Miłość jest ci pisana - Amy Ruttan - ebook

Miłość jest ci pisana ebook

Ruttan Amy

4,3
11,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Z powodu konfliktu w klinice w Calgary doktor Penny Burman wyjeżdża na pół roku do szpitala na dalekiej północy. Podczas joggingu w lesie spotyka przystojnego nieznajomego. Jest mrukliwy, Penny chętnie się z nim żegna, uważając go za drwala. Ale już niedługo później, w szpitalu, okazuje się, że poznany w lesie mężczyzna to słynny neonatolog, Atticus Spike. Penny jest podekscytowana. Gdy poznaje go bliżej, stwierdza, że oprócz oddania medycynie mają wiele innych wspólnych pasji. Jest zauroczona Atticusem, ale boi się z nim wiązać, bo ma on opinię samotnika i jest nieufny wobec kobiet...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 161

Oceny
4,3 (3 oceny)
1
2
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Amy Ruttan

Miłość jest ci pisana

Tłumaczenie:

Zofia Chlebowska

Rozdział pierwszy

Hej, możemy pogadać?

Nie mam ci nic do powiedzenia.

Możesz być na mnie zła, ale potrzebuję pomocy w sprawie pacjenta.

Doktor Penny Burman westchnęła na dźwięk wibrującego telefonu. Miała ochotę odmówić Walterowi, temu kłamcy, a do tego jej byłemu, ale jeśli pomoże w leczeniu pacjenta, to udowodni zarządowi, że wciąż zależy jej na pracy w Calgary. A chce tam wrócić.

Żenująca pomyłka w życiu prywatnym nie powinna wpływać na jej życie zawodowe. Nie będzie karać pacjentów za swoje złamane serce. To Walter ukrył fakt, że ma żonę, a potem zrzucił na nią winę. O całej sprawie wiedziała tylko ona, Walter i zarząd szpitala. Nie przyznała się nawet matce. Nie było po co. Już nigdy nie popełni takiego głupiego błędu.

Powiedziała jej tylko, że przyjęła ofertę pracy na północy Kanady. Nie było sensu rozwodzić się nad tym, że zakochała się w żonatym facecie.

Dobrze, odpisała.

Dzięki, Pen. Wyślę ci potem historię choroby. Tęsknię.

Nie wiedziała, dlaczego jej potrzebuje. To on był przecież Specjalistą przez duże „S”. Ona dopiero zaczynała. Końcowe egzaminy zdała zaledwie rok wcześniej.

Jeszcze raz westchnęła i schowała telefon do kieszeni. Zdała sobie sprawę, że nie ma pojęcia, gdzie się znajduje.

Oby tylko nie spotkać niedźwiedzia. Zaśmiała się. Co za niedorzeczna myśl. Może i jest na Terytoriach Północno-Zachodnich, ale szansa na spotkanie niedźwiedzia w Fort Little Buffalo, gdzie będzie pracować przez pół roku, jest taka sama jak w Calgary.

Zatrzymała się, by sprawdzić tętno i odetchnąć. Wrzesień był tu chłodniejszy niż w Calgary. A choć nawykła do mrozów w Albercie, gdzie dorastała, perspektywa spędzenia zimy na Północy wcale jej nie odpowiadała.

Nigdy by tu nie wylądowała, gdyby trzymała się swoich zasad. Całe życie broniła się przed miłością. Nie wierzyła w nią. Gdyby tylko nie opuściła gardy… nie czułaby się teraz jak idiotka. Zarząd zasugerował przeniesienie jej do szpitala na Północy ze względów wizerunkowych. To im pozwoliło zatrzymać genialnego kardiochirurga dziecięcego z Toronto, Waltera Scotta Duncana, o którego tak długo się starali. Tego żonatego faceta, który złamał jej serce.

Zaklęła pod nosem i pobiegła dalej. Już dawno skończyłaby trening, gdyby tylko przestała myśleć o Walterze. Chodzi o pacjenta, pamiętaj. Tylko dlatego z nim jeszcze rozmawiała. Wciąż była na siebie wściekła, że się w nim zakochała. Jej matka też została „tą drugą”, bo prawowita żona i dzieci ojca były w trakcie imigracji do Kanady z Indii. Po ich przyjeździe ojciec zostawił Penny i jej matkę. Tęskniła za tatą. Ale tylko czasami.

Gdy była dzieckiem, pojawiał się i znikał. Ostatni raz widziała go przed końcem liceum. Nie pofatygował się nawet na rozdanie świadectw. Była wtedy pewna, że przyjdzie. To dla niego zdobywała najlepsze stopnie. Wiedziała, ile bólu to sprawiło matce. Ona też pochodziła z hinduskiej rodziny, ale urodziła się już w Kanadzie. Ojciec dorastał w Indiach. Mieli te same korzenie, ale pochodzili z innych światów. Ojciec ukrył przed nią swoje drugie życie. Penny obiecała sobie, że nigdy nie znajdzie się w takiej sytuacji. A jednak Walter ją oszukał.

