Miłosny reset - Denise Williams - ebook

Miłosny reset ebook

Williams Denise

3,3
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Osiem lat temu ON zakochał się w pewnej nieznajomej, której nie mógł mieć – dziś znowu JĄ spotyka. Teraz ich relacja może zagrozić jej karierze.

Pearl wie doskonale, że zarówno w pracy, jak i w miłości należy zachować ostrożność. Jest ambitna i z determinacją dąży do osiągnięcia swoich celów zawodowych. Jej kariera nabiera rozpędu. Kiedy obejmuje stanowisko tymczasowej dyrektorki OurCode, organizacji non-profit ukierunkowanej na zachęcanie młodzieży ze zmarginalizowanych środowisk do zdobywania kompetencji w branży IT. Niestety ambitne plany Pearl komplikuje obyczajowy skandal, który wystawia na szwank reputację fundacji. Jakby tego było mało, Cord, o którym od siedmiu lat nie była w stanie zapomnieć, niespodziewanie dołącza do zarządu.

Nie od dziś wiadomo, że romans w miejscu pracy grozi katastrofą. Jednak może czasem warto zaryzykować?

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 359

Rok wydania: 2025

Oceny
3,3 (3 oceny)
0
1
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Zaczytana_Anex

Całkiem niezła

To historia, która może budzić mieszane uczucia wśród czytelników, ale z pewnością dostarczy chwili rozrywki i skłoni do refleksji. Wątki romantyczne splatają się tu z głębszymi tematami, tworząc intrygującą opowieść o drugiej szansie. Motyw ten jest kluczowy dla całej fabuły, a jego siła podkreślona została poprzez prowadzenie narracji w aż trzech wymiarach czasowych. Autorka umiejętnie przeplata wydarzenia z przeszłości, teraźniejszości i punktu kulminacyjnego, od którego zaczyna się książka. Już pierwszy rozdział budzi ciekawość i sprawia, że chcemy dowiedzieć się, jakie wydarzenia doprowadziły bohaterów do dramatycznego momentu, od którego rozpoczyna się akcja. Na uwagę zasługuje także wplecenie w fabułę wątku równości. Choć był to interesujący element, uważam, że w opisie książki powinno znaleźć się większe na niego wskazanie. Osobiście nie spodziewałam się aż tak dogłębnego podejścia do tego tematu, dlatego zaskoczyła mnie postać, która nie utożsamia się z żadną płcią. Pocz...
00
wioletreaderbooks

Całkiem niezła

„Miłosny reset” to przyjemna, choć niezbyt wyróżniająca się powieść romantyczna, która może przypaść do gustu fanom lekkich historii miłosnych. Fabuła bazuje na znanym motywie drugiej szansy i relacji pełnej napięcia, co sprawia, że jest dość przewidywalna, ale jednocześnie ma swoje urocze momenty. Bohaterowie są sympatyczni, choć ich rozwój mógłby być bardziej pogłębiony. Dialogi bywają zabawne, a chemia między postaciami jest zauważalna, choć czasami brakuje jej większej intensywności. Styl pisania Williams jest prosty i przystępny, dzięki czemu książkę czyta się szybko i bez większego wysiłku. Choć nie jest to historia, która na długo zapada w pamięć, to wciąż stanowi dobrą opcję dla tych, którzy szukają czegoś lekkiego i niezobowiązującego. „Miłosny reset” nie zaskakuje, ale spełnia swoją rolę jako sympatyczna lektura na relaksujący wieczór.
00

Popularność




Tytuł oryginału: Technically Yours

Projekt okładki: Piotr Wszędyrówny

Redakcja: Dorota Kielczyk

Redaktor prowadzący: Aleksandra Janecka

Redakcja techniczna: Sylwia Rogowska-Kusz

Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski

Korekta: Lilianna Mieszczańska, Kamil Kowalski

© 2023 by Denise Williams

© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2025

© for the Polish translation by Kaja Burakiewicz

ISBN 978-83-287-3408-1

Warszawskie Wydawnictwo Literackie

MUZA SA

Wydanie I

Warszawa 2025

–fragment–

Dla T.

01101001 01110100 00100111 01110011 00100000

01100001 01101100 01110111 01100001 01111001

01110011 00100000 01100010 01100101 01100101

01101110 00100000 01111001 01101111 01110101

00001010

Słowo od autorki: W tej historii miłosnej pojawiają się wątki zajścia w ciążę i gaslightingu ze strony byłego partnera. Proszę, miej to na uwadze, zanim zaczniesz czytać.

