Brudny świat - Agnieszka Lingas-Łoniewska - ebook + audiobook
BESTSELLER

Brudny świat ebook i audiobook

Agnieszka Lingas-Łoniewska

4,5

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

JEDEN Z NAJPOPULARNIEJSZYCH FAN FICTION, w 2010 roku wydany w USA pod tytułem Dirty World doczekał się polskiej premiery! Wstrząsająca opowieść o miłości, demonach przeszłości i głęboko skrywanych tajemnicach. Wichrowe wzgórza miały swoich Cathy i Heathcliffa, Brudny świat pokazuje zagmatwane i tragiczne losy Kati i Tommy’ego.

 

„Pozostań przy mnie na zawsze – przybierz, jaką chcesz, postać – doprowadź mnie do obłędu, tylko nie zostawiaj mnie samego w tej otchłani, gdzie nie mogę cię znaleźć! Nie mogę żyć bez mojego życia. Nie mogę żyć bez mojej duszy!”

 

 

Kiedy stykają się ze sobą dwa tak różne światy, jak Kathriny Russell i Tommy’ego Cordella, niemożliwe jest, aby nie doszło do wybuchu. Praktycznie więcej ich dzieli, niż łączy. Jedynym wspólnym ogniwem jest praca nad najnowszą płytą Semtexu. W dodatku każde z tych dwojga dźwiga na barkach dramat swojej własnej przeszłości. Czy będą w stanie pokonać wzajemną niechęć? Jak poradzą sobie z uczuciem, którego do tej pory żadne z nich nie znało, a które nagle eksploduje niczym Etna?

 

Agnes A. Rose

http://wkrainieczytania.blogspot.com

 

 

Lingas-Łoniewska jak zawsze mistrzowsko operuje słowem. Buduje napięcie, pięknie przedstawia chwile namiętności, jest romantycznie, interesująco, ale i brutalnie momentami. Zaskakuje, wzrusza, doprowadza do łez, wyprowadza totalnie z równowagi. I robi to z premedytacją! Po przeczytaniu tej historii będziecie potrzebowali sporo czasu, by dojść do siebie i ochłonąć, choć jednocześnie będziecie przekonani, że nie mogło być inaczej, że tylko takie zakończenie wchodziło w grę, że jest idealne.

 

Anna Grzyb

 

 

Autorce znakomicie wychodzi połączenie wątków romansowego z kryminalnym. Przekonałam się już o tym po raz kolejny. Poza tym, w zaskakującym zakończeniu odnaleźć można odniesienia do moich ukochanych „Wichrowych Wzgórz” Emily Bronte. Mam nadzieję, że kiedyś książka ukaże się także na polskim rynku wydawniczym. Warto!

 

www.slowemmalowane.blogspot.com

 

 

Agnieszka Lingas-Łoniewska - wrocławianka, pisząca książki łączące sensację z romansem, kochająca zwierzaki, Within Temptation i jeszcze kilka ostrzejszych dźwięków.

 

Autorka książek:

„Bez przebaczenia",

„Zakręty losu",

„Zakład o miłość”,

„Szósty”,

„W zapomnieniu”,

„W szpilkach od Manolo”,

„Łatwopalni”,

„Obrońca nocy”.

 

Laureatka konkursu na kryminalne opowiadanie z Dolnym Śląskiem w tle.

Ma także na swoim koncie udział w antologiach literackich: „Książki Moja Miłość” i „31.10 Halloween po polsku” oraz „Zatrute pióra”

 

Tworzy w internecie stronę Czytajmy Polskich Autorów, która ma na celu propagowanie polskiej prozy, prowadzi bloga z recenzjami, organizuje cykliczne konkursy, w których można wygrać książki polskich autorów.

 

Strona autorki: www.agnesscorpio.pl

Blog autorki: www.agnesscorpio.blogspot.com

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 416

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 10 godz. 39 min

Lektor: Anna Rusiecka i Andrzej Hausner
Oceny
4,5 (481 ocen)
329
84
40
16
12
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
ansala

Nie polecam

Ja wiem, że nie każda książka musi być arcydziełem, ale od tego się prostują zwoje mózgowe. I z "Wichrowymi Wzgórzami" nie ma ABSOLUTNIE nic wspólnego.
10
gonick

Z braku laku…

Mam jeden poważny zarzut do wszystkich książek tej autorki: bardzo słabo buduje relacje bohaterów. Oni spadają od „część” do „kocham cię” bez ładu i składu. Wczoraj się poznali, a dzisiaj nie mogą bez siebie żyć.
10
Mandzia81

Nie oderwiesz się od lektury

Nie mogłam opanować łez na koniec. Super opowieść. Mega!!!!
10
lena251621

Całkiem niezła

Może być
00
Izis_

Całkiem niezła

Bohaterce ewidentnie brakuje bystrości. Facet ja całuje i przynosi kwiaty, a ona się zastanawia, czy rzeczywiście tym chce czegoś więcej... Jest po traumatycznych przejściach, ale wierzy we łzawą historyjkę rockmana, bo się zakochała... I te wszędobylskie zielone oczy, wszędzie i w każdym akapicie ;) Czy się mylę,czy do Legimi trafiają książki przed redakcją? Bo jest po niej, to trochę się boje o inne pozycje wydawnictwa. Męski lektorze - jak udajesz kobietę, to brzmi to groteskowo. Nie rób tego.
00

Popularność




Okładka

Strona tytułowa

Agnieszka Lingas-Łoniewska

Brudny świat

Strona redakcyjna

Redakcja: Barbara Kaszubowska

Korekta: Wojciech Gustowski

Okładka: Magdalena Zawadzka

Zdjęcie wykorzystane na okładce: Daniel Garcia | Dreamstime.com

Zdjęcie autorki na okładce: Agata Roszak

Skład: Krzysztof Szymański

© Agnieszka Lingas-Łoniewska i Novae Res s.c. 2014

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody wydawnictwa Novae Res.

Wydanie pierwsze

ISBN 978-83-7942-074-2

NOVAE RES – WYDAWNICTWO INNOWACYJNE

al. Zwycięstwa 96 / 98, 81-451 Gdynia

tel.: 58 698 21 61, e-mail: [email protected], http://novaeres.pl

Publikacja dostępna jest w księgarni internetowej zaczytani.pl.

Wydawnictwo Novae Res jest partnerem Pomorskiego Parku Naukowo-Technologicznego w Gdyni.

Konwersja do formatu EPUB:

Legimi Sp. z o.o. | Legimi.com

Prolog

Chcecie wiedzieć, jakie jest moje życie?

Jak spędzam dni?

Jak spędzam noce?

Czy mam przyjaciół, rodzinę, marzenia, cele?

Wyobraźcie sobie faceta przed trzydziestką, który może mieć wszystko. Co znaczy wszystko? To może być weekend w najdroższym hotelu w mieście. To może być jednorazowa wycieczka do Vegas i runda po kasynach, zakończona całonocną balangą. To może być każda najpiękniejsza modelka, szczęśliwa, że zwróciłem na nią uwagę. To może być bmw M6, który będzie miał nawet moje inicjały wygrawerowane na masce.

Może domyślacie się, jak spędzam dni? Próby w studiu nagrań, wywiady, występy w różnego rodzaju talk-show, sesje zdjęciowe, spotkania z fanami, a głównie z fankami, wielotygodniowe trasy koncertowe i wieczne imprezy.

Jak spędzam noce? Zupełnie podobnie jak i dni, może z większym naciskiem na imprezy.

Jestem wokalistą i gitarzystą najbardziej topowego zespołu na świecie. Po pięciu latach grania w gównianych klubach do przysłowiowego kotleta bądź jako supporty przed bardziej znanymi zespołami w końcu się wybiliśmy. Wierzyłem, że musi nam się udać, dlatego zadecydowałem o zmianie menedżera, zatrudniłem też najlepszego w branży rzecznika prasowego, którego rola była o tyle niewdzięczna, iż często musiał odpowiadać na zarzuty dotyczące nieobyczajnego zachowania członków naszego zespołu.

A od tygodnia w naszym gronie pojawiła się nowa dziewczyna, która pisze najbardziej zajebiste teksty, jakie kiedykolwiek miałem okazję czytać.

