece Agnieszka Stankiewicz-Kierus sp.k.
Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.
Wydanie elektroniczne
Białystok 2025
ISBN 978-83-8371-815-6
Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.WydawnictwoKobiece.pl
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Angelika Kuler-Duchnik