Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Freya Cook miała mnóstwo piegów, burzę rudych włosów, parę nadprogramowych kilogramów i jedynego w swoim rodzaju kota o imieniu Hercules. Miała też talent do szycia, dzięki któremu ubierała najznakomitsze kobiety w Londynie. Wśród znajomych słynęła z wielkoduszności i ciętego języka. Jej zadziorność jednak znikała w okamgnieniu, gdy przychodziło do rozmów z mężczyznami. I ta przypadłość niosła dość poważne konsekwencje. Freya bowiem, mimo niemal trzydziestu lat na karku, swój pierwszy raz wciąż miała przed sobą.
Jedynym mężczyzną, z którym Freya umiała swobodnie rozmawiać na każdy temat, był jej najlepszy przyjaciel Maclay Logan, wytatuowany szkocki piłkarz, równie pyskaty jak ona. Mac, silny i wysportowany, w przeciwieństwie do swojej przyjaciółki, miał już spore doświadczenie w sprawach miłosnych. Freya jednak nie była dziewczyną, z którą miałby iść do łóżka. Owszem, szybko odkrył, że uwielbia się z nią droczyć, oglądać seriale i w ogóle być blisko niej, kiedyś zgodził się nawet zaopiekować jej nieznośnym kotem, ale nadal była ona po prostu jego najlepszą przyjaciółką.
Któregoś dnia, po niewinnej grze w gronie przyjaciół i szczerej rozmowie we dwoje, Mac zaproponował Frei pomoc: obiecał, że nauczy ją sztuki uwodzenia i będzie jej przewodnikiem po trudnych sprawach sercowych. Niedostrzegalnie, gdy lekcje stawały się coraz bardziej zaawansowane, coś się między nimi zaczęło zmieniać. W ich przyjacielską relację wkradła się pewna niezręczność, zaczęły w niej drgać nitki zazdrości, ciepła i niepewności.
Tylko czy to jeszcze była przyjaźń?
Uważaj na niewinne gry - mogą zmienić wszystko!
Książka dla czytelników powyżej osiemnastego roku życia.Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 445
Amy Daws
Nigdy, przenigdy
Gra w uwodzenie
Przekład: Agnieszka Górczyńska
Tytuł oryginału: Blindsided
Tłumaczenie: Agnieszka Górczyńska
ISBN: 978-83-8322-044-4
Copyright © 2019. BLINDSIDED by Amy Daws Cover Design: Amy Daws Polish edition copyright © 2023 by Helion S.A.
All rights reserved. No part of this book may be reproduced or transmitted in any form or by any means, electronic or mechanical, including photocopying, recording or by any information storage retrieval system, without permission from the Publisher.
Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wykonywanie kopii metodą kserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym, magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji.
Wszystkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami firmowymi bądź towarowymi ich właścicieli.
Niniejszy utwór jest fikcją literacką. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci — żyjących obecnie lub w przeszłości — oraz do rzeczywistych zdarzeń losowych, miejsc czy przedsięwzięć jest czysto przypadkowe.
Drogi Czytelniku! Jeżeli chcesz ocenić tę książkę, zajrzyj pod adreshttps://editio.pl/user/opinie/nigdyp_ebookMożesz tam wpisać swoje uwagi, spostrzeżenia, recenzję.
Helion S.A. ul. Kościuszki 1c, 44-100 Gliwicetel. 32 230 98 63 e-mail:[email protected]: https://editio.pl (księgarnia internetowa, katalog książek)
— Kurde, chcę kucyka — wybeczałam i głośno wydmuchałam nos w poduszkę, wpatrując się jeszcze tęsknie w końcowe napisy Heartland pojawiające się na ekranie. — Nawet po zobaczeniu, jak Jack Bartlett usypia na wieki swojego ukochanego konia, Painta, nadal chcę mieć kucyka. Kto by się spodziewał, że ten godziwy rodzinny dramat, rozgrywający się wokół wzlotów i upadków życia na ranczo, tak dogłębnie zmieni moją duszę? Zanim go obejrzałam, uznawałam się za prawdziwą dziewczynę z miasta. Tak, dorastałam w małej wsi poza Kornwalią. Jednak gdy tylko byłam na tyle dorosła, aby wyjechać, rozpoczęłam życie w wielkim mieście. A Londyn jest zapewne najwspanialszym miastem na świecie. To znaczy nigdzie indziej nie możesz kupić jednocześnie ciastka i karmy dla kota. Ale po tym, jak zakochałam się w tym kanadyjskim serialu, marzę już tylko o prostym życiu na ranczu, z kucykiem i dziadkiem z długimi wąsami, który przewraca oczami w taki sposób, że każda chwila z nim wydaje się życiową lekcją — powiedziałam i wypuściłam ciężko powietrze, uświadamiając sobie, że podczas seansu zapomniałam oddychać. Ogarnęło mnie oszołomienie.
