Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Współczesna powieść erotyczna z dreszczykiem!
Życie Ashlyn Drake, studentki psychologii zmienia się gdy poznaje mężczyznę chorego na amnezję. Dziewczyna postanawia mu pomóc, odkrywając kawałek po kawałku tajemnicę jego przeszłości. Nie wie jednak czy pozna oddanego kochanka czy kłamcę z mroczną przeszłością.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 198
Copyright © 2012 Kendall Ryan
Copyright for the Polish edition © Wydawnictwo Pascal.
Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część tej książki nie może być powielana lub przekazywana w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy, za wyjątkiem recenzentów, którzy mogą przytoczyć krótkie fragmenty tekstu.
Ta książka jest fikcją literacką. Jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistych osób, żywych lub zmarłych, autentycznych miejsc, wydarzeń lub zjawisk jest czysto przypadkowe. Bohaterowie i wydarzenia opisane w tej książce są tworem wyobraźni autorki bądź zostały znacząco przetworzone pod kątem wykorzystania w powieści.
Tytuł oryginalny: Unravel me
Tytuł: Jesteś zagadką
Autorka: Kendall Ryan
Tłumaczenie: Regina Mościcka
Redakcja: Magdalena Binkowska
Korekta: Katarzyna Zioła-Zemczak
Projekt graficzny okładki: Studio KARANDASZ
Zdjęcie na okładce: © Valentin Casarsa/E+/Getty Images
Redaktor prowadząca: Agnieszka Skowron
Redaktor naczelna: Agnieszka Hetnał
Wydawnictwo Pascal sp. z o.o.
ul. Zapora 25
43-382 Bielsko-Biała
www.pascal.pl
Bielsko-Biała 2015
ISBN 978-83-7642-595-5
eBook maîtrisé par Atelier Du Châteaux
Siedziałam i słuchałam, jak moja najlepsza przyjaciółka rozwodzi się na temat swojego ostatniego faceta, który okazał się niewypałem.
– Koniec z mężczyznami! – oznajmił mi stanowczo jej głos w słuchawce.
Zakrztusiłam się swoją latte, niemal opluwając letnim płynem ekran komputera.
– Na pewno, Liz.
Moja przyjaciółka jakoś ciągle nie potrafiła zrozumieć, że wyrwanie faceta z baru o drugiej w nocy to niekoniecznie dobry wstęp do prawdziwego związku. Nie miałam zamiaru strzępić sobie język, tłumacząc jej to nie wiadomo który już raz. Była pełna sprzeczności. Jej życie towarzyskie w niczym nie ustępowało telewizyjnemu reality show z panienkami gotowymi na wszystko.
– Wezmę przykład z ciebie. Chłopaki na baterie nigdy nie zawodzą, prawda, Ashlyn? – zachichotała mi do ucha.
Nerwowo przełknęłam łyk kawy. Brawo. Dobrze wiedzieć, co najlepsza przyjaciółka tak naprawdę o mnie myśli.
– Nie ma sprawy, kupię większy zapas baterii – odpowiedziałam w równie żartobliwym tonie.
Zawsze uważałam, że Liz ma zbyt wygórowane potrzeby seksualne. Mnie samej zwykle wystarczała satysfakcja z przebrnięcia przez kolejny męczący wykład na studiach doktoranckich i od czasu do czasu zabawa z wibratorem.
Gdy spojrzałam na ekran komputera, zauważyłam w skrzynce odbiorczej nowy e-mail. Nadawcą był profesor Clancy, a tytuł brzmiał: „Propozycja tematu pracy”.
Odsunęłam telefon nieco dalej od ucha, żeby choć na chwilę oderwać się od monologu Liz, i zaczęłam czytać napisaną oficjalnym językiem wiadomość, krzywiąc się jednocześnie na myśl o tym, że ledwie przed chwilą gadałam o wibratorach. Tak, Liz miała rację. Od dwóch lat była to jedyna aktywność seksualna w moim życiu. Kompletnie nie miałam czasu na prawdziwy związek, a nigdy nie interesował mnie przygodny seks. Musiałam nawiązać bliższą relację, by oddać komuś swoje ciało.
– Liz, muszę kończyć. Zadzwonię wieczorem – rzuciłam i rozłączyłam się, zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, jednak mogłabym przysiąc, że słyszę w telefonie jej śmiech.
Zamknęłam laptop i wybrałam numer profesora, licząc, że jak zwykle zastanę go w pracy, z której praktycznie nie wychodził. Był prawdziwą legendą na uniwersytecie i w kręgach naukowych, mogłam więc uważać się za szczęściarę, że zgodził się zostać moim promotorem. Podniósł słuchawkę po trzecim sygnale.
– Miałem ciekawy telefon od doktora Andrewsa – oznajmił na wstępie. – Zawsze w ten sposób rozpoczynał rozmowę telefoniczną – żadnych grzecznościowych wstępów, żadnego „witam, jak się masz”. Od razu przechodził do sedna. – Chodzi o jednego z jego pacjentów. Chyba znalazłem obiekt badawczy do twojej pracy na temat amnezji.
Zastanawialiśmy się wspólnie nad tezami mojego doktoratu, które zapewniłyby mi uzyskanie grantu i jednocześnie umożliwiłyby starania o publikację z dziedziny psychologii behawioralnej, którą się zajmowałam. Temat amnezji fascynował mnie od dawna. Czasami nawet fantazjowałam, że dobrze byłoby ją mieć i w ten sposób pozbyć się wszystkich bolesnych wspomnień z okresu dorastania. Profesor Clancy nadal coś mówił. Wytężyłam uwagę, przysłuchując się, jak streszcza mi historię mężczyzny przywiezionego kilka dni temu do szpitala Northwestern Memorial. Lekarze mówili, że nic nie pamięta.
