Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
36 osób interesuje się tą książką
Gdy wszystko, co kochasz, zostaje ci brutalnie odebrane, pozostaje tylko furia...
Maddie była pewna, że po tragicznych wydarzeniach z udziałem siostry bliźniaczki najgorsze już za nią. Los jednak zadał jej kolejny cios. Na przyjęciu zaręczynowym jej świat legł w gruzach. Zdrada Ryana sprawiła, że jedyne, co trzyma ją teraz przy życiu, to wściekłość i pragnienie zemsty.
Dziewczyna nie zamierza się poddać. Wraca silniejsza, gotowa stawić czoła nie tylko Ryanowi, lecz także demonom z przeszłości, w tym… swojemu ojcu.
W świecie, gdzie rządzą władza i pieniądze, Maddie odkrywa, że uczucia mogą być zarówno jej największym wrogiem, jak i jedyną szansą na ocalenie.
Czy odnajdzie siłę, by przebaczyć? A może nienawiść zwycięży, prowadząc ją ścieżką zemsty i zniszczenia?
Mad as Hell to pełna emocji kontynuacja niesamowitej historii, która udowadnia, że nawet pośród kłamstw i bólu trzeba odnaleźć odwagę, by walczyć o siebie.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 706
Rok wydania: 2025
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tytuł oryginału: Mad as Hell
Redaktorka inicjująca: Agnieszka Mazurkiewicz
Tłumaczenie: Ewa Rosa
Redakcja: Olga Gorczyca-Popławska
Korekta: Kamila Recław
Projekt okładki: Eliza Luty
Opracowanie graficzne, skład: Elżbieta Wastkowska, ProDesGraf
Redaktor prowadzący: Marcin Kicki
Producent: Agora Książka i Muzyka sp. z o.o.
ul. Czerska 8/10, 00-732 Warszawa
www.wydawnictwoagora.pl
Copyright © by Hannah McBride, 2022
Copyright for the Polish translation © by Ewa Rosa, 2025
Copyright for this edition © by Agora Książka i Muzyka sp. z o.o., 2025
Wszelkie prawa zastrzeżone
Warszawa 2025
ISBN: 978-83-8380-090-5
Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.
Szanujmy cudzą własność i prawo!
Polska Izba Książki
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej
Dla mojej babskiej drużyny: Nicole, Tracy i Katie.
Utrzymywałyście mnie na powierzchni, gdy byłam przekonana, że moja tratwa ratunkowa szwankuje.
Hej, przyjaciółko!
Jeśli to czytasz, BARDZO CI DZIĘKUJĘ! Zwróć jednak uwagę, że w tej fikcyjnej historii poruszane są bardzo prawdziwe (i bardzo trudne) tematy, takie jak nadużywanie środków odurzających i wykorzystywanie seksualne dzieci, język bywa wulgarny, a opisany w tekście alfadupek może wzbudzić negatywne emocje wśród niektórych czytelniczek. Jeśli uważasz takie treści za niepokojące, proszę, zrezygnuj z czytania tej książki!
A jeśli należysz do mojej wspaniałej rodziny i chcesz mnie wesprzeć... kocham cię, ale rozważ przerwanie lektury w tym miejscu. A gdy mówię „rozważ”, mam na myśli przerwij tutaj.
Odgłosy imprezy trwającej w domu sąsiedniego bractwa studenckiego przeszkadzały mi w upijaniu się, nad czym właśnie usilnie pracowałem. Dziewczyny piszczały i wrzeszczały, jakby sądziły, że facetom naprawdę od tego staje. Chociaż może i miały rację, biorąc pod uwagę, ile lasek przeleciałem w przeszłości na takich balangach.
Ale tego wieczoru mój kutas był ostatnim, o czym myślałem. Wszystko, czego chciałem, to zalać się w trupa i zapomnieć o wczorajszym przyjęciu zaręczynowym, które zakończyło się totalną katastrofą.
Być może podjąłem złą decyzję, od razu wracając na kampus, ale nie mogłem usiedzieć w domu, podczas gdy tata napawał się totalnym upokorzeniem swojego najlepszego przyjaciela i stratą finansową, jaką ten musiał ponieść. Gdy zasugerował, że zamówi dla mnie prostytutkę, by – cytuję: „wyssała ze mnie zły nastrój”, wskoczyłem do auta i pojechałem do szkoły.
Tu przynajmniej mogłem liczyć na przyjaciół. A w każdym razie na dwóch z nich. Chuj jeden wie, gdzie się podziewał Ash, ale Court i Linc byli gotowi towarzyszyć mi w użalaniu się nad sobą.
Samopoczucie Courta mnie nie zaskoczyło. To, że znowu musiał porzucić Bex, namieszało mu we łbie, i czułem się przez to jak totalny dupek, bo to ja sprowadziłem ją z powrotem do jego świata.
Jeśli zaś chodzi o Linca... Cholera, miał wystarczająco dużo problemów z kobietami, a teraz okazało się, że te dwie, na których naprawdę mu zależało i przed którymi zaczął się otwierać, wydymały nas wszystkich. Maddie, bo mnie zdradziła, a Bex, bo wzięła jej stronę.
Żołądek mi się przewracał, podczas gdy rozmyślałem o tym, „co by było, gdyby”, i próbowałem dostrzec sygnały, które wcześniej przegapiłem.
Siedziałem z butelką wódki Grey Goose w dłoni i zastanawiałem się, czy nie pójść na górę i nie poprosić Gordo o trochę towaru. Zawsze miał najlepszą trawkę, a w tej chwili przydałoby mi się coś na odprężenie.
Linc pochylił się ku mnie z chrząknięciem i wyrwał mi butelkę z ręki. Wziął długi łyk, po czym podał wódkę Courtowi.
– Nie.
– Co „nie”? – zapytałem, przesuwając palcem po krawędzi podłokietnika fotela.
– Wiesz, że trener co chwila robi testy antydopingowe – odparł Linc ze wzburzeniem w ciemnych oczach. – Ostatnie, czego potrzebujemy, to żeby twoje siki dały wynik pozytywny.
Court pokiwał głową.
– On ma rację. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, jak gównianie ostatnio graliśmy.
Gniew zapłonął w moich trzewiach. Rzuciłem się na butelkę i przełknąłem więcej ognistego płynu. Gaszenie ognia ogniem pewnie nie było najlepszym pomysłem, ale co innego mogłem zrobić, skoro kobieta, którą kochałem, wydymała mnie na oczach wszystkich?
Miłość.
Prychnąłem. Nie mogłem znieść, że w ogóle zniżyłem się do wypowiedzenia tego słowa, nie mówiąc już o odczuwaniu tej emocji.
Uniosłem butelkę i zaproponowałem toast.
– Za Madison. Za to, że wydymała mnie i naszą szansę na mistrzostwo.
Court się skrzywił.
– Oszukała nas wszystkich, stary.
– Chrzanić ją – dodał Linc lodowatym tonem.
Ten głupi, pieprzony, słabowity kącik mojego serca, którym Maddie wciąż rządziła, nawet teraz buntował się przeciwko temu, że źle o niej mówili. Wziąłem kolejny łyk wódki, w nadziei, że zagłuszę głos tego skurwiela. Madison Porter mnie oszukała. Musiałem wziąć się w garść i zapanować nad emocjami, zanim znowu ją zobaczę.
Byłem pieprzonym Ryanem Cainem. Nie pozwalałem, żeby mój kutas dyktował warunki. To ja ustalałem zasady i nadeszła pora, żeby wszyscy, włącznie z Maddie, sobie o tym przypomnieli.
– Co zamierzasz zrobić? – Court uśmiechnął się znacząco, jakby czytał mi w myślach.
Był bystry jak cholera i nic mu nie umykało. Nie dziwiło mnie to, bo brałem pod uwagę, z jakiej rodziny pochodził. Pewnie wbili mu to gówno do głowy, jeszcze zanim przecięto pępowinę.
Uniosłem butelkę do ust i uśmiechnąłem się w reakcji na znajomy przypływ ciemności, która trzymała się na dystans, gdy Maddie była blisko mnie. Teraz mrok powrócił, spuszczony ze smyczy i wygłodniały, a ja byłem gotów rozpętać chaos.
– Maddie właśnie zyskała status zwierzyny łownej – oznajmiłem stanowczo, po czym wziąłem kolejny łyk. – Pewnie wciąż będę musiał się z nią ożenić, ale jej szczęście to już nie mój problem.
Linc się zawahał.
– Jesteś pewien, stary? Te dupki z liceum potraktują ją brutalnie, zwłaszcza teraz, gdy okazało się, że sabotowała również drużynę...
– Znowu – mruknął Court. Spojrzeliśmy na niego obaj, więc wyjaśnił: – Nikt przecież nie wie, że Maddie to nie Lainey. Więc to wygląda tak, jakby zdradziła drużynę dwa razy. Wystawiła Ryana na pośmiewisko dwukrotnie – podkreślił.
W zamyśleniu potarłem szczękę.
– Myślisz, że zniesienie nakazu ochrony nie wystarczy?
Wzruszył ramionami.
– Myślę, że musimy udowodnić, że to my wciąż tutaj rządzimy.
Linc wciągnął powietrze przez zęby.
– Zdajesz sobie sprawę, że to dotknie nie tylko Maddie? Bex ją wspiera.
– No to ją też czeka pogrzeb – odparłem zimno. Popatrzyłem na przyjaciół. – Zniesiecie to?
Linc chrząknął i zacisnął szczęki.
– Sama podjęła tę decyzję.
Spojrzałem na Courta, bo wiedziałem, że jemu będzie trudniej ze względu na historię, jaka łączyła go z Bex od dzieciństwa. Nie byłem pewien, czy mam prawo go prosić, by znowu wyciął ją ze swojego życia.
– Jest jak jest – odparł w końcu i sięgnął po butelkę.
– Ej! Gdzie siedzicie? – krzyknął Ash z wnętrza domu.
– Tutaj! – zawołał Linc.
Zabrał Courtowi wódkę, wziął łyk, po czym podał butelkę mnie.
Cholera, w tym tempie zaraz będziemy potrzebowali kolejnej.
Odchyliłem głowę do tyłu i spojrzałem na Asha, który wyszedł na taras z laptopem pod pachą.
Uśmiechnąłem się krzywo i wyciągnąłem w jego stronę niemal pustą butelkę.
– Przyszedłeś do nas dołączyć?
Linc podciągnął nogi, żeby zrobić mu miejsce na sofie, ale Ash tylko pokręcił głową.
– W porządku – mruknąłem. – Będzie więcej dla mnie.
Już miałem unieść butelkę do ust, gdy Ash wytrącił mi ją z ręki. Upadła z brzękiem i rozbiła się o deski tarasu.
– Stary, co jest, kurwa? – jęknął Linc. – To była warta trzysta dolarów...
– Czy wyglądam, jakby mnie to obchodziło? – przerwał mu Ash lodowatym tonem, ale spojrzenie jego zielonych oczu dalej było utkwione we mnie.
Uniosłem brwi. Alkohol otulił mnie kocem obojętności, jednak czułem, jak mój gniew miota się pod powierzchnią i błaga o uwolnienie, by móc zasiać ból i zniszczenie na świecie.
– Najwyraźniej nie. Więc odpierdol się i daj nam pić w spokoju.
– W sensie, mam pozwolić, żebyście dalej się dąsali jak banda cipek? – poprawił mnie Ash. – Bo wygląda na to, że właśnie to robicie.
Zerwałem się na równe nogi tak szybko, że fotel, na którym siedziałem, uderzył o ścianę. Na szczęście nie zachwiałem się zbytnio, gdy spojrzałem przyjacielowi prosto w oczy.
– Co ty, kurwa, powiedziałeś?
– Powiedziałem, że siedzisz tutaj naburmuszony jak mała dziwka – zadrwił Ash, kręcąc głową z obrzydzeniem. – A te dwa przygłupy jeszcze cię w tym wspierają.
Court ściągnął brwi, a Linc pokręcił głową.
– Po wczorajszym wieczorze Ryan zasłużył na wypicie pieprzonej beczki czegoś, co pomoże mu zapomnieć o całym tym gównie – zauważył. – Wszyscy na to zasłużyliśmy.
