Niania w Nowym Jorku - Rebecca Winters - ebook

Niania w Nowym Jorku ebook

Rebecca Winters

3,9
9,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Nick, znany nowojorski biznesmen, świetnie sobie radzi w interesach, ale dzieci to dla niego czarna magia. Kiedy musi się zająć malutkim synkiem, wpada w popłoch. Na szczęście niania przysłana przez agencję okazuje się miłą i odpowiedzialną osobą. Nick bez wahania ją zatrudnia. Nie spodziewa się, że skromna dziewczyna z Nebraski pomoże mu nie tylko w opiece nad synkiem…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 159

Oceny
3,9 (86 ocen)
33
22
20
9
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Rebecca Winters

Niania w Nowym Jorku

Tłumaczenie: Julita Mirska

ROZDZIAŁ PIERWSZY

– Panna Chamberlain? Proszę wejść. Drugie drzwi na lewo.

O dziesiątej rano w nowojorskiej agencji pracy przy Wschodniej Pięćdziesiątej Dziewiątej było gęsto od ludzi. Reese wstała z krzesła i ruszyła we wskazanym kierunku.

Nie wiedziała, co powinna mieć na sobie kandydatka na nianię. Długo nie mogła się zdecydować, aż wreszcie wybrała żółtą bluzkę z krótkimi rękawami i spódnicę w tym samym kolorze. Tak samo była ubrana podczas pierwszej rozmowy. Po trzech dniach zaproszono ją na drugą. Jeżeli dziś nie znajdzie zatrudnienia, będzie musiała wrócić do Nebraski.

Ojciec, który był właścicielem składu drewna, oczywiście chętnie by ją zatrudnił, ale w Lincoln nie zarobiłaby tyle co w Nowym Jorku. Poza tym nie chciała widzieć się z eksnarzeczonym, a tego by nie uniknęła, ponieważ Jeremy pracował w banku, w którym jej ojciec miał konto.

– Zapraszam – rzekł pan Lloyd, z którym rozmawiała podczas poprzedniej wizyty w agencji. – Proszę, poznajcie się. Panna Reese Chamberlain, pani Leah Tribe, sekretarka Nicholasa Wainwrighta, która w jego imieniu szuka opiekunki do dziecka. Zostawię was same...

Pięćdziesięciokilkuletnia brunetka w doskonale skrojonym ciemnym kostiumie wskazała Reese fotel.

– Ma pani doskonałe referencje, ale z podania o pracę widzę, że pani studiuje. Proszę mi wyjaśnić, dlaczego osoba niezamężna, bez doświadczenia w opiekowaniu się dziećmi, chce zostać nianią.

Reese mogłaby skłamać, czuła jednak, że Leah Tribe od razu by ją rozgryzła.

– Potrzebuję pieniędzy, żeby dokończyć studia. Stypendium nie starcza na mieszkanie i jedzenie, a wszyscy wiedzą, że w Nowym Jorku praca niani jest dobrze płatna. Dlatego postanowiłam spróbować.

– Opieka nad dziećmi to ciężki kawałek chleba. Wiem, bo wychowałam dwójkę własnych.

– Mam pięcioro rodzeństwa, a że jestem najstarsza, robiłam za babysitterkę. Gdy skończyłam czternaście lat, urodziła się najmłodsza siostra. Mama długo nie mogła wstawać z łóżka, więc pomagałam przy maleństwie. – Uśmiechnęła się. – Uwielbiałam to. Wprawdzie minęło już dwanaście lat, ale tego się nie zapomina, prawda?

– Prawda... – Leah Tribe skinęła z namysłem głową.

– Ile dzieci mają państwo Wainwrightowie? – Reese modliła się w duchu, by nie było więcej niż troje.

– Pan Wainwright jest wdowcem, jego synek, Jamie, ma dziesięć tygodni.

Informacja zaskoczyła Reese.

– Pewnie jeszcze nie przebolał śmierci żony – skomentowała. – To smutne i dla niego, i dla dziecka, które nigdy nie pozna matki. – Ze wzruszeniem pomyślała o swojej cudownej matce, wciąż młodej i pełnej życia.

