Mali Słowianie. Opowiadania o dawnym świecie - Maciewicz Monika - ebook + książka

Mali Słowianie. Opowiadania o dawnym świecie ebook

Maciewicz Monika

0,0

Opis

Niemój i Nielubka mieszkają w drewnianym domu w słowiańskiej osadzie. Żyją w zgodzie z naturą, pomagają rodzicom, psocą i biorą udział w uroczyście obchodzonych obrzędach. Nawet gdy bywa groźnie, przygody stają się wymagające i trudne – nie tracą odwagi i hartu ducha. W końcu strzegą ich słowiańscy bogowie i mądrzy członkowie osady, a i oni sami mają dość sprytu i odwagi, by przechytrzyć niejednego złego ducha!

Do tego właśnie zbliża się wielki dzień, którego rodzeństwo oczekuje ze zniecierpliwieniem. Przed nimi zapleciny i postrzyżyny – to wtedy dostaną nowe imiona!

Dziewięć niezwykłych historii o małych Słowianach, dzięki którym dowiecie się, gdzie można spotkać jagodową babę, jak zrobić motankę, do czego służy zapaska oraz kim byli potężny Świętowit, mały chmurnik czy tajemnicza rodzanica. Poznacie życie, zwyczaje, święta, bogów i demony sprzed tysiąca lat!

Czy dzieciństwo rodzeństwa małych Słowian różniło się od Waszego? Posłuchajcie sami…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 71

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



od autorki

Drzewiej, czyli dawno temu, Europa nie dzieliła się jeszcze na państwa, ale na tereny zajmowane przez plemiona. Wśród tych plemion byli Słowianie, od których wywodzą się m.in. Polacy, Rosjanie albo Czesi.

Przedstawiam Wam, drodzy Czytelnicy, dwoje słowiańskich dzieci, rodzeństwo: Przemka i Milenkę. Ich życie, podobnie jak życie innych Słowian, wyglądało nieco inaczej niż Wasze. Mieszkali w osadzie, w której domy były drewniane i pokryte strzechami. Wyznawali wielu bogów, takich jak Mokosz (matka ziemia), Dziewanna (władająca przyrodą), Swarożyc (pan ognia) albo Strzybóg (kierujący wiatrami). Czcili też Świętowita (czyli świętego pana), którego posąg o czterech twarzach znajdował się w słynnej świątyni w Arkonie.

Słowianie wierzyli również w istnienie różnych stworów, które im zagrażały, a czasem pomagały. Poznacie niektóre z nich, np. zmorę, jagodową babę, mamunę, chmurnika i domowika.

Nasi przodkowie chętnie świętowali, bo kto nie lubi świętować? Zwłaszcza gdy były to magiczne chwile, takie jak przesilenie letnie, zimowe czy równonoc. Gdy urodziło się dziecko, wszyscy się cieszyli, ale gdy chłopiec przechodził spod skrzydeł mamy pod opiekę taty, a dziewczynka stawała się panną, i wtedy otrzymywali właściwe imiona, radowała się nie tylko rodzina, lecz także wszyscy sąsiedzi. Tak samo jak podczas ślubu, który nazywano swadźbą.

Nie tylko obrzędy i zwyczaje były wtedy nieco inne. Inne były też obowiązki, jakie miały dzieci. Nawet ich zabawy trochę różniły się od współczesnych. Ubierano się także inaczej i jadano zupełnie inne posiłki. W końcu było to ponad tysiąc lat temu!

Czy Przemko i Milenka są podobni do Was lub do Waszych kolegów i koleżanek? Przekonajcie się sami.

Monika Maciewicz

Lelum polelum

– Ciotko! Ciotko! Dziś dostaniemy nowe imiona! – zawołała drobna dziewczynka, gramoląc się przez wysoki próg chaty.

Ciotka właśnie mieszała w garncu wielką drewnianą łyżką. Spojrzała surowo na płowowłose dziecko w płóciennej koszulce i pogroziła łychą.

