My Best Friend's Big Brother - Sandra Ozolin - ebook + audiobook

My Best Friend's Big Brother ebook i audiobook

Sandra Ozolin

3,7

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

11 osób interesuje się tą książką

Opis

Siedemnastoletnia Cassandra Murei mieszka sama z ojcem. Kiedy ten musi wyjechać na dwa tygodnie w delegację, dziewczyna ma spędzić ten czas u przyjaciółki Rose. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie starszy brat Rose – Collin Thompson.
Collin to kapitan drużyny futbolowej i… zarozumiały dupek, który zmienia dziewczyny jak rękawiczki. On i Cassandra od razu zaczynają pałać do siebie niechęcią. W dodatku chłopak postanawia uprzykrzyć jej życie. Okazuje się, że nie bez powodu jej nie lubi – chce się zemścić za to, co matka Cass zrobiła w przeszłości.
Wydaje się, że dla tej dwójki nie ma szans na pojednanie i te dwa tygodnie będą dla Cassandry udręką, a nie posmakowaniem wolności. Jednak sprawy jeszcze bardziej się komplikują, kiedy podczas gry w butelkę Collin dostaje zadanie, by pocałować Cass.                                                                                                                                        

Opis pochodzi od wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 341

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 8 godz. 21 min

Oceny
3,7 (631 ocen)
248
125
112
104
42
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
unreal_girl

Nie polecam

Nie znalazłam w tej pozycji nic dobrego. Zero wartości, a nawet więcej. To jest szkodliwe. Autorka niepotrzebnie dotknęła tematu bulimii, poza tym, że bohaterka na nią cierpiała i ze dwa razy zastanawiała nad zjedzeniem pizzy, nic więcej w tym temacie nie było. Dostałam za to przejaskrawiony obraz młodzieży, która nadużywa alkoholu i papierosów, uprawia se*s z kim popadnie i robi co chce, a ich rodzice na to pozwalają. Sportowcy, którzy palą pod przyzwoleniem trenera? Bez komentarza. Kwintesencją jest sposób zdobycia miejsca w klubie cheerleaderek. Poza dwoma pierwszymi konkurencjami, które były obrzydliwe to finał był totalnym przegięciem. Seks na czas z tym samym chłopakiem? Poważnie?! I nikt nie widzi w tym nic złego? Kto wydaje te książki, to ma czytać młodzież? Takie postacie mają być wzorcami? Warsztat pisarski na bardzo niskim poziomie. Książka ma mnóstwo powtórzeń, a bohaterowie są płytcy. Nie polecam tego czytać. Kolejna książka wyciągnięta z Wattpada, szkoda, że poza milionam...
bookostrada

Nie polecam

dawno nie czytałam tak złej książki. miałam momemtami wrażenie, że ta książka to reklama uzależnienia od alkoholu, czy papierosów. Szale goryczy przelał casting na cheerleaderkę. TRAGEDIA.
51
Weronika8608

Z braku laku…

infantylna, słaba językowo, postacie kiepsko wyreeowane, nic specjalnego, ładna okładka
41
Zaczytana_mama_40_

Nie oderwiesz się od lektury

Recenzja "My Best Friend's Big Brother" Autorka @xblvckbevryx Książka napisana dla młodzieży Siedemnastoletnia Cassandra Murei mieszka sama z ojcem. Kiedy ten musi wyjechać na dwa tygodnie w delegację, dziewczyna ma spędzić ten czas u przyjaciółki Rose. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie starszy brat Rose – Collin Thompson. Collin to kapitan drużyny futbolowej i… zarozumiały dupek, który zmienia dziewczyny jak rękawiczki. On i Cassandra od razu zaczynają pałać do siebie niechęcią. W dodatku chłopak postanawia uprzykrzyć jej życie. Okazuje się, że nie bez powodu jej nie lubi – chce się zemścić za to, co matka Cass zrobiła w przeszłości. Wydaje się, że dla tej dwójki nie ma szans na pojednanie i te dwa tygodnie będą dla Cassandry udręką, a nie posmakowaniem wolności. Jednak sprawy jeszcze bardziej się komplikują, kiedy podczas gry w butelkę Collin dostaje zadanie, by pocałować Cass Książka młodzieżowa o problemach nastolatków ich pierwsze zauroczenia , miłość . Ostatnio jest sporo ks...
20
Dragon_library73
(edytowany)

Nie polecam

💟 Nie sądziłam że to możliwe ale znalazłam polski odpowiednik Colleen Hoover. I nie, to nie jest komplement... 💟 Zacznę od tego, że już na wstępie autorka spartoliła sprawę. Fabułę zaczęła w dzień wyjazdu ojca Cass i jej przeprowadzki do Rose. I nie byłoby w tym nic złego gdyby nie to że całą, absolutnie całą przeszłość podała jak komunikat dworcowy już na trzeciej stronie. Spowodowało to, że kompletnie nie zżyłam się z bohaterami. Mialam tak bardzo wywalone na ich historię, że szok. Gdybym zaczęła czytać inną książkę w połowie moja reakcja byłaby taka sama. A przecież można było to wykorzystać, dać jakieś retrospekcje, kiedyś/teraz, wpisy w pamiętniku, cokolwiek. Ozolin chyba uznała,że to zbyt nudne i nic nie wnosi. Wielki błąd. 💟 Ponadto bohaterowie tej powieści to jakaś porażka. Cass przejmuje się wszystkim, roztrząsa każde mrugnięcie i słowo Collina. Co z tego, że 3 dni był dla niej miły? Jeśli na czwarty dzień jest burkliwy to już oznacza, że ona go nie lubi a on ją. Jej rozc...
10

Popularność




Copyright ©

Sandra Ozolin

Wydawnictwo NieZwykłe

Oświęcim 2022

Wszelkie Prawa Zastrzeżone

All rights reserved

Redakcja:

Kamila Recław

Korekta:

Anna Grabowska

Edyta Giersz

Redakcja techniczna:

Paulina Romanek

Projekt okładki:

Paulina Klimek

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8320-292-1

Rozdział pierwszy

Cassandra

sobota, 13 kwietnia

– Cassandro Murei, wychodzimy – oznajmił tata.