– Tak, to wielka tragedia. W każdym razie od września u pana Wainwrighta zacznie pracować niania, której kończy się kontrakt u innej rodziny, a pani szuka zatrudnienia tylko na wakacje, więc dobrze się składa. Poza tym nie ma pani przesadnie wygórowanych oczekiwań finansowych. No i jeden z pani profesorów z Wharton wyjawił podczas rozmowy telefonicznej, że otrzymuje pani stypendium za wybitne osiągnięcia w nauce. – Uśmiechnęła się przyjaźnie. – Dodał, że ma pani szansę zrobić karierę w biznesie.

– Marzę o tym. – Przez te marzenia rozpadł się jej związek z Jeremym.

Narzeczony nie miał nic przeciwko temu, żeby dokończyła studia na Uniwersytecie Nebraska, ale stypendium na dalszą naukę w Wharton, słynnej szkole zarządzania, oznaczało przeprowadzkę do Pensylwanii, a tego Jeremy nie wytrzymał. Nie wyobrażał sobie małżeństwa z dyrektorką czy prezeską, dlatego zerwali zaręczyny. Chociaż wiedziała, że ślub z człowiekiem, który nie pozwoliłby jej się rozwijać, byłby dla niej życiową klęską, rozstanie ciężko przeżyła. Ale ból powoli ustępował i Reese wiedziała już, że za nic w świecie nie wróciłaby do Jeremy’ego.

– Też o tym marzyłam, ale... – Leah Tribe przyjrzała się jej z uwagą. – Mniejsza z tym. Inny profesor stwierdził, że dostrzega u pani przebłyski geniuszu.

– Jak miło! – Reese nie kryła radości.

– No dobrze. Teraz czeka panią spotkanie z panem Wainwrightem, no i musi pani poznać dziecko. Rzecz jasna, ostateczna decyzja nie należy do mnie.

– Bardzo dziękuję. Obiecuję nie sprawić zawodu. Czy... czy ma pani zdjęcie Jamiego?

– Nie, ale niedługo się zobaczycie. Gdzie pani mieszka?

– W Chelsea Star na Zachodniej Trzydziestej.

– I może pani podjąć pracę od zaraz?

– Tak. – W hotelu płaciła pięćdziesiąt dolarów za noc, co było zabójcze dla jej finansów.

– Doskonale. Jeżeli pan Wainwright panią zaakceptuje i zgodzicie się co do warunków zatrudnienia, myślę, że zacznie pani już dziś.

– Jak mam się ubrać na spotkanie?

– Tak jest dobrze. Jeżeli pan Wainwright będzie miał jakieś wymagania, sam pani powie.

– Czy w domu są zwierzęta?

– Nic mi o tym nie wiadomo. Jest pani uczulona?

– Nie, tylko w razie czego bym kupiła koci albo psi przysmak, żeby się wkupić w łaski czworonoga. – Gdy Leah uśmiechnęła się, Reese dodała: – Choć w łaski dziecka, które przywykło do obecności ojca, trudniej się będzie wkupić.

– Jamie nie przebywa z ojcem. Opiekują się nim dziadkowie ze strony matki.

– Wszyscy mieszkają pod jednym dachem?

– Nie. Hirstowie mieszkają w White Plains, godzinę drogi od Nowego Jorku.

Czy to znaczyło, że od dwóch i pół miesiąca Wainwright w ogóle nie zajmował się synem? – zastanawiała się Reese. Nie, to niemożliwe.

– A rodzice pana Wainwrighta? – spytała.

– Są w podróży.

Reese pochodziła z licznej i bardzo zżytej rodziny. Rodzice, pięcioro rodzeństwa, dziadkowie ze strony mamy i taty, siedmioro ciotek i wujków, kuzynów i kuzynek prawie trzydziestka. Do tego jedna z sióstr nie tylko już wyszła za mąż, ale i urodziła trójkę dzieci. Ciekawe, ile osób liczyła rodzina Wainwrighta? I jakie panowały między nimi relacje?

– Czy przed spotkaniem z panem Wainwrightem powinnam o czymś wiedzieć?

– Że ceni punktualność.

– Zapamiętam. – Reese wstała. – Bardzo dziękuję.