– Nielubko, znów zapomniałaś, że najpierw trzeba się przywitać.

Dziewczynka jednak już jej nie słuchała, bo właśnie zainteresowała się czarnym kotem, który zeskoczył ze skrzyni i zaczął wciskać się głęboko pod ławę. Drobna blondyneczka przycupnęła tuż obok, próbując go dosięgnąć. Kocur prychał, jakby chciał ją odstraszyć.

– Zostaw Swarusia, bo cię drapnie! Wiesz, że koty nie lubią, gdy się im dokucza. – Ciotka bezskutecznie upominała dziewczynkę, która właśnie wywlekała puszystego zwierzaka spod ławy. Trzymała go mocno za futro na karku, obezwładniając bojowo nastawione stworzenie.

– Ciotko! – Tym razem do uszu kobiety dotarł chłopięcy głosik, a po chwili u wejścia pojawił się jego właściciel.

Chłopiec niewiele się różnił od małej pogromczyni kotów. Miał identyczne długie, rozpuszczone włosy i podobne rysy twarzy. Tylko spod koszulki wystawały przykrótkie spodnie.

– Niech ci bogowie sprzyjają, ciotko, i niech ci się darzy – przywitał ją grzecznie po przekroczeniu progu.

– Tobie też, Niemoju. Tacy sami, a tak różni – westchnęła kobieta. – Nielubko, czy słyszałaś, jak twój brat się ładnie przywitał?

Nielubka siedziała już na ławie, jedną ręką trzymając kota za kark, drugą głaszcząc zwierzę, jakby grabiła ściernisko1. Słysząc napomnienie, tylko wzruszyła ramionami.

– Ciotko, dziś mają nam zabrać imiona. A ja nie chcę! – poskarżył się chłopiec. – Powiedz naszym rodzicom i żercy2, który będzie prowadził obrzęd, żeby mi zostawili moje. Proszę!

Ciotka zdjęła z piecyka garniec z bulgocącym płynem i odstawiła go na ziemię. Wytarła ręce w zapaskę3, chroniącą suknię przed ubrudzeniem, a potem uśmiechnęła się nieznacznie.

Słynęła ze swej mądrości, więc nie tylko dzieci przychodziły do niej po radę. Znała się na ziołach i potrafiła leczyć. Wszyscy w okolicy mówili do niej „ciotko”.

– Niemój to imię na niby – wyjaśniła spokojnie.

– Dlaczego nie dostałem od razu prawdziwego?

– Żeby żadna mamuna4 cię nie porwała.

Nagle zrobiło się głośno. Nielubka wrzeszczała, a kot miauczał. Swaruś wielkimi skokami pokonał izbę i wypadł przez otwarte drzwi na pole. Dziewczynka z ustami w podkówkę trzymała się za podrapany policzek.

– No i doigrałaś się – westchnęła ciotka. – Jak się dzisiaj pokażesz na zaplecinach5?

Niemój podszedł do siostry i z miną znawcy obejrzał zadrapanie.

– Źle to wygląda. Trzeba odwołać twoje zapleciny. Moje postrzyżyny6 też.

Zaniepokojona ciotka odsunęła go delikatnie, chwyciła dziewczynkę za podbródek i mokrą szmatką starła krew.

– Niemoju, pędź na łąkę i przynieś mi ze dwa liście babki. Przyłożymy, to się szybciej zagoi.

– A mamuna?

– Co mamuna? – Ciotka nie rozumiała.

– Może mnie porwać. Sama tak mówiłaś.

– Mamuny porywają malutkie dzieci, a nie takich dużych chłopców jak ty. Pospiesz się – ponagliła go.

Niemój niechętnie wyszedł z chaty, a ciotka zmoczyła szmatkę w misce i podała dziewczynce. Mała wytarła przedramieniem mokry od płaczu nos, potem przyłożyła ściereczkę do rany. Oczy błyszczały jej od łez, ale też z ciekawości.

