Zakręty losu - Agnieszka Lingas-Łoniewska - ebook + audiobook
BESTSELLER

Zakręty losu ebook i audiobook

Agnieszka Lingas-Łoniewska

4,6

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

34 osoby interesują się tą książką

Opis

Czy można uciec od przeszłości, która nie daje o sobie zapomnieć?

 

 

Prokurator Katarzyna Kochańska ze wszystkich sił stara się odpokutować błędy młodości i zapomnieć o swojej wielkiej miłości.

 

Pewnego dnia staje się stroną oskarżenia gangu narkotykowego, którego broni nie kto inny, tylkobezwzględny adwokat Krzysztof Borowski – jej ukochany, którego trzynaście lat temu porzuciła bez słowa wyjaśnienia. 

 

Życiowe wybory i upływający czas sprawił, że zarówno ona jak i Krzysztof nie są już tymi samymi osobami, a prowadząc sprawę postanawiają zachować profesjonalizm i dystans do siebie.

 

 Problemem na drodze wzajemnej obojętności tych dwojga, kiedy stają po przeciwnej stronie barykady, zdaje się być tylko uczucie, które chyba nie do końca wygasło.

 

Okazuje się, że o łączącej ich namiętności nie tak łatwo jest zapomnieć. Każde ich spotkanie przywołuje wspomnienia i rodzi nowe pragnienia.

 

 Czy będą potrafili stawić czoła przeznaczeniu i zawalczyć o to, co najważniejsze?

 

Czy może historia powtórzy się, a jedno z nich postanowi uciec od miłości, która rodzi same problemy?

 

Co przeważy w tej rozgrywce? Głos prawa, rozumu czy może uczuć?

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 441

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 10 godz. 26 min

Lektor: Jakub Kordas
Oceny
4,6 (288 ocen)
204
51
23
8
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
ESzach

Nie oderwiesz się od lektury

Wspaniała jak wszystkie powieści Pani Agnieszki Lingas-Łoniewskiego
20
KBryl

Nie oderwiesz się od lektury

Rewelacyjna książka
20
Many0013

Nie oderwiesz się od lektury

Cudowna. Jak miło wrócić do tych emocji!
20
Monika309

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna książka
20
Marchewka1980

Nie oderwiesz się od lektury

Czytałam dawno ,fajnie było sobie przypomnieć teraz słuchając kto nie zna tej historii polecam .
20

Popularność




© Copyright by Agnieszka Lingas-Łoniewska, 2024

© Copyright by Wydawnictwo JakBook, 2024

Wydanie IV

ISBN: 978-83-67685-50-4

Redaktor prowadzący: Marcin Kicki

Redakcja: Grażyna Milewska/ Słowne Babki

Korekta: Katarzyna Czapiewska-Urbaniak, Zuzanna Żółtowska/ Słowne Babki

Skład: TYPO

Redakcja techniczna: Mariusz Teler

Okładka: Maciej Sysio

Fotografia na okładce:

Copyright © Shutterstock_Nikita Fox

Wydawnictwo JakBook

ul. Lipowa 61, 55-020 Mnichowice

www.wydawnictwojakbook.pl

CZĘŚĆ ITrzynaście lat wcześniej

Rozdział 1

„Dlaczego, dlaczego, dlaczego?”

Dlaczego on zgodził się sprzedać nasze mieszkanie i zamieszkać z nimi? On, czyli mój ojciec, który podjął decyzję, w ogóle się nie licząc z moim zdaniem. Czy tak postępuje ojciec? Zwłaszcza taki, który twierdzi, że jego córka jest dla niego najważniejsza na świecie?! Wiąże się z kobietą, potem się z nią żeni i zgadza się wprowadzić do jej domu?! A ta kobieta ma swoją córkę, która na pierwszym pseudorodzinnym obiedzie obrzuca mnie pogardliwym spojrzeniem i głośno komentuje mój styl ubierania! Tak się nie robi! Nie robi!

Katarzyna Matczak pakowała się, a w jej głowie kotłowało się milion podobnych myśli. Dzisiaj przeprowadzała się do wielkiego domu, który należał do nowej żony jej ojca. Ich mieszkanie zostało sprzedane i do końca tygodnia musieli je opuścić. Wszystkie jej rzeczy osobiste, jej płyty, książki, maskotki, zbiór muszli o najdziwniejszych kształtach, leżały spakowane w pudłach wynoszonych przez firmę specjalizującą się w przeprowadzkach. Zastanawiała się, jak do tego doszło, dlaczego wcześniej nie zauważyła, że szykuje się coś takiego. Jasne, jej ojciec już wcześniej chodził na randki, w końcu od piętnastu lat był wdowcem – jej matka zmarła, gdy ona była trzyletnim brzdącem. Nie przypuszczała jednak, że związek ojca i Anny Filipiak to taka poważna sprawa. Gdy tata po ośmiu miesiącach romansu z Anką powiadomił swoją jedyną córkę, że się żeni, ta nie zareagowała w jakiś histeryczny sposób. Uważała, że ojciec ma prawo do szczęścia, i nawet się dziwiła, że wcześniej nie próbował sobie ułożyć życia. Ale gdy się okazało, że ich mieszkanie zostało wystawione na sprzedaż, a oni zamieszkają w wielkim domu na przedmieściach, to już nie była taka pewna, że to jest dla nich dobre. Poza tym ojciec wpadł na pomysł, żeby przenieść ją do liceum, do którego chodziła córka jego wybranki – Małgośka, wysoka blond piękność, uczennica klasy czwartej tej szkoły. Nie chciał, żeby Kaśka musiała dojeżdżać i tracić czas w środkach miejskiej i podmiejskiej komunikacji. Zresztą było dopiero pierwsze półrocze czwartej klasy, co stanowiło dla ojca wystarczający argument, żeby zadecydować za dziewczynę. Był początek roku szkolnego, a tamto liceum prezentowało równie wysoki poziom i cieszyło się dobrą renomą. Jakby nie miało znaczenia, że to klasa maturalna! Poza tym ona nie chciała chodzić do tej samej szkoły co Gośka, bo, delikatnie mówiąc, nie zapałały do siebie siostrzaną miłością od pierwszego wejrzenia.

Kasia była zupełnym przeciwieństwem Małgośki. Na pewno jeśli chodzi o wygląd zewnętrzny. Wzrostem dorównywała tamtej dziewczynie, ale była to jedyna cecha, która je łączyła. Matczakówna miała gęste, czarne jak heban włosy sięgające lekko za ucho, niebieskie oczy, ładne usta i figurę sportsmenki, gdyż od czterech lat trenowała koszykówkę i jeździła na różne zawody i zgrupowania. Sport był jej pasją, a drugie hobby stanowiło zbieranie muszli, których miała już pokaźną kolekcję. Natomiast Filipiakówna… Klasyczna piękność, blondynka o kobiecych kształtach, świadoma swojej atrakcyjności i umiejętnie ją wykorzystująca. Z tego, co Kaśka słyszała, Gośka miała chłopaka, który chodził do tego samego liceum, co nie przeszkadzało jej kokietować wszystkich mężczyzn, którzy znaleźli się w jej pobliżu.

A teraz nie dość, że musiała z nią mieszkać, mieć pokój obok jej pokoju, to jeszcze miała z nią chodzić do jednej szkoły! Kaśka wiedziała, że przed nią ciężkie chwile, i już się zastanawiała, kiedy po raz pierwszy się zetną, bo że to zrobią, była więcej niż pewna. Katarzyna Matczak była bowiem osobą, która zawsze mówiła to, co myślała, i często dopiero po fakcie zastanawiała się nad sensem wypowiedzianych słów, na co czasami było już za późno. Dlatego też jej ojciec cyklicznie był wzywany przez nauczycielki, które niekiedy doprowadzała wręcz do płaczu. Zrobić nic z nią nie mogły, bo uczyła się świetnie, tylko miała mały problem z niesubordynacją. Hm… może nie taki mały, ale kto usunie ze szkoły najlepszą uczennicę, podporę drużyny koszykarskiej za to, że ma niewyparzony język? I dlatego całą podstawówkę jakoś przeszła, lawirując pomiędzy kolejnymi wezwaniami do dyrektora lub pedagoga. Gdy rozpoczęła naukę w liceum, ojciec błagał ją o powściągnięcie temperamentu i panowanie nad językiem, ale już na początku pierwszej klasy wdała się w słowną potyczkę z polonistką, z którą nie zgodziła się co do sposobu interpretacji postępowania bohatera jednej z lektur. I teraz, gdy miała się przenieść do nowej szkoły, czuła, że przed pójściem pojutrze na pierwsze zajęcia czeka ją pedagogiczna rozmowa z ojcem, który już się martwił, ile razy będzie gościem w gabinecie dyrektora.

