Rekompensata - Waszkiewicz Angelika - ebook + książka
BESTSELLER

Rekompensata ebook

Waszkiewicz Angelika

4,6

23 osoby interesują się tą książką

Opis

Nie wiedziała, jak groźnym był człowiekiem, kiedy pokrzyżowała mu plany. Teraz będzie musiała mu to wynagrodzić... I to z nawiązką.

Amelia przyjeżdża do Włoch na ślub swojej przyjaciółki. Dziewczyna jeszcze nie wie, że ten urlop przemieni jej życie w niebezpieczną przygodę. Przystojny i zamożny pan młody, Enzo, wzbudza w kobiecie niepokój. Gdy przyjaciółka prosi ją o pomoc w ucieczce, Amelia, nie zastanawiając się długo, zamienia się z nią sukienkami i robi wszystko, aby tamta mogła niezauważenie wymknąć się sprzed ołtarza.

Gdy prawda wychodzi na jaw, Amelia sprowadza na siebie gniew mężczyzny, który nie uznaje porażek. Zmuszona do szybkiego ślubu dziewczyna odkrywa, że jej nowy mąż to nie tylko wpływowy biznesmen. Czy nauczy się żyć w jego świecie?

Ponad 250 tysięcy wyświetleń na Wattpadzie! Ten romans mafijny pochłonie cię od pierwszych stron.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 462

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,6 (1809 ocen)
1268
346
143
41
11
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
ewebel

Nie polecam

Słaba i ociera się o plagiat z 365 dni. Legimi powinno pisać zamiast ,, bestseller,, na okładce - ,,hit wattpada,, - wtedy wiedziałabym od razu jakiego poziomu pisarstwa się spodziewać. Plakietka,, bestseller,, zaczyna być synonimem,,uwaga tFUrca z Watt,, i nie jest to pozytywna kategoria. Nie polecam, szkoda czasu.
patrycjak55

Nie oderwiesz się od lektury

Jejku ile emocji. Dużo w tym podobieństw do "słynnej" powieści ale ta jest o wiele lepsza. A ten epilog w życiu nie spodziewałabym się takiego rozwoju wydarzeń
100
grusiaczek

Nie oderwiesz się od lektury

końcówka zaskakująca
91
Mendosia21

Nie oderwiesz się od lektury

Po wakacjach chcialam się wyspać i pójść na 6 wypoczęta do pracy, to ta lektura mnie tam wciagnela, że kładłam się przed pierwszą w nocy 😁😁 Serdecznie polecam, na cale szczęście kończy się wszystko w pierwszym tomie bez żadnego przeciągania, jest to co wszyscy lubia: akcja, mafia, love story, przemoc 🙌🤩 Daje 9/10 😍 czekalam od dawna na takie cudeńko ❤️
80
Jusa153

Nie oderwiesz się od lektury

Wow, epilog totalny szok !
70

Popularność




Rozdział 1

Żałowałam, że nie zabrałam ze sobą czegoś, by okryć ramiona. Grube mury zabytkowego kościoła ochładzały wnętrze, nie dopuszczając do środka gorącego powietrza. Jeszcze pół godziny temu trzymano nade mną parasol osłaniający od włoskiego lipcowego słońca, a teraz marzyłam, aby rozgrzało mnie jego ciepło. Moje niemal nagie ramiona pokrywała gęsia skórka. Przynajmniej nogi miałam zasłonięte prawie do samych kostek szyfonowym materiałem. Pocierałam zziębnięte dłonie, fantazjując o cieple i świeżym powietrzu pozbawionym nieprzyjemnych zapachów tak charakterystycznych dla starych budynków.

Uroczystość miała rozpocząć się dokładnie za dwadzieścia minut, a od dziesięciu moja przyjaciółka siedziała w toalecie, nie dając znaków życia. Od rana była wyraźnie zdenerwowana, lecz miała do tego pełne prawo. Nadszedł dzień, o którym marzyła, odkąd skończyła trzynaście lat. Już niedługo miała stanąć na ślubnym kobiercu, więc dostała pozwolenie na wszelkie dziwne zachowania.

Wszystko wyglądało tak, jak sobie wymarzyła. Piękna włoska sceneria, suknia ślubna od znanego projektanta, zabytkowy kościół i bajeczne wesele na świeżym powietrzu w rezydencji przyszłego męża – zadbała o każdy szczegół.

– Nie zrobię tego! – krzyknęła niemal, otwierając gwałtownie drzwi, które uderzyły o ścianę.

Głośny dźwięk rozszedł się po całym pomieszczeniu. Miałam wrażenie, że wszystko wokół zadrżało. Obraz w mosiężnej ramie przedstawiający ukrzyżowanie Jezusa delikatnie zmienił swoje ułożenie, a świecznik na regale się zachwiał. Na szczęście kamienne ściany przytłumiły hałas, dzięki czemu jej słowa nie wydostały się na zewnątrz.

Anita mimo białej rozkloszowanej sukni wysadzanej drobinkami kryształów Swarovskiego nie przypominała szczęśliwej kobiety, która lada moment u boku ukochanego miała stanąć przed ołtarzem. Strach wypisany w jej oczach odciągał uwagę od kreacji i makijażu. Mogłam patrzeć wyłącznie na jej przerażoną twarz.

– Spokojnie. Twoje zdenerwowanie jest zupełnie normalne – starałam się ją pocieszyć.

– Nie. Miałaś rację, Amelio. Wielokrotnie mi mówiłaś, że to nie jest facet dla mnie, a ja cię nie słuchałam. – Anita zbliżyła się i chwyciła moje dłonie. – Nie mogę za niego wyjść.

Moja przyjaciółka drżała, lecz na pewno nie z powodu zimna. Mocno ściskała moje dłonie, jakby chciała błagać o ratunek.

Potrzebowałam chwili, aby przetrawić jej słowa. Gdy dwa dni temu przyleciałam do Apulii, zachowywała się jak najszczęśliwsza kobieta na świecie. Opowiadała mi o tym, że razem z mężem planują kupić nowy dom pod Rzymem, jechać w podróż poślubną na Mauritius i że otrzyma jego rodzinną biżuterię. Buzia się jej nie zamykała. Tymczasem czterdzieści osiem godzin później w jej oczach widniały wyłącznie strach i desperacja.

Nigdy nie lubiłam jej narzeczonego. Enzo wydawał się chłodny i zdystansowany. Mimo że byłam przyjaciółką jego wybranki, nigdy nie zależało mu na nawiązaniu ze mną bliższej relacji. Poza tym Anita dziwnie się przy nim zachowywała. Gdy byli razem, miałam wrażenie, że Enzo traktował ją niczym swoją własność, a ona się na to godziła. Przytakiwała mu tylko i wykonywała jego rozkazy – inaczej nie dało się tego nazwać. Poza tym sporo czasu spędzali oddzielnie. Anita często przylatywała do Polski, tłumacząc, że we Włoszech czuje się samotna. Kilka razy dałam jej do zrozumienia, aby przemyślała decyzję o ślubie, ale ona zawsze powtarzała, że marzy, aby zostać jego żoną.

– Anita, spokojnie… Czy coś się stało?

Patrzyła na mnie, jakby zobaczyła ducha. Łzy gromadziły się w kącikach jej oczu, aż zaczęły spływać po policzkach, niemal niszcząc doskonały makijaż.

– Nie wyjdę za niego – wyszeptała.

– Nie wyjdziesz za niego – powtórzyłam głośniej, dając jej do zrozumienia, że się z nią zgadzam.

Nie było mowy, aby moja przyjaciółka za kwadrans stanęła przed ołtarzem. Może to chwilowe załamanie lub kolejny kaprys, ale był to wyraźny sygnał, że nie dojdzie do żadnego ślubu. Nigdy nie widziałam jej roztrzęsionej. Anita była wulkanem energii. Parła przed siebie, pokonując wszystkie trudności. Realizowała każdy z zamierzonych celów.

– Poczekaj tu na mnie. Pójdę i powiem Enzowi, że musimy wstrzymać ślub i…

– Nie! – przerwała mi i jeszcze mocniej zacisnęła swoje palce na moich dłoniach. – On nie pozwoli mi odejść. Zmusi mnie do ślubu. Amelia… ja muszę uciec. Błagam cię, pomóż mi.

