Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Prawdziwa miłość nie spogląda w przeszłość
Mijają dwa lata od traumatycznego wypadku, który przytrafił się Oliwii w klubie Leona. Przez ten czas młoda kobieta ciężko pracowała, nie tylko nad swoją pozycją zawodową, ale przede wszystkim nad atakującymi ją bolesnymi wspomnieniami. Kiedy w końcu poczuła, że demony przeszłości nie mają już nad nią kontroli, los postanowił z niej okrutnie zadrwić. Po raz kolejny drogi jej i Leona krzyżują się, zmuszając oboje do bolesnej konfrontacji. Zraniona Oliwia stara się zachowywać bezpieczny dystans, ale już wkrótce okaże się to trudniejsze, niż podejrzewała. Tym bardziej, że Leon ma tym razem jeden cel – ponownie rozkochać ją w sobie i odzyskać jej zaufanie. Czy w sercu Oliwii znajdzie się miejsce dla kogoś, kto pozostawił na nim tyle blizn?
Wracając do domu po całym dniu włóczenia się po górach, była zmęczona i zmarznięta. […]
Bolały ją nogi, ale lubiła ten stan. Liczyła na to, że po długiej kąpieli, smacznej kolacji i nieprzespanej nocy, w połączeniu z wielogodzinną włóczęgą po górach, padnie na łóżko niczym kłoda i zaśnie kamiennym snem. Ale najbardziej marzyła w tej chwili o saunie, żeby się wygrzać. Za długo by jednak trwało, zanim by się nagrzała. Nie chciało się jej czekać, a szkoda, że nie pomyślała o tym wcześniej. Lubiła ciepło, lubiła czuć, jak przenika przez skórę aż do kości, ogrzewając zimne i pozbawione życia wnętrze. No cóż. Trudno. Zrobi to jutro i wtedy się wygrzeje.
Zbliżając się do budynku, który Tomczykowie przeznaczyli na saunę, zobaczyła unoszący się biały dymek z komina.
– Cholera! – zaklęła siarczyście.
Leon. Była zła, że ją uprzedził. Zastanawiała się tylko dlaczego. Jaki miał w tym cel?
Na drzwiach zauważyła przyczepioną karteczkę z odręcznym pismem.
Pomyślałem, że wrócisz zmarznięta i będziesz chciała się rozgrzać.
– Myślałby kto, że on potrafi myśleć – mruknęła cierpko, zgniatając w palcach karteczkę.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 325
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Nie mogła uwierzyć, że dała się przekonać i znowu tu przyjechała.
Uwielbiała te tereny. Zachwycały ją. Kochała widoki, które ukazywały się w oddali, ale z drugiej strony sprawiały jej także dotkliwy ból, który mimo upływu czasu nie zelżał na tyle, żeby mogła ruszyć dalej. Choć Bóg świadkiem, że się starała.
Zrobiła wszystko, żeby dać sobie szansę. Ale tak naprawdę udawała przed sobą, rodziną i przyjaciółmi, że pozbierała się do kupy i ruszyła do przodu. Na pierwszy rzut oka wydawało się, że mimo wszystkich przeciwności losu Oliwii udało się osiągnąć spokój. Ale to tylko pozory. Bo kiedy zostawała sama, z dala od spojrzeń innych, nadal żyła przeszłością. Rozdrapywała wciąż te same rany, nie pozwalając im się zabliźnić.
Po tym jak dwa lata wcześniej stała się ofiarą brutalnego napadu, lekarze obawiali się, że może dopaść ją zespół stresu pourazowego. I pewnie by się tak stało, ale wówczas miała przy sobie Leona. Dzięki niemu była silna. Trzymała pion bardziej dla niego niż dla siebie i w końcu pogodziła się z tym, co ją spotkało. Niestety nie było jej dane zbyt długo cieszyć się wsparciem ukochanego. Chłopak nie poradził sobie z całą sytuacją i zostawił ją z tym ciężarem. Odszedł.
