Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
146 osób interesuje się tą książką
NIEOBECNY to druga część powieści NIEPOZNANY.
To opowieść o ludziach zmagających się z uzależnieniami – od siebie nawzajem, od używek, od przeszłości, od pieniędzy. O tych, którzy próbują odnaleźć się na nowo, szukając sensu życia, miłości i własnego ja. Bohaterowie balansują na granicy, podejmując trudne decyzje i walcząc z wewnętrznymi demonami. Pragną miłości w jej najczystszej formie i są gotowi zrobić wszystko, by ją odnaleźć.
Alex, przytłoczona tragicznymi wydarzeniami w Maladze, wraca do Polski. W rodzinnym domu spędza ponad pół roku, zamknięta w sobie i pogrążona w przeszłości. Stopniowo do życia przywraca ją przyjaciółka, z którą wyjeżdża do Londynu, by zacząć od nowa. Tam Alex poznaje mężczyznę, który wydaje się spełnieniem jej marzeń. Jednak nadal towarzyszą jej sprzeczne emocje – miłość, nienawiść, tęsknota za dawnym kochankiem, a także pożądanie i rozwijające się uczucie do nowo poznanego, tajemniczego mężczyzny. Ale czy to naprawdę miłość?
Intymne sceny, czułe gesty... Czy to wystarczająca podstawa do stworzenia trwałego związku?
Alex dojrzewa i zmienia się w trakcie akcji książki. Zaskakujące wydarzenia, które następują jedno po drugim, wystawiają ją na kolejne próby. Jak poradzi sobie z nowymi wyzwaniami? Czy odnajdzie swoje miejsce w świecie i zbuduje życie w zgodzie z własnymi pragnieniami?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 295
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Pętla
I co dalej?
Znowu na starych śmieciach
Nowy rozdział
Bal i nieoczekiwany gość
Ja tu zostaję
Wigilia inna niż wszystkie
Zlecenie na bal
Moje wyjątkowe święta
Coś tu nie gra
Namiętny Sylwester
Domykam tematy
Wracam do mojego szczęścia
Spotkanie z ojcem
Sielskie Brighton
Moja angielska bajka
Przeszłość powraca w snach
Mój nowy rozdział
Co ja tu robię?
Złego dobre początki
Cała prawda… ale czy na pewno?
Wybrałam
No i koniec
Mały hotelik… wielkie rozterki
Sen czy jawa
Powrót – tylko do czego?
Teraz moja kolej
Co się, kurwa, dzieje?
Szpital…
Czas na porządki
Kolejny nowy rozdział
Czy ja dobrze robię?
Nowa Ja!
Niech się dzieje
Podziękowania/Posłowie
Lars
Hiszpania – Malaga – hotel
Wszedłem do biura, ale nie zapaliłem światła. Robiłem tak za każdym razem, kiedy chciałem się na czymś skupić.
Usiadłem w skórzanym fotelu, oparłem nogi o biurko, odchyliłem głowę i zamknąłem oczy. Potrzebowałem spokoju, musiałem się wyciszyć. Migoczące zielone światełko wyjścia ewakuacyjnego drażniło mój wzrok nawet przez zamknięte powieki. Nie pomagało mi to w osiągnięciu równowagi. Sięgnąłem ręką do szuflady biurka i znalazłem otwartą paczkę papierosów. Wyjąłem jednego i włożyłem do ust, liżąc koniuszkiem języka jego krawędź. Nie zapaliłem go jednak. To jedyny nałóg, z którym sobie poradziłem. Przez głowę przelatywały mi chaotyczne myśli, urwane fragmenty rozmów i zdarzeń. Wszystko było niczym podarta kartka, której kawałków już nie sposób poskładać.
Im bardziej próbowałem zrzucić z siebie balast nagromadzonych informacji, tym silniej pulsowały moje skronie.
Przyłożyłem obie dłonie do boków głowy. Palcami próbowałem rozmasować bolące miejsca, chociaż dotychczasowe doświadczenie podpowiadało mi, że nie przyniesie to ukojenia.
Nie był to bowiem ból spowodowany ciśnieniem. Nie była to też migrena. To był najzwyczajniejszy w świecie głód. Mój mózg żądał przyjęcia porcji specyfiku, który sprawia, że żyje się łatwiej, a kołatanie myśli w głowie nie jest tak gwałtowne. Moje lekarstwo na depresję. Choroby wywołanej ciągłym spadaniem z niebotycznie dużej wysokości w przepaść, której dna nie sposób dostrzec. Spowodowanej intensywną pracą mózgu, widzeniem niezliczonej liczby kolorów i obrazów o nienaturalnej ostrości, rozpaczy, ludzkiej podłości i beznadziei... Wiedziałem, że sam sobie nie poradzę, muszę wziąć choćby Xanax.
Ile to już trwa? Zadałem sobie to pytanie po raz setny. Zdałem sobie sprawę, że ciągnie się to za mną od dziesięciu lat, może nawet dłużej.
Zdjąłem nogi ze stołu i pochyliłem się nad pogrążonym w ciemnościach biurkiem. Niczym ślepiec, wyszukałem ręką włącznik światła i zapaliłem małą lampkę. Rozświetliła stos poukładanych dokumentów na blacie. Do każdej teczki przyklejona była żółta, samoprzylepna karteczka z informacją Do podpisu. Nic poza tym, jak instrukcja dla dziecka. Rozpoznałem charakter pisma Carlosa. Układał starannie jeden dokument na drugim, żebym nie musiał o nic pytać. Obok leżała duża, biała koperta, na której ktoś bardzo drobnym pismem, prawie nieczytelnym, napisał Lars J. Jedną ręką sięgnąłem po kopertę, drugą masowałem skroń. Obróciłem biały papier w palcach, ale nie było na nim napisane nic więcej. Otworzyłem i wyciągnąłem zawartość. Dwa bilety na koncert, który miał się odbyć w jaskiniach Nerja i zdjęcie, podpisane na odwrocie po szwedzku: Jedna z nas cały czas jest przy Tobie. Odwróciłem fotografię i poczułem silny ucisk w głowie, jakby ktoś włożył ją w imadło i powoli kręcił śrubą, systematycznie zwiększając ucisk. Dłonie nagle zrobiły się wilgotne i zaczęły się trząść. Sparaliżował mnie strach. Nie mogłem utrzymać zdjęcia, które spadło na podłogę, i nie byłem w stanie nawet schylić się po nie. Nie wiedziałem, co się ze mną dzieje. Wszystko zaczęło wirować, jakby z mózgu uciekła mi cała krew i spłynęła do nóg, tworząc ciężkie, betonowe buty. Zobaczyłem migające, kolorowe światła przed oczyma, jak gdybym był na rollercoasterze w wesołym miasteczku, na dodatek pod wpływem alkoholu. Zrobiło mi się niedobrze, a potem słabo. Zacząłem nerwowo przeszukiwać szuflady biurka w nadziei, że znajdę w nich leki. Natknąłem się na małą fiolkę, w której było kilka pastylek morfiny. Połknąłem jedną. Liczyłem na natychmiastowy skutek. Odchyliłem głowę na oparcie fotela i policzyłem od dziesięciu. Ponownie spojrzałem na zdjęcie spoczywające na podłodze, tuż pod moją stopą. Moje ruchy nie były jeszcze pewne, ale pozwoliły mi je podnieść i przybliżyć do światła. Dwie takie same kobiety uśmiechały się w moją stronę. Wyglądało to tak, jakby ktoś celowo sfotografował dziewczynę opartą o lustro. Jednak ja wiem, że jest to złudzenie. Nicole i Amy takie właśnie były, identyczne. Bliźniaczki jednojajowe.
