Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Rodzina Miziołków istnieje naprawdę. Od pierwszego wydania książki upłynął szmat czasu. Jej bohaterom przybyło lat, a książce kolejnych dodruków. W międzyczasie Dynastia Miziołków była nagradzana, tłumaczona, a nawet weszła do podręczników, co wprawiło w osłupienie całą rodzinę. Autorkę wielokrotnie pytano: Kiedy dalszy ciągDynastii? Wymigiwała się od odpowiedzi, zajęta innymi projektami. Aż przyszedł dzień, kiedy zabrakło jej wykrętów i w głowie pojawił się pomysł na kontynuację – tym razem z pomocą Kaszydła, siostry Miziołka.
I oto oni: Miziołek-maturzysta, Kaszydło-nastolatka i Mały Potwór-dziewięcioletni umysł ostry jak brzytwa.
Wszelkie podobieństwo osób, nazwisk i zdarzeń zamieszczonych w książce, do prawdziwych, jest NIEPRZYPADKOWE
Pozdrawiam serdecznie!
Mamiszon
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 155
Serio. Potrafi skopać tyłek. Zwłaszcza kiedy jesteś dziewczyną, masz dwanaście lat (no, prawie) i szurniętą rodzinę na karku. Wiem, o czym mówię. Mam na to trzy dowody:
Po pierwsze – moi rodzice to kosmici. Gdyby istniały egzaminy na dorosłego, oblaliby wszystkie testy. Są na maksa popaprani. Całują się na ulicy – uwierzycie? – przy ludziach!!! I w każde Halloween przebierają się za DYNIE! Boszsz… co za obciach!
Po drugie – mój brat to prawdziwy Lord Vader – samo zło. Wyżera mi słodycze z szafki i nie pozwala grzebać w telefonie. Jest stary jak piramidy – niedługo zdaje maturę. Aha – zapomniałabym – ma pryszcze. Bleee!
Po trzecie – dzielę pokój z młodszą siostrą. Mały Potwór (bo tak ją nazywamy) jest podobno geniuszem. Przynajmniej tak mówi szkolna pedagog. No, nie wiem… Co to za geniusz, co nie potrafi zrobić ollie na deskorolce?
Potwór ma zajawkę na punkcie robaków. Znosi do domu wszystko, co pełza, i potem to hoduje w słoikach. Nigdy nie mogę być pewna, czy w łóżku nie znajdę rodziny skorków. Albo pająka, jak ostatnio.
Moje życie w tym domu to marny serial w amatorskiej obsadzie. Zero prywatności i ciągła walka o łazienkę. Mnóstwo czasu zabiera mi ochrona własnego terytorium. O, choćby teraz – Potwór już węszy wokół mojego biurka.
– Co piszesz?
– Nie twój interes – odpowiadam grzecznie.
– Pamiętnik!? Pokaż!… Daj przeczytać.
Taaa, jasne! Prędzej odgryzę własną głowę.
Na szczęście mam pod łóżkiem walizkę z zamkiem szyfrowym. Potwór się nie dobierze, choćby zdechł.
Jednym stanowczym ruchem wystawiam siostrę za drzwi… O, proszę. Już leci do mamy na skargę. Słaby moment wybrała. Mamiszon nakłada sobie na twarz koreańską maseczkę ze śluzu ślimaka. Serio! W tym stanie nie nadaje się do roli Groźnej Matki.
Szczerze mówiąc, ten pamiętnik to nie mój pomysł. Na pisanie namówił mnie pan Żurek, nasz wychowawca. Powiedział, że to mi pomoże rozwinąć lektykę? Leksykę?… Leksycośtam… nie pamiętam.
Lubię naszego wychowawcę. Co mi szkodzi, spróbuję.
NOWY ROK
Ranek nazajutrz po sylwestrze zawsze jest w naszym domu… eee… melancholijny.
Ja i Potwór z reguły spędzamy Ostatni Wieczór Roku u dziadków, do których jesteśmy podrzucane w przeddzień po to, żeby starzy mogli nabawić się bólu głowy i zakwasów od dzikich pląsów.
Nawet lubię te wieczory z dziadkami. W telewizorze leci rewia sylwestrowa, z której robimy sobie bekę, gramy w planszówki (dziadek daje nam wygrywać), a z wybiciem dwunastej pijemy szampana bezalkoholowego i jemy lody. Kotka Zmora wylizuje resztki. Nikt nie protestuje.
