Listy do papieża - Tomas Halik - ebook + książka

Listy do papieża ebook

Halik Tomas

0,0

Opis

Miałem sen. Na balkonie bazyliki świętego Piotra w Rzymie stał nowo wybrany papież. Wyjaśniał tłumom sens imienia, które sobie obrał. Rafael znaczy „Boży lek” albo „Bóg uzdrawia”. Z Biblii jest znany, a w tradycji czczony, jako wierny przewodnik na drogach.

 

Tymi słowami zaczynają się Listy do papieża, najnowsza książka ks. Tomáša Halíka, znanego teologa, filozofa i psychoterapeuty. Adresatem tytułowych listów jest „papież z krainy snów”, a ukryte znaczenie jego imienia ma być zachętą do szukania nowych dróg oraz zwiastunem niezbędnych przemian w Kościele. W dwunastu listach do wirtualnego Następcy św. Piotra autor podejmuje całkiem nie-wirtualne, palące problemy współczesnego Kościoła: przyczyny obecnego kryzysu, zapomniana wewnętrzna siła religii, wolność i odpowiedzialność, tradycjonalizm, progresizm, uniwersalizm, tożsamość i apostolskość Kościoła, czy tematy eschatologiczne, jak powszechne zbawienie.

I, jak zawsze, ks. Tomáš Halík zaskakuje przenikliwością sądów, świeżością spojrzenia oraz trafnością propozycji. Odważna zachęta, by szukać nowych dróg do Źródła naszej wiary.

 

Poszukujący nie szukają i nie potrzebują hierarchy, patriarchalnego władcy starego typu, ani urzędnika, menadżera, kontrolera czy ideologa, jakiego zna świecka społeczność. „Papież wszystkich poszukujących”, z którym spotkałem się w swoim śnie, jest ojcem, jak wskazuje tytuł papież (papa), ojcem duchowym, aczkolwiek ojcem dojrzałych dzieci, który w pełni respektuje ich dojrzałość, autonomię i wolność.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 167

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




To­máš Ha­lík

Li­sty do pa­pieża

Za­chęta do szu­ka­nia no­wych dróg

tłu­macz: An­drzej Ba­bu­chow­ski

Pa­pież z kra­iny snów

Mia­łem sen. Na bal­ko­nie ba­zy­liki Świę­tego Pio­tra w Rzy­mie stał nowo wy­brany pa­pież. Wy­ja­śniał tłu­mom sens imie­nia, które so­bie ob­rał. Ra­fael zna­czy „Boży lek” albo „Bóg uzdra­wia”; z Bi­blii jest znany, a w tra­dy­cji czczony jako wierny prze­wod­nik na dro­gach.

W trak­cie mo­jego ży­cia zmie­niało się do tej pory sied­miu pa­pieży. W mo­ich snach po­stać pa­pieża (ale i pa­pie­życy) po­ja­wiała się sto­sun­kowo czę­sto; mimo to sen, któ­remu ta książka za­wdzię­cza swoje po­wsta­nie, był wy­jąt­kowy w swej na­tar­czy­wo­ści. Pa­pież Ra­fael wy­szedł bo­wiem z mego snu i stał się czę­ścią mo­jego ży­cia.

Carl Gu­stav Jung sto­so­wał me­todę „ak­tyw­nej wy­obraźni” – twór­czo ko­mu­ni­ko­wał się z po­sta­ciami ze swo­ich snów i swo­jej fan­ta­zji jak z ży­wymi ludźmi. W taki wła­śnie spo­sób za­czą­łem się ko­mu­ni­ko­wać z pa­pie­żem ze swego snu. Stop­niowo sta­wał się kimś, kim za­pewne dla Junga był jego ta­jem­ni­czy sta­rzec Fi­le­mon, pro­wa­dzący go do skarbca w głę­bi­nach pod­świa­do­mo­ści oraz bę­dący jego prze­wod­ni­kiem na dro­dze du­cho­wego doj­rze­wa­nia i in­te­gra­cji.

Zda­rza mi się, że bu­dzę się z py­ta­niem, które jest nie­jako kon­ty­nu­acją snu, a któ­rego nie po­tra­fię już so­bie przy­po­mnieć.

Cza­sami się zmu­szam, żeby wstać i za­cząć pi­sać od­po­wiedź w for­mie li­stu – li­stu do pa­pieża z mo­jego snu. Pa­pież Ra­fael stał się dla mnie nie tylko kimś za­da­ją­cym mi py­ta­nia, ale przede wszyst­kim cier­pli­wie słu­cha­ją­cym, in­spi­ru­ją­cym i po­bu­dza­ją­cym prze­wod­ni­kiem, uczest­ni­kiem chwil re­flek­sji i ma­rzeń, mo­dli­twy i me­dy­ta­cji. W li­stach przed­sta­wiam mu swoje my­śli, na­dzieje i obawy, im­pulsy i py­ta­nia; dzielę się z nim także prze­my­śle­niami z wy­kła­dów, ar­ty­ku­łów i ksią­żek. Po­zo­staję jed­nak w po­zy­cji ucznia, on uczy mnie – za­równo swo­imi py­ta­niami, które prze­syła mi w owych rzad­kich mo­men­tach na progu snu i czu­wa­nia, jak i tym, że w trak­cie pi­sa­nia do­strze­gam jego uważne słu­cha­nie. Moje my­śli doj­rze­wają w na­szym wy­ima­gi­no­wa­nym dia­logu. Nie mu­szę dzięki temu fa­ty­go­wać wa­ty­kań­skiej poczty.

***

Wiem, do kogo pi­szę w tej kra­inie snów. To pa­pież, naj­wyż­sza wła­dza na­uczy­ciel­ska w Ko­ściele ka­to­lic­kim. Nie jest to in­kwi­zy­tor, który czy­hałby na błędy w mo­ich wy­po­wie­dziach. Jest to oj­ciec du­chowy, mą­dry na­uczy­ciel, który naj­pierw stara się mnie do­brze zro­zu­mieć, a je­śli do­strzeże ogra­ni­cze­nia, braki i po­myłki w sfor­mu­ło­wa­niach, stara się z życz­liwą cier­pli­wo­ścią po­móc mi roz­sze­rzyć per­spek­tywę mo­jego spoj­rze­nia.

Pa­pież ze snu jest pa­pie­żem ze szcze­gólną mi­sją: nie jest wy­łącz­nie głową Ko­ścioła ka­to­lic­kiego, lecz du­cho­wym przy­wódcą, mi­sta­go­giem, pa­ste­rzem i sługą wszyst­kich du­chowo otwar­tych, spra­gnio­nych i po­szu­ku­ją­cych lu­dzi – czy to ze wspól­not re­li­gij­nych, czy spoza ich wi­dzial­nych gra­nic. Aby wy­peł­nić swoją mi­sję, uważ­nie słu­cha naj­róż­niej­szych lu­dzi, któ­rzy dzielą się swo­imi do­świad­cze­niami i po­bud­kami – także dla­tego od­wa­ży­łem się być jed­nym z wielu, któ­rzy się do niego zwra­cają.

We­dług obo­wią­zu­ją­cego prawa ko­ściel­nego pa­pież jest bi­sku­pem Rzymu, przede wszyst­kim jed­nak jest głową wszyst­kich ka­to­li­ków na ca­łym świe­cie; do za­rzą­dza­nia rzym­ską die­ce­zją mia­nuje swego wi­ka­riu­sza ge­ne­ral­nego. Pa­pież z mego snu ma za­pewne swego wi­ka­riu­sza ge­ne­ral­nego do za­rzą­dza­nia Ko­ścio­łem ka­to­lic­kim, ale jego po­sługa i od­po­wie­dzial­ność jest szer­sza i sięga da­leko poza gra­nice rzym­sko­ka­to­lic­kiego świata idei. Jest sługą jesz­cze szer­szej wspól­noty niż ta, którą re­pre­zen­to­wali do­tych­cza­sowi bi­skupi Rzymu. Po­strze­gam go jako „sługę sług Bo­żych”, i to na­prawdę wszyst­kich, rów­nież tych, dla któ­rych Bóg po­zo­staje ano­ni­mowy i ukryty, a któ­rzy służą Mu przez to, że szu­kają prawdy i czy­nią do­bro zgod­nie ze swoim su­mie­niem.

