Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Zetta jest zafascynowana alchemią, ale w spokojnym pustynnym miasteczku Sienna Dunes obowiązuje zakaz wszelkiej magii. Dziewczyna jest przekonana, że magiczne mikstury pomogłyby ochronić mieszkańców przed ciągłymi najazdami złosadników.
Po kolejnym takim ataku najeźdźców, Zetta ma dość. Wyjeżdża z miasteczka, zatrzymuje się u swojej ciotki, doświadczonej alchemiczki. W domu na zboczu góry poznaje tajniki warzenia mikstur. Któregoś dnia pod nieobecność ciotki znajduje czarne jajo. Niebawem wykluwa się niego smok. Stwór wymaga opieki i jest bardzo przywiązany do dziewczyny. Rośnie. Staje się ulubieńcem całej paczki przyjaciół Zetty.
Czy smok pomoże ocalić mieszkańców miasteczka? Czy przed największym atakiem złosadników Zetta sięgnie po magiczne sztuczki?
Przeczytaj inne książki z serii "Minecraft. Najlepsze przygody". Każdą z nich napisał inny autor i w każdej spotkasz zupełnie nowych bohaterów
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 235
Tytuł oryginału: Minecraft. The Dragon
Projekt okładki i ilustracje: M.S. Corley
Redaktor prowadzący: Mariola Hajnus
Redakcja: Anna Poinc-Chrabąszcz
Redakcja techniczna: Andrzej Sobkowski
Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski
Korekta: Lena Marciniak-Cąkała, Katarzyna Machowska/Słowne Babki
Copyright © 2021 Mojang AB. All Rights Reserved. Minecraft, the Minecraft logo and the Mojang Studios logo are trademarks of the Microsoft group of companies.
Published in the United States by Del Rey, an imprint of Random House, a division of Penguin Random House LLC, New York.
© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2022
© for the Polish translation by Ewa Ziembińska
ISBN 978-83-287-2076-3
Warszawskie Wydawnictwo Literackie
MUZA SA
Wydanie I
Warszawa 2022
– fragment –
Aleksowi,
budowniczemu cudownych światów,
twórcy wspaniałych wynalazków.
Twoje pomysły i wyobraźnia budzą we mnie zachwyt
jak stąd do Kresu i z powrotem
Zetta schowała się za kaktusem na skraju rynku, czekając, aż kilkoro ostatnich mieszkańców Sienna Dunes skończy pracę i wróci do domu na kolację. Słońce zsuwało się po niebie coraz niżej i cienie w tym pustynnym miasteczku zaczęły się wydłużać. Piasek pod stopami Zetty był coraz chłodniejszy, a kiedy zelżał codzienny upał, lekki wiatr nagle stał się rześki.
Zetta jedną ręką otuliła się szczelniej kołnierzem niebieskiej tuniki, a drugą mocno trzymała skórzany plecak, w którym tkwił cały jej ekwipunek: szklane butelki, netherowa brodawka i cenny statyw alchemiczny. Była najlepszą specjalistką od mikstur w Sienna Dunes. Właściwie była jedyną specjalistką od mikstur w Sienna Dunes. Niemniej pewnego dnia będzie świetna, tylko najpierw musiała poćwiczyć, a żeby poćwiczyć, musiała napełnić wodą butelki, i to tak, aby nikt jej nie przyłapał.
Pośrodku rynku wznosiła się wieża z piaskowca, z okienkami do samego szczytu, a na jej czubku wisiał wielki mosiężny dzwon, który w nagłych przypadkach zwoływał mieszkańców miasta. W cieniu dzwonnicy znajdowała się jedyna w mieście studnia. Woda na pustyni była bardzo cenna i zawsze jej brakowało, więc jeśli ktoś brał więcej, niż wynosił jego przydział, nie było to mile widziane. Gdyby ludzie zauważyli, że Zetta zbyt często napełnia swoje butelki, nabraliby podejrzeń i zaczęli wtykać nos w nie swoje sprawy. Nie mogła pozwolić, żeby ktoś odkrył jej eksperymenty z miksturami. Jeszcze nie. A już na pewno nie jej ojciec.
