Nacjonalizm, kolonializm i literatura - Edward W Said, Terry Eagleton, Fredric Jameson - ebook
NOWOŚĆ

Nacjonalizm, kolonializm i literatura ebook

Edward W. Said, Terry Eagleton, Fredric Jameson

0,0

Opis

Interpretacyjna przenikliwość przeplata się w tej książce z zachętą do podjęcia „ćwiczenia z ponownego nazywania”.

Na początku XX wieku Irlandczycy – podobnie jak wiele innych narodów – stanęli przed wyzwaniem zredefiniowania własnej tożsamości i znalezienia dla niej form wyrazu. Terry Eagleton, Fredric Jameson i Edward W. Said obierają to zagadnienie za centralny temat swoich rozważań, a doświadczenie irlandzkie jawi im się jako historia kolonialna, nie tracąc przy tym osobnego rysu.

Kolonializm jest procesem wywłaszczania, stopniowym wykorzenianiem narodu z jego własnej kultury i języka. Dlatego wielkim zadaniem irlandzkiego modernizmu było nie tyle dawanie gotowych tożsamościowych wzorców, ile poszukiwanie tego, co utracone. Paradoksalnie jednak, gdy odkrywamy i nazywamy owo nieokreślone doświadczenie, wymyka się ono na zawsze. Z próby pogodzenia tej sprzeczności zrodziła się literatura nowoczesna, w tym powieści Jamesa Joyce’a czy poezja Williama Butlera Yeatsa.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 144

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Ty­tuł ory­gi­nału Na­tio­na­lism, Co­lo­nia­lism, and Li­te­ra­ture
Li­cen­sed by The Uni­ver­sity of Min­ne­sota Press, Min­ne­apo­lis, Min­ne­sota, U.S.A. CO­PY­RI­GHT 1990 by The Re­gents of the Uni­ver­sity of Min­ne­sota
In­tro­duc­tion CO­PY­RI­GHT 1990 by Se­amus De­aneNa­tio­na­lism: Irony and Com­mit­ment CO­PY­RI­GHT 1990 by Terry Eagle­tonMo­der­nism and Im­pe­ria­lism CO­PY­RI­GHT 1990 by Fre­dric Ja­me­sonYeats and De­co­lo­ni­za­tion CO­PY­RI­GHT 1990 by Edward W. Said
Co­py­ri­ght © for this edi­tion by Za­kład Na­ro­dowy im. Osso­liń­skich, 2022
Co­py­ri­ght © for the Po­lish trans­la­tion by Mi­ko­łaj Den­der­ski
Po­sło­wie: Co­py­ri­ght © by Łu­kasz Żu­rek
Wy­da­nie I elek­tro­niczne
Wro­cław 2024
Se­ria Sztuka Czy­ta­nia
Re­dak­tor pro­wa­dzący: Da­rek Foks
Re­dak­cja: Iza­bela Po­ręba
Ze­sta­wie­nie in­deksu: Mał­go­rzata Ku­śnierz
Ko­rekta: Piotr Kró­lak, Mał­go­rzata Ku­śnierz
Re­dak­cja tech­niczna: Re­nata Łu­ka­szew­ska
Pro­jekt okładki i stron ty­tu­ło­wych: Woj­tek Ja­ni­kow­ski na pod­sta­wie kon­cep­cji Prze­mka Dę­bow­skiego
Zdję­cie wy­ko­rzy­stane na okładce: Black­smith ma­nu­ally for­ging the mol­ten me­tal / iStock by Getty Ima­ges
Opra­co­wa­nie ty­po­gra­ficzne, ła­ma­nie wer­sji pa­pie­ro­wej: ma­nu­fak­tura
Przy­go­to­wa­nie wy­da­nia elek­tro­nicz­nego: eLi­tera s.c.
Nie­upo­waż­nione po­wie­la­nie lub wy­ko­rzy­sty­wa­nie utworu sta­nowi na­ru­sze­nie praw au­tor­skich.
ISBN 978-83-66257-07-8
Wy­daw­nic­two Osso­li­neum
ul. Szew­ska 37
50-139 Wro­cław
wy­daw­nic­two@osso­li­neum.pl
www.wy­daw­nic­two.osso­li­neum.pl