– Jest pan genialny, profesorze.
Wiedziałam, że to zadanie idealne dla mnie. Oczyma wyobraźni już widziałam swoje nazwisko i pracę na temat amnezji opublikowaną w prestiżowym czasopiśmie medycznym… Jeśli to nie będzie wystarczającym dowodem, że do czegoś doszłam, to sama nie wiem, co jeszcze mogę zrobić.
– Jest jednak jeden problem.
– To znaczy?
– Pacjent został aresztowany za morderstwo, którego nie pamięta.
Skubiąc paznokcie, czekałam na dalsze wyjaśnienia profesora.
– Aresztowano go na miejscu zbrodni, tuż obok mężczyzny, który został tak mocno pobity, że trzeba go było identyfikować na podstawie stanu uzębienia.
Przeszedł mnie mimowolny dreszcz.
– Jezu…
– Tak… Może to jeszcze przemyślisz, Ash?
– Nie, chcę z nim pracować.
– Spodziewałem się takiej odpowiedzi. Chciałbym cię tylko ostrzec i upewnić się, że wiesz, w co się pakujesz.
– Oczywiście. Dziękuję, profesorze. Proszę powiedzieć, czy coś jeszcze o nim wiadomo? – spytałam, chcąc wydobyć z niego jak najwięcej informacji.
– Nie pamięta nic ze swojej przeszłości. Nawet własnego imienia.
– Brzmi obiecująco…
Już wcześniej rozważaliśmy zajęcie się tematem skutków amnezji i jej wpływu na psychikę, ale problemem był ograniczony dostęp do obiektów badawczych. Chciałam napisać coś świeżego i odkrywczego, a nie opierać się tylko na artykułach z archiwalnych numerów czasopism medycznych.
– Umówiłem cię na spotkanie z doktorem Andrewsem, jego lekarzem. Masz czas jutro rano?
– Oczywiście.
Nawet gdybym miała jakieś plany, i tak natychmiast bym je odwołała.
Po zakończeniu rozmowy przejrzałam dokumenty, które profesor Clancy przesłał mi w e-mailu, potem zaczęłam się przygotowywać do swojego pierwszego spotkania z panem N.N.
***
Odstawiłam kubek z kawą na brzeg umywalki i przeczesałam włosy palcami. Codziennie rano spędzałam sporo czasu przed lustrem, żeby jako tako je ułożyć. Zazwyczaj nosiłam koński ogon, ale ponieważ dziś szczególnie zależało mi na profesjonalnym wyglądzie, wyprostowałam je, na ile to było możliwe, a potem założyłam grzecznie za uszy.
Wtarłam w policzki podkład nawilżający, rozmyślając o informacjach, jakie przesłał mi profesor Clancy. Mężczyzna rasy białej, dwadzieścia kilka lat, sto osiemdziesiąt pięć centymetrów wzrostu, osiemdziesiąt siedem kilogramów wagi, zero pamięci. Całkowita amnezja. W jego kartotece znalazła się również wzmianka o tym, że ma problemy emocjonalne, będące najprawdopodobniej rezultatem tragedii, jaka go spotkała. Odznacza się ponadprzeciętną inteligencją i zdolnościami komunikacyjnymi, a mimo to zamyka się w sobie i odmawia współpracy. Żadnych znamion, dobry stan zdrowia, dwa tatuaże, obrzezany. Czułam, że naruszam jego prywatność, mając dostęp do tylu informacji na jego temat, ale perspektywa spotkania z nim wywoływała u mnie dreszczyk emocji.
Byłam zbyt zdenerwowana, żeby cokolwiek zjeść. Przygotowana wcześniej grzanka leżała obok laptopa nietknięta, a ponieważ wystygła, bez żalu wyrzuciłam ją do śmieci. Potem złapałam plik dokumentów od profesora i skierowałam się w stronę wyjścia. Pomyślałam, że równie dobrze mogę jakoś wykorzystać swoją bezsenność i pojawić się w szpitalu nieco wcześniej.
Dwanaście przecznic, jakie dzieliły mnie od Northwestern Memorial przy ulicy Huron, pokonałam pieszo. Gdy w zeszłym roku przeprowadziłam się do Chicago, żeby pisać doktorat u profesora Clancy’ego, sprzedałam samochód, bo nie było mnie stać na złodziejskie opłaty, jakie pobierano za parkowanie w centrum miasta.
Nacisnęłam guzik windy i wjechałam na trzecie piętro. Po porannym dziesięciokilometrowym biegu i dwudziestominutowym spacerze do szpitala moje nogi nie poradziłyby sobie ze schodami. Dodatkowo zyskiwałam w ten sposób chwilę spokoju, żeby zebrać myśli przed spotkaniem z doktorem Andrewsem. Podciągnęłam pasek od torby z laptopem wyżej na ramię i zgarnęłam włosy z karku, żeby się nieco ochłodzić. Chwilę później drzwi windy się rozsunęły, a ja, podążając za umieszczonymi na ścianie wskazówkami, udałam się do recepcji. Pielęgniarka skierowała mnie do pokoju konsultacji, gdzie miałam czekać na doktora Andrewsa.
Gdy tylko usiadłam, wyjęłam z teczki dokumenty, układając je przed sobą w równy stosik. Doktor na pewno był zajęty, więc spodziewałam się, że będę musiała trochę poczekać. Niezależnie od tego, czy lekarze naprawdę mieli akurat robotę, czy tylko sprawiali wrażenie zapracowanych, żeby okazać swoją wyższość i dodać sobie powagi, praktycznie zawsze kazali człowiekowi na siebie czekać.
