Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
15 osób interesuje się tą książką
Bohaterowie bestsellerowej serii "Bezlitosna" siła wracają na ring! Jesteście gotowi na wielki finał tej walki?
Nicolas ma jeden cel – chce pomścić brata i zniszczyć chłopaków z Panta Rhei.
Sara jest utalentowaną i delikatną dziewczyną po przejściach.
On zbliża się do niej, by spełnić swój plan zemsty.
Co okaże się silniejsze: wieloletnia nienawiść czy rodząca się miłość?
Nicolas trenuje w klubie starego Darylskiego i chce doprowadzić do walki z Kastorem, aby pomścić śmierć brata, Adriana Brody-Brodawskiego. Mieszka na wrocławskiej Polance i prowadzi klub nocny w Leśnicy.
Jego sąsiadką jest Sara Karwak, córka alkoholika. W ich mieszkaniu ciągle odbywają się imprezy. Dziewczyna pięknie rysuje i zbiera pieniądze na kurs przygotowawczy na ASP.
Pewnego razu Nicolas pomaga Sarze uwolnić się od napastującego ją kumpla brata. Od tamtej pory spotykają się coraz częściej, a Nico dowiaduje się, że dziewczyna jest podopieczną fundacji FemiHelp, prowadzonej prze Liwię, żonę Marsa. Zbliża się do Sary jeszcze bardziej, aby wykorzystać jej znajomość z Kastorem i resztą. Wkrótce łapie się na tym, że delikatna młoda kobieta zaczyna coraz więcej dla niego znaczyć.
Sara ma problemy z bratem, Waldkiem, Kosą, który handluje narkotykami dla gangusa o pseudonimie Kieł. Okazuje się, że Kieł chce zainwestować w walkę Kastora z Nicolasem i zaczyna grozić dziewczynie. Nico, chcąc chronić ukochaną, zmusza Kastora do walki.
Jak zakończy się starcie w oktagonie?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 237
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Dla moich cudownych wiernych Czytelników,
Prosiłem go, aby odpuścił i to zostawił. Ale mój brat, Adrian, był strasznie uparty, poza tym zawsze unosił się honorem. I tak długo odchorowywał porażkę z Kastorem. Nie tylko fizycznie, bo wciąż się rehabilitował, lecz przede wszystkim psychicznie. I tę jego słabość, zranioną dumę wykorzystał stary Darylski, który wciągnął go do swoich biznesów. Kiedy Mars dowiedział się, że to Remol stoi za wypadkiem jego siostry bliźniaczki, wiedziałem, że to nie skończy się dobrze. A Adrian tkwił w tym bardzo głęboko. Zdawał sobie sprawę, że Remol jest winien, i nic z tym nie zrobił.
– Odetnij się od tego, ściągniesz na siebie jeszcze większe kłopoty – mówiłem mu, ale nie słuchał.
Był jak w amoku.
– Mam zobowiązania, nie jest łatwo zostawić to wszystko i zniknąć.
A jednak zniknął. Wszedł do klubu Darylskiego i już z niego nie wyszedł. Siedziałem w naszym mieszkaniu po ojcu, które mieściło się na Brochowie. I wtedy zadzwonił do mnie Darylski. Gdy zobaczyłem jego numer na wyświetlaczu, od razu się spiąłem.
– Halo – warknąłem.
– Mikołaj, musisz tu przyjechać – powiedział.
– Tu, czyli gdzie?
– Do mojego klubu. Znaczy… do tego, co z niego zostało.
Kiedy dojechałem na miejsce, straż pożarna kończyła gasić zgliszcza. Darylski stał ze swoją świtą i rozmawiał z policjantem. Po drugiej stronie zaparkowane były liczne samochody należące do policji, pogotowia ratunkowego, gazowego, a tuż obok czarny karawan. Poczułem zimny dreszcz, nie mogłem przełknąć śliny. Podszedłem do szefa.
– Gdzie mój brat?
Gliniarz w cywilu spojrzał na mnie.
– To on. – Darylski mruknął do policjanta.