Nic dziwnego, że jego żona była wściekła. Chciała odsunąć Penny jak najdalej od męża. Odziedziczyła majątek i zapowiedziała sporą darowiznę na rzecz szpitala dziecięcego w Calgary, ale tylko pod warunkiem, że Penny zniknie. Na pół roku wysłano ją więc do pracy w szpitalu w Terytoriach Północno-Zachodnich. Nie miała wyboru.

Mogłam odejść, pomyślała. Wykluczone. Nie zrezygnuje z chirurgii dziecięcej. Zbyt ciężko pracowała na obecną pozycję. Przez całe studia była samodzielna. Harowała na trzy etaty i walczyła o każdą ocenę, aby dostawać stypendia. Chciała się wybić i udowodnić nieobecnemu ojcu, że jest coś warta. Ale to nie wystarczało.

Gdyby rzuciła pracę, musiałaby o wszystkim powiedzieć matce. Matka łatwo przyjęła decyzję o jej wyjeździe, ale zaniepokoiłaby się, gdyby poznała szczegóły.

Coś w lesie zaszeleściło, zachrzęściły suche żółte liście. Zamarła. Niedźwiedź. No ładnie.

Właścicielka domu doradziła jej, by nosiła przy sobie gaz pieprzowy. Wyjęła go z kieszeni. Za zaroślami mignęło futro. Krzyknęła i upuściła gaz. Bestia skoczyła i zaczęła lizać jej twarz.

– Horacy! Siad! – usłyszała głośną komendę.

Lizanie ustało. Penny zorientowała się, że napastnik siedzi przed nią. Z otwartego pyska zwisał różowy język. Patrzył na nią różnokolorowymi oczami: jednym niebieskim i drugim brązowym. Nie była ekspertką, ale to wesołe stworzenie wyglądało jej na psa w typie husky. Nie miała nigdy zwierzęcia, chociaż o nim marzyła. Wybiła to sobie z głowy. Opieka nad psem wymaga czasu. Szkoła, a potem praca, nie zostawiały jej go zbyt wiele.

Uspokoiła się i spojrzała na psa. Wyciągnął do niej łapę, jakby się przedstawiał.

– Horacy? Czyli jesteś chłopakiem? – spytała.

Przechylił łeb i polizał swój czarny nos. Penny kucnęła obok i go pogłaskała. Polizał jej brodę.

– Horacy! – rozległo się stanowcze przywołanie.

Wstała i zobaczyła mężczyznę wychodzącego z lasu. Wyglądał na miejscowego. Miał na sobie obcisłe dżinsy, robocze buty i czerwoną flanelową koszulę. Podwinięte rękawy odsłaniały opalone przedramiona. Jego włosy przytrzymywała znoszona czapka z daszkiem.

Jej serce przyśpieszyło, kiedy na nią spojrzał. Coś jej mówiło, że ten facet to kłopoty. Zalała ją fala ciepła i spuściła oczy. Nie da się omamić kolejnemu przystojniakowi. To ostatnie, czego teraz potrzebuje. W pewnym sensie została tu zesłana za karę. Skupi się na pracy, aby nie prowokować plotek o romansie z żonatym kolegą. Fort Little Buffalo to szansa na odkupienie win.

Nie znasz go. Na pewno kogoś ma. Wróci do Calgary, nawet jeśli będzie to oznaczało pracę z Walterem. Tam otworzą się przed nią szersze perspektywy. Dostała już nauczkę. Nie da się znowu uwieść. Fort Little Buffalo jest tylko przystankiem w drodze do celu.

– To pana pies? – zapytała.

Mężczyzna skinął głową i zwrócił się do Horacego, używając nieznanej jej komendy. Husky usiadł.

– Nie zrobił pani krzywdy? – Wyciągnął rękę, by pogłaskać pupila, który ucieszył się, że mu się upiekło.

– Nie. Zaskoczył mnie.

Nieznajomy znowu skinął głową. Nastała chwila ciszy. Penny nie wiedziała, co powiedzieć. Wyczuwała emocje ludzi, a nieznajomy miał w sobie jakiś niepokój. Nie było to nic niebezpiecznego. Wyglądał, jakby zżerał go smutek.

– Rzadko kogoś tu spotykam, szczególnie tak wcześnie. Zazwyczaj mamy ten szlak tylko dla siebie – powiedział.

W jego głosie wyczytała pretensję i się najeżyła.

– To chyba miejsce publiczne? Dopiero się tu sprowadziłam.

– Domyślam się.

Horacy sprawiał wrażenie dużo bardziej przyjaznego od swojego właściciela. Penny nie wiedziała, jak wyplątać się z tej niezręcznej pogawędki. Czasami naprawdę trudno było jej zrozumieć dorosłych, w przeciwieństwie do dzieci.