Ci, któ­rzy prze­po­wia­dali upa­dek re­li­gii w cy­wi­li­za­cji eu­ro­atlan­tyc­kiej, i ci, któ­rzy prze­ciw­nie – ogła­szali jej trium­falny po­wrót, będą za­sko­czeni: re­li­gia nie znika, ale też nie wraca w swych daw­nych for­mach. Wciąż ist­nieje, ale nie­ustan­nie się zmie­nia. Zmie­nia się jej spo­łeczno-kul­tu­rowy kon­tekst, a wraz z nim jej formy i role spo­łeczne. A to, co po­zo­staje, jest ro­zu­miane w no­wym kon­tek­ście i in­ter­pre­to­wane w nowy spo­sób. Te same słowa zy­skują inne zna­cze­nie, te same wy­da­rze­nia są ina­czej czy­tane i poj­mo­wane.

Tra­dy­cyjne re­li­gijne środki wy­razu – słowa, ry­tu­ały, in­sty­tu­cje – sta­no­wią zbyt wą­ską prze­strzeń dla dy­na­miki ży­cia du­cho­wego na­szej epoki. Zbyt ste­reo­ty­powa, słabo zro­zu­miała i nie­do­sta­tecz­nie prze­ko­nu­jąca oferta in­sty­tu­cji re­li­gij­nych roz­mija się z rze­czy­wi­stymi aspi­ra­cjami re­li­gij­nymi, pra­gnie­niami oraz praw­dzi­wymi pro­ble­mami i po­trze­bami lu­dzi na­szego czasu. W na­szej czę­ści świata ro­śnie tym sa­mym liczba „no­nes” – tych, któ­rzy na py­ta­nia o swoją re­li­gijną przy­na­leż­ność, od­po­wia­dają: „żadna”. By­łoby wiel­kim uprosz­cze­niem uzna­wa­nie hur­tem wszyst­kich, któ­rzy do żad­nej „zor­ga­ni­zo­wa­nej” re­li­gii się nie przy­znają, za do­gma­tycz­nych ate­istów czy „apa­te­istów”, lu­dzi du­chowo obo­jęt­nych czy „re­li­gij­nie nie­mu­zy­kal­nych”. Wielu z nich to lu­dzie szcze­rze szu­ka­jący „trans­cen­den­tal­nego” wy­miaru ży­cia, jed­nak z tym, co im ofe­rują te formy re­li­gii, z któ­rymi się ze­tknęli, nie znaj­dują wspól­nej drogi. Przy­bywa na­to­miast tych, któ­rzy uwa­żają się za „du­cho­wych, ale nie re­li­gij­nych”.

W na­szej za­chod­niej kul­tu­rze ubywa lu­dzi za­równo iden­ty­fi­ku­ją­cych się w pełni z in­sty­tu­cjami re­li­gij­nymi, ich na­ucza­niem i prak­tyką, jak i do­gma­tycz­nych ate­istów. Przy­bywa „po­szu­ku­ją­cych” – i to za­równo po­mię­dzy oboma skry­sta­li­zo­wa­nymi, co­raz węż­szymi obo­zami, jak i wewnątrz obu z nich. Wielu spo­śród tych, któ­rzy uwa­żają się za ate­istów, przy­znaje się ra­czej do „te­izmu”, okre­ślo­nej in­ter­pre­ta­cji wiary, ani­żeli do sa­mej wiary. Bar­dziej niż do Boga, od­no­szą się do Jego ziem­skiego per­so­nelu. Czę­sto ogra­ni­czają się do swo­ich wła­snych wy­obra­żeń o Bogu i re­li­gii. Jed­no­cze­śnie wśród osób, które są ak­tyw­nymi człon­kami Ko­ścioła, ro­śnie liczba tych, dla któ­rych wiara jest ra­czej drogą „w głąb” niż „mocną twier­dzą”.

Te wła­śnie za­sad­ni­cze zmiany na dzi­siej­szej sce­nie du­cho­wej czę­sto umy­kają ba­da­niom re­li­gio­znaw­czym, sto­su­ją­cym ka­te­go­rie, za któ­rych po­mocą nie spo­sób ade­kwat­nie opi­sać dy­na­miki zmian. Od­po­wiedź na py­ta­nie, kto jest „wie­rzący”, a kto „nie­wie­rzący”, jest znacz­nie bar­dziej zło­żona, niż mo­głoby się na pierw­szy rzut oka wy­da­wać. Re­la­cja mię­dzy re­li­gij­no­ścią eks­pli­cytną (re­li­gij­nym prze­ko­na­niem wy­ra­ża­nym za po­śred­nic­twem słów, ry­tu­ałów i przy­na­leż­no­ści do in­sty­tu­cji re­li­gij­nych) a im­pli­cytną, eg­zy­sten­cjalną, czę­sto nie­uświa­do­mioną wiarą lub nie­wiarą (tym, co dla kon­kret­nego czło­wieka od­grywa rolę Boga, ja­kie ob­razy Boga tkwią głę­boko w jego pod­świa­do­mo­ści i mają wpływ na jego po­stę­po­wa­nie) sta­nowi wciąż mało zba­daną dzie­dzinę. Na dzi­siej­szej sce­nie du­cho­wej spo­ty­kamy się co­raz czę­ściej rów­nież z „wiarą nie­wie­rzą­cych” i „nie­wiarą wie­rzą­cych”.

***

Czy ta róż­no­barwna mno­gość po­szu­ku­ją­cych po­trze­buje swo­jego pa­pieża? Czy lu­dzie ci po­trze­bują swo­jego Ko­ścioła, chrze­ści­jań­stwa i re­li­gii?

Mogę bar­dzo do­kład­nie opi­sać formy wła­dzy ko­ściel­nej, Ko­ścioła, chrze­ści­jań­stwa i re­li­gii, które tej roli od­gry­wać nie mogą, a które lu­dzie o otwar­tych umy­słach w spo­sób oczy­wi­sty i słuszny od­rzu­cili. Z nie­któ­rymi pa­to­lo­gicz­nymi i de­struk­cyj­nymi for­mami re­li­gii w dzi­siej­szym świe­cie i w swoim ka­to­lic­kim Ko­ściele dość czę­sto się spo­ty­kam. Nie­kiedy wy­daje mi się, że jest ich być może wię­cej niż tych, w któ­rych z ra­do­ścią mogę za­znać uzdra­wia­ją­cej i wy­zwa­la­ją­cej siły Ewan­ge­lii. To, co ne­ga­tywne, jest bo­wiem bar­dziej ha­ła­śliwe i wi­doczne; leży na wierz­chu i dla­tego jest ła­twiej do­stępne oczom lu­dzi, któ­rzy wy­cią­gają zbyt szyb­kie wnio­ski.

„Po­szu­ku­jący” nie szu­kają i nie po­trze­bują hie­rar­chy, pa­triar­chal­nego władcy sta­rego typu, ani urzęd­nika, me­ne­dżera, kon­tro­lera czy ide­ologa, ja­kiego zna świecka spo­łecz­ność. „Pa­pież wszyst­kich po­szu­ku­ją­cych”, z któ­rym spo­tka­łem się w swoim śnie, jest oj­cem, jak wska­zuje ty­tuł „pa­pież” (papa), oj­cem du­cho­wym, acz­kol­wiek oj­cem doj­rza­łych dzieci, który w pełni re­spek­tuje ich doj­rza­łość, au­to­no­mię i wol­ność. Nie jest nie­po­trzebny; może po­ma­gać bo­gac­twem swo­ich do­świad­czeń, szer­szym spoj­rze­niem i życz­liwą mą­dro­ścią.

„Ni­kogo na ziemi nie na­zy­waj­cie oj­cem, je­den jest tylko Wasz Oj­ciec – w nie­bie”, uczył Je­zus swo­ich uczniów. Pa­pież Ra­fael nie jest „na ziemi” i nie jest także Oj­cem w nie­bie – ten oj­ciec (papa) jest pa­pie­żem w kra­inie snów łą­czą­cej niebo z zie­mią, fan­ta­zję z rze­czy­wi­sto­ścią, tę­sk­notę z do­świad­cze­niem.