Zacisnąłem szczęki tak mocno, że bałem się, że zęby mi się połamią. Żadna ilość alkoholu nie mogła mi pomóc zapomnieć o tym, że Maddie wyrwała mi serce z piersi i postanowiła zagrać nim w piłkę.
Wódka tylko odrobinę zamazywała wspomnienia i pozwalała skupić się na gniewie, zamiast na bólu i zdumieniu, że zostałem tak totalnie oszukany.
Gniew był lepszy.
Potrzebowałem więcej alkoholu.
– Siadaj – rozkazał Ash, jakby wyczuł, że zamierzam go stratować, by znaleźć coś innego do picia.
– Zamierzasz mnie zmusić? – Zaśmiałem się cicho.
Na ten dźwięk większość ludzi natychmiast by się wycofała. Ale nie on.
– To zależy – odparł. – A zamierzasz dalej zachowywać się jak rozwydrzony bachor? Czy może jesteś gotów usłyszeć prawdę?
– Co to ma, kurwa, znaczyć? – wycedziłem. W głowie mi się kręciło i byłem zbyt zirytowany, by bawić się w słowne gierki. – Jeśli nie przyszedłeś tutaj, żeby mi pomóc...
– Przyszedłem właśnie po to – przerwał mi z błyskiem w oczach. – Ale nie zamierzam pozwolić, żebyś zalał się w trupa.
– No to mi, kurwa, nie pomagasz, przyjacielu – syknąłem i go popchnąłem.
Court i Linc od razu zerwali się z miejsc.
– Ry, stary, wyluzuj – ostrzegł Court, obserwując nas czujnie.
– To niech Ash się odwali – odpaliłem.
Byłem o krok od znokautowania najlepszego przyjaciela.
Ash warknął i trzepnął mnie w pierś laptopem.
– To nie była Maddie, ty pieprzony idioto.
Na dźwięk jej imienia rozpalony do białości gniew zalał moje ciało. Gniew i... ja pierdolę. Żądza. Mój kutas się obudził, chociaż wypiłem wystarczająco dużo, by zostać kapitanem statku M/S Impotent.
Wystarczyła jedna wzmianka o Maddie, bym wyobraził ją sobie leżącą na moim łóżku, z zamglonym spojrzeniem i rumieńcem, który oblewał jej policzki i idealne cycki tuż przed tym, jak miała dojść pode mną jak cholerny pociąg towarowy.
Poczułem gorzki smak na języku i otarłem usta dłonią. Widziałem tylko kilka sekund jej sekstaśmy z Deanem, ale ten obraz na zawsze wypalił się w moim mózgu.
– Nie wymawiaj jej cholernego imienia – warknąłem.
Kipiałem ze złości, a ręce mi się trzęsły z potrzeby, żeby komuś przywalić.
– Czyjego? Maddie? – Ash uśmiechnął się złośliwie.
Rzuciłem się na niego, ale Court i Linc mnie przytrzymali.
Ledwie.
– Jezu, Ryan, on cię nabrał, nie rozumiesz? – warknął Ash. – Nabrał cię, a ty mu na to, kurwa, pozwoliłeś, stary.
– O czym ty mówisz? – zapytał Court i chrząknął, gdy przypadkiem uderzyłem go łokciem w żebra.
– O Deanie – wycedził Ash, kręcąc głową. – Kurwa, Dean wrobił Maddie, a wy się na to nabraliście.
Jego słowa przedarły się przez czerwoną mgłę otaczającą mój mózg. Przestałem walczyć w uścisku przyjaciół.
– Co takiego?
Ash popatrzył na mnie z obrzydzeniem i otworzył laptopa. Gdy go obrócił, zobaczyłem ekran zamrożony na ujęciu Maddie ujeżdżającej Deana.
Wzdrygnąłem się na ten widok i spiorunowałem przyjaciela wzrokiem.
– Gdybyś trochę poczekał, mógłbym ci powiedzieć, że nagranie zostało sfałszowane – poinformował mnie. – Dean nałożył nowy znacznik na wideo, które rozesłał, ale wystarczyło zajrzeć pod jedną warstwę, by odkryć prawdziwą datę. To nie Madison widać na tym nagraniu, no chyba że pieprzyła się z Deanem zeszłej jesieni.
– To Madelaine – mruknął Linc.
Wyglądał na wstrząśniętego.
Court jęknął.
– Ja pierdolę. Dlaczego od razu nie przyszło nam to do głowy?
Szok sparaliżował moje ciało. Zmrużyłem oczy i dostrzegłem właściwą datę w prawym dolnym rogu ekranu. Ash miał rację; to było nagranie z zeszłego roku.
– Ale przecież... ona miała na sobie ten sam sweter – wyjąkałem. – A Josh powiedział...
– Josh powiedział, że widział, jak Maddie wchodzi do pokoju Deana. Ale jak długo tam była? Myślisz, że Dean nie jest wystarczająco przebiegły, żeby zaplanować coś takiego? Zwabił Maddie do siebie, akurat gdy przechodził świadek... – Ash prychnął. – Ryan, obudź się, kurwa.
Przymknąłem oczy, gdy dotarło do mnie znaczenie jego słów.
„Nie, nie, nie”.
Jeśli miał rację, to całkowicie spierdoliłem sprawę.
– Madison cię nie zdradziła, dupku – dodał. Jad zniknął z jego tonu i zastąpiło go coś, co podejrzanie cuchnęło współczuciem. – Nie zrobiła nic złego, a ty rzuciłeś ją na pożarcie wilkom.
– A co z zeszytem ze strategią drużyny? – wtrącił Court. – Jakim cudem trafił w ręce Deana, jeśli to nie Maddie mu go dała?
Ash westchnął z irytacją i kliknął w inne nagranie. Rozpoznałem korytarz na górze. Dean stał w progu swojego pokoju i czekał, aż Maddie wyjdzie ode mnie.
Cokolwiek powiedział, bardzo ją to wkurzyło, a gdy złapał ją za ramię, krew mnie zalała. Na szczęście Maddie zdołała mu się wyrwać i wyszła...
Tymczasem on wszedł prosto do mojego niezamkniętego pokoju. Po chwili opuścił go z zeszytem pod pachą i schował się u siebie, tuż zanim Maddie wbiegła z powrotem na górę, żeby zamknąć drzwi na klucz.
Skurwiel.
A więc ona powiedziała mi prawdę.
Zacisnąłem palce na grzbiecie nosa. Przypomniałem sobie poczucie zdrady w jej oczach i drżenie w głosie.
„Jeśli odejdziesz, stracisz mnie na zawsze”.
Jej ostatnie słowa odbiły się echem w mojej głowie.
– Spieprzyłem sprawę – mruknąłem, gwałtownie wciągając powietrze w płuca.
– Wszyscy spieprzyliśmy – dodał Linc.
Ash posłał nam zarozumiałe spojrzenie.
– Ja nie. Nikt nie potrafiłby udawać takiej niewinności, jaką miała ta dziewczyna.
Potarłem twarz dłonią.
– Muszę ją znaleźć. Muszę z nią porozmawiać.
Było już po północy, a od jej domu dzieliły mnie dwie godziny jazdy, ale musiałem się z nią zobaczyć. Teraz. Musiałem to naprawić. Cholera, miała pełne prawo być na mnie wściekła, ale nie zamierzałem zaakceptować końca naszego związku.
– Jesteś pijany, stary – zauważył Court. – Może to nie najlepszy moment, żeby jechać na wybrzeże.
Spojrzałem na niego spode łba.
– No to wezmę pieprzonego Ubera.
Odwróciłem się gwałtownie i zachwiałem. Kurwa, naprawdę byłem zbyt nawalony, żeby prowadzić.
Ash położył mi dłoń na ramieniu.
– Ja was zawiozę. Wsiadajcie do auta, dupki.
Wgramolenie się do range rovera Asha zajęło nam więcej czasu, niżbym chciał. Niemal dwugodzinna jazda z powrotem na północ też ciągnęła się w nieskończoność, zwłaszcza że mój najlepszy przyjaciel prowadził jak starsza pani. Zamierzałem kopnąć go w jaja, gdy tylko wystarczająco wytrzeźwieję, by przejąć kierownicę. Tymczasem musiało mi wystarczyć piorunowanie go wzrokiem.
– Jest ciemno – zauważył Court z tylnego siedzenia, gdy zaczęliśmy się piąć długim podjazdem do masywnej rezydencji na wzgórzu, którą Gary Cabot wykorzystywał, by demonstrować światu, jaki jest bogaty.
Serce załomotało mi o żebra, gdy spojrzałem na ciemny dom. Wyglądał złowieszczo, gdy nie paliło się w nim ani jedno światło. Można by pomyśleć, że wysiadł prąd, ale w sąsiednich posiadłościach oświetlenie działało normalnie.
– Coś jest nie tak – wymamrotał Ash, mrużąc oczy, gdy zaparkował SUV-a przed domem.
Otworzyłem drzwi auta i przekląłem. Alkohol sprawiał, że wciąż byłem ociężały. Chwiejnym krokiem wspiąłem się po schodkach do wejścia od frontu, nie przejmując się tym, jak zapewne wyglądam. Zacząłem grzebać w kieszeni w poszukiwaniu kluczy i dopiero za trzecim razem znalazłem właściwe.
Gdy weszliśmy do środka, przywitała nas cisza.
– Tak się zaczyna wiele horrorów – zauważył Linc.
– Przymknij się – syknął Ash i trzepnął go dłonią po potylicy.
– Jezu, robisz się nie do zniesienia, gdy jesteś trzeźwy i zachowujesz się z moralną wyższością – burknął Linc.
– Zamknijcie się, kurwa, wszyscy – warknąłem i zapaliłem światła w foyer.
Oślepił mnie nagły blask i moje oczy dopiero po chwili przywykły do jasności.
Trudno było uwierzyć, że nieco ponad dwadzieścia cztery godziny wcześniej odbywało się tu wielkie przyjęcie. Wnętrze domu wyglądało na czyste, wręcz sterylne i... puste.
– Czy ktoś tu w ogóle jest? – mruknął Court, omiatając przestrzeń podejrzliwym spojrzeniem.
– Nie wiem – odparłem szorstko, coraz bardziej zdenerwowany. – Sprawdźcie to. Ja poszukam Maddie.
Nie czekałem na odpowiedź. Wbiegłem na górę, pokonując po dwa stopnie naraz i zwolniłem dopiero wtedy, gdy zatrzymałem się przed jej sypialnią. Z impetem otworzyłem drzwi.
– Maddie? – zawołałem w ciemność, po czym wszedłem do środka i włączyłem światło.
Oddech uwiązł mi w gardle, gdy zdałem sobie sprawę, że jej tu nie ma. Łóżko było zaścielone i wyraźnie nietknięte. Pokój wyglądał normalnie, a jednak czułem, że coś jest nie tak.
Zajrzałem do łazienki, a nawet do szafy, chociaż wiedziałem, że to bezcelowe. Gdy wyszedłem z sypialni, Ash akurat pojawił się w korytarzu.
– Zniknęli – obwieścił z ponurą miną.
– Co ty nie powiesz? – wycedziłem. – Gdzie oni, kurwa, są?
– Nie wiem – odparł zwięźle. – Chciałem przejrzeć nagrania z monitoringu, ale zostały wykasowane.
Zamarłem i poczułem, jak panika wbija się pazurami w moje trzewia.
– Jak to: wykasowane?
– W sensie, ktoś celowo wymazał materiał z całego weekendu – wyjaśnił. – Zniknęło nagranie z przyjęcia i wszystkiego, co wydarzyło się potem.
Warknąłem, sfrustrowany.
– Więc co? Tak po prostu się wynieśli? Nie mogli przecież rozpłynąć się w powietrzu. To nie ma, kurwa, sensu!
Ash bezradnie rozłożył ręce.
– Nie mogę ich tu sprowadzić w magiczny sposób, Ry. Maddie zniknęła.
Zacisnąłem dłonie w pięści. Miałem ochotę komuś przywalić, ale w tej chwili musiałem zachować trzeźwość umysłu. Musiałem się skupić.
