Jeźdźcy mroku - Uhorczak Serhij - ebook + książka

Jeźdźcy mroku ebook

Uhorczak Serhij

0,0

Opis

Kontynent coraz częściej cierpi z powodu klęsk żywiołowych, które prorocy tłumaczą jako przygotowania świata do dziewiętnastego Wielkiego Odrodzenia, czyli śmierci ziemskiego boga i całej planety. Tym razem jednak Twórca chce zapobiec swojej dziewiętnastej śmierci. Zwraca się do proroka i oferuje ludzkości zbawienie. Główny bohater ma jednak co do tego wątpliwości. Wszakże dobrze pamięta niektóre strony księgi boga, które mówią, że śmierć Twórcy i jego następne narodziny są sprawiedliwym cyklem, który balansuje równowagę wszechświata. Wszechświata stworzonego przez Starszych Bogów. Kiedy jednak przemawia do narodu, ludzie decydują się na zbawienie. Dlatego prorok odrzuca swoje wątpliwości i zaczyna postępować zgodnie z wskazówkami, które bóg zapisał w księdze proroctw. Aby jednak rozpocząć tę podróż, bóg musi podzielić swoją duszę na dwie odrębne części – światło i ciemność. Wybrane osoby będą indywidualnie absorbować jasne i ciemne energie duszy do swoich ciał i zostaną obdarzone niesamowitą mocą.
I tu zaczyna się to, co najciekawsze... Ale też najstraszniejsze...
Tak, dzięki wskazówkom świat zostanie uratowany przed zniszczeniem. Ale jaką cenę przyjdzie mu za to zapłacić? Konfrontacja, do której dojdzie między światłem a ciemnością, sprawi, że wszyscy będą żałować swojego wyboru.
W końcu krwawa walka doprowadzi świat do nowego zniszczenia.
Jednocześnie w innym miejscu na świecie pojawia się kolejny problem. Korzystając z zaburzenia równowagi w naturze i zaufania ludzi, bóg nieskończoności chce uwolnić się z podziemi. Jego celem jest wzięcie zbawienia świata w swoje ręce. Światem powinien rządzić bóg, a nie ludzie! Zdając sobie sprawę z rzeczywistego obrazu zaburzonej równowagi na świecie i obawiając się zbliżającej się śmierci wszystkiego, niektórzy ludzie chcą otworzyć przejście dla boga nieskończoności, aby wkroczył do ziemskiego świata i zajął się jego zbawieniem. Są jednak i przeciwnicy tego pomysłu. W końcu nie każdy ufa bogu nieskończoności, który jest bogiem i władcą świata – Nieskończonej Ciemności.
To powieść dla osób o mocnych nerwach! Nie oderwiesz się od lektury, bo będziesz chciał się dowiedzieć, jak to wszystko się skończy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 658

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




WSTĘP

Falkrit Kanoye – jedna z największych wsi na kontynencie, która jest uważana za centrum świata. To właśnie tam znajduje się najwyższy punkt na Ziemi – wysoka i szeroka dziewiętnastokilometrowa góra, wewnątrz której znajduje się ogromna świątynia Twórcy, starożytnego ziemskiego boga. Kanoye to również centrum handlu i pomocy dla miast dotkniętych klęskami żywiołowymi.

Cały kontynent jest niemal codziennie dotykany przez trzęsienia ziemi, posuchy, powodzie i huragany. Taka niestabilność w przyrodzie trwa od tysięcy lat, i sytuacja ciągle się pogarsza. Obecny prorok twierdzi, że istnieje tylko jedno wyjaśnienie tego faktu: w ten sposób świat przygotowuje się do dziewiętnastego Wielkiego Odrodzenia.

Kim jest prorok? To przedstawiciel linii rodowej jasnej krwi, podarowanej przez ziemskiego boga pierwszej istocie rozumnej. Tylko mężczyźni stają się prorokami. Czemu tak jest? Nikt tego nie wie. Ale mówi się, że być może pierwszą istotą rozumną (człowiekiem) był właśnie mężczyzna, któremu ziemski bóg przekazał część jasnej energii swojej duszy, uświęcając tym samym jego krew. Zdaje się to potwierdzać również fakt, iż żony zwiastunów zawsze najpierw rodzą chłopców, którzy kontynuują drogę swoich ojców, stając się w przyszłości prorokami. Dopiero drugie dziecko może być dziewczynką. Tylko prorocy mają dostęp do świątyni ziemskiego boga, a raczej tylko przed nimi, na przestrzeni wieków, otwierają się ogromne, grube na pięć metrów i wysokie na dziesięć drzwi, które chronią duszę Ziemi, duszę ziemskiego boga, jedność dwóch energii – światła i ciemności. Nad duszą boga Twórcy wisi w powietrzu księga zwana Wielkim Odrodzeniem. Opisuje okresy istnienia wszystkich istot żywych i nieżywych, a także mądrość i osiągnięcia istot rozumnych, które żyły podczas ewolucji wszystkich osiemnastu Wielkich Odrodzeń. Jednak, niestety, do tych działów prorocy nie mają dostępu. Wszakże nowy świat z nowymi zwiastunami powinien umieścić w nich swoją historię rozwoju i osiągnięć aż do nadejścia kolejnego Wielkiego Odrodzenia.

Możesz zapytać: co to jest Wielkie Odrodzenie? Ma ono dwa znaczenia: po pierwsze, Wielkim Odrodzeniem ziemski bóg nazywa swoją śmierć. Wraz z jego śmiercią umiera cały świat, czyli nadchodzi koniec. A jednak po kilkuset latach bóg się odradza i zaczyna się nowy świat, ewolucja od podstaw. To jest drugie znaczenie. Skoro w niedalekiej przyszłości ma nadejść dziewiętnaste Wielkie Odrodzenie, to ziemski bóg będzie przeżywał swoją dziewiętnastą śmierć.

Do czego służy książka ze świątyni? Przede wszystkim ma powiedzieć zwiastunom, jak działa świat i jak należy się zachowywać w środowisku naturalnym, aby przeżyć. Mówi także o tym, co należy robić, by życie było dostatnie. Pierwsze kilka pokoleń proroków, jak wszyscy ludzie, nie potrafiło czytać ani pisać. Właśnie dlatego Twórca w swojej księdze opisał zachowanie przyrody za pomocą różnych symboli i znaków, które następnie każdy z proroków porównywał z rzeczywistością.

Prorocy i ludzie uczyli się języka z tych samych naturalnych dźwięków i symboli znajdujących się w księdze, których później używali do komunikacji – czytania i pisania. Ale w ciągu tysięcy lat ewolucji ludzkość sama zaczęła nazywać wszystko, co istniało na świecie. Nauczyła się płynnie porozumiewać w swoim języku i opracowała własne pismo.

Kiedy ludzie całkowicie uniezależnili się od nauki zwiastunów, dowiedzieli się wszystkiego o sobie i o świecie, w którym żyli, prorocy przestali być im potrzebni. Jedynym, który potrzebował ich pomocy, był ziemski bóg. Chciał, aby przedstawiciele jasnej linii krwi nadal przekazywali z pokolenia na pokolenie niezmienny język księgi, który z czasem był bardzo przydatny ludzkości.

Obecnie, podobnie jak w ciągu poprzednich kilku tysięcy lat, zwiastuni mają nowe przeznaczenie… Świat powoli przygotowuje się do dziewiętnastego Wielkiego Odrodzenia. Po setkach milionów lat obecności naszej cywilizacji Ziemia się zestarzała i dlatego kontynent, a może i cały świat, jest wytrącony z równowagi. Bóg po prostu nie ma wystarczającej mocy, aby utrzymać stabilność w przyrodzie. Dlatego jedynym sposobem, w jaki chroni on ludzi przed różnymi klęskami żywiołowymi, są ostrzeżenia przekazywane prorokom poprzez księgę, gdzie i kiedy katastrofa się wydarzy.

Tym właśnie zajmuje się dzisiejszy prorok o imieniu Falmor, bohater tej opowieści. Dzięki temu, że ma we krwi część energii jasnej, Falmor jest prawdopodobnie najżyczliwszą osobą we wszechświecie. Nigdy nie potrafił nikogo oszukać, nie chował w sobie złości i zawsze dotrzymywał słowa. Dlatego ziemski bóg zaufał Falmorowi i codziennie otwierał mu wielkie nieprzeniknione drzwi do świątyni.

Zanim zostanie się prorokiem, trzeba złożyć Twórcy jedną przysięgę znaną tylko im dwóm. Rytuał polega na tym, że nigdy nie wolno dotykać duszy ziemskiego boga, o czym Falmor i poprzedni prorocy nigdy nie myśleli. Zastanawiali się, co dokładnie się stanie, jeśli dotkną duszy Twórcy. Nie wiem jednak na pewno, jak inni prorocy, ale obecny rzadko o tym myślał, bo był tak zajęty.

Zresztą Falmor był wesołym i wspaniałym staruszkiem, którego optymizm był wszechogarniający. Falmor był nie tylko prorokiem, ale także władcą. Zauważ: nie wsi, nie kraju, ale całego kontynentu! Jednak mimo wszystko ten dobry człowiek nigdy nie postawił się nawet ponad owadem. Człowiek prosty. Ludzie z całego kontynentu kochali go tak bardzo, że byli gotowi oddać życie, byle tylko uścisnąć jego dłoń. Jedyną wadą najżyczliwszego władcy we wszechświecie było to, że nie odmawiał sobie dobrego drinka po dniu lub kilku dniach podróży przez kontynent.

Falmor miał zaledwie pięćdziesiąt lat, ale wyglądał na starszego, bo nieustannie pracował, by zapewnić bezpieczeństwo całemu kontynentowi. Dlatego założył rodzinę dopiero w wieku czterdziestu pięciu lat. Stało się to dzięki jego najlepszemu przyjacielowi, młodemu studentowi o imieniu Doland, który również ułatwił ciężką pracę proroka. Nasz bohater tak mówi o Dolandzie:

Witaj, mój drogi Czytelniku! Mam na imię Falmor. A teraz opowiem Ci krótko o moim najlepszym przyjacielu (który jest dla mnie jak syn) i o tym, jak przebiega nasze wesołe życie.

Za każdym razem, gdy mój przyjaciel i ja wracamy konno z misji, na jednej z czterech głównych ulic wsi zbiera się tłum ludzi, aby pogratulować nam udanego zakończenia ekspedycji. Jak gratulują Dolandowi? Оооch…

Doland to młody i przystojny brunet, tylko jeden na całą wieś! Ma teraz dwadzieścia lat i wszystkie dziewczyny garną się do niego. Kiedy się pojawia, wyrywają sobie włosy z głowy, podskakują i krzyczą. Patrząc na nie, Doland uśmiecha się arogancko, a następnie zwraca się do mnie, demonstrując swoją popularność. W odpowiedzi pochylam głowę, mrużąc oczy, i pokazuję tym gestem, że ją widzę i uznaję.