— Zdajesz sobie sprawę z tego, że wciąż tutaj jestem, prawda? — Gdzieś obok mnie odezwał się głęboki głos ze szkockim akcentem.
Odwracam wzrok od telewizora i potrząsam głową, aby skupić się na Maclayu Loganie, zawodowym piłkarzu Bethnal Green F.C. i, na przekór wszystkiemu, moim przyjacielu. Ściskam nos i ocieram łzy.
— Oczywiście, że zdaję sobie z tego sprawę.
Porozumiewawczy uśmiech rozjaśnia mu twarz.
— Bo wiesz, wygłosiłaś niemal jednym ciągiem nieco przydługawy monolog, nie dając mi możliwości wtrącenia nawet jednego zdania. Uznałem więc, że albo zapomniałaś o mojej obecności tutaj, albo miałaś znowu jeden ze swoich napadów.
Mrużę oczy, gdy mówiąc to słowo, pisze je jeszcze palcem w powietrzu.
— O czym ty mówisz? Nie mam żadnych napadów — powtarzam to słowo, naśladując jego szorstki szkocki akcent brzmiący, jakby miał wieczny ból gardła.
Usta Maca wykrzywiają się z ledwo skrywanego rozbawienia. To sprawia, że mam ochotę go uderzyć. Zawsze wygląda, jakby się z czegoś śmiał. To naprawdę wkurzające. Z czego on ciągle jest taki zadowolony? To jest po prostu nie w porządku.
To ja powinnam się śmiać na jego widok, zadowolonego z siebie głupkowatego olbrzyma siedzącego na meblach dla lalek w mojej maleńkiej kawalerce w dzielnicy East London. Jego wielkie umięśnione ciało rozciąga się na mojej fioletowej, aksamitnej sofie, a pokryte tatuażami ramiona ciasno oplatają jednego z moich białych puchatych jaśków. Zupełnie jakby dusił w ramionach małego polarnego niedźwiadka.
Mac wpatruje się we mnie i cały czas się uśmiecha.
— Zaledwie tydzień temu rozmawiałaś ze swoją sałatą o tym, że gdyby tylko była jakaś tabletka na to, żeby mogła smakować jak chipsy, to z pewnością mogłabyś się z nią zakumplować.
— Gwoli ścisłości to była rozmowa pomiędzy mną a sałatą rzymską — żartuję, jednocześnie szczerze nienawidząc sposobu, w jaki przyjaciel naśladuje mój kornwalijski akcent. Bez względu na to, jak bardzo bym się nie starała go ukryć, to nosowe brzmienie z West Country zawsze gdzieś się wymyka. — A ty nie powinieneś był podsłuchiwać.
— Zaprosiłaś mnie na obiad! — wydziera się, a ruch jego ciała powoduje, że pojedyncze kosmyki rudej grzywki opadają mu na czoło. — Zazwyczaj gdy ktoś zaprasza gościa na obiad, to można oczekiwać, że gospodyni zapewni mu konwersację z kimś innym niż sałata.
— Teraz to już dramatyzujesz — odpowiadam, przewracając oczami i próbując odgarnąć mu z czoła jego loka w kolorze rudego blondu. Jego włosy kręcą się na końcach i zawsze pozostają niesforne. — A poza tym mam pewien szczególny związek z jedzeniem, podobnie jak z kucykami… i długimi wąsami dziadków.
Mac milczy i tylko się do mnie pobłażliwie uśmiecha, zupełnie jakbym była jakąś babcią z chorobą Alzheimera. Taką, której lepiej potakiwać, niż się z nią nie zgodzić.