Potarłem kark dłonią, próbując zignorować narastający ból głowy.
– Okej, chodźmy.
– Dokąd? – zawołał za mną Ash, gdy przepchnąłem się obok niego i popędziłem na dół.
Linc i Court czekali już na nas przy drzwiach frontowych.
– Zadzwońcie do Bex – nakazałem i ruszyłem w stronę auta.
Linc ściągnął brwi.
– Do Bex?
Obejrzałem się przez ramię.
– Ona ostatnia widziała Maddie.
Linc i Court wymienili spojrzenia.
– Stary, jest trzecia nad ranem – zaprotestował Court. – Bex pewnie śpi.
– To ją, kurwa, obudź – zażądałem.
Wskoczyłem do auta i zatrzasnąłem drzwiczki z takim hukiem, że cały SUV się zatrząsł.
Nie obchodziło mnie to, czy Bex śpi. Byłem gotów przeorać cały świat, żeby znaleźć moją dziewczynę. I, Boże, dopomóż każdemu, kto spróbuje stanąć mi na drodze.
Jako że był środek nocy, w rezydencji Whittierów paliły się tylko światła wokół posesji. Piętrowe ceglane monstrum z wypielęgnowanym ogrodem stało zaledwie kilka ulic od domu Gary’ego i wyglądało nieco nie na miejscu pośród posiadłości inspirowanych Toskanią. Matka Bex pochodziła ze Wschodniego Wybrzeża i zaprojektowała ten dom, by przypominał jej o korzeniach.
Gdy tylko się zatrzymaliśmy, otworzyłem drzwi. Ash złapał mnie za ramię, a ja spojrzałem na niego, zirytowany.
– Jaki mamy plan? – zapytał. Słaby blask oświetlenia wewnętrznego SUV-a rzucał cienie na jego ciemną skórę. – Jest środek nocy. Naprawdę myślisz, że rodzice Bex zaproszą nas do środka, żebyś mógł przesłuchać ich córkę?
Skrzywiłem się. Miał rację. Whittierowie nie przypominali innych rodziców. Oni naprawdę zdawali się troszczyć o swoje dziecko. A w każdym razie można to było powiedzieć o matce Bex. Jej ojciec wprawdzie nie tonął w gównie tak jak nasi, ale w żadnym wypadku nie był święty.
Court westchnął z tylnego siedzenia.
– Mogę was wprowadzić do środka – mruknął, otwierając drzwi od swojej strony.
Linc uniósł brwi.
– Wciąż masz klucz? Myślałem, że Betty zabrała go po tym, jak...
Court spiorunował go wzrokiem, zirytowany wzmianką na temat przeszłości.
– Zabrała. Ale czy widziałeś kiedyś, by zamknięte drzwi mnie powstrzymały?
Uśmiechnąłem się pod nosem i pokręciłem głową. Umiejętności Courta bywały przydatne. Dzięki temu, że zdradził mi tajniki otwierania zamków wytrychem, mogłem między innymi włamać się do pokoju Maddie pierwszego dnia szkoły, żeby ją zaskoczyć.
Ból zapłonął mi w piersi i zwalczyłem falę paniki, ale wiedziałem, że mnie zaleje, jeśli wkrótce nie odnajdę swojej dziewczyny.
– Chcesz, żebyśmy poszli z tobą? – zapytał Ash, bębniąc palcami o kierownicę.
Court delikatnie zamknął za sobą drzwi auta, by nie robić za dużo hałasu.
– Nie. Będzie łatwiej, jeśli pójdziemy tylko we dwóch z Ryanem – odparł. – Ale możesz zhakować kamery monitoringu, żeby wymazać naszą obecność.
Ash pokiwał głową i wyciągnął laptopa ze szczeliny między swoim siedzeniem a konsolą.
– Już się robi.
– Court... – Linc zawahał się i skrzywił. – Kurwa. Powiedz Bex...
Court zacisnął usta w linijkę.
– Tak, wiem, stary.
– Wygląda na to, że wszyscy musimy sobie kupić bilety na pociąg z przeprosinami – mruknąłem ponuro.
Ash uniósł palec, nie przerywając włamywania się do systemu bezpieczeństwa Whittierów.
– Ja nie.
Spiorunowałem go wzrokiem.
– W porządku. Ty nie. Skurwiel... – mruknąłem i cicho zamknąłem drzwi, chociaż miałem ochotę nimi trzasnąć.
Zerknąłem na Courta, a on skinął głową w stronę bocznej ściany domu.
– Najlepiej będzie się tam dostać przez wejście do piwnicy – wyjaśnił, gdy ruszyliśmy przed siebie, kryjąc się w cieniu. – Malcolm lubi wychodzić w nocy na papierosa i kiedyś dezaktywował alarm przy tych drzwiach, żeby Betty o tym nie wiedziała.
– A co, jeśli od tego czasu rzucił palenie? – zapytałem.
Court prychnął cicho.
– Widziałem, jak wykradł się na zewnątrz, żeby zapalić podczas twojego przyjęcia zaręczynowego. Swoją drogą byłem zaskoczony, że on i Betty w ogóle się tam pojawili.
– Maddie wspomniała, że Gary próbuje namówić Malcolma do współpracy nad jakimś projektem – przyznałem.
Court stanął jak wryty i spojrzał na mnie z wyrachowanym błyskiem w oczach.
– Dlaczego słyszę o tym dopiero teraz?
– Bo miałem inne sprawy na głowie – przypomniałem mu z irytacją.
Zesztywniał na te słowa.
– Ry, wiesz, że lubię Maddie...
Wkurzyłem się, bo wiedziałem, co zamierza powiedzieć.
– ...ale od kiedy odkryłeś jej prawdziwą tożsamość... – Urwał i się skrzywił.
– No co? – warknąłem. – Powiedz to.
– Jesteś rozkojarzony – dokończył.
Skrzyżowałem ramiona na piersi, zirytowany, że odbywamy tę rozmowę właśnie teraz, w cieniu rezydencji Whittiera.
– A ty nie jesteś rozkojarzony? Myślisz, że nie widzę, jak chodzisz za Bex? – wytknąłem mu.
Zmrużył oczy i wiedziałem, że trafiłem w czuły punkt.
– A czyja to wina? – syknął. – To ty kazałeś mi zanieść ją do pokoju Maddie tamtego wieczoru, gdy Dean próbował...
Zacisnął masywne dłonie w pięści. Wiedziałem z doświadczenia, że gdyby zadał mi teraz cios, zabolałoby jak cholera.
– Ale nie kazałem ci się przy niej kręcić – zauważyłem, jak przystało na dupka, którym byłem.
A co do tamtego wieczoru, wiedziałem, że nie pozwoliłby, aby ktokolwiek inny się o nią wtedy zatroszczył.
– Pieprz się – wycedził. – Wiedziałeś dokładnie, co robisz. A żaden z nas nie może sobie teraz pozwolić na nieuwagę.
– Więc co? Chcesz, żebym zrezygnował z Maddie?
Gdy wymówiłem te słowa na głos, poczułem lodowatą pustkę w piersi.
Court odchylił głowę i zacisnął szczęki.
– Nie, oczywiście, że nie. Mówię tylko, że musimy być ostrożni.
– Dobrze – warknąłem. – Bo Maddie jest moja i drugi raz nie pozwolę jej odejść.
Uniósł brwi.
– Pod warunkiem że ją przekonasz, by przyjęła cię z powrotem.
Zmrużyłem oczy.
– Zrobi to.
– Jesteś wyjątkowo pewny siebie.
– Zgadza się – odparłem, coraz bardziej zirytowany. – A teraz czy możemy wreszcie zabrać się do rzeczy, czy chcesz zawołać tu resztę kolesi, żebyśmy mogli wspólnie zwalić sobie konia, dyskutując o naszych uczuciach?
Court przewrócił oczami i ruszył przed siebie. Okazało się, że alarm przy przeszklonych drzwiach prowadzących do piwnicy rzeczywiście był wyłączony. Zakradliśmy się cicho do domu, trzymając się blisko ścian, i weszliśmy na piętro, gdzie znajdowały się sypialnie.
Court poruszał się pewnie po rezydencji Whittierów nawet w ciemnościach. Ostatecznie niemal wychował się w tym domu, zanim wszystko się popieprzyło między jego rodziną a rodziną Bex.
– Tutaj – mruknął, zatrzymując się przy ostatnich drzwiach w korytarzu.
Zobaczyłem światło sączące się przez szparę pod drzwiami i potraktowałem to jako dobry znak. Może Bex jeszcze nie spała.
Court się zawahał.
– Jeśli chcesz, żebym sam to zrobił... – zacząłem.
– Nie – przerwał mi stanowczo. – Dam radę.
Uniósł dłoń i zapukał cicho.
Po chwili drzwi się uchyliły i Bex wyjrzała na korytarz. Jej orzechowe oczy rozszerzyły się w zabawny sposób, a szczęka jej opadła na nasz widok. Już miała coś powiedzieć, gdy Court naparł na drzwi, objął ją w pasie i docisnął jej dłoń do ust, po czym wprowadził ją tyłem z powrotem do pokoju. Wszedłem za nim do środka i zamknąłem za sobą drzwi. Na dokładkę przekręciłem klucz w zamku.
– Nie będziesz krzyczeć, jeśli cię puści? – zapytałem.
Bex spiorunowała wzrokiem mnie, a potem Courta, ale w końcu pokręciła głową.
– Puść ją – powiedziałem.
Odsłonił jej usta, ale nie wypuścił z ramion, dopóki nie zaczęła go okładać pięściami po piersi. W końcu rozluźnił uścisk i odsunął się od niej z kamienną miną.
– Co wy tutaj, do cholery, robicie? – zapytała, rozwścieczona.
Włosy miała związane w potargany koczek na czubku głowy. Włożyła kuse spodenki i bluzeczkę na ramiączkach, co świadczyło o tym, że miała się właśnie położyć. Wyglądała uroczo w okularach na czubku nosa. Zapomniałem, że na co dzień nosi szkła kontaktowe.
– Szukamy Maddie – wyjaśniłem.
Jej porcelanowe policzki zarumieniły się z gniewu.
– I myślicie, że wam powiem, gdzie ona jest?
Ostatkiem sił opanowałem się, żeby nią nie potrząsnąć i nie zażądać, by natychmiast powiedziała wszystko, co wie. Zanim nabrałem pewności, że dam radę kontrolować ton głosu, odezwał się Court.
– Becca, daj spokój – powiedział cicho.
Lekko rozchyliła usta w zaskoczeniu.
– Nie nazywaj mnie tak – nakazała drżącym tonem. – Nie jesteśmy przyjaciółmi, pamiętasz? Dałeś mi to jasno do zrozumienia wiele lat temu.
– Wiesz, że sytuacja się zmieniła – przypomniał jej.
Przemawiał łagodnie, jakby była łanią, która mogłaby się wystraszyć i uciec.
Uniosła brwi i skrzyżowała ramiona na piersi.
– Bzdura.
– Nie mamy na to czasu – warknąłem, stając między nimi, i spojrzałem z góry na Bex. Jeśli musiałem zastraszyć tę małą myszkę, żeby zdobyć informacje, zamierzałem to zrobić. – Gdzie jest Maddie?
Zacisnęła zęby z uporem.
– Dlaczego miałabym ci cokolwiek powiedzieć? Złamałeś jej serce w chwili, gdy najbardziej cię potrzebowała.
Zdusiłem wściekłą ripostę, która cisnęła mi się na usta.
– Wiem, że popełniłem błąd. Wiem, że Dean ją wrobił i to nagranie było sfałszowane, okej? Czuję się gównianie.
– I powinieneś – mruknęła.
– Rebecco, proszę – spróbowałem.
Słowo miało dziwny smak na moim języku.
Ryan Cain nigdy o nic nie błagał.
Chyba że chodziło o dziewczynę, która skradła mu pieprzone serce.
– Przed chwilą byliśmy u niej w domu. Jest pusty. Nikogo tam nie ma – dodałem.
Jej oczy rozszerzyły się... ze strachu?
