9,99 zł
Doktor Eleanor Aston, zakompleksiona córka nowojorskiego senatora i siostra uwielbianej przez prasę celebrytki, dowiaduje się z tabloidów, że ma romans z przystojnym doktorem Tylerem Donaldsonem. No cóż, spędzili z sobą noc, Eleanor jest jednak przekonana, że Tyler nie zwiąże się z tak nieatrakcyjną kobietą jak ona. On jednak uparcie stara się zdobyć jej uczucie...
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 158
Tłumaczenie:
Oho ho! Nie ma mowy. Doktor Eleanor Aston w życiu nie włoży na siebie tego tyciego skrawka migotliwego spandeksu, który siostra przysłała jej do szpitala jako strój na dzisiejszy wieczór.
– Zabierz to – poleciła Normie, poczciwej starszej kobiecie, która od ponad dwudziestu lat prowadziła Astonom dom i którą Eleanor kochała bardziej niż członków swej, powiedzmy, biologicznej rodziny.
– Przykro mi, ale nie mogę. – Norma energicznie pokręciła głową. – Brooke udzieliła mi szczegółowych instrukcji. Masz wystąpić w tej sukni i tych butach na dzisiejszej ceremonii przecięcia wstęgi.
Aha, chodzi o to, że ta obcisła kiecka ją wyszczupli. Eleanor wzdrygnęła się na samo wyobrażenie.
– Ja ci też udzielam szczegółowych instrukcji. Weź to z powrotem, bo nawet gdyby udało mi się w to wbić… – omiotła wzrokiem efekciarską czerwoną kieckę i dopasowane kolorem szpilki – to po prostu nie jest w moim stylu, prawda?
Norma wzruszyła ramionami.
– Może twoja siostra jest zdania, że powinnaś nieco odświeżyć styl – powiedziała tonem, z którego wynikało, że ona sama też nie miałaby nic przeciwko temu.
Ulubienica mediów Brooke Aston na pewno myśli, że jej siostra powinna przestać odgrywać brzydkie kaczątko w rodzinie okazałych łabędzi. Codzienny ubiór Eleanor, składający się głównie ze szpitalnych fartuchów, na pewno nie jest wysoko notowany w rankingach mody.
No cóż, ale ona lubi swoje szpitalne fartuchy.
I to z kilku powodów. Nigdy nie czuła się tak dumna jak w dniu, gdy po skończonych studiach i specjalizacji w pediatrii i neonatologii dostała pierwszy komplet służbowej garderoby. Poza tym bezkształtny szpitalny fartuch potrafi ukryć nadmiar ciała.
„Nadmiar” to właściwe określenie. Eleanor nigdy nie nosiła rozmiaru S, jak Brooke. I kiedyś miała na tym tle mnóstwo kompleksów. Jeszcze raz obejrzała bajerancki ciuch, zmarszczyła nos i pokiwała głową.
– Przykro mi, że moja siostra zmarnowała twój czas, ale zabierz to. Ja tego nie włożę. A tym bardziej tych narzędzi tortur, które ona nazywa butami. – Spojrzała na zegarek. – Przepraszam, ale muszę wracać na oddział.
– Brooke nie będzie zadowolona – oznajmiła Norma, które wprawdzie dla zasady się skrzywiła, ale nie była zaskoczona takim obrotem sprawy.
Młodsza siostra Eleanor potrafi być szczęśliwa tylko w blasku fleszy? Niestety wczoraj wypróbowała najnowszy krem pielęgnacyjny i okazało się, że jest na niego uczulona. To wyeliminowało ją z udziału w uroczystościach promujących ostatnią kampanię senatora Cole’a Astona.
Akurat wyjątkowo tym razem Eleanor przypadł do gustu cel, na który ojciec zechciał wydać pieniądze, z niejaką więc przyjemnością zgodziła się zastąpić Brooke na wieczornej ceremonii przecięcia wstęgi. Ojciec mianowicie zgodził się w dużej części sfinansować budowę oddziału dla wcześniaków w nowym skrzydle szpitala dziecięcego imienia Angela Mendeza, w którym Brooke pracowała.
Uwielbiała czuć się cząstką czegoś tak wspaniałego. Angel jest najlepszym publicznym szpitalem dziecięcym w Nowym Jorku. Tu czuła się spełniona, potrzebna, ważna dla małych pacjentów i ich rodzin.
