Mine to Cherish. Długo i szczęśliwie. Tom 3 - Natasha Madison - ebook
NOWOŚĆ

Mine to Cherish. Długo i szczęśliwie. Tom 3 ebook

Madison Natasha

4,4

72 osoby interesują się tą książką

Opis

Dzień ślubu powinien być spełnieniem marzeń, prawda?

Clarabella była zaskoczona, kiedy po dwóch miesiącach znajomości, podczas jej urodzinowego przyjęcia-niespodzianki, Edward jej się oświadczył, ale zgodziła się za niego wyjść. Mężczyzna wydawał się być jej ideałem i traktował ją jak księżniczkę.

Dlaczego więc przed samą ceremonią w jej głowie zaczyna rodzić się aż tyle wątpliwości? Wszystko staje się jasne, gdy w jej drzwiach staje nieznajoma kobieta.

Luke nigdy sobie nie wybaczył, że pozwolił Clarabelli odejść, dlatego dzień jej ślubu planował spędzić w swojej chatce w lesie, a smutki zatopić w alkoholu. Kiedy jednak samochodów dostawczych z jedzeniem na wesele się zepsuł, Luke zawrócił do miasta, żeby pomóc.

Widząc Clarabellę wybiegającą z kościoła Luke nie wyobraża sobie innego rozwiązania. Otwiera drzwi do swojego pickupa i pomaga jej znaleźć schronienie.

Ta historia jest naprawdę SWEET. Sugerowany wiek: 18+

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 287

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (125 ocen)
81
28
9
5
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
zuzannawierzbicka

Z braku laku…

Nie jest to wybitne, ale też nie jest złe, szybko się czyta i pewnie szybko się zapomni.
20
lenka_st

Nie oderwiesz się od lektury

Fajna książka, podobna do poprzednich dwóch części.
00
maltal

Nie oderwiesz się od lektury

Płytkie to na maxa, ale takiego czegoś właśnie było mi trzeba. Odprężenia, głupoty i happyendu. Autorka ma fajny styl, jest zabawnie, dobrze i szybko się to czyta. Klasyczny przewidywalny romans z pikantniejszymi scenami. Od tego typu książek wymagam tylko odmóżdżenia i relaksu, a to zostało zaspokojone, więc 5⭐. Ps. Na samą myśl ile oni szkockiej w tej opowieści wypili, mam kaca. Podziwiam bohaterkę za twardą głowę. Po jednej szklance padłabym, a ona pije to jak wodę.
00
Barbara-7890

Nie oderwiesz się od lektury

polecam ♥️
00
annacup

Nie oderwiesz się od lektury

Przeczytałam wszystkie części jednym tchem.. każda historia inna i każda mnie wciągnęła.
00

Popularność




Karta tytułowa

Kochani,

Clarabella wkrótce wyjdzie za…

Hm, tylko czy rzeczywiście poślubi Edwarda?

Kwiaty już dowieziono, szampana schłodzono, a jedzenie się szykuje. Nawet pan młody dotarł na czas. Ale…

Cała jej przyszłość rozsypuje się jak domek z kart, gdy otwiera drzwi nieznajomej kobiecie. Wygląda na to,

że ktoś skrywał przed nią trzyipółkilogramowy niebieskooki sekret.

Czy Edward i Clarabella będą żyć długo i szczęśliwie, czy też może ona zawsze była przeznaczona

komuś innemu?

Czas pokaże!

Całusy!

NM

Rozdział 1

– Jezu, ale to głupie – marudzę, gdy otwierają się drzwi samochodu. Ktoś chwyta mnie za rękę, żeby pomóc mi wysiąść z opaską na oczach.

– Wcale nie – odburkuje moja siostra Shelby, chwyta mnie za łokieć i prowadzi ścieżką w stronę drzwi frontowych sali ceremonii.

– Przecież wiesz, że to miała być niespodzianka – przypomina moja druga siostra, Presley.

Zostaje mi się tylko roześmiać, jakby nigdy nic, i nadal ukrywać przed nimi fakt, że jestem bliska paniki. Niczego tak nie znoszę jak niespodzianek. Gdybym naprawdę nie wiedziała, co mnie czeka, pewnie dawno już bym zwiała.

– Na litość boską. Sama pomogłam ją wam zaplanować – szepczę.

Stukot naszych obcasów niesie się echem dookoła.

– Tylko nikomu tego nie wygadaj – ostrzega mnie Shelby. – Boże broń, żebyś choć raz w życiu odpuściła kontrolę.

Staję w miejscu i posyłam piorunujące spojrzenie w jej stronę, mimo że ona nie widzi moich oczu, a ja jej.

– Od początku wam mówiłam, że nie chcę tej głupiej imprezy. Dobrze wiecie, że wolałabym zjeść z wami zwykłą uroczystą kolację. No i może wypić parę drinków – przerywam, a po chwili dodaję: – No dobra, dużo drinków. Ale nie chciałam żadnego cholernego przyjęcia!

– Szkoda, że nie zakomunikowałaś tego tak dobitnie Edwardowi – stwierdza Presley, wspominając o moim chłopaku, z którym spotykam się od dwóch miesięcy. – To on się przy tym upierał.

Zaciskam zęby.

– To po co podsunęłyście mu ten idiotyczny pomysł? – Zirytowana kręcę głową. – Wy dwie akurat doskonale mnie znacie i powinnyście wiedzieć lepiej, co jest dla mnie dobre. – Odwracam ku nim głowę, ale wciąż mam zawiązane oczy, więc nie mam pojęcia, czy rzeczywiście patrzę w ich stronę. Wskazuję palcem na jedną z nich (a przynajmniej mam taką nadzieję). – Nie macie nawet pojęcia, jak bardzo mnie rozczarowałyście.

Słyszę ich chichot gdzieś obok.