Jej słowa mnie przeraziły. Patrzyła nam mnie szeroko otwartymi oczami, w których pojawił się obłęd. Co chwilę kręciła głową, jakby prowadziła wewnętrzny dialog. Przemawiała przez nią panika, która zaczęła się udzielać także mnie. Na wysokości żołądka pojawiło się nieprzyjemne uczucie.

– Dobrze, uciekniesz stąd – oznajmiłam, starając się, aby choć jedna z nas zachowała trzeźwość umysłu. – Tylko musisz pozbyć się białej sukni, by nie zwracać na siebie uwagi.

Pokiwała głową.

– Zamienimy się – kontynuowałam. – Uciekniesz przez okno w łazience. Jest duże, więc bez problemu się przeciśniesz. W tym czasie ja tu zostanę i postaram się kupić ci jak najwięcej czasu.

Byłam zaskoczona, że w ciągu kilku sekund udało mi się stworzyć jakikolwiek plan. Widok zrozpaczonej przyjaciółki – najbliższej mi osoby na świecie – napędzał mnie. Poznałyśmy się w domu dziecka. Los naznaczył nas obie bliznami, o których jakoś udało się nam zapomnieć. Nie mogłam więc teraz zrobić nic innego, jak tylko pomóc jej się stąd wydostać.

Szybko zamieniłyśmy się sukienkami. Anita była bardzo szczupła, więc chwilę nam zajęło zapięcie na mnie gorsetu białej sukni. Nie wyszłabym w niej na własny ślub, ale jakiś czas mogłam w niej wytrzymać. Doskonale pamiętałam, jak wybierałyśmy ją cztery miesiące temu w Mediolanie. Enzo dał jej nieograniczony budżet na weselne kreacje. Jak dla mnie sukienka była zbyt strojna, ale moja przyjaciółka chciała poczuć się jak księżniczka.

Zamknęłyśmy się w łazience od środka. Pomogłam jej wydostać się przez okno, co nie było takie trudne, ponieważ pomieszczenie znajdowało się na parterze.

– Uważaj na siebie, Amelio. – Spojrzała mi w oczy z czułością.

– Dam radę. Jak okiełznam wściekłego pana młodego, zadzwonię do ciebie. Teraz uciekaj – popędziłam ją.

Obserwowałam, jak biegnie po kamiennej nawierzchni, nie oglądając się za siebie. Gdy patrzyłam na jej oddalającą się sylwetkę w miętowej, tiulowej sukni, odniosłam dziwne wrażenie, że długo jej nie zobaczę. Może to przez tę dramatyczną filmową aurę. W końcu w prawdziwym życiu panny młode nieczęsto uciekały z własnego ślubu. Brakowało tylko podniosłej muzyki, która oddawałaby emancypację głównej bohaterki.

Kościół, w którym miała odbyć się uroczystość, znajdował się w małej, ale bardzo turystycznej miejscowości. Dzięki czemu Anita szybko wmieszała się w tłum i zniknęła niezauważona.

Przed oczami nadal miałam twarz przyjaciółki i jej drżące wątłe ciało. Nikt nigdy nie powinien odczuwać takiego strachu, który kilka minut temu dostrzegłam w jej spojrzeniu. Nie rozumiałam, co takiego mogło się wydarzyć w łazience. Najważniejsze jednak, że Anita nie zrobiła niczego wbrew sobie.

Samotność nie była mi dana na długo. Kilka minut po ucieczce panny młodej ktoś zastukał do drzwi. Zignorowałam to, ale osoba po drugiej stronie nie odpuszczała. Uderzenia stawały się coraz mocniejsze.

– Jesteś tam, Anita? – Męski głos z wyraźnym włoskim akcentem należał do przyjaciela pana młodego, a jednocześnie drużby, Fabia.

– Tak. – Musiałam oszczędzać słowa, aby nie zorientował się, że to ja.

– Już czas.

– Źle się czuję – pisnęłam. – Daj mi chwilę.

Uderzenia ucichły, ale mężczyzna nie odszedł od drzwi. Zapewne stał przy nich niczym strażnik.

– Gdzie twoja przyjaciółka?

Nie odpowiedziałam.

Zdawałam sobie sprawę, że mogłam kupić Anicie maksymalnie kwadrans. Nie miałam przy sobie zegarka, ale zapewne wybiła już szesnasta, czyli godzina, o której miała rozpocząć się ceremonia. Jako świadkowa miałam pilnować czasu i panny młodej, więc zapewne dlatego mężczyzna wypytywał o mnie. Musiałam walczyć o każdą minutę.

Po cichu zamknęłam okno i przysiadłam na niskim parapecie. Mogłam tylko czekać.

Mimo że Apulia była pięknym regionem, marzyłam, aby znaleźć się w Warszawie z Anitą u boku. Wolałam deszcz i chłód niż tę atmosferę, która tu panowała.

Nie umknęło mojej uwadze, że od chwili przylotu byłam pod ciągłą obserwacją pracujących dla Enza mężczyzn w garniturach. Podążali za mną i moją przyjaciółką niczym cienie, jakby ich szef obawiał się, że narzeczona mu ucieknie – czego finalnie nie zdołał powstrzymać. Sam dom, a raczej rezydencja rodziny Moretti, poza swoim luksusem przywodziła na myśl złotą klatkę. Posesję ogrodzono wysokim murem. Przy wjeździe znajdował się budynek ochrony, która bez przerwy spacerowała po ogrodzie. Rozumiałam, że pieniądze wiązały się również z zagrożeniem ze strony zazdrosnych ludzi, ale wszystko, czego doświadczyłam we Włoszech, wiązało się z ciągłą kontrolą i brakiem jakiejkolwiek spontaniczności. Nie wspominając już o wiecznie nadąsanym Enzie.

Po kilku minutach ciszy ponownie rozległo się pukanie.

– Anita, jesteśmy spóźnieni. Goście się niepokoją. Nigdzie też nie mogę znaleźć twojej przyjaciółki.

Odpowiedziała mu cisza.

Każda kolejna minuta sprowadzała na mnie rosnący niepokój. Nie znałam Enza zbyt dobrze, ale wiedziałam, że był człowiekiem, który nie znosił sprzeciwu. Spodziewałam się awantury, lecz było warto wysłuchać kilku nieprzyjemnych słów, jeśli tylko miało to pomóc Anicie.

Nagle rozległ się huk, a drzwi do łazienki runęły na podłogę.

Natychmiast poderwałam się na równe nogi. Spojrzałam na drewniane drzwi spoczywające na kamiennej podłodze, niczym ostatni klocek domina. Zostały wyłamane z zawiasów, a ten, kto to zrobił, wszedł do pomieszczenia. Nie był to jeszcze moment, abym zmierzyła się z Enzem. Jego drużba, Fabio, z nieodgadnionym wyrazem twarzy rozglądał się po łazience. Nie znalazł tego, kogo szukał, więc skupił swój wzrok na mnie. Zlustrował mnie od góry do dołu, kończąc na mojej twarzy.

– Uciekła… – bardziej stwierdził, niż zapytał.

Wyprostowałam się i wygładziłam dolną część sukni, choć nie wiem po co.

– Ślubu nie będzie – powiedziałam po angielsku, choć znałam włoski. – Możesz poinformować o tym Enza.

Mężczyzna przeczesał palcami czarne włosy, których kosmyki opadały mu na opalone czoło.

Spodziewałam się, że zbombarduje mnie serią pytań, ale on uśmiechnął się z chłopięcym wdziękiem i tylko pokręcił głową.

– Nie ma mowy. Sama mu powiesz. Nie będę waszym posłańcem.

– Chyba lepiej, aby dowiedział się od ciebie niż od przyjaciółki swojej niedoszłej żony.

Mężczyzna wybuchnął śmiechem, jakbym opowiedziała mu najlepszy żart na świecie. Rozplątał przy tym muszkę pod szyją.

– Będzie zabawnie. – Wsadził ręce do kieszeni spodni i wyszedł z łazienki.

Ruszyłam za nim, ale gdy zamknął za sobą drzwi prowadzące na korytarz, pozostałam w zakrystii.

