Nie mój Romeo. Game Changers #1 - Madden-Mills Ilsa - ebook
NOWOŚĆ

Nie mój Romeo. Game Changers #1 ebook

Madden-Mills Ilsa

3,9

1023 osoby interesują się tą książką

Opis

Czy podczas przypadkowej randki można spotkać swojego Romea?

Jack Hawke to zawodowy futbolista drużyny Tigers w Nashville. Jest legendą i jednym z najciężej pracujących rozgrywających w lidze. Futbol zawsze stanowił jedyną stabilną rzecz w jego życiu. Jako sławny sportowiec żyje w świetle reflektorów. Kocha grę, ale nie uwagę, którą poświęcają mu media. Kiedy więc orientuje się, że tajemnicza kobieta, która dosiadła się do jego stolika w restauracji w walentynkowy wieczór, nie ma pojęcia, kim on jest, nie potrafi zdobyć się na to, aby wyznać jej prawdę – że to nie z nim umówiła się na randkę w ciemno.

Elena jest bezczelną, inteligentną, całkowicie nieszablonową seksowną bibliotekarką. Zamiast psa zaadoptowała miniaturową świnkę i mieszka ze swoim najlepszym przyjacielem gejem w małym miasteczku pełnym plotek. Znacznie różni się od wszystkich kobiet, które do tej pory pojawiały się w życiu Jacka. Mężczyzna nie może się oprzeć jej urokowi. Jedna noc to dla niego zdecydowanie za mało. Tylko jak znaleźć kobietę, która na podsuniętej jej umowie o zachowanie poufności podpisała się jako Julia Kapulet? Czy to oznacza, że wcale nie chce zostać znaleziona?

Ta historia jest naprawdę SPICY. Sugerowany wiek: 18+

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 449

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,9 (8 ocen)
4
1
1
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
wjasek2911

Nie oderwiesz się od lektury

Książka świetna pochłonęłam ją na raz ale niezmiernie irytuje mnie tłumaczenie footballu jako piłki nożnej, bądź footballisty czy jak to się tam pisze jako piłkarza toć to dwa całkiem różne sporty. Na dodatek raz pojawia się tłumaczenie poprawne a raz to złe nie wiem jak można coś takiego przeoczyć.
00
Justaq93

Z braku laku…

Książka może i byłaby fajna, gdyby główna bohaterka nie była taka tępa. Spoiler. Siostra odbija jej faceta, a ta im wyprawia huczne przyjęcie zaręczynowe w swoim domu, "bo jest największy i najładniejszy." Porażka życiowa. Na tym skończyłam czytać to dzieło.
00



Karta tytułowa

Gdybym paliła, trzymałabym teraz papierosa w ustach. Może nawet dwa.

Ale nie palę, więc zadowalam się żuciem paznokcia, wjeżdżając swoim małym fordem escape na zatłoczony parking restauracji Milano. Rozglądając się dookoła, rzucam okiem na kamienno-cedrową fasadę i migoczące lampy gazowe przy drzwiach. To pięciogwiazdkowa restauracja, jedna z najlepszych w Nashville, z miesięcznym okresem oczekiwania na rezerwację, ale facetowi, z którym się umówiłam na randkę, udało się ją załatwić w krótkim czasie. Zapunktował.

Wzdycham głęboko.

Kto, no powiedzcie mi, kto umawia się na randkę w ciemno i to w walentynki?

Najwyraźniej ja.

– Niniejszym wychodzę ze skorupy! – ogłaszam wszem wobec, choć nikogo nie ma obok.

Zgadza się. Dziś wieczorem spotykam się z Gregiem Zimmermanem, lokalnym meteorologiem z oddziału NBC w Music City. Podobno jest wysoki, ciemnowłosy, przystojny, nieco nerdowaty i świeżo po rozstaniu. Idealny dla mnie. Prawda?

Dlaczego więc jestem tak niespokojna?

Przez krótką chwilę zastanawiam się, czy nie udać bólu głowy. Cholera. Nie mogę tego zrobić. Po pierwsze, obiecałam mojemu współlokatorowi, Topherowi, że się z tego wywiążę. Po drugie, nie mam nic lepszego do roboty. Po trzecie, umieram z głodu.

A to tylko szybka kolacja, bez względu na to, co sobie wymyślił Topher. Pamiętam, co mówił dzisiaj w bibliotece. Miał na sobie koszulkę Grateful Dead, obcisłe dżinsy i podskakiwał w dziale romansów, jakby jechał konno. „Dosiadaj go jak rasowego konia, Eleno. Weź lejce, wbij w niego ostrogi i ujeżdżaj, aż następnego dnia nie będziesz mogła chodzić. Wymęcz go tak bardzo, że nazajutrz nie będzie mógł nawet powiedzieć: zapowiada się pochmurna pogoda z szansą na śnieg”.

Dmucham w kosmyk włosów, który wypadł mi z koka, a następnie starannie zakładam go za ucho. Dziś wieczorem żadnych wygłupów. Przyszłam tu na dobry posiłek. Włoska kuchnia jest moją ulubioną i już sobie wyobrażam miskę makaronu i pieczywo czosnkowe.

Wystarczy się przywitać, być miłym, zjeść i wyjść.

A poza tym, czym niby może mi grozić poznanie kogoś nowego?

Opuszczam lusterko wsteczne i sprawdzam swój wygląd. Jestem biała jak papier. Szperam w torebce, szukając szminki o odcieniu wiśniowej czerwieni, i nakładam ją na pełne usta, a następnie rozcieram nadmiar chusteczką. Wzdycham, przyglądając się swoim rysom, a potem poprawiam naszyjnik z pereł i dopasowane do niego kolczyki. Prawda jest taka, że nie ma we mnie nic spektakularnego. Mam zbyt ostry nos i jestem irytująco niska. Na boso mierzę ledwie sto sześćdziesiąt jeden centymetrów. Tak, ten dodatkowy centymetr jest bardzo ważny. Utknęłam gdzieś pomiędzy prawdziwie drobną sylwetką a tak zwanym rozmiarem standardowym i oferowane w sklepach ubrania są na mnie albo za długie, albo za krótkie. Jeśli chcę, by coś dobrze na mnie leżało, szyję to sama.

Kolejne spojrzenie w lustro i kolejne westchnienie. Mam nadzieję, że Greg nie będzie rozczarowany.

Wysiadam z samochodu i podchodzę do podwójnych dębowych drzwi o pięknej barwie. Portier w czarnym garniturze uśmiecha się i otwiera je przede mną.

– Witamy w Milano – mruczy, a ja głośno przełykam.

Wchodząc do holu i mrużąc oczy w ciemnym wnętrzu, pozbywam się wewnętrznych rozterek.

Cholera.

Nagle czuję pełznący po kręgosłupie strach.

Dlaczego tak nalegałam, by nie oglądać zdjęć Grega przed randką?

Przede wszystkim chciałam być… zaskoczona. Jeśli twoje życie jest tak nudne i przyziemne jak moje, to właśnie małe rzeczy je urozmaicają. Zamiast normalnej kawy spróbujmy miętowej latte. Niesamowite. Zamiast nosić włosy w kok, zróbmy z nich niechlujny węzeł. Niesamowite. Zamiast zobaczyć zdjęcie faceta, z którym umówiłaś się na randkę w ciemno, idź i rozglądaj się za mężczyzną w niebieskiej koszuli. Wtedy brzmiało to ekscytująco, ale teraz się przeklinam, skanując wnętrze. W holu nikt na mnie nie czeka. Napisałam do niego esemesa, by dać mu znać, że zatrzymały mnie korki, ale nie dostałam odpowiedzi. Być może siedzi już w środku.

Menadżerka sali prowadzi zakochaną parę do ich stolika na tyłach restauracji, zostawiając mnie w holu samą i niespokojną. Otrzepuję czarną ołówkową spódnicę. Może powinnam była przebrać się w coś bardziej zalotnego? Mam w szafie mnóstwo zwiewnych sukienek, które zostawiła mi w spadku babcia.

Nie.

To jestem prawdziwa ja, a jeśli nie spodoba mu się to, co zobaczy, cóż, mam to gdzieś.

Taka właśnie jestem.

Po kolejnych pięciu minutach, gdy menadżerka sali wciąż nie wraca, denerwuję się coraz bardziej i pocę, a do tego mam wilgotny kark. Gdzie ona się podziała? Ma przerwę?

Siadam na długiej ławce, wyjmuję telefon i wysyłam mu kolejnego esemesa:

Jestem w holu restauracji.

Żadnej odpowiedzi.

