Niespodzianki przeznaczenia. Tom 3 - K.G. Lewis - ebook

Niespodzianki przeznaczenia. Tom 3 ebook

Lewis K.G.

4,6

Opis

OSTATNI TOM BESTSELLEROWEGO CYKLU MAFIJNEGO!

 

Bella brutalnie zderzyła się z mafijną rzeczywistością, lecz na tym nie koniec. Emilio ruszy ukochanej z pomocą, ale czy ich miłość wyjdzie zwycięsko ze starcia z bezlitosnym światem i nieodpuszczającymi niespodziankami losu, które czyhają na ich szczęście? Z pewnością będą potrzebować sporej dawki determinacji, by ocalić swoje uczucie.

 

Czy wśród tego chaosu Belli uda się odnaleźć w półświatku, w którym jej ukochany żyje od urodzenia? A może to kontrowersyjne środowisko potrzebuje właśnie diabelskiego duetu Belli i Delii, by w końcu zrewidować swoje przestarzałe poglądy? Z pewnością będzie się działo, a oprócz wrogów również przeszłość upomni się o uwagę i zasieje niemały zamęt…

 

Rossi i Montreo będą musieli ponieść konsekwencje swoich wyborów, a także zawalczyć o siebie i udowodnić, że ich miłość jest warta każdego ryzyka.

 

W skład cyklu „Przeznaczenie” wchodzą:

Kaprysy przeznaczenia. Tom 1

Kaprysy przeznaczenia. Tom 2

Niespodzianki przeznaczenia. Tom 1

Niespodzianki przeznaczenia. Tom 2

Niespodzianki przeznaczenia. Tom 3

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 308

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,6 (111 ocen)
81
21
4
3
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Amaris98

Nie oderwiesz się od lektury

super
10
FascynacjaKsiazkami

Nie oderwiesz się od lektury

💥Autorka ani na chwile nie zwalnia tempa w historii naszych bohaterów.Emocje wchodzą na wyższy-pełen niebezpieczeństwa stopień.Wkraczajà do gry wrogowie realizując plan zniszczenia rodziny mafijnej Rossi.Wtedy nie przewidzimy co przyniesie kolejny dzień.W środku całego zamieszania znajduje się Bella,która znajduje się pod ostrzałem nieprzyjaciół Emilio. Otrzymałam w bardzo wiarygodny obraz działań mafijnych na które liczyłam.Przenosząc się do świata w którym władza jest priorytetem. W tej historii Rossi i Accardi grają do jednej bramki osiągając swoj cel.I to mi sie bardzo podobało.Autorka nie zapomniała Iwo i Dellę z „Kaprysów przeznaczenia”Są oni istotnymi postaciami w tej powieści wyrażając swoje zdanie oraz pomagając. A pomiędzy działaniami mafijnymi odnajdujemy walkę o miłość,która dostarcza niezapomnianych chwil o którą warto walczyć. Dla fanów romansów mafijnych jest to idealna lektura.Dostarcza mnóstwa niezapomnianych emocji móc spędzić z książka niezwykle chwile. Nie możec...
00
Anna19711

Nie oderwiesz się od lektury

Fajne zakończenie serii, ciekawe ,kiedy będą dalsze losy rodzinki
00
PaDaMa11

Nie oderwiesz się od lektury

megaa! polecam wszystkie części! 🙂
00
joannajureczek

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo dobrze się czyta. Polecam.
00

Popularność




Copyright © by K.G. Lewis, 2023Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2023All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.

Redakcja: Kinga Szelest

Korekta: Aneta Krajewska

Zdjęcie na okładce: © by honored/Adobe Stock

Projekt okładki: Adam Buzek

Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]

Ilustracje wewnątrz książki: Obraz Gordon Johnson z Pixabay

Wydanie I – elektroniczne

ISBN 978-83-8290-399-7

Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

Spis treści

Rozdział 1

Rozdział 2

Rozdział 3

Rozdział 4

Rozdział 5

Rozdział 6

Rozdział 7

Rozdział 8

Rozdział 9

Rozdział 10

Rozdział 11

Rozdział 12

Rozdział 13

Rozdział 14

Rozdział 15

Rozdział 16

Rozdział 17

Rozdział 18

Rozdział 19

Rozdział 20

Rozdział 21

Epilog

Podziękowania

Rozdział 1

Bella

Odrętwiała unoszę ciężkie powieki i z zamroczeniem orientuję się, że siedzę przywiązana do jakiegoś niewygodnego krzesła. Automatycznie pociągam za więzy, ale ani drgną, jedynie mocniej wpijając się w moją skórę. Rozglądam się nerwowo wokół.

Pomieszczenie jest obskurne i w zasadzie puste, a w panującym półmroku dostrzegam Delię, która również związana siedzi naprzeciw mnie.

– Delia – mówię do niej, a mój głos jest cichy i skrzekliwy.

Chrząkam i odzywam się ponownie, szturchając ją stopą na tyle, na ile pozwalają mi więzy. Delia zaczyna się wiercić i po dłuższej chwili przytomnieje, rozglądając się.

– Jesteś cała? Nic ci nie zrobili? – dopytuję się przerażona.

– Jest w porządku – uspokaja mnie, rozciągając szyję.

Jakim cudem ona jest w stanie tak trzymać nerwy na wodzy?

– Co tu się dzieje? – pytam ogarnięta lękiem.

– Pamiętasz, jak ci mówiłam, że mafia wiąże się z tym, że mamy wrogów? – odpowiada łagodnie pytaniem, a ja niemrawo jej przytakuję. – No więc właśnie trafiłyśmy w ręce jednego z nich – kwituje bez emocji, a mnie zadziwia jej opanowanie.

Sama jestem roztrzęsiona jak cholera! Co oni z nami zrobią? Czego od nas chcą?!

– Nie odzywaj się do nich. W razie czego ja będę z nimi gadać – instruuje mnie. – O ile w ogóle ktoś tu przyjdzie – dopowiada, spoglądając mi w oczy. – Chłopacy nas znajdą. To wiem na pewno, ale potrzebują na to chwili, okej? – zwraca się do mnie łagodnie, a ja znowu potakuję. – Jak coś, ja będę mówiła, a ty siedź spokojnie – przypomina.

– Skąd masz taką pewność, że Iwo czy też twoi bracia tu dotrą? Nawet do nich nie zadzwoniłyśmy, jak to wszystko zaczęło się dziać – panikuję, ale ona zachowuje niepodważalny spokój.