Podarłem kopertę, bilety wrzuciłem do szuflady, a zdjęcie wcisnąłem wysoko na półkę. Dlaczego nie podarłem go razem z kopertą? – pomyślałem, zatrzymując na chwilę gonitwę myśli. Powinienem je spalić. To przeszłość, do której mam nadzieję, już nigdy nie wrócę. Coś było nie tak. To nie przypadek, że jedna z sióstr ponownie, bez zaproszenia, wtargnęła w moje życie. Byłem tym faktem przerażony.
Pojawienie się tej kobiety zapowiadało kaskadę niefartownych zdarzeń. Który to już raz? Za każdym razem jej oczekiwania, ba, żądania były inne, a sposoby, którymi próbowała na mnie je wymusić, były delikatnie mówiąc, nieakceptowalne. Co wydarzy się tym razem?
Zabezpieczyłem mieszkanie w Marbelli, które poprzednim razem było jej celem, a którego nie udało jej się uzyskać. Co w nim było takiego, że gotowa była zabić dla tych czterech ścian? Co w nim było tak cennego, że Molly została z Fensenem tylko po to, żeby przepisał na nią tę nieruchomość, a potem szantażowała mnie, by mieć ją tylko dla siebie?
Muszę rozegrać wszystkie potyczki z nią tak, by zakończyć ten temat, zanim wplątani w nią zostaną niewinni ludzie.
Morfina zadziałała, wyciszyła mnie i uspokoiła, ale nadal w głowie szumiało mi od natłoku myśli. Raz robiło mi się niedobrze i prawie odpływałem, po czym serce przyspieszało, budziło mnie do życia po to, by za chwilę zwolnić i próbować pozbawić mnie przytomności. Muszę wziąć się w garść, nie jestem tu sam.
Spojrzałem na zegarek. Czas pędził, zostawiając mnie daleko w tyle. Oprzytomniałem. Alex na mnie czeka. Chciałem wierzyć, że to moja jedyna i ostatnia szansa na normalne życie. Wyjąłem z kieszeni małą saszetkę wypełnioną białym proszkiem i rozsypałem na blacie biurka. Wciągnąłem odrobinę, odchylając głowę i czekając, aż narkotyk zejdzie z zatok i dotrze do krwioobiegu.
Złapałem za telefon i wybrałem wewnętrzny do Carlosa.
– Skąd się wzięła ta koperta na moim biurku? Ta bez nadawcy.
– Przyniósł ją dziś rano ktoś do recepcji. Nie mam pojęcia, kto to był. Recepcjonista też nie pamięta. Nawet nie był w stanie określić płci posłańca. Ta osoba poprosiła tylko, żeby przekazać kopertę bezpośrednio do odbiorcy, dlatego położyłem ją na twoim biurku. Myślałem, że to nic ważnego, dlatego nie wspominałem o tym wcześniej. Czy coś się stało?
Odłożyłem słuchawkę, nie udzielając Carlosowi odpowiedzi. Jednak w mojej głowie grzmiało. Jeszcze nic się nie stało! Jeszcze!
Zgasiłem światło na biurku. Zapadła ciemność. Jedynie zielona poświata z lampy z napisem Wyjście ewakuacyjne rozlała się po pomieszczeniu.
Przeczesałem palcami wciąż spadające na czoło włosy. Krew w skroniach pulsowała. Mógłbym przysiąc, że słyszę każde uderzenie serca, każdą kroplę krwi, która przelewa się przez moje tętnice.
Ukryłem twarz w dłoniach i powiedziałem do siebie Alex, błagam cię, pomóż mi…
Narkotyki działały, moje dobre samopoczucie wracało. Odsunąłem krzesło od biurka i wstałem. Pewnym krokiem ruszyłem w stronę hotelowego pokoju. Miałem zamiar się ogarnąć. Wykąpać, ubrać, ogolić, by wyglądać jak człowiek, którego ta kobieta poznała. Chciałem, by zakochała się w porządnym facecie, dobrym i uczciwym. W takim, który ma poukładane życie. Tymczasem ciężko mi to szło, z dnia na dzień coraz głębiej pogrążałem się w depresji. Nie mogłem pozwolić, przynajmniej na razie, by poznała moje prawdziwe oblicze.
Dotarłem do pokoju hotelowego. Położyłem się na łóżku i zamknąłem oczy. Pod powiekami zaczęły mi skakać świetliki. Przemieszczały się coraz szybciej i szybciej. Po chwili tworzyły przedziwne kształty, przybierały postacie demonów, by zaraz potem rozmyć się i przybrać kształt najpiękniejszych rzeczy, jakie mogłem w życiu zobaczyć. Zamykałem i otwierałem oczy, ale świetlane widma wracały. Miałem już tego dość, ale nie potrafiłem wydostać się z tej matni ani na trzeźwo, ani przy wspomaganiu używkami.
Z letargu obudził mnie trzask drzwi. Do pokoju pewnym krokiem weszła Alex. Widząc mnie rozciągniętego na łóżku aż podskoczyła. Nie spodziewała się mojej obecności. Uśmiechnęła się i usiadła koło mnie, kładąc ciepłą dłoń na moim policzku. Popatrzyła mi w oczy, po czym opowiedziała historię, jaka jej się dzisiaj przytrafiła.
– Alex, to wcale nie jest zabawne! – odpowiedziałem, podnosząc głos. Zareagowałem zbyt agresywnie, ale emocje wzięły górę. – Nie ufam Molly!