WSTĘP

Trzy po­miesz­czone w ni­niej­szym to­mie eseje łą­czy ze sobą i z ini­cja­tywą Field Day[1] prze­ko­na­nie, że do usta­no­wie­nia no­wej re­la­cji mię­dzy na­szym wy­obra­że­niem ludz­kiego pod­miotu i na­szym wy­obra­że­niem ludz­kich wspól­not po­trze­bu­jemy no­wego dys­kursu. Obecne wy­da­rze­nia w Ir­lan­dii, oso­bli­wie zaś w Ir­lan­dii Pół­noc­nej (kon­sty­tu­cyj­nie in­te­gral­nej czę­ści Zjed­no­czo­nego Kró­le­stwa) to tylko jedne z wielu kry­zy­sów, ja­kie o taki dys­kurs się do­po­mi­nają. W Afryce, Ame­ryce Po­łu­dnio­wej, na Bli­skim Wscho­dzie, w Związku Ra­dziec­kim i w Eu­ro­pie Wschod­niej na­tura tego kry­zysu ob­ja­wia się z więk­szą wy­ra­zi­sto­ścią, a jego kon­se­kwen­cje wy­dają się rów­no­cze­śnie bar­dziej zło­wiesz­cze i nie­po­ko­jące. Nie­mniej kon­flikt ir­landzko-an­giel­ski ma swoje szcze­gólne zna­cze­nie. Ir­lan­dia to je­dyny kraj Eu­ropy Za­chod­niej, który zma­gał się z do­świad­cze­niami za­równo wcze­snego, jak i póź­nego ko­lo­nia­li­zmu. Od nich wy­cho­dząc, w pierw­szych trzech de­ka­dach obec­nego dwu­dzie­stego stu­le­cia stwo­rzyła nie­zwy­kłą li­te­ra­turę, któ­rej kie­ru­nek nada­wała próba prze­zwy­cię­że­nia ko­lo­nial­nej hi­sto­rii i za­stą­pie­nia jej czymś in­nym, czymś „na­tyw­nym”, a przy tym nie pro­win­cjo­nal­nym. Tak samo jak nie ulega wąt­pli­wo­ści osta­teczne nie­po­wo­dze­nie owej próby wy­obra­że­nia so­bie au­ten­tycz­nie wy­zwa­la­ją­cej kul­tu­ro­wej al­ter­na­tywy, tak i nie­wąt­pliwy jest roz­mach pier­wot­nego przed­się­wzię­cia. Obec­nie, gdy pa­nu­jący sys­tem znów jest kwe­stio­no­wany – do tego stop­nia, że musi ulec po­waż­nej prze­mia­nie lub upaść – li­te­ra­tura ir­landzka, po­wsta­jąca w cie­niu tam­tego wcze­śniej­szego dą­że­nia czy też po­dą­ża­jąca jego śla­dami, ko­lejny raz pod­nosi kwe­stię przed­sta­wie­nia jed­nost­ko­wego pod­miotu w re­la­cji do spo­łecz­no­ści, hi­sto­rii i moż­li­wej przy­szło­ści.

W swo­jej ana­li­zie na­cjo­na­li­zmu Terry Eagle­ton roz­po­znaje za­sad­ni­cze sprzecz­no­ści, ja­kie z na­tury rze­czy cha­rak­te­ry­zują tę orien­ta­cję. Prze­ciw­stawne po­ję­cia, któ­rymi się po­słu­guje, są tymi sa­mymi, które musi osta­tecz­nie znieść. Ta­kie unie­waż­nie­nie nie jest jed­nak bez­re­fek­syj­nym czy ar­bi­tral­nym ge­stem. Po­działy na An­gli­ków i Ir­land­czy­ków, pro­te­stan­tów i ka­to­li­ków mu­szą sta­no­wić treść prze­ży­wa­nej ak­tu­al­no­ści. Cho­dzi za­tem o to, by stale mieć je na uwa­dze, wpi­saw­szy je w iro­niczny na­wias. W prze­ciw­nym ra­zie opre­syjne wa­runki, któ­rych są świa­dec­twem, będą wciąż po­wie­lane. W Eu­ro­pie ka­te­go­ria es­te­tyki staje przed wy­zwa­niem po­go­dze­nia tego, co kon­kretne, z tym, co uni­wer­salne. Tak ro­zu­miana es­te­tyka nie ma za­sto­so­wa­nia w Ir­lan­dii, gdzie ra­dy­kalna i abs­trak­cyjna oświe­ce­niowa wi­zja jed­nostki i lo­kal­nie uwa­run­ko­wany par­ty­ku­la­ryzm dzie­więt­na­sto­wiecz­nego ir­landz­kiego na­cjo­na­li­zmu po­zo­stają roz­łączne, brak wi­zji to­tal­nej, która za­my­ka­łaby czy go­dziła w so­bie obie ten­den­cje. Od­nosi się to na­wet do pi­sar­stwa Ja­mesa Joyce’a, w któ­rym pro­ces sca­la­jący osta­tecz­nie pro­wa­dzi do ho­mo­ge­ni­za­cji róż­nicy – nie tyle uobec­nia się po­przez opo­zy­cje, ta­kie jak prze­ciw­sta­wie­nie wspól­noty ko­smo­po­li­tycz­nej wspól­no­cie na­ro­do­wej, ile je za­ciera. Wszelka po­li­tyka trans­for­ma­cyjna musi dys­po­no­wać wi­zją, choćby ne­ga­tywną, ta­kiej wol­no­ści i jed­nost­ko­wej au­to­no­mii, któ­rych osią­gnię­cie uczy­ni­łoby ową po­li­tykę zbędną. Nie jest to pa­ra­doks czy­sto teo­re­tyczny. To wa­ru­nek, który na­leży z za­an­ga­żo­wa­niem urze­czy­wist­niać.

