9,99 zł
Po toksycznym małżeństwie i trudnym rozwodzie Taylor stara się odnaleźć swoje prawdziwe ja. Krótki romans z atrakcyjnym doktorem Jackiem Morganem wydaje się idealną okazją, by zacząć kolejny etap w życiu. Jednak mimo głębokiego zauroczenia nowym towarzyszem Taylor przeżywa rozterki, gdyż nie jest gotowa na nowy związek, zwłaszcza z Jackiem. To wolny duch, który nigdzie dłużej nie zagrzeje miejsca. Chyba że uda jej się przekonać go, by razem z nią powalczył o szansę na szczęście we dwoje...
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 170
Janice Lynn
Szukając własnej drogi
Tłumaczenie: Monika Krasucka
HarperCollins Polska sp. z o.o. Warszawa 2020
Tytuł oryginału: A Nurse to Tame the ER Doc
Pierwsze wydanie: Harlequin Medical Romance, 2019
Redaktor serii: Ewa Godycka
© 2019 by Janice Lynn
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2020
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Medical są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25
www.harpercollins.pl
ISBN 978-83-276-6430-3
Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek / Woblink
Tak! Taylor Hall triumfalnie wzniosła do góry zaciśniętą pięść, co prawda tylko w wyobraźni, po czym powędrowała wzrokiem w stronę namiotu z napisem „Punkt medyczny”. Jednak to nie namiot ją interesował, a stojący przed nim wysoki mężczyzna w koszulce polo z napisem „Personel medyczny”. Tak. Tak. Tak!
Od razu wpadł jej w oko. Zareagowała jak normalna kobieta na widok atrakcyjnego faceta. A tak się martwiła, że choć ledwie skończyła dwadzieścia pięć lat, wybuchy pożądania ma za sobą. I proszę, co za miła niespodzianka. Przyjemny dreszczyk podniecenia dawał nadzieję, że nie wszystko stracone, a uroki życia wciąż przed nią.
Najbardziej ucieszyło ją, że byłemu partnerowi nie udało się zrealizować planu, choć przez okrągły rok żyła obawą, że dopiął swego. Szczęściem dla niej, nie.
Przystojny medyk musiał poczuć, że jest obserwowany, bo podniósł wzrok znad papierów przypiętych do podkładki i spojrzał na nią. Miał tak niewiarygodnie niebieskie oczy, że w pierwszej chwili pomyślała, że nosi barwione soczewki. Była pewna, że widzi go po raz pierwszy w życiu, jednak on zareagował tak, jakby wiedział, kto mu się przygląda.
Dreszczyk zmienił się w pełzający po plecach płomień. Musiała oszaleć, skoro wpada w ekscytację na widok faceta. Nie szukała okazji do romansu, fajnie jednak, że jej ciało wysłało sygnał, że zaczął się proces zdrowienia psychicznego. Miała świadomość, że przeszła metamorfozę. Wystarczył rok, by z pokonanej przez życie rozwódki przeistoczyła się w silną niezależną kobietę, która wcale nie pragnie, by mężczyzna wziął ją za rękę i poprowadził przez życie. Czuła się panią swojego losu.
Rozmowa w sprawie pracy, którą odbyła tego ranka, była kolejnym krokiem naprzód. Cieszyło ją, że wreszcie zostawiła za sobą trudną przeszłość i z nadzieją rusza w nową podróż przez życie.
Zaintrygowana przyjrzała się nieznajomemu, który obudził jej libido. I to w chwili, gdy była pewna, że zobojętniała na płeć przeciwną. Widziała w życiu znacznie przystojniejszych niż on. Dość powiedzieć, że pod względem urody nie mógł konkurować z jej byłym mężem, którego hojny los obdarzył wyglądem amanta z Hollywood. A jednak nieznajomy miał w sobie coś, co przykuło jej uwagę. W namiocie medycznym festiwalu Rockin’ Tyme było tłoczno, a ona jednak wyłuskała go z tłumu.