Zetta przyglądała się uważnie sklepikarzom na rynku, zbierającym wystawione na zewnątrz towary. Sprzedawczyni owoców zwinęła swoje stoisko i ostrożnie pochowała arbuzy, jagody i egzotyczne jabłka na następny dzień. Właściciel sklepu ze szlamem pakował utoczone z niego kule, a zdjęte z wystawy kostki wpychał do skrzyni.
Po północnej stronie rynku, tuż obok ratusza, księgarz westchnął, przerzucając kilka ostatnich stron książki, po czym odstawił ją z powrotem na samotny regał. Kiedyś zarządzał całą biblioteką, dopóki mieszkańcy Sienna Dunes nie utracili ciekawości świata i nie zaczęli się kurczowo trzymać utartych zwyczajów. Obecnie w dawnej bibliotece mieściła się szkółka kaktusów. Jakby miasteczko Sienna Dunes potrzebowało ich jeszcze więcej.
W końcu plac niemal opustoszał. Zetta podbiegła do studni i stanęła przy niej, usiłując nie wyglądać podejrzanie, co zupełnie jej się nie udało. Dygotały jej ręce, strzelała oczami na wszystkie strony. Ostrożnie wsunęła dłoń do plecaka, wyciągnęła szklaną butelkę i wyjęła korek. Kiedy się schylała, żeby ją napełnić, usłyszała zbliżające się ciężkie kroki na piasku. Wyprostowała się, wepchnęła butelkę z powrotem do plecaka i zobaczyła, że idzie do niej burmistrzyni Maxine.
– Kolejny piękny wieczór w Sienna Dunes – oznajmiła burmistrzyni, nie zwracając się do nikogo konkretnie. Stała prosto i dostojnie, roztaczając zapach delikatnych kwiatów, takich, które w ostrym pustynnym słońcu natychmiast by zwiędły.
– Bardzo piękny – zgodziła się czym prędzej Zetta. – Siedzę sobie tutaj i rozkoszuję się wiatrem. – I zdecydowanie nie próbuję ukraść, eeeee, pożyczyć, hmm… wziąć trochę wody na mikstury w mieście, które nie ma zbyt dobrego zdania o wytwórcach mikstur.
– Wznoszenie muru idzie sprawnie, jeśli mogę zauważyć. Doceniam twoją pracę w kopalni terakoty. To dzięki ludziom takim jak ty miasto jest bezpieczne. – Burmistrzyni Maxine pochyliła głowę i spojrzała na Zettę, a jej wzrok mówił: Ależ oczywiście, jestem burmistrzynią. Jak miło, że zauważyłaś.
Zetta natychmiast uświadomiła sobie, że jej brązową skórę pokrywa pomarańczowy terakotowy pył. Poczuła jego ziarenka na rzęsach. W swoich czarnych kręconych włosach. W skarpetkach. Podczas pracy w kopalni wdychała go tyle, że nie zdziwiłaby się, gdyby pewnego dnia wykichała całą cegłę z terakoty.
– Mur robi wrażenie, owszem – przytaknęła Zetta przez zaciśnięte zęby. Prawdę mówiąc, była zdania, że nowy mur, który budowano wokół miasta, jest szkaradny. Ale wydobywając terakotę na projekt stanowiący oczko w głowie burmistrzyni, dziewczyna zarobiła tyle szmaragdów, że starczyło na statyw alchemiczny, więc nie narzekała.
– Wszystkiego dobrego, obywatelko – pożegnała się burmistrzyni Maxine i odeszła szybkim krokiem, który przypominał koński kłus.
Zetta odetchnęła z ulgą. Odwróciła się i czym prędzej napełniła butelkę. W ogóle nie rozumiała, o co tyle hałasu. Studnia nigdy nie wysychała. Kiedyś Zetta pomogła dziadkowi napełnić całe dziesięć wiader i poziom wody nie opadł nawet o centymetr.