– Po pierwsze przez Emilia i jego wiadomości telefon mi padł. Po drugie oni już o wszystkim wiedzieli, bo ochrona natychmiast dała im cynk, jak tylko doszło do zderzenia – wyjaśnia. – I zapewniam cię, że mój mąż ma swoje sposoby, żeby mnie znaleźć – uspokaja mnie. – A ci, którzy nas zaatakowali, gorzko tego pożałują.

Przyglądam jej się niepewnie, ale trzyma fason, a to zaczyna nieco koić moje zszargane nerwy. W końcu to ona lepiej zna ludzi pokroju tych, którzy na nas napadli, bo żyje w tym mafijnym półświatku od dzieciństwa. Skoro według niej nie jesteśmy jeszcze stracone, to muszę jej zawierzyć.

Przez długi czas nikt nie zaszczyca nas swoją obecnością, co też pomaga mi się uspokoić i, jak mówi Delia, przybliża nas do odsieczy. Siedzimy, niewiele się do siebie odzywając, bo opary środka, którym nas powalono, nadal utrzymują nas w lekkim letargu, przez co nawet przysypiamy. Nagle otrzeźwia nas rozlegający się w pomieszczeniu głośny zgrzyt zamka, a my podrywamy gwałtownie głowy. Drzwi otwierają się ze skrzypieniem, a my mrużymy oczy przez wpadające do środka światło.

Jestem spięta do granic, a serce dziko wali mi w piersi.

Mam ochotę krzyczeć na całe gardło o pomoc, ale pouczona wcześniej przez Delię milczę jak grób. Wyczuwam, że ona również się spina, ale zachowuje przy tym obojętną maskę, bacznie obserwując zbliżających się do nas dwóch zamaskowanych mężczyzn.

– Wreszcie – burczy kpiąco moja przyjaciółka – kawkę sobie popijaliście? – ironizuje, mierząc ich wrogim spojrzeniem, ale oni na szczęście nie reagują. Nie wiem, czy rozdrażnianie lwa, lub też w tym przypadku lwów, to dobry pomysł… – Tyle czekania, a wy nawet nie macie odwagi pokazać nam swoich twarzy? – prycha szyderczo przyjaciółka w kierunku naszych oprawców, a ja modlę się, by ci nadal nic sobie nie robili z jej przytyków…

Niestety na jej słowa jeden z nich energicznie do niej doskakuje, gwałtownie pochyla się nad nią i chwyta ostro za brodę. Delia jednak pozostaje niewzruszona i posyła mu lodowate, nienawistne spojrzenie.

– Mówiłem ci już kiedyś, że ten twój niewyparzony język wpędzi cię w kłopoty – syczy mężczyzna, a przez twarz Delii nagle przemyka cień zaskoczenia i zarazem przerażenia.

Z kolei ona sama niespodziewanie traci bojowy fason! Nie wiem, dlaczego tak raptownie zmieniła się jej postawa, ale skoro tak zareagowała, to jest źle. Naprawdę źle!

Coś musi być nie tak, choć nie mam pojęcia co!

Jak się domyślacie, te spostrzeżenia sprawiają, że mój strach rozpędza się na całego!

Moją uwagę rozprasza jednak drugi mężczyzna, który staje obok mnie, przejeżdżając ręką po mojej szyi, a jego mroczne oczy skanują resztę mojego ciała. Przechodzą mnie niekontrolowane ciarki pod wpływem jego obleśnego dotyku i zaczynam coraz bardziej świrować!

Aż żółć podchodzi mi do gardła, bo wyczuwam, że jego zamiary są gorsze, niż przepuszczałam…

– To nie możesz być ty – szepcze nagle z niekrytym przejęciem Delia, a ja ponownie zerkam w jej stronę.

O co tu chodzi?! Kim jest ten zbir? I dlaczego jego tożsamość tak bardzo poruszyła moją jeszcze do niedawna pełną opanowania przyjaciółkę?!

– A jednak – odpowiada jej bezczelnie, a ona zamiera. – Podziękuj braciszkowi – dorzuca z wkurwieniem, ku jej dezorientacji. – Ostatnio udało ci się uniknąć swojego przeznaczenia, ale dziś to się zmieni – oświadcza, a Delia odzyskuje rezon i miażdży go wzrokiem pełnym pogardy. – Niedługo ruszamy w drogę – dopowiada, puszczając jej brodę, a jej usta wykrzywiają się w nienawistnym grymasie. – Przyszliśmy z Valdimirem tylko zobaczyć, czy się ocknęłyście. – mówi, a ja marszczę brwi, bo choć nie wiem, co tu się dzieje, to imię, które padło, wydaje mi się dziwnie znajome… skądś je kojarzę, choć nie mogę sobie przypomnieć skąd… – A o koleżankę się nie martw – odzywa się cwaniacko. – Valdi miał na nią chrapkę od dłuższego czasu, więc odpowiednio się nią zajmie. – Śmieje się arogancko, a facet koło mnie szczerzy się wrednie, przez co zamieram.

– Co się z tobą, kurwa, stało?! – wybucha Delia. – Popierdoliło cię?! Jak możesz to robić?! – wrzeszczy bojowo, za co zostaje bezwzględnie spoliczkowana.

– Zamknij się – poleca jej ostro mężczyzna, a ona patrzy na niego z jeszcze większym jadem. – Przez twojego brata przejrzałem na oczy – warczy rozwścieczony, pochylając się nad nią. – I z przyjemnością pomogę Hadesowi rozjebać ich od środka – syczy jej w twarz.

Prostuje się, kiwa głową na swojego kompana, po czym wychodzą i zatrzaskują z hukiem drzwi.

Jestem całkowicie przerażona i skołowana.

Z nerwów głos więźnie mi w gardle, przez co nie jestem w stanie zwrócić się do Delii z prośbą o wyjaśnienie…

– W głowie mi się to nie mieści. – Ponurą ciszę przerywa gniewne mamrotanie mojej przyjaciółki. – To wprost niewiarygodne – mruczy pod nosem, po czym nagle odzywa się do mnie. – Bella, liczę na to, że chłopacy dotrą tu, nim ten sukinsyn spróbuje mnie stąd wywieźć – mówi, lecz tym razem w jej głosie słychać niepewność, która aż jeży mi włosy na głowie. – Ale gdyby nie udało im się tu dotrzeć, zanim te pojeby nas rozdzielą, zaczekaj na odpowiednią chwilę i spróbuj uciec. Biegnij przed siebie ile sił w nogach i nie wahaj się użyć noża, który ci dałam – prosi mnie, a ja słucham jej uważnie. – Jak tylko wrócą ci skurwiele, musimy grać na zwłokę, i to za wszelką cenę, by dać czas Iwowi i moim braciom, żeby nas znaleźli – oświadcza, a ja odruchowo się zgadzam, bo nie pozostało mi nic innego, jak polegać na niej.