Muśnięte słońcem brązowe włosy do ramion związane w kucyk oraz zdrowa opalenizna zdradzały, że nieznajomy lubi spędzać czas na powietrzu. I że nie przywiązuje nadmiernej wagi do wyglądu, bo wie, że i tak jest atrakcyjny. Przyjazny wyraz twarzy, piękny uśmiech, sportowa sylwetka wyróżniały go na tle innych. Taylor domyślała się, kim jest. Jeśli mogła ufać intuicji, miała przed sobą kolegę Amy, swojej przyjaciółki od serca.
Która jakoś nigdy nie przepadała za jej byłym.
- Jak zobaczysz doktora Jacksona Morgana, od razu będziesz wiedziała, że to on – rzekła Amy. Nie kłamała.
Taylor posłała przystojniakowi promienny uśmiech. Ciekawe, co by pomyślał, gdyby teraz podeszła i podziękowała mu za obudzenie zahibernowanej kobiecości?
Musiał odczytać jej niewerbalny przekaz, bo odłożył papiery i ruszył w jej stronę. Czy podejdzie i powie: „Nie ma za co”? Ha, wtedy z wdzięczności go uściska.
W ostatniej chwili powstrzymała uśmiech. Wprawdzie dzięki niemu przypomniała sobie, że jest kobietą, ale to nie powód, by go kokietować. Po tym, jak Neil, były mąż, przeczołgał ją po rozżarzonych węglach, przysięgła sobie, że będzie omijała mężczyzn wielkim łukiem. Oczywiście rozumiała, że nie wszyscy są tacy jak Neil. Niemniej rozum kazał jej zignorować motyle w brzuchu i wysyłał wyraźny sygnał, by miała się na baczności.
Kiedyś sądziła, że potrzebuje męskiego ramienia. Przez ostatni rok przekonała się, że niekoniecznie.
- Taylor, prawda? – Mimiczne zmarszczki w kącikach oczu dodawały mu uroku. Uśmiech miał zachwycający. Szczery, naturalny, znajdujący odbicie w oczach. – Spokojnie, nie jestem namolnym podrywaczem. Amy Sellars kazała, żebym się za tobą rozglądał.
Na dźwięk imienia przyjaciółki zrobiło jej się przykro. Co za szkoda, że jej tu dziś nie ma. Bardzo chciała ją zobaczyć, ale jak na złość babcia Amy przewróciła się i złamała biodro. A że mieszkała setki mil stąd, nie było szansy, by Amy wpadła na festiwal choć na chwilę.
Ostatni raz widziały się latem, tuż po rozwodzie Taylor. Amy przyjechała do Louisville, by ją pocieszyć, ale jej wysiłki na nic się nie zdały. Taylor przepłakała całą jej wizytę. Łzy żalu po niespełnionych marzeniach mieszały się ze łzami szczęścia, że wreszcie udało jej się wyrwać z rąk owładniętego obsesją kontroli Neila.
- Widziałem u Amy wasze wspólne zdjęcie – wyjaśnił mężczyzna, nim zdążyła zapytać, jak ją rozpoznał.
Domyśliła się, o które zdjęcie chodzi. Miała identyczne w swoim mieszkanku, do którego przeniosła się z okazałej rezydencji byłego męża. Zdjęcie zostało zrobione podczas ceremonii pasowania na pielęgniarkę, tuż po wręczeniu dyplomu ukończenia studiów. Ona i Amy śmiały się do obiektywu, szczęśliwe i pełne nadziei na przyszłość.
Jej współlokatorka z akademika i jednocześnie najbliższa przyjaciółka przez lata namawiała ją, by zgłosiła się do pracy przy obsłudze medycznej festiwalu, który rokrocznie odbywał się w jej rodzinnym mieście. I kiedy w końcu Taylor uległa namowom, jak na złość Amy musiała wyjechać. A przecież Taylor zdecydowała się na tę pracę właśnie po to, by się z nią zobaczyć, choć dodatkowy zarobek nie był bez znaczenia.