Rano babcia odwozi nas do domu, w którym panuje dziwna cisza. Papiszon słania się na nogach po wczorajszych wygłupach, mama leży w ciemnym pokoju z kompresem na czole, a we włosach ma pełno confetti. Nikt nie zbiera z podłogi porzuconych ubrań, a krawat ojca wygląda, jakby Shrek się w niego wysmarkał. Pod kilku aspirynach rodzice zmartwychwstają, a pod wieczór zaczynają nawet grzebać w lodówce w poszukiwaniu jakiejś paszy. Wtedy zwykle pojawia się Miziołek, bo jemu powrót do domu zajmuje więcej czasu.
W tym roku Mizioł bawił się na domówce u Parzyszka, którego starzy (oboje lekarze) mieli nocny dyżur w szpitalu. Podobno impreza była epicka – Fifa zjadł całe potpourri, czyli perfumowane suche kwiaty, które mama Parzyszka ustawia w szklanej wazie dla aromatu. Tym samym wygrał zakład i mógł w nagrodę pełnić rolę didżeja. No i Fifa przez całą noc potrząsał włosami i czołgał wszystkich ziomków brutal death metalem, który brzmi – jeśli wierzyć Miziołkowi – jak koncert na sześć wiertarek udarowych. Nie da się przy tym przytulać w tańcu z dziewczynami, ale jest brutalna moc (sąsiedzi coś o tym wiedzą).
Miziołek przeżył dzięki temu, że dyskretnie zatkał uszy żelkowymi misiami Haribo.
GENOWEFY, DANUTY
Pierwsza niedziela po sylwestrze, czyli czas na postanowienia noworoczne, które nasza rodzina praktykuje z uporem wartym lepszej sprawy. Postanowienia przypinamy magnesem do lodówki, gdzie płowieją przez cały rok i są niemym świadkiem naszej moralnej porażki.
Mamiszon co roku obiecuje sobie uprawiać jogę i wykuć na blachę odmianę francuskich czasowników nieregularnych. Ale już w kwietniu wycina z maty do jogi wielkanocne zajączki, a podręcznik gramatyki francuskiej służy za protezę kulawej szafki w przedpokoju.
Tata z kolei postanawia zrobić porządek z książkami i nie jeść po osiemnastej. Ha, ha! Nie minęła nawet GODZINA od tej szlachetnej deklaracji, kiedy przyłapałam go w kuchni na gorącym uczynku. W panice oblizywał paluchy i kopnął pod stół sreberko po czekoladowym Świętym Mikołaju.
Postanowienia Miziołka zajmują jedną żałosną linijkę: „dokopać Szwagrowi w brydża”. Naprawdę, mógłby sobie darować… Szwagier (czyli Tadzio) jest wicemistrzem Polski w brydżu sportowym i gra z Miziołem tylko z litości. Daje mu fory, bo są kumplami.
Jedynie Mały Potwór podejmuje realistyczne postanowienia noworoczne na własną miarę. A mianowicie: „wygrać Kangura” (konkurs matematyczny. Spoko, wygra w cuglach) i „zbudować plac zabaw dla mrzygłodków”. Mrzygłodki to takie chrząszcze, które Potwór hoduje w słoiku. Głównie żrą i wydalają. Z niepojętego dla mnie powodu Potwór uznał, że przydałyby im się zjeżdżalnia i karuzela.
Co do moich postanowień, to są skromne. Zamierzam:
– upiec bezę, która nie oklapnie,
– narobić obciachu Paputowi, który jest gorszą wersją grypy żołądkowej w koszulce Bayernu Monachium i z aparatem ortodontycznym na zębach.
TYTUSA, ANGELIKI
Mamy w szkole pana Żurka i panią Barszcz – nie żartuję. A dyrektor nazywa się Jerzy Jarzyna. To tyle, jeśli chodzi o menu. Dyrektora nazywamy Biegusiem, bo to jego ulubione słowo. Ciągle nas pogania i powtarza: „Ruszcie się! Do klasy, BIEGUSIEM!”.
Jest jeszcze matematyk Piecyk. Też nieźle, co?
Papiszon mówi, że to głupio żartować z nazwisk, ale nasza szkoła to nie beczka śmiechu, już prędzej poprawczak, więc co się nawygłupiamy, to nasze.
Pani Barszcz była kiedyś wychowawczynią mojego brata. Uczyła go matmy.
Pamiętam, że kiedy pierwszy raz poszłam do zerówki, pani Barszcz zobaczyła moje nazwisko i zapytała z dziwnym wyrazem twarzy:
– Siostra Miziołka?
No to ja na to, że TAK, rodzona siostra.
A wtedy pani Barszcz pobladła i powiedziała coś jakby:
– Za jakie grzechy…?!
Do dzisiaj nie wiem, o co jej chodziło.