To by było na tyle.

Anita nie miała ani rodziny, ani znajomych, których mog­łaby zaprosić na ślub. Wszyscy goście pochodzili ze strony Enza, więc nie musiałam się nikomu tłumaczyć. Nie miałam nic więcej do zrobienia, dlatego zamierzałam opuścić kościół. Fabio wiedział, co się wydarzyło, więc to on powinien poinformować pana młodego, że ślub się nie odbędzie.

Znalazłam swoją torebkę i wyszłam z zakrystii, poruszając się niezbyt zgrabnie.

Dół sukni ślubnej był bardzo obszerny. Płynne ruchy nie wchodziły więc w grę. Musiałam unieść materiał, a jednocześnie patrzeć sobie pod nogi. Nie rozumiałam, dlaczego kobiety decydowały się na tak niewygodne i ciężkie stroje. Nie wyobrażałam sobie w tym tańczyć ani tym bardziej czuć się swobodnie przez całą noc.

– Gdzie jest Anita? – Donośny głos rozniósł się po długim, ale wąskim korytarzu.

Z naprzeciwka nacierał na mnie Enzo. Był wściekły. Błyskawicznie pokonywał dzielącą nas odległość. Podświadomość kazała mi uciekać, ale ograniczająca ruchy sukienka to uniemożliwiła. Choć twarz mężczyzny nigdy nie zdradzała emocji, to w tej chwili z pewnością mogłam stwierdzić, że jest wściekły. Zielone oczy wyostrzyły się, niemal ciskając we mnie piorunami.

– Odeszła. Musisz dać jej czas, a na pewno wszystko ci wyjaśni – zakomunikowałam stanowczo.

Nie miałam mu nic więcej do powiedzenia, więc szłam dalej w kierunku wyjścia. On też się nie zatrzymał. Parł naprzód. Nie było szans, żebym uniknęła bliskiego spotkania z nim. Zwolniłam, chcąc go przepuścić, ale on miał inne zamiary. Zatrzymał się przede mną i mocno chwycił mnie za ramię, przyciągając do siebie. Musiałam podeprzeć się drugą dłonią o jego klatkę piersiową, aby uniknąć zderzenia.

– Gdzie ona jest? – warknął.

Przeszły mnie dreszcze. Z bliska prezentował się jeszcze groźniej, niczym rozwścieczony rottweiler, gotowy wbić zęby w swoją ofiarę. W oczach mężczyzny szalał sztorm, niszczący wszystko, co napotkał na swojej drodze. Mięśnie twarzy miał niesamowicie spięte. Gdybym dotknęła jego policzka czy żuchwy, napotkałabym na kamień.

– To boli… – Próbowałam mu się wyrwać, ale on nie zwalniał swojego żelaznego uścisku.

Miałam okazję przyjrzeć mu się z bliska. Enzo był przystojny, każda kobieta by to przyznała, jednak w tej chwili wydawał się nieczułym robotem, zaprogramowanym na niszczenie. Miał duże usta, uwypuklone kości policzkowe i zgrabnie zarysowaną szczękę, którą pokrywał schludnie przystrzyżony ciemny zarost. Idealny wygląd znikał jednak pod brakiem uczuć.

– Pytam po raz ostatni. Gdzie jest Anita? – syczał przez zaciśnięte zęby.

– Powiedziałam, że odeszła od ciebie. Ślubu nie będzie.

Jego napastliwość zaczęła mnie denerwować. Może i był ode mnie sporo wyższy i silniejszy, o czym świadczyły jego mocny uścisk oraz rozbudowana sylwetka, ale nie miał prawa mnie tak traktować.

– Enzo, puść mnie, do cholery! – krzyknęłam mu prosto w twarz. – Anita nie chce zostać twoją żoną. Nie wiem, co się stało, ale się rozmyśliła.

Liczyłam, że ktoś pojawi się w korytarzu i pomoże mi się uwolnić. Na ślub zaproszono ponad setkę gości. Spodziewałam się, że przynajmniej część z nich nie siedziała cierpliwie na swoich miejscach. Zamiast czyjejkolwiek interwencji otrzymałam wyłącznie ciszę, jakbyśmy tylko my pozostali w kościele.

– Powiem ci, co się stało. – Szarpnął mną, przyciągając jeszcze bliżej. Pochylił się nade mną, demonstrując mi z bliska płomień wściekłości szalejący w zielonych oczach. – Namieszałaś jej w głowie. Wiem, że nigdy mnie nie lubiłaś, i mam to w dupie, ale jeżeli twoja przyjaciółka nie pojawi się tu za kwadrans, zapłacisz za to.

On nie żartował. Jego dłoń coraz mocniej zaciskała się na moim ramieniu. Z pewnością pojawią się w tym miejscu siniaki. Na tym mogło się nie skończyć. Niewiele brakowało, a zmiażdżyłby mi kość. Cholernie bolało, lecz widziałam w jego spojrzeniu coś o wiele gorszego niż ból. Enzo patrzył na mnie jak na szkodnika, nic niewartego śmiecia. Jakbym nie była godna chodzić po tej samej ziemi co on.

Z trudem przełknęłam ślinę.

– Nie żałuję ani jednego negatywnego słowa, jakie o tobie powiedziałam. – Uniosłam hardo głowę. – Anita jest moją przyjaciółką i nie pozwolę, aby związała się z kimś takim jak ty. Nie jesteś jej wart. Poszukaj sobie jakiejś innej idiotki, która pozwoli ci traktować się jak przedmiot. – Zastanawiałam się, jakim cudem mój głos nie zadrżał.

– Podpisałaś na siebie wyrok, Amelio – wyszeptał cholernie przerażającym tonem, godnym psychopaty.

Pierwszy raz zwrócił się do mnie po imieniu. Siła, z jaką je zaakcentował, równała się emocjom jak podczas oglądania najlepszego horroru.

Nie puszczając mojego ramienia, ruszył w stronę zakrystii, w której wcześniej przygotowywałyśmy się z Anitą do uroczystości. Otworzył drzwi i wepchnął mnie do środka. Nawet nie próbował być delikatny. Targał moim ciałem niczym szmacianą lalką.

– Taka z niej przyjaciółka, że zostawiła cię ze mną – rzucił ironicznie. W końcu puścił moją rękę.

Uciekłam na drugi koniec pomieszczenia.

Miejsce na skórze, na którym przed chwilą spoczywała jego dłoń, stało się intensywnie czerwone.

Enzo zatrzasną za nami drzwi, a te niemal wypadły z zawiasów.

– Słaba z niej przyjaciółka. Zostawiła cię lwu na pożarcie. – Zmrużył lekko oczy, lecz jego spojrzenie pozostało niebezpiecznie intensywne.

– O co ci chodzi, Enzo? – Rozłożyłam ręce w geście bezradności. – Nie zmusisz nikogo do małżeństwa. Anita miała wątpliwości, więc odeszła. Przyjmij to z godnością.

– Z godnością… – powtórzył z kpiną w głosie. – Tą, która nie ma godności, jest twoja przyjaciółka. Złamała dane mi słowo i mnie okradła.

Zamrugałam.

Nie miałam pojęcia, o czym mówił.

Anita nikogo nie okradła. Owszem w ich związku to Enzo ją utrzymywał, ale podobno na jego wyraźną prośbę. A co do danego słowa, przesadzał. Nie żyliśmy w średniowieczu, kiedy zaręczyny i ślub stanowiły największą świętość i nie podlegały negocjacji.

– Nic ci nie powiedziała… – oznajmił obojętnym tonem.

– Niby co miała mi powiedzieć? – Rozmasowywałam lewe ramię, na którym już pojawiał się siniak.

Mężczyzna lekko przechylił głowę na bok. Przyjrzał mi się z kpiną, a po części też ze współczuciem.

Enzo przerażał mnie, nawet gdy był opanowany. W jego oczach szalało coś niebezpiecznego. Nigdy nie widziałam czegoś takiego u innego człowieka. Przez ułamek sekundy wydawało mi się, jakbym stała twarzą twarz z diabłem w ludzkiej skórze, który czyha na moją duszę.