To wszystko wpłynęło na gwałtowny rozwój naszego zespołu, a ostatni rok nosił symptomy kuli śniegowej. Jedno wydarzenie napędzało drugie. I tak staliśmy się najbardziej popularną grupą rockową na świecie. Nasze krążki już w pierwszym tygodniu sprzedaży osiągały status podwójnej złotej, a potem platynowej płyty. W tym roku zdobyliśmy nagrody Grammy prawie we wszystkich możliwych kategoriach. Niespodziewany sukces trochę uderzył nam do głowy i prasa czerpała z nas codziennie. Tabloidy prześcigały się w informacjach o członkach zespołu Semtex i ich ekscesach. A nasz rzecznik tylko kręcił głową, ale zawsze potrafił nas fantastycznie wytłumaczyć.

Byłem frontmanem grupy, ode mnie zależało, które kawałki znajdą się na płycie, jaki będzie układ koncertów podczas tournée, byłem też najczęściej zapraszany na różnorakie party, wywiady i sesje. Oprócz tego, że byłem wokalistą, grałem na gitarze, a także komponowałem.

To ja i moje codzienne życie.

To ja, Tommy Cordell, gwiazda rocka.

Witajcie w moim brudnym świecie.

Tommy | Kati

Tommy

Coś waliło w mojej głowie tak mocno, że miałem ochotę urwać sobie łeb i wyrzucić jak stary bilet parkingowy. Przykryłem głowę poduszką i usiłowałem zignorować to uporczywe pukanie. Wczoraj po megaimprezie, zorganizowanej z okazji sukcesu naszej ostatniej płyty, zrobiliśmy z chłopakami rundkę po najlepszych klubach w mieście i dzisiaj czułem się tak, jakby ktoś mnie przeżuł i wypluł. Leżałem w dżinsach i bez koszulki, z makabrycznym bólem głowy i jeszcze gorszym bałaganem na głowie. Pukanie w moim mózgu nie ustawało i w końcu zrozumiałem, że ktoś dobija się do mojego apartamentu.

Zwlokłem się resztkami sił, prawie czołgając do drzwi. Chciałem powiedzieć, żeby ten ktoś poszedł sobie w diabły, ale walące młoty w mojej głowie skutecznie uniemożliwiały wyartykułowanie chociaż jednej pieprzonej głoski.

Otworzyłem, po drugiej stronie stała jakaś przestraszona istota płci żeńskiej.

– Nie zamawiałem sprzątania – wybełkotałem i chciałem zatrzasnąć drzwi.

– Ale Tommy, to ja, Kathrina Russell, mieliśmy dzisiaj pracować razem – powiedziała łagodnym głosem, który i tak świdrował mi czaszkę.

Popatrzyłem na nią jednym okiem, bo drugiego nie byłem w stanie otworzyć.

– O cholera, nie poznałem cię, właź.

Poczłapałem w stronę barku i nalałem sobie burbona.

– Hm. Nie sądzisz, że to nie jest dobry pomysł? – spojrzała na mnie.

– Co? – stałem z napełnioną szklanką i nie wiedziałem, o co jej chodzi.

– No, burbon o dziesiątej rano, po całonocnej imprezie – wskazała na trzymanego przeze mnie drinka.

– A ciebie co to obchodzi? – mruknąłem, opróżniając naczynie jednym haustem. – Przyniosłaś te teksty? – zapytałem mało przyjaźnie.

Wzruszyła ramionami.

– Przyniosłam, ale nie widzę dzisiaj możliwości współpracy z tobą. – Zaczęła zbierać swoje rzeczy.

Chyba się przesłyszałem.

– Słuchaj, mała, jesteś w ekipie dopiero od tygodnia. Przyznaję, że twoje teksty są niezłe, ale nie jesteś jedyna, która tak pisze. – Podszedłem do niej, górowałem nad nią wzrostem i posturą. Teraz dopiero zobaczyłem, jak bardzo jest drobna. – Więc nie pogrywaj ze mną, Russell, tylko bierz się do roboty! – Ostatnie zdanie wykrzyczałem, mimo że łeb mi pękał na milion kawałków.

Spojrzała na mnie zmrużonymi oczami i usiadła w fotelu, trzymając na kolanach podkładkę z zapisanymi gęsto kartkami.

– Dobrze, zatem przystąpmy do pracy, panie Cordell – powiedziała cicho, nie patrząc na mnie. Nie wiem, czy w jej głosie nie usłyszałem pewnej dozy uszczypliwości, pewnie mi się wydawało.

– No, już lepiej – mruknąłem.

Czytała mi teksty, czasami sugerowałem jakąś niewielką poprawkę, ale generalnie były tak dobre, że niewiele było tych korekt. Gdy słuchałem jej cichego głosu, w mojej głowie układały się już nuty, frazy, dźwięki.

Pracowaliśmy aż do popołudnia. Wbrew pozorom nie czułem zmęczenia, nawet przestała mnie boleć głowa.

– Dobra robota, Kathrina – mruknąłem.

– Kati – poprawiła.

– Kati. Nie spodziewałem się, że damy radę dzisiaj to wszystko przerobić – popatrzyłem na nią.

– Ja też nie. Ale jeśli mam tu dłużej zabawić, to już się zacznij przyzwyczajać – spojrzała na mnie zielonymi oczami.

– Serio? Tak poważnie podchodzisz do swoich obowiązków? – uśmiechnąłem się krzywo.

– Serio. Zawsze podchodzę poważnie do pracy, zwłaszcza jeśli mi zależy.

– To dobrze, że ci zależy, bo ta płyta musi być jeszcze lepsza od poprzedniej – powiedziałem ostro i wskazałem na platynę wiszącą na ścianie koło kominka.

Zadzwoniła moja komórka. To był Trevor, nasz perkusista.

– Trev, co tam?

– Tom, wstałeś, chłopie? Ale wczoraj była jazda...

– Pytasz, czy ja wstałem? Stary, ja już od dziesiątej rano pracuję z panną Kathriną – uśmiechnąłem się, spoglądając na nią, a ona pokręciła z niesmakiem głową.

– Uuuu! No, ta mała jest niezła. Przeszliście już przez pierwszą bazę? – Trevor jak zawsze był niezwykle subtelny.

– Trev, nie szalej, wiesz, że z personelem się nie zadaję. – Nie przejmowałem się, że Russell to słyszała. A usłyszała, bo spojrzała na mnie i się zarumieniła. Jak pensjonarka. Śmieszne...

– No dobra. Słuchaj, dzwonił Charles. Wkurzył się trochę o naszą wczorajszą zadymę z ochroniarzami, musi wydać oświadczenie, pewnie do ciebie też zadzwoni.

– Niech nie robi dramatu, za to mu płacimy – mruknąłem.

– A dzisiaj mamy jakieś RockParty, idziesz?

– Nie wiem, zobaczę. Jutro od rana pracujemy w studiu, pamiętasz?

– Pamiętam, już Lewis mi dzisiaj o tym marudził. Czy ja kiedyś nie przyszedłem na nagranie, Tom? – zarechotał do słuchawki.

– Tylko w jakim stanie. – Tak, Trevor przyszedł, a raczej został wniesiony po dwudniowym maratonie z króliczkami Playboya. Nieszczególnie nadawał się do zajęcia miejsca za perkusją.

– Dobra, to było dawno – mruknął Trevor.

– Trev, rok temu, wszyscy to pamiętamy – zaśmiałem się.

– Odwal się! A jak będziesz dzisiaj tam jechał, to daj znać.

– Dobra, trzymaj się.

– Strzała, Tom.

Trevor oprócz tego, że był perkusistą, to był moim starszym bratem, a także dobrym kumplem. Jeszcze w liceum założyliśmy zespół i graliśmy na wszystkim imprezach szkolnych.

Popatrzyłem na Russell, która była bardzo pochłonięta notowaniem czegoś. W sumie była niezła, jak dla mnie to trochę za świętoszkowata i paniusiowata, ale można było o niej powiedzieć, że jest nawet ładna. I gdy się zarumieniła, jak rozmawiałem z Trevorem, to wyglądała bardzo apetycznie. Może kiedyś sprawdzę, czy dałaby się namówić na jakąś niegrzeczną zabawę?