HANNY, EMILIANY
Miziołek wrócił ze szkoły z Mrówą – swoim najlepszym kumplem. Rzucili plecaki w przedpokoju i pobiegli truchtem do lodówki, ale był tam tylko kulinarny eksperyment Mamiszona, czyli krem z jarmużu, który obsycha (nietknięty) trzeci dzień.
Nie zaryzykowali. I słusznie.
Mrówa podwinął rękawy, opasał się ścierką i przystąpił do gotowania. Po kwadransie boski zapach czosnku ściągnął do kuchni całą rodzinę, a po półgodzinie wylizywaliśmy talerze z resztek sosu pomidorowego z kaparami. Rodzice stoczyli pojedynek na groźne miny o ostatnią rurkę makaronu.
Nasi starzy uwielbiają Mrówę. To taki dziwny kolo, który każdą wizytę w naszym domu zaczyna od długiej rozmowy z Mamiszonem na temat przyszłości świata, bozonu Higgsa1 albo leczniczych właściwości dziegciu… Ojcu pomaga sklejać model Lusitanii2 i wymienić żarówkę w kibelku (Mrówa ma blisko dwa metry wzrostu, nie potrzebuje stołka). Te towarzyskie talenty kumpla doprowadzają do szału Miziołka, który wolałby, żeby Mrówa zagrał z nim w Mortal Combat 11 albo pogadał o dziewczynach, zamiast integrować się ze zgredami.
Mrówa wygląda jak pastorał – jest dłuuugi, chudy i zgarbiony na końcu. Nosi grube okulary (tak zwane „telewizory”) i ubiera się niczym król wyprzedaży garażowych. Goście, którzy próbowali robić bekę z Mrówy, szybko odpadli, bo facet nic sobie z tego nie robi – jest wyluzowany na maksa, nieprzemakalny na szyderę, a jęzor ma ostry jak brzeszczot od wyrzynarki.
JULIANA, LUCJANA
Dyrektor Bieguś przyszedł na zastępstwo na polaku. Kazał nam schować podręczniki („Raz, raz, biegusiem!”), usiadł na krawędzi biurka i zapytał z ojcowską troską, jakie mamy plany na przyszłość. Szczerze.
Zazula od razu wrzasnął, że chce zostać youtuberem i zarabiać furmankę monet. Na to Ryś Pyś, że chce być Lewandowskim. Milena przyznała, że generalnie ma wywalone na piłkę nożną, ale mogłaby zostać Lewandowską – dużo fejmu, a mniej biegania.
Dyro nie był zadowolony. Skubał ucho, co zwykle źle wróży. Wskazał Paputa, a ten powiedział, że jak dorośnie, to zostanie egzekutorem długów. Czyli facetem, który przychodzi do zadłużonych ludzi z bejsbolem i groźbami nakłania ich do spłaty.
Tu Bieguś nie wytrzymał – spurpurowiał i przewrócił oczami. No cóż, chciał „szczerze”, to ma. Szybko wskazał Tosię, która, jak się okazało, chce zostać misjonarką w Afryce.
I to zadowoliło Biegusia.
– Brawo! – powiedział.
Zostawił ucho w spokoju i zrobił nam kartkówkę z odmiany czasownika „płowieć”.
SEWERYNA, MŚCISŁAWA
Miziołek całe godziny spędza w łazience na masakrowaniu swoich pryszczy. Grzywkę przypina klipsem nad czołem i dawaaaj nawozić gębę różnymi wynalazkami z drożdży kuchennych, szkolnej kredy i innych tajemniczych składników.
Traf chciał, że właśnie dzisiaj po raz pierwszy wpadła do nas Bella Chrobot, do której Miziołek wzdycha beznadziejnie od czasu szkolnej wycieczki w Góry Stołowe. Wpadła niby pożyczyć zeszyt, ale nie z nami te numery… Było jasne, że wysiłki Mizioła wreszcie odniosły skutek i sprawy pierwszej randki zmierzają w dobrym kierunku. Tyle że brat miał pecha, bo kiedy on siedział w łazience, drzwi otworzył Mały Potwór.
– Dzień dobry. Ty pewnie jesteś siostrą Miziołka? – zaćwierkała Bella słodko, bo kumpele naszego brata zawsze sądzą, że lepiej mieć młodsze rodzeństwo faceta po swojej stronie.
– Mhmm… – mruknął Potwór i szerzej otworzył drzwi. – A ty pewnie jesteś Bella, w której kocha się mój brat?
Dziewczyna trochę się speszyła, bo pierwszy raz miała do czynienia ze szczerym-do-bólu Potworem, ale weszła. Zaczęła coś mamrotać o zeszycie, którego pilnie potrzebuje.