– Ciotko, a widziałaś kiedyś mamunę?

– Nie raz, nie dwa – przytaknęła kobieta.

Dziewczynka jeszcze szerzej otworzyła oczy. Łzy przestały się już w nich zbierać.

– Jak wyglądała?

– Była niższa ode mnie, miała wielką głowę, bardzo długie ręce i strasznie się garbiła.

– Jak stara Bolemira? – dopytywała dziewczynka.

Kobieta spojrzała surowo na dziecko.

– Stara Bolemira się garbi, ale nie przypomina mamuny. Jest dobra i mądra. A istota, o którą pytasz, złośliwa i zawistna. Mamuny zazdroszczą, gdy urodzi się komuś śliczny dzidziuś, więc czatują pod domem nowo narodzonego dzień i noc. Jak tylko nadarza się okazja, porywają piękne dziecko i podrzucają swoje, szkaradne niczym…

– Niczym mamuna – dokończył Niemój. Stał na progu z listkami babki w dłoni. Był zdyszany, jakby biegł całą drogę.

– A ty co? Uciekałeś przed nią? Wyglądasz, jakbyś zobaczył potwora. – Nielubka była wyraźnie podekscytowana opowieścią ciotki i wyobraźnia podpowiadała jej różne możliwe historie.

– Nie zobaczyłem, tylko się spieszyłem, żeby ci tej babki przynieść – odparł nieco zmieszany chłopiec.

Podał ciotce liście, ta umyła je, zmięła i roztarła w dłoniach, a potem przyłożyła do rozdrapanego policzka Nielubki.

– Trzymaj przy buzi – nakazała.

– Czy mamuny na pewno nie porywają takich dzieci jak my? – nie przestawał drążyć Niemój.

– Minęło wam siedem wiosen. Jesteście już za duzi i za silni – uspokoiła go ciotka.

– I szybko biegamy – dorzuciła Nielubka.

Pewność siebie już jej, jak widać, wracała. Natomiast w przypadku bliźniego brata było odwrotnie. Wprawdzie dzielnie pobiegł po ziele dla siostry, ale opowieści o mamunach wytrąciły go z równowagi. Nie czuł się wystarczająco duży, silny i prędki.

– Nie biegam tak szybko jak Nielubka i chcę pozostać Niemojem! – Rozpłakał się.

– Nie becz, bo cię nazwą Mazgaj! – fuknęła siostra. – Ja tam wolę dostać nowe imię, bo wcale nie jest miło być Nielubką. To tak, jakby nikt mnie nie lubił.

– A mnie się Niemój podoba!

– Mówiłam rodzicom, żeby cię wołali Smrodek albo Pierdek, to teraz nie byłoby kłopotu – westchnęła ciotka.

– Pierdek-wypierdek! – zawołała Nielubka i umknęła z chaty.

Niemój chciał ją dogonić i pomścić zniewagę, ale szybko zrezygnował. Zawrócił, bo wciąż miał zbyt dużo wątpliwości, a ciotka była przecież najmądrzejsza ze wszystkich mieszkańców osady. Razem z nim do chaty wrócił kot.

– Ciotko, jakie mi dzisiaj nadadzą imię?

– Pewnie takie, które będzie mówiło, jaki naprawdę jesteś, albo jaki powinieneś być.

– A ty? Jakie imię byś mi nadała?

– Hm – zastanowiła się ciotka, siadając na stołeczku i biorąc do ręki wrzeciono7. – Lel albo Polel, boś jest lelum polelum.

– Co to znaczy? – Niemój rozdziawił buzię.