– Co się dzieje, gdzie Adrian? – Poczułem, że drżą mi wszystkie mięśnie, jakbym wstrzymywał siedzącego we mnie demona.
– Mikołaj Brodawski? – Gliniarz zmarszczył brwi w grymasie udawanego współczucia.
Naprawdę, nędzny był z niego aktorzyna.
– Tak, co jest grane?
– Niestety, mam przykre wieści. Pana brat… – policjant zajrzał do notatek – …Adrian Brodawski, zginął w wypadku.
– Co? Słucham? – Poczułem się tak, jakby mnie znokautowano.
– Zginął w pożarze. Nie wiemy, dlaczego się nie wydostał, to był prawdopodobnie wybuch gazu. Przykro mi.
Gliniarz odszedł, a ja popatrzyłem na Darylskiego. Ten wpatrywał się we mnie wzrokiem pozbawionym wyrazu, jak zawsze.
– Jak to… Kurwa, jak to…? – szeptałem, czując, że zaraz coś rozpierdolę. Złapałem Darylskiego za kurtkę i nim potrząsnąłem. – Dlaczego?! Kurwa, to twoja wina!
Jego ludzie natychmiast mnie odciągnęli, a stary Darylski poprawił ubranie i podszedł bliżej.
– Wiem, że jesteś wkurzony, ja też. To był mój najlepszy człowiek. To nie moja wina, ale dobrze wiesz czyja. Masz teraz motywację, Nicolas. Trenuj. A swoją zapłatę odbierzesz w oktagonie klubu PantaRhei. Obiecuję!
Stałem naprzeciwko wojownika z zimnymi niebieskimi oczami i zastanawiałem się, czy mam wykonać pierwszy ruch.
Zadać pierwszy cios.
Za te wszystkie lata, kiedy rozmyślałem o tej chwili, w której zostałem sam.
Chociaż nie. Już nie byłem sam. Zerknąłem w bok i zobaczyłem jej zmartwioną twarz oraz czekoladowe oczy, w których czaił się strach.
Spokojnie, kochanie.
Jestem Nicolas.
Przybyłem z piekła i nie zamierzam tam wracać.
A jeśli nawet…
To zawsze cię odnajdę.
Wziąłem głęboki wdech, powoli wypuściłem powietrze i…
Uderzyłem!
J. Cole, She Knows
Skończyłem biegać i zmierzałem do swojego mieszkania na wrocławskiej Polance. Mieszkałem w dziesięciopiętrowym bloku na ostatnim piętrze. Kupiłem tę miejscówkę rok wcześniej, chociaż mogłem sobie pozwolić na apartament na jakimś strzeżonym osiedlu. Nigdy jednak nie chciałem rzucać się w oczy, poza tym byłem nauczony, że nie wiadomo, co mnie jeszcze czeka w przyszłości, dlatego wolałem nie wydawać całego zarobionego hajsu na mieszkanie. To tylko kwadrat do spania. Nic więcej. Nie miałem planów czy marzeń dotyczących życia osobistego. Większość dnia spędzałem albo w Leśnicy w moim klubie, albo na treningach w Jaskini – klubie sportowym należącym do starego Darylskiego. Kiedyś był niezłą szychą na mieście, ale kiedy do gry weszli Patryk Rotter i reszta bandy z PantaRhei, a potem spalili jego modny klub… losy się odwróciły. Wszystkich. Mój też.
Tymczasem zamierzałem ostro trenować, bo miałem kilka kwestii do wyjaśnienia z Lombardzkim, czyli Kastorem. Najpierw jednak musiałem się przygotować. Chociaż gnojek nie walczył już od jakichś pięciu lat, a może i więcej, to wciąż trenował. I był cholernie dobry. A ja nie miałem zamiaru dać się znieść z maty, moim planem było wyjść z oktagonu z podniesioną głową.
