Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Jak wyglądały młode lata Karola Wojtyły? Czy wiedzieliście, że był świetnym bramkarzem i marzył o tym, by zostać piłkarzem albo ostatecznie aktorem? Czy wiedzieliście, że w kieszeni zawsze nosił coś wyjątkowego? Albo że pewnego dnia ktoś w ostatniej chwili ocalił go przed śmiercią?
"Lolek zanim został Janem Pawłem II", to opowieść o młodym chłopcu pełnym radości i niezłomnej siły ducha. Śmierć ukochanej Mamy, a potem starszego brata nie złamały go, nie złamała go też wojna. Co sprawiło, że te osobiste tragedie uczyniły go silniejszym?
Ta książka to niezwykła podróż w czasie, wypełniona wzruszającą opowieścią i pięknymi ilustracjami, które ożywiają klimat tamtych lat. To nie tylko biografia – to lekcja życia, która poruszy każdego czytelnika.
Wioletta Piasecka – autorka bestsellerowych powieści obyczajowych – oddaje w ręce czytelników wyjątkową książkę. Dla dzieci, rodziców i dziadków – dla całej rodziny. Odkryjcie historię Karola Wojtyły i przekonajcie się, że każdy z nas może być częścią czegoś wielkiego!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 45
Rok wydania: 2025
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
W Wadowicach na Rynku przy kościele zebrały się wiwatujące tłumy. Ludzie z radością padali sobie w objęcia, klaskali, a niektórzy nawet płakali ze wzruszenia. Oto dziś, 18 maja 1920 roku, do Warszawy po zdobyciu Kijowa wracał w chwale marszałek Józef Piłsudski. Wieść o tym wydarzeniu lotem błyskawicy obiegła najodleglejsze zakątki kraju. Dotarła nawet tu. Do Wadowic.
Przed kościołem pod wezwaniem Najświętszej Maryi Panny ustawiła się procesja dziewczynek w białych komunijnych sukienkach i chłopców w jasnych garniturkach. Dziewczynki przestępowały z nogi na nogę, z niecierpliwością czekając na umówiony znak do sypania płatków kwiatów. Kościelny dzwon właśnie skończył wybijać godzinę siedemnastą. Nabożeństwo majowe powinno już się rozpoczynać, ale tłum wciąż falował.
– Chyba procesji dziś nie będzie? – Jedna z dziewczynek odłożyła koszyczek z płatkami róż i starła drobinkę kurzu z białego pantofelka. – Wielka szkoda. Tak chciałam sypać kwiatki. Czekałam na to wiele miesięcy.
Stojący najbliżej mężczyzna chwycił małą i okręcił wokół siebie.
– A co tam kwiatki! Polska będzie! Nie skończy się! Marszałek Piłsudski to sprawił! Co za szczęście! Co za wielkie szczęście! – Postawił dziewczynkę i wziął w objęcia starszą panią, której łzy leciały ciurkiem.
– Mało brakowo. – Staruszka łkała. – Toż nasza niepodległość taka świeża, taka krucha, każdy czyha na ten nasz kawałek ziemi. – Wyciągnęła z torebki chusteczkę i otarła łzy z policzków.
– Nikt nam jej nie odbierze – powiedziała stanowczo elegancka kobieta, prostując ramiona i unosząc dumnie głowę.
Jej słowa zagłuszył ksiądz, który przez tubę krzyknął, ile sił w płucach:
– Proszę o spokój! Proszę o ciszę!
Rozmowy ucichły. Nagle do uszu zgromadzonych wdarł się zbolały, przeciągły jęk. Dochodził z lekko uchylonego okna kamienicy przy ulicy Rynek 2. Zgromadzeni na placu jak na komendę spojrzeli w tamtym kierunku.
– To na pierwszym piętrze. U Wojtyłów. – Staruszka, której łzy już nieco obeschły, starannie złożyła chusteczkę, by schować ją do niewielkiej torebki. – Dziecko im się właśnie rodzi – wyjaśniła.
– A zatem nowe życie! – Ksiądz stanął na czele procesji. – Powierzmy to maleństwo Matce Bożej. Niech zdrowe przyjdzie na ten świat. – Poprawił sutannę i rozpoczął Litanię Loretańską. Dziewczynki z wolna ruszyły, rozsypując płatki róż, a idący w procesji powtarzali za księdzem słowa modlitwy.
– Szczęśliwy dzień – szepnęła starsza pani i otworzyła książeczkę do nabożeństwa.
W pokoju na pierwszym piętrze brakowało powietrza. Majowy upał, dochodzący tego dnia do niemal trzydziestu stopni, szczególnie dawał się we znaki pani Emilii Wojtyle. Leżała przykryta jedynie cienkim prześcieradłem. Dziś miało przyjść na świat jej długo wyczekiwane dziecko. Bardzo się bała. Jak żywe stanęły jej w pamięci smutne przeżycia sprzed czterech lat, gdy tuż po porodzie zmarła jej córeczka Olga. Na samo wspomnienie tamtych bolesnych chwil pani Emilia oblała się potem. Akuszerka co parę minut wycierała jej czoło i przykładała schłodzone ręczniki, by choć na chwilę ulżyć cierpiącej.
– Możemy szerzej otworzyć okno? – wyszeptała spierzchniętymi wargami.
– Tu jest chłodniej. Na zewnątrz żar leje się z nieba po prostu nie do wytrzymania – ostrzegła kobieta.
– To nic, brakuje mi powietrza. – Pani Emilia zrobiła ruch, jakby chciała wstać.
– Proszę leżeć. Już otwieram. – Położna odstawiła miskę z wodą i pośpiesznie ruszyła w stronę okna. Otworzyła je na oścież akurat w momencie, gdy wierni zaczęli śpiewać:
– Kyrie eleison. Christe eleison. Kyrie eleison. Chryste, usłysz nas. Chryste, wysłuchaj nas...
Pani Wojtyłowa, leżąc, przeżegnała się i cichutko, ledwo poruszając ustami, przyłączyła się do modlitwy. Akuszerka poszła do kuchni przygotować więcej wody. Przy okazji przeprała ręczniki, przetarła szafki i stół kuchenny, po czym czekając na wrzątek, zrobiła sobie kanapkę. Stanęła przy oknie i obserwowała ludzi idących w procesji. Przede mną nieprzespana noc – pomyślała.
W momencie, gdy modlitwy ucichły, a ksiądz wyśpiewał słowo „amen”, z pokoju pani Emilii dobiegł płacz niemowlęcia. Kanapka wypadła akuszerce z rąk. Kobieta biegiem rzuciła się do pokoju.
– To niemożliwe! Niemożliwe, by dziecko urodziło się tak szybko! – Objęła delikatnie noworodka.
– Najświętsza Panienka to sprawiła – wyszeptała pani Emilia i spojrzała na położną zmęczonym, ale rozpromienionym wzrokiem. – Poród zaczął się i skończył razem z Litanią do Najświętszej Maryi Panny.
– No proszę! – Akuszerka z uśmiechem owinęła niemowlę w jasny flanelowy kocyk. – Po prostu święty człowiek nam się urodził.