Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
32 osoby interesują się tą książką
Takiej zakładniczki i porywacza jeszcze nie spotkaliście!
To wszystko potoczyło się nie tak, jak powinno. Trenerka fitness i zumby Adrianna Wierzbicka lada moment ma wyjść za mąż. Kochająca zabawę kobieta szaleje na swoim wieczorze panieńskim. Nie protestuje, gdy dwóch mężczyzn nakłania ją do opuszczenia klubu. Dlaczego? Ada jest przekonana, że to kolejna niespodzianka przygotowana przez jej przyjaciółki. Nic nie podejrzewając, jedzie do willi, w której poznaje przystojnego nieznajomego...
Następnego ranka dziewczyna dowiaduje się, że została uwięziona przez mecenasa Aleksandra Wrońskiego. Jak się okazuje, jej narzeczony nie wywiązał się z obietnic, dlatego dziewczyna została porwana, aby wyegzekwować od niego spłatę długu. Jednak przebojowa i uparta Ada nie zgadza się na takie traktowanie. Dlatego przy każdej możliwej okazji stara się jak najmocniej uprzykrzyć życie swojemu porywaczowi. Jak zakończy się to zderzenie dwóch silnych charakterów?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 306
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Wszystkim moim czytelniczkom i czytelnikom
dostępna na youtube.com
Regard & Raye – Secrets
The Black Eyed Peas – Don’t Stop The Party
Maluma & Gims – Hola señorita
Johann Pachelbel – Kanon D-dur
Léo Delibes – Duo des fleurs
Madcon – Beggin’
Becky G & Bad Bunny – Mayores
Don Omar – Danza kuduro
Jessie Ware – Say You Love Me
Pedro Capó – Calma
Shawn Mendes & Camila Cabello – Señorita
Enrique Iglesias & Bad Bunny – El baño
Carlos Santana – Europa
Carlos Santana – Samba pa ti
Wojciech Kilar – Polonez
Dmitrij Szostakowicz – Walc nr 2
Michael Bublé & Nelly Furtado – Quando, Quando, Quando
ŚWIATŁA PULSUJĄCE W TAKT MUZYKI i alkohol płynący w moich żyłach sprawiały, że czułam się naprawdę błogo. To właśnie mój żywioł: taniec, muzyka, zabawa. Dziś czułam się jak bogini. Moja złocista obcisła sukienka do połowy uda z fikuśnymi falbankami przykuwała wzrok niemalże każdego samca na parkiecie. Wysokie cekinowe szpilki sprawiały, że moje nogi były jeszcze smuklejsze. Nic się teraz dla mnie nie liczyło, byłam tylko ja i parkiet. Zerkałam ukradkiem na moje przyjaciółki, które bawiły się równie dobrze, co ja. Jolka już wyrwała jakiegoś blondyna i wili się razem niczym w Dirty Dancing, a Kaśka tańczyła grzecznie z Martą, jak na przykładne żony przystało. Zaśmiałam się pod nosem na myśl, że mnie też to niedługo czeka, i w jednej chwili z całych sił zapragnęłam porządnie dziś zaszaleć. W końcu to mój wieczór panieński – to normalne, że chcę się czuć wolna jeszcze przez tę jedną noc. Na samą myśl o ślubie z Bartkiem poczułam wielką gulę w gardle, postanowiłam jednak na ten wieczór wyrzucić to z głowy.
Na ratunek przyszła mi jedna z lepszych piosenek, które od niedawna były na topie. Secrets Regarda i Raye rozbrzmiewała na parkiecie, a ja zwolniłam tempo i zaczęłam delikatnie poruszać biodrami. Moje ręce opadały swobodnie przy tułowiu, głowa lekko kołysała się na boki. Kilka wcześniejszych utworów było naprawdę szybkich, więc ten house’owy, delikatny, a zarazem magiczny numer pomógł mi uspokoić tętno. Zamknęłam oczy i całkowicie oddałam się muzyce. Nagle poczułam, jak ktoś dołącza do mnie w tańcu. Zapewne mężczyzna, bo byłam od tej osoby niższa i drobniejsza. Postanowiłam dać się ponieść emocjom i nie otwierałam oczu. Dopiero po chwili otulił mnie zniewalający zapach perfum zmieszany z elektryzującą aurą. Teraz już miałam pewność – za moimi plecami był mężczyzna. Jego zapach mnie hipnotyzował. Chciałam się odwrócić twarzą w jego stronę, on jednak mnie powstrzymał. Delikatnie sunął palcami po mojej ręce. Od nadgarstka przesuwał się zmysłowo ku ramieniu. Na mojej skórze momentalnie pojawiła się gęsia skórka.
To było niesamowicie zmysłowe, tak cholernie podniecające doznanie, jakbyśmy nagle zostali w klubie zupełnie sami. Jego dotyk mnie paraliżował, a ja całkowicie mu się poddałam. Ta piosenka już sama w sobie jest nieco uwodzicielska, a w połączeniu z tajemniczym nieznajomym sprawiła, że zakręciło mi się w głowie. Nagle on chwycił mnie pewnie za biodra i zakołysał nimi. Jego dłonie były silne, a uścisk pewny. Moje ciało poczuło pragnienie. Chyba za dużo wypiłam, bo ten facet rozbudził we mnie jakieś głęboko ukryte żądze. Zaczęłam zmysłowo poruszać głową na boki, a moje włosy delikatnie muskały moje plecy i zapewne jego twarz.
Wybrzmiewał ostatni refren piosenki i nieznajomy mnie puścił. Chciałam go zobaczyć, odwróciłam się, ale już go nie było! Zginął w tłumie. Cholera! Co ja wyprawiam?! W sekundę mój mózg się otrzeźwił i dotarło do mnie, co się właśnie wydarzyło. Przed chwilą pragnęłam obcego mężczyzny. Totalnie mi odbiło, moje ciało było podniecone do granic, i to nie za sprawą mojego przyszłego męża. Ogarnęły mnie wyrzuty sumienia, więc poszłam do loży się napić. Dziewczyny zauważyły, jak schodzę z parkietu, i dołączyły do mnie. Moje serce nadal waliło, jakbym właśnie przebiegła maraton, a dłonie miałam spocone.
– Laski, widziałyście, kto ze mną tańczył? – spytałam prosto z mostu. Mimo że czułam się, jakbym zdradziła narzeczonego, musiałam wiedzieć, kim był ten nieznajomy. Było pewne, że nie zapomnę szybko tych dłoni, tego zapachu i tej zmysłowości, jaka połączyła nas we wspólnym tańcu.