Przymknęła oczy i jak na zawołanie w jej pamięci pojawiły się bolesne wspomnienia z tamtego dnia.
– Oliwio – łagodnie wyszeptała Liliana Tomczyk, lekko dotykając jej ramienia.
Oliwia od paru godzin siedziała na kamieniu, pustym wzrokiem wpatrując się w przestrzeń ciemnej nocy.
– Odjechał – szepnęła Oliwia.
– Wiem, kochanie. Chodź, wejdziemy do środka – poprosiła Liliana, pomagając dziewczynie wstać. – On wróci. Daj mu czas – zapewniła Oliwię.
– Nie wróci – Oliwia zaprzeczyła łamiącym się głosem.
Liliana z całą serdecznością przygarnęła do siebie załamaną dziewczynę.
– Boże – westchnęła ciężko. – Moje kochane dzieci – szepnęła kojącym głosem, kołysząc Oliwię w ramionach.
Jeszcze tego samego wieczoru Oliwia zadzwoniła po Marko i Polo. Łamiącym głosem, krztusząc się łzami, poprosiła ich o zabranie jej z Soliny.
Zjawili się rankiem następnego dnia. Po przekroczeniu domu państwa Tomczyków bez słowa i z zatroskaniem na twarzy uklękli przed Oliwią. Byli przerażeni jej stanem. Nie tylko tym fizycznym, ale psychicznym również. Popadła w pewnego rodzaju otępienie, miała problem, żeby skupić się na rozmowie, nie potrafiła dokończyć zdania, odpływała myślami. Dopiero po chwili skupiła na nich swój wzrok, dostrzegając ich obecność.
W jednej chwili tama puściła. Oliwia się rozpłakała. Wpadła w szerokie i bezpieczne ramiona Marka i Pola. Płakała tak długo, aż zabrakło jej łez.
Jeśli gospodarze byli zaskoczeni ich nie tylko postawnymi sylwetkami, ale też tym, jak bardzo we trójkę łączyła ich głęboka więź, nie dali po sobie nic poznać. Bowiem obaj panowie z bijącą od nich życzliwością i pogodnym usposobieniem z miejsca zdobyli sympatię Miłosza i Liliany.
– Opowiedz nam wszystko od samego początku – poprosił cicho Polo, kiedy Tomczykowie udali się do miasta, zostawiając ich samych, żeby poczuli się swobodnie i mogli spokojnie porozmawiać.
– Ale bez owijania w bawełnę – dopowiedział surowo Marko. – Opowiedz wszystko – z naciskiem wymówił ostatnie słowo.
– Znalazłam w gazecie ogłoszenie – zaczęła wolno przyciszonym głosem. – Zadzwoniłam – westchnęła. – Tak bardzo spodobał mi się głos po drugiej stronie…
Opowiadała o każdym dniu, każdej chwili, którą spędziła z Leonem, nie pomijając żadnego szczegółu. Nastał wieczór, a jej głos stał się zachrypnięty.
Marko i Polo, jadąc do niej, mieli zamiar porządnie zmyć jej głowę za to, że wpakowała się w jakąś kabałę i jednocześnie chory układ, ukrywając przed wszystkimi całą prawdę. Ale teraz, kiedy poznali wszystkie fakty, patrząc na historię obiektywnie, jedyne, co chcieli zrobić, to ją przytulić i zapewnić o bezgranicznej miłości i wsparciu.
Kiedy w końcu wyrzuciła z siebie całą opowieść, poczuła pustkę. Wiedziała, że Leon odszedł na zawsze, pozostawiając po sobie bolesną wyrwę, która pewnie nigdy nie przestanie krwawić. Bardzo często, w każdej mijającej minucie czuła, jakby Leon, odchodząc, zabrał ze sobą nie tylko jej serce, ale i duszę.