– Cóż, na mnie pora.

– Zamierza pani się tu często pojawiać?

– Czemu pan pyta?

– Chciałbym uniknąć ponownego spotkania. To trudny pies. Musi się jeszcze dużo nauczyć i za bardzo się rozprasza…

– W obecności przyjaznych ludzi? – Nie kryła ironii.

Przywołał psa i odwrócił się. Za kogo on się ma? Pokręciła głową, a nieznajomy ruszył w swoją stronę.

– Miło było poznać! – zawołała.

Zatrzymał się, ale się nie odwrócił, po czym odszedł.

Nie tak wyobrażała sobie pierwszy kontakt z tubylcami, wśród których spędzi najbliższych sześć miesięcy. Nie chciała czuć się odizolowana. Oby pozostali obywatele Fort Little Buffalo okazali się bardziej życzliwi niż ten wredny prostak, właściciel Horacego.

Wróciła do domu. Próbowała nie myśleć o przystojnym gburze. Czas przygotować się do spotkania z nowym przełożonym. Wiedziała, że zrobi dobre wrażenie. Może i nie trafiła tam, gdzie chciała, ale da z siebie wszystko.

Była ciekawa, kogo spotka. Podpatrzyła w kadrach, że ordynatorem pediatrii jest doktor Spike. Brakowało imienia. Zastanawiała się, czy to możliwe, że to ten sławny Atticus Spike. Zrewolucjonizował chirurgię dziecięcą na wschodnim wybrzeżu USA, po czym zniknął z Bostonu pięć lat temu, po nieudanej operacji.

Zniknął, choć to nie on popełnił błąd.

Wręcz przeciwnie, przeprowadził skrajnie trudną operację, ale utrata małego pacjenta to ciężki cios dla światowej klasy specjalisty w rozdzielaniu bliźniąt syjamskich. Matka dzieci była influencerką, a ich ojciec gwiazdą rocka, dlatego o sprawie mówiły wszystkie media. Cały świat patrzył mu na ręce.

Drugie dziecko przeżyło, ale zostało sparaliżowane. Wszyscy współczuli rodzicom, a doktor Atticus Spike po prostu zniknął. Penny bardzo żałowała, że tak się stało. Uważała go za wybitnego lekarza. Pisał świetne artykuły. Można powiedzieć, że była jego fanką.

To niemożliwe, by tak ceniony chirurg wybrał sobie za miejsce pracy mały szpital w Fort Little Buffalo.

Zasadniczo tożsamość ordynatora nie miała dla niej znaczenia. Chciała tylko zrobić dobre pierwsze wrażenie. Miała na sobie świeżo wyprasowany strój. Spojrzała w lusterko samochodu, by wygładzić włosy. Wzięła głęboki oddech. Jej serce zaczęło mocniej bić. Nikt nie wie, co się stało, Penny. Poza tym nikogo to nie obchodzi.

Przypomniała jej się dawna rozmowa z ojcem.

‒ Tato, wygrałam szkolną olimpiadę z fizyki! Jak do nas przyjedziesz, to pokażę ci moją odznakę!

‒ Twój brat wygrał krajową olimpiadę z fizyki. A ty?

‒ Nie, ale…

‒ No właśnie. Musisz bardziej się postarać.

Wysiadła z samochodu i zamknęła drzwi. Jest utalentowaną chirurżką dziecięcą. Może dopiero zaczyna, ale ma do tego dryg. Czuła, że da sobie radę.

Weszła na oddział z podniesioną głową. Czekał na nią doktor Lance Wood, odpowiedzialny za sprawy kadrowe.

– Doktor Burman, jak miło cię znowu widzieć – powiedział przyjaźnie.

– Cała przyjemność po mojej stronie, Lance. Cieszę się, że będę tu pracować.

– Jesteśmy naprawdę zaszczyceni, że taka specjalistka zastąpi doktor Thorne podczas jej urlopu macierzyńskiego. Atticus będzie zachwycony.

– Atticus? – Próbowała ukryć ekscytację.

– Tak. Słyszałaś o nim?

– Chodzi o doktora Atticusa Spike’a od chirurgii naczyniowej noworodków?

– W rzeczy samej – odezwał się szorstki głos. – Nie ma się czym zachwycać. To już przeszłość.

Przeszedł ją dreszcz. Znała ten głos. Odwróciła się i stanęła twarzą w twarz z gburem z parku. Jej idol. Nowy szef. Doktor Atticus Spike we własnej osobie. Nie wydawał się szczególnie zadowolony, że ją znowu widzi.

Nie lubił, gdy do zespołu dołączał ktoś nowy. Zawsze istniało ryzyko, że go rozpozna i będzie mu się podlizywać w nadziei, że jeśli wystarczająco go urobi, to trafi pod jego skrzydła, a jak tylko dostanie, czego chce, odsunie się od niego. Jak Sasha.