– Nawet mi cię szkoda, Amelio. – Zaczął powoli krążyć po pomieszczeniu, przyglądając się ze znudzeniem szczegółom umeblowania. – Anita mnie okradła i złamała dane słowo, ale była dla mnie jedynie stroną pewnego układu. Z tobą postąpiła jeszcze gorzej, a ty nazywasz ją przyjaciółką. – Głos Enza wyprany był z emocji. – Wiedziała, że będę wściekły. Wiedziała też, że jak jestem zły, niszczę wszystko, co napotkam na swojej drodze. Wiedziała, że ja nie odpuszczam długów, a to oznacza, że zostawiła cię tu, abyś ty je spłaciła.

Wpatrywałam się w niego szeroko otwartymi oczami. Mój wzrok podążał za nim. Czułam przybierający na sile strach. Opanowanie mężczyzny było niczym cisza przed burzą.

– Nie ma żadnego długu, a ja za chwilę pojadę do hotelu, a z niego prosto na lotnisko. Jeszcze dzisiaj będę w Polsce – wyrecytowałam niczym wyuczoną formułkę.

– Zacznijmy od początku – zignorował moje słowa. Zatrzymał się pośrodku pokoju, tuż przed niskim, drewnianym stolikiem kawowym. – Anita lubiła pieniądze, ale ty to wiesz. W końcu spędzenie niemal całego dzieciństwa w bidulu uczy pragnąć tego, co mają inni. – Ten przytyk skierowany był również do mnie, wiedział, że wychowałyśmy się razem. – Ja dysponowałem pieniędzmi i potrzebowałem żony. Twoja przyjaciółka miała dostać pięć milionów euro, z czego milion tydzień przed ślubem. Tak się stało. Pozostałe cztery miliony po ślubie. Podpisaliśmy intercyzę, więc zarówno jej, jak i moje pieniądze były bezpieczne. Nasze małżeństwo miało trwać przez rok. Potrzebowałem tego do kwestii formalnych. Anita uciek­ła z moimi pieniędzmi, nie dotrzymując danej obietnicy.

Wymknęło mi się głośne westchnienie.

Byłam wściekła na Anitę. Znów zostawiła mnie z bałaganem, który musiałam po niej sprzątać. Najgorsze, że to, co mi opowiedział, było bardzo typowe dla mojej przyjaciółki. Anita od zawsze powtarzała, że wyjdzie bogato za mąż i ustawi się na całe życie. Nie pierwszy raz też uciekła od zobowiązań, ale nigdy nic nikomu nie ukradła.

Nie do końca rozumiałam ich układ, ale przyjaciółka, błagając mnie o pomoc w ucieczce, wyglądała na przerażoną. Nie wydawało mi się, że chodziło jej tylko o pieniądze. Ona była wyraźnie przestraszona.

– Możesz być zły. Odzyskam dla ciebie pieniądze. O to nie musisz się martwić – rzuciłam, aby załagodzić sytuację.

Zamierzałam przemówić Anicie do rozsądku. Planowałam jej wyrwać te pieniądze, byleby wróciły do właściciela. Powinna odciąć się od Enza, ponieważ był niebezpiecznym człowiekiem.

– Gówno mnie obchodzą te pieniądze. Odzyskam je, ale później – powiedział spokojnie, ale jego głos brzmiał złowrogo. – Nasza umowa dotyczyła małżeństwa. Nie zamierzałem poślubić Anity z miłości. Ja się w to nie bawię. Potrzebuję żony, o czym ona wiedziała.

– To znajdź sobie inną. Taki facet jak ty na pewno nie narzeka na brak powodzenia u kobiet. – Nie rozumiałam, na czym polegał jego problem.

Enzo spojrzał na mnie jak na niczego nieświadome dziec­ko – z nutą drwiny i współczucia.

– Potrzebuję żony za trzy dni – oświadczył.

– Dlaczego? – Pytanie padło z moich ust, nim zdążyłam się nad nim zastanowić. Nie interesowała mnie przecież odpowiedź.

– Powiedzmy, że… – z zadumą potarł swój zarost – moja rodzina jest konserwatywna. By przejąć rodzinny biznes, muszę być żonaty.

– To życzę powodzenia w poszukiwaniach – rzuciłam szybko i ruszyłam do drzwi.

Pragnęłam tylko wydostać się z kościoła i zostawić Enza Morettiego daleko w tyle. Marzyłam, aby za kilka godzin obudzić się w swoim łóżku, zapominając o wszystkim, co się tu wydarzyło. Niestety, nie było mi to dane. Jak tylko zrobiłam krok, mężczyzna z całych sił pchnął nogą mały drewniany stolik w moją stronę. Mebel błyskawicznie pokonał kilka metrów, lądując u moich stóp.

Wciągnęłam głośno powietrze.

– Nie tak szybko. – W jego głosie ponownie pojawiła się gwałtowność. – Mówiłem ci coś o spłacaniu długów. Ja nie odpuszczam.

– Oddam ci…

– Nie chodzi mi o pieniądze – przerwał mi.

– To o co?

Szybko zmierzyłam wzrokiem odległość między miejscem, w którym stałam, a drzwiami. Nie była duża, ale stolik u moich stóp stanowił przeszkodę. Nie mogłam pokonać jej szybko, co uniemożliwiało płynne dotarcie do celu.

– Za trzy dni muszę mieć żonę. Skoro Anita uciekła, zostawiając cię tutaj, nasuwa się prosty wniosek.

Z sercem w gardle przeniosłam wzrok z drzwi na Enza. Lekko rozchyliłam usta, mając nadzieję, że mój umysł wysnuł błędne wnioski. Starałam się grać twardą i niewzruszoną, ale w mojej głowie panował chaos. W jednej sekundzie uleciała ze mnie cała życiowa energia. Pragnęłam zamknąć oczy i obudzić się daleko stąd.

Nie chciałam, aby Enzo sprecyzował swoje myśli na głos, ale tylko to mogło rozwiać moje wątpliwości.

– Za kilka minut to ty u mojego boku powiesz przed księdzem „tak”.

Rozdział 2

Przez moment przeszło mi przez myśl, aby wybuchnąć śmiechem. Jednak zamiast tego gapiłam się na wysokiego bruneta o oliwkowej karnacji, niczym na pacjenta zakładu psychiatrycznego, który postradał wszystkie zmysły.

Świat się dla mnie zatrzymał. Wszystko działo się w zwolnionym tempie. Widziałam, jak mężczyzna powoli zamykał powieki zakończone długimi rzęsami, a po chwili je otwierał. Zauważyłam też jego falujące nozdrza i poruszające się jabłko Adama.

Pragnęłam posłać mu wiązankę przekleństw, ale wykrzesałam z siebie tylko jedno słowo:

– Nie.

Spojrzał surowo. Nie musiał nic mówić, doskonale wiedziałam, że nie przyjął mojej odmowy. W jego oczach na nowo rozkwitał mrok. Nie musiał być napakowanym, dwumetrowym osiłkiem, abym się go bała. Nie chodziło o siłę fizyczną. Przewaga mężczyzny drzemała w spojrzeniu, które jasno komunikowało, że był gotowy na wszystko, aby osiągnąć swój cel.

Enzo się nie poruszył. Unosiła się jedynie jego klatka piersiowa, skryta pod koszulą i białą smokingową marynarką.

Musiałam spróbować. Ostrożnie zrobiłam krok. Minęłam stolik pod swoimi nogami i powoli zmierzałam do drzwi. Nie wykonywałam gwałtownych ruchów. Obawiałam się, że nawet cichy dźwięk spowoduje katastrofę. Dlatego starałam się poruszać bezszelestnie, nie przerywając ciszy panującej w pomieszczeniu.

Drzwi były coraz bliżej, a ja nadal nie słyszałam żadnych ruchów. Błagałam Boga, aby pozwolił mi stąd wyjść. Nie byłam zagorzałą katoliczką, ale wychowałam się w Polsce, w bidulu prowadzonym przez siostry zakonne. Jakaś część mnie wierzyła, że tam na górze przebywał ktoś, kto miał wpływ na nasze życie.