– Nie ma za co. O pierwszej przyjedzie po panią kierowca.

– Będę czekała przed hotelem. Aha, jeszcze jedno. Czym konkretnie zajmuje się pan Wainwright?

– Sądziłam, że pani wie. – Leah Tribe uniosła brwi. – Jest prezesem spółki Sherborne-Wainwright mieszczącej się na Broadwayu.

To ten Wainwright? Reese pokręciła ze zdumieniem głową. Była przekonana, że szef jednej z najstarszych i najbardziej renomowanych firm brokerskich w Nowym Jorku musi mieć co najmniej pięćdziesiąt lat. Oczywiście w tym wieku też można zostać ojcem. Zapewne Wainwright, znudziwszy się podstarzałą żoną, wymienił ją na dwudziestoletnią ślicznotkę.

Nick Wainwright stał nad grobem, wpatrując się w napis „Erica Woodward Hirst Wainwright”. Nie powinno się umierać w wieku trzydziestu dwóch lat, pomyślał bezradnie nie wiedzieć już po raz który.

– Erico, przepraszam, że cię zaniedbywałem. Kiedy się rozstaliśmy, nawet nie przypuszczałem, że jesteś w ciąży, a już to, że umrzesz podczas porodu... Przed śmiercią wyraziłaś życzenie, abym to ja zaopiekował się naszym synem. Ze strachu, że sobie nie poradzę, pozwoliłem twoim rodzicom zająć się nim, ale dziś zabieram Jamiego do domu. Zrobię wszystko, by być lepszym ojcem, niż byłem mężem. Przyrzekam ci to, Erico.

Położył kwiaty na płycie, zmówił krótką modlitwę za duszę zmarłej i przepełniony smutkiem ruszył do limuzyny. Nie był na cmentarzu od pogrzebu żony, teraz jednak przywiodła go tu przemożna siła. Musi wyznać nad grobem Eriki, że spełni jej prośbę.

Zatrzasnął drzwi wozu i zerknął na dziecięcy fotelik, który dostarczono mu parę dni temu. Nim minie południe, umieści w tym foteliku maleńkiego synka i zabierze do domu.

– Do moich teściów, Paul.

Kierowca włączył silnik. Był to mężczyzna w średnim wieku, który pracował jeszcze dla Wainwrighta seniora. Gdy przeszedł na emeryturę, Nick jako nowy szef firmy „odziedziczył” po ojcu również Paula, i szybko się zaprzyjaźnili.

Gdy opuścili cmentarz White Plains, na którym od ponad półtora wieku chowano członków szacownej rodziny Hirstów, Nick ciężko potarł twarz. Wiedział, co wkrótce nastąpi, i był na to przygotowany.

Przez okres ciąży on i Erica nie mieszkali razem. Po jej śmierci pozwolił teściom zabrać wnuka ze szpitala, ale sądził, że niemowlę spędzi u nich tydzień czy dwa, aż znajdzie opiekunkę dla Jamiego. Minęło już jednak dziesięć tygodni.

Parę dni temu rozmawiał z pediatrą z White Plains, który oznajmił bez ogródek:

– Jeśli zależy panu na prawdziwej więzi z synem, nie może być pan weekendowym ojcem. – Polecił doktora Herberta Wellsa, znakomitego nowojorskiego pediatrę i właściciela kliniki, a na koniec życzył powodzenia.

Po tej rozmowie Nick zadzwonił do swojego prawnika, który skontaktował się z prawnikiem Hirstów. Nick powiadomił go, że zamierza przejąć obowiązki rodzicielskie i przyjedzie po syna.

Rodzice Eriki nalegali, aby poczekał, dopóki niania, którą sobie upatrzyli, będzie wolna. Pragnęli mieć kontrolę nad tym, jak ich wnuk będzie wychowywany, chcieli na równi z Nickiem decydować o tym, z kim Jamie będzie się bawił, do jakiego zostanie posłany przedszkola, do jakich szkół, na jaką uczelnię.

Nick nie zamierzał jednak dłużej zwlekać. Przez prawników obiecał teściom, że w wielu sprawach będzie zasięgał ich rady, zapewni też systematyczne wizyty u nich, choć wiedział, że nie uspokoiło to dziadków.