– Nie widziałam, byłam zajęta. – Uśmiech Jolki mnie ucieszył. Dobrze się bawiła, a odkąd pół roku temu została rozwódką, chodziła ciągle smutna.
– Ja widziałam jedynie jego plecy i niespokojne dłonie – rzuciła Kasia, dziwnie na mnie patrząc. Wiem, że zachowałam się niestosownie, ale to był jakiś impuls.
– Trudno. Po prostu byłam ciekawa. Komu nalać? – próbowałam jak najszybciej zmienić temat. Musiałam się napić, a najlepiej upić, żeby zapomnieć o tym tajemniczym mężczyźnie.
Po kilku kolejkach znów wyszłyśmy na parkiet, gdzie tym razem tańczyłyśmy we cztery. Moje wspaniałe przyjaciółki zorganizowały mi wieczór panieński, co niesamowicie mnie rozczuliło. Od zawsze kpiłam ze wszystkich atrakcji typowych dla takich imprez, więc dziewczyny przekornie zorganizowały mi klasycznie obciachowy wieczór panieński. Moje kochane! Kiedy po mnie przyjechały, zbiegłam do nich na dół schodami jak na skrzydłach. Spodziewałam się, że po prostu pójdziemy do klubu, jak to mamy w zwyczaju. Moja mina na widok wielkiego transparentu „Wieczór panieński Ady” i czarnej limuzyny musiała być bezcenna. W pierwszej chwili nie wiedziałam, co powiedzieć, więc po prostu roześmiałam się na całego.
– Wy tak serio? Z tą limuzyną?! – krzyknęłam, na co Marta klasnęła dwa razy i z auta wyszedł kierowca. Młody mężczyzna, któremu spod podwiniętych rękawów koszuli wystawały tatuaże, był naprawdę niezłym przystojniakiem. Dziewczyny chichotały niczym napalone nastolatki, a on szarmanckim ruchem otworzył nam drzwi. Weszłyśmy dziarsko do wozu i rozsiadłyśmy się na wygodnych, skórzanych kanapach.
– Kocham was, wariatki! – tylko to byłam w stanie powiedzieć.
– Skarbie, to dopiero początek! – Spojrzałam na Martę, a ona wyciągnęła ze swojej kopertówki pomięty tandetny biały welon z diablimi rogami na opasce. – Zakładaj!
Rzuciła nim w moją stronę, a ja dosłownie rycząc ze śmiechu, włożyłam to cudo na głowę. Kasia pstrykała mnóstwo fotek telefonem. Spojrzałam na niewielki stolik, gdzie były ustawione kolorowe szklanki z drinkami – w każdej z nich tkwiła słomka w kształcie penisa.
– Zawsze mogę na was liczyć. – Przytuliłam je mocno. Naprawdę je kochałam. Mimo że zrobiły wszystko, co zawsze wyśmiewałam, było w tym coś magicznego. Nie traktowałyśmy tego wieczoru serio i dzięki temu klimat od początku był wyśmienity. Kierowca odjechał z piskiem opon i ruszyłyśmy do klubu.
Byłam już podchmielona, kiedy ochroniarze z uśmiechem wpuszczali nas do klubu. Nawet nie zdążyłam zauważyć, co to za miejsce. Na pewno nie była to żadna z naszych typowych miejscówek. Było tam luksusowo, elegancko, jakby to był klub dla VIP-ów. Musiały się wykosztować te moje szalone dziewczyny…
To była szalona noc. Spojrzałam na zegarek. Dochodziła druga, a impreza się dopiero rozkręcała, choć chyba już zdążyłam przeholować z alkoholem. Na parkiecie totalnie dałam się ponieść muzyce – jestem w końcu zawodową tancerką. Taniec to moje życie, pasja i największa miłość. Marta zerkała zazdrośnie na moje pląsy, a ja po jej minie wiedziałam, że znowu wszyscy gapią się na mnie. Co ja na to poradzę, że mam to we krwi? W końcu postanowiłam iść do loży, wypić szota i skoczyć do łazienki się odświeżyć.
– Jolka, idę do łazienki, zaraz wracam.
– Tylko się pospiesz, bo czekają cię następne niespodzianki!
– Co tym razem, tort w kształcie penisa z fontanną? – Zaśmiałam się na samą myśl.
– I nie tylko! Zaraz jedziemy dalej.
– Okej, daj mi kilka minut.
Zaraz pojedziemy na striptiz. Byłam tego więcej niż pewna, w końcu to zawsze najbardziej mnie śmieszyło na tych całych wieczorach panieńskich. Jolka nie musiała nic mówić, znałam ją na wylot. Ciekawa byłam, kogo mi załatwiły. Byle nie policjanta, bo to dla mnie żadna nowość. Za dwa tygodnie będę mieć własnego na co dzień. Może strażaka? Jednym haustem łyknęłam szota i ruszyłam w stronę łazienek. Na szczęście nie było kolejki. Odświeżyłam się szybko, poprawiłam makijaż i spryskałam się moimi ukochanymi perfumami. Uwielbiałam zapach przyprawionej cynamonem gruszki i ambry otulający moją skórę. Wychodząc z łazienki, zauważyłam stojących pod drzwiami dwóch mężczyzn.
– Chyba panowie się pomylili, tutaj jest damska toaleta. – Zaśmiałam się jak pijana małolata. Ten ostatni kieliszek totalnie mnie rozkładał. Nogi miałam już miękkie, oczy maślane, a uśmiech totalnie głupkowaty.
– Pani Adrianna Wierzbicka? – spytał poważnie jeden z mężczyzn.
– Tak, a o co chodzi? – Zrobiłam wielkie oczy.
– Mamy polecenie zawieźć panią w jedno miejsce – odpowiedział poważnym tonem, a do mnie właśnie dotarło, co się dzieje. No tak! Jolka mówiła przecież, że wkrótce gdzieś jedziemy! Na striptiz. Uśmiechnęłam się lekko i powiedziałam: – Zatem prowadźcie, panowie.
Zdziwiły mnie ich zaskoczone miny. Nie wiem, czego się spodziewali. A może byli po prostu tacy nadęci? Przyjrzałam się im od góry do dołu – w sumie byli niczego sobie. Ciekawe, czy to oni będą się rozbierać… Spodziewałam się jednego striptizera, a tu proszę, będzie dwóch. Ze śmiechem klasnęłam w dłonie i w rytm muzyki, lekko pląsającym krokiem wyszłam z nimi. Rozglądałam się za koleżankami, ale nigdzie ich nie było.