Powoli przyzwyczajałam się do myśli, że najdalej za rok przed moim nazwiskiem również pojawi się tytuł doktora. Oczywiście, jest ogromna różnica między stopniem doktorskim a tytułem doktora medycyny, ale nigdy nie miałam zamiaru zostać lekarzem. Babrać się w krwi i płynach ustrojowych? Wielkie dzięki! Wzdrygnęłam się na samą myśl, że miałabym się czymś takim zajmować. Nie, zdecydowanie wolałam pracę naukową. Szczerze mówiąc, początkowo wcale nie myślałam o doktoracie, ale studia tak mi się spodobały, że po napisaniu licencjatu z socjologii i uzyskaniu stopnia magistra z psychologii postanowiłam je kontynuować. Nie czułam się jeszcze gotowa, by robić coś innego, więc zdecydowałam się na program doktorancki i tak oto wylądowałam w tym miejscu.
Wygładzałam brzegi kartek, zamierzając ponownie je przejrzeć – mimo że znałam je już prawie na pamięć – gdy drzwi nagle się otworzyły. Zerwałam się na równe nogi, wyciągając rękę, by przywitać się z doktorem Andrewsem. W białym fartuchu i z przyprószonymi siwizną skrońmi idealnie pasował do popularnych wyobrażeń o lekarzu.
– Panna Drake? – zapytał, odwzajemniając uścisk i dwukrotnie potrząsając moją dłonią.
– Tak, ale proszę mi mówić Ashlyn.
Po wymianie uprzejmości i paru anegdotkach na temat profesora Clancy’ego, którego doktor Andrews znał z czasów, gdy obaj studiowali na uniwersytecie Loyola, lekarz zdjął okulary i potarł palcami skronie.
– Z tego, co się dowiedziałem, zajmujesz się psychologicznymi skutkami amnezji i dlatego zainteresował cię jeden z naszych pacjentów.
– Właśnie tak. Mam zamiar do wiosny sformułować tezy pracy doktorskiej, więc chcę zebrać jak najwięcej informacji z wywiadów i…
– Czekaj, czekaj… Wątpię, że Bob… to znaczy profesor Clancy, właściwie ci to wszystko wyjaśnił. Kiedy rozmawialiśmy wczoraj przez telefon, było słychać, jak bardzo ekscytuje się tym przypadkiem, ale powinnaś wiedzieć, że mamy do czynienia z bardzo chorym człowiekiem. Radzę ci, żebyś wybrała sobie inny obiekt badawczy. On jest niebezpieczny i nieprzewidywalny. Powinni się nim zająć profesjonaliści.
Jego protekcjonalny ton zadziałał na mnie niczym kubeł zimnej wody. Całe życie toczyłam boje z ludźmi, którzy mnie nie doceniali. Komuś takiemu jak ja, wychowanemu w Detroit przez pracującego fizycznie ojca alkoholika, z reguły nie zdarzało się pisać doktoratu, i to przed ukończeniem dwudziestego piątego roku życia. To przeświadczenie było moją siłą napędową. Pragnęłam udowodnić wszystkim, jak bardzo się mylą.
– Z całym szacunkiem, doktorze Andrews, ale jestem doktorantką, a nie licealistką piszącą wypracowanie z lektury. Przeprowadzałam już wcześniej wywiady z więźniami. – Nie widziałam potrzeby, by go informować, że miało to miejsce na studiach magisterskich i odbywało się wyłącznie za pośrednictwem komputera. – Dam sobie radę.
Spuścił wzrok, jakby nagle zdał sobie sprawę, że mnie obraził. Kiedy ponownie spojrzał mi w oczy, jego wyraz twarzy nieco złagodniał.
– Nie zrozum mnie źle. Bob wyraża się o tobie w samych superlatywach, a ja naprawdę chciałbym ci pomóc. Radzę ci jednak, żebyś zrezygnowała z tego pacjenta.
– Wiem, że aresztowano go za morderstwo. To mi nie przeszkadza, nie jestem specjalnie wrażliwa. Chcę się z nim spotkać.
– No cóż – rzucił, kiwając głową. – Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się, że uda mi się odwieść cię od tego pomysłu, ale musiałem spróbować. Widać, udzieliły ci się metody pracy Boba – dodał, siląc się na uśmiech.
Profesor Clancy był jednym z najbardziej zaangażowanych wykładowców, jakich spotkałam. Praktycznie żył tylko jednym: swoją pracą. Głównie z tego powodu diabelnie go szanowałam.
– Oto kartoteka pacjenta, prowadzona od momentu, gdy się nim zajmuję. – Doktor Andrews wręczył mi teczkę wypchaną papierami. – W tej chwili jest spokojny, ale wcześniej mieliśmy z nim trochę kłopotów.
– Kłopotów? – zdziwiłam się, podnosząc wzrok znad papierów.
– Przewieziono go tu trzy dni temu ze szpitala miejskiego. Już pierwszego dnia zaatakował sanitariusza, który próbował zrobić mu zastrzyk.
– Co sprowokowało atak?
– Najpierw zaczął krzyczeć, domagając się informacji o tym, dlaczego go tu przetrzymujemy, kim jest i co o nim wiemy. Nie pamiętał nic na temat morderstwa. Kiedy pojawiła się policja i pokazała mu zdjęcia z miejsca zbrodni, załamał się i nie odzywał do nikogo przez dwa dni. A potem po prostu stracił panowanie nad sobą. – Doktor potrząsnął głową, jakby uznawał za coś dziwnego, że człowiek może nie dawać sobie rady z całkowicie dla niego nową sytuacją. – Chłopak, którego zaatakował, był od niego dwa razy cięższy. Musieliśmy mu założyć na twarzy osiem szwów.
Z trudem przełknęłam ślinę, czując nagle suchość w gardle.
