9,99 zł
Antonietta Ricci wraca po pięciu latach na Sycylię i podejmuje pracę fizjoterapeutki w położonym na uboczu hotelu. Dostaje specjalne zadanie zadbania o wyjątkowego gościa. Louis Dupont, który uległ wypadkowi narciarskiemu, przybył tu z armią ochroniarzy, by z dala od mediów dojść do zdrowia. Antonietta nie docieka, kim naprawdę jest Louis. Ulega jego urokowi, nie spodziewając się, jaki skandal wywoła…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 151
Carol Marinelli
Miłosny zamęt
Tłumaczenie: Filip Bobociński
HarperCollins Polska sp. z o.o. Warszawa 2021
Tytuł oryginału: Secret Prince’s Christmas Seduction
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2019
Redaktor serii: Marzena Cieśla
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
© 2019 by Carol Marinell
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2021
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A
www.harpercollins.pl
ISBN 978-83-276-7467-8
Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek / Woblink
– Dzięki, ale naprawdę liczę, że Boże Narodzenie spędzę z rodziną. – Gdy tylko zdała sobie sprawę, że mogło to zostać odebrane jako brak wdzięczności, Antonietta natychmiast przeprosiła.
– Rozumiem. – Aurora wzruszyła ramionami, pomagając Antonietcie się rozpakować. – Nie przyjechałaś przecież do Silibri, by spędzić święta z Messinami.
– Ale teraz przecież nazywasz się Caruso! – Uśmiechnęła się.
Cmentarz w wiosce Silibri, po którym Antonietta uwielbiała spacerować, zawierał wiele różnych nazwisk, ale było kilka szczególnie często się powtarzających. Caruso, Messina i Ricci do nich należały. Szczególnie Ricci.
Ród Riccich zamieszkiwał cały południowo-zachodni rejon Sycylii, ale Silibri stanowiło epicentrum jego występowania. Ojciec Antonietty, znany posiadacz ziemski i szef straży pożarnej, miał wiele koneksji i był powszechnie szanowany.
– Wiesz… – Urwała, by powiesić nieliczne ubrania, jakie posiadała. – Gdybym poślubiła Sylvestra, nie musiałabym nawet zmieniać nazwiska. I tak pozostałabym Antoniettą Ricci.
– Owszem. I żyłabyś z kuzynem jako swym małżonkiem, w domu na terenie twego ojca. Pewnie by jeszcze Sylvestra zatrudnił.
– Prawda… – Antonietta chciała coś jeszcze dodać, ale się wstrzymała.
Pięć lat temu uciekła w dniu ślubu – i to w dość spektakularny sposób. Wyszła przez okno sypialni, gdy jej ojciec czekał za drzwiami, by zaprowadzić ją do pełnego gości kościoła. Sylvester był popularny we wsi, do tego był częścią jej dalszej rodziny. Spotkały ją za to poważne reperkusje – rodzina całkowicie się jej wyrzekła. Nikt nie odpowiadał na jej listy i mejle, a matka rozłączała się, ilekroć Antonietta do niej dzwoniła, by przedstawić sprawę ze swojego punktu widzenia.
Przez cztery lata żyła i pracowała we Francji, lecz choć radziła sobie z językiem i zyskała tam przyjaciół, nigdy nie czuła się tam jak w domu. Powróciła więc do Silibri na ślub Aurory i Nica, lecz nie czekał na nią żaden komitet powitalny. Zamiast tego unikała jej zarówno bliższa, jak i dalsza rodzina.
Publiczne odrzucenie Sylvestra zostało odebrane jak odrzucenie całej rodziny, jej wartości i tradycji.
Po weselu Nica i Aurory znalazła zatrudnienie w należącym do Nica wielkim hotelu w Rzymie jako pokojówka. Rzym również nie był dla niej domem. Często zwierzała się przyjaciółce, jak tęskniła za Silibri.
Antonietta chciała podjąć ostatnią próbę pogodzenia się z rodziną, zaś Aurora zaproponowała jej rozwiązanie – mogła zatrudnić się jako pokojówka w nowo otwartym hotelu Nica w Silibri i przy okazji szkolić się na masażystkę fizjoterapeutkę. Nico odbudował i odnowił gmach starego klasztoru, który przypominał teraz raczej luksusowe sanatorium niż hotel. Szkolenie w tej placówce byłoby dla niej znaczącym osiągnięciem na ścieżce kariery.
Była to okazja, jakiej Antonietta nie zamierzała przegapić, lecz biorąc pod uwagę stopień wrogości, jaki budziła w lokalnej społeczności, trudno by jej było zamieszkać w wiosce. Aurora i na to miała gotowe rozwiązanie – posiadała mały kamienny domek na skraju klifu i udostępniła go przyjaciółce.
– Jakość połączenia internetowego tam jest koszmarna, do tego znajduje się on zbyt blisko lądowiska dla helikopterów, by wynajmować go gościom – wyjaśniła. – Dlatego pozostaje pusty.
– Obym nie musiała z niego długo korzystać – odparła Antonietta. – Gdy moja rodzina się dowie, że wróciłam i pracuję…
Urwała. Dostrzegła w oczach drogiej przyjaciółki takie samo powątpiewanie jak wtedy, gdy upierała się, by spędzić święta z rodziną.
– Antonietto?
Przygotowała się na rychłe pytanie przyjaciółki. Aurora była równie bezpośrednia, jak Antonietta skryta, lecz do tej pory ta pierwsza powstrzymywała się przed wytknięciem niewygodnych faktów.
– Minęło pięć lat, odkąd twoja rodzina z tobą rozmawiała…
– Zdaję sobie z tego sprawę – rzekła Antonietta. – Nie, żebym dawała im zbyt wiele okazji do rozmowy.
– Wróciłaś na moje wesele – zauważyła Aurora. – Zignorowali cię wtedy.