Przed­mio­tem eseju Fre­drica Ja­me­sona jest, oma­wiana rów­nież w in­nych jego pra­cach, sprzecz­ność mię­dzy ogra­ni­czo­nym do­świad­cze­niem jed­nostki a roz­pro­szo­nymi wa­run­kami, które nią rzą­dzą. W każ­dym sys­te­mie im­pe­rial­nym pod­miot za­miesz­ku­jący wła­sny kraj jest po­zba­wiony ja­kie­go­kol­wiek ży­wego do­stępu do od­le­głego sys­temu, który umoż­li­wia jego wła­sną eg­zy­sten­cję. Ja­me­son do­wo­dzi, że to w pró­bach uzgod­nie­nia jed­nost­ko­wej eg­zy­sten­cji z re­aliami glo­bal­nego in­sty­tu­cjo­nal­nego apa­ratu im­pe­ria­li­zmu na­leży upa­try­wać bodźca, który dał po­czą­tek wielu eks­pe­ry­men­tal­nym for­mom w li­te­ra­tu­rze no­wo­cze­snej. Joyce’owskie eks­pe­ry­menty z przed­sta­wie­niem oraz spo­sób, w jaki roz­mon­to­wuje on tra­dy­cyjne formy i za­ło­że­nia re­pre­zen­ta­cji, są zda­niem Ja­me­sona szcze­gól­nie wy­ra­zi­stym przy­kła­dem na to, jak za­mknięte spo­łe­czeń­stwo w ro­dzaju du­bliń­skiego, do­stępne wciąż in­dy­wi­du­al­nej świa­do­mo­ści jako au­to­no­miczna kul­tura, mu­siało so­bie przed­sta­wić wła­sną re­la­cję z me­tro­po­li­tar­nym i im­pe­rial­nym cen­trum, ta­kim jak Lon­dyn, jako pa­ra­li­tyczną, wręcz ka­ta­to­niczną. Brak mu wła­snej siły na­pę­do­wej. Jest obiek­tem dzia­łań poza jego kon­trolą, a tym sa­mym nie­do­sta­tecz­nie po­zna­nych czy uświa­do­mio­nych – im­pe­rial­nych sys­te­mów świa­to­wych, bry­tyj­skiego oraz rzym­sko­ka­to­lic­kiego. Czy­ta­jąc Joyce’a w kon­tra­punk­cie do ta­kiego an­giel­skiego pi­sa­rza jak E.M. For­ster, Ja­me­son ujaw­nia po­wody dez­in­te­gra­cji mo­na­dycz­nego pod­miotu po­wie­ści miesz­czań­skiej przez au­tora Ulis­sesa. Nie­po­wo­dze­nie For­stera w tym wzglę­dzie nie jest je­dy­nie po­rażką for­malną; świad­czy o klę­sce po­li­tycz­nego credo li­be­ra­li­zmu, z jego oso­bli­wym i gor­li­wym do­war­to­ścio­wa­niem au­to­no­micz­nego pod­miotu ludz­kiego i wy­ni­ka­jącą z tego po­rażką w zro­zu­mie­niu i uchwy­ce­niu spo­sobu dzia­ła­nia sys­temu, który pier­wot­nie zro­dził ów pod­miot, a który osta­tecz­nie go zdra­dza.

Edward W. Said sku­pia się na W.B. Yeat­sie, w któ­rego dzie­łach wi­dzi wzor­cowy oraz wcze­sny przy­kład pro­cesu de­ko­lo­ni­za­cji, wy­zwo­le­nie re­pre­zen­to­wa­nej przez po­etę wspól­noty z jej wro­dzo­nej i opre­syj­nej słu­żal­czo­ści, pro­wa­dzące ku no­wej, po­ten­cjal­nie re­wo­lu­cyj­nej sy­tu­acji. Re­cep­cja Yeatsa w in­nych kra­jach ko­lo­nial­nych nie­ko­niecz­nie po­krywa się z ak­tu­al­nym od­bio­rem Yeatsa w sa­mej Ir­lan­dii. Cho­ciaż osta­tecz­nie być może po­padł w ślepy pro­win­cjo­na­lizm, to jego próbę ucieczki z nie­woli dru­zgo­cą­cego dzie­więt­na­sto­wiecz­nego ir­landz­kiego do­świad­cze­nia po­wie­lano póź­niej i udo­sko­na­lano w wielu in­nych kra­jach i kul­tu­rach. Du­szące aspekty re­gio­nal­nego na­ty­wi­zmu, jak­kol­wiek stale obecne w jego twór­czo­ści i do­cho­dzące do głosu co­raz czę­ściej w jej póź­niej­szych fa­zach, nie anu­lują ra­dy­kal­nie wy­zwo­li­ciel­skich ele­men­tów tego pi­sar­stwa. Na­śla­do­wali je lub usi­ło­wali prze­ści­gnąć pi­sa­rze afry­kań­scy, pa­le­styń­scy i po­łu­dnio­wo­ame­ry­kań­scy, czy­ta­jący Yeatsa jako po­etę, któ­rego spo­sób re-kon­struk­cji sie­bie i wła­snej wspól­noty sta­nowi wzór dla ich wła­snych pro­jek­tów – od­da­ją­cych głos i hi­sto­rię tym, któ­rych po­zba­wiono świa­do­mo­ści obojga.

Ni­niej­sze eseje opu­bli­ko­wała pier­wot­nie, jako wy­daw­nic­twa in­ter­wen­cyjne, za­ło­żona w 1980 roku Field Day The­atre Com­pany. Obecny kry­zys po­li­tyczny w Ir­lan­dii Pół­noc­nej trwał już wów­czas od dwu­na­stu lat. Kry­zys ten wciąż się utrzy­muje i wszystko wska­zuje na to, że nie­prędko się skoń­czy. Od­po­wie­dzią na tę sy­tu­ację jest Field Day. Swoją sie­dzibę ma w Derry (zna­nym też jako Lon­don­derry), dru­gim naj­więk­szym mie­ście Ir­lan­dii Pół­noc­nej; sze­ściu z sied­miu re­ży­se­rów po­cho­dzi z Pół­nocy, a wszel­kie jej przed­się­wzię­cia – te­atr, druki ulotne oraz an­to­lo­gia li­te­ra­tury ir­landz­kiej[2] – mają zwią­zek z na­turą i ge­nezą współ­cze­snego im­pasu. Cho­ciaż miej­scem, w któ­rym roz­grywa się kon­flikt, jest Ir­lan­dia Pół­nocna, to uwi­kłana jest weń cała wy­spa wraz z Re­pu­bliką Ir­lan­dii oraz Zjed­no­czone Kró­le­stwo.