W następnych tygodniach stan Oliwii tylko się pogarszał. Stała się apatyczna i przygnębiona, przestała jeść, miała problemy ze snem i koncentracją.
Liliana i Miłosz, którzy pozostali z całą trójką w stałym kontakcie, zasugerowali, że to może być PTSD. Chłopaki bronili się przed tą tezą, ale kiedy Oliwia zaczęła zawalać egzaminy i opuszczać zajęcia na uczelni, siłą zaciągnęli ją do terapeuty. Jego diagnoza potwierdziła podejrzenia Tomczyków. Od tamtej pory Marko i Polo pilnowali Oliwię, żeby regularnie chodziła na sesje z psychologiem.
Westchnęła ciężko, odpędzając od siebie nieprzyjemne wspomnienia, które wciąż ją prześladowały. Odtwarzała je nieustannie, aż stały się elementem jej codzienności. Wiedziała, że tak nie powinno być. Lepiej byłoby zapomnieć o tym, co było, i ze wszystkich sił postarać się zrobić krok naprzód. Ale nie mogła. Gdyby tak zrobiła, straciłaby wspomnienia o nim. A na to była za słaba.
Gdy przyjechała do Soliny, zaparkowała w garażu na tyłach domu swoje ukochane autko, które udało jej się kupić przed paroma miesiącami. W umówionym miejscu znalazła schowany komplet kluczy. Przekręciła zamek i weszła do środka, ciągnąc walizkę. Niepewnie przystanęła w progu, czujnie rozglądając się po wnętrzu.
Nie chciała tu przyjeżdżać, ale Liliana z Miłoszem tak bardzo nalegali, a wręcz błagali ją o pomoc. Nie miała sumienia zostawiać ich na lodzie i im odmawiać. Już taka była. Bez względu na konsekwencje chciała pomóc najbliższym, nawet jeśli miało to oznaczać tak dobrze znany Oliwii ból w sercu.
Z okazji przejścia na emeryturę Liliana i Miłosz postanowili wybrać się na trzytygodniowe wakacje objazdowe po całej Polsce. Mieli w planach przejechać wszystkie województwa, zwiedzając przy tym najciekawsze miejsca. Nie mieli niestety komu powierzyć opieki nad domami, bo z tego, co Oliwia zdążyła wywnioskować, ich syn wyjechał z kraju i nie miał zamiaru szybko wracać.
Skuszona wizją darmowych wakacji i odpoczynku po bardzo pracowitym okresie w swoim życiu postanowiła skorzystać z okazji.
Początkowo bała się, że mogłaby tu spotkać tego, którego raczej by spotkać nie chciała. Ale Liliana zapewniła ją, że w najbliższym czasie nie miał w planach tu wracać.
Zajęła pokój gościnny, w którym zazwyczaj pomieszkiwała, kiedy tu przyjeżdżała. Mimo że dla Liliany i Miłosza była obcą osobą, często u nich gościła. Uwielbiała tych ludzi, a jej uczucia były odwzajemnione. Gdy tylko miała chwilę, odwiedzała Tomczyków lub oni, gdy byli akurat na Śląsku, odwiedzali Oliwię.
Rozpakowała ubrania i po szybkim prysznicu, który zmył z niej brud podróży i pot ciepłego, wrześniowego popołudnia, przebrała się w coś wygodniejszego i zeszła na dół.
Chciała się napić herbaty i wmusić w siebie coś do jedzenia. Dosłownie wmusić, bo już nie lubiła jeść. Co zresztą było po niej widać. Jakiś czas temu szybko zaczęła tracić na wadze, przez co zmuszono ją do kolejnych wizyt u lekarza i terapeuty. Dostała wyraźne ostrzeżenie, że jeśli nie zacznie się pilnować i regularnie jeść, zostanie zamknięta w szpitalu, aż odzyska nawyk jedzenia. Bo to, co z nią się obecnie działo, było drogą do anoreksji.