ROZDZIAŁ 1

Cord

Pięć lat wcześniej

Gdy zniknęła za drzwiami, zostawiła po sobie swój zapach. Natrętnie wwiercał mi się w mózg, przywołując niechciane myśli o wszystkim, co mogło się wydarzyć. Zerknąłem na biurko, na którym leżały dwa identyczne klucze. Oba ułożono równiutko, jeden obok drugiego, a od ich metalowej powierzchni odbijało się światło. Pearl dokonała wyboru. Musiałem pozwolić jej odejść, żeby mogła w spokoju podążyć obraną przez siebie ścieżką. Powinienem zapomnieć o wspólnych nocach pod gwiazdami, o dotyku jej skóry oprószonej piaskiem i stłumić tęskne nawoływania mojego zrozpaczonego serca. Wiedziałem o tym aż za dobrze, mimo to podbiegłem do drzwi, zanim jeszcze stukot obcasów zdążył ucichnąć.

– Zaczekaj – zawołałem.

Za oknami biurowca panował mrok; światło jarzeniówek niczym reflektor wydobywało biel jej koszuli, która mocno kontrastowała z ciemną skórą. Popatrzyła w głąb korytarza, w kierunku moich drzwi. Nasze spojrzenia na moment się spotkały.

– Pearl. Zaczekaj.

Kiedy do niej podszedłem, odwróciła się do mnie plecami. Zapragnąłem pocałować tę delikatną i jędrną skórę karku.

– Chyba nie mamy sobie nic więcej do powiedzenia.

Instynkt nakazywał mi się wycofać i pozwolić jej odejść. Ale, do cholery, chodziło przecież o Pearl! Gdy podszedłem tak blisko, że poczułem bijące od niej ciepło, byłem pewien, że się odsunie. Właściwie aż prosiłem się o więcej bólu z powodu odtrącenia. Niespodziewanie jednak przysunęła się jednym płynnym ruchem, a gdy opuszkami palców pogładziłem jej bicepsy, po mojej skórze rozeszło się tysiące mikroskopijnych wstrząsów.

– Spojrzysz na mnie? – zapytałem, nie przestając głaskać ramion Pearl. – Proszę…

Odwróciła się i popatrzyła mi w oczy, ale w jej głosie zabrzmiała rezygnacja.

– Przecież już wszystko sobie powiedzieliśmy.

– Odpowiedz mi na jedno pytanie – poprosiłem. Zmarszczyła brwi, a ja delikatnie ująłem jej nadgarstek i uniosłem go nieco, abyśmy oboje widzieli jej tatuaż. – Twoje serce… – Przejechałem kciukiem po przegubie i zatrzymałem palec na trzeciej gwiazdce zdobiącej skórę. – Gdyby więc twoje serce mogło przekrzyczeć rozsądek, co by ci teraz powiedziało?

– Cord, a jakie to ma znaczenie?

Przeniosłem wzrok na gwiazdki, które zdążyłem zapisać w pamięci, gdy jeszcze się łudziłem, że połączy nas coś więcej.

– Dla mnie ma – odparłem. Gdy musnąłem ustami jej skórę, wstrzymała oddech.

– Nie, głos mojego serca się nie liczy… – Odgarnęła mi włosy z czoła.

Przymknąłem oczy. Wiedziałem, że taka okazja się nie powtórzy. Ta chwila należała tylko do nas i nie mogłem jej zaprzepaścić. Drzwi windy rozsunęły się, ale nawet nie drgnęła i ani na moment nie oderwaliśmy od siebie wzroku. W końcu ponownie pogładziła mnie po skroni, po czym wsunęła mi palce we włosy.

– Ponieważ moje serce jest nieobliczalne i nie mogę na nim polegać – dokończyła.

Nasze usta dzielił zaledwie jeden oddech. Milczeliśmy, ale opustoszały hol aż tętnił od niewypowiedzianych pragnień i skrywanych nadziei.

– Pearl, nie ma w tobie nic nieobliczalnego – wyszeptałem. Gdy przyciągnąłem ją do siebie, ufność, z jaką do mnie przylgnęła, wydała mi się znajoma, a zarazem zupełnie do niej niepodobna.

– Powinnam posłuchać głosu rozsądku. – Odsunęła się o krok, ale nie odchodziła. – Muszę zawierzyć rozumowi.

Gdy oparła się o ścianę, przysunąłem się do niej i chwyciłem ją w talii.

– Ale co powiedziałoby twoje serce? – drążyłem, muskając ustami ucho; malutki diamentowy kolczyk delikatnie zadrapał mnie w wargę. – Ponieważ powinnaś dopuścić je do głosu.

– Cord…

Nie wiem, czy to ona poruszyła się pierwsza, czy zrobiłem to ja, ale w następnej sekundzie nasze usta złączyły się, a języki splotły dokładnie tak, jak to sobie wymarzyłem. Całowaliśmy się łapczywie, moje ciało reagowało na każde, nawet najdelikatniejsze muśnięcie miękkich warg. Chwyciła się moich ramion tak kurczowo, jakby naprawdę mnie pragnęła.

