Miesięcznik ZNAK 829 (06/2024). Jak żyć w ciałopozytywnym świecie - Opracowanie zbiorowe - ebook

Miesięcznik ZNAK 829 (06/2024). Jak żyć w ciałopozytywnym świecie ebook

Opracowanie zbiorowe

0,0
16,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Jak żyć w ciałopozytywnym świecie

Nowe diety, spersonalizowane treningi, skomplikowane zabiegi medycyny estetycznej – sposobów, by pracować ze swoim ciałem i je ulepszać, jest dziś coraz więcej. Wszystkie te metody sprowadzają jednak ciało do jednego wymiaru: ma dobrze wyglądać, być ładnym obrazkiem. Tymczasem by zbudować z nim zdrową relację, trzeba spojrzeć głębiej. Tam, niestety, napotykamy często kompleksy i frustracje, wywołane albo prywatnymi doświadczeniami, albo obsesją piękna kreowaną przez kulturę. Odpowiedzią na te bolączki miały być ruchy ciałopozytywne. Rozwiązania, które one proponują, nie zawsze jednak okazują się wystarczające i zgodne z potrzebami sygnalizowanymi przez nasze ciała.

Co zrobić, żeby ciało stało się dla nas bezpiecznym domem? Jakie komplementy naruszają granice intymności? Dlaczego tatuaże sprawiają, że czujemy się ze sobą dobrze? Po co nam ciałopozytywność?

Odpowiadają: Karolina Sulej, Elżbieta Lange, Anna Marchewka i Elżbieta Łapczyńska

 

Czy katastrofa klimatyczna zabierze nam czekoladę?

James Baldwin. Prześladowany i podziwiany

Gołym uchem. Krótki kurs słuchania świata

 

Jak zostać intelektualnym guru? Czego nas uczą przypadki Foucaulta i Derridy

Felietony Olgi Gitkiewicz i Elizy Mórawskiej-Kmity (WhitePlate)

Filmowe rekomendacje Diany Dąbrowskiej

Rysunkowy humor Oli Szmidy i Bardzo brzydkich rysunków

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI
PDF

Liczba stron: 238

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Dominika Kozłowska

Władza spojrzenia

Czy dzieje naszej cywilizacji potoczyłyby się inaczej, gdyby opis z Księgi Rodzaju mówił, że Bóg stworzył najpierw kobietę? I co by było, gdyby to Adam uległ namowom węża i podał Ewie owoc z drzewa poznania dobrego i złego?

W dziejach zachodniej cywilizacji ciało zostało zatem związane z tym, co kobiece, a cielesność ze zmysłowością. Kobiety są zmysłowe, a mężczyźni rozumni. Zmysłowość i rozumność zaś, zamiast się dopełniać, widziane są jako siły wzajemnie wrogie.

Historię można jednak pisać na wiele sposobów i nie tylko współczesne interpretacje w kontrze do feminizacji zła wysuwają na pierwszy plan feminizację mądrości. W księgach Starego Testamentu obok Ewy pojawiają się prorokinie i inspirujące bohaterki: Judyta, Estera, Jael, Sara, Noemi, Rachela, Rebeka, Rut, Anna i wiele innych. Również postaci kobiece w Nowym Testamencie, a zwłaszcza matka Jezusa Maria, pozwalają budować opowieść, w której kobiecość jest synonimem mądrości, będącej najdoskonalszą formą poznania.

Należałoby więc uznać, że teksty kultury nie powinny być czytane przez pryzmat płci, ale uniwersalnych obrazów: opis stworzenia oddaje doświadczenie pierwotnej samotności człowieka, pokazuje odkrycie głębokiej wspólnoty i jedności, kształtowanie się ego i wyjście ze stanu nieświadomości (przebudzenia), odkrycie boskiego (duchowego) pierwiastka w człowieku, który wyraża się poprzez ciało (tchnął w niego ducha, Słowo stało się ciałem).

Na pierwszym planie jednak jest dzisiaj jeszcze jedno ujęcie cielesności – uprzedmiotowienie i utowarowienie ciała. Ciało oraz piękno i brzydota stały się towarem, a zatem mają wartość rynkową i funkcjonują jako element transakcyjny. To uprzedmiatawiające i degradujące podejście jest praktycznie niemożliwe do całkowitego wyeliminowania, bo na rynkowej wartości tego, co atrakcyjne wzrokowo, opiera się dominacja mediów.

Moja znajoma zażartowała kiedyś, że większość mężczyzn po 40. roku życia jest ciałopozytywna: po prostu nie przejmują się swoją wagą i postępami procesu starzenia. Wprawdzie dziś nieco częściej niż dawniej stają się klientami klinik medycyny estetycznej i salonów piękności, jednak nadal jest to przede wszystkim świat kobiet. Patrzenie na kobiety przez pryzmat ich ciała jest wciąż uznawane za naturalne i oczywiste. Więcej, nieraz widzi się w tym formę ich docenienia i podkreśla się, że powinny być wdzięczne za podleganie nieustannemu komplementowaniu i władzy spojrzenia, zwłaszcza męskiego spojrzenia. — Z

ul. Tadeusza Kościuszki 37, 30-105 Kraków tel. (12) 61 99 530, fax (12) 61 99 502 e-mail:[email protected]