— Koniecznie musisz iść znów do fryzjera — oznajmiam, nie mogąc okiełznać jego włosów.
— Mówiłaś, że lepiej wyglądam w dłuższych — odpowiada, zastępując moją rękę swoją i próbując doprowadzić loki do porządku. — Twierdziłaś, że jestem wtedy bardziej podobny do husky niż do labradora. A husky są bardziej egzotyczne.
— Rzeczywiście, jednak teraz to już zahaczamy o kategorię staroangielskich psów pasterskich.
Mac parska śmiechem.
— Czy to oznacza, że dostanę smakołyk, jeśli zrobię jakąś sztuczkę?
Z uśmiechem sięgam po paczkę żelków leżącą na stoliku przy sofie. Wyjmuję jednego i rzucam w powietrze, a mój przyjaciel chwyta go ustami ze zręcznością świetnego sportowca, którym przecież jest.
— Dobry piesek.
Uśmiecha się, dumnie przeżuwając zdobyty smakołyk, a ja nie mogę się powstrzymać od pokręcenia głową na ten widok. Nawet w chwili, gdy przypominają psią sierść, rude loki Maca są dziesięć razy ładniejsze od moich. Odcień czerwieni na mojej głowie przypomina raczej ten z rodziny Ronalda McDonalda. A kiedy nie wystylizuję ich w moje charakterystyczne gładkie, falujące loki, wyglądam jak te grzywacze chińskie, które zawsze dostają w internecie jakieś paskudne memy. Biedaczyska.
Odwracam się do telewizora i chwytam za pilota, żeby przygotować się do obejrzenia kolejnego odcinka. Ostatnio gdy przyszedł Mac, obejrzeliśmy co najmniej trzy odcinki Heartland. Kompletnie zaskoczył mnie fakt, że jego odwiedziny stały się normą w moim życiu.
Gdyby jeszcze rok temu ktoś powiedział mi, że będę sobie siedzieć na kanapie, podjadać żelki i oglądać telewizję ze znanym piłkarzem, odpowiedziałabym, że stracił poczucie rzeczywistości niczym kot, który przedawkował kocimiętkę. Jednak zawód krawcowej w popularnym butiku modowym w East London przyciąga do mojego życia wielu interesujących ludzi, w tym także Maca. Wielki byk pojawił się tam w towarzystwie swojego specjalisty od wizerunku i wychwycił niejasne nawiązanie do telewizji, które rzuciłam pod nosem.
Jako krawcowa jestem przyzwyczajona do tego, że dla dziewięćdziesięciu dziewięciu procent naszych klientów pozostaję niezauważalna. Ale nie dla kochanego Maca. Spieraliśmy się o nasze ulubione seriale na Netflixie i zaprzyjaźniliśmy się. A potem pokazałam mu Heartland i przylgnął do mnie niczym bezdomny szczeniak, który wreszcie znalazł swój nowy dom. Dzięki Bogu jest odpowiednio wytresowany i nie sika po kątach.
To taki typowy Szkot. W sam raz. Apodyktyczne, hałaśliwe, nieuznające żadnych granic, uduchowione zwierzę, które w jednej chwili jest słodkim przytulaskiem, aby za moment przeistoczyć się w awanturnika gotowego spuścić manto każdemu, kto krzywo na niego spojrzy. A może to tylko cechy typowe dla samego Maca?
— Zdajesz sobie sprawę, że to co właśnie robimy niektórzy mogliby uznać za „Netflix and chill”? — pyta Mac znaczącym tonem, który wcale mi się nie podoba.
Marszczę brwi, gdy na niego patrzę.
— No i? Co z tego?
Mac rzuca mi sardoniczny uśmiech.
— Kobieto, chyba wiesz, co znaczy to określenie, prawda?
— Oczywiście, że wiem! Oznacza oglądanie telewizji i relaksowanie się na kanapie.
Mac zagryza wargi, żeby powstrzymać śmiech. To sprawia, że mam ochotę go udusić. I przytulić. Jak to się dzieje, że mogę go kochać i nienawidzić jednocześnie?
Mac chrząka i odwraca się w moją stronę. Jego zielone oczy błyszczą figlarnie.