Rozdział 2

Emilio

Rozpieprza mnie już ta niewiedza i zawieszenie w próżni!

Nosi mnie, a frustracja dosłownie ze mnie paruje! Do tego dochodzą zniecierpliwienie i złość, że nadal nie jestem ze swoją kobietą! I nie mam możliwości czegokolwiek jej wytłumaczyć!

Wczoraj bracia próbowali mnie spić, bym padł jak długi i chrapał jak dżinks, dziś zaś schodzą mi z drogi, wyczuwając moje buchające podminowanie.

Mojemu rozdrażnieniu nie pomaga fakt, że Delia z łaski swojej zaczęła olewać wiadomości której jej wysyłałem. Przez to nadal nie wiem, czy udało jej się zjednać Bellę, czy nie. Chciałbym, kurwa, choć tyle wiedzieć, bo jeśli nic nie ugrała na moją korzyść, to muszę zbierać dupę i jechać tam, by płaszczyć się przed nią.

Ta niewiadoma doprowadza mnie do szewskiej pasji! Nie mam pojęcia, jak długo wytrzymam, zanim czegoś nie rozjebię!

Trzy godziny spędzone w domowej siłowni nic mi nie dały, bo chodzę spięty do granic możliwości. Początkowo nieco mi ulżyło, gdy po wyciągnięciu od Iwa informacji, gdzie jest Delia, wysłałem Nica w ślad za siostrą, ale to wszystko ciągnie się już za długo, przez co jeszcze bardziej mnie roznosi. Zwłaszcza że niesamowitej samokontroli wymaga ode mnie powstrzymanie się przed wskoczeniem do ferrari i ruszeniem do miasteczka, w którym najwidoczniej schowała się moja bogini…

Siedzę właśnie w gabinecie Fabia niczym tykająca bomba, gdy dzwoni moja komórka. Licząc na to, że to być może Bella albo chociaż Delia, szybko wyciągam telefon.

To jednak Nico. Marszcząc brwi, odbieram.

– Kurwa, szefie, dorwali nas w drodze powrotnej do Palermo. Chuj wie, kim są – wysapuje ciężko, a w tle słychać odgłosy strzelaniny, przez co oblewa mnie zimny pot, a za serce chwyta strach o Bellę oraz moją siostrę. – Dziewczyny… – Nagle jego głos się urywa i słychać tylko głuchą ciszę.

– Kurwa! – wydzieram się furiacko, gwałtownie zrywając się z miejsca.

– Co jest? – dopytuje się z napięciem Fabiano, sondując moją twarz, podczas gdy ja błyskawicznie zbieram się do wyjścia.

– Ktoś dorwał Delię i Bellę – warczę, zmierzając energicznie do drzwi. – Więcej nie wiem, bo przerwało mi połączenie – wyjaśniam, wybierając numer Nica, ale nie udaje mi się nawiązać połączenia. Cholera by to wzięła! – Ustal ostatnią lokalizację naszych aut i mi ją prześlij, a później wyślij tam naszych ludzi – rzucam do niego pospiesznie, a on, idąc w ślad za mną, również chwyta za komórkę. – Na pewno jest to gdzieś na trasie prowadzącej do miasteczka, w którym były. Skontaktuję się z Iwem i też tam jadę – dopowiadam, po czym bezzwłocznie gnam do samochodu, a brat biegnie za mną, jednocześnie wrzeszcząc do telefonu.

Wsiadam raptownie do środka, a on zajmuje miejsce pasażera. Ruszam z piskiem i przez zestaw głośnomówiący w aucie dzwonię do Accardiego. Odbiera, gdy już włączam się do ruchu.

– Znowu wkurzacie moją żonę i szukacie u mnie wsparcia? – pyta na powitanie.

– Ktoś dobrał się do dziewczyn – informuje go rzeczowo Fabiano, bo ja jestem zbyt skupiony na zaciskaniu zębów w furii i na tym, żeby nas nie rozjebać na najbliższej krzyżówce. – Jak ustaliłem na podstawie nadajnika w samochodzie Nica, którego wysłał do nich Emilio, wychodzi na to, że stało się to mniej więcej w połowie drogi do Palermo – dzieli się z nim naszymi ustaleniami i aż słychać, jak nasz rozmówca zgrzyta zębami z furii.

– Prawdopodobnie zdjęli mojego żołnierza, nie wiem jak twoich. Ale skoro nic nie wiesz, domyślam się, że nawet nie zdążyli dać ci cynka – wyrzucam w końcu z siebie.

– Kurwa mać! Czułem, że nie powinienem był jej tam puszczać – wybucha Iwo, po czym bierze głęboki oddech. – Zaczekajcie, muszę zadzwonić – warczy, a w tle słychać krótką wymianę poleceń. – Dobra, mam lokalizację Delii – oświadcza. – Zaraz wam ją prześlę. Matteo będzie ją na bieżąco obserwował. Każę mu się z wami skontaktować, to ustalicie działania. Ściągnę wam też wsparcie moich ludzi. A ja już jadę na lotnisko i wracam – rzuca gniewnie, krzątając się pospiesznie. – Informujcie mnie o wszystkim. Ktokolwiek za tym stoi, skończy marnie – zapowiada mrocznie z ledwie hamowaną agresją.

– Zgadzam się z tobą – oznajmiam, po czym kończymy połączenie.

Fabiano, marszcząc brwi, odczytuje przesłane współrzędne i wklepuje do nawigacji, a ja jadę do wyznaczonego celu z dziką prędkością.

– Opanuj się. Musisz myśleć chłodno – rozkazuje mi brat.

Tylko kiwam sztywno głową, wpatrując się w pokonywaną drogę.

Po chwili Matteo dzwoni na komórkę Fabia i ustalamy szczegóły. Następnie mój brat przekazuje instrukcje naszym posiłkom. Ledwie wyjeżdżamy za granice miasta, już dołączają do nas samochody z naszym wsparciem. W jednym z nich jest Oskar wraz z naszym ekwipunkiem, a niepocieszony Marco, wedle rozkazu Fabiana, został na miejscu, by koordynować sytuację.

Rozdział 3

Bella

Odliczam kolejne minuty, czekając, aż nasi porywacze po nas przyjdą i znerwicowana podskakuję na każdy najcichszy dźwięk.

Delia zdążyła mi nieco przybliżyć kilka kwestii związanych z tym wszystkim, przez co jestem jeszcze bardziej przerażona. Ale nie ma w tym nic dziwnego, skoro jacyś psychopaci porwali nas z powodu chorej zemsty!