– Dawno, dawno temu było dwóch bliźnich braci: Lel i Polel8, tak jak ty i Nielubka jesteście bliźnim rodzeństwem. Opiekowali się oni źródłem żywej wody, które płynęło cieniutką strugą. Lel napełniał nią wielki dzban, ale trwało to długo, bo woda ledwie się sączyła. Polel zabierał tę wodę, by zanieść ją potrzebującym, jednak zanim do nich dotarł, trochę wychlapał, trochę upił, bo był przecież spragniony podczas wędrówki. Dlatego tylko nieliczni ją otrzymywali. Dzisiaj każdy, kto się nie spieszy i nie doprowadza pracy rzetelnie do końca, to takie lelum polelum.

– A Lela i Polela były? – zapytała Nielubka, stając w drzwiach chaty.

Kot, słysząc głos dziewczynki, nastroszył futro, dał susa na drabinkę i ukrył się na stryszku pod dachem.

– Nie. Było jeszcze rodzeństwo Świst i Poświst9, ale to wietrzne istoty z Łysej Góry – wyjaśniła ciotka.

– Nielubka nie zasługuje na żadne z tych imion – oświadczył chłopiec.

– Nie chcę ich, chcę się nazywać Swaruś – oświadczyła blondyneczka i zaczęła kolejne polowanie na wystraszonego kota. Okład już gdzieś przepadł, a mała, mając obie ręce wolne, zaczęła się wspinać na stryszek.

– Nawet by ci pasowało – mruknęła ciotka. – Lubisz wywoływać swary.

– Czyli co? – Dziewczynka zatrzymała się w połowie wspinaczki.

– Kłótnie. W dodatku nikogo nie słuchasz. Mówiłam, żebyś zostawiła kota w spokoju.

Nielubce zrzedła mina. Spojrzała z żalem w górę. Gdzieś tam, na stryszku, zaszył się Swaruś, a ona bardzo chciała pogłaskać jego puszysty grzbiet. Jednak właścicielka kota była już rozgniewana i dziewczynka dobrze wiedziała, że z ciotką jest jak z cięciwą łuku. Gdy się ją za mocno naciągnie, strzała wystrzeli nie wiadomo kiedy. Zaczęła więc powoli schodzić.

– Zobaczysz! Nazwą cię Wrednosławą albo Żabomiłą! – zawołał do siostry Niemój.

– A ciebie Ględojadem albo Męczysławem – odparowała, ale było jej jeszcze mało, musiała mieć przewagę. Wciąż zastanawiała się nad najszkaradniejszym, najobrzydliwszym imieniem. Wreszcie uśmiechnęła się z triumfem. – Będziesz się zwał… Popierdóła!

Kilka sekund później Nielubka darła się na całe gardło, bo Niemój dopadł ją i zaczął ciągnąć za włosy. Ciotka odłożyła wrzeciono i chwyciła ubijak do kaszy.

– Przestańcie, bo sprawię, że się wasze życzenia spełnią! – krzyknęła, mierząc dzieci groźnym spojrzeniem.

Nielubka już była w progu, ale i Niemój gonił całkiem szybko jak na niego.

– Mówiła ci mama – wysapał do siostry – żeby ciotki nie złościć.

– Nie trzeba było zaczynać – odparowała dziewczynka i popędziła co tchu.

– Co?! Ja zacząłem? – Niemój aż się zachłysnął.

– Nielubko! Niemoju! – usłyszeli głos matki. – Zapleciny i postrzyżyny za chwilę, a wy jeszcze niegotowi. Szybko do chaty! Umyć się trzeba i ładnie ubrać.

– Mamo – zagaił chłopiec już pięknie wystrojony w tunikę10 obszytą czerwonymi krajkami11. – Zostawcie mi imię Niemój.

– Nie mój już ty od dzisiaj będziesz, bo pod władzę ojca przechodzisz – westchnęła matka, odgarniając mu czule włosy z czoła.

– Zostanę Niemojem? – upewnił się, nie dowierzając własnym uszom.

– Teraz będziesz należeć do ojca, on ci wybierze imię, nauczy cię pracy i walki.