Ale nie tylko on jest tak popularny wśród dziewczyn. Ja też mam miłośniczki, bo jestem blondynem (choć siwym) z długimi włosami, podobnie siwymi wąsami i małą bródką. Nadal mam worki pod oczami z braku snu, ale to nic! Wszyscy ciężko pracujący wyglądają tak samo, prawda?

Dlatego za każdym razem, gdy dziewczyny mnie spotykają, również szaleją. Wychodzą nawet na ulice z plakatami. Jednak moje miłośniczki są nieco starsze niż te Dolanda. Każda z nich ma około sześćdziesięciu, siedemdziesięciu lat. A jednak między nimi zawsze stoi jedna kobieta w nieco starszym wieku, mniej więcej dziewięćdziesięciopięcioletnia, która trzęsie się ze starości, ale nie przepuszcza okazji, żeby do mnie mrugnąć. W tym momencie wydaje się, że ona zamarza, a potem znowu się trzęsie, uśmiechając się szeroko prawie bezzębnymi ustami.

Po obejrzeniu wszystkich moich miłośniczek z dumą zwracam się również do Dolanda, który w zamian kłania się mi, tak jak ja kłaniam się jemu.

Co jest ciekawe, Doland jest uwielbiany przez prawie wszystkie kobiety na kontynencie. Ponadto moja jedyna i najpiękniejsza córka Olenka zakochała się w nim. Ona ma dopiero pięć lat.

Pewnego dnia, gdy Doland przyglądał się krzyczącym do niego w tłumie dziewczynom, uchwycił wzrok chłopaka, który był bardzo skrępowany. Gdy ich oczy się spotkały, biedak zaczął kręcić głową w różne strony, nie wiedząc, gdzie się schować, a potem, zaczerwieniony, po prostu opuścił wzrok. Doland zdrętwiał i wpatrywał się we mnie. Sam jednak nie wiedziałem, co robić w takiej sytuacji. Jedyne, co mogłem, to wstrzymywać śmiech z taką miną, jakby włożono mi do ust cytrynę.

Tak właśnie, dziewczyny nas uwielbiają. Ale chcę Cię uprzedzić: nie myśl zbyt wiele, bo jestem człowiekiem rodzinnym. Dlatego nie mogę spotykać się z innymi. Po pierwsze, mam żonę. A po drugie… No właśnie, jak to powiedzieć… Więc… Nie starczy mnie dla wszystkich. Ledwie starcza dla mojej żony. Myślę, że rozumiesz, o co chodzi. Jak to się mówi, starość nie radość. Nie mam już tej siły, którą miałem, będąc młodym. Heh, heh, heh, heh!!!

Tymczasem Doland nie ma własnej rodziny, więc moja stała się jego prawdziwą rodziną. Jak go poznałem? Pewnego dnia zobaczyłem przesłanie w proroctwie Twórcy, które mówiło o tym mężczyźnie. Miałem się spotkać z nieznajomym Dolandem za kilka dni. Jednak jedna rzecz mnie zaskoczyła: ziemski bóg napisał, że ten człowiek miał zostać moim uczniem, który później zajmie moje miejsce jako nowy prorok. Nigdy świat nie widział czegoś podobnego! Przecież zgodnie z zasadami naszego boga tylko pokolenia tej samej krwi mogą być prorokami, a ich synowie – ich uczniami. Chociaż… Z drugiej strony nie byłem długo zaskoczony. Pamiętałem, że mój ojciec wziął mnie na ucznia, gdy miałem zaledwie pięć lat. I nawet w tym czasie podróżowałem z nim, ostrzegając ludzi przed zagrożeniami ze strony przyrody. W ten sposób uczyłem się geografii kontynentu i wkrótce mogłem poruszać się po nim bez mapy.

W wolnym czasie czytaliśmy książki. Jako mały chłopiec uczyłem się czytać w starożytnym języku. Ale dziesięć lat później mój ojciec zginął podczas misji i tak, mając piętnaście lat, zostałem prorokiem. Wtedy po raz pierwszy zadałem sobie pytanie: dlaczego mój ojciec zmarł w wieku czterdziestu trzech lat? Wszakże wszyscy prorocy dożywają późnej starości i dopiero wtedy umierają!

Kolejnym cudem jest to, że zwiastuny zawsze najpierw rodzą chłopca, ale z jakiegoś powodu moje pierwsze dziecko było dziewczynką. A od tamtej pory moja żona nie może już w ogóle zajść w ciążę. No i proszę! Przyszły prorok nie jest czystej krwi!!! I co to za przyszły prorok, skoro drzwi wejściowe zatrzaśnięto mu przed nosem?

Próbowaliśmy już wejść razem, ale wtedy drzwi nie wpuściły ani mnie, ani jego. Wówczas mój inteligentny uczeń wymyślił, abym ja poszedł pierwszy, a gdy drzwi będą otwarte, on spróbuje się szybko wślizgnąć. Tym razem drzwi prawie mnie zmiażdżyły! Odskoczyłem ze strachu, piszcząc jak mała dziewczynka. Oto, do czego mogło doprowadzić zbliżenie się tej chodzącej katastrofy z doskonałym planem.

Powinienem też dodać, że gdy byłem prorokiem, sprawy zaskakująco się pozmieniały! Ale nie martwię się zbytnio tym, bo myślę, że może zasady zawarte w książce ewoluowały wraz z naturą, która z każdym dniem staje się coraz bardziej szalona. A może na mnie, moją córkę i Dolanda czeka w przyszłości jakieś wyjątkowe przeznaczenie? Przeznaczenie, które powstało po śmierci mojego ojca? Może będziemy musieli spotkać kogoś innego?

Chcę jednak powiedzieć, że nie martwię się o nic, ponieważ wiem, że bóg troszczy się o nas. I bez względu na to, co się stanie, to wszystko zmienia się na LEPSZE!!! Dlatego ja, młody (choć z wyglądu dziadek) władca Falmor wraz z moim uczniem, który jest również moim najlepszym przyjacielem, podróżujemy spokojnie po kontynencie, ostrzegając ludzi przed niebezpieczeństwem.

W wolnym czasie po misji Doland i ja lubimy wypić drinka w barze. Ups… Nie mam miary w tej sprawie. Ciągle się upijam do tego stopnia, że ledwo siedzę i z szeroko otwartymi oczami wpatruję się we wszystko, co znajduje się na stole. A kiedy coś, co tam jest, wywołuje u mnie złość, mogę znienacka rzucić wszystko na podłogę i krzyknąć: „Mam to w dupie!”. Po tym natychmiast zostaję złapany i trzyma mnie dziesięciu ludzi. Ha, ha, ha… Po prostu sobie żartuję!!! W zasadzie nie wpadam w agresję, gdy się upiję, raczej staram się być grzeczny i spokojny. I to tak bardzo, że gdy wracamy z przyjacielem do domu późnym wieczorem, a w nocy wszystko doskonale słychać, ostrzegam go, żeby zachowywał się cicho.

Idę całą drogę, opierając się na moim przyjacielu, bo szczerze mówiąc, moje nogi nie są w stanie mnie unieść. Przykładam też palec wskazujący do ust i szepczę do Dolanda: „Szz… Szz… Szz”.

Nie chcę się chwalić, ale niezależnie od tego, co robię po pracy, ludzie kochają mnie nie mniej niż naszego boga. Nie wiedzą, co to bieda czy głód, czują się chronieni przed zagrożeniem ze strony katastrof naturalnych i możnych innych ziem.

Jak stałem się władcą całego kontynentu? Swego czasu na kontynencie byli inni rządzący, którzy często powodowali cierpienia ludzi. Ale to było dawno temu. W tamtych czasach każdy z nich starał się jak najbardziej pomóc ofiarom katastrof naturalnych, aby zyskać przychylność ludzi. W tym celu władze zabierały ostatnie jedzenie swoim ludziom, aby nakarmić inne dotknięte klęską miasta. W końcu własny naród głodował, podczas gdy inni otrzymywali pomoc z prawie kilkuletnim wyprzedzeniem. Nie było miejsc do przechowywania takich zapasów, a żywność po prostu psuła się w krótkim czasie.

Nie mogłem na to patrzeć, więc zaproponowałem stworzenie jednolitego systemu darowizn, który miałby wszystko regulować. Większości władców to się nie podobało. Ale nie możesz sprzeciwić się ludziom. To właśnie ich jedność jest jedyną i najskuteczniejszą bronią, która może zniszczyć każdy system zarządzania światem i sprawić, że aroganccy bogaci rządzący będą drżeć jak przestraszone szczeniaki.

Dzięki mojemu pomysłowi setki ludzi doszły do wniosku, że powinienem zostać wybrany na władcę całego kontynentu. Wiedzieli, że jestem człowiekiem jasnej krwi, więc byli pewni, że nigdy ich nie skrzywdzę. Dziesięć procent mieszkańców, którzy mnie nie poparli, to sami rządzący i ich pochlebcy.

Tak właśnie zdobyłem to stanowisko i mogłem wdrożyć własny system zgodny z obowiązującymi przepisami, dzięki czemu w ciągu kilku miesięcy wszystko się poprawiło, ale o tym później. Dlatego od tamtego czasu do dziś na kontynencie panuje równość.

Szczerze mówiąc, jestem bardzo szczęśliwą osobą. Jestem tak szczęśliwy, że wszyscy są szczęśliwi! Mam żonę. Mam moją kochaną córkę Olenkę. Mam prawdziwego najlepszego przyjaciela. Mam cały kontynent ludzi, którzy mnie kochają. Bez względu na to, co się wydarzy, cieszę się i krzyczę sercem i duszą: „Kocham moje życie i tych, którzy są w nim! I CHCĘ ŻYĆ!!!”.

CZĘŚĆ 1

ŻYCIE CODZIENNE NA KONTYNENCIE

 

Duża wieś Kanoye spała pod osłoną późnej nocy. Cisza i spokój dookoła. Jedynie w oddali słychać było miękki odgłos uderzeń kopyt. W tym momencie rozległ się huk, którego dźwięk natychmiast rozniósł się po całej ulicy.

– Wyobraź sobie, ile krwi wypiłeś! – powiedział z zaskoczeniem męski głos.

– Cicho, Falmorze, bo obudzisz wszystkich. Jak udało ci się zabić komara?

– Nooo… Jest ich dzisiaj po prostu tak dużo. Ale szczerze mówiąc, mam dość – odpowiedział zawstydzony Falmor, uśmiechnął się i podrapał w tył głowy.

Tej pięknej, ciepłej nocy niebo usiane było gwiazdami, których strzegł księżyc w pełni. Zalewał on śnieżnobiałym blaskiem kamienne ulice i dwupiętrowe drewniane domy ustawione przy nich. Odległość między nimi nie była większa niż dwa metry. Wzdłuż tej ulicy (jak wszystkich innych w Folkrit) były też ozdobne kwiaty i drzewa, a metrowej wysokości latarnie oświetlały je w ciemności.