– Dobrze wiedzieć. A teraz podnieś stopy – instruuje mnie Shelby, więc domyślam się, że dotarłyśmy do czterech stopni prowadzących do sali.

Wzdycham ciężko, a moje serce przyspiesza z każdym kolejnym krokiem w kierunku drzwi wejściowych.

– Tylko pamiętaj, że próbowałyśmy temu zapobiec – oznajmia Presley i otwiera przede mną drzwi.

– O czym ty mówisz?

Popychają mnie i opaska spada mi z oczu. Mrugam, próbując oswoić wzrok z wypełniającym pomieszczenie jaskrawym światłem.

– Niespodzianka! – krzyczy tłum ludzi wokół mnie.

Otwieram usta. Zdecydowanie nie tego się spodziewałam. Nie wygląda mi to na zwyczajne przyjęcie urodzinowe na dwadzieścia pięć osób, na które niechętnie przystałam. Rozglądam się i zauważam całą moją rodzinę. Mój brat Travis stoi z boku ze swoją żoną Harlow i oboje przygryzają wargi, żeby nie parsknąć śmiechem na widok mojej zaskoczonej miny.

Harlow podnosi rękę do ust i szepcze do mnie:

– Przykro mi.

Gdyby spojrzenia wszystkich zebranych nie były teraz skierowane na mnie, bez wahania odpowiedziałabym jej, że nigdy im tego nie wybaczę.

– O Boże. – Przykładam rękę do ust, kiedy zauważam zbliżającego się do mnie Edwarda.

Składa dłonie z szerokim uśmiechem na twarzy. Jego blond włosy są idealnie zaczesane do tyłu i ma na sobie dopasowany czarny garnitur oraz białą koszulę zapinaną na guziki. Moja mama idzie za nim krok w krok z rękami w górze i promiennym uśmiechem na twarzy, jakby wygrała pieprzony los na loterii.

– Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin!

Edward obejmuje moją twarz dłońmi i całuje mnie w usta, po czym przyciąga do siebie, żeby mnie uściskać. Całe moje ciało sztywnieje jak kłoda, podczas gdy próbuję zapanować nad narastającą złością. Jego niebieskie oczy błyszczą jasno, kiedy się do mnie uśmiecha.

– Zaskoczona?

Nie potrafię nic z siebie wydusić. Na szczęście, bo gdybym mogła, na pewno bez ogródek powiedziałabym, co o tym wszystkim myślę. Zamiast tego kiwam tylko głową bez słowa.

– Mamy dla ciebie jeszcze jedną niespodziankę.

W tym momencie krew zaczyna się we mnie gotować z wściekłości i zastanawiam się, czy tak właśnie czuje się Hulk, zanim zzielenieje i zedrze z siebie ubranie.

– Jest oszołomiona – zwraca się Edward do tłumu, który mnie otacza.

Próbuję zliczyć twarze, ale po dwudziestu się poddaję.

– Wszystkiego najlepszego, kochanie – mówi mama i mnie przytula.

Pochylam się, żeby odwzajemnić jej uścisk, ale odnoszę wrażenie, że moje ręce zwisają bezwładnie. Zastanawiam się, czy czasem nie doświadczam właśnie wylewu, bo zrobiło mi się bardzo gorąco i głośno szumi mi w uszach.

– Chcesz się teraz ze wszystkimi przywitać czy może wolałabyś się najpierw przebrać? – pyta Shelby, kiedy mama wypuszcza mnie z objęć.

– Myślę, że powinna się przebrać – odpowiada za mnie Presley, kiedy zbyt długo zwlekam z odpowiedzią. Pozostaje mi tylko się uśmiechać, jak gdyby nigdy nic, i niezręcznie machać ręką do gości.

Gdy tylko to nieszczęsne przyjęcie się skończy, uduszę zdrajczynie gołymi rękami.

– Świetnie – oznajmia Shelby z uśmiechem na twarzy. – Najpierw cię szybko przebierzemy, a potem wyjdziesz do gości. – Obejmuje mnie ramieniem i prowadzi do pokoju panny młodej.

– A co jest nie tak z moim ubraniem? – Spoglądam na swoje spodnie i koszulę, które doskonale pasują do mojego wyobrażenia o urodzinowym przyjęciu.

– Hm… – zaczyna Presley. – Jest trochę zbyt sztywne.

Otwiera drzwi apartamentu dla nowożeńców ozdobionego całym mnóstwem balonów – czarno-białych oraz gigantycznych czarnych z cyframi 3 i 0. Wchodzę do salonu i zauważam butelkę szampana na środku stołu. Moje stopy automatycznie do niego podchodzą, chociaż głos w mojej głowie każe mi zawrócić i wiać. Chwytam butelkę i od razu przykładam ją do ust.

– Jak myślisz, nic jej nie będzie? – szepcze Shelby do Presley, która patrzy na mnie szeroko otwartymi oczami.

– Przeżyje, jeśli będziemy ją poić alkoholem. – Presley zamyka drzwi, po czym odwraca się do mnie. – W skali od jednego do dziesięciu, jak bardzo jesteś teraz bliska paniki?

– Jakieś pięć miliardów – odpowiadam szczerze, po czym biorę kolejnych pięć długich łyków, jakbym piła wodę, nie alkohol. Oczywiście doskonale zdaję sobie sprawę, że nie powinnam tego robić.

– Niestety nie możemy już tego odwołać – stwierdza trzeźwo Shelby, podchodzi do zasłonki, za którą znajduje się moja sukienka, i ją odsuwa. – A skoro tak, to równie dobrze możesz się przebrać, wrócić do gości i mieć to już za sobą.

Na widok kreacji, którą przygotowały dla mnie siostry, ponownie podnoszę butelkę do ust, żeby się uspokoić.