redakcja: Mateusz Burzyk (sekretarz redakcji), Michał Jędrzejek, Karol Kleczka, Ilona Klimek-Gabryś, Dominika Kozłowska (redaktor naczelna), Barbara Małecka, Janusz Poniewierski, Henryk Woźniakowski

zespół: Michał Bardel, Wojciech Bonowicz, Halina Bortnowska, Bohdan Cywiński, Bartłomiej Dobroczyński, Tomasz Fiałkowski, Tadeusz Gadacz, ks. Michał Heller, Jerzy Illg, Piotr Kłodkowski, Maria Makuch, Janina Ochojska-Okońska, kard. Grzegorz Ryś, Władysław Stróżewski, Karol Tarnowski, Łukasz Tischner

współpraca: Ewa Bolińska- Gostkowska, Karolina Broda, Andrzej Brzeziecki, Maja Cyroń, Marta Duch-Dyngosz, Monika Gałka, Krzysztof Kornas, Dobrosław Kot, Elżbieta Kot, Artur Madaliński, Marek Maraszek, Anna Marchewka, Anna Mateja, Andrzej Muszyński, Małgorzata Nocuń, Urszula Pieczek, ks. Eligiusz Piotrowski, Agnieszka Rzonca, Martyna Słowik, Marcin Wilk, Marcin Żyła

projekt graficzny pisma: Władysław Buchner, Rafał Buchner

dyrektor artystyczny: Władysław Buchner

fotoedycja: Marcin Kapica

korekta: Barbara Gąsiorowska, Magdalena Wołoszyn-Cępa

ilustracje portretowe: Patrycja Podkościelny

promocja i reklama: tel. (12) 61 99 530 e-mail:[email protected]

prenumerata: tel. (12) 61 99 561 e-mail:[email protected]

Redakcja nie zwraca tekstów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo ich redagowania i skracania. Redakcja nie odpowiada za treść zamieszczanych ogłoszeń. Rozpowszechnianie redakcyjnych materiałów publicystycznych bez zgody wydawcy jest zabronione.

Dofinansowano ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Ossowska

Temat Miesiąca

Wsłuchać się w ciało

■Tancerki w egipskich kostiumach, lata 30. XX w.fot. FPG/Getty

Nowe diety, spersonalizowane treningi, skomplikowane zabiegi medycyny estetycznej – sposobów, by pracować ze swoim ciałem i je ulepszać, jest dziś coraz więcej. Wszystkie te metody sprowadzają jednak ciało do jednego wymiaru: ma dobrze wyglądać, być ładnym obrazkiem. Tymczasem by zbudować z nim zdrową relację, trzeba spojrzeć głębiej.

Tam, niestety, napotykamy często kompleksy i frustracje, wywołane albo prywatnymi doświadczeniami, albo obsesją piękna kreowaną przez kulturę. Odpowiedzią na te bolączki miały być ruchy ciałopozytywne. Rozwiązania, które one proponują, nie zawsze jednak okazują się wystarczające i zgodne z potrzebami sygnalizowanymi przez nasze ciała.

Po co nam ciałopozytywność? Co zrobić, żeby ciało stało się dla nas bezpiecznym domem? W jaki sposób można dziś formułować komplementy? Czy tatuaże sprawiają, że czujemy się ze sobą dobrze?

Odpowiadają: Karolina Sulej, Elżbieta Lange, Anna Marchewka i Elżbieta Łapczyńska

WRÓĆ DO SPISU TREŚCI

Komplementy 2.0

Karolina Sulej

Komplementy bywają równie problematyczne co zawstydzanie czy negatywne komentarze. To rewers tej samej monety. Skoro dostaliśmy lajka, możemy też go nie dostać. To chwilowa przyjemność

Biblioteka publiczna w Gliwicach, początek maja 2024 r., trwa warsztat z tworzenia biografii ciała. Pracuję z grupą kobiet w różnym wieku, o zróżnicowanych kształtach i stylach ubierania się. Warsztat wyrósł z mojej książki Ciałaczki. Kobiety, które wcielają feminizm, a pomysł poddało mi pozornie oczywiste spostrzeżenie. Po kilkunastu rozmowach z moimi bohaterkami zauważyłam, że bardzo rzadko zdarza mi się myśleć o moim ciele jako ważnym elemencie mającym wpływ na moje życie.

A przecież to ciałem uczestniczę we wszystkich wydarzeniach, poprzez ciało jestem osobą. Opracowałam więc warsztat, z którym jeżdżę po Polsce, a jego celem jest wspólna praca nad tym, jak może wyglądać nasza biografia pisana poprzez ciało. Jakie wydarzenia będą wtedy ważne? Jak ciało pamięta? Jak patrzy i mówi? Co jest dla niego ważne? W jaki sposób zmienia się nasze bycie w ciele czy ciałem, jeśli w ogóle czujemy się w nim obecni? W ciągu kilku godzin warsztatu rozmawiamy o menopauzie, miesiączce, dorastaniu, starzeniu się, lęku przed przemocą, dotyku, seksie, codziennym dbaniu o siebie. Na przenośnej tablicy wypisuję słowa, które wyłapuję od uczestniczek, a którymi opisują one swoją cielesność.