– O nie – szepnęła i uniosła dłoń do ust. – Nie, nie, nie. Jesteś pewien?
– Co się stało? – zapytał Court. – Hej, oddychaj, Becca.
Bex gwałtownie wciągnęła powietrze w płuca. Tym razem nie zwróciła uwagi na to, jak się do niej odezwał. A właśnie tego imienia używał w czasach, gdy dorastaliśmy. Dziś też tak ją nazywał, gdy był z nami sam i za dużo wypił...
– Musisz ją znaleźć – zwróciła się do mnie Bex.
– Próbuję – wycedziłem. Poczułem, jak strach zaczyna mi krążyć w żyłach. – Ale nie mam pojęcia, gdzie ona jest.
Dziewczyna nerwowo oblizała usta.
– Po tym, jak wyszedłeś... Jezu, Ryan, dlaczego ją zostawiłeś?
Boże, sam chciałbym to wiedzieć. Jedyna odpowiedź, jaką znałem, brzmiała: „Bo byłem cholernym idiotą”.
– Co się stało? – zapytał Court, który z trudem próbował zachować spokój.
Łzy napłynęły jej do oczu, gdy na nas popatrzyła.
– Gary wpadł w szał. Naprawdę się wściekł.
Skrzywiłem się.
– Bez wątpienia. Był kurewsko wkurzony. Na pewno powiedział jej mnóstwo paskudnych rzeczy.
– Nie, Ryan – zaprzeczyła, kręcąc głową. – On ją pobił do nieprzytomności.
Mój świat się zatrzymał.
Wyhamował i wszystko znalazło się w jakimś dziwnym stanie zawieszenia. Usłyszałem cichy szum klimatyzacji pompującej powietrze przez kanały wentylacyjne. Usłyszałem urywany oddech Bex i trzask knykci Courta, gdy zacisnął dłonie w pięści.
– Co takiego zrobił? – wyszeptałem.
Nie mogłem uwierzyć w to, co właśnie powiedziała.
Zamrugała i łzy popłynęły jej po policzkach. Court ujął jej twarz w dłonie i otarł łzy kciukami.
– Opowiedz nam wszystko – poprosił cicho.
Pociągnęła nosem.
– Po tym jak wyszliście, poszłam na górę, żeby sprawdzić, co u niej...
Kurwa.
Zostawiłem ją. Zostawiłem ją, a ten skurwysyn...
Przełknąłem żółć palącą mnie w gardle i skupiłem się na teraźniejszości. Nie mogłem zmienić tego, co się wydarzyło, ale mogłem znaleźć Maddie i wszystko naprawić.
Począwszy od Gary’ego. Koleś już był martwy.
– Leżała w korytarzu – kontynuowała Bex. Przez cały czas nie odrywała spojrzenia od oczu Courta. – Twarz miała opuchniętą i posiniaczoną, a żebra chyba połamane... Pomogłam jej się przebrać i wyszłyśmy. Chciała pojechać na dworzec autobusowy.
– Wsiadła do autobusu?
Sięgnąłem po telefon, żeby powiedzieć Ashowi, by przeszukał wszystkie terminale i ustalił, dokąd do diabła pojechała. Na samą myśl o tym, że odjechała gdzieś nocą, sama i wystraszona, poczułem, jakby kwas popłynął mi w żyłach. Ból zżerał mnie żywcem, byłem oszalały ze strachu i niepokoju. Nawet siniaki nie mogły ukryć tego, jak piękna była moja dziewczyna, i wiedziałem aż za dobrze, ilu chorych pojebów mogłoby chcieć ją wykorzystać. A wszystko dlatego, że jej nie ochroniłem. Że uciekłem, gdy tylko pojawiły się kłopoty. Wściekłość i nienawiść do samego siebie połączyły się we mnie w toksyczny koktajl, od którego poczułem się fizycznie niedobrze. Co ja najlepszego zrobiłem?
– Nie – zaprzeczyła Bex. – Maddie chciała najpierw pożegnać się z Madelaine, więc zabrałam ją na cmentarz. Weszła do rodzinnego mauzoleum i nagle zaroiło się tam od jakichś facetów. Jeden złapał mnie...
Court znieruchomiał.
– Skrzywdził cię? – zapytał złowieszczym tonem.
– Nie – zapewniła go. – Dwaj pozostali dopadli Maddie wewnątrz krypty i zaciągnęli ją do samochodu. Rozpoznałam ich. To byli ochroniarze Gary’ego. Widziałam ich wcześniej na przyjęciu. Koleś, który mnie złapał, odwiózł mnie do domu. Od tamtej pory próbowałam się dodzwonić do Maddie, ale cały czas włącza się poczta głosowa.
Bex cofnęła się i zanurzyła palec stopy we włóknach dywanu.
– A Gary chyba zadzwonił i powiedział coś moim rodzicom, bo trzymają mnie pod kluczem od zeszłego wieczoru. Zamierzałam spróbować się wymknąć dziś w nocy, ale wszędzie są kamery. – Urwała i zmarszczyła nos. – No właśnie, a jak wy się tu dostaliście?
– Ash je zhakował – odparłem, obojętnie wzruszając ramionami.
– Oczywiście – mruknęła. – Słuchajcie, byłam pewna, że Maddie wciąż jest u Gary’ego. Jeśli jej tam nie ma...
Poczułem, jak moje serce tonie niczym pieprzony kamień opadający na dno oceanu.
Gdzie, do cholery, jest moja dziewczyna?
Rankiem trzeciego dnia szczęka nie bolała mnie już tak bardzo. Dzięki pięściom mojego ojca wciąż byłam na diecie złożonej wyłącznie z miękkich pokarmów, ale przynajmniej ból przestał być pierwszą rzeczą, o jakiej myślałam po przebudzeniu.
Gdy uniosłam powieki, słońce świeciło już jasno na niebie. Byliśmy gdzieś w górach, chociaż wciąż nie miałam pojęcia, gdzie dokładnie. Chata, do której przywiózł mnie Gary następnego ranka po tym, jak jego zbiry zaciągnęły mnie z powrotem do rezydencji, znajdowała się na odludziu, ale nie byłam nawet pewna, jak wygląda z zewnątrz ani jak jest duża, bo gdy tu dotarłam, byłam odurzona lekami.
Po tym, jak zasnęłam z płaczem w pokoju Madelaine, obudziły mnie głosy. Ktoś mnie przytrzymał, a ktoś inny wbił mi igłę w ramię. Wzrok mi się zamazał, a gdy odzyskałam przytomność, znajdowałam się już w tym pomieszczeniu. Przez zamknięte okno widziałam tylko niekończące się pasma wzgórz i dolin porośniętych drzewami, które właśnie zaczynały zmieniać kolor.
Wstałam z łóżka i docisnęłam ręce do chłodnego szkła. Pierwszego dnia rozważałam, czy nie zbić szyby i nie wyskoczyć, ale nie byłam idiotką. Nawet gdybym przeżyła upadek z piętra bez złamania czegokolwiek, nie miałam pojęcia, czy znajduję się milę, czy sto mil od cywilizacji.
No i pozostawała jeszcze kwestia mamy, którą mój psychopatyczny ojciec przetrzymywał jako zakładniczkę, by mnie kontrolować.
Odwróciłam się od okna i zacisnęłam dłonie w pięści, rozglądając się po minimalistycznie urządzonym pokoju.
Przestrzeń była zdominowana przez duże łóżko zasłane prostą białą pościelą i przykryte szarą narzutą. Były tu również krzesło i biblioteczka pozbawiona książek. Najwyraźniej większość przedmiotów znajdujących się w pokoju została z niego celowo usunięta przed moim przybyciem, włącznie z telewizorem, który wcześniej wisiał na ścianie.
Na stoliku nocnym stał tylko prosty cyfrowy zegarek, dzięki któremu przynajmniej wiedziałam, która jest godzina. Pod ścianą po lewej stronie łóżka znajdowały się pusta komoda oraz szafa zaopatrzona – co odkryłam z niepokojem – w ubrania w moim rozmiarze, jakby Gary tylko czekał, aż spieprzę sprawę i będzie musiał mnie tu sprowadzić.
Mała łazienka przylegająca do pokoju była wyposażona w kabinę prysznicową, toaletę i umywalkę. Gdy doszłam do siebie pierwszego dnia, z rozczarowaniem zauważyłam, że lustro zostało zabrane, żebym nie mogła go stłuc i użyć odłamków jako broni.
Dwa razy dziennie jakaś drobna kobieta, której nie rozpoznawałam, przynosiła mi do pokoju posiłki. Początkowo próbowałam z nią rozmawiać. Potem zaczęłam błagać o pomoc, a w końcu krzyczeć.
Nic nie podziałało.
Punktualnie o ósmej rano drzwi otworzyły się znowu, jednak tym razem zamiast kobiety w progu stanął Gary, z tacą w dłoni.
Uśmiechnął się do mnie szeroko i zamknął za sobą drzwi, popychając je stopą, ale ich nie zaryglował.
Rozważyłam, czy nie przebiec obok niego i nie spróbować wyrwać się na zewnątrz, ale zdałam sobie sprawę, że szanse na ucieczkę mam marne.
– Mądra dziewczynka – skwitował, jakby czytał mi w myślach, po czym odstawił tacę na stolik przy łóżku.
Było to kolejne pozbawione smaku śniadanie złożone ze smażonych białek jaj i jogurtu naturalnego.
– Chciałabyś najpierw porozmawiać czy zjeść? – zapytał, jakby robił mi wielką łaskę.
Prychnęłam i skrzyżowałam ramiona na piersi.
– Żądam odpowiedzi – wycedziłam.
Jego spojrzenie stwardniało.
– Nie tym tonem.
Zacisnęłam zęby i powstrzymałam złośliwy komentarz.
– Proszę.
Z aprobatą pokiwał głową.
– Tak lepiej.
Przeszedł przez pomieszczenie i zajął miejsce na krześle.
– Usiądź.
Zachowałam neutralną minę i przycupnęłam w nogach niezasłanego łóżka.
– Przede wszystkim chciałbym przeprosić – zaczął, choć myślałam, że niczym mnie już nie zaskoczy. Machnął ręką w moją stronę. – Mój wybuch był nierozważny. Nie powinienem był bić cię po twarzy.
„Tylko po twarzy, co?”
Więc miejscami, w których łatwo było ukryć siniaki, się nie przejmował? Dobrze wiedzieć.
– Zdaję sobie również sprawę, że mówiłaś prawdę... – podjął konwersacyjnym tonem – i za powstanie tego niefortunnego nagrania odpowiada Lainey.
Zmrużyłam oczy i wbiłam paznokcie we wnętrza dłoni.
– Twoja siostra zawsze była złośliwą małą dziwką – podsumował, kręcąc głową.
– Przecież mówiłeś, że byliście sobie tacy bliscy – zauważyłam z pogardą.
Uśmiechnął się lekceważąco.
– Cóż, przecież nie zgodziłabyś się zostać, gdybym powiedział ci prawdę, czyż nie? Gdybym wyznał, że twoja siostra nieustannie była mi solą w oku? Albo że jej przedwczesna śmierć była jedną z najlepszych rzeczy, jakie mi się przytrafiły?
Wzdrygnęłam się na te słowa.
– Jesteś pieprzonym potworem.
– A ty naiwną idiotką – zadrwił. – Nic nie poradzę na to, że potrzeba odzyskania tatusia przesłoniła ci rozum. Twojej siostrze przynajmniej nie brakowało zdrowego rozsądku. Oraz płynnego złota, które najwyraźniej miała między nogami, bo każdy samiec w jej obecności zamieniał się w bełkoczącego głupca.
– Mówisz o swojej córce! – krzyknęłam, oburzona.
– Niechcianej córce – odparł nonszalancko, po czym znowu się uśmiechnął i westchnął. – Jak miło, że nie musimy już zachowywać pozorów, prawda? Możemy po prostu być sobą.
– Naprawdę mnie nabrałeś – przyznałam, próbując powstrzymać łzy, które zapiekły mnie pod powiekami. – Myślałam, że zależało ci na Madelaine. I na mnie.