Zirytowana i głodna postanawiam, że sama go znajdę. Udając pewność siebie, której nie mam, wychodzę z holu i szybko okrążam wnętrze. Kilka minut później czuję się jak prześladowca, gdy przyglądam się klientom, więc staję w zacienionej niszy obok toalet, szukając mężczyzn, którzy samotnie spędzają dzisiejsze walentynki.

Topher powinien był wybrać inny wieczór na nasze spotkanie, biorąc pod uwagę moje okropne walentynkowe doświadczenia. Na licealnej potańcówce dla zakochanych mój ówczesny chłopak, Bobby Carter, wypił tyle ponczu, że zwymiotował na moją białą sukienkę. Za to mój chłopak z college’u wymyślił dla nas romantyczny wieczór, który polegał na zamówieniu jego ulubionego sushi, a następnie graniu z ziomkami w gry online. Mam dwadzieścia sześć lat i nie mogę sobie przypomnieć ani jednych przyzwoitych walentynek.

Oto on. Mój wzrok pada na wysokiego bruneta w niebieskiej koszuli z podwiniętymi rękawami odsłaniającymi przedramiona. Siedzi w odległym kącie, prawie ukryty przed wzrokiem. Wokół niego jest kilka pustych stolików i zastanawiam się, jak udało mu się zająć tak prywatne miejsce w ten popularny wieczór. Kelner stawia przed nim jedzenie, a ja zaciskam usta.

Zamówił beze mnie?

Dostrzegam jego telefon leżący na stole. Co za tupet! Dlaczego mi nie odpisał?

Jest wyższy, niż się spodziewałam, sądząc po tym, jak bardzo prosto siedzi w miękkim skórzanym fotelu. Chwileczkę. Wygląda trochę znajomo, jak twarz, którą widziało się przelotnie, ale nie wiadomo gdzie. Mama i ciocia Clara zawsze mają włączony telewizor w salonie piękności, więc możliwe, że faktycznie widziałam go w wiadomościach.

Wyjmuję z torebki białe okulary w kształcie kocich oczu i zakładam je, by lepiej mu się przyjrzeć. Serce mi wali, a w brzuchu zaczynają fruwać motyle. O cholera, nie. To nie może być on. On jest… naprawdę cudowny i nie mam tu na myśli zwykłego przystojniaka, ale gwiazdę filmową. Ciemne włosy zaczesał do tyłu, niesforne pasma z miedzianymi refleksami falują wokół jego twarzy i ocierają się o policzki. Są miękkie i jedwabiste, a do tego, moim zdaniem, zbyt długie jak na prezentera wiadomości, ale co ja tam wiem? Nie mam nawet telewizora.

Podnosi rękę, by odgarnąć włosy, a ja wytrzeszczam oczy na widok napiętych mięśni jego przedramion i bicepsów prześwitujących przez materiał. Ma wprost niewiarygodnie barczyste ramiona, które zwężają się ku klatce piersiowej.

No cóż, to musi być on, prawda?

Jestem we właściwej restauracji, a on siedzi przy stoliku sam. Ma na sobie niebieską koszulę. Jest brunetem. Wszystko wskazuje na to, że to on. Zazwyczaj najprostsze wyjaśnienie jest tym najlepszym. Dlatego to właśnie on musi być facetem, z którym umówiłam się na randkę?

Mężczyzna, o którym mowa, odwraca się, by wyjrzeć przez okno, stuka niecierpliwie palcami w stół, a ja przyglądam się jego profilowi. Długi prosty nos, pełne ciemne łukowate brwi i ostra linia szczęki. Zmysłowe usta z dekadencko pełną dolną wargą. Niemal grzeszną. Jest typem przystojniaka, który przyciąga wzrok. Patrzysz i patrzysz, by się upewnić, że to nie miraż. Znałam takich facetów na uniwerku w Nowym Jorku – seksownych, wysportowanych gości, którzy uprawiali sport. Nigdy nie zwracali na mnie uwagi. Obserwowałam, jak trenują, podczas gdy sama męczyłam się na jednej z tych okropnych maszyn. Piękne, wysokie i szczupłe dziewczyny, które się nie pociły, podlizywały się im, przynosząc ręczniki, butelki z wodą i seksowne obietnice.

Nie jest jednak napakowany jak ci krzepcy faceci z grubymi karkami i zarumienionymi twarzami. Jest muskularny i dobrze zbudowany, ale bez przesady. Jego mięśnie są bez wątpienia jędrne.

Eleno, napominam się w duchu. Dość już pisania wierszy o jego ciele. Facet ci się podoba i tyle.

Bierze łyk bursztynowego płynu, długimi opalonymi palcami ujmując szkło, a jego oczy wędrują po sali. Krążą po restauracji, jakby oceniał każdą osobę w zasięgu wzroku, a ja czuję jego seksowną obecność nawet z odległości kilku metrów. Przechodzi mnie dreszcz. Greg emanuje surowym, zwierzęcym magnetyzmem, który wypływa z niego falami.

„Jestem alfą! – krzyczy język jego ciała. – Przyjdź tu i rzuć mi wyzwanie”. Widzę, jak kilka kobiet mu się przygląda. Nawet niektórzy faceci się odwracają, by na niego spojrzeć. Szepczą między sobą, więc zgaduję, że ma niezłą oglądalność w wiadomościach.

Spogląda w moim kierunku, ale nie zatrzymuje na mnie spojrzenia. Nie jestem zaskoczona.

Chowam się z powrotem w cieniu.

Cholera. Zaciskam dłonie. Chciałam miłego kujonowatego faceta, a nie tę… seksowną bestię!

Sądząc po grymasie malującym się na jego twarzy, potrafi zrzędzić. Hej, kolego, życie jest zbyt krótkie, by być ponurakiem. Czym on się stresuje? Jestem tutaj!

A do tego widział moje zdjęcie. Topher tak powiedział.

Cóż, może tak naprawdę nie chce się ze mną spotkać.

Może ma nadzieję, że się nie pojawię.

Stukam niespokojnie stopą o podłogę. Powinnam już stąd wyjść. Naprawdę.

W domu czeka na mnie mnóstwo rzeczy do zrobienia. Trochę szycia, przytulanie się z Romeo.

Wokół mnie unoszą się zapachy restauracji Milano. Są pikantne i kuszące, a mój żołądek wydaje z siebie gniewny skowyt. Przestępuję z nogi na nogę. Każde miejsce, gdzie można coś zjeść, stąd aż do Daisy, będzie dziś zapchane po brzegi. W drodze powrotnej do domu zawsze mogę zajechać na stację benzynową, ale no naprawdę. Big Mac z frytkami w walentynki? Poza tym jutro będę musiała o wszystkim opowiedzieć całej mojej wścibskiej rodzinie. Tak bardzo się ekscytowali tą randką w ciemno: „Ach, Elena ma randkę z meteorologiem. Zapytaj go, czy to barometr w jego kieszeni, czy po prostu tak się cieszy na twój widok”. Ten ostatni suchar rzuciła ciocia Clara. Jeśli teraz stchórzę, to się nasłucham, bo bez względu na to, jak dzielną przybieram minę, wszyscy wiedzą, że od miesięcy nie jestem sobą.

Strzelam sobie motywacyjną gadkę: No dalej, Eleno. Weź się w końcu w garść. Nie możesz przez cały czas trzymać się na uboczu. Czasem trzeba wyjść ze strefy komfortu i sięgnąć po to, czego się chce. Co z tego, że facet jest tak seksowny, że róże by przy nim wysychały z pragnienia. Co z tego, że ma groźny wyraz twarzy. Umierasz z głodu. Zrób to dla porcji makaronu.

– To ty, prawda? – Nerwowy śmiech. – Jesteś tym facetem?

Podnoszę wzrok znad szklanki szkockiej i spoglądam na stojącą przede mną drobną kobietę o kasztanowych włosach. Staram się w miarę możliwości nacieszyć posiłkiem, choć to cholernie trudne, gdy moja twarz jest znana z mediów. Każde oko w tym miejscu albo na mnie patrzy, albo wyraźnie się odwraca.

Kobieta ma na sobie zapiętą pod szyję koszulę, czarną ołówkową spódnicę i buty na niskim obcasie. Przesuwam wzrokiem po twarzy intruza, bo tak ją traktuję, zwracając uwagę na upięte włosy i duże okulary w białych oprawkach.

Cholera. Kolejna reporterka. Zaciskam dłonie na kolanach i szukam wzrokiem faceta z obsługi. Oddycham głośno, gdy nie mogę go zlokalizować i opadam na oparcie skórzanego fotela. Wbijam w nią wzrok. Jestem jednocześnie podekscytowany i wkurzony.