Chyba zauważyła, że się jej przyglądam, bo przestała pisać, popatrzyła na mnie i znowu się zarumieniła, co z kolei mnie zdenerwowało.

– Skończyliśmy na dzisiaj – powiedziałem, nie patrząc już na nią.

– Dobrze, jutro spotkamy się w studiu. – Wstała i zaczęła zbierać swoje rzeczy.

– Jasne, zaczynamy o dziesiątej. Nie spóźnij się – mruknąłem.

– Ja na pewno się nie spóźnię – powiedziała, akcentując każde słowo.

– Ja pierniczę, nie możesz sobie odpuścić? – pokręciłem głową. – Dobra, zbieraj się, bo muszę iść pod prysznic. Chyba że chcesz się przyłączyć? – uśmiechnąłem się, mrugając do niej.

Popatrzyła na mnie z wyraźnym niesmakiem, pokręciła głową i prawie pobiegła w stronę drzwi.

– Do zobaczenia, Tommy – mruknęła, już nie patrząc na mnie, i zniknęła za drzwiami.

Chciało mi się śmiać. Zabawna była ta Russell, przecież bym jej nawet palcem nie tknął. Nie ta liga, mała! A uciekała, jakby naprawdę myślała... Wybuchnąłem śmiechem i poszedłem pod prysznic.

Kati

Co on sobie myślał, do cholery? Że jestem jedną z tych pustych, plastikowych laleczek, które ściągają majtki na każde skinienie? Nie wiedziałam, czy mówi poważnie, czy żartuje, ale wolałam już wyjść z jego apartamentu. Gdy dostałam tę pracę, nie mogłam w to uwierzyć. Wiele razy wysyłałam moje teksty na różne konkursy, do wszystkich znanych mi menedżerów, nawet do wytwórni fonograficznych i nic. Pracowałam w sklepie, w barze, w punkcie foto, w supermarkecie i cały czas pisałam, z wiarą, że kiedyś coś z tego będzie. Wreszcie któregoś razu na koncercie Semtex udało mi się wygrać wejście do garderoby Cordella, tego niesamowicie przystojnego wokalisty. Gdy weszłam, siedział zblazowany przy lustrze, oczekując pewnie pisku i uścisków. Jednakże przyszłam tam w innym celu. Przedstawiłam się i bez żadnego uprzedzenia przeczytałam mu jeden z moich tekstów. Myślałam, że mnie zaraz wyrzuci, ale wydawał się zainteresowany, bo na koniec powiedział:

– Zajebioza, mała! Masz coś jeszcze?

I tak się zaczęło. Dostałam pracę. Pisałam teksty dla najbardziej popularnego zespołu na świecie i współpracowałam z najbardziej pożądanym facetem na świecie, z obiektem westchnień nastolatek, dojrzałych kobiet, modelek, aktorek i pewnie niektórych facetów także.

Patrząc na jego powierzchowność, w sumie to uwielbienie było w pełni usprawiedliwione. Był wysoki, naprawdę wysoki, i bardzo dobrze zbudowany. Miałam okazję się o tym przekonać na jego koncertach, kiedy często ściągał koszulkę i emanował swoją zwierzęcą wręcz męskością. A także licznymi tatuażami. Poza tym dzisiaj, w jego apartamencie, zobaczyłam to wszystko z bliska. I ten widok wzbudził we mnie pewne zawstydzenie, połączone jeszcze z jakimś dziwnym uczuciem. Nie, żeby mi się podobał, to facet zupełnie odbiegający od moich wyobrażeń. Ale na pewno bardzo przystojny. Zielone oczy, brązowo-złote włosy, wiecznie przydługie i ciągle rozczochrane. I ten uśmiech, krzywy, sarkastyczny, czasami wręcz obraźliwy. Nie mówiąc już o spojrzeniu, którym taksuje z góry na dół, jakby mówił: „jesteś niezła, możesz zostać” albo „jesteś niezła, ale nie na dzisiaj”.

I ja z nim miałam pracować? Czy dam radę? Nie miałam zamiaru zostać kolejnym podpunktem odhaczonym na jego liście zaliczeń.

I nie miałam zamiaru w nic się angażować oprócz pracy. Praca była dla mnie najważniejsza. Dawała mi niezależność finansową i to było najistotniejsze. Dla mnie i dla Jimmy’ego. Bo on był na pierwszym miejscu na liście moich priorytetów.

I dla niego to robiłam.

Bo mnie potrzebował.

Jechałam do studia nagrań wytwórni GIA, która wydawała płyty Semtexu. Tam mieliśmy spędzić najbliższe dwa miesiące podczas nagrywania nowego krążka. Krążka, na który miałam napisać wszystkie teksty. To było tak niesamowite, że aż nieprawdopodobne. Moja siostra Amelie wprost nie mogła w to uwierzyć. Najpierw wpadła w zachwyt. Potem jednak, jak przystało na starszą siostrę, wyraziła swoją obawę o mnie, przebywającą dzień w dzień w towarzystwie zepsutych rockmanów.

– Kati, uważaj na nich, wiesz, że są boscy, a zwłaszcza Trevor... – i tu się na chwilę rozmarzyła – ale i niebezpieczni. Już raz się sparzyłaś – popatrzyła na mnie z troską.

– Amie, daj spokój. To moja praca, potrafię o siebie zadbać – pokręciłam głową.

– Wiem skarbie, ale jestem twoją starszą siostrą i muszę się o ciebie martwić, po prostu muszę!

– Dobrze, siostro – roześmiałam się.

Amelie bardzo mi pomogła, kiedy w moim życiu działy się straszne, złe rzeczy. I nadal mi pomagała. Ja i Jimmy bardzo jej potrzebowaliśmy.

Dojechałam do studia i jak mogłam przypuszczać, z całej ekipy byłam pierwsza. Wewnątrz czekali już oczywiście menedżer zespołu, dźwiękowcy, obsługa techniczna, reżyser dźwięku. Ale ani Tommy, ani Trevor, ani Jacob jeszcze się nie zjawili. Lewis właśnie wchodził do studia. Wyglądał na bardzo chorego, ale oczywiście wiedziałam, jaki charakter ma jego dolegliwość.

– Gdzie reszta? – spytałam.

– Ciiiiii! Dziewczyno, nie krzycz – wymamrotał.

– Chcecie dzisiaj zacząć pracę, czy dajemy sobie spokój? – spytał Douglas, ich menedżer, wyraźnie bardzo wkurzony.

– Doug, Jake już jedzie, a bracia wczoraj ostro zabalowali na tym RockParty i nie wiem, gdzie są.

– Kati, pojedziemy po nich – zarządził Douglas. – Wyciągniemy ich za włosy, tak nie może być. Ja pojadę po Trevora, bo to trochę dalej, a ty już wiesz, gdzie mieszka Tommy. Mogłabyś?

– Dobrze – kiwnęłam głową, chociaż średnio mi się uśmiechało wyciągać z domu skacowanego Tommy’ego Cordella i znowu zmuszać go do pracy.

Ale wsiadłam do mojego rozklekotanego golfa i pojechałam do pobliskich apartamentowców, gdzie mieszkał ten rozwydrzony facet. Weszłam do olbrzymiego holu, wyłożonego marmurem w kolorze ecru. Skinęłam głową portierowi. Poznał mnie i wiedział, do kogo idę. Pewnie pomyślał, że jestem kolejną panną, która leci rzucić się do łóżka gwiazdy rocka.

Weszłam do windy i nacisnęłam guzik na samej górze oznaczony „Penthouse”. Wysiadłam i weszłam do apartamentu, ponieważ drzwi był uchylone.

Najpierw uderzył mnie mocny zapach alkoholu, perfum, jakiegoś jedzenia i sama nie wiem czego jeszcze. Tommy leżał na sofie w salonie, w objęciach dwóch nieprzytomnych, niemal nagich blondynek. Wszędzie walały się puste butelki po alkoholach, lufki, gdzieniegdzie był rozsypany biały proszek.

– Ale burdel – mruknęłam do siebie i podeszłam do sofy. – Obudź się! – krzyknęłam Cordellowi do ucha, bo nie miałam zamiaru być w żadnym stopniu delikatna.