Lepiej o niej nie myśleć. Naprawdę się wtedy zakochał i wierzył, że z wzajemnością, ale kiedy zarząd szpitala w Bostonie podczas śledztwa w sprawie śmierci jednego z bliźniąt zostawił go na lodzie, Sasha zrobiła to samo.

Prawie go to zniszczyło. Nie mógł nikomu ufać. Był niezadowolony, że nowa lekarka go rozpoznała. Nie miał jednak pojęcia, że zobaczy przed sobą śliczną kobietę, na którą wpadł rano. Albo na którą wpadł Horacy.

Niesforny pies uczył się jeszcze zasad życia z ludźmi. Atticus nie spodziewał się, że pogoni za osobą, która wywrze na nim takie wrażenie. Była najpiękniejszą kobietą, jaką widział. Miała czarne włosy. Nie mógł oderwać wzroku od jej ciemnych oczu. Była wysoka i pełna gracji, a jej markowy strój sportowy niemal krzyczał, że przyjechała z dużego miasta. Dopiero się tu wprowadziła albo jest przejazdem. Nieważne.

Obiecał sobie, że już z nikim się nie zwiąże. Nie był więc zadowolony, gdy zobaczył, że tajemnicza kobieta z parku będzie z nim pracować. Na domiar złego wie, kim jest. A on nie potrzebuje adoracji. Sasha, która z nim współpracowała, też chciała mu się przypodobać. Każde jej słowo okazało się kłamstwem.

Nie zamierzał znowu przez to przechodzić. Właśnie dlatego, zamiast do kolejnego dużego szpitala, przeniósł się do rodzinnego miasta. Chciał, by zostawiono go w spokoju.

– To pan? Doktor Atticus Spike? – zapytała.

Zaskoczyło go to i sam ledwo stłumił uśmiech. Nie wyglądała na zadowoloną. Może jednak nie jest jego do bólu słodką fanką. Nic dziwnego. W parku nie był wobec niej zbyt uprzejmy.

– We własnej osobie – odparł szorstko.

– Atticus – upomniał go Lance dobrze znanym tonem. Przez kilka lat Atticusowi udało się wypłoszyć stąd każdego młodego chirurga. Choć to nie była do końca jego wina. Niektórzy lekarze rezygnowali, kiedy orientowali się, że praca z Atticusem nie pomoże im się wybić.

A on miał nosa do manipulantów.

– Przyjechała pani z południa? – spytał.

– Z Calgary. – Zmrużyła oczy. – Pracowałam tam przy dość prestiżowym projekcie. Mam dobre rekomendacje.

– Doktor Burman była najmłodszą absolwentką pediatrii na swoim roczniku na Uniwersytecie Alberty – dodał Lance z uśmiechem. – Poszczęściło nam się.

Zabrzmiało to jak ostrzeżenie. Atticus chrząknął, udając, że nie jest pod wrażeniem. Był ciekaw, dlaczego wyjechała z Calgary. To nie jego sprawa, pomyślał. Obchodziło go tylko to, jak lekarka będzie spisywać się w pracy.

Choć chciał wiedzieć, czy kogoś ma. Czy ktoś czeka na nią w domu, by wziąć ją w ramiona i pocałować. Na samą myśl o tym przeszła go fala ciepła.

Wie jedno. Musi ją trzymać na dystans.

– Na pierwszej zmianie może pani pomóc w izbie przyjęć. O tej porze roku jest dużo przeziębień, jesiennych alergii i takich tam – powiedział.

– Cudownie – oznajmiła sztywno i odwróciła się do Lance’a, który podał jej identyfikator i pager. Była zaskoczona, że dalej używają pagerów, ale pewnie mają słaby zasięg. – Czy mógłby mi pan wskazać drogę? Chciałabym zabrać się do pracy.

Atticus starał się nie uśmiechać. Chyba nie wzruszyła jej jego obojętność. Może się sprawdzi.

– Pójdę z tobą – powiedział Lance.

Gdy odchodzili, spojrzał groźnie na Atticusa, który uśmiechnął się pod nosem. Plecy Penny były wyprostowane, głowa wysoko uniesiona. Odwróciła się. Jego tętno przyspieszyło, gdy zobaczył niechęć w jej oczach. To smutne, ale tak będzie najlepiej.

Rozdział drugi

Żałowała, że dowiedziała się, jakim człowiekiem był jej idol. Robił fatalne wrażenie. Dlaczego chirurdzy są tacy zadufani? Walter zachowywał się podobnie. A mimo to dała się omamić. Charyzma i szelmowski uśmiech przyćmiły jego arogancję.

Nie chciałaby się taka stać. Doktor Spike to też zwykły dupek. Zaśmiała się. Jej ojciec, profesor literatury angielskiej, byłby przerażony tą obelgą. „Penny, jesteś przecież wykształcona… Miej trochę klasy”, usłyszałaby.