– Cass, tato. Cass – westchnęłam. – Wszystko masz? – zapytałam go, gdy ruszyliśmy do wyjścia. Nigdy nie lubiłam, kiedy ludzie zwracali się do mnie moim pełnym imieniem. Wolałam zdrobnienia, takie jak Cassie czy Cass.

– Raczej tak – odpowiedział, klepiąc się po kieszeniach. – Nie jesteś na mnie zła? – Poprawił marynarkę. W jego głosie czaiła się nuta niepewności.

– Gdybym znów musiała zostać z dziadkami, tobym się najzwyczajniej na ciebie obraziła. – Otworzyłam drzwi i czekałam, aż tata wyjdzie, tocząc za sobą walizkę. – Ale ponieważ te dwa tygodnie spędzę u Rose, to ci wybaczam. – Posłałam mu ciepły uśmiech.

Odkąd tata zaczął pracować w nowej firmie, często wyjeżdżał w delegacje. Czasem nie było go tydzień, a nawet dwa. Zazwyczaj spędzałam ten czas u dziadków, ale tym razem jakimś cudem udało mi się go namówić, żebym mogła zostać u mojej przyjaciółki, Rose.

– Jesteś już w końcu prawie dorosła. Nie mogę cię trzymać pod kloszem, ale wiesz, że gdybym mógł, to owinąłbym cię w folię bąbelkową i przypiął do grzejnika – zażartował, przechodząc koło mnie.

Taksówka przyjechała zaledwie chwilę później. Pożegnałam się z tatą, mocno go przytulając, po czym ruszyłam w stronę domu Rose, który znajdował się dwie przecznice dalej.

Zapukałam do drzwi, a kiedy te po chwili się otworzyły, moim oczom ukazał się Collin – starszy brat mojej przyjaciółki. Ciemne włosy opadały mu niedbale na czoło, a jego prawie czarne tęczówki uważnie mi się przypatrywały. Zmrużył lekko oczy i przechylił głowę na bok, jakby w zamyśleniu.

– A już miałem nadzieję, że to ktoś wyjątkowy albo chociażby ładny. – Prychnął, odchodząc od drzwi.

Co za kretyn.

Posłałam mu krzywy uśmieszek, po czym weszłam do środka.

– Cass! – usłyszałam, a gdy podniosłam głowę, ujrzałam rozczochraną przyjaciółkę zbiegającą po schodach w piżamie i jeszcze wyraźnie zaspaną.

Dziewczyna rzuciła mi się ze śmiechem na szyję. Mocno ją do siebie przytuliłam, po czym przywitałam się z jej mamą, Grace. W kuchni usiadłam naprzeciwko przyjaciółki i przyglądałam się jej, kiedy szykowała sobie płatki na śniadanie. Dyskretnie spojrzałam na zegar, który wskazywał czternastą.

Moją uwagę przykuł nagle Collin, narzucający na siebie skórzaną kurtkę, która wspaniale opinała jego mięśnie. Założył na nos czarne ray-bany, po czym złapał za kluczyki auta i wyszedł z domu bez słowa. Gdy drzwi zamknęły się za nim z hukiem, przeniosłam wzrok na przyjaciółkę, która w tym momencie wkładała łyżkę płatków do ust.

– Mam złe wieści – odezwała się, kiedy przełknęła jedzenie, zerkając jednocześnie na krzątającą się po kuchni Grace. – Nie udało mi się namówić mamy, żebyś spała ze mną przez te dwa tygodnie. Toczyłyśmy zaciekłą walkę, ale jej argumenty przewyższyły moje. – Rose ze znudzeniem przewróciła oczami, odsuwając od siebie już pustą miskę. – Coś tam o tym, że byśmy tylko przegadały i przechichrały każdą noc.

Słysząc to, zaśmiałam się.

– To bardzo możliwy scenariusz.

– Rose mówiła mi, że chcesz dostać się do drużyny cheerleaderskiej w szkole. Kiedy kwalifikacje? – Grace zwróciła się nagle do mnie.

– Już w ten poniedziałek – odparłam.

– W takim razie będę za ciebie trzymać kciuki. Czujesz się przygotowana?

Wzruszyłam lekko ramionami.

– Chyba tak. Choć trochę się stresuję. Jakby nie było, zbliżamy się do końca roku, a utworzyło się kilka miejsc tylko dlatego, że naszej drużynie futbolowej w tym roku poszło lepiej, niż ktokolwiek się spodziewał, a to oznacza więcej pokazów, no i na większą skalę. Poziom, jakiego będą od nas oczekiwać, też pewnie będzie dość wysoki.

Następny kwadrans wałkowałyśmy temat cheerleaderek, po czym udałyśmy się z przyjaciółką na górę, gdzie znajdowały się trzy sypialnie i łazienka. Pokój po lewej należał do Rose. Obok znajdowała się łazienka, a trochę dalej były dwa następne pomieszczenia. Jedno z nich należało do Collina. Weszłyśmy do ostatniego pokoju, w którym jako dzieci spędziłyśmy więcej godzin, niż byłabym w stanie zliczyć. Pokój kiedyś był wypełniony przeróżnymi zabawkami i pluszakami. Teraz pełnił funkcję gościnnej sypialni.

Gdy tylko przekroczyłyśmy jej próg, przyjaciółka rzuciła się na duże łóżko stojące pod oknem i rozciągając kończyny, stwierdziła:

– Dobrze by nam zrobił jakiś maraton komedii romantycznych.

Słysząc to, parsknęłam śmiechem.

– To brzmi jak dobry plan na nasz wspólny weekend.

W NOCY NIE mogłam zasnąć. Przewracałam się bezsilnie z boku na bok, starając odepchnąć naprzykrzające się myśli, jednak były silniejsze ode mnie, zresztą jak zawsze. Gdy tylko jedna z tych myśli zdołała się przedostać do mojej świadomości, ciągnęła za sobą dziesiątki innych. Nie policzę, ile razy zastanawiałam się w łóżku nad tym, co wydarzyło się pięć lat temu, gdy moja mama i tata Rose i Collina wdali się w romans, po czym zostawili nas wszystkich. Ich czyny niosły za sobą konsekwencje, na przykład moje poczucie bezwartościowości i mocno od tamtej pory zaniżona samoocena. Starając się nad tym zapanować, straciłam panowanie nad całą resztą. Nim się obejrzałam, wpadłam w bulimię. Jakiś rok później trafiłam do psychiatry, a później raz w tygodniu chodziłam na spotkanie z panią psycholog, na której kanapie wylałam tyle łez, że aż wstyd mi się przyznać.