Jeśli poranna rozmowa w sprawie pracy rzeczywiście poszła dobrze, ona i Amy wkrótce nadrobią stracony czas. Pewnie znów zamieszkają razem. Amy proponowała jej to już zeszłego lata, jednak Taylor chciała najpierw stanąć na nogi. Gdyby wtedy pozwoliła Amy zaopiekować się sobą, poszłaby na łatwiznę. Całe życie godziła się, by ktoś mówił jej, co ma robić. A ona zawsze płynęła z prądem, starając się sprostać oczekiwaniom. Najpierw stawała na głowie, by zadowolić rodziców, potem męża. Nie przekraczała granic, które jej wyznaczyli. Po raz pierwszy zrobiła to, gdy odeszła od Neila i wniosła sprawę o rozwód.
Proces wewnętrznej przemiany trwał. Taylor była świadoma, że ma przed sobą długą drogę, ale czuła satysfakcję na myśl o tym, co zdołała osiągnąć. Każdego ranka z radością patrzyła w lustro, czując, że coraz bardziej lubi osobę, którą w nim widzi.
- Amy bardzo się ucieszyła, że będziesz tu pracowała.
Otrząsnęła się z zadumy i skupiła uwagę na mężczyźnie. Skoro widział zdjęcie, musiał być u Amy. Czyżby się spotykali? Gdyby tak było, przyjaciółka coś by jej powiedziała. Z drugiej strony opowiadała o nim z takim entuzjazmem, że Taylor nabrała podejrzeń, iż Amy bawi się w swatkę. Co było dziwne, bo przecież wiedziała, że Taylor nie szuka przygód. Straciła zainteresowanie mężczyznami na długo przed rozwodem. Zresztą po tym, co przeszła w małżeństwie, wolałaby się pociąć niż wikłać w związek z następnym lekarzem.
- Jackson Morgan. – Wyciągnął rękę.
Zauważyła, że pominął słowo „doktor”. Doceniła tę skromność, cechę obcą jej byłemu mężowi, który nigdy nie przepuścił okazji, by pochwalić się tytułem.
- Miło cię poznać. – Z uśmiechem uścisnęła jego dłoń. Niewinny dotyk wystarczył, by zaszumiało jej w głowie.
Mogła się wyrzec mężczyzn na zawsze, ale ten osobnik miał w sobie coś elektryzującego.
- Przyjaciele mówią do mnie Jack.
- Jack… – powtórzyła. – Czyli mam przyjemność ze słynnym lekarzem podróżującym, mistrzem medycyny ratunkowej, z którym Amy pracuje na Rockin’ Tyme.
- Cóż, jak słyszę, moja sława znów dotarła tu przede mną – skwitował z ironicznym błyskiem w oku.
Taylor próbowała sobie przypomnieć, co konkretnie usłyszała od Amy. Jak na złość puściła większość jej ochów i achów mimo uszu. Po pierwsze podejrzewała, że przyjaciółka bawi się w swatkę, a po drugie nie po to jechała na festiwal, by zawracać sobie głowę jakimś gościem. Chciała spędzić czas z nią.
No dobrze… Co mówiła Amy?
„Jest przystojny, dowcipny, naprawdę nie mogę się doczekać, kiedy go poznasz. Jestem pewna, że go polubisz. Super z niego facet, poważnie”.
- Nie powiedziała niczego złego – odrzekła.
Jeśli rzeczywiście on i Amy są parą, mogła im pogratulować. Zwłaszcza jemu, bo według niej każdy mężczyzna, który zdobył względy Amy, był szczęściarzem. Skoro przyjaciółka wybrała właśnie jego, Taylor gotowa była go uściskać. Z radości.
- Cieszę się, że mnie nie obgaduje za plecami. Szkoda, że nie może z nami być. Przykra sprawa z tą babcią.
- Ja też bardzo żałuję, że jej tu nie ma. Namówiła mnie, żebym przyjechała, a sama musiała wyjechać. Boję się myśleć, w co mnie wpakowała.
- Spokojna głowa. Musiałem przysiąc, że nie zostawię cię na pastwę losu. Damy radę.
- Poważnie? Musiałeś jej przysięgać?
- Żeby to raz! Jeszcze dziś rano dzwoniła w tej sprawie.