– Myślę, że po prostu byli w szoku. Nie spodziewali się mnie. Gdy się jednak dowiedzą, że wróciłam tu na stałe…
Aurora usiadła na łóżku, Antonietta nadal jednak stała. Nie miała ochoty odbyć nadchodzącej rozmowy.
– Minęły lata. – wytknęła Aurora. – Miałaś dwadzieścia jeden lat, gdy to się stało, niedługo skończysz dwadzieścia sześć! Może wreszcie czas, żebyś przestała znęcać się nad sobą?
– To zupełnie nie tak – odparła. – To było pięć cudownych lat. Podróżowałam, nauczyłam się nowego języka. Przez większość czasu moje życie jest cudowne. Czasem tylko…
Czasem.
Na przykład w chwilach, które powinno się spędzać z rodziną.
– Boże Narodzenie jest dla mnie szczególnie trudnym okresem – przyznała. – Wtedy właśnie brakuje mi ich najbardziej. I nie wierzę, by oni za mną nie tęsknili. Szczególnie matka. Chcę dać im tę jedną, ostatnią szansę…
– W porządku. A co z rozrywką? – naciskała Aurora. Rozumiem, że twoje życie to nie tylko krwi koryto, ale nic nigdy nie wspominałaś o przyjaciołach. Nie przypominam sobie też, żebyś kiedykolwiek powiedziała, że się z kimś umawiasz…
– Przecież sama nie spotykałaś się z nikim przed Nikiem – zaprotestowała Antonietta.
Zaśmiały się, ale momentalnie śmiech Antonietty zamarł. Miała bardzo dobry powód, by nie umawiać się na randki. Nie podzieliła się nim nawet z najbliższą przyjaciółką. Fakt, że Sylvester był jej kuzynem, nie był jedynym powodem, dla którego uciekła w dniu ślubu. Przerażała ją perspektywa nocy poślubnej.
Pocałunki Sylvestra były dla niej odstręczające, a brutalne, gwałtowne szwendanie się jego rąk po jej ciele przerażało ją. Jej niechęć do tych zalotów doprowadzała go do furii.
Pomysł, by uciec, przyszedł jej po raz pierwszy do głowy parę tygodni przed ślubem, gdy poznała pełnię grozy czasu spędzonego sam na sam z narzeczonym. Więcej niż kilka razy był bliski wzięcia jej siłą. Antonietta zmuszona była błagać go, by przestał, argumentując, że chce poczekać do nocy poślubnej.
– Frigida – rzucił do niej z wściekłością.
I może faktycznie była oziębła, pomyślała, ponieważ po dziś dzień sama myśl o zbliżeniu z mężczyzną powodowała u niej zimne dreszcze.
Wtedy próbowała podzielić się swymi obawami z matką, ta jednak powiedziała jej, że po ślubie jej powinnością jako żony będzie poświęcenie się „raz w tygodniu, by był zadowolony”.
Wraz ze zbliżającą się nocą poślubną w Antonietcie narastało uczucie grozy. I groza ta z nią została: powracała, ilekroć choćby pomyślała o całowaniu się z mężczyzną.
Żałowała, że nie była w stanie o tym porozmawiać z Aurorą, lecz jej przyjaciółka była tak pewna w sprawach własnej seksualności i tak szaleńczo szczęśliwa w małżeństwie, że zamiast się jej zwierzyć, Antonietta zachowała tę najmroczniejszą część własnej duszy wyłącznie dla siebie.
– Najwyższy czas choć trochę nacieszyć się życiem – naciskała Aurora.
– Zgadzam się. – Antonietta kiwnęła głową, choć nie do końca w to wierzyła. – Najpierw muszę dać rodzicom szansę, by mi wybaczyli.
– Co takiego mają ci wybaczyć? – zapytała oszołomiona. – Sylvester był twoim kuzynem. Chodziło im o to, by pieniądze zostały w rodzinie…
– Mimo to… – przerwała jej Antonietta. – Okryłam hańbą rodziców na oczach całej rodziny. Porzuciłem Sylvestra, gdy stał przy ołtarzu. Widziałaś zresztą, co się tam działo…
– Owszem…
W kościele niemal doszło do wielkiej bijatyki. Antonietty przy tym jednak nie było. Znajdowała się już wówczas w pociągu opuszczającym Silibri.
– Tęsknię za rodziną – wyznała szczerze. – Nie są idealni. Wiem to. Brakuje mi ich jednak w moim życiu. I nawet jeśli nie uda nam się pogodzić, czuję, że musimy się spotkać. Nawet jeśli to ma być ostatnie pożegnanie, chciałabym je usłyszeć w rozmowie twarzą w twarz.
– Cóż, gdybyś zmieniła zdanie, nasza oferta jest ciągle aktualna – odpowiedziała Aurora. – Nico i ja chcemy, by Gabe świętował swoją pierwszą Gwiazdkę w Silibri… – Jej głos zamilkł, gdy wyciągnęła pas szkarłatnej tkaniny z walizki Antonietty. – Jaki piękny. Skąd go masz?
– Z Paryża – odparła z uśmiechem i przesunęła z dumą dłonią po materiale. – Kupiłam zaraz po tym, jak tam przybyłam. – Było to pod koniec lata, właśnie napisała list do rodziców i liczyła na pojednanie z nimi. – Przechodziłam przez Place Saint-Pierre i natrafiłam na sklep z tkaninami.
Postanowiła uczcić swój dobry humor i pośród aksamitów i brokatów znalazła belę zachwycającego ciemnoczerwonego jedwabiu.
– Miałaś go od tak dawna i nic z nim nie zrobiłaś? – upewniła się Aurora, podczas gdy przyjaciółka schowała jedwab z powrotem w papier pakunkowy i umieściła go w dolnej szufladzie ciężkiej drewnianej komody. – Nie wolno ukrywać takiego cuda!