Nie byłam jednak jedyną osobą, która odczuła skutki decyzji tamtych dwojga. Rose opuściła się w nauce, odsunęła od znajomych, zamknęła w sobie na długi czas. Collin zaś zmienił się ze szczęśliwego dzieciaka w zimnego drania, który pod żadnym pozorem nie pozwala nikomu się do siebie zbliżyć. Do tego po części żywi do mnie nienawiść, ponieważ jestem córką kobiety, która rozbiła jego rodzinę.

Całe to rozmyślanie sprawiło, że zaschło mi w gardle, więc wyczołgałam się z łóżka i jak najciszej podreptałam do kuchni. Czułam się jak ninja, wyciągając szklankę z szafki, ale nagle rozproszył mnie hałas otwierających się drzwi. Odwróciłam się i ujrzałam Collina.

Zamknęłam drzwiczki, nalałam do szklanki wody i usiadłam przy stole. Collin wszedł do kuchni i zbliżył się do szuflady. Wyciągnął z niej dwie łyżki i tak z nimi stał, uważnie się w nie wpatrując.

– Można wiedzieć, co robisz? – zapytałam, na co on mnie tylko uciszył machnięciem ręki. Dopiero po chwili odpowiedział:

– Porównuję łyżki. Nie przeszkadzaj – powiedział to tak, jakby takie zachowanie było całkowicie normalne.

– Musiałeś naprawdę dużo dziś wypić. – Zaśmiałam się, podczas gdy on odłożył jedną z łyżek na miejsce. Potem odwrócił się na pięcie i podszedł do lodówki, by wyciągnąć z niej karton mleka. Siedziałam i przyglądałam się, jak pijany Collin robi sobie płatki, mamrocząc coś do siebie pod nosem. W końcu usiadł naprzeciwko mnie, a gdy uniósł wzrok, ujrzałam jego źrenice. W tym samym momencie poczułam smród marihuany. – A ty znowu jesteś totalnie zjarany – zwróciłam mu uwagę, wstając od stołu, żeby odłożyć kubek do zlewu.

– Masz seksowny tyłek – powiedział Collin, gdy stałam do niego plecami, co mi przypomniało o tym, że mam na sobie tylko koszulkę i majtki. Jakby nie było, nie planowałam spotkania nikogo w kuchni o tej porze.

Natychmiast odwróciłam się w jego stronę i zaciągnęłam koszulkę w dół, co niewiele pomogło.

Collin odszedł od stołu, zostawiając po sobie na blacie pustą miskę. Kiedy usiłował wejść po schodach, potknął się i upadł, robiąc dość dużo hałasu.

– Wcześniej go tu nie było – wymamrotał, głaszcząc schodek, a ja zaczęłam się śmiać. Gdy tylko upewniłam się, że reszta śpi, uciszyłam go i pomogłam mu wstać.

– Chodź, pijaku – mruknęłam, po czym pomogłam mu wejść po schodach i zaprowadziłam go do pokoju.

– Poczekaj – wybełkotał, gdy wychodziłam.

Odwróciłam się, a Collin właśnie zaplątał się we własną koszulkę. Brawo.

Pokręciłam z rozbawieniem głową, po czym podeszłam i pomogłam mu ją ściągnąć, tym samym odsłaniając jego wyrzeźbiony brzuch. Och, moja wewnętrzna – już podniecona – bogini przebudziła się i wyszeptała mi do ucha, że zdecydowanie powinnam przesunąć opuszkami palców po jego nagim torsie. Na szczęście opamiętałam się w porę i natychmiast opieprzyłam za to w myślach.

– Dzięki, Cass – odezwał się chłopak, kładąc się na łóżko.

– Jesteś o wiele milszy, gdy sobie zapalisz. Powinieneś to w sumie wdrożyć na stałe – zażartowałam, odchodząc od łóżka.

– Tak samo seksowny tyłek jak wcześniej – wymamrotał pod nosem, przewracając się na drugi bok.

– Mam nadzieję, że nie będziesz go jutro pamiętał – rzekłam, czując, że się trochę czerwienię. – Dobranoc, Collin.

Rozdział drugi

Cassandra

poniedziałek, 15 kwietnia

Budzik rozdzwonił się zdecydowanie zbyt głośno i zbyt wcześnie. Czy jestem jedyną osobą, która ma ochotę zabić wszystko, co się rusza i żyje, o tak wczesnej porze? Złapałam za jedną z poduszek i przykryłam nią twarz, po czym głośno westchnęłam. W końcu wyczołgałam się z łóżka po pięciu minutach i wsunęłam na siebie krótkie spodenki. Następnie wyszłam na korytarz, gdzie poczułam świeżo parzoną kawę, którą każdego ranka robiła Grace. Otworzyłam drzwi do toalety i zastałam tam Collina. Znów odruchowo zawiesiłam wzrok na jego umięśnionych ramionach, po czym w odbiciu ujrzałam jeszcze wspaniale prezentujący się tors, bo jego właściciel miał na sobie tylko spodenki. W końcu nasze nasze spojrzenia się skrzyżowały, a kąciki jego ust uniosły się w krzywym uśmieszku.

– Człowieku, naucz się zamykać drzwi na klucz – mruknęłam, wchodząc do łazienki. Mój komentarz musiał go zdezorientować, bo ściągnął brwi.

– A ty naucz się pukać, i skoro już wiesz, że toaleta jest zajęta, to na cholerę wchodzisz? – zapytał, skupiając się z powrotem na układaniu swoich ciemnych włosów na żel.

– Żeby popatrzeć sobie na twój seksowny tyłeczek – powiedziałam z nutą sarkazmu w głosie, łapiąc za moją kosmetyczkę, na co on w odpowiedzi posłał mi sarkastyczny uśmiech.

