Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Do Leśnej Górki zawitała jesień. Mieszkańcy gromadzą zapasy na zimę, a w klinice trwa codzienna praca. Profesor Borsuk, doktor Łasiczka, doktor Kuna, sanitariusz Ryś i siostry Wiewiórki niosą pomoc chorym zwierzętom. Opatrują rany, wykonują ważne operacje, udzielają porad, wypisują recepty i wspierają swoich pacjentów oraz ich rodziny w trudnych chwilach. Poznajemy ich niezwykłe przygody oraz codzienne radości i smutki. Ciepłe i wzruszające, niekiedy zabawne opowiadania oswajające ze szpitalem i zabiegami medycznymi oraz światem przyrody. W cyklu o Klinice Małych Zwierząt ukazały się jeszcze: „Klinika Małych Zwierząt w Leśnej Górce” „Zima w Klinice Małych Zwierząt w Leśnej Górce” „Wiosna w Klinice Małych Zwierząt w Leśnej Górce” “Lato w Klinice Małych Zwierząt w Leśnej Górce”
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 54
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © Tomasz Szwed 2012
Copyright © Wydawnictwo BIS 2012
ISBN 978-83-7551-689-0
Wydawnictwo BIS
ul. Lędzka 44a
01-446 Warszawa
tel. 22-877-27-05, 22-877-40-33
www.wydawnictwobis.com.pl
Moim dorosłym córeczkom
bajki, których nie opowiedziałem wcześniej.
Danusi dziękuję za: „Chwała Zielonym Lasom”,
Zuzi za niezwykłe Nietoperze.
To były pewnie ostatnie ciepłe dni tego roku. Załoga Kliniki wygrzewała się na tarasie w promieniach słońca. Wszyscy oglądali swoje nowe zimowe futerka; tylko pan Suseł dziwnie późno zaczął linieć i teraz drapał się po brzuchu, rozsiewając kłaczki letniej sierści. Na pewno jakiś ptak z nich skorzysta, kiedy będzie budował wiosną gniazdo. Pan Pies ogrodnik skończył na dzisiaj grabienie liści. Leżał teraz i leniwie kłapał zębami na ciągle ruchliwe muchy. Już wkrótce suche liście przydadzą się na wyściółkę legowisk w norach.
Powoli zachodziło słońce i robiło się chłodno.
– Uważaj! – ktoś krzyknął wysokim, przenikliwym głosikiem i coś pacnęło w szybę okna pierwszego piętra, a za chwilę w podłogę tarasu.
– Nic ci nie jest? – coś zapytało znad tarasu.
Wszystkie noski i uszka personelu skierowały się ku górze.
– Nic... – ponurym głosem odpowiedziało coś na podłodze.
Wszystkie uszka i noski skierowały się teraz w dół. Pod ścianą Kliniki leżał mały Nietoperz. Już po chwili gramolił się na nogi i próbował złapać równowagę.
– Dobry wieczór – powiedział. Ukłonił się i znowu upadł.
– Na pewno nic, Mroczku?! – Obok niego wylądował drugi Nietoperz i podtrzymał go skrzydłem.
– No, mówiłem, że nic. – Mroczek był wyraźnie zawstydzony.
Po chwili zaskoczenia i zdumienia pan Ryś podbiegł i chwycił malca z drugiej strony. Obydwa Nietoperze zdecydowanie różniły się długością uszu. To był podstawowy szczegół, który zwracał uwagę.
– Na imię mam Rudawka. – Drugi Nietoperz zgrabnie dygnął. – Przyprowadziłam Mroczka, bo potrzebuje medycznej porady.
– Już wiem, o co chodzi, proszę do środka. – Doktor Łasiczka kiwnęła łapką na siostry Wiewiórki, które poprowadziły Mroczka przez drzwi.
– Żebyś ty widział, jak walnąłeś – ze zgrozą i podziwem w głosie powiedziały jednocześnie Tymotka i Firletka.
*
Mroczek siedział w gabinecie doktor Łasiczki i bardzo się denerwował. Chyba nawet bał się trochę... może nawet bał się bardzo. Wstydził się też, że nie jest chory... bo kiedy pani doktor usłyszy o jego kłopotach, będzie się śmiała.
Tymczasem doktor Łasiczka życzliwie przyjrzała się Nietoperzom i powiedziała:
– Pewnie ci smutno, bo myślisz, że nie jesteś taki sam jak reszta Nietoperzy, prawda? – Mroczek patrzył w podłogę i kiwał głową. – A kiedy uderzasz w przeszkodę, bo słabo słyszysz odbite sygnały, to podwójnie boli, bo jeszcze niektórzy się z ciebie śmieją, czy tak? – Mroczek miał łzy w oczach i znów skinął głową. – Czy dobrze zgaduję, że chciałbyś, żebyśmy przedłużyli ci uszka?
Mroczek wyprostował się i z nadzieją popatrzył na panią doktor.
– A ja bym prosiła o zatyczki do uszu. Bo ja za dużo słyszę. Bo mam uszy za wielkie. – Nie wytrzymała Rudawka.
– To chyba nie jest dobry pomysł. Zatyczki musiałyby być duże i ciężkie. Jeszcze bardziej wyciągałyby ci uszka, kiedy śpiąc, wisisz głową do dołu.
– To ja mam inny pomysł! – wykrzyknęła Rudawka. – Trochę się boję, ale co tam. Może da się przyciąć moje i z tego przedłużyć uszy Mroczka?! – Mroczek popatrzył na nią zdumionym, pełnym wdzięczności spojrzeniem. – No co, też się ze mnie śmieją, a poza tym hałasy budzą mnie w nocy.