Podskoczył gwałtownie, spoglądając wokół nawet przytomnym wzrokiem jak na tak ciężką noc, którą zapewne miał za sobą.

– Co jest, kurwa?! – wrzasnął, a ujrzawszy mnie, dokończył: – Pogięło cię? Co tutaj robisz?

Patrzył na mnie wściekłym, ale jednak nieco rozproszonym wzrokiem. Dziewczyny zaczęły się budzić, przeciągać i lubieżnie przejeżdżać po nagim torsie Cordella.

– Spadajcie – warknął, uchylając się od nachalnych pieszczot. – No już, wyjazd, koniec imprezy.

Naburmuszone dziewczyny, taksując mnie pogardliwym wzrokiem, zaczęły zakładać jakieś tasiemki, które okazały się sukienkami.

– A co, mamusia przyszła? – zaczęły chichotać.

Cholera, oczywiście się zaczerwieniłam, tym razem ze zdenerwowania, a nie z zażenowania. Że też w wieku prawie trzydziestu lat nie potrafiłam nad tym zapanować!

Tommy jeszcze bardziej się wkurzył, nie wiedzieć czemu na mnie, popatrzył w moją stronę nieprzyjaznym wzrokiem i krzyknął do dziewczyn:

– Powiedziałem, wyjazd!!!

Panienki założyły buty i wyszły, głośno trzaskając drzwiami.

– Russell, wiesz co? Jesteś niesamowicie upierdliwa – popatrzył na mnie, czochrając sobie włosy.

– Pośpiesz się, jeśli nie chcesz, żeby Douglas urwał ci głowę.

– Płacę mu tyle, że może poczekać – mruknął, nalewając sobie whisky.

– I dziesięć osób, które pomagają w nagraniu waszej pieprzonej płyty, też może poczekać, aż wytrzeźwiejesz?! – nie wytrzymałam.

Spojrzał na mnie osłupiały. No tak, pewnie nikt nigdy nie odważył się w ten sposób odzywać do boskiego Cordella.

– Wiesz, Russell, chyba masz problem z głową! Tobie też płacę, więc powinnaś siedzieć na dupie i grzecznie czekać, a nie płoszyć mi gości! – warknął.

Poczułam, że zaraz złapię ten jego rozczochrany łeb i zagram nim w piłkę. Miałam wrażenie, że na moich policzkach można by usmażyć jajka. Czułam, że zaraz rzucę czymś ciężkim, więc ruszyłam w stronę drzwi.

Tommy

Popatrzyła na mnie z żądzą mordu w oczach. To spojrzenie w ogóle do niej nie pasowało. Była taka... inna. Inna niż kobiety, które do tej pory przewijały się przez moje życie. Była zarazem delikatna i mocna, niewątpliwie posiadała coś, czego brakowało moim dotychczasowym laskom – charakter i inteligencję. Ale nie ukrywajmy, nie zabierałem do siebie panienek, żeby rozmawiać z nimi o twórczości Jamesa Joyce’a.

Zobaczyłem, jak z furią zmierza w stronę drzwi.

– Gdzie idziesz, Russell? – spytałem ostro.

– Jadę do studia, zaczniemy bez ciebie! – warknęła, łapiąc za klamkę.

– Bez wokalisty? Masz zamiar śpiewać? – rzuciłem z przekąsem.

– Zrobimy podkłady. – Nie patrzyła na mnie, była czerwona i wyraźnie wściekła.

– Daj mi pięć minut – pokręciłem głową.

– Chyba pięć godzin – mruknęła, ale odeszła od drzwi i usiadła w fotelu, wyciągając swój zeszyt.

Poszedłem do łazienki, myśląc, że dawno nie spotkałem tak irytującej kobiety. Wziąłem szybki prysznic, chociaż czułem, że głowa mi zaraz odpadnie. Cholera! Muszę trochę przystopować, bo to się źle skończy. Wiedzieliśmy o tym wszyscy, ale takie było życie rockmanów, do diabła!

Prysznic zajął mi nieco więcej niż pięć minut, ale za to poczułem się odrobinę lepiej. Umyłem zęby, okręciłem się ręcznikiem i poszedłem do salonu zobaczyć, czy ta nerwowa kobieta czasem nie pojechała beze mnie. Nie. Siedziała dalej w fotelu, pisząc coś w swoim notatniku. Od czasu do czasu wkładała końcówkę ołówka do ust i wznosiła wzrok ku górze, jakby szukała tam jakichś wskazówek.

– Nowy tekst? – zapytałem.

Spojrzała na mnie wzrokiem, w którym dostrzegłem jakiś błysk, po czym utkwiła swoje zielone oczy w notatkach.

– Być może, pracuję nad nim. Długo jeszcze?

– Zaraz będę gotowy – mruknąłem i poszedłem do garderoby.

Wciągnąłem dżinsy, koszulkę z krótkim rękawem, kowbojskie buty, złapałem komórkę i kluczyki od samochodu i wpadłem do salonu.

– Jedziemy! Rusz... hm, wstawaj – poprawiłem się, kiedy rzuciła mi piorunujące spojrzenie.

– Chyba nie masz zamiaru prowadzić?! – Zatrzymała się i oskarżycielsko patrzyła na moją dłoń, w której trzymałem kluczyki od samochodu.

– Nie daję laskom prowadzić mojego porsche! – spojrzałem na nią ponuro.

– Nie miałam zamiaru prowadzić twojego kosztownego porsche – powiedziała z przekąsem. – Przyjechałam swoim autem i teraz nim pojedziemy. Piłeś, jeszcze nie wytrzeźwiałeś od wczoraj i chcesz wsiąść za kierownicę?

– No i co z tego? Zwykle tak robię! – podniosłem głos. – Zawsze jesteś taka praworządna i święta?

– Nie zawsze! Ale z reguły używam mózgu, bo po to go mam! Ale skoro ktoś go nie ma, to niech się zabije albo wyląduje w więzieniu, co mnie to obchodzi!.

Podbiegłem do niej i złapałem ją za ramię.

– Ja pierniczę, kobieto! Czy wiesz, że doprowadzasz mnie do pasji?! – krzyknąłem jej w twarz. – Czy ktoś ci kiedyś powiedział, jaka jesteś wkurwiająca?!

– Nie! Bo nikt mnie nigdy nie wkurzał jak ty! – Też krzyczała i oddychała szybko, a jej piersi unosiły się gwałtownie. Policzki miała oczywiście zaczerwienione, co nie wiedzieć czemu doprowadzało mnie do szału. Jej ładnie wykrojone usta były lekko otwarte.

Jasna cholera, poczułem, że mam ochotę zmiażdżyć te jej czerwone półotwarte wargi swoimi. To było tak silne pragnienie, że zacisnąłem palce z całej siły, ale zapomniałem, że trzymam je na jej ramionach.

Spojrzała przestraszona i cofnęła się lekko.

– Auu – syknęła.

Popatrzyłem nieco zmieszany, co rzadko albo nawet wcale mi się nie zdarzało, zwłaszcza w towarzystwie lasek. Ale ona nie była laską. To znaczy była atrakcyjna, ale jakoś nie pasowało do niej takie kolokwialne określenie.

– Sorry – mruknąłem. – To gdzie masz to swoje auto? – spytałem ponuro.

Uśmiechnęła się... z triumfem?

– Na dole. Chodźmy, bo Douglas zabije i mnie. I kto wtedy napisze te zajebiste teksty? – mruknęła.

Ona była niemożliwa. W jej towarzystwie czułem się jakoś dziwnie. Tak jakoś słabo. Cholera. To pewnie przez wódę. I pobudkę. I imprezę. I dziewczyny. Tak. Nie widziałem innego powodu.

Jechaliśmy windą. Kati utkwiła wzrok w przyciskach umieszczonych na ściance, a ja patrzyłem na nią. Małe pomieszczenie, w którym znalazłem się z tą dziewczyną, dziwnie na mnie oddziaływało. Czułem jakieś takie napięcie, elektryczne wręcz. Russell oczywiście była czerwona jak piwonia, co mnie strasznie zdenerwowało, bo miałem nieodpartą chęć dotknięcia tych purpurowych policzków dłońmi. Wkurzony sam na siebie, podniosłem wzrok nad nią i przeklinając w myślach wolno jadącą windę, patrzyłem w drzwi. Wreszcie wyszliśmy. W ogóle się do siebie nie odzywaliśmy, dopiero na ulicy zapytałem:

– Gdzie masz auto?