Na duchu podtrzymuje mnie jedynie wiara mojej przyjaciółki, że jej braciom uda się nas odbić, zanim stanie się coś złego. No może raczej gorszego, bo złe to już trwa…

Niestety z każdą sekundą jest mi coraz trudniej trzymać się nadziei na uwolnienie.

Gdy już niewiele brakuje, żebym się totalnie załamała, niespodziewanie rozlegają się cztery następujące kolejno po sobie głośne huki, przypominające wybuch, które przyprawiają mnie niemal o zawał serca. Zaraz po nich dochodzą nas odgłosy ciężkich kroków i liczne strzały.

Wzdrygam się panicznie i jeszcze bardziej spinam, podrywając przestraszone spojrzenie na przyjaciółkę, która chyba zwariowała, szczerząc się w takiej sytuacji jak głupia!

– Przyjechali – rzuca zadowolona i wyraźnie się rozluźnia.

– Co? – bąkam ze strachem kurczącym moje narządy wewnętrzne.

Zanim zdąży mi wyjaśnić, drzwi do pomieszczenia, w którym jesteśmy przetrzymywane, zostają gwałtownie wyważone, a do środka z impetem wpada rozwścieczony Emilio z bronią w rękach, a za nim również pałający gniewem Fabio i jeszcze jakichś dwóch facetów, którzy zostają w progu, podczas gdy bracia bez wahania dopadają do nas i błyskawicznie nas uwalniają.

Jestem tak zszokowana, że nawet nie odczuwam ulgi. Wgapiam się w nich jedynie szeroko otwartymi oczami, niemal zapominając oddychać.

– Nic wam nie jest? – pyta twardo Fabio, pomagając Delii wstać.

Emilio milczy, zaciskając gniewnie szczęki, aż drgają mu mięśnie twarzy.

– Nie – zapewnia Delia, rozmasowując brzuch i plecy. – Nie uwierzycie, ale stoją za tym Patric i Valdimir – informuje ich, a oni na ułamek sekundy zamierają, podobnie jak Delia wcześniej. – Co lepsze, wychodzi na to, że spiknęli się z Hadesem – dodaje, unosząc znacząco brwi, a oni jak na komendę jednocześnie wypluwają z siebie potok siarczystych przekleństw.

Nie łapię, o co do końca w tym wszystkim chodzi, ale też nie mam głowy, by wielce się na tym skupiać. Cała ta sytuacja stanowczo mnie przerasta. A moje rozbiegane spojrzenie zahacza o Emilia, którego wygląd wcale nie sprawia, bym czuła się bezpiecznie. Wygląda cholernie groźnie, a jego rysy twarzy emanują bezwzględnością i furią, przez co z trudem przełykam ślinę.

On z kolei w mrocznym milczeniu skanuje uważnie moje ciało w poszukiwaniu obrażeń, a następnie pospiesznie przerzuca mnie sobie przez ramię, podczas gdy Fabiano bierze na ręce Delię. Nim mam szansę się odezwać, ekspresowo opuszczamy pokój, a jeden z towarzyszących nam facetów idzie przed nami, podczas gdy drugi kroczy jako ostatni.

Na język ciśnie mi się wiele pytań, ale wyczuwając niesamowite napięcie pozostałych, rozważnie nie wypowiadam żadnego z nich. Jedynie z obawą rozglądam się po otoczeniu. Czujność towarzyszących nam mężczyzn jest niemal namacalna, przez co zastanawiam się, kiedy ten koszmar dobiegnie końca i co jeszcze nas spotka.

Moja krew pulsuje dziko, przepompowując z przejęciem oszołomione emocje, ale na szczęście mimo dochodzących z bliska strzałów, hałasu i zamieszania, przedzieramy się przez panujący wokół rozgardiasz i wychodzimy na światło dzienne, a następnie, niezatrzymani przez nikogo, dobiegamy do samochodu pod wzmocnioną eskortą.

Emilio bezzwłocznie usadza mnie na tylnym siedzeniu podstawionego SUV-a, a Delia zajmuje miejsce obok mnie. Zanim drzwi się zatrzaskują, słyszę jeszcze urywek wymiany zdań pomiędzy braćmi.

– Jedź, a ja się zajmę resztą – poleca Fabio. – Nie wiem, co odjebało Patricowi, ale póki go nie złapiemy, uznajmy jego udział za informację tajną – dodaje, a Emilio sztywno potakuje.

– Dzwoń do mnie. – Słyszę jeszcze, jak odwarkuje, a jego ton wydaje się całkiem obcy.

Brzmi, jakby z trudem wypowiadał słowa przez zaciśnięte zęby. Chwilę później siada energicznie za kierownicą, a na miejsce pasażera wsiada Matteo, którego kojarzę jako ochroniarza Delii.

Siedzę otumaniona szokiem wywołanym całym dzisiejszym zajściem, a przyjaciółka się do mnie przysuwa i przytula, dając wsparcie.

Poddaję się temu, zagubiona we wszystkich emocjach, które mną targają.

Adrenalina nadal buzuje w moim krwioobiegu, ale miesza się w końcu z ulgą, a nawet z tęsknotą za dotykiem mojego narzeczonego oraz wieloma temu podobnymi uczuciami.

Najchętniej wsunęłabym się Emiliowi na kolana i zwinęła w kulkę, licząc na pocieszenie, ale nie mogę tego zrobić. Nie tylko dlatego, że prowadzi, ale również dlatego, że jego obecna postawa nie zachęca mnie nawet do tego, żebym się choćby odezwała, a co dopiero wykonała pierwszy ruch.

I tak droga powrotna upływa nam w ciężkim milczeniu, a on nawet na mnie nie zerka.

Nie wiem, co to znaczy, ale jeszcze nigdy go takiego nie widziałam…

Rozdział 4

Emilio

Po tym, jak Bella uciekła ode mnie, będąc świadkiem egzekucji, której dokonałem, nie sądziłem, że mogę czuć się jeszcze bardziej chujowo. Później szybko okazało się, że jest to możliwe, gdy ktoś napadł na nią i Delię, ale to dopiero widok związanej Belli, uwięzionej w tej obskurnej melinie, poruszył we mnie najmroczniejsze pokłady furii i żądzy mordu.

Dosłownie zacząłem widzieć na czerwono! Szczęki samoistnie zaciskały mi się tak mocno, że niemal połamałem sobie zęby. Z tego też powodu nie byłem w stanie odezwać się choćby słowem!

Dopóki nie wpadliśmy do pomieszczenia, gdzie je trzymali, jakoś nad sobą panowałem, skupiony na celu i ich odbiciu. Ale gdy ją zobaczyłem… kiedy na mnie spojrzała… miałem ochotę osobiście i własnoręcznie rozszarpać każdego z tych skurwieli, których zastaliśmy w tej ruderze na uboczu!