– Co to jest? – krzyczę, gapiąc się na sięgającą do ziemi białą suknię z długimi rękawami. – Pieprzona suknia ślubna?

– Pff. – Presley przewraca oczami. – Jeszcze czego.

Wbijam w nią wzrok.

– No dobra, wisiała na wieszaku w sekcji sukien ślubnych, ale powiedziano nam, że może też służyć jako sukienka koktajlowa.

Przewiercam ją wzrokiem. Chyba nawet przestałam mrugać.

– Czy wy już do reszty straciłyście rozum? – pytam, starając się nie podnosić za bardzo głosu, żeby nikt nas nie usłyszał. – Jeśli zaraz się okaże, że zorganizowałyście mi ślub niespodziankę, powyrywam wam włosy. – Podnoszę butelkę. – A potem zbiję ją na głowie którejś z was. – Poruszam nadgarstkiem.

– Jeszcze czego – prycha Shelby. – Gdybyśmy urządziły ci ślub niespodziankę, nie zdradziłybyśmy ci tego w pomieszczeniu pełnym okien, które z pewnością byś rozbiła.

– No właśnie. – Presley podchodzi do mnie, zabiera mi butelkę i pociąga łyk. – Jeśli już, to najpierw zaprowadziłybyśmy cię do wyściełanej grubą gąbką betonowej celi, z której nie mogłabyś uciec. – Mruga do mnie, a ja wyrywam jej szampana z ręki.

– Otwórz sobie inną butelkę – mówię i biorę kilka kolejnych łyków.

– Postaraj się trochę wyluzować. – Shelby obejmuje mnie ramieniem. – Poprosiłyśmy wszystkich o ubranie się na czarno, żebyś się wyróżniała.

Spoglądam na ich czarne sukienki. Powinnam się była domyślić, że są zbyt eleganckie jak na kolację, którą zaplanowałam.

– No to przebieraj się i miejmy to już za sobą! Chcę się już upić, wrócić z mężem do domu i się do niego dobrać – dodaje moja starsza siostra.

– Przestań, bo zbiera mi się na wymioty na samo wyobrażenie waszych ekscesów – oznajmia Presley. – Wyjdę do gości i sprawdzę, czy wszystko w porządku.

– To był bardzo zły pomysł, dziewczyny – oznajmiam. – Nie znoszę być zaskakiwana.

– Och, doskonale o tym wiemy – odpowiada Presley. – Dlatego udawałyśmy, że realizujemy twój plan. – Wychodzi i zatrzaskuje za sobą drzwi.

– Nienawidzę jej – zwracam się do Shelby. – Odkąd odstawiła węglowodany, zachowuje się jak jędza.

– Nie ona jedna – zauważa, przechylając głowę.

– Trzeba dbać o siebie. Podobno już do końca utrzymujemy wagę, którą osiągamy w trzydziestym roku życia.

– Gdzie to wyczytałaś? – Wypycha do przodu biodro i krzyżuje ramiona na piersi.

– W internecie – odpowiadam, gdy zdejmuje suknię z wieszaka. – Nie pamiętasz? Wysłałam ci link.

– Czy naprawdę myślisz, że czytam wszystko, co mi podsyłasz? – pyta, a kiedy popijam szampana, dodaje: – Potrafisz jednocześnie pić i się rozbierać?

Rzucam jej gniewne spojrzenie, odstawiam butelkę, rozbieram się i wkładam tę nieszczęsną białą suknię. Shelby zapina zamek na dole, a potem guzik na karku. Sukienka ma wysoki kołnierzyk i podkreśla moje kształty. Odwracam się, żeby zobaczyć, jak opina mi tyłek, i zauważam wycięcie w kształcie rombu na plecach.

– Czyż nie jest piękna?

– Jest biała – zauważam, odwracając się do siostry. – Wyglądam jak panna młoda.

– Zapewniam cię, że nie – upiera się i podchodzi do pudełka z butami stojącego na ladzie. – Mama kupiła ci jeszcze buty.

Otwiera pudełko i zaskoczona wciąga głęboko powietrze.

– Co jest? – Spoglądam na nią, a ona wyjmuje niebieskie satynowe szpilki od Manola Blahnika. – Jasna cholera, nie wierzę! – Potrząsam głową i wskazuję na nie: – Zatrzymam je sobie, ale teraz wyjdę w swoich czarnych.

– No dobrze – zgadza się Shelby. – Chodźmy już.

Zabieram szampana i ruszam do drzwi.

– Nie możesz z tym wyjść. – Moja siostra wskazuje na butelkę.

Wzruszam ramionami i dopijam resztę alkoholu.

– Zadowolona?

– To jak? Idziemy? – pyta z uśmiechem.

Zaczyna mi się kręcić w głowie. Biorę głęboki oddech, zakładam włosy za ucho i potakuję. Shelby otwiera mi drzwi.

– Ta pieprzona sukienka ma tren – cedzę przez zęby, gdy oglądam się za siebie. – Nigdy wam tego nie wybaczę – oznajmiam, po czym uśmiecham się sztucznie na widok fotografa robiącego mi zdjęcia.

Wchodzę do sali i słyszę oklaski gości. Oglądam dekoracje, których nie wybrałam. Z tyłu sali znajdują się podświetlane jasnym światłem wielkie liczby 3 i 0. Wokół białego parkietu ustawiono pod ścianami cztery długie stoły z białymi obrusami, na których umieszczono czarną zastawę i kryształowe świeczniki. Poza tym w różnych miejscach sali znajdują się jeszcze wysokie stoły z czarnymi obrusami i lampionami ze sztucznymi świecami. Z sufitu zewsząd zwisają złote, białe i czarne balony.

– Wyglądasz, jakbyś chciała nas wszystkich pozabijać – zauważa Travis obok mnie, a ja nie zaprzeczam, tylko kiwam głową.