Rodzice Nicka, którzy mieszkali na Long Island, a obecnie gościli u przyjaciół w Cannes, również chcieli mieć kontrolę nad wnukiem. Mieli przy tym nadzieję, że Nick dogada się z teściami.

– Wiesz, lepiej by było, gdybyś pozwolił Hirstom zająć się małym, dopóki nie ukończy roku – powiedziała jego matka. – A w wolnym czasie mógłbyś odwiedzać syna.

Nick wiedział, o co im chodzi. Po pierwsze znaleźli mu już odpowiednią kandydatkę na żonę, a po drugie uważali, że Hirstom należy się swoista „nagroda pocieszenia”. Przecież rozwiódł się z ich córką, która uchodziła za jedną z najlepszych partii w mieście.

Taka chłodna kalkulacja w wykonaniu rodziców, coś za coś, byle bilans się zgadzał, nie zdziwiła Nicka. Tylko jak można zbilansować uczucia, zważyć je i policzyć, by rachunek się zgadzał? Hirstowie, choć ulepieni z tej samej gliny co jego rodzice, na swój sposób kochali wnuka i cierpieli po stracie córki. O tym należało pamiętać, to brać pod uwagę.

Lecz była też druga i według Nicka znaczenie ważniejsza strona medalu. Był jedynakiem, książątkiem wychowanym w luksusie przez armię służących. Rodzice trzymali się na dystans, nie rozumieli, że syn cierpi, czuje się bardzo samotny. Nie chciał, aby Jamie przeżywał to samo. Jego dzieciństwo będzie inne, a zapewnić może mu to tylko kochający i wyczulony na jego potrzeby ojciec.

To było twarde postanowienie, nie znaczy jednak wcale, że Nick się nie denerwował. Owszem, prowadził liczącą dwieście lat rodzinną firmę brokerską Sherborne-Wainwright, ale nie miał pojęcia o opiece nad niemowlęciem. Świat maleńkiego dziecka był dla niego wielką niewiadomą.

W każdą sobotę odwiedzał syna, ale teściowie, którzy zatrudniali liczną służbę, w tym doświadczoną nianię, krzywo patrzyli na jego wizyty. Jeśli nie padało, wynosił syna do ogrodu, byle jak najdalej od nieprzyjemnej baby w białym uniformie. Jeśli padało lub było chłodno, zostawali w pokoju dziecka. Jednak czuł się kompletnie zbędny, bo wszystkim zajmowała się służba. Nie kochający dziadkowie, ale właśnie służba.

Mijając bramę posiadłości, pomyślał z determinacją, że od dziś los syna będzie zależał tylko od niego.

– Niedługo wrócę – oznajmił, wysiadając z samochodu.

– Mały rośnie jak na drożdżach – rzucił z uśmiechem Paul.

Na tym polegał problem. Jamie się zmieniał, a jego ojciec przegapiał najważniejsze chwile w życiu syna. Dlatego weekendowy tatuś musi zostać prawdziwym ojcem.

Zanim doszedł do lśniących białych drzwi, otwarły się, a w progu pojawił się wysoki szpakowaty mężczyzna o posturze golfisty.

– Dzień dobry, Walterze.

– Zanim wejdziemy, musisz wiedzieć, że Anne jest załamana.

– Domyślam się.

– Prosiła, żebym ci powiedział...

– Znam to na pamięć, Walterze – przerwał mu Nick. – Nie mogę cofnąć czasu i zmienić przeszłości, ale mogę być dobrym ojcem dla Jamiego. Przyrzekłem to Erice, kiedy w drodze do was zatrzymałem się na cmentarzu.

– Hm... – Słowa zięcia wyraźnie go zaskoczyły, zaraz jednak wskazał drzwi. – Wejdź do oranżerii. Jamie czeka na ciebie.