– Przecież wiesz, że nie mówiłem tego serio. Tego się nie da nazwać seksownym – stwierdził, obcinając mnie wzrokiem.

Aua, co za menda.

Wyciągnęłam z kosmetyczki mocne, damskie perfumy i spryskałam go całego od tyłu, a on zaczął wrzeszczeć coś niezrozumiałego.

– Oczywiście, że się nie da. Mój tyłek jest tak piękny, że nie sposób go wręcz opisać – oznajmiłam, po czym wyszłam z łazienki.

Poszłam do pokoju Rose i usiadłam przy jej toaletce, żeby zrobić sobie delikatny makijaż, w trakcie kiedy ona szukała sobie ciuchów.

WESZŁYŚMY DO KLASY równo z rozpoczęciem zajęć.

– Brawo, chyba pierwszy raz się nie spóźniłyśmy przez twoje ślimaczenie. – Zaśmiałam się, gdy usiadłyśmy w przedostatniej ławce. Nauczycielka zaczęła sprawdzać obecność, a kiedy skończyła, oznajmiła, że będziemy robić projekt na temat atmosfery. Od razu posłałyśmy sobie z Rose spojrzenia oznaczające: „zaklepuję cię”. Niestety, nauczycielka wszystko popsuła, uznając, że tym razem mamy pracować z kimś, z kim nie robiliśmy projektów przez ostatni miesiąc. Moja przyjaciółka posłała mi przepraszające spojrzenie i wstała, po czym dosiadła się do Stelli. W tym samym momencie do mnie dosiadł się Brad, a właściwie to wcisnął się do mojej ławki i objął mnie ramieniem.

– To jak, Cass, co powiesz na wspólną pracę? – zapytał, szczerząc się do mnie.

Przyjaźniliśmy się z Bradem, odkąd pamiętam, i nawet jakiś czas temu ze sobą flirtowaliśmy, o czym wiedział chyba każdy w tej szkole, ale na tym się skończyło. Brad nigdy nie posunął się dalej niż zaczepka na szkolnej imprezie czy puszczenie do mnie oka z drugiego końca klasy. Wszystko w sumie trochę się wyjaśniło, kiedy kilka tygodni temu przyznał, że w zasadzie nie pociągają go dziewczyny. Jednak nie było to dla mnie wielkim zaskoczeniem. Może to przez moje skrzywdzone ego, które domagało się odpowiedzi na to, czemu nigdy nie zaszło pomiędzy nami więcej, ale już od dłuższego czasu miałam przeczucie, że chłopcy pociągają go tak bardzo, jak i mnie.

Trafił nam się temat pod tytułem „Jak zjawiska zachodzące w atmosferze wpływają na samopoczucie”.

– I właśnie w takich chwilach czuję, że nasza nauczycielka mnie nienawidzi. – Westchnęłam, opierając głowę na jego ramieniu.

KIEDY PO ZAJĘCIACH weszłam do stołówki, nie słyszałam już własnych myśli. Wszyscy biegali, śmiali się i gadali głośniej, niż to potrzebne. Usiadłam z Rose, Leną i Bradem przy jednym z wolnych stolików.

– Jak to jest, że każdy przystojny i miły chłopak albo jest zajęty, albo jest gejem? – zapytała nagle Lena, opadając bezradnie na ławkę, na co się roześmialiśmy.

– Też się nad tym zastanawiałam… – oparłam brodę na dłoni, po czym przekierowałam wzrok na Brada i westchnęłam. – Płeć żeńska naprawdę wiele straciła, kiedy wypadłeś z naszego obiegu.

Siedzieliśmy tak z dziesięć minut, żartując i rozmawiając o pierdołach. W końcu Brad postanowił wyjść, żeby zapalić, a ja uznałam, że też się zaciągnę, tyle że świeżym powietrzem.

Przy drzwiach napotkaliśmy grupę futbolistów. Gdy przekroczyli próg stołówki, wszystkie dziewczyny skupiły na nich uwagę i zaczęły do siebie szeptać i chichotać. To był naprawdę żenujący widok. W jednej sekundzie zmieniły się w hieny, gotowe do upolowania czegokolwiek, co stanie na ich drodze.

Kiedy przechodziliśmy obok zawodników, złapałam kontakt wzrokowy z Collinem, ale szybko się odwróciłam do przyjaciela.

– Znalazłeś już sobie jakiegoś przystojniaka na bal na zakończenie roku?

– Nie. I najprawdopodobniej nie znajdę – wymamrotał z rezygnacją w głosie.

– Oj, nie przesadzaj. Jeżeli nie znajdziesz sobie kogoś do tego czasu, to ja z chęcią pójdę jako twoja partnerka.

– Nie wolałabyś iść z kimś, kogo pociąga twoja płeć? – Zaśmiał się.

– Nie. Zdecydowanie nie. – Pokręciłam głową z przerażeniem. – Jeśli mam iść z kimś na ten bal, to będziesz właśnie ty – powiedziałam, obejmując go ramieniem.

Brad wyciągnął paczkę papierosów i wysunął ją w moją stronę, ale podziękowałam.

– Powinieneś rzucić – zauważyłam.

– Wiem. – Uśmiechnął się, odpalając papierosa.

OSTATNIE W PLANIE mojego dnia były kwalifikacje do drużyny cheerleaderskiej. Wyszłam z szatni przebrana w strój, który w zasadzie więcej odkrywał, niż zasłaniał, a moja przyjaciółka czekała już na szkolnym boisku. Kiedy mnie zobaczyła, uniosła znacząco brwi.

– Nawet nie zaczynaj – bąknęłam, a ona się roześmiała.

– Stresujesz się?

– Trochę. – Wzruszyłam ramionami. – Ale raz się żyje, czyż nie?

Rose została na trybunach i wystawiła do mnie kciuki w górę, gdy podeszłam do reszty dziewczyn.

– Kiedy zaczynamy? – spytała Lucy, kierując swoje słowa do kapitanki.

– Czekamy jeszcze na kapitana – powiedziała Kate.

W momencie gdy odpowiedziała, wszystkie głowy skierowały się w kierunku męskiej szatni, z której wychodzili właśnie chłopcy z Collinem na czele.

