11,99 zł
Ilaria Russo idzie zamiast swojej kuzynki Sophii na spotkanie z Fredianem, wybranym dla niej na męża arystokratą. Ma odrzucić jego oświadczyny, by dać czas Sophie na ucieczkę z jej ukochanym. Okazuje się jednak, że Fredian zamiast zwykłej randki zaplanował ślub. Spanikowana Ilaria wyjaśnia mu pomyłkę, ale on uznaje, że to spotkanie jest zrządzeniem losu, i nalega, by ceremonia jednak się odbyła…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 136
Lorraine Hall
Nieoczekiwany ślub
Tłumaczenie:
Monika Łesyszak
Ilaria Russo nie dotarła na „zwykłą kolację”, jakiej się spodziewała.
Plan wyglądał prosto. Miała udawać swoją kuzynkę Sophię podczas długiej, nudnej kolacji z jakimś lordem albo diukiem, a potem odrzucić nieuchronne oświadczyny. W tym czasie Sophia ucieknie ze swoim ukochanym marynarzem, którego jej ojciec nie aprobował.
Ilaria uważała wuja Giovanniego Avidę, męża siostry jej zmarłej matki, za jednego ze swoich nielicznych śmiertelnych wrogów. Jego chciwość i obsesja gromadzenia bogactw stworzyły fatalne warunki pracy w kopalni, w której pracował i w końcu zginął jej ojciec. Wypadek odebrał życie jeszcze dwudziestu innym górnikom.
Zamiast ponieść karę, Giovanni otrzymał stanowisko królewskiego ministra. Nie tylko nie pomógł osieroconej siostrzenicy, ale wręcz odmówił Ilarii wstępu do swojego domu w bogatym Roletto. Jedyne, co dobrego zrobił, to pozwolił żonie czasami zabierać córkę, Sophię, do Accogliente, żeby odwiedzała cioteczną siostrę. Ilaria podejrzewała, że ciotka to jedno na nim wymusiła.
Podczas gdy kuzynki nawiązały przyjaźń, Giovanni przez dziesięć lat gromadził kolejne bogactwa i desperacko próbował wydać Sophię za jakiegoś utytułowanego mężczyznę, żeby samemu zyskać tytuł.
Kiedy więc pojawiła się okazja, żeby utrzeć mu nosa i pomóc uroczej Sophii umknąć spod rządów jego żelaznej ręki, Ilaria chętnie z niej skorzystała.
W ten sposób trafiła do stolicy Vantonelli, Roletto, żeby zająć miejsce kuzynki, wykorzystując rodzinne podobieństwo.
Mimo przekonania o słuszności swojej decyzji, kiedy wyszła z dworca na ruchliwe ulice, ogarnęło ją zdenerwowanie. Przytłaczał ją ogrom budynków i zgiełk wielkiego miasta położonego pomiędzy Alpami a lśniącą tonią jeziora Lago di Cornio.
Spędziła całe dwadzieścia cztery lata życia w chacie, zbudowanej przed wiekami przez przodków w górskim rejonie Pecora w Vantonelli. Hodowała owce, prowadziła farmę i pomagała dziadkowi aż do jego śmierci w ubiegłym roku.
Na dworcu na chwilę wpadła w popłoch. Rozważała odwrót, ale Sophia i jej marynarz wypatrzyli ją w tłumie.
Choć Sophia nieco dziwnie się zachowywała, wymieniły ubrania, tożsamości i uściski. Ilaria życzyła ciotecznej siostrze szczęścia. Spotkanie z Sophią dodało jej odwagi, póki nie trafiła pod wskazany adres.
Zamiast restauracji ujrzała zabytkową katedrę. Żołnierz w pełnym umundurowaniu wskazał jej gestem wejście. Na końcu nawy, w cieniu, dostrzegła wysokiego mężczyznę.
Widok bogato ozdobionego ołtarza zaniepokoił ją jeszcze bardziej niż żołnierz, który wyciągnął ku niej rękę i polecił:
– Proszę oddać torebkę.
Ilaria niepewnie spojrzała na torebkę Sophii, ale jej wahanie nie zrobiło na nim wrażenia. W końcu doszła do wniosku, że nie może się zachowywać jak wylękniona wieśniaczka. Na ten wieczór została dobrze wychowaną, obytą w świecie Sophią Avidą. Odrzuci oświadczyny, da kuzynce czas na ucieczkę, żeby despotyczny, przebiegły ojciec nigdy jej nie odnalazł. Następnego dnia, kiedy zyska pewność, że Sophia bezpiecznie wzięła ślub z ukochanym, wróci na farmę.