Nadzieje chłopca prysły niczym bańka mydlana.

– Mamo! – Tym razem wkroczyła zaniepokojona Nielubka. – Nastka powiedziała, że jestem za mała na zapleciny.

– Nie słuchaj, co plecie Nastka. Zazdrości ci i tyle. Chodź, uczeszę cię.

Matka zaczęła rozczesywać wilgotne włosy córki. Ze wzruszeniem spoglądała na swe pociechy. Właśnie przekraczały pierwszy próg w dążeniu ku dorosłości.

Niemój, widząc, że siostra nie pobiegnie za nim, zawołał zaczepnie:

– Nielubce też zróbcie postrzyżyny zamiast zaplecin! Ona woli z łuku strzelać niż prząść12. I nazwijcie ją Wrednosławą.

Dziewczynka jakby nie usłyszała przytyku. Zamiast odparować bratu jakąś złośliwością, milczała. Coś ją gnębiło. W końcu nabrała powietrza i na jednym wydechu wyznała:

– Nastka mówiła, że teraz nie będę się mogła z nią bawić, tylko będę musiała pracować i uwodzić chłopaków.

– Przecież już pomagałaś w domu i w polu – spokojnie odpowiedziała mama.

– Tak, ale mnie o tych chłopaków się rozchodzi.

– Nie musisz ich uwodzić – uśmiechnęła się matka. – Masz jeszcze czas. Przyjdzie pora, to wybierzesz tego, który ci się najbardziej spodoba.

Niemój siedział na przykrytym białym płótnem kamieniu i spoglądał z lękiem na otaczający go krąg ludzi. Znał ich wszystkich, ale teraz – tak odświętnie ubrani i poważni – wydawali się jacyś inni, obcy. W dodatku wszyscy patrzyli na niego. Bardzo go to peszyło. Okadzony przez żercę dymem z ziół, czekał. Mama podała mu rękę. Wstał. Podeszli do cebra13, pochylili się nad nim i matka umyła mu twarz zimną wodą. Mówiła do niego, ale głos jej był donośny, jakby kierowała słowa do wszystkich zebranych:

– Po raz ostatni cię myję, mój synu. Odtąd sam będziesz zabiegał o czystość swego ciała.

Włożył ręce do cebra, umył je i sam ochlapał twarz wodą. Mama oprowadziła go wokół ogniska i oddała jego rączkę w twardą ojcowską dłoń. Sama zaś stanęła wraz z zebranymi w kręgu. Ojciec posadził syna z powrotem na kamieniu. Dopiero wtedy podszedł żerca. Miał tak długie włosy, jakby nigdy ich nie ścinał, i równie długą brodę. Podał ojcu nożyce.

– Jakie imię wybrałeś dla syna? – spytał.

Niemój zacisnął powieki i trzymając mocno kciuki w piąstkach, szeptał cicho, prawie bezgłośnie:

– Tylko nie Popierdóła, tylko nie Popierdóła.

– Mój syn to człek bystry i przemyślny. Będzie nosił imię Przemysław – zahuczał niski głos ojca.

Potem mężczyzna chwycił w lewą dłoń włosy syna, a prawą ciął je, ani na chwilę nie odrywając nożyc. Wkrótce nieujarzmiona już niczym fryzura nabrała bujności kopki siana. Włosy sięgały teraz chłopcu do uszu.

Rozbrzmiał dźwięk bębnów, piszczałek, fujarek i grzechotek. Matka rozpłakała się, a inne kobiety zaczęły śpiewać smutną pieśń. Ojciec przekazał obcięte włosy żercy, a ten, wypowiadając zaklęcia i prośby do Swarożyca14, boga ognia, wrzucił pukiel15 w ognisko. Następnie kapłan wziął dawnego Niemoja za rękę i obszedł z nim krąg, zatrzymując się co chwila i wołając:

– Powitajcie Przemysława!

– Sława Przemysławowi! – odkrzykiwali goście.