Kiedy do nas podbiegł, uważnie przyjrzał się grupce zebranych dziewcząt, a na końcu zatrzymał wzrok na mnie. Wydawał się zdezorientowany. Najwyraźniej nie spodziewał się mojego widoku.

– Dobra, dziewczyny, ruszcie swoje seksowne tyłeczki, ponieważ któraś z was zostanie moją cheerleaderką – powiedział, przeciągając się, a ja nie mogłam się powstrzymać od przewrócenia oczami na ten jego durny tekst.

– Która z was jest dziewicą? – spytała Kate.

Zamurowało mnie, bo nie spodziewałam się ani tak osobistego pytania, ani tego, że pojawi się przy okazji kandydowania do drużyny cheerleaderek. Tymczasem jedna z dziewczyn niemal natychmiast podniosła rękę, a zanim ja również zdążyłam to zrobić w jakimś dziwnym odruchu szczerości, Kate krzyknęła:

– Odpadasz!

Dziewczyna zacisnęła wargi w cienką linię, odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę szatni.

Kate spiorunowała nas wzrokiem, wyczekując, czy jeszcze któraś podniesie rękę. Powstrzymałam się ostatkiem sił. Nie tylko ze strachu przed Kate, ale też dlatego, że zbyt długo marzyłam o dołączeniu do szkolnej drużyny cheerleaderek. To było marzenie moje i mamy. Chodziłam na gimnastykę i tańce przez długi czas. Gdy zniknęła z mojego życia, porzuciłam to wszystko, ale teraz postanowiłam to zmienić. Głupi fakt, że jestem bardziej zacofana niż większość dziewczyn i nie sypiam z każdym pierwszym lepszym kolesiem na imprezie, nie pokrzyżuje mi planów. No a w końcu, do cholery, co to ma do bycia cheerleaderką?

Collin chyba zauważył, jak cofam rękę, ponieważ mi się uważnie przyglądał, a na jego twarzy widziałam ten wkurzający uśmieszek. Na szczęście się nie odezwał.

– Nie potrzebujemy tu dziewczyn, które nie potrafią się zabawić. – Ton głosu kapitanki był zimny, co sprawiło, że zaczęłam się zastanawiać, czy podjęłam właściwą decyzję. – Szukam tylko zdecydowanych cheerleaderek. Pewnych siebie dziewczyn. Niepotrzebne tu nam żadne zakompleksione cnotki. A co do inicjacji… – Przerwała na chwilę, aby się nam powoli przyjrzeć. Na jej twarzy pojawił się podejrzany uśmiech. – Będziecie miały trzy zadania. Ta, która wykona je najlepiej, zostaje cheerleaderką kapitana. Pozostałe będą musiały wziąć się w garść i dawać z siebie wszystko na treningach, żeby uczestniczyć w przyszłych pokazach. – Dziewczyna zamilkła na chwilę, żeby wziąć głęboki wdech, po czym, wypuszczając powietrze, zmrużyła oczy, jakby się nad czymś zastanawiała. – A! W piątek odbędzie się pierwsza inicjacja na imprezie u Noah. A do tego czasu będziemy trenować układ, więc do roboty!

Po chwili prezentowała już kroki do choreografii, których miałyśmy się nauczyć. Kątem oka zauważyłam, że Collin oddala się w stronę boiska. Przyglądałam mu się przez krótką chwilę. Możliwe, że wyczuł na sobie mój wzrok, bo odwrócił głowę i rzucił mi szybkie spojrzenie przez ramię, po czym równie szybko odwrócił się i podbiegł do trenera.

– Cass! Później będziesz się mogła poślinić na widok kapitana, a teraz skoncentruj się, bo układ sam się nie wykona – syknęła nagle Kate.

Przez cały trening zastanawiało mnie, co ma dziewictwo do bycia cheerleaderką. I czy Collin zauważył, jak cofnęłam rękę? A co, jeżeli się wygada? Zaskoczył mnie również fakt, że nie tylko były to kwalifikacje do drużyny, ale rywalizowałyśmy również częściowo o zostanie cheerleaderką kapitana. Nawet nie wiem, jak bym się z tym czuła. Biorąc pod uwagę nienawiść Collina do mnie, istniało ryzyko, że to byłaby dość niekomfortowa sytuacja.

Trening zakończył się wykładem na temat tego, jak ważna jest nasza samoocena. Kapitanka kazała nam powtarzać sobie „jestem superlaską” rano, po południu i wieczorem, jakby od tego zależało nasze życie. Dużo kosztowało mnie niewybuchnięcie głośnym śmiechem.

W DRODZE DO domu słońce grzało mocno jak na kwiecień, ale pogoda w Portland bywała naprawdę nieprzewidywalna. Rozmawiałam z przyjaciółką o kwalifikacjach i o pytaniu, które padło. Rose również nie miała pojęcia, jak dziewictwo mogłoby być powiązane z cheerleadingiem, ale poradziła mi się nie przejmować ani tym, że skłamałam, ani Collinem, który prawdopodobnie zauważył moje wahanie.

– Jak minął wam dzień? – zapytała Grace, gdy przekroczyłyśmy próg domu.

– Dobrze – odparła szatynka, rzucając plecak przy drzwiach, po czym obie ściągnęłyśmy buty i weszłyśmy do kuchni.

– A gdzie Collin? – kobieta stała plecami do nas przy kuchence, mieszając coś w garnkach.

– Nie wiem, skończył trening w tym samym czasie co my i do tego jeździ do szkoły autem, a my chodzimy na pieszo, więc zakładam, że został i przeleciał jakąś laskę w szatni – powiedziała szczera do bólu Rose, a ja o mało nie zachłysnęłam się powietrzem. – Spokojnie, mama zdaje sobie sprawę z tego, że urodziła męską dziwkę. – Moja przyjaciółka zaśmiała się, klepiąc mnie po ramieniu.

Grace tylko pokręciła głową, stawiając przed nami dwie miski z zupą pomidorową.

– Twój brat nie jest męską dziwką, po prostu… powiedzmy, że ma bogate życie seksualne. – Kobieta starała się obronić Collina albo przynajmniej określić to w lepszy sposób.