– Mogłabym zrobić z niego poszewki na poduszki.
– Poszewki?! – jęknęła ze zgrozą. – Ten materiał zasługuje na przemianę w suknię, która zachwyci świat!
– Doprawdy? A kiedy niby miałabym ją założyć?
– W ostateczności mogą cię w niej złożyć do trumny – rzuciła Aurora z typowym, sycylijskim czarnym humorem. – Daj mi ten jedwab, już ja coś z niego uszyję.
Aurora była genialną szwaczką i niewątpliwie zrobiłaby coś pięknego, ale Antonietta ociągała się, niechętnie oddając tkaninę.
– Pozwól, że cię zmierzę – rzuciła.
I tak, zamiast się rozpakowywać, Antonietta stała w samej bieliźnie, zawstydzona i onieśmielona. Trzymała w górze długie, proste czarne włosy, gdy Aurora drobiazgowo sprawdzała jej wymiary.
– Aleś ty szczupła – zawołała. – Twoja talia ma grubość mojego uda.
– Gadanie!
Przyjaciółki były swoimi przeciwieństwami. Aurora miała obfite krągłości i wprost emanowała pewnością siebie, podczas gdy Antonietta była wycofana i szczuplutka niczym cień, który rzucała na kamienną ścianę. Wieczór był raczej przyjemnie chłodny niż zimny, lecz czas nieubłaganie gnał ku zimie. Antonietta zadrżała, gdy Aurora powoli i starannie robiła przymiarki. Antonietta postanowiła ją ponaglić.
– Nico zaraz powinien po ciebie przybyć – ostrzegła.
Podczas gdy Aurora pomagała przyjaciółce urządzić się w domku, on doglądał hotelu, ale już wkrótce wraz z żoną polecą helikopterem z powrotem do ich rezydencji w Rzymie.
– Nie zamierzasz wpaść do rodziców, zanim odlecisz?
– Unikam ich – mruknęła Aurora, przewracając oczami. – Czy uwierzyłabyś, że chcą, by Nico zatrudnił mojego leniwego brata w charakterze głównego ogrodnika Starego Klasztoru?
Antonietta zaśmiała się.
– To nie żart. Mój brat to próżniak równie beznadziejny, jak i twój, ale teraz, gdy Nico wziął mnie za żonę, tamten ubzdurał sobie, że Nico winien mu jest pracę.
– Mam nadzieję, że Nico nie czuł się zobligowany, by mnie zatrudnić…
– Nie bądź niedorzeczna – ucięła Aurora. – Ciężko pracujesz i Stary Klasztor zyska na takim pracowniku jak ty.
Nawet jeśli, to i tak wyświadczyli jej wielką przysługę, udostępniając ten domek.
Dźwięk śmigłowca Nica sprawił, że Aurora wyjrzała przez okno.
– Już czas. – Pocałowała przyjaciółkę w oba policzki i mocno ją przytuliła. – Powodzenia w nowym miejscu pracy i do zobaczenia na Wigilii. O ile nie spotkamy się wcześniej. Mówię poważnie, Antonietto. Jeśli nie dogadasz się z rodziną, zapraszamy cię serdecznie.
– Dziękuję – odparła. – Do świąt jeszcze parę miesięcy. Sporo czasu, by poukładać swoje sprawy.
– Poradzisz sobie? Jesteś tu nieco osamotniona…
– Poradzę sobie – uspokoiła ją. – Dziękuję za wszystko.
Nico nie wszedł do domku. Zamiast tego udał się wprost do helikoptera. Antonietta obserwowała przez okno, jak Aurora dołącza do niego. Oboje cieszyli się na powrót do Rzymu i małego Gabe’a, który wkrótce skończy roczek. Była zadowolona, że jej nie odwiedził. Wkrótce zacznie tu pracę i nie chciała, by jej współpracownicy myśleli, że ma dostęp do ucha szefa, bo przyjaźni się z jego żoną.
Gdy jednak Aurora sobie poszła, poczuła się nieprzyjemnie samotna.
Domek był pięknie wyposażony. Miał nowoczesną kuchnię i przytulny salonik. Krążyła po nim nie po to, by podziwiać wykończenie i umeblowanie, lecz by napawać się oszałamiającym widokiem zza okien. Z sypialni widziała ocean. Nie dostrzegała plaży, lecz spienione fale rozbijające się o nabrzeże. Mimo chłodnego wieczoru otworzyła okno i zatopiła się w dojmującej ciszy, jaka nastała wraz z odlotem Aurory.
Jestem w domu, powtarzała sobie.
Ale tak się nie czuła.
Po prawdzie, Silibri nigdy nie było dla niej domem.
Antonietta nigdy w życiu nie czuła, by gdziekolwiek przynależała.
Sześć tygodni później
Antonietta wstała na długo przed sycylijskim zimowym wschodem. Przez chwilę leżała w ciemnej sypialni niewielkiego kamiennego domku, wsłuchana w odgłos fal łamiących się na skałach. Dawniej mogło to pomagać tutejszym mnichom w medytacji, ale Antonietty nie było w stanie uspokoić.
Zostały zaledwie dwa tygodnie do Bożego Narodzenia, a od czasu powrotu nie udało jej się poczynić większych postępów w kontaktach z rodziną. Sytuacja raczej się pogorszyła. Ilekroć przybywała do wsi, towarzyszyły jej wrogie spojrzenia i mamrotane pod nosem obelgi. Gdy przyszła do rodzinnego domu, ojciec zatrzasnął jej drzwi przed nosem.
Dostrzegła jednak pełen bólu wzrok stojącej na korytarzu matki – zupełnie, jakby mamma chciała jej coś powiedzieć.
Właśnie dlatego Antonietta nie chciała się poddać.