I już nie miałem na tyle odwagi, żeby po paru dniach znajomości, wyjaśnić dlaczego i wprowadzać dziewczynę w tak popieprzony świat, od którego zależy jej życie.
– To jest wariatka! – dodałem.
Alex wzruszyła tylko ramionami.
Nie masz pojęcia, jaką kobietą potrafi być! Jak wiele złego przez nią mnie spotkało! – dopowiedziałem sobie w myślach.
Nie ufałem Molly. Była jak szyfr, którego nikt nie jest w stanie złamać. Miałem przedziwne wrażenie, że jest kimś lub nawet czymś więcej. A już na pewno nie tą osobą, za którą wszyscy ją brali. Przypominała mi hybrydę, mieszankę ludzkich genów i najgorszych zwierzęcych popędów. Bałem się jej.
Popatrzyłem na Polkę i pomyślałem sobie. Co z tobą będzie, dziewczyno, jeżeli świat, do którego cię wprowadziłem, zechce cię zniszczyć? Sama nie masz żadnych szans, by przetrwać.
Teraz wszystko zależy ode mnie.
Adam
Polska – Warszawa
Ustawiłem równo walizki. Były ogromne. Spakowałem w nie całe swoje życie. Zamierzałem na stałe wyjechać do Hiszpanii. I zapomnieć o Polsce, i o Annie. Nie będzie to proste, wiedziałem o tym doskonale. Ta kobieta była moim przeznaczeniem, moim życiem. Budziłem się każdego dnia tylko dla niej i z myślą o niej. A teraz muszę zostawić to wszystko za sobą.
Poczułem w kieszeni spodni wibracje telefonu. Na wyświetlaczu zobaczyłem numer mamy. Rozczarowanie zabolało. Boże, znowu mnie będzie męczyć i umoralniać, jak powinno wyglądać moje życie. Dlaczego matkisątakie? – zadawałem sobie to pytanie za każdym razem, kiedy próbowała się do mnie dodzwonić.
– Adaś? – usłyszałem głos, jak zza grobu.
– Słucham cię, mamo! Dzwonisz na mój numer, więc kogo spodziewałaś się usłyszeć? – warknąłem do słuchawki.
– A ty, dziecko, jesteś w Polsce i nie przyjechałeś do mamy? Dlaczego? – zapytała ze smutkiem w głosie.
– Mamo, jestem tu zaledwie od tygodnia. Moje życie właśnie rozpadło się na milion kawałków. Proszę, nie dręcz mnie jeszcze i ty, błagam… – wydusiłem z siebie. – Przysięgam, nie miałem siły jechać aż na Śląsk – dodałem zrezygnowanym głosem.
– Dziwię ci się, że do tej pory nie rozstałeś się z tą Alex. Ona ma na ciebie destrukcyjny wpływ. Na ciebie, na twój rozwój zawodowy i pośrednio na to, jak traktujesz nas, swoich rodziców. Już dawno powinieneś rozstać się z tą kobietą.
– Mamo, nie zaczynaj… – udało mi się wejść rodzicielce w potok słów, gdy próbowała zaczerpnąć tchu.
– Ja tylko mówię, jak jest. Mam nadzieję, że wam nie wyjdzie w tej Hiszpanii i że ją zostawisz!
Zabrakło mi cierpliwości, by tego dłużej słuchać. Kochałem rodziców, to oczywiste. Ale to wieczne marudzenie i dołowanie mnie były przerażające. Przysiągłem sobie kiedyś, że nigdy nie będę takim rodzicem, że zawsze będę wspierał swoje dzieci, bez względu na to, jakich dokonają wyborów. Westchnąłem i zakończyłem rozmowę.
– Kocham cię, mamo, do zobaczenia – i wcisnąłem czerwoną słuchawkę.
Usiadłem po raz ostatni na kanapie. Mieszkanie było idealnie posprzątane. Nie chciałem po sobie zostawiać bałaganu. Uruchomiłem aplikację w telefonie, by sprawdzić, gdzie jest moja taksówka. Właśnie podjeżdżała pod blok. Zamknąłem starannie drzwi i jeszcze sprawdziłem, dwukrotnie naciskając klamkę, czy na pewno są zamknięte. Zjechałem windą na dół, ciągnąc za sobą obie walizki. Samochód już czekał. Kierowca pomógł mi je upchnąć w bagażniku. Nie było korków na drodze, więc dość szybko dojechaliśmy na lotnisko. Byłem dużo za wcześnie, jak zwykle, ale nigdzie mi się nie spieszyło. Miałem czas, żeby usiąść, wypić kawę i porozmyślać nad moim, żałosnym życiem…
Spojrzałem na zegarek. Nadszedł czas, by przejść przez bramki, przez granicę, po przekroczeniu której nie ma już powrotu. Wstałem i po raz ostatni spojrzałem na drzwi wejściowe, po czym ruszyłem w kierunku check-in’u. Tknęło mnie, żeby zawrócić, żeby jeszcze raz dać szansę samemu sobie na odmianę marnego życia. I właśnie w tym momencie poczułem na plecach dotyk ręki i usłyszałem najpiękniejszy głos, jaki znam. Co więcej, ten głos wypowiadał moje imię… To halucynacje… czy to tylko moja wyobraźnia? Tak bardzo tego pragnę, że sobie to uroiłem? – bredziłem, jak w gorączce, ale odwróciłem się. Ponoć nadzieja umiera ostatnia.
I nie myliłem się. Stała przede mną Anna we własnej osobie, aż miałem ochotę ją uszczypnąć, by sprawdzić, czy jest realna. Powstrzymałem się jednak, widząc łzy w jej pięknych oczach.
– Złapałam cię jeszcze – powiedziała zduszonym głosem i wtuliła się we mnie tak mocno, jak nigdy dotąd.
Jej czarne włosy łaskotały moje ręce, obejmujące plecy dziewczyny.
– Co tu robisz? – wyszeptałem jej do ucha. – Aniu, to miał być koniec, nie ułatwiasz mi życia, wiesz o tym, prawda?
– Jestem w ciąży – powiedziała, odchylając głowę i patrząc na mnie, próbując odczytać z mojej twarzy reakcję na te słowa. Spontanicznej reakcji, bo tylko taka jest prawdziwa…
A ja? W tym momencie miałem pustkę w głowie. Nie wiedziałem, czy bardziej cieszy mnie sam widok i jej obecność, czy jej zapach, którym się delektowałem i ciepło ciała, którym rozgrzewałem moje serce. A tu jeszcze wiadomość o dziecku.