Pro­po­no­wana przez Field Day ana­liza tej sy­tu­acji wy­ra­sta z prze­ko­na­nia, że jest to, przede wszyst­kim, kry­zys ko­lo­nialny. Po­gląd ten nie cie­szy się po­pu­lar­no­ścią wśród po­li­tycz­nego i aka­de­mic­kiego es­ta­bli­sh­mentu w Ir­lan­dii. Zwłasz­cza hi­sto­rycy, od prze­szło dwu­dzie­stu lat, mają swój udział w czymś, co bywa okre­ślane re­wi­zją ir­landz­kiej hi­sto­rii, któ­rej głów­nym ce­lem było skom­pro­mi­to­wa­nie na­cjo­na­li­stycz­nej mi­to­lo­gii funk­cjo­nu­ją­cej przez po­nad pół wieku, mniej wię­cej od 1916 do 1966 roku. Tę po­le­miczną am­bi­cję udało im się w znacz­nej mie­rze zre­ali­zo­wać. Nar­ra­cja na­ro­do­wo­ściowa, opo­wia­da­jąca hi­sto­rię nad­użyć w ciągu sied­miu­set lat bry­tyj­skich rzą­dów (któ­rym kres po­ło­żyła na­resz­cie he­ro­iczna re­be­lia 1916 roku oraz akty prze­mocy ko­lej­nych sze­ściu lat; Pół­noc i wciąż otwarta kwe­stia jej sta­tusu to punkt kul­mi­na­cyjny tej hi­sto­rii), za­sad­ni­czo nie jest już uzna­wana ani za atrak­cyjną, ani upraw­nioną poza krę­gami zwo­len­ni­ków IRA i walki zbroj­nej. Rzecz­nicy re­wi­zjo­ni­zmu od­pie­rają za­rzuty tych, któ­rzy wi­dzą w nim po pro­stu jesz­cze jedną or­to­dok­sję, stwo­rzoną w od­po­wie­dzi na uwa­run­ko­wa­nia po­li­tyczne chwili i bro­nią swo­jego sta­no­wi­ska, twier­dząc, że wy­do­było na jaw nie­pod­le­ga­jącą sys­te­ma­tycz­nemu wy­ja­śnie­niu zło­żo­ność sprawy ir­landz­kiej i an­giel­sko-ir­landz­kiej. W prak­tyce spro­wa­dzili in­ter­pre­ta­cję do sta­no­wisk po­szcze­gól­nych grup, in­te­re­sów, klas i okre­sów hi­sto­rycz­nych; każda próba uchwy­ce­nia tych pro­ble­mów jako wa­rian­tów wid­mo­wego pa­ra­dyg­matu, ta­kiego jak ko­lo­nia­lizm, okre­ślana jest mia­nem „ide­olo­gicz­nej” i jako taka ska­zana jest na po­rażkę. Na do­brą sprawę cze­goś ta­kiego jak ko­lo­nia­lizm mo­gło ni­gdy nie być. Zda­niem wielu hi­sto­ry­ków byłby on jed­nym z upio­rów stwo­rzo­nych przez na­cjo­na­lizm, sam w so­bie fan­ta­zma­tyczny.

Field Day nie od­nosi się przy­chyl­nie do tej no­wej or­to­dok­sji, wy­ka­zu­ją­cej zni­komą lub zgoła ze­rową skłon­ność do au­to­ana­lizy. Oba­le­nie na­cjo­na­li­zmu, któ­rego do­ko­nuje, ob­raca się prze­ciwko niej sa­mej. Po­nadto w jej ra­mach nie zaj­mo­wano się na po­waż­nie dzie­dziną kul­tury, uzna­jąc ją za po­nie­kąd od­rębną od po­li­tyki. Po­stawę tę wspie­rało wielu z tych, któ­rzy wciąż wie­rzą w au­to­no­micz­ność ar­te­fak­tów kul­tury, a tym sa­mym zga­dzają się z Ar­nol­dow­skim[3] po­glą­dem, że dzieło sztuki, któ­remu naj­sku­tecz­niej udaje się uwol­nić od spe­cy­ficz­nych uwa­run­ko­wań wła­snego po­cho­dze­nia i wa­run­ków wy­two­rze­nia, jest, z ra­cji owego „uwol­nie­nia”, w spo­sób naj­peł­niej­szy i naj­czyst­szy sa­mym sobą. Jest „uni­wer­salne”, jak przy­stało na sztukę. Wy­cho­dząc od od­mien­nych za­ło­żeń, Field Day po­strzega wpraw­dzie sztukę jako ak­tyw­ność swo­istą, acz­kol­wiek taką, w którą głę­boko wpi­sana jest cała hi­sto­ria da­nej kul­tury. In­ter­pre­ta­cja kul­tury nie wy­cho­dzi od prze­ko­na­nia, że ist­nieje pewna uni­wer­salna ja­kość czy esen­cja, którą uchwy­cić i zgłę­biać jest zdolna tylko jedna kul­tura. Po­gląd taki jest już sam w so­bie prze­ko­na­niem po­li­tycz­nym i ode­grał on za­sad­ni­czą rolę w ir­landz­kim do­świad­cze­niu. Jed­nym ze szcze­gó­ło­wych ce­lów, ja­kie wy­zna­czyła so­bie Field Day, jest wy­cią­ga­nie na świa­tło dzienne hi­sto­rii i funk­cji tej idei au­to­no­micz­no­ści sztuki oraz opi­sy­wa­nie jej wy­pa­cza­ją­cych skut­ków.