Sylvester ożenił się i wyjechał ze wsi, więc istniało niewielkie ryzyko, że na niego wpadnie. Miło było spacerować po plaży i wzgórzach, jakie znała. W pracy szło jej niezwykle dobrze. Współpracownicy byli przyjaźni i pomocni, a szkolenia były pierwszorzędnej jakości.
Zaraz po prysznicu ruszyła do szafy wybrać swój uniform. Miała ich kilka. Gdy pracowała w Oratorium, zakładała biały, ale dziś sprzątała apartamenty, potrzebowała więc zwykłego stroju.
Gdy już miała wyjąć mundurek, jej palce musnęły najnowszy dodatek do jej szafy.
Aurora faktycznie była cudowną krawcową! Szkarłatna suknia dotarła wczoraj pocztą. Jednak tak jak Antonietta niechętnie oddała przyjaciółce materiał, tak i teraz czuła opór przed przymierzeniem gotowego stroju. Sukienka była odważna i zmysłowa, a Antonietcie brakowało tych cech.
Nie miała zresztą czasu dłużej podziwiać sukni. Niedługo zaczynała się jej zmiana, więc wyjęła uniform i ubrała się szybko.
Lniane stroje służbowe wyglądały oszałamiająco: wyrazista pomarańczowa barwa pasowała do jej oliwkowej skóry, a krój ubioru doskonale leżał na jej smukłej sylwetce. Antonietta nie nakładała makijażu ani w pracy, ani poza nią, więc jej przygotowania do wyjścia nigdy nie trwały długo. Starannie spięła włosy w kucyk i narzuciwszy kurtkę, ruszyła w kierunku Klasztoru.
Jej nieduży domek znajdował się kawałek drogi od głównego budynku. Mimo to spacer był przyjemny. Niebo przechodziło w granat, a ostatnie gwiazdy szykowały się do ustąpienia rychłemu światłu poranka. Nasycona solą bryza wiała od strony Morza Śródziemnego.
W Starym Klasztorze już o tej porze panowało ożywienie.
Dwóch mężczyzn w ciemnych garniturach przechadzało się po budynku, a Pino, główny konsjerż, wyglądał szczególnie wytwornie, gdy powitał ją ciepło:
– Buongiorno, Antonietta.
– Buongiorno, Pino – odparła.
– Mamy nowego gościa!
W hotelu było wielu gości, ale po obecności dodatkowej ochrony Antonietta zgadła, że nowo przybyły jest VIP-em.
Pino kochał plotkować i był zdecydowany ją wtajemniczyć.
– Mamy zwracać się do niego per signor Louis Dupont. Jednakże… – Postukał się znacząco w bok nosa. – Tak naprawdę to…
– Pino… – przerwała mu.
Uwielbiała go i zawsze przychodziła nieco wcześniej, by móc uciąć sobie z nim pogawędkę. Pino niedawno stracił ukochaną żonę, Rosę, po czterdziestu latach małżeństwa. Antonietta wiedziała, że tylko praca pozwala mu odegnać złe myśli. Jednakże tym razem stwierdziła, że nie chce być częścią jego szeptanego obiegu informacji.
– Jeśli życzy on sobie, by tak się do niego zwracać, to tyle mi wystarczy.
– W porządku – odparł i przypatrzył się jej uważnie. – Jak się miewasz, Antonietto?
– Jakoś się tu odnajduję – rzekła wzruszona, że mimo tylu rzeczy na głowie zainteresował się też nią. – A co u ciebie?
– Nie czekam na Boże Narodzenie. To Rosa zawsze sprawiała, że było ono magiczne. Był to jej ulubiony okres w roku.
– Co zatem zrobisz? Odwiedziesz córkę?
– Nie, w tym roku święta powinni spędzić u rodziny jej męża, więc powiedziałem Francesce, że zostanę w pracy. Uznałem, że to lepsze niż siedzenie samemu w domu. A co z tobą? Jakieś postępy w kontaktach z rodziną?
– Żadnych – przyznała. – Byłam pod domem kilka razy, ale nie chcieli ze mną rozmawiać, a moje podróże do wioski były niezbyt przyjemne. Chyba już czas zaakceptować to, że nie jestem tam mile widziana.
– Nieprawda – odrzekł Pino. – Nie każdy tam jest spokrewniony z Riccimi.
– Hm, czuję, jakby tak właśnie było.
– Dobrze sobie radzisz w pracy – zauważył.
– Prawda!
A to, że zaangażowała się w kurs fizjoterapeutyczny, było głównym powodem, dla którego Antonietta pozostała w Silibri po tym, gdy stało się jasne, że rodzina jej tu nie chce. Z każdą zmianą, zarówno w charakterze pokojówki, jak i podczas szkoleń, praca podobała jej się coraz bardziej. Była całkowicie odmienna od prac w barach i kawiarniach, z jakich utrzymywała się w Paryżu, wolała też spokojną naturę Silibri od rzymskiego zgiełku.
– Praca jest dla mnie wybawieniem – przyznała.
– Dla mnie też – zgodził się Pino.
Gdy weszła do delikatnie oświetlonego foyer, poczuła cudowny zapach świerku i przystanęła na moment, by się nim nacieszyć. Poza pięknym drzewem przybranym cytrusami nie było żadnych innych świątecznych dekoracji. Jak zauważył Nico, wielu gości przyjechało właśnie po to, by uciec przed świętami i nie życzyło sobie ciągłego przypominania o nich, ale Aurora, jak to ona, wymusiła przynajmniej choinkę.
Nadal jednak, pomyślała Antonietta, niezależnie od całej wspaniałości tego drzewa, był to tylko drobny akcent. Jakoś w ogóle nie czuła, by w Silibri święta się zbliżały.
Udawszy się do pomieszczenia dla obsługi, zostawiła torebkę i kurtkę, po czym poszła na poranne spotkanie prowadzone przez Marię, szefową pokojówek.