Jej podopiecznym nie zależało na tym, aby wspaniale wyglądała, aby podążała za ostatnimi trendami paryskiej mody. Nie przeszkadzało im, że jej włosy są po prostu ciemne i zawsze spięte klamrą. Ani to, że zazwyczaj nie ma czasu na makijaż czy założenie soczewek kontaktowych, przez co jej ciemnobrązowe oczy są ledwo widoczne zza masywnych szkieł w grubych oprawkach.
Nie miało dla nich znaczenia, że nie jest tak piękna, smukła i wiotka jak jej młodsza siostra. Przeciwnie – jej mocna budowa i miękkie obfite kształty działały kojąco, budziły zaufanie. Ograniczała się więc do gimnastyki, przestrzegania w miarę zdrowej diety i nic nie robiła sobie z mediów, które z lubością podkreślały różnicę, jaka dzieli ją od nienagannie uczesanej siostry o figurze hollywoodzkiej gwiazdy. Chociaż na wspomnienie niektórych komentarzy plotkarskich brukowców czasem coś ściskało ją w gardle…
Siostra uwielbiała być na cenzurowanym, Eleanor tego nie znosiła. Starała się unikać kontaktów z prasą. Ale dziś wieczorem będzie reprezentować swą rodzinę na ważnej dla szpitala uroczystości. Media na pewno stawią się w komplecie. Myśl o tym przyprawiała ją o lekkie drżenie rąk. Ale cóż, zgodziła się. Teraz musi się uspokoić i myśleć o ludziach, dla których nowe skrzydło szpitala będzie błogosławieństwem.
Zaczerpnęła tchu, modląc się, by nie dać się panice.
– Brooke i tak nie będzie zadowolona, Normo – odparła – bo to nie ona przetnie wstęgę.
Na ustach Normy, która prawdopodobnie znała obie dziewczyny lepiej niż ich własna matka, pojawił się zagadkowy uśmiech. Chyba uznała trafność opinii, jaką Eleanor właśnie mimochodem wygłosiła.
– No dobrze, ale sama jej to zwrócisz. Jeśli już mam komuś podpaść, to wolę tobie niż tej twojej siostrze komediantce, która zawsze musi grać pierwsze skrzypce – dodała, widząc grymas na twarzy Eleanor.
Ta zaczerpnęła powietrza. Starała się oddychać głęboko i powoli. Oto jak wygląda całe jej życie. Brooke zawsze postawi na swoim. Czy to w relacjach z rodzicami, czy ze służbą, z mediami, czy z licznymi fanami, którzy cenili sobie kontakt z taką „znakomitością” jak piękna i zabawowa młodsza Astonówna.
Eleanor spędzała większą część życia w cieniu siostry. Na szczęście nawet jej to odpowiadało…
Znów spojrzała na zegarek. Stanowczo zbyt długo nie ma jej na oddziale neonatologii.
– Dobra, załatwię to później.
Maleńka piąstka Rochelle Blackwood zamknęła się na dużym różowym paluchu. Eleanor poczuła, jak ściska się jej serce. Nie ma nic piękniejszego ani cenniejszego od nowego życia, nawet jeśli ciałko urodzonej w dwudziestym szóstym tygodniu ciąży dziewczynki jest oplątane przewodami łączącymi z podtrzymującą to życie aparaturą.
Jeszcze kilka lat temu Rochelle mogłaby przeżyć jedynie za sprawą cudu. Teraz, dzięki nowoczesnej technologii, jej szanse są znacznie większe i z każdym dniem rosną. Chociaż nie można do końca zapomnieć o ryzyku. Eleanor jednak zrobi dla tej małej pacjentki wszystko, co się da.
– Jak myślisz, Eleanor – zapytała Scarlet Miller, naczelna pielęgniarka oddziału neonatologii, wskazując na podgrzewany inkubator. – Da radę?
Rochelle urodziła się z jelitami częściowo na zewnątrz, nie w pełni rozwiniętymi płucami i cienkimi jak bibułka powiekami, których nie umiała otwierać. Nie jadła, nie oddychała samodzielnie. Ale ta maleńka dziewczynka bardzo chciała żyć. Wokół niej czuło się aurę silnej woli.