Z domem teściów wiązało się wiele wspomnień. Często tu bywał podczas trwającego trzy lata małżeństwa, a właściwie dwa, bo ostatni rok żyli w separacji, a Erica wróciła do White Plains. Z początku byli bardzo szczęśliwi. Wszyscy twierdzili, że śliczna córka Hirstów to najlepsza partia w mieście, lecz szybko się okazało, że nie są dla siebie stworzeni. Mieli inne oczekiwania, czego innego chcieli od życia. Zaczęli się od siebie oddalać, a ostatnia próba ratowania związku zakończyła się ciążą. Lecz małżeństwa nie zdołali uratować.

Przeszedł za teściem do oranżerii, która została dobudowana, kiedy Erica ponownie zamieszkała z rodzicami. Przypuszczalnie Hirstom chodziło o to, żeby córka miała jakieś zajęcie przed urodzeniem dziecka. Choć nie wiadomo, kto zadecydował o donicach z kwiatami i ratanowych meblach obitych różowo-pomarańczową tkaniną: Erica czy profesjonalna ekipa dekoratorów. Z sięgających od sufitu do podłogi okien rozciągał się widok na rozległy ogród i zielony, idealnie przystrzyżony trawnik.

W ratanowym fotelu siedziała nieruchomo Anne Hirst. Nick skierował spojrzenie na elegancki dziecięcy wózek, w którym leżał jego syn.

Oczywiście nie miał żadnych zastrzeżeń do opieki, jaką teściowie otaczali Jamiego. Kochali wnuka, zgodnie z obyczajami panującymi w tej klasie zatrudnili wykwalifikowany i dobrze opłacany personel. Lecz zawsze od nich wiało chłodem. Dlatego nie mógł się doczekać, kiedy wreszcie zabierze dziecko i stworzy mu ciepły, pełen miłości dom.

– Witaj, Anne.

Teściowa nawet na niego nie spojrzała.

Wciąż oszołomiony faktem, że jest ojcem, podszedł do wózka. Jamie odziedziczył po nim szczupłą budowę ciała i czarne włosy, po matce nos i rysy twarzy. Podobnie jak Anne, Erica była ładną brunetką średniego wzrostu.

– Hej, smyku, pamiętasz tatusia? – Ujął rączkę Jamiego.

Malec zaczął oddychać szybciej, po czym zacisnął łapkę wokół palca Nicka. Oczy miał ciemne, jak jego rodzice. Pewnie za moment napełnią się łzami, pomyślał Nick. Nie ma co zwlekać. Wyjął syna z wózka i przytulił do piersi.

– Chodź, malutki. Wybierzemy się z Paulem na przejażdżkę.

Walter podał zięciowi kocyk i torbę z pieluszkami. Jego spojrzenie mówiło: Tylko nas nie zawiedź.

– Opiekunka zapisała pory karmienia, spania i tak dalej. Oraz rzeczy, które będą ci potrzebne.

– Bardzo wam za wszystko dziękuję. Przywiozę Jamiego w sobotę w odwiedziny.

– Doskonale – rzekł Walter.

Anne nawet nie drgnęła.

– W każdej chwili możecie wpaść do mnie z wizytą. Jeżeli akurat będę w pracy, niania was wpuści.

Anne wreszcie poderwała głowę i oznajmiła:

– Niania Cosgriffów będzie wolna od września. Do tego czasu Jamie mógłby dalej u nas mieszkać.

– Przykro mi, Anne, ale za bardzo tęsknię za moim synem. Na razie zatrudnię inną opiekunkę.

– Kogo?

– Jeszcze nie wiem. Moja sekretarka prowadzi rozmowy z kandydatkami. Dziś lub jutro przedstawi kilka najlepszych, a ja dokonam wyboru.

– Co ona może wiedzieć o nianiach?

– Jest pracującą matką i doskonale wie, na co zwrócić uwagę. Zresztą szukam kogoś tylko na trzy miesiące, do września. – Tak naprawdę jeszcze nie podjął decyzji, czy zatrudni nianię Cosgriffów, ale milczał przezornie na ten temat. – Zamierzam wcześniej wychodzić z biura, więc Jamie nie będzie zdany na nianię dwanaście godzin na dobę.

– Gdybyś mniej pracował i miał więcej czasu na podróżowanie z Ericą, wasze małżeństwo by przetrwało.

Nie przetrwałoby. Nie miał co do tego żadnych wątpliwości, ale pominął milczeniem drażliwy temat.