Francesca, kierownik regionalna, również była obecna o tak wczesnej porze. Obserwowała, jak pokojówki są informowane o przybyciu nowego gościa do Apartamentu Cesarskiego, najprzedniejszego ze wszystkich w hotelu.
Pracowników hotelu poinstruowano, że wszelkie zamówienia i opłaty dodatkowe zostaną dopisane do rachunku i nie należy zawracać nowemu gościowi głowy formalnościami.
– Obsługa signora Duponta ma mieć najwyższy priorytet – wcięła się Francesca. – W razie jakichkolwiek problemów macie je natychmiast raportować bezpośrednio do mnie.
Ach, dlatego właśnie przybyła tak wcześnie rano, pomyślała Antonietta. Zawsze bardzo się pilnowała przy Francesce. Antonietta lubiła ją, lecz ponieważ była ona bliską przyjaciółką jej matki, traktowały się z pewną rezerwą.
– Antonietto, dziś to twoja odpowiedzialność – Maria kontynuowała odprawę. – Gdy nie będziesz zajęta, możesz pomagać Chi-Chi przy pozostałych luksusowych apartamentach, ale signor Dupont ma mieć absolutne pierwszeństwo.
Apartamenty Cesarski, Gwiaździsty i Świątynny były niezwykle wystawne, a wśród wynajmujących je gości zdarzały się koronowane głowy, gwiazdy rocka odpoczywające po swych ekscesach czy światowej sławy aktorzy odzyskujący siły po kolejnych operacjach plastycznych.
Powodem, dla którego Antonietta tak świetnie nadawała się do tej pracy, była jej skryta natura. Doskonale odnajdywała się w uprzejmej, zdawkowej rozmowie. Wobec gości była bardzo grzeczna, choć nieco zdystansowana, a swoją pracę wykonywała doskonale i dyskretnie.
Na koniec odprawy Francesca odciągnęła Antoniettę na bok i podała jej pager od Apartamentu Cesarskiego. Przekazała jej też nieco więcej informacji.
– Signor Dupont zrezygnował z usług lokaja. Twierdzi, że chce prywatności i nie należy go niepotrzebnie niepokoić. Może uda ci się ustalić z nim, kiedy będzie najlepszy czas na oporządzenie jego apartamentu. Kwestie dostrojenia się do jego potrzeb zostawiam tobie. Poza tym signor Dupont może potrzebować pomocy przy wstaniu z łóżka. Jeśli…
– Nie jestem pielęgniarką – przerwała Antonietta. Jasno zaznaczała granice.
– Wiem o tym – odparła Francesca i posłała pokojówce wymuszony uśmiech. – Signor Dupont ma już pielęgniarkę, choć wydaje się dość drażliwy i powtarza, że jej nie potrzebuje. Gdyby jednak wymagał jej asysty, możesz przywołać ją pagerem. Muszę cię ostrzec, że jest strasznie posiniaczony.
– Rozumiem.
– Antonietto, pewnie nie powinnam ci mówić, kto to, ale…
– Zatem, proszę, nie mów – ucięła.
Dla niej sprawa była naprawdę prosta. Nie plotkowała ani też nie słuchała plotek. Obsługa hotelowa była wspaniała, ich plotki nigdy nie były złośliwe, a z całą pewnością nigdy nie docierały do mediów. Właśnie dlatego tak wielu znanych gości przybywało do hotelu.
– Nie chcę znać jego prawdziwego nazwiska – powiedziała. – Ponieważ mogłoby mi się przypadkiem wymsknąć. Powiedz tylko to, co muszę wiedzieć.
– W porządku. Ma własną ochronę, będziesz im musiała pokazać swój dowód tożsamości. Apartament wynajął do Wigilii. Jednakże z tego, co wiem, jest mała szansa, że wytrzyma tak długo.
– On umiera? – Antonietta spochmurniała.
– Skądże znowu! – Francesca wybuchła śmiechem. – Chciałam powiedzieć, że się wynudzi. Zażyczył sobie, by podano mu kawę dokładnie o siódmej.
– Zatem muszę już iść.
Francesca kontynuowała rozmowę, gdy obie szły w stronę kuchni.
– Skończyłam układać grafik – poinformowała ją. – Zapisałam cię na poranną zmianę w Boże Narodzenie.
Antonietta stanęła jak wryta. Już otwierała usta, by wyrazić protest, ale właśnie wtedy Francesca obróciła się ku niej i dziewczyna dostrzegła pełen rezygnacji i współczucia wyraz twarzy kierowniczki. Francesca nie tylko jej powiedziała, że musi pracować w Boże Narodzenie. Antonietta zdała sobie sprawę, że jej matka musiała powiedzieć przyjaciółce, że nie zaprosi córki na święta.
– Lepiej pracować niż siedzieć samotnie w kamiennym domku – rzekła Francesca, gdy ruszyły dalej. – Ja też tu będę, tak jak i Pino oraz Chi-Chi…
Wszyscy osamotnieni będą pracować w te święta, pomyślała smutno Antonietta.
– Ja też będę pracował podczas świąt – rzekł Tony, postawny szef kuchni.
Jedyną miłością Tony’ego była jego praca. W jedzenie przelewał całą troskę i uczucie i nie wyglądało, by tego ranka miało być inaczej. Do odbioru czekał olbrzymi srebrny dzbanek kawy, oczywiście z cukrem i śmietanką, ale też koszyk pieczywa, półmisek mięs i serów oraz salaterka owoców. Tutejsi kucharze, a już Tony w szczególności, nie byli w stanie się powstrzymać przed nadaniem każdemu daniu sycylijskiego charakteru.
– Tony, on zamówił tylko kawę, a ty przygotowałeś ucztę – zauważyła Antonietta, jeszcze raz sprawdzając zamówienie.
– To przecież nasz gość. – Wzruszył ramionami.