– Katia, chodź, zawiozę cię, zaczniesz się już rozpakowywać w swoim nowym pokoju – powiedział ojciec, zwracając się do niej zdrobnieniem, którego używał od lat. Przerwał jej tym samym te irytujące rozmyślania.

– Jeszcze mam kilka rzeczy do spakowania, pojadę później. – Próbowała opóźnić wyjście z mieszkania, w którym spędziła osiemnaście lat życia.

– Katia, bez sensu, jedziemy teraz – powiedział ojciec stanowczo, pobrzękując z niecierpliwością kluczykiem od samochodu. – Panowie zabiorą resztę twoich rzeczy, weź tylko to, co jest niezbędne.

W odpowiedzi zarzuciła na ramię torbę z kosmetykami, szkolny plecak, złapała piłkę do kosza, stanęła na baczność i mruknęła:

– Tak jest, sir.

Ojciec pokręcił głową, uśmiechnął się i skierował do wyjścia. Niósł dwie wielkie torby podróżne wypakowane do granic możliwości.

Na podwórku wsiedli do auta i ruszyli do swojego nowego domu. Nie, poprawka, do domu nowej żony ojca, który miał się stać ich domem, ale dziewczyna nie była pewna, czy tak będzie. Teraz dopiero poczuła strach i obawę, czy to wszystko się ułoży tak, jak ojciec jej to przedstawiał, czyli bardzo, bardzo pozytywnie.

Jechali w milczeniu. Kaśka widziała, że ojciec na nią zerka, ale nie miała zamiaru pierwsza zaczynać rozmowy.

– Hej, córka – powiedział, patrząc uważnie na drogę.

– Hej, ojciec – odpowiedziała mu jak zawsze, spoglądając na niego z boku.

– Katia, wiem, że ci ciężko, ale zobaczysz, ułożymy sobie to nasze nowe życie. Będzie dobrze. Przecież wiesz, że Ania cię lubi.

To akurat prawda, żona ojca była w porządku, czego nie można było powiedzieć o jej córce.

– Wiem, wiem, damy radę, tato. – Uśmiechnęła się i poklepała go po dłoni, bo wiedziała, że bardzo mu zależy na tym, aby czuła się dobrze i swobodnie w nowym domu. I postanowiła, że postara się dać z siebie jak najwięcej, żeby jakoś dojść do porozumienia z tą swoją… niby-siostrą.

Wreszcie dojechali do domu Filipiaków, a właściwie Matczaków, bo macocha przyjęła ich nazwisko. Anka, bo tak kazała do siebie mówić, czekała na podjeździe, uśmiechnięta i radosna. Najpierw, oczywiście, przytuliła ojca, a potem uściskała Kaśkę.

– Kochanie, twój pokój już czeka, możesz się rozpakowywać. Gosi nie ma, pojechała na jakąś prywatkę, jutro będziecie miały okazję pogadać. Chodź, pójdziemy na górę. – Ujęła dziewczynę pod ramię i poprowadziła w stronę domu.

Kasia czuła się trochę dziwnie i niezręcznie, najchętniej wyrwałaby się jej z uścisku i uciekła z tego domu, ale zamiast tego grzecznie dała się wprowadzić do środka i powędrowała schodami na piętro, gdzie czekał jej nowy pokój.

Anka otworzyła drzwi i oczom dziewczyny ukazało się naprawdę olbrzymie pomieszczenie, prawie jak salon w ich niemałym przecież mieszkaniu. Od razu jej się spodobało. Obawiała się przepychu, stylu, który by ją od razu odrzucił. Ale na szczęście właścicielka domu lubiła minimalizm i tak właśnie urządziła ten pokój. Szafa wnękowa, biurko, kącik z dwoma fotelami i szerokie łóżko. W rogu na stoliku mały telewizor, pod spodem wideo.

– I jak, Kasiu, podoba ci się? – spytała macocha z obawą w głosie.

– T-tak… – Kaśce, nie wiedzieć czemu, drżał głos. – Bardzo mi się podoba. Dziękuję. – Popatrzyła na stojącą obok kobietę i się uśmiechnęła.

Do pokoju wtoczył się obładowany torbami ojciec i ogarnął wzrokiem pomieszczenie. Zatrzymał spojrzenie na stojącym w rogu telewizorze.

– Anka, jednak to zrobiłaś? – Pokręcił głową, patrząc na stojącą obok niego niską blondynkę, która uśmiechała się przepraszająco.

– O czymś nie wiem? – Kaśka była trochę zdezorientowana, spoglądała to na ojca, to na macochę.

– Piotrek, obiecałam taki zestaw Małgosi, no ale skoro Kasia się wprowadziła, byłoby trochę nie fair… – Uśmiechnęła się pojednawczo do męża.

Piotr Matczak westchnął, machnął ręką i zwrócił się do córki:

– Katia, rozpakuj się, ja jadę po resztę rzeczy. – Odwrócił się i pociągnął za sobą żonę, zapewne chcąc kontynuować rozmowę na temat nieuzgodnionego zakupu. Akurat w tym przypadku Kaśka trzymała stronę Anki.

Rozpakowała swoje torby, umyła się i przebrała w dres. Wracając z łazienki do pokoju, zerknęła w stronę pomieszczenia obok i westchnęła ciężko. Nie ukrywała tego przed sobą – bała się trochę wspólnego życia, zwłaszcza z taką dziewczyną jak Gośka.

Włożyła adidasy i postanowiła pozwiedzać okolicę, bo i tak dzisiaj rano, przez to zamieszanie z przeprowadzką, nie odbyła codziennego treningu, który pozwalał jej utrzymać formę i umożliwiał prezentowanie na boisku swojego talentu.

Krzyknęła do Anki, że idzie pobiegać, założyła na uszy słuchawki od walkmana i ruszyła w stronę parku, który w dalszej części zmieniał się w las. Jedno, co musiała przyznać, to, że dom w takim miejscu zapewniał pobyt na świeżym powietrzu. Wcześniej mieszkali w centrum miasta i tak naprawdę nie miała gdzie biegać. Robiła trasy pomiędzy starymi kamienicami, przebiegając na światłach przez zatłoczone ulice, ale nie był to prawdziwy jogging wśród natury, o jakim zawsze marzyła. Tutaj trening miał urok. Biegła przez park, nie dostrzegając nikogo. Zaczynało się już ściemniać, więc postanowiła wracać, bo nie chciała martwić ojca późnym powrotem i oddalaniem się od domu tak daleko.

Schyliła się, ponaciągała trochę mięśnie nóg i grzbietu, zrobiła kilka wymachów rękoma i zaczęła biec w stronę domu. Nagle z kieszeni dresu wypadł jej wysłużony walkman i potoczył się na ziemię. W ostatniej chwili zrobiła unik, żeby go nie rozdeptać, i pośliznęła się na mokrej ściółce, robiąc piękny szpagat wprost na wilgotne liście.

– Cholera! – krzyknęła i w tym momencie usłyszała, jak z lekkim szurnięciem zatrzymuje się koło niej rower, a po krótkiej chwili do jej uszu dotarł głęboki głos:

– Wszystko w porządku?

– Nie wiem… chyba… – powiedziała, próbując się podnieść.

Kątem oka zauważyła, że nieznajomy kładzie rower. Spojrzała na swojego wybawcę i zobaczyła bardzo wysokiego chłopaka w kasku i osprzęcie do szybkich jazd.

– Dzięki. – Uśmiechnęła się.

– Nie ma sprawy. Na mokrych liściach łatwo się przewrócić – mruknął, ściągając kask i podając jej dłoń w rękawiczce bez palców. – Krzysiek jestem – powiedział, patrząc na nią uważnie.

– Kaśka. – Uścisnęła jego dłoń i też przyjrzała mu się dokładniej.

„O jasna cholera!!!”