– Nazywaj to sobie, jak chcesz. Ale obie wiemy, że gdyby dostawał dolara za każdą dziewczynę, jaką przeleciał i przeleci, to mógłby nas utrzymywać do końca naszych dni – stwierdziła Rose, patrząc w talerz i krzywiąc się, jakby zobaczyła coś obrzydliwego w zupie.

Nagle rozległ się dźwięk otwieranych drzwi, a naszym oczom ukazał się Collin. Miał rozczochrane włosy i właśnie poprawiał kołnierz swojej koszuli.

– Mówiłam, mamo, prawdziwy żigolo – szepnęła Rose, a ja zaczęłam się śmiać, z całych sił starając się nie pluć jedzeniem.

– MASZ JUŻ SUKIENKĘ na bal? – Przyjaciółka wpadła do mojego pokoju jak szalona i rzuciła się na łóżko.

– Do balu jest jeszcze masa czasu. Znasz mnie, znajdę sobie coś dzień lub dwa przed – zapewniłam, nie odrywając wzroku od ekranu.

– Cass! To bal na zakończenie roku! To coś więcej niż jakaś tam zwykła impreza szkolna. Będą robić pamiątkowe zdjęcia, będziemy tańczyć w parach, będą wybierać króla i królową balu i… no, Cass! – krzyknęła ponownie, gdy zorientowała się, że nie przykładam zbyt dużej uwagi do tego, co do mnie mówi. Odsunęłam od siebie laptopa, wzięłam głęboki wdech i odwróciłam się w jej stronę.

– Królową zostanie zapewne Sara, a królem prawdopodobnie twój brat. Ja, jeśli w ogóle się tam zjawię, to pewnie z Bradem i zrobię to tylko ze względu na niego. Bo, szczerze, gdyby nie on, nie miałabym z kim iść. Więc dla mnie ten bal to naprawdę nic wielkiego – stwierdziłam.

Rose zmarszczyła czoło. Po chwili namysłu przerzuciła włosy przez ramię.

– Zgadnij, kto mnie zaprosił. – Skrzyżowała ręce na piersi, a jej usta rozciągnęły się w podejrzliwym uśmieszku.

– Żartujesz, prawda? – zapytałam, wytrzeszczając oczy.

– Nie żartuję.

Obie zaczęłyśmy piszczeć jak głupie. Gdyby ktoś stał z boku i się nam przyglądał, uznałby, że mamy szansę trafić do psychiatryka.

– Idę na bal z Edwardem! – krzyknęła podekscytowana.

Edward to chłopak, z którym Rose kombinowała już od dłuższego czasu, ale żadne z nich nie odważyło się zrobić pierwszego kroku. Cóż, do teraz. Pasowali do siebie, tak sądziłam. Edward raczej nie był aniołkiem, ale za to dość przystojnym blondynem, co było słabym punktem Rose. Tak, zdecydowanie blond włosy i niebieskie oczy to jej typ. A czy ja mam swój typ? Raczej nie, choć preferuję chłopaków z ciemnymi tęczówkami.

Z niewiadomych powodów nagle przed oczami ukazał mi się Collin, więc mocno zamrugałam kilka razy, próbując się pozbyć tego obrazu.

– Jest strasznie romantyczny, a co do jego mięśni…

– Uważaj na tego gościa – usłyszałyśmy nagle znajomy głos.

Collin, którego zdołałam wypchnąć z myśli, pojawił się nagle w pokoju. Stanął i oparł się o framugę drzwi ze skrzyżowanymi na piersi rękami. Miał na sobie spodnie od dresu (mogę się założyć, że od tyłu wyglądał w nich jeszcze lepiej) i białą koszulkę, w tej chwili prawie przezroczystą, bo musiał dopiero wrócić z siłowni. Mokry materiał przyklejony do jego torsu pozwolił nacieszyć się moim oczom.

– Nie podsłuchuj! Zresztą to nie twoja sprawa – warknęła Rose, na co chłopak się tylko złośliwie uśmiechnął.

– Moja. Jesteś moją młodszą siostrą. Ktoś musi o ciebie dbać. Poza tym to flirciarz – stwierdził, co wydawało się słodkie, a przynajmniej ja tak sądziłam. Moja przyjaciółka miała najwidoczniej inną opinię na temat tego komentarza.

– Chociaż nie jest żigolakiem jak ty – warknęła, przewracając oczami.

– Lepiej być męską dziwką niż żeńską – parsknął, spoglądając na mnie. Jego komentarz kompletnie mnie zaskoczył.

– Coś sugerujesz? – Uniosłam brew już zirytowana.

– Widziałem, jak dziś chciałaś podnieść rękę, gdy padło pytanie o dziewictwo. Tak jakby ktoś ci miał uwierzyć w to, że jeszcze nie przeleciałaś połowy szkoły. – Zaśmiał się, co wywołało u mnie gniew. Oj, i to wielki.

– Jestem dziewicą, ty idioto – syknęłam. – Zresztą to nie twoja sprawa.

– Jasne, a ja jestem księdzem – powiedział piskliwym głosem, udając mnie, chociaż nawiasem mówiąc, w ogóle nie przypominało to mojego głosu. – Niedługo może i mnie zaliczysz? – Puścił do mnie oko.

– Jesteś ostatnią osobą, z którą bym się przespała!

Nagle moja przyjaciółka chwyciła za pierwszą rzecz, jaką pewnie miała pod ręką, a padło na biednego pluszaka, i wycelowała w swojego brata. Collin złapał miśka bez problemu i uniósł znacząco brwi, po czym odwrócił się, rzucił przez ramię krótkie „dobranoc”, a następnie zostawił nas w spokoju.

– Idiota! – krzyknęłam za nim. Zamknęłam laptopa ze złości i obróciłam się na krześle w stronę Rose. Wzięłam głęboki wdech, próbując się uspokoić. Czemu jego głupi komentarz aż tak bardzo wyprowadził mnie z równowagi?

– Przez tego dupka odechciało mi się wszystkiego – wyznałam.

Dziewczyna przewróciła oczami i zaczęła się śmiać.

– On jest naprawdę idiotą, skoro uważa, że kłamiesz. – Rose ułożyła się wygodnie na poduszce. – Przecież z daleka widać, że jesteś istnym niewiniątkiem.