A jak jeszcze okazało się, że za tym wszystkim stoi Patric, który nie tylko był naszym człowiekiem, ale również przyjacielem, to myślałem, że wybuchnę, roznosząc wszystko wkoło. Do tego pieprzony Valdimir, który też postanowił wypełznąć ze swojej kreciej nory!

Buzujące we mnie agresywne emocje zaczęły osiągać nieznany mi dotąd niezwykle mroczny poziom, dlatego też postanowiłem milczeć jak zaklęty, by skutecznie zamknąć w sobie wszystkie te rwące się na wolność demony, żądne krwawej masakry. Zdecydowałem się na to jedynie ze względu na moją boginię, by jej dodatkowo nie przerazić tym, co skrywam wewnątrz siebie, a o czym jeszcze nie miała okazji się przekonać. Ostatnio i tak widziała już za dużo mnie w wydaniu, które nie działało na moją korzyść…

Przez całą drogę do rezydencji staram się opanować, skupiając się na jeździe, i nie odzywam się ani słowem. Jak tylko zatrzymuję się na podjeździe rodzinnej posiadłości, od razu ruszam do drzwi wejściowych, podczas gdy Matteo pomaga dziewczynom wysiąść z auta. Po przekroczeniu progu natychmiast kieruję się prosto do barku w salonie.

Panie wchodzą do domu, kiedy już nalewam sobie szczodrze szklaneczkę pełną burbona. Nie odwracając się do nich, wypijam alkohol na raz, nawet się przy tym nie krzywiąc. Niestety taka ilość to zdecydowanie za mało, by stępić moje nabuzowane zmysły. Dlatego też nadal stojąc do nich plecami, dolewam sobie od razu kolejną porcję.

Słyszę, że siadają na kanapie i zaczynają cicho rozmawiać, ale nie jestem w stanie skupić się na tym, o czym rozmawiają, bo mój umysł zalewa fala mrocznych i natarczywych obrazów dotyczących tego, co spotkało moją narzeczoną i tego, jak kurewsko źle mogło się to wszystko zakończyć.

Zaciskając furiacko palce na szkle, unoszę je do ust. Jak tylko piekące uczucie ponownie rozchodzi się po moim wnętrzu, bez zawahania wlewam w siebie trzecią szklaneczkę.

Tak cholernie niewiele brakowało, by Bella była skazana na łaskę tego skurwiela Valdiego! A może i nawet samego Hadesa! Jej los stałby się jednym wielkim okrucieństwem, które skrywa się w popieprzonych łepetynach tych psycholi. Nieważne, co moja bogini myślała sobie w chwili, gdy została porwana, i jakich okropności się obawiała, bo to, co by ją spotkało z ich ręki, byłoby jeszcze większym koszmarem! Agonią samą w sobie!

Ona przechodziłaby najgorsze katusze, a ja szukałbym wiatru w polu, odchodząc od zmysłów!

Bo prawda jest taka, że bez pomocy Accardiego bylibyśmy nadal w najmroczniejszych czeluściach czarnej dupy! Gdyby Iwo nie namierzył bezpośrednio mojej siostry, zostałoby nam kluczenie pomiędzy samymi niewiadomymi, ponieważ nasi ludzie wysłani na miejsce sprowokowanego wypadku zastali tam jedynie wielki bałagan i ani śladu po Delii oraz Belli, bo ich już tam nie było.

Dotarliśmy do dziewczyn jedynie dlatego, że podążaliśmy za współrzędnymi, które podsunął mam Iwo. Swoją drogą muszę go spytać, jak to zrobił, że były tak precyzyjne, ale to temat na później…

Na razie muszę wybadać, jak się mają sprawy na linii między mną a Bellą…

Muszę ustalić, czy ona w ogóle jeszcze mnie chce… Czy choćby dopuszcza myśl o wspólnej przyszłości ze mną… Bo nasza sytuacja, jak na złość, od wczoraj skomplikowała się jeszcze bardziej, a świat, w którym żyję od zawsze, wypiął się na mnie bezpardonowo, pokazując swoje cztery litery w pełnej okazałości!

Zarzekałem się, że nie pozwolę jej odejść, ale po tym, co dziś przeszła, obawiam się, że mogę przegrać z jej determinacją w kwestii ucieczki od tego bagna, jakim napchane jest moje życie, i żądania natychmiastowego zerwania zaręczyn. Prawdę mówiąc, to nawet bym się jej nie dziwił… Nie dość, że wczoraj sama odkryła, czym się tak naprawdę zajmuję i że nie byłem z nią w związku z tym do końca szczery, to jeszcze dziś znalazła się w centrum pieprzonej draki, która mogła być dramatyczna w skutkach.

Fakt jest taki, że każda na jej miejscu zwiewałaby z krzykiem.

Czyli jaka jest puenta? Ano taka, że moja sytuacja przedstawia się dziś znacznie fatalniej niż wczoraj. Lecz za sprawą całego tego zajścia zmieniło się coś jeszcze.

Mianowicie ja. Zrozumiałem, że nie mogę kierować się egoizmem i samczym uporem czy też ambicją. Coś we mnie pękło i dotarło do mnie, że nie mogę skupiać się jedynie na własnych pragnieniach.

Dlatego też w drodze powrotnej do domu postanowiłem, że jeśli po tym wszystkim Bella zdecyduje się mnie zostawić, to jej na to pozwolę.

Tak, nie przejęzyczyłem się, pozwolę jej na to.

Domyślam się, że zaskoczyłem was tym jak cholera, ale wierzcie mi na słowo, że ta decyzja wiele mnie kosztowała i do teraz rozdziera mnie od środka. Nie wiem, jak to zniosę, ale nie będę trzymał Belli przy sobie na siłę, jeśli koszmar, jakiego dziś zaznała, a z jakim nieubłaganie wiąże się moje życie, ją przerósł.

Nie będę jej nawet obwiniał o to, że nie jest w stanie sprostać takim ekscesom. W końcu sam nie mogę dojść ze sobą do ładu po tym, co jej się przytrafiło, więc co dopiero ma powiedzieć ona… Jedyna różnica polega na tym, że podczas gdy ona zapewne jest przerażona całym zdarzeniem, to mną oprócz strachu, którego się najadłem, targa jeszcze nieopisana kurwica, że ktoś odważył się zagrozić mojej kobiecie i ją uprowadzić.

Półświatek mafii staje się stanowczo bardziej upierdliwy i bezwzględny, gdy wkracza do niego ktoś, na kim ogromnie ci zależy, a za kogo oddałbyś życie.