Dziewczyna drgnęła, kiedy poczuła dotyk na ramieniu. Butelka o mało nie wpadła jej do studni. Złapała ją w ostatniej chwili, a kiedy się odwróciła, zobaczyła swojego ojca. Stał nad nią, zwalisty i srogi, roztaczając dziwny urok. Należał do ludzi, przed którymi rozstępują się tłumy.
– Tato! Ja… – Język Zetty nagle urósł jej w ustach. Potrzebowała wymówki. Czegoś na szybko, żeby nie zadawał zbyt wielu pytań o butelkę z wodą.
Sklep miejskiej kowalki znajdował się naprzeciwko studni. W witrynie, za tabliczką z napisem „Nie zaklinamy”, wystawiono dziesiątki różnych rodzajów broni i narzędzi, zarówno kamiennych, jak i żelaznych. Zetta wiedziała, że w sklepie były też narzędzia diamentowe, ale zamknięto je dla bezpieczeństwa na zapleczu.
– Właśnie miałam sprawdzić cenę żelaznego kilofa – wykrztusiła Zetta. – Zastanawiałam się, co zrobić, żeby pracować wydajniej w kopalni!
Na surowej twarzy ojca zarysował się lekki uśmiech. Oczy mu błysnęły.
– Wreszcie zaczęłaś traktować swoją pracę poważnie, co?
Zetcie niemal zrobiło się głupio, kiedy zobaczyła, że ojciec nagle wydał się z niej dumny. Była córką sztygara, więc wszyscy oczekiwali, że pokocha pracę w kopalni i będzie ją wykonywać tak dobrze jak on. Lecz obecnie kopalnia zajmowała w myślach Zetty ostatnie miejsce. Właściwie prawie zawsze zajmowała w jej myślach ostatnie miejsce.
Zetta odchrząknęła.
– Eee, muszę lecieć, zanim zamkną sklep. Do zobaczenia przy kolacji! – zawołała, po czym wpadłszy do sklepu kowalki, udawała, że ogląda żelazne kilofy, na które nie było jej stać. Przez okno zerkała na ojca kręcącego się po rynku: był cały czas w ruchu, choć nigdy się nie spieszył.
Wiedziała, że za nic w świecie nie uda się jej napełnić butelek, dopóki ojciec jest w pobliżu. Mogła spróbować na farmie dziadków. Wiązały się z tym pewne zagrożenia, ale Zetta nie miała już innego wyjścia. Poczekała, aż ojciec wda się w rozmowę z burmistrzynią, wypadła z kuźni i pognała na południowy kraniec miasta.
Farma była niewielką oazą wśród piasków i żwiru dominujących w pustynnym miasteczku Sienna Dunes. Trzcina cukrowa stała nieruchomo mimo wiatru, podczas gdy zielona nać marchewek lekko falowała. Kury gdakały i dreptały w kurniku, niecierpliwie wyczekując kolejnej porcji nasion. Strach na wróble, sklecony ze starych słupków ogrodzeniowych, beli siana i świecącej dyni, strzegł należącego do Dziadka Nighta ziemniaczanego zagonu, który był wyraźnie większy od grządki z ziemniakami przeznaczonymi na wyżywienie reszty miasta.
A niespełna sześć metrów dalej kuzyn Zetty Ashton energicznie wymachiwał kamienną motyką w sięgającej mu do pasa pszenicy, której jakoś się udało wyrosnąć w pustynnym upale. Zetta pomyślała, że kuzyn powinien niedługo skończyć pracę. Dzień dobiegał kresu, a ona potrzebowała wody. Poza tym, skoro już się tu znalazła, może mogłaby zebrać jeszcze kilka składników do mikstur.
Zettę przepełniała wiara w siebie: tym razem niczego nie zepsuje. Jej brwi już prawie odrosły po tamtej katastrofalnej eksplozji, do której doprowadziła, kiedy po raz pierwszy zabrała się do warzenia mikstur. A teraz radziła sobie całkiem nieźle z przyrządzaniem dziwnych eliksirów, choć nadawały się jedynie do zasmradzania jej pokoju na cały dzień.