Nie miała bulimii, nie prowokowała wymiotów, ale zwyczajnie straciła apetyt, a jedzenie, które wcześniej kochała, przestało jej smakować. Z czasem całkowicie zapominała, żeby cokolwiek zjeść. Dlatego też, żeby mieć nad sobą choć minimalną kontrolę, zaczęła prowadzić dziennik. Zapisywała w nim godziny posiłków oraz co konkretnie zjadła. W końcu ściągnęła na telefon aplikację, która liczyła za nią wartości odżywcze jedzenia, przypominała o piciu wody i porach posiłku.
Nastawiła muzykę, puszczając ją dość głośno. Z głośników popłynęły dźwięki Dua Lipa High. Z kieliszkiem białego wina w dłoni zaczęła się poruszać w rytm piosenki…
Nie mógł uwierzyć, że tu znowu przyjechał. Choć złożył sobie obietnicę, że nigdy tu nie wróci.
Po telefonie matki zatęsknił jednak za tym miejscem i za swoim domem. Wiedział, że rodziców nie będzie na miejscu. Zaproponował im, że popilnuje ich domu, ale Liliana szybko się wykręciła. Stwierdziła, że nie będzie to konieczne, bo ich sąsiadka zgodziła się doglądać domów.
Nie był zadowolony z takiego rozwiązania, tym bardziej że o ile sobie przypominał, ich najbliższa sąsiadka mieszkała dobre pięćset metrów dalej. A przez drzewa, które rosły wokół, i tak by nie zobaczyła, gdyby działo się coś niedobrego. Nie podobało mu się to, że ich domy, znajdujące się niemal na odludziu, będą stały puste przez trzy tygodnie, w dodatku bez odpowiedniej opieki. Dlatego nie zastanawiając się ani chwili dłużej, zarezerwował bilet do Katowic.
Jakież było jego zdziwienie, kiedy w domu rodziców zobaczył palące się światła, a ze środka dobiegały głośne dźwięki muzyki.
Przetarł oczy ze zmęczenia. W nocy nie spał, na lotnisku okazało się, że z powodu silnego wiatru jego samolot ma spore opóźnienie. Gdy tylko znalazł się w mieszkaniu na Plebańskiej, przepakował walizkę i od razu wsiadł w samochód, ruszając dalej, do Soliny. Droga była długa i męcząca, co chwilę stał w korku, a to nie polepszało jego humoru. Więc gdy w końcu zajechał przed dom, ucieszył się, że się wykąpie i odpocznie. Rozczarował się. Zaparkował przed domem, wyłączył silnik i skierował się na tyły domu, żeby zaskoczyć intruza.
Miał dobre przeczucie, żeby przyjechać. Nie minęła jeszcze doba od wyjazdu rodziców, a ktoś już postanowił sobie przywłaszczyć ich mienie. Ostrożnie zerknął przez okno balkonowe. Było otwarte. Mimo że już nastał wrzesień, wciąż panowały wysokie temperatury. Pogoda była idealna na urlop. Szkoda tylko, że najpierw musi zacząć od przykrego incydentu i rozprawić się z nieproszonym gościem.
Zobaczył tańczącą dziewczynę obróconą tyłem do niego. Miała na sobie długą, czarną koszulkę nocną na cienkich ramiączkach, z głębokim wycięciem na plecach, które kończyło się tuż nad linią pośladków. Swoje czekoladowe włosy związała na czubku głowy w niedbały kok, dzięki czemu mógł zobaczyć tatuaż, który pokrywał prawą łopatkę i ciągnął się przez całą długość ręki.
Z trudem przełknął ślinę na widok jej kuszących ruchów. Nie spodziewał się, że po tej całej historii z Oliwią będzie jeszcze kiedykolwiek mógł poczuć to, co właśnie czuł, patrząc na taniec dziewczyny. Już zdążył zapomnieć, jak to jest czuć do kogoś pożądanie.