Powtarzają się: „poczucie winy”, „dyscyplina”, „pobłażać sobie”, „lenistwo”, „gruba”, „pulpet”, „odpuściłam”, „praca nad sobą”. Kiedy pytam, ile kobiet było na diecie, wszystkie podnoszą rękę. Każda z nich czuła się zagrożona na ulicy. Każda, patrząc w lustro albo aparat telefonu, potrafi od razu powiedzieć, co jest z nią „nie tak”. To nieprzyjemny dla ciała kulturowy krajobraz.

Rysuję na tablicy dwa kółka. W jednym ludzik jest w środku i rozgląda się dookoła. W drugim ludzik jest na zewnątrz i patrzy na koło raz z jednej, raz z drugiej strony.

– Czym różnią się rysunki? – pytam warsztatowiczki.

– Na tym pierwszym ludzik jest częścią tego kółka, a na tym drugim nie – odpowiadają przytomnie na moje z pozoru głupie pytanie. Z pozoru, bo te dwa rysunki moim zdaniem ilustrują problem, jaki – nie tylko jako kobiety – mamy z myśleniem o naszej cielesności w kulturze.

Żyjemy w rzeczywistości, która zachęca nas do nieustannego wybierania, oceniania, lajkowania, serduszkowania, szerowania, komentowania, szeregowania, tworzenia list, porównywania, rywalizowania, nadawania znaczenia i wartości. Nieustannie gapimy się na jakieś kółka, opisujemy je, umieszczamy w kontekście innych kółek, grupujemy te kółka i gramy nimi niczym kuleczkami na flipperach. Te kółka to także to, jak wyglądamy, to wizerunki i kategorie piękna, brzydoty, zdrowia i choroby, widoczności i słyszalności. Przyglądamy się kółkom innych ludzi, a także naszemu własnemu kółku. I robimy to na podobnych zasadach. Oglądamy je i opisujemy z zewnątrz, jakby było odseparowanym od nas bytem. Oglądamy jego powierzchnię, toczymy w kierunku innych kółek, zderzamy z nimi niby bile. Nawet nie pomyślimy, co jest w środku, i nawet nam nie przyjdzie do głowy, że można opisywać życie w kulturze z innej perspektywy – jako ludzik, który jest częścią kółka.

Jak ci nie wstyd

Kultura somy, jej zachodnia matryca, zakłada bowiem, że myślimy o ciele jako o powierzchni, a o nas samych jako o konserwatorach powierzchni – no, może nie płaskich – niech będzie, zakrzywionych. Niezależnie od płci, choć kobiety podążają tym tropem zdecydowanie częściej, jesteśmy zachęcani do postrzegania ciała jako swego rodzaju chochoła, który w środku jest wydrążony. Uwaga zostaje skierowana na to, co styka się ze światem, na granicę, na obrys i doskonałość jego formy. Jak pisał Roland Barthes już w latach 60., ciało ma być niczym karoseria cadillaca, gładko przecinać powietrze. Nieprzypadkowo Barbie i Ken – plastikowe laleczki przedstawiające dorosłych ludzi – nie mają mimiki, nie mogą płakać. Emocje to zbyt wiele dziania się – piękno ma być statyczne, nie niepokoić zmianą, która sugeruje, że może przeminąć. Filmowa Barbie z dzieła Grety Gertwig staje się żywa dopiero wtedy, kiedy idzie na wizytę do ginekologa – zmienia pozycję ludzika wobec kółka, orientuje się, że ma wnętrze.

Wypisujemy z uczestniczkami na tablicy słowa, które wydają się stanowić pozytywny komunikat na temat wizerunku: „piękne włosy”, „zgrabne nogi”, „twarzowa sukienka”, „ładne kolczyki”, „świetna figura”. Ale co właściwie znaczą te określenia? Zapisane na tablicy, nie podają żadnej informacji. Co to znaczy – piękne, zgrabne, świetne, ładne? Nie ma tam treści, jeśli my sami jej nie wpuścimy. Słowa te będą znaczyć dokładnie to, co uznamy za słuszne i prawdziwe. Każdy będzie miał inne definicje tych subiektywnych jakości. Wygrywać na znaczenia będą ci, których będzie więcej, albo ci, którzy mówią głośniej.

■Mural Stop Telling Women to Smile Tatyany Fazlalizadeh w Chicago w 2019 r.fot. Richard Boyd/Getty

Naomi Wolf w Micie urody już w latach 90. pisała, że ideał piękna to ostatni sposób patriarchatu, żeby zarówno kobietom, jak i mężczyznom odebrać sprawczość i prawo do humanistycznej narracji. Wolf porównywała sytuację, w której się znajdujemy, do tej, w której była ibsenowska Nora w Domu lalki. Ona przynajmniej mogła trzasnąć drzwiami, wyjść do świata i zacząć żyć. Naomi zauważyła, że choć teraz z pozoru możemy robić tak wiele, patriarchat uczynił nasze ciała więzieniami, z których opresji nie mamy się jak wydostać, jesteśmy dożywotnio uwikłane w kulturę. Naomi jest jednak, moim zdaniem, optymistką – żebyśmy były uwięzione w ciele, najpierw musimy tam wejść. A na razie jesteśmy dziećmi trzymającymi w rękach laleczki Barbie i Kena – poruszamy ciałami tak, jakby były przedmiotami, którymi zarządzamy, ubieramy je i animujemy. Mają być śliczne, łatwe do interpretowania i odwracać uwagę od tego, że wszyscy jesteśmy tą samą śmiertelną materią.