Wieś była podzielona czterema najdłuższymi i najszerszymi ulicami, które zaczynały się w centrum, a kończyły na południowych, północnych, wschodnich i zachodnich obrzeżach. Te ulice miały coś szczególnego, czego nie miały inne, mniejsze. Były one również ozdobione kwiatami i lampami ulicznymi, ale ich wizytówką były sztuczne stawy. Po obu stronach każdej ulicy płynęły strumienie o głębokości jednego metra. Swoje źródło miały w dużej fontannie znajdującej się w sercu okrągłego placu. Tam właśnie szli bohaterowie, cicho rozmawiając i się śmiejąc. A gdy dotarli na miejsce, zatrzymali się.

– Cóż, teraz, gdy misja została zakończona, jutro jest zdecydowanie dobry dzień na drinka, Dolandzie.

– Rzecz jasna. Ale od centrum do domu jest jeszcze długa droga – odrzekł przyjaciel.

– Masz rację. Musimy wyjechać jak najszybciej, bo za trzy godziny świt. Nie będziemy mieli czasu na sen!

Doland westchnął.

– Słuchaj, Falmorze!

– Tak?

– Jak myślisz, czy tym razem w domu wszystko w porządku? Bo zawsze jest tak samo: od tych napadów wyciągniesz kopyta! – Doland mówił z troską.

– Tym razem nikt nie wie, kiedy przyjedziemy, więc myślę, że wszystko będzie spokojnie.

– Cóż… Uważaj na siebie.

– Dobrze.

– Na razie.

– Pa.

Doland odwrócił się i ruszył w stronę swojego domu. Falmor zsiadł z konia, wziął go za wodze i przywiązał do słupa ze specjalnym hakiem. Po czym ciężko westchnął, odwrócił się i wszedł do swojego domu.

Jednopiętrowa, wykonana z litego brązowego kamienia chata Falmora znajdowała się w samym centrum, w pobliżu fontanny.

HISTORIA DOMU

Dlaczego wszystko jest bez smaku? Bo tu jest odwrotnie: nie dom zbudowano w ten sposób, ale wieś! Za życia dziadka Falmora nastąpiło silne trzęsienie ziemi, po którym zawaliły się wszystkie drewniane budynki. I tylko kamienny dom starego Falmora pozostał nietknięty. Po katastrofie w jego pobliżu powstało źródło, które wytrysnęło z ziemi na wysokość pięciu metrów. W ten sposób dziadek Falmora wpadł na pomysł, by zbudować tu dużą fontannę, która stałaby się centrum wioski.

Postanowił również odbudować wieś w nowy sposób, a mianowicie otoczyć plac domami. Pomysł dość ciekawy, ale jedyne, co psuło wygląd centrum, to chatka, która stała jak pustelnik przy fontannie. Wtedy ludzie zaproponowali, żeby dziadek Falmora przeprowadził się do innego budynku, nowego, a ten zburzył, by nie psuć ogólnego wyglądu. Ale dziadek nie zgodził się z tym i twardo obstawał przy swoim. Za każdym razem, gdy ludzie próbowali go przekonać, krzyczał to samo swoim ochrypłym, lekko piskliwym głosem:

– Pięciu proroków umarło tutaj i ja też tu dokonam żywota!

Tak więc chatka pozostała i służyła jeszcze dwóm pokoleniom.

Kiedy Falmor wszedł do domu, panowała kompletna cisza. Tylko od czasu do czasu trzeszczało drewno w kominku, który znajdował się w dużym salonie. Falmor szedł cicho. Wiedząc, że tym razem wszystko będzie dobrze, mniej się martwił, ale nadal zastanawiał się, dlaczego rozpalili kominek latem.

Zdjąwszy buty w korytarzu, zaczął zbliżać się do salonu. Było ciemno, więc nie zauważył dziecięcej zabawki leżącej na podłodze i nadepnął na nią. Zaskoczony dźwiękiem najpierw spojrzał na swoje stopy, a potem kątem oka zobaczył czyjś cień, który migotał przez drzwi do salonu, gdzie świeciło światło z kominka. Przestraszył się. Jego oddech i bicie serca przyspieszyły. Falmor bez wahania powoli podszedł w tamto miejsce.

– Nie, na pewno cię widziałem. Szkoda, że nie wolno zapalać światła. No nic… Najważniejsze, że wiem, po której stronie jesteś – szepnął Falmor.

Za nim po lewej, tuż przy pokoju dziecięcym, przy podłodze ledwie widoczna była czyjaś głowa. Ktoś obserwował właściciela i słyszał jego szept. Potem tenże nieznajomy schował głowę i zaczął lekko pukać.

Gdy Falmor odwrócił się w stronę dźwięku, w salonie znów mignął czyjś cień, ale tym razem przebiegł w innym kierunku. Mężczyzna tego nie zauważył. Zignorowawszy pukanie, ruszył w stronę salonu, wiedząc, że ktoś tam na pewno jest. Falmor podszedł do drzwi. Były otwarte do wnętrza pokoju. Zdaniem właściciela ktoś się za nimi ukrywał. Wszedł cicho i powoli wyciągnął rękę w ich kierunku.

– Dostanę cię teraz… – szepnął mężczyzna.

Ale w tym samym momencie pojawiło się za nim coś małego z rogami na głowie. Wdrapało się na niską komodę i zaczęło stawać na nogi. Falmor energicznie przyciągnął drzwi do siebie, aby zobaczyć, kto się za nimi znajduje, i krzyknął:

– Złapałem!!!

Ale tam nikogo nie było. Nie zdążył się nawet zdziwić, gdy na jego ramiona wskoczył rogaty potwór. Ze strachu mężczyzna zaczął krzyczeć, jakby był rozcinany:

– Ааа!!! Odczep się ode mnie!!! Zostaw mnie!!! Ааа!!! Ааа!!!

Krzyki Falmora były tak głośne, że natychmiast rozniosły się po centrum wsi. W sąsiednich domach zapaliły się światła. Falmor próbował oderwać od siebie małego potwora, który wybuchał dziecięcym śmiechem. To była jego córka Olenka…

OLENKA

Olenka to pięciolatka, która ani chwili nie może usiedzieć w miejscu. Mimo że często broi i ma cięty język, jest dziewczynką bardzo dobrą i posłuszną. Świetnie radzi sobie w szkole. Gdy widzi kogoś potrzebującego pomocy, od razu do niego spieszy. Metr i dziesięć centymetrów wzrostu. Jej twarz jest bardzo ładna, dlatego jest uważana za najpiękniejszą dziewczynkę wśród swoich koleżanek. Ma duże niebieskie oczy, czystą ciemną skórę i czarne włosy zaplecione w warkocze w formie rogów. Ulubionym zajęciem Olenki jest straszenie taty, gdy ten wraca nocą z misji, zmęczony. Miłością jej życia jest najlepszy przyjaciel taty – Doland…

Żona Falmora, Melinda, wbiegła do salonu.

MELINDA

Melinda była dobrą i piękną kobietą. Miała długie brązowe włosy, a na jej twarzy widać było lekkie zmarszczki pod oczami. Była nieco niższa od Falmora.

Tego wieczoru była ubrana w długą, ciemnoczerwoną jedwabną szatę z żółtymi paskami. Natychmiast podbiegła i przytuliła do siebie przerażonego męża. Uspokajając go, zaczęła całować jego twarz. Gdy Falmor nieco doszedł do siebie, usiadł na podłodze. Olenka skakała po pokoju, krzycząc, że znowu udało jej się przestraszyć tatę. Melinda spojrzała na swoje szczęśliwe dziecko i się uśmiechnęła, po czym zwróciła wzrok na męża i powiedziała:

– Wybacz, kochany, nie zrobimy tego ponownie.

– Zawsze tak robicie. Moje serce tego nie wytrzyma – rzekł Falmor. Melinda próbowała powstrzymać śmiech, ale jej się nie udało. – Co w tym śmiesznego?! – krzyknął jej mąż.

Olenka podbiegła do ojca, usiadła obok i oparłszy się o niego, mówiła:

– Słyszałam twoje słowa o tym, że widziałeś, jak przebiegłam obok kominka.

– I ja słyszałam. Dlatego chciałam odwrócić twoją uwagę, pukając w podłogę – stwierdziła Melinda.

– A ja, korzystając z chwili, pobiegłam w drugą stronę.

– Jest się z czego cieszyć? Czy chciałabyś przeprosić swojego ojca, młoda panno? – powiedział Falmor, żartobliwie i jednocześnie gniewnie.

– To twoja wina, że tak się boisz! A w każdym razie, bez względu na to, jak mocno narzekasz, że ci się nie podoba, nadal przestrzegasz zasad i nie zapalasz światła w domu, pozwalając mi po raz kolejny cię przestraszyć.

Wysłuchawszy córki, Falmor zastanowił się, a potem zapytał Olenkę:

– Skąd wiedziałaś, że dziś przyjadę? Tym razem nie powiedziałem ci, kiedy wracam.

Olenka spojrzała w górę i zaczęła sobie przypominać, od kogo to usłyszała.

WSPOMNIENIA OLENY

Rano Falmor poszedł do córki, która jeszcze spała na swojej poduszce, i pocałował ją, po czym odwrócił się i opuścił jej pokój. Kiedy drzwi się za nim zamknęły, Olenka szybko otworzyła oczy i spojrzała w stronę, gdzie zniknął, aby upewnić się, że ojciec rzeczywiście wyszedł. Potem zaczęła się przysłuchiwać. Na ulicy mama pożegnała się z nim, a w drzwiach stał biedny Doland. Gdy Olenka go zobaczyła, wyszła na korytarz, wyciągnęła bezszelestnie rękę i gwałtownie wciągnęła młodego chłopaka do wewnątrz. Słychać było tylko cichy jęk Dolanda.

Falmor wyjrzał zza Melindy i zauważył, że Doland zniknął, ale nie przejmując się tym, kontynuował rozmowę z żoną. Tymczasem Olenka chwyciła Dolanda za sweter i przyparła go do ściany.

– No cóż, przystojniaku, dokąd zmierzacie i kiedy wrócicie?

– My… Jedziemy do miasta Malonholm. Przyjedziemy za półtora dnia – odpowiedział w przerażeniu Doland.

– Pochyl się bliżej mnie – rzekła groźnie Olenka.

Mężczyzna schylił się ze strachem, a dziewczynka delikatnie pociągnęła go za włosy.

– Dobry chłopak.

Zawstydzony Doland wyszedł. Spojrzał na Falmora, a Falmor na niego.

– Gdzie się podziewałeś? – zapytał mężczyzna.

Doland nie wiedział, jak skłamać. Rozglądając się dookoła, powiedział tylko:

– Ааа… Ааа… – Następnie spojrzał w stronę chaty, w której stała Olenka. Dziewczynka demonstracyjnie przyłożyła rękę do szyi. To oznaczało, że zabije go, jeśli o tym opowie. Ze strachu natychmiast znalazł słowa: – Ааа… Poszedłem do kuchni napić się wody.

– Jasne… Doland – powiedział Falmor, po czym odwrócił się do żony i krzyknął ze zdziwieniem: – Żono! Jak widzę, też myślisz jak dziecko!