Wreszcie Ashton zebrał do ekwipunku leżącą na ziemi pszenicę, na pustych miejscach zasiał nowe ziarna, po czym odwrócił się i poszedł w stronę kurnika. Zetta odetchnęła z ulgą i schylona, trzymając się blisko ziemi, przemknęła do niewielkiego poletka pszenicy, które dostarczało miastu chrupiących bochenków chleba, a czasem ciast i ciasteczek. Pod jej stopami znajomy piach zmienił się w brązową ziemię, miękką i chłodną mimo bezlitosnych promieni słońca.
Zetta przebiegła na palcach przez pszenicę i dotarła do maleńkiego strumyka, który nawadniał uprawy. Kiedy uklękła nad wodą, zaczęło ją męczyć poczucie winy, więc przypomniała sobie, że nie zabierze dużo. Napełni tylko trzy butelki, które będą jej potrzebne do przećwiczenia mikstury szybkości. Miała nadzieję, że z prostszym przepisem pójdzie jej lepiej.
Mikstura niewidzialności, którą zrobiła zeszłego wieczoru, nie wyglądała, jak powinna, więc Zetta obawiała się ją wypróbować. Może netherowa brodawka była zepsuta. To zielsko cuchnęło niczym skrzyżowanie gnijących grzybów ze spoconą pachą, więc trudno było ocenić. Podobnie jak sfermentowane oczy pająka, które Zetta trzymała w osobnej skrzyni, bo zawsze miała wrażenie, że się na nią gapią i wyglądały paskudnie.
Trzcina cukrowa, której dziewczyna potrzebowała do mikstury szybkości, rosła akurat po drugiej stronie farmy, tymczasem Ashton blokował Zetcie drogę, ganiając kilka kur, które uciekły z kurnika. Jednak przywabienie ich z powrotem za pomocą garści ziaren nie zajęło mu dużo czasu. Ashton świetnie sobie radził ze zwierzętami. Kochały go wszystkie świnie, owce i kury. A szczególnie przepadała za nim Ginger, jedyna krowa w miasteczku. Ashton, na nieszczęście Zetty, zasłużył sobie na to uczucie, bo uwielbiał rozpieszczać wszystkie zwierzaki, więc teraz siedział po turecku, głaskał każdą z kur po kolei i nucił im piosenkę.
Która nie miała końca.
Lecz Zetta musiała to przeczekać, jeśli chciała się dobrać do cukru. Zbudowane z piaskowca domy w Sienna Dunes były stłoczone tak ciasno, że dziewczyna mogła się wychylić przez okno i zajrzeć do domu sąsiadów, żeby poprosić o szklankę cukru. Jej sąsiedzi byli miłymi ludźmi i choć niewiele posiadali, wszyscy zawsze chętnie się dzielili, czym mogli. Tyle że plotkowali przy tym, jakby zależało od tego ich życie, a Zetta nie miała najmniejszej ochoty, żeby chlapnęli coś jej ojcu i żeby ten odkrył, że jego córka zabawia się czarami. Musiałby powiedzieć o tym burmistrzyni, a ona zmyłaby Zetcie głowę bez litości, przypominając, że najważniejsze jest proste życie, wolne od takich wymysłów jak mikstury, redstone albo zaklęcia czy w ogóle wszystko, co interesujące.
Właśnie dlatego nowy mur tak bardzo Zetcie przeszkadzał. Burmistrzyni mówiła, że ma chronić miasto przed wrogimi mobami, jednak nie licząc posuchów, szkieletów i od czasu do czasu najazdu rozbójników, miasteczko Sienna Dunes było oazą spokoju. Zetta przypuszczała, że mur miał nie tyle zatrzymać moby na zewnątrz, ile zatrzymać ludzi w środku. Poza granicami ich małego miasta czekało mnóstwo ciekawych rzeczy, lecz niewiele osób śmiało te granice przekroczyć. Jedną z nich była Meryl, ciotka Zetty, ale Zetta ledwie ją pamiętała, bo kiedy ciotka Meryl uciekła na północ w góry, ona sama była jeszcze maluchem.