Nie zostało mi nic innego, niż zebrać się na odwagę i z duszą na ramieniu przyjąć konsekwencje swojego żywota… Dlatego też nalewam sobie czwartą porcję alkoholu i w końcu odwracam się do dziewczyn.

Obserwuję je uważnie, jeszcze raz upewniając się, czy wszystko z nimi okej.

Wygląda na to, że oprócz tego, iż mają potargane włosy, rozmazany makijaż i wymięte ubrania, nic im nie jest.

– Jesteś pewna, że nie chcesz jechać do szpitala? – cedzę sztywno do siostry, powtarzając wcześniejsze pytanie Matteo, a ona podrywa na mnie spojrzenie.

– Nie, zaczekam na Iwa. Jak będzie się upierał, to pojadę razem z nim, ale naprawdę nic mi nie jest – odpowiada pewnie.

– Okej – bąkam pod nosem i ponownie wlewam alkohol do ust.

Nie patrzę na Bellę, bo nie jestem gotów spojrzeć jej w oczy, bojąc się tego, co w nich dostrzegę, a co może stanowić zapowiedź wyroku, jaki nade mną wisi.

Tak, jestem tchórzem, ale obawiam się, że to, co mógłbym w nich zobaczyć, rozpierdoli mój świat do końca. Wiem, że to bezsensowne, bo co się odwlecze, to nie uciecze, ale osobiście wolę jak najbardziej odwlekać ten moment w czasie… Po nim wszystko może rozpaść się w drobny mak.

Bo jeśli dziś mnie rzuci, nic już nie będzie takie samo…

Kiedy popijam trzymanego drinka, do salonu z impetem wpada Iwo, na kilometr emanując skrywaną agresją, i rozbieganym wzrokiem szuka swojej żony. Jak tylko ją zauważa, podbiega, klęka przy niej i tuli zaborczo, mamrocząc coś cicho.

Delia obejmuje go za szyję i oboje przestają zwracać uwagę na otoczenie, skupiając się na sobie.

Ja zaś ryzykuję zerknięcie na Bellę, ale nadal nie nawiązuję z nią kontaktu wzrokowego. Wydaje mi się zakłopotana. Cóż, czułości tej parki mogą zawstydzać, tym bardziej że Accardi ma w dupie wszystkich oprócz swojej żony.

Po dłuższej chwili w końcu odrywają się od siebie, a Accardi prostuje się, przyciągając Delię do swojego boku.

– Zabieram ją. Lekarz już na nas czeka w domu – oświadcza rzeczowo. – Upewnię się, że wszystko w porządku, i dołączę do Fabia – dopowiada. – Wysłałem tam już więcej swoich żołnierzy – informuje. – Ci dwaj kretyni pożałują, że żyją, jak ich dorwiemy – oświadcza z zaciekłością w surowym tonie, a ja kiwam mu z powagą głową, bo w pełni się z nim zgadzam, lecz nie będę tego werbalizował w obecności Belli.

Wolę oszczędzić jej czającej się we mnie niczym wściekły tygrys brutalności. To nie zmienia faktu, że jestem rozdarty pomiędzy chęcią pogoni za tymi dwoma skurwielami i ich pachołkami a byciem tu i siedzeniem na dupie ze względu na Bellę.

Roznosi mnie pragnienie odwetu, ale jednocześnie czuję się w obowiązku, by być przy mojej kobiecie i udzielić jej wsparcia po tym, co przeszła. Do tego wszystkiego dochodzi niepewność związana z naszym związkiem i tym, na czym stoimy, bo obecnie nawet nie wiem, czy ona nadal uważa się za moją narzeczoną… Krótko mówiąc, kołomyja nie z tej ziemi…

I to praktycznie na własne życzenie…

Fabiano bez zbędnych słów rozumie, w jak chujowej sytuacji się znalazłem, więc rozkazał mi wracać do rezydencji i tu zostać. Obiecał dać znać, jak dorwą Patrica i Valdiego, żebym wówczas ewentualnie do nich dołączył, o ile do tego czasu uporządkuje swoje sprawy.

Taa, a to będzie najtrudniejsze w tym wszystkim…

Kiedy Accardi z moją siostrą w ramionach wychodzą, a wraz z nimi Matteo, zostaję sam z Bellą. I to dosłownie, bo oprócz podstawowych pracowników nikogo innego nie ma w rezydencji. Marco ruszył do Fabia, jeszcze zanim tu dojechaliśmy.

Czuję się przez to dziwnie, choć wcześniej przebywanie z nią było dla mnie naturalne niczym oddychanie. A to wszystko przez to, że zjadają mnie nerwy jak nigdy.

Muszę się choć trochę uspokoić, bo w takim stanie nie mogę nawet podjąć tak ważnej dla nas rozmowy. Dlatego zwracam się do niej chłodniej, niżbym chciał.

– Idź do mojego apartamentu. Zaraz tam przyjdę – polecam, licząc, że się dostosuje.

Po tych słowach opuszczam salon, zanim ona w ogóle zdąży się podnieść. Idę na siłownię, rozbieram się do spodni, następnie zakładam maksymalne obciążenie na drążek. Kładę się na zimnej ławeczce i robię kilka serii.

Rozdział 5

Emilio

Nie wiem, jak długo tu jestem, ale pot spływa po moim ciele, a oddech staje się coraz cięższy. W końcu odkładam sztangę i siadam. Przeczesuję włosy i wypuszczając długi oddech, mobilizuję się, żeby iść do Belli.

Cokolwiek mi powie, muszę stawić temu czoła. Dość tego odkładania w nieskończoność.

Z ociąganiem wychodzę z siłowni i kieruję się do swojego apartamentu. Wysiłek trochę rozładował moje rozjuszenie, a może po prostu zostało ono wyparte narastającą obawą przed tym, co za chwilę usłyszę od swojej kobiety.

Przygotowując się na bezlitosny cios, przyjmuję beznamiętną maskę i wchodzę do swojego mieszkania. Wcześniej zdecydowałem, że nie będę utrudniał Belli naszego rozstania, jeśli taką podejmie decyzję, dlatego też hamuję swoje emocje, żeby nie dolewać oliwy do ognia.

Rozglądam się po salonie, a kiedy jej nie dostrzegam, przechodzę do sypialni. Tam jednak również jej nie zastaję. Przez moment myślę, że wcale tu nie przyszła, ale lejąca się w łazience woda świadczy o jej obecności.

Dobra, miejmy to za sobą.

Otwieram drzwi i staję w progu.