Hm… no tak… był… doskonały. Wyższy od niej, a to już dużo, bo do niskich nie należała. Miał krótko ostrzyżone włosy wpadające w ciemny blond, niebieskie oczy i męską twarz z charakterystycznie zarysowanym podbródkiem. Typowy chłopiec z kalifornijskiej plaży. Albo hawajskiej, do wyboru…

„Katarzyno Matczak, zamknij usta!”

Odwróciła wzrok, bo poczuła, że gapi się na niego jak jakaś niedorozwinięta.

– Często biegasz? – spytał, nadal mierząc ją wzrokiem.

– Staram się codziennie, trenuję koszykówkę, więc muszę mieć kondycję. – Wzruszyła ramionami, idąc powoli w stronę ulicy.

Jej nowy znajomy powiesił kask na kierownicy i szedł wolno obok, prowadząc rower.

– Nie widziałem cię wcześniej. – Zerknął na nią z boku.

„Gdybym cię widział, na pewno bym zapamiętał…”

– Bo mieszkałam gdzie indziej – odparła, nie wdając się zbytnio w szczegóły.

– Aha… A gdzie chodzisz do szkoły? – Zatrzymał się i zaczął zakładać kask, jednocześnie patrząc na nią.

– Noo, zaczynam od poniedziałku tutaj. – Wskazała w nieokreślonym kierunku, ale zrozumiał, co miała na myśli.

– Do naszego liceum? Serio? Do której klasy? – Uśmiechnął się, a ona pomyślała, że z tym powalającym uśmiechem zdecydowanie wygląda jak surfer z amerykańskich filmów dla nastolatek.

– Do czwartej – odpowiedziała, odwracając wzrok.

– Ja też! Jaki kierunek? – Wyglądał na ucieszonego.

– Human.

„No to będziesz miał kłopot…”

– To będziemy w jednej klasie! Ale numer! Słuchaj, muszę już jechać, może… – Zastanawiał się przez chwilę. – Będziesz tutaj jutro? Ja często jeżdżę po parku i po lesie, moglibyśmy się spotkać, opowiedziałbym ci o naszej budzie… – Patrzył na nią wyczekująco.

– Czemu nie? Będę o tej samej porze, lubię biegać wieczorami. – Wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się lekko, czując, że coś się z nią dzieje, bo przecież zawsze biegała rano.

– No to fajnie, w takim razie do jutra… i witaj na nowych śmieciach. – Mrugnął do niej, wsiadł na rower i odjechał.

Chwilę patrzyła za nim, jak mknie środkiem ulicy, po czym odwróciła się i pobiegła lekkim truchtem w stronę domu… swojego nowego domu.

Nazajutrz umyła się, ubrała i zeszła na dół na śniadanie. Ojciec z Anką siedzieli przy stole w kuchni i pili kawę, a obok nich siedziała Gośka. Miała podkrążone oczy.

– Cześć – mruknęła Kaśka, uśmiechając się z lekką rezerwą.

Blondynka, zobaczywszy ją, poderwała się z krzesła i przytuliła zaskoczoną dziewczynę do siebie.

– Cześć, Kasia! Sorry, że wczoraj mnie nie było, miałyśmy z kumpelami babski wieczór, ale dzisiaj jestem cała twoja. – Gośka pocałowała ją w oba policzki i poprowadziła w stronę stołu.

Kaśka była trochę zszokowana postawą swojej nowej przyszywanej siostry i odnosiła się z wielką rezerwą do tej niespodziewanej życzliwości. Ale uśmiechała się, rozmawiała z córką swej macochy na neutralne tematy i widziała, że ojciec i Anka rzucają w ich stronę radosne spojrzenia, bo na niczym im tak bardzo nie zależało, jak na poprawnych stosunkach pomiędzy ich dziećmi.

Do południa Kasia siedziała w swoim pokoju i rozpakowywała torby i kartony, starając się nadać pokojowi bardziej indywidualny charakter. Chciała, żeby stał się naprawdę jej, żeby nie czuła się tutaj jak w hotelu. Wiedziała, że na całkowite przystosowanie się do nowych warunków potrzeba czasu, bo nic nie dzieje się przecież od razu. Poukładała książki, na szerokim dębowym parapecie rozstawiła swoją kolekcję muszli i zapełniła część szafy ubraniami, dochodząc do wniosku, że objętość mebla jest przewidziana na dwie albo trzy osoby. W końcu usiadła na łóżku i zaczęła czytać książkę, którą dostała na osiemnaste urodziny od swojej najlepszej koleżanki Ewki. Ewa chodziła do liceum ekonomicznego w centrum miasta, ale wcześniejsze etapy edukacji odbywały razem i kumplowały się od niepamiętnych czasów. Kaśka wiedziała, że najbardziej będzie jej brakowało codziennych spotkań z przyjaciółką. Oczywiście, obiecywały sobie, że będą się spotykać w weekendy, ale obydwie wiedziały, że to już nie to samo.

Leżąc i czytając, Kaśka usłyszała energiczne pukanie do drzwi i w tym samym momencie do środka wpadła Małgośka. Dziewczyna stanęła na środku i krytycznym wzrokiem ogarnęła pokój.

– Jakoś drętwo tutaj, musisz kupić sobie coś na ścianę, jakiś plakat albo najlepiej fototapetę – powiedziała, zatrzymując wzrok na telewizorze stojącym w rogu. – Widzę, że mamuśka próbuje cię przekupić… – dodała z przekąsem.

„Czy ludzka czaszka wytrzyma uderzenie kryształowym wazonem?”

– Nie musi mnie przekupywać. I, o ile wiem, też dostałaś taki prezent… – powiedziała cicho Kaśka, nie patrząc na stojącą na środku pokoju dziewczynę.

– No właśnie o tym mówię. Przekupywanie. Żebym cię nie przeżuła i nie wypluła – powiedziała wysoka blondynka z jadowitym uśmiechem.

„Oddychaj, Matczak, oddychaj…”

– Żartujesz sobie… – mruknęła brunetka, przyglądając się swojej przyszywanej siostrze. – Jeśli masz zamiar tak zaczynać nasze wspólne życie, to zamknij drzwi z drugiej strony – dodała ze złością.

– Laska, nie denerwuj się, przecież żartuję. Słuchaj, przyszłam w pokojowych zamiarach, jutro po południu robimy małe spotkanie z ludźmi ze szkoły. Wiem, że to niedziela, ale to takie swobodne party, chodź ze mną, poznasz mojego faceta i pozostałych fajnych gości, przełamiesz lody. Co ty na to? – Gośka patrzyła na nią wyczekująco.

Kaśka wzruszyła ramionami i pomyślała sobie, że w sumie to może pójść i pooglądać te okazy z nowej szkoły.

– O której to spotkanie? – spytała obojętnym tonem.

– O siedemnastej, w domu mojego chłopaka – odparła Gośka.

„O rany, jej chłopak, napakowany imbecyl zapewne…”

– Dobra, mogę iść – mruknęła Kasia.

– O dzięki ci, pani… Tylko ubierz się jakoś po ludzku, żebym się za ciebie nie wstydziła – rzuciła na odchodne Gośka i zamknęła z trzaskiem drzwi.

„Boże!!! Jak mam się dogadać z tą pustą idiotką?!”

Ze złości zagryzła zęby, pohamowując chęć złapania w ręce kryształowego wazonu z bukietem ususzonych kwiatów, który stał na podłodze.

Późnym popołudniem włożyła dres, wzięła walkmana i pobiegła w stronę parku, wyrzucając sobie w myśli, że stanowczo ze zbyt wielkim entuzjazmem podąża śladem wczorajszego biegu w nadziei na spotkanie pewnego rowerzysty, którego zapewne i tak tutaj nie będzie. Jednak gdy dobiegła do ścieżki, na której wczoraj ćwiczyła, zobaczyła siedzącego na ławce Krzyśka z kaskiem w ręku. Jego rower stał oparty obok, a on miał słuchawki na uszach i wybijał nogą rytm. Strój do jazdy na rowerze (ten sam, w który był ubrany wczoraj) podkreślał jego świetnie wyćwiczone mięśnie. Kaśka zwyzywała się w myśli od napalonych idiotek i podbiegła do niego z lekkim uśmiechem.

– Hej! – Pomachała mu ręką przed nosem.