– Przepraszam, że nic ci nie powiedziałam, ale obiecałam dochować tajemnicy – mówi Harlow i całuje mnie w policzek. – Na swoją obronę przypomnę jednak, że próbowałam cię ostrzec.

Patrzę na nią zdezorientowana.

– Powiedziałam: „A co, jeśli Shelby i Presley nie zorganizują ci tego, o co je poprosiłaś?”.

– To nie było żadne ostrzeżenie – warczę na nią zirytowana i potrząsam głową ze sztucznym uśmiechem na twarzy. Wyrywam jej kieliszek z szampanem z ręki i dopijam jego zawartość, po czym jej go oddaję. – Ile tu jest osób?

– Sto dwadzieścia pięć – odpowiada Travis i przykłada szklankę szkockiej do ust, żeby ukryć ironiczny uśmieszek.

– Muszę się upić. – Rozglądam się i już mam ruszyć do jednego z barów w kącie, gdy Edward mnie zauważa i podchodzi bliżej.

– Pięknie wyglądasz – mówi i całuje mnie w kącik ust, a potem w szyję.

– Dziękuję – odpowiadam.

Poznałam go dwa miesiące temu, kiedy wpadliśmy na siebie w barze. Delikatnie mówiąc, wydało mi się to mało oryginalne, a jednak podałam mu swój numer, kiedy o niego poprosił. Ku mojemu zaskoczeniu, jedno szybko poprowadziło do drugiego i zaczęliśmy się ze sobą spotykać.

– Czy mogę cię prosić do tańca? – pyta.

Patrzę na niego zdziwiona, bo nie słyszę żadnej muzyki, ale gdy tylko podnosi rękę, rozbrzmiewa uroczysta melodia. Goście rozglądają się zaciekawieni, a on bierze mnie za rękę i prowadzi na środek parkietu, gdzie na podłodze widnieje napis: „Trzydzieste urodziny Clarabelli”.

– Ekhm, ludzie patrzą. – Spoglądam na uśmiechnięte twarze, które nas otaczają.

– To tylko taniec – mówi uspokajającym tonem, obejmuje mnie ramieniem w talii i podnosi moją rękę, żeby złożyć pocałunek na mojej dłoni. – Lepiej ci już trochę?

Nie! – krzyczy głos w mojej głowie.

– Clarabello, ostatnie dwa miesiące były spełnieniem moich marzeń – wyznaje, a ja uśmiecham się do niego.

– Tak, było wspaniale – zgadzam się szczerze.

Z Edwardem wszystko jest takie proste. Chyba głównie dlatego, że zawsze robi to, co chcę.

– Pragnę już zawsze cię uszczęśliwiać. – Uśmiecha się do mnie i może to wina szampana, który wypiłam niemal duszkiem, ale znów nie mogę nic z siebie wydusić, więc kiwam tylko głową.

Za każdym razem, gdy jestem z czegoś niezadowolona, Edward mówi mi dokładnie to, co chcę usłyszeć. Z jakiegoś powodu strasznie mnie to wkurza. Zawsze jest dla mnie taki dobry i miły, że czuję się przy nim jak ostatnia zołza.

– Bycie z tobą otworzyło mi oczy.

Próbuję się skupić na tym, co mówi, ale ledwo wytrzymuję zwrócone na mnie spojrzenia. To wszystko wydaje mi się nierzeczywiste, jak jakiś dziwny sen. Mam wrażenie, jakbym opuściła ciało i patrzyła gdzieś z boku na pociąg, który zaraz się wykolei. Edward zatrzymuje się i zabiera dłoń z mojej talii. Wkłada rękę do kieszeni i nagle muzyka cichnie. A może przestałam ją słyszeć przez głośne bicie serce, które dudni mi w uszach?

Goście spoglądają po sobie, nie rozumiejąc, co się dzieje. Szepczą coś, ale ich nic słyszę. Edward całuje mnie delikatnie w usta, po czym klęka przede mną na jedno kolano.

– Clarabello, uświadomiłem sobie, że to z tobą chcę spędzić resztę życia. – Spogląda na mnie i otwiera małe czarne pudełko z pierścionkiem.

Docierają do mnie zaskoczone westchnienia, ale zdumienie gości jest niczym w porównaniu z szokiem, jakiego doświadczam. Wciąż powtarzam w głowie: „To się nie dzieje naprawdę! To się nie dzieje naprawdę!”.

– Clarabello Baker, czy uczynisz mnie najszczęśliwszym mężczyzną na świecie i zostaniesz moją żoną?

Spoglądam na zebranych wokół nas ludzi, a potem na siostry, które wyglądają na równie wstrząśnięte jak ja. Tylko moja mama sprawia wrażenie, jakby się tego spodziewała. Travis patrzy na mnie z szeroko otwartymi ustami, a Harlow zabiera mu drinka i przekazuje go mnie.

– Kocham cię – dodaje Edward.

Próbuję przełknąć ślinę, ale nie mogę. Mam wrażenie, że język mi spuchł, a w moich ustach jest sucho jak latem na pustyni. Widzę przed oczami małe białe plamki i szczerze mówiąc, obawiam się, że zaraz zemdleję. A jednak wcale nie osuwam się na podłogę, tylko zastygam w bezruchu, podobnie jak moje otoczenie. Edward wpatruje się we mnie wyczekująco swoimi pięknymi oczami.

– To jak? Przyjmiesz moje oświadczyny? – pyta.

I tak oto na wielkim przyjęciu, które miało być skromną imprezą z okazji moich urodzin, wypowiadam jedyne słowo, które nie uczyni ze mnie zimnej suki w oczach wszystkich zebranych, zdając sobie przy tym sprawę, że najprawdopodobniej popełniam największy błąd w swoim życiu.