W tym celu mu­sieli po­now­nie skie­ro­wać uwagę na po­ję­cie na­cjo­na­li­zmu. W kon­tek­ście ir­landz­kim zja­wi­sko to nie ogra­ni­cza się by­naj­mniej do Ir­land­czy­ków, jako że wy­spa, a zwłasz­cza Pół­noc, od co naj­mniej dwu­stu lat za­znaje na­cjo­na­li­zmu bry­tyj­skiego w po­staci do­mi­nu­ją­cego wpływu po­li­tycz­nego i kul­tu­ro­wego. Tak na­prawdę na­cjo­na­lizm ir­landzki jest u pod­wa­lin po­chodną swego bry­tyj­skiego od­po­wied­nika. Nie­mal wszyst­kie ru­chy na­cjo­na­li­styczne spo­ty­kały się z szy­der­stwami jako pro­win­cjo­nalne, fak­tycz­nie bądź po­ten­cjal­nie ra­si­stow­skie, przy­wią­zane do eli­ta­ry­stycz­nych czy dok­try­ner­skich po­staw i re­to­ryki. Okre­śle­nia te do­sko­nale opi­sują też na­cjo­na­lizm bry­tyj­ski, o czym do­bit­nie świad­czą wy­po­wie­dzi jego zwo­len­ni­ków w kwe­stii ir­landz­kiej: Ed­munda Spen­sera, sir Johna Da­viesa, sir Wil­liama Tem­ple’a, Sa­mu­ela Tay­lora Co­le­ridge’a, Tho­masa Car­lyle’a, Mat­thew Ar­nolda, Eno­cha Po­wella i Iana Pa­isleya. Zna­mienne ce­chy ir­landz­kiego na­cjo­na­li­zmu, sta­no­wiące o tym, że nie może się on stać ru­chem dą­żą­cym do wy­zwo­le­nia, biorą się stąd, że jest on, mu­ta­tis mu­tan­dis, ko­pią ide­olo­gii, od któ­rej sam za­zna­wał uci­sku. Zmowa na­cjo­na­li­zmów ir­landz­kiego z bry­tyj­skim wy­two­rzyła oparte na kon­tra­stach ste­reo­typy, a w swej naj­bar­dziej szko­dli­wej od­sło­nie po­ło­żyła kul­tu­rowe pod­wa­liny pod izo­la­cjo­nizm re­li­gijny. Bo­daj oczy­wi­sto­ścią bę­dzie stwier­dze­nie, że kon­ku­ru­jące ze sobą na­cjo­na­li­zmy za­wsze de­fi­nio­wały sie­bie w re­la­cji do pro­te­stan­ty­zmu albo ka­to­li­cy­zmu. Każda próba odej­ścia od ta­kiej de­fi­ni­cji – za­równo ta pod­jęta przez To­wa­rzy­stwo Zjed­no­czo­nych Ir­land­czy­ków pod ko­niec XVIII wieku, jak i ta za­ini­cjo­wana przez ruch związ­kowy na po­czątku wieku XX – po­no­siła klę­skę wo­bec bez­względ­nych i po­łą­czo­nych wy­sił­ków nie­chęt­nych jej stron­nictw. W Ir­lan­dii Pół­noc­nej nie oglą­damy wcale ja­kiejś ana­chro­nicz­nej bi­twy mię­dzy sek­tami re­li­gij­nymi, dla któ­rej wła­ściwe miej­sce wi­dzie­li­by­śmy w wieku XVII. Je­ste­śmy tu ra­czej świad­kami skut­ków współ­cze­snego ko­lo­nia­li­zmu, który pod­trzy­mał i roz­wi­nął ide­olo­gię do­mi­na­cji i pod­dań­stwa we­wnątrz idiomu po­działu re­li­gij­nego, bę­dą­cego za­wsze na wy­cią­gnię­cie ręki. U swych pod­staw Wielka Bry­ta­nia jest, jak przy­po­mina nam przy­pa­dek Ir­lan­dii Pół­noc­nej, kra­jem wy­raź­nie pro­te­stanc­kim. Ów fun­da­cyjny „ana­chro­nizm” (któ­rego ko­rze­nie wy­ra­stają w Lon­dy­nie, a wy­bu­jałe od­ro­śle – w Bel­fa­ście) staje się rze­czy­wi­sto­ścią po­li­tyczną, kiedy kwe­stio­no­wany jest bry­tyj­ski ład kon­sty­tu­cyjny.

Wszyst­kie na­cjo­na­li­zmy mają wy­miar me­ta­fi­zyczny, al­bo­wiem wszyst­kie je na­pę­dza am­bi­cja urze­czy­wist­nie­nia ich nie­odrod­nej esen­cji w ja­kiejś okre­ślo­nej i na­ma­cal­nej for­mie. Formą taką może być struk­tura po­li­tyczna albo tra­dy­cja li­te­racka. Pro­blemy, ja­kie ro­dzi dą­że­nie do re­ali­za­cji tej am­bi­cji, same w so­bie są nie lada wy­zwa­niem, a trud­ność tylko się zwięk­sza, ura­sta­jąc wręcz do rangi ab­surdu, w sy­tu­acji, kiedy ży­wiący na­cjo­na­li­styczne wy­obra­że­nie o so­bie uznają je za ide­alny wzo­rzec, do któ­rego wszy­scy inni po­winni się do­sto­so­wać. Jest to cha­rak­te­ry­styczna ce­cha na­ro­dów ko­lo­nial­nych i im­pe­rial­nych. Jako że wy­nio­sły sie­bie do rangi po­wszech­nika, każdy skie­ro­wany prze­ciwko nim bunt trak­tują jako z ko­niecz­no­ści pro­win­cjo­nalny. Za to prze­ciw­sta­wia­jące się im na­cjo­na­li­zmy zbun­to­wa­nych sta­rają się stwo­rzyć na wła­sne po­trzeby pewną wer­sję hi­sto­rii, w ja­kiej ich nie­odrodna esen­cja miała się za­wsze uobec­niać, przy­no­sząc w efek­cie od­czy­ta­nia prze­szło­ści rów­nie mo­no­li­tyczne jak te, które sta­rają się wy­przeć. Na ogół, jak w Ir­lan­dii, na ich nie­ko­rzyść działa do­dat­kowo to, że ich prze­szłość zo­stała w du­żej mie­rze znisz­czona, uci­szona, wy­ma­zana. Dla­tego też wy­twa­rzany przez nie amal­ga­mat jest po­datny na ataki i szy­der­stwa.

