Minecraft. Legendy. Powrót piglinów - Matt Forbeck - ebook

Minecraft. Legendy. Powrót piglinów ebook

Forbeck Matt

4,4

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Piglin Kritten ­ – sprytny, choć niepozorny, doradca przywódcy klanu Wielkiego Bungusa – zostaje wygnany z bastionu w Netherze. Przypadkiem trafia na obsydianowy portal prowadzący do Nadziemia. Nie może jednak przez niego przejść, bo wtedy sprowadziłby na pigliny choroby i śmierć. Niebawem w Netherze zjawia się mieszkaniec Nadziemia, nieśmiały i lękliwy Farnum. Szuka nowych zwierząt do swojego zoo.

Kritten daje Farnumowi magmołaza. Chłopak wraca do domu ze wspaniałym nabytkiem, który szybko staje się gwiazdą zoo. Farnum marzy o kolejnych egzotycznych zwierzętach z Netheru. Umawia się więc z Krittenem, że w zamian za nowe okazy będzie mu dostarczał obsydian do budowy bram między światami. Początkowo wszystko idzie dobrze, aż pewnego dnia w zoo zamiast Krittena zjawia się zbrojna armia piglinów. Farnum wraz z przyjaciółmi zostaje uwięziony na wybiegu dla zwierząt…

Przeczytaj inne książki z serii "Minecraft. Najlepsze przygody". Każdą z nich napisał inny autor i w każdej spotkasz zupełnie nowych bohaterów!

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 224

Oceny
4,4 (7 ocen)
4
2
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
szyszusie

Nie oderwiesz się od lektury

meeeeeeeeeeeega
00

Popularność




Tytuł oryginału: Minecraft. Legends. Return of the Piglins

Projekt okładki i ilustracje: A.D. Eno; M.S. Corley

Redaktor prowadzący: Mariola Hajnus

Redakcja: Anna Poinc-Chrabąszcz

Redakcja techniczna i skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski

Korekta: Justyna Techmańska, Renata Jaśtak

Copyright © 2023 Mojang AB. All Rights Reserved. Minecraft, the Minecraft logo, the Mojang Studios logo, and the Creeper logo are trademarks of the Microsoft group of companies. Published in the United States by Random House Worlds, an imprint of Random House, a division of Penguin Random House LLC, New York.

© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2024

© for the Polish translation by Ewa Ziembińska

ISBN 978-83-287-2813-4

Warszawskie Wydawnictwo Literackie

MUZA SA

Wydanie I

Warszawa 2024

–fragment–

Dla Ann, Marty’ego, Laury, Pata, Nicka, Kena i Helen, którzy zawsze pokazują mi, jak się świetnie bawić

Prolog

Gdzie jest Kritten? – Ryk Wielkiego Bungusa niósł się echem w prymitywnej sali tronowej rozsypującego się piglińskiego bastionu. – Potrzebuję jego rozumu, i to już!

Jako przywódca być może największego – i zapewne najpotężniejszego – klanu piglinów[1] w całym Netherze Bungus lubił wydawać polecenia i oczekiwał, że natychmiast będą spełniane. Nie po to wywalczył sobie przywództwo, żeby lekceważono jego życzenia, jakkolwiek byłyby absurdalne. Na myśl, że Kritten najwyraźniej znów go unika – a może wręcz się chowa przed jego całkowicie słuszną wściekłością – krew się w nim gotowała niczym jeziora lawy bulgocące za zrujnowanymi murami bastionu.

– Nie potrzebujesz go! – burknął Uggub. – Masz mnie!

Bungus obrzucił zwalistego piglina okrutnika pogardliwym spojrzeniem.

– Nie jesteś mądry! Tylko silny! W kłopotach, które teraz mamy, mięśnie nie pomogą. Potrzebujemy rozumu! Rozumu Krittena!

Uggub stęknął głośniej i oburzonym prychnięciem skwitował pogląd, że krzepa nie rozwiązuje wszystkich problemów.

– To mięśniom zawdzięczasz ten bastion! Mięśnie go utrzymają!