– Mam nadzieję. Jest typem wojowniczki, to nie ulega wątpliwości.
Matka Rochelle została potrącona przez pijanego kierowcę i doznała licznych urazów. Lekarze zdecydowali się ratować dziecko za pomocą cesarskiego cięcia. Matka, niestety, nie przeżyła.
Eleanor czuła z tą dziewczynką szczególną więź. Może dlatego, że ojciec pięciodniowego dziecka, pogrążony w żałobie po śmierci żony, nie odwiedzał córeczki, która zdążyła w swym krótkim życiu przejść kilka operacji. Personel medyczny oddziału intensywnej opieki był jedynym łącznikiem małej ze światem istot ludzkich.
– Zgadza się – zza jej pleców odezwał się męski głos z silnym teksańskim akcentem. – Mam nadzieję, że się nie obrazisz, ale pod twoją nieobecność miałem oko na tę ślicznotkę.
Eleanor się zarumieniła. Działo się tak za każdym razem, gdy w pobliżu pojawiał się doktor Tyler Donaldson. Jakoś tak się składało, że jego obecność powodowała u niej nagłe podniesienie temperatury ciała. Język w takich momentach odmawiał posłuszeństwa. Nie mogła się zdobyć na żadną ripostę i czuła się jak niezbyt błyskotliwa nastolatka. Jak to możliwe, że jedna siostra jest niemal zawodową flirciarą i owija sobie facetów wokół wymanikiurowanego paluszka, a druga milknie onieśmielona, ilekroć odezwie się do niej jakiś w miarę przystojny mężczyzna. Nawet wtedy, gdy chodzi o rozmowę na tematy zawodowe. Tak, Eleanor jest doprawdy żałosna.
Pewnie wziął jej milczenie za wyraz dezaprobaty. Zresztą kto tam wie, co on o niej myśli, bo rzadko zwraca na nią uwagę. W każdym razie Tyler zbliżył się do inkubatora.
– Miałem dyżur, kiedy ją przyjmowaliśmy. To taka śliczna kruszyna, no nie?
Jego południowy akcent działał na nią podobnie jak na resztę żeńskiego personelu Angela. Miał taki… ponętny głos, ciepły jak ogień w kominku w zimową noc. Chciałoby się zanurzyć w jego aurze… Ale to szaleństwo. Tyler jest znanym graczem, znakomitym strategiem. Kobiety ponoć wyskakują przy nim z bielizny. Nawet jego byłe są mu w stanie wszystko wybaczyć.
Ośmieliła się na niego spojrzeć i natychmiast tego pożałowała. Poczuła się, jakby rzeczywiście stała w pobliżu buchającego płomienia. Gdyby wymyślono lekarstwo na rumieńce, ona pierwsza ustawiłaby się w kolejce do apteki. Nie cierpiała swojej nieśmiałości, nerwowości, ataków lęku.
– Rozmawiałaś z jej ojcem? – zapytał.
Eleanor pokręciła głową.
– Domyślam się, że jeszcze się tu nie pokazał – westchnął Tyler, przeciągając słowa tak, jak to się robi w jego rodzinnym Teksasie. – Współczuję facetowi, stracił żonę, teraz pewnie boi się stracić tę małą ślicznotkę…
Eleanor znów skinęła głową. Język nadal nie był jej posłuszny.
– Dobrze, że ty ją prowadzisz, Eleanor. Ma szczęście, to najlepszy wybór. – Lekko musnął palcem miejsce, gdzie mała kurczowo trzymała się palca lekarki.
Ciarki przeszły jej po plecach. Bliskość Tylera i jego nieoczekiwany komplement pochłaniały ją do tego stopnia, że zapomniała o dotyku dziecka. Boże. Wielki Boże.
Już myślała, że odzyskała mowę. Obróciła się więc w stronę lekarza, chcąc powiedzieć coś lekkiego i dowcipnego, gdy na jego twarzy pojawił się ów słynny ni to grymas, ni to uśmiech. Skierowany do kogoś, kto przechodził za jej plecami. Pewnie do jakiejś damy.
Bo doktor Tyler Donaldson jest miły dla każdej kobiety pracującej na oddziale. Każdej z wyjątkiem nudnej niemowy o zbyt obfitych kształtach, Eleanor Aston.