– Pacjent tłumi w sobie gniew i agresję. Powinnaś wziąć to pod uwagę, skoro będziesz przebywać z nim w tym samym pokoju, ale jakoś wątpię, żebyś posłuchała mojej przestrogi. – Andrews uśmiechnął się, ale było widać, że traktuje swoje słowa poważnie.
– Proszę mnie do niego zaprowadzić. – Mój głos brzmiał spokojnie, mimo zdenerwowania. Przyszło mi do głowy, że w razie czego jestem przecież w szpitalu, ale ta myśl jakoś nieszczególnie mnie uspokoiła.
Doktor otworzył drzwi i zgarnął leżące na stole dokumenty.
– W tej chwili śpi, ale ponieważ jesteś uparta, możesz się z nim zobaczyć. Nie mam pojęcia, czy zgodzi się z tobą rozmawiać, tym bardziej że nieszczególnie za mną przepada.
Kiedy dotarliśmy do pokoju numer trzysta cztery, którego pilnował policjant w cywilu, zatrzymałam się przed drzwiami, mówiąc:
– Bardzo przepraszam, doktorze, ale chciałabym wejść sama. – Nie miałam pojęcia, skąd wziął mi się ten pomysł, ale przeczuwałam, że pacjent może się okazać bardziej skłonny do współpracy, jeśli nie będzie ze mną Andrewsa.
Doktor zmierzył mnie wzrokiem, marszcząc brwi. Miał tyle lat, że mógłby być moim ojcem, i było wyraźnie widać, że obawia się o moje bezpieczeństwo.
– Dam sobie radę – zapewniłam go, kładąc dłoń na jego ramieniu.
Skinął niechętnie głową i dał znak policjantowi, żeby otworzył drzwi.
Weszłam do chłodnej, skąpo oświetlonej szpitalnej sali, gdzie na wąskim łóżku leżał pogrążony we śnie mężczyzna, kompletnie nagi, nie licząc białego prześcieradła okrywającego go od pasa w dół. Widoczne na nim wybrzuszenie wskazywało, że ma erekcję. Poza tym robił wrażenie całkiem spokojnego.
Podeszłam bliżej, chcąc mu się lepiej przyjrzeć. Był uderzająco przystojny: gęste brązowe włosy, mocno zarysowana szczęka, pełne usta i wyrzeźbiony tors. Jego ciało składało się niemal z samych mięśni – miał atletyczną sylwetkę, bez śladu tłuszczu.
Nagle jego powieki zadrżały i wydał z siebie ciche stęknięcie.
Poczułam się jak intruz, stojąc tam i gapiąc się na niego. W brzuchu czułam mrowienie, zupełnie jakby ktoś lada chwila miał mnie przyłapać na czymś niestosownym. Mężczyzna leżący na szpitalnym łóżku mógłby z powodzeniem wystąpić w roli modela w reklamie perfum „Zapach obłędu”. Zacisnęłam wargi, żeby powstrzymać się od uśmiechu, ale myśl ta nieco rozluźniła napięcie towarzyszące tej sytuacji.
Patrzyłam, jak śpi – mężczyzna z krwi i kości, bardzo atrakcyjny i niesamowicie męski. Bezpośredni kontakt z nim okazał się kompletnie innym doświadczeniem niż czytanie informacji na jego temat przy stole we własnym mieszkaniu. Ten człowiek był czyimś synem. Przyjacielem. Kochankiem. Czy ktoś go szukał? Wiedziałam od profesora Clancy’ego, że nie zgłoszono zaginięcia żadnej osoby odpowiadającej jego rysopisowi. Kim w takim razie był, nim rozpłynął się w powietrzu?
Poczułam ukłucie w sercu. Jak to, nikt nie zgłosił jego zaginięcia? I co wywołało u niego całkowity zanik pamięci?
Mój wzrok zatrzymał się na jednym z dwóch tatuaży opisanych w jego kartotece – Logan, imię wytatuowane kursywą na wewnętrznej stronie bicepsa. Kim był Logan? Może bratem albo przyjacielem. Ale kto uwiecznia imię przyjaciela w taki sposób? Pomyślałam, że może jest gejem, a Logan to jego kochanek. Szybko jednak odrzuciłam tę myśl.
Jego obrażenia już prawie się zagoiły. Jedynymi pozostałościami po nich był wstrząs mózgu oraz blada, prawie zupełnie już niewidoczna blizna na podbródku.
Nagle za moimi plecami otworzyły się drzwi. Odwróciłam się gwałtownie, żeby zapewnić doktora Andrewsa, że chcę zostać sama, ale zamiast niego pojawił się pielęgniarz w niebieskim fartuchu, niosąc tacę z plastikowym dzbankiem napełnionym wodą. Zniecierpliwiona wywróciłam oczami. Byłam niemal pewna, że to doktor przysłał tutaj tego biednego chłopaka, żeby sprawdził, co ze mną. Pielęgniarz postawił tacę na stoliku i skierował się z powrotem do drzwi. W tej samej chwili mężczyzna na łóżku uniósł głowę znad poduszki, żeby zobaczyć, co się dzieje. Może niezbyt go ta cała sytuacja zainteresowała, a może zadziałały lekarstwa, którymi go faszerowali, w każdym razie jego głowa niemal natychmiast opadła z powrotem na poduszkę. Przekręcił się przy tym na bok, wyciągając przed siebie skute kajdankami ręce, i poruszył uwięzionymi nadgarstkami.
Pielęgniarz przeniósł wzrok z pacjenta na mnie. Skinęłam głową na znak, że u mnie wszystko w porządku i może sobie iść, mimo że serce mocno waliło mi w piersiach i z trudem zachowywałam spokój.