Faceci prowadzili mnie na tyły budynku, gdzie stał wielki samochód: czarny luksusowy SUV. Nagle wyraz ich twarzy stał się zupełnie inny, jakby brutalny. Jeden otworzył drzwi, drugi mnie popchnął i krzyknął ostrym tonem:
– Właź!
Moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Jasna cholera! Czyli tak to sobie te moje szalone przyjaciółeczki wymyśliły. Upozorowały porwanie! Postanowiłam grać w ich grę i dobrze się bawić.
– Oj nie, panowie, ja nie chcę! – usiłowałam krzyczeć, wyszło to jednak nieco komicznie. Nie ma co ukrywać, zdolności aktorskich nie mam za grosz. W dodatku przez procenty we krwi zaczęłam chichotać pod nosem niczym pensjonarka.
Mężczyźni milcząco spojrzeli po sobie. Nie widzą, że dobrze się bawię? Wsiadłam potulnie do auta i zajęłam miejsce na środku tylnej kanapy. Porywacze usiedli po moich obu stronach. Jeden założył mi sprawnie kajdanki, a drugi wyciągnął jakiś ciemny worek.
– Pomocy! – Śmiałam się pod nosem, chociaż próbowałam udawać przerażoną. Nie chciałam popsuć zabawy.
– To będzie ciekawa podróż – westchnął ten wyższy.
W końcu jeden z nich nie wytrzymał i cicho się zaśmiał. Drugi założył mi czarny worek na głowę i samochód ruszył.
– Ale jesteście profesjonalni – oceniłam, kiedy wreszcie trochę się uspokoiłam.
– Wiesz, dokąd jedziemy? – Ten od worka brzmiał na nieco zaskoczonego.
– Nie mam pojęcia, tak strasznie się boję! – Znów próbowałam udawać przerażoną. Niestety w mojej głowie brzmiało to lepiej niż w rzeczywistości. Mężczyźni roześmiali się głośno. Nawet kierowca, który dotąd milczał, śmiał się do rozpuku.
– Nie wiem, laska, o co ci chodzi, ale już cię lubię – dodał. – Młody, włącz coś fajnego, będzie się przyjemniej jechać – rzucił do kierowcy i po sekundzie usłyszałam znów jakieś klubowe bity.
Skłamałabym, mówiąc, że nie było fajnie. Czułam się fantastycznie zaciekawiona i podekscytowana tym, co moje przyjaciółki wymyśliły. Cały czas zachodziłam w głowę, gdzie one znalazły taką profesjonalną firmę.
– Macie tu może jakiś barek? Napiłabym się jeszcze – spytałam, po czym wedle życzenia dostałam do ręki coś metalowego. Po kształcie obstawiałam, że była to piersiówka. Bez oporu wypiłam kilka łyków, a po chwili dokończyłam resztę. Sama nie wiem, co mi odbiło – byłam wystarczająco pijana, gdy wsiadałam do tego auta, jednak adrenalina robiła swoje.
Jechaliśmy nie dłużej niż pół godziny. Musieliśmy być nadal w Warszawie albo na przedmieściach. Po drodze plotłam jakieś totalne głupoty, buzia mi się nie zamykała. Zapewne od tej wódki z piersiówki. Tam musiała być co najmniej ćwiartka, a ja wypiłam wszystko, nawet nie zapijając. Bardzo kobieco, nie ma co. Moi towarzysze byli średnio rozmowni, co absolutnie mi nie przeszkadzało. Kiedy samochód nareszcie się zatrzymał, rozbawieni moim zachowaniem mężczyźni pomogli mi wyjść. Na szczęście ściągnęli mi worek z głowy, dzięki czemu przestałam wdychać własne alkoholowe opary. Rozejrzałam się niepewnie. Byliśmy na podjeździe sporego, pięknie oświetlonego i nowoczesnego domu. Wyglądał jak wyjęty z katalogu znanego architekta. Boże, te dziewczyny zwariowały do reszty! Skąd one miały pieniądze na to wszystko?
Z zamyślenia wyrwali mnie mężczyźni, którzy musieli mnie właściwie podtrzymywać, inaczej nie dałabym rady iść w tych przeklętych dziesięciocentymetrowych szpilkach po kamienistej ścieżce. Kto to tu wysypał?! Mimo wszystko humor mi dopisywał i zaczęłam podśpiewywać Don’t Stop The Party The Black Eyes Peas.Nagle otworzyły się przed nami drzwi, a raczej wrota, i oślepiło mnie światło wydobywające się z wnętrza domu. Słyszałam jakieś głosy i z całych sił próbowałam zrozumieć tę rozmowę.
– Dagmaro, będziesz się zajmować naszym gościem. Masz mnie informować o wszystkim. Wiesz, jakie są zasady, prawda? – Jakiś mężczyzna stał przed przerażoną kobietą, która miała spuszczoną głowę. Rozejrzałam się dookoła. To był naprawdę piękny dom. Na ścianach wisiały obrazy, a nowoczesne meble zdobiły wielki salon i przedpokój. Minimalizm, prostota, a jednocześnie bardzo przytulne wnętrze. Cały czas słyszałam piosenkę z otwartego samochodu i wesoło pląsałam. Zdjęto mi kajdanki, więc wywijałam rękoma i biodrami na wszystkie strony. Nagle ten wysoki mężczyzna w garniturze odwrócił się i zamarłam. Jego oczy przeszyły mnie na wskroś lodowatym spojrzeniem. Były błękitne i wściekłe. Spięłam się, a moje ciało przeszył dreszcz. Przestałam tańczyć, próbowałam uspokoić przyspieszoną pracę serca, ale ten pieprzony alkohol mi nie pomagał. Facet stał, a jego oczy ciskały gromy. Rozbawionym tonem wypaliłam do porywaczy, którzy mnie przywieźli:
– To kto będzie się rozbierał? Wy czy on? – Zasłoniłam niezdarnie dłonią usta, ale nie mogłam powstrzymać chichotu. Po chwili czknęłam głośno i zaczęłam rechotać. Pijacka czkawka, brawo, Ada… Wtedy zobaczyłam, jak mężczyzna zaciska usta w wąską linię. Oho, chyba przesadziłam.
– Czemu ona jest w takim stanie?! – warknął na moich towarzyszy, a jeden z nich zaczął tłumaczyć.
– Szefie, przecież to jej wieczór panieński, co mieliśmy zrobić?