– Tak, to ja – odpowiadam, a na twarzy mam wypisane „Czego, do cholery, ode mnie chcesz?”.

Ciemne rzęsy trzepoczą na tle jej kremowej cery, gdy zbiera się w sobie, a na delikatnej twarzy pojawia się wyraz determinacji. Przełyka i zanim zdążę zaprotestować, zajmuje miejsce naprzeciwko mnie.

Mrugam.

Głośno wypuszcza powietrze z płuc.

– Dzięki Bogu. Zdradziła cię niebieska koszula zapinana na guziki i to, że sam siedzisz przy stoliku.

Przesuwa wzrokiem po mojej klatce piersiowej, zatrzymując się na chwilę na ramionach.

– Cieszę się, że cię znalazłam. Wybacz mi spóźnienie. Robiłam sesję zdjęciową dla Romea, który ma sporo fanów na Instagramie, no a potem musiałam się przedrzeć przez centrum Nashville. Okropne korki.

Wybaczyć jej spóźnienie? Sesja zdjęciowa z Romeem? Imię brzmi znajomo. To jakiś nowy zawodnik w lidze?

– Hmm.

Ukrywam zmieszanie, biorąc kolejny łyk szkockiej i nieufnie wpatruję się w kobietę. Lawrence, mój PR-owiec, wspomniał o blogerce sportowej, która była dobrze nastawiona do mojej ostatniej porażki z fanami i mogłaby napisać przychylny artykuł.

Ale on wie, że nie cierpię reporterów. I dlaczego mi o tym nie powiedział?

Cholera, on zawsze coś robi, nie mówiąc mi o tym. Rozważam, czy do niego nie zadzwonić, by potwierdzić jej tożsamość, ale…

– A więc jesteś blogerką? – pytam.

Mina jej rzednie.

– Owszem, mam bloga.

– Hmm.

Wpatruje się we mnie przez kilka chwil i kręci głową.

– Obedrę Tophera żywcem ze skóry za to, że ci powiedział. Oczywiście on uważa, że powinnam powiedzieć wszystkim. Tyle że on nie rozumie, jak działają małe miasteczka, zwłaszcza Daisy. Gdy poznają twoje najgłębsze sekrety, to dosłownie nie myślą o niczym innym, gdy cię zobaczą na ulicy. I te szepty… Boże.

Obserwuję ją z opuszczonymi powiekami, oceniając. Nie znam nikogo o imieniu Topher. I dlaczego miałaby ukrywać swojego bloga? Może to jednak nie blogerka sportowa. Jestem przyzwyczajony do tego, że podchodzą do mnie głównie te kobiety, które kupują koszulki drużyny. W przeszłości, zwłaszcza na studiach i we wczesnych latach, gdy zacząłem zawodowo grać w futbol, podchodziłem do nich, wybierając te najpiękniejsze, i przyjmowałem ich oferty: klucze do pokoi hotelowych, kartki z numerem telefonu wciskane mi do ręki. Do tego były zawsze dziewczyny, które towarzyszyły nam podczas VIP-owskich imprez, ale ta nie pasuje do tej kategorii. Nie ma na sobie obcisłej sukienki. Jest dyskretnie umalowana i wygląda jak kujonka.

Mówi dalej:

– Powaga, to prawdziwa historia: ciocia Clara wprowadza swojego chłopaka do domu tylnymi drzwiami, aby ludzie z miasteczka go nie widzieli. Biedak parkuje samochód za kościołem i idzie do niej na piechotę. Ciocia ma czterdziestkę. Chciałabym, żeby po prostu powiedziała wszystkim, że jest zakochana w listonoszu. – Unosi elegancko jedną brew. – Scotty jest od niej o dziesięć lat młodszy i jest niezłą zdobyczą.

– Rozumiem.

Panna „czarne czółenka” dużo mówi. I wcale nie o piłce nożnej.

Uśmiecha się do mnie półgębkiem.

– Z pewnością wiesz, jak to jest. Nie chcieć przyciągać do siebie uwagi i trzymać osobiste sprawy w tajemnicy.

W rzeczy samej. Nawet delektowanie się szklaneczką whisky w miejscu publicznym sprawia, że popadam w paranoję. Wszystko, co robię, wyobrażam sobie jako nagłówek. „Jack Hawke pije! Czy to oznacza kolejną jazdę pod wpływem dla rozgrywającego z Nashville?” Złapano mnie na jeździe pod gazem pięć lat temu, w moim drugim roku w lidze, ale takich rzeczy nikt nie zapomina. Dużo wtedy imprezowałem. Myślałem, że sława i pieniądze czynią mnie niezwyciężonym. Byłem głupi.

– Tak, bardzo sobie cenię prywatność.

Biorę kęs makaronu, przeżuwam i przełykam, patrząc na nią. Obserwuję jej sztywne ramiona i sposób, w jaki oddycha. Łapie długie powolne oddechy, jakby naprawdę nie chciała tu być.

Cholera. Może ona wcale nie jest empatyczna. Może to wszystko jest tylko podstępem, żeby wyciągnąć ode mnie historię.

Mija kilka sekund, podczas których żadne z nas się nie odzywa, a ona wierci się trochę na krześle, nie spuszczając ze mnie wzroku. Niegrzecznie jest jeść dalej, ale żaden reporter, bloger ani przypadkowa osoba nie powstrzyma mnie przed…

Przygryza pulchne czerwone usta, jakby była zła. Są pełne i zbyt odęte, mają głęboki karmazynowy kolor. Trochę grzeszne.

Jej oczy ukryte za dużymi okularami w białych oprawkach przykuwają na kilka chwil moją uwagę. Mają żywy, akwamarynowy kolor, są podkreślone czarną kredką i gęstymi rzęsami. Ich spojrzenie przeszywa mnie nagle aż do szpiku kości.

– Wiesz, myślę, że to niegrzeczne, że zacząłeś kolację beze mnie, choć wysłałam ci esemesa i powiadomiłam, że się trochę spóźnię.

– Nie czytałem twojego esemesa, a umierałem z głodu. Przepraszam. – Wzruszam nonszalancko ramionami, wcale nie próbując brzmieć przepraszająco.

Do naszego stolika podchodzi kelner, poprawiając na sobie czarny garnitur.

– Proszę mi wybaczyć. – Spogląda na… kimkolwiek ona jest… a potem zwraca się znowu do mnie. – Tak mi przykro, że ktoś pana niepokoi. To dla nas najbardziej pracowita noc w roku. Mam wezwać ochronę?

„Czarne czółenka” przechodzi od zaniepokojenia do skrajnej irytacji. Wpatruje się w kelnera ze świętym wręcz skupieniem i oburzeniem na twarzy.

– Jestem dokładnie tu, gdzie powinnam być. To umówione spotkanie.

Otwieram szerzej oczy. Z pewnością ma na myśli spotkanie na gruncie zawodowym?

Kobieta się prostuje i obrzuca mój makaron tęsknym wzrokiem.

– Dla mnie będzie to samo, z dodatkowym chlebem. – Macha ręką, wskazując mój talerz z na wpół skończonym bolo­gnese. – I kieliszek czerwonego wina. Albo nie. Niech to będzie podwójny gin z tonikiem i plasterkiem ogórka. Właściwie gdybyś mógł przynosić kolejnego drinka za każdym razem, gdy dokończę, byłoby fantastycznie. Dziękuję.

Jej głos ma w sobie odrobinę południowego akcentu, który sprawia, że wszystko, co mówi, jest słodkie, a jednocześnie przepełnione nieustępliwością. Cały niemal drżę, gdy słyszę jej ton. Przypomina mi małego pudla, którego kiedyś miała moja mama. Był gotów do skoku w każdej chwili, gdy tylko pojawiła się niesprawiedliwość.

Kelner mruga, po czym spogląda z powrotem na mnie z błagalnym wyrazem twarzy.

– Jeszcze raz proszę przyjąć moje najszczersze przeprosiny…

Macham ręką, by dał już spokój, podejmując impulsywną decyzję, choć takie pomysły zwykle wpędzają mnie w kłopoty.

– Bez obaw. Nakarmmy tę damę, dobrze?

Kłania się głęboko i odchodzi, a ja przenoszę wzrok z powrotem na dziewczynę. Studiuję uważnie jej rysy, jakbym je katalogował po pobieżnym spojrzeniu sprzed kilku minut. Nie jest piękna jak modelka z kolorowego magazynu, ale ma w sobie coś urzekającego. Może to kwestia konserwatywnego ubrania, które zdradza delikatne krągłości ukryte pod spodem? A może chodzi o usta? Tak, zdecydowanie usta. I niezależnie od tego, czy jest to niezamierzone, czy nie, dobrze je wykorzystuje, w jednej chwili ściągając, a w następnej gryząc dolną wargę.