Potrząsnął energicznie głową. Nie mógł sobie pozwolić na myślenie, musiał wyrzucić napływające do jego głowy wspomnienia, które były dla niego prawdziwym skarbem, ale zarazem przekleństwem, gdyż bardzo bolały.
Bezgłośnie wszedł do środka. Złapał dziewczynę od tyłu, skutecznie unieruchamiając jej ręce. Powoli wyciągnął z jej dłoni kieliszek i odstawił go na stół.
– Nie bój się, nie zrobię ci krzywdy – odezwał się zimnym głosem. – Chcę tylko wiedzieć, kim, do cholery, jesteś i co robisz w domu, który z pewnością nie należy do ciebie… Puszczę cię i porozmawiamy. –Powoli rozluźnił uścisk.
Oliwia po wypiciu niemal całej butelki wina poczuła się w końcu rozluźniona i zrelaksowana. Już dawno nie tańczyła tak jak dzisiaj, tylko dla własnej przyjemności. Omal nie zapomniała, jak bardzo to lubi i tęskni za emocjami, które wyzwala w niej taniec. Prawie zaczęła się cieszyć, że tu przyjechała. Prawie… Dopóki nie poczuła, jak wokół niej zaciskają się silne, męskie ręce.
W pierwszej chwili ogarnęło ją przerażenie, które na chwilę ją sparaliżowało. Krzyk uwiązł jej w gardle. Zaraz jednak zadziałał instynkt samozachowawczy i dziewczyna miała zamiar zacząć się bronić.
Dopiero kiedy poczuła zapach jego perfum, omal nie zmiękły jej kolana. Jeszcze zanim się odezwał, już wiedziała, kto za nią stoi. Ale wtedy jej strach zastąpiła wściekłość w tak czystej postaci, jak można sobie tylko wyobrazić. Czuła, jak jego dłonie powoli się rozluźniają, zsuwając z jej ciała. Zwinęła dłonie w pięści. Wykorzystując moment zaskoczenia, wypchnęła biodro i, obracając się, wyprowadziła cios, prawą pięścią trafiając go w szczękę. Od siły jej uderzenia poleciał w tył.
Na twarzy Leona malowało się nie tylko zaskoczenie, ale prawdziwy szok, kiedy zorientował się, że intruz to Oliwia we własnej osobie.
– Oliwia?! – wykrzyknął zduszonym głosem, pocierając szczękę. – Jezu, nie poznałem cię – oznajmił, wstając na nogi.
Stali naprzeciw siebie, mierząc się wzrokiem. Tak samo jak podczas ich ostatniego spotkania. Tak jak przed rokiem…
Bała się powrotu w to miejsce. Ale Liliana i Miłosz tak usilnie ją prosili, żeby spędziła z nimi majówkę i swoje urodziny. Szczerze ich uwielbiała i za żadne skarby świata nie mogłaby sprawić im przykrości. Zgodziła się więc. Zresztą miała dobry powód, żeby świętować.
Dzięki swojej ciężkiej pracy nad sobą powoli zaczęła wychodzić na prostą. Wzięła się na tyle w garść, że była w stanie normalnie funkcjonować. Podgoniła zaległości na uczelni i z zaangażowaniem, wykorzystując każdą wolną chwilę, całą swoją energię przeznaczała do pracy nad swoim lekiem według opracowanej przez nią receptury.
Dzięki ścisłej współpracy z łódzką wytwórnią leków po kilku miesiącach miała w dłoni gotowy produkt.
Wyniki badań nad wybraną grupą chorych, którzy od lat zmagali się z chorobą, w tym włączając ją samą, były nie tylko zadowalające, ale wręcz bardzo obiecujące. Podczas testów okazało się, że lek skutecznie tłumi ból, a nawet go leczy. Ból podczas ataków był mniejszy, a częstotliwość znacznie się zmniejszała.