– Trzeba było ją zgarnąć wcześniej! – wycedził ten sztywniak.
– Przecież szef… – kontynuował mięśniak, ważniak jednak uciszył go gestem dłoni.
– Hej, Jolka! Marta! Kaśka! Możecie już wychodzić. Chyba zaraz się zacznie! – Dalej robiłam z siebie idiotkę, bo myślałam, że moje przyjaciółki wyskoczą zaraz zza zasłony. Mimo że ten przystojniak tak się nadął, nadal miałam zabawowy nastrój.
– Co ona bredzi? – Teraz pan z kijem w dupie przestał się wściekać, tylko patrzył zdziwiony.
– Jak to co! Czekam na striptiz! Przecież po to tutaj przyjechałam, prawda? – odpowiedziałam mu wesoło.
Ten od kajdanek, który nadal stał obok mnie, zaśmiał się pod nosem, szybko jednak ucichł. Zapanowała cisza, która trwała całą wieczność. Dopiero w tym momencie zaczęło do mnie docierać, co tu się dzieje. To wszystko nie jest sprawką dziewczyn i doszło do jakiegoś nieporozumienia. Cholera, a jeśli ktoś naprawdę mnie porwał? Zaczęło mi się robić duszno i słabo. To musi być jakaś pomyłka. Po co ktoś miałby mnie porywać? To niedorzeczne. Jestem zwykłą dziewczyną, nie mam żadnego majątku, nie obracam się w podejrzanym towarzystwie. Na pewno zaraz wszystko się wyjaśni.
– Chciałabyś, żebym zrobił dla ciebie striptiz? – Przystojny sztywniak uniósł zawadiacko brew. Mógł mieć z trzydzieści pięć lat. Był całkiem niezły, w moim typie. Kiwnęłam tylko odruchowo głową, a on nareszcie się uśmiechnął. Nogi ugięły się pode mną na widok delikatnych zmarszczek wokół jego pięknych oczu, w których zupełnie nie było już tego chłodu i złości co wcześniej. Teraz dostrzegłam w nich wesołe iskierki. Rozbawiłam go, to fajnie. Pokazał w uśmiechu piękne, równe zęby. Podobał mi się jego delikatny zarost, dodawał mu klasy. Do tego jeszcze ten szary garnitur w subtelną kratę. Wyglądał jak szyty na miarę, z daleka było widać, że jest idealnie skrojony. Czarna koszula natomiast dodawała jego osobie mroku i tajemniczości.
– Najpierw musisz na to zasłużyć, aniołku – odparł, a jego szczery uśmiech nagle zniknął. – Zabierzcie ją do sypialni naprzeciwko mojej – rzucił do swoich pracowników, a oni zaczęli mnie prowadzić. Moje pijane nogi całkowicie odmówiły posłuszeństwa, a w głowie mi wirowało, jakbym miała chorobę morską. Wtedy jeden z nich przerzucił mnie sobie przez ramię i dosłownie zaniósł mnie do pokoju. Rzucił mnie na łóżko, zapalił lampkę nocną, przyniósł z łazienki miskę i wyszedł. Mój pijany mózg podpowiadał mi, że zaraz przyjdzie tamten przystojny zadufany w sobie gościu, żeby zrobić ten striptiz, więc czekałam, patrząc w sufit. Nie minęła nawet minuta, a ja już spałam jak zabita.
PULSOWANIE W SKRONIACH ZACZYNAŁO SIĘ NASILAĆ. Ból rozsadzał mi czaszkę, ale miałam za swoje. Próbowałam otworzyć zaspane oczy, niezmyty tusz do rzęs skleił mi je jednak na dobre. To zdecydowanie nie będzie mój dzień. Mój dzień był wczoraj, choć miałam teraz tylko przebłyski tego, co się wydarzyło. Dziewczyny zorganizowały mi wieczór panieński w klubie. Póki co nic więcej nie przychodziło mi na myśl. Pamiętałam głośną muzykę, tańce na parkiecie i dużo alkoholu. Za dużo. A, była jeszcze ta śmieszna limuzyna z kierowcą.
Starałam się ze wszystkich sił podnieść głowę, ale była zbyt ciężka, jakby ważyła tonę lub była z betonu. Jak co noc spałam na brzuchu z zadartą prawą nogą. Zebrawszy wszystkie siły w moim wątłym ciele, zdołałam się przekręcić na lewy bok. Przez nadal zamknięte powieki oślepiło mnie słońce, które świeciło wprost na łóżko. Zaraz, przecież okna mojej sypialni wychodzą na zachód, nigdy rano nie świeci tam słońce. Momentalnie otworzyłam oczy i zdębiałam. Gdzie ja jestem?! Moje ciało, a raczej zwłoki po wczorajszym piciu leżały na wielkim łóżku z pikowanym zagłówkiem w kolorze butelkowej zieleni. Był tam też fotel uszak, niewielki stolik z dwoma krzesłami, jakaś donica z palmą i szafka nocna. Czyżby to był jakiś hotel? Uniosłam lekko głowę, ale wciąż cały świat mi wirował. Chyba jeszcze nigdy wcześniej nie miałam aż takiego kaca. Czułam potworny ból w każdym miejscu na ciele i całkowitą niemoc. Ktoś otworzył drzwi pokoju. Szybko zamknęłam oczy i udawałam, że jeszcze śpię. Jednym okiem, maleńką szparką, podglądałam. Do pokoju żwawym krokiem weszła drobna kobieta. Co za ulga. Miała strój pokojówki, więc chyba byłam w hotelu. Kobieta jak gdyby nigdy nic krzątała się po pokoju. Zabrała coś spod mojego łóżka, zniknęła za drugą parą drzwi, a ja dopiero wtedy dostrzegłam łazienkę. Uwijała się tak szybko, że nie mogłam się przyjrzeć jej twarzy. Aż podskoczyła, gdy ktoś zapukał.
– Tak? – Uchyliła tylko drzwi i czekała na odpowiedź.
– Dagmaro, jak minęła noc? – spytał tajemniczy, niski głos. Męski głos. Nie wiem dlaczego, ale jego tembr mnie zaintrygował.
– Jeszcze śpi. Rozebrałam ją do bielizny i właśnie sprzątnęłam wymiociny. – Dopiero po słowach pokojówki zorientowałam się, że nie mam na sobie sukienki! Leżałam w samych majtkach. Rumieniec wkradł się na moje policzki na myśl o tym, że wymiotowałam i ta biedna kobieta musiała to posprzątać. Było mi potwornie głupio i nie wiedziałam, co mam robić.