Spiorunowałam ją wzrokiem. To nieprawda. Chyba… raczej nie.

– Ja po prostu nie rozumiem, co mu takiego zrobiłam… – bąknęłam, odchylając się bezsilnie do tyłu.

– Cass, nie bierz tego do siebie. Wiesz, że po utracie ojca obwinia wszystkich dookoła. Kiedyś mu przejdzie. A przynajmniej mam taką nadzieję.

– Zacznijmy od tego, że nie jest jedyną osobą, która straciła kogoś ważnego. Poza tym, ja nie mam z tym nic wspólnego. – Westchnęłam.

PO JAKIMŚ CZASIE Rose poszła do swojego pokoju, a ja zostałam sama. Położyłam się na łóżku, a moje myśli zaczęły galopować. Z jednej strony rozumiałam Collina. Pamiętałam, jak dużo czasu spędzał z tatą i jak bardzo był do niego przywiązany. Ale z drugiej to, co stało się pomiędzy naszymi rodzicami, to nie była moja wina. Jego komentarze naprawdę potrafiły czasem zaboleć, choć wydawało mi się, że nie zawsze zdawał sobie z tego sprawę.

Nie mogłam zasnąć. Nagle uświadomiłam sobie, że nie mam mojego pluszaka, misia, którego kiedyś dostałam od mamy. Wstałam z łóżka i podeszłam korytarzem do pokoju Collina. Przełknęłam z trudem ślinę, po czym delikatnie zapukałam, lecz nikt się nie odezwał. Otworzyłam więc ostrożnie drzwi i, widząc, że Collin siedział przy komputerze i słuchał muzyki przez słuchawki, rozejrzałam się po pokoju. Zauważyłam mojego uszatka leżącego na łóżku, więc ruszyłam mu na ratunek.

– Boże! Chcesz, żebym dostał zawału? – uniósł się, a ja nic nie powiedziałam, choć byłam bliska śmiechu.

Nieustraszony Collin przestraszył się dziewczyny w swoim pokoju? Kto by pomyślał.

Złapałam za to, po co przyszłam, i ruszyłam w stronę wyjścia. Nagle poczułam, jak jego dłoń owija się wokół mojego nadgarstka i pociąga do tyłu. Straciłam równowagę i wylądowałam na jego kolanach.

– Chyba ci się ostatnio przytyło. – Collin się zaśmiał, co wcale nie było dla mnie zabawne. Jego słowa dotknęły czegoś bardzo delikatnego. Czegoś, co siedziało do dziś gdzieś głęboko w środku. Rany, która zawsze zaczynała krwawić przez głupie uwagi na temat mojego ciała czy mojej wagi. – Przyszłaś mnie zaliczyć? – zadrwił.

– Proszę, daj mi wreszcie spokój – wydukałam, czując, jak łzy napływają mi do oczu. Miałam naprawdę ciężki dzień i byłam zmęczona, więc emocje wzięły górę i przytłoczyły mnie dodatkowo mocno. A jego głupie komentarze przelały czarę goryczy.

– Płaczesz? – W jego głosie było słychać zaskoczenie i gdybym go nie znała lepiej, to powiedziałabym, że i troskę.

Wstałam i wyrwałam mu mój nadgarstek. Ścisnęłam mocno pluszaka i starając się kontrolować spływające już po moich policzkach łzy, podreptałam do drzwi.

– Jesteś zły na innych, ponieważ cię skrzywdzono, a sam robisz to samo… – wymamrotałam pod nosem już za progiem. Z jednej strony miałam nadzieję, że to do niego dotrze, a z drugiej może i lepiej, żeby tego nie usłyszał.

Gdy wróciłam do łóżka, minęła zaledwie chwila, a po moich policzkach ponownie zaczęły spływać słone strumyki łez. Z całych sił zacisnęłam powieki. Wiedziałam, że nie powinnam brać słów Collina na serio, bo przecież on nie wiedział o moich kłopotach. Nie miał zamiaru mnie skrzywdzić umyślnie, a przynajmniej bardzo chciałam w to uwierzyć. Nadal miałam nadzieję, że stary Collin tam gdzieś jeszcze był i po prostu potrzebował czasu.

Rozdział trzeci

Cassandra

wtorek, 16 kwietnia

Obudziły mnie palące promyki słońca, które wdzierały się do mojego pokoju przez niezasłonięte okno. Przewróciłam się leniwie na drugi bok i złapałam za telefon. Mój budzik miał zadzwonić dopiero za trzynaście minut. Wyciągnęłam się, wydając z siebie dziwne dźwięki, po czym wyczołgałam się z łóżka. Chwyciłam za parę czarnych rurek z dziurami i białą koszulkę z napisem “When your lipstick costs 48$, you can’t afford to be kissing fuckboys”1, a następnie podreptałam powoli do łazienki i wzięłam prysznic, starając się nie zamoczyć włosów. Gdy skończyłam, wyszczotkowałam zęby i związałam ciemne, brązowe fale w kucyk. Ledwo zdążyłam wciągnąć na siebie ciuchy, kiedy nagle drzwi się otworzyły i stanął w nich Collin. Od razu złapaliśmy kontakt wzrokowy.

– Oj, sorry. Myślałem, że łazienka była wolna – powiedział, odwracając wzrok, i gdy już chciał wyjść, odezwałam się:

– Spokojnie. Już skończyłam. – Złapałam za piżamę i wychodząc, starałam się uniknąć jego spojrzenia. Nie byłam zła za wczoraj. Jednak ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowałam, były jego docinki i zbędne komentarze.

W pokoju rzuciłam piżamę na łóżko, a potem zeszłam na dół. Wyciągnęłam miskę i nasypałam do niej czekoladowych płatków, po czym zalałam je mlekiem.

Kilka minut później na dół zszedł już wyszykowany Collin. Miał na sobie czarne jeansy i szarą bluzę, która wyglądała na niezwykle miękką. Mogłam się założyć, że była bardzo wygodna.