Nie sta­no­wił i nie sta­nowi dla mnie na­wet w naj­mniej­szym stop­niu kon­ku­ren­cji czy osła­bie­nia mo­jej czci i lo­jal­no­ści wzglę­dem urzę­du­ją­cego aku­rat bi­skupa Rzymu. Jesz­cze do nie­dawna po wielu stu­le­ciach miał Ko­ściół dwóch pa­pieży, jed­nego urzę­du­ją­cego, dru­giego w sta­nie spo­czynku. Dla­czego ja nie mógł­bym mieć rów­nież dwóch pa­pieży, jed­nego w Rzy­mie, dru­giego w wy­obraźni? Obaj mają w moim ży­ciu ja­sno okre­ślone i w ni­czym nie­kłó­cące się ze sobą kom­pe­ten­cje, a pa­pież Ra­fael z oczy­wi­stych po­wo­dów ma wię­cej czasu na roz­mowy ze mną…

***

W poj­mo­wa­niu pa­pie­stwa i jego kon­kret­nej formy do­szło w ciągu wie­ków do wielu zmian, być może naj­więk­szych ze wszyst­kich trwa­ją­cych przez dłu­gie stu­le­cia in­sty­tu­cji. Nie mu­simy na­wet się­gać aż do pa­pieży z cza­sów ka­ta­kumb czy z okresu sta­ro­żyt­nych so­bo­rów, pa­pieży z epoki śre­dnio­wie­cza, re­ne­sansu i ba­roku. W ciągu mo­jego ży­cia było jesz­cze trzech pa­pieży no­szo­nych uro­czy­ście na se­dia ge­sta­to­ria w asy­ście gwar­dii szwaj­car­skiej; wi­dzia­łem to na wła­sne oczy la­tem 1969 roku1. A jed­nak prze­ży­łem także pa­pieża umy­wa­ją­cego i ca­łu­ją­cego nogi mu­zuł­mań­skiej więź­niarce w rzym­skim za­kła­dzie kar­nym dla mło­do­cia­nych i ca­łu­ją­cego ręce Ży­dom oca­la­łym z Ho­lo­cau­stu.

Ka­to­licy XIX wieku, skraj­nie za­nie­po­ko­jeni oświe­ce­niem i jego po­li­tycz­nymi skut­kami, ma­rzyli o au­to­ry­tar­nym pa­pieżu jako nie­zmien­nym, pew­nym punk­cie opar­cia po­śród burz­li­wych fal re­wo­lu­cji i mo­der­ni­za­cyj­nych zmian. To ro­man­tyczne ma­rze­nie wy­warło wpływ na formę pa­pie­stwa i poj­mo­wa­nie wła­dzy w Ko­ściele, zwłasz­cza w okre­sie Pierw­szego So­boru Wa­ty­kań­skiego. W la­tach sześć­dzie­sią­tych XX wieku pa­pie­stwo zy­skało przy­ja­zną twarz Jana XXIII i wio­senną woń re­form Dru­giego So­boru Wa­ty­kań­skiego. U schyłku tego stu­le­cia, gdy świecka wła­dza pa­pieża była już tylko mgli­stym wspo­mnie­niem dawno mi­nio­nego świata, pa­pież Po­lak ak­tyw­nie uczest­ni­czył w glo­bal­nych prze­mia­nach po­li­tycz­nych póź­no­no­wo­cze­snego świata. Jan Pa­weł II stał się me­dialną gwiazdą pierw­szej wiel­ko­ści i naj­wy­ra­zist­szą po­sta­cią swo­jego czasu; żad­nego czło­wieka w dzie­jach nie wi­działo z bli­ska na wła­sne oczy aż tylu lu­dzi w tak wielu kra­jach świata. Wraz z za­ni­kiem po­li­tycz­nej wła­dzy pa­pieży wzrósł ich au­to­ry­tet mo­ralny – a w kon­se­kwen­cji także po­li­tyczny wpływ; me­dialna kry­tyka na­ucza­nia pa­pieża po­twier­dzała, że w zse­ku­la­ry­zo­wa­nym świe­cie nie jest obo­jętne, co mówi pa­pież.

W XXI wieku, w do­bie ra­dy­kal­nego upadku mo­ral­nego au­to­ry­tetu Ko­ścioła wsku­tek od­kry­cia nad­spo­dzie­wa­nie du­żej liczby tra­gicz­nych przy­kła­dów du­cho­wego, sek­su­al­nego i psy­cho­lo­gicz­nego wy­ko­rzy­sty­wa­nia bez­bron­nych ofiar przez przed­sta­wi­cieli kleru oraz odejść z ka­płań­stwa, w cza­sie, gdy wielu lu­dzi opusz­cza Ko­ściół, po­wstało rów­no­cześ­nie wiele fil­mów po­pu­lar­nych twór­ców za­fa­scy­no­wa­nych rolą pa­pieża. Se­riale Młody pa­pież i Nowy pa­pież, filmy Ha­be­mus pa­pam czy Dwaj pa­pieże, uka­zu­jące pa­pieża jako sym­pa­tyczną, bez­kom­pro­mi­sową po­stać, zy­skały wielu wi­dzów wśród lu­dzi, któ­rzy nie na­leżą do czy­tel­ni­ków pa­pie­skich en­cy­klik lub słu­cha­czy Ra­dia Wa­ty­kań­skiego. Także dla lu­dzi obo­jęt­nych czy kry­tycz­nych wo­bec Ko­ścioła pa­pie­stwo nie stra­ciło na atrak­cyj­no­ści i nie prze­stało być przed­mio­tem za­in­te­re­so­wa­nia.

Pa­pież Fran­ci­szek stał się pa­pie­żem chyba naj­bar­dziej w dzie­jach pa­pie­stwa lu­bia­nym poza gra­ni­cami Ko­ścioła, a jed­no­cze­śnie pa­pie­żem naj­bar­dziej ata­ko­wa­nym przez nie­które kręgi ka­to­li­ków. Na po­stać pa­pieża lu­dzie, nie­za­leż­nie od wy­zna­nia, rzu­tują swoje ide­ały i swoje „wy­obra­że­nia wroga”. Nie­za­leż­nie też od prze­mian hi­sto­rycz­nych, pa­pie­stwo i zmie­nia­jące się oso­bo­wo­ści na Sto­licy Pio­tro­wej po­zo­stają od stu­leci ar­che­ty­pem obec­nym w zbio­ro­wej pod­świa­do­mo­ści na­szej kul­tury.

To, że z mo­jej pod­świa­do­mo­ści za po­śred­nic­twem snu wy­ło­nił się ar­che­typ pa­pieża o no­wym imie­niu i w no­wym kształ­cie pa­pie­skiej po­sługi i za­czął żyć swoim ży­ciem w mo­jej wy­obraźni, nie jest ni­czym eg­zo­tycz­nym ani nie­zro­zu­mia­łym.

***

Pod­czas let­nich i je­sien­nych mie­sięcy 2023 roku po­sta­no­wi­łem swoim li­stom nadać formę książ­kową i udo­stęp­nić swoją ko­mu­ni­ka­cję z wy­ima­gi­no­wa­nym pa­pie­żem sze­ro­kiemu gronu czy­tel­ni­ków w róż­nych kra­jach. Było to w cza­sie, gdy w Ko­ściele ka­to­lic­kim trwały przy­go­to­wa­nia do pierw­szego z dwóch ogól­no­świa­to­wych sy­no­dów w Rzy­mie, w okre­sie wiel­kiego ocze­ki­wa­nia zmian.

W jed­nej ze swo­ich ksią­żek okre­śli­łem ten czas jako próg „po­po­łu­dnia chrze­ści­jań­stwa”, czas doj­rza­ło­ści, moż­liwy po­czą­tek no­wej fazy dzie­jów, i to nie tylko w Ko­ściele ka­to­lic­kim. Je­stem prze­ko­nany, że pa­pież Fran­ci­szek swoim we­zwa­niem do od­nowy sy­no­dal­nej do­pro­wa­dził chrze­ści­jań­stwo do progu no­wego etapu dzie­jów, do progu no­wej, szer­szej, do­tąd nie­zna­nej prze­strzeni du­cho­wej. Zba­da­nie tego ob­szaru i za­miesz­ka­nie w nim bę­dzie za­da­niem Ko­ścioła, in­spi­ro­wa­nego po­sługą wielu jego na­stęp­ców. Pa­pież Fran­ci­szek nie chciał od­po­wie­dzieć na py­ta­nie, jaki jest kon­kretny cel od­nowy sy­no­dal­nej. Po­rów­nał ją do drogi, na którą Pan we­zwał ojca wiary Abra­hama – a ten „usłu­chał we­zwa­nia” i „wy­szedł, nie wie­dząc, do­kąd doj­dzie”2.