„Wstydź się” – mówiła Renacie Dancewicz babcia, kiedy mała Renia siedziała z nogami szeroko rozstawionymi lub głośno się śmiała. „Nie wyglądasz teraz kobieco” – usłyszała Ola Domańska, kiedy pokazała się na planie serialu z krótkimi włosami. „Wyglądasz jak ćpunka” – przeczytała pod swoim zdjęciem bez makijażu piosenkarka Margaret. „Jesteś stara i gruba” – piszą hejterzy, kiedy nie potrafią znaleźć argumentu przeciwko opinii Karoliny Korwin Piotrowskiej. Marta Dyks, modelka, wstydziła się swojego ciała po tym, jak algorytm zalał jej feed zdjęciami wyretuszowanych modelek w bikini.

Nie tylko „ciałaczki” – kobiety z obszaru polskiego życia publicznego – muszą się mierzyć ze wstydem i zawstydzaniem. Także globalne ikony, zarabiające miliony dolarów na swoim wizerunku, przeżywają wstyd i doświadczenie shamingu. Taylor Swift w dokumencie Netflixa Miss Americana przyznała, że na każdej fotografii w prasie czy online od razu sprawdza, jak wygląda jej brzuch, bo wie, że natychmiast stanie się on obiektem komentarzy. Za gruba? Za chuda? Zbyt zmysłowa? Za mało kobieca? W przypadku Kate Winslet zawstydzanie skupia się na jej pośladkach – taki duży tyłek u aktorki, fuj! Scarlett Johansson z kolei mogła przeczytać pisane z nieskrywaną radością komentarze do jej zdjęć w bikini zrobionych przez paparazzi – cellulit, no obrzydliwy, wstyd tak epatować! Jedna z supermodelek lat 90. Linda Evangelista tak bardzo obawiała się starzenia się i utraty urody, że zainwestowała w kurację kosmetyczną, która pozbawiła ją nie tylko naturalnego wyglądu, ale przede wszystkim zdrowia. Jak wykrzykuje w pewnym momencie sfrustrowana bohaterka grana przez Americę Ferreirę w filmie Barbie, zawsze znajdzie się jakiś powód do tego, żeby zawstydzić kobietę. Żaden wygląd i żadna postawa nie chronią przed shamingiem. Zawstydzanie jest sposobem na to, aby zarządzać wolnością ludzi – ich ciał i umysłów – sposobem powszechnym. Od sal prestiżowych uniwersytetów aż po łamy tabloidów i media społecznościowe. Lista opresyjnych kulturowych skryptów trwa i trwa – patriarchat pilnuje, żeby nasze życie nie wymykało się z jego norm. Fat-shaming, body-shaming, women-shaming, slut-shaming, ageism, racism, classism – zawstydzanie wyglądem, seksualnością, kolorem skóry, wiekiem, przynależnością płciową – arsenał środków jest szeroki. Wymaganie od kobiet i mężczyzn nieustannego zastanawiania się nad swoim wyglądem, przygotowywania się do ewentualnych ataków i komentarzy kosztują pracę i czas, które moglibyśmy wykorzystać na radość życia.

Czy ktoś pytał o zdanie?

Wokalistka Ariana Grande jakiś czas temu zamieściła na TikToku poruszające wideo, w którym tłumaczy swoim fanom, w jak niekomfortowej sytuacji stawiają ją, komentując jej wygląd. Przyznaje, że kiedy się nią zachwycali, była na antydepresantach, które zapijała alkoholem i jeszcze dociskała się pracą. Kiedy nagrywa to wideo, zdrowa i czysta, spokojna – ale fani piszą, że zmarniała i wygląda smutno – jest dokładnie odwrotnie. Nie można oceniać stanu, nastroju, tożsamości po poszlakach związanych z wizerunkiem – podkreśliła gwiazda. Nawet jeśli ktoś mówi z miejsca troski, to i tak nie chroni adresata przed oddziaływaniem tego, co mówi. W przypadku komentarzy na temat wyglądu nie są ważne nawet najlepsze z możliwych intencji, ale efekt. A ten najczęściej nie jest pozytywny czy mobilizujący – gdy ktoś potrzebuje naszej opinii, zwykle o nią prosi. Tymczasem z reguły zachowujemy się tak, jakby naszym niezbywalnym prawem było wygłoszenie swojego zdania bez względu na konsekwencje.

Komplementy, czyli oceny pozytywne, bywają równie problematyczne co zawstydzanie czy negatywne komentarze. To rewers tej samej monety. Skoro dostaliśmy lajka, możemy też go nie dostać. To chwilowa przyjemność. Czy na pewno więc mamy się z czego cieszyć? Skoro dziś wyglądam bardzo ładnie, to jak wyglądam, kiedy indziej? Skoro dziś słyszę coś miłego, a nie słyszę tego zwykle, co to znaczy? Jaka jest intencja u wypowiadającego? Podejrzliwość jest uzasadniona, bo w świecie ideału piękna komplementy to waluta, którą się ceni. Niejednokrotnie przyjmując komplement, czujemy się zobowiązani do odwdzięczenia się, jesteśmy zakłopotani, nierzadko widzimy w tym emocjonalny szantaż, a kobiety często również wstęp do niechcianego nękania. Dobrym przykładem takiego zachowania jest komplementowanie kobiet (często wulgarne i prostackie) przez obcych mężczyzn na ulicy, czyli tzw. catcalling.