Spojrzał na nią i zdjął słuchawki z uszu.

– Cześć. Nie wiedziałem, o której dokładnie będziesz, więc pojeździłem trochę i czekam. – Uśmiechnął się na powitanie i schował odtwarzacz do kieszeni. – Biegasz? – spytał, wskazując na ścieżkę.

– Tak, zrobię ze dwie rundki – potwierdziła.

– Dobra, to ja idę pojeździć, spotkamy się na tej ławce za… powiedzmy pół godziny? – Popatrzył na Kaśkę, zakładając kask.

– Może być. – Uśmiechnęła się i ruszyła truchtem w stronę lasu.

Krzysiek wyprzedził ją i pomachał ręką, po czym wkrótce zniknął z zasięgu jej wzroku.

Kaśka pokonała swój stały dystans, ponaciągała mięśnie i podążyła już spokojnym krokiem w stronę ławki. Gdy była blisko, zobaczyła nadjeżdżającego z naprzeciwka Krzyśka. Usiedli na ławce.

– I jak tam twoje treningi koszykarskie? – spytał.

– Mam je trzy razy w tygodniu, w klubie w centrum. W szkole mam zamiar zapisać się do ligi koszykarskiej, wiem, że jest coś takiego – powiedziała, przeczesując dłonią włosy. Nie zauważyła, że jego wzrok podążył za ruchem jej szczupłej dłoni.

On zaś pomyślał, że jak na dziewczynę uprawiającą sport, w gruncie rzeczy kontaktowy, była bardzo delikatna.

– Tak, jest coś takiego – przytaknął. – Gdzie mieszkasz? – Utkwił w niej wzrok.

– Niedaleko. – Machnęła ręką, nie chcąc na razie wchodzić głębiej w temat jej dziwnych koneksji rodzinnych. – Powiedz, fajna jest ta szkoła? – Pochyliła głowę i spojrzała na niego bokiem, a on pomyślał, że gdy tak zerka zza grzywy czarnych włosów, wygląda bardzo… bardzo… interesująco.

– Wiesz, taka sama jak każda. Jest dopiero październik, więc dasz sobie radę, klasa jest w porządku, powinnaś się szybko zintegrować, jeśli oczywiście o to ci chodzi. – Uśmiechnął się.

– O to też. Nie chciałam się przenosić, ale ojciec się uparł, argumentując to właśnie tym, że dopiero październik – mruknęła.

– Nie wiem, może miał rację, w sumie jest fajnie i tak bardziej, no wiesz… kameralnie.

– Zobaczymy… Będę się zbierać, bo ciemno się zrobiło.

Wstała i założyła słuchawki. On też wstał i kask, który trzymał w rękach, spadł na ziemię. W tym samym momencie schylili się, aby go podnieść, i uderzyli się mocno głowami, aż w parku rozległo się głuche stuknięcie.

– O rany! – Kaśka złapała się za głowę i aż przykucnęła.

Krzysiek też rozcierał bolące czoło, ale patrzył na dziewczynę z niepokojem. Pomógł jej wstać, pochylił się i oglądał stłuczenie.

– Hm… powinnaś przeżyć, przepraszam. – Uśmiechnął się lekko.

– Ja też… Kurczę, aż gwiazdy zobaczyłam. – Próbowała się roześmiać.

– Wszystko okej? – spytał, patrząc na nią uważnie i przytrzymując ją za ramiona.

– Chyba tak… – Kiwnęła głową. – Muszę się wolniej poruszać – mruknęła.

– No, nie powiem, refleks masz. – Uśmiechnął się. – Dasz radę sama dojść do domu?

„Nie. Nie dam, musisz mnie mocno objąć, przytulić i zaprowadzić…”

– Jasne… – odparła. – Słuchaj… – zaczęła, gdy doszli już do ulicy. – Będziesz tutaj jutro? – spytała z nadzieją.

Była gotowa zrezygnować z tej dziwnej prywatki ze znajomymi Gośki, gdyby on zdecydował się ponownie tu przyjść, ale chłopak pokręcił głową.

– Niestety, popołudnie mam zajęte… Kumpel przychodzi i będziemy wkuwać… chemię – powiedział. – Zobaczymy się w poniedziałek w szkole. Może znowu umówimy się na wspólny trening? – spytał z uśmiechem.

– Jasne. – Pokiwała głową trochę zawiedziona – nie tylko tym, że jutro go nie zobaczy, ale i tym, że będzie chyba musiała pójść z Gośką na to party.

– I uważaj na głowę… – powiedział, zakładając kask, po czym dotknął lekko jej włosów.

– Ty też – odparła, czując się trochę dziwnie, gdy stał tak blisko i czuła delikatny dotyk jego palców.

– Powodzenia w szkole, będę cię wypatrywał, Katka. – Popatrzył na nią niespodziewanie ciepłym wzrokiem, wsiadł na rower i odjechał.

Stała jeszcze przez chwilę, czując, jak mocno bije jej serce, choć przecież nie biegała, po czym odwróciła się w drugą stronę i podążyła truchtem do domu.

Rozdział 2

Następnego dnia Kaśka obudziła się z przejmującym bólem głowy. Wstała i podeszła do lustra umieszczonego w przesuwnych drzwiach szafy. Świetnie! Na czole miała wielkiego guza koloru dojrzałej śliwki. Potrząsnęła głową, zasłaniając go gęstą grzywką. No, już lepiej. Nikt nic nie zobaczy, pod warunkiem że będzie chodzić jak automat. Ciekawe, jak wygląda Krzysiek. Hm. Nawet nie miała do niego numeru telefonu. Nic o nim w sumie nie wiedziała oprócz tego, że jest w jej wieku, że będzie chodziła z nim do jednej klasy oraz że ma zniewalające niebieskie spojrzenie.

„Katarzyno Matczak! Weź się w garść! Nie zdążyłaś jeszcze się tutaj dobrze zadomowić, a już twoje myśli zaprząta jakiś chłopak, którego w ogóle nie znasz! A może to jakiś seryjny morderca, który jeżdżąc wieczorami po parku, wyszukuje swoje ofiary?”

Kaśka popukała się w głowę, patrząc z politowaniem na swoje odbicie w lustrze, i poszła do łazienki umyć się i ubrać.

W tym czasie obiekt jej westchnień siedział w swoim pokoju przed komputerem i patrzył w ekran, na którym migały obrazki jego ulubionej gry. Jednak teraz nie miał ochoty na rozgrywkę. Zakręcił się na obrotowym fotelu i spojrzał za okno. Przed oczami wciąż miał tę wysoką, czarnowłosą, szczupłą dziewczynę w dresie. Jakiś czas temu powiedział swojemu starszemu bratu, jaki jest jego ideał dziewczyny. I teraz, gdy ją spotkał, poczuł się trochę niepewnie. Bo ona wyglądała dokładnie tak, jak sobie wymarzył. A w dodatku w jej oczach również dostrzegał iskrę zainteresowania. Nie żeby miał z tym jakiś problem, lecz ta dziewczyna nie wyglądała na głupkowatą nastolatkę. Miała pasję, a on cenił ludzi z zainteresowaniami. Sam kochał jazdę na rowerze, muzykę i historię starożytną. To były jego koniki, był w tym świetny i stanowiło to jego powód do dumy. Poza tym z nią, Kaśką, fajnie mu się rozmawiało, co było o tyle dziwne, że praktycznie nie znał tej dziewczyny i nic o niej nie wiedział. Ani jak się nazywa, ani gdzie mieszka. Żałował, że nie wziął od niej numeru telefonu. No ale przynajmniej wiedział, że będzie chodziła do jego szkoły, mało tego, będzie z nim w jednej klasie. Trzeba wykombinować, jak tu się z nią umówić znowu do parku, tak aby nikt nie wiedział. To nie było takie proste… Krzysiek potarł ręką oczy i przejechał dłonią po włosach. W tym samym momencie syknął z bólu. Podszedł do lustra i zobaczył na swoim czole wielkiego guza. No super! Od razu pomyślał o tym, jak czuje się czarnowłosa dziewczyna, i ponownie pożałował, że nie wziął od niej żadnych namiarów.