– Tam – powiedziała, wskazując na jakiegoś obdrapanego grata.

– Chyba żartujesz! – parsknąłem.

– Słuchaj, jeśli chcesz, to jedź swoim. Naprawdę mam już dosyć, chcę wreszcie dojechać do studia i wziąć się do pracy. – Odgarnęła kasztanowe włosy z czoła i popatrzyła na mnie zmęczonym wzrokiem.

– No dobrze, wsiadajmy. Mam nadzieję, że dojedziemy – mruk­nąłem.

Jechaliśmy w milczeniu. Po chwili włączyła nawet nieźle wyglądający odtwarzacz CD.

– Słuchasz takiej muzyki? – uniosłem brwi.

– Słucham różnej muzyki – uśmiechnęła się. – A co, mam słuchać tylko Semtexu?

– Noo, powinnaś – skrzywiłem się w niby-uśmiechu.

Westchnęła i pokręciła głową, patrząc uważnie na drogę. Jechała ostrożnie, ale pewnie. Zerkałem na jej małe dłonie – lewa trzymająca kierownicę, prawa na gałce biegów. Znowu musiałem powstrzymywać tę dziwną pokusę, żeby przykryć jej drobną rękę swoją. Zaczynało mnie to wkurzać. Wreszcie dojechaliśmy do studia. Nadchodził też Douglas z Trevorem, który wyglądał, jakby całą noc grał w tenisa.

– No, wreszcie jesteście – powiedział Douglas. – Może uda nam się przed dwudziestą nagrać chociaż jeden part – dodał wyraźnie zły.

Pracowaliśmy bardzo ciężko. Skończyliśmy około dwudziestej pierwszej i dziękowaliśmy sobie wzajemnie za kawałek naprawdę dobrej roboty. Douglas poinformował nas, że w sobotę musimy wziąć udział w charytatywnej imprezie dla szpitala dziecięcego. Średnio się nam to uśmiechało, ale była to też swoista promocja zespołu i musieliśmy występować na takich eventach. Cały skład miał się pokazać. Zbieraliśmy się do wyjścia, a ponieważ byłem bez samochodu, stanąłem i zastanawiałem się, kto mnie podwiezie. Problem rozwiązał się sam.

– Jedziesz? – mruknęła do mnie Kati i poszła w kierunku swojego rozklekotanego auta.

– OK – poszedłem za nią, starając się nie widzieć idiotycznego uśmiechu mojego brata.

Gdy jechaliśmy, zadzwoniła jej komórka. Spojrzała na wyświetlacz i odebrała zaniepokojona.

– Stało się coś? – zmarszczyła brwi. – Dobrze, daj go. – Nastąpiła chwila ciszy. – Kochanie, nie bądź uparty i pojedź z Amelie. Załatwicie to szybko i wrócicie – mówiła łagodnym głosem. – Kocham cię, pa.

Nie wiem czemu, ale jak usłyszałem, że rozmawia z kimś tak miło i mówi do niego „kochanie”, poczułem żal no i złość, jak zawsze.

– Chłopak? – spytałem, wskazując głową na telefon.

– Siostra – mruknęła.

– Do siostry mówisz w rodzaju męskim?

Nic nie powiedziała, tylko pokręciła głową.

– Dobra, nie moja sprawa. – Podniosłem ręce w obronnym geście. – A twoje kochanie nie jest zazdrosne, że jeździsz i pracujesz z Cordellem? – uśmiechnąłem się krzywo.

Spojrzała na mnie przez chwilę.

– Nie jest – mruknęła. – Możemy już skończyć tę głupią rozmowę. Dobrze powiedziałeś: nie twoja sprawa – dodała ostrzej.

– No pewnie, że nie moja. Ciekawy tylko jestem, jak koleś z tobą wytrzymuje. Chyba musisz go krótko trzymać – zaśmiałem się, chociaż chciałbym zobaczyć tego dupka, do którego mówiła „kochanie” takim ciepłym i miłym głosem.

Dojechaliśmy przed mój dom i popatrzyła na mnie z wyczekiwaniem. Gdy wysiadałem, sam nie wiem, co strzeliło mi do głowy, że zapytałem:

– Wejdziesz na górę?

Spojrzała z niedowierzaniem i pokręciła głową.

– Jest już późno, dzięki.

– Aaa, boisz się pana „kochanie”? – zaśmiałem się szyderczo.

– Nikogo się nie boję, Tommy. – Potarła nos u nasady. – Po prostu jestem zmęczona, a poza tym nie jestem... – nie dokończyła.

– Kim nie jesteś? – spojrzałem na nią pytająco.

– Nieważne. Do jutra.

Zatrzasnąłem drzwi i wszedłem do holu. Czułem jakieś dziwne rozdrażnienie. I złość. Na nią. Na siebie. Cholera!

Kati

„Nie jestem tanią dziwką” – chciałam mu powiedzieć, ale nie przeszło mi to przez gardło. Zresztą może sobie pochlebiałam? Może chciał być miły, zrehabilitować się za swoje wcześniejsze zachowanie i za to, że go odwiozłam? A ja sobie myślałam nie wiadomo co. W sumie czasami sprawiał wrażenie całkiem miłego, normalnego i przystępnego. Takiego, którego mogłabym nawet polubić. Ale przez większość czasu był oschły, pogardliwy i ciągle patrzył na mnie tym swoim taksującym wzrokiem, który sprawiał, że czułam się jak bez ubrania. Cholera! Może Amelie miała rację? Za dużo myślałam o boskim Cordellu, za dużo! Tak rozmyślając podjechałam pod mój dom. Gdy weszłam, moja siostra siedziała przed telewizorem i oglądała z zapartym tchem jakąś komedię romantyczną.

– Hej – powiedziałam cicho.

– Co tak późno? – szepnęła.

Machnęłam ręką.

– Śpi? – spytałam cicho.

– Tak. Marudził trochę, jak wracaliśmy, ale nawet szybko zasnął. Powinnaś go kiedyś zabrać ze sobą.

– Nie wiem. Mógłby się przestraszyć.

Nie patrzyłam na nią. Nie mogłam jej powiedzieć, że nie przyznałam się do dziecka. Pytali o dyspozycyjność, możliwość długoterminowych wyjazdów. Bałam się, że gdy powiem o dziecku, to nie dostanę tej pracy. Pomimo moich zdolności. A w dodatku nie było to takie zwykłe dziecko.

– Daj spokój, Kati. Byłby szczęśliwy, gdyby mógł spędzić z tobą trochę czasu. Przecież wiesz, że potrafi być grzeczny. Wystarczą kolorowanki z Kubusiem Puchatkiem – uśmiechnęła się moja siostra.

– Dobrze, może w przyszłym tygodniu go wezmę, Amie – kiwnęłam głową i poszłam do siebie. – Acha, jeszcze jedno – wychyliłam się przez drzwi. – W sobotę mam imprezę charytatywną. Chyba... cholera... będę musiała się jakoś ubrać – mruknęłam.

– Nooo, na pewno! Myślę, że Ann będzie mogła ci pomóc. Zadzwonię do niej – zaproponowała Amelie.

Świetnie. Ann była moją najlepszą przyjaciółką, prawie siostrą... I była całkowitym przeciwieństwem mnie. Wszędzie jej było pełno. Zawsze miała wiele do powiedzenia, nikogo i niczego się nie wstydziła i nie bała. I nie czerwieniła jak idiotka w najmniej odpowiednich momentach. Już się obawiałam tego zamieszania wokół mnie, gdy Ann zacznie wybierać mi strój na sobotnie party. Odkąd dowiedziała się o mojej nowej pracy, nie dawała mi spokoju, namawiając usilnie na wielkie zakupy, żeby uzupełnić braki w mojej skromnej garderobie. Pokręciłam głową sama do siebie i zajrzałam do Jimmy’ego. Spał na brzuchu z szeroko rozrzuconymi rączkami. Obok jego głowy spoczywał ukochany Kubuś Puchatek. Pogłaskałam synka po kasztanowych włosach, takich jak moje. Był jedną z najlepszych rzeczy, jakie zdarzyły się w moim pokręconym życiu. To, co miało miejsce przed jego narodzinami, było koszmarem, o którym chciałam zapomnieć. Gdy miał dwa latka... Nie mogę. Nawet nie jestem w stanie o tym myśleć, chociaż cały czas siedzi to w mojej głowie i pewnie będzie siedzieć tam już zawsze. Odkąd się urodził, czułam, że naprawdę żyję i jestem komuś potrzebna. A on potrzebował mnie bardzo. Bo był inny... Przeze mnie.

