Personal Bodyguard - Sandra Ozolin - ebook + audiobook + książka
BESTSELLER

Personal Bodyguard ebook i audiobook

Sandra Ozolin

4,1

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

63 osoby interesują się tą książką

Opis

Hailee Walker jest córką jednego z najbardziej znanych biznesmenów w Nowym Jorku. Niestety to oznacza, że jej bezpieczeństwo może być zagrożone. Ojciec, aby zapewnić jej właściwą ochronę, postanawia, że najlepszym wyjściem będzie, jeżeli dziewczyna wyjedzie z miasta. 

Jednak nie opuści domu sama. 

Jej towarzyszem zostanie osobisty ochroniarz. Ten mężczyzna nie jest jej jednak obcy, właściwie to ktoś bardzo jej bliski, a szczególnie jej sercu, które pięć lat temu okrutnie złamał. Alexander Moore wiele dla niej znaczył. Teraz dziewczyna już nie jest tą samą naiwną, zakochaną w nim panienką. 

Złamane serce karmi się nienawiścią, a Hailee zawzięcie napełniała nią swoje każdego dnia przez minione lata. Zapomniała jednak, że łatwiej jest kogoś nienawidzić na odległość.

Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia.             Opis pochodzi od Wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 417

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 9 godz. 39 min

Lektor: Katarzyna Kukuła
Oceny
4,1 (318 ocen)
161
64
56
31
6
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
NataliaSerementa

Nie polecam

Dawno się tak nie zmęczyłam czytając książkę. Nawet nie dobrnęłam do końca. Teraz, wcześniej, teraz, wcześniej i tak w kółko że idzie zwariować. Jak dla mnie strata czasu a autorka powinna znaleźć sobie inne hobby.
161
AgaWiktoria
(edytowany)

Z braku laku…

O matko 🙈 kto to pisał? Ojciec dał córkę i ochroniarzowi lewy dowód po czym dał także karte do firmy 🙈 to już chyba każdy wie przez użycie karty można kogos zlokalizować… i ona taka sprytna i się nie zorientowała zd coś nie tak. Historia grubymi nićmi szyta. Niedopracowana. Dziecinna A zachowanie bohaterki było chamskie, zachowywała się jak nastolatka, niby była już dojrzalsza 🙄🙄🙄 dialogi bez polotu. Aleksander był bezpłciowy, bez charakteru. Kiepska książka… ochroniarz pytający się „mogę dotrzymać ci towarzystwa” 🫣
120
abolek

Nie polecam

Mam wrażenie, że przebiegłam maraton - tak bardzo się zmęczyłam czytając tę książkę. Bohaterzy bez charakteru, za to okropnie denerwujący. Fabuła bez ładu i składu. No po prostu NIE. Coraz częściej zastanawiam się czy w wydawnictwach ktokolwiek czyta treść książki przed wydaniem, bo nie chce mi się wierzyć, że ktoś mógł przeczytać m.in.powyższe dzieło i stwierdzić, że warto to wydać na papierze.
JKoniak
(edytowany)

Z braku laku…

Jestem na 10 rozdziale i te opisy to jakaś masakra za długie za dużo ich za mało dialogu. Do tej pory praktycznie milczą 😂
60
Kinok78

Z braku laku…

Książka mało interesująca. Nudni bohaterowie. Wszystko bardzo naciągane.
60

Popularność




Copyright © for the text by Sandra Ozolin

Copyright © for this edition by Wydawnictwo NieZwykłe, Oświęcim 2024

All rights reserved · Wszystkie prawa zastrzeżone

Redakcja: Magdalena Mieczkowska

Korekta: Alicja Szalska-Radomska, Anna Miotke, Maria Klimek

Oprawa graficzna książki: Paulina Klimek

ISBN 978-83-8362-626-0 · Wydawnictwo NieZwykłe · Oświęcim 2024

Grupa Wydawnicza Dariusz Marszałek

Playlista

Ron Pope – A Drop In The Ocean

Alesso, Zara Larsson – Words

David Kushner – Daylight

Kelly Clarkson – Because Of You

Hozier – Work Song

Kurt Hugo Schneider, Christina Grimmie, Sam Tsui – Just a Dream

Fleetwood Mac – The Chain (2004 Remaster)

Ryan Adams – Desire

sanah – Pocałunki (M. Pawlikowska-Jasnorzewska)

Anna Wyszkoni – Z ciszą pośród czterech ścian

RAYE – Flip A Switch.

Matoma, Ayme – Losing It Over You

Lewis Capaldi – Forget Me

Hozier – Eat Your Young

Sasha Alex Sloan – Dancing With Your Ghost

Miley Cyrus – Stay

Saint Clara – Oh My God

Ben Howard – Promise

Ari Abdul – Hellgirl

Christopher – Just Kiss Me

David Kushner – Burn

Q – Take Me Where Your Heart Is

Giveon – Heartbreak Anniversary

Taylor Swift – Don’t Blame Me

The Righteous Brothers – Unchained Melody

Rozdział pierwszy

T E R A Z

Nowy Jork

Oczekuję cię w moim biurze za pół godziny.

Nie spóźnij się.

Czytając tę wiadomość, czuję, jak nagły niepokój ściska mi żołądek. Gdy ojciec każe mi się stawić w biurze bez wyjaśnienia, to zazwyczaj zapowiada kłopoty. Ciekawi mnie, co tym razem wymyślił: nowy interes, rodzinny kryzys, a może ma jakąś nieoczekiwaną, życiowo wstrząsającą informację?

Wzdycham, odkładając telefon na stół przed sobą, po czym opieram o niego nogi i wyciągam się na fotelu, wydając z siebie cichy jęk frustracji. I tyle mam ze spokojnego poranka, myślę.

Moje przestronne, słoneczne mieszkanie zachęca mnie do pozostania wśród tych ścian, obiecujących bezpieczną przystań, lecz po kilku minutach rozmyślań i wahania wreszcie udaje mi się zebrać w sobie siłę, by wstać.

Wrzucam telefon oraz książkę, którą aktualnie czytam – zmięty, z wytartymi rogami egzemplarz ukochanej powieści romantycznej – do torebki, po czym wkładam na stopy białe vansy, zarzucam na siebie czarny, wiosenny płaszcz i rzucam okiem w lustrzane odbicie. Pojedyncze kasztanowe kosmyki włosów opadają mi po obu stronach twarzy, a reszta spięta jest w niedbały kok na czubku głowy. Czarny eyeliner podkreśla moje brązowe oczy, nadając im tajemniczy i niepokorny wyraz – wygląd, którego ojciec nie aprobuje. Niemniej jednak postanawiam szybko pomalować usta odważnym, krwistoczerwonym kolorem, by wyrazić w ten sposób swój buntowniczy charakter.

Wreszcie czuję się gotowa, by stawić czoła tacie, i wychodzę. Dwa piętra niżej napotykam Ethana, mojego charyzmatycznego przyjaciela oraz sąsiada, który szuka kluczy do swojego mieszkania, z frustracją obmacując rękami kieszenie kurtki.

– Hailee – mówi, rozciągając usta w szerokim, zaraźliwym uśmiechu, kiedy mnie dostrzega. Zeskakuję z ostatnich dwóch schodków, pędzę do niego i daję mu całusa w policzek, co stanowi wyraz naszej swobodnej przyjaźni.

– Cześć, mój ulubiony sąsiedzie. – Przechylam głowę lekko w bok i unoszę znacząco brwi, zerkając na torby z zakupami, które niesie. – Rozumiem, że dziś kolację robisz ty.