– Obudź ją wreszcie, bo za godzinę będzie obiad. Zapraszam ją do jadalni. – Rozkazującym głosem wydał polecenie i zamknął za sobą drzwi. Wtedy kobieta podeszła do mnie i zaczęła mnie szturchać za ramię.
– Panienko, proszę wstać. Panienko! – powiedziała cicho. Nie wiem, kogo ona chciała tym obudzić. Otworzyłam oczy i przykryłam się kołdrą. Podała mi luźną koszulkę, którą od razu włożyłam.
– Dzień dobry – przywitałam się niepewnie.
– Dzień dobry. Jestem Dagmara i będę panienki pokojówką.
– Słucham? Jaką pokojówką?
– Od teraz jest panienka naszym gościem, proszę się czuć jak u siebie.
– Ale gdzie ja jestem? Nic nie pamiętam! – Pisnęłam jak oparzona. Odruchowo wstałam z łóżka. Włączył mi się tryb gotowości do ataku. W co ja się wpakowałam?! Patrzyłam na jej twarz, nie umiałam z niej jednak nic wyczytać. Była może około czterdziestki, a jej spokojne czarne oczy wpatrywały się we mnie uważnie. Brązowe włosy upięła w ciasny kok, co dodawało jej klasy i niestety lat.
– Pan Wroński wszystko panience wyjaśni. Za godzinę zaprasza panienkę na obiad.
Przełknęłam głośno ślinę, a właściwie jakieś jej szczątki. Gdyby ta cała Dagmara postawiła przede mną wiadro wody, to wypiłabym je duszkiem. Kurde, Ada, myśl! Co to za Wroński? Pierwszy raz słyszałam to nazwisko, nikt nie przychodził mi do głowy.
– Ale jaki obiad?! Żądam wyjaśnień, w tej chwili! – Mój wciąż zamroczony alkoholem mózg pracował na najwyższych obrotach, za nic w świecie nie domyślałam się jednak, o co tu chodzi ani co się wczoraj wydarzyło.
– Proszę się uspokoić. To zwykły obiad, nie musi się panienka obawiać – odpowiedziała mi pokojówka.
– Czy pani siebie słyszy?! Budzę się w obcym miejscu, nic nie pamiętam, mam kaca giganta i jakiś obcy facet zaprasza mnie na obiad! Chcę do domu, natychmiast! – Adrenalina dodała mi nieco siły i spróbowałam staranować kobietę oraz dostać się do drzwi. Niestety potknęłam się o własne nogi i zamiast zbliżyć się do wyjścia, poznałam się lepiej z podłogą. Kurwa mać!Dagmara była na tyle uprzejma, że pomogła mi wstać i nawet nie skomentowała mojego upadku. Czułam, jak prawy policzek szczypie mnie od uderzenia w panele podłogowe, więc go lekko potarłam. Moje ciało drżało z emocji. Chciało mi się jednocześnie płakać i śmiać, ponieważ kompletnie nie mogłam się odnaleźć w tej sytuacji.
– Gdzie jest moja torebka? – spytałam cicho.
– Nie ma jej tutaj.
– Jak to nie ma?! – oburzyłam się.
– Pan Wroński ją ma – odparła spokojnym tonem.
– Kim, do diabła, jest ten Wroński?! – Zaczynałam tracić cierpliwość, a cała ta dziwna sytuacja budziła we mnie tylko lęk. W pokoju zapanowała cisza, w której niemal było słychać przyspieszone bicie mojego serca. – Potrzebuję zadzwonić – warknęłam zła, chociaż ta biedna kobieta nic mi nie zrobiła. Była dla mnie taka uprzejma, a ja nie potrafiłam pohamować emocji. Chciałam natychmiast jechać do swojego mieszkania i przede wszystkim zadzwonić do moich przyjaciółek. Muszę się dowiedzieć, co się, do jasnej cholery, wczoraj wydarzyło!
– Wszystkiego dowie się panienka na obiedzie, ja naprawdę nic nie wiem. – Wzruszyła ramionami i wyszła.
Dopiero teraz zobaczyłam na stoliku karafkę z wodą oraz szklankę, więc podeszłam i wypiłam całość naraz. Ciągle kręciło mi się w głowie. Jedynym ratunkiem wydawał się zimny prysznic. Od razu ruszyłam do łazienki. Odkręciłam kurki w kabinie i ściągnęłam swoje miniaturowe majtki. Lodowaty strumień wody ukoił moje obolałe ciało i pokrzepił moją obolałą głowę. Co za koszmar. Po dziesięciu minutach stałam przed lustrem z suszarką w dłoni, próbując doprowadzić swoje włosy do jakiegoś ładu, podziwiając przy tym ogromne worki pod oczami. O dziwo, na półce znalazłam mały słoiczek z kremem do twarzy, który chętnie wklepałam w swoją opuchniętą od alkoholu buzię. Po wyjściu z łazienki zobaczyłam na fotelu ubrania. Uff, jak dobrze. Nie chciałabym iść w brudnej bieliźnie i złotej sukience na spotkanie z tym Wrońskim.
Chyba nie będzie to żaden oficjalny obiad, skoro chciano, bym włożyła czarną sportową sukienkę przed kolano i baleriny. Bielizna również była czarna, bawełniana. Oczywiście wszystko w moim rozmiarze. Nie wiedziałam już, co mam o tym wszystkim myśleć. Serce biło mi jak oszalałe, bo nie miałam nawet najmniejszych podejrzeń, gdzie jestem ani co za facet zaprasza mnie na obiad. A do tego zastanawiałam się, czy nie zdradziłam narzeczonego… Ta myśl najbardziej mnie dobijała, więc starałam się szybko ją odpędzić. Kac moralny wydawał mi się gorszy od tego fizycznego. Wzięłam głęboki wdech i wyszłam z pokoju. Od razu podszedł do mnie jakiś mężczyzna z przyklejonym do twarzy głupkowatym uśmiechem.
– Zapraszam, panienko – wycedził, próbując powstrzymać śmiech. Ciekawe, co go tak bawi? Czyżbym w nocy naprawdę nieźle narozrabiała?… Nic nie pamiętałam.