Chciała świętować swój sukces. Uwierzyła, gdy najbliżsi przekonywali ją, że zasłużyła na chwilę zabawy i radości. Chciała poczuć, że tak jest naprawdę. Zabrała więc chłopaków, Marko i Polo, swoją najlepszą przyjaciółkę, jej chłopaka i w piątkę przyjechali na weekend. Liliana, wykazując się taktem, umieściła Oliwię w pokoju gościnnym, chłopaki zajęli pokój w domu Leona, a jej przyjaciółka z chłopakiem drugi.
Szczerze wątpiła, czy Leon miał świadomość, co dzieje się w domu podczas jego nieobecności.
Późnym popołudniem wyszła na spacer, żeby się przewietrzyć. Powietrze w górach wciąż było chłodne jak na tę porę roku, a we Wrocławiu temperatura była znacznie wyższa. Nogi same zaprowadziły ją na ten kamień, który tak sobie upatrzyła do siedzenia, a który był świadkiem jej największego cierpienia. Mimo to przysiadła na nim, ciaśniej okryła się ciepłym kocem, chroniąc się przed zimnym wiatrem.
Tamtego dnia Leon podjechał pod bramę – tę, która bezpośrednio prowadziła do jego domu. Dawno nie widział rodziców, a bardzo się za nimi stęsknił. Dlatego postanowił zrobić im niespodziankę. Nie zawiadomił ich o swoim przyjeździe.
Raźnym krokiem przemierzał swój plac, zmierzając do ukrytego przejścia, które łączyło ich działki. Na moment obrócił głowę w bok i zamarł… Przetarł oczy, zastanawiając się, czy wzrok go nie myli. Miał wrażenie, że cofnął się w czasie.
Oliwia siedziała na tym samym kamieniu, który tak lubiła, szczelnie okryta kocem, a wiatr targał jej długie pasma włosów. Wyglądało to tak, jakby tkwiła w tym miejscu, czekając na niego. Ale nie miał żadnych złudzeń, że tak nie jest. Swoim postępowaniem zaprzepaścił szansę na bycie z nią, lecz…
Musiał spróbować. Zanim zastanowił się, co robi, stał już za jej plecami.
Ostrożnie, żeby jej nie wystraszyć, usiadł za nią, obejmując jej ciało. Najpierw zesztywniała przestraszona, jednak po chwili się rozluźniła, z ufnością i cichym westchnieniem wtulając się w niego. Żadne z nich nie odezwało się ani słowem. Nie były im potrzebne, żeby się porozumieć.
Liczyli się tylko oni i to, że znowu są razem, obok siebie, a czas, który minął, tak naprawdę przestał mieć znaczenie.
Leon, wyczuwając, że Oliwia drży z zimna, podał jej swoją dłoń, pomagając wstać. Potem wolnym krokiem, ramię w ramię, skierowali się do domu.
Przystanęli oboje, kiedy na tarasie pojawił się Marko, złowrogo ściągając brwi i krzyżując ręce na piersi.
– Kochanie, wszystko w porządku? – odezwał się surowym tonem.
Tuż za nim pojawił się także Polo, przybierając niemal identyczną pozę. Oliwia zastanawiała się wtedy, czy mają świadomość, że powielają swoje nawyki i zachowania.
Z rozbawieniem i szerokim uśmiechem obserwowała ich próby wyglądania na groźnych. Co prawda dla niewtajemniczonych tak mogli wyglądać, bo ich napięte i wytatuowane bicepsy robiły wrażenie, ale zbyt dobrze znała swoich przyjaciół. Tylko grali.
– Proszę, wracaj już do środka – odezwał się Polo stanowczo.
Otworzyła już usta, żeby ich sobie wszystkich przedstawić, ale jej uśmiech zgasł, kiedy zerknęła na twarz Leona. W jego oczach zobaczyła rozczarowanie. Zrobił krok w tył, z kpiącym uśmiechem odsuwając się od niej i z obrzydzeniem puszczając jej dłoń.