Tatyana Fazlalizadeh, dwudziestokilkuletnia czarna artystka mieszkająca w Brooklynie, zmęczona ulicznymi zaczepkami, wykonała streetartowy projekt pt. Stop telling women to smile (Przestań mówić kobietom, żeby się uśmiechały). Fazlalizadeh zebrała grupę kobiet, swoich koleżanek i przyjaciółek, które mają podobne doświadczenia, i przeprowadziła z nimi rozmowy, by dowiedzieć się, co myślą i czują w sytuacjach, kiedy nachalni mężczyźni wołają za nimi na ulicy. Na spotkaniu poprosiła kobiety o zapisanie na tabliczkach ich odpowiedzi na niechciane „komplementy”. Odpowiedzi brzmiały m.in. tak: „No doesn’t mean Try harder” („»Nie« nie znaczy »próbuj dalej«”), „I don’t exist for your aesthetic pleasure and I don’t need to accept your compliment” („Nie żyję po to, żeby zapewnić ci przyjemność estetyczną i nie muszę przyjmować twojego komplementu”).

Komentarze dotyczące wyglądu, których się nie chce, nie oczekuje, to naruszanie granic intymności – chociaż powierzchnia naszego ciała jest dla wszystkich widoczna, zarazem jest częścią nas, a nie zbroją, która przyjmie wszelkie razy. Dlatego często przyjmujemy – znów w szczególności kobiety – strategię niewyróżniania się, społecznego kamuflażu. Osoby przyzwoite pasują do reszty. Nawet kiedy są piękne czy brzydkie, muszą to robić konwencjonalnie, jak trzeba. Kiedy wyglądają niekonwencjonalnie, natychmiast są wyśmiewane albo hejtowane. Zdaniem vox populi, czyli tych przysłowiowych ludzi, którzy „coś powiedzą”, zgrzeszyć wizerunkiem można na wielorakie sposoby i czasem nie da się skontrolować, od czego to zależy. Wiadomo też, że „głos ludu” to nie jest żadna stała opinia – to wielogłos regulowany natężeniem danego konwenansu czy kanonu w kulturze. Można np. nie pasować do większościowej normy przez całe swoje życie, mimo że się człowiek w ciągu tego życia radykalnie zmienia. Taka Pamela Anderson – powiększyła sobie biust (oraz pewnie wykonała jeszcze wiele zabiegów, których nie potrafię zidentyfikować), żeby zrobić karierę jako dziewczyna ze świerszczyka. Straciła wtedy raz na zawsze szacunek w oczach purytanów, ale przyniosło jej to rolę w Słonecznym patrolu. Czy zyskała wtedy masowy poklask? Gdzieżby tam. Przez niektórych była odtąd uwielbiana na zasadzie kuriozum – bo pornograficznie urodziwa aktorka znalazła się w mainstreamie, a przez innych hejtowana na zasadzie kuriozum – jako pornograficznie urodziwa aktorka, która znalazła się w mainstreamie. Kiedy zaś od kilku lat Pamela, jako dojrzała kobieta, lubi swoje ciało i oblicze takie, jakie one są, to również polaryzuje publiczność – jedni uważają, że to epatowanie nieupudrowaną brzydotą, a inni, że manifestowanie weryzmu. Tak czy siak – nadal kuriozum, tylko zupełnie inaczej.

Kiedyś w magazynach mody wiele było rubryk w rodzaju – do’s and don’ts, dobrze albo źle, kciuk w górę albo w dół, kto nosi to lepiej. Jeszcze czasem można na podobne trafić. Zawsze mam więcej ciepłych uczuć do tych, którzy robią to „źle”, bo tych, którzy robią to „dobrze”, nieco się boję. To prymuski i prymusi w szkole kulturowych wzorców. A te wzorce nadal są seksistowskie, mało twórcze, opresyjne. Komplementy odgrywają tu rolę podporową dla stereotypów i maszyna działa jak perpetuum mobile. W szczególności kiedy dodamy do gry produkty must have, które obiecują, że staną się dla ich posiadacza czy posiadaczki gwarancją szansy na komplement.

Przestrzenią, która promuje zwłaszcza prymuski w szkole wyglądania zgodnie z normą, jest Instagram – algorytm lubi to, co uśmiechnięte, repetytywne, gładkie. Jeśli nasze ciało samo nie doskoczy do tych preferencji, są jeszcze filtry, aplikacje do edycji i wiele narzędzi, które zagwarantują nam zrobienie furory wśród followersów. Kilka lat temu w Polsce zaczęła z tym walczyć aktorka Aleksandra Domańska, która publikowała w sieci swoje niewyretuszowane wizerunki z hasztagiem #ciałoboginizanicsięniewini – a użytkownicy i użytkowniczki zaczęli ją naśladować. Teraz w sieci jest już wiele profili, które starają się rozszerzyć naszą wrażliwość i spektrum komplementowania. Wciąż jednak jest to dokładanie aneksów do źle napisanego podręcznika. Ludzik nadal mieszka na zewnątrz kółka.