Wreszcie Zetcie przyszedł do głowy pewien pomysł. Najprawdopodobniej zły, lecz jeśli naprawdę miała kiedyś zostać największą alchemiczką w Sienna Dunes, równie dobrze mogła od razu w siebie uwierzyć. Zamiast czekać, aż kuzyn Ashton sobie pójdzie, mogła użyć jednej ze swoich mikstur niewidzialności, żeby niezauważenie prześliznąć się obok niego. Wyjęła z ekwipunku szklaną butelkę. W środku lekko połyskiwał jasny, lawendowy płyn.
Wyglądał całkiem ładnie, ale kiedy odkorkowała butelkę, ostry smród uderzył ją w nos i przyprawił o odruch wymiotny. Po kilku głębokich oddechach odzyskała panowanie nad sobą, zatkała nos i wypiła wszystko do dna. Poczuła mrowienie w całym ciele, jakby łaskotało ją stado rybików cukrowych. Czy właśnie tak odczuwa się magię? Czy mikstura zadziałała? Zetta stała się niewidzialna?
Pomachała ręką przed oczami, ale niczego nie zobaczyła. Poczuła dziwne łaskotanie w żołądku, jakby znalazła się na skraju wysokiego urwiska.
Wyprostowała się i wstała pośrodku pola pszenicy, nie osłaniały jej już złotobrązowe źdźbła. Teraz mogła bezpiecznie przemknąć obok kuzyna, nie ryzykując, że ją przyłapie. Gdyby ją zobaczył, powiedziałby dziadkom, oni powiedzieliby ojcu Zetty, a ona miałaby przechlapane. Teraz jednak była bezpieczna. Ostrożnie posuwała się do przodu, przez łany pszenicy, następnie grządki ziemniaków, i szła dalej, póki nie minęła Ashtona. Jak długo potrwa działanie mikstury? Zetta nie wiedziała. Wciąż była nowicjuszką w dziedzinie warzenia mikstur – „noobem”, jak nazwałby ją kuzyn. Ale i tak była podekscytowana i nie mogła uwierzyć, że się udało.
– Kto jest dobrą kurką? Kto jest śliczną kurką? – zagadywał Ashton, głaszcząc ptaka przy jasnoczerwonym grzebieniu. – Salma! Tak, właśnie!
Salma zagdakała i zatrzepotała skrzydłami.
– A kto jest najsłodszym małym kurczaczkiem w całym Górnym Świecie? – zaszczebiotał do drugiej kury. – Nella! Na pewno ona!
Nella otarła się łebkiem o pierś Ashtona.
– Jest najsłodszą…
Ashton nagle zamilkł i odwrócił głowę. Spojrzał prosto na miejsce, w którym stała Zetta. Zamarła, nieruchoma jak kamień, i wstrzymała oddech.
– Eeee… Kuzynka Zetta? – zdziwił się Ashton.
O nie. Została zdemaskowana.
– Widzisz mnie? – zapytała z rozczarowaniem w głosie.
– Eeee, tak. Częściowo. Twoją głowę. – Jego brązowe oczy były wielkie jak spodki. – Tak jakby… unosi się w powietrzu?
– Pewnie pospieszyłam się z warzeniem – wymamrotała Zetta. – Albo dodałam za mało netherowej brodawki. Nie mów babci i dziadkowi, że tu byłam, dobrze? Obiecujesz?
– Obiecuję, że nie powiem… jeśli zabierzesz mnie ze sobą na następne polowanie na moby.
Zetta westchnęła i skierowała się do krowiej zagrody po wiaderko mleka, potrzebne do odwrócenia działania niestarannie przygotowanej mikstury. Ashton dreptał za nią.
– Jesteś za mały, żeby plątać się po ciemku na pustyni – powiedziała Zetta. – Może kiedy podrośniesz, będziesz mógł…
– Powtarzasz mi to samo, odkąd skończyłem osiem lat! Już jestem starszy. Jestem gotowy!
– Wiem, że tak ci się wydaje, ale tam jest naprawdę niebezpiecznie – mruknęła Zetta, chwyciła zapasowe wiadro i otworzyła furtkę do zagrody Ginger. Kiedy dziewczyna weszła do środka, krowa się wystraszyła, wszak Zetta składała się teraz z samej głowy. Ginger przegalopowała przez pastwisko. Dziewczyna nie rozumiała krowiego języka, lecz według niej nerwowe porykiwanie oznaczało, że teraz nie ma sensu próbować podchodzić do biednego zwierzaka.