– Nie odchodź – mruknąłem. Przycisnąłem dłoń do jej pleców i przyciągnąłem ją mocniej. Zakołysała biodrami, ocierając się o moją erekcję. – Zostań ze mną – jęknąłem pożądliwie. Zasypałem pocałunkami jej policzek, po czym znów odnalazłem jej usta. Ująłem ją za kark i długo nie puszczałem.

Gdy pocałowała mnie głęboko, wsuwając palce w moje włosy, uznałem to za niemą zgodę. Jednak po chwili się odsunęła, otwierając szeroko oczy; żyły na jej szyi tętniły przyspieszonym pulsem.

– To zbyt ryzykowne – oznajmiła.

Gdy sięgnęła za siebie i wezwała windę, poczułem się tak, jakbym dostał obuchem.

– Co? Nie. Nie rozumiem – wystękałem. Serce łomotało mi głośno; gwałtownie pokręciłem głową, jakbym za pomocą tego banalnego gestu jakimś cudem był w stanie cofnąć czas.

Kiedy drzwi za nią się otworzyły, chciałem ją objąć i pocałować, ale zrobiła unik.

– Cord, gdybym mogła pójść za głosem serca, zrobiłabym to. Dla ciebie. – Cofnęła się dwa kroki i weszła do kabiny.

– Ale… ale przecież możesz to dla mnie zrobić. – Żałowałem, że nie mam natury wojownika, bo powinienem o tę kobietę zawalczyć. Pragnąłem zatrzymać ją przy sobie, ale byłem tak otumaniony jej pocałunkami, że nie potrafiłem zebrać myśli. – Możesz posłuchać głosu serca.

– Nie tego mi trzeba. Nie chcę… Nie mogę. Wiesz, że nie mogę. – Gdy drzwi zaczęły się zamykać, rzuciła jeszcze: – Ale uwierz mi, że bardzo bym chciała.

Gdy mój mózg wreszcie zsynchronizował się z ciałem, skoczyłem przed siebie na oślep; niestety drzwi się zamknęły. Zostałem sam w pustym holu ze śladem jej pocałunku na ustach, w pełnej gotowości, żeby za nią pobiec i jednak zawalczyć o nas. Mimo to nie ruszyłem się i tak czekałem, wstrzymując oddech w nadziei, że zmieni zdanie i zaraz wróci tu windą.

Stałem dłuższą chwilę, wpatrując się w swoje zniekształcone odbicie w drzwiach windy, zanim postanowiłem, że już nigdy więcej nie będę na nikogo tak czekał i nigdy nie postawię się w sytuacji, której bym nie chciał.

ROZDZIAŁ 2

Pearl

Obecnie

Gdy zerknęłam na telefon, cieniutka złota bransoletka na moim nadgarstku błysnęła, a łańcuszek ułożył się wzdłuż czterech gwiazdek wytatuowanych po wewnętrznej stronie przegubu.

Shea: Pokaż sukienkę.

Pearl: Nie mam zamiaru robić sobie selfie. To mój pierwszy, ważny firmowy event.

Shea: Na pewno wyglądasz mega seksownie.

Pearl: Nie takie są moje cele. Idę do pracy.

Shea: Twoje cele powinny być bardziej kreatywne. Na szczęście masz mnie.

Wygładziłam śliską satynę długiej wieczorowej sukni, po czym wsunęłam telefon do kopertówki i zamknęłam ją z cichym kliknięciem. Nagły powiew chłodnego powietrza z klimatyzatora omiótł moje wydekoltowane plecy; zadrżałam i ściągnęłam łopatki. Stanęłam na progu zatłoczonej sali bankietowej. Omiotłam wzrokiem liczne grono elegancko ubranych ludzi, którzy wspierają lub sponsorują naszą fundację.

Na przeciwległym końcu sali Ellie Dawson zaśmiewała się z trzema osobami po siedemdziesiątce. Obie rozpoczęłyśmy pracę kilka tygodni wcześniej. Zdawałam sobie sprawę, że niebawem będziemy rywalizować o awans na stanowisko dyrektorki, gdy tylko aktualna szefowa działu przejdzie na emeryturę. Po pięciu latach spędzonych w Kalifornii wróciłam do Chicago, aby podjąć wymarzoną pracę i zostawić nieodpowiedniego mężczyznę. Zważywszy na to, że właśnie wymarzona praca przywiodła mnie na Zachodnie Wybrzeże, obecny zwrot akcji zakrawał na niezłą ironię losu. Zdecydowałam się na ten krok, choć decyzja o wyjeździe wiele mnie kosztowała, a teraz całą swoją uwagę przekierowałam na OurCode. Pokonałam wiele przeszkód, żeby znaleźć się w tym miejscu. Dzisiejsza gala stanowiła istotny i nieodzowny etap mojej ścieżki zawodowej, dlatego nie mogłam sobie pozwolić, aby cokolwiek mnie rozproszyło.