Doświadczanie ciałem

Żeby dostosować komplementowanie do równościowej wizji, że będziemy się traktować partnersko i podmiotowo, musimy zmienić pozycję ludzika – wejść z powrotem do kółka. Uświadomić sobie, że jesteśmy swoim ciałem, które cały czas jest w procesie doświadczania, cały czas się dzieje, próbuje, zmienia wyglądy, kształty – i nie da się go przyszpilić komentarzem.

Ciałopozytywność, ruch wszechobecny ostatnio w rozmaitych odsłonach, mówi: kochaj swoje ciało, każdy jest piękny! To nie jest jednak możliwe, jeśli wciąż myślimy w kategoriach powierzchni, kultury wyglądu. Wówczas komunikaty, które każą nam się nieustannie porównywać, są zbyt silne. W końcu nas dopadają, nawet najbardziej odpornych z nas, i poddajemy się im, patrząc w lustro, widząc, jak znów w czymś nie daliśmy rady.

Dopiero kiedy zajmiemy się wsłuchiwaniem w ciało, odczytywaniem sygnałów z wnętrza, będziemy uważnie przyglądać się, jak wieloaspektowo, nieustająco odbiera ono świat, wtedy nasz system nerwowy oduczy się kierowania uwagi na inne tory – to trudna praca, ale za to tak pochłaniająca, nowa i ciekawa, że może skutecznie odciągnąć nas od przygotowywania się do roli pięknego trupa.

Z takiej pozycji świat nie wygląda, lecz sprawia. My nie posługujemy się ciałem, tylko nim doświadczamy. Z takiej perspektywy wiemy, że mija czas – dla nas, dla innych – i że warto być wyczulonym i uważnym.

Z takiej perspektywy, wrażliwej na to, czy ktoś przekracza nasze granice, na to, co sprawia nam radość, można skomplementować siebie i innych na zupełnie nowych zasadach. Wtedy istnieje szansa, że nie będziemy komplementować kogoś zgodnie z jakimś kulturowym wzorcem, żeby kogoś do niego przywołać, ale z osobistego, wrażliwego miejsca, i komplementując, też się odsłonimy, żeby zaistniała komunikacyjna równowaga. Ludzik jest we wnętrzu, patrzy z wnętrza i wie, że inny ludzik też jest w środku, że żyje. Możemy porozmawiać o tym, jak nam w tych kulkach jest, i podzielić się refleksjami.

Ciało nie musi być więzieniem – jak obawiała się Naomi Wolf, lecz naszym bezpiecznym domem, który zmienia się wraz z nami po to, żebyśmy my się tam dobrze czuli. Może być przytulny, stabilny, z wyznaczonymi granicami, rutynami. Jeśli żyjemy razem, każdy dbając o swój dom i będąc dobrym sąsiadem dla innego, to tworzy się dobra wspólnota.

Warsztat w Gliwicach zakończyłyśmy, rozmawiając o przyjemności pracy rękoma, o wymiankach ubraniowych, o wspólnym gotowaniu, o opalaniu się, przytulaniu, spacerowaniu. Skoro wspólnota jest potrzebna to stworzenia wstydu, shamingu, catcallingu, to też tylko wspólnota może wstyd odwołać.

Taką postawę określa się jakoself-compassion, to alternatywa dla ruchu ciałopozytywnego, bliżej jej do ciałoneutralności, a ja nazwałabym jącielesnością egzystencjalną. W tej czułej dyspozycji widzimy nasze życie jako część wielkiego ludzkiego doświadczenia, którego nie sposób ocenić i podsumować.

Jak powiedziała piosenkarka Ariana Grande w swoim wideo, które obejrzało prawie 100 mln ludzi: „Nigdy nie wiesz, przez co ktoś przechodzi”, zakładaj więc, że twoja opinia nie jest potrzeba, a jedyne, co możesz zrobić, to podzielić się własnym doświadczeniem.

Bądźmy dla siebie łagodniejsi – apelują Ariana i psychoterapeuci. A ja bym dodała: bądźmy życzliwsi – życzliwość to komplement, który nie bierze pod uwagę wyglądu, ale zwyczajną przyjemność z tego, że ktoś jest wobec nas człowiekiem. Takie komplementy uczynią z nas lepszych domowników swojego ciała, lepszych sąsiadów dla innych ciał i zbudują życzliwą wspólnotę, która będzie chciała doświadczać życia jak najpiękniej. — Z

Karolina Sulej

Pisarka, dziennikarka, reportażystka. Autorka m.in. książek  Rzeczy osobiste. Opowieść o ubraniach w obozach koncentracyjnych i zagłady (2020) orazCiałaczki. Kobiety, które wcielają feminizm (2022)

WRÓĆ DO SPISU TREŚCI

Ciało jest od życia, nie od wyglądania

Elżbieta Lange

w rozmowie z Iloną Klimek-Gabryś

Zadbane ciało to ciało zdrowe, takie, którego potrzeby są zaspokojone. Wiemy, kiedy potrzebuje jeść, kiedy brakuje mu ruchu, kiedy pragnie bliskości i dotyku, a kiedy relaksu i odpoczynku

Z Robi się coraz cieplej, wkrótce rozpocznie się okres wakacyjny. To czas, kiedy mocniej powraca temat ciała i wiążących się z nim często wstydu i kompleksów. Pamiętam, jak bliska osoba właśnie w takie ciepłe miesiące wyznała mi, że pierwszy raz od dzieciństwa odważyła się włożyć szorty. Czy brak akceptacji dla swojego wyglądu to powszechny problem?