– Jak mogę odmówić swojej córce? Wiesz, że ta mała diablica nie odpuści, dopóki nie zrobi czegoś złego.

Powiedziawszy to, Melinda zwróciła się do Olenki:

– Powinnaś iść spać, bo jutro musisz wstać do szkoły.

Wszyscy grzecznie się zebrali i poszli do pokoju Olenki. Dziewczynka pobiegła do przodu.

Falmor i jego żona rozmawiali.

– Jak poszło?

– Dobrze, jak zawsze. Dzięki Dolandowi mam teraz więcej wolnego czasu. Gdyby nie on, kto wie, kiedy byśmy się spotkali.

– Tak. Jest miłym człowiekiem. Dobrze jest widzieć, jak ludzie są szczęśliwi, gdy wracacie z misji cali i zdrowi – mówiła Melinda, kiedy ona i Falmor doszli do pokoju Olenki. Mała z łóżeczka wołała do taty:

– Tato, opowiedz mi o naszym bogu Twórcy i o innych bogach!

– Kochanie, tata opowiadał ci to już sto razy. Daj spokój – powiedziała z troską Melinda.

– Ale nie mogę tak zasnąć. Poza tym mam na ten temat pracę w szkole.

Gdy to usłyszał, Falmor zapomniał o zmęczeniu, podszedł do łóżka małej dziewczynki i ją przytulił.

– Może ty opowiesz tacie o bogach, a ja sprawdzę, czy wszystko pamiętasz?

– No cóż… dobrze. Ale po tym szybko spać! – krzyknęła Olenka, a Falmor i Melinda się roześmiali.

Falmor wygładził kołdrę, po czym odwrócił się do żony, która stała przy drzwiach uśmiechnięta, i odwzajemnił uśmiech. Olenka zaczęła opowiadać:

– Księga Wielkie Odrodzenie mówi o tym, że nasza ziemia od dawna jest uformowana z dwóch energii niezbędnych do istnienia świata: energii światła i ciemności. Te dwie energie są bezcielesną duszą ziemskiego boga Twórcy, którego celem było stworzenie naszego świata oraz odpowiedzialność za równowagę istnienia i rozwoju wszystkich żywych i nieżywych rzeczy w nim. Najważniejszym czynnikiem jest zachowanie równowagi pomiędzy wschodem a zachodem słońca. Energia jasna jego duszy była odpowiedzialna za wschód słońca i określoną długość dnia, ciemna zaś za zachód i odpowiednią długość nocy. (Zależnie od pory roku). Wszystko, co istnieje w naszym świecie, jest stworzone przez jego duszę. Jasna energia odpowiada również za narodziny i tworzenie nowych rzeczy, a energia ciemna za starość i śmierć. I razem kontrolują czas istnienia wszystkiego na ziemi. Twórca nazywa ten okres Czasem.

Falmor i Melinda słuchali skupieni, nie chcąc przerywać opowieści Olenki.

– Świat przyrody, ziemia, woda i ciepło słoneczne są wynikiem powstawania energii jasnej, której dalszą rolą jest ciągłe wzbogacanie przyrody o różnorodną zieleń zarówno na ziemi, jak i w wodzie. Natomiast ciemna energia wpływa na wszystko negatywnie. Stopniowo niszczy i zabija przyrodę. W różnych częściach świata zdarzają się tysiące różnych katastrof. Trzęsienia ziemi, silne wiatry powodujące burze i tsunami w morzach oraz oceanach są wynikiem przewagi ciemnej energii. Czy świat w ogóle potrzebuje śmiercionośnej energii? Odpowiedź jest prosta: potrzebuje! Logiczne jest, że nasz świat nie jest nieskończony. Z tego powodu nie będzie w stanie wiecznie przyjmować naturalnych wzbogaceń. Chociaż odpowiedź może być inna: gdyby nie było ciemnej energii, która daje chłód i noc, na świecie panowałby ciągle gorący dzień, co w końcu zamieniłoby go w pustynię. Ale ta energia nie może nieść życia. Gdyby nie było energii jasnej, nic na naszej ziemi nawet nie próbowałoby się tworzyć ani rodzić. Wszechświat istniałby w wiecznej zimnej ciemności, która zamieniłaby ziemię w lodowiec. Na przykład wiatr, jako twór ciemnej energii, pomaga rozsiewać nasiona roślin, które pod wpływem energii jasnej wydają nowe owoce. Dzięki ciemnej energii elementy, które osiągnęły granicę swojego istnienia, takie jak drzewa czy inne rośliny, gniją i rozkładają się, wzbogacając ziemię w składniki odżywcze. Silne trzęsienia ziemi z czasem zmieniają topografię, tworząc nowe obszary życiowe. Rośliny przystosowują się do nich, aby było im wygodnie, i w ten sposób pojawiają się nowe gatunki.

Olenka popatrzyła po słuchaczach, zrobiła krótką pauzę, a po chwili mówiła dalej:

– Ten prosty przykład ilustruje łatwy przepływ ewolucji. Co do żywych, świata zwierzęcego i ludzkiego, jasne i ciemne energie duszy Twórcy oddziałują na nich w podobny sposób. Energia jasna to życie dla żyjących, a energia ciemna to ich starość i śmierć. Jest to pierwszy znany nam przykład, dlaczego te energie są potrzebne jednocześnie. Drugim przykładem oddziaływania na żywych jest to, że działają one na umysł wszystkich istot, powodując określone zachowania w różnych sytuacjach życiowych. Na przykład zwierzęta drapieżne łatwiej ulegają wpływowi ciemnej energii. Przejawia się to w ich okrucieństwie, gdy muszą zabijać, by przetrwać. Ale i one są jednocześnie pod wpływem energii jasnej, bo one także dają nowe życie i okazują miłość swojemu potomstwu. Zwierzęta roślinożerne najczęściej żyją pod dominującym wpływem energii jasnej, ponieważ większość z nich miłuje pokój. Jednocześnie nie oznacza to, że nie podlegają one negatywnym wpływom. Kiedy pojawia się sytuacja, w której muszą bronić siebie lub swojego potomstwa, ogarnia je gniew, który prowokuje je do zabójstwa. Jeśli chodzi o ludzi, to wpływ tych energii na nich znajduje odzwierciedlenie w ich charakterach. To, czy ludzie będą dobrzy, czy źli i który z nich pójdzie jaką drogą, zależy od różnych okoliczności. Wpływ ten może być jednoznacznie kojarzony z dobrem i złem. Energia jasna jest dobrem, ciemna złem. Jest jednak jeszcze jedna różnica między światem naturalnym a ludzkim. – Zrobiła krótką pauzę.

Melidna westchnęła, czekając na dalszy ciąg opowieści.

– Twórca nieustannie daje życie przyrodzie, natomiast ludzie sami się rozmnażają, gdy uznają, że jest to konieczne. Ponieważ Twórca jest bogiem Czasu, może on widzieć przyszłość wszystkiego, co istnieje na świecie, ale nie może jej zmienić. Jedyny sposób, w jaki mógłby to zrobić, to przyjrzeć się temu i z góry wyobrazić sobie swoje instrukcje dla ludzi: kto, kiedy powinien rodzić, kto jak powinien się zachowywać oraz kto i co powinien robić. Jednak, jak jest napisane, „starsi” zabraniają mu tego. Księga mówi też o tym, że Twórca może dać nowe życie komuś, kto już umarł. Jeśli trzeba ożywić kogoś, kto nie ma już duszy, ciemna energia wchodzi do gry jako pierwsza. Otacza ciało zmarłej osoby mgłą ciemności, która ożywia je w ciągu kilku sekund. Ale człowiek taki jest jak żywy trup, który nic nie rozumie i nie odczuwa, że istnieje, bo jest ciałem bez duszy. Następnie do głosu dochodzi energia jasna. Pod wpływem jej oślepiającego blasku śmiertelne rany, które zabiły człowieka, goją się błyskawicznie. I właśnie wtedy, gdy ciało jest w pełni przywrócone, dusza, która wędrowała do zachodu (jeśli śmierć nastąpiła w ciągu dnia) lub do wschodu (jeśli w nocy), wraca do swojego ciała, otrzymawszy drugie, nowe życie. Czyli dusza chodzi po ziemi przez około pół dnia. A potem opuszcza ziemski świat na zawsze.

W pomieszczeniu panowała kompletna cisza, nawet ściany zdawały się słuchać tego, o czym mówi Olenka.

– Twórca nie może powołać do życia czegoś, co nie ma duszy. Ale wśród pozostałych dwóch bogów jest surowo zabronione, by ożywiać coś, co miało duszę. A sam ziemski bóg kieruje się tą zasadą. Przecież zgodnie z nią po śmierci dusza zmarłego musi przejść do jednego z innych światów, gdzie nadal istnieje. Więc Twórca nie jest jedynym bogiem. Są jeszcze dwaj: bóg niższego świata o imieniu Dalmor i bogini wyższego świata, której imię brzmi Yuminoel.

Falmor poruszył się delikatnie, a łóżko, na którym siedział, cicho zaskrzypiało, jednak nikt nawet nie zwrócił na to uwagi. Rodzice cierpliwie słuchali Olenki.

– Dalmor jest duszą Nieskończonej Ciemnej Energii i władcą świata zdominowanego przez pustkę i cierpiącego na niekończącą się samotność. To tutaj trafiają po śmierci ci, którzy większość swojego ziemskiego życia spędzili pod wpływem ciemnej energii Twórcy. Są to różne okrutne stworzenia: drapieżne zwierzęta, których dusze zamieszkują ciała tworów boga Dalmora, nazywa je on demonami; ludzie, mordercy lub po prostu źli trafiają tam i błąkają się bez końca w samotności lub cierpią z powodu piekielnego bólu i ciągłych ataków tych samych demonów. Yuminoel jest duszą Wiecznej Energii Jasnej, w jej świecie panują światło, dobro i harmonia. Po śmierci dusze dobrych zwierząt trafiają tam i przemieniają się w różne piękne twory. A ludzie żyją tam w życzliwości i radości, w harmonii z tworami bogini. Chociaż ci dwaj bogowie mają tylko jedną energię duszy, każdy (Nieskończona Ciemność i Wieczne Światło), ich moc jest równa mocy dwóch energii Twórcy. Czemu tak jest? Ponieważ posiada on po połowie energii jasnej i ciemnej, a te dwie połówki są oddzielne, i właśnie to sprawia, że ziemski bóg jest równy w mocy obu bogom. I choć wszyscy trzej są równi, to jednak każdy z nich jest potężniejszy w swoim świecie od pozostałych. Dlatego nie mają odwagi wtrącać się do innych światów, aby nie naruszyć równowagi Wszechświata, która jest co jakiś czas kontrolowana przez „starszych”. Mocą bogini wyższego świata jest Wieczność. Mocą boga niższego świata jest Nieskończoność. Mocą boga ziemskiego świata jest Czas…

Kiedy Olenka skończyła opowiadać o ziemskim bogu, Falmor, który siedział na jej łóżku oparty o ścianę, zamknął oczy. Dziewczynka cicho do niego podeszła i szepnęła mu koło ucha:

– Nie śpisz, wiem.