Mężczyzna poprowadził mnie korytarzem i już po chwili znaleźliśmy się w wielkim salonie. Był połączony z jadalnią i robił niesamowite wrażenie. Wszędzie było biało, idealnie czysto i tak przestronnie. Przez ogromne drzwi tarasowe wpadało mnóstwo światła, a w rogach wisiały przyciemniające zasłony, które dodawały pomieszczeniu uroku. Na wprost wejścia znajdował się sporych rozmiarów narożnik z zagłówkami oraz szklany stolik kawowy, natomiast po prawej stronie stał wielki stół z dwunastoma białymi krzesłami. Nigdy wcześniej nie byłam w tak nowoczesnym miejscu. Cały ten Wroński musiał mieć mnóstwo kasy, skoro było go stać na taki dom. Siedział przy stole, tyłem do mnie. W garniturze. A ja byłam w sportowej sukience, po prostu cudnie. Już na wstępie czułam się kretyńsko, a miałam przeczucie, że będzie tylko gorzej.
– Witam – powiedziałam pewnym, mocnym głosem. Choćby nie wiem co się działo, zamierzałam działać w myśl mojej złotej zasady „Co złego, to nie ja, a wszystko można obrócić w żart”. Gospodarz tego przybytku szybko wstał, poprawił marynarkę i ruszył w moim kierunku. Zaczynałam sobie przypominać co nieco z naszej wczorajszej rozmowy i to wcale nie były przyjemne sceny. Wspomnienia z poprzedniego wieczoru powoli zaczęły się układać jak puzzle. Zresztą nie będę się oszukiwać, wiem przecież doskonale, że po pijaku puszczają mi hamulce. Spojrzałam w jego błękitne oczy i uśmiechnęłam się. Wydawało mi się, że jego wzrok mnie w tym momencie zabija, ale pewności nie miałam.
– Dzień dobry – powiedział oschle, krzyżując ręce na piersi. Jego wyraz twarzy był nieodgadniony, tylko to spojrzenie zdradzało wściekłość. Staliśmy tak przez chwilę, mierząc się nawzajem wzrokiem. Jeśli myśli, że trafił na jakąś nawiną dziunię, to jest w błędzie.
Nie odpuszczę pierwsza, no way.
Naszą małą bitwę przerwało chrząknięcie Dagmary.
– Obiad podano.
Mężczyzna wskazał ręką na stół, dając mi do zrozumienia, żebym usiadła. Nadal stałam w miejscu, więc podszedł i odsunął dla mnie krzesło. Wtedy już nareszcie się ruszyłam i usiadłam. On zajął miejsce naprzeciwko mnie. Na stole było mnóstwo jedzenia, które wyglądało apetycznie, więc rozłożywszy serwetkę na kolanach, zaczęłam sobie nakładać.
– Co robisz? – spytał zaskoczony.
– Nakładam sobie jedzenie? – Lekko zirytowana i zdezorientowana uniosłam brew. Co z nim? Najpierw zaprasza mnie na obiad, żeby teraz nie pozwalać mi nic sobie nałożyć?
– Dagmara to zrobi – warknął na mnie jak lew.
– Mam ręce, więc mogę zrobić to sama – odpowiedziałam.
– Nalegam. – Znów patrzył na mnie tak przerażająco, że odpuściłam. Skoro takie panują tu zasady, to muszę się dostosować. W sekundę później przerażona służąca doskoczyła do mnie, żeby nalać mi rosołu. O tak, rosół na pewno postawi mnie na nogi. Przez dłuższą chwilę panowała cisza. Nie potrafiłam się odnaleźć w tej sytuacji, więc również milczałam. Czekałam na rozwój wydarzeń. Trudno było mi się skupić na jedzeniu, gdy czułam na sobie nieustannie wzrok tego człowieka. Miałam wrażenie, że pali mnie od tego spojrzenia skóra.
– Smakuje ci, Adrianno?
– Tak, dziękuję – odpowiedziałam cicho, patrząc w talerz. Co za irracjonalna sytuacja.
– Dobrze ci się spało? – spytał mnie z ironicznym uśmieszkiem na twarzy.
Nie wytrzymam dłużej… Nie umiem.
– Czy mógłby pan najpierw się przedstawić? Gdzie pana maniery? – prychnęłam. W jednej chwili facet zerwał się z krzesła i podszedł do mnie.
– Adrianna Wierzbicka. – Wyciągnęłam pierwsza rękę, a wtedy on chwycił ją i… pocałował!
– Aleksander Wroński – odpowiedział, nie odrywając ode mnie tajemniczego wzroku.
Momentalnie poczułam, jak pieką mnie policzki. Wrr, nienawidzę tego! Na pewno byłam czerwona jak burak, nic nie mogłam jednak na to poradzić. Zaskoczył mnie tak, że nie potrafiłam wydobyć z siebie dźwięku. Właściwie pierwszy raz w życiu zostałam pocałowana w rękę. To było tak szalenie staroświeckie, ale pasowało do tego enigmatycznego mężczyzny. Puścił moją dłoń i jak gdyby nigdy nic wrócił na swoje miejsce.
– Dobrze wiesz, że kiepsko spałam. Chciałabym się dowiedzieć, co właściwie tutaj robię. Kim ty jesteś? – Skoro on mówił do mnie po imieniu, to ja nie zamierzałam być mu dłużna.
– Nic nie pamiętasz, Adrianno?
Drwił ze mnie w żywe oczy. Ciśnienie zaczęło mi się podnosić, ale zanim cokolwiek powiedziałam, wskazał palcem na telewizor wiszący na ścianie. Obejrzałam się i zamarłam. Ten cyniczny snob włączył nagranie z monitoringu z wczorajszej nocy. Kurde, wiedziałam, że było źle, ale żeby aż tak? Alkohol musiał mnie jednak całkowicie zamroczyć. Chryste, ja ledwo stałam na nogach! Czułam się w tej chwili kompletnie zażenowana, ale nie mogłam dać tego po sobie poznać. Aleksander przyglądał się moim reakcjom. Wpadłam na jedyny słuszny pomysł – zaczęłam się głośno śmiać. Jego zadowolona mina zrzedła, żeby ustąpić miejsca zaciśniętym mocno ustom. Jest! Udało mi się go wkurzyć.
– Co tak patrzysz, Alku? Mam do siebie dystans. Nigdy nie byłeś pijany jak szpadel i nie robiłeś głupot?
– Aleksander! – ryknął. – Mam na imię Aleksander, a nie Alek. – Kolejny już raz na mnie warknął. Zaczynał mnie irytować ten cały Wroński. To, że jest przystojny i bogaty, nie upoważniało go do kpin ze mnie.
– Będę mówiła, co chcę.
– Wczoraj też mówiłaś, co chciałaś, pamiętasz?