Bardzo, zwłaszcza wśród kobiet, choć być może to przekonanie wynika z faktu, że pracuję głównie z nimi. Myślę, że nie mamy łatwych czasów dla ciała. Oprócz tego, że towarzyszą nam kompleksy, żyjemy w kulturze narcystycznej, która sprowadziła ciało do aspektu wyglądu. Przyjęło się, że ciało ma być ładnym obrazkiem. I to jest zwykle pierwszym kryterium oceny człowieka.

Z Jak to wpływa na naszą relację z ciałem?

Niejednokrotnie sprawia, że albo jesteśmy z ciałem w relacji przedmiotowej i przemocowej, albo pielęgnujemy i afirmujemy je wręcz w obsesyjny sposób, niekoniecznie tak, jak by tego rzeczywiście potrzebowało. Problem braku akceptacji dla własnego wyglądu oczywiście mocno podkręcają kultura i media społecznościowe, w których jesteśmy osadzeni. Wraz z koleżankami po fachu zastanawiamy się czasem, co takiego się wydarzyło przez ostatnie dekady, że kobietom udało się już często wyzwolić z więzienia, jakim były przypisane im na sztywno role społeczne matek i żon, a trafiły do więzień związanych z obrazem swojego ciała.

Z To znaczy?

Chodzi o to, że łatwo ulegamy kompleksom, frustracjom, obsesji piękna kreowanej przez branże modowe czy kosmetyczne. Mimo swojej wiedzy, długoletniej pracy nad sobą i osadzenia w sobie nadal czasem mierzę się z tym, że pojawia się w mojej głowie myśl: „Masz 48 lat, może to najwyższy czas, żeby coś w sobie zmienić, ulepszyć”. Muszę się pilnować, żeby jej nie ulegać.

Z Na ile remedium na te bolączki mogłaby być ciałopozytywność? Ten ruch, zakładający, że każdy człowiek powinien mieć pozytywne wyobrażenie o swoim ciele, choć korzeniami sięga lat 60. XX w., kiedy to zaczęto zauważać rosnącą dyskryminację związaną z niewpisywaniem się w tzw. kanony piękna, zdążył już zadomowić się w naszym myśleniu. Na pewno jest mocno obecny przynajmniej od 2012 r., gdy w sieci po raz pierwszy pojawił się hashtag #bodypositivity.

Założenia ciałopozytywności z pewnością są bardzo potrzebne, zwłaszcza że kartezjański podział na umysł i ciało nadal ma się dobrze. Ciągle promujemy intelekt i mieszkamy w swoich głowach, a nie w ciałach, co prowadzi do przedmiotowego traktowania ciała. Patrzymy na nie z poziomu obserwatora i zapominamy, że to my jesteśmy tym ciałem. Nawet w języku rzadko używamy sformułowania: „Jestem swoim ciałem”. Mówimy raczej: „Mam ciało”.

Z Jak tutaj pomaga ciałopozytywność?

Pozwala zauważyć, że ciało to nasz dom, i przywrócić do niego szacunek, który należy się wszystkim, bez względu na wygląd, noszony rozmiar, chorobę. Przypomina, że każdy z nas ma prawo do życia: do pasji, związku, dobrej pracy, realizowania siebie. Nasz wygląd nie zmienia niczego w żadnym z tych aspektów.

Z Ciałopozytywność wpłynęła na różne aspekty naszego życia. Sprawiła np., że pojawiło się wiele marek plus size, a znane sieciówki zwiększyły swoją rozmiarówkę.

Z jednej strony zapewne ruchy ciałopozytywne wpłynęły na tę zmianę, z drugiej – spowodowała ją też pandemia otyłości. Trzeba zaznaczyć, że aż 25% społeczeństwa w Polsce choruje na otyłość, a ponad połowa ma nadwagę. Już u trzylatków stwierdza się nieprawidłową masę ciała, bo dzieci są przekarmiane.

Dobrze, że marki modowe reagują na potrzeby różnych ciał, ale wydaje mi się, że może nas to też zbliżać do wpadnięcia w pułapkę, którą będzie normalizacja otyłości. Pozwolimy sobie na jeszcze dłuższe pasy w samochodach, większe siedzenia w samolotach i właśnie większą rozmiarówkę. Jednak to nie jest jednoznacznie dobry kierunek, bo otyłość to choroba, która ma mnóstwo powikłań.

Z Istnieje jeszcze inna strona problemu. Zapominamy czasem, że otyłość może mieć wiele różnych przyczyn, towarzyszy np. chorobom tarczycy, przysadki mózgowej czy insulinooporności. I w takich przypadkach nie wystarczy prosta i powtarzana jak mantra rada: „Jedz mniej i więcej się ruszaj”. Takie uproszczenia oraz podejście fatfobiczne nie są wcale niczym rzadkim nawet w środowisku lekarskim, co pokazuje chociażby raport Vingardium Grubiosa przygotowany przez Natalię Skoczylas i Urszulę Chowaniec. Jak wykorzystać ciałopozytywność, by próbować zaradzić otyłości, lecz bez stygmatyzowania osób, które się z nią borykają?