W odpowiedzi na to Falmor się roześmiał i obsypał ją pocałunkami. Olenka również zaczęła się śmiać i krzyczeć.

– Znów obudzicie sąsiadów. Otworzyłam wszystkie okna, przecież upał! – zagroziła Melinda.

– Koniec, milczymy.

– Pamiętasz, jak opowiadałeś mi historię o życiu ludzi na innym kontynencie? – zapytała cicho Olenka.

– Tak, pamiętam.

– Dziś na lekcji historii poznaliśmy też legendy o życiu ludzi na innym kontynencie. A ja powiedziałam, że to nieprawda. Wszyscy byli zaskoczeni. Wtedy zapytali mnie, dlaczego tak myślę. I odrzekłam, że kiedy podróżowałeś po naszym kontynencie, słyszałeś od różnych podróżników historie o życiu tam. Kiedy zaczęłam opowiadać, co mi mówiłeś, wszyscy słuchali z otwartymi ustami. A potem zaczęli się śmiać, gdy oznajmiłam, że w to wierzę.

– Kochanie, nie jestem do końca pewien, czy to prawda.

– Ale czy w to wierzysz? Czy wierzysz, że na innym kontynencie żyją ludzie z magicznymi zdolnościami?

– Może i tak…

– Dobra, szanowni, do łóżka! – krzyknęła Melinda, po czym Olenka nagle zawołała:

– Chcę mieć brata!

Usłyszawszy to, rodzice spojrzeli na siebie ze zdziwieniem.

– O czym ty mówisz? Po co ci brat? – zapytał Falmor.

– Wielu ludzi ma braci, a ja nie – odpowiedziała smutno Olenka.

– Cóż… Dobrze. Zapytam Twórcy, czy może nam go przynieść.

– Ale to nie zależy od Twórcy, tylko od was! – rzekła Olenka, uśmiechając się wyzywająco.

Falmor i Melinda zrobili wielkie oczy.

– No dobrze. Pomyślimy o tym. Idź spać – stwierdził nieco przestraszony ojciec, przykrywając ją cienkim kocykiem i nie spuszczając wzroku ze zdziwionej żony.

Pocałowali córkę i opuścili pokój.

– Myślisz, że ona wie jak…? – Falmor odważył się zapytać.

– Nie gadaj głupot. Ona jest jeszcze małą dziewczynką. Chodźmy spać – odpowiedziała spokojnie Melinda. Choć sama z przerażeniem pomyślała o tym samym.

NASTĘPNEGO DNIA

Z samego rana pierwsze promienie słońca zaglądały do ich sypialni i świeciły prosto w twarz Falmora. Jak się nie obudzić? Wstał i przetarł oczy, przeciągnął się, pocałował żonę, a potem poszedł do pokoju Olenki, żeby ją też pocałować.

Kiedy Falmor wyszedł na zewnątrz, ludzie już krzątali się po ulicy. Mężczyzna uśmiechnął się do pięknego dnia i poszedł do świątyni. Po drodze wszyscy po przyjacielsku pozdrawiali swojego proroka, a dzieci nie pozwalały mu przejść, przytulając się do niego. W pewnym momencie Doland po cichu i niezauważony podkradł się do Falmora.

Chłopiec chował się za straganami, biegał od jednego do drugiego. Falmor szedł, gwiżdżąc, choć zerkał w prawo, skąd obserwował go jego przyjaciel. W pewnym momencie Doland się zamyślił i przypadkowo wpadł na stoisko z naczyniami. Och, jakże głośno się zrobiło! Zdawszy sobie sprawę, że Doland ma kłopoty, Falmor zaczął się śmiać:

– Gu… gu… gu!

– Jak chodzisz, debilu?! – krzyknął sprzedawca.

– Przepraszam, zapłacę za wszystko – powiedział zawstydzony Doland, drapiąc się po potylicy.

Kiedy sprzedawca zobaczył, kto rozbił jego naczynia, natychmiast przemówił innym tonem:

– Czy to pan Doland? Proszę się nie martwić, wszystko jest w porządku.

– Nie, zapłacę za wszystko. Ale trochę później.

Falmorowi spodobał się ten wybryk, ale udał, że nic nie słyszy, i poszedł dalej, a Doland podążył za nim. Im bardziej oddalali się od centrum osady, tym chłopakowi było trudniej się ukrywać. To właśnie tędy, skrajem wsi, wiodła droga do świątyni, znajdującej się przy ulicy wznoszącej się stromo w górę.

Sam budynek znajdował się wysoko, prowadziły do niego długie kręte schody, a żeby tam się dostać, trzeba było przejść ponad dwa kilometry tą trudną ścieżką. Powyżej krył się wąski wąwóz, ciągnący się kilkaset metrów w głąb, na jego końcu znajdowało się pomieszczenie. Była to świątynia, za której ogromnymi drzwiami znajdowała się dusza ziemskiego boga.

Falmor skierował się tam, aby sprawdzić, czy są jakieś nowe pisma o klęskach żywiołowych, które mogą zagrażać ludziom. Wszedłszy do wąwozu, zbliżył się do świątyni i od razu podszedł do dużego stołu, na którym znajdowała się mapa kontynentu. Kilka minut później przybył zadyszany Doland. Schował się za jedną z kolumn, która służyła jako podpora sklepienia świątyni. Chłopak zdecydował się poczekać na moment, kiedy Falmor podejdzie do wielkich drzwi i te otworzą się przed nim. Ale nie spieszył się z wejściem. Stał przy nieporęcznym stole, zaznaczał coś na mapie i nucił piosenkę. Doland czekał niecierpliwie.

Minęło dobre pół godziny. Doland nie mógł dłużej czekać, chciał do toalety… Dlatego grymasił i trzymał się rękami w wiadomym miejscu.

– No… No dawaj… – szepnął Doland przez zaciśnięte zęby. Ale Falmor nadal nucił i robił jakieś oznaczenia na mapie. – No kiedy w końcu wejdzie? – szepnął z niepokojem Doland pod nosem.

Falmor podniósł lekko głowę i uśmiechnął się do siebie.

– Nie wejdę przez drzwi, dopóki nie przestaniesz się ukrywać, Dolandzie! – krzyknął.

Usłyszawszy to, przyjaciel westchnął ciężko i powiedział:

– Ооо! Znów mnie zauważyłeś. Zawsze mnie zauważasz. Masz oczy z tyłu głowy?

– Cóż… Nie mam nic z tyłu głowy. Ale nie było chwili, kiedy cię nie widziałam. Jesteś pełen tajemnic!

– Ооо… Starcze, śmiesz ze mnie kpić?

Doland nadal coś mruczał, ale Falmor tylko się zaśmiał.

– Przyjacielu, kiedy jesteś zły, stajesz się jak dziecko, któremu odebrano zabawkę. Chcę cię pocałować i uspokoić – rzekł. Wyciągnął ręce do przodu i ruszył z otwartymi ramionami w stronę kompana, przemawiając do niego jak do dziecka: – Chodź do mnie, skarbie. Chodź, uspokoję cię.

Doland spojrzał gniewnie na Falmora i zgrzytając zębami, cofnął się.

– Hej! Przestań, stary… Aаа! Będę milczał! Straszysz mnie!

Po słowach przyjaciela Falmor się zatrzymał i spokojnie rzekł:

– Dobra.

Potem wrócił do swoich spraw. Doland długo nie mógł oprzytomnieć po dziwnym zachowaniu przyjaciela, więc jedyne, co teraz robił, to nie spuszczał wzroku z proroka. Dopiero później odezwał się tonem, który brzmiał, jakby został skrzywdzony przez jakiegoś dużego pana:

– Zawsze tak robisz…

– Cóż… To jedyny sposób, żeby cię uspokoić, kiedy mamroczesz do mnie.

– To dobre podejście! Atakujesz mnie jak stary, zboczony dupek!

– Ale działa, prawda?

– No tak! Co może być gorsze od tego?!

Gdy biedak całkowicie się uspokoił, Falmor powiedział:

– Więc napijemy się dzisiaj?

– Jestem za. Ja pójdę do wsi, nie będę ci przeszkadzał, a ty idź do książki i sprawdź, czy Twórca ma dla nas jakieś zadania. Będę czekał na ciebie koło domu.

Doland wyszedł, a prorok zbliżył się do wielkich drzwi i czekał, aż się otworzą. Co dziwne, z jakiegoś powodu tego nie zrobiły. Falmor trochę się przestraszył, a potem nagle usłyszał dźwięk dochodzący z głębi korytarza. Nie można było go pomylić z żadnym innym: ktoś się odlewał.

– Och, Dolandzie, Dolandzie. Nie mogłeś odejść dalej? Jak można sikać w świętym miejscu? – westchnął Falmor, czekając na otwarcie drzwi. Kiedy wreszcie udało mu się wejść, zrozumiał, że Dolanda na pewno nie ma w świątyni. Prorok zbliżył się do księgi. – Więc… Co tu mamy? – zapytał sam siebie, otwierając ją.

Zaczął przeglądać przesłania napisane przez Twórcę, ale w pewnym momencie potrząsnął głową.

– Ооо… Widzę, Twórco, że chcesz nas zostawić bez dni wolnych… Cóż, nic. Tak… Zadanie zajmie tylko jeden dzień. Zrobimy to szybko. – Przeczytawszy to, Falmor chciał odejść, ale strony księgi zaczęły się same przewracać. – Co do diabła? – powiedział, zaskoczony i przestraszony jednocześnie.

Nagle księga otworzyła się w miejscu, które opisywało los jego ojca, pierwszego proroka, który zmarł młodo. Kiedy Falmor to zobaczył, natychmiast zaczął czytać z entuzjazmem.

– Teraz jest jasne, dlaczego mój ojciec zabierał mnie na misje, kiedy byłem dzieckiem. To było jego przeznaczenie. Wiedział, że umrze! Dlatego właśnie przygotowywał mnie. A przyczyną jest… – Nie zdążył dokończyć.

Kartki znów się przewróciły. Księga zatrzymała się na pustej stronie, gdzie od razu zaczęły pojawiać się litery. Po chwili Falmor mógł przeczytać słowa: TERAZ TWOJE PRZEZNACZENIE.

– Moje przeznaczenie? – zapytał ze zdziwieniem.

Poniżej znów pojawiły się dziwnie złożone zdania, które Falmor niezwłocznie zaczął czytać na głos:

– Mały chłopczyk… Pozwól mu iść… Czekaj na niego, a rozpocznie się Wielkie Wydarzenie, wydarzenie, które będzie w stanie przetrwać… Pozwól jej iść z nim… Niech idzie za nią… Czekaj długo… Pierwsza ofiara… Druga ofiara odda życie temu, kogo kocha… Ten, którego kocha, odda się mnie, by uniknąć…

Nie wiedząc, o czym czyta, zamknął księgę i szybko poszedł do domu. Doland już czekał na niego na zewnątrz. Falmor postanowił na razie nic nie mówić o tym, co niezwykłego wydarzyło się w świątyni, bo sam jeszcze nie rozumiał, o co chodzi w tym proroctwie. Uśmiechnął się i zbliżył do przyjaciela.