– Nawet jeśli nie pamiętam, to zapewne nie omieszkasz mi przypomnieć – odpyskowałam.
– Myślałaś, że ja i moi ludzie jesteśmy… – Zrobił dłuższą pauzę. Walczył ze sobą, żeby się nie roześmiać. Zdradzał go unoszący się prawy kącik ust.
– No kim? – Niecierpliwiłam się. Serce łomotało mi tak mocno, że aż bolało, a drżenia dłoni nie potrafiłam dłużej ukryć. Bałam się. Przed chwilą był wściekły, a teraz tłumił śmiech.
– Striptizerami – wydusił w końcu z siebie Wroński. Fala zażenowania rozlała się w mojej świadomości. Od razu było widać, że ani on, ani jego pracownicy nie wyglądają na striptizerów. Nie chciałam dać po sobie poznać, że mi wstyd.
– A więc co ja tutaj robię? Skoro nie jesteście striptizerami, to jak ja się tutaj znalazłam? I przede wszystkim po co?
Wroński klasnął dwa razy w dłonie i w jednej chwili Dagmara z gorylem wyszli z salonu. Przeszedł mnie dreszcz, nie chciałam zostać sam na sam z tym bufonem. Specjalnie milczał, żeby zbudować napięcie. Na zmianę obserwował mnie i jadł.
– Porwałem cię – rzucił w końcu krótkie zdanie między przeżuwaniem karkówki. Zabrzmiało to, jakby mówił o umyciu podłogi, a nie uprowadzeniu młodej kobiety!
– To jakaś pomyłka. – Dopiero w tym momencie zrozumiałam, że mam duży problem.
– Myślisz, że mógłbym się pomylić? – znów ze mnie drwił. Nikt chyba jeszcze nigdy mnie tak nie irytował jak ten koleś.
– Nie wiem, przecież cię nie znam.
– To ci powiem, że ja się nigdy nie mylę. – Wytarł usta serwetką i patrzył wprost w moje oczy.
– Dlaczego mnie porwałeś? – Mój głos drżał. Żarty się skończyły, a ja byłam tego w pełni świadoma.
– Porwałem cię przez twojego narzeczonego. Wisi mi kasę i nie wykonał zleconego zadania.
Zmarszczyłam czoło. Teraz byłam pewna, że to pomyłka. Zaśmiałam się.
– To niemożliwe, Bartek jest policjantem. Mówiłam, że to nieporozumienie.
Na moje słowa Aleksander roześmiał się przerażającym, gardłowym śmiechem. Brzmiał trochę jak okrutny czarnoksiężnik z bajki, moje ciało się spięło. Czyżbym była w niebezpieczeństwie?
– Twój narzeczony to Bartłomiej Kosiński?
– Tak. – Kiwnęłam głową.
– Więc to nie jest pomyłka, aniołku. – Ostatnie słowo wypowiedział jakoś inaczej niż resztę. Łagodniej.
– Skoro on nawalił, w co oczywiście nie chce mi się wierzyć, to załatw to z nim. Jutro muszę iść do pracy, a mój szef nie należy do tych, którzy tolerują urlop na żądanie.
– Kosa miał już jedną szansę, ale jej nie wykorzystał. Dlatego teraz ty będziesz moją kartą przetargową.
– Nie słyszysz, co do ciebie mówię?! – Nie wytrzymałam nadmiaru emocji i wydarłam się na niego. – Zjem obiad i wychodzę.
Myślałam, że wielki pan i władca się wkurzy, on jednak tylko uśmiechnął się nieśmiało.
– Nie ty rozdajesz tu karty, Ado. Zjadłaś? To Marcin zaprowadzi cię do twojego pokoju. – Wytarł usta serwetą. – Marcin!
– Nigdzie nie idę! – Walnęłam pięścią w stół zdenerwowana do granic, a obok mnie jak spod ziemi wyrósł goryl. Nim zdążyłam się odsunąć, złapał mocno moje ramię i podniósł mnie jak lalkę. Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym się nie szarpała, wtedy jednak podszedł drugi ochroniarz i wbił w moje przedramię igłę. Odpłynęłam.
ZERWAŁAM SIĘ Z ŁÓŻKA NA DŹWIĘK OTWIERANYCH DRZWI.
– Spokojnie, panienko, to ja, Dagmara. – Zamroczona przyjrzałam się kobiecie i zrozumiałam, że ten przeklęty dom to nie był sen.
– Proszę, mów mi Ada. – Skąd oni wytrzasnęli to „panienko”? Cofnęliśmy się w czasie o sto lat czy jak?
– Dobrze, Ado. W takim razie jestem Daga. – Piękny uśmiech rozświetlił jej twarz. Czułam, że ta kobieta jest w stanie mi pomóc. Na początek muszę się dowiedzieć jak najwięcej o tym, co ja tu, do diabła, robię. O co chodzi z tym porwaniem i kiedy mnie stąd wypuszczą.
– Przepraszam, że musiałaś po mnie sprzątać.
– To moja praca. Jestem w tym domu gosposią. – O, pierwsza informacja.
– Która właściwie jest godzina? Długo spałam?
– Jest pięć po ósmej, Ado. – Na jej słowa aż podskoczyłam. Spojrzałam przez okno. Było rano! Tyle godzin spałam po tym zastrzyku? Nie czekając na nic, jednym susem wskoczyłam do łazienki i zaczęłam się szykować. Zdezorientowana Daga wyszła. Nie miała pojęcia, że jeśli znowu spóźnię się do pracy, to w końcu ten dupek Karol wywali mnie na zbity pysk. Dzięki wprawie w szykowaniu się po niespełna dwudziestu minutach stałam pod drzwiami ubrana w tę czarną sukienkę i baleriny z wczoraj. Nacisnęłam klamkę i wtedy ogarnęła mnie fala wściekłości. Drzwi były zamknięte! O co chodzi, do diaska?!
– Daga! Otwórz, proszę! – krzyknęłam. Miałam dziwne przeczucie, że kobieta stoi po drugiej stronie. – Dlaczego mnie zamknęłaś?!