Zamarłam, gdy usłyszałam coś, co dotychczas znałam wyłącznie z filmów i seriali. W rzeczywistości ten dźwięk był głośniejszy i ostrzejszy, a przy tym powodował, że serce przyśpieszało do granic możliwości. Przymknęłam powieki, poddając się przerażeniu. Nie musiałam się odwracać, aby wiedzieć, że Enzo mierzył do mnie z broni.

Drżałam. Już nie potrafiłam udawać niewzruszonej i twardej. W jednej chwili mogłam stracić życie. Czy ktoś by za mną tęsknił? Anita zostawiła mnie tu bez wahania, wiedząc, kim był Enzo. Pozostałam sama, bezbronna, niemal niewidzialna dla świata.

Otworzyłam oczy. Powoli odwróciłam się, a moim oczom ukazał się mężczyzna mierzący do mnie z pistoletu. Mimo że tego widoku właśnie się spodziewałam, był dla mnie brutalny. Poczułam ból w każdej części ciała, ale najgorsze z tego wszystkiego było poczucie bezradności.

– Zabijesz mnie? – zapytałam cicho.

– Jeśli będę do tego zmuszony.

– Zabijesz mnie, jeśli nie zgodzę się za ciebie wyjść? – dopytałam dla pewności, choć sytuacja była absurdalna.

– Zabijałem za mniejsze przewinienia. Nie jestem dobrym człowiekiem, Amelio. Straciłem duszę dawno temu. Długi zaciągnięte u mnie należy spłacać i twoja przyjaciółka doskonale o tym wie.

Nie mogłam się rozpłakać. Nie mogłam okazać słabości. Walczyłam, ale przegrałam. Jednak nigdy nie zamierzałam pozwolić, aby mój przeciwnik ograbił mnie z godności. To jedyne, co mi pozostało. Znałam smak przegranej. Pierwszy raz poczułam ją, gdy w wieku dziesięciu lat oddano mnie do domu dziecka. Moi rodzice żyli, ale woleli alkohol i inne używki ode mnie.

Potrafiłam przegrywać. Chciałam mieć jedynie poczucie, że zrobiłam wszystko, by do tego nie dopuścić. Tym razem poniosłam porażkę, ponieważ uznałam, że nie był to jeszcze mój czas na opuszczenie tego świata.

– Zatem poinformuj księdza, że ślub się odbędzie. – Posłałam mu mocne spojrzenie.

Tylko kiwnął głową i opuścił broń. Nie zobaczyłam na jego twarzy triumfu czy satysfakcji. Pozostał niewzruszony. Wyjął z kieszeni marynarki telefon, po czym zadzwonił. Mówił krótko i po włosku. Enzo wydał polecenie, przywołując kogoś do sali, w której się znajdowaliśmy.

– Za pięć minut widzę cię przed ołtarzem – zwrócił się do mnie niczym do swojego pracownika.

Drzwi do pomieszczenia się otworzyły. Przeszedł przez nie wysoki mężczyzna z bardzo rozbudowanymi ramionami, na których mocno opinała się czarna marynarka. Materiał sprawiał wrażenie, jakby w każdym momencie mógł się rozerwać. Ten człowiek wyglądał groźnie, ale to nie on tu dominował. Mimo iż Enzo nie był tak potężnie rozbudowany, to właśnie od niego biła władcza pewność siebie. Nie miałam wątpliwości, kto tu rozdawał karty.

– Vito zostanie tu z tobą. Nie próbuj uciekać, Amelio, bo wiesz, jak to się może skończyć – zagroził, po czym wyszedł.

Pobiegłam do łazienki, a ochroniarz podążył za mną. Nie mogłam zamknąć drzwi, ponieważ nadal leżały na podłodze po tym, jak Fabio je wyważył. Oparłam się dłońmi o umywalkę, a gdy spojrzałam w lustro, niemal nie poznałam samej siebie. Makijaż trzymał się idealnie, podobnie jak fryzura. Jasnobrązowe, falowane kosmyki włosów, niemal w nienaruszonym stanie, opadały mi na plecy. Szminka w kolorze nude również pozostała na ustach. Jednak to strach malujący się w moich niebieskich oczach czynił mnie niepodobną do siebie. Przypominałam Anitę sprzed niecałej godziny. Enzo pozbawił mnie nadziei. Czułam, jakby na mojej duszy ciążyły dodatkowe kilogramy. Walczyłam, aby nie uronić łzy. Musiałam przekonać samą siebie, że to tylko chwilowe utrudnienia. Niedługo się zakończą, a ja znów będę mogła swobodnie oddychać.

Wzięłam głęboki oddech, po czym wyszłam z łazienki, a następnie z sali. Ochroniarz kroczył za mną. Pamiętałam drogę do głównego kościoła. Gdy przyjechałyśmy tu z Anitą, kapłan nas oprowadził, a wedding plannerka opisała, jak będzie przebiegać cała uroczystość. Choć założenia pozostały takie same, to zmieniła się panna młoda. Przeszłam bocznym korytarzem, wychodząc przed budynek. Czekało tu na mnie siedmiu ochroniarzy. Ktoś dał sygnał i usłyszałam z wnętrza kościoła muzykę.

To naprawdę się działo!

Słońce mnie oślepiało. Nie mogłam dostrzec wnętrza kościoła. Widziałam jedynie dwa ostatnie rzędy ławek i kilkanaście osób, które odwróciły głowy, aby ujrzeć pannę młodą.

Spojrzałam za siebie w poszukiwaniu drogi ucieczki. Mur ubranych na czarno mężczyzn stał trzy metry za moimi plecami. Nie miałam szans, aby się przez nich przedrzeć. Byłam niczym baranek otoczony wilkami.

Mogłam zrobić tylko jedno. Ruszyłam przed siebie, ociągając się z każdym krokiem. Szłam przez środek kościoła, mijając szepczących na mój temat ludzi. Spodziewali się blondynki, a otrzymali szatynkę – na tym polegała podstawowa różnica między mną a Anitą. Nie mogli też dostrzec na moich ustach uśmiechu. Nie ukrywałam grobowego nastroju. Nie potrafiłam udawać – nie teraz.

Nie miało to w tym momencie znaczenia, ale zmierzałam do ołtarza w sukni wybranej przez inną pannę młodą. Kościół ozdobiono ulubionymi kwiatami innej kobiety. W tle kwartet smyczkowy grał When a man loves a woman. Moja przyjaciółka nie mogła pojąć, że ten utwór nie opowiadał o szczęśliwej miłości, a o wyidealizowanym obrazie kobiety i ślepo zapatrzonym w nią mężczyźnie.

Inaczej wyobrażałam sobie ten dzień. Nie byłam niepoprawną romantyczką, ale chyba jak każda kobieta miałam w głowie obraz swojego ślubu. W przeciwieństwie do Anity nie pragnęłam sukni wykonanej z ciężkiego materiału i zdobionej błyszczącymi kamieniami. Planowałam skromną uroczystość, bez czerwonego dywanu u stóp oraz zimnego kościoła, który przytłaczał swoją wielkością.

Zatrzymałam się przed ołtarzem. Gdy u mojego boku pojawił się Enzo, a kapłan z lekko skonfundowaną miną rozpoczął mszę, odpłynęłam. Nie docierały do mnie żadne bodźce. Nie miałam pojęcia, co się wokół mnie działo. Oczy zaszły mi mgłą, a słuch odmówił posłuszeństwa. Słyszałam jedynie jakieś echo, zbliżone do fal rozbijających się o brzeg.

Oprzytomniałam w momencie, gdy dotarły do mnie gromkie brawa. Kapłan mówił coś do Enza, a ten zerkał na mnie. Dźwięki stawały się coraz wyraźniejsze i wtedy usłyszałam:

– Możesz pocałować pannę młodą.

Zrobiło mi się niedobrze. Nim zdążyłam zareagować, Enzo pochylił się nade mną i pocałował w czoło. Ponownie rozbrzmiały brawa. Mój wzrok spoczął na palcu, na którym znalazła się złota obrączka. Nie miałam pojęcia, w którym momencie mi ją włożono. Co dziwniejsze, na dłoni Włocha również się pojawiła, co oznaczało, że ja musiałam ją tam umieścić.