Taylor uśmiechnęła się. Cała Amy, zawsze o niej pamięta i troszczy się jak o rodzoną siostrę. Szkoda, że Tayler nie zawsze słuchała jej rad.
Skoro Jack jest podróżującym lekarzem, czyli przemieszcza się między placówkami medycznym na terenie stanu, jego związek z Amy musi być wystawiany na liczne próby.
- Często widujesz Amy?
- Kilka razy w tygodniu – odparł, zaskoczony jej pytaniem. – Spodobało mi się w Warrenville, więc postanowiłem przenieść się tu na jakiś czas. Zgodziłem się zastąpić lekarza, który jest na zwolnieniu.
- Aha. – Czy przeprowadził się tu, by być blisko Amy? Chciała dla przyjaciółki jak najlepiej, ale dlaczego nic jej nie powiedziała o swoim nowym związku? Może uznała, że za wcześnie, może nie chciała zapeszyć? Tak czy owak, Taylor było trochę przykro, że Amy się jej nie zwierzyła.
Z drugiej strony, czy ona sama przez lata nie ukrywała przed Amy różnych spraw? Czy nie robiła dobrej miny do złej gry, bo nie chciała, by przyjaciółka poznała smutną prawdę o jej małżeństwie?
- Poznałaś już nasz zespół? – zagadnął Jack.
- Wszyscy się znacie?
- Raczej tak. Od czasu do czasu pojawiają się nowe twarze, ale co roku spotykamy się w starym składzie. Większość kolegów pochodzi z Warrenville, ale są też przyjezdni, jak ja. W naszym namiocie pracują fantastyczni ludzie. Zresztą sama się przekonasz. Nuda ci nie grozi.
Możliwe. Czeka ją kilka pracowitych dni, ale jakoś to przeżyje. Poza tym, czyż nie pragnęła odmiany? Czy nie chciała zacząć od nowa? Czy nie marzyła, by w końcu wyrwać się z klatki, w której przesiedziała tyle lat?
- Jak trafiłeś na ten festiwal? – zapytała, spoglądając w stronę „oazy” ze sztucznymi palmami wetkniętymi do wielkiej piaskownicy imitującej plażę, przy której rozstawiono ogrodowe baseny dające ochłodę od upału.
To naprawdę będzie zupełnie nowe doświadczenie.
- Rockowe festiwale mam we krwi – odparł. – Moi dziadkowie byli hipisami, poznali się na Woodstocku. – Z kpiarskim uśmiechem pokazał znak pacyfki. – Zaliczyłem pierwsze festiwale, zanim nauczyłem się chodzić. Rodzice zawsze powtarzali, że albo zostanę muzykiem, albo cyganem. I tu spotkała ich niespodzianka. Poszedłem na medycynę. Po studiach pracowałem na wielu festiwalach. Lubię tę robotę, bo pozwala mi zachować równowagę między pracą a zabawą. I daje poczucie, że jednak rozwinąłem się od czasu, gdy włóczyliśmy się z kumplami z jednej muzycznej imprezy na drugą.
- Musiało być fajnie. – Nawet nie potrafiła sobie wyobrazić takiej beztroskiej włóczęgi.
U niej coś takiego by nie przeszło. Rodzice byli wymagający, poza tym w domu się nie przelewało, więc poszła do pracy w wieku piętnastu lat. Jednak nawet wtedy nie było czasu ani pieniędzy na wakacyjne wypady tylko po to, by cieszyć się słońcem i muzyką. Właściwie po raz pierwszy w życiu poczuła się szczęśliwa dopiero wtedy, gdy zaczęła spotykać się z Neilem. Błogostan nie trwał jednak długo. Po ślubie wszystko się zmieniło.
- Nie powiem, dobrze się bawiłem – przyznał Jack. – Cóż, było, minęło. Lepiej opowiem ci, jak będą wyglądały najbliższe dni. A potem poznam cię z naszą paczką.
Według grafiku Taylor miała pracować od czwartej rano w czwartek do czwartej po południu w piątek oraz od czwartej po południu w niedzielę do czwartej rano w poniedziałek.
- Będziemy pracowali razem – zauważyła.