Nie­mniej na­cjo­na­lizm w obu wy­da­niach oka­zał się wy­jąt­kowo sku­teczny w do­bie no­wo­cze­snej wła­śnie dla­tego, że mie­ści w so­bie wspo­mniany me­ta­fi­zyczny esen­cjo­na­lizm. Z tej ra­cji zdo­łał opo­wie­dzieć swo­iście no­wo­cze­sną (czy też mo­der­ni­styczną) hi­sto­rię, ze swadą i siłą prze­ko­ny­wa­nia, które rów­nież dzi­siaj zdo­by­wają so­bie po­słuch. W re­zul­ta­cie otrzy­mu­jemy nar­ra­cję o upadku no­wo­cze­snej ludz­ko­ści ze stanu szczę­śli­wo­ści w spe­cy­ficz­nie no­wo­cze­sną kon­dy­cję alie­na­cji. Im­pe­rialna na­cjo­na­li­styczna Wielka Bry­ta­nia opo­wia­dała tę hi­sto­rię wie­lo­krot­nie, two­rząc ciąg do­sko­na­łych i po­my­sło­wych przy­po­wie­ści ma­ją­cych wska­zać mo­ment, od któ­rego roz­po­czy­nał się schy­łek. W hi­sto­rii li­te­ra­tury, od Co­le­ridge’a, przez Ar­nolda, T.S. Eliota i F.R. Le­avisa, nowa nar­ra­cja od­kry­wała po­now­nie sie­dem­na­sto­wieczny Eden, po któ­rym na­stę­po­wał upa­dek, z ostat­nim jego ak­tem roz­gry­wa­ją­cym się współ­cze­śnie. W swo­ich po­wie­ściach Jo­seph Con­rad, Ru­dy­ard Ki­pling, Ford Ma­dox Ford, E.M. For­ster i D.H. Law­rence me­dy­to­wali nad klę­ską an­giel­sko­ści na zie­miach im­pe­rium i in­nych za­mor­skich te­ry­to­riach. Im­pe­rialny na­ty­wizm wła­śnie w cza­sie mi­nio­nym szu­kał po­cie­chy wo­bec pro­ble­mów te­raź­niej­szo­ści i czę­sto kon­sta­to­wał, że obecna po­rażka jest kon­se­kwen­cją roz­kładu „cha­rak­teru na­ro­do­wego”, być może naj­bar­dziej upo­rczy­wie przy­wo­ły­wa­nej i naj­mniej re­al­nej kre­acji spo­śród wszyst­kich mi­to­lo­gii na­cjo­na­li­zmu. W Ir­lan­dii, wła­śnie prze­ży­wa­ją­cej li­te­rac­kie od­ro­dze­nie, Eden lo­ko­wano w prze­szło­ści przed­chrze­ści­jań­skiej (i tym sa­mym w cza­sie sprzed po­działu na wy­zna­nia), a mo­de­lo­wymi fi­gu­rami, które uro­sły do rangi pro­to­ty­pów toż­sa­mo­ści ir­landz­kiej, stały się, z ko­niecz­no­ści, po­sta­cie le­gen­darne – jak Cúchu­la­inn[4] – ze swej na­tury da­jące się wpi­sać w nie­mal każdą for­mułę. Naj­istot­niej­szy jest tu fakt, że sy­tu­acja po­li­tyczna w Wiel­kiej Bry­ta­nii w ostat­nich de­ka­dach wieku XIX i w Ir­lan­dii we wcze­snych la­tach XX stu­le­cia za­częła się upo­mi­nać o skon­stru­owane na nowo wer­sje ich cha­rak­te­rów na­ro­do­wych i tra­dy­cji li­te­rac­kich. Jest to je­den z przy­kła­dów, acz­kol­wiek klu­czowy, in­te­rak­cji strefy po­li­tycz­nej i kul­tu­ral­nej, a także in­te­rak­cji Bry­tyj­czy­ków i Ir­land­czy­ków, która tak bar­dzo przy­czy­niła się do wy­two­rze­nia za­wi­kła­nej sy­tu­acji, w ja­kiej tkwimy obec­nie.

W opu­bli­ko­wa­nych do­tąd dru­kach Field Day po­dej­mo­wał próby usto­sun­ko­wa­nia się do tego odzie­dzi­czo­nego po­ło­że­nia, po­ka­zu­jąc, że splot sił po­li­tycz­nych i kul­tu­ro­wych (w znacz­nej mie­rze li­te­rac­kich) jest dziś przed­mio­tem no­wej ana­lizy, sty­mu­lo­wa­nej przez trwa­jący kon­flikt po­li­tyczny. Tru­izmem jest stwier­dze­nie, że nie ma nie­win­nego ję­zyka. Trud­niej jest w re­to­ryce dys­kur­sów po­li­tycz­nych i li­te­rac­kich wy­tro­pić te formy i od­miany oskar­że­nia, buntu, uni­ko­wych wy­bie­gów i ste­reo­ty­pi­za­cji, które okre­ślają na­sze daw­niej­sze i współ­cze­sne in­ter­pre­ta­cje lub są przez nie okre­ślane.