Zerknęłam na agendę wieczoru – chciałam przypomnieć sobie, z kim powinnam porozmawiać, zgodnie z ustaleniami poczynionymi przed uroczystością. Fundację OurCode powołano w celu zachęcenia młodzieży ze zmarginalizowanych środowisk do rozwijania zainteresowań programowaniem i podejmowania pracy w branży technologicznej. Tak jak inne tego typu organizacje, miała mocne poparcie sektora IT i cieszyła się ugruntowaną dobrą reputacją. Każda z zaproszonych osób zapłaciła tysiąc dolarów za wstęp i zamierzała przeznaczyć dodatkowe środki na wsparcie naszej fundacji, aby zapewnić więcej możliwości rozwoju większej liczbie podopiecznych. Dalsza ekspansja była priorytetem dla zarządu fundacji i mojej szefowej Kendry. Przyjęcie charytatywne miało natomiast zapewnić start naszym nowym inicjatywom. Uważnie rozejrzałam się po sali, wypatrując Kendry. Jej nieobecność mocno mnie zastanawiała.

– Pearl, mogę cię na chwilę prosić? – Prezes zarządu OurCode trącił mnie w łokieć. Kevin miał na sobie smoking; jedyną rysą na jego nieskazitelnym wizerunku była głęboka zmarszczka między brwiami.

Kevin – moja osoba przełożona – pełnił również funkcję dyrektora generalnego Kaleidescape, firmy zajmującej się cyberbezpieczeństwem, której akcje gwałtownie zyskały na wartości. A jednak, mimo tego sukcesu, wydawał się nieswój.

– Jasne – przytaknęłam.

Skinął na Ellie i we troje udaliśmy się w róg sali bankietowej, gdzie od razu przeszedł do rzeczy, nie bawiąc się w uprzejmości.

– Kendra dziś do nas nie dołączy – oznajmił sucho.

Ellie zastygła. Ta wiadomość ją zszokowała, podobnie jak mnie.

– Co?! Dlaczego?! – wypaliłyśmy jednocześnie.

– Nie mogę ujawniać okoliczności jej dymisji przez wzgląd na przepisy, ale chciałem was poinformować, że Kendra ustąpiła ze stanowiska w OurCode ze skutkiem natychmiastowym – mówił tak cicho, że obie nachyliłyśmy się do niego, żeby cokolwiek usłyszeć.

– Sama się zwolniła? – Ellie pokręciła głową z niedowierzaniem, jakby jej mózg bronił się przed przyswojeniem tych wstrząsających rewelacji.

– Kendra nie jest już częścią zespołu – uciął Kevin ze zniecierpliwieniem, jasno dając nam do zrozumienia, że uznał temat za zamknięty.

Zanim zabrałam głos, z rozmysłem zaczerpnęłam tchu, ponieważ tłum zgromadzony za naszymi plecami sprawił, że nagle ogarnęła mnie klaustrofobia.

– Sprosiliśmy tu setki osób po to, aby poinformować o naszych nowych inicjatywach. Wszystko zostało zaplanowane w oparciu o wystąpienie Kendry. Jak z tego wybrniemy? – Przed oczami stanęły mi szczegółowe plany, nad którymi pracowaliśmy od tygodni: przemówienie cyzelowane z takim mozołem, długie godziny spędzone na wyborze właściwych sformułowań i optymalnego ujęcia naszych celów strategicznych.

– Jedna z was musi ją zastąpić – stwierdził Kevin. Z jego miny jasno wynikało, że wiele by dał, aby stąd zniknąć.

– To raczej wzbudzi podejrzenia – odparła Ellie. – A może ty, jako prezes, byś się tego podjął?

Puścił jej pytanie mimo uszu.

– Żadna z was nie zna szczegółów wystąpienia Kendry?

Odkleiłam spocone dłonie od sukienki.

– Przygotowywałam tekst, ale… – Poczułam, że mnie mdli.

– Dobra, Pearl, zostawiam tę sprawę tobie. W poniedziałek ustalimy, co dalej. Dasz sobie radę, prawda?

Zerknęłam na Ellie, spodziewając się, że wkroczy do akcji i przejmie inicjatywę, ale ona dosłownie cofnęła się o krok, więc znów spojrzałam na Kevina.

– Jasne, ale czy nie byłoby lepiej oddelegować do tej roli któregoś z członków zarządu? – Albo kogokolwiek innego, kogo nie paraliżuje perspektywa wystąpień publicznych, dodałam w duchu.

Kevin uniósł wzrok, uśmiechnął się do kogoś, po czym ponownie ściągnął usta.