– Tak.

Coś ty zrobiła, do cholery!? – beszta mnie natychmiast głos w mojej głowie.

Rozdział 2

Cztery miesiące później

Podjeżdżam pick-upem pod restaurację i zostawiam go na parkingu z tyłu.

– Co mi przyszło do głowy, żeby wracać z Nowego Jorku bez zatrzymywania się po drodze? – zastanawiam się, otwieram drzwi od strony kierowcy i wysiadam. Całe moje ciało jest zesztywniałe po długiej jeździe, która zamiast czternastu godzin zajęła mi aż siedemnaście. Oczywiście wszystko przez korki spowodowane przez ludzi wyjeżdżających z miasta, a potem wypadek na autostradzie, który opóźnił mnie o kolejną godzinę. Składam ręce za plecami i przeciągam się, gdy otwierają się tylne drzwi restauracji.

– No proszę, proszę – dobiega mnie głos Mikaeli. Odwracam się i widzę ją w stroju szefa kuchni z czarnym workiem na śmieci w dłoni. – A któż to raczył nas zaszczycić swoją obecnością?! – Śmieje się, podchodzi do śmietnika i wrzuca do niego worek, a potem zaciera ręce.

– Przez sześć miesięcy dwa razy dziennie łączyłaś się ze mną przez FaceTime’a tylko po to, żeby przekazać mi, jak bardzo mnie nienawidzisz – przypominam jej z uśmiechem, gdy do mnie podchodzi.

Poznaliśmy się jeszcze w szkole kulinarnej i była pierwszą osobą, której zaproponowałem współpracę, gdy otworzyłem restaurację.

– Och, to się nie zmieniło. Nadal cię nie znoszę – stwierdza.

Wybucham śmiechem, obejmuję ją ramieniem i ruszamy razem w stronę tylnych drzwi restauracji.

– Co to za zapach? – Spogląda na mnie, marszcząc nos.

– Spędziłem siedemnaście godzin w samochodzie – odpowiadam. – Wyjechałem z miasta o czwartej w nadziei, że uniknę korków. Niespodzianka: w pieprzonym Nowym Jorku zawsze są korki. – Kładę ręce na biodrach.

– No to idź pod prysznic, do cholery, bo nie wpuszczę takiego śmierdziela do mojej kuchni. Potem pomożesz w przygotowaniach do kolacji. – Idzie przede mną. – Poza tym przychodzą dziś do nas państwo młodzi na degustację potraw.

Wznoszę oczy do błękitnego nieba i wzdycham ciężko.

– Powinienem był wrócić prosto do domu, zamiast tu przyjeżdżać – stwierdzam i teraz to ona wybucha śmiechem.

– Wiem, gdzie mieszkasz.

Wchodzi do środka i drzwi się za nią zatrzaskują. Podążam za nią po schodach i otwieram tylne drzwi lokalu. Od razu uderza mnie zapach czosnku i ślinka napływa mi do ust. Mikaela już stoi przy kuchence i smaży coś na patelni.

– Zaraz przyniosę ci coś na ząb – rzuca do mnie przez ramię.

Kieruję się w stronę brązowych wahadłowych drzwi z małym okrągłym okienkiem pośrodku. Przechodzę przez nie i zauważam kilka osób przygotowujących się do wieczornej zmiany. Kupiłem ten lokal ze względu na bar pośrodku, ale muszę przyznać, że nie prezentował się wtedy tak dobrze, jak teraz. Prawdę mówiąc, to był jeden wielki koszmar i nawet agent nieruchomości zapytał mnie, czy na pewno chcę go kupić. Najwyraźniej nie widział w nim potencjału, ale ja już wtedy miałem wyraźną wizję, co z nim zrobię.

Dzięki przeszlifowanym i polakierowanym na wysoki połysk dębowym blatom, a także szklanym kuflom zwisającym z drucianych uchwytów, bar łączy w sobie nowoczesny wygląd ze staromodnym klimatem. Zwykle pierwszymi zajmowanymi miejscami są właśnie stołki barowe.

Po drugiej stronie sali znajdują się loże restauracyjne z tego samego drewna, które prezentują się bardzo elegancko z obiciem w kolorze burgundowym. Pozostałą przestrzeń zajmują wysokie stoliki i z doświadczenia wiem, że w ciągu dwóch godzin wszystkie będą zajęte.

Podsumowując, wiele się tu zmieniło. Miałem szczęście, bo kupiłem lokal w korzystnej cenie, a potem jeszcze dostałem pożyczkę w ramach wsparcia dla właścicieli małych firm. Sporo zaoszczędziłem także dzięki temu, że sam przeprowadziłem remont i mieszkałem tu, dopóki biznes się nie rozkręcił.

Podchodzę do brązowych zamkniętych drzwi w oddalonym rogu restauracji, na których widnieje napis „Biuro”. Otwieram je i zauważam światło wpadające do pomieszczenia przez okna z podniesionymi roletami. Kanapa pod ścianą już dawno ma za sobą lepsze dni, ale przynajmniej nie jest zawalona ubraniami jak kiedyś. Naprzeciwko niej stoi brązowe biurko, które miało nadać pomieszczeniu bardziej profesjonalny charakter. Kieruję się do małej łazienki z prysznicem, toaletą, umywalką i wysoką szafką z Ikei w rogu. Otwieram ją, wyjmuję z niej ręcznik i wącham go, żeby się upewnić, że jest czysty.

Odkręcam prysznic, wchodzę pod strumień wody i pozwalam, by spływała po moich plecach. Nie było mnie tu przez pół roku i muszę przyznać, że dobrze jest wrócić do domu. Kiedy siedem miesięcy temu Francois zadzwonił do mnie z propozycją współpracy, początkowo nie wiedziałem, co o tym myśleć. Jego partner się wycofał i byłem pierwszą osobą, której zaoferował współpracę, ale ja otwierałem w tym czasie swój drugi lokal w mieście (dla odmiany pub) i urabiałem ręce po łokcie, żeby wszystkiego dopilnować.