Głównie przez psychoedukację. W ostatnich latach jest jej już na szczęście więcej. Sama współpracuję z lekarzami, którzy przyznają, że ich sposoby leczenia nie są skuteczne, bo brakuje im przede wszystkim czasu dla pacjenta. Jeśli wizyta trwa 10 min, to przecież trudno wykazać się empatią. Lekarze często nie rozumieją w pełni choroby otyłości, bo pomijają lub bagatelizują czynniki psychologiczne, które niejednokrotnie są w tym przypadku najistotniejsze. Pracują na objawach, a nie zgłębiają problemu. Brakuje działań prewencyjnych.

Ostatnio współpracowałam przy tworzeniu poradnika dla lekarzy, mającego pomóc im wspierać pacjentów z otyłością. Chcemy pokazać, jak unikać opresyjnego języka oraz poszerzać świadomość na temat tego, z czym się mierzy osoba z otyłością, która często jest ze swoim problemem bardzo samotna. Należy reagować wcześniej, czyli wtedy gdy ktoś ma nadwagę, a nie wtedy gdy waży już 150 kg i często jedynym wyjściem jest operacja bariatryczna. W swoim gabinecie spotykam osoby, które nie badają się latami, bo mają przykre doświadczenia z wizyt u lekarza. Lęk przed kolejnym upokorzeniem i zawstydzeniem jest tak duży, że wolą tkwić w martwym punkcie, niż zwrócić się po pomoc.

Z Niejednokrotnie zapewne przydałaby im się pomoc terapeutyczna. Przecież bywa i tak, że ich obecny styl życia wynika ze sposobu wychowania. Czasem śmieciowe jedzenie staje się jedynym dostępnym sposobem, by zrekompensować dziecku trudną sytuację w domu. I rodzic tę metodę wykorzystuje, czyli np. daje dziecku duże ilości słodyczy, by choć na chwilę odsunąć prawdziwe problemy na dalszy plan.

Zgadza się. Osoby zmagające się z otyłością są często w kilkuletniej terapii, zanim naprawdę wyzwolą się z choroby. Dopiero gabinet terapeutyczny jest tym miejscem, gdzie wreszcie ktoś jest ciekawy ich historii, dostrzega ból i cierpienie, pomaga zrozumieć mechanizmy obronne.

Z Więcej osób z nadwagą i otyłych jest wśród mężczyzn niż wśród kobiet. A jednocześnie temat ciałopozytywności i akceptacji swojego ciała wydaje się częściej podejmowany przez kobiety. Dlaczego tak trudno wyobrazić sobie ciałopozytywnego mężczyznę?

Myślę, że wynika to z kultury Zachodu, która koncentruje się na ideale kobiecego ciała. Fizyczna atrakcyjność łączona jest z szeregiem pozytywnych cech. Nadal często stosuje się takie uproszczenie, że szczupłość jest tożsama ze szczęściem, inteligencją, odnoszeniem sukcesów. Społeczne oczekiwania wobec kobiet są też większe, dlatego ruchy ciałopozytywne, które mają im pomóc wyzwolić się z tej opresji, kierowane są głównie do nich. Chociaż powoli zaczyna się to zmieniać. Dostrzegam jednak ciekawą zależność. Gdy trafiają do mojego gabinetu mężczyźni, to najczęściej przyczyną wizyty są problemy ze zdrowiem lub karierą zawodową. Natomiast kobiety zgłaszają się po pomoc ze względu na towarzyszące im kompleksy, brak poczucia atrakcyjności, lęk przed odrzuceniem, rozpadem związku, utratą pracy.

Z Dlaczego tak się dzieje?

Myślę, że od kobiet oczekuje się spełnienia kulturowego wzoru piękna. Kobiece ciała na każdym kroku nawołuje się do intensywnej pracy. Robią to media, robi to przemysł kosmetyczny. Dyscyplinowanie kobiecego ciała ma jednak odbywać się w bardzo komfortowych warunkach, głównie poprzez przyjemność. Tak to pokazują Instagram i kolorowe czasopisma, które zamykają nas w przyjemnym więzieniu nieustannej pracy nad sobą. Z jednej strony mamy więc tę ciągłą pracę, a z drugiej – wręcz bezwzględny nakaz akceptacji swojego ciała.

■„Ciałopozytywność przypomina, że każdy z nas ma prawo do życia: do pasji, związku, dobrej pracy, realizowania siebie”. Na zdjęciu tancerki z 1926 r.fot. Bettmann/Getty

Z Byłam nastolatką, kiedy ta dwoistość zaczynała być rozgrywana. W 2006 r. marka Dove wypuściła filmik Prawdziwe piękno, w którym wystąpiły kobiety z różnych krajów, o różnym typie urody, w różnym wieku. Dla mnie, dziewczynki, przekonanej, że modelkami mogą być tylko bardzo szczupłe i wysokie kobiety, to był ważny sygnał pokazujący, że może nie ma jednego piękna. Od tamtego momentu powstało mnóstwo takich akcji skierowanych do kobiet, do mężczyzn zaś prawie wcale.