– Zależało mi na mojej inwestycji. Tylko tym dla mnie zawsze byłyście. – Zerknął na swoje paznokcie. – Moja matka, a twoja babka... niech smaży się w piekle... uważała się za aktorkę. Zawsze zabierała mnie na castingi. Chyba podłapałem przy okazji trochę umiejętności.
– Szczęściarz z ciebie. – Zacisnęłam zęby tak mocno, że zastanawiałam się, czy zaraz nie pękną.
Gary prychnął.
– Ale przecież to kupiłaś, czyż nie? Uwierzyłaś, że tatuś, którego zawsze chciałaś poznać, wyzwolił cię od marnego życia w slumsach. Przyjęłaś ode mnie wszystko, Madison. Kosztowną edukację, nowe ubrania... Nie widziałem, żebyś narzekała.
– Nigdy nie dbałeś o mnie ani o Lainey.
Przełknęłam z trudem, gdy dotarło do mnie, że to wszystko było kłamstwem. Wyrachowanym kłamstwem, począwszy od łez w gabinecie, gdy powiedział mi o śmierci siostry, aż po prezenty i komplementy.
– Trudno, żeby obchodziło mnie coś, czego nigdy nie chciałem – przyznał. – Miejmy nadzieję, że da się tobą kierować łatwiej niż twoją siostrą. Jeśli myślisz, że znalazłaś się w piekle, to nie masz pojęcia, do czego naprawdę jestem zdolny. Długo to trwało, nim Madelaine w końcu zaczęła mi okazywać posłuszeństwo.
– Ale ostatecznie i tak od ciebie uciekła – wytknęłam mu z wyższością.
Uśmiechnął się kącikiem ust.
– I skończyła jako kupka prochu. Więc kto tak naprawdę wygrał tę grę, Madison?
– Czy aby na pewno tak skończyła? – Pomyślałam o imieniu wyrytym na tabliczce w mauzoleum. – Jestem przekonana, że widziałam tam swoje imię.
Uśmiechnął się okrutnie.
– Przecież nie mogłem pozwolić, żebyś uciekła z powrotem do swojego poprzedniego życia, prawda?
– Wystarczy, że pójdę na policję i powiem im prawdę.
To miała być groźba, ale on zaśmiał się, jakby uznał ten pomysł za absurdalny.
– Proszę bardzo. Wypełniłem stosowne dokumenty związane ze śmiercią Madison Porter. Idź i powiedz, komu chcesz, że nią jesteś, a ja bez problemu przekonam wszystkich, że moja córka straciła zmysły. Znam wielu sędziów i psychologów, którzy z radością podpiszą się pod orzeczeniem o twojej niepoczytalności. – Zaśmiał się i pokręcił głową, najwyraźniej rozbawiony myślą, że w ogóle rozważałam opór.
Miał rację. Nie potrafiłam udowodnić, że jestem sobą. Nie miałam prawa jazdy, dowodu tożsamości ani aktu urodzenia. Wręcz przeciwnie. Wszystkie karty kredytowe i dokumenty, jakie posiadałam, były wystawione na Madelaine.
– Więc czego ode mnie chcesz? – zapytałam bezbarwnym głosem, próbując stłumić dreszcz odrazy. – I gdzie jest moja mama?
– Jest bezpieczna. Na razie – dodał po namyśle. – A to, czy taka pozostanie, zależy tylko od ciebie.
Zamknęłam oczy, żeby przygotować się na to, co miało zaraz nastąpić.
– Wrócisz do Pacific Cross. Gdy już dojdziesz do siebie, naturalnie. Mógłbym spróbować przekonać wszystkich, że to Ryan cię pobił, ale nie potrzebuję w tej chwili więcej dramatów.
– Oczywiście – zgodziłam się z sarkazmem.
– Poślubisz Ryana zgodnie z planem, a tuż po ślubie przepiszesz swoje dziedzictwo na mnie. Wyłącznie na mnie.
– Myślałam, że ty i Beckett macie się podzielić pieniędzmi? – mruknęłam.
– Sytuacja się zmieniła.
Uniosłam brew.
– Czy mój najdroższy mąż nie będzie miał nic do powiedzenia w tej sprawie?
Gary wzruszył ramionami. Stanowił ucieleśnienie obojętności.
– To już nie jest mój problem. Mam plany, które przestały obejmować Cainów. Beckett powinien był pomyśleć o tym, co może stracić, zanim obraził mnie tym małostkowym dodatkiem do naszej umowy. Ale skoro uznał, że dziesięć milionów jest tego warte...
– Dlaczego w ogóle mi o tym mówisz? Co miałoby mnie powstrzymać przed zawarciem układu z Ryanem albo Beckettem? – zapytałam.
Ale oboje znaliśmy odpowiedź na to pytanie.
Gary założył nogę na nogę, jakby nigdzie mu się nie spieszyło.
– Byłoby bardzo niefortunnie, gdyby dowiedzieli się o moich planach. Odbiłoby się to na zdrowiu twojej matki. Do tego stopnia, że mogłaby już nie dojść do siebie.
Z drżeniem wciągnęłam powietrze w płuca.
– Mógłbym też oddać ją w ręce paru znajomych z Indonezji, którzy ucieszyliby się z nowej zabawki. Ale nie mogę obiecać, że utrzymywaliby ją na haju. Szczerze mówiąc, uwielbiają, gdy ich zabawki krzyczą i stawiają opór.
Zadrżałam, a żółć podeszła mi do gardła.
– Jeśli mnie zdradzisz, twoja matka za to zapłaci. I ty też zapłacisz. Do licha, może nawet wyślę do Indonezji tę rozpuszczoną córkę Whittierów. – Pochylił się ku mnie z szaleńczym błyskiem w oczach. – Myślisz, że ona wciąż jest dziewicą? Mógłbym dostać kupę kasy za ładną niewinną amerykańską dziewczynkę...
– Wystarczy! – wydusiłam z trudem. – Zrobię wszystko, co chcesz, okej? Tylko... zostaw moją mamę i Bex w spokoju.
Wskazał na mnie palcem i się uśmiechnął.
– Widzisz? Właśnie dlatego jesteś znacznie łatwiejsza w obsłudze niż Madelaine. Ta mała cipa myślała tylko o sobie. Ale ty? Ty, Madison, troszczysz się o innych. Naprawdę kochasz ludzi, a to oznacza, że można cię kontrolować.
Nienawidziłam go, ale miał rację. Wiedziałam o tym i nie mogłam nic z tym zrobić, no chyba że istniał magiczny sposób na pozbycie się emocji.
– Oczekuję, że po powrocie do szkoły naprawisz swoje relacje z Ryanem. Będę potrzebował informacji na temat jego działań oraz planów Becketta. – Wstał i obciągnął mankiety koszuli.
– Jak niby mam to zrobić? Ryan dał mi jasno do zrozumienia, że mnie nienawidzi.
Nie wspominając już o tym, że sama myśl o przebywaniu w towarzystwie faceta, który emocjonalnie mnie wypatroszył, była dla mnie równie kusząca jak żucie szkła.
– Jestem pewien, że coś wymyślisz. Będziesz miała mnóstwo czasu, by się na tym skupić. Postanowiłem opróżnić twój grafik, żebyś mogła się zająć tym, co najważniejsze.
– Co masz na myśli?
– Zacznijmy od tego, że odejdziesz z drużyny cheerleaderskiej – oświadczył.
Szczęka mi opadła.
– Co? Ale... ja przecież jestem kapitanką.
– Już nie – odparł lodowatym tonem. – A skoro mówimy o wprowadzaniu zmian w twoim życiu, zapewne zwróciłaś uwagę na jedzenie, które tu dostajesz? Uznaj to za swoją nową dietę. Poinformowałem już władze szkoły, że ze względu na twoją alergię będziemy stosować dodatkowe środki ostrożności, i zaplanowałem wszystkie twoje posiłki.
– Więc co? Będziesz mi teraz dyktował, co mogę jeść?
– Dziewczyno, jeśli zechcę, będę ci dyktował, kiedy możesz srać – warknął i poczerwieniał ze złości. Zmierzył mnie wzrokiem z obrzydzeniem. – Twoja siostra przynajmniej umiała zachowywać pozory. Musisz wyglądać jak moja dziedziczka, a nie jakaś tłusta krowa.
Jego komentarz sprawił, że nienawiść przetoczyła się przeze mnie jak burza. To, że miałam cycki i tyłek, świadczyło o zdrowiu, a nie o nadwadze.
Gary zatrzymał się przy drzwiach.
– Wyjeżdżam dziś. Adam dopilnuje, żebyś bezpiecznie wróciła do szkoły.
Zesztywniałam na myśl o tym, że zostanę sama w domu ze zboczeńcem, który przez lata molestował moją bliźniaczkę.
– Czy ty w ogóle wiesz, co on zrobił Madelaine?
– Masz na myśli ich mały układ? – Gary zachichotał i przewrócił oczami. – Adam zawsze lubił młode dziewczyny, a Madelaine dopraszała się uwagi. Rzucała się na każdego, myśląc, że mógłby ją uratować.
– On zaczął ją wykorzystywać, gdy miała trzynaście lat! – syknęłam, zrywając się z miejsca. – Była jeszcze dzieckiem.
Gary zamarł i popatrzył na mnie.
– Skąd o tym wiesz?
Cholera. Skoro Gary nie miał pojęcia o aplikacji na telefonie Madelaine i tych nagraniach, nie zamierzałam go o tym informować.
– Zwierzyła się Bex, a Bex powiedziała o tym mnie – odparłam w nadziei, że mi uwierzy.
Zmrużył oczy.
– Interesujące.
Zamarłam. Bałam się nawet oddychać, żeby nie dostrzegł, że coś ukrywam.
– Zawrę z tobą układ – powiedział cicho. – Adam cię nie dotknie, jeśli tylko nie będziesz sprawiać problemów. Rób, co ci każę, a zadbam o to, żebyś była nietykalna.
– W porządku. – Objęłam się ramionami, bo dreszcz przeszedł mi po kręgosłupie.
Gary uśmiechnął się z wyższością.
– Grzeczna dziewczynka.
Trzeba było ponad tygodnia, żeby siniaki zniknęły. Spędziłam te dni w małym pokoiku. Nie miałam nic do roboty ani żadnego towarzystwa poza milczącą kobietą, która dostarczała mi jedzenie. Zaczęłam tęsknić za chwilami, gdy przesiadywałam w kuchni i gawędziłam z panią Delancey przyrządzającą mi posiłki.
O tym, że moja strażniczka w ogóle mnie słyszy, świadczyło wyłącznie to, że gdy poprosiłam o coś do czytania – cokolwiek, by przerwać monotonię – następnego dnia przyniosła mi egzemplarz Biblii oraz „Hustlera”.
Po prostu przezabawne.
Jedynym źródłem rozrywki stało się dla mnie wyglądanie przez okno. Liczyłam zwierzęta przemykające między drzewami – zauważyłam osiemnaście jeleni, trzydzieści wiewiórek i trzy lisy.
Każdego dnia o zachodzie słońca zastanawiałam się, czy ktokolwiek zwrócił uwagę na to, że zniknęłam. Czy w ogóle kogoś to obchodziło.
Bex pewnie tak, ale poza nią? Może panią Delancey? Ostatecznie była w rezydencji w trakcie przyjęcia. W ogóle było tam wtedy dużo personelu. Ktoś musiał posprzątać krew w korytarzu, ale miałam przeczucie, że Gary nie po raz pierwszy doprowadził do takiej sytuacji.
Dwunastego dnia mojej odsiadki w chacie pojawił się Adam. Zatrzymał się w progu mojej celi i zmierzył mnie spojrzeniem paciorkowatych oczu w taki sposób, że poczułam, jakby setki mrówek przebiegły mi po skórze.
Zmusiłam się, by pozostać na krześle, które przysunęłam do okna. Spojrzałam na niego przelotnie, po czym odwróciłam wzrok, jakby jego obecność była mi obojętna. Wiedziałam, że jeśli okażę strach, on to wykorzysta, ale jednocześnie cały czas śledziłam jego odbicie w szybie.
– Niesamowite – mruknął, opierając się o framugę drzwi.