Dla każ­dej re­formy Ko­ścioła klu­czowe jest zro­zu­mie­nie i wy­peł­nie­nie słów apo­stoła Pawła: „Nie bierz­cie więc wzoru z tego świata, lecz prze­mie­niaj­cie się przez od­na­wia­nie umy­słu”.

Ni­niej­sza książka jest owo­cem mo­jego głę­bo­kiego prze­ko­na­nia, że pod­sta­wo­wym wa­run­kiem au­ten­tycz­no­ści i owoc­no­ści re­formy jest od­nowa po­przez zmianę my­ślenia, po­głę­bie­nie spo­sobu my­śle­nia, od­czu­wa­nia, du­cho­wo­ści i teo­lo­gii, głę­bi­no­wego wy­miaru wiary. Tylko z ta­kiej prze­miany może się zro­dzić od­nowa ze­wnętrz­nej formy Ko­ścioła, jego struk­tur in­sty­tu­cjo­nal­nych. Tylko z ta­kiej głębi może się zro­dzić siła, która za­miast bier­nego, bez­kry­tycz­nego kon­for­mi­zmu wo­bec „świata” (współ­cze­snego spo­łe­czeń­stwa i kul­tury) lub z góry prze­gra­nych „wo­jen kul­tu­ro­wych” prze­ciwko niemu, może po­móc „ten świat” rów­nież kształ­to­wać i kul­ty­wo­wać. Przy oka­zji każ­dej re­formy na­leży py­tać, ja­kie są jej teo­lo­giczne i du­chowe źró­dła i czy znajdą się tacy, któ­rzy są zdolni je zro­zu­mieć i wpro­wa­dzić w ży­cie.

Jed­nym z klu­czo­wych te­ma­tów mo­ich roz­mów z pa­pie­żem Ra­fa­elem jest pro­blem, jak przejść od re­for­ma­cji w sen­sie wy­łącz­nie ze­wnętrz­nej zmiany form do trans­for­macji, czyli we­wnętrz­nej prze­miany „serca rze­czy”. Jak w pro­ce­sie re­form nie utra­cić, lecz na nowo od­kryć i oży­wić to, co sta­nowi toż­sa­mość chrze­ści­jań­stwa, co czyni je „solą ziemi” i kwa­sem dla świe­żego chleba na dzień ju­trzej­szy?

De­cy­zję o na­pi­sa­niu tej książki pod­ją­łem w dzień Świę­tego To­ma­sza Apo­stoła, pa­trona nas wszyst­kich wąt­pią­cych i po­szu­ku­ją­cych; za­czą­łem ją pi­sać la­tem 2023 roku w gór­skiej ka­plicy ho­telu Er­le­ba­chova bo­uda w Kar­ko­no­szach, w prze­szklo­nym po­miesz­cze­niu peł­nym świa­tła, z wi­do­kiem na wszyst­kie strony, na ob­łoki i szczyty gór.

List pierw­szy

Sny jako ję­zyk Bo­żych ży­czeń

Drogi pa­pieżu Ra­fa­elu,

Twój brat pa­pież Fran­ci­szek za­chęca nas, że­by­śmy ma­rzyli. In­spi­ruje nas swoim pro­roc­kim snem o Ko­ściele jako wspól­nej dro­dze, o sy­no­dal­nej od­no­wie Ko­ścioła ka­to­lic­kiego. W tym sa­mym cza­sie ze świata snu wsze­dłeś do mo­jego ży­cia Ty i pro­wa­dzisz mnie ku jesz­cze szer­szym ho­ry­zon­tom i do jesz­cze od­le­glej­szych ce­lów.

Lu­dzie epoki ar­cha­icz­nej od­róż­niali po­dobno „małe sny”, do­ty­czące wy­łącz­nie śnią­cego, od „snów po­tęż­nych”, które miały zna­cze­nie dla ca­łego rodu3. Od lat zaj­muję się wiel­kimi snami i mi­tami ukry­tymi w pro­roc­kich dzie­łach li­te­rac­kich, in­spi­ru­ją­cych cały nasz ród. Na­leży do nich wstrzą­sa­jący sen Nie­tz­schego o skry­tym za­bi­ciu Boga i skut­kach tego czynu oraz ostrze­gaw­cze wi­zje senne o nie­ludz­kim spo­łe­czeń­stwie w po­wie­ściach Franza Kafki i Geo­rge’a Or­wella. Można do­mnie­my­wać, że źró­dłem in­spi­ra­cji wielu dzieł li­te­rac­kich, fil­mo­wych, pla­stycz­nych i mu­zycz­nych były nie­po­ko­jące, wie­lo­znaczne sny, czę­sto „złe sny”.

Na progu XX wieku, który miał zwień­czyć zwy­cię­stwo świa­tła ro­zumu nad świa­tłem nocy, i już wcze­śniej, za­nim ów oświe­cony świat po­grą­żył się w ciem­no­ściach wo­jen świa­to­wych, je­den z naj­by­strzej­szych sy­nów oświe­ce­nia udał się do świata snów, aby roz­szy­fro­wać ich ję­zyk i od­kryć ich ta­jem­ni­czy sens – a za­ra­zem źró­dło za­ska­ku­jąco ży­wot­nej siły re­li­gii. Her­me­neu­tyczny klucz Freuda do in­ter­pre­ta­cji snów i od­kry­cie źró­deł re­li­gii tkwi w jego na­uce o sile pod­świa­do­mo­ści, o fan­ta­zji, która wy­pływa ze stłu­mio­nych pra­gnień.

Rów­nież w Bi­blii spo­ty­kamy się z wie­lo­ścią snów. Wy­da­rze­nia Sta­rego i No­wego Te­sta­mentu prze­pla­tane są snami, przez które Pan ostrze­gał i za­chę­cał swój lud. Her­me­neu­tyka pro­ro­ków tłu­ma­czą­cych sens wiel­kich snów idzie inną drogą niż Freud. Sen­sem snów pro­roc­kich w Bi­blii nie są ludz­kie, lecz Boże ży­czenia. To sam Bóg wkra­cza w głę­biny na­szej pod­świa­do­mo­ści i stam­tąd w wie­lo­znacz­nej mo­wie prze­syła nam swoje po­le­ce­nia. Pro­rok od­krywa w snach – w swo­ich snach, a także w snach in­nych lu­dzi – nie­speł­nione Boże ży­cze­nia; tłu­ma­czy we­zwa­nia, aby lu­dzie zro­zu­mieli owe ży­cze­nia i speł­nili Bożą wolę.

Pan, czy­tamy w Pi­śmie, otwiera pro­ro­kowi ucho, aby sły­szał i ro­zu­miał4. Chwali mło­dego króla Sa­lo­mona, że pra­gnie tego, co naj­nie­zbęd­niej­sze – daru ro­zum­nego serca5. Serce jest w Bi­blii miej­scem zro­zu­mie­nia tego, czego ro­zum nie ro­zu­mie, łącz­nie z mową snów. We śnie Pan za­chęca Jó­zefa, żeby nie bał się przy­jąć swo­jej żony Ma­ryi z dziec­kiem pod Jej ser­cem, a po­tem ostrzega go przed prze­śla­do­wa­niem ze strony He­roda i w końcu na­ma­wia do po­wrotu do domu.

Wiele snów wy­maga ob­ja­śnie­nia, in­ter­pre­ta­cji mo­ty­wów, które wy­nu­rzyły się ze snu czę­sto w nie­ja­snej i wie­lo­znacz­nej for­mie. Oprócz ana­li­tycz­nego po­dej­ścia psy­cho­te­ra­peuty na prze­strzeni dzie­jów ist­nieje także po­dej­ście kon­tem­pla­tywne, które otwiera moż­li­wość zro­zu­mie­nia sen­nych im­pul­sów, ich głęb­szego sensu i szer­szych po­wią­zań.

Bi­blijni pro­rocy byli przede wszyst­kim in­ter­pre­ta­to­rami Bo­żej mowy i Bo­żych ży­czeń – Bo­żych prze­ka­zów w wy­da­rze­niach hi­sto­rycz­nych oraz w snach, które cza­sami owe wy­da­rze­nia za­po­wia­dały. Wie­rzę, że także w na­szej epoce Bóg roz­bu­dza w Ko­ściele od­wagę, by py­tać, o ja­kiej for­mie chrze­ści­jań­stwa na­szych cza­sów On sam śni. Rów­nież we­zwa­nie pa­pieża Fran­ciszka do sy­no­dal­nej od­nowy Ko­ścioła uwa­żam za od­po­wiedź na je­den z wiel­kich Bo­żych snów – in­spi­ru­ją­cych pro­roc­kich snów o Ko­ściele i świe­cie przy­szło­ści.