Nadeszło popołudnie i Kaśka czekała na Małgośkę, która miała ją zabrać do tych swoich znajomych i do swojego chłopaka. Wyobraziła sobie, jaki musi być wybranek Gośki, i od razu odechciało się jej gdziekolwiek wychodzić. Ale przyszywana siostra przekazała już swojej matce i ojczymowi informację, że „zabiera Kasię na spotkanie z przyjaciółmi”, jak to słodko określiła. Kaśka zauważyła, jak ojcu zaświeciły się z radości oczy, zatem powstrzymała się od komentarzy. Poszła na górę i zaczęła się szykować do wyjścia. Nie planowała żadnej ekstrawagancji. Włożyła ulubione czarne dżinsy, czerwoną bluzkę, czarne adidasy. Przeczesała włosy, spojrzała w lustro i uznała, że może być. Wtedy weszła Małgośka, ubrana tak, jakby wybierała się na pokaz mody. Otaksowała ją krytycznym spojrzeniem od stóp do głów i mruknęła:

– Jeśli nie zaczniesz się wyróżniać, to cię rozdepczą. – I kiwając głową na Kaśkę, podążyła w stronę schodów.

– A przy tobie, jeżeli będziesz się tak wyróżniać, trzeba będzie nosić okulary przeciwsłoneczne, żeby nie oślepnąć od tego blasku – mruknęła do siebie Kaśka, wkładając kurtkę. Po chwili zbiegła za Gośką na dół.

Gdy były przy drzwiach, usłyszały głos Anki:

– Dziewczyny, jutro rano szkoła, nie wracajcie zbyt późno.

– Mamo, o dwudziestej drugiej będziemy – oznajmiła Gośka grzecznym tonem.

– To chyba trochę za późno! – zaprotestował ojciec Kaśki.

– Piotrek… – zaczęła matka Gośki, ale zobaczywszy zmarszczone czoło męża, pokręciła głową i powiedziała do dziewczyn czekających na decyzję rodziców przy drzwiach: – Dziewczynki, dwudziesta pierwsza widzę was w domu.

– Super! – parsknęła głośno Małgośka, rzucając ojczymowi mało przyjazne spojrzenie, i wyszła na zewnątrz.

– Na razie – mruknęła Kaśka i podążyła za wściekłą siostrą.

– Dzięki za wsparcie – syknęła Gośka, gdy już były na zewnątrz.

– Proszę bardzo – powiedziała uprzejmie dziewczyna. – Znam ojca, nic by nie pomogło.

– Zawsze mogłam być dłużej, a teraz nie, przez to, że muszę cię niańczyć! – burknęła blondynka, wychodząc na ulicę.

– To ty mnie zaprosiłaś, pamiętasz? Mogę wrócić do domu… – powiedziała Kaśka, już trochę zła.

– Daj spokój. Chodźmy, bo czas ucieka. – Małgośka machnęła ręką i narzuciła szybkie tempo. Nie mogła przecież powiedzieć, że matka wymogła na niej obietnicę, że zaopiekuje się tą swoją niby-siostrą i wprowadzi ją w towarzystwo, ułatwi aklimatyzację w nowej szkole.

Kaśka się nie odezwała, tylko podążyła za Gośką, która jak na tak wysokie obcasy całkiem nieźle zasuwała. Minęły park i doszły do dużego domu, na którego podjeździe stały dwa luksusowe auta.

– Tu mieszka twój chłopak? – spytała Kaśka.

– Tak. Jego rodzice to członkowie palestry adwokackiej, najbardziej znani prawnicy w mieście. I najlepsi – powiedziała z dumą w głosie.

– Długo już z nim jesteś? – Generalnie nic ją to nie obchodziło, ale chciała jakoś podtrzymać rozmowę.

– Rok. Musiałam się postarać, żeby był mój, ale wiesz… Kobiety mają swoje sposoby, by zdobyć i utrzymać faceta. – Zerknęła na Kaśkę i machnęła ręką. – Zresztą komu ja to mówię… Chodź i nie narób mi kwasu.

„Aaaaaaaaaaa…”

Kaśka miała ochotę popchnąć tę zakochaną w sobie blondynę i zobaczyć, czy siostrze uda się utrzymać równowagę na dziesięciocentymetrowych szpilkach. Zamiast tego jednak podążyła za nią w kierunku drzwi, zza których dochodziły już głośne dźwięki muzyki.

Gdy weszły do środka, do Gośki podbiegły dwa klony, jak je Kaśka szybko nazwała w myślach. Te dwie dziewczyny były identyczne i wyraźnie stylizowały się na jej przyszywaną siostrę. Jednak w przeciwieństwie do niej nie miały klasy i wyglądały tylko jak tanie podróbki. Gośka pociągnęła Kaśkę za rękaw i kazała jej rzucić kurtkę na sofę w holu. Potem złapała ją za rękę i poprowadziła do grupki ludzi siedzących na niskich kanapach w salonie.

– Hej, ludziska, to moja nowa, świeża, przyszywana siostra. Od jutra zaczyna chodzić do naszej szkoły. – Dokonała prezentacji.

– Cześć wam, jestem Kaśka – powiedziała Matczakówna, machając do wszystkich.

– A gdzie jest Kris? – zapytała nadąsanym tonem Gośka.

Wysoki szatyn się uśmiechnął.

– Poszedł po piwo… I po lód, bo chyba za ostry seks uprawialiście, he, he, he. – Towarzystwo zaczęło rechotać, a szatyn przybił piątkę siedzącemu obok niego napakowanemu chłopakowi z ogoloną prawie na zero głową, który nie spuszczał wzroku z Kaśki.

– Co ty pieprzysz, Marko? – Gośka utkwiła w chłopaku wściekły wzrok.

– Gdy zobaczysz jego głowę, to będziesz wiedziała. Mówi, że spadł z roweru, ale odkąd go znam, nie widziałem, żeby kiedykolwiek z niego zleciał, ha, ha, ha!

„Nie, nie, nie, to niemożliwe!!!”

Kaśka spojrzała dziwnym wzrokiem na szatyna, ale nie miała czasu się zastanowić nad jego słowami, bo usłyszała za sobą słodki głos Gośki: „Kris, co ty sobie zrobiłeś?”. Odwróciła się i zobaczyła Krzyśka, stojącego ze zgrzewką piwa w jednej ręce i z zimnym okładem, który przykładał sobie do wielkiej śliwy na czole, w drugiej. Jego wzrok, utkwiony w wysokiej brunetce, wyrażał kompletne zdziwienie. I szok.

Gośka wzięła od niego piwo i pocałowała go w usta, długo i namiętnie – Kasia pomyślała, że zaraz udusi chłopaka. Potem pociągnęła go w jej stronę i powiedziała z uśmiechem:

– To jest mój chłopak, Kris. A to moja przyszywana siostra.

„Dlaczego to musiała być właśnie ona?!!!”

Krzysiek popatrzył na nią spod zmarszczonych brwi i podał jej rękę, mówiąc cicho:

– Krzysiek.

– Kaśka – odparła, ściskając lekko jego dłoń.

W tym momencie usłyszała głośny huk. To któryś z chłopaków otwierał szampana, mieszając go z piwem. Podskoczyła, gwałtownie potrząsając głową i odsłaniając tym samym czoło, na którym widniał piękny okaz sinego guza.

Marko, który stał obok, ujrzawszy to, parsknął śmiechem.

– Gosia, chyba ta twoja siostra już się stuknęła z Krisem, ha, ha, ha. – Wybuchnął śmiechem, a z nim całe towarzystwo.

Gośka w odpowiedzi popukała się w głowę i usiadła przy stole, potrząsając pustą szklanką. Napakowany chłopak wlał do niej piorunującą mieszankę.

Krzysiek popatrzył na Kaśkę i zapytał cicho:

– A ty się czegoś napijesz?

– Nie, ja nie piję. Jak tam chemia? – spytała, przygryzając wargę.

– Chemia? – Popatrzył na nią, zupełnie nie wiedząc, o co jej chodzi. Po chwili jednak jakby spłynęło na niego olśnienie. Spojrzał na nią ponurym wzrokiem i rzucił: – Bardzo śmieszne. – Odwrócił się i poszedł do aneksu kuchennego.

„No i to by było tyle, jeśli chodzi o mówienie prawdy, geniuszu…”

Kaśka wzruszyła ramionami i usiadła na sofie obok jakiejś dziewczyny z mnóstwem kolczyków w uszach.

– Hej – mruknęła do niej.