Dochodziła dziewiętnasta, był marzec, zrobiło się już ciemno. Wbiegałem po schodach na górę, bo traktowałem to jako element treningu, a im bliżej byłem dziesiątego piętra, tym bardziej dochodził do mnie hałas sygnalizujący kolejną pijacką imprezę. Naprzeciwko mnie mieszkał niejaki Jan Karwak z synem i córką. Synalek, na którego wołali Kosa, niedawno wyszedł z więzienia, w którym siedział za dragi. Obaj z tatuśkiem lubili dać w palnik i często imprezowali, spraszając okoliczną żulernię i tanie kurwy. Mieszkańcy bloku pisali na nich skargi, wzywali policję, ale niewiele to pomagało, gdyż goście regularnie płacili czynsz, a mieszkanie było wykupione jeszcze przez żonę Karwaka, zanim ta się przekręciła. Teraz pewnie nadal przekręca się w grobie, patrząc, co robią jej mężuś i synalek.
Mieszkała z nimi jeszcze ta dziewczyna, która pracowała w pobliskiej piekarni. Często ją widywałem, jak przesiaduje na ławce, pisze lub rysuje coś w zeszycie, ale teraz, gdy było zimno, już się tam nie bunkrowała. W sumie dziwiłem się, że daje radę mieszkać w wiecznej imprezowni. Sama nie brała w tym wszystkim udziału. I nigdy nie widziałem jej zalanej. No cóż. Każdy ma takie życie, jakie ma. Nie zamierzałem sobie tym zaprzątać głowy.
Gdy znalazłem się pod swoimi drzwiami, z mieszkania naprzeciwko wyszła, a właściwie wybiegła ta młoda laska. Dostrzegłem, że jest wkurzona i chyba zapłakana. Spojrzała na mnie, wyglądała na zawstydzoną. Otuliła się mocniej cienką kurtką z imitacji skóry i pobiegła po schodach w dół. Za nią wypadł jej brat, jego czerwony ryj wyraźnie wskazywał, że łoi od rana. Albo jara i łoi, sądząc po zmrużonych, nieco nieprzytomnych oczach.
– Sara, no weź! Sara, kurwa! – wydarł się za dziewczyną, ale ta nie zareagowała, dobiegł mnie tylko głośny tupot jej stóp, kiedy zbiegała po kolejnych stopniach coraz niżej i niżej.
Zalany Kosa spojrzał na mnie, wyszczerzył się w pijackim uśmiechu, pokręcił głową i parsknął chrapliwie:
– Baby!
Nie skomentowałem, wszedłem do mieszkania, zanim koleś odezwał się ponownie. W ciemności podążyłem do kuchni, której okna wychodziły na wyjście z bramy, i patrzyłem, co robi moja sąsiadka. Sara. Wybiegła na alejkę prowadzącą do bloku, zwolniła i dostrzegłem z góry, że wyciąga telefon. Po chwili gdzieś dzwoniła.
Kiedy zniknęła za zakrętem i już jej nie widziałem, wzruszyłem ramionami i zapaliłem światło. Nie miałem pojęcia, dlaczego interesuje mnie jakaś nieznajoma panna. Nie przejmowałem się ludźmi, bo wszyscy, których do tej pory spotykałem na swojej drodze, okazywali się wrednymi skurwielami, a laski pazernymi sukami. Już dawno, jeszcze w bidulu, nauczyłem się dbać o siebie. Dlatego nie rozumiałem, dlaczego w ogóle pomyślałem o tej blondynce z naprzeciwka.
Musiałem chyba pójść i wyskakać to na macie. Empatia stanowczo nie była mi do niczego potrzebna. Co najmniej od pięciu lat skrywałem wszystkie uczucia, nie okazywałem słabości i nikogo ani niczego nie żałowałem. Nauczyłem się tego. Było mi dzięki temu łatwiej poruszać się w świecie, w którym żyłem. A pielęgnowanie nienawiści do tych, którzy zniszczyli moje życie, i dążenie do tego, żeby ponieśli karę, stało się moim celem. Bo ten, który przyczynił się do śmierci mojego brata, musi za to zapłacić. Najwyższą cenę. To przysiągłem naszemu ojcu. A Mikołaj „Nicolas” Brodawski zawsze dotrzymuje słowa!