Zostawiła gospodarstwo w dobrych rękach. Po katastrofie w kopalni przed dziesięciu laty jej dziadek zaczął zatrudniać sieroty i wdowy, żeby nadal mieszkały w rodzinnej wiosce, zamiast zostać wysłane do sierocińców i ośrodków pracy w mieście, zgodnie z planem króla i jej wuja.
Zrobili z dziadkiem, co w ich mocy, żeby zminimalizować skutki tragedii. Teraz te dzieci wchodziły w dorosłość z umiejętnościami i skromnymi oszczędnościami, żeby móc odbudować swoje życie. Wdowy zyskały poczucie, że o nie zadbały mimo niewielkich finansowych możliwości poza rodzinnymi farmami i przy zamkniętej kopalni.
Chociaż w tym przypadku Ilaria działała na mniejszą skalę, myślała, że dziadek zaaprobowałby jej pomoc dla Sophii. Z pewnością postąpiłby podobnie, żeby dać komuś szansę na wolność i szczęście.
Nie mogła ochronić ojca przed wypadkiem ani zapobiec stopniowej utracie zdrowia dziadka, zakończonej jego śmiercią przed rokiem, ale mogła uchronić kuzynkę przed żałosnym, zmanipulowanym życiem w utytułowanych kręgach Roletto.
– Podejdź, proszę, Sophio – wezwał ją stojący w cieniu mężczyzna.
Ilaria posłuchała rozkazującego tonu. Musiała opanować zdenerwowanie i paraliżujący lęk, wyprostować plecy i ruszyć ku niemu przez długą, onieśmielającą nawę. Zerknęła przez ramię, ale żołnierz stał teraz na środku, blokując drogę ucieczki. Wszystko wyglądało fatalnie. Mimo to ruszyła ku nieznajomemu. Dla Sophii i poniekąd też dla wuja Giovanniego.
Każdy krok odbijał się echem od wysokich, marmurowych ścian. Przyćmione światło przeświecało przez kolorowe witraże. Wszędzie lśniło złoto i srebro.
Po dotarciu przed ołtarz ujrzała za pulpitem drugiego, niższego mężczyznę z otwartą Biblią.
Poza tym zobaczyła, że nie wezwał jej tu diuk ani lord tylko książę Frediano Montellero, następca tronu Vantonelli.
Przeżyła szok. Szczęka jej opadła. Nawet w małej górskiej wiosce widywała zdjęcia syna nieokiełznanej, nieodpowiedzialnej pary, która zginęła podczas wspinaczki bez zabezpieczenia w przerażających górach Monte Morte.
Książę Frediano uchodził za równie porządnego i honorowego jak jego dziadek, wielki król Carlo. Ilaria nie rozumiała, jak można nazwać honorowym monarchę, który mianuje intrygantów i morderców ministrami. Byli tak oderwani od życia, że planowali przenieść ludzi, którzy utracili wszystko, do zatłoczonych kwater i sierocińców w mieście.
Ta opinia nie uodporniła jej na piękno wspaniale rzeźbionych rysów i zaskakująco szerokich ramion. Nosił ciemny garnitur, z pewnością wart więcej, niż zarobiła przez całe życie. Lśniące, krótko przystrzyżone czarne włosy i wypielęgnowane bokobrody nadawały mu wygląd wojownika.
Jego postawa wyraźnie mówiła: „nie dotykać”. Co w nią wstąpiło, że palce ją świerzbiły, żeby zbadać tę wspaniale rzeźbioną żuchwę albo wypróbować miękkość włosów? Kusiło ją, żeby sprawdzić, czy ten książę ma w sobie cokolwiek ludzkiego, bo wyglądał nieziemsko, wręcz nierealnie. Choć powinna splunąć mu na buty, nie potrafiła oderwać od niego wzroku. Świat stanął na głowie!
Książę Frediano skinął na duchownego.
– Proszę zaczynać.
Jego głos zagrzmiał w jej uszach ogłuszająco jak huk gromu. U siebie na wsi to ona wydawała komendy, aczkolwiek okazywała szacunek starszym. Nie rozumiała swojej bierności.
Ksiądz zaczął powoli mówić o nierozerwalności małżeństwa i świętości przysięgi. Potem zapytał:
– Czy bierzesz sobie tę kobietę za żonę?