Na te słowa Ethan wybucha głośnym, szczerym śmiechem, a w jego ciepłym spojrzeniu błyska rozbawienie.

– Czy wiesz, ile zaoszczędziłbym miesięcznie, gdybyśmy nie mieszkali w tym samym budynku?

– Oboje wiemy, że to nieprawda – ripostuję z figlarnym uśmiechem, opierając ręce na biodrach. – Gdybyśmy nie mieszkali razem, pieniądze, które zaoszczędziłbyś na niekarmieniu mnie, wydałbyś na alkohol, bo ja nagle przestałabym za niego płacić. – Przybliżam się do przyjaciela, sięgam dłonią do tylnej kieszeni jego spodni i triumfalnie wyciągam klucze.

On znów się śmieje i lekko kiwa głową.

– A poza tym nie narzekaj. Jako pilot zarabiasz wystarczająco dużo, żeby dokarmiać swoją ulubioną sąsiadkę.

– Skąd ci przyszło do głowy, że jesteś moją ulubioną sąsiadką? Ktokolwiek ci tak powiedział, kłamał. Oboje wiemy, że moją ulubioną sąsiadką jest pani Karrington – droczy się ze mną.

W odpowiedzi robię urażoną minę i składam ręce na piersiach, starając się nie zaśmiać.

– Cofnij te słowa, bo sobie nagrabisz. – Wyciągam dłoń, wkładam klucz do zamka i przekręcam. Znajomość i przewidywalność działania tego prostego mechanizmu uspokajają mnie. Wśród niepewności, która czai się na mnie gdzieś za rogiem, ta czynność jest wręcz kojąca. – Chyba że wolałbyś, żeby zamiast mnie to pani Karrington spędzała z tobą namiętne noce. W takim wypadku nie ma problemu.

Na samą myśl Ethan wstrząsa się z obrzydzeniem, po czym oboje zaczynamy się śmiać.

Otwieram drzwi, mężczyzna wchodzi do środka i odwraca się w moją stronę, kiedy tylko odstawia pełne reklamówki na podłogę.

– Zmieniam swoją wcześniejszą odpowiedź. Jesteś moją ulubioną sąsiadką. – Uśmiecha się, eksponując białe, równe zęby. – Wchodzisz?

– Chciałabym, ale nie mogę. – Krzywię się. – Tata znowu coś wymyślił. Idę do jego biura.

– Brzmi nieciekawie. – Ściąga brwi tak, że na jego czole pojawia się kilka zmarszczek. – Miejmy nadzieję, że to nic poważnego. Może po prostu się za tobą stęsknił – mówi przesadnie poważnym tonem i oboje parskamy śmiechem. Robię krok w tył, a on rzuca na pożegnanie: – W takim razie widzimy się na kolacji. Tylko go przypadkiem nie zabij.

– Życz mi szczęścia. – Wzdycham, posyłając mu pełen rozbawienia uśmiech, po czym odwracam się na pięcie i kieruję w stronę stacji znajdującej się niecałe dziesięć minut spacerem od mojego mieszkania, które załatwił mi Ethan kilka lat temu.

Na metro czekam zaledwie kilka minut. Wsiadam do środka, znajduję wolne miejsce, wyciągam książkę i zanurzam się w kolejnych stronach romansu. Jest to dość ironiczne, że akurat ten gatunek książek lubię najbardziej, ponieważ w rzeczywistości gardzę miłością. A przynajmniej tą jej ideą, o której marzy większość kobiet – tak zwaną prawdziwą miłością. Przestałam w nią wierzyć lata temu, kiedy brutalnie spoliczkowała mnie rzeczywistość za moją naiwność. Od tego czasu moje życie stało się bogatsze, ponieważ nie tracę czasu na przeklęte „a co gdyby” i „może kiedyś”. Ani razu od tamtej pory nikomu nie udało się złamać mi serca czy chociażby go zarysować. Nie rozważam potencjału mężczyzn ani słów obiecujących rzeczy, których oni nie potrafią spełnić.

Kiedy mężczyzna, z którym się spotykam, pokazuje mi po raz pierwszy, że nie jest mną zainteresowany lub nie szanuje mnie wystarczająco, żeby podnieść tyłek i spełnić moje standardy co do osób, które „chcą” być w moim życiu, nie wmawiam sobie, że może kiedyś on się zmieni, kiedyś stanie się lepszy. Traktuję działania innych bardzo dosłownie, dzięki czemu nie tracę czasu, siedząc na miękkim obłoku siedem metrów nad ziemią, ale buduję życie, w którym jest miejsce tylko dla tych, którzy naprawdę chcą w nim być i są skłonni to pokazać. Dziewczyna, którą kiedyś byłam, przestała istnieć już dawno, lecz nowa wersja mnie ma z nią wspólną jedną cechę: miłość do tych romansów, w których mężczyzna opisany na papierze jest ulepiony z gliny bliskiej doskonałości. W tych książkach zazwyczaj przewidzieć można jedną rzecz: choć główny bohater na pierwszy rzut oka nie wydaje się idealny, to zawsze, zanim dotrzemy do ostatnich stron, zdąży spełnić – a nawet przekroczyć – wszelkie oczekiwania, jak za dotknięciem magicznej różdżki. I właśnie takie opowieści, powtarzane przez wieki na tysiące różnych sposobów, wprowadziły zamęt w kobiecych umysłach. Ponieważ w życiu jest inaczej.

Z zamyślenia wyrywa mnie głos ogłaszający nazwę mojej stacji. Zaskoczona podrywam się z siedzenia i pośpiesznie wkładam książkę do torebki, przeklinając w duchu swoje rozbiegane myśli. Nawet nie wiem, co działo się podczas tych ostatnich kilku stron, które właśnie „przeczytałam”.

Wychodzę ze stacji i idę schodami na górę. Słońce razi tak bardzo, że zastanawia mnie, czy czasem ktoś nie podkręcił jego blasku. Zasłaniam oczy dłonią i pokonuję ostatnie stopnie, wyłaniając się w samym środku manhattańskiego chaosu.

Ludzie pędzą w różnych kierunkach, a ich pośpieszne kroki rytmicznie współgrają z pulsującym życiem miasta.

Ktoś mnie popycha.

– Idiota – mamroczę pod nosem, zaciskając palce na pasku torebki odrobinę mocniej i kierując się w stronę wieżowca po drugiej stronie ulicy, górującego nad innymi budynkami. Gdy docieram do wejścia, zatrzymuję się i patrzę na wielki znak zawieszony kilka pięter wyżej. Walker Corporations.

Wchodzę do środka i kieruję się w stronę bramek.

– Proszę zdjąć płaszcz i położyć go razem z torbą – mówi ochroniarz, przygotowując skrzynkę na przedmioty osobiste.

– Wal się, Scott. – Śmieję się, nie przejmując się standardową procedurą i przechodząc prosto przez bramki, które w odpowiedzi wydają sygnał, po czym rzucam mężczyźnie przelotne spojrzenie zza ramienia. – Wiesz, że jeśli kiedyś postanowię wysadzić w powietrze firmę swojego ojca, poproszę cię, żebyś jako pierwszy opuścił budynek.

Słysząc te słowa, Scott wybucha głośnym śmiechem, a wesoły dźwięk przyciąga uwagę mijających nas ludzi.

– Pan Walker już na ciebie czeka, więc lepiej się pośpiesz.

Usłyszawszy to, zatrzymuję się w pół kroku, odwracam w jego stronę i unoszę wyzywająco brwi.