– Hm, to smutne, że niektórzy tak źle traktują innych. W waszym przypadku operacja plastyczna jest potrzebna dla zdrowia i bezpieczeństwa – powiedziała poważnym głosem doktor Łasiczka.
Ktoś zastukał w drzwi. Do gabinetu wsunął głowę pan Ryś sanitariusz. Był trochę zakurzony, a na uszach miał resztki pajęczyny.
– Posprzątaliśmy u doktora Sowy na poddaszu, więc gdyby Nietoperze miały zostać, to dostaną bardzo wygodne miejsce do wiszenia, to znaczy, do spania. – Pan Ryś wyszczerzył zęby i cicho zamknął drzwi.
– Dziękuję, panie Rysiu! – krzyknęła pani doktor.
Drzwi się uchyliły i znowu pojawiła się w nich głowa sanitariusza.
– Ja też lubię strychy, chociaż śpię na płasko. – Pan Ryś znowu się uśmiechnął, poruszył uszami w prawo i lewo, wywalił język, udając, że utkwił w drzwiach, a drzwi go duszą. – Gchyy... Zawsze tak się dzieje, kiedy wchodzę do gabinetu, zanim usłyszę słowa „proszę wejść” – wycharczał. Wyszarpnął głowę i zatrzasnął drzwi.
Nietoperze na chwilę zamarły ze zdumienia, a później wybuchnęły przeraźliwie piskliwym śmiechem. Pani doktor pokręciła głową, zasłaniając łapką pyszczek.
– No dobrze, zostaniecie u nas kilka dni. Nie martwcie się, za chwilę wyślę posłańcem wiadomość do waszych rodziców i poproszę ich o zgodę na zabieg.
Pani Łasiczka patrzyła za wychodzącymi, uśmiechając się ciepło. Widziała, jak Mroczek nieśmiało chwyta Rudawkę za łapkę i otwiera przed nią drzwi. „To jest początek pięknej przyjaźni, drogie dzieci” – pomyślała, pisząc kartkę do kolonii Nietoperzy w Starej Piwnicy Przy Jeziorze.
W sali operacyjnej Sroka Precjoza, instrumentariuszka, sprzątała narzędzia po zabiegu. Robiła to z czułością, bo narzędzia były błyszczące i gładkie, a jak wiemy, Sroki uwielbiają wszystko, co lśni. Salowy pan Piżmak mył podłogę i zbierał zużyte waciki, gaziki, bandaże i opatrunki. Mruczał sobie piosenkę, którą wymyślił kiedyś, czekając na własny zabieg po złamaniu ogona.
Plasterki, gaziki, gaziki, waciki,
Pomogą w leczeniu, pomogą w gojeniu.
Pomogą, gdy boli zraniona łapka,
Gaziki, plasterki, woda i watka.
W pokoju obok Rudawka i Mroczek wybudzali się ze znieczulenia. Głowy mieli owinięte bandażami – jeszcze przez kilka dni będą zmieniane opatrunki. Już wszyscy wiedzieli, że mają równe, tej samej wielkości uszka, takie jak każdy nietoperz.
Przy stoliku w jadłodajni „Smaczne Jedzonko” siedzieli rodzice Rudawki i Mroczka oraz kilkoro najbliższych przyjaciół z kolonii. Rozmawiali z doktor Łasiczką o zabiegu, jaki w Klinice zrobiono ich dzieciom.
– Kochamy nasze dzieci niezależnie od ich wyglądu. Nigdy nie pomyśleliśmy, że można by ich niedoskonałości zmienić – powiedział pan Nietoperz w imieniu wszystkich.
– Może za mało rozmawia pan z dzieckiem, a ono cierpi w samotności i ukrywa swój wstyd. Chyba dobrze się stało, że Mroczek zadbał o siebie. To zresztą nieźle świadczy o jego samodzielności.
– O, właśnie! – zawołała pani Nietoperzowa. – Jedyne, o co pytasz swojego syna, to jak było w szkole! Czy w ogóle cię obchodzi, co on czuje?
Pan Nietoperz miał wydęte policzki, sapał, składał i rozkładał skrzydła. Wszyscy zaczęli równocześnie mówić, machać skrzydłami, przekrzykiwać się wzajemnie.
Przez okienko do wydawania potraw przyglądały się spotkaniu dwie Myszy, które tego dnia miały w kuchni dyżur.
– Tak patrzę i myślę, kochana pani, co ta Natura z Myszy robi. Jedne, czyli my, zwinnie biegają, a drugie prawie nie chodzą. Za to fruwają... że nawet Ptaki tak nie potrafią. Takie Nietoperze, niby bliscy kuzyni, a tyle nas różni. No, zasnęłaby pani, wisząc na tylnych łapkach u sufitu, głową w dół?
– O nie, nigdy, nawet nie chcę próbować! Chociaż powiem pani, że kiedyś była u nas przejazdem pewna Mysz z Indii. I proszę sobie wyobrazić, mówiła nam, jak bardzo zdrowe jest stanie na głowie co jakiś czas. Takie ćwiczenie, Mysirsasana, czy jakoś tak. No, wyobraża sobie pani mnie, na głowie, z machającymi tylnymi łapkami w górze? Może to i zdrowe, ale chyba nie dla mnie.
– A mój mąż to nawet tak czasem mówi: stanę na głowie, a coś tam załatwię. Nigdy jeszcze nie widziałam, żeby tak stanął, ale robota zawsze jest wykonana jak trzeba.
– Tak, tak, każdy ma swoje sposoby, zwyczaje, talenty, umiejętności, dlatego Las jest taki niezwykły. A że czasem się od siebie różnimy?... Cóż, jesteśmy tylko Zwierzętami.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.