W pon­ty­fi­ka­cie tego pa­pieża w za­dzi­wia­jący spo­sób wła­dza hie­rar­chiczna, pa­ster­ska i na­uczy­ciel­ska złą­czyła się z mi­sją pro­rocką.

Liczne im­pulsy i in­tu­icje Fran­ciszka wy­ma­gają jed­nak dal­szych prze­my­śleń. Je­stem prze­ko­nany, że do­ty­czy to także we­zwa­nia do sy­no­dal­no­ści – nie tylko Ko­ściół ka­to­licki po­wi­nien stać się „wspólną drogą” (syn ho­dos). Nie tylko Ko­ściół, ale cała ludzka ro­dzina po­trze­buje wy­ru­szyć we wspólną drogę, a chrze­ści­ja­nie na tej dro­dze nie po­winni być tymi, któ­rzy się spóź­niają i po­zo­stają w tyle, lecz tymi, któ­rzy ją przy­go­to­wują i otwie­rają.

Za­sadę sy­no­dal­no­ści, wza­jem­nego słu­cha­nia, kom­pa­ty­bil­no­ści w róż­no­rod­no­ści i wspól­nego de­cy­do­wa­nia na­leży wpro­wa­dzać także w sto­sun­kach mię­dzy na­ro­dami, kul­tu­rami i re­li­giami. Słu­cha­nie i sza­cu­nek po­winny być rów­nież skład­ni­kiem sto­sunku lu­dzi do pla­nety, którą za­miesz­kują.

Nie cho­dzi je­dy­nie o prze­mianę Ko­ścioła ka­to­lic­kiego z biu­ro­kra­tycz­nej in­sty­tu­cji mio­ta­nej skan­da­lami w ela­styczną sieć współ­pracy. Wspól­nota chrze­ści­jan po­winna stać się ogni­skiem od­wagi do bu­rze­nia wszel­kich gra­nic – tak jak uczyli Je­zus z Na­za­retu i Pa­weł z Tarsu. Obaj do­brze zda­wali so­bie sprawę z re­wo­lu­cyj­nego po­ten­cjału swo­jej na­uki, przy­szli „rzu­cić ogień na zie­mię”6 i prze­zwy­cię­żyć wszyst­kie do­tych­cza­sowe re­li­gijne, kul­tu­rowe, spo­łeczne i gen­de­rowe gra­nice – nie­za­leż­nie od tego, czy czło­wiek jest Ży­dem czy po­ga­ni­nem, wol­nym czy nie­wol­ni­kiem, męż­czy­zną czy ko­bietą. W Chry­stu­sie wszy­scy są równi, wszy­scy mają nową toż­sa­mość, są no­wym stwo­rze­niem7. Ta wła­śnie nowa spo­łecz­ność an­ty­cy­puje obie­caną prze­mianę wszyst­kiego – nowe niebo i nową zie­mię8.

Od­nowa sy­no­dalna za­kłada i obej­muje trans­for­ma­cję, sa­mo­prze­kro­cze­nie do­tych­cza­so­wej formy chrze­ści­jaństwa. W trans­for­ma­cji tej jed­nak chrze­ści­jań­stwo nie może roz­myć swo­jej toż­sa­mo­ści i stać się ja­kimś wszech­ogar­nia­ją­cym hu­ma­ni­zmem czy na­iw­nym re­li­gij­nym espe­ran­tem (które z re­guły prze­kształca się w sektę), lecz po­trze­buje od­na­wia­nia swo­jej toż­sa­mo­ści. Po­nie­waż pod­stawą chrze­ści­jań­skiej toż­sa­mo­ści jest Chry­stus oraz Jego pas­chalne wy­da­rze­nie, ozna­cza to od­kry­wa­nie na nowo Chry­stusa i ta­jem­nicy wiel­ka­noc­nej prze­miany śmierci w nowe ży­cie.

***

W pierw­szej z na­szych ima­gi­na­cyj­nych roz­mów za­da­łeś mi, pa­pieżu Ra­fa­elu, py­ta­nie o to, w czym do­strze­gam dziś pro­rocką rolę Ko­ścioła, jak można ją prak­tycz­nie peł­nić i jaki ma to zwią­zek z prze­mianą dzi­siej­szego chrze­ści­jań­stwa na tle ra­dy­kal­nych zmian na­szego świata. Swo­jej od­po­wie­dzi wła­śnie Ci udzie­li­łem.

W prze­sła­nie snów trzeba się naj­pierw uważ­nie wsłu­chi­wać. Pa­pież Fran­ci­szek za pierw­szy krok na dro­dze od­nowy sy­no­dal­nej uznał wła­śnie słu­cha­nie. Pod­czas każ­dej fazy pro­cesu sy­no­dal­nego in­te­gralną czę­ścią spo­tkań ro­bo­czych są chwile ci­chej kon­tem­pla­cji. Są to chwile wsłu­chi­wa­nia się w Du­cha, który prze­ma­wia do każ­dego z uczest­ni­ków za­równo w jego my­ślach, w świą­tyni jego serca i w su­mie­niu, jak i przez słowa in­nych osób.

Pa­pież zwo­łał dwa ogól­no­ko­ścielne sy­nody. Być może te dwa ważne spo­tka­nia nie przy­niosą owej in­sty­tu­cjo­nal­nej re­formy struk­tur ko­ściel­nych, ja­kiej wielu ocze­kuje – jedni z nie­cier­pliwą na­dzieją, inni z obawą. Te czę­ściowe re­formy są ważne, ale sta­ram się nie po­le­gać wy­łącz­nie na nich, lecz mieć stale na uwa­dze jesz­cze waż­niej­szy cel. Za główny cel re­formy sy­no­dal­nej uwa­żam zmianę poj­mo­wa­nia Ko­ścioła i jego dzia­ła­nia w świe­cie oraz spo­sobu ko­mu­ni­ka­cji Ko­ścioła ze świa­tem. Cho­dzi o zmianę stylu i me­tody, o nowy spo­sób by­cia w Ko­ściele. Jest to za­da­nie na całe dal­sze dzieje chrze­ści­jań­stwa.

Ocze­kuję rów­nież tak po­trzeb­nych zmian in­sty­tu­cjo­nal­nych w Ko­ściele. Ale mogą one na­stą­pić je­dy­nie jako pro­dukt uboczny owej no­wo­ści, któ­rej Ko­ściół za­czął się uczyć już w trak­cie przy­go­to­wań do ogól­no­ko­ściel­nego sy­nodu w Rzy­mie. To jest wła­śnie kul­tura słu­chania: wsłu­chi­wa­nie się w in­nych i zwią­zane z tym wsłu­chi­wa­nie się w Du­cha Bo­żego. Było to na­prawdę ważne, że de­baty sy­no­dalne prze­dzie­lano prze­rwami na kon­tem­pla­cję, ci­szę, w któ­rej trak­cie doj­rze­wało w uczest­ni­kach to, co po­wie­dzieli inni, i oni sami otwie­rali się we­wnętrz­nie na po­wiewy Du­cha.

Czę­sto sły­szę od ewan­ge­lic­kich przy­ja­ciół, że re­forma sy­no­dalna sta­nowi pro­blem przede wszyst­kim dla Ko­ścioła ka­to­lic­kiego, który ak­cen­tu­jąc za­sadę hie­rar­chicz­no­ści, prze­sło­nił za­sadę sy­no­dal­no­ści. A ta prze­cież była ele­men­tem wcze­snego chrze­ści­jań­stwa i w znacz­nym stop­niu za­cho­wana zo­stała we wschod­nich Ko­ścio­łach chrze­ści­jań­skich, a od po­czątku była istotna dla Ko­ścio­łów zro­dzo­nych z re­for­ma­cji. Jest to w pew­nej mie­rze prawda, zwłasz­cza w od­nie­sie­niu do struk­tury Ko­ścioła i spo­sobu po­dej­mo­wa­nia de­cy­zji.