– Długo ci to zajęło, stary. Co wyczytałeś? – zapytał Doland.

– Bez dni wolnych.

– Och… Znów?! Tak bardzo chciałem się dziś upić.

W tym momencie Olenka wybiegła z domu, rzuciła się w ramiona Dolanda i powiedziała:

– A ja zabraniam ci pić.

– A co, jak nie będę cię słuchał?

– Chcesz skandali w domu? Jak u mojej sąsiadki?

– Wszystko rozumiem, moja księżniczko.

Później pojawiła się żona Falmora.

– Kochanie, złaź z pana Dolanda.

– Kto? Ja pan? – zapytał ze zdziwieniem mężczyzna, wskazując na siebie.

Zignorowawszy jego pytanie, Melinda zapytała:

– Idziecie do baru?

– Tak, moja droga. Jeśli można – odpowiedział zawstydzony Falmor i podrapał się w tył głowy.

– Dlatego się nie ożeniłem! – krzyknął z oburzeniem Doland.

– Masz dopiero dwadzieścia lat, idioto! – stwierdził jego najlepszy przyjaciel.

– Wiem… Dlatego się nie ożeniłem.

Falmor spojrzał na Dolanda, po czym zapytał leniwie:

– Więc to był taki żart z twojej strony? Wcale nie śmieszny.

Doland się zawstydził, że jego przyjaciel nie załapał jego dowcipu, i wpadł w złość.

– Zawsze to robisz… Lubisz mnie zawstydzać! Mam cię tak dosyć, Falmorze!

W odpowiedzi Falmor przybrał dziwny wyraz twarzy: uśmiechnął się, zacisnął usta i nie ruszając głową, zaczął przewracać oczami z prawej na lewą stronę. A potem spojrzał na Dolanda, mrugając szybko kilka razy. To nieco dziecinne i prześmiewcze zachowanie jeszcze bardziej rozzłościło Dolanda.

– Chyba sobie ze mnie żartujesz – oznajmił cichym, ale groźnym głosem.

Falmor nadal pozostawał w miejscu, wyglądając głupio. Zamarł i mrugnął do Dolanda. W gniewie chłopak skoczył na proroka, zacisnął ręce na jego szyi. Upadli na ziemię, a chłopak zaczął dusić przyjaciela. Mała Olenka śmiała się i skakała dookoła nich, klaszcząc w dłonie.

Melinda nie była nawet zaskoczona zachowaniem tych dwóch dorosłych dzieci.

– Pomocy! Na pomoc! Zabijają, zabijają!!! – krzyczał Falmor.

Ludzie dookoła śmiali się z nich. Niektórzy nawet nie zwracali na nich uwagi, bo wiedzieli, że zawsze mogą zrobić coś głupiego. Doland przestał dusić Falmora, bo ten wrzeszczał jak zarzynana świnia. Wstał i poszedł w stronę baru, a Falmor padł na kolana i krzyknął za nim emocjonalnym, tragicznym głosem:

– Przepraszaaam!

– Nie! – odpowiedział wkurzony Doland, nie zatrzymując się.

– Przepraszaaam!

– Nie!!!

Falmor również podniósł się na nogi i pobiegł za przyjacielem. Dogoniwszy go, uczepił się jego ubrania i zaczął ponownie błagać:

– Przepraszam! Wybacz mi!

– Nie! I puść mnie! – Doland był obrażony, więc Falmor padł na ziemię i udał, że płacze.

Młodzieniec nie mógł się ruszyć, bo musiałby ciągnąć przyjaciela, więc tylko nerwowo zazgrzytał zębami. Zdawszy sobie sprawę, że nie ma innego wyjścia, zebrał siły i powiedział:

– Dobra, zgoda! Puść mnie i przestań zachowywać się jak kretyn!!!

Falmor, usłyszawszy to, momentalnie się zmienił. Natychmiast wstał, pospiesznie otrzepał się z ziemi i jakby nic się nie stało, powiedział:

– Chodźmy do baru. – Odwrócił się do żony i krzyknął: – Niedługo wrócę, kochana!

– Dobrze, kochany! – odrzekła Melinda, a z niepokojem pomyślała: Jednak widziałam, że martwiłeś się czymś przed rozmową zDolandem.

Falmor wyczuł niepokój żony, więc uśmiechnął się i dodał:

– Hej! Wszystko w porządku! Po prostu mamy misję na jutro. Ale to zajmie tylko jeden dzień.

– Więc nie pij za dużo!

– Wiem, skarbie! Nie martw się!

– Tak… Już ja wiem, jak ty wiesz – dodała z westchnieniem kobieta.

Przyjaciele weszli do baru, gdzie jak zwykle zostali ciepło przywitani. Mieli swój stolik w samym rogu, gdzie mogli spokojnie rozmawiać o przyszłych misjach. Zawsze było tu głośno, ale zrobiło się jeszcze głośniej, gdy weszli ci dwaj. Ale kiedy ich przyjaciele zobaczyli, że Doland i Falmor idą do stolika zamiast do baru, przestali hałasować, bo wiedzieli, że chcą omówić przyszłe sprawy przy piwie.

Pojawiła się kelnerka i przyniosła duże kuflespienionego piwa. Gdy tylko wyszła, mężczyźni zaczęli rozmawiać.

– Więc co nas jutro czeka? – zapytał Doland.

– Kierujemy się na wschód, do skrzyżowań prowadzących do najbliższych miast…

– Toltim i Grade?

– No tak. Rozdzielimy się, będzie szybciej.

– Oczywiście ty wybierasz się do Toltim?

– Wiesz, że muszę tam pojechać, by pokazać tamtejszemu władcy, gdzie jego miejsce.

– Pamiętam, że coś o nim mówiłeś.

– Tak. Za jego rządów miasto się rozrosło, nie przeczę, ale jakim kosztem? Pracy jest dużo, ale wynagrodzenia są niskie, a podatki wysokie. Mieszkańcy wsi przekazują połowę swoich zbiorów na pomoc miastom dotkniętym klęskami żywiołowymi.

– On po prostu podpatruje ciebie. Stara się chce, i żeby jego miasto było jak nasza wioska. Wszystko jest tam prawie takie samo jak u nas przed wprowadzeniem twojego systemu, czyli dwadzieścia lat temu.

– Być może, ale to właśnie naszą wioskę ogłosiłem centrum pomocy dla jednej trzeciej kontynentu. Tylko najodleglejsze miasta robią to samo. Oczywiście, miasto położone najbliżej poszkodowanego osiedla dostarczy niezbędne materiały, ale potem zwrócimy darowizny. Jedna trzecia kontynentu dowozi do nas wszystko, czego potrzebujemy, a on chce zebrać to samo od kilku swoich wiosek? To absurdalne!

– A jednocześnie, gdy Toltim chce udzielić pomocy odległym wioskom, a nie sąsiednim, dotknięte miasto po prostu mu odmawia, bo zgodnie z twoimi ustawami pomóc może tylko miasto, które znajduje się najbliżej dotkniętego katastrofą.

– No właśnie! I w końcu w Toltim znajduje się zbyt wiele żywności, która po prostu gnije, a tymczasem ludzie ledwo wiążą koniec z końcem! Ponieważ moja żona zajmuje się działalnością charytatywną, otrzymała już kilka skarg na tego władcę od jego mieszkańców i jedną skargę od dotkniętego miasta, które nie przyjęło pomocy charytatywnej od Toltim.

– Uspokój się, stary. Jutro zajmiesz się tym władcą. On jest jak plama na twoim wiecznie czystym płaszczu przywódcy – oświadczył z dumą Doland.

W odpowiedzi Falmor przewrócił oczami, uśmiechnął się i rzekł:

– Ojej. Co to za głośne komplementy wobec mnie? Podlizuch…

Po raz kolejny niegrzeczny Falmor rozzłościł swojego przyjaciela.

– Spierdalaj!!! Stary idiota! Zapomnij o tym, co powiedziałem, bo już mnie wkurzyłeś! Kelner! Jeszcze jeden kufel!

– Co ty robisz? Jutro musimy wstać o świcie!

– Jeszcze jeden. Nic się nie stanie!

W sumie Falmor był zadowolony, ale nie dał tego po sobie poznać.

– Jaki więc jest cel naszej jutrzejszej misji?

– Jak wiesz, te miasta są pół dnia drogi od nas. Powiem tak: to nie nasz upał wpływa na nich, ale ich na nas. Tam jest goręcej. Dlatego jutro, około czwartej po południu, można spodziewać się pożarów.

– Jasne! Jadę więc do miasta Grade…

Po uzgodnieniu szczegółów misji Falmor i Doland wzięli po trzecim piwie i udali się do baru. Rozmawiali ze współmieszkańcami, cieszyli się i śmiali. Bawili się tak dobrze, że nawet nie zauważyli, kiedy poszedł szósty kufel.

– D-Dolandzie, Dol-Dolandzie! Jedz, ty draniu-u!!! D-dużo piwa na pusty żołądek.… Umrzesz jutro! – powiedział zaniepokojony Falmor, pijany jak świnia.

– Mam u-umrzeć? To w twoim wieku już czas umierać – odpowiedział nerwowo Doland, nie rozumiejąc Falmora.

– Mówię, że po alkoholu jutro… umrzesz!!!

– Ааа!!! – zawołał Doland.

– Tak bardzo kocham tego drania, a on… Jest gotów mnie pochować! – Falmor zwrócił się do gości, a oni zaczęli się śmiać. Wtedy spojrzał na Dolanda i rzekł: – Koniec, robimy sobie przerwę od… od picia.…

Pijani mieszkańcy wsi śmiali się serdecznie z tej pary, bo wszyscy po prostu uwielbiali się naśmiewać z siebie nawzajem. Nikt jednak nigdy nie potępił Falmora jako władcy, który czasem za dużo pije z Dolandem i towarzyszami. Przecież Falmor, mimo że był głową całego kontynentu, nie stawiał siebie ponad innych.

LEKKO PIJANI…

Minęły dwie godziny. Doland spał przy barze, a Falmor siedział ze spuszczoną głową, nerwowo obracając w dłoni pusty kufel. Kiedy Doland się obudził, jego przyjaciel uśmiechnął się i zapytał cicho:

– Przespałeś się trochę?

– Tak. Wydaje się, że jest za późno. Czemu mnie nie obudziłeś?

– Za dużo wypiłeś i spałeś jak dziecko. Nie chciałem przeszkadzać.

– Więc siedziałeś tam i czekałeś, aż się obudzę? – W odpowiedzi Falmor tylko się uśmiechnął. Ale potem Doland zapytał z niepokojem: – Czy mi się wydaje, czy może coś cię martwi, przyjacielu?