Bungus zerwał się z prostego kamiennego tronu i grzmotnął Ugguba na odlew, rozkładając go na podłodze.

– Czy twoje mięśnie temu zapobiegły? Hę?

Uggub starannie otarł szczękę i dźwignął się na nogi. Spiorunował Bungusa wzrokiem, jakby oczami mógł miotać strzały prosto w łeb wodza piglinów.

Bungus chrumknął do Ugguba.

– Za wiele jest w Netherze zagrożeń, które mogą nas zabić! Za wiele innych piglinów, które chcą tego, co nasze! Mięśnie nie wystarczą, żeby to wszystko powstrzymać! Mury bastionu też nie wytrzymają! Za dużo tego! Potrzebujemy rozumu!

Słysząc, jak bardzo Bungus potrzebuje jego pomocy, Kritten, piglin o wiele drobniejszy od pozostałych, uznał, że może warto zaryzykować i narazić się na jego gniew. Poprawił ubranie, wyśliznął się ze swojej kryjówki za tronem Bungusa i wkroczył w plamę światła padającego przez dziurę w potrzas­kanym dachu.

– Mam rozum! – oznajmił Kritten jasnym i pełnym nadziei głosem, tylko odrobinę drżącym ze strachu. – Mam dokładnie taki rozum, jakiego potrzebujesz, o, tu go mam, w głowie! Mogę pomóc!

Bungus obrócił się na pięcie i celnym ciosem posłał nadgorliwego piglina w przeciwnym kierunku. Kritten – o połowę mniejszy od rozrośniętych Bungusa i Ugguba – poturlał się jak ogryziona czaszka i rąbnął w ścianę komnaty. Przez chwilę leżał, ogłuszony nieoczekiwaną odmianą losu. Potrząsnął głową, żeby oprzytomnieć.

– Co ja takiego zrobiłem?

Bungus pomaszerował w jego stronę, zaciskając grube łapska w potężne pięści.

– Nie o to chodzi! Problem w tym, czego nie zrobiłeś!

Kritten skulił się, gdy padł na niego długi cień przywódcy.

– Próbowałem! Wiesz, że próbowałem!

– Próbowanie to za mało! – Bungus tupnął obutą nogą. – Może nie będę próbował cię zmiażdżyć! Ale nie wiem, czy mi się uda!

– Pomogłem wam zdobyć ten bastion! – pisnął Kritten do Bungusa, przerażony, lecz wciąż zuchwały. – Pomagam wam go utrzymać!

– Próbujesz nam pomagać go utrzymać! – prychnął Uggub. – Jeśli nam się nie uda, inne pigliny nam go odbiorą!

Bungus aż sapnął na tę myśl, którą Uggub wreszcie ubrał w słowa: myśl, że klan Bungusa niesłychanie podupadł i teraz jakiś inny klan mógłby go wygnać z bastionu – albo zrobić coś gorszego!

To byłoby sprawiedliwe – pomyślał Kritten. – Przecież właśnie w taki sposób Bungus zdobył ten bastion.

– Nigdy! – zagrzmiał Bungus do Ugguba. – To się nigdy nie stanie! Nie dopuścimy do tego!

Uggub chrumknął lekceważąco.

– Grungert też to powtarzał… zanim odebrałeś mu bastion! Tak robią pigliny! Bierzemy, dopóki nas nie wezmą!

Bungus nie miał zamiaru się z tym pogodzić.

– Nie tym razem! Nie nas! Nie mnie!

Uggub prychnął, patrząc na odrobinę większego piglina.

– A niby dlaczego z tobą miałoby być inaczej?

Kritten widział, że pod grubą czaszką okrutnika kiełkuje już ziarno zdrady.

Bungus dźgnął w stronę Krittena poznaczonym bliznami, grubym paluchem.

– Bo ten tutaj mądrala to powstrzyma! Wymyśli, jak nas obronić! I utrzymać dla nas bastion!

– Nas? – Kritten pokręcił głową, zastanawiając się, czy zdradzieckie myśli lęgnące się w mózgu Ugguba zakaziły i jego umysł. – Chyba raczej dla ciebie!