Jed­nak do­świad­cze­nie po­łą­cze­nia me­dy­ta­cji z pro­ce­sem wspól­nego po­szu­ki­wa­nia i de­cy­do­wa­nia jest, jak są­dzę, czymś, co może być in­spi­ra­cją do po­głę­bia­nia sy­no­dal­no­ści także w Ko­ścio­łach nie­ka­to­lic­kich. Je­stem głę­boko prze­ko­nany, że owa prak­tyka wy­ci­sze­nia się i wsłu­chi­wa­nia mo­głaby przy­nieść do­bre owoce także w dzia­łal­no­ści wielu świec­kich in­sty­tu­cji przy po­dej­mo­wa­niu de­cy­zji.

***

Je­śli chcę słu­chać i ro­zu­mieć, to mu­szę naj­pierw szu­kać miej­sca, gdzie mogę usły­szeć Boży głos – w swoim wnę­trzu, w Ko­ściele, a także w wy­da­rze­niach dzie­ją­cych się w świe­cie, który nas ota­cza. Po­szu­ki­wa­nie ta­kiego miej­sca sta­nowi nie­odzowny krok na dro­dze wiary. Wielu spo­śród tych, któ­rzy twier­dzą, że Bóg wo­bec nich jest niemy, ni­gdy nie wy­szło z ha­łasu, w któ­rym nie mogą usły­szeć Jego głosu.

Bi­blia uczy nas, że Bóg zja­wia się przede wszyst­kim w swoim słowie; prze­ma­wia do nas i ocze­kuje od nas chęci słu­cha­nia, sztuki wy­ci­sze­nia się i woli zro­zu­mie­nia. Jedną z wiel­kich po­kus na dro­dze wiary jest re­du­ko­wa­nie Bo­żego słowa do słowa pi­sa­nego. Znamy przy­sło­wie „co na­pi­sane, to dane”; pi­sane słowo po­maga na­szej pa­mięci i jest uży­tecz­nym środ­kiem dys­cy­pli­no­wa­nia na­szej fan­ta­zji. Ale szu­ka­nie sensu, wy­si­łek ku głęb­szemu zro­zu­mie­niu słowa musi być nie­siony dy­na­miką Du­cha. „Li­tera za­bija, Duch oży­wia” – uczy apo­stoł Pa­weł9. Du­cha nie można ha­mo­wać lę­kli­wym i mało twór­czym przy­wią­za­niem do tego, co kie­dyś zo­stało na­pi­sane.

Boże ob­ja­wie­nie ma cha­rak­ter nie­wy­czer­pa­nej ta­jem­nicy, dla­tego za­wsze na­leży zo­sta­wiać prze­strzeń do dal­szego po­szu­ki­wa­nia i głęb­szego zro­zu­mie­nia. Na dro­dze po­szu­ki­wa­nia z pew­no­ścią po­trze­bu­jemy na­uczy­cieli, wy­kształ­co­nych in­ter­pre­ta­to­rów i mi­sta­go­gów, in­spi­ru­ją­cych i za­chę­ca­ją­cych do pój­ścia w głąb. Ale tak jak nie mo­żemy przy­wią­zy­wać się do li­tery, tak też nie mo­żemy przy­wią­zy­wać się do na­uczy­cieli, nie mo­żemy zre­zy­gno­wać z ja­kiej­kol­wiek od­po­wie­dzial­no­ści za wła­sne po­szu­ki­wa­nia, prze­ka­zu­jąc je wy­łącz­nie „urzę­dowi na­uczy­ciel­skiemu”. Wsłu­chi­wa­nia się w Du­cha, który w pro­ce­sie doj­rze­wa­nia wiary stop­niowo wpro­wa­dza każ­dego wie­rzą­cego i cały Ko­ściół co­raz bli­żej peł­nej prawdy, nie można za­stą­pić po­słu­szeń­stwem wo­bec Ko­ściel­nej wła­dzy.

Przede wszyst­kim Ko­ściół ka­to­licki przez stu­le­cia ule­gał owej po­ku­sie. Słowo „wie­rzę” by­wało nie­kiedy poj­mo­wane w zna­cze­niu: „po­słusz­nie przyj­muję wszystko, co mi prze­ło­żeni ko­ścielni do wie­rze­nia przed­kła­dają”. Sztuka słu­cha­nia Du­cha była za­stę­po­wana cnotą po­słu­szeń­stwa, lo­jal­no­ścią wo­bec in­sty­tu­cji. Na­wet wła­dza ko­ścielna nie ma mo­no­polu na pełne ro­zu­mie­nie Du­cha, bo i ona musi słu­chać tego, co Duch mówi także w inny spo­sób – rów­nież przez do­świad­cze­nie i prak­tykę wiary ca­łego ludu Bo­żego jako sen­sus ­fi­de­lium, a cza­sem także przez sa­motne i nie­wy­godne głosy pro­ro­ków. Przed­sta­wi­ciele wła­dzy ko­ściel­nej czę­sto nie chcą sły­szeć i trak­to­wać po­waż­nie gło­sów tych, któ­rzy już z da­leka wi­dzieli to, co się zbli­żało, a przed czym wielu za­sła­niało twarz.

Du­chowe ży­cie lu­dzi w ciągu ca­łej epoki no­wo­żyt­nej co­raz bar­dziej się in­dy­wi­du­ali­zo­wało, a te­raz wcho­dzi w prze­strzeń, która nie jest ustruk­tu­ry­zo­wana przez tra­dy­cyjne in­sty­tu­cje re­li­gijne, ich ję­zyk i ka­te­go­rie my­ślowe. Trend ten jed­nak nie­sie ze sobą liczne prze­szkody. Je­śli ży­cie du­chowe jed­no­stek odłą­cza się od Ko­ścioła jako „wspól­noty pa­mięci”, gubi kon­tekst tra­dy­cji, a także wspólny ję­zyk do wy­miany do­świad­czeń; czę­sto po­tem traci kry­tyczną ko­rek­cję wo­bec do­świad­czeń in­nych. Rów­nież do ży­cia du­cho­wego od­no­szą się słowa Pana, że nie jest do­brze, aby czło­wiek był sam.

Cza­sami lu­dzie ową sa­mot­ność na dro­dze du­cho­wej – po roz­cza­ro­wa­niu wiel­kimi tra­dy­cyj­nymi Ko­ścio­łami – kom­pen­sują so­bie w ten spo­sób, że wcho­dzą do nie­tra­dy­cyj­nych ma­łych grup ofe­ru­ją­cych bli­skość, którą utra­cili w wiel­kich in­sty­tu­cjach re­li­gij­nych. Jed­nak nie­które z tych grup ofe­ru­ją­cych za­ple­cze emo­cjo­nalne i silne prze­ży­wa­nie gru­po­wej toż­sa­mo­ści mają cha­rak­ter sekty, bańki, która od­dziela swo­ich człon­ków od szer­szej spo­łecz­no­ści. Czło­wiek nie wy­mknie się z pu­łapki sa­mot­no­ści, za­mknię­cia w so­bie, wy­bie­ra­jąc za­mknię­cie in­nego typu.

***

Kry­zys za­ufa­nia do in­sty­tu­cji jest po­wszechną ce­chą na­szej cy­wi­li­za­cji i nie do­ty­czy tylko in­sty­tu­cji Ko­ścioła. Jed­nak nie­uf­ność do in­sty­tu­cji re­li­gij­nych, do „re­li­gii zor­ga­ni­zo­wa­nych” jest w na­szych cza­sach szcze­gól­nie silna. Utraty wia­ry­god­no­ści i ma­so­wego od­pływu wier­nych w wielu kra­jach do­świad­cza zwłasz­cza Ko­ściół ka­to­licki, który kładł szcze­gól­nie silny na­cisk na in­sty­tu­cjo­nalną stronę re­li­gii.

Nie­któ­rzy lu­dzie przy­pi­sują ten kry­zys nie­dawno od­kry­tym skan­da­lom w związku z sek­su­al­nym, psy­cho­lo­gicz­nym i du­cho­wym wy­ko­rzy­sty­wa­niem lu­dzi przez przed­sta­wi­cieli kleru. Wy­daje się jed­nak, że dla wielu osób skan­dale te były ra­czej ostat­nią kro­plą przed prze­la­niem się czary go­ry­czy wo­bec śro­do­wi­ska ko­ściel­nego, w któ­rym lu­dzie prze­stali czuć się u sie­bie, nie znaj­du­jąc wia­ry­god­nych i zro­zu­mia­łych od­po­wie­dzi na swoje eg­zy­sten­cjalne py­ta­nia i pra­gnie­nie za­spo­ka­ja­nia swo­ich du­cho­wych i wspól­no­to­wych po­trzeb.