Jestem jednym z najlepszych rozgrywających w lidze, więc do moich specjalnych umiejętności należy odczytywanie wyrazu twarzy i grymasów, w których kryją się informacje o stanie gry na boisku. I nie mogę nie zauważyć, że patrzy na mnie tak, jakbym nie był nikim wyjątkowym, bez błysku podniecenia w oczach, trzepotania rzęsami, czy podziwu dla tego, co oznacza imię i nazwisko Jack Hawke. To fascynujące.

– Czy to… Czy twoja bluzka jest w małe latające świnki? – pytam, kierując wzrok na jej białą koszulę zapiętą na guziki, wykończoną półokrągłym czarnym kołnierzykiem z aksamitu.

– Tak. Tkanina pochodzi od projektanta z Nowego Jorku. Zamówiłam ją miesiąc temu i oszalałam na jej punkcie. Uszyłam z niej nawet poduszkę dla Romea.

– Czy to ten nowy skrzydłowy w drużynie the Saints? Ten, który dołączył do nich w zeszłym roku?

Przekrzywia głowę.

– Nie sądzę. To moja świnka miniaturka z brzuszkiem okrąg­łym jak bębenek. Została uratowana przed śmiercią i jest przesłodka. No dobrze, może nie przesłodka, ale i tak nie mogłam się oprzeć, by jej nie przygarnąć, gdy ktoś ją porzucił pod salonem fryzjerskim Cut ’N’ Curl naprzeciwko mojego domu. Była bliska śmierci. W zeszłym miesiącu ktoś zostawił na mojej werandzie pudełko kociąt z zaadresowanym do mnie listem. Nie do uwierzenia, prawda? Jakby wiedzieli, że się nimi zajmę. Znalazłam domy dla wszystkich z wyjątkiem jednego. Jesteś może zainteresowany? To czarno-szary uroczy kocurek, samodzielnie korzysta z kuwety. Przysięgam.

Wybucham śmiechem. Ta dziewczyna jest…

Skoro Romeo jest miniaturową świnią, a nie piłkarzem? O co tu chodzi, do cholery?

– Kota sobie odpuszczę.

– Każdy mężczyzna potrzebuje kota. Może cię zmiękczyć.

– Mam być bardziej miękki?

– Nie zaszkodzi. Ale do tego potrzeba więcej niż jednego kota. Wyglądasz na… – macha rękami wokół – spiętego.

Nie ma nawet pojęcia.

– Rozumiem.

– A więc wolisz psy? – pyta.

– Nie mam czasu na zwierzęta.

Krzywi się.

– Cóż, jeśli kiedykolwiek zmienisz zdanie, polecam kota. Nie mam nic przeciwko psom, ale one pokochają prawie każdego. Koty są bardziej wybredne, a mężczyźni, którzy się nimi opiekują, potrafią docenić ich zmienne humory i zdecydowanie lepiej radzą sobie z różnymi cechami osobowości, co może być kluczowe w związku. Ponadto koty są przezabawne. Czy masz pojęcie, ile jest filmików z kotami w internecie? Ponad miliard! Istne szaleństwo, nie?

Chyba raczej ona jest szalona. Kim w ogóle jest? A jednak czekam na każde jej słowo, czuję się coraz bardziej oczarowany i… zainteresowany.

– Mówiłaś o materiale. Naprawdę sama uszyłaś tę bluzkę?

Zsuwa okulary na czoło.

– Sklepy nie oferują odzieży, która odpowiadałaby mojemu gustowi czy sylwetce. Większość masowych ubrań jest tak naprawdę projektowana przez ludzi, którzy nie mają pojęcia, czego chce kobieta taka jak ja. Ale skoro wiesz o moim blogu… – Pąsowieje. – Wiesz już, że moją specjalnością jest bielizna.

Bielizna? Fabuła się zagęszcza.

Stukam palcami w stół, a wcześniejsze zainteresowanie znika. Czy ona chce ode mnie jakiegoś wsparcia? Przez krótki czas umawiałem się z dziewczyną, która chciała, żebym promował produkowane przez nią kosmetyki. Bez względu na to, czy początkowo mieli taki zamiar, czy nie, ludzie zawsze mnie w jakiś sposób wykorzystują.

Teraz to widzę: „Supergwiazda NFL Jack Hawke lubi, gdy jego dziewczyny noszą bieliznę marki X”.

Kelner stawia przed nią drinka, a ona wychyla go do końca, po czym odstawia szklankę na stół, wydając z siebie długie westchnienie.

– Dobry Boże. Potrzebowałam tego od momentu, gdy tu weszłam i próbowałam cię znaleźć.

Moje współczucie zaskakująco wzrasta i przyćmiewa wszelkie obawy.

– Zły dzień?

– Taa, zły rok – mówi ze śmiechem. – Przeprowadziłam się do Daisy z Nowego Jorku dwa lata temu i od tej pory jeden szalony dzień goni drugi. Rodzina, praca, moje małe miasteczko.

Odkładam widelec.

– Dla mnie to też był gówniany tydzień.

Kiwa głową.

– Spróbujmy jeszcze raz, dobrze? Opowiedz mi coś o sobie. Jak to jest być meteorologiem w telewizji?

Biorę właśnie łyk, gdy pada to pytanie, i drink staje mi w gardle. Krztuszę się, kaszlę i chwytam białą serwetkę, by zakryć usta.

– Wszystko w porządku?– Jej oczy są ogromne, świetliste, w kolorze morza.

– W porządku – mówię zduszonym głosem.

Myśli, że jestem meteorologiem? O co tu, u diabła, chodzi?

Potrząsam głową, przetwarzając to, co powiedziała wcześniej… o wysłaniu esemesa… o mojej niebieskiej koszuli… Jej oburzenie na kierowniczkę sali… Nagle wszystko układa się w całość. Randka. Oczywiście, jestem właśnie na randce w ciemno.

Dziewczyny próbowały przez lata różnych sztuczek, by dostać się do mojego łóżka. Pewnego razu, gdy byłem w trasie, wszedłem do pokoju hotelowego i znalazłem nagą dziewczynę w szafie. Ochrona hotelu musiała ją usunąć, ponieważ przez cały czas wykrzykiwała: „Kocham cię, Jack!”.

– Widziałaś, jak opowiadam w telewizji o pogodzie?

Krzywi się.

– Właściwie to nie. Wiadomości są niepokojące, a poza tym rzadko oglądam telewizję.

Pocieram kark.

– Zgodziłaś się na tę randkę, nie widząc mojej twarzy? To dość… odważne.

Uśmiecha się do mnie po raz pierwszy.

– To moja wersja niebezpiecznego życia.

– Jesteś fanką futbolu?

– Mężczyźni przepychający się na boisku w obcisłych spodniach i walczący o piłkę? Proszę cię… Za bardzo jaskiniowe. Wolę książki i podcasty. A ty?

Przyglądam się pustemu wyrazowi jej twarzy. O cholera.

Mija około dziesięciu sekund, a my po prostu wpatrujemy się w siebie.

Czuję, jak wzbiera we mnie podekscytowanie, najpierw delikatnie, a potem naraz pojawia się pragnienie i zalewa mi zmysły. Ona nie ma najmniejszego pojęcia, kim jestem. Nie zna mnie! Chcę ją przytulić. Może nawet przyjąć od niej pod opiekę tego kota. Żartowałem.

Śmieję się po raz pierwszy od tygodnia. To tak, jakbym znalazł się w równoległym wszechświecie, w którym dostaję powtórkę.

Cholera. Mam czyste konto, lśniąco białe.

Ale…

Jack. Nie możesz przecież nie ujawnić jej, kim jesteś. Jeśli myśli, że jestem facetem, z którym umówiła się tu na randkę, powinienem się przyznać i powiedzieć jej prawdę. Oszczędzić jej zażenowania, które się pojawi, jeśli przeciągnę sprawę.

Ale… Co mnie czeka po powrocie do domu poza pustym mieszkaniem i moją własną twarzą na kanale ESPN? Poza tym dziewczyna jest seksowna w dyskretny sposób. Wszystko ma zapięte na ostatni guzik i tylko czeka, by się rozluźnić. Spoglądam na jej obcisłą bluzkę, podziwiając pełne krągłości, które chcą rozerwać guziki i wyrwać się na wolność.