– Jestem pewien, że doskonale sobie poradzisz. – Pomachał komuś na powitanie. – Później się zgadamy. A teraz pozwólcie, że was przeproszę.

Gdy odszedł, zapadła niezręczna cisza. Ellie wbiła we mnie oczy w osłupieniu.

– Co tu się dzieje, do jasnej cholery?

Nic takiego, poza tym, że właśnie zostałam wytypowana, aby przemawiać do kilkuset osób, ponieważ nasz szef nagle zniknął, pomyślałam. Ponownie zaczerpnęłam tchu; nie mogłam pozwolić na to, żeby poniosły mnie nerwy, nie w tym miejscu, a już na pewno nie w tej chwili.

– Jesteś pewna, że to udźwigniesz? – zapytała Ellie z wyraźnym powątpiewaniem, a ja zdałam sobie sprawę, że już nie czas na rozważania.

Wcale nie byłam pewna, czy podołam, ale jej ton mnie zirytował.

– Nie mam wyboru – odparłam. Zresztą nie przypominam sobie, żebyś ty się do tego rwała, dodałam w myślach sarkastycznie.

Uśmiechnęłam się lekko i zerknęłam na scenę, czy nie ma tam gdzieś notatnika, który zawierał wydruk dzisiejszego przemówienia z materiałami referencyjnymi. Zresztą było w nim wszystko, co powinnam wkuć na pamięć, zanim stawię czoło masie słuchaczy i paraliżującemu lękowi. Niechętnie zostawiłam Ellie, żeby zajęła się zabawianiem gości, i poszłam się przygotować.

Dopiero gdy usiadłam za kulisami, dopuściłam do siebie panikę. Teraz, kiedy zostałam sama, nie musiałam już udawać, że jestem ze stali. Nie należę do osób, które opuszczają gardę w pracy, a tym bardziej nie zamierzałam tego robić tuż po objęciu nowej funkcji. Pozwoliłam sobie na to tylko raz, gdy pracowałam w FitMi, ale nawet wtedy odsłoniłam się wyłącznie przed jedną osobą.

Przed oczami stanęła mi twarz Corda. Miał bursztynowe oczy i długie rzęsy – za które wielu dałoby się zabić – zawsze odrobinę za długie włosy wpadały mu do oczu, kusząc mnie, abym je odgarnęła, a niesforne kosmyki wręcz błagały, żebym wsunęła w nie palce. Gdyby moje życie potoczyło się inaczej, Cord byłby dla mnie idealnym mężczyzną. Obiecał mi pewnego dnia, że jeśli kiedykolwiek stanę przed jakimś wyzwaniem, a on akurat będzie wtedy w pobliżu, da mi znak. Spojrzał mi w oczy i poprosił, żebym zwracała się bezpośrednio do niego, a on się do mnie uśmiechnie. Upiłam łyk wina, rozpromieniając się na te wspomnienia. Cord święcie wierzył w to, że jeżeli kiedyś przyjdzie mi stanąć na scenie, on zdoła mnie wesprzeć. To było w czasach, gdy w rzadkich chwilach pozwalałam sobie snuć fantazje o nas jako parze. Puszczałam cugle wyobraźni tylko wtedy, gdy miałam dość czasu, aby w porę poskromić swoje serce i wyobraźnię. Zanim pojawiła się realna możliwość, która postawiła mnie przed koniecznością dokonania wyboru. I zanim podjęłam decyzję.

Był moją osobą szefującą, ale też przyjacielem. Pewnej nocy uległam pokusie, aby odgarnąć mu włosy z czoła, i niewiele brakowało, by połączyło nas coś więcej. A teraz znowu nic nas nie łączyło i nie rozmawialiśmy ze sobą od lat. Gdy przymknęłam oczy, do moich uszu dobiegły strzępy rozmów i donośne salwy śmiechu. Wszyscy będą się na mnie gapić, pomyślałam ze zgrozą. Fala gorąca uderzyła mi do głowy, a sukienka niespodziewanie wydała się za ciasna. Nie miałam jednak wyboru – nie mogłam powiedzieć Kevinowi, że nie dam rady albo że zjadła mnie trema.

Otworzyłam oczy, zaczęłam z uwagą czytać treść przemówienia, chociaż nie było ku temu potrzeby. W końcu własnoręcznie je napisałam i w zasadzie znałam je na wyrywki. Nie miałam pojęcia, jak potoczą się losy fundacji po odejściu Kendry, ale po trzech tygodniach w nowej pracy nie zamierzałam stać się jej najsłabszym ogniwem. Byłam pewna, że w skrytości ducha Ellie liczyła na to, że zaliczę wpadkę, co znacznie umocniłoby jej pozycję. Nie ma mowy, postanowiłam. Dziś nie zamierzam do tego dopuścić.