Pa­pież Fran­ci­szek wcze­śnie się zo­rien­to­wał, że pa­to­lo­giczne przy­padki wy­ko­rzy­sty­wa­nia w Ko­ściele nie były spo­wo­do­wane je­dy­nie upad­kiem jed­no­stek, ale są prze­ja­wem po­waż­nej cho­roby ca­łego sys­temu. Zdia­gno­zo­wał te zja­wi­ska jako prze­jaw i sku­tek kle­ry­ka­li­zmu – w sfe­rze za­rzą­dza­nia, „świec­kiego” poj­mo­wa­nia wła­dzy du­chow­nej. Mi­sją pa­ste­rzy i na­uczy­cieli w Ko­ściele było i jest słu­żenie: słu­że­nie Bogu przez słu­że­nie wspól­no­cie wier­nych; słu­że­nie Słowu, słu­cha­nie go i ob­ja­śnia­nie we wspól­no­cie wier­nych – a tym sa­mym słu­że­nie owej wspól­no­cie; „gło­sić Ewan­ge­lię wszel­kiemu stwo­rze­niu” i przez to słu­żyć wszyst­kim. Je­śli peł­no­moc­nic­two do służby poj­muje się jako wła­dzę, która z pa­ste­rzy i na­uczy­cieli czyni nad­rzędną „wyż­szą ka­stę”, wów­czas do­cho­dzi do kle­ry­ka­li­zmu, cho­roby ca­łego sys­temu Ko­ścioła.

Kle­ry­ka­lizm jako cho­roba za­kaźna po­lega na tym, że Ko­ściół za­ra­ził się „du­chem tego świata”. Jest za­kaźna także dla­tego, że sze­rzy się we­wnątrz Ko­ścioła; nie tylko kler, ale i świeccy mogą ulec kle­ry­kal­nej men­tal­no­ści. Świeccy swoją bier­no­ścią i ule­gło­ścią mogą wspie­rać wład­cze za­cho­wa­nia kleru lub mogą owe za­cho­wa­nia na­śla­do­wać.

Ci, któ­rzy ule­gli kle­ry­ka­li­zmowi, lu­bią (ubio­rem, spo­so­bem za­cho­wa­nia, miesz­ka­nia, ty­tu­łami) od­róż­niać się od in­nych, od „świata”, po­dob­nie jak czy­nili to ze swymi frędz­lami fa­ry­ze­usze, któ­rych Je­zus kry­ty­ko­wał10. For­mal­nie od­gra­dzają się od świata, jed­no­cze­śnie jed­nak swoją men­tal­no­ścią, du­chem pod­le­gają „temu światu”, „świec­ko­ści”, wład­czym po­sta­wom. Za­cho­wują się jak przed­sta­wi­ciele wła­dzy świec­kiej. Przed tym jed­nak Je­zus wy­raź­nie ostrze­gał swo­ich uczniów: nie tak bę­dzie mię­dzy wami11.

Je­zus ży­czył so­bie wspól­noty braci i sióstr, która ma jed­nego Ojca, jed­nego Mi­strza i Pana, żyje i od­dy­cha jed­nym Du­chem. Tam, gdzie na pierw­szy plan wy­suwa się rolę oj­ców Ko­ścioła i na­uczy­cieli, osła­bia się za­równo łącz­ność owej czę­ści Ko­ścioła z jego ca­ło­ścią, Bo­żym lu­dem, jak i otwar­tość owej ca­ło­ści na swo­bodny po­wiew Du­cha. Tam, gdzie war­stwa pa­ste­rzy i na­uczy­cieli zbyt­nio przy­wią­zuje się do swo­jej roli, prze­staje pro­wa­dzić in­nych ku doj­rza­ło­ści, do­ro­sło­ści i od­po­wie­dzial­no­ści. Rów­nież do Ko­ścioła od­nosi się stwier­dze­nie, że nad­mierna i nie­kon­tro­lo­wana wła­dza ulega po­ku­sie ko­rup­cji.

Do pro­roc­kiej roli Ko­ścioła na­leży do­strze­ga­nie, od­kry­wa­nie nie­ładu we wła­snych sze­re­gach, na­zy­wa­nie go po imie­niu, na­wo­ły­wa­nie do po­kuty i na­wró­ce­nia, po­dob­nie jak to było u izra­el­skich pro­ro­ków, o któ­rych czy­tamy w Bi­blii. Rola pro­rocka obej­muje kry­tykę spo­łeczną i kry­tykę prze­ja­wów de­wia­cji w Ko­ściele, ale na tym się nie wy­czer­puje.

Rolą pro­ro­ków jest także za­chę­ca­nie i po­ka­zy­wa­nie, że każdy kry­zys jest jed­no­cze­śnie szansą, oka­zją. Kry­zys wielu form i aspek­tów in­sty­tu­cjo­nal­nych struk­tur Ko­ścioła może stać się oka­zją do roz­wi­nię­cia i uka­za­nia in­nej twa­rzy Ko­ścioła, głęb­szego, we­wnętrz­nego wy­miaru jego ży­cia.

***

Ze­wnętrzne struk­tury in­sty­tu­cjo­nalne mają słu­żyć jako ochronne mury ży­cia dzie­ją­cego się we­wnątrz, w mu­rach jed­nak mu­szą być otwarte bramy słu­żące do obu­stron­nej ko­mu­ni­ka­cji. So­cjo­lo­gicz­nie rzecz uj­mu­jąc, sys­tem Ko­ścioła musi za­cho­wać zdol­ność twór­czej in­te­rak­cji z po­zo­sta­łymi sys­te­mami spo­łecz­nymi, w prze­ciw­nym ra­zie się zde­ge­ne­ruje.

Kiedy in­sty­tu­cje, które zbyt­nio od­gro­dziły się za­mknię­tymi mu­rami, upa­dają, ży­cie z nich się roz­lewa i szuka no­wych form ze­wnętrz­nych. Tak się już w dzie­jach Ko­ścioła działo kil­ku­krot­nie i tak znowu dzieje się dzi­siaj. W nie­któ­rych wy­pad­kach owe ze­wnętrzne mury upa­dły dla­tego, że były mu­rami pu­stego domu – nie­które formy Ko­ścioła były we­wnętrz­nie opróż­nione, a to, co na ze­wnątrz, było tylko ku­li­sami; ni­czym po­tiom­ki­now­skie wio­ski – uda­wały je­dy­nie ży­cie, któ­rego w nich nie było. W in­nych wy­pad­kach ży­cie we­wnętrzne pew­nych wspól­not wiary było bar­dzo dy­na­miczne i dla­tego mu­siało się z owych prze­sta­rza­łych i zbyt cia­snych struk­tur ze­wnętrz­nych wy­zwo­lić.

W każ­dym wy­padku sta­ra­nia o re­formę po­winny się za­cząć od rze­czo­wej dia­gnozy du­cho­wej ży­wot­no­ści róż­nych śro­do­wisk w Ko­ściele. Stale po­wta­rzam, że by­łoby fa­tal­nym błę­dem ogra­ni­cza­nie się wy­łącz­nie do re­formy in­sty­tu­cjo­nal­nej. Nowe wino po­trze­buje no­wych bu­kła­ków, ale ­na­wet naj­do­sko­nal­sze bu­kłaki same z sie­bie no­wego wina nie da­dzą.

Od­no­szę nie­kiedy wra­że­nie, drogi pa­pieżu Ra­fa­elu, że w na­szym Ko­ściele na­sta­wi­li­śmy się głów­nie na owe bu­kłaki, na ze­wnętrzną in­sty­tu­cjo­nalną formę Ko­ścioła, i że do­ty­czy to za­równo tra­dy­cjo­na­li­stów, jak i pro­gre­si­stów: jedni zu­ży­wają wiele ener­gii, aby utrzy­mać Ko­ściół w nie­zmie­nio­nym sta­nie, dru­dzy na to, żeby go zmie­nić. Uwa­żam, że po­zy­tywna zmiana musi się za­cząć od od­nowy tre­ści, a do­piero po­tem może dojść do od­no­wie­nia formy.