– Widzisz tamtą kawiarnię? – Wskazuję palcem za siebie. – Sprzedają tak dobrą kawę, że wymieniłabym ojca na kartę podarunkową do niej, gdybym mogła. Tak zwane priorytety.

Gdy podchodzę do lady, Megan, baristka, zauważa mnie, a na jej ustach pojawia się szeroki uśmiech.

– Już się zastanawiałam, kiedy cię tu znowu zobaczę – mówi, kończąc obsługiwanie kobiety w garniturze, która stoi przede mną w kolejce.

Lekko wzruszam ramionami i posyłam jej ciepły uśmiech.

– Minęło zdecydowanie zbyt dużo czasu, odkąd po raz ostatni piłam porządną kawę.

Blondynka wybucha śmiechem; znajomy i pocieszający dźwięk.

– To samo co zawsze, tak?

– Tak, proszę – odpowiadam, wyrażając swoją wdzięczność za nasze rytuały.

Kiedy dziewczyna zaczyna przygotowywać moje latte z podwójnym shotem espresso, odwracam się na pięcie i siadam na jednym z wolnych krzeseł.

Czekając na swoją kawę, niespodziewanie dostrzegam pędzącą w moim kierunku Evę z rumieńcem na twarzy od nagłego pośpiechu. Gdy znajduje się już wystarczająco blisko, wstaję i zamykam dziewczynę w ciasnym uścisku. Wypuszczam ją i zauważam malującą się ulgę na jej twarzy.

– Hailee, jak dobrze, że cię znalazłam. Musisz się pośpieszyć – mówi, a jej słowa wypowiadane na jednym tchu potęgują moją ciekawość. Nie udaje mi się jednak powstrzymać reakcji wywołanej tym, co powiedziała, i przewracam leniwie oczami.

– Boże, ty naprawdę musisz wyluzować – wzdycham. Kiedy słyszę, że baristka woła mnie po imieniu, omijam Evę i idę odebrać zamówienie.

– Na koszt firmy. – Szeroko uśmiechnięta Megan przekrzywia głowę i puszcza do mnie oczko, a ja dziękuję jej bezgłośnie za darmową kawę, zanim ponownie skupię uwagę na szatynce, która nie przestaje gadać.

– Jesteś już spóźniona siedem minut – mówi, chwytając mnie pod ramię. W jej głosie słychać nutkę desperacji.

– Powinnaś sobie znaleźć pracę, gdzie szef nie będzie cię tak terroryzował.

– Mój szef mnie nie terroryzuje. – Eva udaje wstrząśniętą moimi słowami.

– Stresował – poprawiam się, przewracając oczami. – Który nie będzie cię tak stresował. Choć wydaje mi się, że granica pomiędzy tymi dwiema rzeczami jest bardzo cienka – mówię, dzieląc z Evą spojrzenie pełne rozbawienia, gdy obie skręcamy w stronę wind. – Jeśli zostaniesz przy nim, będziesz miała zmarszczki jak moja babcia, zanim dobijesz trzydziestki.

– Ha. Ha. Ha. Jakie to zabawne. – Eva kręci głową, żartobliwie odrzucając moją przepowiednię. – Wiesz, że to jedna z najlepszych pozycji, na jakie mogę liczyć. Jeszcze rok z twoim ojcem, a będę w stanie ubiegać się o dowolne stanowisko w Nowym Jorku.

Dziewczyna naciska przycisk, a drzwi jednej z wind się otwierają, zapraszając nas do metalowego wnętrza.

– Wiem, bo jeśli dobrze pamiętam, to ja załatwiłam ci tę pracę po tym, jak jęczałaś mi nad uchem od początku studiów – przypominam jej ze złośliwym uśmiechem, a Eva parska śmiechem. Zauważam w jej oczach malującą się nostalgię.

Wchodzimy do windy, a gdy drzwi się za nami zamykają, nie da się zignorować budującego się w powietrzu napięcia.

– A poważnie, jaka jest sytuacja? Wiesz, dlaczego chce się ze mną spotkać? – dopytuję, wciskając przycisk z numerem dwadzieścia siedem, i przeciągam swoją kartę przez czytnik.

Zielona lampeczka się zapala, a metalowy boks, w którym się znajdujemy, wiezie nas w górę.

– Nie mam pojęcia, ale mogę ci powiedzieć tyle: ostatnie dwa tygodnie były koszmarem. Wydaje się bardzo zestresowany. Oznajmiłam ci już wcześniej, że zawsze wygląda na zestresowanego, ale ostatnie dni przebiły nawet ten tydzień, kiedy inwestycje spadły o dziesięć procent w ciągu jednej nocy – przyznaje przyjaciółka, a wyraz twarzy odzwierciedla jej zmartwienie.

Rozszerzam oczy, przypominając sobie o tamtej finansowej katastrofie, i mocno zaciskam wargi, zastanawiając się, w jaką kolejną nieprzyjemność wpakował się mój ojciec tym razem. Ten człowiek ma skłonności do podejmowania impulsywnych i czasem niebezpiecznych decyzji, zwłaszcza gdy w grę wchodzą duże sumy pieniędzy.

– Nie wiem, jak z nim wytrzymujesz. – Skrzywiona patrzę na przyjaciółkę. Dziewczyna wzrusza obojętnie ramionami i unosi brwi.

– To proste. Przyjaźnię się z tobą wystarczająco długo. A jeśli jest ktoś, kto przeraża mnie bardziej niż pan Walker, to jego córka.

Rozciągam usta w szerokim uśmiechu.

– Ojej, komplementy o tak wczesnej porze? – mówię, udając zdziwienie, po czym trzepocząc znacząco rzęsami, dodaję: – Jesteś kochana.

Na to Eva wystawia do mnie język, a ja śmieję się cicho.

Winda dociera na górę, a delikatny dźwięk dzwonka informuje o naszym przybyciu. Gdy drzwi zaczynają się rozsuwać, czuję szybkie bicie serca, niepewna tego, co mnie czeka w biurze ojca, i potencjalnych konsekwencji, które może ciągnąć za sobą to spotkanie.

Tuż przed dużymi dębowymi drzwiami wita nas jego sekretarka Suzie Tallman i oznajmia, że ojciec już mnie oczekuje. Posyłam jej mały uśmiech, po czym łapię za klamkę, a następnie lekkim pchnięciem otwieram drzwi.

– Hailee – odzywa się mężczyzna, nawet nie patrząc w moją stronę.

– Tato. – Uśmiecham się sztucznie, próbując ukryć wir myśli i emocji, by nie wyszły na powierzchnię.

Kiedy on wreszcie odrywa swoje spojrzenie od zachwycającego widoku miasta i skierowuje je ku mnie, jego wzrok jest badawczy i wyraża dystans.

– Jak zawsze jesteś spóźniona – wzdycha, gestem ręki wskazując, abym zasiadła na jednym z eleganckich foteli obitych polerowaną skórą, która błyszczy pod ciepłym blaskiem żyrandola.

– A ty jak zawsze jesteś w doskonałym nastroju – odgryzam się, siadając na miękkim, ciemnobrązowym fotelu.

W odpowiedzi ojciec spogląda na mnie surowo, próbując dać mi do zrozumienia, że to nie czas na żarty.

– Eva – zwraca się do swojej asystentki, której posturze oraz stylowi towarzyszy profesjonalizm – musisz uważnie słuchać i najlepiej notować. Po tej rozmowie czeka cię wiele pracy.

– Oczywiście – odpowiada z gracją moja przyjaciółka. Po chwili zajmuje miejsce na pobliskiej kanapie. Jej notes jest gotowy, a oczy – skupione.