Nie odpowiedziałam. Nie był wart moich słów.
Niezrażony milczeniem, wszedł do pokoju.
– Podobieństwo jest absolutnie uderzające.
Więc Gary powiedział mu, kim jestem. Świetnie.
– Wprawdzie masz więcej krągłości, ale to mi nie przeszkadza. – Kolejny krok. – Twój ojciec powiedział, że nie wolno mi cię tknąć. Muszę przyznać, że poczułem się rozczarowany. Sprawiasz wrażenie, że trudniej byłoby cię złamać niż twoją siostrę.
Ostatkiem sił zachowałam spokojną minę, chociaż w środku szalałam z wściekłości na myśl o tej obrzydliwej świni, która przez lata gwałciła i wykorzystywała moją bliźniaczkę.
Adam podszedł bliżej i moje nozdrza wypełnił gryzący smród jego wody po goleniu.
– Ale twoja siostra zawsze była dobra w dochowywaniu tajemnic, więc może ty też byłabyś zainteresowana? Mógłbym znacznie ułatwić ci życie.
Wyciągnął rękę w moją stronę, a ja odwróciłam się i spojrzałam na niego z bezbrzeżną nienawiścią.
– Dotknij mnie, a odetnę ci fiuta.
Zamarł, a ja głupio pomyślałam, że moja groźba podziałała. Jednak po chwili rzucił się na mnie, złapał za włosy i odchylił mi głowę do tyłu.
– Ty niewdzięczna mała cipo – syknął, opluwając mi twarz.
Łzy stanęły mi w oczach i stłumiłam okrzyk, próbując nie okazać żadnych emocji, ale, jasna cholera, to naprawdę bolało.
– Panie Kindell! – zawołał ktoś ostrym głosem.
Zdołałam zerknąć w stronę drzwi i zobaczyłam, że pani Delancey stanęła w progu z poważną miną.
Adam puścił mnie i się cofnął.
– Tylko sprawdzałem, co słychać u naszego małego ptaszka. Wygląda na to, że ojciec nie połamał jej za bardzo skrzydełek.
Pani Delancey przeniosła na mnie spojrzenie.
– Jestem tu, by ocenić jej stan i określić, czy jest gotowa na powrót do szkoły. Może pan odejść.
Adam zmrużył oczy i zrobił się czerwony jak burak.
– Nie zapominaj, dla kogo pracujesz.
– Pracuję dla pana Cabota – odparła chłodno, ignorując jego ton. – A on poinstruował mnie, bym przygotowała Madison na powrót do Pacific Cross.
Adam spojrzał na nią wilkiem, sapnął z irytacją i wymaszerował z pokoju, przepychając się obok niej. Pani Delancey w ogóle się tym nie przejęła.
Weszła do środka, zamknęła za sobą drzwi, po czym splotła dłonie i zmierzyła mnie wzrokiem.
– Wie pani, kim jestem? – zapytałam, nerwowo przełykając ślinę.
Skinęła głową.
– Powinnam była od razu to dostrzec. Bóg jeden wie, może i dostrzegłam, ale nie chciałam tego przyjąć do wiadomości.
– Więc wiedziała pani o moim istnieniu? – wyszeptałam.
– Byłam przy waszym porodzie. Zabrałam Madelaine do domu i wychowywałam ją, dopóki nie zaczęła szkoły. Wtedy zastąpiła mnie niania. Więc owszem, wiedziałam o twoim istnieniu. Wiedziałam również, że poszczęściło ci się bardziej niż Madelaine, nawet z tak nieprzewidywalną matką... – Zacisnęła usta w cienką linię.
Powoli wstałam z krzesła.
– Musi mi pani pomóc się stąd wydostać.
– I dokąd się udasz? – zapytała z prawdziwym zaciekawieniem. – Myślisz, że mogłabyś uciec gdzieś, gdzie Gary Cabot cię nie dosięgnie?
– Nie mam pojęcia – odparłam z frustracją. – Coś wymyślę. Muszę tylko znaleźć matkę i...
– Twoja matka to w tej chwili najmniejsze z twoich zmartwień – przerwała mi i pokręciła głową. – Straciłaś szansę na normalne życie w chwili, w której weszłaś na pokład samolotu do Kalifornii.
Zmrużyłam oczy.
– Straciłam szansę na normalne życie, gdy mama po raz pierwszy przedawkowała na moich oczach – wycedziłam. – Naprawdę mi pani nie pomoże?
– Myślisz, że tylko ty masz coś do stracenia? – Ledwie uniosła brew, ale chłód w jej głosie powiedział mi wszystko.
– Więc on ma również coś na panią – mruknęłam, przeczesując dłonią włosy, które opadały mi na plecy w luźnych falach.
Marzyłam o tym, by je związać, ale nie zostawili mi nawet gumki w łazience. Miałam szczęście, że w ogóle dostałam szczotkę.
– Mam dziecko specjalnej troski. Mój syn wymaga całodobowej opieki i nadzoru, co ma zapewnione w najlepszej placówce na świecie. Pan Cabot organizuje mi comiesięczne wizyty.
– W zamian za usługi więziennej strażniczki? – zadrwiłam, bo nie mogłam się powstrzymać.
Nawet nie mrugnęła.
– W zamian za wszystko, czego potrzebuje. Wychowywanie jego córki, kierowanie domem i wszelkie inne zadania, których ode mnie wymaga, dzięki czemu mój syn może być szczęśliwy i bezpieczny.
– Przepraszam – burknęłam.
To przecież nie jej wina. Była uwikłana tak samo jak ja. Życie jej syna, podobnie jak mojej matki, zależało od humorów Gary’ego Cabota.
– Jak się czujesz? – zapytała.
– Poza tym, że jestem wystraszona i wściekła?
– Miałam na myśli twoje obrażenia. – Omiotła wzrokiem moją twarz i odsłoniętą skórę ramion. – Nie widzę żadnych siniaków. Jak twoje żebra?
– Wciąż bolą, ale jest już lepiej.
W pierwszych dniach po pobiciu trudno było mi nawet oddychać. Kopniaki Gary’ego sprawiły, że pękły mi co najmniej dwa żebra.
– Twoja twarz wygląda... Cóż, wyglądasz jak ty – dokończyła, usatysfakcjonowana.
– Skoro tak pani twierdzi – mruknęłam.
W jej oczach pojawił się żal.
– Tak, cóż, twój ojciec nie chciał ryzykować i zostawiać tu lustra, które mogłabyś stłuc. Nie po tym, jak Madelaine...
– Próbowała się zabić? – prychnęłam. – Nie mam skłonności samobójczych. Gdybym miała lustro do zbicia, użyłabym odłamka przeciwko niemu lub Adamowi.
– Nie poddajesz się, to dobrze – stwierdziła. – Będziesz potrzebowała hartu ducha, biorąc pod uwagę to, co cię czeka.
– Powstrzymam go – oświadczyłam.
Pani Delancey posłała mi blady, smutny uśmiech.
– Wierzę, że będziesz próbować. Wiem również, że poniesiesz porażkę. Madelaine przez całe życie studiowała zachowania ojca i jego sposoby działania. I ostatecznie nawet jej nie udało się uciec.
– Może uciekła. Może była wystarczająco bystra, by sfingować swoją śmierć. Może byłam tylko idiotką, którą podstępem nakłoniła, aby zajęła jej miejsce.
Poczułam gorycz w ustach.
– Ona nie żyje. – Ciche słowa kobiety ledwie do mnie dotarły.
Podniosłam wzrok i zobaczyłam w jej oczach prawdziwy ból.
– Naprawdę wierzysz, że wasz ojciec pozwoliłby jej po prostu uciec? Pozwoliłby na to, żeby go przechytrzyła? – Pani Delancey pokręciła głową. – Wykorzystałby cały swój majątek, do ostatniego centa, tylko po to, by dać jej nauczkę. To dlatego jego firmy są w takich długach. Pozwala, by kierowały nim emocje.
Uniosłam dłoń do szczęki, przypominając sobie, jaka była opuchnięta po tym, jak mnie pobił.
– Jestem doskonale świadoma jego problemów z kontrolowaniem gniewu.
– W takim razie musisz zaakceptować to, że twoja siostra nie żyje. Nie ma innej możliwości, Madison. Nie istnieje rzeczywistość, w której uciekniesz przed przyszłością, jaką on dla ciebie zaplanował. I nie ma sposobu na to, żebyś się uratowała. – Współczucie zalśniło w jej oczach. – Jedyne, co możesz teraz zrobić, to próbować chronić matkę.
Uniosłam podbródek. Resztki oporu wciąż krążyły w mojej krwi.
– A niby jak mam to zrobić?
– Tańcz, jak ci zagra, i zaakceptuj wszystko, co się teraz wydarzy. Wypełniaj jego rozkazy. – Zmusiła się do uśmiechu. – Jeśli udowodnisz, że jesteś dla niego wartościowa, może stanie się wobec ciebie pobłażliwszy. Gdy Madelaine przystawała na jego żądania, niczego jej nie brakowało. Dawał jej wszystko, o co prosiła, i to z naddatkiem.
Żołądek skręcił mi się ze strachu.
– A gdy nie przystawała?
Pani Delancey odwróciła wzrok.
– Powiedzmy tylko, że śmierć nie była najgorszą konsekwencją, jaką kiedykolwiek musiała ponieść za swoje działania.
Było już ciemno, gdy limuzyna wtoczyła się przez bramę kampusu Pacific Cross. W przypadkowy czwartkowy wieczór w samym środku semestru nikogo nie było w okolicy, gdy jechaliśmy wijącą się drogą w stronę akademików przeznaczonych dla uczniów liceum.
Adam zwrócił się do mnie z uśmiechem na twarzy.
– Chcesz, żebym odprowadził cię na górę i utulił do snu?
Zacisnęłam dłonie w pięści.
– Dam sobie radę sama.
Po spędzeniu czterech godzin w samochodzie z Adamem Kindellem czułam, jakby moje ciało pokryła tłusta warstwa jakiejś obrzydliwej substancji. Przez cały czas siedziałam spięta, szykując się na atak, który nie nastąpił. Bolały mnie od tego wszystkie mięśnie. Adam od czasu do czasu posyłał mi obleśny uśmiech, zadowolony z tego, że wzdrygam się na widok jego pożądliwych spojrzeń.
Wciąż nie byłam pewna, gdzie dokładnie spędziłam ostatnie dwa tygodnie. Gdy zostałam wyprowadzona z górskiej chaty, od razu wcisnęłam się w kąt limuzyny, jak najdalej od Adama, i kurczowo zacisnęłam palce na małej torebce, którą dała mi pani Delancey. Były w niej klucze, nowa komórka i mój dowód osobisty. To znaczy dowód osobisty Madelaine. Drogi, którymi podróżowaliśmy, były ciemne i nieznajome, a gdy dotarliśmy do Pacific City, zdałam sobie sprawę, że wjechaliśmy do miasteczka z zupełnie innej strony niż ta, do której przywykłam.
Tuż przed wyjazdem pani Delancey przyprowadziła do pokoju nową kobietę, która zrobiła mi taką depilację woskiem, że ledwo to przeżyłam, po czym nałożyła maseczkę i kurację odżywczą na włosy. Zabiegi na skórę i włosy mogłam zrozumieć, ale depilacja wydała mi się przesadą. Gdy otworzyłam usta, by zapytać panią Delancey, co to, kurwa, ma znaczyć, posłała mi takie spojrzenie, że zrozumiałam, iż nie chcę znać odpowiedzi. Skoro wracałam do szkoły, musiałam wyglądać tak, jak przystało na dziedziczkę Cabotów. I najwyraźniej dotyczyło to również mojej cipki. Golenie się maszynką jest dla biedoty.
– Twój ojciec poprosił mnie, żebym ci przypomniał, abyś była grzeczną dziewczynką – wymruczał cicho Adam, co sprawiło, że żołądek skręcił mi się w supeł. Wyciągnął rękę i zaczął się bawić końcówkami moich popielatych blond włosów. – Osobiście mam nadzieję, że będziesz bardzo niegrzeczna, bo to ja będę musiał przywołać cię do porządku pod jego nieobecność.