Obrzęd zaplecin miał miejsce po postrzyżynach. Po uroczystym umyciu się Nielubka została odziana przez matkę w długą do ziemi suknię i posadzona na kamieniu. Ciotka zaplotła jej warkocz, nałożyła na głowę wianek z bylicy, rumianku, ruty i innych ziół. Podczas wiankowania, czyli nakładania wianka, zostało po raz pierwszy wypowiedziane jej nowe imię. Wszyscy chórem trzykrotnie je powtórzyli. Potem kobiety, począwszy od najstarszej, podchodziły do niej i całowały, witając nowym imieniem.

Dziewczynka była szczęśliwa. Pomyślała, że otrzymała imię, wróżbę, imię, na które musi zasłużyć. Było zupełnym przeciwieństwem tego, które dotychczas nosiła. Oznaczało „miła, najmilsza”. Została Mileną.

1 ściernisko – pole, na którym zostały wystające łodygi po skoszonym zbożu

2 żerca – w religii słowiańskiej kapłan; ten, który składa ofiary.

3zapaska – fartuch zakładany na spódnicę lub sukienkę i zawiązywany w pasie.

4mamuna/dziwożona – brzydka, złośliwa istota wykradająca ludzkie dzieci.

5zapleciny– stary słowiański obrzęd polegający na wprowadzeniu dziewcząt w dorosłość poprzez rytualne zaplecenie im warkocza, nałożenie wianka na głowę oraz nadanie imienia.

6postrzyżyny– stary słowiański obrzęd polegający na wprowadzeniu chłopców w dorosłość poprzez rytualne obcięcie im włosów i nadanie imienia.

7wrzeciono– podłużne, drewniane narzędzie służące do przędzenia, czyli skręcania włókien (wyciąganych z kądzieli) w nić.

8Lel i Polel– bliźni bracia, których otaczano kultem.

9Świst i Poświst – istoty utożsamiane z wiatrem, wirem powietrznym.

10tunika– luźny strój, dość długi, będący czymś pomiędzy bluzką a sukienką.

11krajka– pasek utkany z wełny lub lnu, służący do przepasywania się lub przyszywany na skraju ubrania.

12prząść– wysnuwać nić z kądzieli.

13ceber, ceberek – drewniane wiadro.

14Swarożyc– bóg ognia, uważany za syna boga Swaroga.

15pukiel – pasmo włosów.

Motanka

Milenka właśnie kończyła robić porządki w chacie. Jeszcze raz zadowolona obrzuciła spojrzeniem zamiecioną izbę, poukładane drewno, wytrzepane pledy. Matka w skupieniu pochylała się nad wrzecionem, pilnując, by nić, którą przędła, nie zaplątała się i żeby nie była ani za gruba, ani za cienka.

– Skończyłam! Mogę iść się bawić? – spytała dziewczynka.

– Możesz – odparła skupiona na przędzeniu matka.

– A pozwolisz mi wziąć tę nową lalkę z okna?

– Mówiłam ci, że to nie lalka, tylko motanka16 ziarnuszka, i nie służy do zabawy.

Dziewczynka przyglądała się gałgankowej postaci wypchanej ziarnem. Mama zrobiła ją niedawno i mówiła, że to motanka, która spełnia życzenia. Nie podobała się zbytnio Milence, bo nie miała oczu ani ust. Bura chustka otulała jej głowę i brzuch. Krótko mówiąc: była brzydka. Mimo to dziewczynka chciała się nią pobawić. Udawałaby, że motanka jest mieszkającą w lesie babą, porywającą samotnie włóczące się dzieci. Albo okrutną mamuną, która podmienia ładne niemowlęta na swoje obrzydliwe potomstwo. No ale mama siedziała w izbie i na pewno by zauważyła, że Milenka wbrew zakazowi zabrała motankę. Dziewczynka wpadła więc na lepszy pomysł.