Gdy zauważam ją nagą stojącą pod strumieniem wody, zamieram, ciężko przełykając ślinę. To będzie dużo trudniejsze, niż sądziłem. Nie wiem, czy całe moje opanowanie wystarczy, żebym spokojnie pozwolił jej odejść…

Z namaszczeniem lustruję jej ciało, a ona, wyczuwając na sobie mój wzrok, zastyga w bezruchu i też na mnie patrzy. Z ociąganiem unoszę spojrzenie i w końcu odważam się nawiązać z nią kontakt wzrokowy.

W jej oczach dostrzegam wiele… ale chyba nie to, czego się bałem.

Choć nie jestem do końca pewien.

Wygląda tak bezbronnie, tak krucho.

Co sprawia, że podejmuję szybką i impulsywną decyzję. Rozbieram się i wolnym krokiem dołączam do niej pod prysznicem, uważnie ją obserwując. Staram się odczytać, czy ma coś przeciwko mojej obecności.

Przez moment stoimy, jedynie patrząc na siebie, a napięcie między nami robi się nie do zniesienia.

Dzielą nas centymetry, a ja mam wrażenie, że to cały pieprzony kanion. Ból, jaki w związku z tym czuję, jest okropny. Nienawidzę tej niepewności, jaka we mnie buzuje. Nienawidzę tego, że nie wiem, czy mogę jej dotknąć i dodać otuchy tak, jak tego pragnę.

Kiedy jednak jej oczy nagle się szklą, instynktownie wyciągam rękę i muskam delikatnie jej policzek. Momentalnie wtula twarz w moją dłoń, dzięki czemu budzi się we mnie wątła nadzieja.

– Przytulisz mnie wreszcie, do cholery? – warczy na mnie cicho, tonem pełnym zarówno pretensji, jak i żałości, która chwyta mnie za serce.

Natychmiast i bez zawahania spełniam jej prośbę.

Wciągam ją w swoje ramiona, obejmując zaborczo i wdychając jej zapach.

Jestem wygłodniały jej bliskości, przez co niemal przygważdżam ją do swojego ciała. Ona natomiast wczepia się we mnie kurczowo, a ułamek sekundy później puszczają jej nerwy i zaczyna cicho płakać.

Jej łzy jednocześnie mnie zaskakują i roztrzaskują na kawałki. Nie chciałem być ich powodem. Ani teraz, ani nigdy.

– Nie płacz, kochanie – proszę szeptem, jeszcze mocniej ją przytulając.

Ona jednak nadal szlocha.

– Jesteś już bezpieczna, a my dorwiemy tych drani. Już nigdy się do ciebie nie zbliżą – zapewniam surowo, ze stalową nutą w głosie, bo jej smutek zwiększa moją agresję skierowaną przeciw tym skurwielom i mnie samemu.

Mimo że z całych sił staram się ją uspokoić, ona nie przestaje łkać i mocno drży w moich ramionach, a ja czuję się bezsilny. Jej zachowanie utwierdza mnie w tym, że nie mogę na upartego wciągać jej w bagno nierozerwalnie związane z moim życiem.

Dlatego pozwolę jej odejść i zostawić za sobą szajs związany z tym, czym się zajmuję. Z dala ode mnie będzie bezpieczniejsza i szczęśliwsza. Pogodzę się z jej decyzją, dla jej dobra.

Może i wcześniej zaczęła we mnie kiełkować nadzieja, że mimo wszystko jakoś nam się uda okiełznać tę całą kołomyję, ale jej łzy właśnie ją zmyły. Domyślam się, że mafia to dla niej za dużo. Zdecydowanie za dużo, dlatego też nie będę na nią naciskał. Zbyt mocno ją kocham, by jej to robić.

– Pozwolę ci odejść – odzywam się z trudem, bezradny wobec jej smutku. – Nie martw się, nieważne, co mówiłem wcześniej, nie będę cię powstrzymywał – chrypię cicho, choć każde słowo kaleczy mi gardło, jakby było naszpikowane gwoździami.

Mimo bólu wypowiadam je, żeby wiedziała, iż nadal ma wyjście z tej sytuacji. Żeby nie czuła się bezradna i przekonana, że jeśli raz wdepnęła w mafijne kręgi, to już nie będzie miała drogi odwrotu, a jej życie zaczną zapychać strach oraz brutalność. Patric z koleżkami zadbali o to, by drastycznie wprowadzić ją w nasz półświatek, w jakim musiałaby żyć, będąc ze mną. W końcu mafia to moje dziedzictwo.

Bella zamiera, słysząc moje słowa. Nawet jej płacz gwałtownie cichnie. Powoli podnosi głowę i spogląda intensywnie w moje tęczówki. To, co dostrzegam w jej wzroku, niesamowicie mnie zaskakuje i wprowadza w niemałą dezorientację…

Jej twarz wyraża czyste rozsierdzenie, a oczy ciskają gniewne błyskawice w moją stronę. Sekundę później uwalnia się energicznie z moich ramion, na co jej pozwalam.

– Właśnie to chcesz mi powiedzieć po tym wszystkim?! – syczy z furią i popycha mnie dłońmi w klatkę piersiową, zionąc rozjuszeniem.

Narastające zaskoczenie powoduje, że niewiele się cofam.

– Pytam cię, więc mi, kurwa, odpowiedz! – wrzeszczy żądająco, zaciskając przy tym wściekle pięści, a jej krzyk odbija się od ścian kabiny prysznicowej.

– Bella… – zaczynam, coraz bardziej pogubiony i zdziwiony jej nagłą złością.

– Oszukiwałeś mnie od samego początku – warczy, wbijając mi ostro paznokieć w mostek – zostawiając mnie samopas wobec tych wszystkich niedopowiedzeń. Przez to pozwoliłeś na to, bym sama odkryła prawdę, i to w drastyczny sposób – wylicza gwałtownie moje przewinienia, a ja czuję się, jakbym za każdym razem dostawał nimi fizycznie w twarz. – Tym samym odebrałeś mi szansę na to, bym w miarę spokojnych warunkach mogła podjąć próbę zrozumienia bądź poznania realiów, w jakich jesteś przyzwyczajony żyć. Nie dałeś mi możliwości, bym przekonała się, na czym polega twoje życie i jak to odbija się na tym, kim jesteś. Zabrałeś mi możliwość uzyskania wszelkich informacji czy też wyjaśnień, które pomogłyby mi to jakoś przetrawić. Czegokolwiek, co mogłoby mi pomóc w zaakceptowaniu faktów, które stanowią ogromną część ciebie! – zarzuca mi wściekle, wyrzucając impulsywnie dłonie do góry. – Później ni z gruszki, ni z pietruszki porwali mnie jacyś psychole, a ty, gdy już przyszedłeś mi z pomocą, to z łaski swojej nie raczyłeś się do mnie odezwać! – Ponownie zatapia paznokieć w mojej skórze. – A teraz – robi złowróżbną pauzę – teraz, kiedy w końcu miłosiernie postanowiłeś zabrać głos, posługując się szerszym zasobem słownictwa niż jakieś pieprzone półsłówka, to jedyne, co masz mi do powiedzenia, to to, że pozwolisz mi odejść? – cedzi niebezpiecznie nisko, a ja ciężko przełykam ślinę, marszcząc brwi.