***
Nie miałam już siły. Gdy wróciłam do domu z drugiej zmiany, ojciec i brat oczywiście znowu pili. W dodatku nie sami, bo do Waldka zawsze przychodziło dwóch jego kumpli, z których jeden handlował dopalaczami i wiem, że wciągał w ten biznes mojego brata. Mówili na niego Drops, świetnie pasowało… A ojciec z kolei zawsze znalazł na osiedlu chętnego do wypitki, więc w naszym trzypokojowym mieszkaniu trwała nieustanna impreza. Często zamykałam się w swoim pokoju, w którym zamontowałam zamek, aby nikt tam nie wchodził, zwłaszcza podczas mojej nieobecności. A także w nocy, bo bałam się tych wszystkich facetów, którzy nieustannie przewijali się przez nasze mieszkanie.
Fakt, że Waldek mnie chronił, i gdy kiedyś któryś z jego kompanów złapał mnie w przedpokoju i próbował pocałować, wybił mu ząb i wywalił z domu. Wielokrotnie z nim rozmawiałam, prosiłam, błagałam, tak samo ojca, ale właściwie co drugi, trzeci dzień w naszym mieszkaniu odbywała się ostra popijawa. Dzisiaj także.
Gdy wróciłam do domu, marzyłam tylko o zjedzeniu ciepłej pomidorówki, którą ugotowałam rano, zanim poszłam do pracy, i pójściu spać, bo okropnie rozbolała mnie głowa. Ale nie miałam szans na spokój. Ojciec był już zalany i politykował z jakimś znajomym ochlapusem spod osiedlowej Żabki. Z kolei brat rozwalił się w fotelu, a na nim okrakiem siedziała jakaś dziwka. Całowali się i wiedziałam, że zaraz pójdą do pokoju obok, ja zaś znowu będę musiała siedzieć ze słuchawkami na uszach, żeby nie słyszeć ich obrzydliwych jęków.
Miałam tego dość. Natychmiast ogarnęły mnie bezsilność i złość, chciałam płakać, krzyczeć, coś rozwalić.
Wpadłam do dużego pokoju, gdzie impreza trwała w najlepsze, i warknęłam do brata:
– Rzygać mi się chce, jak na was patrzę!
– Córcia, cicho tam… – wybełkotał ojciec.
Brat odsunął lafiryndę, która spojrzała na mnie z głupim uśmieszkiem, i wstał, poprawiając spodnie.
– Wyluzuj, Sara. O co się przypierdalasz?
– Znowu chlacie. Znowu dziwki! Modlę się, żeby cię ponownie zamknęli, będzie trochę spokoju w tym pierdolonym domu!
– Uważaj, co mówisz, siostra! – Waldek zatoczył się lekko, ale złapał mnie za rękę.
Mocno ścisnął, jednak zdołałam się wyrwać. Popchnęłam go tak, że z powrotem klapnął na fotel. W tym samym momencie wybiegłam z mieszkania.
I wtedy zobaczyłam mężczyznę, który mieszkał naprzeciwko nas. Był naszym sąsiadem od jakiegoś roku, widziałam go wiele razy, ale nigdy nie zamieniłam z nim nawet słowa. Zdecydowanie zaliczał się do milczków, a jego wygląd w jakiś sposób odstręczał od nawiązywania znajomości. Był bardzo wysoki, zapewne koło metra dziewięćdziesięciu, miał krótkie gęste włosy w kolorze lnu i taką samą brodę, elegancko przystrzyżoną. Chodził ubrany na sportowo, był postawnym facetem, widać było, że uprawia sport. Jego piękne niebieskie oczy ocieplały nieco wizerunek, ale z reguły mierzyły człowieka chłodnym spojrzeniem, w którym czaiło się nieme ostrzeżenie, aby się nie zbliżać. Na prawym policzku miał długą bliznę, która sprawiała, że jego twarz wydawała się jeszcze groźniejsza.
Wiedziałam, że mój brat i jego kumple się go boją. Kiedyś Waldek powiedział do Dropsa, żeby uważał na tego wielkiego sukinsyna z naprzeciwka, bo on walczy w klatce za kasę. Zdawałam sobie sprawę, co to znaczy, ale pomyślałam wówczas, że jeśli to prawda, to chciałabym, aby kiedyś walnął z pięści mojego durnego brata, może wówczas coś by się naprostowało w tym jego pustym łbie.