Waliłam z całych sił pięściami w te cholerne masywne drzwi, ale nic to nie dało. Nadal nikt ich nie otwierał. Dzisiaj czułam się naprawdę dobrze, jakby ten zastrzyk był zbawienny dla mojego organizmu. Jeszcze przed chwilą się wściekałam, że mnie uśpili, ale teraz czułam ulgę, że udało mi się przespać tego okropnego kaca. W nagłym przypływie sił nie odpuszczałam, cały czas uderzałam w te drzwi, niestety bezskutecznie. Zaczęłam krążyć po pokoju. Chciałam obmyślić jakąkolwiek strategię. Nie wiedziałam, gdzie jestem i ile zająłby mi dojazd do pracy. Miałam półtorej godziny, żeby dostać się do klubu. Drzwi były zamknięte i nikt nie chciał mi otworzyć, więc musiałam spróbować je wyważyć… Tak! To jest myśl. Pokój był spory, więc cofnęłam się pod samą łazienkę i na trzy ruszyłam najszybciej, jak mogłam, z wyciągniętym przed siebie lewym ramieniem. Miałam wrażenie, że jestem silną kobietą – w końcu codziennie ćwiczę – jednak sforsowanie tych drzwi to nie była taka łatwa sprawa. Odbiłam się od nich jak piłeczka i padłam na miękki dywan. Dzięki adrenalinie zupełnie nie czułam bólu, więc nie poddając się, powtórzyłam czynność. Znów odbiłam się od drzwi, a one ani drgnęły. Wtedy zmieniłam taktykę i próbowałam z mniejszych odległości raz za razem uderzać w to cholerne skrzydło, ale nic to nie dało…
Czas na plan B. Nie mogłam przestać drżeć z nerwów. Krążyłam po pokoju jak w transie. Musi przecież być jakieś rozwiązanie. Zerknęłam na okno. Czemu wcześniej na to nie wpadłam? Zbliżyłam się do szyby, dostrzegłam jednak za nią kratę. Kto normalny montuje w swoim domu kraty na oknach?… W jednej chwili adrenalina opadła, a ja znów poczułam się strasznie zmęczona. Usiadłam pod oknem i zaczęłam płakać. Najpierw szlochałam powoli, łezka za łezką, jak mała, zagubiona dziewczynka. Czułam się bezradna. Najgorsze było to, że nadal nic nie wiedziałam. Co takiego zrobił Bartek, że ten bufon Wroński mnie porwał? Wciąż nie mogłam uwierzyć w winę mojego narzeczonego. Jest oddanym policjantem, jego ojciec to komendant główny policji w Warszawie, więc jak mógłby robić brudne interesy czy mieć jakiekolwiek układy? W życiu w to nie uwierzę! Kto jak kto, ale Bartek to dobry facet.
Nagle mój szloch zaczął przybierać na sile. Na myśl o tym, że wcale nie chcę ślubu, z mojego gardła wydobył się prawdziwy lament. Teraz wyłam na całego, siedząc pod tym oknem. Potok łez wydawał się nie do zatamowania, a moje myśli krążyły wokół mojego życia. Ludzie mogli myśleć, że jestem szczęśliwa, lecz w dużej części to były tylko pozory. Bartek to naprawdę wspaniały mężczyzna, szalał za mną, a ja bardzo go lubiłam i szanowałam – ale chyba nie kochałam. Nie chciałam za niego wychodzić. Tak nagle wyskoczył z tymi zaręczynami… Czasem wręcz miałam wrażenie, że zrobił to specjalnie – podejrzewał, że mogłabym powiedzieć „nie”, więc zorganizował to tak, bym nie miała wyjścia. Zaprosił na imprezę urodzinową wszystkich naszych znajomych, nawet moje przyjaciółki, których nie lubi. Już wtedy powinna mi się zapalić czerwona lampka, a tymczasem ja głupia jeszcze pomagałam mu wszystko przygotować… Do dziś pamiętam jego przemowę: jak bardzo mi dziękuje, jak bardzo mnie kocha… Dopiero gdy wyjął to pieprzone czerwone pudełeczko, wszystko zrozumiałam. Gdyby nie to, że byłam otoczona ludźmi, odwróciłabym się na pięcie i uciekła. On jednak postarał się, żebym była bezbronna. Klęknął przy wszystkich i zadał to okropne pytanie. Czułam wtedy wobec niego taką samą złość jak w tej chwili. Do dziś nie miałam pojęcia, dlaczego się zgodziłam… Najwyraźniej po prostu uległam tej okropnej presji.
Myślałam, że to wszystko da się później odkręcić albo że będziemy po prostu narzeczonymi do końca życia, ale… Bartłomiej zorganizował nasz ślub właściwie sam, i to w dwa miesiące! Który facet się tak zachowuje? Cały czas się zastanawiałam, jakie sygnały przeoczyłam. A może ich po prostu nie było? Cieszyłam się, że udało mi się go namówić chociaż na oddzielne mieszkanie do ślubu. Wcale nie chciałam z nim mieszkać… Lubiłam swoją wynajmowaną kawalerkę i swobodę. Nie musiałam po nikim sprzątać i w ogóle miałam święty spokój. W tamtym momencie, zamknięta w pokoju w cudzym domu po raz pierwszy dopuściłam do siebie te wszystkie myśli.
Obudziłam się na podłodze pod oknem. Widocznie płakałam tak długo, aż zasnęłam. Czemu w tym pokoju nie było zegarka? Na pewno spóźniłam się do pracy. Mój kręgosłup był obolały, powoli wstałam z podłogi. Zobaczyłam na stoliku tacę z jedzeniem, lecz zamiast do niej podejść, od razu podbiegłam do drzwi. A niech to! Znowu zamknięte. Ręce zaczęły mi się trząść ze strachu. Naprawdę mnie porwali. Miliony pytań przemykały mi przez głowę, ale na żadne nie znałam odpowiedzi. Uspokoiłam się i zaczęłam jeść. Muszę mieć siłę do walki, bo to, że będę walczyć, było bardziej niż pewne. Ten cały Wroński nie zdawał sobie sprawy, że zadarł z niewłaściwą kobietą. A Bartkowi tego nie daruję. Żadnego ślubu nie będzie!
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej
Redaktorki prowadzące: Ewelina Kapelewska, Marta Budnik Wydawczyni: Maria Mazurowska Redakcja: Justyna Yiğitler Korekta: Katarzyna Kusojć Projekt okładki: Marta Lisowska Zdjęcie na okładce: © Dash / Stock.Adobe.com
Copyright © 2023 by A.B. Obarska
Copyright © 2023, Niegrzeczne Książki an imprint of Wydawnictwo Kobiece Agnieszka Stankiewicz-Kierus sp.k
Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.
Wydanie elektroniczne Białystok 2023 ISBN 978-83-8321-399-6
Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.WydawnictwoKobiece.pl
Plik opracował i przygotował Woblink
woblink.com