- I nie jest to przypadek – przyznał. – Amy, ty i ja mieliśmy tworzyć minizespół. Potem Amy wypadła z grafiku, a ja uznałem, że nie ma sensu go zmieniać. Jak mógłbym dotrzymać słowa, że będę miał cię na oku, gdybyśmy pracowali oddzielnie?
- No właśnie. – Dawno nie spotkała tak wyluzowanego człowieka. – A jak to wygląda w praktyce? Czy ludzie z naszego namiotu wracają po dyżurach do domu, żeby się wyspać, czy zostają i bawią się na koncertach?
- Różnie. Większość zostaje na koncertach, a potem jedzie do domu. A niektórzy szwendają się po polu namiotowym albo jadą obejrzeć miejscowe atrakcje.
- A jak jest z tobą? Czy to dzięki wycieczkom po okolicy spodobało ci się w Warennville?
- Duża w tym zasługa Amy – przyznał po wahaniu.
Jeśli Taylor miała jeszcze cień wątpliwości co do natury jego relacji z Amy, Jack właśnie je rozwiał. Zdusiła uczucie zawodu, że jest już zajęty. Właściwie nie powinno jej to obchodzić, choćby dlatego, że jest lekarzem.
- Cieszę się waszym szczęściem – oznajmiła.
- Nie wiem, co mówiła ci Amy, ale… jesteśmy przyjaciółmi.
- Aha – mruknęła i się zaczerwieniła.
- A myślałaś, że jesteśmy parą?
O Jezu. Piekły ją policzki, uszy. Czy matka ziemia byłaby uprzejma się rozstąpić i ją pochłonąć?
- Wiesz, takie odniosłam wrażenie. Wspomniałeś, że byłeś u niej w domu i…
- Na imprezie, którą urządziła dla kolegi z pracy. Podczas której nie wydarzyła się żadna z tych fajnych rzeczy, które chodzą ci po głowie – ironizował.
- W takim razie żałuj, bo masz co – odgryzła się. – Amy to dziewczyna super.
- Też tak myślę. Ostatnio bardzo się polubiła z moim najlepszym kumplem, od paru tygodni ciągle z sobą gadają. Będę szczęśliwy, jeśli coś z tego wyjdzie.
O tym też Amy nie wspominała. Czy możliwe, by przez ostatnie lata tak bardzo się od siebie oddaliły? Taylor była najpierw pochłonięta ratowaniem małżeństwa, a potem tak bardzo zawstydzona sytuacją, w której się znalazła, że zaniedbała kontakty z przyjaciółką, która zawsze znajdowała dla niej czas. Dopadło ją poczucie winy. Na szczęście już wkrótce nadrobią stracony czas.
- Czyli nic was nie łączy?
- Nic poza przyjaźnią.
- Szkoda. – Naprawdę żałowała. Amy zasługuje na wszystko, co w życiu najlepsze. Nadzieja w tym, że przyjaciel Jacka okaże się jej wart.
- A ja nie żałuję.
- Niby dlaczego? – Zaskoczona spojrzała mu w oczy i zapomniała, że trzeba oddychać. Zachwyciły ją figlarne błyski, które przypominały promienie słońca skaczące po tafli wody.
- Powiedzmy, że… - spojrzał na nią łakomie jak na najsłodszy smakołyk, którego już teraz najchętniej by skosztował – niecierpliwie czekałem na spotkanie z tobą.
Znów ogarnęła ją przyjemna gorączka, której nie da się pomylić z żadnym innym doznaniem. Uczucie z rodzaju „kiedy kobieta poznaje mężczyznę”. Jezu! Przecież przysięgała, że już nigdy nie spojrzy na żadnego lekarza, nawet kijem go nie dotknie. I co? I nic! Jej ciało wie swoje. Hm, radość z obudzonego libido chyba jest przedwczesna.
Próbował być dowcipny, ale sądząc po minie Taylor, mu nie wyszło. Powinien dwa razy pomyśleć, zanim coś chlapnie. Chyba że chce, by wzięła go za maniakalnego prześladowcę. Czy jego zachowanie odbiega od normy? Tyle się o niej nasłuchał od Amy, że poczuł się zaintrygowany i od tygodni czekał, by ją poznać.