A ja lubię kobiece piersi.

No dalej, powiedz jej. Otwieram usta, ale wtedy ona się odzywa:

– Jaka jest twoja ulubiona część pracy? Gdy zapowiadasz śnieżną zamieć i wiesz, że miasto czeka na każde twoje słowo, więc po prognozie wszyscy pobiegną wykupić chleb i mleko?

Bierze ogromną porcję z talerza, który postawił przed nią kelner. Używając widelca i łyżki, przekręca makaron, dając mi kilka sekund na zastanowienie się nad odpowiedzią.

– Hmm, lubię chmury. I deszcz. Jest… mokry.

Rzuca mi szybkie spojrzenie i delikatnie ociera usta serwetką, przykuwając moją uwagę do swoich ultracienkich kości nadgarstków i eleganckiego sposobu, w jaki się porusza. Kiedyś, dawno temu, gdy byłem biednym dzieciakiem z Ohio, chciałbym pewnie narysować te dłonie, ich delikatność. Wygląda na tak kruchą, jakby mogła się złamać w moich ramionach.

– Wow, a więc lubisz chmury?

– Tak, te puszyste cumulusy. – Nie mam pojęcia, o czym mówię. – Są takie… białe.

– Rozumiem. – Marszczy brwi. – To przeze mnie, prawda? Za dużo gadam, spóźniłam się i byłam niegrzeczna dla kelnera, a ty tak bardzo nie lubisz…

– Elena? Co ty tu robisz? – Te słowa wypowiada krępy, dobrze ubrany, ciemnowłosy mężczyzna, który zatrzymuje się przy naszym stoliku. Przenosi wzrok na mnie i widzę, że natychmiast mnie rozpoznał. Mówi mi o tym sposób, w jaki rozdziawił usta. Tak, to prawda. On mnie zna.

Spoglądam na Elenę – swoją drogą dziękuję ci, Jezu, za to imię – a ona robi się kredowobiała. Obraca nerwowo perły wokół szyi. Marszczę brwi, a moje spojrzenie przeskakuje z niej na niego. Zastanawiam się, co ich łączy.

– Jestem na randce, Preston. Czy to nie jest oczywiste?

Facet się wzdryga i zdejmuje z niej wzrok, wbijając go we mnie. Oczy ma jak spodki

– Dzisiaj? Zakładałem, że będziesz w domu.

Elena sztywnieje.

– Nie siedzę i nie usycham z tęsknoty.

Preston wygładza krawat, zaciskając usta.

– Oczywiście. Po prostu gdybym wiedział, że tu będziesz, nie przyszedłbym tu z Giselle. – Kiwa głową, wskazując środek restauracji, nie odrywając wzroku od Eleny. – Właśnie przyjechaliśmy i siedzimy tam. Byłem w drodze do baru po kolejnego drinka i przypadkiem cię zobaczyłem.

Jej oczy rozbłyskują i wydaje mi się, że widzę w nich ból.

– Zapomnij, że mnie widziałeś. Wracaj do Giselle.

Mężczyzna wsuwa dłonie do kieszeni spodni.

– Nigdy nie chciałem cię zranić.

– Ale to zrobiłeś. Poza tym próbuję tu jeść. – Elena wskazuje na swój makaron. – A przecież wiesz, jak bardzo lubię jedzenie. Chyba pamiętasz?

Facet otwiera usta, by coś powiedzieć.

– Spadaj – mówię bardziej szorstko, niż zamierzałem.

Gość nie rusza się z miejsca, jego oczy są skupione na kobiecie, która siedzi naprzeciwko mnie. Omiata ją wzrokiem od stóp do głów, a jego twarz przybiera wyraz dezaprobaty.

– Nie mogę uwierzyć, że jesteś nim zainteresowana – rzuca pod nosem.

Cały się napinam. Czuję wręcz, jak sztywnieją mi ramiona.

Podchodzi do niej o krok bliżej.

– Wszyscy chcieli, żebyś się otrząsnęła, ale ten facet nie jest…

Wstaję z miejsca. Moje barczyste ramiona górują nad tym dupkiem i można powiedzieć, że zapomniał, jak bardzo jestem wysoki. Wyższy, niż wydaje się w telewizji. Zaciskam pięści, a wszystko, co wydarzyło się w tym tygodniu, narasta i grozi wybuchem. Zazwyczaj jestem opanowany, bo wiem, że inni analizują każdy mój krok, ale niech mnie diabli, jeśli pozwolę, by mówił do niej jak do dziecka.

– Wracaj do swojego stolika albo każę cię stąd usunąć – mruczę pod nosem. – To moja restauracja.

Podnosi ręce, jakby chciał mnie zastraszyć.

– Sama widzisz, Eleno. Ten facet to chodzące kłopoty.

Dziewczyna wzrusza ramionami.

– Może kłopoty to jest to, czego potrzebuję, Preston. Trochę przygody.

Facet rzuca mi spojrzenie, po czym ucieka przez salę i zajmuje miejsce przy blondynce.

Siadam z powrotem na krześle, łapiąc błyszczący wzrok Eleny.

Nie, proszę, nie płacz. Płaczące kobiety zawsze kojarzą mi się z matką. Częściej widziałem, jak płacze, niż jak się uśmiecha. To sprawia, że chcę od razu wszystko naprawić…

– W porządku?

Kiwa głową, jakby zbierała się w sobie, po czym odchrząkuje i patrzy na stół.

– Dziękuję, że go przegoniłeś. Nie miałam pojęcia, że tu będzie.

– Nie ma sprawy – mówię szorstko.

– A więc jesteś tu właścicielem?

Wzruszam ramionami.

– To po prostu dywersyfikacja. Nie chcę być szefem kuchni ani nikim takim. Knajpa wyglądała dobrze na papierze, więc ją kupiłem.

– Dlaczego powiedział, że sprawiasz kłopoty? – Elena zsuwa masło na kawałek chleba, spuszczając wzrok.

Robię pauzę.

– Kiedy jesteś sławny, ludzie albo cię kochają, albo nienawidzą.

Kelner zabiera mój talerz i stawia przed nią kolejny gin z tonikiem.

– To twój były, prawda? – mówię w końcu. – I niech zgadnę… jeszcze z nim nie skończyłaś?

– To długa historia. – Wzdycha, nadal na mnie nie patrząc.

Trochę doprowadza mnie to do szału. Chcę, by jej wzrok spoczywał na mnie. Ludzie zawsze się na mnie gapią. Dlaczego ona tego nie robi?

Wyobrażam ją sobie w swoim apartamencie, z rozpuszczonymi kasztanowymi włosami i rozłożonymi nogami. Na moim łóżku. Cholera. Skąd ta myśl?

Nie znasz jej, Jack. Dopiero co ją spotkałeś. Wyluzuj lepiej, chłopie.

Nie ma co, ładne kwiatki.

Nadal rzucam ukradkowe spojrzenia na zabójczo przystojnego faceta, z którym umówiłam się w ciemno. Kto by pomyślał, że facet pogodynka będzie tak seksowny? A ta jego klasycznie piękna twarz? Po prostu grecki bóg na sterydach. Nic dziwnego, że telewizja go uwielbia. To najpiękniejszy mężczyzna, jakiego kiedykolwiek widziałam. A do tego niezły z niego twardziel. Na myśl o tym, jak sobie poradził z Prestonem, górując nad nim i ledwo powstrzymując gniew, ogarnia mnie oszołomienie. Nie pamiętam, by dwóch mężczyzn kiedykolwiek się o mnie posprzeczało. Zwłaszcza gdy pochłaniam makaron, jakby to był mój ostatni posiłek.

Odchrząkuję.

– Topher wspomniał, że z kimś zerwałeś. Próbowałeś już portali randkowych takich jak Tinder? Mnie zabrało odwagi.

Marszczy brwi.

– Uważałbym na te serwisy. Nie używaj Tindera, o ile nie szukasz przygodnego seksu, Eleno. A nawet wtedy to niebezpieczne.

Rumienię się przez cały wieczór, ale teraz na moje policzki wpływa jeszcze większy szkarłat. Przykładam do nich dłonie. O tak, są gorące.

– No cóż, to prawda… ale może nie byłoby tak źle? Jak to szło? Bądź dobry, a będziesz samotny.

Marszczy brwi.

– Mark Twain?

Teraz czuję się naprawdę zainteresowana.

– No nie, czytasz klasykę?

– Postaraj się nie wyglądać na zaskoczoną.

Przesuwa wzrok po mojej twarzy i zatrzymuje się na moich ustach.

– Jakiego rodzaju książki lubisz, Eleno?