Czułam się jak pod wpływem alkoholu lub środków odurzających. Kręciło mi się w głowie i byłam otępiała. Gdy Enzo chwycił mnie za dłoń, nie protestowałam. Pozwoliłam mu się prowadzić. Nie byłam w pełni sił. Wydawało mi się, że w każdej chwili mogę osunąć się na podłogę. Zamiast gości w ławach widziałam tylko rozmyte kolory ich ubrań. Twarze przypominały beżowe plamy z czarnymi punktami. Wokół zapanował harmider. Słyszałam organy przeplatające się z oklaskami, wiwatem i moimi głośnymi oddechami. Nie potrafiłam się skupić.

Wyszliśmy z kościoła. Zachłysnęłam się ciepłym powietrzem. Otworzyłam oczy szeroko, a obraz zaczął się wyostrzać. Ujrzałam przed sobą schody wykonane z jasnego kamienia. Prowadziły w dół, do jednokierunkowej ulicy, wzdłuż której stały zaparkowane czarne auta.

Może to za sprawą słońca, czasu lub różnicy temperatur, ale mój umysł po prawie godzinnej przerwie znów zaczął pracować. Zmysły się wyostrzyły. Przestałam czuć otępienie i docierało do mnie, co się właśnie wydarzyło. Spojrzałam na lewą rękę, skupiając się na obrączce.

Wyszłam za mąż.

Poczułam złość. Kiełkowała we mnie, karmiona obecnością wysokiego bruneta u mojego boku. Nasze dłonie były splątane. Prowadził mnie schodami, niczym bezbronne dziecko.

– Puszczaj mnie. – Wyszarpałam rękę.

Nie chciałam, aby mnie dotykał, patrzył na mnie i choćby myślał o mnie. Jego jednak nie interesowało to, czego chciałam. Bez żadnego komentarza chwycił mnie za nadgarstek i pociągnął za sobą. Pokonaliśmy ostatnie dwa stopnie, po czym dotarliśmy do czarnego bentleya. Drzwi do auta były już otwarte. Enzo wepchnął mnie na tylne siedzenie, upychając też obszerną sukienkę. Gdy się już z nią uporał, zamknął drzwi z impetem. Obszedł auto i zajął miejsce obok mnie. Wydał polecenie kierowcy, po czym ruszyliśmy wąskimi uliczkami, pełnymi nieświadomych turystów.

Czy ktoś by mi pomógł, gdybym uchyliła szybę i zaczęła krzyczeć?

Nie mogłam zapomnieć, że pod marynarką Enzo skrywał broń. Był gotowy do mnie strzelić w każdej chwili.

– Co teraz? – zapytałam, nie ukrywając złości.

– Wesele – odparł zdawkowo.

– Myślisz, że będę udawała szczęśliwą pannę młodą? Nawet jeżeli przyłożysz mi broń do głowy, nie zrobię tego – wycedziłam przez zęby.

– Wystarczy, abyś była. Goście oczekują panny młodej. Szczęśliwej czy nadąsanej, nikogo to nie obchodzi.

Parsknęłam histerycznym śmiechem. Obróciłam się do niego na tyle, na ile pozwalała mi suknia. Przyjrzałam się jego twarzy, na której malował się spokój. Najgorsze w tym wszystkim było to, że Enzo nie dostrzegał absurdu tej sytuacji. Zachowywał się tak, jakby zmuszanie kobiety do małżeństwa i grożenie jej bronią stanowiło dla niego codzienność.

– Brzydzę się tobą – oświadczyłam głośno z wyraźnym zniesmaczeniem.

– Jakoś to przeżyję.

Dalsza droga upłynęła w milczeniu. Gapiłam się w szybę, a Enzo w ekran swojego telefonu. Piękny krajobraz za oknem wydawał się nie mieć znaczenia. Starałam się zebrać myśli i poukładać wszystko w głowie. Nadal jednak nie mog­łam pojąć tego, co się wydarzyło. Było to na tyle nieprawdopodobne, że mój umysł jeszcze nie zaakceptował złotej obrączki na palcu.

Rezydencję Enza otaczały hektary ziemi porośniętej drzewami i trawami. Dom stał pośrodku niczego, co gwarantowało jego mieszkańcom najwyższy stopień prywatności. Zabezpieczało go wysokie, murowane ogrodzenie. Nikt nie był w stanie dostać się na teren posesji bez wcześniejszej kontroli przy bramie. Gdy się ją minęło, wjeżdżało się na żwirową drogę prowadzącą pod sam budynek. Ten postawiono na planie trzech nachodzących na siebie, dwupiętrowych prostokątów z jasnego kamienia. Z zewnątrz rezydencja prezentowała się ascetycznie. Ożywiały ją ramy okien, okiennice oraz drzwi w niebieskim kolorze, a także żywa zieleń w rozległym ogrodzie. To właśnie tutaj miało odbyć się przyjęcie weselne. Wszędzie dało się dostrzec białe lilie – ulubione kwiaty Anity. Rozstawiono je w wysokich, szklanych wazonach wokół domu. Zapewne na tyłach było ich jeszcze więcej.

– Goście niedługo zaczną się zjeżdżać. – Enzo odezwał się pierwszy raz od trzydziestu minut. – Vito zaprowadzi cię do sypialni. Zaczekaj tam na mnie.

Nie zdążyłam pociągnąć za klamkę, a łysy olbrzym otworzył drzwi od zewnętrznej strony. Wysiadłam z samochodu i gniewnym krokiem ruszyłam w stronę otwartych na oścież frontowych drzwi. Po przekroczeniu progu budynku weszłam do dużego, wysokiego holu. Nie byłam tu pierwszy raz. Widziałam już część rezydencji, więc wiedziałam, że urządzono ją w odcieniach bieli, beżu i brązu, a dominującymi materiałami były kamień, ciemne drewno i mosiądz. Przy meblowaniu i dekorowaniu zachowano umiar, choć w każdym pomieszczeniu dało się odnaleźć elementy, które świadczyły, że właściciel domu nie narzekał na brak funduszy. W holu takim przedmiotem był imponujący kryształowy żyrandol w kolorze złota. Był wielki i ozdobny, dzięki czemu przestrzeń nie potrzebowała już innych dekoracji.

– Schody. – Ochroniarz stanął przy mnie, wskazując na schody, prowadzące na piętro.

Nigdy nie spędziłam tu nocy, więc też nie zaprowadzono mnie na piętro. Gdy odwiedzałam Anitę we Włoszech, nocowałyśmy w hotelach. Tłumaczyła, że po domu zawsze kręciło się mnóstwo ludzi, więc nie można było liczyć na dyskrecję i spokój.

Zgodnie z instrukcjami ochroniarza weszłam na wysokie schody wykonane z ciemnego drewna.

Na ścianie na półpiętrze wisiał duży olejny obraz w mosiężnej ramie przedstawiający portret mężczyzny. Zatrzymałam się przy nim. Zwróciłam uwagę na poważną minę nieznajomego, która w połączeniu z ciemnymi barwami nadawała postaci srogości. Mężczyzna mógł mieć około pięćdziesięciu lat. Mimo jego przystojnych rysów twarzy raczej nie chciałabym poznać go bliżej. Przypominał gangstera ze starych filmów. Brakowało mu tylko garnituru w paski, kapelusza i cygara w ustach.

Po krótkim przystanku kontynuowałam drogę. Gdy już dotarłam na piętro, nie miałam pojęcia, w którym kierunku się udać. Korytarze stanowiły istny labirynt. Wokół widziałam tylko niekończący się rząd drzwi i wazony z kwiatami, które przełamywały monotonię kolorów.

– Tędy. – Mężczyzna wyminął mnie i ruszył korytarzem po prawej, a ja za nim.

Otaczały mnie jasnobrązowe ściany, udekorowane mosiężnymi kinkietami. Szybko zauważyłam, że w tej części domu drzwi nie pojawiały się już tak często jak wcześniej. Po kilku metrach praktycznie zniknęły. Na końcu korytarza pojawiły się już tylko jedne, dwuskrzydłowe, wykonane z ciemnego drewna. Różniły się od pozostałych wysokością i szerokością, zupełnie jakby prowadziły do oddzielnego mieszkania. Ozdabiały je roślinne i geometryczne ornamenty. Ochroniarz otworzył je przede mną, wpuszczając mnie pierwszą do środka. Nie myliłam się, gdy wydawało mi się, że nie prowadzą do zwykłego pokoju. Znalazłam się w pomieszczeniu, które można było nazwać apartamentem. Było co najmniej dwa razy większe niż moje dwupokojowe mieszkanie w Warszawie.