Przy­pusz­czam jed­nak, że w wy­padku Ko­ścioła nie jest ła­two od­dzie­lić formę od tre­ści. Wiele z tego, co było uwa­żane za treść, za „ją­dro” – i dla­tego było trak­to­wane jako coś nie­ty­kal­nego i nie­zmien­nego – dziś jawi się ra­czej jako forma wy­razu praw­dzi­wego ją­dra. Istota tkwi znacz­nie głę­biej. Liczne de­fi­ni­cje do­gma­tyczne, formy li­tur­giczne, ka­nony prawa ko­ściel­nego i struk­tury in­sty­tu­cjo­nalne zo­stały prze­kształ­cone w to, co po­winny wy­ra­żać. Je­śli się ab­so­lu­ty­zo­wały, sta­wały się bar­dziej boż­kami niż iko­nami, bar­dziej prze­szko­dami niż po­mocą na dro­dze ku „ją­dru rze­czy”. Prze­stały peł­nić swą słu­żebną funk­cję, czyli wska­zy­wać po­nad sie­bie i poza sie­bie12.

Tym ją­drem jest samo ży­cie Boże, wle­wa­jące się w ludz­kie dzieje. Istotą Ko­ścioła jest dzia­nie się, pro­ces – kon­ty­nu­acja ta­jem­nicy wcie­le­nia, śmierci i zmar­twych­wsta­nia Chry­stusa. Je­śli my­ślimy o Ko­ściele w spo­sób teo­lo­giczny, to nie mo­żemy tych dwóch stron jego ży­cia – ży­cia Bo­żego, ta­jem­nicy obec­no­ści Chry­stusa oraz owej wi­dzial­nej, in­sty­tu­cjo­nal­nej, a w ciągu dzie­jów zmie­nia­ją­cej się formy – od sie­bie od­dzie­lać ani nie mo­żemy jed­nej za­mie­niać na drugą. Nurt ży­cia Bo­żego za­wsze prze­ra­sta po­jem­ność ludz­kich struk­tur i ludz­kiego poj­mo­wa­nia. Cho­dzi o nie­wy­czer­paną ta­jem­nicę, która stale umoż­li­wia dal­sze po­szu­ki­wa­nie i głęb­sze zro­zu­mie­nie.

Tak, rów­nież owe struk­tury są kon­se­kwen­cją wcie­le­nia, Bo­żego wej­ścia w ludzką na­turę, ludzką hi­sto­rię i ludzką wspól­notę. Struk­tury te sta­no­wią skład­nik pro­cesu wcie­le­nia, mają udział w tej ta­jem­nicy, ale jed­no­cze­śnie są po­wo­łane do uczest­nic­twa w wiel­ka­noc­nym wy­da­rze­niu śmierci i zmar­twych­wsta­nia – do pro­cesu prze­miany.

Je­śli dzie­jowa droga Ko­ścioła ma być na­śla­do­wa­niem Chry­stusa, to Ko­ściół nie może uchy­lać się od krzyża i śmierci; wiele musi w nim ob­umrzeć, aby mógł się stać świad­kiem zmar­twych­wsta­nia – a zmar­twych­wsta­nie nie jest je­dy­nie re­su­scy­ta­cją, drogą wstecz, ale prze­mianą.

Od­nowę ru­chów w Ko­ściele na­leży oce­niać we­dle tego, w ja­kim stop­niu spra­wiają one, by wszystko, co ludz­kie w Ko­ściele, było stale otwarte na zmie­nia­jącą się dy­na­mikę Bo­żej obec­no­ści. Je­zus w swo­jej zna­nej przy­po­wie­ści mówi o ziar­nie, które musi ob­umrzeć, żeby wy­dało plon13. Czyż przy­po­wieść ta nie do­ty­czy rów­nież hi­sto­rycz­nych prze­mian chrze­ści­jań­stwa?

Je­żeli tak, wów­czas to, co wielu z oba­wami ob­ser­wuje i tłu­ma­czy jako za­nik chrze­ści­jań­stwa, jest je­dy­nie nie­zbęd­nym ob­umar­ciem ziarna. Nie­kiedy mam wra­że­nie, że temu ob­umie­ra­niu ziarna po­świę­camy zbyt wiele uwagi. Być może umyka nam wtedy fakt, że wła­śnie tam, gdzie tego w ogóle nie ocze­ku­jemy, kieł­kuje wła­śnie ów „ob­fity plon”.

Drogi pa­pieżu Ra­fa­elu, to są py­ta­nia, które bu­dzą mnie ze snu. Cie­szę się, że mogę Ci je za­dać.

Przy­pisy koń­cowe

1 Gwoli spra­wie­dli­wo­ści trzeba do­dać, że tenże pa­pież Pa­weł VI, ku prze­ra­że­niu swego oto­cze­nia, uca­ło­wał nogi pra­wo­sław­nego pa­triar­chy Ate­na­go­rasa, żeby w ten sym­bo­liczny spo­sób od­ku­pić aro­gan­cję swego daw­nego po­przed­nika, który na­kła­niał wy­słan­ni­ków pa­triar­chy Kon­stan­ty­no­pola, by ca­ło­wali mu nogi, co stało się po­wo­dem schi­zmy mię­dzy za­chod­nim a wschod­nim chrze­ści­jań­stwem.

2 Hbr 11,8.

3 Por. T. Ha­lík, Po­po­łu­dnie chrze­ści­jań­stwa, Kra­ków 2022, s. 53.

4 Por. Iz 50,5.

5 Por. 1 Krl 3,9.

6 Łk 12,49.

7 Ga 3,28.

8 Por. Ap 21,1.

9 Por. 2 Kor 3,6.

10 Por. Mt 23,25–33.

11 Por. Mk 10,34–35.

12 Nie­zmier­nie po­ży­teczne roz­róż­nie­nie mię­dzy ido­lem (boż­kiem) a ikoną, ob­ra­zem wska­zu­ją­cym na ta­jem­nicę, wpro­wa­dza fran­cu­ski fe­no­me­no­log Jean-Luc Ma­rion (por. J.-L. Ma­rion, L’idole et la di­stance. Cinq étu­des, Pa­ris 1977).

13 „Za­prawdę, za­prawdę, po­wia­dam wam: Je­śli ziarno psze­nicy, wpadł­szy w zie­mię, nie ob­umrze, zo­sta­nie samo jedno, ale je­śli ob­umrze, przy­nosi plon ob­fity” (J 12,24).

Spis treści

Pa­pież z kra­iny snów

List pierw­szy: Sny jako ję­zyk Bo­żych ży­czeń

List drugi: Po­szu­ki­wa­nie toż­sa­mo­ści

List trzeci: Mi­sja pro­ro­ków

List czwarty: Bóg jako przy­szłość

List piąty: Za­po­mniana we­wnętrzna siła re­li­gii

List szó­sty: Ka­to­lic­kość jako uni­wer­salna od­po­wie­dzial­ność

List siódmy: Matko Ko­ściele, wyjdź z sie­bie

List ósmy: Ko­chaj i wierz swo­bod­nie

List dzie­wiąty: Alef na czole go­lema

List dzie­siąty: Na Boże Na­ro­dze­nie

List je­de­na­sty: Opróż­nić pie­kło

List dwu­na­sty: Za­peł­nić niebo

Przy­pisy koń­cowe

Ty­tuł ory­gi­nału:

TO­MÁŠ HA­LÍK

DO­PISY PA­PEŽI

Po­vzbu­zení na nové ce­sty

www.ha­lik.cz

© To­máš Ha­lík, 2024

© Wy­daw­nic­two WAM, 2024

Opieka re­dak­cyjna: Sła­wo­mir Ru­sin

Re­dak­cja: Anna Śle­dzi­kow­ska

Ko­rekta: Mo­nika Ło­jew­ska-Ciępka, Ka­ta­rzyna On­derka

Skład: Edy­cja

Pro­jekt okładki: Mar­cin Ja­ku­bio­nek

Zdję­cie na okładce:

Te­ty­ana Ko­vy­rina/pe­xels.com

ePub e-ISBN: 978-83-277-4234-6

Mobi e-ISBN: 978-83-277-4235-3

WY­DAW­NIC­TWO WAM

ul. Ko­per­nika 26 • 31-501 Kra­ków

tel. 12 62 93 200

e-mail: wam@wy­daw­nic­two­wam.pl

DZIAł HAN­DLOWY

tel. 12 62 93 254 255 • faks 12 62 93 496

e-mail: han­del@wy­daw­nic­two­wam.pl

KSIĘ­GAR­NIA WY­SYŁ­KOWA

tel. 12 62 93 260

www.wy­daw­nic­two­wam.pl