– Hej, jestem Sylwia, siostra tego debila. – Wskazała głową na Marka, który właśnie, zatkawszy nos, wypijał jednym haustem szampana pomieszanego z piwem, przy głośnym aplauzie wszystkich zgromadzonych. Kaśka spojrzała na niego rozbawionym wzrokiem i odwróciła się do dziewczyny.

– Jesteś w ostatniej klasie? – spytała z uśmiechem.

– Tak, w humanie – mruknęła tamta.

– Ja też… To znaczy, jutro idę pierwszy raz do szkoły. Słuchaj, jakim cudem Marko może być twoim bratem?

– Nie zauważasz bliźniaczego podobieństwa? W sumie ciężko, patrząc na tę pozbawioną rozumu twarz – parsknęła i mrugnęła do siedzącej obok dziewczyny. – Całe szczęście, że nie jest ze mną w klasie. On jest na mat-fizie, razem z Gośką – wyjaśniła Sylwia.

– Aha, teraz wszystko rozumiem – odparła Kaśka, patrząc na Krzyśka, który wszedł z powrotem do salonu i usiadł w fotelu. Gośka od razu klapnęła mu na kolanach, oplatając się wokół niego jak wąż. Że też człowiek jest taki giętki…

– No to będziemy razem w klasie. I dobrze, bo tam sami idioci. Może oprócz Krisa – burknęła Sylwia, pukając się w czoło, bo akurat spojrzał na nią jej brat.

– Hm, nie lubicie się? – Kaśka wskazała głową na wysokiego szatyna.

– On jest psychicznie chory. Odszkodowanie mi się należy za mieszkanie z nim – odparła dziewczyna z ponurą miną.

– Okej. – Katarzyna uniosła ręce w geście pojednania. – Nie wnikam…

Nagle ktoś podgłośnił muzykę i ludzie zaczęli pląsać w dalszej części salonu. Do Kaśki podszedł napakowany chłopak i podał jej rękę.

– Zatańczysz? – spytał, patrząc na nią uważnie.

– Okej. – Wzruszyła ramionami i ujęła dłoń chłopaka. – A jak masz w ogóle na imię? – spytała, idąc za nim w stronę kiwających się par.

– Tomek, ale wszyscy mówią na mnie Łysy. Też tak możesz do mnie mówić. – Ujął ją w pasie i przyciągnął do siebie. Kaśka uznała, że taka bliskość nie jest wskazana, ale nie chciała robić zamieszania, więc tańczyła z tym Łysym, który przyciskał ją do siebie coraz mocniej, nie zwalniając uścisku. Z wieży popłynął wolny, więc chciała uciec, ale chłopak pociągnął ją w stronę przeszklonego tarasu, na którym też tańczyły pary, całując się. A raczej: całowały się, tańcząc.

– Słuchaj, muszę się czegoś napić. – Kaśka odsunęła się od chłopaka, którego ręce ciągle spoczywały na jej ciele.

– Fajna z ciebie dupa, wiesz? – powiedział z uśmiechem, głaszcząc ją.

– A z ciebie fajny dupek, wiesz? Zabieraj łapy! – odpowiedziała cicho, ale bardzo sugestywnie.

Chłopak uniósł brwi, przyciągnął ją do siebie jeszcze bliżej i w tym samym momencie usłyszała znajomy, głęboki głos:

– Łysol, Marko robi miksa. Idź mu pomóż, bo znowu proporcje pomiesza. – Krzysiek stał obok i patrzył na kumpla wyraźnie wkurzony.

– Eee, tego, dobra, spadam… – Tomek obrzucił wściekłą brunetkę uważnym spojrzeniem i wyszedł z tarasu.

Krzysiek patrzył jeszcze przez chwilę na stojącą obok Kaśkę, a potem oparł się o murek i cicho zapytał:

– Jak tam głowa?

Dziewczyna rzuciła mu szybkie spojrzenie i wzruszyła ramionami.

– Jak widać.

– Słuchaj, uważaj na Łysola, jesteś nowa, a on wyrywa wszystko, co mu pod łapy podejdzie – powiedział cicho, patrząc na nią i myśląc, że też by chciał z nią zatańczyć i przytulić się do niej, ale nie tak nachalnie, tylko delikatnie obejmując jej gibkie ciało.

– Hm… Widzę, że tutaj wszyscy wyrywają, co im w łapy podejdzie. Albo na co najadą rowerem – wystrzeliła, zanim zdołała się ugryźć w język.

Krzysiek uniósł jedną brew i popatrzył na nią trochę zły.

– Nie miałem zamiaru cię wyrywać, pogadaliśmy tylko. Nie twórz sobie historii, dziewczyno – powiedział kpiąco.

Kaśka poczuła, że parują jej policzki. Wzięła kilka oddechów, żeby nie wpaść w szał.

– Jasne. Dobra, myślałam… Nieważne. – Machnęła ręką i weszła z powrotem do salonu.

Krzysiek stał jeszcze przez chwilę, patrząc w kierunku oddalającej się wysokiej postaci, po czym odwrócił się i spojrzał przez oszklony taras w ciemność.

– Super, po prostu super! Borowski, ty palancie! – burknął do siebie i też wszedł do domu.

Impreza zaczęła się przeciągać i rozkręcać w kierunku, który nie do końca pasował Kaśce. Za dużo alkoholu, za dużo fajek i czegoś jeszcze, za dużo lepkich łap, obściskujących się par i zataczających chłopaków. Zmęczona tym wszystkim podeszła do Gośki, która lekko kiwając się na wysokich szpilkach, tańczyła z jakimś wysokim długowłosym chłopakiem. Zarzucała mu ręce na szyję i wyginała ponętnie swe zgrabne ciało. Pomyślała sobie, że jej niby-siostra należy do tych dziewczyn, które na widok faceta zaczynają swój taniec godowy. Nieważne, jaki to okaz, ważne, żeby nosił spodnie. Parsknęła sama do siebie i klepnęła Gośkę w ramię.

– Słuchaj, zbliża się dwudziesta pierwsza, musimy spadać.

– Weź wyluzuj, siostro, jeśli się trochę spóźnimy, to nikt nam głowy nie urwie. – Gośka odwróciła się i zbliżyła swoją twarz do Kaśki, a tę owiał alkoholowo-papierosowy oddech. – Musisz wytresować swojego tatuśka, bo ci na głowę wejdzie. Nie wiesz, jak się ze starymi postępuje? Dzisiaj spóźnimy się godzinę, następnym razem dwie, a za trzecim razem wrócimy rano. Nie słyszałaś o metodzie małych kroczków? – spytała kpiąco.

– Nie, ja wracam. Jutro idę do szkoły, nie mogę być nieprzytomna. – Kaśka pokręciła głową.

– Dobra, mała, to idź. Ja wrócę za godzinę, powiesz, że zostałam, żeby pomóc sprzątać ten bajzel, dobra? – spytała, patrząc trochę rozbieganym wzrokiem.

– Jak chcesz. – Wzruszyła ramionami Kaśka, odwracając się.

Gośka szarpnęła ją za ramiona i odwróciła do siebie.

– Powiesz tak mojej matce? – syknęła ze złością.

– Tak, powiem. A teraz puść moje ramię, bo pokażę ci mój najlepszy rzut – odpowiedziała cicho Kaśka, mierząc ją wściekłym wzrokiem.

Gośka uniosła ręce w geście pojednania i roześmiała się.

– Mała, luz, luz, leć do domku, spakuj tornister i szykuj się na jutrzejszy dzień. – Dalej się śmiała, a Kaśka odwróciła się i wyszła.

Była już na ulicy, gdy usłyszała, że ktoś za nią biegnie. Odwróciła się trochę przestraszona i zobaczyła Krzyśka, który wypadł z domu w samej koszulce z krótkim rękawkiem.

– Zaczekaj! – krzyknął.

– O co chodzi? – Zatrzymała się i popatrzyła na niego.

– Odprowadzę cię, ciemno już – powiedział stanowczym tonem.

– Nie musisz. – Wzruszyła ramionami, ruszając wolnym krokiem w stronę domu.

– Muszę – mruknął, idąc koło niej.

– Będą cię szukać – powiedziała cicho, mając na myśli wyłącznie jedną osobę.