Prawdę powiedziawszy, czekał na spotkanie z nią znacznie dłużej. Wpadła mu w oko przed kilkoma laty. Zobaczył ją na zdjęciu i przepadł. Zauroczył go wyraz jej oczu, uśmiech. Kiedy okazało się, że jest mężatką, poczuł lekkie ukłucie zawodu. Po jakimś czasie Amy napomknęła, że przyjaciółka się rozwiodła. I że po długich namowach zgodziła się przyjechać na festiwal. To wystarczyło, by jego ciekawość wzrosła. Intrygowało go, czy urocza nieznajoma będzie na żywo równie pociągająca jak na zdjęciu.
Nie zawiódł się.
Taylor Hall była wyjątkowo piękną platynową blondynką. Miała wspaniałe włosy, złotobrązowe oczy, pełne i zmysłowe usta oraz wyjątkowo zgrabne ciało. Niewątpliwie należała do wąskiego grona najbardziej atrakcyjnych kobiet, jakie znał. Z dumą przedstawił ją koleżankom i kolegom. Powitali ją ciepło, zwłaszcza że zaanonsował ją jako serdeczną przyjaciółkę Amy.
Witali się z nią, mówiąc, jak bardzo żałują, że nie ma tutaj Amy. Tylko jeden z ratowników, który przedstawił się jako Robert, bezceremonialnie otaksował ją wzrokiem i ni z tego, ni z owego wypalił:
- Błagam, powiedz, że jesteś singielką, a uczynisz mnie najszczęśliwszym facetem pod słońcem!
Jack zerknął na nią dyskretnie, ciekaw, jak zareaguje. Sprawiała wrażenie zaskoczonej. Chwilę milczała, mierząc podrywacza badawczym spojrzeniem, po czym odparła:
- Owszem, jestem singielką. – Spokojnie czekała, aż jej adorator teatralnie wzniesie oczy do nieba w niemej podzięce, po czym dokończyła: - ale nie poszukiwaczką przygód na rockowym festiwalu. Jeśli o to ci chodziło, gdy mówiłeś o swoim szczęściu.
- Co za szkoda! A mogliśmy tak fajnie się zabawić.
- Nie słuchaj go! – Jack lubił Roberta, ale teraz chętnie by go udusił. – Za długo przebywał na słońcu i bredzi.
- I wszystko jasne! – skwitowała ze śmiechem.
- A tak na marginesie, nie wszystkie rodzaje kontaktów między członkami naszego zespołu są mile widziane – dorzucił Jack.
- Co? Pierwsze słyszę! – Robert popatrzył na niego z taką miną, jakby go dopiero poznał.
Oczywiście zdarzało się, że między medykami wybuchały romanse, czemu sprzyjała atmosfera festiwalu. Jack też miał na koncie kilka intersujących znajomości, jednak nie chciał, by Robert wyobrażał sobie Bóg wie co.
- Dobra, dobra, nasz lokalny casanowo. – Jack czuł, że za chwilę zrobi z siebie zazdrosnego głupca, więc ratował się ironią. – Zamiast gadać, weź się do roboty. Taylor, chciałbym przedstawić ci Duffy’ego – ciągnął, wskazując mężczyznę w średnim wieku. – Jest pielęgniarzem i współpracuje z różnymi placówkami medycznymi w kraju. Poza tym jest chodzącą encyklopedią, więc gdybyś miała jakieś pytania, wal do niego jak w dym. Na pewno ci pomoże.
- Ja również służę pomocą. Zawsze… – wtrącił Robert, ignorując karcące spojrzenie Jacka.
Gdy prezentacja zespołu dobiegła końca, Jack pokazał Taylor wyposażenie namiotu, w którym przygotowano dwadzieścia łóżek. Opowiedział jej również o również o sprzęcie i lekach, którymi dysponują.
- Oglądałaś już sceny? – zapytał, gdy po skończonym „obchodzie” wyszli na zewnątrz.
- Jeszcze nie.