Światła przygasły, a gdy goście zaczęli zajmować miejsca, w sali ponownie zapanował zgiełk. Wyobraziłam sobie morze czarnych smokingów, upstrzonych barwnymi plamami wielokolorowych sukien i pastelową satyną, przepływające z wolna między stolikami. Po krótkiej rozmowie z uczniem, którego miałam zaanonsować, przygładziłam włosy, upewniając się, że wszystko jest okej, po czym położyłam dłoń na brzuchu i wzięłam kolejny powolny oddech.

Drżącymi palcami kurczowo chwyciłam za notatnik, a wspomnienie przydługich kosmyków i niskiego głosu Corda ponownie zawładnęło moim umysłem.

Postanowiłam nie wypraszać go ze swoich myśli – mimo że na co dzień dbałam o to, abyśmy nie wchodzili sobie w drogę – i wkroczyłam na scenę.

ROZDZIAŁ 3

Cord

 

– Dziękuję, że zgodziłaś się mi towarzyszyć – powiedziałem.

Weszliśmy do windy, a Abby uśmiechnęła się, spoglądając na mnie przez obnażone ramię.

Oboje wpatrywaliśmy się w swoje telefony, aż mój wzrok przyciągnęły świetliste błyski bijące od cekinowej sukienki. Precyzja ruchów i wdzięk, z jakim Abby schowała komórkę do torebki, przywiodły mi na myśl kogoś z dawnych czasów. Obie inteligentne i zabawne. Ale choć z Abby widywałem się od kilku miesięcy, nie zawładnęła moim sercem tak, jak niegdyś Pearl. Doceniałem ten stan. To wyzwalające móc nie stracić dla kogoś głowy. Właśnie dlatego wiele lat wcześniej postanowiłem, że nigdy więcej do tego nie dopuszczę. Gdy do kabiny wsiadła kolejna para, nachyliłem się do Abby.

– Wpadniesz do mnie dziś wieczorem? – zapytałem przyciszonym głosem.

– Być może. Jutro rano mam jogę – oznajmiła, po czym zagadnęła znajomą w fioletowej sukni i splotła swoje palce z moimi palcami.

Spotykaliśmy się i sypialiśmy ze sobą od kilku miesięcy, dlatego nie było w tym geście nic szczególnie intymnego, lecz poczułem coś na kształt zobowiązania, a tego nie miałem w planach. Zrezygnowałem po ostatnim rozstaniu.

Uchwyciłem swoje odbicie w lustrze. Z ręką w kieszeni i w smokingu ledwo się rozpoznałem.

Z Abby u boku wyglądałem jak ktoś, kto na bankietach czuje się jak ryba w wodzie, a nie jak osoba, która marzy, żeby taki wieczór jak najszybciej dobiegł końca. Przyglądałem się lustrzanemu odbiciu pod każdym możliwym kątem, puszczając mimo uszu toczącą się rozmowę. Mimo że od dnia rozstania upłynęło blisko pięć lat, nie zdarzyło mi się wejść do windy i nie pomyśleć o Pearl. Oczami wyobraźni zobaczyłem jej szpilki, uwydatniające smukłość nóg, i poczułem subtelny zapach jej perfum. Już dawno pogodziłem się z losem i odrobiłem tę trudną lekcję, ale ilekroć przekraczałem próg windy, niechciane wspomnienia powracały ze zdwojoną mocą.

– Ziemia do Corda? – Abby szturchnęła mnie z uśmiechem. Drzwi rozsunęły się, a pozostałe dwie pary ruszyły przed siebie, w kierunku odgłosów dochodzących z sali balowej.

– Przepraszam.

Abby wsunęła mi rękę pod ramię i oznajmiła żartobliwym tonem:

– Nalegam, żebyś przestał myśleć o pracy. Zrób sobie wolny wieczór.

Jej przypuszczenia, choć niecelne, miały swoje uzasadnienie. Praca bezustannie zaprzątała moje myśli, nawet gdy zajmowałem się czymś, co sprawiało mi przyjemność. Nawet gdy spędzałem czas z Abby. Pod tym względem byliśmy podobni i dlatego tak świetnie się dogadywaliśmy.

– Jasne. Oczywiście. Przepraszam, Ab.

Kiedy weszliśmy do zatłoczonej sali, w tle rozbrzmiała jazzowa aranżacja szlagieru Fly Me to the Moon.

Abby od przeszło roku udzielała się wolontariacko w Our­Code, mentorując dzieciakowi zainteresowanemu programowaniem. Od miesięcy namawiała mnie, żebym i ja przystąpił do programu, aż w końcu dopięła swego i wysłałem zgłoszenie. Przeszedłem wstępną weryfikację, ale dotąd nie udało mi się ukończyć szkolenia – nie miałem na to czasu, poza tym nie przepadałem za nastolatkami, nawet gdy sam miałem kilkanaście lat.