Bungus zaśmiał się pod nosem.

– Nie chodzi już o mnie! Nie tylko o mnie! Chodzi o nas!

Uggub zmarszczył czoło, usiłując pojąć tok rozumowania Bungusa. Okrutnik nie miał wielkiej wprawy w myśleniu.

– Jak to?

– Jeśli upadnę, klan upadnie wraz ze mną. Nie mamy tylu piglinów, żeby beze mnie obronić bastion. Już nie! A skoro mamy za mało piglinów…!

Kritten dokończył zdanie wodza o wiele cichszym głosem:

– Inne klany piglinów wkroczą i rozgromią tych, którzy jeszcze zostali.

Choć Kritten prawie szeptał, jego słowa rozbrzmiały echem w absolutnej ciszy sali tronowej.

Nawet do Ugguba dotarło, że Kritten ma rację – lecz to tylko wzmogło gniew despoty. Odwrócił się do małego piglina, z pyskiem wykrzywionym złością.

– No i co na to poradzisz, mądralo?

Kritten zmartwiał, szukając wzrokiem jedynego wyjścia z komnaty. Tuż przy drzwiach pełniły straż dwa uzbrojone po zęby pigliny, które udawały, że nie słyszały całej rozmowy. Kritten w życiu nie dałby im rady.

Kritten nie miał wyboru. Zerwał się na równe nogi i stanął przed Bungusem, ze wszystkich sił próbując nie trząść się ze strachu, choć to też mu się nie udało. Mógł mieć co najwyżej nadzieję, że jego drżenie będzie wyglądać jak furia.

– Myślisz, że nie próbowałem? Robię, co mogę! To nie moja wina!

Bungus ruszył w stronę Krittena, a doradca czym prędzej zaczął wyjaśniać.

– Twoja też nie! Zbadałem, co się stało z poprzednimi pięcioma wodzami, do których należał ten bastion, i żadnemu z nich nie udało się temu zapobiec!

Bungus szturchnął Krittena w pierś tłustym paluchem, przyciskając go do ściany tak mocno, że drobnego piglina zakłuło serce.

– Może to ty jesteś problemem! A może ja! W każdym razie, masz tylko jedną, ostatnią szansę, żeby coś z tym zrobić!

– A jeśli nie zrobię? – Kritten miał dość zbierania cięgów. Pracował z Bungusem od dawna i była to dobra współpraca, która przynosiła korzyści im obu. Dzięki niej mieli bastion, coś, o co zabiegali, odkąd Kritten pamiętał. Ale co będzie teraz, gdy ten cel został już osiągnięty?

Bungus przesunął kciukiem w poprzek szyi, a potem wskazał nim za ramię.

– Wtedy stąd wylatujesz! Do Netheru! Sam!

Kritten cofnął się na tyle, na ile pozwalała mu ściana, czyli niewiele.

– To wyrok śmierci! Hogliny pożrą mnie żywcem!

Bungus zarechotał.

– Przynajmniej komuś byś się na coś przydał!

Do zoo

Jako właściciel zoo jestem absolutnie do kitu – myślał Farnum, przemierzając Nadziemie, zadowolony, że nikt nie mógł tego usłyszeć. Już i tak trudno było zachowywać pozory w towarzystwie przyjaciół, żeby go nie opuścili. Ale siebie nie umiał okłamywać tak dobrze.

Słońce wisiało wysoko na niemal bezchmurnym niebie, zalewając blaskiem Farnuma i pagórkowaty krajobraz ciągnący się do stóp łańcucha górskiego nieopodal miasta, w którym Farnum się urodził i spędził całe życie. Wokół błąkały się różne zwierzęta, skubały gęstą trawę i przepływały pobliską rzekę. Wiele się o nich nauczył i poznał wszystkie bardzo dobrze – może aż za dobrze.

Szkoda w takim razie, że z zawodu jestem właścicielem zoo.