Końcówka tygodnia upłynęła mi na naprawdę ciężkiej pracy w studiu i poza nim. Spotykałam Tommy’ego tylko podczas nagrań, starając się nie patrzeć mu w oczy. Czasami, gdy nie widział, przypatrywałam się mu: jego wiecznie rozczochranym włosom, zielonym oczom, sportowej sylwetce. Kiedy śpiewał zamknięty w studiu, często obserwowałam go przez szybę z drugiej strony. Wyglądał wtedy tak... pięknie. Głos miał mocny, z chrypką. Bardzo podniecający. I wczuwał się. Gdy śpiewał, przeżywał każdą strofę, każdy wers. To było naprawdę fantastyczne – obserwować go podczas pracy. Starałam się to robić tak, aby nikt się nie zorientował. Nie chciałam być postrzegana jako kolejna zwariowana fanka gotowa na wszystko. Tymczasem moja przyjaciółka Ann szykowała dla mnie kreację na sobotni wieczór. Prosiłam tylko, aby wzięła pod uwagę charakter tej imprezy. Nie chciałam wzbudzić wokół siebie niczyjego zainteresowania.

Gdy nadeszła sobota, rano spotkaliśmy się jeszcze w studiu, żeby trochę popracować. Siedziałam w swoim kąciku i poprawiałam ostatnie teksty, gdy jakiś cień zasłonił mi światło. – Poprawki? – usłyszałam głos Tommy’ego.

– Końcówka – odparłam krótko, nie patrząc na niego.

– Słuchaj, Kati. – Pierwszy raz po długim czasie zwrócił się do mnie po imieniu, co spowodowało, że podniosłam jednak wzrok na niego. – Przyjedziemy po ciebie limuzyną koło dziewiętnastej. Jedziemy całą ekipą, żeby prasa miała co fotografować, gdy zjawimy się pod Palladium.

– Ale... ja nie wiem. – Boże! Prasa. Powinnam się na to przygotować. Taki charakter miała mieć teraz moja praca. Poczułam, że znowu się czerwienię.

– Ale czego nie wiesz? – Patrzył na mnie, jakby był zły. I jeszcze te zaciśnięte pięści. Nie rozumiałam, przecież nic złego nie powiedziałam.

– Masz być gotowa na dziewiętnastą i to wszystko. – Odwrócił się gwałtownie i odszedł.

Patrzyłam zdumiona, pokręciłam głową i przystąpiłam do dalszej pracy.

Po południu już wszyscy się zbierali, a ja jeszcze chwilę zostałam, bo chciałam dokończyć jeden tekst.

– Kati, nie jedziesz? – krzyknął do mnie Douglas.

– Jeszcze godzinka i też będę uciekała – odkrzyknęłam.

– Dobrze, czekamy pod twoim domem o dziewiętnastej. Aha, podaj adres. – Douglas zawrócił w moją stronę.

Zanotowałam adres na kartce i podałam bez słowa.

– Wiesz, cieszymy się wszyscy, że wtedy trafiłaś do garderoby Tommy’ego. On ma nosa do zdolnych ludzi, ale gdyby nie tamten szczęśliwy przypadek, moglibyśmy nigdy ciebie nie odkryć – mrugnął do mnie.

– Dzięki – uśmiechnęłam się.

Cieszyłam się, że ktoś docenia to, co robię. Wiedziałam, że będę w tym dobra. Wiedziałam.

Po skończonej pracy krzyknęłam do portiera, że może pozamykać studio, i poszłam do swojego samochodu. Musiałam pewnie być bardzo zdziwiona, gdy zobaczyłam niskie czarne auto jadące wzdłuż chodnika. Przyciemniana szyba opuściła się i zobaczyłam twarz Tommy’ego, wykrzywioną w tym odwiecznym pogardliwym uśmiechu.

– Może cię podwieźć? – spytał.

– Mam auto.

– Ale może teraz ja ciebie odwiozę? Jestem ci coś winien – nie ustępował.

– Ale będę w niedzielę potrzebować samochodu. – Nie wiem, czy bym potrzebowała, ale nie chciałam z nim jechać. Chyba.

– To jutro cię przywiozę, nie ma obawy – uśmiechnął się najpiękniejszym uśmiechem, jaki kiedykolwiek widziałam.

– Chyba że boisz się, że twój chłopak będzie zazdrosny – dodał, już się nie śmiejąc.

Poczułam irytację. Pokręciłam głową.

– No dobrze – odpowiedziałam i pokonana wsiadłam do jego auta. Nie przypuszczałam, że jest ono aż tak niskie! Klapnęłam na skórzany fotel, a że miałam spódnicę do kolan, to materiał podjechał nieco wyżej, a ja poczułam, że znowu płoną mi policzki.

Tommy

Westchnęła i wsiadła do mojego samochodu. Nie spodziewała się, że auto jest tak niskie, więc pacnęła lekko na siedzenie, a jej spódnica podjechała do góry. Ukazało się kształtne kolano i kawałek gładkiego, opalonego uda. Zacisnąłem mocniej dłonie na kierownicy. Co się ze mną działo? Po koncertach wpół rozebrane dziewczyny rzucały się na mnie i często brałem je automatycznie, w ogóle nie czując szczególnego podniecenia. A teraz miałem wrażenie, że zaraz przebiję rozpaloną głową niski sufit mojego samochodu. Z całej siły zacisnąłem dłonie, żeby tylko nie zrobić czegoś idiotycznego.

– Długo pracowałaś. – Nie wiem, jak udało mi się to powiedzieć przez zaciśnięte zęby.

– Chciałam dokończyć to, co zaczęłam. – Zerknęła, trochę zdziwiona tą zmianą mojego nastroju. Pewnie myślała, że jestem psychicznie chory.

– Jesteś bardzo obowiązkowa – powiedziałem już nieco spokojniej.

– Ty też. Widziałam cię w akcji, podczas nagrań – uśmiechnęła się. – Jak już weźmiesz się do pracy, to idziesz jak burza. W tym tempie za miesiąc skończymy nagrywanie. Niepotrzebnie się martwiłam – dodała ciszej.

– Martwiłaś się o mnie? – uniosłem brwi, patrząc na drogę.

– Noo, martwiłam się o projekt. Jestem częścią zespołu, praw­da? – spytała.

– Fakt – odparłem.

Dłuższą chwilę jechaliśmy w milczeniu. Zerkałem na nią; patrzyła z wielkim zainteresowaniem przez boczną szybę. W pewnym momencie ponownie zerknąłem i złapałem ją na tym, że również mi się przyglądała. Uśmiechnąłem się krzywo, a ona od razu odwróciła wzrok.

– To już tutaj. – Wskazała mały domek z zielonym, ładnie przystrzyżonym trawnikiem.

Zjechałem i zaparkowałem przy ulicy. Spojrzałem na nią.

– To do wieczora – mruknąłem.

Kiwnęła głową.

– Na razie, dzięki. – Nie patrząc na mnie, zaczęła zbierać swoje rzeczy i wysiadła z samochodu.

Obserwowałem ją zmrużonymi oczami. Dostrzegła mój wzrok i chyba się potknęła, bo straciła równowagę i wszystkie kartki, zeszyt i ołówki wypadły jej na ziemię, tuż przed moim autem. Zaczerwieniła się jak zwykle, pokręciła głową, coś tam mamrocząc pod nosem, i zabrała się za zbieranie rozrzuconych rzeczy.

Wysiadłem z auta i zacząłem jej pomagać.

– Ojej, dziękuję. Chyba dzisiaj mam pechowy dzień.

Podałem jej kartki, dotykając jej szczupłych palców. Były ciepłe i delikatne.