Gdzie się u licha podziała czarna sukienka, którą wzięła dziś z sobą do szpitala? Eleanor z narastającym lękiem oglądała zawartość swej służbowej szafki.
Wyglądało na to, że ktoś ją splądrował. Zamiast zestawu, w który zamierzała przebrać się po pracy, czyli czarnej sukienki oraz pantofli na płaskim obcasie, znalazła kartkę, na której odręcznie nabazgrano znajomym skądinąd charakterem pisma: „Będziesz wyglądać super, siostrzyczko. Podziękujesz mi później. B.”.
Podziękować? O nie, ona ją raczej udusi. Jak Brooke udało się dostać do pokoju lekarskiego? W jaki sposób sforsowała zamek szafki? Na pewno nie zrobiła tego osobiście, nie ryzykowałaby, że ktoś zobaczy i – nie daj Boże – sfotografuje jej czerwoną, obrzmiałą i łuszczącą się twarz.
Zniknęła nawet torebka Eleanor.
W szafce znalazły się natomiast trzy inne przedmioty. Czerwona kiecka i szpilki, które siostra już raz usiłowała jej wcisnąć, oraz duże białe pudło.
Czy w ogóle warto do niego zajrzeć?
Spojrzała na zegarek. Czas ucieka. Podniosła pokrywę. Bielizna. Eleanor zmarszczyła nos. Siostrzyczka dobrze wie, że to tyciej-tyciej sukienki należy dopasować tycią- tycią bieliznę.
Do tego miniaturowa czerwona saszetka oraz wielka, rzucająca się w oczy klamra do włosów. Kompletnie niefunkcjonalna. No i kosmetyki. Całe mnóstwo.
Eleanor potrząsnęła głową. Zrobiło jej się słabo. To jej miejsce pracy, szpital! Kto śmiał?
Okej, wskoczy teraz pod prysznic z nadzieją, że gdy spod niego wyjdzie, wszystko wróci na swojej miejsce.
Nie wróciło.
– Coś się stało? – zapytała Scarlet, która gimnastykowała się, przebierając na wieczorną ceremonię.
– Tym razem moja siostra posunęła się za daleko. – Eleanor ściślej owinęła się ręcznikiem. – Zobacz, czy ktokolwiek zechce mnie potraktować poważnie, jeśli dziś pokażę się w czymś takim.
Scarlet zlustrowała wzrokiem najpierw sukienkę, potem Eleanor.
– Jestem prawie pewna, że jeśli to włożysz, niejeden, a właściwie zwłaszcza jeden, potraktuje cię poważnie.
– Co chcesz przez to powiedzieć? – Eleanor poczuła ucisk w piersi.
– Nie udawaj. Widziałam, jak na niego patrzysz.
– Na kogo?
– Na Donaldsona – roześmiała się Scarlet.
– Przecież on ledwie mnie zauważa.
– Jak będziesz tak ubrana – Scarlet wskazała sukienkę – nie znajdzie się na świecie ani jeden facet, który by cię nie zauważył.
– Naprawdę tak myślisz? – zapytała Eleanor, marszcząc nos. Za intencje Brooke nie dałaby złamanego grosza. Siostrzyczka mogłaby chcieć ją wrobić. Ale do Scarlet miała zaufanie.
Koleżanka przewróciła oczami, jakby mówiła: „I ona jeszcze pyta!”, po czym kazała Eleanor pośpieszyć się z przebieraniem.
– A ja cię umaluję i uczeszę. Masz cudowne oczy i włosy. Trzeba, żeby wszyscy zwrócili na nie uwagę.
Coś takiego! Czy Brooke przekupiła Scarlet? Może niebawem Eleanor usłyszy jeszcze, że ma „cudowną figurę”?
– Co nie będzie łatwe – ciągnęła Scarlet – bo przy twoim wspaniałym biuście wszystkie oczy automatycznie kierują się na dekolt.
To akurat wiedziała, toteż starała się nie nosić rzeczy zbyt odkrytych ani obcisłych. Piersi były stanowczo zbyt duże, jakby walczyły o prymat nad krągłymi biodrami i masywnymi udami. Ale Scarlet ma rację. Nie ma już czasu na zastanawianie się, co powinna włożyć. Poza tym niezręcznie się dyskutuje, będąc owiniętą jedynie w mokry ręcznik.