– Poza tym twój apartament nie nadaje się dla dziecka – atakowała dalej Anne. – Dla kobiety też nie. Erica potrzebowała domu, w którym mogłaby urządzać przyjęcia...

– Do naszego nowojorskiego mieszkania zapraszała przyjaciół. – Z trudem powściągnął złość. – Później chciałem kupić dom w Hampton, ale wolała zamieszkać z wami. Nie martw się, poradzimy sobie z Jamiem. – Nie wiedział jak, ale wierzył, że im się uda. Pocałował synka w główkę. – Podziękuj ode mnie opiekunce.

– Mówiła, żeby następną butelkę podać koło południa. – Anne kurczowo zacisnęła ręce na kolanach.

– Do tego czasu będziemy już w domu.

– Do zobaczenia w sobotę – rzekł Walter. – Gdybyś miał jakieś pytania, dzwoń.

– Tak. Do zobaczenia. – Nick ruszył do wyjścia, nie mogąc uwierzyć, że wreszcie zostawia za sobą ponurą przeszłość.

Na widok szefa Paul wysiadł z samochodu i pomógł umieścić Jamiego w foteliku, uważnie mu się przypatrując.

– Śliczny chłopaczek.

– Urodę ma po mamusi.

– Będę jechał bardzo ostrożnie.

– Zawsze tak jeździsz. – Nick wsunął się na siedzenie obok syna i zapiął pasy. Kiedy obejrzał się za siebie, drzwi rezydencji Hirstów były już zamknięte.

Dobrze, że Jamie nie musi dłużej żyć w tym chłodnym, ponurym świecie, pomyślał. Szkoda tylko, że wcześniej nie zabrał syna. Ale cóż, najważniejsza jest przyszłość. Zerknął na syna, który uważnie go obserwował. Gdy Nick z uśmiechem wyciągnął rękę, Jamie ponownie chwycił go za palec. Jak dużo siły było w maleńkiej rączce! Malec był zaintrygowany tym, co się dzieje, jeszcze nie płakał; jeszcze nie brakowało mu znajomych twarzy dziadków i opiekunki.

Nick westchnął. Był na siebie wściekły za swoją opieszałość. Wyrzuty sumienia pogłębiały depresję, która zaczęła go dręczyć jeszcze przed śmiercią Eriki. Dlaczego tak długo zwlekał z zabraniem syna?

Ocknął się dopiero po tym, gdy jeden z klientów, złożywszy standardowe kondolencje, dodał już innym, bardzo osobistym tonem:

– Po śmierci żony synek musi być dla pana wielkim pocieszeniem, prawda? Taki maluch łagodzi nasz smutek i ból.

Od razu po jego wyjściu Nick zadzwonił do pediatry w White Plains, a następnie do prawnika i poinformował go o swoich planach. Puściwszy machinę w ruch, poprosił Leah, żeby pomogła mu znaleźć nianię.

Ponownie zerknął w bok. Jamie był jego synem, istotą, którą powołał do życia. Wzruszenie ścisnęło go za gardło.

– Wiem, że dla ciebie to całkiem nowe doświadczenie. Dla mnie również. Czuję się jak zagubione dziecko, bezradny i wystraszony. Ale mi pomożesz, prawda, brzdącu?

Gdy w odpowiedzi Jamie ziewnął szeroko, Nick parsknął śmiechem. Nigdy dotąd nie był za nikogo odpowiedzialny. Chociaż nie, nieprawda. Kiedy składał przysięgę małżeńską, obiecał Erice, że będzie ją kochał w zdrowiu i chorobie, w dobrej i złej doli, póki śmierć ich nie rozłączy.

Cóż, nie dotrzymał przyrzeczenia, ale właśnie dostał drugą szansę i zamierzał być najlepszym ojcem na świecie.

Sam był późnym dzieckiem, do tego jedynakiem. Nie miał rodzeństwa, z którym mógłby się bawić, a na psa rodzice się nie zgadzali.

– Zwierzę to kłopot – mawiali.