Próbował z niej zrobić damę, co było hipokryzją z jego strony. Patrząc na to, jak potraktował jej matkę, daleko mu było do dżentelmena. Nie chciała o nim myśleć. Zwłaszcza nie pierwszego dnia pracy w Fort Little Buffalo. Życie prywatne wpłynęło już na jej pracę w Calgary. Nie pozwoli, by to się powtórzyło. Musi pracować z doktorem Spikiem, to wszystko. Ich relacja będzie czysto zawodowa, jak z innymi. Dostała już nauczkę. Może ufać tylko sobie i matce.

Usłyszała brzęk telefonu. Wiadomość od Waltera.

Hej! Patrzyłaś na dokumenty, które przesłałem?

Westchnęła.

Nie. Mam dużo pracy.

Ja też. Proszę, sprawdź pocztę.

Zabolało ją serce. Te esemesy były takie chłodne. Kiedyś myślała, że Walter ją kocha.

Właśnie zaczęłam zmianę. Siądę do tego, obiecuję.

Dziękuję. Jesteś wspaniała.

Wcale nie czuła się wspaniale. Jak się od niego odciąć, jeśli on cały czas do niej pisze?

Wzięła do ręki następną kartę. Fort nie był wielkim szpitalem, ale przyjeżdżało tu sporo pacjentów z okolicznych miejscowości. Jest co robić. To dobrze, bo chce skupić się na pracy. Nie lubiła, kiedy dzieci chorują. Pomaganie im sprawiało jej niezwykłą radość.

– Cześć, Marcus – przywitała się z pacjentem, odsuwając zasłonkę wokół dużego łóżka.

Leżący na nim chłopiec wydawał się bardzo mały. Jak na pięciolatka zachowywał się niezwykle spokojnie. Był zlany potem i miał lekki kaszel. Wykluczyła krztusiec.

Nie gorączkował. Po teście antygenowym wiadomo było, że to nie wirus, dlatego mogła go badać bez maseczki. Osłabiony Marcus uśmiechnął się do niej, po czym schował głowę w ramieniu mamy.

– Jestem doktor Burman – powiedziała, przysuwając krzesło do łóżka. – Co was tu sprowadza?

– Astma. Tak mi się wydaje. Parę lat temu przyjechał do nas rejonowy lekarz i wspominał, że to może być astma. Miał wrócić, ale już go nie spotkałam.

– Skąd taka diagnoza? – Penny zaczęła notować.

– Myślałam, że to zapalenie płuc. Już je przechodził jako noworodek. Mamy inhalator. Ostatnio coraz częściej go potrzebuje.

Penny wzięła urządzenie do rąk i zapisała nazwę leku.

– Dostaje maksymalną dawkę i dalej ma problemy z oddychaniem? Zrobimy badania układu oddechowego. Wiem, że mieszkacie daleko, więc zatrzymamy Marcusa w szpitalu. Zlecę też testy alergologiczne.

– Będzie bolało? – zapytał Marcus świszczącym głosem.

– Nie. Teraz są nowe testy i nie bolą. Możesz mieć potem trochę swędzących plam na ramieniu, najwyżej coś ci na to przepiszemy. Czy mogłabym cię osłuchać?

Marcus kiwnął głową i usiadł. Penny założyła stetoskop. Z klatki piersiowej dziecka wydobywał się świst. Nie mogła zdiagnozować astmy bez badań, ale rzeczywiście było tam coś, co utrudniało oddychanie.

– Zlecę prześwietlenie klatki piersiowej. Chciałabym się upewnić, że nic tam nie ma.

– Dziękuję, pani doktor – powiedziała matka.

– Zatrzymamy go na obserwacji. Zobaczymy, ile czasu zajmie zrobienie badań. Może pani z nim zostać.

Kobieta odetchnęła z ulgą.

– Dziękuję. Podróż samolotem zajęła nam pięć godzin…

– Rozumiem. Dowiemy się, co mu dolega – obiecała Penny, uśmiechając się.

Zasunęła zasłonkę i wyszła, po czym spisała instrukcje i przekazała je pielęgniarce. W Calgary nie mogłaby go zatrzymać, ale tu nie było wyboru. Poza tym w karcie Marcusa odnotowano niski poziom tlenu.

– Testy alergologiczne? – usłyszała głos zza pleców.

– Tak.

– Kto je przeprowadzi? Nie mamy tu alergologa.

– Ja. Pracowałam z alergologami w Calgary. Jeśli mamy odpowiedni sprzęt…

– Nie mamy – przerwał jej z żalem.

– I nie ma na to żadnego sposobu? – zdziwiła się.

– Szpitale w Yellowknife i Hay River mają sprzęt. Jeśli to pilne, możemy sprowadzić go samolotem.

Posmutniała i wręczyła mu kartę chłopca.