Taaaa… Źle trafiła.
Mały Potwór jest cwany i nie kupuje takiej gadki szmatki, więc wypalił prosto z mostu:
– Musisz poczekać. Mizioł siedzi w kiblu i wyciska pryszcze. Tu jest jego pokój. Nie krępuj się, właź. – Potwór pchnął drzwi zatarasowane stertą ciuchów, książek i brudnych kubków. – Nam tu nie wolno wchodzić… – Siostra wskazała rysunek trupiej czaszki na drzwiach i dwie przekreślone na czerwono sylwetki – moją i Potwora. – Ale ciebie zakaz nie obowiązuje, rzecz jasna, spoko. Zrzuć ten badziew z krzesła, usiądź sobie. On zaraz skończy.
Bella rozejrzała się niepewnie po norze Miziołka, która wyglądała jak po wybuchu granatu odłamkowego – podłogę zaścielały bokserki, skarpety i zmięte czasopisma o piłce nożnej. Na krześle i biurku piętrzyły się tłuste pudełka po pizzy i jednorazowe kubki, z których Mizioł zamierza zbudować model Wielkiego Zderzacza Hadronów. Niestety, Bella chyba nie skumała, że chodzi o przedsięwzięcie naukowe. Chwyciła w dwa palce tackę po frytkach i rozglądała się bezradnie w poszukiwaniu kosza na śmieci. Nic z tego. Kosz był pogrzebany pod stertą komiksów o Kapitanie Żbiku.
Dziewczyna dyskretnie pociągnęła nosem raz i drugi, co nie uszło uwagi mojej siostry.
– Masz rację. Trochę śmierdzi – oznajmił Potwór. – Kiedyś mieliśmy szczura… Jak wracał z wizyty na śmietniku, pachniał tak samo.
I właśnie w tym momencie do pokoju wparował Miziołek. Twarz miał całą w czerwonych plamach, a jego nos wyglądał jak napoczęta porcja tatara. Na brodzie tkwiła resztka paćki z drożdży, a grzywkę miał nadal przypiętą nad czołem różową klamerką do prania. Jednym słowem – Shrek to przy nim książę.
Na widok Belli Miziołek spurpurowiał jeszcze bardziej i zaczął bełkotać:
– Kto?… znaczy… czemu… Nie wolno!… to znaczy… eee… cześć… – A potem chwycił Małego Potwora za kaptur bluzy, uniósł i ryknął: – Zabiję!!!
– Auaaa!!! – wrzasnęła Anka, majtając nogami w powietrzu. – Nie wściekaj się, bo ci KLAMERKA odpadnie!
Mina mojego brata, kiedy zrozumiał, o czym mówi Potwór… niezapomniana!
MARCELINY, MARCJANNY
Przecena w szmateksie! Wszystko po dwa złote!
Mamiszon wrócił z siatą pełną porcelanowych główek lalek. Wyglądają mocno creepy, ale mama desperacko broniła swojego skarbu przed Papiszonem, który rwał włosy z głowy i odgrażał się, że się wyprowadzi z tego cyrku i zamieszka w altance na działkach. Ostygł dopiero, kiedy w telewizji zaczął się jego ulubiony program o majsterkowaniu.
Sprytny Mamiszon upchnął zdobycz w gumowcach taty – są duże i pojemne, a Papiszon nie cierpi chodzić w kaloszach. Minie ze dwa lata, zanim się połapie.
HONORATY, TEODOZJUSZA
Trochę nam łyso, bo po akcji z klamerką Bella nie pojawiła się więcej. Mizioł chodzi jak struty, zamyka się w pokoju, a jak się czasem wynurzy z nory na posiłek, to posyła nam spojrzenie dementora. Okej, Mały Potwór trochę przesadził, przyznaję. Zamierzamy zmontować akcję, która zapewniłaby naszemu bratu względy u Belli. Tylko jeszcze nie mamy pomysłu, jak to zrobić. Potwór, który ma dopiero dziewięć lat, twierdzi, że świetnie zna się na miłości, bo ogląda kreskówki Disneya, a tam wszystko kończy się ślubem, anielskimi chórami i deszczem confetti. No dobra, confetti już mamy, ale to może nie starczyć, bo do Belli startuje taki jeden napakowany dżudoka z tatuażem na karku. Reszta chłopaków z naszego osiedla kocha się w Millie Boby Brown – tej dziewczynie, co grała Jedenastkę w Stranger Things.