– Napijmy się jeszcze, a ja ci coś powiem. Dzisiaj otrzymałem dziwne informacje od Twórcy.

– Jak to dziwne? Są one zawsze jasne: czytaj księgę Twórcy, badaj jego świat i kieruj się proroctwami o katastrofach naturalnych.

– No tak. Ale nie w przypadku ostatnich dwóch proroków…

– To dotyczy ciebie i twojego ojca?

– Tak. Teraz rozumiem, dlaczego mój ojciec odszedł od nas tak szybko.

– Ааа… I dlaczego?

– Bo to było jego przeznaczenie.

– Stop! Myślisz, że twój ojciec wiedział, że ta misja będzie jego ostatnią?

– Tak. Twórca z góry wskazał datę jego śmierci…

Doland miał taki wyraz twarzy, jakby Falmor opowiadał mu bajkę. Przecież ziemski bóg nigdy nie zniszczy bez powodu tego, co stworzył. Było już dość późno, goście poszli do domu, więc Falmor postanowił mówić tu i teraz:

– Wytłumaczę ci wszystko.

Doland się wyprostował i przygotował się do słuchania uważnie swojego najlepszego przyjaciela.

– Jak wiemy, nasz bóg może dać życie światu naturalnemu, kiedy chce lub kiedy jest to konieczne.

– Tak… І…

– Ale nie zwierzętom, ludziom ani niczemu, co ma duszę. Dajemy życie takim jak my, gdy nadejdzie czas.

Ponieważ Doland był pijany, zaczął jak zwykle żartować:

– No. Więc nadszedł właściwy czas, byś dał życie swojej córce, nadszedł, gdy miałeś sto lat.

Falmor również był podpity i mimo poważnej rozmowy zaczął się śmiać ze słów Dolanda.

– Ha, ha… Sto lat, mówisz? Mam dopiero pięćdziesiąt! A poza tym nigdy nie jest za późno na dzieci. Lepiej posłuchaj, co mówię, bo nie zrozumiesz. Powtarzam! Twórca daje życie przyrodzie, a my dajemy życie naszym dzieciom. Tak jak Twórca przewiduje zjawiska przyrodnicze, tak też z góry wie o ludzkich losach i ich przyszłości. Nie może jednak zmienić losu człowieka. To właśnie z tego powodu Twórca powiedział mojemu ojcu, jak sprawić, aby to, co zaplanował, zostało w przyszłości odpowiednio rozdzielone każdemu z nas. To powinno czemuś zapobiec. A to, co musi się stać, wydarzy się za mojej władzy. Dlatego mój ojciec musiał umrzeć tak wcześnie. Gdyby żył, moje dzisiejsze życie byłoby inne. Na przykład mogliśmy nie spotkać…

– Co dalej?

– Ale dlaczego to ty masz zająć moje miejsce jako nowy prorok, nie będąc z naszej jasnej krwi, nie wiedziałem do tej pory… Ale teraz wszystko rozumiem.

– I dlaczego tak jest? – zapytał z zainteresowaniem Doland, drżąc.

– Twórca zaplanował nas zapoznać. I umocnił naszą przyjaźń fałszywą obietnicą, że po mnie zostaniesz prorokiem.

– Czyli nie zostanę nim?

– Nie. To było oszustwo. To dlatego drzwi nigdy się dla ciebie nie otworzyły. Jesteś przeznaczony do czegoś innego. Jak również kilka innych osób w przyszłości.

– To tak dziwne, że nigdy bym w to nie uwierzył. Ale znam cię i wierzę, że mówisz prawdę. Boisz się tego, czego nie wiesz?

– Być może. Ale jeśli się nad tym zastanowić, to oczywiste jest, że Twórca chce uchronić nas przed czymś strasznym. Więc muszę przestrzegać jego instrukcji i wtedy wszystko będzie w porządku. Wypijmy jeszcze po piwku i powiem ci, jakie wskazówki napisał dla mnie Twórca – powiedział Falmor z uśmiechem.

– Hej, dziadku, musimy wcześnie wstawać!

– Wiem. I co z tego? Jesteś przeciw?

Doland krzyknął w stronę baru:

– Hej, ślicznotko! Dla nas jeszcze piwa! – Po czym zwrócił się do Falmora i stwierdził: – Powiesz mi wszystko, ale nie teraz.

– Czemu nie teraz? – zapytał ze zdziwieniem Falmor.

– Podczas naszej ostatniej misji spotkałem człowieka. On dał mi coś…

– Dał?

– Wypijmy piwo i wyjdźmy na zewnątrz, spróbujmy tego, co od niego dostałem.

Falmor się zgodził, choć niepewnie. Po opróżnieniu kieliszków po cichutku wyszli na podwórko. Po drodze Falmor sto razy niezgrabnie poprawiał swój biały płaszcz, który plątał się między nogami, i nerwowo rozglądał się, czy nikt nie patrzy. A Doland, kiedy zauważył nogi przyjaciela, po prostu stał się blady.

– Co się dzieje z twoimi nogami? Czemu są tak szczupłe? Jak zapałki!

– Jak myślisz, dlaczego noszę tak długą szatę, jak jakiś czarodziej?!

Doland się zatrzymał i z zamyśleniem odpowiedział:

– Myślałem, że to dlatego, że lubisz, gdy dzieci nazywają cię magiem.

– Ależ gdzie tam… Ty głupku! – rzucił Falmor.

– To dlatego siedzisz na plaży tak samo ubrany! – Doland niemal krzyknął i uderzył pięścią w swoją dłoń.

WSPOMNIENIA DOLANDA

Gorący, słoneczny dzień. Doland leży na białym piasku nad jeziorem, ręce i nogi ma wyciągnięte. Ma na sobie tylko skąpe slipy i jakąś chustkę na twarzy. Po chwili lekko podnosi kawałek tkaniny z twarzy i patrzy jednym okiem na Afroamerykanina leżącego twarzą w dół z wyciągniętymi dłońmi.

Patrząc na niego, Doland zaczął myśleć:

Ipo co mu wogóle się opalać? On itak ma ciemną skórę. Gdzie tu logika?

Następnie spojrzał na jasne dłonie mężczyzny i powiedział cicho do siebie:

– A może chce, aby jego dłonie się opalały i stały tak samo ciemne, jak reszta ciała? Jednak… Nie ma w tym zbyt wiele logiki, ale w sumie jest co najmniej cztery procent…

Podniósłszy głowę nieco wyżej, Doland spojrzał w stronę, gdzie leżał Falmor.

– Cóż… Falmor, z drugiej strony, łamie wszystkie systemy logiki – mruknął do siebie mężczyzna, gdy zobaczył swojego przyjaciela opalającego się w pozie gwiazdy w płaszczu. Na twarzy również miał chustkę…

– Nie ma tu nic śmiesznego, Dolandzie. Ja też chcę być jak inni ludzie. Ale szczerze mówiąc, całe moje ciało jest tak szczupłe, dlatego nigdy nie zdejmuję płaszcza. Dawno temu, kiedy sam podróżowałem po długich drogach, ostrzegając ludzi przed niebezpieczeństwem, nie jadłem zbyt dobrze. Z tego powodu dopadła mnie jakaś choroba, która nie pozwala mi teraz przybrać na wadze.

– A może pamiętasz, kiedy konkurowałeś ze mną i młodszymi o to, kto szybciej przepłynie jezioro?

INNE WSPOMNIENIA DOLANDA

Letniego dnia Doland i chłopcy rozgrzewali się przed rozpoczęciem zmagań pływackich. Wtedy podszedł do nich Falmor.

– Jak leci, chłopaki?! Kto szybciej przepłynie jezioro?

– Falmorze, zdejmij płaszcz. Nabierze wody i pociągnie cię na dno.

– Spokojnie, Dolandzie, wszystko będzie w porządku. Popłynę do przodu, a wy młodzi będziecie za mną, zanim się zorientujecie.

Powiedziawszy to, Falmor stanął na brzegu i zaczął rozgrzewkę swoich chudych palców. Podniósł ręce i przygotował się do startu. Jak tylko padła komenda, wszyscy wskoczyli do wody. Ale Falmor nie mógł się nawet ruszyć i zaczął tonąć. Machał nieporadnie rękami w wodzie, a jego płaszcz rozłożył się na powierzchni jak lilia. Zobaczywszy to, chłopacy byli zmuszeni wrócić, aby uratować nieszczęśliwca…

– Dość tego, Dolandzie, dość tych wspomnień! Chodźmy szybciej.

Przyjaciele ukryli się między dwoma pudełkami przy ścianie.

Falmor usiadł i zapytał:

– Cóż… Co to jest?

Doland zaczął szukać w kieszeniach, po czym wyciągnął jakąś suchą, zieloną trawę.

– Nie, nie, nie… Dolandzie, nie będę tego palił – rzekł Falmor, machając rękami.

– Posłuchaj, to nie jest to, co myślisz. To jest nieco inne. Ten mężczyzna powiedział, że po zaciągnięciu się od razu się trzeźwieje, ale zaczyna się trochę śmiać. Sam efekt trwa nie dłużej niż piętnaście minut, po czym wracasz do poprzedniego stanu. Jednak gdy działanie osłabnie, uczucie upojenia będzie silniejsze, niezależnie od tego, co wypijemy. Ale rano, bez względu na to, jak pijani będziemy, nie będzie kaca – oznajmił Doland.

– Nie wiem… – Falmor zwątpił i podrapał się w tył głowy.

Tymczasem Doland zaczął dodawać do zielonej trawy niebieską. Zobaczywszy to, Falmor zawołał:

– Ооо… Niebieska… Moja ulubiona!!!

– Cicho… Chcesz, żeby nas usłyszeli? – zagroził przyjaciel.

– А… Racja, przepraszam.

Doland przesypał zioło do bibułki, zwinął papierosa i zaczął palić. Zaciągnął się głęboko, a następnie wydmuchał dym. Kiedy Falmor zobaczył tę dymną zasłonę, natychmiast ostrzegł:

– Będę kaszlał… Przecież nie umiem…

– Prawdę mówiąc, nie pali w gardle, gdy się zaciągasz. Weź, nie bój się. Nie chce ci się trochę śmiać? Spróbuj tylko i wreszcie opowiedz mi o wskazówkach, które nasz bóg przekazał ci w proroctwie.

Falmor zastanowił się i powiedział:

– Dobra. Daj mi papierosa. Muszę się upewnić, że dym nie pali w gardle. I po tym powiem.

– Dobra, ale weź głęboki wdech.

Falmor wziął papierosa i zaciągnął się nim z pełnym oddechem. Następnie, zerkając na Dolanda, powoli wydmuchał obłok dymu…

Gdy pozostał mały niedopałek, a władca skończył swoją przemowę, towarzysze udali się do domu Falmora. Wpływ zioła był następujący:

– Pozwól mu iść! Pozwól jej iść! Niech idzie! Niech ten idzie z tym. Ona z nim, a ten z tym – powtarzał Doland, wykrzywiając wskazówki boga z proroctwa.