– Pacjent i jego matka przylecieli z odległej wioski. Chłopiec od dawna ma problemy z oddychaniem. Rejonowy lekarz zdiagnozował astmę, ale nikt z tym nic nie zrobił.

Atticus spojrzał na kartę i zmarszczył brwi.

– To pilne – oznajmił.

– Też tak uważam.

Penny po raz pierwszy zobaczyła na jego twarzy uśmiech. Może Pan Dupek nie jest jednak tak bezduszny?

– Okej, dobrze. Zadzwonimy do Hay River i Yellowknife, ale nie wiem, czy będą mogli zająć się wysyłką. Lubi pani latać?

– Jestem przyzwyczajona. Czemu pan pyta?

– Mogę panią tam zabrać.

– Jak to? – spytała podejrzliwie.

– Mam samolot i licencję pilota. Wzięła go pani na obserwację do szpitala, prawda?

– Tak. – Była w szoku. Atticus Spike jest pilotem?

– Dobrze. Po dużurze polecimy do Hay River albo Yellowknife i weźmiemy to, co potrzebne, żeby jutro przeprowadzić testy.

– Okej.

Ruszył z powrotem do pacjentów, a Penny stała jak wryta. Jeszcze parę godzin temu był dziwakiem z fajnym psem. Potem stał się gburowatym lekarzem. A teraz zachowywał się jak pomocny i wspierający kolega?

Zakręciło jej się w głowie. Wysyłał sprzeczne sygnały, a ona nie wiedziała, jak je interpretować. Telefon znów zabrzęczał, ale go zignorowała. Nie ma teraz czasu na Waltera, zaczynał ją irytować. Pomaga mu ze względu na pacjenta i zarząd szpitala, ale nie będzie z nim rozmawiać.

– Doktor Burman, wszystko w porządku? – spytała pielęgniarka Rachel z dyżurki.

– Chyba tak – odparła, kiwając głową, po czym się wyprostowała. – Czy mogłaby pani mnie skontaktować z immunologią w Hay River i Yellowknife? Proszę powiedzieć, że to pilne.

– Oczywiście. Przekieruję połączenie, jak tylko uda mi się do nich dodzwonić. – Rachel uśmiechnęła się do niej.

– Dziękuję. – Poszła do następnego pacjenta. Przywykła, że w Calgary wszystko miała na wyciągnięcie ręki, a kiedy potrzebowała czegoś z innego szpitala, można to było wysłać kurierem. Tutaj zdobycie podstawowych rzeczy wymagało podróży samolotem.

Sam lot nie był dla niej problemem. Gorzej, że musi go odbyć z Atticusem. Pozostawało mieć nadzieję, że nie wkurzy jej na tyle, by chciała go udusić. Przynajmniej nie podważa jej decyzji. Doceniała to. Była zwykłą lekarką, a on zaufał, że wie co robi. W Calgary zdarzało się, że główny chirurg i zarząd nie traktowali jej słów poważnie.

Nie była zbyt pewna siebie, choć nie dawała tego po sobie poznać. Całe życie pracowała, by wyleczyć się z kompleksów. Bezskutecznie próbowała zaimponować ojcu. Zachowała się jak idiotka, zakochując się w Walterze. Nie chciała o tym myśleć. Ma zadanie do wykonania i wykona je najlepiej, jak się da. Nawet jeśli oznacza to podróż awionetką z facetem, który ją irytuje.

Nie mógł uwierzyć, że zaproponował Penny podróż swoim samolotem. Do tej pory leciał nim tylko z siostrą, jej mężem, siostrzenicami i Horacym. Tymczasem właśnie zaproponował wspólny lot do Hay River albo Yellowknife kobiecie, od której miał trzymać się z daleka.

To dla pacjenta, pamiętaj. Jak długo chodzi o pracę, wszystko będzie w porządku. Jest jego współpracownicą. Przepiękną, to fakt. Obserwował ją przez całą zmianę. Nie mógł odwrócić od niej wzroku, co go denerwowało.

Czy naprawdę nie dostał nauczki? Na Sashę też nie mógł przestać patrzeć. Różnica polegała na tym, że Penny nie zwracała na niego uwagi. Nie kokietowała go jak Sasha, kiedy się poznali. Penny z nim nie flirtuje, co za ulga. Skupiała się na pracy i na telefonie. Wyglądało na to, że komórka ją rozprasza i frustruje. To nie jego sprawa.

Podszedł do dyżurki, w której Penny przeglądała notatki. Była sama. Chyba go nie zauważyła.

– Wszystko w porządku? – zapytał.

– Tak – odparła, nie odrywając oczu od notesu. – Siostra Rachel mówi, że Hay River ma wszystko, czego potrzebuję.

– Fantastycznie. – Wziął głęboki oddech. Nie mógł zakazać jej korzystania z telefonu, bo wtedy wydałoby się, że ją obserwuje. Czemu tak go to interesuje?