Mój ojciec prostuje się, poprawiając mankiety swojego dopasowanego garnituru na znak opanowania. Jego postawa emanuje autorytetem, który wzbudza szacunek u wszystkich prócz mnie. Wiem jednak, że to jego sposób na pokazanie mi, że czekająca nas rozmowa nie będzie należeć do najłatwiejszych.

– Aktualnie znajduję się w trudnej sytuacji. Nie zdradzę żadnych szczegółów, ale mogę powiedzieć tyle… – Robi głęboki wdech, po czym powoli wypuszcza powietrze. – Jestem zmuszony podjąć decyzję, która zapewne ci się nie spodoba.

Jego słowa są jak kamienie wrzucone do spokojnego stawu – tworzą napięcie, które zakłóca spokój pomieszczenia.

Gdy waga tego, co mówi, do mnie dociera, ściągam brwi, a moje myśli zaczynają pędzić w różne strony, ponieważ to nie pierwszy raz, kiedy słyszę te słowa.

Co tym razem namieszał?, zastanawiam się, gdy zaczyna mnie wypełniać mieszanka zmartwienia i frustracji.

– Jutro o dziewiątej stawisz się na lotnisku, ani minuty później – kontynuuje, a jego stanowczy i zdecydowany głos próbuje zostawić niewiele miejsca na dyskusję.

To polecenie unosi się w powietrzu, jest nie do ugięcia. Kim jednak bym była, gdybym nie spróbowała?

Potrząsam głową, manifestując swój sprzeciw. Moja potrzeba wyrażenia swojej niezależności koliduje z rzeczywistością, w której to mój ojciec dzierży władzę.

– Nie zrobisz mi tego – ostrzegam go równie zdecydowanym tonem.

– Hailee, jako twój ojciec chcę dla ciebie tego, co najlepsze. A teraz potrzebujesz ochrony – stwierdza. – Już wyjaśniłem, że branża, w której pracuję, to nie tylko tęcze i motyle. To rzeczywistość, a rzeczywistość jest taka, że istnieją ludzie, którzy są nie tylko zdolni, ale i chętni, żeby dopiąć swego za wszelką cenę. A w tym wypadku najwyższą ceną jest moja rodzina, a więc ty. Dopóki nie będę pewien, że jesteś w stu procentach bezpieczna, zrobisz, co mówię.

Każę go srogim wzrokiem, czując, jak gniew wypełnia mnie od środka, ale ojca to nie rusza. Ściągam brwi i zamykam na chwilę oczy, chcąc uspokoić pędzące myśli i znaleźć właściwe słowa, by je wyrazić. Gdy ponownie otwieram powieki, wzdycham.

– Nie zgodzę się na to po raz kolejny – informuję go spokojnym głosem, uparcie trzymając się swojej niezależności. Nasze spojrzenia się spotykają w milczącej walce woli.

– Wiesz, że nie masz wyboru. – Jego głos jest stanowczy, ale tkliwie wymieszany z odrobiną żalu lub może z poczuciem winy.

– Oczywiście, że mam wybór. Mam dwadzieścia trzy lata, jestem w trakcie budowania swojej kariery i sama zarabiam na życie. Według mojej wiedzy nie możesz mnie zmusić do niczego.

– A twoja mama miała czterdzieści lat, gdy uznała, że na pewno wyolbrzymiam zagrożenie. I jeśli się nie mylę, leży w tym momencie dwa metry pod ziemią – warczy ojciec, wstając.

Każda sylaba jest przepełniona goryczą i żalem. Jego słowa tną powietrze jak ostry nóż. Trafiają dokładnie tam, gdzie chciał trafić. Chociaż nigdy nie zostało ostatecznie udowodnione, że wypadek mamy miał jakikolwiek związek z otrzymywanymi przez niego groźbami, to sama wzmianka o tym sprawia, że po kręgosłupie przechodzi mi dreszcz.

Zaciskam usta, usiłując stłumić burzę emocji, która grozi tym, że mnie przytłoczy.

– Chętnie się zgodzę, ale jak już wspomniałam, jestem w trakcie budowania swojej kariery. Już za kilka tygodni zaczynam stypendium studenckie w „New York Timesie”, a to szansa, której nie mogę zmarnować przez zagrożenie, które może wcale nie istnieć – mówię, koncentrując wzrok na widoku za oknem.

– Nie zapomniałem o twoich osiągnięciach. Jestem z ciebie bardzo dumny i nie ryzykowałbym czegoś takiego. Dlatego już wszystko omówiłem. Zaczniesz po powrocie. Zapewnili mnie, że to żaden problem. O wszystkim pomyślałem. – Jego głos niesie ze sobą ciężar przekonania, jakby próbował wmówić to nie tylko mnie, ale też sobie.

– Ugh! – Wydaję z siebie pełen frustracji jęk, czując, że wyczerpałam wszelkie zapasy cierpliwości. Machając rękami na wszystkie strony, krzyczę: – To kompletne brednie! Gdybyś przemyślał wszystko, to nie znalazłbyś się w tej sytuacji, w której twoja córka znów musi się ukrywać przed potencjalnym niebezpieczeństwem! To roczne stypendium i każdy dzień się liczy, a ty chcesz mnie z nich okraść!

– Hailee, uspokój się. To nie koniec świata. – Próbuje opanować wzburzone wody naszej rozmowy.

Nie mogę uwierzyć, że z powodu jego głupoty oraz głodu pieniędzy po raz kolejny chce, abym rzuciła wszystko, co trzymam w rękach. I jeszcze na dodatek oczekuje, że moja reakcja będzie bliska wdzięczności! Z ojca czasami naprawdę potrafi być palant!

Nagle naszą kłótnię przerywa dzwoniący telefon. Ojciec odbiera niemalże natychmiast.

– Tu Walker… Tak… Zdecydowanie… Wprowadź go, już na niego czekamy – mówi, po czym odkłada telefon na biurko.

– Na kogo niby czekamy? – Moja ciekawość zostaje wzbudzona nagłym zwrotem w jego nastroju i napięciem wiszącym w powietrzu.

Ojciec przygląda mi się dłuższą chwilę tak, jakby próbował przygotować się na moją reakcję. Otwiera usta, by coś powiedzieć, ale nim zdąży zacząć cokolwiek tłumaczyć, słyszę, że otwierają się za mną drzwi, a miękki skrzyp zawiasów łamie ciszę.

– Alexander, proszę wejść – mówi mój ojciec, a jego słowa obijają się echem w mojej głowie.

Na dźwięk tego imienia mój świat się zatrzymuje. Ziemia przestaje się kręcić, zegar przestaje tykać, a moje płuca przestają oddychać. Kieruję swój wzrok na Evę, która wygląda, jakby właśnie zobaczyła ducha. Jej oczy są tak szeroko otwarte, że przez chwilę boję się, że wypadną i poturlają się po podłodze. Po chwili przyjaciółka kieruje swoje pełne współczucia spojrzenie na mnie i zaciska usta, dając mi tym do zrozumienia, że to się dzieje naprawdę.

Zaciskam zęby, czując, jak gniew pożera mnie od środka.

Gdy słyszę pierwsze kroki, prostuję się i podnoszę z fotela, a serce w klatce piersiowej bije mi mocno i szybko. Zbieram się na odwagę i odwracam, próbując przekonać samą siebie, że ryzyko tego, że to ten sam Alexander co pięć lat temu, jest wręcz zerowe.

Mój wzrok przyciąga potężna sylwetka. Najpierw dostrzegam czarną koszulę, której materiał przylega idealnie do mięśni ramion i klatki piersiowej. Po chwili zmuszam się, by przenieść wzrok wyżej.