Falmor też był tak upalony, że szedł, opierając się na ramieniu Dolanda (jak zawsze). Tym razem jednak prorok nie poprosił przyjaciela o spokój, lecz szedł i śmiał się głośno z tego, jak Doland przeinaczył pisma Twórcy.

– Ha, ha, ha! Ha, ha, ha, ha!

Wreszcie Doland przestał grymasić i zatrzymawszy się, wykrzyknął:

– Kurczę! Czy w ogóle siebie słyszysz, jak się obrzydliwie śmiejesz?

Falmor nie mógł się uspokoić. Ale mimo to przez śmiech powiedział:

– Ja… ha, hа… A co… ha, hа… Co mogę zrobić, gdy mam taki … ha, ha… śmiech?

Usłyszawszy tę kiepską wymówkę, Doland odepchnął przyjaciela, po czym ten zrobił kilka kroków i upadł na ziemię. Jednak w tym momencie Doland również stracił równowagę i upadł tak, że znalazł się przed Falmorem. Prorok, leżąc na ziemi, śmiał się i obracał głowę w różne strony, patrząc na niebo szeroko otwartymi lustrzanymi oczami i wydając niewyraźne dźwięki:

– Аааggg… аааgg… аgag… ааа…

Doland, zasłaniając usta, cicho śmiał się z Falmora, bo ten był naćpany. W ciągu kilku sekund jednak efekt wywołany ziołem momentalnie zniknął, przez co Falmor potrząsnął głową jak kompletny pijak.

– K-kurwa…

W tym samym momencie również upalenie Dolanda osłabło, a on sam ledwo mówił:

– No… Wy-wydaje się, że Twórca pomylił się ze wska-wskazówkami.

– Z jakimi?

– Ty… powiedziałeś coś o tym, że jedna o-o-osoba jest ofiarą dwa ra-razy. Myślę, że rano o-obaj będziemy ofiarami.

– Ha, hа, hа… Przecież… mówiłem ci: jedz więcej!

Doland uśmiechnął się lekko i spojrzał w niebo.

– Nooo… Spójrz, jakie piękne jest n-niebo! Nasz bóg jest zdolnym art… artystą.

– Tak… Wyobraź sobie, jak wiele naszego piękna ludzie mogliby w tej… w tej chwili zobaczyć.

– Cóż, ogólnie rzecz biorąc, byliśmy obserwowani przez długi czas. – Doland rzekł do Falmora, wskazując ręką.

Falmor odwrócił się i rzeczywiście zobaczył dwóch obcych ludzi, którzy patrzyli na nich w milczeniu. Był zawstydzony i przeprosił ich. A oni odpowiedzieli:

– No nic. Zawsze dbacie o nas. Cieszymy się, że macie czas dla siebie, więc nie sądzimy was za to, jak go spędzacie.

Usłyszawszy to, pijany Doland wybuchnął płaczem. Nieznajomi byli zakłopotani, przeprosili i spokojnie odeszli.

– Widzisz… jak… jak bardzo lu… ludzie nas kochają i rozumieją!

Falmor poprosił Dolanda, żeby się już uspokoił, bo robiło się późno i musieli iść.

W tym samym czasie Melinda opowiadała córce jej ulubioną historię na dobranoc o ślicznej dziewczynce, która ponad sto lat temu żyła na innym kontynencie.

– …przez tysiące lat ludzkość szybko się rozwijała. Ludzie stawali się coraz mądrzejsi i zdolniejsi, jeszcze bardziej pomysłowi i dzięki temu nauczyli się podróżować po świecie, zasiedlając nowe ziemie na wielkim kontynencie…

– Mamo!

– Tak, kochanie?

– Czy ludzie z innego kontynentu też czczą Twórcę?

– Nie wiem, skarbie. Krążą plotki, że naprawdę mają magiczne moce. Mogą nawet nie wiedzieć, że nasz bóg istnieje. A raczej już dawno o tym zapomnieli. Mówi się, że ludzie ci, medytując, nauczyli się absorbować naturalną energię swoim ciałem.

– Co to jest naturalna energia?

– To przezroczysta jak ciepło ogniа błękitna energia, która pozwala organizmowi ludzkiemu współdziałać z naturą, częściowo kontrolować ją, jej elementy. Mówi się też, że ciała osób, które posiadają tę naturalną energię, są kilkakrotnie silniejsze od naszych. Kiedyś służyła do ułatwienia codziennej pracy, ale później ludzie nauczyli się wykorzystywać ją do obrony przed tymi, którzy zagrażali ich życiu. Opanowawszy wykorzystanie naturalnej energii, zaczęli z czasem nazywać ją magią, którą zamienili w broń, i z tego powodu ludzkość pogrążyła się w niekończących się wojnach o ziemię do władania.

– Mamo!

– Tak, moja droga?

– Dlaczego tak mało wiemy o innym kontynencie? Dlaczego wszyscy opowiadają tylko plotki, które są uznawane za legendy?

– Powodem jest to, że od kilku tysięcy lat nasz kontynent cierpi z powodu klęsk żywiołowych. Właśnie dlatego wokół nas szaleją ogromne fale, które powodują, że nikt nie może nawet spróbować przepłynąć na inne ziemie. Chociaż mówią, że są tacy, którym udało się tam dotrzeć, a nawet stamtąd wrócić. To oni opowiadają te legendy, ale jak wiesz, nikt im nie wierzy.

– Rozumiem. – Powiedziawszy to, Olenka zaczęła podrygiwać nogami. – Opowiedz o tej potężnej dziewczynie z tamtego kontynentu.

– Według legendy – kontynuowała Melinda – życie na innym kontynencie zaczęło kwitnąć dzięki potężnej i życzliwej władczyni, która zjednoczyła wszystkie klany i została tam monarchinią.

– Jak nasz tata?

– Tak.

– Czy ludzie również kochali ją za jej życzliwość, tak jak kochają jego?

– Za życzliwość też. Ale nie tylko… Wielu chciałoby zająć jej miejsce i zostać władcą kontynentu, ale nawet potężni mistrzowie magii nie mieli takich mocy. Wszakże dziewczyna ta była tak zdolna i potężna, że w swoich młodych latach zdołała zakończyć wszystkie wojny…

Słuchając matki, Olenka znów zaczęła podrygiwać nogami i z zachwytem powiedziała:

– Wah-wah…

– …Miała wtedy niewiele ponad dwadzieścia lat. Zakończywszy wojny, dziewczyna utrzymywała wszystkie ziemie kontynentu pod swoją kontrolą i pilnowała, by nie wybuchały nowe konflikty… Na tym kontynencie istniały trzy duże państwa rządzone przez trzech potężnych władców, a rozlew krwi zaczął się właściwie z ich powodu, bo każdy z nich chciał zagarnąć jak najwięcej terytorium. Byli faktycznymi władcami kontynentu. Ci mistrzowie byli potężni nie tylko z powodu swoich wielkich wojsk; każdy z nich był bardzo silny. Moc jednego mistrza była tak wielka, że on sam mógł oprzeć się całej armii. Nie istniał nikt inny na kontynencie, kto mógłby przeciwstawić się któremuś z tych władców. Ale ta dziewczyna zmieniła wszystko… Położywszy kres wojnom, potrafiła przekonać wielkich mistrzów, że życie nawet jednej osoby jest ważniejsze niż prawo do rządzenia całym kontynentem. Przecież śmierć bliskich powoduje cierpienia, które mogą przekreślić wszystkie radości na całym świecie. Władcy nie sprzeciwili się jej. Zdali sobie sprawę, że dziewczyna miała rację. Zmuszeni do wzięcia się w garść mistrzowie postanowili zadbać o swoją ziemię i docenić swoich ludzi, a ludzie w zamian zaczęli ich kochać. Władcy lubili taką powszechną miłość. Dlatego ci trzej wielcy mistrzowie wkrótce postanowili podziękować wpływowej dziewczynie. Oficjalnie uznali ją za władczynię całego kontynentu i ustanowili ją mistrzynią wielkich mistrzów…

– Opowiedz mi o tym jeszcze raz od samego początku.

– Klan Wallocord. Kiedyś był to zwykły klan, który nie wyróżniał się niczym szczególnym i cierpiał z powodu wojen jak wszystkie inne krainy kontynentu, dopóki nie urodziła się w nim ta błyskotliwa dziewczyna o imieniu…

W tym momencie opowieść Melindy została przerwana przez pijane głosy męża i Dolanda dochodzące z zewnątrz. Doland doprowadził Falmora do domu. Stojąc przed drzwiami, pijany Falmor powiedział tak samo pijanemu Dolandowi, jak bardzo go kocha (oczywiście po przyjacielsku). Następnie zwrócił się do Dolanda i wskazując palcem, rzekł poważnie:

– Nie wsiadaj na konia pijany, bo zatrzyma cię policja. – Wybuchnął śmiechem.

– Co, co, kto zatrzyma? – zapytał ze zdziwieniem Doland.

– A ja nie wiem. Po prostu to wymyśliłem.

Po tym obaj zaczęli chichotać. I w tej właśnie sekundzie otworzyły się przed nimi drzwi. Doland zobaczył rozgniewane Melindę i Olenkę stojące z rękami skrzyżowanymi na piersiach: Melinda patrzyła na Falmora, a Olenka na Dolanda. Doland ze strachu oderwał ręce od Falmora, przez co ten natychmiast upadł. I Doland, nie wiedząc, jak usprawiedliwić się przed Melindą, nerwowo krzyknął:

– Twórca powiedział, by go puścić!

Pijany Falmor, rozłożony na ziemi, krzyknął do niego:

– Przecież nie powiedział, żebyś właśnie mnie puścił, ty idioto!

Doland, kiwając się, pochylił się nad Falmorem i obrócił go na plecy.

– Ciii… Ciii…

W odpowiedzi Falmor zaczął go naśladować:

– Ciii!

Doland zdał sobie sprawę z tego, że Falmor nie rozumie, dlaczego go uspokaja. Dlatego oznajmił:

– Nasze żony stoją.

To było jak wstrząs elektryczny dla Falmora:

– Melinda i Olenka? – zapytał cicho.

– Falmorze, kochany, przecież niedługo musisz wstawać – rzekła z troską Melinda.

– Przepraszam – odpowiedział Falmor i zaczął powoli się podnosić.

Kiedy już stał, zwrócił się do Dolanda i kiwając się, powiedział:

– Ja… ja… w sumie… spać.

Falmor obrócił się na jednej nodze w kierunku domu i zrobił krok drugą nogą. Ponieważ był dość pijany, jego druga stopa nie znalazła ziemi i upadł ponownie, tym razem uderzając głową o ścianę domu, i pozostał zgięty w pozycji półksiężyca. Melinda przestraszyła się upadkiem swojego męża, a Doland znów zaczął się głośno śmiać. Usłyszawszy ten śmiech, Melinda krzyknęła:

– Dolaааnd!!!

W końcu młodzieniec zrozumiał, że musi