– Coś jeszcze? – Spojrzała na niego. Była na tyle blisko, że dostrzegł złote przebłyski w jej brązowych oczach oraz idealnie podkręcone grube rzęsy.

– Wydaje się pani… rozkojarzona.

– Chodzi o telefon? Przepraszam, rozmawiam z chirurgiem z Calgary – westchnęła.

– Tak?

– Pomagam mu przy kilku pacjentach, ale jestem skupiona na mojej pracy tutaj, doktorze.

Miała pomóc w jednym przypadku, ale okazało się, że było ich więcej. Coś mu mówiło, że to uciążliwa współpraca. Wcześniej sprawdził jej CV. Była świetnie wykształcona. Nie musi udowadniać, ile jest warta.

– Wieczorem polecimy do Hay River. – Miał ochotę jej powiedzieć, że wie, jak to jest w nowym miejscu, ale tego nie zrobił. Gdy zaczął pracę w Bostonie, czuł się trochę zagubiony, ale znał swój cel. Chciał być najlepszy. Tak się na tym skupił, że po drodze zapomniał, kim jest i komu może ufać.

Unikał Penny przez resztę dyżuru. Kiedy przyszła następna zmiana, znalazł ją i dał wskazówki, jak dojechać do hangaru, w którym stał samolot. Mieli spotkać się godzinę później.

Kończył przygotowywać samolot. Lecą do Hay River, a nie do Yellowknife. To tylko czterdzieści minut.

Mniej czasu sam na sam.

– Co to za model?

Odwrócił się i zobaczył Penny; trzymała kubki z kawą. Miała na sobie dżinsy i piękny liliowy sweter, który zsuwał się z ramienia. Zrobiło mu się gorąco.

– Zna się pani na samolotach?

– Trochę. Dorastałam w Calgary, ale moi dziadkowie mieli ziemię w górach. Widywałam tam różne awionetki.

– Zdarzyło się pani taką lecieć?

– Dawno temu. – Była trochę zdenerwowana.

– Jestem dobrym pilotem.

– Zobaczymy. Na razie mało o panu wiem. – Jej oczy zaiskrzyły, a on nie zdołał powstrzymać uśmiechu.

– Fakt. Zna pani tylko moją reputację.

– To panu przeszkadza?

– Poza nazwiskiem jestem człowiekiem. Poza tym… – Zatrzymał się, bo nie chciał myśleć o wszystkich tych tak zwanych przyjaciołach z Bostonu.

– Poza tym co?

– Nieważne. – Nie podobało mu się, że jest wobec niej szorstki, zwłaszcza że sam zaproponował pomoc, ale tak będzie najlepiej. Nie przyjechała tu na stałe, a on nie szuka przyjaciół. Nie na darmo ma opinię nieprzystępnego.

– Nie wiedziałam, jaką pan lubi, więc wzięłam zwykłą, czarną. – Wręczyła mu kubek.

– Dzięki. Taka jest najlepsza.

– Ja wolę herbatę. Czy mogę jakoś pomóc?

– W zasadzie nie. Teraz czekamy na czas startu, który wpisałem w planie lotu. Mój kumpel w Hay River pożyczy nam samochód, którym pojedziemy do szpitala.

– To może odpowie mi pan, co to za samolot?

– Dlaczego pani pyta?

– Żeby zacząć rozmowę. Nie lubię niezręcznej ciszy. A tak w ogóle to przepraszam, ale nie podoba mi się zabawa w ciepło-zimno.

– Tak? – spytał z lekkim rozbawieniem.

– Tak. Podziwiam pana dorobek, ale jeśli pan myśli, że próbuję tu coś ugrać, to się pan myli. Przyjechałam do pracy.

– Dlaczego tutaj?

– Nie pana sprawa. Powinno pana interesować tylko to, że traktuję pracę poważnie i jestem świetną specjalistką.

Znowu się uśmiechnął. Nie wątpił w jej kwalifikacje. Miała silny charakter, co mu się podobało, ale dalej był ciekaw, dlaczego ją tu przysłano. Musiał być przecież jakiś powód. Nie wyglądała na osobę, która ot, tak odeszłaby z wielkomiejskiego szpitala. Zależało jej na karierze i wciąż jest związana z Calgary. Poza tym była niezwykle tajemnicza. Kiedyś lubił zagadki, ale teraz nie podobało mu się, że tak bardzo go zaintrygowała.

Wyrzuciła kubek do kosza. Atticus pomógł jej wsiąść do samolotu. Poczuł mrowienie w ciele. Miło było dotknąć jej ręki, ale musiał ją puścić. Robiło się niebezpiecznie.

– Dziękuję. ‒ Zarumieniła się.

Nie odpowiedział, tylko skinął głową i zamknął drzwi.

Usiadł w fotelu pilota i sięgnął po słuchawki.

– Są też jedne dla pani.