Odruchowo przeczesałem włosy, żeby odgarnąć je z czoła, choć od dawna strzygłem je na krótko i układałem do tyłu. Rozglądając się, zwalczyłem odruch wepchnięcia rąk do kieszeni. Nawiązywanie kontaktów i pogawędki przy drinkach stanowiły obecnie nieodłączną część mojego zawodowego życia. Na szczęście Abby miała wprawę w small talku. Zręcznie meandrowała między jedną grupką a drugą, przedstawiając mnie, a następnie inicjując konwersację. Na podwieszanych telebimach wyświetlano zdjęcia dzieciaków objętych programem fundacji wraz z inspirującymi cytatami. Brak kobiet oraz osób kolorowych w sektorze IT bynajmniej nie był dla mnie niczym nowym. Zanim objąłem stanowisko kierownicze, wiele lat przepracowałem w branży – zazwyczaj w towarzystwie samych facetów, z których każdy wyglądał tak jak ja.

– A Cord jest… – Gdy głos Abby przedarł się do moich myśli, odwróciłem się gwałtownie w stronę rozmówców. Rzuciła mi jedno ze swoich karcących spojrzeń i jasno dała do zrozumienia, że powinienem się skupić. – Cord jest twórcą aplikacji treningowej FitMi – dodała Abby, spoglądając badawczo na zgromadzone przy nas osoby.

Przytaknąłem z uśmiechem, zgodnie z tym, czego ode mnie oczekiwano.

– Zgadza się, to ja we własnej osobie.

– Od dawna próbuję namówić go do współpracy z OurCode, prawda, kotku?

Nie znosiłem tych czułych słówek, a krawat niespodziewanie zaczął uwierać mnie w szyję. To pieszczotliwe określenie padło w ostatnim czasie już kilkukrotnie, co mi uzmysłowiło, że powinienem jak najszybciej zakończyć tę relację, zanim sprawy przybiorą poważniejszy obrót.

– Owszem – odparłem.

Cała trójka zakrzyknęła chóralnie „Tak!”, „Powinieneś!”; uśmiechnąłem się z zakłopotaniem, dopóki ponownie nie zajęli się rozmową. Żadne z nich chyba jednak nie zauważyło mojego skrępowania. Zacząłem liczyć kasetony na podwieszanym suficie, gdy z zamyślenia wyrwało mnie klepnięcie w ramię.

– Matthews, tak myślałem, że to ty. Mignąłeś mi przy wejściu.

– Hej, stary. Jak się masz? – Uścisnąłem dłoń Kevinowi Corbinowi.

Zaczęliśmy swoją przygodę z IT mniej więcej w tym samym czasie, jako dwóch młodych programistów na samym dole zawodowej hierarchii. Nie łączyły nas przyjacielskie relacje, ale od czasu do czasu chodziliśmy razem na piwo, a w pracy utrzymywaliśmy życzliwe stosunki. Jeszcze niedawno wydawało się niepojęte, że spotkamy się na podobnej imprezie.

– Mogę cię na chwilę prosić?

Odeszliśmy na bok.

– Masz ochotę na drinka? – Kevin wzniósł szklaneczkę szkockiej.

Machnąłem ręką.

– Nie, dziękuję. Co jest?

– Pamiętasz, jak wziąłem na siebie odpowiedzialność za problemy z projektem FreeWall?

Na samo wspomnienie parsknąłem śmiechem. Pracowaliśmy wtedy w czteroosobowym zespole i jednomyślnie podjęliśmy szereg ryzykownych decyzji, które ostatecznie okazały się nieopłacalne i szkodliwe w skutkach. Corbin zebrał cięgi, gdy ekipa zarządzająca projektem zjechała nas za katastrofalną strategię, zrodzoną z nadmiernej pewności siebie i chybionych marzeń o chwale.

– Postanowiłeś w końcu wyrównać rachunki?

Upił łyk i przytaknął.

– Żebyś wiedział. Chciałbym, abyś dołączył do zarządu. – Zamaszystym gestem objął całą salę.

Podążyłem wzrokiem za jego dłonią, jakbym dzięki temu mógł uzyskać więcej informacji.

– Masz na myśli zarząd OurCode? Skąd ten pomysł?

– Niech to zostanie między nami, dobrze?

Przytaknąłem.

– Jasne.

– Po południu musieliśmy zażądać natychmiastowej rezygnacji jednej z grona dyrektorów. Pieprzyła się z członkiem zarządu.

– No, no. Zwolniłeś ją w trybie natychmiastowym?