Wcześniej nie zauważyłam, że pacjent jest zakuty w kajdanki, ponieważ ręce miał schowane pod szpitalną pościelą.
– Proszę poczekać!
Pielęgniarz zatrzymał się przy drzwiach i odwrócił w moją stronę.
– Proszę mu zdjąć kajdanki.
Leżący na łóżku mężczyzna po raz pierwszy otworzył oczy. Nie miałam bladego pojęcia, że w ogóle może istnieć tak cudowny orzechowy odcień… Zaczerwieniłam się, gdy cała jego uwaga skupiła się na mnie. Wyraźnie ignorował stojącego obok pielęgniarza.
N.N. nie było się dla niego odpowiednim określeniem. Nie wiem dlaczego, ale imię wytatuowane na jego ramieniu sprawiło, że w myślach zaczęłam nazywać go Loganem.
– Nie mogę tego zrobić – zaprotestował stanowczo pielęgniarz, przypominając mi nagle o swojej obecności.
– Masz klucze? – spytałam.
– Tak – potwierdził.
– W takim razie możesz. Rozkuj go.
Potrząsnął głową, jakby właśnie do niego dotarło, że znalazł się w jednej sali nie z jednym, ale z dwoma szaleńcami.
– Nieźle pokiereszował Terry’emu twarz. A pani jest za ładna, żeby skończyć jak on.
Odwróciłam się w stronę Logana.
– Nic mi nie zrobisz, prawda?
Potrząsnął przecząco głową.
– Widzisz? Zdejmij mu kajdanki.
Mój tata, który kiedyś był żołnierzem, nauczył mnie, jak się bić. Rzadko czułam strach, nawet jadąc kolejką przez różne szemrane dzielnice, dlatego nie miałam zamiaru się wycofać. Byłam pewna, że dam sobie radę, a poza tym nie sądziłam, że będzie próbował zrobić mi krzywdę. Było w nim coś, co kazało mi wierzyć, że w jego obecności mogę czuć się bezpiecznie, ale i tak byłam świadoma, że działam wbrew logice. Przy moich niewiele ponad stu pięćdziesięciu centymetrach wzrostu był ode mnie wyższy co najmniej o głowę, a sądząc po jego muskularnych ramionach, nie tylko potrafiłby się obronić, ale i łatwo pokonać każdego przeciwnika.
Pielęgniarz zerknął w kierunku drzwi, najwyraźniej bijąc się z myślami, czy powinien pójść skonsultować moją prośbę z doktorem Andrewsem, czy też lepiej zrobić to, o co go proszę, a potem jak najszybciej się stąd oddalić.
Już miałam go popędzić, kiedy w końcu wyjął z kieszeni klucze i rozpiął kajdanki, a potem szybko wyszedł z sali.
Logan tymczasem usiadł na łóżku i roztarł obolałe nadgarstki.
– Dzięki – mruknął zachrypniętym głosem.
– Nie ma za co.
Podeszłam bliżej, a wtedy podciągnął okrycie powyżej pasa, zasłaniając miękkie owłosienie na jego brzuchu. Przyglądałam mu się jak zahipnotyzowana.
Ta reakcja wzbudziła we mnie niepokój. Czyżbym była aż tak spragniona męskiej uwagi, że pociągał mnie więzień? Przystojny, ale jednak więzień. Cholera! Może Liz ma rację, że powinnam częściej spotykać się z facetami, zamiast zdawać się wyłącznie na swoje erotyczne zabawki.
Takie zachowanie było dalekie od profesjonalizmu. Powinnam się odezwać, wyjaśnić mu, kim jestem i po co przyszłam, tak jak to robiłam wiele razy przy okazji wcześniejszych projektów, jednak tym razem głos odmówił mi posłuszeństwa i tylko gapiłam się na niego bez słowa.
Wydawało mi się, że chce zadać jakieś pytanie, ale się nie odezwał, mierząc mnie wzrokiem przez kilka długich chwil.
– Czy… czy my się znamy? – spytał ostrożnie, a w jego głosie usłyszałam ciekawość. Błyskawicznie opadło ze mnie napięcie, ale dopiero po chwili zorientowałam się, co miał na myśli. Musiał dojść do wniosku, że przyszłam do niego w odwiedziny. W jego oczach było widać łagodny smutek, choć odniosłam wrażenie, że na mój widok wypełniły się nadzieją i oczekiwaniem. Pomyślał, że jestem jego dziewczyną? A może przyjaciółką?
– Nie.
Wyraźnie się rozczarował i znów zajął się rozcieraniem nadgarstków. Podeszłam do stojącego przy łóżku stolika, na którym pielęgniarz postawił dzbanek. Wzięłam do ręki plastikowy kubek i nalałam do niego wody. Podałam mu go, ale nie zareagował od razu. Zanim sięgnął po wodę, siedział w milczeniu przez dłuższą chwilę, nie spuszczając ze mnie wzroku. Potem, gdy ją ode mnie odbierał, nasze palce lekko się musnęły. Jego ciepły dotyk sprawił, że przeszedł mnie dreszcz.
Upił łyk, nadal nie odrywając ode mnie wzroku.
– Po co tu przyszłaś i czemu traktujesz mnie po ludzku? Wszyscy twierdzą, że jestem niebezpieczny i że zamordowałem człowieka.
Wzięłam głęboki wdech, starając się odzyskać równowagę.
– Jestem doktorantką i prowadzę badania nad skutkami amnezji.
– Jesteś tu po to, żeby mnie zbadać – odezwał się, rzucając mi wyzywające spojrzenie.