Teraz zadzwoniłam do szefowej z prośbą o dzień wolnego, bo wiedziałam, że rano będę nieprzytomna, a zaczynałam zmianę o piątej. Zgodziła się, bo swoje obowiązki zawsze wykonywałam bardzo rzetelnie i kilka razy brałam zmiany za jedną z koleżanek. Kiedy wracałam do domu, wstąpiłam do Żabki, kupiłam kawę i hot doga. Wjechałam na dziesiąte piętro windą i ruszyłam schodami na jedenaste. Mieściły się tam suszarnie, skrytki i dało się przejść do sąsiedniej bramy. Było to moje ulubione miejsce.
Z plecaka wyjęłam blok techniczny, ołówki i zaczęłam szkicować. Wyciągnęłam telefon i puściłam cicho muzykę. To były moje chwile spokoju, kiedy uciekałam do swojego świata i nikt mi nie przeszkadzał. Kiedyś, gdy żyła mama, zawsze mnie chroniła. To dzięki niej zaczęłam rysować. Jeszcze w podstawówce zapisała mnie na lekcje rysunku do domu kultury. Potem, gdy zostałam sama z całym tym bałaganem, rysowałam, aby nie zwariować, aby jakoś przeżyć. Aby się nie dać. To były moje ukochane chwile; szkicowałam, przelewając na papier to, co widzę oczami wyobraźni. Wówczas zapominałam o pijaństwie, bełkoczącym ojcu, bratu, który wyszedł z więzienia i zapewne niebawem tam wróci. Byłam tylko ja, czysta kartka i obraz, który pojawiał się w mojej głowie. Tak jak teraz.
Już wiedziałam, co będzie przedstawiał najnowszy rysunek. Zamknęłam na chwilę oczy, a gdy je otworzyłam, ręka sama rozpoczęła szkic. Uśmiechnęłam się i rysowałam dalej.
Mężczyznę z blizną.
Guzior feat. Oskar83, FALA
Dalsza część dostępna w wersji pełnej
Rozdział 1 J. Cole, She Knows
Rozdział 2 Guzior feat. Oskar83, FALA
Rozdział 3 White 2115, Broly
Rozdział 4 Tymek, Poza kontrolą
Rozdział 5 Lifehouse, Everything
Rozdział 6 PRO8L3M, Ground Zero
Rozdział 7 Pezet feat. Kayah, Nisko jest niebo
Rozdział 8 Rihanna, Te amo
Rozdział 9 Smolasty, Cały klub to my
Rozdział 10 Fort Minor, Remember the Name
Rozdział 11 Sanah, Kolońska i szlugi
Rozdział 12 PRO8L3M, Flary
Rozdział 13 Rihanna feat. Calvin Harris, We found love
Rozdział 14 Sarius, Powiedział mi ktoś
Rozdział 15 Żabson, Młody Boss
Rozdział 16 Madonna, Frozen
Rozdział 17 G-Eazy feat. Remo, I mean it
Epilog Pezet, Dom
Text copyright © by Agnieszka Lingas-Łoniewska, 2022
Copyright © by Burda Media Polska Sp. z o.o., 2022
02-674 Warszawa, ul. Marynarska 15
Dział handlowy: tel. 22 360 38 42
Sprzedaż wysyłkowa: tel. 22 360 37 77
Redaktor prowadząca: Agnieszka Radzikowska
Redakcja: Olga Gorczyca-Popławska
Korekta: Marzenna Kłos, Malwina Łozińska
Redakcja techniczna: Mariusz Teler
Projekt okładki: Eliza Luty
Zdjęcie na okładce: LightField Studios/Shutterstock
ISBN 978-83-8251-194-9
Wszelkie prawa zastrzeżone. Reprodukowanie, kopiowanie w urządzeniach przetwarzania danych, odtwarzanie w jakiejkolwiek formie oraz wykorzystywanie w wystąpieniach publicznych – również częściowe – tylko za wyłącznym zezwoleniem właściciela praw autorskich.
www.slowne.pl
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Rek