Z trudem, ale odsunąłem ją od siebie. Tak bardzo chciałem z nią szczerze porozmawiać, zrozumieć, co ona czuje i myśli. Trzymałem jej dłonie w moich.
– Dlaczego mi to mówisz? I to teraz? – zapytałem ze ściśniętym gardłem.
– Musiałam tu przyjść! Ja… ja chciałam ci o tym powiedzieć – wyrwała swoje ręce z moich i zaczęła gestykulować. – Myślałam, że sama z tym wszystkim sobie poradzę, że poukładam sobie życie na nowo. Ale tak się nie da! Tak nie można! Nie chcę dłużej żyć w kłamstwie. Jesteś miłością mojego życia. To ciebie kocham. Żaden mężczyzna nigdy nie wzbudził we mnie tyle emocji, co ty – prawie na jednym wdechu wyrzuciła z siebie potok słów.
Spojrzałem na jej dłonie, które opierały się na jeszcze płaskim brzuchu. Nadal nic nie rozumiałem. Informacja nie dotarła jeszcze do mojego mózgu.
– Czyje to dziecko? – zapytałem niepewny, czy na pewno chcę usłyszeć prawdę… Bo co, jeśli nie moje? Ale podświadomie czułem, wiedziałem, jaka będzie odpowiedź, może dlatego spytałem. I choć zdawałem sobie sprawę z tego, co się właśnie dzieje, nigdy nie bałem się bardziej, a jednocześnie nigdy nie byłem taki szczęśliwy. Po plecach przechodziły mi ciarki, czoło pokryły kropelki potu. Na przemian było mi zimno, a potem nagle żar gotował moje ciało.
Anna w odpowiedzi tylko uśmiechnęła się ciepło…
Spojrzałem jeszcze raz w kierunku wyjścia z lotniska, potem w kierunku bramek. A na koniec na dwie ogromne walizki, które stały tuż przy moich nogach. I uśmiechnąłem się do siebie…
Alex
Polska – Warszawa – Sadyba
Minęło pół roku od tamtych wydarzeń. Leżałam na podłodze na plecach z szeroko rozłożonymi rękami i wpatrywałam się w żyrandol, który smętnie zwisał z sufitu. Każde z trzech jego ramion zakończone było szklanym kwiatem i pokryte grubą warstwą kurzu.
Od dnia powrotu do Polski nie wytarłam go ani razu. Czasami miałam wrażenie, że w ogóle nie wstawałam z tego dywanu. Leżałam na nim całymi dniami, próbując wyłączyć umysł od tych wszystkich problemów. Szkoda, że nie jestem jak lampka nocna. Wystarczyłoby tylko wyjąć wtyczkę z prądu i zniknąłby ten kołtun nieuczesanych myśli. Czasami udawało mi się wyciszyć, ale zdecydowanie częściej ponosiłam druzgocącą porażkę, gdy wspomnienia z Hiszpanii wgniatały mnie w podłogę tak mocno, że nie byłam w stanie się poruszyć. Czułam się tak, jakbym wpadła w pętlę czasu i ciągle w niej tkwię… Sama, samotna, pozbawiona miłości, szczęścia, a przede wszystkim nadziei. Wydarzenia sprzed paru miesięcy pozbawiły mnie siły i chęci budowania czegokolwiek w swoim życiu. Pewnie psychiatra zdiagnozowałby u mnie depresję i dał na to jakieś prochy, ale nawet nie chciało mi się iść do lekarza.
Lato dobiegło końca, przyszła jesień i coraz krótsze dni, a przy tym szare i nijakie. Mój czas nie płynął, on poruszał się w tempie iście ślimaczym, pogłębiając u mnie zmęczenie, znużenie i brak perspektyw na resztę miesięcy tego roku. A nawet kolejnego i następnych.
O czasu do czasu wchodziła do mojego pokoju mama. Patrzyła na coraz większy bałagan, rosnącą stertę brudnych ubrań, czasem nawet na mnie i tylko kiwała z dezaprobatą głową. Czasem nawet się odezwała, ale szczerze, to wolałabym, by milczała.
– Nie muszę ci przypominać, że to wszystko twoja wina. To wyłącznie twoja wina, że jesteś nieszczęśliwa. Żyjesz w świecie, który sama sobie zbudowałaś. Jesteś nieszczęśliwa na własne życzenie – mądrości życiowe wypływały z ust mamy, niczym lawa podczas erupcji wulkanu. A każde słowo było, jak kolejny gwóźdź do trumny. Czułam się tak, jakby celowo zabijała tymi gwoździami wieko tej drewnianej skrzyni, by mnie pochować. Tak, wiem, to głupie. Matka mnie kocha, tylko tak trochę w specyficzny sposób okazuje swoje uczucia. A wystarczyłoby tylko przytulić i powiedzieć, nie martw się, będzie dobrze, razem poradzimy sobie…. Czy to tak wiele? Ja się pytam, czy to takie trudne?
Byłam zdołowana i przestałam już wierzyć, że może być lepiej. Dla własnego dobra powinnam opuścić ten dom, ale nie miałam gdzie się podziać. Czułam się tu jak intruz, ale mimo wszystko był to mój dom rodzinny. Tata nigdy się nie wtrącał, wolał stać z boku. Kiedy pojawiał się problem, raczej unikał kontaktu, nawet wzrokowego.
Kiedy wchodziłam do kuchni po szklankę wody albo zrobić sobie kanapkę, jedyne, co przechodziło mu przez gardło, to krótkie pytanie: Co tam? Na początku mówiłam, że OK, a potem już przestawałam zwracać na niego uwagę. Głupie pytanie. A co może być? Chyba widzi, co tam… Jego dziecko cierpi i nie może sobie znaleźć miejsca.
Co tam...
Jesień minęła i rok zatoczył koło. Zaczął się grudzień.
Stanęłam przed lustrem, myjąc, jak co rano, zęby. Do tej pory unikałam swojego odbicia. Płukałam usta i wychodziłam z łazienki, nie patrząc na siebie. Ale dziś… dziś spojrzałam i to, co zobaczyłam, przeraziło mnie. Przejechałam dłonią po wklęsłym brzuchu, płaskim tyłku i wystających kościach miednicy. Wyglądałam jak typowa anorektyczka. Podeszłam bliżej lustra, by popatrzeć sobie w oczy bez wyrazu, otoczonych szarą, wiotką skórą i na twarz, która była kiedyś taka gładka i zdrowa, a teraz wyglądam, jak porcelanowa lalka z horroru.
Moje piękne, brązowe włosy zrobiły się matowe i zaczęły wypadać, a na dodatek pojawiły się w nich srebrne nitki.
Było źle. Było bardzo źle.
Zdjęłam brudną piżamę. Naga stanęłam przed lustrem. Musiałam zmierzyć się z tym widokiem. Przyjrzałam się ciału uważniej. Westchnęłam zrezygnowana… Zgubiłam gdzieś po drodze i tak już niewielkie piersi.
Co się ze mną dzieje? Czy to normalne u kobiet w moim wieku, czy tylko ja tak bardzo przeżywam emocjonalnie związek z mężczyzną?
Znałam tego faceta zaledwie tydzień. Ba, znałam, to za duże słowo. Po prostu spędziliśmy ten czas razem, ciesząc się wzajemnie swoją obecnością, dotykiem, smakiem i… seksem. Ta krótka znajomość nie powinna aż tak bardzo wpłynąć na moje życie, szczególnie, że nie zakończyła się happy endem. Więc dlaczego ten mężczyzna cały czas tkwi w moim sercu, jak drzazga?
Nie mogę pozbierać się do kupy, ale to pewnie przyjdzie z czasem. Gorsze jest to, że ja już nie chcę, i nie wiem, czy potrafię jeszcze zaufać. Nie chcę się otwierać przed nikim, by znów nie zostać zranioną. I nie chcę już przeżyć czegoś tak równie pięknego, jak wakacje w Maladze. Bo na samo wspomnienie pęka mi serce…
Zaczął się kolejny tydzień. Oparłam głowę na poduszce, włączyłam telewizor. Bezmyślnie gapiłam się na reklamy, a potem na kolejny beznadziejny serial. Nawet nie zmieniłam kanału, bo nie chciało mi się szukać pilota.
– Alex! – usłyszałam pukanie do drzwi.
Mama zawsze pukała i pytała, czy może wejść. Mimo wszystko szanowała moją prywatność. Miałam ochotę krzyknąć, by poszła sobie do diabła, bo nie miałam teraz ochoty wysłuchiwać jej mądrych rad. Ale zacisnęłam zęby i nie odezwałam się. Pukanie się powtórzyło.
– Alex, masz gościa, może wejść? – nie dawała za wygraną.
Podniosłam się na łokciu, patrząc na zamknięte drzwi. Gościa? Precz! Nie potrzebuję tu nikogo – pomyślałam, ale na głos tego nie powiedziałam, bo też mi się nie chciało… Było mi wszystko jedno.
Drzwi otworzyły się z łoskotem, a do środka wpadła Wandzia.
– Dziękuję, pani Madziu, ja już sobie dalej poradzę sama – i zamknęła je przed wścibskim nosem mojej matki.
Zdążyłam tylko zobaczyć, jak mama swoim zwyczajem kręci głową, macha ręką z rezygnacją i skręca na schody prowadzące na dół.
Przyjaciółka stanęła zaraz za progiem. Splotła ręce na piersiach i patrzyła na mnie spod zmrużonych powiek. Mieczyk była małą istotą o ogromnych czarnych oczach i ciemnobrązowych włosach, zawsze spiętych w wysoki kucyk. Mimo tak drobnej postawy, miała w sobie ogrom energii i silny charakter. Nie uznawała sprzeciwu i nie poddawała się. To ona zawsze wygrywała.
– Ja pierdolę, Alex, czy możesz mi wyjaśnić, czemu nie odbierasz ode mnie telefonu? Nie odpisujesz na wiadomości? Kurwa mać! Czemu muszę dowiadywać się od twojej matki, że masz depresję?!!! Jestem twoją przyjaciółką i masz mi o wszystkim mówić, debilko! – wyrzuciła z siebie potok słów.
– Mieczyk, po co przyszłaś? Nie mam ochoty z nikim gadać, nie potrzebuję, serio. Daj mi spokój.
– Gówno prawda! Bardzo mnie potrzebujesz. I wyglądasz jak gówno! Masz się ogarnąć! Wstać i coś ze sobą zrobić! Jak mogłaś mi nie powiedzieć, że mnie potrzebujesz? Jak myślisz, po co my się mamy? Chyba po to, żeby się wspierać, no nie?!!! Do cholery, Alex, komu masz powiedzieć o swoich problemach? Matce? Ojcu? Doskonale wiesz, jak reagują na twoje kolejne dramaty – wskazała palcem drzwi, zadarła nos do góry, zrobiła parę głupich min, a na koniec popukała się w głowę. – Kochanie, tak się nie da, zrozum to w końcu. Ja chcę tylko, żebyś była szczęśliwa. Potrzebuję mojej przyjaciółki żywej. Potrzebuję ciebie… Kurwa, Alex, tęsknię za tobą!
Też tęskniłam za Wandą, najbardziej na świecie. To właśnie ona była moją prawdziwą drugą połówką, najbardziej bratnią duszą, jaka może być. Ale, serio, nie miałam teraz za grosz ochoty dzielić się z kimkolwiek moimi problemami.
Odwróciłam więc głowę w drugą stronę i dalej patrzyłam w telewizor. Wanda westchnęła głęboko i podeszła do mnie szybkim krokiem. Zdecydowanym ruchem złapała mnie za bluzę, przyciągnęła do siebie i wymierzyła siarczysty policzek. Trzeba przyznać, że jak na tak małą osóbkę, to miała krzepę!
– To na otrzeźwienie – wycedziła przez zęby. – I na pozbieranie się do kupy. Widzę, że nic innego nie pomoże. Jeżeli w tym momencie nie wstaniesz z tej pierdolonej, brudnej pościeli, nie umyjesz się i nie ubierzesz, i nie wyjdziesz ze mną teraz do miasta na durną kawę, to przysięgam, że uderzę cię trzy razy mo-cniej, żeby wybić ci z głowy tę resztkę bzdurnych marzeń i niby to złamane serce! Jesteś smutna i zdołowana tylko dlatego, że nie masz kogoś u boku? Znam cię! Jest ci źle, bo nie ma kto podejmować za ciebie decyzji. No więc już teraz masz! To ja – wskazała na siebie, uderzając się kilkukrotnie palcem w klatkę piersiową. – Wezmę sobie parę dni urlopu i doprowadzę cię do stanu sprzed roku. I zobaczymy potem, co będzie dalej…
Trzymałam się za buzię, nie wiedząc dokładnie, co się właśnie przed chwilą stało. Uderzyła mnie moja najlepsza przyjaciółka. Uderzyła mnie w pysk, a ja wcale nie miałam jej tego za złe. Oczywiście miała rację. Leżałam na tym dywanie kolejny miesiąc i nic to nie dawało. Wyłączałam mózg, widziałam czarną dziurę i totalną pustkę! Jeśli nie wezmę się w garść, jeśli nie zacznę funkcjonować jak normalny człowiek, to żal, który mam w sercu w końcu sprawi, że to serce pęknie na amen. Zrobiło mi się siebie szkoda.
Podniosłam rękę i wyciągnęłam ją w stronę przyjaciółki. Złapała ją szybko, bym nie zdążyła się rozmyślić i pomogła mi wstać. Stałyśmy tak naprzeciwko siebie, czekając, która pierwsza wyciągnie do drugiej ramiona.
Objęłam ją za szyję i przytuliłam się do ciepłego policzka.
– Przepraszam… Ja wiem, że zawsze mogę na ciebie liczyć, ale jestem tak okropnie nieszczęśliwa, że nie chce mi się żyć. Wanda! Co ja mam ze sobą zrobić?
– Coś tam wymyślimy, nic się nie martw. Mamy siebie i razem damy radę ze wszystkim. Nie jeden już raz wychodziłyśmy z chujowej historii, a potem się z tego śmiałyśmy… Zobaczysz, tym razem też tak będzie. Nie wiem jeszcze jak, ale pomogę ci. Będzie fajnie, zobaczysz.
Pokiwałam głową i ruchem ręki, bo nie mogłam wydobyć z siebie głosu, zaprosiłam ją na wiklinowe fotele, przy których stał ratanowy stolik. Wanda otworzyła torebkę i wyjęła z niej dwie małe butelki wina. Odkręciła i podała mi jedną z nich.
Od przyjazdu z Hiszpanii nie wypiłam nawet kropli alkoholu. Stwierdziłam, że to mój główny problem, z którym wypada raz na zawsze skończyć. Nie uciekać od nałogu, ale zmierzyć się z nim. Porzucić rozwiązywanie problemów za pomocą lampki albo i całej butelki trunku.
– Jeśli nie chcesz, Alex, to nie pij. Ja muszę się napić. Miałam okropny dzień, w pracy zmienili nam zarząd, znowu... Ile kurwa można…
– Spoko, trochę się napiję – odparłam z uśmiechem. – Tylko się tak zastanawiam, jak ty chcesz mi pomóc, skoro sama jeszcze nie rozwiązałaś swoich problemów? A do tego masz rodzinę i małe dziecko. Jak ty to ogarniasz?
– O to się kochana nie martw! Daję radę.
Siedziałyśmy tak sobie w ciszy. Mieczyk stukała długim paznokciem w blat. A po chwili, nagle walnęła otwartą dłonią w środek stołu. Aż podskoczyłam ze strachu.
– Wandzia, wyluzuj, nie musisz wymyślać czegoś na już. Możemy coś razem porobić na przykład za miesiąc?
Przyjaciółka zmierzyła mnie pogardliwym spojrzeniem i zaczęła rozmowę o niczym. Robiła tak zawsze, kiedy snuła w głowie plany. Nagle oczy jej zabłysły i pokiwała głową w uznaniu dla samej siebie.
– Mam! Wiesz, co zrobimy?
– Mam już się bać?!
– Pamiętasz tego mojego Argirisa? Tego Greka?
– No jasne, że pamiętam, nadal masz z nim kontakt? Matko, ile to już lat...
– Został managerem w jakimś wypasionym hotelu w samym centrum Londynu i zapraszał mnie na galę otwarcia. Dostałam od niego zaproszenie z osobą towarzyszącą, a że ktoś musi zostać z Marysią, wybierzemy się tam we dwie. Idealnie!
– Nie mam kasy.
– Spoko, luz. Ja stawiam…
Wzruszyłam ramionami. W głębi duszy wiedziałam, że potrzebna jest mi ta wycieczka, jak powietrze do oddychania. Musiałam zmienić otoczenie, tylko do tej pory nie miałam na to siły i pieniędzy.
Wanda patrzyła na mnie z miną wskazującą na to, że nie przyjmie odmowy.
Analizowałam w głowie wszystkie za i przeciw. Walczyłam sama ze sobą, ale szala zwycięstwa przechyliła się na nie. Naprawdę nie miałam na to fizycznie siły, nie chciało mi się.
– Mogę to przemyśleć? Dasz mi trochę czasu? – wydusiłam w końcu przez zaciśnięte zęby.
Mieczyk upiła łyk wina, popatrzyła na mnie wymownie i pokiwała przecząco głową, nie pozostawiając mi wyboru. Może to dobrze.
– To jedziemy – powiedziałam bez przekonania i mocno przytuliłam przyjaciółkę.
Wandzi zabłysły oczy. Ona też potrzebowała resetu.
– Wierzę, że trochę to pomoże, potem wrócimy do Polski i ogarniesz sobie jakąś pracę. Wszystko jedno jaką, bylebyś nie musiała już tu mieszkać.
Był to jakiś pomysł, zdecydowanie lepszy niż nierobienie nic. O Szwedzie muszę zapomnieć, wymazać ten tygodniowy incydent z głowy. Wyjazd potraktuję jako terapię. Wycieczki do Anglii zawsze mi służyły. Wierzyłam, że i tym razem będzie podobnie.
Mieczyk wróciła do swoich obowiązków, ale codziennie dzwoniła i przypominała mi o podróży. Tym sposobem zmusiła mnie do zajęcia się sobą. Do wyjazdu zostało kilka tygodni, miał odbyć się przed samymi świętami Bożego Narodzenia.
Czas, jaki pozostał mi do wylotu, postanowiłam przeznaczyć na doprowadzenie się do porządku, przede wszystkim w kwestii wyglądu. Miałam zaoszczędzonych trochę pieniędzy. Odłożyłam je, co prawda, raczej z myślą o zakupie samochodu lub czegoś niezbędnego do życia, a nie na włosy czy kosmetyczkę, ale co tam! Wzięłam do ręki telefon. Jeszcze raz spojrzałam na saldo konta. Było na nim dokładnie tyle samo, ile miałam przed wyjazdem do Hiszpanii. Zerknęłam też w aplikację Revoluta, żeby przekonać się, czy zostało tam choć trochę euro. Spojrzałam na ekran i zamurowało mnie. Wpatrywałam się w ekran i nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. Skąd, u licha, mam tyle pieniędzy?!
Weszłam w historię i sprawdziłam ostatnie przelewy. Serce podeszło mi do gardła. Na wyświetlaczu widniało nazwisko Johansson, a pieniądze przesłano zaledwie kilka dni temu. Jak mogłam tego wcześniej nie zauważyć?
Jezu, to on żyje?!
Wybrałam jego numer, ale z drugiej strony odezwała się poczta głosowa. Nie nagrałam się. Odłożyłam telefon nadal osłupiona. W mojej głowie galopowały myśli. Nie rozumiałam, dlaczego to zrobił. Po co teraz wysłał mi pieniądze? Zapłacił mi za ten tydzień, czy to forma przeprosin za tak długie milczenie? Absurd.
Byłam zła! Byłam wściekła! Nie chcę jego kasy! Nie jestem dziwką!
Potrzebowałam jego obecności, zapachu, dotyku, pieszczot, żeby do mnie mówił. A co najważniejsze, informacji, że on kurwa żyje! Na początek to wystarczyłoby mi do życia. Zamartwiałam się przez tyle tygodni, a potem miesięcy. Wylałam morze łez w poduszkę, a tymczasem on gdzieś był, żył, istniał i nie raczył mnie o tym powiadomić… No chyba żart!
Nienawidzę go!!!
Do przelewu nie została dołączona żadna wiadomość, absolutnie nic.
Zacisnęłam zęby. Pod wpływem złych emocji, w pierwszym odruchu chciałam zwrócić mu te pieniądze na konto, z którego zostały przelane. Ale coś źle wcisnęłam i odrzuciło operację. To dało mi czas do namysłu… Właściwie, dlaczego mam mu oddać te pieniądze? Może potraktował naszą tygodniową znajomość jak coś, za co należy zapłacić? Ta myśl sprawiła, że poczułam się okropnie. Rzuciłam telefon na łóżko, a sama padłam na podłogę z rozłożonymi szeroko rękoma. Nie wiedziałam, co o tym myśleć. Z jednej strony ciężko było mi uwierzyć, że tak postąpiłby mój Lars, ale z drugiej… Ależ ja jestem naiwna!
Skoro potraktował mnie jak dziwkę, to był mi coś winien. Pierdolę, zostawiam na razie tę kasę.
Wybierałam numer do Larsa jeszcze co najmniej z dziesięć razy.
Dlaczego to zrobiłeś? – myślałam, masując pulsującą skroń. – Błagam, pomóż mi się dowiedzieć, jak jest naprawdę, bo zaraz oszaleję…
Zamknęłam oczy i zaczęłam wymazywać myśli z głowy, aż została jedynie czarna dziura.
Obracałam bezmyślnie telefon w rękach, kiedy nagle mój mózg podsunął nowy problem do rozwiązania – Adam.
Wybrałam jego numer. Czas już najwyższy, by wyprostować moje życie. Zakończyć nierozwiązane sprawy i pozorne związki. Dowiedzieć się prawdy o mężczyznach z mojej przeszłości i rozwiązać zagadkę, dlaczego znowu jestem sama…
Adam nie odbierał od paru dobrych tygodni. Na początku było mi to na rękę, ale teraz chciałam wiedzieć, dlaczego. Ale do tego potrzebna była rozmowa. A może bardziej przeszkadzało mi to, że to on zrezygnował z naszego związku, a to miała być moja decyzja. Pierwszy raz w życiu chciałam być panią sytuacji. A stało się zupełnie inaczej.
Sygnał wiadomości sprawił, że podniosłam wyświetlacz aparatu do oczu. To Adam. Krótka wiadomość: Oddzwonię, obiecuję. Wiadomo, że nie oddzwoni, pisze tak za każdym razem.
Nagle drzwi z hukiem uderzyły o blokadę w podłodze. Do pokoju pewnym krokiem weszła, nie kto inny, jak moja waleczna Wanda. Znacząco uniosła oczy ku górze i złapała się za głowę.
– Znowu leżysz na dywanie? Boże, jakie to żałosne! Już mi cię wcale nie szkoda! Kurwa! Wstawaj natychmiast! No już, zbieraj się. Jesteśmy umówione do fryzjerki. Zapisałam cię też do Agnieszki, speca od medycyny estetycznej. Pójdziesz zrobić coś z twarzą. Masz takie sińce pod oczami, że wyglądasz jak menel. Potem pójdziemy na zakupy. Ja też potrzebuję kilku ładnych rzeczy, a nie tylko biurowych szmat.
– Już dobrze, tylko nie krzycz i nie przeklinaj. Boli mnie głowa. Wzięłam już tabletkę. A przy okazji, powiedzieć ci coś nadzwyczaj ciekawego?
Przyjaciółka popatrzyła się na mnie zaintrygowana i kiwnęła głową.
– Pokażę ci – powiedziałam i weszłam na Revoluta, na którym była ogromna suma pieniędzy.
Oczy Wandy zrobiły się jak spodki.
– Skąd masz tyle kasy?
– Od Larsa.
Mieczyk zrobiła krok do tyłu i otworzyła buzię ze zdumienia.
– Co? Jak to możliwe? Ja pierdolę, Alex, on żyje?!
– A jak to inaczej wytłumaczyć? Nie mam zielonego pojęcia, o co tu chodzi. Próbuję się do niego dodzwonić, ale włącza się tylko poczta głosowa. Nie ma o nim śladu w mediach społecznościowych. Tymczasem dostałam od niego w chuj pieniędzy, ot tak. Nie zarobiłabym tyle w rok! Co mam z tym zrobić? Oddać mu to?
Mieczyk wpatrywała się w saldo mojego rachunku, robiąc przy tym dziwne miny, jakby prowadziła ze sobą wewnętrzną walkę.
– Wydaj to na siebie, niech ci to zrekompensuje dni rozpaczy – stwierdziła z pełną powagą.
– Nic mi nie zrekompensuje dni rozpaczy i tęsknoty za tym facetem – odpowiedziałam ze smutkiem w głosie. Już chciałam opaść na mój dywan, ale przyjaciółka szybko mnie złapała, parę razy cmoknęła i pokręciła głową.
– Chodź, kochana, ruszmy się, pomyślimy o tym później. W końcu to tylko kasa. Chyba lepiej, że ją masz – uśmiechnęła się, puszczając do mnie oko.
– Ok, idź na dół, zaraz do ciebie przyjdę – odpowiedziałam z rezygnacją.
Wybrałam ponownie numer do Szweda, z nadzieją, że może tym razem odbierze. Ale niestety, nadal witało mnie jedynie nagranie na poczcie.
Naprawdę udało nam się w ciągu jednego dnia doprowadzić do porządku. Mimo, że byłam bardzo chuda, każda nowa rzecz wyglądała na mnie doskonale. Na zaplanowany bal w Londynie kupiłam sobie czarną, długą sukienkę opinającą moje mało kobiece ciało, aczkolwiek wydawało mi się, że wyglądam w niej całkiem nieźle.
Po udanych zakupach, następnym przystankiem na trasie – doprowadzić mnie do stanu używalności – były włosy. Zdecydowanie musiałam coś z nimi zrobić, były wystrzępione i matowe. Jedyną odpowiednią destynacją była nasza Anka – kobieta, która potrafi wyczarować coś niezwykłego nawet z największego siana na głowie. Namówiła mnie, by obciąć włosy i ufarbować je na jaśniejszy kolor. W krótszych włosach wyglądałam zdecydowanie młodziej. Popatrzyłam na swoje odbicie w lustrze i po raz pierwszy od wielu tygodni zobaczyłam na twarzy uśmiech. Następnie usta i te nieduże zmarszczki, które pojawiły się w ostatnim czasie. Na szczęście miałyśmy niedaleko do niezwykłej osoby, dr Agnieszki, która przywróciła mojej twarzy znowu promienny, zdrowy wygląd.
Coś wspaniałego, że jedna tak wykwalifikowana osoba zajmuje się zarówno medycyną estetyczną i jest ginekolożką. Ostatni przystanek – paznokcie. Kiedy tak sobie siedziałyśmy z dłońmi pod lampami, Wanda popatrzyła na mnie z dezaprobatą.
– Marnujesz się Alex. Jesteś naprawdę śliczną dziewczyną, ale przyciągasz tak fatalnych facetów, że to przechodzi ludzkie pojęcie. Obiecaj, że tym razem zastanowisz się sto razy, zanim się zakochasz. Błagam cię.
– Wanda, ja już nikogo nie chcę…
Alex
Anglia – Londyn
Zbliżał się 20 grudnia, nazajutrz rano miałyśmy wylot. Mąż Wandy zawiózł nas na lotnisko. Byłam podekscytowana nową przygodą, ale myślami wciąż wracałam do Larsa. Wyobrażałam sobie, jak zaczesuje palcami włosy do tyłu, a one i tak niesfornie opadają na jego twarz, zasłaniając niebieskie oczy. Pamiętam jego zapach, który drażnił moje zmysły i sprawiał, że chciałam nim oddychać. Znam na pamięć mapę jego ciała, każdy mięsień, który pod wpływem podniecenia żył własnym życiem… Pamiętam jego namiętne pocałunki i silne dłonie zaciskające się na moich pośladkach.
Spojrzałam jeszcze raz na przelew. Dlaczego do mnie nie zadzwonił ani nie napisał?
– Alex! – Wanda dziabnęła mnie palcem w bark. – Wyłącz tę funkcję mózgu, która przypomina ci o Johanssonie. Zapomnij o nim! Proszę cię, przynajmniej na najbliższy tydzień.
– Dobrze! Tak zrobię. Dziękuję, że mnie wyciągnęłaś z domu. To będzie super czas tylko dla nas.
– No wiadomo – Mieczyk wcisnęła guzik nad sobą, przywołując stewardessę.
– Poprosimy to samo, dwa winka.
Miła kobieta pognała czym prędzej i za chwilę przyniosła alkohol.
– Ja nie piję, Wanda.
– Oj, przestań, trochę się napijesz, nikomu jeszcze nie zaszkodziło małe winko. Nawet nie poczujesz.
Wiedziałam, że na jednym się nie skończy…
Samolot wylądował na Luton po niecałych dwóch godzinach. Pojechałyśmy pociągiem na King’s Cross, skąd miałyśmy blisko do hotelu.
– Mieczyk, przesadziłaś, po co nam taki hotel? Mogłyśmy sobie wziąć jakieś mieszkanie na Airbnb.
– No tak, mieszkanie… Jeszcze powiedz mi, że siedem osób w pokoju i piętrowe łóżka. Nocujemy tu tylko dzisiaj. Na jutro Argiris załatwił nam miejsca w tym hotelu, w którym jest managerem.
– To super. A co robimy dzisiaj? – odparłam zadowolona, że ktoś już wszystko za mnie pozałatwiał.
– To, co się zwykle robi wieczorami w Londynie. Podbijamy Soho i tańczymy!
Nazwa dzielnicy od razu przypomniała mi o Larsie i jego hotelu. Westchnęłam ciężko, ale pokiwałam głową twierdząco, że jestem gotowa na realizację każdego pomysłu, jaki przyjaciółka wymyśliła. Jednak po kolejnym winie w pokoju, najzwyczajniej w świecie zasnęłyśmy i plan nie wypalił.
Sen był okropny. Przez głowę przelatywały mi obrazy z Hiszpanii. Chodziłam po willi, której wnętrze było puste i zimne. Rozglądałam się po każdym pomieszczeniu, próbując znaleźć ukochanego. Czułam zapach krwi i papierosów. Byłam przerażona, ale i zdeterminowana, by nie opuścić posiadłości. Ciągle wierzyłam, że w końcu odnajdę to, czego szukam. I wcale nie chodziło o Szweda, a o odpowiedzi na pytania kłębiące się w mojej głowie. Wiatr potargał mi włosy, a chłód przenikał przez cienki materiał koszuli. Nagle usłyszałam hałas. Odruchowo odwróciłam się w kierunku drzwi wejściowych, które otworzyły się, wpuszczając do środka ostre światło. Zasłoniłam twarz ręką, próbując odgadnąć, kto stoi w progu. Jak ślepiec, jedną zasłaniając oczy, a drugą wyciągając przed siebie w poszukiwaniu drogi, podchodziłam do drzwi. Każdy mój krok skracał odległość do wyjścia, ale też proporcjonalnie oddalał ode mnie postać. Nagle usłyszałam znajomy, męski głos. Zatrzymałam się.
– Nie szukaj mnie więcej, znikam z twojego życia. Odpuść.
Mężczyzna odwrócił się i odszedł w stronę światła…
Poczułam się wolna i lekka jak ptak. Gdybym miała skrzydła, odleciałabym…
Obudziłam się i rozejrzałam po pokoju. Wandzia jeszcze spała. Słychać było jej miarowy oddech. Wstałam, podeszłam do okna i wyjrzałam na świat. Padało, a dla mnie to był w tym momencie najpiękniejszy widok na świecie. Uśmiechnęłam się, bo właśnie uświadomiłam sobie, że Londyn wyciszył we mnie wszystkie emocje. Już nie czułam bólu i nie musiałam wiedzieć. Ogarnął mnie niebywały spokój. Odetchnęłam z ulgą.
– Jestem wolna – powiedziałam do siebie. Niczego już nie muszę wyjaśniać. Wszystko wyprostowało się samo. Jestem wolna, chcę tego, chcę być szczęśliwa.