Ilaria otworzyła usta, żeby zaprotestować, ale nie zdołała dobyć z nich nic prócz nieartykułowanego jęku.
– Tak – odpowiedział książę z tak niezachwianą pewnością, jakby był gotów poślubić pierwszą lepszą spotkaną w kościele kobietę.
Gdy ksiądz zwrócił się do niej, nadal nie odzyskała mowy. Zdołała się tylko roześmiać z tej absurdalnej sytuacji. Zamiast na kolację trafiła na ślub! Najgorsze, że własny.
– Proszę wybaczyć, ale zaszła pomyłka – zdołała wreszcie wykrztusić.
Książę po raz pierwszy zwrócił na nią spojrzenie ciemnych, niemal czarnych oczu. Patrzył na nią z tak zimną pogardą, że zadrżała. Sama nie rozumiała, dlaczego.
– Niemożliwe – zaprotestował stanowczo. – Nie toleruję pomyłek.
Choć ją przerażał, musiała wyprowadzić go z błędu. Nie mogła przecież wyjść za wnuka władcy, który awansował jej wuja, zamiast wtrącić go do więzienia.
– Nie jestem… – zaczęła.
– A jednak tu przyszłaś, prawda?
– Tak, ale…
– Powiedziała „tak”. Proszę kończyć, ojcze.
– Nie! Nie wyraziłam zgody na małżeństwo! – krzyknęła, ale ksiądz nie słuchał.
Zresztą po co? Dostał rozkaz od księcia. To on miał tu władzę, nie ona.
– To chyba jakiś sen… – wymamrotała w oszołomieniu.
Nie dodała, że koszmarny, choć tak myślała.
– Z pewnością miałaś na myśli spełnienie marzeń. Cała przyjemność po mojej stronie – odrzekł książę, uprzejmie skłaniając głowę mimo wyraźnego zniecierpliwienia. – Skoro formalności zostały dopełnione, chodźmy do pałacu. Trzeba przygotować jutrzejszą publiczną prezentację. – Po tych słowach ruszył w kierunku wyjścia, pewny, że podąży w jego ślady.
Faktycznie pospieszyła za nim, z trudem łapiąc równowagę w pożyczonych od Sophii butach. Musiała przecież wyjaśnić nieporozumienie.
Kiedy obcy ludzie przyszli do jej dziadka, żeby poinformować o śmierci ojca, uratowała go przed załamaniem nerwowym. Zasugerowała, żeby zatrudnili do pomocy na farmie sieroty po górnikach. Odprawiła natrętów, usiłujących odkupić gospodarstwo za psie pieniądze. Umiała sobie radzić w obliczu tragedii. Ten dramat też przeżyje. Dla Sophii.
– Proszę zaczekać! – zawołała za nim.
Nie posłuchał. Nawet nie zaszczycił jej spojrzeniem. Dopiero po dotarciu do bocznych drzwi świątyni zwrócił ku niej głowę, żeby zmierzyć ją surowym spojrzeniem. Sama nie wiedziała, jak je wytrzymała. W końcu wydobyła głos ze ściśniętego gardła:
– To nieporozumienie – wyjaśniła. – Nie mam na imię Sophia tylko Ilaria. Jestem jej kuzynką. Nie wiedziałam, że idę na ślub. Sophia zapewniła mnie, że tylko zjem kolację w jej zastępstwie z jakimś lordem albo diukiem i odrzucę oświadczyny w jej imieniu. Poślubił Wasza Wysokość niewłaściwą osobę.
Frediano nie od razu odpowiedział. Nauczył się tłumić emocje, zostawiając sobie czas na ich opanowanie. Przez większą część życia nabywał praktyki u stóp dziadka, który od czterdziestu lat honorowo i sprawiedliwie rządził Vantonellą. Dał mu poczucie bezpieczeństwa, życiowy cel i uratował go od zaniedbania przez impulsywnych, nieodpowiedzialnych rodziców.
Teraz to wielkoduszne serce szwankowało. Lekarze jeden po drugim przekonywali króla Carla, żeby abdykował i poddał się niezbędnej operacji. Ostrzegali, że jeżeli nie zacznie unikać stresu i nie odpocznie, nie dożyje następnych urodzin. Frediano zamierzał zadbać o to, żeby świętował ich jeszcze co najmniej dwadzieścia. Dlatego postanowił znaleźć sobie żonę.