Eleanor jeszcze raz obejrzała strój wiszący w szafie. Czemu nie? Skoro i tak ma robić z siebie przedstawienie, to niech się przynajmniej wyróżni kostiumem. Uśmiechnęła się do koleżanki.
– Tak, lepiej się pośpieszmy. Skoro już ojciec musiał wyjechać, a Brooke jest niedysponowana… Muszę być gościem honorowym.
– Doktorowi Donaldsonowi spadną kapcie z wrażenia. – Scarlet z przyjemnością przyglądała się, jak przyjaciółka wkłada strój. – Pasuje jak ulał.
Eleanor zamrugała, nałożyła okulary i spojrzała w lustro.
– Dobra, ale gdzie jest reszta sukienki?
Naciągnęła materiał, starając się choć trochę przysłonić dekolt, ale jedyne, co osiągnęła, to uniesienie całości w górę i odsłonięcie jeszcze większych połaci ud.
– Nie, nie mogę się tak pokazać – jęknęła zażenowana.
Scarlet jeszcze raz omiotła ją spojrzeniem.
– Masz rację. Zdejmij je.
– Co takiego?
– Jak to co? Okulary. Daj mi je.
– Ale ja bez nich nic nie widzę.
– Powinnaś założyć soczewki. Masz przepiękne oczy.
Eleanor używała szkieł kontaktowych wyłącznie podczas uprawiania sportów. W pracy bezpieczniej czuła się za tarczą ochronną w postaci solidnych okularów.
– Siostra zabrała mi torebkę.
– Nie szkodzi. – Nie czekając na dalsze protesty koleżanki, Scarlet zerwała jej z nosa okulary. – A teraz chodźmy. Jesteś już pięć minut spóźniona.
Eleanor chciała spojrzeć na zegarek, ale i jego nie znalazła na właściwym miejscu. Skrzywiła się. Spóźniona? Oj, oj, pan senator nie będzie zadowolony ze starszej córki.
Podczas przejścia do nowego skrzydła budynku towarzyszyły jej zaintrygowane spojrzenia napotkanych ludzi. Cóż, nie co dzień widzi się na pediatrii lekarkę w modnej czerwonej kiecce, w dodatku idącą boso ze szpilkami w ręku – bo gdyby je włożyła niechybnie by się zabiła.
– Przestań się tak kręcić i rozglądać – usłyszała zza pleców komendę Scarlet. – Wyglądasz wspaniale.
Pewnie wygląda jak wariatka. Na szczęście nie może tego zobaczyć. Bo nie ma okularów.
Czuła się coraz bardziej zawstydzona. Co innego wygłupiać się w idiotycznej kiecce przed przyjaciółką, a co innego wejść w niej między ludzi, których się zna, z którymi pracuje się na co dzień. I którzy, aż do dziś, widzieli i szanowali w niej doktor Eleanor Aston.
Tyler Donaldson szczerzył się do drobnej ślicznej pielęgniarki z położniczego, rozważając różne ewentualności. Zauważył, że ona mierzy go wzrokiem, a przecież musiała słyszeć o jego reputacji.
Cały szpital wiedział, że jest kobieciarzem. Zakochuje się, odkochuje, rzuca. I tak w kółko.
Jemu to odpowiada. Co więcej, jest przekonany, że i kobietom to odpowiada, chociaż za nic w świecie nie chcą się do tego przyznać. Jest typem łowcy okazji, zdobywcy, któremu potem nie chce już się zajmować zdobyczą.
Mimo to blondynka patrzy na niego, jakby nie miała nic przeciwko temu, by wieczorem się trochę nią pozajmował.
– Nie mogę uwierzyć, że doktor Aston jeszcze się nie pojawiła – szczebiotała, choć Tyler nie ukrywał, że bardziej jest zainteresowany mową jej ciała. A ona przypominała znaną mu śpiewkę: „Ty i ja, gorąca noc, pościel, spocone ciała itd.”.
Niełatwo to było przyznać, ale ostatnio kobiety zaczynały go nudzić.
– Kto by pomyślał, że ona w ogóle potrafi się spóźniać.