A jednak, myślę.

– Hailee. – Mężczyzna stojący po drugiej stronie pomieszczenia wita mnie skinieniem głowy.

Ten głos rozbrzmiewający w pomieszczeniu jest tak dobrze mi znany, a jednocześnie tak inny.

– Chyba sobie ze mnie żartujesz. – Śmieję się głośno, potrząsając głową i starając się ukryć drżenie w swoim głosie wywołane tym nieoczekiwanym spotkaniem.

– Hailee Walker. – Ojciec wypowiada moje imię i nazwisko ostrzegawczym tonem, a jego głos jest jak odległe echo, które przypomina mi o realności tej sytuacji.

Cóż mogę powiedzieć? Przegiął. I to porządnie.

– Chcesz wysłać mnie z tym idiotą Bóg wie dokąd i oczekujesz, że obejdzie się bez walki? Och, jesteś w błędzie. – Śmieję się gorzko, doprawdy rozbawiona ironią całej tej sytuacji oraz paradoksalnym połączeniem uczuć, jakie ona we mnie wywołuje.

Skierowuję wzrok na Alexa, który uważnie mnie obserwuje. Jego oczy są jak pilnie strzeżona zagadka ukrywająca wszystko, co czuje w tym momencie, a na jego twarzy nie ma cienia emocji.

Dupek, myślę, ściągając brwi.

Po chwili unosi dłoń i pociera nią swój kilkudniowy zarost, kierując wzrok gdzieś za mnie. Zauważam, jak spod rękawów jego koszuli wyłaniają się tatuaże. Jest ich zdecydowanie więcej niż kiedyś. Wizualne świadectwo lat, które minęły od naszego ostatniego spotkania.

Nagły ból w klatce piersiowej daje mi znać, że serce czuje się zdradzone moją narastającą ciekawością, dlatego przypomina mi namiastkę tak dobrze znanego mi cierpienia. Karcę sama siebie za swoją ciekawość. Nie muszę ani nie powinnam wiedzieć, co te tatuaże oznaczają lub dlaczego i kiedy się na nie zdecydował. Wiem już i tak za dużo o tym mężczyźnie.

– Już to przerabialiśmy. Nic z tego nie podlega dyskusji. Eva wyśle ci dodatkowe informacje, gdy wszystko załatwi – odzywa się mój ojciec, przywołując mnie do teraźniejszości.

Parskam śmiechem, ponownie słysząc jego słowa, i nie potrafię uwierzyć, że naprawdę stoję w obliczu takiej sytuacji. Znowu.

W końcu chwytam płaszcz oraz torebkę, wzdychając, i kieruję się w stronę Alexa pewnym krokiem, a gdy on nie schodzi mi z drogi, trącam go mocno ramieniem i przechodzę obok niego. Łapię za klamkę, jednak zanim wyjdę, odwracam się po raz ostatni i zbliżam do mężczyzny na tyle, że – na swoje nieszczęście – do moich nozdrzy dociera znajomy zapach wody kolońskiej, przez który serce bije mi mocniej.

– Jeśli nie wycofasz się z tego zadania, to przysięgam, że sprawię, że każda sekunda ze mną będzie wydawała się gorsza niż pobyt w piekle – syczę.

Posyłam mu sztuczny uśmiech i opuszczam biuro ojca; drzwi zamykają się za mną z hukiem.

Odchodząc, czuję ciężar przeszłości napierający na moje serce.

Rozdział drugi

W T E D Y

Karolina Północna, Durham

– Alexander Moore. Miło mi cię poznać – mówi młody mężczyzna, wyciągając rękę w moją stronę. Jego głos jest głęboki i niski, lecz słychać w nim nutę ciepła i pewności siebie, która natychmiast przykuwa moją uwagę.

Rozciągam usta w małym uśmiechu, gdy podaję mu swoją dłoń. Pod opuszkami palców czuję szorstkość jego chłodnej skóry – świadectwo ciężkiej pracy i oddania. Jego intensywne spojrzenie wzbudza we mnie lekkie onieśmielenie.

– Hailee Walker – przedstawiam się, uśmiechając się szerzej i starając się emanować pewnością siebie i spokojem, tak jak nauczyła mnie tego mama w dzieciństwie.

Chwilę później żegnam się z tatą, pozwalając mu na zamknięcie mnie w uścisku po raz ostatni, wsiadam do auta i zajmuję miejsce pasażera. Oni wymieniają jeszcze kilka zdań, po czym żegnają się formalnym uściśnięciem dłoni.

Alexander przekręca kluczyk w stacyjce, tym samym budząc silnik do życia. Moment później wyjeżdżamy na drogę, a nim zdążę się obejrzeć, samochód płynnie sunie autostradą, zamieniając świat za szybą w mgłę. Zmierzamy w stronę Kentucky. Zatrzymujemy się tylko wtedy, gdy potrzebuję skorzystać z toalety, potem znów ruszamy, a monotonię podróży przerywają jedynie przelotne krajobrazy i krótka wymiana zdań.

Upływa godzina za godziną, a ja zmieniam aktywności, które zabijają czas, między czytaniem książki, patrzeniem przez okno a dyskretnym obserwowaniem mężczyzny prowadzącego samochód. I szczerze mówiąc, nie wiem, co przynosi mi największą przyjemność. Kątem oka dostrzegam, jak brunet rytmicznie stuka kciukiem w kierownicę do rytmu piosenki z radia. Mocna, wyraźna linia szczęki przyciąga moją uwagę, a świeżo ogolona broda dodaje mu uroku raczej surowego, kontrastującego z jego młodym wyglądem. Otacza go tajemnicza aura, jak postać z jakiegoś słynnego serialu telewizyjnego. Jest przystojny, umięśniony i emanuje zadziwiającą pewnością siebie, choć nie w ten tandetny sposób, który tak wiele dobrze wyglądających mężczyzn zdaje się mylić z męskością.

Podczas gdy kontynuujemy naszą podróż, nie mogę się powstrzymać od zadania sobie pytania, dlaczego ojciec wybrał właśnie Alexandra do tego zadania. Kiedy dowiedziałam się, że następny czas o nieokreślonej długości spędzę pod nadzorem ochroniarza, wyobrażałam sobie kogoś… innego. Kogoś starszego, bardziej doświadczonego i mniej… ujmującego. A jednak jest tu młody mężczyzna cechujący się powagą, która przeczy jego wiekowi, i nie wiem dlaczego, ale czuję do niego niewytłumaczalny pociąg. Jednymi z powodów są zapewne jego tajemniczość oraz moja nieposkromiona ciekawość.

Mimo wszystko zakładam, że skoro ojciec podjął taką decyzję, mogę ufać mężczyźnie siedzącemu za kierownicą.

Po ośmiu godzinach jazdy w końcu zatrzymujemy się w urokliwym motelu znajdującym się kilka minut drogi od autostrady. Kiedy wysiadam z samochodu, wydobywa się ze mnie cichy jęk, gdy próbuję rozprostować obolałe od długiej podróży kończyny. Chwytam swoją torbę z tylnego siedzenia i stawiam ją na ziemi, czując, jak waga całego dnia podróży opada na moje ciało. Słońce schowało się za horyzont już kilka godzin temu, więc teraz jedynym źródłem światła jest słabe oświetlenie nad znakiem Sleep & Go i przytłaczająca liczba gwiazd na czarnym niebie. Ich miękki blask opada na nas delikatnie, gdy stoimy pogrążeni w nocnej ciszy. W Nowym Jorku za dużo się dzieje, a budynki są zbyt wysokie i przysłaniają piękno nocnego nieba. Można by pomyśleć, że przez cały ten chaos gwiazdy chowają się za grubą warstwą chmur w pogoni za chwilą spokoju. Ale tutaj, w tym odległym od dużych miast zakątku świata, gwiazdy migoczą jak drobne diamenty rozrzucone po aksamitnym płótnie.