– Do tego jest ogromny – dodała Francesca. – To wielki mężczyzna. Musi dużo jeść.
Zwyczaje ludzi z Silibri: nawet w najbiedniejszym domu podawano biscotti i pizzelles do kawy. Nie było sensu się z nimi spierać, więc Antonietta przejęła wózek z wiktuałami i ruszyła z nim w stronę windy.
Klasztor został perfekcyjnie odnowiony i choć zachowano surowy splendor jego prastarych murów, zapewniono w nim wszelkie media i wygody. Antonietta często była świadkiem zaskoczenia gości, którzy za kamienną przegrodą odkrywali dyskretnie ukrytą windę.
Wjechała na najwyższe piętro. Oparła się plecami o ścianę kabiny i zamyśliła nad przesłaniem słów Franceski. Najwyższy już czas przyjąć do wiadomości, że rodzina jej nie chce. Czas ruszyć dalej.
Dostrzegła swoje odbicie w lustrze i wyprostowała się.
To nie wina gościa, że jest zdołowana. Przybrała wyuczony, przyjazny wyraz twarzy, po czym wypchnęła wózek na korytarz klasztoru. Minęła wejścia do apartamentów Gwieździstego i Świątynnego, kierując się prosto do Cesarskiego.
Ubrany w garnitur mężczyzna wstał, gdy zbliżyła się do drzwi. Znała przypadki gości przybywających z własną ochroną, nikt jednak nigdy nie sprowadził tylu strażników.
Sprawdzający jej tożsamość wartownik nie był szczególnie przyjazny, ale po zweryfikowaniu dokumentów bez słowa odsunął się, by ją przepuścić.
Delikatnie zapukała w wielkie drewniane drzwi. Nie usłyszała odpowiedzi, więc zgodnie z procedurą hotelową otworzyła je kartą magnetyczną. Gdy weszła do środka, włączyła naścienne oświetlenie pomocnicze i przepchnęła wózek przez słabo oświetlony salon aż do wejścia do głównej sypialni. Ponownie delikatnie zastukała w drzwi.
Żadnej odpowiedzi.
Zapukała raz jeszcze, po czym ostrożnie otworzyła drzwi i zawołała go po nazwisku.
– Signor Dupont?
Ponownie nie usłyszała odpowiedzi. Pokój pogrążony był w mroku; było jasne, że spał. Oddech miał głęboki i równy. Po sylwetce oceniła, że leżał na brzuchu na środku olbrzymiego łoża, przykryty kołdrą.
– Przywiozłam panu kawę – powiedziała cicho. – Czy życzy pan sobie, bym odciągnęła zasłony? Zbliża się świt.
– Si – odparł wymęczonym głosem, obracając się.
Antonietta ruszyła ku zasłonom. Odsłonięcie okien nie było jednak wcale prostym zadaniem. Były one bowiem ogromne, zaś ciemnofioletowe kotary ciężkie. By je rozsunąć, trzeba było oburącz ciągnąć za sznur. Za każdym razem, gdy to robiła, miała wrażenie, jakby zamiast zasłon podnosiła kurtynę w teatrze.
Apartament Cesarski był jej ulubionym. Zajmował całe skrzydło Starego Klasztoru, dzięki czemu z jego wielkich okien rozciągał się panoramiczny widok na całą okolicę. Okna w salonie wychodziły na ocean, jadalnia górowała nad doliną, ale z głównej sypialni podziwiać można było ruiny starożytnej świątyni.
Przez krótką chwilę Antonietta chłonęła widok. Gdy promienie czerwonego światła rozchodziły się po niebie na podobieństwo rozwartej dłoni, czuła, że mogłaby bez końca wlepiać wzrok w ten taniec morza i słońca. Wiedziała jednak, że w tej chwili widoki te nie były przeznaczone dla niej.
Obróciła się i jej oczy spoczęły na gościu.
Był zupełnie inny, niż sobie wyobrażała. Po opisie Franceski wyobraziła sobie nieco podstarzałego, niezdolnego do samodzielnego poruszania się wielkoluda. Zdecydowanie nie cierpiał na nadwagę. Zamiast tego był niezwykle wysoki, co oszacowała po powierzchni łóżka, jaką zajmował. Miał też szerokie, muskularne ramiona. Na szczęście był zakryty pościelą tam, gdzie należało.
Mógł mieć około trzydziestu lat.
Francesca dobrze zrobiła, ostrzegając ją przed sińcami. Były naprawdę straszne: fioletowoczarne plamy pokrywające jego ramiona, pierś i jedno oko. Miał też spuchniętą górną wargę. Signor Dupont, kimkolwiek naprawdę był, miał gęste, czarne włosy rozczochrane i chyba pozlepiane krwią. Oczywiście, nic nie powiedziała, jednak po raz pierwszy poczuła zaciekawienie tym, co przydarzyło się gościowi.
– Kiepska decyzja – rzekł signor Dupont. Zgadła, że chodzi mu o wschodzące słońce, gdyż zasłaniał dłonią oczy i próbował usiąść na łóżku.
– Mogę zaciągnąć zasłony… – zaoferowała Antonietta.
– Nie, zostaw.
Wkrótce przyzwyczai się do jaskrawego światła, powiedział sobie w duchu Rafe, choć własny puls dudnił mu w uszach. Bardziej niż słońce raziły go tylko wspomnienia boleśnie nawiedzające jego mózg. Miał absolutną świadomość tego, że ten upadek był poważny.
Rafe nie bał się śmierci, ale przez tę niekończącą się chwilę, w której spadał, zdążył wyobrazić sobie żałobę i chaos, jakie by po sobie zostawił. Nie był w stanie zapomnieć pełnych przerażenia twarzy jego ochroniarzy i wszechogarniającego poczucia paniki, tak kolidującego z delikatnym głosem, jaki do niego przemawiał.