Doskonale wiedział, że mimo zaufania do swego jedynego następcy król nie zaryzykuje abdykacji, póki nie poślubi odpowiedniej, rozsądnej kobiety. Dlatego szukał idealnej partnerki, niepodobnej do jego samolubnej, lekkomyślnej matki, wiecznie zabiegającej o uwagę mediów skandalistki.
Frediano zamarł w bezruchu po usłyszeniu nieprawdopodobnej rewelacji.
Nie poślubił Sophii Avidy, córki nieutytułowanego, lecz bogatego przedsiębiorcy i ministra energii. Zamiast nieciekawej i potencjalnie posłusznej żony dostał… jej kuzynkę.
Tylko raz przelotnie widział Sophię. Nie przyglądał jej się zbyt bacznie. Nie szukał uczuć czy więzi. Chciał tylko przekonać dziadka, że nadszedł czas, żeby ustąpił mu miejsca na tronie.
Dlatego zaplanował ceremonię bez gości i anonsu w prasie, żeby nie nasuwać skojarzenia z szukającymi rozgłosu rodzicami. Wybrał zgodną, nijaką kandydatkę, która nie przyniesie wstydu monarchii.
– Mam uwierzyć, że choć wyglądasz tak jak Sophia, jesteś kimś innym?
Kobieta splotła ręce tak mocno, że aż kostki jej zbielały, ale wytrzymała jego spojrzenie.
– Nie powiedziałabym, że jesteśmy identyczne.
Nie, ale na tyle podobne, że nie zauważył różnicy w mrocznym wnętrzu katedry. Zabronił zbyt jasno ją oświetlić, żeby umknąć uwadze dziennikarzy do czasu opublikowania obwieszczenia o zawarciu małżeństwa dzień po ceremonii ślubnej.
Obejrzał uważnie nadal stojącą w drzwiach kobietę. Miała takie same ciemne włosy i zielone oczy z niebieskimi plamkami jak Sophia, ale z bliska dostrzegł piegi na nosie. Wątpił, czy wyrafinowana Sophia spędzała wiele czasu na słońcu. Włożyła skromną, ale drogą sukienkę, trochę niedopasowaną na ramionach. Pożyczoną, niewątpliwie, od podstępnej kuzynki, która doskonale wiedziała, że ma poślubić księcia. I zamiast siebie wysłała podobną krewną.
– Mieszkasz w Accogliente? – zapytał.
– Tak.
W małej górskiej wiosce daleko na północy. Sophia dorastała w Roletto. Choć nie pochodziła z arystokracji, odebrała staranne wykształcenie, zarówno akademickie, jak i w zakresie etykiety. Jej ojciec marzył o tytule. Frediano uważał jego marzenie za atut. Pozwoliłoby mu trzymać go w szachu wraz z całą rodziną.
Ta wieśniaczka nie będzie umiała się zachować w stolicy. Przyniesie mu wstyd, wzbudzi sensację albo, co gorsza, jedno i drugie.
Popełnił błąd, na który nie mógł sobie pozwolić. Cicha, łagodna, ładna, ale nieciekawa Sophia była idealną kandydatką. Przeciwnie niż jego matka, zrobiłaby wszystko, co by jej kazano, nie narobiłaby wokół siebie szumu i nie opuściłaby…
Ale uciekła.
Mógłby zażądać milczenia od księdza, żołnierza, a nawet służby, oczekującej w pałacu, wytropić Sophię i zażądać, żeby za niego wyszła. To jednak wymagałoby czasu i stanowiło zagrożenie wyciekiem informacji i innymi komplikacjami. A im dłużej musiałby czekać, tym bardziej ucierpiałoby zdrowie dziadka.
Frediano obiecał królowi idealną żonę i obwieszczenie o zawarciu małżeństwa dzień później.
Nie zamierzał łamać obietnicy.
Nie mógł wrócić do pałacu z pustymi rękami. Nieważne, kogo poślubił, o ile osiągnął pożądany rezultat.
Frediano desperacko walczył o odzyskanie utraconej równowagi. Ktoś storpedował jego plany, stawiając własne potrzeby na pierwszym miejscu. Ta sytuacja przypominała mu dzieciństwo, gdy rodzice zostawiali go własnemu losowi, żeby zadziwiać prasę swymi kaskaderskimi wyczynami. Ich koncentracja na sobie tworzyła z nich idealną parę. Ich „miłość” niszczyła wszystkich po drodze.