Ko­lo­nia­lizm w naj­peł­niej­szej po­staci jest pro­ce­sem ra­dy­kal­nego wy­własz­cze­nia. Na­ro­dowi sko­lo­ni­zo­wa­nemu brak okre­ślo­nej hi­sto­rii, a na­wet – jak w przy­padku Ir­lan­dii – okre­ślo­nego ję­zyka. Do­cho­dze­nie do sie­bie po utra­cie ję­zyka ir­landz­kiego przy­brało po­stać nie­omal mści­wej bie­gło­ści w uży­ciu an­gielsz­czy­zny, dą­że­nia do tego, by ir­landzki an­giel­ski uczy­nić ję­zy­kiem z praw­dzi­wego zda­rze­nia, aby nie był tylko przy­rost­kiem do an­giel­skiej mowy. Wir­tu­oze­ria wcze­sno­no­wo­cze­snej ir­landz­kiej twór­czo­ści li­te­rac­kiej i jej nie­do­okre­ślona re­la­cja z ru­chem od­ro­dze­nia ga­elic­kiego sta­no­wią przy­kład tego nie­pew­nego po­ło­że­nia. Jej ce­chy cha­rak­te­ry­styczne naj­peł­niej re­ali­zują się u Yeatsa, Joyce’a i Johna Mil­ling­tona Synge’a, ale i u in­nych – Oscara Wilde’a, Geo­rge’a Mo­ore’a, Geo­rge’a Ber­narda Shawa i Sa­mu­ela Bec­ketta – po­ja­wiają się one w nie­wiele tylko mniej­szym za­kre­sie. Lecz kwe­stia ję­zy­kowa, choć istotna, wy­da­wała się dru­go­rzędna w po­rów­na­niu z kwe­stią prze­ję­cia, a mia­no­wi­cie prze­ję­cia tych (i in­nych) au­to­rów na rzecz in­ter­pre­ta­cji po­dyk­to­wa­nej od­czy­ta­niem wa­run­ków, w któ­rych po­wsta­wały ich dzieła, oraz wa­run­ków ir­landz­kich, w któ­rych były czy­tane. Siłą rze­czy to na Yeat­sie i Joy­sie sku­piła się z po­czątku w prze­wa­ża­ją­cej mie­rze na­sza uwaga, jako że to ich, bar­dziej niż ko­go­kol­wiek in­nego, (błęd­nie) in­ter­pre­to­wano w kon­tek­ście tego, co ro­zu­miano pod po­ję­ciami li­te­ra­tury an­giel­skiej czy też bry­tyj­skiej, mię­dzy­na­ro­do­wego mo­der­ni­zmu lub czło­wie­czej doli w XX wieku. Na­sza lek­tura tych au­to­rów miała na celu przy­wró­cić ich kul­tu­rze, w któ­rej na­dal od­czu­wano ich obec­ność, pod­dać in­ter­pre­ta­cji in­ter­pre­ta­cje, po­przez które są nam prze­ka­zy­wani, prze­jąć ich moc re­wo­lu­cyjną i au­to­ry­ta­tywną dla tu i te­raz Ir­lan­dii doby współ­cze­snej.

Mamy tu do czy­nie­nia z pewną nie­uchronną mo­no­to­nią, przed którą w wa­run­kach ko­lo­nial­nych nie spo­sób uciec. Owo z po­zoru nie­koń­czące się po­szu­ki­wa­nie utra­co­nej zbio­ro­wej czy choćby oso­bi­stej toż­sa­mo­ści jest ska­zane na po­rażkę w dwój­na­sób. Samo tylko wy­wo­ła­nie jej z na­zwy wska­zuje na jej utratę; a raz na­zwana, nie bę­dzie już wię­cej bez­i­mienną. Przy tym toż­sa­mość taka jest cał­ko­wi­cie nie­rze­czy­wi­sta. Można ją przy­wo­ły­wać tylko do­póty, do­póki bę­dziemy uda­wać, że na niej skoń­czy się po­szu­ki­wa­nie, któ­remu dała po­czą­tek. Kiedy Yeats stwa­rzał ir­landzką tra­dy­cję li­te­racką w ję­zyku an­giel­skim, wcale nie od­krył u Jo­na­thana Swi­fta czy Ed­munda Burke’a i in­nych esen­cji ir­landz­kiej pro­te­stanc­ko­ści, któ­rej po­szu­ki­wał; po­szu­ki­wał u nich tej esen­cji, którą na­stęp­nie od­krył. To samo można po­wie­dzieć o wer­sjach hi­sto­rii li­te­ra­tury an­giel­skiej, do­strze­ga­ją­cych u Wil­liama Sha­ke­spe­are’a i Johna Ke­atsa pier­wotny, wy­ro­sły na an­giel­skiej ziemi ge­niusz, który u Johna Mil­tona i Ale­xan­dra Pope’a miałby się ja­koś od tego źró­dła od­da­lać. Zaj­mo­wa­nie się po­dob­nymi kwe­stiami pro­wa­dzi do roz­trzą­sa­nia za­gad­nień cha­rak­teru na­ro­do­wego, py­tań o ję­zyk, w któ­rym cha­rak­ter ów zy­skuje wła­ściwy wy­raz, a więc, idąc da­lej, do ste­reo­ty­pi­za­cji grup, klas, ras w za­leż­no­ści od tego, jaką li­te­ra­turę (mu­zykę, ar­chi­tek­turę; dzie­dziny można mno­żyć) wy­twa­rzają. Jed­nak nie­za­leż­nie od mo­no­to­nii tego za­da­nia nie spo­sób się uchy­lać przed jego pod­ję­ciem. W prze­ciw­nym ra­zie, kon­cen­tru­jąc się na po­je­dyn­czych na­tyw­nych drze­wach, nie do­strze­żemy, że znaj­du­jemy się w ko­lo­nial­nym le­sie.