– Myślałam, że możesz patrzeć, ale nie dotykać – warknęłam, odsuwając głowę i piorunując go wzrokiem.
Spojrzał na mnie z wściekłością, ale zabrał rękę.
Otworzyłam drzwi i wysiadłam, po czym zerknęłam z powrotem do słabo oświetlonego wnętrza limuzyny.
– Grzeczny piesek.
Zatrzasnęłam drzwiczki, ignorując to, że zrobił się czerwony jak burak. Zerknęłam na ciemny budynek akademika, po czym ruszyłam oświetloną ścieżką do głównego wejścia.
Wyciągnęłam klucze z torebki i użyłam breloczka, by otworzyć drzwi, które ze względów bezpieczeństwa zamykały się automatycznie o dziesiątej wieczorem.
Wjechałam windą na najwyższe piętro. Mój apartament znajdował się na końcu korytarza po prawej i ruszyłam do niego najciszej, jak to możliwe.
Otworzyłam drzwi, natychmiast je za sobą zamknęłam i zaryglowałam, po czym oparłam się o nie i odetchnęłam ciężko.
Cała się trzęsłam, próbując zebrać myśli. Wszystko wydawało mi się takie poplątane i poza moją kontrolą. Jakaś część mnie miała ochotę wybrać się na przebieżkę, żeby spalić nerwową energię.
Ale przede wszystkim umierałam z głodu.
Odepchnęłam się od drzwi i ruszyłam do aneksu kuchennego.
– Cholera jasna – przeklęłam, gdy otworzyłam lodówkę i zobaczyłam, że wszystkie przekąski i napoje, które tu zgromadziłam, zostały zastąpione butelkami wody i torebeczkami pełnymi surowych marchewek i selera naciowego.
Zatrzasnęłam drzwiczki tak mocno, że odbiły się i otworzyły z powrotem. Kopnęłam je i oparłam się o blat, żeby złapać oddech.
Zamknęłam oczy i skryłam twarz w dłoniach. Czułam, że szloch zaraz rozedrze mi pierś.
Mogłam to zrobić.
Musiałam dać radę.
Przede wszystkim potrzebowałam prysznica, a potem zamierzałam się położyć. Rano miałam zajęcia i musiałam nadrobić zaległości po niemal dwóch tygodniach nieobecności z powodu bliżej nieokreślonej choroby. To była wymówka, którą Gary podał szkole.
Oczywiście po tym, co się wydarzyło na przyjęciu zaręczynowym, wszyscy pewnie i tak założyli, że byłam po prostu zbyt zażenowana, żeby się tu pojawiać.
Dean na pewno nie poprzestał na podzieleniu się nagraniem z uczestnikami przyjęcia. Do tej pory pewnie poszło już w świat, zostało załadowane na strony porno, a jakiś koleś właśnie walił sobie do niego konia w piwnicy domu rodziców.
Dreszcz obrzydzenia przeszedł mi po kręgosłupie. Ruszyłam przez ciemny apartament do sypialni, pstryknęłam przełącznik i poczułam ucisk w sercu na widok sir Trąbolota opartego o poduszki. Zniszczony pluszowy słonik był jedną z niewielu rzeczy, jakie pozostały mi ze starego życia, i wyglądał równie nie na miejscu jak ja pośród pościeli wartej tysiące dolarów.
Zaczęłam się rozbierać w drodze do łazienki, a gdy weszłam do środka i zapaliłam światło, poczułam chłód płytek pod stopami, bo byłam już w samej bieliźnie.
Jaskrawy blask podświetlanego lustra nad umywalką oślepił mnie na sekundę, a gdy moje oczy w końcu do niego przywykły, spojrzałam na siebie po raz pierwszy od niemal dwóch tygodni.
Podeszłam do lustra jakby w transie, ledwie rozpoznając dziewczynę z odbicia.
Oczy miałam bez wyrazu, a skóra, i tak już blada, wydawała się jeszcze przezroczystsza niż zwykle. Cały kolor został wyssany z policzków. Opuchlizna i sińce na twarzy zniknęły. Po ataku Gary’ego zostały mi tylko żółtawo-zielone ślady na żebrach.
Dotknęłam ich niepewnie i syknęłam, gdy ból przeszył bok. Wyczułam żebra tuż pod skórą. Musiałam stracić sporo na wadze.
Wymówka związana z chorobą nie była aż taka naciągana; wyglądałam, jakbym była chora.
Odwróciłam się od lustra i skończyłam rozbierać, po czym związałam włosy w koczek i weszłam pod prysznic.
Początkowe zimno stanowiło szok dla mojego organizmu, ale szybko odkręciłam gorącą wodę na maksa. Pozwoliłam, by mnie obmywała, podczas gdy próbowałam zetrzeć z siebie minione dwa tygodnie. Wciąż czułam stęchłe, przytłaczające powietrze z chaty i zbyt słodki zapach ciężko perfumowanego balsamu, którego kosmetyczka użyła po depilacji woskiem. Czułam się wykorzystana i brudna i pragnęłam się oczyścić. Woda znikała w odpływie, zabierając ze sobą dotyk obcych dłoni i spojrzenia paciorkowatych oczu.
Do licha, jeśli o mnie chodzi, to wspomnienia kilku ostatnich miesięcy też mogły skończyć w kanalizacji.
Stałam pod strumieniem tak długo, szorując każdy centymetr ciała do czerwoności, że zupełnie straciłam poczucie czasu, a łazienka zmieniła się w jedną gigantyczną chmurę pary.
Wytarłam się i owinęłam ręcznikiem, a potem rozpuściłam włosy i ruszyłam do sypialni po piżamę.
Zamarłam z okrzykiem na ustach, gdy zdałam sobie sprawę, że nie jestem sama.
Ryan powoli wstał z łóżka, na którego brzegu siedział. Jego mina niczego nie zdradzała. Omiótł wzrokiem moje ciało, nim spojrzał mi w oczy.
– Cześć, Maddie.
Widok kogoś, kogo się kochało, a kto cię zdradził, wywoływał szczególny rodzaj agonii.
Po gównianych dwóch tygodniach, które właśnie przeżyłam, w pierwszym odruchu chciałam podbiec do Ryana i wtulić się w jego pierś. Wiedziałam, że pomógłby mi znieść ten przytłaczający ciężar, który groził, że zaraz mnie zmiażdży.
Ale potem przypomniałam sobie, że to właśnie z jego powodu jestem w takim stanie. Ryan nie tylko odwrócił się do mnie plecami. Nie, najpierw wyrwał mi serce i je podeptał.
– Wynoś się – szepnęłam, ledwie poruszając ustami.
Wzdrygnął się.
– Mads...
– Wynoś się! – krzyknęłam, czując, jak serce mi pęka.
Gary’emu nie udało się mnie złamać, ale Ryanowi owszem. Do tej pory nie uroniłam ani jednej łzy, jednak teraz poczułam, że zaraz w nich utonę.
Ryan zacisnął usta i popatrzył na mnie ze zbolałą miną.
– Kochanie, musisz mnie wysłuchać.
Zacisnęłam dłoń na węźle ręcznika, którym byłam owinięta.
– Wynoś się. Wynoś się. Wynoś się!
Powtarzałam te słowa jak mantrę, jakbym mogła dzięki temu w magiczny sposób sprawić, by zniknął.
Zmrużył oczy i zacisnął szczęki. Znałam ten wyraz determinacji w jego oczach. Oznaczał, że Ryan nigdzie się nie wybiera.
– Nie chcę cię tutaj. Wynoś się, kurwa, z mojego pokoju i z mojego życia! – Wpadłam już niemal w histerię, bo nie mogłam tego znieść.
Nie potrafiłam sobie poradzić z jego obecnością tutaj.
Uniósł ręce w uspokajającym geście.
– Maddie, muszę wiedzieć, czy dobrze się czujesz. Bex powiedziała...
– Nie obchodzi mnie, co powiedziała Bex!
Powstrzymałam chęć, żeby zasłonić uszy dłońmi i zacząć nucić jakąś melodię.
Wziął głęboki wdech.
– Uspokój się, Mads.
– Nie mów mi, kurwa, co mam robić, Ryan! – warknęłam.
Serce waliło mi w piersi jak oszalałe. Zamrugałam i łzy popłynęły mi po policzkach.
Ryan przymknął oczy, jakby nie mógł znieść tego widoku.
Chociaż to było mało prawdopodobne.
Pewnie się tym rozkoszował. Był zachwycony, że widzi mnie złamaną i pokonaną.
Poczułam się obnażona i bezbronna, i to nie miało nic wspólnego z tym, że pod ręcznikiem byłam naga.
O dziwo on cofnął się o krok i zgarbił ramiona w geście... porażki?
– Pójdę, okej? Nie chciałem cię zdenerwować.
W głowie mi się zakręciło i zdałam sobie sprawę, że oddycham urywanie.
– Po prostu... cholera. Pozwól, że najpierw zadzwonię po Bex, okej? Nie mogę zostawić cię samej w takim stanie, Maddie.
Wzrok mi się zamazał, a kolana się pode mną ugięły. Zdołałam oprzeć się o ścianę, po czym zacisnęłam powieki i skupiłam się na oddychaniu.
Ledwie docierał do mnie głos Ryana, gdy wyszczekiwał rozkazy pod czyimś adresem.
Minuty zlewały się ze sobą, a ja spadałam coraz głębiej w otchłań, która groziła, że połknie mnie w całości. Czyjaś dłoń musnęła moje ramię i odsunęła mi włosy z twarzy, a ja zadrżałam, bo znałam ten dotyk.
Ten dotyk kiedyś był dla mnie wszystkim. A teraz stanowił palące przypomnienie tego, co straciłam.
Ze szlochem wyrwałam się Ryanowi i wtoczyłam do łazienki. Uderzyłam plecami o umywalkę, poślizgnęłam się na płytkach i straciłam równowagę.
Złapał mnie mocno za ramiona i pomógł mi osunąć się na podłogę bez obrażeń, ale od razu zabrał ręce. Zostałam sama, tak nieskończenie sama.
Zwinęłam się w kłębek, przyciągnęłam kolana do piersi i objęłam je ramionami, po czym zaczęłam się kołysać, próbując przestać płakać.
Po chwili usłyszałam cichy głos i kucnął przy mnie ktoś inny.
– Maddie? Maddie, hej. To ja, Bex. – Przyjaciółka wyciągnęła dłoń w moją stronę, a potem zamarła. – Wezmę cię teraz za rękę, okej? To tylko ja.
Delikatne palce powoli oderwały jedną z moich dłoni od kolana.
– Spróbujesz wziąć głęboki wdech? – zachęciła mnie.
Jej cichy głos podziałał kojąco.
Odetchnęłam z drżeniem, a z mojego gardła wyrwało się coś przypominającego skomlenie.
– Bex...
– Wynoś się. Nie wyrządziłeś już wystarczająco dużo szkód? – rzuciła do Ryana.
Jeszcze nigdy nie słyszałam, żeby zwróciła się do kogoś takim tonem.
Zirytowany warkot wypełnił przestrzeń.
– Ja tego nie zrobiłem.
– A niby czego się spodziewałeś, gdy postanowiłeś ją w ten sposób zaskoczyć? – wycedziła, zasłaniając mnie własnym ciałem.
Nie musiałam na nią patrzeć, żeby wiedzieć, że piorunuje go wzrokiem.
– Po prostu musiałem się upewnić, że nic jej nie jest – odparł szorstko. – Nie mogę... kurwa. Bex, wiem, że spieprzyłem sprawę.
– A teraz wszystko pogarszasz – warknęła. – Idź już. Zostaw nas same.
Ryan ani drgnął i niemal słyszałam, jak analizuje sytuację w głowie i próbuje obmyślić następny ruch.
– W porządku – zgodził się w końcu. – Ale powiedz jej...
– Nie zamierzam nic jej mówić, do cholery – wycedziła Bex. – Jeśli chcesz ją błagać o wybaczenie, nie wykorzystuj mnie jako pośrednika. Gdyby to ode mnie zależało, Maddie już nigdy nie musiałaby na ciebie spojrzeć.