Stoję chwilę, patrząc w górę i pozwalając delikatnemu powiewowi wiatru zabawić się swoimi niesfornymi kosmykami, które zdołały wydostać się z niedbale związanych włosów. Spokój tego ulotnego momentu otula mnie, gdy pozwalam sobie na moment zagubić się w rozległości gwiazd.

Po chwili czuję dziwną sensację rozlewającą się w mojej klatce piersiowej, a opuszczając wzrok, napotykam spojrzenie Alexandra, który intensywnie mi się przygląda spod firanki ciemnych rzęs. Jest w jego spojrzeniu coś, co działa niemal hipnotycznie. Pomimo słabego oświetlenia na parkingu dostrzegam, że jego oczy migoczą delikatnie. Ma kamienną minę, niezdradzającą niczego, ale mogłabym przysiąc, że przez chwilę widziałam, jak kąciki jego ust lekko drgnęły.

– Chodźmy. – Głos mężczyzny łamie chwilowo ciszę.

W odpowiedzi kiwam głową na znak zgody, sięgam po pasek torby i przerzucam ją przez ramię.

W motelu na recepcji wita nas starsza pani, której serdeczny uśmiech odkrywa jej przyjazną naturę. Alex prosi o pokój z osobnymi łóżkami, a po otrzymaniu kluczy kierujemy się w ciszy w odpowiednie miejsce. Wspinamy się po schodach na pierwsze piętro i przechodzimy przez wąski korytarz, którego ściany wyklejone są tapetą w kwiaty – a raczej jej resztkami, które jeszcze nie zdążyły odpaść. Kiedy wreszcie zamykamy za sobą drzwi, w powietrzu pojawia się nutka niezręczności.

Pokój jest skromny, ale czysty, z dwoma pojedynczymi, starannie posłanymi łóżkami i małym stołem z lampką w rogu. To miejsce spełnia swój cel, lecz brakuje mi tego domowego komfortu, do którego jestem przyzwyczajona.

Kładę torbę na posłaniu i odpinam zamek, aby wyjąć piżamę. Patrząc jednak na Alexandra, zmieniam zdanie. Nie czuję się wystarczająco komfortowo, żeby paradować w krótkich spodenkach i koszulce na ramiączkach z motywem Batmana, dlatego chowam ją z powrotem do torby, a zamiast tego wyciągam dużą koszulkę i dresy. Bez słowa idę do łazienki, aby się przebrać. Pomieszczenie jest małe, a białe kafelki z odkruszonymi kawałkami w niektórych miejscach nadają mu zużyty wygląd.

Po powrocie do pokoju moją uwagę od razu przyciąga Alexander, który zdjął marynarkę i odsłonił kaburę przypiętą do skórzanego paska. Nie jestem pewna, czy wiedząc, że ma przy sobie broń, czuję się bezpieczniej, niż gdy nie zdawałam sobie z tego sprawy. Widok pistoletu wywołał mieszankę poczucia bezpieczeństwa i bezradności.

Wciągam głęboko powietrze, próbując oczyścić umysł z przytłaczających myśli. Szybko wskakuję pod kołdrę i sięgam po książkę. Jednak po czwartej próbie przeczytania tej samej strony dociera do mnie, że nie mogę się skoncentrować. Unoszę nos znad książki i mimowolnie łapię kontakt wzrokowy z mężczyzną siedzącym na swoim łóżku po drugiej stronie pokoju. Atmosfera robi się gęsta, a w powietrzu unosi się niewytłumaczalne napięcie. Nie wiem, dlaczego tak na mnie działa, ale jest w nim coś, co wymyka się definicji; coś, co mnie zarówno intryguje, jak i niepokoi. Ciekawość zwycięża, więc decyduję się przerwać milczenie.

– Ile masz lat? – pytam, odkładając książkę na bok. Chcę pogłębić swoją wiedzę o tajemniczym mężczyźnie.

W pierwszym momencie wydaje się zaskoczony moim pytaniem, ponieważ marszczy lekko brwi, ale chwilę później jego twarz ponownie przybiera kamienny wyraz.

– Dwadzieścia pięć.

– Młody jesteś jak na ochroniarza – zauważam, co go trochę rozśmiesza.

Kąciki jego ust wyginają się lekko, lecz powstrzymuje wargi przed rozciągnięciem ich w uśmiechu.

Szkoda.

– A ty? – odwzajemnia pytanie oschłym tonem.

– Za dwa tygodnie skończę osiemnaście – mówię, wygładzając kołdrę. Nagle czuję się jak gówniara.

– Zakładam, że nie tak sobie wyobrażałaś swoje osiemnaste urodziny.

– Co dokładnie masz na myśli?

– Sama z ochroniarzem. – Mężczyzna wzrusza obojętnie ramionami. – Gdzieś na drugim końcu Ameryki, z dala od rodziny i przyjaciół.

– Czy ja wiem… Nie planowałam nic specjalnego w urodziny, więc teoretycznie dużo mnie nie ominie. – Zaciskam usta i podsuwam kolana pod brodę. – Opowiedz mi coś o sobie.

Zauważam, że ponownie marszczy brwi, więc dodaję:

– Skoro mam spędzić z tobą Bóg wie ile czasu, to wypadałoby, żebym wiedziała, kim jesteś, prawda? – Próbuję rozluźnić atmosferę.

Mogłabym przysiąc, że kąciki jego ust ponownie drgnęły, gdy spuścił wzrok na podłogę, ale udało mu się zachować poważny wyraz twarzy. Unosi wzrok ponownie i patrzy mi głęboko w oczy.

– Co właściwie chciałabyś wiedzieć?

– Cokolwiek uważasz za stosowne – odpowiadam szczerze, zaintrygowana warstwami ukrytymi pod twardym wyglądem mężczyzny powołanego do zapewnienia mi bezpieczeństwa.

– Niech pomyślę… Urodziłem się w Waszyngtonie i tam mieszkałem przez większość życia. Mam dwójkę młodszego rodzeństwa. Interesuje mnie sztuka, a w wolnym czasie… maluję.

Słysząc jego słowa, śmieję się cicho i marszczę czoło.

– Więc w jaki sposób bycie ochroniarzem pasuje do twojego życia?

– A kto powiedział, że pasuje? – Alexander unosi znacząco jedną brew. – Są rzeczy w życiu, które robię, ponieważ chcę, i rzeczy, które robię, ponieważ nie mam innego wyboru.

– Zawsze ma się wybór. – Teraz to ja unoszę brwi.

– Też tak myślałem, dopóki nie okazało się inaczej. – W tych słowach wyczuwam nutkę smutku, jego nadal kamienny wyraz twarzy jednak wpędza mnie w niepewność. – Mój ojciec, Gerard Moore, to skomplikowany człowiek.

– Słyszałam już chyba kiedyś to nazwisko – zauważam.

– Nie wątpię. Prowadzi interesy z twoim ojcem, odkąd pamiętam… Kilka lat temu zrobił coś głupiego, więc można powiedzieć, że ma u niego dług, a spłacam go po części ja – wyjawia, a jego słowa obijają się echem w mojej głowie. Momentalnie robi mi się w niej bałagan.

– Tata zmusza cię do pracy dla siebie? – pytam, z trudem przetwarzając złożoność naszej sytuacji.