Zanim zdążę zebrać myśli i cokolwiek powiedzieć, ona ponownie zaczyna się na mnie wydzierać…

– I ty twierdzisz, że mnie kochasz?! – wywrzaskuje z furiacką kpiną prosto w moją twarz. – Wychodzi na to, że nawet nie wiesz, co to znaczy! – krzyczy gniewnie i tym stwierdzeniem w mig podnosi mi ciśnienie. – Mam dość! – oświadcza zaciekle i wychylając się energicznie za mnie, zamaszyście otwiera drzwi kabiny.

Nie udaje jej się jednak mnie wyminąć, bo jej aluzje odnośnie do tego, że moje uczucia do niej nie są prawdziwe, ostro mnie otrzeźwiają i również rozwścieczają, przez co powstrzymuję ją w pół kroku.

Łapię ją gwałtownie, sprawiając, że wpada na moją klatkę piersiową i lekko zaskoczona spogląda na mnie przygwożdżona stanowczo do mojego ciała.

– Ja cię nie kocham?! – warczę mrocznie, patrząc groźnie w jej oczy i przybliżając swoją twarz do jej twarzy.

Niewiele brakuje, by furia rozerwała mi czaszkę. Co jak co, ale z tym tekstem przesadziła!

– Nigdy, kurwa, więcej nie waż się mi tego zarzucać – cedzę, kilka milimetrów od jej warg, które rozchylają się w oszołomieniu. – Nigdy – syczę, zacieśniając ramiona wokół niej i impulsywnie zamykam jej usta brutalnym pocałunkiem, by powstrzymać ją przed wypowiedzeniem kolejnych bzdur, które jedynie jeszcze bardziej mnie wkurwią.

Przelewam w tę despotyczną i zarazem żywiołową pieszczotę wszystkie wzburzone emocje targające mną od wczorajszego wieczoru. A jest to intensywna mieszanka, gwałtownie przejmująca kontrolę nad moimi poczynaniami.

Wpijam się żądająco w jej wargi.

Choć spodziewam się ognistego oporu i w żadnym razie nie liczę na jej współpracę, ona o dziwo wcale ze mną nie walczy… Co więcej, powiedziałbym, że chętnie mi się poddaje, a to staje się moją siłą napędową pośród tego całego burzliwego emocjonalizmu, jaki mną targa.

Przez to w ogarniającym mnie amoku rozdarcia wśród wszystkich szalejących we mnie uczuć górę biorą pożądanie i potrzeba bliskość mojej kobiety na każdym poziomie. Jest to tak intensywne pragnienie, że aż przeszywa mnie na wskroś pod każdym względem.

Dlatego też nie odrywając od niej warg, unoszę ją gwałtownie i przyduszam stanowczo do ściany, władczo unieruchamiając jej ręce nad głową swoim przedramieniem.

Ona w tym samym momencie gorliwie obejmuje mnie nogami w talii, wykazując swoją aprobatę. Działając instynktownie i nie tracąc czasu, wchodzę w jej gorącą, mokrą cipkę jednym zdecydowanym pchnięciem, a wybuchająca między nami pasja i ogień wręcz iskrzą.

Nasze oddechy żarliwie się mieszają, a ja bez wahania zaczynam ją ostro pieprzyć, z każdym ruchem zwiększam siłę pchnięć i ich intensywność. Nasze zmysły wirują w rytm szaleńczej i naglącej żądzy. Poruszam biodrami z dziką zapalczywością, chcąc jej za każdym razem więcej i mocniej, podczas gdy ona rozkosznie jęczy, wprawiając nas w namiętne drganie, a płynąca z dyszy woda obmywa nasze rozgorączkowane ciała.

W tym zapamiętałym tempie doprowadzam nas na szczyt, który Bella osiąga, wykrzykując moje imię. W naszej krwi płonie namiętność, a poprzez mgłę przeżytego orgazmu przebija mi się zbłąkana myśl o tym, że może jednak nie wszystko między nami stracone…

Dysząc ciężko, opieram czoło o jej czoło i spoglądam twardo w jej roziskrzone tęczówki.

– Kocham cię bardziej niż własne życie, więc nigdy więcej tego nie podważaj – oświadczam zachrypnięty z pełną stanowczością, gdy już udaje mi się odzyskać oddech.

Moje słowa sprawiają, że momentalnie przytomnieje, a jej oczy przybierają złowrogi błysk.

– To może powinieneś to lepiej okazywać – ripostuje ostrym tonem.

– Masz rację – zgadzam się z nią natychmiast, obrysowując delikatnie palcem jej zaciśnięte w surowym grymasie usta, a następnie wodząc nim po jej szyi.

Moim celem nie jest prowokowanie jej do przepychanki słownej, a już tym bardziej do kłótni.

– Powiedziałem, że pozwolę ci odejść tylko dlatego, że po tym wszystkim, co się od wczoraj wydarzyło, masz prawo tego chcieć – podkreślam. – I nie chciałem, żebyś czuła się jak w pułapce bez wyjścia, mając na uwadze moje wcześniejsze bezwzględne zapewnienia o tym, że już nigdy się ode mnie nie uwolnisz – wyjaśniam. – Domyślam się, że w tym nowym kontekście, jakiego nabrało dla ciebie moje życie, takie deklaracje mogą mieć zupełnie inny, kurewsko negatywny wydźwięk – przyznaję, krzywiąc się. – Wierz mi, że trudno przyszło mi podjęcie decyzji, by dać ci taki wybór, a jeszcze trudniej wypowiedzenie tego na głos – wyznaję, patrząc jej w oczy – ale za bardzo cię kocham, by zmuszać cię do życia w moim popieprzonym świecie wbrew twojej woli – dopowiadam, choć funduje to mojemu sercu brutalne rany. – Jesteś dla mnie zbyt ważna, bym kazał ci męczyć się z tym bagnem tylko dlatego, że ja potrzebuję cię przy sobie – dodaję poważnie.

– Emilio – karci mnie, wypowiadając surowo moje imię.