– Życzy pan sobie, bym nalała panu filiżankę kawy, signor Dupont?
Przez moment zastanawiał się, do kogo ona się zwraca. A potem sobie przypomniał.
Tak, ochrona dbała o to, by przebywał tu incognito. Wyciek informacji o jego wypadku byłby katastrofalny w skutkach.
Rafe skinął głową i patrzył, jak pokojówka nalewa napój, lecz gdy uniosła jedno z lnianych przykryć na wózku, dotarł doń słodki zapach wypieków, a wraz z nim fala nudności.
– Prosiłem tylko o kawę.
– Och, jest pan w Silibri – odparła. – Tutaj nigdy nie podaje się „tylko kawy”.
– Proszę powiedzieć kucharzowi, by nie przeinaczał moich zamówień – warknął.
– Przekażę, proszę pana.
– Wyjdź i zabierz ze sobą wózek – odprawił ją machnięciem dłoni.
– Oczywiście.
Antonietta z radością pomyślała o perspektywie opuszczenia apartamentu. „Drażliwy” było w jego przypadku bardzo delikatnym określeniem. Jednakże zanim wyjdzie, musi ustalić z nim jeszcze jedną kwestię.
– Kiedy życzy pan sobie, bym wróciła posprzątać apartament, signor Du…
– Proszę! – przerwał jej zirytowany. Spojrzał na nią ciemnymi oczyma pełnymi nagany. – Nie nazywaj mnie tak więcej. Po prostu używaj mojego imienia.
– Oczywiście. – Antonietta poczuła nerwowe ukłucie w brzuchu. Nie miało ono jednak nic wspólnego z jego karcącym tonem, lecz raczej z ciemnym granatem jego oczu, przypominającym kolorem niebo tego poranka. – Zatem, powiedz mi, Louis, kiedy chciałbyś…
– Rafe! – warknął, po czym spuścił z tonu. To nie jej wina, że ukrywano jego tożsamość. – Nazywaj mnie Rafe. I nie. Nie chcę sprzątania pokoju. Wystarczy, jeśli pościelisz moje łóżko, podczas gdy ja napiję się kawy.
Ruszył się, by wstać z łóżka, ale chyba zakręciło mu się w głowie, ponieważ zamiast przenieść się na krzesło nieopodal łóżka, trwał w pozycji siedzącej na skraju łóżka, trzymając się rękami za głowę. Jego skóra z bladej przeszła w niezdrową szarość.
Powinien znaleźć się w szpitalu, pomyślała.
– Życzysz sobie, żebym…
– Poradzę sobie – syknął.
Oboje mówili w tej samej chwili. Antonietta po chwili dokończyła zdanie.
– Życzysz sobie, żebym sprowadziła pielęgniarkę, by pomogła ci wstać z łóżka?
Z jakiegoś powodu jej słowa sprawiły, że uniósł głowę i spojrzał na nią. Przysięgłaby, że niemal się uśmiechnął, moment później jednak jego twarz przybrała srogi wyraz.
– Nie potrzebuję pielęgniarki i nie potrzebuję zmiany pościeli. Proszę, po prostu odejdź.
Ton jego głosu był dalej opryskliwy, Antonietta jednak nie czuła urazy. Było dla niej jasne, że Louis – czy może raczej: Rafe – nie chciał, by ktokolwiek oglądał go w takim stanie. Jedną ręką opierał się o stolik przy łóżku, podczas gdy drugą kurczowo trzymał się materaca. Była pewna, że wolał zostać sam.
– Życzysz sobie, bym przyszła później?
– Nie. – Pokręcił przecząco głową, co musiało go zaboleć, bo zatrzymał się w połowie ruchu. – Naprawdę nie chcę, by mi dzisiaj przeszkadzano. Mogłabyś to powiedzieć wszystkim?
– Tak zrobię.
– Mogłabyś też zablokować słońce, zanim wyjdziesz?
Była to nieco dziwnie sformułowana prośba. Dopiero po niej poznała, że włoski nie był jego pierwszym językiem. Chwilkę jej to zajęło, ale zdała sobie sprawę, że jego mowa jest lekko zabarwiona francuskim akcentem, który tak kochała.
Antonietta zapragnęła dowiedzieć się czegoś więcej o gościu. Poprosił, by używała jego prawdziwego imienia – Rafe – i teraz chciała poznać także jego nazwisko. Chciała wiedzieć, skąd pochodzi i co spowodowało, że zaszył się w Silibri, by w sekrecie dojść do zdrowia.
Chciała dowiedzieć się jak najwięcej o tym mężczyźnie.
Zamiast pytań jednak wyprowadziła wózek z nadal oświetlonego pokoju, po czym wróciła.
– Zaciągnę zasłony i odejdę, by ci nie przeszkadzać. Ale proszę, jeślibyś potrzebował czegokolwiek, nie wahaj się wezwać mnie pagerem.
Lekko skinął głową i rzucił na nią okiem, nieco speszony tym, co zobaczył w jej oczach. Nie chodziło nawet o to, że były czarne jak melasa i otoczone gęstym płotem rzęs – po prostu jeszcze nigdy w życiu nie dostrzegł podobnego smutku w czyimś spojrzeniu. Był on na swój sposób nieuchwytny – dziewczyna nie była zdołowana czy też pochmurna. Wzrok miała pełen tak dojmującej melancholii, że wyrwała go ona z jego własnych przeżyć. A był to nie lada wyczyn, bo Rafe miał wiele na swoich barkach.
Cholernie wiele.
Czarnooka pokojówka zabrała wózek z jedzeniem, a gdy wróciła, Rafe leżał z powrotem na łóżku. Zanim zaciągnęła zasłony, postawiła szklankę wody przy jego łóżku.