Ale nie był już dzieckiem, zziębniętym i samotnym u stóp góry, z której spadli jego rodzice. Dorósł i został następcą tronu.
Znów zerknął na swoją nieznajomą żonę. Doszedł do wniosku, że będzie posłuszna i nudna jak jej kuzynka. Gdyby chowała w szafie szkielety, z pewnością podczas sprawdzania Sophii zostałyby wyciągnięte na światło dzienne.
Mogła się nauczyć dobrych manier. Może dokonał całkiem korzystnej zamiany. Wziął sobie kawał świeżej, nieuformowanej gliny. Jeżeli dobrze ją urobi, obróci porażkę w sukces, co mu zawsze świetnie wychodziło.
Ponownie wskazał drzwi.
– Chodźmy.
Kobieta zrobiła wielkie oczy. Ręce jej opadły.
– Dokąd?
– Jesteśmy małżeństwem. Zostałaś księżną. Jak masz na imię?
Zamrugała powiekami, gdy ujął ją pod łokieć.
– I… Ilaria Russo – wykrztusiła z trudem, gdy prowadził ją w kierunku sedana, którym jeździł, gdy chciał podróżować niezauważony.
– Obecnie księżna Ilaria Montellero – sprostował. – Pojedziemy do pałacu, żeby przygotować jutrzejsze obwieszczenie o ślubie. Musisz się do tego czasu wiele nauczyć.
Kierowca otworzył tylne drzwi, ale Ilaria gwałtownym ruchem oswobodziła ramię i odmówiła wejścia do auta.
– Ksiądz zwracał się do Sophii, nie do Ilarii – przypomniała, zaciskając pięści, jakby zamierzała z nim walczyć.
Gdyby nie powaga sytuacji, Frediano pewnie by się roześmiał.
– Wasza Wysokość zmanipulował mnie, żebym powiedziała „tak”. W ogóle się nie znamy. Mam dom i ludzi, którzy ode mnie zależą, i absolutnie żadnego pragnienia zostania księżną.
Frediano nie skomentował ostatniej części zdania.
– Ksiądz skoryguje imię, które błędnie zapisał. Wiedza nie jest potrzebna do zawarcia małżeństwa. A jeżeli chciałabyś coś wziąć z domu, natychmiast wyślę po to kogoś ze swoich ludzi.
– Mam farmę. Odpowiadam za nią.
– Możesz ją sprzedać.
– Los wielu osób od niej zależy. Nie może Wasza Wysokość zabrać mi wszystkiego tylko dlatego, że jest księciem.
– Przekonasz się, że mogę.
– To szaleństwo!
Ilaria poczerwieniała. W jej oczach migotały gniewne błyski. Frediano stwierdził, że mimo podobieństwa do Sophii jest od niej ładniejsza, zwłaszcza w gniewie. Ale nie mógł ryzykować kłótni ani zachwytów nad czyjąś urodą. Musiał zapanować nad sytuacją.
– Chroniłam kuzynkę przed niechcianymi oświadczynami, bo bała się, że nie będzie potrafiła ich odrzucić. Proszę o wybaczenie, że Wasza Wysokość źle mnie zrozumiał…
– To ty nic nie rozumiesz, Ilario. Sophia nie oczekiwała dziś oświadczyn. Wiedziała, że ma wyjść za mąż. Oszukała zarówno mnie, jak i ciebie.
Ilarii szczęka opadła. Wyraźnie widział niedowierzanie w jej oczach.
Nie musiał jej przekonywać, ale podsunęła mu narzędzie do nagięcia jej do swojej woli. Jeżeli zależało jej na Sophii i uważała się za jej opiekunkę, mógł wykorzystać jej miękkie serce dla swoich celów.
– Bądź pewna, że zostanie ukarana za oszustwo, ale nie można zmienić faktów dokonanych. Zostałaś moją żoną, moją księżną. To nieodwołalne.
– A jeżeli odmówię?
Frediano zesztywniał.
– Zawsze mogę wyśledzić twoją kuzynkę, jeśli wolisz. Sprowadzę ją do pałacu za jej zgodą czy bez i poślubię. Zapewniam cię, tesoro, że nie wrócę do pałacu bez żony.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji
Tytuł oryginału: The Prince's Royal Wedding Demand
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2023
Redaktor serii: Marzena Cieśla
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
© 2022 by Millie Adams
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2024
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A
www.harpercollins.pl
ISBN: 978-83-8342-527-6
Opracowanie ebooka Katarzyna Rek