Problem nie polegał na tym, że Farnum nie lubił zwierząt. Dla stworzeń w swoim zoo pobudował wybiegi o wiele wygodniejsze niż to, co mogłyby znaleźć na wolności. Skoro już musiały zrezygnować ze swobodnych wędrówek, wydawało mu się, że powinien im zapewnić nowe domy, tak wspaniałe, jak tylko się da.

Sęk w tym, że jego zoo było niewielkie i zamieszkiwały je wyłącznie stworzenia podobne do tych, które właśnie mijał po drodze: zwyczajne i pospolite. Każdy mógł je obejrzeć na wolności, wystarczyło tylko wyjść poza granice miasteczka. Jedynym, co zoo mogło zaoferować odwiedzającym, była wygoda.

Farnum wiedział, że na tym polega największa wada jego przedsięwzięcia, ale nie miał pomysłu, co mógłby na to poradzić. Nigdy nie zamierzał otwierać zoo, jednak dziwnym zrządzeniem losu tak się właśnie stało.

Wszystko zaczęło się podczas wędrówki, pewnego dnia, który bardzo przypominał dzisiejszy, kiedy to Farnum natknął się na rannego lisa. Takie stworzenia zwykle można było napotkać wyłącznie w tajdze, więc zwierzak musiał się zabłąkać bardzo daleko od domu. Normalnie Farnum za nic nie zdołałby schwytać zwierzęcia gołymi rękami, lecz lis był ranny, więc pozwolił się podnieść i zabrać do miasta, gdzie Farnum mógł go pielęgnować, póki nie wyzdrowiał.

Kiedy Reynard – bo takie imię otrzymał lis – odzyskał siły, Farnum próbował go wypuścić z powrotem na wolność, ale zwierzak nie chciał odejść. Trzymał się blisko domu i żebrał o słodkie jagody. W końcu Farnum ustąpił i wziął lisa do siebie. Nie pozwalał mu szaleć po całym mieszkaniu – lis ciągle zabierał Farnumowi różne rzeczy i wszędzie je rozwłóczył – za to zbudował mu wielką zagrodę obok budynku.

Choć ogrodzenie miało raczej za zadanie nie wpuszczać ludzi na lisi wybieg, niż nie wypuszczać Reynarda – gdy mieszkańcy zorientowali się, że w mieście zamieszkał lis, zaczęli przychodzić, żeby mu się lepiej przyjrzeć. Ktoś w końcu zapytał, czy mógłby przekazać darowiznę, żeby dołożyć się do utrzymania Reynarda, i nie minęło wiele czasu, a Farnum postanowił oficjalnie otworzyć zoo i rozbudować je wokół lisiej zagrody.

Niestety, Farnum zupełnie nie potrafił szukać rzadkich, egzotycznych stworzeń i sprowadzać ich do zoo. Do tej pory jedynymi zwierzętami w tym przybytku (nie licząc Reynarda) były: krowa, osioł, dwie owce, królik i żółw – czyli zwierzaki, które można było spotkać wszędzie w okolicach miasta.

Nic więc dziwnego, że nikt się specjalnie nimi nie interesował.

Mimo to Farnum wkładał sporo wysiłku w tworzenie cudownego domu dla każdego ze zwierząt, zapewniał im jedzenie i dach nad głową. Nie uważał tego za decyzję biznesową – po prostu czuł, że tak należy postąpić z zagubionymi zwierzętami, i nie miał serca żadnego z nich wygonić, skoro same nie chciały odejść.

Tylko że jeśli miały z nim zostać, czuł się zobowiązany je karmić, a strumień darowizn już prawie wysechł. Jeśli wkrótce nie zdobędzie do zoo czegoś nowego i ciekawego, będzie musiał decydować czy nakarmić zwierzęta, czy siebie.

Na tę myśl zaburczało mu w brzuchu. Poprawił wodoodporny plecak na plecach i zastanowił się, jak długo jeszcze wytrzyma, zanim go otworzy, żeby coś przekąsić.

– Przynajmniej dzień jest piękny – powiedział na głos, choć nikogo z nim nie było.