ARKADIUSZA, CZESŁAWY
Mizioł przeżywa porażkę z Bellą Chrobot i obwinia nas o to, że zrobiłyśmy z niego bekę. Okej, niech mu będzie, chociaż to nie nasze pryszcze były i nie nasza klamerka.
Po namyśle wymyśliłyśmy sposób, jak namówić Bellę na randkę z Miziołkiem. Nie będzie łatwo, ale trzeba się poświęcić, trudno.
„Nasz człowiek” w liceum Miziołka (czyli kuzyn Misiek) doniósł dyskretnie, że Bella od pół roku chodzi na kurs fryzjerski dla amatorów. To jest informacja wielkiej wagi, bo podobno kursantki muszą ćwiczyć swoje umiejętności na ludziach, a niełatwo kogoś namówić, żeby został fryzjerską świnką doświadczalną. No i my z Małym Potworem heroicznie zgodziłyśmy się poddać eksperymentom Belli, o ile zgodzi się umówić z naszym bratem. Czyhałyśmy na nią pod blokiem. Trochę była zdziwiona, ale w końcu się zgodziła. Deal? Deal! Przybiłyśmy piątkę. Jutro poddamy się fryzjerskiej stylizacji, a w sobotę – randka! No, Miziołku, lepiej żebyś tego nie sknocił.
BOGUMIŁY, WERONIKI
Powiedzieć „masakra”, to nic nie powiedzieć!
Wracałyśmy do domu w reklamówkach z Biedronki na głowie, bo żadna z nas nie wzięła czapki. Ludzie się oglądali i pokazywali nas palcami, ale to nic. Gdybyśmy zdjęły te torby, oglądaliby się BARDZIEJ.
Bella nie oszczędzała sił. Użyła całego swojego talentu, żebyśmy wyglądały jak ostry przypadek fryzjerskiej paranoi. Mały Potwór miał na głowie coś w rodzaju piętrowego gniazda os – zupełnie jak Marge Simpson z kreskówki. Ja miałam fioletowe i pomarańczowe pasma splecione w chałkę nad uszami. Wszystko to usztywnione hojnie lakierem, który sprawił, że grzebienia nie wbijesz. Szybciej dłuto by pomogło.
Poddałyśmy się eksperymentowi bez walki, bo lubimy naszego brata, ale ofiara była zbyt wielka.
Kiedy w przedpokoju zdjęłyśmy z głów reklamówki, Mamiszon chciał wzywać policję, a tata dostał ataku czkawki. Mizioł stanął w progu swojego pokoju i zaczął się śmiać tak bardzo, że aż się zatoczył pod szafkę z butami.
– Kto wam to zrobił? – zapytał, rechocząc. – Na waszym miejscu pozwałbym go do sądu za trwały uszczerbek na wizerunku.
Tego już nam było za wiele.
– Milcz, pustaku! – ryknęłam. – To dla ciebie… To twoja dziewczyna!
– Moja dziewczyna? – zdziwił się Miziołek. – Znaczy… która?
– Jak to KTÓRA?!!! Bella Chrobot. Załatwiłyśmy ci randkę. W sobotę, w kawiarni Mozaika, o szóstej – dodała Anka. Wbiła pazury w „gniazdo os” na głowie i drapała wściekle, bo lakier swędział jak diabli.
– Eeee… Z Bellą…? – stęknął Mizioł.
– Nie dziękuj. Jesteśmy twoimi siostrami – dorzuciłam wielkodusznie.
– Ale…
– Żadne „ale”. Dziewczyna leci na ciebie, tylko jest nieśmiała. Potrzebowała odrobiny zachęty.
– Ale… Ale ja jestem już umówiony na sobotę – wypalił Mizioł. – Z MARZENĄ!
Dalsza część rozdziału dostępna w pełnej wersji
1 Bozon Higgsa – cząstka elementarna nazwana nazwiskiem Petera Higgsa, który przewidział jej istnienie i w związku z tym dostał Nagrodę Nobla w 2013 roku.
2 RMS Lusitania – brytyjski parowiec transatlantycki zwodowany w 1904 roku.
Joanna Olech
Miziołki wracają, czyli Kaszydło rządzi!
© by Joanna Olech
© by Wydawnictwo Literatura
Ilustracje:
Joanna Olech
Opracowanie graficzne:
Katarzyna Kołodziej
Korekta:
Lidia Kowalczyk, Joanna Pijewska
Wydanie I, Łódź 2022
ISBN 978-83-8208 -096-4
Wydawnictwo Literatura
91-334 Łódź, ul. Srebrna 41
tel. (42) 630-23-81
www.wydawnictwoliteratura.pl
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Angelika Kuler-Duchnik