— Co do stwierdzenia dotyczącego Netflixa — masz rację. Jednak jeśli chodzi o drugą część tego powiedzenia, jesteś w błędzie. Młodzi znajdują nieco inne jej tłumaczenie.
— Młodzi? O co ci chodzi? Jestem młoda! — pakuję kolejną porcję słodyczy do buzi.
— Za kilka miesięcy kończysz trzydzieści lat! Już nie uważa się ciebie za młodą dziewczynę, Cookie.
Przewracam oczami na sam dźwięk tego idiotycznego przezwiska, które mi nadał właściwie w momencie, gdy się spotkaliśmy. Naprawdę nazywam się Cook, ale ponieważ Mac uwielbia zwracać się do ludzi po nazwisku, dla mnie wymyślił Cookie. Co za radość. Pulchna dziewczyna otrzymuje kulinarny przydomek. Jakie to oryginalne!
To kolejna rzecz typowa dla Szkotów. Natychmiast się zaprzyjaźniają. Spotykają w pubie kogoś, kto ma podobne do nich zainteresowania i już mogliby przysiąc, że właśnie poznali swoją bratnią duszę. Nieważne, że zamienili z kimś zaledwie kilka słów.
Poza przezwiskiem również komentarz Maca dotyczący mojego wieku powoduje nieprzyjemne skurcze w żołądku. Już od kilku tygodni martwię się swoimi nadchodzącymi urodzinami, ponieważ nie do końca znajduję się w tym miejscu, w którym myślałam, że będę w wieku dwudziestu dziewięciu lat. Nie chcę być źle zrozumiana. Kocham moje życie. Mam świetne mieszkanie, mój kot Hercules wreszcie pozwolił włożyć się do nosidełka zapinanego na piersiach. Pracuję w świetnym butiku modowym z dwiema najlepszymi projektantkami na całym świecie.
Nie przesadzam, Sloan i Leslie są babeczkami, które każdy mógłby podziwiać. Są matkami, żonami i prawdziwymi zołzami w świecie biznesu. I jeszcze nasza równie ambitna dyrektor marketingu, Allie Harris. Bardzo się zbliżyłyśmy przez ostatni rok. Do tego stopnia, że za kilka tygodni będę druhną na jej ślubie. Wychodzi za mąż za współlokatora Maca, Roana. Nieważne, że jak dotąd jeszcze nie ustaliłam, z kim pójdę na tę imprezę.
Chodzi mi o to, iż mam dobre życie i jestem prawdziwą szczęściarą, że mogę pracować z takimi wspaniałymi kobietami sukcesu. Jednak przyglądanie się ich relacjom z partnerami często przypomina mi o tym, że przez zbyt długi czas ignorowałam bardzo istotną część mojego życia: życie uczuciowe. Pewnie dlatego rekompensuję sobie to zachwytem nad Netflixem. I pomimo wmawiania sobie, jak to wcale nie przejmuję się tym, że nie jestem w związku z kimś absolutnie wyjątkowym, to akurat jest zupełnie na odwrót.
Myślałam, że przeprowadzka z Manchesteru do Londynu kilka lat temu okaże się przysłowiowym kopniakiem w tyłek, którego potrzebowałam, żeby znowu zacząć umawiać się na randki. Zamiast tego nadal jestem krawcową, która mieszka samotnie, mnóstwo czasu spędza przed Netflixem i relaksuje się — czy też chilluje, jak to określa Mac — z facetem, który nie zamarzyłby nawet o umówieniu się ze mną przez najbliższych trylion lat.
— Nie mam jeszcze trzydziestu lat — mruczę, opadając na sofę i chwytając za swoją własną puchatą poduszkę a’la niedźwiadek polarny, żeby się zasłonić.
Mac prycha.
— Dlaczego jesteś taka drażliwa na punkcie swojego wieku, Cookie? Masz tyle lat, to masz. Ja mam trzydzieści cztery i nie jęczę, że nie jestem już piękny i młody.
— Najwyraźniej jesteś młody i fajny, ponieważ mówisz mi, że nie wiem, co to znaczy „Netflix and chill”. To może oświeci mnie pan, Panie Wyluzowany? — Chwytam jeszcze jednego żelka. Dąsam się, ale, do cholery, ten jego komentarz o wieku wprawił mnie w taki nastrój. — Co oznacza chill?