– Polubiłaś się puszczać, co? – wypluł z siebie pogardliwie. – Ale widzę, że jeden już ci nie wystarcza.
Zamurowało ją. Głos uwiązł jej w gardle. Nie była w stanie wydusić z siebie ani jednego słowa, zresztą nawet nie wiedziała, co mogłaby powiedzieć. Dlatego też nie oponowała, kiedy Leon obrócił się na pięcie i odszedł w stronę, gdzie stał jego samochód.
Kolejny raz została sama, porzucona, ale tym razem również wzgardzona. Umarły resztki jej nadziei, a ona w tamtej chwili przestała cokolwiek czuć.
– Musiałaś wiedzieć, że to ja – odezwał się, przerywając jej wspomnienia. – A mimo to przywaliłaś mi. – W jego głosie dało się słyszeć lekki wyrzut.
Wyprostowała się. Spojrzała na niego z triumfem w oczach, a po jej twarzy błąkał się kpiący uśmieszek.
– No tak – powiedział tylko. – Co tu robisz? – spytał, podnosząc się z podłogi.
Oliwia wyłączyła muzykę. Podeszła do stołu, łapiąc swój kieliszek. Nalała sobie jeszcze wina i upiła spory łyk, nie spuszczając z Leona wzroku. Żeby znieść jego obecność, musiała się jeszcze znieczulić.
Jego pytanie pominęła milczeniem. Był ostatnią osobą, z którą chciała rozmawiać. Że też musiał się pojawić akurat wtedy, kiedy zaczęła sobie już w miarę radzić z własnym z życiem!
Leon zrobił krok w jej stronę. Oliwia uniosła brew.
– Nie odpowiesz mi, prawda? – stwierdził chłodno.
Opłukała kieliszek i odstawiła na suszarkę. Miała zamiar wyjść, ale zastąpił jej drogę. Na chwilę się zawahała, kiedy kolejny raz poczuła jego perfumy, które kiedyś tak na nią działały.
Ale to było kiedyś.
– Porozmawiaj ze mną. Proszę – powiedział łagodnie.
Zaskoczona przechyliła głowę. Już kiedyś padły te słowa, tyle że z jej ust.
– Kiedyś prosiłam cię dokładnie o to samo – stwierdziła z przekąsem. – Pamiętasz, co wtedy zrobiłeś? – spytała ponuro.
Leon ściągnął usta, ale po chwili twierdząco skinął głową.
Oliwia minęła go i schodami skierowała się na górę do swojego pokoju, zostawiając chłopaka samego, jak on ją dwa lata wcześniej, kiedy próbowała z nim porozmawiać po wypadku o tym, co go gryzie.
No, pomyślała, siadając na łóżku, nie było tak źle. Lekki ból, kilka zadrapań, mały guz. Ale od tego się nie umiera, prawda? Jakoś przeżyje, pocieszała się w duchu. Była z siebie dumna. Przetrwała i nie rozkleiła się. Chociaż kiedy trochę adrenalina opadła, doszła do wniosku, że Leon dobrze wygląda. Był starszy, twardszy i miał coś surowego w oczach.
Dalsza część dostępna w wersji pełnej
Nakładem wydawnictwa Novae Res ukazało się również:
Królowa nocy. Tom II
Wydanie pierwsze
ISBN: 978-83-8219-778-5
© Izabela i Wydawnictwo Novae Res 2022
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt
jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu
wymaga pisemnej zgody wydawnictwa Novae Res.
Redakcja: Novae Res
Korekta: Anna Jakubek
Okładka: Izabela Surdykowska-Jurek
Wydawnictwo Novae Res należy do grupy wydawniczej Zaczytani.
Zaczytani sp. z o.o. sp. k.
ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia
tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]
http://novaeres.pl
Publikacja dostępna jest w księgarni internetowej zaczytani.pl.
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Rek