– Pojawiły się… dodatkowe przesłanki, które wzbudziły moją czujność. Ta sprawa wyjdzie na jaw i to zapewne już niebawem. Potrzebuję kogoś zaufanego, aby zyskać gwarancję, że przebrniemy przez to bez szwanku.

Spojrzałem na zafrasowaną twarz kolegi, a w jego oczach dostrzegłem znużenie. Chciałem mu pomóc, ale nadęta atmosfera, którą dało się wyczuć w sali, sugerowała, że to nie dla mnie.

– Och, kurczę. Ale ja… Wybacz, naprawdę nie mam na to czasu.

Kevin potarł podbródek wierzchem dłoni.

– Wiem, dlatego błagam cię o to na kolanach. – Uśmiechnął się, ściszając głos. – Z PR-owego punktu widzenia taki ruch byłby dla ciebie na wagę złota. Szum medialny po tym, jak okrzyknięto cię najlepszą partią w branży IT, zapewne już ucichł, prawda? Chociaż widzę, że jeśli chodzi o sprawy sercowe, radzisz sobie doskonale. – Gdy wskazał na Abby, pożałowałem, że jednak nie wziąłem drinka.

– Błagam, nie przypominaj mi o tym – stwierdziłem ze śmiechem.

To był pierwszy i ostatni raz, kiedy dałem się namówić ludziom z działu komunikacji FitMi na wywiad dotyczący mojego życia osobistego. Chociaż trzeba przyznać, że ta jedna publikacja wystarczyła, aby moje notowania znacznie wzrosły. Zaledwie w ciągu kilkunastu godzin z nieszczęśliwie zakochanego pustelnika, zafiksowanego na Pearl, zmieniłem się w faceta, który postanowił zamknąć ten rozdział i otworzyć się na nową znajomość. A potem na kolejną. I tak dalej. Moja emerytowana sąsiadka powiedziała mi, że po lekturze wywiadu doszła do wniosku, że jestem typowym seryjnym monogamistą. Tak naprawdę jednak bezskutecznie goniłem za dawnym hajem i zajęło mi trochę czasu, zanim zdałem sobie sprawę, że nie tędy droga. Przez ostatnie kilka lat wchodziłem w niezobowiązujące układy, podobne do tego, który łączył mnie i Abby. Na luzie. Bez zobowiązań. I bez ryzyka, że zrujnuję sobie życie albo że zadurzę się w kimś bez pamięci.

Gdy się zastanawiałem, jak wymigać się od prośby Kevina, w sali rozbłysły światła, a tłum zaczął przesuwać się w stronę stolików. Abby pomachała mi i wskazała na puste krzesło obok siebie.

– Muszę cię przeprosić. – Kevin poklepał mnie po ramieniu, po czym kiwnął do kogoś po przeciwległej stronie sali. – Przemyśl to, dobrze? Odezwę się do ciebie pod koniec tygodnia.

Rozeszliśmy się, a ja ruszyłem w kierunku mojego stolika, głowiąc się nad tym, jak odmówić. Nie miałem czasu na dodatkowe obowiązki, a już z całą pewnością nie zamierzałem dołączać do organizacji zmagającej się ze skandalem.

Gdy przygasły światła, na scenie pojawił się Kevin. Przedstawił się i pokrótce opisywał dzieje programu mentorskiego OurCode, ilustrując przemówienie pokazem slajdów. Zacząłem zastanawiać się nad potencjalnymi wymówkami – w FitMi rozszerzaliśmy ofertę naszych programów i usług. Ponadto w moim domu wciąż trwał remont. Zresztą Kevin powinien rozważyć współpracę z kimś, kto nie będzie kolejnym białym mężczyzną na tym stanowisku. Jeśli zależało mu na poprawie wizerunku, na dłuższą metę taki wybór dobrze by się przysłużył OurCode. Łamałem sobie głowę, co mógłbym powiedzieć, żeby go spławić, i kogo mu polecić na swoje miejsce.

W sali rozległy się brawa. Kevin wycofał się ze sceny, a gdy zza kulis wyszła prelegentka wieczoru, zastygłem. Mój wzrok padł na zarys kształtnej łydki, która co i raz wyłaniała się zza rozcięcia sukienki. W pomieszczeniu rozległ się głos Pearl. Nie mogłem w to uwierzyć. Stała tuż naprzeciwko mnie. Natychmiast przypomniałem sobie chwilę, gdy zobaczyłem ją po raz pierwszy. Już wtedy, w tamtej windzie, miałem przeczucie, że nic nie będzie takie samo, a upływ lat tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że tamten moment bezpowrotnie mnie odmienił.

•••

koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji

Warszawskie Wydawnictwo Literackie

MUZA SA

ul. Sienna 73

00-833 Warszawa

tel. +4822 6211775

e-mail: [email protected]

Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl

Wersja elektroniczna: MAGRAF sp.j., Bydgoszcz