– Nie, to nie do końca tak. – Mruży oczy. – Nikt mnie do niczego nie zmusza. Jestem tu, ponieważ twój ojciec mnie o to poprosił.

– Czekaj, czekaj… – Próbuję poukładać wszystkie nowe informacje w głowie. – Więc interesujesz się sztuką, malujesz i jesteś tu, bo mój tata cię o to poprosił? Wiesz w takim razie, jak tego w ogóle używać? – piszczę wręcz, wskazując palcem na kaburę przypiętą do jego paska.

Moja reakcja wyraźnie go rozśmiesza, ponieważ po raz pierwszy udaje mi się usłyszeć jego cichy śmiech.

Cóż za intrygujący dźwięk.

– Oczywiście, że wiem. Powiem to tak: nigdy nie miałem problemu z wdawaniem się w znajomości z nieodpowiednimi typami czy wkopywaniem się w problemy. W tym to chyba jestem najlepszy. Aż w końcu posunąłem się za daleko, więc ojciec wysłał mnie do szkoły wojskowej. Nie musisz więc wątpić w moje umiejętności. Obiecałem twojemu tacie, że zapewnię ci bezpieczeństwo, i mam zamiar dotrzymać tej obietnicy.

Nie wiem, co odpowiedzieć, więc posyłam mu nieśmiały, ale szczery uśmiech, a chłopak odpowiada mi tym samym. Po raz pierwszy widzę, jak to robi, a ten widok zapiera mi dech w piersiach. Małe zmarszczki w kącikach oczu dodają mu ciepła, którego wyraźnie stara się nie pokazywać.

– Czas spać. Jutro czeka nas jeszcze kilka godzin jazdy. Musimy wyruszyć stąd o siódmej.

Znów nie odpowiadam, tylko kiwam głową. Wrzucam książkę z powrotem do torby, a potem gaszę lampkę przy łóżku i podciągam kołdrę pod brodę, próbując znaleźć spokój w tej nieznanej przestrzeni. Skrzypiące sprężyny zwiększają moje poczucie nowości i niepewności.

Chwilę później Alexander również gasi lampkę przy swoim łóżku, a pokój pochłania mrok.

Chociaż moje ciało jest znużone długą podróżą, umysł pozostaje niespokojny. Myśli o Alexandrze i naszej rozmowie odtwarzam w głowie raz po raz. Sprzed oczu nie potrafię wymazać obrazu jego intensywnego spojrzenia, za którym się coś kryje.

Alexandrze Moore, jesteś jak jedna wielka zagadka.

Rozdział trzeci

TERAZ

Nowy Jork

Wyciągam klucze z kieszeni. Zimny metal wywołuje dreszcz, gdy trzęsącymi się ze złości dłońmi staram się odnaleźć odpowiedni klucz. Wkładam go do drzwi i przekręcam. Znajome skrzypienie wypełnia powietrze. Przekraczając próg, wołam:

– Zjawiła się twoja ulubiona sąsiadka z twoim ulubionym alkoholem.

Swobodnie zsuwam vansy ze stóp. Z kuchni dobiega mnie głośny śmiech Ethana, a zmysły od razu wychwytują wykwintny zapach, który unosi się w mieszkaniu, sprawiając, że robię się głodniejsza. Trzymając torbę z zakupami, kieruję się prosto do kuchni, gdzie brunet wita mnie szerokim uśmiechem. Składa całusa na moim policzku, po czym kontynuuje mieszanie sosu, którego aromatyczne połączenie przypraw i ziół kusi moje kubki smakowe.

Ethan rzuca na mnie okiem przez ramię i dokucza mi:

– Dobrze wiedzieć, że nie poszłaś siedzieć za morderstwo. Przypuszczam więc, że wszystko poszło dobrze. – Rozbawiony posyła mi uśmiech.

Kładę torbę na blacie i wyciągam jej zawartość. Butelkę białego rumu, świeżą miętę, worek limonek i wodę gazowaną. Obracam się w stronę mężczyzny, opieram rękę na biodrze i ściągam brwi, marszcząc czoło.

– Nic, kurwa, nie poszło dobrze. – Wyciągam kryształowe szklanki z jednej z szafek i stawiam je przed sobą. – Wręcz przeciwnie: chyba nie mogło pójść gorzej. – Przykładam dłoń do czoła, robię głęboki wdech, po czym wkładam listki mięty na dno szklanek i zasypuję je brązowym cukrem. – Właściwie to poszło tak źle, że nadal nie jestem pewna, czy aby czasem po drodze nie uderzyłam się mocno w głowę, a to wszystko to wymysł mojej okrutnej wyobraźni.

– Aż tak źle? – Ethan odkłada łyżkę do zlewu i ściąga patelnię z palnika. W jego spojrzeniu dostrzegam nutkę zmartwienia. – Czekaj, lepsze pytanie… Doszło do morderstwa czy nie? Muszę wiedzieć, czy w tym momencie goszczę kobietę poszukiwaną za brutalne morderstwo.

Kiedy to słyszę, parskam śmiechem. Kręcąc głową, z dużą siłą gniotę zawartość szklanki, po czym wyciągam kruszony lód z lodówki i wypełniam nim szklanki do połowy.

Ethan nie dopytuje, nie naciska. Wie, że wszystko mu powiem, gdy tylko będę na to gotowa. A w tym przypadku będę gotowa, gdy tylko skończę przyrządzać nasze drinki.

Wlewam tyle białego rumu, ile wydaje mi się odpowiednie, biorąc pod uwagę sytuację, w której się znalazłam.

– Rzeczywiście jest nieciekawie – mówi, zauważając ilość alkoholu w szklance.

Kiwam głową i biorę się za krojenie limonek, po czym wrzucam po plasterku do środka, a na koniec dolewam trochę wody gazowanej i mieszam miksturę za pomocą patyczka. Zapach mojito jest orzeźwiający i kojący, w jakiś sposób sprawia, że wszystko wydaje się trochę lepsze.

W końcu siadam na jedno z krzeseł barowych, upijam drinka, po czym odchylam się do tyłu i unoszę wzrok na bruneta.

– Kiedy wchodziłam dziś do jego biura, nigdy nie spodziewałabym się, że ojciec tak spieprzy sprawę.

Ethan kończy odcedzanie makaronu i odstawia garnek. Gdy odwraca się w moją stronę, zauważam fartuch zawieszony na jego szyi.

– Nie mogę uwierzyć, że to cudeńko umknęło mojej uwadze! – krzyczę, wskazując na bladoróżowy materiał z nadrukiem muffinki na przodzie.

Po chwili mój głośny rechot słychać w całym mieszkaniu. Nasza rozmowa przybiera beztroski ton i w miarę jak dzielimy się dowcipami, w towarzystwie przyjaciela odczuwam pewne poczucie ulgi i komfortu.

– Zastanawiałem się, ile czasu minie, zanim spróbujesz obedrzeć mnie z poczucia męskości przez mój nowy fartuch. – Ethan śmieje się razem ze mną.

– Przepraszam cię, ale doskonale wiedziałeś, na co się narażasz, wkładając to na siebie… Nie, przepraszam, kupując to.

– Nie kupiłem go, tylko dostałem… – Ethan unosi wyzywająco brew, a ja mrużę powieki, czekając na to, co powie. – Od babci – dodaje w końcu, a ja o mało co ze śmiechu zakrztusiłabym się własną śliną.