- Będziesz mieszkała na polu namiotowym?
- Tak. Miałyśmy mieszkać z Amy w jednym namiocie. Umówiłyśmy się, że będziemy wpadały do niej tylko żeby wziąć prysznic, jeśli na polu będą kolejki do łazienek. No i koniec końców muszę mieszkać sama.
- Tylko nie wspominaj o tym przy Robercie.
- Daj spokój, on się wygłupiał.
- Nie sądzę – ostrzegł. – Raz się do niego uśmiechniesz, a on potraktuje to jak zaproszenie.
- Okej, przyjęłam to do wiadomości.
Patrzył na nią wyczekująco, licząc, że powie coś więcej.
- Naprawdę tego chcesz? – zapytał.
- Czego? Zabawić się z Robertem? – Pokręciła głową. – Przyjechałam, żeby spędzić trochę czasu z przyjaciółką, a nie zabawiać się z facetami.
- Jasne. W tej sytuacji będzie mi łatwiej zadbać o twoje bezpieczeństwo.
- Chcesz powiedzieć, że Robert może być niebezpieczny?
- Nie, no co ty! – Poczuł się winny, że niechcący zrobił z kolegi podrywacza. – Po prostu obiecałem Amy, że się tobą zaopiekuję.
- No pewnie… - Przyjrzała mu się, mrużąc oczy. – Tylko dlaczego mam wrażenie, że to przed tobą powinnam się mieć na baczności, a nie przed Robertem, który akurat w tej kwestii mógłby się od ciebie uczyć?
Roześmiał się, zaskoczony, jak łatwo go rozgryzła.
- Wiesz co, chodź przejdziemy się terenie, zanim zrobi się tłok – zaproponował. – Jak zacznie się impreza, ludzka rzeka będzie napierała przez okrągłą dobę.
Była pod wrażeniem organizacji festiwalu. Koncerty miały odbywać się na pięciu dużych i kilku mniejszych scenach, gdzie oprócz popularnych gwiazd miały zagrać lokalne grupy marzące o sławie. Dla uczestników przygotowano stoiska z jedzeniem i miasteczko pełne sklepików oferujących najróżniejszy towar. W wielkich namiotach znalazło się miejsce dla sceny kabaretowej i tanecznej, sponsorowanej przez znany telewizyjny kanał muzyczny. Prócz tego postawiono kilkanaście mniejszych namiotów oferujących różnorodną rozrywkę. Między nimi kłębił się kolorowy tłum fanów rocka spragnionych atrakcji, które miały umilić oczekiwanie na pierwszy koncert.
- Jeszcze się nie zaczęło, a już jest gęsto. – Pokiwała głową, przyglądając się ludziom zapełniającym alejki między straganami. – Ile ich jeszcze dobije?
- Organizatorzy spodziewają się stu tysięcy uczestników. Jutro nie da się tędy przejść.
- Nieźle. – Z zaciekawieniem przyglądała się publice. Spodziewała się dzieciaków w wieku licealnym i studentów, tymczasem nie brakowało młodych rodziców z maleńkimi dziećmi oraz osób starszych od jej rodziców.
- Większość tego towarzystwo przewinie się przez nasz namiot – skwitował Jack. – Będą odwodnieni, nawaleni, odurzeni Bóg wie czym. Uwierz mi, nuda nam nie grozi.
- Wiem. Amy powtarzała, że mogę spodziewać się tu wszystkiego z wyjątkiem nudy. – Przyjaciółka mówiła też, że ochrona na bramkach skrupulatnie sprawdza, czy nikt niczego nie wnosi, ale dla chcącego nic trudnego. Dlatego co roku zdarzają się przypadki zgonów na skutek przedawkowania substancji psychoaktywnych.
- A ja jak ten głupi co roku modlę się, żeby się ponudzić choć godzinkę – roześmiał się Jack.
- Jak to?
- Nuda w namiocie medycznym to znak, że ludzie dobrze się bawią i są bezpieczni.
- Aha, nie pomyślałam o tym. Trzymam kciuki, żebyśmy wynudzili się za wszystkie czasy.
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej