Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Kiedy krwawiące serce nie pozwala ruszyć dalej, przyklej plaster na tę ranę i żyj.
Jedna noc wystarczyła, by życie Blanki rozsypało się jak domek z kart i wszystko straciło sens. Choć jej bliscy z całych sił pragną pokazać jej, że wciąż ma powody, by cieszyć się życiem, Blanka nie potrafi wpuścić tej odrobiny radości do swojego serca. Chciałaby tylko cofnąć czas i znów być beztroską studentką. A może lepiej zapomnieć o wczoraj i spojrzeć w jutro? Tylko jak odnaleźć bezpieczeństwo, kiedy ktoś skutecznie uprzykrza jej życie? Jak poukładać sobie życie na nowo, kiedy przeszłość i głęboko skrywane sekrety nie dają o sobie zapomnieć?
Debiutancka powieść Kamili Śliwińskiej zagwarantuje Wam prawdziwie emocjonalny rollercoaster.
Wydanie DRUGIE
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 474
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Nie pozwól mi się bać copyright by © Kamila Śliwińska 2024
Copyright by © Bee Book Publishing
Copyright for the cover by © Marlena Sychowska
Wszystkie prawa zastrzeżone, All rights reserved
Wydanie drugie, Praszka 2024
Redaktor prowadząca: Patrycja Zblewska
Redakcja i korekta: D.A. Dziedzic IG OkiemRedaktora
Projekt okładki: Marlena Sychowska
Skład i łamanie: Violeta Cebulak
Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowana ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy.
Bee Book Publishing Polska
www.beemediagroup.com.pl/wydawnictwo
www.facebook.pl/BeeBookPublishingPL
www.instagram.pl/beebookwydawnictwo
Kamila Śliwińska
Niewysłowione szczęście, które przyprawia o zawrót głowy. Szczęście, które unosi wysoko, sięga dalej niż gwiazdy.
Uczucia, które sprawiają, że niebo jest naprawdę błękitne, bez żadnej ciemnej chmury, skazy.
Myślisz o miłości, o tym, ile ci daje, jak wzbogaca twoje życie, jaki rozpala w tobie płomień.
Jedno uderzenie serca później niebo spada ci na głowę, a owo serce z bólu kurczy się do rozmiaru ziarnka piasku.
Wszystko się sypie.
Nagle.
Bez litości.
Jak domek z kart.
Spowija cię mrok.
Znika całe to uskrzydlające szczęście i wiesz, że nic już nigdy nie będzie takie samo…
Nie tak to wszystko miało wyglądać. Idąc ponurym korytarzem uczelni, Blanka coraz bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że dziennikarstwo to jednak nie do końca to, co chciałaby w życiu robić. Jak bardzo musiała być zdesperowana i niepewna siebie, skoro wybrała takie studia tylko dlatego, że zdecydowała się na nie jej najlepsza przyjaciółka? Miały studiować razem, miało być przecudownie, ale tylko Monika czuła się na tym kierunku jak ryba w wodzie.
Westchnęła zrezygnowana. Na ostatnim roku studiów licencjackich już za późno na takie przytłaczające refleksje. Dodatkowo wszystko niepomyślnie zbiegało się w czasie. Musiała rozpocząć pisanie pracy dyplomowej, co przyprawiało ją niemal o gęsią skórkę, i przygotowywać się do nadchodzących zaliczeń. W natłoku tych nieentuzjastycznych myśli coraz mniej wierzyła też, że zda lutowe egzaminy. Nie mogła nic poradzić na to, że dopadł ją kryzys, więc zamiast więcej czasu poświęcać nauce, ostatnio skupiała uwagę na swoim chłopaku.
Mimowolnie rozchmurzyła się nieco, gdy tylko Sebastian wkradł się w jej myśli. Jej pierwsza prawdziwa miłość. Pierwszy mężczyzna, który jakimś cudem zdołał usidlić jej nieufne serce.
Z gmachu ogromnego budynku wyszła z postanowieniem, że jednak skupi się na problemach, a nie na swoim wspaniałym ukochanym, bo nie tylko sprawy studenckie zaprzątały jej głowę. Nie mogła pogodzić się z tym, że jej mama z powodu kiepskiej sytuacji finansowej wystawiła na sprzedaż ich rodzinny dom – dom, w którym Blanka mieszkała całe życie i z którym wiązało się tyle cudownych wspomnień. Myślała, że na zawsze zostanie w posiadaniu jej rodziny, a tymczasem z trudem znosiła wizyty kolejnych potencjalnych kupców i słuchała ich niewybrednych komentarzy na temat złego stanu dachu, podłóg czy schodów. Dodatkowo sen z powiek spędzał jej fakt, że będzie musiała zamieszkać z partnerem swojej mamy, dopóki ta nie znajdzie dla nich jakiegoś mieszkania. Jeśli w ogóle ostatecznie zechce je znaleźć. Po prostu bajka!
Głośno wypuściła powietrze z płuc, a potem zepchnęła wszystkie uporczywe myśli na dalszy plan, by choć na kilka chwil przestały ją zadręczać.
Założywszy na głowę czapkę, odetchnęła mroźnym grudniowym powietrzem i ostrożnie zeszła po posypanych piaskiem schodach. Próbowała ułożyć w głowie plan działania na najbliższe dni, kiedy ktoś radośnie wypowiedział jej imię. Zatrzymała się i rozejrzała. Natychmiast zauważyła uśmiechniętą twarz swojego chłopaka, który jak gdyby nigdy nic stał oparty o barierkę.
Blanka mimowolnie wywróciła oczami. Sebastian powinien być jeszcze w biurze. Ostatnio częściej niż zwykle wykorzystywał fakt, że będąc zatrudniony w rozwijającej się prężnie firmie logistycznej swojego ojca, mógł mieć naprawdę elastyczne godziny pracy. Jak dla niej – zbyt elastyczne.
Wolnym krokiem podeszła do niego i na powitanie rzuciła mu karcące spojrzenie. W niebieskich oczach ujrzała wesołe, zadziorne iskierki. Zimny wiatr rozwiewał jego lekko kręcone blond włosy, nadając mu tym samym zawadiacki wygląd. A kiedy w prawym policzku pojawił się uroczy dołeczek, Blanka niemal zapomniała o swoich obiekcjach.
– Chyba nigdy nie będę musiała się martwić, że zostaniesz pracoholikiem.
Sebastian w odpowiedzi przyciągnął ją do siebie i szybko pocałował. Praca to ostatnie, o czym w tym momencie myślał.
– Ja też się za tobą stęskniłem.
Skrzywił się lekko, gdy Blanka stanowczo wyrwała się z jego uścisku. Najwyraźniej nie była w humorze. Spojrzał na nią z ciekawością. Z podziwem obserwował, jak małe płatki śniegu zatrzymują się na jej gęstych, czarnych rzęsach, żeby po chwili opaść na słodko zaróżowione od mrozu policzki i się na nich rozpuścić. Długie, jasnobrązowe włosy wylewały się kaskadą spod wełnianej czapki, by swobodnie spływać po drobnych ramionach. Zanurzył się w spojrzeniu zatroskanych piwnych oczu i nabrał pewności, że rzeczywiście musiało stać się coś, co zburzyło spokój tej niepozornej osoby, uśmiechającej się do niego niepewnie, ale z czułością.
Blanka.
Jedyna kobieta, która doprawdy go oczarowała. Piękna, dobra, czasem zwariowana, cudowna. Zapragnął się dowiedzieć, co ją gryzie.
Dał znak dłonią, by ruszyli. Zbity śnieg skrzypiał pod ich butami, zapowiadając nadejście jeszcze większego mrozu. Na ulicach nie było nadmiernego tłoku. Kolorowe lampki, mikołaje i renifery widoczne w sklepowych oknach powoli wprowadzały atmosferę świąt. Mijani ludzie wydawali się spokojniejsi. Słońce to ogrzewało zmarznięte policzki, to chowało się za chmurami.
Sebastian poddał się tej niemal magicznej atmosferze i objął ukochaną ramieniem. Zauważył, że choć uśmiechnęła się do niego czule, w jej oczach czaił się smutek pomieszany z rezygnacją.
– Co ci jest? – zapytał łagodnie, wypuszczając z ust kłęby pary.
Blanka w odpowiedzi tylko energicznie potrząsnęła głową. Nie miała ochoty opowiadać mu o dylematach związanych z uczelnią, o tym, że wątpi w słuszność swoich wyborów. Nie chciała się przyznawać, że zamiast motywacji ma tylko zaległości. Nie przed Sebastianem, który studia miał już za sobą, zazwyczaj dostawał to, czego chciał, i któremu wszystko się udawało. Ale on oczywiście musiał drążyć temat.
– Coś nie tak na uczelni? – dopytywał. Milczenie Blanki wzbudzało w nim irytację, ale też niepokój. – Blanka – wymówił nieco ostrzej, a ona nerwowo rozbiła obcasem grudę brudnego śniegu.
– Mam zaległości w nauce, a zbliżają się zaliczenia – wyznała część prawdy zdenerwowana, ale też zawstydzona.
– Tylko tyle? Nie ty pierwsza i nie ostatnia – oznajmił z lekkością, choć wcale nie poprawił jej tym nastroju. Postanowił więc zmienić temat. – A jak tam poszukiwania sukienki na sylwestra?
Z jej ust wydobył się jęk pełen rozpaczy.
– Na tym polu również klęska.
Sebastian doprawdy nie rozumiał jej podejścia. Nawet w worku po ziemniakach wyglądałaby atrakcyjnie. Problem w tym, że ona kompletnie tego nie zauważała. Strasznie brakowało jej pewności siebie, a wszystko przez szpecące blizny po oparzeniu, którego doznała we wczesnym dzieciństwie. Zajmowały – według jej wyjaśnień, bo Sebastian jeszcze nigdy nie zobaczył wszystkiego – znaczną część brzucha. Tak bardzo się ich wstydziła. Przez to każda próba zbliżenia kończyła się fiaskiem. Co prawda przestraszył się, gdy zobaczył zaledwie ich część, po czym sam się wycofał, ale to był odruch. Od razu w jego głowie pojawiła się wtedy myśl, że Blanka musiała przeżyć coś potwornego.
Nigdy nie zapomni wstydu i rozczarowania, jakie ujrzał wtedy w jej oczach. Ten jego błąd na pewno ją zabolał. W dodatku jako nastolatka mocno przeżyła rozwód rodziców. Przez to jeszcze bardziej zamknęła się w sobie i – jak sama mu opowiadała – coraz trudniej szło jej nawiązywanie nowych kontaktów. I choć mogłoby się wydawać, że już dawno powinna przestać się tym aż tak przejmować, nadal niewystarczająco wierzyła w siebie. Zauważył to już podczas ich pierwszego spotkania.
*
Natknął się na nią w księgarni, gdy szukał prezentu dla młodszej siostry książkoholiczki. Stanął przed jednym z regałów, kiedy Blanka minęła go, nie zaszczyciwszy nawet przelotnym spojrzeniem. On przyzwyczajony był raczej do tego, że kobiety rzucały mu spojrzenia wręcz pożądliwe.
Zatrzymała się przed półką z tytułami przecenionymi. Ściągnęła z niej dwie dość grube książki i bezradnie wodziła wzrokiem od jednej do drugiej. Wyglądała przy tym tak zabawnie, że mimowolnie się uśmiechnął.
– Och, Mon, pomóż mi! – błagała dziewczynę, która przed momentem pojawiła się przy niej. – Nie mogę się zdecydować.
Mon, czyli Monika, przyjaciółka Blanki, jak się później dowiedział, zniecierpliwiona wzruszyła ramionami. Na jej twarzy malowała się nerwowość.
– Blanka! Jeśli twoje rozterki będą trwały tyle co ostatnim razem, to ja naprawdę oszaleję! Skoro to taki trudny wybór, weź obie.
Zanotował wtedy piękne imię obiektu swojego zainteresowania. Mina Blanki, choć nie miał pojęcia, jak to w ogóle możliwe, wyrażała jeszcze większą rozpacz.
– Przecież wiesz, że mogę sobie pozwolić tylko na jedną.
Przybliżył się do nich odrobinę, aby lepiej słyszeć rozmowę. Nie chciał wzbudzać podejrzeń, więc zdjął z półki pierwszą lepszą książkę. Udając, że wnikliwie czyta opis na okładce, przyglądał się rozgrywającej się przed nim scenie, a przede wszystkim zrozpaczonej w tak zabawny sposób młodej kobiecie. Była śliczna. Dziewczyna, której nie da się nie lubić, pomyślał wtedy.
Tymczasem ona z ciężkim sercem odłożyła jedną z książek. Z przygryzionymi wargami przyglądała się tej trzymanej w dłoniach.
– Nareszcie! – krzyknęła triumfalnie Monika, za co przyjaciółka uraczyła ją spojrzeniem pełnym wyrzutu. – Chodź w końcu do kasy, bo inaczej nigdy stąd nie wyjdziemy – rozkazała i ruszyła przed siebie.
Blanka została sama. Zrobiła krok naprzód, ale odwróciła się jeszcze w stronę odrzuconej przed chwilą książki. Westchnęła ciężko.
– Nie, nie mogę ci tego zrobić – wymamrotała i na powrót trzymała w dłoniach dwa egzemplarze.
W tym momencie nie wytrzymał i parsknął śmiechem.
– No nie! Dziewczyna mówiąca do książek!
Zreflektował się, gdy poczuł na sobie jej wzrok. Skrzyżowali wówczas spojrzenia po raz pierwszy. On rozbawiony, ona bardziej zmieszana niż zdenerwowana, choć w pierwszej chwili pomyślał, że pokaże mu język. W ostateczności spłonęła tylko rumieńcem, w pośpiechu odłożyła obie książki, a potem czym prędzej opuściła księgarnię. Nie czekała nawet na swoją przyjaciółkę. Ta pognała za nią, krzycząc coś o jubilerze i że obrazi się okrutnie, jeśli tam nie pójdą. Patrzył za nimi, a uśmiech nie schodził mu z twarzy. Odruchowo przyjrzał się książkom, które w pośpiechu porzuciła Blanka. Nie znał tych tytułów, ale przecież nie czytał zbyt często. Odłożył je na miejsce.
Zastanawiał się, czy kiedyś ją jeszcze zobaczy. W końcu to miasto to tylko trochę większe miasteczko, a on bardzo chciał spotkać ją ponownie.
W duchu wyrzucał sobie swój wybuch śmiechu. Mógł rozegrać to inaczej, na przykład poprosić ją o pomoc w wybraniu książki. Na pewno by się zgodziła, a wtedy skierowałby rozmowę na inny tor, umówiłby się z nią i kto wie co by z tego wyszło. A teraz? Zaprzepaścił taką szansę. Może ją jeszcze spotka? Z tego, co zrozumiał, dziewczyny wybierały się do jubilera, a w tej okolicy znajdował się tylko jeden taki punkt.
Pod wpływem impulsu zabrał obie oglądane przez Blankę książki i je kupił. Dla niego nie stanowiło to dużego wydatku. Przecież pieniędzy mu nie brakowało.
Kiedy opuścił księgarnię, dotarło do niego, co właściwie zrobił. Kupił książki dziewczynie, której kompletnie nie znał i której mógł już nigdy więcej nie zobaczyć. Zaśmiał się w duchu z własnej głupoty.
Przeszedł na drugą stronę ulicy, próbując wyrzucić nieznajomą z myśli. Wtedy znów ją zobaczył. Szła pospiesznie w kierunku księgarni. Nie zauważyła go. Szybko zniknęła w środku, a on wrócił pod drzwi budynku i nie wiedział, co robić. Pierwszy raz zdarzyło mu się coś takiego. Nawet nie potrafił opisać tego, co czuł. Zafascynowała go ta dziewczyna mówiąca do książek, a to, że tu wróciła, poczytał jako znak. Musiał tylko coś z tym zrobić.
Postanowił poczekać, aż wyjdzie z księgarni. Pojawiła się po minucie. Nerwowo wymamrotała pod nosem coś, czego nie dosłyszał, a potem zacisnęła usta w cienką linię. Jej brwi groźnie się zmarszczyły. Kurczowo ściskała pasek przewieszonej przez ramię torby, jakby od tego zależało jej życie.
Bez zastanowienia ruszył za nią.
–Hej! Hej, ty! – zawołał, ale nie zareagowała.
Przyspieszył, by nie zgubić jej w tłumie. Niechcący potrącił kilku przechodniów. Blanka szła naprawdę szybko. Zawołał ją po imieniu, lecz albo nie chciała zareagować, albo naprawdę go nie słyszała. Zdecydował się więc na desperacki krok.
– Dziewczyno mówiąca do książek! – krzyknął i obserwował jej reakcję.
Zatrzymała się, by po chwili z wahaniem spojrzeć za siebie. Kiedy już go zauważyła, nie wiedział, jak powinien odczytać wyraz jej twarzy. Wyglądała na zaskoczoną i bardzo nieufną, ale jej wzrok rzucał mu wyzwanie. Pomyślał, że ta dziewczyna musi mieć charakterek.
Niespiesznie zbliżył się do niej, a na twarz przywołał swobodny uśmiech.
– Cześć, Blanko – przywitał się wesoło, na co od razu podejrzliwie zmarszczyła brwi.
– Skąd wiesz, jak mam na imię? – zapytała ostro.
– Słyszałem, jak twoja koleżanka się tak do ciebie zwraca. No wiesz, tam, w księgarni. – Wskazał głową kierunek. – Bardzo ładnie przemawiasz do książek – zażartował, a ona po chwili wahania zaśmiała się szczerze, choć kiedy dłużej zatrzymał spojrzenie na jej piwnych oczach, speszona spuściła wzrok.
Czuł, że Blanka w każdej chwili może się spłoszyć, dlatego szybko zaczął rozmowę.
– Przepraszam za moje zachowanie w księgarni, ale twoje rozterki były naprawdę rozśmieszające.
Machnęła tylko ręką i wygięła nieznacznie usta.
– Czyli nie jesteś na mnie zła?
Pokręciła głową, lecz wyraz jej twarzy szybko się zmienił.
– A właściwie to jestem! – uniosła się nagle, czym wprawiła go w niemałe zaskoczenie. – Tak, jestem, i to bardzo! Przez ciebie nie kupiłam książek, na które od dawna poluję. Tutaj były w niskiej cenie, ale gdy po nie wróciłam, już ich nie znalazłam!
Zrobił zatroskaną minę.
– To smutne. Ale zaraz, zaraz… Czy nie mówisz przypadkiem o tych książkach? – W jego głosie pobrzmiewał zaczepny ton. Wyjął dwa egzemplarze z torby. Patrzył, jak oczy Blanki otwierają się szerzej ze zdumienia, a usta się rozchylają. Chwilę później zacisnęła wargi, a brwi mocno zmarszczyła.
– Kupiłeś je, żeby zrobić mi na złość? – zabrzmiała trochę groźnie.
Pokręcił głową.
– Nie, kupiłem je dla ciebie.
Nastąpiła chwila ciszy, podczas której wszystkie oznaki gniewu zniknęły z twarzy Blanki.
– Dla mnie? To kompletnie bez sensu. Po co to zrobiłeś? Przecież zupełnie mnie nie znasz. Mogłeś mnie już nigdy nie spotkać.
– Jak widać, miałem szczęście. – Puścił do niej oko.
– To i tak na nic. Nawet gdybym ci uwierzyła, nie przyjmuję prezentów od nieznajomych – oznajmiła twardo, na co on wyciągnął do niej rękę.
– Sebastian – przedstawił się. Po chwili wahania niepewnie uścisnęła jego dłoń. – Widzisz? Już się znamy. – Uśmiechnął się zawadiacko, ale na nią to nie podziałało.
– I tak nie mogę ich przyjąć… Ale mogę je od ciebie odkupić!
Zagwizdał.
– To cię będzie słono kosztować.
Cała nadzieja z niej wyparowała. Zagryzła wargi. Po takim wyznaniu zapewne zastanawiała się, czy w ogóle warto pytać o cenę. Westchnęła.
– Ile?
Udawał, że głęboko się nad tym zastanawia. Spoglądał to na jedną, to na drugą książkę, umiejętnie budował napięcie. Bawiło go, że Blanka tak bardzo to przeżywa.
– Ta – pomachał książką przed jej oczami – będzie cię kosztowała numer telefonu, a ta randkę ze mną.
Patrzyła na niego, jakby pochodził z innej planety albo miał nierówno pod sufitem. Cóż, może coś tam z nim było nie tak.
Blanka przygryzła policzek. Nie wiedziała, co odpowiedzieć. Nie zdziwiłby się zbytnio, gdyby nagle zaczęła przed nim uciekać.
– Mówisz poważnie? – wydusiła w końcu, a on skinął tylko głową. Zaśmiała się krótko. – Wariat z ciebie, naprawdę.
Podał jej najnowszy model smartfona, żeby wprowadziła do niego swój numer, co uczyniła nie bez wahania. Oddała mu telefon, a on od razu do niej zadzwonił.
– Sprawdźmy, czy jest prawdziwy.
W torbie Blanki rozległ się głośny dzwonek. Warunek został spełniony, wręczył jej więc jedną z książek.
– Proszę, jest twoja. Drugą dostaniesz po naszej randce.
– Tylko jedna randka i książka jest moja? – zapytała nieśmiało.
– Ty zdecydujesz, czy będzie ich więcej.
Spoglądała na niego z ukosa. Zapewne analizowała, czy nie stoi przed nią prawdziwy wariat. Na szczęście uznała, że nie. Randka odbyła się najpierw jedna, potem kolejna i choć niełatwo było zdobyć nieufne serce Blanki, w końcu udało mu się tego dokonać. Już po kilku spotkaniach stwierdził, że z całą pewnością nie zrezygnuje z tej charakternej kobiety, która choć miała jeszcze sporo z nastolatki, odmieniła jego świat.
*
Sebastian wciąż przebywał w krainie wspomnień, kiedy przed oczami szybko przeleciała mu dłoń Blanki.
– Halo! Wracamy do rzeczywistości! – Zaśmiała się z niego. – O czym tak myślałeś?
Uśmiechnął się pod nosem i przyciągnął ją do siebie.
– O niczym takim… dziewczyno mówiąca do książek.
Blanka się zatrzymała, by z czułością spojrzeć mu w oczy. Jej serce niespodziewanie zalała fala przyjemnego ciepła.
– Już dawno tak do mnie nie mówiłeś. Wspominałeś?
– Tak mnie coś naszło.
Wzruszona patrzyła na osobę, która sprawiła, że jej świat w końcu nabrał barw.
– Hej, co jest? – zagadnął nagle Sebastian. – Dlaczego tak na mnie patrzysz?
Pocałowała go w zmarznięty policzek.
– Tak po prostu. Kiedy na ciebie patrzę, widzę całe swoje szczęście.
Sebastian mocniej ją do siebie przycisnął, a potem przeszli na drugą stronę ulicy.
Po chwili marszu nierównym chodnikiem Blanka zatrzymała się przed ekskluzywnym sklepem z sukienkami i wpatrywała w kreacje na manekinach. Podejrzewała, że właśnie w tym miejscu mogłaby znaleźć idealną sukienkę na zabawę sylwestrową. Był tylko jeden mały problem – ceny.
Pokręciła głową i westchnęła zrezygnowana. Zaczęła ciągnąć swojego chłopaka dalej, ale on stał niewzruszony.
– Wejdźmy tam – zaproponował, a ona spojrzeniem zadała mu pytanie „po co?”, robiąc przy tym śmiesznie niecierpliwą minę. – No dalej – zachęcił, a że na nic się to zdało, sam przestąpił próg sklepu.
Blanka skierowała oczy ku niebu, ale poszła za swoim chłopakiem, bo nie widziała innego wyjścia. Od razu rozpłynęła się w panującym wewnątrz cieple. Aż westchnęła na widok tych pięknych, lecz kosztownych strojów.
Sprzedawczyni obsługiwała właśnie elegancką kobietę w średnim wieku, dlatego Blanka mogła swobodnie się porozglądać. Wszystkie sukienki niewątpliwie były bardzo gustowne, ale żadna specjalnie nie wpadła jej w oko. Przechadzała się między strojami, jakby od niechcenia dotykała tego czy tamtego i robiła wielkie oczy na widok cen.
– Znalazłaś coś godnego uwagi? – zapytał wciąż stojący w miejscu Sebastian.
Pokręciła głową i zaraz skierowała się do wyjścia.
Wtedy ją zobaczyła. Wisiała trochę z boku, jakby była gorsza od innych. Sukienka jej marzeń! Rzadko spotykana wiązana góra w kolorze szampana wspaniale dopasowałaby się do figury i podkreśliłaby wszystkie jej atuty, a długa, połyskująca czarna spódnica z rozcięciem niemal na całej długości wyglądała tak romantycznie!
Blanka wpatrywała się w nią jak w obrazek, aż w końcu odważyła się do niej podejść. Zdjęła ją z wieszaka i ostrożnie trzymała w dłoniach, jakby obawiała się, że to cudo w każdej chwili może zniknąć. Tak bardzo chciałaby ją mieć. Już widziała w niej siebie na zabawie, jak w tańcu kołysze się i układa ta boska spódnica i jak Sebastian trzyma ręce na seksownie podkreślonej talii. Wystarczyło jednak tylko jedno spojrzenie na metkę, by obraz ten szybko wyparował z głowy. Zacisnęła wargi. Ze stanowczością odwiesiła sukienkę na miejsce.
– Myślę, że powinnaś ją przymierzyć – zasugerował Sebastian, a ona posłała mu smutne spojrzenie.
– Myślę, że powinniśmy już iść.
Ruszyła ku wyjściu. On jednak nie odpuszczał. Zdjął sukienkę z wieszaka, a kiedy życzliwie uśmiechnięta ekspedientka wskazała dłonią przebieralnię, niemal siłą zaciągnął tam upierającą się przy swoim Blankę.
– Nie stać mnie na nią. – W jej głosie dało się usłyszeć prawdziwą rozpacz.
Sebastian zabrał od niej płaszcz i torbę i surowym wzrokiem nakazał przymierzenie. Stanowczym ruchem przesunął zasłonę, a potem czekał, aż jego ukochana zaprezentuje mu się w tym pięknym stroju. Po kilku chwilach zakłopotana wychyliła głowę zza zasłonki.
– Nie potrafię sama zawiązać. – Zarumieniła się lekko.
Na te słowa ruszyła do niej ekspedientka, ale Sebastian powstrzymał ją ruchem dłoni.
– Ja to zrobię.
Blanka spojrzała na niego wymownie, ale ostatecznie wpuściła go do sporej przymierzalni. Przytrzymywała spadającą sukienkę, kiedy on niespiesznie zawiązywał sznureczki. Nie omieszkał przy tym czule muskać palcami nagich pleców ukochanej.
Blanka czuła, jak w reakcji na tę pieszczotę jej skóra pokrywa się gęsią skórką. Kiedy w lustrze napotkała jego spojrzenie, uśmiechnął się do niej zaczepnie. Odgarnął jej włosy z karku, po czym złożył na nagim ramieniu dwa delikatne pocałunki.
– Jesteś piękna – wyszeptał, a ona oblała się rumieńcem. Szybko jednak odzyskała rezon i złapała się pod boki.
– Mówisz tak, bo w tej kreacji moje piersi wyglądają na pełniejsze!
Sebastian zaśmiał się krótko, po czym utkwił wzrok w jej dekolcie. Udawała oburzoną, ale po chwili westchnęła zrezygnowana, bo wiedziała, że nie kupi tej sukienki, choć wyglądała w niej, jakby miała się przechadzać po czerwonym dywanie.
– Rozsznuruj górę i chodźmy stąd – zażądała.
– Królewno, wyglądasz w tym jak prawdziwa królewna.
– Niepotrzebnie ją przymierzałam – rzuciła zgaszona, kiedy Sebastian zajął się już rozwiązywaniem.
– Dlaczego? – zdumiał się. Wprost nie mógł nacieszyć oczu widokiem ukochanej.
– I tak nie mogę jej kupić. Nie stać mnie na nią, dobrze o tym wiesz.
– Ale mnie stać – oznajmił beztrosko, czym zarobił karcące spojrzenie odbite w lustrze.
Blanka pokręciła głową.
– Nic z tego, jest za droga.
– Jest dla ciebie idealna!
– Sebastian. – W jej głosie zabrzmiało ostrzeżenie. – Dziękuję za pomoc, ale już sama sobie poradzę. – Wypchnęła go z przymierzalni.
Z niewysłowionym smutkiem spojrzała w lustro. Musiała przyznać, że ta suknia to ideał, ale nie mogła pozwolić, by Sebastian sprawił jej tak drogi prezent. I tak ją rozpieszczał. Często kupował jej czekoladki i książki. Za jego sprawą w jej pokoju pojawił się kolejny regał. Ale książki i czekoladki, choćby razem wzięte, nie stanowiły nawet części ceny tej sukienki. Nie, nie pozwoli, by jej ją kupił.
Nie odrywając wzroku od lustra, zastanawiała się, czy istnieje chociaż cień szansy na to, że dałaby radę kupić kreację. Stypendium przeznaczała na bieżące wydatki, od czasu do czasu ratowały ją dawane korepetycje, często chodziła w weekendy do supermarketów, by rozkładać towary na półkach, ale to i tak niewiele. Mogłaby poprosić mamę o pożyczkę. Szybko odrzuciła tę myśl. Mama harowała jak wół i miała na co wydawać pieniądze. Pewnie i tak nie dysponowała taką kwotą, a poza tym można by rzec, że nadal Blankę utrzymywała, choć ta w miarę możliwości dorzucała się do rachunków. Ale mamie to nie przeszkadzało. Sama pchnęła ją na studia dzienne i wzięła na siebie ciężar jej utrzymania, by córka mogła skupić się tylko na nauce. Nie, nie, mama odpadała.
Blanka przygryzła wargę. Może mogłaby poprosić o pomoc tatę? Nie, wykluczone. Odkąd jego druga żona straciła pracę, nie jest im łatwo, a przecież mają szesnastomiesięczne dziecko.
Zrezygnowana spuściła głowę, a potem szybko odwróciła się plecami do lustra. Czas pogodzić się z tym, że będzie musiała iść na zabawę w jakiejś taniej sukience i czuć się jak Kopciuszek wśród bogatych, wystrojonych w najlepsze kreacje partnerek członków zarządu, prezesów i dyrektorów z firmy ojca Sebastiana. Nie wspominając już o jego matce, która przy każdej nadarzającej się okazji wytknie jej modową wpadkę.
Wzięła głęboki, uspokajający oddech, szybko przebrała się w swoje rzeczy i czym prędzej opuściła przymierzalnię. Od razu napotkała surowy wzrok Sebastiana. Był na nią zły. Trudno. Ona na niego też. To przez niego weszła do tego sklepu i zakochała się w sukience, na którą nie mogła sobie pozwolić.
Minęła go bez słowa, odwiesiła przedmiot swoich westchnień na miejsce, a potem w biegu narzuciła na siebie płaszcz i opuściła sklep. Chwilę później dołączył do niej Sebastian.
– Dlaczego nie chcesz, żebym kupił ci tę sukienkę? – zapytał twardo.
– Jest za droga, twoja matka byłaby niezadowolona, a poza tym i tak kupujesz mi za dużo prezentów. – Patrzyła gdzieś przed siebie, byle tylko nie na niego.
Sebastian prychnął.
– Książki i czekoladki! Też mi prezenty!
Na te słowa Blanka się zatrzymała i odwróciła w jego stronę. Zabolało ją to, co powiedział. Wiedziała, do czego nawiązywał. W złości zmarszczyła brwi.
– Przepraszam, że nie zachowuję się jak królewna, którą tak lubisz mnie nazywać, i nie obwieszam się biżuterią. Przepraszam, że zamiast stać godzinami przed lustrem, by pójść z tobą na imprezę, wolę poczytać w zaciszu swojego pokoju albo urządzić sobie z Mon babski wieczór. Przepraszam, że nie spełniam twoich oczekiwań, ale taka już jestem i się nie zmienię. Widziały gały, co brały!
Przez chwilę mierzyli się twardym wzrokiem. W końcu Sebastian nie wytrzymał i zaśmiał się donośnie. Cała Blanka! Właśnie za to ją kochał. Uwielbiał w niej to, że nie podporządkowywała swojego życia jego zasadom. Podobało mu się, że nie przybiegała na każde jego zawołanie. Choć ich uczucie było głębokie i najprawdziwsze, nieustannie musiał zabiegać o jej względy. Czasem nawet bawiło go, że przegrywa z Moniką zmagania o to, z kim Blanka spędzi piątkowy wieczór. Oszalałby chyba, gdyby ukochana spełniała każdą jego prośbę bez zastanowienia.
Westchnął rozbawiony, podszedł do niej i mocno ją przytulił.
– Blanko Starska, jesteś niemożliwa, ale za to cię kocham! – Musnął jej usta swoimi.
Blanka nie chciała dać się tak szybko udobruchać, ale ta jego radość i piękny uśmiech podziałały na nią o niebo lepiej, niż mógłby to zrobić najsilniejszy środek uspokajający. I przecież nie będzie się z nim kłóciła na środku ulicy.
Odwzajemniła uścisk, po czym uśmiechnęła się do niego czule. Wszystko między nimi było już w porządku.
Ruszyli dalej w stronę osiedla domków jednorodzinnych, gdzie mieszkała Blanka. Słońce na dobre schowało się za chmurami, a wiatr nieco się wzmógł.
Nagle na ich drodze stanęła wysoka, bardzo ładna, zielonooka blondynka, uśmiechająca się od ucha do ucha.
– Cześć, Sebi! – zawołała wesoło i zrobiła gest, jakby chciała go uścisnąć albo ucałować, ale w ostatniej chwili się powstrzymała.
„Sebi”? Rany! Gdyby to Blanka go tak nazwała, i to w dodatku przy świadkach, nie odezwałby się do niej przez tydzień. Co najmniej!
– Och, cześć – przywitała się uprzejmie, bo Sebastian chyba nie zamierzał tego uczynić. Myślała, że to jakaś jego znajoma, on jednak zacisnął usta w cienką linię i patrzył na blondynkę zimnym wzrokiem. Na czole pojawiła się mu groźna zmarszczka. Na ten widok uśmiech od razu zniknął z twarzy dziewczyny, zastąpiony przez smutek i coś na kształt strachu. Odchrząknęła, jakby chciała pozbyć się z gardła ogromnej guli.
– Musimy porozmawiać – oznajmiła już całkiem poważnie. Na Blankę spojrzała tylko raz, i to przelotnie. Później udawała, że w ogóle jej tam nie ma.
Sebastian nie miał zamiaru z nią rozmawiać. Objął Blankę ramieniem, jakby chciał zaakcentować, kto w tym momencie jest dla niego ważniejszy.
– Nie mam teraz czasu, Olga – rzucił zniecierpliwiony, po czym zdecydowanie pociągnął za sobą Blankę.
– To ważne! – krzyknęła za nimi, a w jej głosie dało się usłyszeć nutę desperacji.
– Sebastian? O co chodzi? – zagadnęła nieśmiało Blanka, ale on tylko machnął ręką.
– Nic takiego.
Zaniepokojona odwróciła głowę, by spojrzeć na nieznajomą, ale ta natychmiast przeszła na drugą stronę ulicy i zniknęła wśród przechodniów. Blanka mogłaby jednak przyrzec, że wcześniej dostrzegła na jej twarzy łzy.
Kim była ta dziewczyna? Czego chciała od Sebastiana? Dlaczego potraktował ją w taki sposób? Zadała mu wszystkie te pytanie, ale nie doczekała się odpowiedzi.
– To nic, naprawdę. Nie przejmuj się tym, królewno. – Pocałował ją z żarem, jakby to miało zakończyć całą sprawę i spowodować, że o wszystkim zapomni.
Nie drążyła tematu. Skoro postanowił nic jej nie mówić, to i tak nic nie powie, bez względu na to, jak długo by nalegała. Szkoda strzępić sobie język. Nie chciała go też denerwować, bo spostrzegła, że to przypadkowe spotkanie i tak popsuło mu humor. Stał się milczący i przygaszony. Myślami błądził tam, gdzie jego ukochana nie miała dostępu. Nie słyszał nawet drażniącego skrzypnięcia starej furtki, kiedy Blanka ją otworzyła, a potem puściła go przodem. Nie okazał irytacji, gdy lekko się poślizgnął na obdrapanych schodach ani gdy z roztargnienia potknął się o próg. Stara, drewniana podłoga zaskrzypiała głośno pod jego stopami. W wiszącym w sieni lustrze spostrzegł własną, nieco udręczoną twarz, więc postanowił pozbyć się z głowy wszystkiego, co wpędzało go w zły nastrój.
– Cześć, mamo! Już jestem! – zawołała Blanka, kiedy tylko przekroczyła próg. – Mamo? – Odłożyła pęk kluczy do glinianej miseczki na szafce na buty. Nie doczekała się żadnego odzewu. Kiedy zdjęła okrycie i powiesiła je na wieszaku, ruszyła do kuchni, gdzie na kartce przypiętej magnesem do lodówki czekała na nią wiadomość.
Wyszłam z Brunonem. Nie wiem, kiedy wrócę.
Mama
PS Obiad masz w piekarniku. Smacznego!
Blanka z westchnieniem zmięła karteczkę w dłoni i wyrzuciła do kosza. Pominęła już fakt, że mama mogła jej po prostu wysłać SMS, ale jak widać, wolała tradycyjne metody. Miała na myśli coś innego. Znowu ten Brunon… Pierwszy po rozwodzie z tatą partner mamy. Nie chodziło o to, że nie chciała, by jej mama ułożyła sobie z kimś życie. Pragnęła jej szczęścia, ale do tego wysoko postawionego urzędnika, który nosił drogie garnitury i rzadko się uśmiechał, nie mogła się przekonać. To o tyle dziwniejsze, że Reginę, drugą żonę taty, polubiła od razu. I choć Brunon traktował jej mamę bardzo dobrze, nie widziała go w roli troskliwego ojczyma. Swoją drogą, nikogo takiego wcale nie potrzebowała. Czasem zachowywali się tak, jakby oboje postawili między sobą mur i żadne z nich nie chciało go zburzyć. W ogóle odnosiła wrażenie, że on wcale nie pasuje do mamy. Miały podobne charaktery i nie potrafiła zrozumieć, jak ona mogła zainteresować się kimś ciągle poważnym, bez poczucia humoru. Spotykali się jednak już od półtora roku i wyglądało na to, że tworzą udany związek. Może to ona powinna trochę odpuścić i dać Brunonowi szansę, zwłaszcza że miały z nim na jakiś czas zamieszkać. Chyba że mama zrezygnuje z kupna mieszkania, co wydawało jej się coraz bardziej prawdopodobne, i zostaną tam na stałe.
Z zamyślenia wyrwał ją Sebastian, który czule objął ją od tyłu.
– Wygląda na to, że jesteśmy sami – zamruczał jej do ucha.
– Na twoim miejscu nie cieszyłabym się tak. Znasz mamę. Może wrócić w każdej chwili – zgasiła jego entuzjazm i delikatnie wyswobodziła się z jego objęć. – Głodny? – Podeszła do piekarnika. – Dziś na obiad serwujemy… zapiekankę ze szpinakiem.
– Już jadłem – rzucił szybko.
– Hm. Ja chyba też nie będę głodna… – Zamknęła piekarnik, wzięła Sebastiana za rękę i poprowadziła go niemiłosiernie skrzypiącymi schodami do swojego pokoju, w którym właściwie czuł się jak u siebie. Znał na pamięć wystrój i rozmieszczenie mebli: łóżko stojące pod oknem, całe w poduszkach, trzy regały po brzegi wypełnione książkami, a oprócz tego biurko zastawione mnóstwem ich wspólnych zdjęć, stara jak świat toaletka do kompletu z szafą i fotelem, w którym Blanka mościła się wygodnie, kiedy czytała. Na podłodze leżał puszysty, brązowy dywan. Wszystko to stanowiło całkiem przytulne wnętrze.
Blanka postawiła torbę przy biurku, podczas gdy Sebastian już rozsiadł się wygodnie na jej łóżku. Zagłuszyła myśl, że to prawdopodobnie jeden z ostatnich dni, który spędzi w swoim ukochanym pokoju. Wyjęła stare notatki i pomachała nimi swojemu chłopakowi.
– Masz coś przeciwko temu, żebym się teraz pouczyła? – zapytała beztrosko, jakby i tak nie przejmowała się jego odpowiedzią. Sebastian wzruszył tylko ramionami. Usiadła więc na brzegu łóżka, wzięła do ręki kolorowy pisak, by zaznaczać, co już umie, a co koniecznie musi przyswoić.
Nagle coś zaczęło ją rozpraszać.
Sebastian delikatnie odgarnął jej włosy na bok, tak by zyskać lepszy dostęp do szyi. Złożył na niej kilka słodkich pocałunków, po czym lekko przygryzł ucho.
– Sebastian – upomniała go, śmiejąc się. – Miałam się uczyć.
– Mhm – zamruczał tylko, gdy zsunął jej z ramienia miękki sweter, a potem zaczął je powoli muskać.
Po chwili całował ukochaną z czułością i pożądaniem. Oszałamiały go jej zapach, gładkość skóry. Plik notatek wylądował na podłodze, a Sebastian mocno objął Blankę, po czym ułożył ją wygodnie na łóżku. Położył się na niej i namiętnie ją całował. Jego dłonie zgrabnie wsunęły się pod ubranie, by od razu poczuć gęsią skórkę na jej plecach i przebiegający po nich dreszcz. Przystopował jednak, kiedy wyczuł jej opór. Odepchnęła go leciutko, a wtedy znów zaczął całować jej szyję, wsłuchując się w przyspieszone oddechy.
– Sebastian… Mama może w każdej chwili wrócić – wyszeptała, kiedy jej rozsądek rozpoczął walkę z namiętnością.
Pragnęła to zrobić z nim i tylko z nim, ale nie w tej chwili, nie dlatego, że akurat nadarzyła się okazja. Nie chciała robić tego w stresie z obawy przed nagłym powrotem mamy. Marzyła o wyjątkowym, magicznym przeżyciu wypełnionym ich miłością, a nie o zwykłym akcie seksualnym. Tak, większość powiedziałaby jej, że naczytała się za dużo książek, ale ona nie czuła się jeszcze gotowa. Nie na to, by zaprezentować mu ciało oszpecone bliznami po poważnym poparzeniu, bo gdy jeden jedyny raz pokazała mu zaledwie cząstkę, omal nie uciekł z krzykiem. Chyba do końca życia nie zapomni jego zmieszanej miny i dałaby wszystko, by nigdy więcej nie wywołać w nim takiej reakcji.
– Sebastian, nie teraz.
Chłopak wydał z siebie zrezygnowane westchnienie. W końcu przerwał pieszczoty. Zsunął się z niej i usiadł na łóżku, by nerwowo przeczesać włosy dłonią. Blanka zakłopotana usadowiła się za nim. Z bijącym szybciej sercem przytuliła policzek do jego napiętych pleców.
– Jesteś zły? – zapytała nieśmiało w obawie, że nie zaprzeczy.
– Nie – rzucił zbyt szybko, a ona zrezygnowana i smutna spuściła wzrok, bo jego ton wskazywał na coś zupełnie innego.
W takich właśnie sytuacjach rzucała się w oczy różnica doświadczeń między nimi. Ona – zakompleksiona, bojaźliwa, niegotowa, by uczynić ten ważny krok. On – beztroski, temperamentny, pewny siebie, czekający na ten krok już od dawna.
Przestała się do niego przytulać. Ze zmartwioną miną usiadła w dość dużej odległości od niego, ze wzrokiem utkwionym w luźno zwisających z łóżka stopach. Szybko otarła z policzka niechcianą łzę.
Czuła się źle. Nie chciała zawieść oczekiwań ukochanego, ale nie chciała również robić niczego wbrew sobie. Nie potrafiła znaleźć dobrego wyjścia z tej sytuacji. Odtrąciła go po raz kolejny. Ile jeszcze razy to zrobi, zanim będzie miał dość? Kochała go całym sercem i nie chciała go stracić, ale bała się odrzucenia. Wiedziała, że nie lubi brzydoty, a taka była właśnie poparzona część jej ciała – brzydka. Nie miała pewności, czy i tym razem nieładny widok by go nie odstraszył. Drugi raz by tego nie zniosła.
Zadrżała mimowolnie, gdy poczuła na plecach jego dotyk.
– Przepraszam, królewno. To naprawdę nie jest odpowiedni moment. Nie, kiedy nie jesteś na to gotowa. – Uśmiechnął się łagodnie, a w jego oczach ujrzała tylko uczucie. Przytuliła go z całej siły, a on pocałował ją w policzek. – Wróćmy lepiej do twoich notatek – zaproponował i pozbierał z podłogi rozrzucone kartki. – Będę cię przepytywał.
Blanka mogła teraz spokojnie skupić się na nauce, bo wszystkie obawy zepchnęła na dalszy plan. Miała nadzieję, że już do niej nie wrócą. Po jakimś czasie stwierdziła, że przyswajanie wiedzy poszło jej dosyć sprawnie.
– Kocham cię, wiesz? – Uśmiechnęła się uroczo.
– Mówisz tak tylko dlatego, że pomagam ci w nauce. – Udawał oburzonego, a ona w odpowiedzi posłała mu całusa.
Chwilę później Sebastian opuścił jej dom. Nigdy się nie przyznał, dokąd się udał.
Tego wtorkowego ranka Blanka zyskała pewność, że jej budzik jest bezwzględny. Jak mógł wyrwać ją ze snu akurat w momencie, gdy Sebastian klęknął przed nią z małym pudełeczkiem w dłoni? Westchnęła z rozmarzeniem, ale szybko doszła do siebie. W końcu Sebastian nie należał do osób, które przywiązują wagę do takich rzeczy, i na pewno jeszcze mu to przez myśl nie przeszło.
Zwlekła się z łóżka akurat w chwili, gdy dzwonek jej telefonu obwieścił nadejście SMS-a. Myślała, że to jej ukochany jak zwykle życzy jej miłego dnia albo prosi, by na siebie uważała. Czasem pisał po prostu „Dzień dobry, królewno!” albo wysyłał jej czerwone serduszko. Takie drobne gesty umacniały ją w przekonaniu, że mimo wszystko naprawdę mu na niej zależy.
Tym razem jednak to Monika informowała, że nie zjawi się na pierwszych zajęciach. Blanka przyjęła to do wiadomości, a potem wysłała Sebastianowi kilka ciepłych słów na miły początek dnia. Długo czekała na odpowiedź, ale się nie doczekała. Zdziwiło ją to, choć się tym nie przejęła. W końcu raz na jakiś czas mógłby mieć zapracowany poranek.
Kiedy gotowa na przeżycie kolejnego dnia zeszła do kuchni, mama już skończyła śniadanie i właśnie wstawiała naczynia do zlewu. Wyglądała jak zwykle z jasnobrązowymi włosami upiętymi w kok oraz lekkim makijażem, który prawie zakrywał oznaki zmęczenia. Od razu spojrzała w kierunku córki, gdy ta chrząknęła znacząco i zasiadła przy stole.
– Więc… Jak się udała wczorajsza randka? Późno wróciłaś. – Blanka zrobiła przebiegłą minę, a potem wzięła z talerzyka kanapkę i zabrała się za jedzenie.
Mama uśmiechnęła się półgębkiem, a potem spojrzała na zegarek i ruszyła w kierunku drzwi.
– Mam do ciebie prośbę. Wróć dzisiaj prosto do domu, dobrze? Ja będę dopiero wieczorem, a ktoś musi pokazać dom potencjalnym kupcom. Zapowiedzieli się na piętnastą – oznajmiła i już jej nie było.
Blanka straciła apetyt. Przygarbiła się, jakby właśnie przygniótł ją wielki ciężar. Rozglądała się po kuchni, chcąc zapamiętać każdy szczegół. Budynek wymagał porządnego remontu, ale jeśli miałaby wybór, nie zamieniłaby go na żaden inny. Ze smutnym westchnieniem podniosła się z miejsca, by podejść do futryny, na której tata całe lata temu zaznaczał jej zmieniający się wzrost. Niemal z namaszczeniem dotknęła każdej wyżłobionej kreski, a potem z zaciśniętymi ustami udała się do salonu. Wzięła kilka głębokich oddechów, zanim bez sił opadła na starą sofę.
Myśl, że będzie musiała się stąd wyprowadzić, a jej pokój zajmie inna osoba, wywoływała dokuczliwy ból w sercu. Przecież mieszkała tu od zawsze. To był jej dom. Wiązały się z nim przeróżne piękne wspomnienia.
Mimowolnie omiotła wzrokiem wszystko, co miała w jego zasięgu. Farba na ścianach dawno wyblakła. Sufity poszarzały, a zwisające z nich żyrandole już jakiś czas temu wyszły z mody. Deski podłogowe niemiłosiernie skrzypiały pod naciskiem stóp i wyglądały na bardzo zużyte. To samo tyczyło się schodów. Czas odcisnął tu swoje piętno, a pieniędzy na remont brakowało, ponieważ całe oszczędności pochłonęła zeszłoroczna wymiana pieca. Jeśli dodać do tego przeciekający dach…
Zdała sobie sprawę, że w ich sytuacji sprzedaż domu to jedyne rozsądne wyjście. Musiała przyznać, że odkąd mama ją o tym powiadomiła, zauważyła w jej zachowaniu znaczącą zmianę. Helena nagle przestała się tak o wszystko zamartwiać, częściej się uśmiechała, jakby pozbyła się poważnego kłopotu. Nie miała łatwego życia, a teraz pojawiła się szansa, by w końcu jej ulżyło. Ta świadomość podniosła Blankę na duchu.
W nieco lepszym nastroju wróciła do kuchni i w samotności dokończyła jedzenie, a potem spakowała zrobione przez mamę drugie śniadanie. Uśmiechnęła się rozczulona.
– Mamo, jestem już duża i sama potrafię sobie przygotować jedzenie na uczelnię – zawołała, a jej głos rozszedł się donośnie po pustym domu.
Często się denerwowała, że Helena traktuje ją jak bezradne dziecko, ale to robienie posiłków akurat lubiła. Blanka podejrzewała, że całe przewrażliwienie mamy na jej punkcie brało się z tego, że odkąd tata się od nich wyprowadził, próbowała go jej zastąpić. No i miała tylko ją, swoją kochaną córeczkę. Jakoś chyba przegapiła moment, kiedy ta jej mała córeczka dorosła.
Blanka wyszła z domu z postanowieniem, że nie będzie się dziś niczym zadręczać. Na uczelni zapowiadał się lżejszy dzień, wymieni się ploteczkami z Moniką, a po zajęciach jak zwykle spędzi trochę czasu z Sebastianem. Może gdzieś dzisiaj wyskoczą? Szybko porzuciła ten pomysł, bo przypomniała sobie, że musi wracać prosto do domu.
Mimowolnie wciągnęła w płuca orzeźwiające, mroźne powietrze. Jej myśli skierowały się na inny tor. Sebastian nadal nie odpowiedział jej na wiadomość. Niepokoiło ją to. Nie wierzyła, że nie znalazł nawet chwili, by się do niej odezwać. Widocznie musiał mieć ważny powód. Żywiła tylko nadzieję, że wszystko w porządku. Nie zadzwoniła do niego i nie wysyłała kolejnych wiadomości, by nie wyjść na histeryczkę.
Kiedy szła powoli prawie pustą ulicą, poczuła na sobie czyjś natrętny wzrok. W odległości kilku metrów stała wysoka blondynka i zawzięcie się w nią wpatrywała. Blanka przystanęła na moment. Skądś znała tę młodą kobietę. Nie trwało długo, nim przypomniała sobie, że to Olga – dziewczyna, która zaczepiła poprzedniego dnia ją i Sebastiana. Hm, właściwie tylko Sebastiana, bo Blankę przecież zignorowała. Tym razem jednak wpatrywała się w nią zmrużonymi oczami, jakby oceniała ją jako rywalkę. Chwilę później twarz Olgi zupełnie zmieniła wyraz. Pojawiły się na niej bezradność i smutek. W końcu zrobiła grymas, jakby broniła się przed płaczem. Obróciła się na pięcie i pobiegła przed siebie, by zniknąć w jednym z podniszczonych budynków.
Zdumiona Blanka stała jeszcze chwilę w miejscu.
Kim, do diaska, była ta kobieta? Czego chciała od Sebastiana? Dlaczego na nią samą patrzyła takim wzrokiem? Wczorajszy niepokój wrócił, by zaatakować ze zdwojoną siłą.
Ruszyła dalej w kierunku uczelni. Nie mogła zebrać myśli. Cały czas miała przed oczami tajemniczą blondynkę z tym dziwnym niepokojem w oczach. A najgorsze było to, że w powstałym trójkącie tylko ją pozbawiono dostępu do informacji.
Kiedy od uczelni dzieliło ją już tylko kilkadziesiąt metrów, wyjęła z torby telefon, by skontaktować się ze swoim chłopakiem. Nie miała zamiaru zasypywać go swoimi obawami. Chciała go tylko usłyszeć. Wsłuchiwała się w kolejne sygnały, aż w końcu beznamiętny głos poinformował ją, że ma zostawić wiadomość po sygnale. Nie zostawiła. Rozczarowana wrzuciła telefon z powrotem do torby, a potem pisnęła z przerażenia, bo ktoś nagle od tyłu potrząsnął ją za ramiona. Zdezorientowana nie wiedziała, co się dzieje, ale wszystko się wyjaśniło, gdy usłyszała znajomy śmiech. Z naburmuszoną miną odwróciła się, by stanąć twarzą w twarz ze swoim przyjacielem Dominikiem.
W takich chwilach zawsze się zastanawiała, co skłoniło ją do zakumplowania się z nim już w przedszkolu, a potem do utrzymywania tej bliskiej relacji najpierw w podstawówce, a później gimnazjum. Ich drogi się rozeszły, kiedy poszli do różnych liceów, przez co z czasem urwał im się kontakt, los postanowił jednak znów skrzyżować ich ścieżki na studiach. Wieloletnia znajomość rozkwitła na nowo, z czego oboje bardzo się cieszyli, bo znali się jak łyse konie. Ale w tym momencie fakt ten nie miał dla Blanki najmniejszego znaczenia. Nie umniejszał wściekłości, jaką chwilowo pałała za to, że przyjaciel tak ją wystraszył. Za karę uderzyła go w ramię, lecz on prawdopodobnie tego nie odczuł. Uśmiechał się tylko zadziornie, jakby cieszyło go to, co przed chwilą zrobił.
– Na śmierć mnie wystraszyłeś, draniu! – zarzuciła mu z oburzeniem.
Przestał się uśmiechać. W jego szaro-zielonych oczach, a raczej tym oku, którego nie zasłaniała wystająca spod czapki czarna grzywka, zauważyła pierwsze oznaki skruchy. Nie trwało to jednak długo.
– Tak to już jest, jak się buja w obłokach. Wołałem cię z dziesięć razy, ale mnie zignorowałaś, ty potworna Mała Mi – powiedział z przekąsem.
Blanka wywróciła oczami.
– Wcale cię nie zignorowałam, młotku. Po prostu cię nie słyszałam. – Chciała powiedzieć to poważnie, ale nie wytrzymała. – „Potworna Mała Mi”? Nie stać cię na nic lepszego? – zakpiła, a Dominik w odpowiedzi pokazał jej język, w którym zalśnił srebrny kolczyk.
– Nie jesteś wcale lepsza. „Młotku”? – prychnął. – Ta zniewaga wywołuje tylko uśmiech na mej pięknej twarzy – oznajmił wyniośle, a ona szturchnęła go w ramię.
Znali się zbyt długo i zbyt dobrze, by się na siebie obrażać.
– A gdzie Mon? – zapytał, kiedy wchodzili już do budynku uczelni. Niczym prawdziwy dżentelmen otworzył przed Blanką drzwi.
– Nie wiem. Poinformowała mnie tylko, że nie będzie jej na pierwszych zajęciach.
– W takim razie usiądę obok ciebie.
Pokiwała głową, po czym oboje zostawili okrycia w szatni i szybko ruszyli pod odpowiednią salę.
Wykład okazał się wyjątkowo nudny. Blanka przez większość czasu spoglądała ukradkiem na głupie filmiki, które na swoim smartfonie oglądał Dominik. Uwielbiała tego chłopaka, ale czasem zachowywał się jak dziecko z podstawówki. Albo gorzej.
Upewniwszy się, że wykładowca pochłonięty swoim monologiem nie zacznie nagle rzucać pytaniami, wyjęła z torby telefon, by sprawdzić, czy Sebastian się do niej odezwał. Poczuła dziwne ukłucie w sercu, gdy odkryła, że tego nie zrobił. Westchnęła w duchu z zaniepokojenia. Musiała skupić się na czymś innym, by odetchnąć od czarnych myśli. Zaczęła przypominać sobie, jak wyglądały początki ich znajomości. Nagle na pierwszy plan wypłynęło wspomnienie ich pierwszego pocałunku i aż się zaczerwieniła. Pamiętała ten dzień doskonale, choć minął już prawie rok.
*
Sebastian zachowywał się inaczej niż zwykle. Brakowało mu typowej dla siebie swobody, niewiele mówił, unikał patrzenia jej w oczy. Wiedziała, że coś się święci, nie miała tylko pojęcia co. W czasie długiego spaceru po parku niby przypadkiem dwa razy musnął jej dłoń swoją, jakby chciał za nią złapać. Nie wiedziała, o co mu chodziło. Kiedy zaczął jej dawać sygnały, że liczy na coś więcej niż kumplowanie się, wytłumaczyła mu, że dobrze układa im się w stosunkach typowo koleżeńskich i nie chciałaby tego psuć. Taka relacja nie wymagała niczego. Przekształcenie jej w coś poważniejszego zmieniało wszystko. Uważała ten temat za skończony, choć jej serce się z tym nie zgadzało.
Następny podejrzany przypadek zdarzył się w kinie, kiedy uroniła kilka łez na bardzo wzruszającej scenie. Sebastian czule ujął wtedy jej twarz w dłonie i delikatnie otarł słone krople kciukami. A potem jak gdyby nigdy nic zabrał ręce i dalej oglądał film.
Ściemniło się już, kiedy odprowadził ją pod dom. Na ganku paliło się słabe światło. Z wnętrza budynku wydobywały się dźwięki romantycznej melodii.
Jak zwykle chciała pożegnać Sebastiana przelotnym buziakiem w policzek, ale nagle zaszła w nim jakaś zmiana. Wziął głęboki oddech, a potem przysunął się do niej, aż oparła się o drzwi, i wbił w nią pożądliwe spojrzenie.
– Co robisz? – Swoje zmieszanie próbowała zamaskować wesołym śmiechem. Nie dało się nie zauważyć, do czego zmierzał. Była podekscytowana, ale jednocześnie solidnie wystraszona. Jej serce toczyło zaciekłą walkę z rozumem i nie miała pojęcia, jak ta walka się zakończy.
– Blanko Starska, szaleję za tobą! Jeśli jeszcze tego nie zauważyłaś, czekam na ten moment od miesiąca, tygodnia i dwóch dni, czyli od naszego pierwszego spotkania. Nie zadowolę się tylko przyjaźnią – wyznał, a jej serce omal nie wyskoczyło z piersi.
Chciała po raz kolejny uświadomić mu, że nie ma potrzeby psuć łączącej ich relacji.
– Ale przecież…
Nie pozwolił jej dokończyć. Zbliżył twarz do jej twarzy, aż czuła jego ciepły oddech na ustach. Zapragnęła go pocałować, obawy jednak skutecznie ją przed tym powstrzymywały. No bo co, jeśli stanie się tylko kolejną pozycją na liście zdobytych dziewczyn? Albo okaże się, że jako koleżanka jest super, ale jako partnerka już nie? I Sebastian pewnie ucieknie z krzykiem, kiedy zobaczy jej poparzone ciało, tak jak zrobił to jej pierwszy chłopak. Nabrała wtedy przekonania, że mężczyzna to bezduszna istota, która myśli tylko o jednym. Postanowiła, że nie zaufa już żadnemu.
Ale przy nikim innym nie czuła się tak dobrze. Sebastian wspaniale ją traktował i dawał jej odczuwać, że jest dla niego ważna. Różnił się od mężczyzn, z którymi do tej pory próbowała coś stworzyć. Chciała powiedzieć swojemu głosowi rozsądku, żeby się zamknął, i to natychmiast.
Galop jej myśli przerwał Sebastian, kiedy delikatnie pocałował kącik jej ust. Spojrzał jej głęboko w oczy, objął czule i uśmiechnął się prowokująco.
– Nadal masz jakieś zastrzeżenia?
W tej chwili serce zadało rozumowi ostateczny cios. Blanka dała się ponieść emocjom i odpłynęła w pocałunku z mężczyzną, który fascynował ją tak bardzo, że nie umiała tego opisać. Cieszyła się każdym muśnięciem warg, każdym dotknięciem języków. Wszystkie jej obawy poszły w kąt. Rozkoszowała się czułością, jaką Sebastian włożył w ten pocałunek, a kiedy w końcu się od niej odsunął, ledwo łapała oddech. Przez chwilę w jego oczach igrało rozbawienie, ale szybko spoważniał. Delikatnie ujął jej twarz w dłonie i patrząc prosto w oczy, oświadczył:
– Od tej pory jesteś moja, królewno. Tylko moja. – Złożył jeszcze przelotny pocałunek na jej ustach, puścił do niej oko i poszedł.
Stała tam jeszcze przez kilka minut oszołomiona, szczęśliwa, aż w końcu zawołała ją mama.
Od tej chwili jej życie przypominało bajkę. Nie mogła uwierzyć, że taki wspaniały mężczyzna chciał być właśnie z nią – kobietą, która często zapominała, że nie jest już nastolatką, miała bzika na punkcie książek i czekolady oraz notorycznie cierpiała na brak pieniędzy. Do tej bajki wkradł się jednak złośliwy chochlik, by swoimi niepokojącymi podszeptami stawiać pod znakiem zapytania szczęśliwe zakończenie.
***
Blanka potrząsnęła głową tak mocno, że aż zwróciło to uwagę Dominika. Posłał jej pytające spojrzenie, ale tylko przepraszająco się uśmiechnęła. Ignorując wszelkie obawy, skupiła się na wykładzie. Zrobiła nawet kilka notatek.
Kiedy wyszli z sali, czekała na nich Monika. Dominik podejrzanie ożywił się na sam jej widok. Blanka to spostrzegła, lecz Mon zdawała się tego nie zauważać. Wyglądała na podenerwowaną.
– Co się dzieje? Dlaczego cię nie było?
– Byłam u dentysty – bąknęła, odgarniając z czoła naturalnie czarne, gęste włosy.
– Aha – skomentowała tylko Blanka. Uznała, że przez najbliższe godziny lepiej nie denerwować Mon. Już sam jej wygląd informował o nie najlepszym nastroju: czarny sweter, czarne dżinsy, pomalowane na ten sam kolor długie paznokcie oraz podkreślone czarną kredką błękitne oczy. Nie wszyscy jednak wpadli na to tak szybko jak ona. Kiedy uśmiechający się głupkowato Dominik zbliżył się do nich, miała pewność, że wyniknie z tego mniejsza lub większa awantura.
Nie wiedziała, co siedziało mu w głowie, kiedy skłonił się nisko przed Moniką, po czym głosem pełnym patosu zawołał:
– Witaj, o królowo ciemności!
Zarobił za to tak ostre spojrzenie, że Blanka postanowiła się odsunąć.
– Spadaj stąd, królu błaznów, bo nie ręczę za siebie – wycedziła Mon przez zaciśnięte zęby.
Dominik teatralnie złapał się za serce.
– Ranisz mnie! – obwieścił zbolałym głosem, ale gdy ujrzał rozeźlony wyraz twarzy dziewczyny, oddalił się czym prędzej do kolegów.
– Idiota. – Monika pokręciła z politowaniem głową.
Blanka spojrzała na nią wymownie.
– Ale i tak go lubisz.
Obie zaczęły się śmiać. Monika nie zaprzeczyła.
Po zajęciach Blanka wyszła z uczelni z nadzieją, że być może dzisiaj również Sebastian zrobił sobie szybciej wolne i postanowił po nią przyjść. Nie pochwalała takiego zachowania, ale tym razem przymknęłaby na to oko, byle tylko już się o niego nie martwić. Chciała, by rozwiał wszystkie jej obawy i zapewnił, że nie dzieje się nic niepokojącego.
Kwestie te musiała jednak odłożyć na później, bo nikt na nią nie czekał. Chyba po raz setny tego dnia sprawdziła telefon, ale ten milczał jak zaklęty. Nie wiedziała, czy Sebastian jest na nią zły, czy naprawdę coś się stało.
Zadzwoniła do niego. Przygryzając nerwowo wargę, liczyła kolejne sygnały. Chciała się rozłączyć, lecz ku własnej uldze w końcu usłyszała szorstkie „halo?” po drugiej stronie.
– No nareszcie! Od rana próbuję się z tobą skontaktować. Dlaczego nie dałeś znaku życia? Martwiłam się! – wyrzuciła z siebie jednym tchem.
Zapadła cisza.
– Przepraszam. Mam dzisiaj urwanie głowy. – W głosie Sebastiana usłyszała zmęczenie. Postanowiła dać mu już spokój. Cieszyła się po prostu, że nic mu nie jest.
– W porządku. Spotkamy się wieczorem? – zaproponowała z nadzieją.
– Nie dam rady. Mam mnóstwo pracy w tym tygodniu. Odezwę się później – obiecał i się rozłączył. Nawet nie poczekał na słowa pożegnania. To było zupełnie nie w jego stylu. Sebastian zachowywał się jak kompletnie inny człowiek, a ona nie znała tego przyczyny. Martwiła się coraz bardziej. Zrobiło się jej też najzwyczajniej w świecie przykro.
Przygnębiona schowała telefon do kieszeni płaszcza.
– Wrosłaś w ziemię czy co?
Otrząsnęła się. Monika wpatrywała się w nią spod uniesionych brwi. Przyjaciółka rozejrzała się, po czym zagwizdała cichutko.
– Pan Idealny się nie pojawił? – zapytała z wyczuwalną ironią.
Blanka natychmiast posłała jej ostre spojrzenie. Nie znosiła, gdy Monika nazywała tak Sebastiana, a robiła to, odkąd tylko go poznała. Od razu przyznała się Blance, że go nie lubi. Jak to wtedy powiedziała: „Jest zbyt idealny, by być czysty jak łza, a ideały nie istnieją, więc wcześniej czy później wyjdzie szydło z worka”. Przypomniawszy sobie te słowa, Blanka błagała w duchu, by nie okazały się prorocze. Szybko jednak wzięła się w garść.
– Jest bardzo zajęty.
– Aha. – Monika wepchnęła dłonie do kieszeni płaszcza. – No chodź. – Skinęła głową w stronę furtki. – Dzisiaj ja się tobą zaopiekuję.
Blanka wywróciła oczami, ale chętnie poszła z przyjaciółką. Nie pamiętała już, kiedy ostatnio wracały razem po zajęciach. Zatęskniła za czasami, gdy robiły to codziennie. Mogły skomentować wszystko, co danego dnia wydarzyło się na uczelni, podzielić się wrażeniami z wykładów i ćwiczeń, uśmiechać się, gdy jakiś chłopak spoglądał na nie troszeczkę zbyt długo lub puścił do nich oko. A teraz Monika mogła do woli narzekać, że nie ma w tym roku żadnych sylwestrowych planów.
– Powinnaś zapytać Dominika, co robi tego dnia, i zorganizować coś z nim – zasugerowała odważnie Blanka, choć wiedziała, że ostro jej się za to oberwie. O dziwo, Mon zawzięcie milczała. Blanka rzuciła jej przelotne spojrzenie. Zauważyła, że nerwowo przygryzła wargę, jakby coś ukrywała i nie wiedziała, czy powinna to z siebie wydusić. – Co jest, Mon? – Szturchnęła ją łokciem, a Monika nagle utkwiła wzrok w chodniku. Kilka samochodów niespiesznie przejechało obok nich, zanim dziewczyna w końcu się odezwała.
– W sumie to on już o tym ze mną rozmawiał… Zaprosił mnie na bal sylwestrowy, który organizuje jeden z hoteli.
Blankę zatkało. To, że Dominik chciał spędzić sylwestra z Moniką, było oczywistą sprawą. W końcu od jakiegoś czasu podejrzewała, że między tą dwójką coś się dzieje. Zaskoczyło ją co innego. Po Dominiku, mało odpowiedzialnym lekkoduchu, spodziewała się raczej, że zorganizuje domówkę, może zaprosi Mon do klubu, ale w życiu nie posądziłaby go o pojawienie się na balu sylwestrowym. I to jakim! Będzie musiał wskoczyć w garnitur, co nigdy wcześniej mu się chyba nie zdarzyło, i choć raz zachowywać się w miarę poważnie. Miła odmiana w jego przypadku. Chyba naprawdę zależało mu na Monice.
– To świetnie! Pójdziesz z nim, prawda? – zasugerowała z nadzieją, a przyjaciółka spojrzała na nią z niepokojem. Blanka uznała nawet, że wygląda tak śmiesznie bezradnie, zupełnie jak nie jej Mon.
– Nie wiem – pisnęła żałośnie. – Nie dałam mu jeszcze odpowiedzi. Rany, przecież ja tam będę musiała tańczyć – westchnęła przestraszona.
– No brawo, Sherlocku! – prychnęła rozbawiona Blanka, za co od razu zarobiła porządne szturchnięcie w bok. – Aua!
– Przestań żartować. Przecież wiesz, że nie umiem tańczyć. Nie w parze.
Blanka miała ochotę pokazać jej, by puknęła się w czoło.
– Przestań panikować. Przecież nie musisz cały czas tańczyć w parze. Na pewno nie pożałujesz, jeśli się zgodzisz – zapewniała optymistycznie. Monika skwitowała to bez entuzjazmu krótkim „yhym”. Blanka jednak nie odpuszczała: – Ale musisz przyznać, że Dominik ci się podoba.
Ta uwaga zdenerwowała Monikę. Dziewczyna ruszyła przed siebie jak burza, torując sobie drogę wśród przechodniów. Czarne loki podskakiwały na ramionach, jakby i je ogarnęła furia. Blanka przyspieszyła kroku, by ją dogonić.
– Zwolnij!
Po chwili zastanowienia Mon się zatrzymała.
– Uspokój się już, bo zaraz lód zacznie ci się topić pod stopami. – Dotknęła jej policzka i zaraz z sykiem zabrała dłoń. – Au! Wręcz parzysz!
Monika z irytacją skierowała wzrok ku niebu, ale w końcu na jej ustach pojawił się uśmiech.
– Chodźmy na pizzę. Ja stawiam. Muszę się wygadać.
Blanka westchnęła żałośnie. Bardzo chciała wyskoczyć gdzieś z przyjaciółką, ale przecież obiecała mamie, że wróci szybko do domu.
– Nie mogę, kolejni zainteresowani przyjdą obejrzeć dom – wyjaśniła, a gdy zauważyła rozczarowanie na twarzy Mon, szybko dodała: – Ale możemy pójść gdzieś jutro. Albo nie, mam lepszy pomysł! W piątek urządźmy sobie prawdziwy babski wieczór z nocowaniem! Tylko u kogo? – Już nie pamiętała, kiedy ostatnio miały babski wieczór z prawdziwego zdarzenia.
Monice najwyraźniej ten pomysł bardzo się spodobał.
– U ciebie. Twoja mama jest znacznie bardziej tolerancyjna niż moi rodzice.
– No to załatwione! – podsumowała wesoło Blanka i obie ruszyły dalej. Dzięki przyjaciółce choć na kilkanaście minut odepchnęła od siebie niepokojące myśli o Sebastianie.
Wróciła do domu kilka minut po czternastej, ale przez świadomość, że już niebawem zjawią się potencjalni nabywcy, nie mogła znaleźć sobie miejsca. W końcu poszła do swojego pokoju po książkę, zabrała z kuchni ostatnią tabliczkę czekolady i udała się do salonu. Umościła się wygodnie na sofie, ale nie potrafiła skupić się na czytaniu, bo co chwilę wyglądała przez okno, by sprawdzić, czy spodziewani goście już przybyli. Za to czekolada znikała w zawrotnym tempie.
Blanka wepchnęła akurat do ust ostatnią kostkę i wyrzuciła puste opakowanie do kosza, kiedy usłyszała dzwonek do drzwi. Gwałtownie się wyprostowała, a potem wzięła kilka uspokajających oddechów. Skarciła się w duchu za to zdenerwowanie. W końcu to tylko kolejni zainteresowani. Wejdą, obejrzą dom i pójdą. Wcale nie muszą się zdecydować na jego kupno.
Przywołała na twarz pogodny uśmiech i otworzyła drzwi. Na progu stała nieco starsza od niej para trzymająca się za ręce. Sprawiali wrażenie szczęśliwego małżeństwa, a z roześmianymi twarzami wyglądali bardzo sympatycznie.
– Dzień dobry. Wejdźcie, proszę.
Blanka wpuściła ich do sieni. Wskazała wieszak, na którym mogli powiesić swoje okrycia. Przedstawiła się mechanicznie, a kiedy para w odpowiedzi podała jej swoje imiona, nawet ich nie zapamiętała. Starała się być uprzejma i pomocna, ale nic nie poradziła na to, że przychodziło jej to z trudem.
– To miejsce ma duszę – stwierdziła radośnie kobieta, kiedy znaleźli się w salonie. Rozglądała się uważnie, a z jej twarzy nie schodził uśmiech. Jej towarzysz objął ją czule w pasie. Wymienili zadowolone spojrzenia. Wyglądali jak dzieci, które właśnie zobaczyły swój upragniony nowy pokój.
Blanka poczuła do nich sympatię. Byli pierwszymi oglądającymi, którzy nie wytykali na każdym kroku, że dom wygląda źle. Zamiast zwracać uwagę na mankamenty, z zapałem opowiadali, co i jak zmienią, żeby to miejsce odzyskało dawno zapomnianą świetność. Zrobiło jej się ciepło na sercu, kiedy zaprowadziła ich do swojego pokoju, a kobieta aż westchnęła, po czym z czułością pogłaskała brzuch. Blanka ze wzruszeniem pomyślała, że te stare mury wychowają kolejne pokolenie szczęśliwych, miała nadzieję, dzieci.
– Tu jest pięknie – usłyszała miękki szept. – Tu nasze dziecko będzie miało swój kąt.
W oczach Blanki zalśniły łzy. Jeśli dom miał mieć nowych właścicieli, to tylko i wyłącznie te osoby. Przepełniła ją pewność, że dobrze się nim zaopiekują i stworzą tu swoją bezpieczną przystań na długie lata. Nagle wyprowadzka przestała jej się jawić jako najgorszy koszmar, a stała się zwykłą koniecznością.
Kilkanaście minut później żegnała się z parą, odczuwając dziwny spokój. Wszystko stało się odrobinę łatwiejsze. Sam dom wydawał się inny – jakby przygotował się na przejście w ręce nowych właścicieli.
Bez problemu dokończyła czytać książkę, a potem przyrządziła kolację dla mamy. Wiedziała, że ta bardzo się ucieszy, gdy usłyszy dobrą nowinę, więc Blanka poinformowała ją o tym, gdy tylko Helena przekroczyła próg. Najpierw zobaczyła w jej oczach ulgę, a potem szczerą radość, która wypływała z szerokiego uśmiechu. Blanka nie podzielała w pełni takiego entuzjazmu, ale się starała.
Kiedy obie zjadły kolację i z kubkami aromatycznego kakao udały się do salonu, mama zauważyła, że coś trapi jej córkę.
– Stało się coś, kochanie? – zapytała z przejęciem.
Blance zadrżała najpierw broda, a potem – dłonie, w których trzymała kubek. Postawiła go więc na stoliku i usiadła w fotelu naprzeciw mamy. Nie miała zamiaru jej smucić, ale chciała wyrzucić z siebie to, co leżało jej na sercu. Bezwiednie podciągnęła kolana aż pod samą brodę i objęła je ramionami.
– Kocham ten dom. Zawsze chciałam, żeby przyjeżdżały tu moje dzieci. Usiedlibyśmy wtedy wszyscy w kuchni, a my opowiadałybyśmy różne historie z naszej przeszłości.
Helena na te słowa uśmiechnęła się czule do córki.
– Możemy to robić w każdym innym miejscu – zauważyła spokojnie, po czym podejrzliwie zmarszczyła brwi. – Dlaczego nagle mówisz mi o dzieciach? Jesteś w ciąży? – zaniepokoiła się.
Blanka niemal spadła z fotela, gdy to usłyszała. Ona w ciąży?!
– Mamo, dobrze wiesz, że… – ucięła i zrobiła wymowną minę, rumieniąc się nieznacznie.
Helena uśmiechnęła się lekko.