Odwróciłam się za siebie, gdy usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi. Mężczyzna zniknął, zostawiając mnie samą.

Nieśmiało wykonałam kilka kroków w głąb pokoju. Zauważyłam, że tu również dominowały jasne kolory. Dwie ściany pokrywał gładki, piaskowy kamień, a pozostałe pomalowano na biało. Podłogę wykonano z ciemnoszarego kamienia, co ładnie komponowało się z całością. Przestrzeń podzielono na dwie części. W pierwszej znajdowało się duże łóżko z czterema filarami, zasłane śnieżnobiałą pościelą i co najmniej siedmioma poduszkami. Po obu stronach ustawiono szafki nocne z lampami. Naprzeciwko łóżka stała komoda, a obok niej dwa fotele. Całość urządzono bardzo przytulnie. Drugą część apartamentu oddzielono od sypialnianej dwoma łukami. Przechodząc do niej, zwróciłam uwagę na dużą wannę. Obok niej znajdowała się szafka na ręczniki. Niedaleko stał dwuosobowy szezlong. Dalej wnętrze przechodziło w garderobę. Lewa strona pełna była męskich ubrań, butów oraz dodatków, natomiast prawa strona – damskich. Byłam niemal pewna, że należały do Anity. Rozpoznałam czerwoną sukienkę Valnetino, którą miała na sobie, gdy wybrałyśmy się do opery w Warszawie, oraz białą torebkę Hermès Birkin. Pół roku temu zbombardowała mnie jej zdjęciami.

To była sypialnia Anity, którą dzieliła ze swoim narzeczonym. Czułam jej perfumy. Na toaletce zobaczyłam jej kosmetyki. Wszystko w tym miejscu było nią przesiąknięte. Ja również, nadal miałam na sobie jej sukienkę. Przed oczami stanęła mi twarz przyjaciółki. Jednak nie ta zrozpaczona z kościoła. Widziałam jej uśmiech i zachwyt, z którym wczoraj opowiadała mi o tym domu.

Zakręciło mi się w głowie. Uderzyła we mnie fala gorąca, choć dzięki klimatyzacji w pomieszczeniu panowała przyjemna temperatura. Nie potrafiłam płynnie oddychać. Miałam wrażenie, że coś ściska mnie w klatce piersiowej. Każdy kolejny wdech brałam łapczywie. Próbowałam poluzować gorset sukienki, ale nie dałam rady. Moje ruchy były chaotyczne. Nieudolnie szarpałam za materiał na plecach. Miałam wrażenie, że kończy mi się tlen, a ciasny gorset blokuje swobodny przepływ powietrza. Otwierałam szeroko usta, a jednocześnie po omacku starałam się zedrzeć z siebie sukienkę. Pociągnęłam za przód, usłyszałam jedynie krótki dźwięk rozrywanego materiału, ale to nie przyniosło żadnej ulgi. Robiło mi się ciemno przed oczami. Nie mogłam zmusić ciała do normalnego oddechu.

– Większość gości już dotarła. – W pokoju rozniósł się męski głos.

Nerwowo ciągnęłam za sukienkę ze wszystkich stron. Ta jakby przykleiła się do mojego ciała. Przylegała zdecydowanie za mocno.

– Co się dzieje?

Usłyszałam kroki. Enzo nadchodził z prawej strony, a ja ledwo trzymałam się na nogach.

– Nie mogę oddychać – wycharczałam.

– Potrzebujesz wody?

– Nie. Muszę ją z siebie zdjąć. Pomóż mi. – Niemal go błagałam.

Resztkami sił ustawiłam się do niego plecami. Nadal próbowałam po omacku poradzić sobie z gorsetem. Odpuściłam, gdy poczułam na plecach obce dłonie.

– Szybciej. – Złapałam się za klatkę piersiową.

Musiałam pozbyć się z siebie sukienki i zapachu Anity. Czułam ją wszędzie. Przytłaczała mnie ta słodka woń.

Enzo również nie mógł sobie poradzić z gorsetem. Szarpał za wstążki, próbując je rozwiązać. Nie był przy tym zbyt delikatny, ale w tej chwili nie potrzebowałam subtelności. Liczyło się wyłącznie osiągnięcie celu.

Zaklął po włosku.

Po mocnym szarpnięciu usłyszałam dźwięk rozrywanego materiału, a górna część sukni się ze mnie zsunęła. Głośno nabrałam powietrza, które rozprzestrzeniło się we wszystkich komórkach mojego ciała. Nie musiałam już walczyć o każdy oddech.

Byłam wycieńczona. Opadłam na podłogę, a suknia rozpłynęła się wokół mnie.

– Weź się w garść, Amelio – zwrócił się do mnie protekcjonalnie Enzo, cały czas stojąc za moimi plecami. – Goście na ciebie czekają. Wybierz z garderoby jakąś białą sukienkę i przyjdź do ogrodu.

– Nie chcę nosić jej ubrań – oznajmiłam wycieńczona.

– Na pewno znajdziesz coś, czego nie miała na sobie. W garderobie są ubrania z metkami. Załóż i za kwadrans masz być w ogrodzie. Nie zmuszaj mnie, abym tu po ciebie wrócił.

Odszedł. Najpierw rozniosły się jego kroki, a gdy umilk­ły, dotarł do mnie dźwięk otwieranych i zamykanych drzwi. Nastała cisza.

Podniosłam się z podłogi, ale tylko dlatego, że musiałam. Zrzuciłam z siebie sukienkę. Miałam ochotę zniszczyć ją doszczętnie, a później spalić.

Nie potrafiłam sobie poradzić z koniecznością pojawienia się na przyjęciu, wydarzeniami z kościoła i słowami Enza o tym, że Anita świadomie to wszystko zaplanowała. Zastanawiałam się, czy moja przyjaciółka wiedziała, że będę musiała dotrzymać danego przez nią słowa?

Weszłam do garderoby w poszukiwaniu nowej sukienki. Enzo miał rację, wiele z nich miało jeszcze metki. Dwie były w białym kolorze. Wybrałam tę na cienkich ramiączkach o prostym kroju. Po prawej stronie miała głęboki rozporek, ale kończył się w odpowiednim miejscu, nie odsłaniając za dużo.

Oderwałam metkę i włożyłam na siebie sukienkę. Musiałam też skorzystać z kosmetyków Anity. Zaczęłam od zakrycia fioletowego sińca, który utworzył się na moim ramieniu. Za pomocą podkładu i pudru udało mi się go ukryć. Pozostała jedynie szara, lekko prześwitująca smuga. Użyłam korektora na podkrążone oczy i dodałam swoim policzkom trochę kolorów.

Wyszłam z pokoju. Za drzwiami czekał na mnie Vito, który niczym cień podążał za mną przez cały dom. Już na schodach usłyszałam dobiegającą z ogrodu muzykę. Wiolonczela i fortepian stanowiły zgrany duet, tworzący spokojny, ale też pozytywnie nastrajający podkład.

Przeszłam przez główny salon i znalazłam się w ogrodzie. Tak jak się spodziewałam, główną dekorację stanowiły setki, jak nie tysiące białych lilii. Znajdowały się na stołach, przy bufecie, a także wzdłuż basenu.

– Gratuluję punktualności. – Enzo pojawił się u mojego boku i od razu złapał mnie pod ramię.

– Nie chciałam cię zmuszać, abyś po mnie wrócił – odszczeknęłam.

Muzyka zamilkła. Wszyscy goście skupili się na nas. Kroczyliśmy między nimi niczym zwierzęta na wybiegu w zoo. Każda para oczu podążała za nami. Nie umknęły mi szepty i dziwne spojrzenia. Miałam nieodparte wrażenie, że z nas dwojga to ja wzbudzałam większe zainteresowanie. Na pewno zastanawiali się, dlaczego u boku Enza nie zastali blondynki o niebotycznie długich nogach.