– Gdybym cię nie znała i weszła teraz do tej kuchni, nigdy w życiu nie pomyślałabym, że ty – mówię, wskazując na niego, a szczególnie na fartuch – masz coś takiego – ześlizguję palec wskazujący w dół, do jego krocza – w swoich spodniach. Naprawdę nigdy bym się nie domyśliła.

– A widzisz, wtedy przegapiłabyś najlepsze noce swojego życia – odgryza się.

– Ja bym przegapiła czy ty? – droczę się, wyciągając rękę z drugą szklanką w jego stronę.

Mężczyzna śmieje się, biorąc ode mnie drinka, po czym upija łyk i natychmiast się krzywi.

– Okej, moja ciekawość wygrywa. To jest tak mocne, że nie wiem, czy da się to nazwać mojito. To bardziej jak biały rum z dodatkami. – Siada obok mnie i rzuca: – Opowiadaj.

Kiwam przez chwilę głową, zastanawiając się, od czego zacząć, bo to wszystko to jeden wielki bałagan. Wątpię, aby Ethanowi spodobał się fakt, iż ochroniarz, z którym jutro wybieram się na drugi koniec Ameryki, to Alexander. Po pierwsze: wie, co się wydarzyło pięć lat temu, a po drugie: pomimo tego, że stara się to ukryć, a ja wielokrotnie wyraźnie dałam mu do zrozumienia, że przyjacielski seks, który nas łączy, nigdy nie przerodzi się w nic poważniejszego, to i tak wiem, że darzy mnie uczuciami, których nigdy nie będę w stanie odwzajemnić. Już nieraz dałam mu możliwość ucieczki, możliwość zakończenia tej intymnej części naszej znajomości i zostania tylko przyjaciółmi, ale uparł się, że jego uczucie do mnie to zwykłe zauroczenie moją „wspaniałą osobą” i nic poza tym. Co nie jest prawdą. Ale Ethan jest dorosły i wychodzę z założenia, że sam potrafi podejmować decyzje i obliczać ryzyko.

– Jutro wyjeżdżam – wyduszam z siebie wreszcie, a brunet wytrzeszcza na mnie oczy.

Chcę mieć to już za sobą, więc nim zdąży coś powiedzieć, kontynuuję:

– Ojciec oznajmił, że nie może mi zdradzić detali, ale dla swojego bezpieczeństwa muszę wyjechać.

– Zakładam, że dobrze tego nie przyjęłaś – mówi, obracając szklankę w dłoniach.

– Nie, ale poruszył temat mamy, co trochę zbiło z tropu moją wściekłość. To nie jest jednak ta najgorsza część…

Natychmiast zauważam, że wyraz twarzy Ethana poważnieje. W zamyśleniu przygryzam wnętrze policzka i przechylam głowę w bok, po czym sięgam po swojego drinka i upijam duży łyk.

– Wyjeżdżam pod ochroną Alexa – dodaję w końcu, a gdy do przyjaciela dociera znaczenie moich słów, ściąga brwi i zaczyna kręcić głową.

Nie muszę mówić nic więcej. Jestem pewna, że on doskonale wie, o kim mówię. To imię wystarczy, aby cała historia rozwinęła się w jego głowie jak czerwony dywan na gali.

– Nie może cię do tego zmusić… – Jego głos jest stanowczy, nie udaje mu się jednak ukryć tej małej namiastki niepewności, która pojawiła się tylko dlatego, że darzy mnie uczuciem, tak jak zakładałam. – Niedługo zaczynasz swój program stypendialny w „New York Timesie”.

– Rozmawiał z moim szefem. To żaden problem… – wzdycham, po czym ciurkiem dopijam zawartość szklanki i odstawiam ją z hukiem na blat. – Zapewniono go, że to żaden pieprzony problem.

Ethan nic nie mówi; zapewne nie wie, co powiedzieć. Wie, że nie może mi zabronić, a przynajmniej, że nic nie wskóra. Mój ojciec zadecydował i nic już tego nie zmieni.

Nagle ciszę pomiędzy nami przerywa pukanie do drzwi, więc zrywam się z krzesła i biegnę do przedpokoju, by otworzyć.

– Hej, przepraszam za spóźnienie. Musiałam skończyć większość papierkowej roboty, nim mogłam się zerwać z biura – mówi Eva, wchodząc do środka. Pośpiesznie ściąga buty, po czym zamyka mnie w mocnym uścisku.

Odwzajemniam go, klepiąc ją lekko po plecach i zapewniając, że wszystko jest w porządku.

Wchodzimy do kuchni. Ethan zdążył już zabrać się za nakładanie jedzenia na talerze. Wita Evę, przytulając ją, a gdy dziewczyna zauważa butelkę białego rumu oraz dwie już puste szklanki, pyta:

– Już wiesz?

Chłopak kiwa na potwierdzenie głową i ustawia talerze na stole. Następnie łapie butelkę alkoholu z blatu, stawia również ją i mówi:

– Wszystko już wiem. – Zakłada ręce za głowę i nią kręci. – Popieprzona sprawa.

Kontynuują rozmowę, a ja idę do łazienki. Myjąc ręce, unoszę wzrok na lustrzane odbicie i przygryzam wnętrze policzka.

Na samą myśl o tym, że to wszystko dzieje się naprawdę, że to nie żadne wymysły czy zły sen, ogarnia mnie gniew. Jest go tak wiele, że mam wrażenie, że dusi mnie od środka.

Zakręcam kran, opieram dłonie na umywalce i odchylam głowę do tyłu.

– Dotrzymam słowa i zrobię tak, jak obiecałam Alexandrowi. Sprawię, że pożałuje, że podjął się tej pracy po raz kolejny – mamroczę do siebie, czując płonącą determinację.

Wracam do kuchni w momencie, gdy Eva i Ethan siedzą już przy stole i przygotowują drinki. Nagle brunet wybucha głośnym śmiechem, a po chwili odwraca się w moją stronę.

– Kiedy wychodziłaś z biura, powiedziałaś mu, że zadbasz, aby każda sekunda spędzona z tobą była gorsza niż pobyt w piekle?

Siadam na krzesło i łapię za widelec.

– Tak, jeśli się nie wycofa, to o to zadbam – mówię, agresywnie nabijając kawałek makaronu. – Kim bym była, gdybym nie wzięła tej okropnej sytuacji i nie przerobiła jej na potencjalną szansę, w której dopilnuję, żeby Alex zapłacił za to, co zrobił? – dodaję, po czym wkładam makaron do ust i wydaję z siebie cichy jęk. – I za to, że przez niego będę zmuszona jeść jedzenie, które zdecydowanie nie dorównuje temu, które robisz ty.

Oboje parskają śmiechem, ja jednak mówię całkiem serio. Ethan jest doskonałym kucharzem. Można by powiedzieć, że on sam w sobie jest bliski doskonałości. Jest czuły, mądry, dobrze zarabia, ma wspaniałe poczucie humoru, jest zdecydowanie przystojny… pomimo tego jednak wiem, że nie jest to mężczyzna dla mnie.

Ethan zasługuje na kogoś, kto obdarzy go prawdziwym uczuciem, a ja nie mogę mu tego zapewnić. On chciałby normalnego związku, a wszyscy mężczyźni, którzy się w takim ze mną znaleźli w ciągu ostatnich lat, skończyli ze złamanymi sercami i naruszonym poczuciem wartości. Nie pozwoliłabym nam ryzykować tej przyjaźni dla czegoś, przez co najprawdopodobniej bym go straciła.

– W takim razie wypijmy za zemstę. – Eva przerywa ciszę i podnosi szklankę. Ja i Ethan chwytamy za swoje i również je unosimy.

– Za zemstę – mówię, stukając się z nimi szkłem.