Właśnie wtedy dostrzegł jaskinię, a właściwie wejście do niej: szeroki otwór ledwie widoczny u stóp łagodnego pagórka. Ten widok ściął mu krew w żyłach.

Farnum nigdy nie oddalał się od rodzinnego miasta. Od czasu pewnego „incydentu w Podziemiu” – jak zwykł go nazywać – z czasów jego młodości. Lubił swoje rodzinne miasteczko. Było wygodne, bezpieczne i pełne różnych ludzi, których znał od zawsze. Pomijając misję znalezienia nowych zwierząt do zoo, nigdy nie miał wielkiej ochoty go opuszczać.

Ponieważ jednak chciał sprowadzić więcej – i niezwyklejszych – stworzeń do zoo, podczas swoich wędrówek zapuszczał się coraz dalej i dalej. Wiedział, że po naprawdę egzotyczne okazy musiałby się zapuścić w jeszcze odleglejsze strony i zbierał się w sobie, żeby to zrobić. Tymczasem uznał, że na początek dobrze będzie przeczesać tereny wokół miasteczka.

Tylko czy to naprawdę wymagało wchodzenia do jaskini? Nie wystarczyłoby trzymać się powierzchni, gdzie widział wszystko z daleka i mógł uciec, gdyby zaatakowało go coś niebezpiecznego? Za młodu przeżył pod ziemią coś okropnego i nie miał ochoty tego powtarzać.

Mimo wszystko – pomyślał sobie – jaskinia to właściwie nie Podziemie, prawda? Przecież nie muszę kopać, żeby się do niej dostać. Jest tam, dostępna dla reszty świata.

Nie był pewien, czy sam w to wierzy, ale ciekawość tego, co mógłby znaleźć w jaskini, walczyła w nim z lękiem – przed tym, co w tej jaskini mogłoby znaleźć jego.

Nogi same poniosły go w stronę wejścia. Można podejść bliżej. Słońce świeci tu jasno i grzeje. Przecież Podziemie nie może wypełznąć przez otwór z tej jaskini i mnie dopaść. Prawda?

Zrobił, co mógł, żeby się ze sobą zgodzić, i drobnymi, lękliwymi kroczkami przysuwał się coraz bliżej wejścia do jaskini. Wydawało mu się, że upłynął cały dzień, ale w końcu stanął przed wejściem i zajrzał do środka.

Przez wejście wpadały z góry promienie słoneczne, oświetlając niewielki fragment kamiennej podłogi. Farnum nie widział niczego więcej, poza tym, że jaskinia okazała się o wiele rozleglejsza, niż miał nadzieję. Jeśli chciał się dowiedzieć co w niej mieszka, będzie musiał tam wejść.

Tylko że nie wiedział, czy będzie w stanie się do tego zmobilizować.

Wyjął pochodnię, zapalił ją, a potem uniósł wysoko nad głowę i powolutku ruszył naprzód. Zorientował się, że jaskinia rozciąga się dalej, niż sięgał wzrokiem w świetle pochodni. Przechylił głowę na bok i wytężył słuch. Nasłuchiwał odgłosów czegokolwiek, co mogło zamieszkiwać tę jaskinię. Dobiegło go tylko ciurkanie wody, ledwie słyszalne gdzieś w oddali.

Zastygł w miejscu. Nie potrafił zmusić nóg do ruchu, choć starał się ze wszystkich sił. W uszach narastał mu łomot bijącego w piersi serca, zagłuszający wszystko inne. Nagłe uczucie, że powinien się odwrócić na pięcie i pognać z powrotem do domu, owładnęło nim tak mocno, że nie wiedział, jak miałby mu się oprzeć.

Wtedy usłyszał za plecami zbliżające się kroki.

* * *

koniec darmowego fragmentu zapraszamy do zakupu pełnej wersji

[1] Pigliny należą do mobów zamieszkujących Nether, nie mają określonej płci.

Warszawskie Wydawnictwo Literackie

MUZA SA

ul. Sienna 73

00-833 Warszawa

tel. +4822 6211775

e-mail: [email protected]

Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl

Wersja elektroniczna: MAGRAF sp.j., Bydgoszcz