– Mogę też zrobić taką ziarnuszkę? Dasz mi wełnę i szmatki?

Mamie spodobał się ten pomysł i wkrótce Milenka zasiadła do robienia swojej pierwszej motanki. Główkę i brzuszek wypchała ziarnem. Rączki i nóżki zrobiła z szerokich tasiemek. Włosy z przędzy splotła w dwa długie warkocze i związała je czerwoną nitką. Czółko przepasała cieniutką krajką. Potem niebieską nitką wyszyła gwiaździste oczy, a czerwoną – usta.

– Jesteś ładniejsza od motanki mamy – szepnęła z uznaniem. – Masz oczy jak gwiazdy, a usta jak księżyc. Spraw, żeby mama miała dla mnie więcej czasu. Spełnij moje życzenie!

Lalka uśmiechnęła się delikatnie, a na jej policzkach zakwitły rumieńce.

Wieczorem Milenka zasnęła ze swoją nową zabawką. Ta jednak zaczęła się w nocy wiercić i obudziła dziewczynkę.

– Mówiłaś, że mam oczy niczym gwiazdy. Pokaż mi, jak one wyglądają – poprosiła gałgankowa laleczka.

Wymknęły się z chaty i lalka do świtu podziwiała błyskające na niebie punkciki.

Następnego dnia Milenka była niewyspana i wszystkie prace szły jej znacznie wolniej. Przez to brakło jej wieczorem czasu na zabawę. Zmęczona położyła się wcześniej niż zwykle. Lalka obudziła ją przed wschodem słońca.

– Moje oczy są błękitne niczym niebo o świcie. Pokaż mi, jak wygląda takie niebo.

Ten dzień też nie należał do udanych. Milenka co chwila ziewała i tarła oczy. Gdy nadszedł wieczór i mama zasiadła do przędzenia, dziewczynka zasnęła niemal natychmiast.

Lalka w nocy znów się wierciła, wierzgała, ciągnęła ją za włosy, ale nie zdołała obudzić dziewczynki.

Kolejnego dnia Milenka z mamą wybrały się nad rzekę, by zrobić wielkie pranie. Dziewczynka schowała lalkę w woreczku przywiązanym do fartuszka. Ta jednak nie chciała tam siedzieć i tak długo się szarpała, aż dziewczynka ją wyjęła.

– W wodzie ponoć można obejrzeć swoje odbicie. Chcę zobaczyć, jak wyglądam.

Milenka poszukała małej zatoczki, gdzie rzeka nie była zbyt rwąca, a i tafla wody na tyle spokojna, żeby się w niej przejrzeć. Laleczka długo nie pozwalała dziewczynce odejść, podziwiając swoje warkocze, krajkę na włosach, rumiane policzki. Aż w końcu mama Milenki wpadła w złość, że córka jej nie pomaga, tylko się bawi.

Kolejnego dnia kukiełka tak długo prosiła dziewczynkę, żeby zabrała ją na łąkę i pokazała maki, że ta w końcu spełniła jej życzenie.

– Taki kolor mają moje usta – lalka zachwycała się czerwienią płatków maku. – Upleć mi wianek z tych drobniutkich niebieskich kwiatków – poprosiła. – Będą pasowały do moich oczu.

Dziewczynka znów pół dnia spędziła na spełnianiu zachcianek motanki i kiedy wykonała wszystkie swoje domowe obowiązki, było już bardzo późno.

Lalka często budziła ją w nocy. Kiedy księżyc przypominał sierp, Milenka wymykała się z nią, by go podziwiać, bo jego kształt był jak usta ziarnuszki.

Mijały dni. Niebieskooka miała wciąż nowe życzenia, a Milenka była coraz bardziej zmęczona spełnianiem wszystkich kaprysów lalki i nie miała już wcale czasu, żeby się bawić.

Pewnego wieczoru usiadła rozżalona przy swej rodzicielce i przytuliła się bezradnie.