Doktor Aston? Tak, on też nie uważa jej za spóźnialską. Wygląda na wręcz obsesyjnie punktualną. Chyba że coś się stało jednemu z jej maleńkich pacjentów… O tak, ten powód wystarczyłby, by olała całą tę ceremonię. Trudno o bardziej oddaną lekarkę.
– Nie sposób uwierzyć, że ona i Brooke Aston to siostry – trajkotała pielęgniarka.
Oczywiście żyjąc w tym kraju, nie mógł nie wiedzieć, kim jest Brooke Aston. Ulubienica mediów. Mignął mu przed oczami wizerunek blond seksbomby. Faktycznie, trudno uwierzyć, że te dwie kobiety mają podobne DNA.
– Brooke miała przecinać tę wstęgę, ale złapała jakiegoś wirusa, kiedy jako wolontariuszka opiekowała się chorymi dziećmi – blondynka nie dawała za wygraną. – Mam nadzieję, że to nic poważnego.
Z tego, co Tyler słyszał o osławionej córce senatora, raczej nie wynikało, by miewała ona tak bliski kontakt z chorymi dziećmi, by się od nich czymkolwiek zarazić.
– Może jedna z nich została adoptowana – zasugerował, by podtrzymać rozmowę.
W trakcie kampanii poprzedzającej otwarcie nowego skrzydła szpitala dowiedział się paru rzeczy o tej rodzinie. Ale ponieważ jego nastawiony na podboje radar nie reagował na Eleanor, puścił to wszystko mimo uszu. Szpitalne plotki go nie interesowały.
A jednak coś go tu irytowało. Nie wiedział, czy to jest związane z jej osobą. Po prostu coś mu mówiło, by trzymać się od tego wszystkiego z daleka.
– O mój Boże!
Ten zduszony okrzyk sprawił, że uwaga Tylera skupiła się ponownie na pielęgniarce z położniczego. Dziewczyna gapiła się na coś za jego plecami, w głębi korytarza wiodącego do nowego skrzydła. Odwrócił się i… omal się nie zakrztusił.
Wystarczyła sekunda, by stwierdzić, co wywołało takie poruszenie. Spojrzał jeszcze raz. Nie ulegało wątpliwości. Ale gdy tylko zdał sobie sprawę, że to ona, nagle definitywnie zabrakło mu tchu.
– Nie mogę uwierzyć – wyjąkała pielęgniarka.
Tyler też nie mógł. Nie mógł uwierzyć, że dotąd nie zwrócił uwagi na to, co kryje się pod bezkształtnymi fartuchami, która zazwyczaj nosi doktor Eleanor Aston. Że są to zabójczo wspaniałe kobiece krągłości. Wielkie nieba. Bip, bip, biiiip!
Boże, co też ten jego radar wyprawia. Przecież on nie jest zainteresowany Eleanor. Nieważne czy ma na sobie workowaty fartuch, czy też jej ciało opina czerwona sukienka, którą powinno się opatrzyć etykietą: „Uwaga! Śmiertelne niebezpieczeństwo!”. Nie jest też zainteresowany tymi wspaniałymi, nieukrytymi za okularami brązowymi oczami, szeroko otwartymi w wyrazie niepewności. Ani burzą włosów opadających luźno na plecy, nieściągniętych w codzienny ciasny węzeł.
Właśnie, że jest. I niewykluczone, że zawsze był.
Tytuł oryginału: NYC Angels: Heiress’s Baby Scandal
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2013
Redaktor serii: Ewa Godycka
Opracowanie redakcyjne: Ewa Godycka
Korekta: Joanna Morawska
© Harlequin Books S.A. 2013
© for the Polish edition by Harlequin Polska sp. z o.o., Warszawa 2014
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu z Harlequin Books S.A.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.
Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Znak firmowy wydawnictwa Harlequin i znak serii Harlequin Medical są zastrzeżone.
Wyłącznym właścicielem nazwy i znaku firmowego wydawnictwa Harlequin jest Harlequin Enterprises Limited. Nazwa i znak firmowy nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
Harlequin Polska sp. z o.o.
02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25
www.harlequin.pl
ISBN 978-83-276-0629-7
MEDICAL – 555
Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o. | www.legimi.com