– Jak wytłumaczyłeś swojej rodzinie, że to nie Anita została twoją żoną?

– Nie muszę się nikomu tłumaczyć – oświadczył ostro, prowadząc nas do stołu dla młodej pary. – Ty jako moja żona również. Nikt o nic nie będzie pytał.

Zasiedliśmy za stołem nakrytym białą serwetą ze srebrnymi zdobieniami. Za naszymi plecami znajdowała się ściana kwiatów, którą zdobiły również małe światełka. Gości posadzono przy okrągłych stołach. Sceneria prezentowała się pięknie. Głęboka zieleń roślinności przeplatająca się z bielą tworzyła elegancki i romantyczny nastrój. Całość przypominała scenografię ze zdjęć, które przeglądałam z Anitą w modnych katalogach ślubnych. Zgodnie z jej wolą zadbano o każdy szczegół, od zastawy na stołach po schludne uniformy kelnerów. Nieopodal znajdowała się niewysoka scena, na której grała orkiestra. Mojej przyjaciółce zależało na wykwint­nym charakterze przyjęcia, więc również oprawa muzyczna nie mogła być przeciętna.

Po chwili zaczęto serwować przystawki i kolejne dania. Nie miałam apetytu, więc włożyłam do ust zaledwie kilka kawałków. Gdy kolacja się zakończyła, organizatorka zaprosiła gości do bufetu oraz baru z alkoholami. Muzyka stała się głośniejsza, lecz nikt do niej nie tańczył. Goście skupili się na rozmowach i wycieczkach po alkohol i jedzenie.

Do naszego stołu zaczęli podchodzić ludzie, których z oczywistych względów nie znałam. Enzo przedstawiał mnie im, choć nie posługiwał się przy tym moim imieniem. Nazywał mnie swoją żoną, jakbym w momencie poślubienia go przestała być Amelią Berg.

O ile od kobiet usłyszałam kilka grzecznościowych komplementów, w których nie było za grosz szczerości, to mężczyźni mnie ignorowali. Walczyli wyłącznie o uwagę siedzącego obok mnie bruneta. Ich oczy niemal błyszczały, kiedy Enzo poświęcał im więcej niż trzy minuty uwagi. Niezależnie od wieku każdy spoglądał na mężczyznę z szacunkiem i pokorą, niczym na stuletniego mędrca.

Tylko jedna osoba stanęła przed Enzem jak równy z równym. Był to starszy facet w ciemnych okularach. Ich spotkanie trwało najkrócej, lecz ich uścisk dłoni był niczym niemy pojedynek. Panowało między nimi dziwne napięcie, jakby w powietrzu wisiało jakieś niedopowiedzenie. Na koniec siwowłosy poklepał bruneta po ramieniu i oddalił się w asyście czterech rosłych mężczyzn.

Nie miałam pojęcia, ile trwały rozmowy i gratulacje, ale wydawało mi się, że kilka godzin. W rzeczywistości zapewne godzinę, ale ten czas niesamowicie się dłużył. Pełniłam funkcję ozdoby, niczym biżuteria przy pięknej sukni. To Enzo był w centrum uwagi.

Nudziło mi się, więc przyglądałam się dwójce starszych kobiet, które od dłuższego czasu kręciły się przy stole ze słodyczami. Ich talerze były pełne ciasteczek, babeczek i kawałków ciast, a one dokładały kolejne porcje.

Nagle poczułam szarpnięcie za rękę. Enzo, nie pytając o zgodę, pociągnął mnie za sobą. Nowa sukienka pozwalała na większą swobodę ruchów, dzięki czemu nie potknęłam się o własne stopy czy warstwy tiulu.

– Co się dzieje? – zapytałam, gdy zauważyłam, że goście ponownie skupili na nas swoją uwagę.

– Pierwszy taniec – rzucił zdawkowo.

Nie podobał mi się ten pomysł. Udawanie małżeństwa za stołem i przyjmowanie gratulacji od obcych mi ludzi to jedno. Romantyczny taniec na oczach setki osób to już zupełnie co innego.

Mocno ścisnęłam dłoń Enza, stawiając opór. On nawet tego nie zauważył. Po prostu ciągnął mnie przez trawnik w kierunku drewnianego parkietu otoczonego lampionami. Nie mogłam za nim nadążyć, więc truchtałam. Wolną ręką przytrzymywałam materiał sukienki.

Gdy znaleźliśmy się na parkiecie, do orkiestry dołączyła młoda kobieta, ubrana w długą czarną suknię. Jej krucze włosy kontrastowały z wściekle czerwonymi ustami. Stanęła przed mikrofonem. Kiwnęła głową do mężczyzn przy instrumentach, po czym rozległy się pierwsze dźwięki muzyki.

Wzdrygnęłam się, kiedy dłoń Enza spoczęła na mojej talii. Przysunął mnie do siebie, ale ja natychmiast odwróciłam głowę w bok. Do nosa wdarł mi się zapach jego perfum. Były ostre, lecz nie przytłaczające, w przeciwieństwie do niego samego. Wyczułam orzeźwiające cytrusy, drzewne akordy i delikatną nutę pieprzu. Zapach pasował do jego osobowości. Kojarzył mi się z dynamiką, siłą i nieustępliwością.

Enzo wczuł się w rytm Dark Paradise Lany Del Rey.

Byłam sztywna niczym kołek. Jego dłonie na moim ciele parzyły, nawet przez materiał sukienki. Nie potrafiłam zapomnieć, kim był. Nie potrafiłam zapomnieć, jak mierzył do mnie z pistoletu. Nie potrafiłam zapomnieć o strachu, jaki we mnie wzbudzał. Zaczęłam drżeć i nie potrafiłam nad tym zapanować.

– Spójrz na mnie. – Jego głos grzmiał mimo szeptu.

Nie wykonałam polecenia. Patrzyłam wszędzie, byle nie na twarz tego człowieka. Pragnęłam, aby ta farsa dobiegła końca. Każda minuta spędzona na tym przyjęciu była dla mnie torturą.

Enzo przyciągnął mnie do siebie jeszcze bliżej. W odpowiedzi spiorunowałam go wzrokiem.

– Aż tak cię obrzydzam, że nie możesz znieść mojej bliskości? – zapytał.

Nie usłyszałam w jego tonie ironii czy kpiny. Pytanie, które mi zadał, było śmiertelnie poważne.

– Jesteś człowiekiem, który groził mi śmiercią. To, co do ciebie czuję, jest gorsze niż obrzydzenie – przyznałam szczerze.

Patrzyłam prosto w jego zielone tęczówki, które odpłacały tym samym. Mocny wzrok Enza miał mnie utwierdzić w tym, że rozkazy i groźby, które słyszałam od kilku godzin, nie są żartem. Natomiast ja zamierzałam mu zakomunikować, że nie będę marionetką w jego rękach. Miał nade mną przewagę, ale wyłącznie fizyczną. Zamierzałam podnieść rękawicę, musiałam tylko znaleźć słabe strony wroga i broń, którą zadam mu cios.

Rozdział 3

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 4

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 5

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 6

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 7

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 8

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 9

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 10

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 11

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 12

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 13

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 14

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 15

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 16

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 17

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 18

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 19

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 20

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 21

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 22

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 23

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 24

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 25

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 26

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 27

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 28

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 29

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 30

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 31

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 32

Dostępne w wersji pełnej

Epilog

Dostępne w wersji pełnej

Podziękowania

PODZIĘKOWANIA

Dostępne w wersji pełnej

Redaktorka prowadząca: Marta Budnik Wydawczyni: Joanna Pawłowska Redakcja: Marta Stochmiałek Korekta: Anna Burger Projekt okładki: Łukasz Werpachowski Zdjęcie na okładce: © sonyachny, © ParinPIX / Stock.Adobe.com Zdjęcie na stronach rozdziałowych: © CLton / Stock.Adobe.com

Copyright © 2023 by Angelika Waszkiewicz

Copyright © 2023, Niegrzeczne Książki an imprint of Wydawnictwo Kobiece Agnieszka Stankiewicz-Kierus sp.k.

Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.

Wydanie elektroniczne

Białystok 2023

ISBN 978-83-8321-561-7

Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.WydawnictwoKobiece.pl

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Ossowska