Spojrzała na Ashtona. Był już prawie nastolatkiem. Chudym, ale niemal dorównywał jej wzrostem. Miał bujne czarne loki, łagodne oczy i bystry umysł. Wciąż był naiwny w wielu sprawach, pogrążał się w marzeniach, opowiadał o ziejących trucizną smokach, ognistych płomykach i upiornych ghastach, bez przerwy je szkicował w swoim podartym, starym notesie. Były to fantastyczne stwory, które dorośli wymyślali, żeby nastraszyć dzieci i zniechęcić je do oddalania się od domu.
Zetta już nie wierzyła w takie rzeczy, musiała jednak przyznać, że kuzyn dorastał, więc może już czas zacząć go dopuszczać do przygód z jej przyjaciółmi. Znowu westchnęła i podała Ashtonowi wiadro.
– Okej, przynieś mi trochę mleka i obiecaj, że nie powiesz babci i dziadkowi, że tutaj byłam, a ja pogadam z Riftem i Rayne, żebyś mógł z nami pójść na następny wypad. Nie mogę obiecać, że im się to spodoba, ale będę cię bardzo chwalić, okej?
– Dobra! – zgodził się Ashton.
Zetta wyciągnęła przed siebie rękę, żeby przypieczętować umowę uściskiem dłoni, co oczywiście nie miało sensu, ponieważ jej ręka była niewidzialna. Ashton nie zauważył tej gafy – bo nie mógł – i pobiegł do Ginger. Przez chwilę uspokajał krowę i po minucie wrócił, niosąc wiaderko ciepłego mleka.
Zetta wypiła je duszkiem i poczuła, że magia stopniowo opuszcza jej ciało. Niebawem stało się znów w stu procentach nieprzezroczyste. Pewnie warto byłoby mieć pod ręką mleko na wypadek przyszłych niepowodzeń, chociaż była przekonana, że od tej pory wszystko pójdzie gładko. Zwróciła wiadro Ashtonowi. Uśmiechał się radośnie, ale nie chciała przeciągać struny i prosić o cukier. Mikstura szybkości będzie musiała zaczekać jeszcze jeden dzień.
– Zetta! – Zza kurnika dobiegł ją głos Rifta. Odwróciła się i zobaczyła swoich najlepszych przyjaciół, bliźnięta, Rifta i Rayne, wracające z całodziennej łowieckiej wyprawy. Rift był ubrany od stóp do głów w zieloną skórzaną zbroję, którą sam zrobił z króliczych skór. Jego czarne włosy sterczały, ułożone w kolce, które utrzymywał zielony żel szlamowy, co rano wcierany w nie garściami. Z jego ust nigdy nie schodził półuśmiech, który często oznaczał, że Rift coś kombinuje.
Rayne nosiło prostą, białą tunikę i limonkowy szal owinięty wokół szyi, a na plecach kołczan ze strzałami. Zetta widziała, że przyjaciołom udało się polowanie na zombi. Ze swojego miejsca czuła smród gnijącego mięsa ubitych posuchów.
– Cześć, Rift! Cześć, Rayne! – zawołała, po czym nagle przypomniała sobie o złożonej kuzynowi obietnicy. Uff. Będzie niezręcznie.
Rayne wyciągnęło ze swojego ekwipunku kilka kości i rzuciło je Ashtonowi.
– Masz, do upraw – powiedziało i odgarnęło proste włosy zasłaniające oczy.
Zetta nie rozumiała, jakim cudem Rayne mogło tak celnie strzelać z łuku, kiedy ta gruba kurtyna z włosów wciąż zasłaniała mu widoczność.
– Dzięki, Rayne! – ucieszył się Ashton. – Zetta, to jak, zapytasz swoich przyjaciół, czy mogę z wami polować? – W jego głosie dźwięczała taka radość, że Zetcie ścisnął się żołądek.