Odwracam się w samą porę, żeby zobaczyć, jak Mac unosi brwi, gdy odpowiada.
— Chill oznacza bzykanie.
Prawie się krztuszę.
— Co masz na myśli? — pytam. Charczę i usuwam resztki cukru z przełyku.
— Netflix and chill oznacza Netflix i seks — wyjaśnia Mac.
— My nie uprawiamy ze sobą seksu! — wykrzykuję i odsuwam się tak, że nasze uda już się nie stykają. Tak łatwo wypowiedział to słowo. Tak bez emocji, rzeczowo. Czuję, że moje uszy płoną. Czy nagle w pokoju zrobiło się tak potwornie gorąco, czy to tylko moje emocje? — Jesteśmy tylko przyjaciółmi! — dodaję.
— Cóż, oczywiście — odpowiada Mac i rzuca swoją futrzaną poduszkę na podłogę. Pochyla się do przodu, żeby oprzeć łokcie na kolanach tak, jak to robi, gdy ogląda mecz swojej drużyny zza linii bocznej. — Chodziło mi o to, co ludzie mogą pomyśleć, że robimy, jeśli powiemy im, że ciągle razem oglądamy Netflixa.
— Nic ludziom nie powiemy! — rzucam pilota z irytacją i odwracam się do niego. — Kiedy zacząłeś tutaj przychodzić, powiedziałam ci, że chcę być sekretną przyjaciółką. Nie taką, o której wszyscy wiedzą.
— Ale teraz taki układ zaczyna być mocno upierdliwy — odpowiada, marszcząc brwi w poważnym grymasie. — Na początku wszedłem w to, ponieważ bałaś się, że będziesz fotografowana, a twoje zdjęcia pojawią się w gazetach. Jednak teraz to już staje się śmieszne. Cookie, jesteśmy kumplami od ponad roku. Myślę, że najwyższy czas przestać się ukrywać. Moi koledzy z drużyny już mi nie dają żyć, ciągle dopytują, co robię w wolnym czasie.
— No to coś wymyśl! — prawie krzyczę. — Powiedz im, że przygotowujesz kolejny tatuaż.
Mac mruży oczy.
— Nie lubię kłamać, Freya. I już mnie męczy unikanie pytań i właśnie dlatego uważam, że powinnaś pójść ze mną na imprezę w piątek wieczorem. Będzie tam mnóstwo moich kolegów z drużyny i jak sądzę, również ich WAGS, czyli żon i dziewczyn. Myślę, że będzie niezły ubaw.
— Ogłuchłeś, Mac? — krzyczę głośniej, niż miałam zamiar, przez co oboje podskakujemy. — Powiedziałam, że nie chcę, aby twoi koledzy się o mnie dowiedzieli. Jak w ogóle mogłeś pomyśleć, że pójście z tobą na imprezę to jest coś, czego bym sobie życzyła?
— A ja powiedziałem, że kończę z ukrywaniem naszej relacji. I dokładnie to miałem na myśli — oświadcza stanowczo, od niechcenia rozkładając rękę na oparciu sofy, zupełnie jakby po prostu mówił o pogodzie. — Zamierzam powiedzieć im o naszych spotkaniach na Netflixa, niezależnie od tego, czy ci się to podoba, czy nie.
— My się nie spotykamy. Po prostu na razie oglądamy Netflixa i kłócimy się w najlepsze! — prycham, wstaję i rzucam w niego moją ręcznie robioną, nierówną kapę, mamrocząc przy tym, jak słowo chill zostało dla mnie bezpowrotnie zrujnowane. Ze stolika przy sofie podnoszę nasze pojemniki na wynos z chińskim jedzeniem i patrzę na niego.
— Jaki masz problem, kobieto? — grzmi Mac, wstając i osiągając swoją naturalną wysokość. Powstrzymuje mnie przed ucieczką do kuchni. Gdy unosi się nade mną, aż kipi z irytacji, a na jego twarzy maluje się zakłopotanie, zupełnie jakby próbował obliczyć pierwiastek kwadratowy z liczby pi. — Jakoś nie masz problemu, żeby spędzać ze mną czas w towarzystwie Harrisów.