– Pechowy, mówisz? Pod wieczór się zabawisz i dzień już nie będzie taki straszny – powiedziałem. – Do zobaczenia, Kati.

– Do zobaczenia, Tommy – powiedziała jakoś tak miękko i łagodnie, że poczułem się lekko. Było to bardzo zaskakujące i miłe uczucie.

Odjechałem z piskiem opon. W drodze zastanawiałem się nad tym wszystkim. Nad sobą. Co jest, cholera? Zachowywałem się jak niewydarzony uczniak. Nigdy nie analizowałem niczego tak dogłębnie, zwłaszcza jeśli w grę wchodziła jakaś dziewczyna. Dogłębnie... Tak, to kluczowe słowo w moim stosunku do kobiet. Tylko że w przypadku tej kobiety wszystko wyglądało inaczej. Nie wiedziałem, dlaczego tak się dzieje. Może przez Trevora, który powiedział mi, że Kati, gdy teoretycznie nikt nie widzi, obserwuje mnie i uśmiecha się w ten swój ciepły sposób.

Czy ona mi się podobała? Na pewno była bardzo ładna. Niewysoka, drobna, ale doskonale zbudowana. Z reguły chodziła w dżinsach, ale dzisiaj zobaczyłem to opalone, kształtne udo i zagotowałem się lekko. Widziałem już różne... uda i inne części kobiecych ciał. Zresztą nie tylko widziałem, więc nie rozumiałem własnej natychmiastowej reakcji na ten widok. Podobały mi się jej włosy, długie i gęste, kasztanowe z lekkim złotym połyskiem. No i te oczy – zielone, ocienione długimi rzęsami. Nie wspominając o zaróżowionych policzkach, które doprowadzały mnie do szału, i czerwonych wargach, pełnych i często lekko otwartych. Zwłaszcza gdy się denerwowała, a w moim uroczym towarzystwie robiła to bardzo często. I złapałem się na tym, że zaczynałem się wkurzać na samą myśl, że ten jej chłopak jej dotyka, że całuje jej śliczne usta, wkłada dłonie w te gęste włosy...

Cholera, poczułem, że jestem... jestem bardzo gotowy na to, aby poznać ją dogłębnie. Tylko myśląc o niej? Nie, to było chore! Musiałem z tym skończyć, bo przecież byłem boskim Cordellem, który mógł mieć każdą najpiękniejszą kobietę i to bez większych starań. Więc musiałem jak najszybciej dojść sam ze sobą do ładu.

Pojechałem do swojego apartamentu, starając się nie myśleć o Kati, o jej włosach, o jej policzkach, bo to sprawiało, że sam ze sobą zaczynałem się czuć niepewnie.

Zadzwonił do mnie Trevor z fascynującą wiadomością, że po balu jedziemy na imprezę do domu Lewisa. Skoro mamy niedzielę wolną, to party będzie do rana. W sumie miałem to w dupie, nieszczególnie chciało mi się gdziekolwiek dzisiaj jeździć. Złapałem się na tym, że wolałbym pojechać do Kati. Zabrać ją na przykład na plażę i po prostu porozmawiać.

Przeklinając się w myślach, wszedłem do holu. Portier podbiegł do mnie i konspiracyjnym szeptem powiedział:

– Panie Cordell, była tutaj ta ładna pani z blond włosami, co przyjeżdżała w zeszłym roku.

Diana? Cholera, a ona tu po co?

– Dobrze, Henry, dzięki. – Poklepałem starego portiera po ramieniu i włożyłem mu do kieszeni dwadzieścia baksów, bo zawsze mogłem na niego liczyć.

Jadąc windą na samą górę, czułem, że zaczynam znowu się wkurzać. Diana. Tak. Najpierw mnie złościła, potem zaczynałem już coś do niej czuć, wtedy powiedziała, że się dusi i musi odpocząć. Jak mi zaczynało już przechodzić, to ona poczuła, że może coś z tego będzie. Znowu pojawiła się w moim życiu, namieszała mi w głowie i wyjechała na kontrakt do Paryża. Przeszło mi już zauroczenie nią, ale wiedziałem, że gdy się pojawia, to jednocześnie nadchodzą kłopoty.

Było już późne popołudnie, wziąłem więc prysznic, zjadłem coś i usiadłem w moim małym domowym studiu, grając jeszcze raz nowe kawałki i poprawiając niektóre frazy. Oczywiście, gdy zacząłem pracować, zapomniałem o bożym świecie i dopiero dzwonek telefonu uświadomił mi, że jest już cholernie późno.

– Tom, tu Lewis. Jesteś gotowy? Zaraz będziemy u ciebie! – Lewis przekrzykiwał dudniącą muzykę i wrzaski moich kolegów w limuzynie.

– Kurwa!

– Co? – krzyczał Lewis.

– Nic!!! – ryknąłem. – Dajcie mi piętnaście minut.

Wpadłem do garderoby, założyłem czarne dżinsy, białą sportową koszulę, na to kamizelkę, moją ulubioną skórzaną kurtkę i czarne caterpillary. Wsiadłem do windy i gdy byłem już na dole, limuzyna z głośnym dudnieniem podjechała pod mój dom. Na całej ulicy rozległy się basowe dźwięki muzyki.

W środku impreza była już w pełni rozkręcona – moi kumple popijali szampana, jak twierdzili, na rozgrzewkę. Douglas siedział z lufką i był w swoim świecie, a Charles jak zawsze sączył whisky. Pojechaliśmy po Kati. Gdy byliśmy już przed jej domem, kazałem im ściszyć muzykę, ale moi szaleni koledzy nie mieli takiego zamiaru. Trevor otworzył okno i krzyczał na całą ulicę:

– Kati, piękna Kati! Wychodź, czekaaaamyyyy!

Złapałem go i posadziłem na siedzeniu.

– Tommy, spoko, wiem, że ona jest twoja, bracie! – śmiał się jak debil.

– Trev, ona nie jest moja. Daj spokój, po co robić jej wstyd przed sąsiadami – mruknąłem.

Nagle otworzyły się drzwi od domu, a w nich pojawiła jakaś śliczna wysoka blondynka i podeszła do nas. Opuściłem limuzynę, a zaraz za mną mój nienormalny brat.

– Oooo, cóż to za prześliczne zjawisko – śmiał się i mierzył od stóp do głów podchodzącą do nas dziewczynę.

– Hej – powiedziała blondynka, z wyraźnym zachwytem patrząc na Trevora. – Jestem Amelie, siostra Kati. – Mówiąc to, podała dłoń Trevorowi, a potem przywitała się też ze mną. – Kati jeszcze się szykuje, bo dopiero wróciła z zajęć z Jimmym.

– Z Jimmym? – mruknąłem.

– No tak, w każdą sobotę mają spotkania, ona musi z nim jeździć, bo strasznie mu tęskno za nią – dodała, patrząc nadal na Trevora.

Mój brat też był zafascynowany. Jeszcze tego potrzeba, żeby zawrócił w głowie siostrze naszej tekściarki.

Byłem wkurzony. Nie wiedziałem czemu, ale byłem. Cholera! Jakiś pieprzony Jimmy! Chciałem wpaść do jej domu i zobaczyć tego zazdrosnego dupka!

Wreszcie drzwi wejściowe się otworzyły i poczułem, że zaraz dostanę jakiegoś zatoru. Wyglądała tak fantastycznie, że dosłownie wbiło mnie w asfalt. Była ubrana prosto, a zarazem kobieco i seksownie. Miała na sobie czarną obcisłą spódnicę do kolan, z wysokim stanem. W spódnicę była wpuszczona biała prosta bluzka z długimi rękawami i z dekoltem w kształcie litery V. Kołnierzyk bluzki był lekko podniesiony. W wycięciu bluzki rysował się podniecający rowek między piersiami, które były naprawdę apetyczne. W dłoni trzymała małą torebkę kopertówkę, a włosy miała wysoko upięte; nieliczne pasma wiły się wokół jej twarzy. Była lekko pomalowana. Gdy spotykaliśmy się w studiu, nigdy nie miała makijażu, więc teraz wyglądała tak... no, inaczej. Nawet Trevor na chwilę zamarł, gdy zobaczył, jak Russell idzie w stronę auta, ale zaraz wrócił do konwersacji z tą Amelie.