Z jego gardła wyrwał się cichy śmiech, całkowicie pozbawiony humoru.
– Cieszę się, że Maddie może na ciebie liczyć.
Bex mocniej ścisnęła moją dłoń.
– Może. A teraz wyjdź.
– Wrócę, Mads. To jeszcze nie koniec – zwrócił się do mnie i zabrzmiało to bardziej jak obietnica niż groźba.
Nie podniosłam głowy, dopóki nie usłyszałam, jak drzwi się za nim zamykają. W końcu zerknęłam na Bex przez splątane włosy.
Jej orzechowe oczy były wilgotne od nieprzelanych łez. Trzymała mnie za rękę, a drugą dłonią głaskała mnie po głowie, jakbym była przerażonym szczeniaczkiem.
Otworzyłam usta, ale nie mogłam wydusić z siebie ani słowa.
Zmrużyła oczy.
– Przysięgam, Madison, jeśli zamierzasz zacząć przepraszać, to ja... Cóż, nie wiem jeszcze co, ale wymyślę coś okropnego i ci to zrobię.
Zadławiłam się nieoczekiwanym śmiechem, a ona się uśmiechnęła.
– Nic mi nie jest – szepnęłam w końcu.
Prychnęła z niedowierzaniem.
– Pewnie, że nie. Właśnie dlatego siedzisz na podłodze w samym ręczniku, z cipką na wierzchu i z glutem do pasa. To definicja doskonałego samopoczucia.
Kolejny śmiech wyrwał mi się z gardła i przesunęłam nogi, żeby zasłonić krocze.
– Jesteś gotowa, by wstać? – zapytała lekkim tonem, żeby nie wywierać na mnie presji. Byłam jej za to wdzięczna. – W sensie: możemy posiedzieć też tutaj, ale jest trochę zimno.
Pokiwałam głową i podniosłam się z jej pomocą. Gdy już stanęłam na nogach, oparłam się tyłkiem o umywalkę. Byłam wyczerpana.
– Może przyniosę ci jakieś ciuchy? – Bex posłała mi dodający otuchy uśmiech i wyszła, zanim zdążyłam odpowiedzieć.
Usłyszałam, jak grzebie w szufladach. Po chwili wróciła z miękkimi flanelowymi spodniami i T-shirtem.
Zrzuciłam ręcznik, żeby się ubrać, nie przejmując się jej obecnością. Na tym etapie moja skromność została już głęboko pochowana razem z dumą.
– Potrzebujemy lodów – zadecydowała. – Zrobię nalot na kuchnię i przyniosę wszystkie węglowodany i cukier...
– Nie zawracaj sobie głowy – przerwałam jej zmęczonym głosem. – Mam tylko wodę i żarcie dla królików.
– Co?
Posłałam jej krzywy uśmiech.
– Gary uważa, że muszę przejść na dietę.
Szczęka jej opadła, a ja wykorzystałam ten moment, by prześlizgnąć się obok i wejść do sypialni. Mój wzrok automatycznie powędrował do miejsca, w którym wcześniej siedział Ryan.
Przygryzłam dolną wargę i wypchnęłam jego obraz z myśli.
– Jak to na dietę? Jesteś jedną z najbardziej wysportowanych osób, jakie znam. – Bex w końcu odnalazła głos i brzmiała w nim wściekłość.
Kochałam ją za to, że tak się o mnie troszczy.
Sięgnęłam po szczotkę leżącą na toaletce i zaczęłam brutalnie rozczesywać splątane włosy. Nic mnie nie obchodziły szkody, jakie mogłam sobie wyrządzić. Z zapamiętaniem szarpałam kołtuny, aż skóra głowy zaczęła palić z bólu.
Bex stanęła za mną i wyjęła mi szczotkę z dłoni.
– Usiądź i wyjaśnij – nakazała, wskazując na krzesło przed toaletką.
Opadłam na nie posłusznie.
– To nie ma znaczenia – mruknęłam, skubiąc luźną nitkę spodni.
– Maddie...
– A co się stało z tobą po tym, jak tamci kolesie mnie zabrali? – Odwróciłam się, żeby na nią popatrzeć, ale spiorunowała mnie wzrokiem i przekręciła mi głowę z powrotem w stronę lustra.
– Zabrali mnie do domu – wyjaśniła i zaczęła delikatnie rozczesywać mi włosy. – Rodzice byli wściekli. A w każdym razie mama. Tata się upił, ale to nic nowego.
Zesztywniałam.
– Nie wiedziałam, że twój tata ma problemy z alkoholem.
– Bo tego nie rozgłaszam. Zresztą upija się tylko wtedy, gdy jest w domu. On i mama się nienawidzą. Śpią w oddzielnych sypialniach i umawiają wszystkie spotkania towarzyskie przez asystentów. Twoje przyjęcie zarę... to znaczy... przyjęcie to była pierwsza okazja, gdy widziałam ich razem pogodzonych od ponad roku. Ale to było tylko na pokaz.
– Dlaczego się po prostu nie rozwiodą? – zapytałam.
– Kiedyś zadałam mamie to pytanie. Powiedziała mi, że zrozumiem, gdy będę dorosła.
– Może spróbuj zapytać ją o to znowu? Ostatecznie jesteś już prawie dorosła.
Bex prychnęła.
– Zrobiłam to kilka miesięcy temu, Mads.
– Och.
– Tata dużo podróżuje w związku z pracą, więc szczerze mówiąc, to nie jest taka wielka sprawa... – Odłożyła szczotkę na bok. – Maddie, tak mi przykro z powodu tego, co wydarzyło się tamtego wieczoru.
Pokręciłam głową.
– Bex, nic z tego nie było twoją winą.
– Twoją też nie – podkreśliła, po czym westchnęła: – Mam ochotę przywalić Ryanowi...
– Nie chcę rozmawiać o Ryanie – przerwałam jej, bo serce zaczęło mi łomotać na samą wzmiankę o nim.
– No tak. Przepraszam. – Skrzywiła się. – Próbowałam cię znaleźć po tym wszystkim, ale mama zamknęła mnie w domu, bo Gary zagroził, że wniesie zarzuty w związku z kradzieżą auta.
Jęknęłam, ale machnęła ręką.
– Nie przejmuj się. Mama była wkurzona, ale ona zawsze jest na coś wkurzona. Była wściekła, że mogłam narazić na szwank swoją akademicką przyszłość z powodu „tej dziewczyny” – urwała i spojrzała na mnie znacząco. – Mama nie jest twoją największą fanką.
– Zupełnie nie rozumiem dlaczego. Przecież moja bliźniaczka tylko zamieniła ci życie w piekło – rzuciłam z bladym uśmiechem.
Bex przewróciła oczami.
– Chciałabym móc po prostu powiedzieć jej prawdę.
– Nic dobrego by z tego nie wyszło.
Naprawdę nie miałam ochoty wyjaśniać, że z prawnego punktu widzenia jestem martwa.
– Próbowałam dzwonić, ale od razu włączała się poczta głosowa.
– Gary zabrał mi telefon – wymamrotałam. – Mam nowy. Nowy numer i w ogóle.
– Wow. Nowy telefon, nowa dieta, nowa... ty.
– Nie – zaprzeczyłam bezbarwnym tonem. – Ta sama ja. A w każdym razie ta, którą powinnam być. Posłuszna córka, którą Gary będzie mógł manipulować.
Bex się uśmiechnęła.
– No to chyba nie zna cię za dobrze.
Uniosłam wzrok.
– On ma moją mamę.
Zamarła i cofnęła się o krok.
– Co takiego?
Przełknęłam z trudem, czując, jak ogarnia mnie fala paniki.
– Zabrał ją z ośrodka odwykowego. Przetrzymuje ją w domu, totalnie otumanioną narkotykami.
– Mówisz, że ona jest u niego w domu?! – zawołała Bex.
Pokiwałam głową.
– Ale to niemożliwe. Nie było jej tam tej nocy, gdy... – Urwała i posłała mi spojrzenie pełne wyrzutów sumienia.
– Tej nocy, gdy co...? – ponagliłam ją.
Cofnęła się i usiadła naprzeciwko mnie na skraju łóżka.
– Wspomnę o nim tylko dlatego, że to dotyczy twojej matki.
Zebrałam się w sobie, żeby jej spokojnie wysłuchać.
– Ryan zaczął cię szukać następnego wieczoru po przyjęciu zaręczynowym. Pojechał do domu Gary’ego z chłopakami.
Prychnęłam i pokręciłam głową.
– Po co? Żeby wszyscy czterej mogli na mnie naskoczyć i dodatkowo mnie upokorzyć?
– Nie. Bo odkryli, że to nie ciebie widać na nagraniu, tylko Madelaine.
– Co takiego? – zapytałam zdławionym głosem.
– Ash to odkrył – wyjaśniła Bex cicho. – Ustalił, że to twoja siostra spała z Deanem. Znalazł również dowód na to, że Dean wszedł do pokoju Ryana i zabrał zeszyt ze strategią drużyny, zanim zdążyłaś wrócić, by zamknąć drzwi na klucz.
Miałam wrażenie, że czas się zatrzymał. Powoli trawiłam jej słowa.
– Więc Ryan wie, że go nie zdradziłam?
Miałam ochotę zaszlochać z ulgi.
Ale szybko ją straciłam, bo furia zaczęła narastać mi w piersi.
– Powinien był mi uwierzyć, gdy mu o tym powiedziałam! – warknęłam, kipiąc ze złości.
– Nie zaprzeczę. Ani nie zamierzam cię namawiać, żebyś mu wybaczyła. Po prostu pomyślałam, że powinnaś o tym wiedzieć. – Bex spojrzała na mnie spokojnie. – Będę stała za tobą murem, Mads. Ci kolesie naprawdę spieprzyli sprawę.
– Zgadza się. A skąd ty wiesz o tym wszystkim?
– Bo gdy Ryan nie znalazł cię u Gary’ego, przyszedł do mnie – przyznała z grymasem na twarzy.
– Założę się, że twoja matka była tym zachwycona.
– Nawet nie miała o tym pojęcia. On i Court włamali się do mojego domu.
Drgnęłam, zaskoczona.
– Co takiego?
Bex pokiwała głową.
– Owszem. Pojawili się w mojej sypialni o trzeciej nad ranem. Ash zhakował system monitoringu i... no właśnie.
– Dlaczego ci kolesie czują potrzebę nieustannego włamywania się dziewczynom do sypialni? – zapytałam, machając energicznie rękoma.
– Chciałabym to wiedzieć – odparła cierpko, kręcąc głową. – W każdym razie Ryan myślał, że wiem, gdzie jesteś, i...
Posłała mi spojrzenie winowajczyni.
– Co?
– Powiedziałam mu, że Gary cię zaatakował – przyznała i pochyliła głowę.
Westchnęłam ciężko.
– Naprawdę dobrze się czujesz? – dodała, przyglądając mi się uważnie. – W sensie: nie widzę żadnych siniaków.
– Żebra wciąż mam trochę obolałe, ale nic mi nie jest. – Przykleiłam fałszywy uśmiech na twarz. – Przecież Gary nie mógł pozwolić, żeby Madelaine Cabot wróciła do szkoły i wyglądała niepełnowartościowo.
– Chciałabym, żeby nieskazitelny wygląd wystarczył, aby ci pomóc – mruknęła Bex. – Mads, wszyscy w szkole wiedzą o tym, co się stało. I są wkurwieni. Chciałabym powiedzieć, że może pozostaniesz niezauważona, ale...
– Nie obchodzi mnie to – odpowiedziałam sztywno. – Te dupki i tak nie mogą mi zrobić nic gorszego niż Gary. Zamierzam grać wedle jego zasad, dopóki nie wymyślę, jak uwolnić mamę. Powstrzymam Gary’ego, nawet jeśli będę musiała przy tym zginąć.
Bex zrobiła wielkie oczy.
– A co z Ryanem?
Prychnęłam. Gniew, który wcześniej czułam, wypalił się, pozostawiając po sobie zwęgloną, pustą skorupę.
– Ryan Cain niech lepiej zejdzie mi z drogi albo jego też doprowadzę do upadku.
[...]