Spróbowałam spojrzeć na całą tę sytuację z jego perspektywy, wyobrażając sobie, co mógł sądzić na temat motywów, jakie mną kierowały, gdy kazałam go uwolnić i podałam mu wodę. I wtedy zdałam sobie sprawę, że nie jestem w stu procentach ze sobą szczera. To prawda, zależało mi, żeby go skłonić do współpracy, ale w ogóle nie myślałam o swoim zadaniu, gdy kazałam pielęgniarzowi go rozkuć albo gdy nalewałam mu wody. Patrzyłam na niego jak na człowieka, któremu potrzebna jest pomoc i pocieszenie, a przecież bezpieczniej było o nim myśleć jako o obiekcie badawczym. Przychodziło mi to z coraz większym trudem, szczególnie gdy wpatrywałam się w niego, kiedy siedział na łóżku nagi do pasa, z tym seksownym kilkudniowym zarostem.
Mogłam wyrecytować wyuczone formułki w stylu: „prawie osiemdziesiąt procent osób cierpiących na amnezję całkowicie odzyskuje pamięć”, ale wiedziałam, że to go nie pocieszy. Poczułam się niezręcznie. Jak dotąd miałam do czynienia wyłącznie ze statystykami, badaniami, faktami i liczbami, dlatego bezpośredni kontakt z pacjentem w moim wieku, który na dodatek bardzo mi się podobał, kompletnie wytrącił mnie z równowagi. Przyszła pora, by wziąć się w garść.
– Czy mogę usiąść? – spytałam, wskazując plastikowe krzesło stojące pod ścianą.
Wzruszył ramionami.
Uznając to za zgodę, przysunęłam krzesło bliżej łóżka i usiadłam, po czym wyjęłam z torby plik kartek. Już ta prosta czynność – zajęcie rąk papierami – pozwoliła mi się nieco uspokoić. Głęboko odetchnęłam. Pewność siebie i profesjonalizm wróciły.
Czułam na sobie jego spojrzenie, a kiedy uniosłam wzrok, zauważyłam malujące się na jego twarzy zaciekawienie.
– O co chodzi? – spytałam.
Pokręcił głową, przygryzając wargę.
Spojrzałam po sobie, by sprawdzić, czy przypadkiem nie rozpiął mi się guzik koszuli albo nie przydarzyło mi się coś równie krępującego.
– Coś nie tak?
Poczułam się nagle całkiem swobodnie, zupełnie jakbym rozmawiała z kolegą, a nie przeprowadzała wywiad z niezrównoważonym psychicznie pacjentem.
– Jesteś za młoda na doktora – oznajmił w końcu.
Aha. Odruchowo założyłam włosy za uszy i spuściłam wzrok.
– Nie jestem jeszcze doktorem. Nadal studiuję – odpowiedziałam.
Sama świetnie zdawałam sobie sprawę z tego, że nie wyglądam na dwadzieścia cztery lata. Przebiegłam wzrokiem przygotowane wcześniej pytania i nagle – siedząc wraz z nim w tej szpitalnej sali – uświadomiłam sobie, jak głupio i sztucznie brzmią. Poza tym pewnie i tak nie potrafiłby udzielić mi na nie odpowiedzi, a tylko niepotrzebnie by się zdenerwował. Nie obawiałam się jego gniewu – muszę przyznać, że z jakichś niewytłumaczalnych powodów budził moje zaufanie. Chciałam, żeby i on mi zaufał. I jeśli mam być absolutnie szczera, zależało mi też na tym, żeby mnie polubił. Zebrałam wszystkie dokumenty.
– Wiem, że nie pamiętasz swojego imienia, ale chciałabym cię jakoś nazywać. N.N. nie brzmi zbyt dobrze.
Przełknął ślinę i spojrzał mi prosto w oczy. Jego wzrok przeszywał mnie na wylot. Zawsze uważałam to gadanie o oczach jako zwierciadle duszy za kompletną bzdurę, ale w jego przypadku nabierało to sensu. Były koloru orzechowego, usiane brązowymi i ciemnozielonymi cętkami, w oprawie czarnych rzęs, a przy tym zdawały się tak wyraziste, że bez trudu można było z nich wyczytać, jak bardzo cierpi. Nie znał bowiem odpowiedzi na najprostsze pytania.
Z roztargnieniem potarł tatuaż na ramieniu.
– Mam nazywać cię Loganem? – spytałam, wskazując głową wytatuowane imię.
Przeciągnął palcami po napisie, zupełnie jakby próbował rozszyfrować jego znaczenie.
– Po co miałbym sobie robić tatuaż z własnym imieniem?
– Nie wiem, pewnie byś tego nie zrobił…
Kiwnął głową.
– Pomyślałam, że musi ci być bliższe niż wszystkie inne.
– Może masz rację. Teraz z niczym mi się nie kojarzy, ale chyba rzeczywiście wolę, żebyś tak mnie nazywała.
– No dobrze, Loganie – powiedziałam z uśmiechem. – Jesteś głodny? Jadłeś już śniadanie?
Moja troska sprawiła, że na jego twarzy odmalowała się podejrzliwość. Widząc to, natychmiast poczułam wyrzuty sumienia.
– Załatwmy od razu twoje pytania i miejmy to z głowy. Codziennie nachodzą mnie tłumy lekarzy, prawników i śledczych, ale żaden za cholerę nie potrafi powiedzieć, co ze mną jest nie tak. Im szybciej się stąd wydostanę i wrócę do normalnego życia, tym większe szanse, że coś sobie przypomnę, prawda?
Czyli nie miał ochoty na śniadanie.
– To bardzo prawdopodobne, że określone bodźce środowiskowe mogą wywołać reakcję… – Nie miałam odwagi mu wyjaśnić, że oskarżenie o morderstwo oznacza, że nieprędko opuści szpital.
– Wiedziałbym, że jestem gejem? – wyrwało mu się nagle.