Nie odzywam się przez chwilę. Nie chcę wspominać o wszystkich romansach, które pochłaniam, więc trzymam się podstaw.

– Jestem bibliotekarką. Czytam wszystko.

– Chyba sobie żartujesz? Prawdziwą bibliotekarką? – Kiwa głową. – Powinienem był się tego domyślić.

Topher mu o tym nie powiedział?

– Dlaczego się uśmiechasz? – pytam.

Pochyla się ku mnie nad stołem, a ja czuję jego zapach. To męska woń zmieszana ze skórą i dobrą szkocką.

– Ponieważ pasujesz do fantazji każdego faceta o bibliotekarce. Jesteś inteligentna, wykształcona, nosisz duże okulary i obcisłą ołówkową spódnicę. – Jego białe zęby błyszczą w uśmiechu.

Och. A nawet Ach!

Stopa mi podryguje pod stołem, wsuwam okulary na nos. Ciągle się zsuwały. To dlatego, że pomieszczenie wydaje się teraz cieplejsze, a napięcie w powietrzu gęstnieje.

– Chyba powinnam dziś włożyć ołówek we włosy i mieć przy sobie książkę, żeby dopełnić stylizacji.

– Może następnym razem.

Serce mi wali, gdy tak na mnie patrzy, jakbym była kawałkiem belgijskiej czekolady. Rozglądam się po restauracji. Co to za wszechświat, w którym facet taki jak on fantazjuje o dziewczynie takiej jak ja? Nerwy puszczają mi coraz bardziej.

Odwróć uwagę, przekieruj rozmowę.

– Racja. Więc co zaszło między tobą a twoją byłą?

Zaciska wargi, a jego rysy twardnieją.

– Moja była zostawiła mnie dla zawodowego hokeisty, a potem napisała o mnie książkę, w której streściła nasze życie seksualne. Opowiedziała w niej też, że byłem przemocowym alkoholikiem.

O cholera.

– To prawda?

– Nie!

– W takim razie dlaczego to zrobiła?

– Ludzie robią najbardziej szalone rzeczy dla pieniędzy. Nawet ci, którzy twierdzą, że im na tobie zależy.

Na jego twarzy maluje się nagle zdystansowany, odległy wyraz. Rozumiem plotki i spustoszenie, jakie mogą wywołać. Preston i Giselle przemilczeli wszystko, co się między nami wydarzyło, ale całe miasteczko wie, że najpierw umówił się ze mną. Widziałam pełne politowania spojrzenia wszystkich, nie wiadomo, jakie historie wymyślili w swoich głowach. Biedna dziewczyna. Preston rzucił ją dla jej ładniejszej młodszej siostry. To nie do końca prawda, ale wypieram te wspomnienia.

– Chcesz, żebym skopała jej tyłek? Potrafię walnąć w tchawicę tak skutecznie jak najlepsi wśród nas.

Śmieje się.

– Nie.

Spoglądam na niego, zatrzymując wzrok na umięśnionych przedramionach, jasnobrązowych włosach, długich palcach i ostrożnym sposobie, w jaki pociera palcem wskazującym o brzeg szklanki. Rozpraszają mnie jego powłóczyste spojrzenia.

Wypity drink zdecydowanie zaczął działać, ponieważ mówię:

– Tylko zgaduję, ale założę się, że to, co napisała o seksie, było komplementem. – Biorę łyk drinka. – No wiesz, po prostu staram się znaleźć pozytywy. Co dokładnie napisała?

Przestaje przesuwać palcem po szklance i patrzy na mnie piwnymi oczami. Mrugam. Nie są brązowe ani żółte, ale gdzieś pośrodku. Nawet w słabym oświetleniu mają złoty, wyrazisty odcień w kolorze ciepłego wschodu słońca.

Powoli na jego twarzy pojawia się niewielki uśmiech, który się poszerza.

– Ach, Eleno. Ona nigdy o mnie nie zapomni.

Po kręgosłupie przebiega mi mrowienie. To arogancki komentarz, ale niech to, moja ciekawość zwycięża.

– Dlaczego? – Serce wali mi w piersi. Przeszliśmy od Marka Twaina do rozmowy o seksie, a ja siedzę na krawędzi krzesła.

– Czy ty mnie właśnie pytasz, jaki jestem w łóżku?

– No cóż, lepiej sama przeczytam tę książkę. Jaki ma tytuł? – Wyjmuję telefon. – Na Amazonie mają wszystko, prawda?

Rzuciłam mu wyzwanie, a on je podjął.

– Proszę, nie rób tego.

– W takim razie oszczędź mi czasu i pieniędzy, po prostu powiedz.

Wpatruje się we mnie przez pełne dziesięć sekund, a potem opuszcza powieki. Jego klatka piersiowa unosi się w głębokim oddechu.

Przełykam. Posunęłam się za daleko. Nie powinnam na niego naciskać. Pytam go o seks? Co jest ze mną nie tak? Winię za to Prestona i Giselle.

– Eleno – mówi cicho, jakby smakował moje imię, przeciągając jego trzy sylaby. Głos ma niski i ochrypły jak egzotyczny jedwab, głęboki, opalizujący złotem i granatem. Prześlizguje się nim po mojej skórze. – Powiedzmy, że wiem, jak zaspokoić kobietę, by pragnęła mnie w każdej chwili, gdy nie jesteśmy razem.

Sama chciałam przecież wiedzieć, prawda?

Że co?

No nie.

Biorę głęboki wdech.

Wyłączyli tu powietrze?

Dlaczego pocę się w środku lutego? Spoglądam na swojego drinka. Naprawdę powinnam przestać już pić.

– Nie masz nic do powiedzenia? – pyta łagodnie.

Teraz to rozumiem. Greg jest daleko przede mną w dziale seksownych chwil. Założę się, że posuwa laski na prawo i lewo. Pogodynkowe fanki. W końcu w Nashville jest celebrytą, o którym w dodatku napisano książkę! A z drugiej strony ja, która marnuję swoje najlepsze lata z wibratorem.

– To brzmi cudownie. – Staram się niczego nie zdradzić, mając nadzieję, że moja twarz nie jest znowu pąsowa. Cholerny Preston miał na sobie w łóżku pełną piżamę. Spodnie i górę! Łącznie ze skarpetkami. Fuj, te jego śmierdzące, odpychające czarne skarpety.

– Cudownie? – Uśmiecha się. – Cóż, to jeden ze sposobów, by to opisać.

Zmieniam temat.

– Preston spotyka się z moją siostrą. Widzisz ją tam? – Siedzę plecami do nich, ale kiwam głową w głąb restauracji. – To ta ładna i wysoka. Poznali się na naszym rodzinnym grillu czwartego lipca w zeszłym roku, kiedy przeprowadziła się z powrotem do Nashville.

– O cholera.

– Podwójna cholera. – Dopijam drinka, a kelner podbiega do mnie z kolejnym.

– Moja była chciała, żebym dał jej pierścionek zaręczynowy. Nie mogłem tego zrobić, więc odegrała się książką. Cóż, widocznie to nie była ta jedyna – dodaje po krótkiej pauzie.

Prycham.

– Ach, to. Mityczna „jedyna” czy „jedyny”. Doszłam do wniosku, że nie ma jednej szczególnej osoby dla każdego.

Przytakuje mi gorliwie.

– Zgoda. Ja też nie jestem fanem związków, bo przynoszą tylko ból.

Pochylam się nad stołem, by się do niego zbliżyć.

– Preston nie mógł nawet znaleźć mojej ł-e-c-h-t-a-c-z-k-i – literuję. – To tak, jakby… nie starał się ze mną wystarczająco mocno i chyba coś we mnie, nazwijmy to kobiecą intuicją, wiedziało, że czegoś nam brakuje, ale ignorowałam ten głos w mojej głowie.

Wzdrygam się, gdy zdaję sobie sprawę z tego, co ujawniłam.

Co ja robię? Za bardzo flirtuję. Przeliterowałam nawet łechtaczkę, a literuję słowa, gdy się denerwuję. Wzdycham i się wycofuję.

– Przepraszam. Ciągle paplam. Ta walentynkowa randka w ciemno była pomyłką…

– To nie pomyłka, Eleno.

Nie mogę uwierzyć, że poruszyłem temat mojej eks i jej kłamliwej książki o mnie. Może i Sophia była piękna i mówiła, że mnie kocha, ale w końcu ujawniła swoje prawdziwe oblicze. Przełykam, spoglądając w dół na szkocką. Na litość boską, wypiłem tylko jednego drinka, a mówię o wiele za dużo. Z jakiegoś powodu myśl o tym, że Elena przeczyta o mnie jako o porywczym playboyu z zamiłowaniem do picia i bicia kobiet, jest niepokojąca. Nie chcę zostawić po sobie takiego wrażenia.