Współprowadzenie restauracji w Nowym Jorku było spełnieniem moich marzeń, a jednocześnie cholernie mnie przerażało. Tamtejsi krytycy potrafią zrównać cię z ziemią i puścić z torbami w ciągu zaledwie tygodnia. To było, delikatnie mówiąc, spore wyzwanie, i przyjmując propozycję przyjaciela, doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że będę musiał pracować ciężej, niż zapowiedział. Nie żebym się bał ciężkiej pracy. Moi rodzice szybko uznali, że zapewnili mi wystarczające wsparcie i powinienem zacząć się dokładać – już jako szesnastolatek zatrudniłem się w dwóch miejscach na pół etatu, a kiedy skończyłem osiemnaście lat, przeprowadziłem się do tańszego mieszkania i przez dwa lata studiowałem w college’u, aż trafiłem do szkoły kulinarnej.

Zakręcam wodę i wychodzę spod prysznica, po czym chwytam ręcznik i owijam go sobie wokół bioder. Wycieram parę z lustra i zauważam, że mam przekrwione oczy ze zmęczenia. Pewnie zasnę, gdy tylko położę głowę na poduszce. Wracam do szafki po czarne spodnie i szarą koszulkę. Wycieram włosy ręcznikiem, a potem ruszam do baru i spotykam Mikaelę wychodzącą z kuchni z talerzem w dłoni.

– W samą porę – mówi, podchodzi bliżej i stawia talerz na blacie.

– Ostatnią rzeczą, jaką miałem w ustach, była pizza z 7-Eleven. – Wchodzę za bar i biorę butelkę zimnego piwa.

Jeden z barmanów przygotowuje właśnie swoje stanowisko pracy.

– Hej – wita się ze mną i zarzuca białą szmatkę na ramię. – Wróciłeś?

– Na razie. – Posyłam mu półuśmieszek i zerkam na Mikaelę, która patrzy na mnie spode łba.

Podchodzę do stołka, przed którym postawiła talerz, biorę łyk piwa i wyciągam do niej butelkę. Potrząsa głową, więc stawiam ją obok siebie.

– Zwołuję spotkanie personelu dziś wieczorem – oznajmiam, a ona kiwa głową. – Teraz musimy się już przygotować na porę kolacji, ale jutro będę chciał zajrzeć do pubu.

– Byłam tam wczoraj. Wszystko w porządku.

Kiwam do niej głową i odgryzam kęs burgera.

– To jest o wiele lepsze niż pizza z 7-Eleven – stwierdzam, a ona pokazuje mi środkowy palec. Drzwi frontowe się otwierają i do środka wchodzi kilka kelnerek. Spoglądam na zegarek. – Mają dziesięć minut spóźnienia.

– Och, wiesz, jak to jest z tym pokoleniem. – Wstaje ze śmiechem. – Powinniśmy się cieszyć, że w ogóle raczyły przyjść do pracy.

– Pieprzyć to. Sam obsłużę stoliki – oznajmiam. – Za dziesięć minut.

Mikaela wraca do kuchni, a ja kończę jeść i do niej dołączam. Zastaję ją z dwoma zastępcami, którzy spoglądają na mnie z uśmiechem.

– Tata wrócił – mówi Carson. – Koniec zabawy.

– Mama była dla nas niedobra – droczy się Kyle, a Mikaela pokazuje mu środkowy palec.

Myję ręce i zerkam na nią.

– Kogo mam obsłużyć? – pytam, a ona wskazuje na stół z boku.

– Tę parę, która przyjdzie na degustację.

Zakładam fartuch i podchodzę do stołu, na którym leży biała kartka z pismem Mikaeli.

– To cała strona dań – zauważam, spoglądając na Mikaelę. – Kto próbuje tylu potraw podczas jednej degustacji?

– Nie narzekaj – odpowiada. – To ważni klienci, więc lepiej się postaraj.

– A czy ja kiedykolwiek się nie staram?

Z uśmiechem kieruję wzrok z powrotem na listę.

– O której przyjdą?

– O dwudziestej! – krzyczy do mnie Mikaela.

Przez następne trzy godziny zajmuję się przyrządzaniem potraw, a przed dwudziestą nakładam ostatnie danie na talerz.

– Skończyłem – mówię, wycierając ręce.

– Bałam się, że w Nowym Jorku wyjdziesz z wprawy. Na szczęście moje obawy się nie spełniły – przyznaje Mikaela w tym samym momencie, gdy otwierają się drzwi do kuchni i do środka wchodzi jedna z hostess.

– Przyszła ta para na dwudziestą. – Spogląda na Mikaelę. – Posadzę ich przy stoliku.

– Świetnie – mówię, a ona patrzy na mnie z uśmiechem, po czym wraca na salę.

Pewnie nie ma nawet pojęcia, kim jestem, śmieję się w duchu. Mocno się zdziwi, kiedy się dowie na wieczornym zebraniu.

– Chcesz, żebym poszła z tobą i cię przedstawiła? – pyta Mikaela, a ja potrząsam przecząco głową.

– Nie, poradzę sobie – odpowiadam i wychodzę z kuchni.

W lokalu jest już tłoczno. Nie ma ani jednego wolnego miejsca, a barmani uwijają się jak w ukropie. W wolnej chwili muszę się zastanowić, czy możemy sobie pozwolić na zatrudnienie jeszcze dwóch do pomocy. Podchodzę do stanowiska hostess: dwie z nich rozmawiają ze sobą, a trzecia stoi z nosem w telefonie.