– Do twarzy ci w tej bluzie – powiedziałam, wlepiając wzrok w miseczkę stojącą przede mną, aby uniknąć jego ciemnego spojrzenia. Kątem oka zauważyłam, jak Collin rozejrzał się zdezorientowany, a gdy wreszcie załapał, że zwróciłam się do niego, rzucił cicho „dzięki”.

To jedno słowo musiało go dużo kosztować.

Jednak jakby nie było, Collin wydawał się dziś jakiś milszy, spokojniejszy. Może usłyszał to, co wymamrotałam wczoraj, wychodząc z jego pokoju? A może po prostu był zmęczony i nie zebrał jeszcze sił na zagrywki zimnego drania.

– WIDZIMY SIĘ NA przerwie, tak? – zapytała Rose tuż przed rozpoczęciem nowej lekcji.

W odpowiedzi kiwnęłam potakująco głową. Ona ruszyła w stronę klasy, a ja podreptałam do szatni. Przebrałam się w czerwono-czarny strój składający się z krótkiej, obcisłej bluzki i jeszcze krótszej spódniczki. Gdy wyszłam na boisko, chłopcy robili już rozgrzewkę, a dziewczyny stały i rozmawiały.

– Co dziś będziemy robić? – zwróciłam się do Kate.

Dziewczyna odwróciła się w moją stronę i przeleciała mnie od góry do dołu wzrokiem.

– Do twarzy ci w tym – zauważyła, posyłając mi podejrzany uśmiech. – Będziemy znów powtarzać choreo. – Odeszła trochę dalej, tak żeby każda z nas mogła ją zobaczyć, i kontynuowała. – Dziś przećwiczymy układ i wybierzemy jedną z was. – Ucichła na chwilę, a następnie uważnie się nam przyjrzała. – Cassie lub Sara. Obie jesteście szczupłe i dość drobne. Zaprezentuję wam coś, wy to powtórzycie, a ja ocenię, która zrobiła to lepiej – oznajmiła, po czym zawołała Collina i Noah. – Wybicie i lądowanie – zażądała.

Po chwili kapitanka znalazła się na ich ramionach. Odliczyli do trzech i wybili ją w górę, gdzie dziewczyna zrobiła podwójne salto w powietrzu. Uczyłam się tego kiedyś, ale Kate zrobiła to z takim wdziękiem i taką łatwością, że zaczęłam się zastanawiać, czemu to ona nie będzie wykonywać tej części układu.

Po chwili stanęła koło nas.

– Sara, pokaż, co potrafisz. – Poklepała dziewczynę po plecach.

Gdy blondynka znalazła się na ich ramionach, chłopcy ponownie odliczyli do trzech, po czym wybili ją w powietrze. Udało się jej zrobić tylko jedno salto, a lądowanie naprawdę musiało boleć Collina i Noah, bo Sara nie zakończyła salta tak, jak powinna, i obaj oberwali po głowach, na co cała reszta zareagowała śmiechem.

– Następnym razem trzeba powiedzieć, jeśli się czegoś nie potrafi. Trener nie byłby zadowolony, gdyby stracił dwóch najlepszych zawodników. – Kate się zaśmiała i popatrzyła na mnie. – Nie pozabijasz ich?

Spojrzałam na chłopaków i zmrużyłam oczy, po czym wzruszyłam ramionami.

– Zastanowię się, czy któryś z nich mi ostatnio nie podpadł, i zdecyduję w locie – odparłam.

Podchodząc do nich, złapałam kontakt wzrokowy z Collinem. Wzięłam głęboki wdech, kiedy stanęłam na ich ramionach. Chodziłam na gimnastykę powietrzną, więc z saltem nie powinnam mieć problemu. Bardziej bałam się lądowania. W tej samej sekundzie musisz zapanować nad całym ciałem, napięciem brzucha i równowagą; co jest jeszcze trudniejsze w locie. No i musisz to wszystko wykonać w odpowiednim czasie.

Wybili mnie w powietrze. Dwa obroty wydawały mi się idealne, a lądowanie nie najgorsze. Nie zabiłam ich i prawdopodobnie nie sprawiłam im wielkiego bólu.

– Muszę przyznać, że z mojego punktu widzenia wyglądało to prawie profesjonalnie, a co wy sądzicie o lądowaniu? – Kate zwróciła się do chłopaków.

– Idealnie. – Noah puścił do mnie oko.

Collin nie skomentował. Aż dziwne, przecież dociekliwe komentarze to jego mocna strona.

WYCHODZĄC ZE SZKOŁY, szłam z Bradem pod rękę. Nie wiedziałam, co z nim było tego dnia, ale czułam, że coś jest na rzeczy.

– Czy aby czasem ktoś ci nie wpadł w oko? – Uważnie mu się przyjrzałam.

– Nie, nie. – Jego policzki się zaczerwieniły, co mnie rozbawiło. Brad miał ponad metr dziewięćdziesiąt, był bardzo umięśniony i do tego miał wytatuowane obie ręce. Więc kiedy taki facet się rumieni, to coś znaczy.

– Przyznaj się – powiedziałam stanowczo. Brad przeczesał palcami czarne włosy, po czym westchnął.

– Christian… – Lekko przymknął powieki. – Po prostu coś w nim jest… – odparł zakłopotany.

– Awww! – szepnęłam. – To megaurocze.

– Byłoby, gdybym miał u niego jakiekolwiek szanse.

– Christian jest bi.

– Tak, wiem. Ale się przyjaźnimy. To by było dziwne.

– Urocze – poprawiłam go.

Gdy doszliśmy do parkingu, mój przyjaciel pożegnał się ze mną, zamykając mnie w żelaznym uścisku swoich ramion, po czym zaczęłam powoli dreptać w stronę domu przyjaciółki. Zdążyłam przejść zaledwie jakieś sto metrów, kiedy zauważyłam przejeżdżające auto Collina, które o dziwo zatrzymało się kilka metrów przede mną. Gdy podeszłam bliżej, ujrzałam chłopaka, który trzymał jedną rękę na kierownicy, a drugą papierosa poza oknem. Przyglądał mi się przez chwilę, po czym zapytał:

– Podwieźć cię może?

Zaskoczył mnie tym pytaniem.

1 Gdy twoja szminka kosztuje 48$, to nie możesz całować dupków.