– Nie jestem pewna. Badania wskazują, że utrata pamięci nie powoduje zmiany preferencji seksualnych. A dlaczego pytasz? Myślisz, że możesz być gejem?
– Nie. Chodzi o to, że… Logan to przecież męskie imię. Po co miałbym tatuować sobie imię jakiegoś faceta?
Sama też się nad tym zastanawiałam.
– Myślisz, że Logan mógł być twoim kochankiem?
Wzruszył ramionami.
– Nie wiem, co mam myśleć.
Położył się z powrotem na poduszce i przymknął oczy.
Widziałam, jak walczy, żeby trzymać emocje na wodzy. Nie byłam w stanie sobie nawet wyobrazić, co czuł, budząc się pewnego dnia w szpitalu i dowiadując się, że jest oskarżony o morderstwo, a nie pamięta niczego, co się wydarzyło w jego życiu.
Dostrzegłam cienie pod jego oczami i bladą skórę o lekko błękitnawym odcieniu. Bardzo chciałam powiedzieć coś, co mogłoby mu pomóc, ale kompletnie nie wiedziałam co, mimo całej tej podręcznikowej wiedzy. Byłam gotowa, uczestniczyć w dyskusjach naukowych na temat klinicznych objawów amnezji, ale nie miałam pojęcia, jak pocieszyć dotkniętego nią pacjenta. Nie byłam terapeutą, nie uczono mnie, jak udzielać komuś wsparcia. I dlatego teraz bardzo żałowałam, że nie potrafię znaleźć właściwych słów, by go uspokoić i dać mu nadzieję albo przynajmniej jakąś jej namiastkę. Zadawanie mu pytań, które przygotowałam dziś rano, byłoby dla niego wręcz obraźliwe.
– Słuchaj, a może teraz trochę odpoczniesz? Zgadzasz się, żebym przyszła jutro?
Przytaknął i odwrócił głowę, przymykając oczy.
Nasza rozmowa nie była trudna. Nie sprawiał wrażenia zamkniętego w sobie i niechętnego do współpracy. Szczerze mówiąc, jego reakcja na sytuację, w jakiej się znalazł, wydała mi się dość typowa.
Schowałam materiały do torby i wstałam z krzesła.
– Do zobaczenia, Loganie. Miłych snów.
Trzymałam już rękę na klamce, gdy usłyszałam:
– Jak masz na imię?
– Ashlyn.
– Logan i Ashlyn – wymamrotał, zanim zamknął oczy.
W jego zrównoważonym sposobie bycia i przenikliwym spojrzeniu było coś, co towarzyszyło mi przez całą drogę do domu. Poruszyło mnie, gdy wypowiedział miękko moje imię w parze ze swoim. Zupełnie jakby te dwa imiona były czymś rzeczywistym, co mógł przyjąć za pewnik i punkt oparcia.
Następnego dnia wróciłam do szpitala, taszcząc ze sobą płócienną torbę pełną przedmiotów potrzebnych do sesji z Loganem. Przyniosłam odtwarzacz CD i płyty z muzyką, żeby spróbować, czy któraś z nich nie wywoła u niego nawrotu wspomnień. Miałam też kilkanaście książek, głównie klasykę literatury czytaną w szkole średniej.
Amnezja Logana nie miała podłoża neurologicznego ani nie była wywołana urazem głowy. To był przypadek amnezji dysocjacyjnej – zaburzenia przejawiającego się utratą pamięci minionych wydarzeń oraz własnej tożsamości. Wiedziałam, że ten typ powodują traumatyczne przeżycia prowadzące do zablokowania w mózgu określonych informacji. Możliwości terapii były niezwykle ograniczone i jak dotąd koncentrowały się głównie na łagodzeniu objawów i kontroli zachowań spowodowanych stresem. Ostatnio pojawiły się jednak nowe badania skupione na tym, jak pomagać pacjentom odzyskać pamięć i radzić sobie z bolesnymi wspomnieniami.
Ponieważ nikt nie szukał Logana, choć prasa miała używanie, relacjonując jego historię, było jasne, że w jego przypadku terapia rodzinna nie wchodzi w grę. Postanowiłam więc spróbować terapii przez sztukę i muzykę, mając przy tym nadzieję, że uda się uniknąć farmakologicznego leczenia zaburzeń lękowo-depresyjnych, do czego skłaniał się doktor Andrews. Chciałam się przekonać, w jakim stopniu zdołam samodzielnie pomóc Loganowi, dlatego wolałam, żeby jego mózg nie był otumaniony psychotropami.
Przypadek amnezji dysocjacyjnej jest dla naukowca niesamowicie ciekawy, ponieważ wspomnienia wciąż tkwią w umyśle pacjenta, choć tak głęboko ukryte, że istnieje prawdopodobieństwo, iż nigdy ich nie odzyska. Czasami wracają samoistnie lub przywracają je określone bodźce z otoczenia.
Strażnik pilnujący sali Logana dokładnie obejrzał dokument ze zdjęciem, który mu podałam, i skinął głową na znak, że mogę wejść, ale kiedy znalazłam się w środku, nikogo tam nie zastałam. Postawiłam ciężką torbę na podłodze, żeby ulżyć obolałemu ramieniu, i już miałam wrócić do recepcji, by się dowiedzieć, dokąd go zabrali, gdy otworzyły się boczne drzwi i pojawił się w nich Logan, znów całkiem nagi, nie licząc ręcznika owiniętego wokół bioder.