– Wyświadcz mi przysługę i odłóż ten telefon – mówię do tej ostatniej. – Na Instagramie nie dzieje się nic, co mogłoby odmienić twoje życie w ciągu następnej godziny – dodaję, a ona posyła mi spojrzenie pod tytułem: „Spadaj”. – Jestem Luke – przedstawiam się. – No wiesz, właściciel restauracji.

Otwiera szeroko usta, a ja przenoszę wzrok na drugą.

– Gdzie siedzą moi klienci? – pytam.

– Ostatnia loża po lewej stronie – odpowiada, wskazując ją ręką.

Kiwam głową i ruszam do stolika. Najpierw zauważam mężczyznę, który siedzi po zewnętrznej stronie.

– Dobry wieczór – witam się z parą młodą.

Facet jest w garniturze i ma idealnie zaczesane włosy. Mój wzrok kieruje się na siedzącą obok niego kobietę i…

Wszystko we mnie zamiera, kiedy ona jakby w zwolnionym tempie spogląda na mnie. Jest jeszcze piękniejsza, niż zapamiętałem, a jej oczy sprawiają wrażenie jeszcze bardziej niebieskich. Mina jej rzednie na mój widok, podczas gdy ja wykrztuszam jej imię:

– Clarabella.

Rozdział 3

W jednej chwili patrzę na Edwarda, gdy opowiada mi o tym, jak minął mu dzień, a w następnej słyszę głos pewnego mężczyzny, o którym prawie udało mi się zapomnieć.

– Dobry wieczór.

Z początku myślę, że to tylko gra wyobraźni, bo przecież Luke pół roku temu opuścił miasto. Nie mam pojęcia, dokąd pojechał, i nigdy nie zamierzałam nikogo o to pytać. Zamykam oczy na sekundę, powtarzając sobie w duchu, że musiałam się przesłyszeć. Brzęk talerzy, rozmowy i śmiech klientów wydają się dobiegać z bardzo daleka. Podnoszę powoli głowę. Najpierw zauważam jego dłoń, a potem widzę już tylko jego niebieskie oczy. Wszystko inne znika – wraz z uśmiechem na mojej twarzy.

– Clarabella – mówi.

Zasycha mi w ustach z nerwów, a moje serce bije jak oszalałe. Spoglądam na Edwarda w nadziei, że nie słyszy, jak dudni mi w piersi. Mój narzeczony uśmiecha się do mnie ciepło, więc robię dobrą minę do złej gry i ponownie spoglądam na Luke’a, jak gdyby nigdy nic.

– Luke – wypowiadam jego imię, jakbym wcale nie była zaskoczona jego widokiem i nie zaczynała powoli panikować. Dobra, wcale nie powoli. W moim wnętrzu panuje totalny chaos. – Nie wiedziałam, że wróciłeś.

Gdy tylko te słowa wychodzą z moich ust, mam ochotę kopnąć się w tyłek. Najbardziej na świecie nie chcę, by pomyślał sobie, że przejęłam się jego wyjazdem. Powinnam była udawać, że nawet nie zauważyłam jego nieobecności.

– Bo wróciłem dopiero kilka godzin temu – odpowiada. – A więc wychodzisz za mąż. – Spogląda na mnie z twarzą pozbawioną jakiegokolwiek wyrazu, a potem przenosi wzrok na Edwarda. – Jesteśmy z Clarabellą starymi znajomymi – wtajemnicza go z uśmiechem, a mi znów zasycha w ustach.

– Och. – Edward patrzy na Luke’a, a potem na mnie.

– Nie aż tak starymi – prostuję drżącym głosem i odchrząkuję. – Studiowaliśmy razem – wyjaśniam narzeczonemu z uśmiechem. – Luke spotykał się wtedy z moją przyjaciółką. Potem straciliśmy kontakt i odnowiliśmy go przy okazji niedoszłego ślubu Travisa. – Spoglądam ponownie na Luke’a. – Mikaeli dziś nie ma?

Próbuję zapanować nad nerwami i uspokoić nierówny oddech.

– Jest, ale to ja będę was dzisiaj obsługiwać – oznajmia.

Nie ma mowy! – krzyczy głos w mojej głowie. Muszę się ugryźć w język, żeby mi się to nie wyrwało.

– Świetnie – mówi Edward. – Cieszę się, że obsłuży nas ktoś, kto dobrze zna moją dziewczynę.

– Właśnie. – Luke spogląda na mnie.

Spuszczam głowę, biorę do ręki szklankę i popijam wodę w nadziei, że pomoże mi przełknąć gulę w gardle.

– Zaraz wrócę do was z jedzeniem.

Odchodzi od nas, a ja popełniam karygodny błąd, odprowadzając wzrokiem jego seksowny tyłek.

– Wszystko w porządku? – pyta Edward.

Odwracam gwałtownie głowę w jego stronę.

– Wydajesz się trochę rozpalona na twarzy – zauważa.

Przykładam dłoń do rozgrzanych policzków. Boże, czyżbym spiekła raka?

– Chyba zrobiło się tu trochę za gorąco. – Rozglądam się i zauważam, że restauracja jest zapełniona ludźmi. – Pójdę do toalety – mówię, a Edward nachyla się i całuje mnie w usta. Uśmiecham się do niego, chwytam torebkę i czekam, aż wstanie i mnie przepuści. Podnoszę się i modlę w duchu, żeby kolana się pode mną nie ugięły. – Zaraz wrócę – zapewniam narzeczonego, po czym ruszam do toalety.

Otwieram brązowe drzwi, podchodzę prosto do umywalki i patrzę na swoje odbicie w lustrze. Moje policzki wyglądają, jakbym zbyt długo siedziała na słońcu lub wypiła za dużo szkockiej.

– Co on tu robi, do cholery? – zadaję to pytanie na głos, chociaż wiem, że nikt mi nie odpowie.