– Mamo, moja motanka nie chce spełniać życzeń.

Mama spojrzała na wystrojoną i przybraną kwieciem gałgankową postać.

– Bo to nie jest motanka, tylko lalka. To ty spełniasz jej życzenia.

– Zmotałam ją z płóciennych i wełnianych skrawków. Nie cięłam nożycami, żeby jej nie zranić. Nie dałam jej imienia, tylko powiedziałam życzenie. I nic.

Mama wzięła laleczkę, a ta uśmiechnęła się do niej gwiaździstymi niebieskimi oczami i czerwonymi ustami.

– Motanki nie mają oczu ani ust, bo jeśli im je zrobisz, zajmą się wyłącznie sobą i nie będą pamiętały o swoim zadaniu. Powiesz mi, jakie życzenie miała spełnić ta laleczka?

– Chciałam, żebyś miała dla mnie więcej czasu i bawiła się ze mną.

Mama spojrzała uważnie na Milenkę. Oczy jej na chwilę zalśniły, jakby pojawiły się w nich krople deszczu, ale uśmiech rozpędził je, jak blask słońca przegania ulewę. Odłożyła wrzeciono.

– Chodź, razem zrobimy nową motankę. To będzie nasza wspólna.

16motanka – lalka powstała przez motanie, czyli zwijanie, okręcanie materiału oraz nici; przypisywane są jej pozytywne, magiczne właściwości.

Mali Słowianie. Opowiadania o dawnym świecie

Copyright © by Monika Maciewicz 2024

Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo SQN 2024

Redakcja – Lidia Kowalczyk

Korekta – Jagoda Kubiesza, Tomasz Bocheński

Opracowanie typograficzne i skład – Joanna Pelc

Okładka – Paweł Szczepanik / BookOne.pl

Ilustracje na okładce i w środku książki – Katarzyna Witerscheim

All rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana ani w jakikolwiek

inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana

elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu

bez pisemnej zgody wydawcy.

Drogi Czytelniku,

niniejsza książka jest owocem pracy m.in. autora, zespołu redakcyjnego i grafików.

Prosimy, abyś uszanował ich zaangażowanie, wysiłek i czas. Nie udostępniaj jej innym, również w postaci e-booka, a cytując fragmenty, nie zmieniaj ich treści. Podawaj źródło ich pochodzenia oraz, w wypadku książek obcych, także nazwisko tłumacza.

Dziękujemy!

Ekipa Wydawnictwa SQN

Wydanie I, Kraków 2024

ISBN mobi: 9788383308081

ISBN epub: 9788383308098

Wydawnictwo SQN pragnie podziękować wszystkim, którzy wnieśli swój czas, energię i zaangażowanie w przygotowanie niniejszej książki:

Produkcja: Kamil Misiek, Joanna Pelc, Joanna Mika, Grzegorz Krzymianowski, Natalia Patorska, Katarzyna Kotynia

Design i grafika: Paweł Szczepanik, Marcin Karaś, Julia Siuda, Zuzanna Pieczyńska

Promocja: Piotr Stokłosa, Łukasz Szreniawa, Aleksandra Parzyszek, Barbara Chęcińska, Małgorzata Folwarska, Marta Ziębińska, Natalia Nowak, Magdalena Ignaciuk-Rakowska, Martyna Całusińska, Aleksandra Doligalska

Sprzedaż: Tomasz Nowiński, Patrycja Talaga

E-commerce i IT: Tomasz Wójcik, Szymon Hagno, Marta Tabiś, Marcin Mendelski, Jan Maślanka, Anna Rasiewicz

Administracja: Klaudia Sater, Monika Czekaj, Małgorzata Pokrywka

Finanse: Karolina Żak

Zarząd: Przemysław Romański, Łukasz Kuśnierz, Michał Rędziak

www.wsqn.pl

www.sqnstore.pl

www.labotiga.pl