Ona jest…

Odwzajemniam jej uśmiech. Jest prawie nieśmiała, ale nie do końca. Mówi z bezpośredniością, którą doceniam.

Czując na sobie nieprzyjazny wzrok, spoglądam jej przez ramię i marszczę brwi, bo Preston posyła mi ukradkowe spojrzenia w przerwach między gruchaniem do swojej towarzyszki.

Próbuję sobie wyobrazić, jak musi wyglądać jej życie w małym miasteczku, gdy ciągle ich widuje.

Istne piekło.

Wiem, jak patrzą na mnie dziennikarze i fani. Dla nich jestem imprezowiczem. Niegrzecznym playboyem. Spoglądają na mnie i widzą przegrany Super Bowl.

Elena pochyla się nad stołem, a jej zapach unosi się wokół mnie, słodki i świeży, jak miód zmieszany z wiosennymi kwiatami.

Ile czasu minęło, odkąd spotkałeś kogoś, kto nie ocenia cię na podstawie twojej przeszłości?

Pieprzyć to.

Jak dawno nie zaliczyłeś?

– Jak to jest być w telewizji? – Jest pochłonięta makaronem, porusza widelcem z gracją, ale łapczywie pochłania każdy kęs. Bierze kolejny kawałek chleba.

Ogarnia mnie niepokój. Nie lubię jej okłamywać.

– Wszyscy czekają, aż popełnię błąd, a po tym tygodniu moja kariera może być skończona. – Mówię jej prawdę.

Unosi dłoń i dotyka mojej, po czym ją cofa.

– Przepraszam. To brzmi okropnie.

Kiedy się porusza, blask świec podkreśla przezroczystość jej bluzki, a ja zamieram na widok koloru stanika pod spodem. Ma na sobie coś różowego i seksownego. Fala pulsującego ciepła uderza wprost w mojego kutasa.

Zastanawiam się, jakby to było mieć ją pod sobą, z nogami zaciśniętymi wokół mojej talii, pełnymi piersiami przy mojej nagiej klatce piersiowej, małymi piętami wbijającymi się w moje plecy.

Po prostu przestań, Jack, napominam się.

Milknę, marszcząc brwi, i wracam myślami do długiego szeregu kobiet bez twarzy, które pojawiały się w mo­im życiu i z niego znikały. Elena nie jest w moim typie. Ma złamane serce i wydaje się… miła. Ale, do cholery, ten węzeł niepokoju i napięcia, który rośnie w mojej piersi, jest dobijający.

Stukam palcami w blat, obserwując ją, gdy zjada ostatni kawałek chleba. Gdy kończę drinka, przenoszę wzrok z niej na klientów w restauracji, zastanawiając się, kiedy ktoś podejdzie i poprosi mnie o autograf albo mi powie, że jestem dupkiem. Cholera, nie chcę, żeby wiedziała, co ludzie naprawdę o mnie myślą…

Przygląda mi się.

– Nic nie mówisz.

– Tak.

– Dlaczego?

Marszczę brwi. Nie wiem, jak jej wyjaśnić, że to był ciężki tydzień, nie ujawniając jednocześnie swojej tożsamości.

A powinienem! Od razu.

– Zwykle nie jestem cichy. Mówię o wiele za dużo.

– Rozumiem.

Dalej, powiedz jej, Jack. Powiedz jej, że to nie z tobą się tu umówiła.

Bierze drinka ze stołu i wypija go do dna. Z westchnieniem składa serwetkę eleganckimi ruchami, a potem wstaje z wyrazem zadowolenia na twarzy, jakby właśnie ukończyła trudny projekt.

Prostuję się na krześle.

Idzie sobie?

Szpera w torebce i wyjmuje zwitek dwudziestek, które kładzie na stole.

– Co robisz? – pytam.

Krzywi się.

– Wracam do domu. Dziękuję za wspaniały posiłek. To powinno pokryć moją część. Miło było cię poznać. Może nawet zdecyduję się obejrzeć wiadomości.

Przestępuje z nogi na nogę, ale odwróciła się już w kierunku drzwi.

– Zaczekaj, Eleno.

Nie mam pojęcia, co się wydarzy, kiedy wstanę. Jest taka malutka, gdy stoi obok mnie. Ma z metr sześćdziesiąt pięć na obcasach. Lustruję ją od czubka głowy do stóp. Czarna spódnica opina jej apetyczną figurę w kształcie klepsydry. Jest pełna, krągła i bujna. Nie zauważyłem tego wcześniej. Cholera.

– Nie odchodź – mruczę.

Mój rozsądek krzyczy: „zakończ to, zakończ!”, ale ale ja go nie słucham. Nie wiem, jak się potoczy reszta mojego życia, lecz część mnie chce po prostu to wszystko odepchnąć i zapomnieć… z nią.

– Daj spokój. To było straszne. – Wypuszcza powietrze. – Spóźniłam się. Ty nie odpisałeś. Zjawił się mój były. To wszystko jest… nie tak.

– Przyznaję, moje umiejętności społeczne są do bani. – Podnoszę banknoty ze stolika i wkładam z powrotem w jej ręce, a nasze palce się stykają. – Może wyjdziemy stąd i pójdziemy gdzie indziej?

No i proszę, jestem impulsywny.

– Gdzie? – Jej twarz przybiera niepewny wyraz.

Mógłbym powiedzieć, że do innego baru, może na drinka lub deser, ale tam będą ludzie, którzy mnie znają; istnieje tylko kilka miejsc, w których czuję się komfortowo, a to jest jedno z nich. Odkąd rok temu ukazała się książka Sophii, nie wychodzę już zbyt często. Zamknąłem się w sobie, starając się jak najlepiej chronić własną reputację.

– Moje mieszkanie. To niedaleko stąd. – Robię krok do przodu i wsuwam jej rękę w zgięcie swojego ramienia. – Poza tym tutaj jest twój były i sama powiedz: nie chcesz wyjść stąd ze mną u boku?

– Naprawdę cię nie polubił. – Wpatruje się w podłogę, a potem patrzy z powrotem na mnie. – Ale nie chodzę do domu z mężczyznami, których nie znam.

– Eleno… – Urywam.

– Tak?

– A gdybym ci powiedział, że łechtaczka to moja specjalność?

Śmieje się, jej policzki płoną, gdy odchyla głowę.

– Nie powinnam była ci tego mówić.

– Każde słowo, którego używamy, ma znaczenie i cel, a ty je wypowiedziałaś. Jak myślisz, dlaczego?

Przygryza wargę, gdy tak stoimy twarzą w twarz, wpatrując się w siebie zbyt długo, a ludzie gapią się i prawdopodobnie robią nam zdjęcia swoimi telefonami.

– Są walentynki. Co jeszcze zaplanowałaś na dzisiejszy wieczór? Będziesz płakać do lodów z powodu swojego byłego?

– Któż to wie.

– Jestem lepszy niż lody.

– Najwyraźniej nie próbowałeś jeszcze smaku Rocky Road marki Ben & Jerry.

– Najwyraźniej nie próbowałaś jeszcze, jak smakuję ja.

Delikatnie dotykam jej pełnej dolnej wargi, przeciągając kciukiem po aksamitnej skórze. Czuję, jak mój kutas napina się pod rozporkiem.

Zamyka oczy i widzę, jak jej grdyka wędruje, gdy przełyka. Rozchyla usta.

– Ja… nie jestem pewna.

– Eleno, chcesz, żebym o to błagał?

Patrzę na nią cały napalony. Z sekundy na sekundę pragnę jej coraz bardziej, gdy tak stoimy i na siebie patrzymy.

Proszę, powiedz tak.

Rozglądam się po apartamencie na najwyższym piętrze hotelu Breton, eleganckim miejscu w pobliżu restauracji. Zerkam na Grega, który stoi przy minibarze i przygotowuje nam drinki.

Oczywiście nie potrzebuję kolejnego, ponieważ wypiłam już wystarczająco dużo i czuję alkohol we krwi. No i co ja wyprawiam, do cholery?

Byłam gotowa przerwać randkę wcześniej, bo nagle ucichł, a ja wiedziałam, że za dużo paplam o egzotycznych świniach, bezpańskich kotach i Prestonie. Jezu! Potrzebuję kilku lekcji randkowania.