Ostatnią rzeczą, jakiej się spodziewałam, było spotkanie tu Luke’a dziś wieczorem. Kładę rękę na brzuchu, przypominając sobie naszą ostatnią wspólną chwilę. Nie powinnam się tak czuć po tym, co zrobił. A moje ciało nie powinno tak na niego reagować.

– Zdrajczyni – mamroczę do siebie pod nosem, patrząc na swoje piersi, które unoszą się i opadają gwałtownie.

Jesteś zaręczona! – przypominam samej sobie. Masz narzeczonego, którego kochasz.

Czy na pewno? Kiedy Edward mi się oświadczył, nie poczułam żadnego szczęścia. Rozglądałam się tylko w popłochu, a wszyscy zebrani wpatrywali się we mnie w oczekiwaniu na odpowiedź. Jak mogłam mu odmówić? Moje trzydzieste urodziny przerodziły się w nasze przyjęcie zaręczynowe, po którym po raz pierwszy w życiu spędziłam noc na podłodze w łazience. Rano, kiedy się obudziłam, Edward był już przy mnie ze szklanką wody, dwoma ibuprofenami i kalendarzem.

Gdyby to zależało od niego, pobralibyśmy się już po dwóch tygodniach. Na szczęście moje siostry oznajmiły mu, że będą mogły zorganizować mi porządne wesele najwcześniej za cztery miesiące. Powiedziały tak tylko po to, żeby dać mi trochę czasu na oswojenie się z sytuacją, bo sama najlepiej wiem, że potrafimy urządzić wspaniałe przyjęcie w zaledwie siedemdziesiąt dwie godziny.

Przez ostatnie cztery miesiące planowałam swój ślub, chociaż wcale nie byłam na to gotowa i nie czułam się podekscytowana perspektywą zamążpójścia. Z tego, co przeczytałam w internecie i czasopismach dla kobiet, jest to całkiem normalna reakcja. Wcale nie oznacza ona, że nie kocham Edwarda – po prostu muszę się oswoić z myślą, że moje życie i tożsamość wkrótce się zmienią. Tylko dlaczego mam ochotę wykrzyczeć, że te wszystkie wyjaśnienia to wierutne bzdury?

Wyjmuję telefon i piszę SMS-a do sióstr.

Ja: Mamy problem.

Będzie dobrze, zapewniam swoje odbicie w lustrze i odkładam komórkę. Odkręcam zimną wodę, wkładam ręce pod strumień, po czym przykładam je do policzków, żeby się ochłodzić. Powtarzam to samo jeszcze dwa razy, gdy rozlega się sygnał mojego telefonu. Podnoszę go i odczytuję odpowiedź mojej młodszej siostry.

Presley: Przykro mi, ale osoby, z którą próbujesz się skontaktować w tej sprawie, to w ogóle nie obchodzi. A wiesz dlaczego? Bo ostatnim razem, kiedy otrzymała alarmowego SMS-a, tym wielkim problemem okazał się brak pudrowoniebieskich serwetek, co, nawiasem mówiąc, nie jest żadnym dramatem. Co innego nakrycie pana młodego na pieprzeniu własnego drużby albo panny młodej na robieniu loda świadkowi.

Zgrzytam zębami i pospiesznie odpisuję.

Ja: Tym razem to naprawdę poważny problem.

Naciskam „wyślij” w chwili, gdy do naszej konwersacji dołącza Shelby.

Shelby: Czy możemy to przełożyć na jutro? As właśnie wrócił. Nie było go przez cały tydzień.

Presley: Tak, zostaw ją w spokoju. Pewnie właśnie zabiera się za mężusia.

Shelby: Naprawdę myślisz, że zabierałabym się za niego i jednocześnie ci odpisywała?

Presley: Niespodzianka: twój słodki głosik niesie się po całym biurze! Doskonale wiem, co planujesz zrobić z jego penisem. Wszystko słyszałam.

Shelby: Lepiej pilnuj swoich spraw, dobrze?

Presley: Och, wierz mi, bardzo bym chciała zajmować się swoimi sprawami, zamiast słuchać o tym, jak głęboko weźmiesz go do gardła i jak jego jaja obiją się o twoją brodę.

Shelby: TO BYŁA PRYWATNA ROZMOWA!

Dalsza część rozdziału dostępna w pełnej wersji

Rozdział 4

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział 5

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział 6

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział 7

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział 8

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział 9

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział 10

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział 11

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział 12

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział 13

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział 14

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział 15

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział 16

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział 17

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział 18

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział 19

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział 20

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział 21

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział 22

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział 23

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział 24

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział 25

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział 26

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział 27

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział 28

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział 29

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział 30

Rozdział dostępny w pełnej wersji

TYTUŁ ORYGINAŁU:

Mine to Cherish

Redaktorka prowadząca: Ewelina Czajkowska

Wydawczynie: Maria Mazurowska, Monika Rossiter

Redakcja: Jolanta Olejniczak-Kulan

Korekta: Anita Keler

Projekt okładki: Łukasz Werpachowski

Zdjęcia na okładce: © vencav; © martinova4; © eakarat / Stock.Adobe.com

Wyklejka: © TWINS DESIGN STUDIO / Stock.Adobe.com

Copyright © 2022 Natasha Madison

Copyright © 2024 for the Polish edition by Papierowe Serca an imprint of Wydawnictwo Kobiece Agnieszka Stankiewicz-Kierus sp.k.

Copyright © for the Polish translation by Karolina Bochenek, 2024

Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.

Wydanie elektroniczne

Białystok 2024

ISBN 978-83-8371-486-8

Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.WydawnictwoKobiece.pl

   

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Angelika Kuler-Duchnik