— Z Harrisami to zupełnie inna historia. Są jak rodzina — stwierdzam w pośpiechu, a potem potrzebuję jeszcze chwili na uspokojenie skołatanych nerwów, w czym z pewnością nie pomaga mi to, że napiera na mnie. Naprawdę nienawidzę, gdy tak stoi nade mną, bo to zawsze wstrząsa moim sercem. Jest taki wielki. Ma dobrze ponad sześć stóp wzrostu, co oznacza, że gdy stoi boso, czubek mojej głowy sięga mu zaledwie do podbródka. A kiedy ma na sobie kompletny strój piłkarski, wygląda niczym młody bóg pośród dzieci.
Otrząsam się z zawrotów głowy, które powoduje jego olbrzymia postura i przeciskam się obok niego przez jadalnię do mojej maleńkiej kuchni.
— Ludzie tacy jak ja powinni pozostać tajnymi przyjaciółmi. Zaufaj mi w tej kwestii.
Wpada za mną. Jego bliska obecność zabiera cały tlen z mojego mieszkania. Wyrzucam do kosza pojemniki po chińskim jedzeniu, a potem wpatruję się w drewniany blat. Czuję jego wzrok na sobie, gdy zaczyna mówić.
— Wytłumacz to, Freya. Natychmiast.
— Wytłumacz co? — powtarzam słabo, udając, że nie wiem, o co chodzi.
— Co miało znaczyć to zdanie — mówi, krzywiąc się na mój widok, jakbym była niegrzecznym dzieckiem. — Ludzie tacy jak ty?
Ciężko wypuszczam powietrze i odwracam się na piętach, żeby stanąć z nim twarzą w twarz i z rękami na biodrach.
— Mac, jesteś wysokim, wysportowanym szkockim piłkarzem, w dodatku sławnym. Cały Londyn cię ubóstwia, a ty na jedno pstryknięcie palcem miałbyś kobiety chętne pójść z tobą do łóżka.
Jego twarz rozjaśnia się, gdy krzyżuje ręce na piersiach i posyła mi zadziorny uśmiech.
— Uważaj. To niebezpiecznie trąciło komplementem, Cookie.
— Zamknij się, bydlaku — besztam go i macham ręką. Wskazuję na jego ciało imponujących rozmiarów. — Chodzi mi o to, jak wyglądasz — mówię, a potem wskazuje na siebie. — A ja wyglądam tak.
— Wciąż nie wiem, o co ci chodzi — Mac nadal gapi się na mnie z tak głupkowatą miną, że aż chciałabym mu ją zetrzeć z twarzy.
Co jest z tymi wysportowanymi ludźmi, którzy udają, że nie widzą tego, co mają przed oczami? Gdyby się przyjrzeli, zobaczyliby, jak wyglądam. Koniec zabawy!
Mierzę go spojrzeniem i stwierdzam gniewnie:
— Jestem niską, okrągłą, kornwalijską szwaczką z akcentem z West Country, który ujawnia się jeszcze bardziej, gdy jestem zdenerwowana. Mam fioła na punkcie kotów, a moje piegi wyglądają niczym Droga Mleczna w pogodną noc.
— Uwielbiam twoje piegi! — wykrzykuje, rozkładając jedną rękę na blacie, a drugą wyciągając, aby dać mi pstryczka w nos. — Sprawiają, że mam ochotę łączyć kropki na twojej twarzy.
— To nie jest komplement! — krzyczę, robiąc wszystko, co w mojej mocy, żeby tylko nie zmiażdżyć tej znajdującej się tuż przede mną uroczej twarzy idioty.
— I nie jesteś okrągła — znowu wykrzykuje, ignorując swoim wyniosłym tonem moją wypowiedź. Patrzy na moje ciało. — Jesteś zdrowa. Właściwie się odżywiasz! Nie ma w tym nic złego.
— Za dużo jem — poprawiam go i odwracam się, żeby otworzyć lodówkę i sięgnąć po moje chardonnay. Jeśli mam mieć do czynienia z kimś, kto udaje, że nie widzi tego, co znajduje się tuż przed jego oczami, muszę się napić.