Jego wzrok poszybował w moją stronę, a twarz rozjaśniła się uśmiechem, nie byłam jednak w stanie na niego odpowiedzieć. Jego ciało było dziełem sztuki, na widok którego każda kobieta bez najmniejszych oporów przeistoczyłaby się w seksoholiczkę. Gdy tak stał przede mną w białym ręczniku, ciągle błyszczący od wody, nie byłam w stanie dłużej myśleć o nim jak o obiekcie badawczym. Zamiast tego wyobrażałam sobie, jakby to było poczuć jego mocne dłonie na swoim ciele, doświadczyć ciepła jego skóry, wdychać ten męski zapach i wtulić policzek w porośniętą kilkudniowym zarostem szczękę.
– Ashlyn?
Już miałam wymamrotać przeprosiny, gdy odwrócił się bokiem, a moim oczom ukazał się jego drugi tatuaż.
Biegnący wzdłuż żeber napis wydał mi się dziwnie znajomy. Nie namyślając się ani chwili, rzuciłam się ku Loganowi, złapałam go za biodra i odwróciłam w swoją stronę, żeby lepiej mu się przyjrzeć.
To niemożliwe…
– Widzisz tam coś ciekawego?
– Twój tatuaż… Wiesz, co on znaczy?
Spojrzał na zawijasy liter i potrząsnął przecząco głową.
– Nie miałem jeszcze okazji, żeby mu się przyjrzeć. Nawet nie wiem, w jakim to języku.
– Łacina.
– Wiesz, co znaczy ten napis?
Błyskawicznie rozpięłam guzik dżinsów i rozsunęłam zamek.
– Hola, Ashlyn! – zawołał i schwycił moje nadgarstki, żeby mnie powstrzymać, ale mimo to zdołałam dostrzec w jego spojrzeniu narastające pożądanie. Nic nie było w stanie stłumić nerwowego podekscytowania, jakie czułam. Ten mężczyzna rozpalił we mnie jakąś iskrę. Opuściłam dżinsy tylko tyle, żeby mu pokazać napis na moim lewym biodrze: „Aut viam inveniam aut faciam”. Czcionka zdawała się nieco mniejsza, ale poza tym oba tatuaże były identyczne – to samo ozdobne pismo, ten sam czarny tusz.
Uwolnił moje ręce, uklęknął i delikatnie przesunął koniuszkiem palca po moim ciele. Potem wsunął palce za gumkę moich majtek i…
.
.
.
…(fragment)…
Całość dostępna w wersji pełnej
.
.
.
…(fragment)…
Całość dostępna w wersji pełnej
.
.
.
…(fragment)…
Całość dostępna w wersji pełnej
.
.
.
…(fragment)…
Całość dostępna w wersji pełnej
.
.
.
…(fragment)…
Całość dostępna w wersji pełnej
.
.
.
…(fragment)…
Całość dostępna w wersji pełnej
.
.
.
…(fragment)…
Całość dostępna w wersji pełnej
.
.
.
…(fragment)…
Całość dostępna w wersji pełnej
.
.
.
…(fragment)…
Całość dostępna w wersji pełnej
.
.
.
…(fragment)…
Całość dostępna w wersji pełnej
.
.
.
…(fragment)…
Całość dostępna w wersji pełnej
.
.
.
…(fragment)…
Całość dostępna w wersji pełnej
.
.
.
…(fragment)…
Całość dostępna w wersji pełnej
.
.
.
…(fragment)…
Całość dostępna w wersji pełnej
.
.
.
…(fragment)…
Całość dostępna w wersji pełnej
.
.
.
…(fragment)…
Całość dostępna w wersji pełnej
.
.
.
…(fragment)…
Całość dostępna w wersji pełnej
.
.
.
…(fragment)…
Całość dostępna w wersji pełnej
.
.
.
…(fragment)…
Całość dostępna w wersji pełnej
.
.
.
…(fragment)…
Całość dostępna w wersji pełnej
.
.
.
…(fragment)…
Całość dostępna w wersji pełnej
Kendall Ryan jest autorką bestsellerowych romansów na listach „New York Timesa” oraz „USA Today” – Jesteś zagadką, Make Me Yours oraz Hard to Love.
Ta niepokorna, ale dobrze wychowana dziewczyna ze Środkowego Zachodu, to wielka miłośniczka książek, która jednocześnie przyznaje się do lekkiego uzależnienia od błyszczyka do ust. Ma licencjat z marketingu, trochę za dużo – jej zdaniem – ukochanych bohaterów literackich, a w domu dwa bardzo niesforne szczeniaki.
Więcej informacji o Kendall Ryan znajdziecie na:
www.kendallryanbooks.com
www.facebook.com/kendallryanbooks
www.twitter.com/kendallryan1
www.pascal.pl
W 2016 roku poznacie historię Liz w porywającej i intrygującej kontynuacji losów bohaterów romansu JESTEŚ ZAGADKĄ.
Liz nie szuka stałego związku, po prostu lubi seks i niezobowiązujące przygody. Sympatyczny i ujmujący Cohen jest od niej młodszy, pracuje jako ochotnik w straży pożarnej i na dodatek… nigdy wcześniej nie kochał się z żadną kobietą, bo czeka na tę właściwą. Teoretycznie więc wydaje się poza zasięgiem zainteresowań Liz. Ale ponieważ ona uwielbia wyzwania, coś ją do niego nieustannie ciągnie.
Mimo że spędza wieczory w łóżku innego mężczyzny, co noc ląduje u Cohena wtulona w niego bez pamięci. Prawie kompletnie już zapomniała, jak wygląda gra miłosna z prawdziwego zdarzenia, tymczasem Cohen uświadamia jej, że z bliskości można czerpać wielką radość. Kiedy zostaje ranny, Liz zaczyna rozumieć, co do niego czuje, a wtedy musi zdecydować, czy jest gotowa zaryzykować dla miłości.
.
.
.
…(fragment)…
Całość dostępna w wersji pełnej