Ale naprawdę było warto wyjść z Milano wspartą na jego ramieniu, podczas gdy Preston i Giselle gapili się na nas. Greg mnie objął i przyciągnął do siebie, gdy ich mijaliśmy, a potem wezwał samochód, którego kierowca podobno tylko czeka na jego sygnał, i zawiódł nas do hotelu.

Podróż przebiegła spokojnie. Wciąż rzucał mi krótkie spojrzenia, patrząc na moją twarz, a kiedy odwracałam wzrok, spuszczał oczy i spoglądał prosto przed siebie. Sprawiał wrażenie, jakby chciał coś powiedzieć, a ja uznałam, że jest tak samo zdenerwowany jak ja.

Kiedy weszliśmy do hotelowego lobby, szepnął, żebym ignorowała wszystkich, których tam zobaczę. W pobliżu nie było jednak nikogo z wyjątkiem ochrony. Napakowany facet stał przed podwójnymi drzwiami penthouse’u na dwudziestym piętrze, na które zawiozła nas winda.

Teraz Greg stoi plecami do mnie, a ja pochłaniam wzrokiem te niemożliwie barczyste ramiona i pasemka w kolorze mahoniu, jakby spędzał dużo czasu na świeżym powietrzu. Ma na sobie drogie szare spodnie, które z pewnością zostały uszyte na miarę. Materiał przylega do jego potężnych ud, zwężając się ku dołowi.

Obchodzi bar, dodając tonik do mojego ginu, jego ruchy są płynne i precyzyjne jak u tygrysa w dżungli. Greg, choć chodzi i mówi jak mężczyzna, pod tą ogładą jest czystym zwierzęciem.

Oblizuję wargi. Z jednej strony jestem gotowa do ucieczki, ale z drugiej powoli płonę od chwili, gdy stanął przed Prestonem, używając tego swojego niskiego ochrypłego głosu…

Odwraca się, a ja drgam.

Idzie, nie, kroczy w moją stronę.

Nawet go nie znasz i…

Potrzebuję tego, argumentuję samej sobie. Poza tym Topher przystawił mu pieczątkę „zatwierdzam”. Od miesięcy siedzę na tyłku w domu i potrzebuję czegoś, po prostu czegoś, co wyrwie mnie z marazmu i sprawi, że zacznę dalej żyć.

„Ograniczają cię tylko zasady, które sama sobie ustalasz. Żyj swoim życiem”, mówi babcia w mojej głowie. Powiedziała mi to, kiedy zrzuciłam na rodzinę bombę, oświadczając, że nie idę na medycynę. Chciała, żebym była wierna sobie. Myślę, że zaakceptowałaby pana pogodynkę.

Greg podaje mi drinka i bierze łyk swojego, jego oczy są na wpół przymknięte, a spod powiek przebija nuta dzikości. Sączę gin z tonikiem, nie odrywając wzroku od tego mężczyzny. Chcę być dzika. Chcę być dzika właśnie z nim.

Wcale nie, odpiera ten pomysł moja racjonalna strona.

– A więc to tutaj mieszkasz? – Odstawiam szklankę na stół. Głupie pytanie, Eleno, napominam się w duchu.

Zatrzymuje się na chwilę.

– Mam mieszkanie w pobliżu, ale penthouse jest blisko pracy.

Własna restauracja i dwie rezydencje? Greg jest bogaty.

– Rozumiem.

Zerkam na łóżko king-size w sypialni, którą widzę w głębi korytarza: wielka biała puchowa kołdra i miliony puszystych poduszek. W całym swoim życiu byłam z dwoma mężczyznami. Jednym z nich był Tad, mój ukochany ze studiów, który po ich ukończeniu przeniósł się do Doliny Krzemowej. Nie prosił mnie, żebym się z nim przeprowadziła – musiał znaleźć przyczółek w nowej pracy i miejsce do życia – a ja na niego nie naciskałam. Rozstaliśmy się, obiecując sobie utrzymywać kontakt i latać do siebie w odwiedziny, ale z jakiegoś powodu żadne z nas nigdy tego nie zrobiło. Mieliśmy miękki, wygodny związek, a po kilku miesiącach stwierdziłam, że prawie w ogóle o nim nie myślę. Rok temu sprawdziłam go w internecie i zobaczyłam, że niedawno się ożenił. Potem pojawił się Preston i proszę, jak to się skończyło. Mężczyźni wciąż ode mnie odchodzą. Zaczynam się zastanawiać, czy czegoś mi nie brakuje.

– Wyglądasz na zdenerwowaną, Eleno. Nie ma potrzeby.

Racja. To tak, jakby powiedzieć mojej świni, żeby nie jadła ogórków.

– Jeśli wolisz, żebym zadzwonił po samochód, który zabierze cię do domu, zrobię to. Po prostu pomyślałem, że ty i ja… mamy…

Jego głos się urywa, jakby nie był pewien, co powiedzieć.

– Nie trzeba. Chcę być tutaj.

– Dobrze.

Patrzymy na siebie przez kilka chwil, a ja się wiercę, przenosząc ciężar ciała z nogi na nogę.

Podchodzi bliżej i odstawia swoją szklankę na ten sam stolik, na którym stoi moja.

– Mogę rozpuścić ci włosy? – W jego głosie słychać wahanie; pociesza mnie myśl, że naprawdę jest zdenerwowany.

– Dobrze.

Szarpie moje starannie upięte włosy, które ułożyłam dziś rano przed pracą, a potem wzdycha, przeczesując dłońmi długie kosmyki, które opadają mi na plecy. Włosy są moim skarbem – długie, gęste i lśniące, w miedzianym kolorze, ze złotymi refleksami. Topher zawsze mi powtarza, że powinnam nosić rozpuszczone i że to mój najlepszy atrybut, ale łatwiej jest je upiąć lub zaczesać do tyłu za pomocą opaski.

– Piękne. Nie zdawałem sobie sprawy, że są aż tak długie – mruczy Greg.

Masuje dłonią skórę mojej głowy w sposób, który sprawia, że zbliżam się do niego, a moje ciało rozluźnia się i topnieje pod intensywnym spojrzeniem złotych oczu.

– Musisz podpisać kilka dokumentów. Nie masz nic przeciwko temu?

Dokumenty? Mrugam.

Przeciąga kciukiem po mojej dolnej wardze, delikatnie ją muskając, tak jak to robił w Milano.

– To nic wielkiego, umowa o zachowaniu poufności. Ze względu na to, kim jestem i co zrobiła moja była, nie chcę ryzykować. W porządku?

– Nie jesteś przecież aż tak wielką szychą.

Zatrzymuje się i robi krok do tyłu, a ja natychmiast chcę, by do mnie wrócił.

– Eleno, jest coś, co powinienem ci powiedzieć… – Pociera palcami twarz. – Cholera.

Waha się.

Wydycham powietrze. Preston odwozi Giselle do domu i mimo że będzie w piżamie i śmierdzących skarpetkach, to ja będę dziś sama.

– Jesteś żonaty? – pytam.

– Nie!

– Masz dziewczynę?

– Nie.

– Jesteś seryjnym mordercą?

Uśmiecha się.

– Nie, ale czy przyznałbym się do tego, gdybym był?

– Masz chorobę weneryczną?

Prycha.

– Skąd. Właśnie przeszedłem komplet badań, a do tego nigdy nie uprawiam seksu bez zabezpieczenia.

W takim razie dlaczego wygląda na tak zdenerwowanego? Może to przeze mnie? Zwykle nie wybiera kobiet takich jak ja.

Dalsza część rozdziału dostępna w pełnej wersji

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Rozdział dostępny w pełnej wersji

O AUTORCE

Rozdział dostępny w pełnej wersji

TYTUŁ ORYGINAŁU:

Not My Romeo

Redaktorka prowadząca: Ewa Pustelnik

Wydawczyni: Joanna Pawłowska

Redakcja: Magdalena Kawka

Korekta: Anna Burger

Projekt okładki: Kamil Pruszyński

Ilustracja na okładce: © SKIMP Art/ Adobe Stock

Copyright © 2020 by Ilsa Madden-Mills

This edition is made possible under a license arrangement originating with

Amazon Publishing, www.apub.com, in collaboration with GRAAL, sp. z o.o.

Copyright © 2024 for the Polish edition by Papierowe Serca

an imprint of Wydawnictwo Kobiece Agnieszka Stankiewicz-Kierus sp.k.

Copyright © for the Polish translation by Milena Halska, 2024

Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.

Wydanie elektroniczne

Białystok 2024

ISBN 978-83-8371-728-9

Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.WydawnictwoKobiece.pl

   

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Angelika Kuler-Duchnik