– Dziękuję – rzekł, gdy pomieszczenie litościwie pogrążyło się ponownie w mroku. I autentycznie był wdzięczny, gdyż pracowała dyskretnie i – w przeciwieństwie do tak wielu innych – nie zaczynała sama rozmowy ani nie rzucała się, by oferować niechcianą pomoc.
– Jak masz na imię? – spytał.
– Antonietta.
Wyszła.
Zadanie wykonane.
No, prawie.
Zjechała windą i odprowadziła wózek do kuchni, po czym wzięła tablet, by zrobić notatkę o jego życzeniach. Wewnętrzny system komputerowy dla obsługi hotelowej był łatwy w użyciu. Zaznaczyła, że odmówił sprzątania apartamentu i życzy sobie, by mu nie przeszkadzano.
W polu, w którym zwykle wpisane były uwagi i życzenia gościa, znalazła polecenie: „Wszelkie uwagi i życzenia gościa kierować bezpośrednio do Franceski. O każdej porze”.
– Wszystko w porządku, Antonietto?
Obróciła się na dźwięk głosu Franceski i zobaczyła, że ta rozmawiała akurat z Tonym.
– Oczywiście. Właśnie miałam zostawić notatkę odnośnie gościa, ale nie jestem w stanie nic napisać w polu.
– Dlatego, że wszelkie życzenia signora Duponta mają być kierowane bezpośrednio do mnie – odparła Francesca.
– Nie spróbował żadnego z moich wypieków? – zawołał zszokowany Tony na widok nietkniętego jedzenia na wózku.
Francesca oczywiście uznała, że Antonietta mogła postąpić lepiej.
– Powinnaś była zostawić część jedzenia, gdyby zechciał coś przegryźć później.
– Wyraził się stanowczo i jednoznacznie – odparła, lekko się czerwieniąc, wiedziała bowiem, że niepochlebna uwaga w kierunku szefa kuchni nie zostanie dobrze odebrana. – Chciałam zostawić notatkę, że… – zawahała się na moment i nieco zmieniła wypowiedź Rafe’a: – …prosił, by kucharz nie dodawał niczego do jego zamówień.
Nawet to nie złagodziło ciosu.
Tony gwałtownie wybiegł z pomieszczenia. Później dowiedziała się od Vincenza, szefa PR-u, że nieszczęsnego szefa kuchni znaleziono zalanego łzami.
– Wiesz, jak nadwrażliwy i emocjonalny jest Tony – zganił ją. – A dziś jest szczególnie smutny z powodu publikacji grafików na święta. Nie mogłaś przynajmniej nieco złagodzić krytyki, która padła z ust tak ważnego gościa?
– Ale ja i tak ją powtórzyłam w łagodniejszej wersji – broniła się. – Zresztą myślałam, że Tony się cieszy na myśl o pracy w Boże Narodzenie.
Vincenzo oddalił się nadęty, zostawiając skonfundowaną Antoniettę samą. Zastanawiała się, co, u licha, zrobiła nie tak tym razem. Nie miała jednak czasu nad tym dumać, bo przez resztę dnia pracowała z Chi-Chi. A raczej – Antonietta pracowała, a Chi-Chi markowała.
Markowanie polegało na stwarzaniu pozorów pracy, gdy równocześnie nie robi się absolutnie nic, a Chi-Chi opanowała tę sztukę do perfekcji.
Znała Chi-Chi całe swoje życie, nie była jednak jej przyjaciółką, a raczej kimś, kogo znała i – niestety – z kim obecnie pracowała. Dla Chi-Chi celem życia było znalezienie męża. Do tego czasu zamierzała próżnować na tyle, na ile tylko mogła sobie w danej sytuacji pozwolić. Raz Antonietta nakryła ją, jak spała oparta o swoje ramię, gdy rzekomo czyściła lustro. Dziewczyna momentalnie się ożywiła i zaczęła pracę, gdy tylko zdała sobie sprawę, że jest obserwowana.
– Wczoraj widziałam twojego papà – zagaiła Chi-Chi, podjadając czekoladki dla gości, podczas gdy Antonietta ścierała kurze. – Nie mógł długo rozmawiać, mówił, że jest zajęty przygotowaniami do bożonarodzeniowego ogniska. Przyjdziesz na nie? – spytała, zdawało się, zupełnie niewinnie.
– Oczywiście – odparła Antonietta. – Ognisko na placu w wiosce to tradycja. Czemu miałabym nie pójść?
Chi-Chi wzruszyła ramionami i uraczyła się kolejną praliną.
– Jaki on jest? – spytała.
– Mój papà? – odparła, udając, że nie ma pojęcia, o kogo Chi-Chi pyta.
– Nie, głuptasie! Ten nowy facet z Apartamentu Cesarskiego. Zastanawiam się, jak ma naprawdę na nazwisko. Musi być kimś ważnym. Nigdy nie widziałam takiej liczby ochroniarzy.
– Wszyscy nasi goście są ważni – odpowiedziała. Nie chciała dać się wciągnąć w plotkowanie.
Jednak na wzmiankę o Apartamencie Cesarskim Antonietta – nie po raz pierwszy zresztą – rzuciła okiem na pager. Rafe jej jednak nie wzywał. Nie zamówił też obiadu do apartamentu. Później odkryła, że jego pielęgniarka dostała polecenie niezapowiedzianej wizyty w celu sprawdzenia stanu pacjenta.
Rafe prosił, by go nie niepokoić i najwyraźniej faktycznie mu na tym zależało.
Na koniec zmiany, gdy wracała do swojego małego domku, Antonietta przyłapała się na rzucaniu szybkich spojrzeń w kierunku jego apartamentu. Było zbyt daleko, by mogła cokolwiek zobaczyć, ale zastanawiała się, co się z nim dzieje, jak spędził dzień i w jakim jest stanie.
Po raz pierwszy w życiu Antonietta uporczywie myślała o jakimś mężczyźnie.
Dalsza część dostępna w wersji pełnej