Miał stryjeczne rodzeństwo, Grega i Hannah, ale widywali się rzadko. Grega poznał lepiej dopiero wtedy, gdy razem dołączyli do firmy. Nick wychował się samotnie. Żeby czymś wypełnić czas, stał się namiętnym czytelnikiem. Z upływem lat pochłaniał coraz poważniejsze lektury, a na studiach zyskał sławę erudyty. Po ich ukończeniu z równym oddaniem poświęcił się pracy.

Ojciec zainteresował się nim, gdy odkrył, że syn ma głowę do interesów, ale krzywdy wyrządzonej w dzieciństwie nie można już było naprawić. Było już za późno, by stworzyć to, na czym Nickowi tak bardzo zależało, a mianowicie prawdziwą więź emocjonalną. Z kolei Erica, podobnie jak jej matka, uwielbiała życie towarzyskie, wytworne przyjęcia, na których spotykali się eleganccy, a przede wszystkim wpływowi ludzie z sutymi kontami. Innymi słowy przepych, snobizm, pustka.

Nick pogładził stópki syna. Nie pozwoli, aby Jamie zaznał samotności i odczuł brak miłości. Dzięki Bogu, że się w porę opamiętał i zabrał go od dziadków.

Otworzył torbę i wyjął kartkę z instrukcjami. Niania spisała, co o której godzinie robiła, jak często i w jakiej ilości podawała mleko, o której i jak długo Jamie spał. Stworzyła również dla Nicka listę koniecznych zakupów. Łóżeczko już mam, wyliczał w duchu, fotelik też... w tym momencie zabrzęczała komórka.

– Leah? – odebrał pośpiesznie. – I co? Udało się?

– Chyba znalazłam odpowiednią kandydatkę.

– Świetnie. Jeśli tylko lubi dzieci i jest normalną ciepłą kobietą, a nie jakąś plastikową lalą...

– Klamka jeszcze nie zapadła. Panna Chamberlain wie, że ostateczna decyzja należy do ciebie. Umówiłam się, że Paul podjedzie po nią o pierwszej. Poznacie się, porozmawiacie...

– Może zacząć już dzisiaj?

– Tak. Potrzebuje pracy.

– Doskonale. Już mówiłaś, ale jak ona się nazywa?

– Reese Chamberlain.

– Powiedz mi o niej coś więcej.

– Nie pamiętasz swojej dewizy? – spytała z dobroduszną kpiną. – Zamiast słuchać innych, lepiej wyrobić sobie własne zdanie. Panna Chamberlain będzie czekała przed Chelsea Star na Zachodniej Trzydziestej. Powiedz Paulowi, żeby szukał kobiety ubranej na żółto.

– Jesteś bardzo tajemnicza. Zdradź mi chociaż jakiś szczegół.

– W porządku. Różni się od osób, które znasz.

– Brzmi obiecująco.

– Myślę, że ci się spodoba. Jeżeli nie, będę szukać dalej.

– Leah, proszę, zadzwoń do panny Chamberlain i spytaj, czy może być gotowa za trzy kwadranse. Wtedy byśmy ją zabrali w drodze do domu.

– Sprawdzę i dam znać.

– Tak, dzięki. – Nick schował komórkę do kieszeni. Zależało mu, by panna Reese Chamberlain spełniła jego oczekiwania, bo nie miał czasu do stracenia. Im szybciej Jamie przyzwyczai się do nowego miejsca i nowych twarzy, tym lepiej. Gdyby parę tygodni dłużej został u dziadków, pewnie uznałby, że kobieta w wykrochmalonym białym uniformie jest jego mamą. Tego tylko brakowało!

Tytuł oryginału: The Nanny and the CEO

Pierwsze wydanie: Harlequin Romance, 2011

Redaktor serii: Grażyna Ordęga

Opracowanie redakcyjne: Władysław Ordęga

Korekta: Małgorzata Narewska

© 2011 by Rebecca Winters

© for the Polish edition by Harlequin Polska sp. z o.o., Warszawa 2013

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu z Harlequin Enterprises II B.V.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.

Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Znak firmowy wydawnictwa Harlequin i znak serii Harlequin Romans są zastrzeżone.

Harlequin Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

www.harlequin.pl

ISBN 978- 83-238-9454-4

Romans – 1103

Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.