– Hej, młody – rzuciła lekko Zetta. Jej beztroska była udawana. Wiedziała, że brzmi nieszczerze, ale już nie mogła się cofnąć. – Wiesz co, widziałam, że na skraju farmy zgasło kilka pochodni, tam, przy silosie. Może poszedłbyś i sprawdził? Wymień je na nowe, jeśli będzie trzeba. Nie chcielibyśmy, żeby w miasteczku zaczęły się lęgnąć posuchy.
Ashton zmarszczył brwi.
– Próbujesz się mnie pozbyć, prawda?!
– Nie, ja…
– Nie możesz wysyłać Ashtona zupełnie samego na drugi koniec farmy – wtrącił Rift z przebiegłym uśmiechem. – Co będzie, jeśli natknie się na króliki-zabójców czy coś podobnego? Jest o wiele za mały.
Ashton się ożywił.
– Jestem wystarczająco duży. Ciągle tam chodzę. Sprawdzę, co z tymi pochodniami. A jeśli wpadnę na jakieś króliki-zabójców, to sobie poradzę. – Dobył kamiennego miecza i się zamachnął. Jedyne, co naprawdę ekscytowało Ashtona, to wymyślone stwory.
Dzieciak bez wątpienia miał bujną wyobraźnię i w tej chwili Zetta niemal widziała kłębiące się w jego głowie przygody.
– Zaraz wracam! – krzyknął jej kuzyn.
Słońce już prawie zaszło i wkrótce moby wylegną na całego.
– Ashton chce iść dziś wieczorem z nami polować na moby – szepnęła Zetta do przyjaciół.
Rayne uniosło brew.
– Chyba jest już wystarczająco duży. Nie mam nic przeciwko temu, żeby tym razem poszedł z nami. Będę pilnować, by nic mu się nie stało.
Rift kiwnął głową.
– Jak dla mnie w porządku.
Zetta pokręciła głową. Spodziewała się, że przyjaciele będą chociaż trochę protestować.
– Ale tam jest tak niebezpiecznie. Zwłaszcza po tym, co się przydarzyło jego rodzicom…
Wszyscy pamiętali, co się stało z mamą i tatą Ashtona. Oboje byli górnikami, codziennie odbywali długie wypady do Great Rift, olbrzymiego kanionu przecinającego pustynię niczym półtorakilometrowa blizna. Dnem rozpadliny płynął strumień bulgoczącej lawy. A głęboko, na samym dole, w stromych ścianach urwisk tkwiły odsłonięte żyły rud: złota, żelaza, diamentów – kusząc żądnych bogactwa śmiałków. Rodzice Ashtona wybrali się tam, ale nigdy nie wrócili. Została po nich blizna przecinająca rodzinę, równie głęboka jak kanion.
– Już jestem! – wysapał Ashton. Dzieciak był absurdalnie szybki. Na czole perlił mu się pot. – Zapytałaś ich?
Zetta położyła mu dłoń na ramieniu.
– Zapytałam. Wszyscy uważamy, że jesteś jeszcze odrobinę za młody. Ale niedługo. Naprawdę niedługo, okej?
Ashton spojrzał na Zettę z takim smutkiem, że nagle zapragnęła naprawdę być niewidzialna. Wiedziała, ile to dla niego znaczy. Skrzywiła się, odprowadzając go wzrokiem. Szedł, powłócząc nogami, i bezmyślnie kopał leżące na ziemi kamyki. Był wściekły. Rozczarowany. Ale tutaj będzie bezpieczny.
– Chodźcie, idziemy – powiedziała Zetta do przyjaciół, zanim zdążyliby zrobić wielkie halo z jej kłamstwa. W Sienna Dunes rodzina była wszystkim, a oni wiedzieli, że lepiej się nie mieszać w rodzinne sprawy. – Mamy moby do upolowania.
* * *
koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji
Warszawskie Wydawnictwo Literackie
MUZA SA
ul. Sienna 73
00-833 Warszawa
tel. +4822 6211775
e-mail: [email protected]
Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl
Wersja elektroniczna: MAGRAF s.c., Bydgoszcz