– No to co? Słuchaj… Trochę głupio wyszło z tą chemią i z tym, co powiedziałem na tarasie. – Zerknął na nią z boku.

– Spokojnie, nie znasz mnie, nie musiałeś mi się zwierzać. Nie mówmy o tym. – Machnęła ręką.

– Kaśka, jak ty się dogadujesz z Gośką? – spytał nagle.

– Dogadujesz? Co masz na myśli? – Uśmiechnęła się.

– No… ona jest… specyficzna – mruknął.

– I to dlatego z nią jesteś? – spytała, zanim zdążyła pomyśleć. – Kurczę… Nie było pytania. – Zatkała usta.

„Chyba powinnam się zakneblować na najbliższe, powiedzmy… trzydzieści lat?”

– Nie, nie. To… skomplikowane. – Popatrzył na nią. – Słuchaj, będziesz jutro w parku wieczorem?

– Pewnie tak, o ile przeżyję pierwszy dzień w szkole – westchnęła.

– Przeżyjesz! Będzie dobrze, zobaczysz. – Uśmiechnął się i zatrzymał, bo już dochodzili do domu Kaśki.

– To… dzięki. – Popatrzyła na niego i przygryzła lekko wargę.

– To ja dziękuję. – Uśmiechnął się ponownie i lekko musnął jej ramię. – Trzymaj się, do jutra.

– Do jutra. – Kiwnęła głową, odwróciła się i weszła na posesję. Gdy dochodziła do drzwi domu, nie mogła się powstrzymać i spojrzała w stronę ulicy. On nadal tam stał, z utkwionym w niej wzrokiem. Odwróciła szybko głowę i weszła do środka.

Krzysiek ruszył z powrotem do domu, z którego zaraz będzie musiał wyrzucić rozbawione towarzystwo. Zastanawiał się, co się z nim dzieje. Ta dziewczyna… jakoś dziwnie na niego działała, a on dziwnie reagował na nią. Trochę go to niepokoiło, zwłaszcza że pierwszy raz w życiu odczuwał coś takiego. Zresztą od roku spotykał się z Gośką, która po pierwsze skutecznie odstraszała potencjalne konkurentki do spotkań i zabawy, a po drugie dostarczała mu dosyć rozrywki, chociaż ostatnio zaczynało go to już nudzić i irytować. Widział, jak Gośka się zachowuje w stosunku do innych facetów, ale teraz był w takim stanie, że zaczynało mu to obojętnieć. Poza tym zaczął się z nią spotykać z powodów, o których wolałby zapomnieć. Wiedział, że dotrwają jeszcze może do matury, a potem on pójdzie na studia prawnicze i ich drogi się rozejdą. A nawet chciałby, aby ich drogi rozeszły się już teraz. Aktualnie czuł bowiem, że nie może się doczekać jutrzejszego dnia, kiedy znowu spotka Kaśkę i, nie wiedzieć czemu, cieszył się też, że będzie z nią w jednej klasie. Na myśl o wspólnym wieczornym treningu od razu się uśmiechał. Wiedział, że musi to tak rozegrać, żeby Gośka się nie zorientowała, bo wtedy zrobiłaby piekło. Nie jemu… tylko jej.

Kaśka weszła do domu i poszła do salonu, w którym ojciec z Anką oglądali jakiś film.

– Jestem! – krzyknęła, łapiąc za poręcz i chcąc od razu wejść na górę.

– Kasiu, poczekaj. – Anka wstała i podeszła do niej. – A gdzie Gosia?

– Została jeszcze chwilę, bo musi pomóc sprzątać. Ludzie tam straszny bałagan zrobili.

– I szłaś sama po ciemku? – Ojciec patrzył na nią spod zmarszczonych brwi.

– Nie sama. Kolega mnie odprowadził, bo… też szedł do domu – odparła. – A poza tym to nie jest daleko, bez przesady. – Przewróciła oczami.

– A jak w ogóle było? – spytała Anka z zatroskaną miną.

– Było bardzo fajnie, poznałam Sylwię i… Krzyśka, z którymi będę w klasie. – Uśmiechnęła się Kaśka. – Myślę, że będzie dobrze – dodała, wchodząc na schody. – Dobranoc.

– Śpij dobrze – odpowiedział ojciec, patrząc na nią uważnie.

Gdy weszła na górę i zamknęła drzwi od swojego pokoju, usiadła na łóżku, wiedząc, że nic już nie będzie dobrze. Ciągle miała przed oczami wysokiego chłopaka stojącego na ulicy i patrzącego na nią gorącym wzrokiem. To nie było dobre… Zwłaszcza jej reakcja, gdy znajdowała się blisko niego. Nigdy wcześniej jej się to nie zdarzyło i była tym trochę zaniepokojona. Hm, „trochę” to za mało powiedziane. Martwiła się tym jak cholera. I jeszcze musiała być z nim w jednej klasie! Wiedziała jedno – że brnąc w to dalej, pogrąży się całkowicie i już nie będzie się mogła wycofać. Dlatego postanowiła ograniczyć te kontakty do minimum i unikać bycia z nim sam na sam, kiedy tylko się da.

Rozdział 3

Nazajutrz wstała wcześnie rano, bo z nerwów nie mogła spać. Nie chciała sama przed sobą przyznać, że nie martwi się o to, jak przyjmą ją uczniowie z nowej klasy, tylko o to, co zrobi, gdy zobaczy Krzyśka. Chłopaka swojej przyszywanej siostry, którego będzie widywać przez sześć–siedem godzin dziennie i który wzbudzał w niej silne emocje.

Wyszykowała się i czekała na Gośkę, która od godziny tłukła się w łazience, mamrocząc coś pod nosem. Kaśka nie słyszała, o której tamta wróciła do domu, jednak nie było chyba zbyt późno, bo Anka tak by tego nie zostawiła. Zresztą ich układy to nie jej interes.

Wreszcie dziewczyna była gotowa, zawołała Kaśkę i poszły razem w stronę szkoły. Liceum było niedaleko – brak dojazdów, pozwalający dłużej pospać, był niewątpliwym plusem. To jak na razie jeden plus, innych Kaśka w tej chwili nie dostrzegała. Gdy weszły do szkoły, dziewczyna zobaczyła stojącą przy sekretariacie Sylwię, która wyraźnie na nią czekała.

– Dobra, zostawiam cię, Sylwka się tobą zajmie – mruknęła Gośka i poszła do swojej klasy.

Kaśka podeszła do dziewczyny i uśmiechnęła się.

– Hej.

– Hejka, czekałam na ciebie, bo tak sobie pomyślałam, że na początku będzie ci trochę głupio – powiedziała Sylwia i pociągnęła ją w stronę schodów.

– Dzięki, zawsze trochę raźniej kogoś znać.

Nagle poczuła czyjąś rękę na swoich ramionach.

– Cześć, nerwowa dziewczyno – powiedział Tomek, czyli Łysy, patrząc na nią z lekkim uśmiechem na twarzy.

– Ja nerwowa? Niemożliwe… – Pokręciła głową, wykonując ramionami taki ruch, jakby chciała zrzucić ze swoich pleców jakiś ciężar.

– Nie no, wyluzuj, trochę przesadziłem, przyznaję. Za to proszę cię ładnie, żebyś usiadła ze mną na angliku. – Uśmiechnął się.

– Ja jestem z tobą w klasie? – Kaśka wywróciła oczami.

– No… – Mrugnął do niej.

– Sorry, Łysol, ale Kasia siedzi ze mną – powiedziała Sylwia, ujmując ją pod ramię i prowadząc w stronę klasy.

– To możemy na wuefie razem poćwiczyć! – krzyknął Łysy za oddalającymi się dziewczynami. – I potem razem wziąć prysznic! – dorzucił ze śmiechem.

– Nie zwracaj na niego uwagi, jego mózg zamieszkał w rozporku – powiedziała Sylwia ze śmiechem, wchodząc do klasy.

Kaśka weszła zaraz za swoją nową koleżanką i od razu zobaczyła wpatrzonego w nią Krzyśka. Przez cały dzień, przez wszystkie lekcje i przerwy, unikała wzroku wysokiego blondyna i starała się go w ogóle nie zauważać. Jednak kiedy czasami, ukradkiem, zerknęła na niego, widziała utkwiony w sobie wzrok, co powodowało, że czuła się coraz bardziej nieswojo i coraz mniej pewnie. Starała się zachowywać naturalnie, lecz ciężko jej to przychodziło i Sylwia zapewne pomyślała sobie, że coś z nią nie tak.