Uruchomił silnik i poprosił wieżę o pozwolenie na start. Na szczęście Penny nie wyglądała na zdenerwowaną.

– Rebel One, masz zgodę na start – usłyszeli.

– Przyjąłem. – Atticus zwiększył prędkość. To było piękne popołudnie. Zanim wrócą, zrobi się wieczór.

Pomyślał, że pewnie szybko się ze wszystkim uwiną.

– Rebel One? To brzmi jak z filmu science fiction.

Uśmiechnął się zadowolony, że zrozumiała nazwę.

Była trochę zdenerwowana koniecznością spędzenia czterdziestu minut z Atticusem. Naprawdę nie wiedziała, czy wytrzyma jego humory: raz był słodki i miły, raz gburowaty. Musiała sobie powtarzać, że chodzi przecież o pacjenta. Jej zadaniem jest zbadanie chłopca i sprawdzenie, co wywołuje reakcję alergiczną.

Atmosfera w kabinie była dość niezręczna. Jedyny dźwięk, jaki im towarzyszył, to szum silnika.

– Murphy rebel – powiedział Atticus ni stąd, ni zowąd.

– Słucham?

– Pytała pani, co to za samolot. To murphy rebel.

– Aha.

– Tylko tyle pani powie?

– A co mam powiedzieć?

– Cóż, spodziewałem się bardziej zdecydowanej reakcji.

– Nie znam tego modelu.

– A jakie pani zna?

– Latałam na de havillandach i cessnach.

– A jak się pani podoba ten?

– Całkiem fajny, ale wyrobię sobie zdanie o nim dopiero po wylądowaniu.

Zaśmiał się pod nosem. Może jednak Atticus ma poczucie humoru, w przeciwieństwie do jej ojca i Waltera.

– Powinien się pan częściej śmiać albo uśmiechać. Wygląda pan wtedy bardziej ludzko, nie jak robot.

– Już to gdzieś słyszałem – mruknął.

Wymienili życzliwe spojrzenia. Podobało jej się, kiedy się uśmiechał. Wyjrzała przez okno. Piękny widok.

– Jesteśmy nad rezerwatem Wood Buffalo. Gdybyśmy mieli więcej czasu, polecielibyśmy nad wodospadem Alexandria.

– W porządku. – Korciło ją, by powiedzieć „może następnym razem”, ale powstrzymała się. Żadnego następnego razu nie będzie. Nie przyjechała tu poznawać ludzi. Wspólny lot nad wodospadem to coś, co robią przyjaciele. Albo kochankowie.

Zalała ją fala gorąca. Atticus jest jej szefem, sławnym i doświadczonym chirurgiem, zupełnie jak Walter. To by się źle skończyło. Lepiej go trzymać na dystans. Nic o nim nie wie i tak powinno zostać.

Zmienił trajektorię lotu. Po chwili znaleźli się nad dużą polaną pokrytą białymi plamami.

– To śnieg? – spytała ze zdziwieniem.

– Miewamy dużo śniegu, ale akurat to jest sól.

– Sól?

– To solniska. Niektóre z nich to leje krasowe.

– Nigdy nie widziałam czegoś podobnego.

– Trochę bardziej na południe, w Albercie, jest ich mnóstwo. Zwłaszcza Pine Lake jest przepiękne. Jeśli będzie pani miała kiedyś okazję, polecam się tam wybrać, zanim zima zablokuje drogi. Latem można nawet pływać w jeziorach. Rzeka jest zbyt niebezpieczna, ma silne prądy.

– Obawiam się, że do tego czasu wrócę do Calgary.

Nastała kolejna niezręczna cisza. Szpitalowi w Fort Little Buffalo zależało na tym, by została i zastąpiła lekarkę, która poszła na macierzyński. Brakowało im wykwalifikowanego personelu. Od razu zaproponowali jej stałą posadę, ale ją odrzuciła. Zaczynała rozumieć, jak trudno jest zatrzymać lekarzy na Północy. Jednak ona pragnęła wrócić do Calgary. I zamierzała to zrobić z podniesioną głową.

Do końca lotu już ani razu się nie odezwała. To było najdłuższe czterdzieści minut w jej życiu.

Ucieszyła się, kiedy na horyzoncie wyłoniło się Hay River, a Atticus poprosił wieżę o pozwolenie na lądowanie.

Chciała jak najszybciej dostać się do szpitala, wziąć testy alergiczne i wrócić do Buffalo, by zabrać się do roboty i mieć już te nieszczęsne pół roku za sobą.

Tytuł oryginału: Winning the Neonatal Doc’s Heart

Pierwsze wydanie: Harlequin Medical Romance, 2023

Redaktor serii: Ewa Godycka

© 2023 by Amy Ruttan

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2024

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Medical są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A

www.harpercollins.pl

ISBN: 978-83-8342-838-3

Opracowanie ebooka Katarzyna Rek