Dą­że­nie do od­kry­cia swo­jej „praw­dzi­wej” toż­sa­mo­ści wspól­nota czę­sto roz­po­czyna od de­mon­tażu fał­szy­wych ste­reo­ty­pów, w po­trza­sku któ­rych tkwiła. Jest to pro­ces skom­pli­ko­wany, ste­reo­ty­pom bo­wiem do­brze się po­wo­dzi wła­śnie dla­tego, że zo­stały uwew­nętrz­nione. Nie są to je­dy­nie kalki, w które sko­lo­ni­zo­wa­nych wtła­czają ko­lo­ni­za­to­rzy. Nie od dziś wia­domo, że jedne ste­reo­typy ro­dzą inne, jak w przy­padku An­gli­ków i Ir­land­czy­ków. Jak­kol­wiek ini­cja­tywa ste­reo­ty­pi­za­cyjna, by tak rzec, znaj­duje się po stro­nie wspól­noty, która spra­wuje wła­dzę, to jej przed­sta­wi­ciele mu­szą wraz ze ste­reo­ty­pem in­nych stwo­rzyć ste­reo­typ sa­mych sie­bie. W isto­cie jest to je­den ze spo­so­bów de­fi­nio­wa­nia in­no­ści. De­fi­ni­cja in­no­ści – czyli to, w ja­kim stop­niu można prze­ko­nu­jąco po­ka­zać in­nym, że od­bie­gają od do­mnie­ma­nej normy – sta­nowi uza­sad­nie­nie pod­boju. Krnąbr­ność Ir­land­czy­ków, z jaką od­ma­wiali iden­ty­fi­ka­cji z ka­ry­ka­turą por­tre­tu­jącą ich jako bar­ba­rzyń­skich czy nie­cy­wi­li­zo­wa­nych, rów­no­cze­śnie zde­ma­sko­wała fał­szy­wość an­giel­skiego uza­sad­nie­nia i zbru­ta­li­zo­wała pro­ces pod­po­rząd­ko­wy­wa­nia. Jed­nakże w ciągu ostat­nich stu lat wa­runki tego dia­logu ule­gły prze­mia­nie. W naj­róż­niej­szych miej­scach – u Re­nana, u Ar­nolda, u Ha­ve­locka El­lisa, w po­pu­lar­no­ści Shawa – od­kry­wano na­gle, że oto an­giel­ski cha­rak­ter na­ro­dowy nie­do­maga i po­trzeba mu cha­rak­te­rów ir­landz­kiego czy też cel­tyc­kiego, które by go do­peł­niały i umoż­li­wiały mu prze­trwa­nie. Wszy­scy teo­re­tycy de­ge­ne­ra­cji ra­so­wej, tacy jak Fran­cis Gal­ton, Max Nor­dau, Ce­sare Lom­broso czy Oswald Spen­gler, dzie­lili z kry­ty­kami li­te­rac­kimi, po­etami i pro­za­ikami prze­ko­na­nie, że do za­trzy­ma­nia upadku Za­chodu po­trzeba za­strzyku czy trans­fu­zji ener­gii z ja­kie­goś „nie­ska­la­nego” źró­dła. Ir­land­czycy wy­da­wali się od­po­wia­dać an­giel­skim ce­lom. Byli biali, wie­dli ży­cie wiej­skie i stro­nili za­równo od de­ka­den­cji, jak i in­te­lek­tu­ali­zmu. Tak na­prawdę nie byli wcale Ir­land­czy­kami; byli Cel­tami. Ich oj­czy­zna była tym sa­mym, czym była Eu­ropa, nim pod­bili ją Rzy­mia­nie – miej­scem nie­zna­ją­cym zło­żo­nych struk­tur po­li­tycz­nych, go­spo­dar­czych i mi­li­tar­nych, za­miesz­ki­wa­nym przez dzi­kie, wie­dzione wy­obraź­nią po­etyc­kie ple­mię. Obec­nie, w ob­li­czu dia­me­tral­nej re­wi­zji bia­łej eu­ro­pej­skiej hi­sto­rii, Ir­land­czycy, któ­rzy wy­raź­nie skła­niali się ku an­giel­skiej wi­zji sa­mych sie­bie, na­resz­cie za­wład­nęli ste­reo­ty­pem, za­mie­nili Celta w Ga­ela i usta­no­wili nową in­ter­pre­ta­cję temu wy­obra­że­niu o sa­mych so­bie znaną jako Irish li­te­rary re­vi­val. Od­ro­dze­nie to, tak jak re­be­lia i wojna o nie­pod­le­głość, trak­tat an­giel­sko-ir­landzki (który wpro­wa­dził obo­wią­zu­jący do dzi­siaj po­dział ad­mi­ni­stra­cyjny Ir­lan­dii) i wy­bu­chła wsku­tek jego za­war­cia wojna do­mowa, było jed­no­cze­śnie przy­czyną i kon­se­kwen­cją wie­lo­to­ro­wego wy­siłku na rzecz od­no­wie­nia idei cha­rak­teru na­ro­do­wego i mi­sji na­rodu. Do­piero gdy An­glicy do­strze­gli w Cel­cie nie­zbędne do­peł­nie­nie wła­snego cha­rak­teru na­ro­do­wego, Ir­land­czycy mo­gli przejść od po­ję­cia kom­ple­men­tar­no­ści do po­ję­cia ra­dy­kal­nej róż­nicy. To kla­syczny przy­pa­dek sy­tu­acji, w któ­rej na­cjo­na­lizm zo­staje stwo­rzony przez siły go tłu­miące i może, na tym eta­pie, prze­kształ­cić się w na­rzę­dzie wy­zwo­le­nia.

Wy­zwo­le­nie, które osią­gnięto – do­ko­na­nie zresztą nie­ba­ga­telne – miało siłą rze­czy swe