Po skończonych lekcjach Kaśka poszła zobaczyć, jak wygląda sala gimnastyczna, i umówiła się od razu z nauczycielem wuefu, że w soboty będzie przychodziła na treningi koszykarskie. Gdy wyszła ze szkoły, na podwórku szkolnym już prawie nikogo nie było. Ucieszyła się, że jej złośliwa niby-siostra sobie poszła i nie czekała na nią.

Niezatrzymywana przez nikogo i przez nic, doszła spokojnie do domu i postanowiła, że teraz odbędzie swój codzienny trening, bo nie chciała po południu natknąć się na pewnego chłopaka z niebieskimi oczami. Wiedziała, że jeśli nie chce brnąć dalej w ten dziwny… trójkąt, to musi swój plan izolowania się od Krzyśka wdrożyć już teraz, zaraz, natychmiast. Nie potrafiła się oszukiwać, wiedziała, że zrobił na niej ogromne wrażenie i że w jego towarzystwie jej serce zaczynało wyczyniać przedziwne akrobacje, dłonie drżały, a język się plątał, uniemożliwiając sensowne wyartykułowanie myśli. Jasne, gdyby to nie był facet jej nowej, przyszywanej, nielubianej i nielubiącej jej siostry, wtedy sytuacja byłaby całkiem inna. A tak wiedziała, że musi jakoś dotrwać do matury, bez sprawiania kłopotów sobie i ojcu.

W domu zjadła coś szybko, przebrała się w dres i zajrzała do Gośki, która leżała na łóżku ze słuchawkami na uszach i czytała książkę. Pomachała jej, pokazując na strój, co miało oznaczać, że idzie pobiegać. Ta wzruszyła ramionami i machnęła ręką.

– Mnie ciebie też miło widzieć – mruknęła, zamykając drzwi. Zbiegła po schodach i ruszyła lekkim truchtem ulicą, w kierunku parku.

Pobiegała slalomem między drzewami, zrobiła kilka przysiadów, podbiegła do ławki, o którą oparła nogę, i zaczęła rozciąganie. Na uszach miała słuchawki od głośno ustawionego walkmana, więc nie usłyszała, że za jej plecami ostro zahamował rower. Dopiero gdy poczuła na swoim ramieniu czyjąś dłoń, odwróciła się przestraszona i stanęła oko w oko z osobą, której obiecywała sobie za wszelką cenę unikać.

– Jezu! – krzyknęła przestraszona, łapiąc się za serce.

– Mówią mi także Krzysiek. – Uśmiechnął się, stawiając rower obok ławki. – Miałaś zamiar dzisiaj dwa razy biegać? – spytał z obojętną miną.

– A ty dwa razy jeździć? – odparowała w tym samym tonie.

– Nie, to znaczy tak… Nie planowałaś przyjść tu wieczorem, prawda? – Podszedł do niej bardzo blisko i patrzył na nią z góry.

Kaśka wzięła głęboki wdech, bo on był stanowczo za blisko; przekraczał wszelkie bariery i wchodził w jej strefę intymności. Próbowała się cofnąć, ale za nią była ławka, więc nie miała za bardzo pola manewru. Uniosła lekko głowę i spojrzała na chłopaka.

„Ech… Te jego oczy…”

Po chwili otrząsnęła się i powiedziała:

– A skąd możesz to wiedzieć?

– A stąd, że dzisiaj traktowałaś mnie jak powietrze, jakbym był niewidzialny. Zrobiłem ci coś? Bo nie pamiętam. – Wzruszył ramionami.

– Przesadzasz. Poza tym nie mam obowiązku z tobą rozmawiać, nie twórz sobie historii, chłopaku! – powiedziała pogardliwym tonem.

– Uuuu, punkt dla ciebie! – Roześmiał się, a ona patrzyła na niego trochę zszokowana, bo myślała, że po takiej kontrze wsiądzie na rower i odjedzie. Zamiast tego usiadł na oparciu ławki i patrzył na nią z lekkim uśmiechem.

– Czego ty ode mnie chcesz? – Kaśka skrzyżowała ramiona na piersi, przyjmując pozycję obronną, i patrzyła na niego spod zmarszczonych brwi.

„Wszystkiego…” – pomyślał, ale zamiast tego powiedział:

– Chcę cię zaprosić do kina, mam bilety na najnowszy film Woody’ego Allena, w sobotę na siedemnastą. Co ty na to?

– Nie masz z kim iść? – Uniosła brwi i spojrzała na niego zdziwiona.

– Nie mam. – Wzruszył ramionami.

– No a Gośka? – Postanowiła, że spyta wprost.

– Gośka ma już plany na sobotę, jedzie z dziewczynami na disco party, a mnie takie klimaty nie pasują – powiedział, uśmiechając się lekko.

– Słuchaj… ja nie wiem… ona może nie być zadowolona. – Kaśka miała gdzieś uczucia tamtej egocentryczki, ale jakiś wewnętrzny głos podpowiadał jej, że nie byłoby to do końca w porządku.

– Katka, posłuchaj… – Chyba pierwszy raz zwrócił się do niej zdrobnieniem. – Dlaczego martwisz się tym, co cię bezpośrednio nie dotyczy? To, co jest… co było między mną a Gośką, jeśli chodzi o mnie, to przeszłość. Doszedłem do wniosku, że byłoby nieuczciwe dalej ciągnąć ten związek, który zaczął się z powodów… o których nie chcę mówić. I mam zamiar jej o tym powiedzieć. – Krzysiek zeskoczył z ławki i stanął znowu bardzo blisko. – Poza tym pomyśl o tym, czego ty chcesz, a nie cały świat dookoła. Bo ja chcę iść z tobą do kina – powiedział głośno, akcentując każdy wyraz.

„Na razie…”

Kaśka westchnęła i odwróciła się od niego, patrząc gdzieś w przestrzeń. Chłopak stał za nią i zaciskał z całej siły pięści, walcząc z nieodpartą pokusą, aby jej dotknąć. Wiedział, że byłoby to stanowczo za wcześnie i mogłoby ją spłoszyć i zniechęcić do niego. A tego nie chciał.

– Krzysiek, ja… ja nie chcę utrudniać sobie życia, bo i tak nie narzekam ostatnio na nadmiar spokoju… – powiedziała cicho, odwracając się do niego. – To, czego ja chcę, to jest jedna sprawa, ale okoliczności, w jakich się spotkaliśmy… – Pokręciła głową.

– Okoliczności? Co widzisz złego w bieganiu po parku czy jeżdżeniu rowerem po leśnych ścieżkach? – Uniósł brwi, krzyżując ramiona i patrząc na nią z lekkim zniecierpliwieniem.

– Och! Wiesz, o co mi chodzi… – Teraz Kaśka się trochę zdenerwowała.

– Nie wiem, wytłumacz mi – powiedział z uśmiechem, stając koło niej tak blisko, że dostrzegła brązowawe plamki na źrenicach jego niebieskich oczu.

– To nie fair – mruknęła do siebie.

– Co takiego? – Schylił głowę i wyglądał tak, że chciała go zjeść.

„Jezu… weź się w garść, dziewczyno…”

– Eee… – W tym momencie osiągnęła szczyt elokwencji. – Słuchaj…

– Nie, to ty posłuchaj! – Złapał ją za ramiona. – Odpowiedz mi na jedno proste pytanie: czy chcesz iść ze mną do kina? I zanim odpowiesz, odrzuć wszystkie myśli, które nie będą się wiązały z przepełniającą cię chęcią lub niechęcią, żeby się ze mną spotkać. Nie myśl o Gośce, o twojej nowej rodzinie, o nowej szkole. Po prostu tylko ty i twoja wola. Chcesz czy nie chcesz? Katka! – Potrząsnął nią nieco, a ona czuła tylko uścisk jego palców na swoich ramionach i widziała jego dwukolorowe oczy.

– Chcę… bardzo… – powiedziała cicho, zanim zdążyła pomyśleć.

„Że też zawsze mój niecierpliwy język wyprzedza myśli!…”

– Ja też chcę, Katka, bardzo… – powiedział słowa, które krzyczały w jej myślach.