Otworzyłem przed Kati drzwi limuzyny i zapraszającym gestem kiwnąłem, żeby wsiadała. Odwróciła się do siostry i mruknęła:

– Amie, jak będzie coś się działo, to dzwoń.

– O nic się nie martw, baw się dobrze. Pa!

To ostatnie słowo raczej było skierowane do Trevora, który cieszył się jak głupek i gdy odjeżdżaliśmy, nie spuszczał wzroku z oddalającej się blondynki.

Kati

Gdy usłyszałam jakieś dudnienie i wycie, wyjrzałam przez okno kuchni. No tak, banda rozwrzeszczanych rockmanów przyjechała zrobić mi niezłą reklamę na osiedlu. Mieszkałam na przedmieściach, na małym osiedlu domków jednorodzinnych, gdzie swój żywot pędzili głównie emeryci albo wielodzietne rodziny. Wiedziałam, że po dzisiejszym występie będą mieli o czym rozprawiać przez najbliższe miesiące. Pokręciłam głową i kończyłam się ubierać. Amelie krzyknęła, że pójdzie ich przywitać i powiedzieć, że zaraz będę gotowa. Wiedziałam, że raczej chodziło jej o perkusistę, w którym się podkochiwała, i oto miała jedną okazję na milion, żeby go zobaczyć z bliska.

Ann siedziała, trzymając Jimmy’ego na kolanach, i niezadowolona nie spuszczała ze mnie wzroku.

– O co ci chodzi, mała? – mruknęłam, upinając włosy.

– O co mi chodzi? Przyniosłam ci najbardziej seksowną sukienkę świata, w której wyglądałaś tak, że wszyscy faceci dostaliby permanentnego wzwodu, a...

– Ann!!! – upomniałam ją, bo przecież trzymała mojego syna na kolanach.

– Eeee, no, a ty co? Ubierasz się jak na rozmowę w sprawie pracy biurowej albo jakbyś szła zdawać maturę! – Wzniosła oczy ku niebu.

– Ann! Sukienka była naprawdę wspaniała, ale nie sądzisz, że na charytatywny bal zbyt skromna?

– Skromna?

– No... skromnie uszyta? Jakby krawcowi zabrakło materiału – zaśmiałam się.

– Och, Kati, kiedy masz zamiar pokazywać swoje wdzięki? Jak będziesz na emeryturze? – spytała niecierpliwie, pokazując jednocześnie Jimmy’emu coś w kolorowance, którą trzymał.

– No, to mogłoby być straszne. Ann, znasz mnie, nie czułabym się dobrze – powiedziałam i wzięłam synka na ręce.

– Jimmy, mama wychodzi, wrócę jak najszybciej – powiedziałam, patrząc pięciolatkowi w oczy. Ten kiwnął głową. – Zostaniesz z ciocią Ann i z ciocią Amelie, dobrze? – Znowu kiwnął głową. – Jimmy, jak będziesz coś chciał, to co zrobisz? – spytałam synka. Ten pobiegł do tablicy w rogu i napisał koślawymi literami: „Jim pisze”.

– Dobrze, kochanie – pomachałam mu z daleka. Jimmy odmachał i zajął się kolorowanką. Ann odprowadziła mnie do drzwi.

– Nic się nie zmienia? – spytała cicho.

– No widzisz sama. Pół roku temu myślałam, że przekraczamy pewną granicę, bo powiedział „mam”, a potem nastąpił regres i dalej posługujemy się słowem pisanym. Lekarze nie potrafią wytłumaczyć, jakim sposobem nauczył się pisać bez umiejętności wypowiadania słów – westchnęłam cicho.

– Nie martw się, Kati, on jest jeszcze mały i bardzo inteligentny, pokonacie to. Teraz idź się trochę zabawić, potrzebujesz tego. – Przyjaciółka uściskała mnie serdecznie.

– Tak... potrzebuję. – Sama nie byłam pewna, czego tak naprawdę potrzebowałam.

Ale na razie nie miałam czasu się nad tym zastanawiać, bo hałas przed domem wzmagał się. Amelie wyszła i nie wracała, więc spojrzałam jeszcze raz w lustro, uznając, że naprawdę wyglądam jak pensjonarka, i wyszłam.

Tommy Cordell stał w swojej zwykłej pozie znudzonego modela i opierał się o limuzynę, z której dochodziły głośne dźwięki. Nieco dalej stał Trevor i czarował moją już i tak oczarowaną siostrę.

Szłam powoli w stronę limuzyny, modląc się, żeby nie wywinąć orła w wysokich szpilkach. Spojrzałam na Tommy’ego. Jego twarz przypominała maskę, nie mogłam z niej nic wyczytać. Gdy podeszłam bliżej, zobaczyłam, że lekko chodzą mu mięśnie szczęki tak, jakby była zaciśnięta. Ale dlaczego? Był zły? Boże, jaki on dla mnie był niezrozumiały.

Cordell, nie spuszczając ze mnie wzroku, otworzył drzwi i zaprosił do środka. Wsiadłam, za mną Tommy i Trevor, który chyba umawiał się z Amelie!

– Kati, nie mówiłaś, że masz taką fajną siostrę! – zwrócił się do mnie, gdy tylko ruszyliśmy.

– Bo nie pytałeś – uśmiechnęłam się.

– Ona chyba nie ma chłopaka? – spytał.

– Teraz nie ma – mruknęłam.

– A ty, Kati, masz chłopaka? – drążył Trevor, zerkając na ­Tommy’ego, który cały zesztywniał.

– A co rozumiesz pod słowem „chłopak”? – zapytałam ze śmie­chem.

– No wiesz, facet w twoim życiu. Jest jakiś? – mrugnął do mnie.

– No, jest taki jeden... facet.

Usłyszałam, że Tommy wciąga z sykiem powietrze.

W hałasie i ogólnym rozgardiaszu dojechaliśmy na miejsce. Paparazzi już czekali przy wejściu, błyskając fleszami tak natarczywie, że od tych świateł zrobiło się jasno. Portier otworzył drzwi i zaczęliśmy wychodzić. Oczywiście na pierwszy ogień poszedł Tommy. Rozległ się świdrujący w uszach pisk fanek, których było tak dużo, że policja i straż musiały ustawić się w gęsty kordon, aby utrzymać rozszalały tłum. Wokalista odwrócił się i posławszy olśniewający uśmiech, pomachał w stronę rozwrzeszczanej masy ludzi. Pisk przybrał na sile, a fanki próbowały sforsować blokadę. Gdy tak patrzyłam na Tommy’ego i jego uśmiech, wcale nie dziwiła mnie reakcja tych dziewczyn, samej drżały mi dłonie i nogi, gdy na niego spoglądałam. Chłopcy znikli już w wejściu. Wtedy wysiedliśmy my.

Byłam wprawdzie nieznaną osobą, ale i tak tłum piszczał, a paparazzi robili nam zdjęcia. No tak, nieważne, że nie byłam celebrytką. Ważne, że przyjechałam z Semtexem. To był powód, żeby robić mi zdjęcia. Mrużyłam oczy, zasłaniając je lekko dłonią. Nie byłam przyzwyczajona do takiego agresywnego zainteresowania moją osobą. Przy akompaniamencie pisków i ogłuszającym pstrykaniu fleszy weszliśmy do Palladium. Tommy podszedł do mnie i mruknął:

– Witaj w tym burdelu, Russell.

Po czym odszedł, nie patrząc na mnie.

Nie rozumiałam Tommy’ego Cordella. Przez cały bal nie podszedł do mnie nawet na sekundę. Bawił się za to z oszałamiająco piękną blondynką w cudnej czerwonej i bardzo kusej sukience odsłaniającej jej seksowne i zadbane ciało.

Zatańczyłam kilka razy z Trevorem i z Douglasem, a potem siedziałam sama przy barze i sączyłam drinka, zastanawiając się, co tutaj robię – wśród tych zblazowanych, bogatych, sławnych ludzi. Nie pasowałam do tego środowiska. To było widać; ja to widziałam, czułam.

– Piękna kobieta nie powinna pić w samotności – usłyszałam nagle czyjś głos.

Spojrzałam na mężczyznę, który do mnie podszedł z szerokim uśmiechem na opalonej twarzy.