Z haczyka pod szafką ściągam jeden z moich kubków z kotem i nalewam sobie wzmacniającego drinka.
— To nie jest żadna nowość, że nigdy nie byłam i nie jestem jakąś wysmukłą nimfą. Po prostu wiem, że to się nigdy nie stanie, ponieważ próbowałam każdej morderczej diety we wszechświecie i nic nie działa.
— Nie musisz się zmieniać, Cook — mówi poważnie Mac, przyciągając mój wzrok do swoich zielonych oczu, które łagodnieją w sposób, który sprawia, że mój żołądek znowu zaczyna wariować. Obejmuje mnie ramieniem i przyciąga do swojej piersi. — Jesteś powabna i jesteś moją najlepszą przyjaciółką. Nigdy nie powinnaś czuć potrzeby, żeby się ukrywać.
Moje wzburzenie ustało, a przeczulenie na swoim punkcie i postawa obronna jeszcze sprzed chwili zupełnie się rozmyły pod wpływem tego słodkiego, rudego olbrzyma stojącego w mojej kuchni. Odstawiłam kubek na blat i wyrwałam się z tego uścisku, aby spojrzeć na niego z zaciekawieniem.
— Powiedziałeś najlepsza przyjaciółka?
Wzrusza ramionami.
— Tak, jesteś nią prawie od naszego drugiego spotkania i właśnie dlatego chcę, aby moi koledzy z drużyny cię poznali. Jesteś moim małym skarbem i jestem z ciebie dumny.
Czuły uśmiech rozjaśnia moje policzki. Mac i ja nie rozmawiamy zbyt często o naszej przyjaźni. Prawdę mówiąc, zwykle zbyt mocno pochłaniają nas kłótnie, żeby słodzić sobie nawzajem. Dlatego słysząc takie słowa, moje serce o mało nie eksploduje mi w piersi. Kto mógłby przypuszczać, że życie postawi nas w takiej sytuacji i relacji? Na pewno nie ja. Dlatego im bardziej się do siebie zbliżaliśmy, tym bardziej chciałam, aby ta relacja pozostała przyjacielska. Mogę sobie tylko wyobrazić nagłówki gazet, gdyby nas razem sfotografowano i umieszczono zdjęcia na jednym z tych internetowych portali, na których zawsze spotyka się znanych piłkarzy.
Szkocki piłkarz znalazł swoją prześladowczynię,która wygląda jakAnia z Zielonego Wzgórza w rozmiarze plussize.
Palanci!
Przynajmniej mam lepsze wyczucie stylu od Ani z Zielonego Wzgórza, która, powiedzmy to sobie szczerze, naprawdę mogła być o wiele bardziej postępowa w epoce wiktoriańskiej. Na pewno pomógł mi w tym mój pobyt w szkole projektowania i dobrze na mnie wpłynął.
Niestety, niewiele da się zrobić w kwestii sporych rozmiarów zaokrągleń tu i ówdzie. Podobnie jak w przypadku moich rudych włosów a’la Mała Syrenka, które próbowałam bezskutecznie farbować już niezliczoną ilość razy. A moje piegi są tak widoczne, że przestałam już nawet stosować korektor, ponieważ zaczęło wyglądać to tak, jakbym próbowała zamaskować trąd. Czy trąd jeszcze występuje? Czy to mógłby być jakiś nagłówek?
Skup się,Freya.
Chodzi o to, że Mac jest atrakcyjnym sportowcem, który zjedzonego big maca może spalić dosłownie po jednym, szybkim biegu. Do jasnej cholery, u niego nawet kostki są fit. Nie wiedziałam, że to jest w ogóle możliwe, dopóki po raz pierwszy nie zobaczyłam jego wielkich, bosych stóp opartych o moją sofę. Żyły przebiegające przez jego łydki też są ogromne!
A teraz ja. Jestem kimś, kto świadomie wybiera żelki zamiast łodyg selera, choć wie, że spalanie słodyczy zajmie kilka dni. Nie tylko uwielbiam żelki, ale mam też świadomość, że ze słowem „seler naciowy” jest mi zdecydowanie nie po drodze.
A wszystko to razem oznacza, że bardzo się z Makiem różnimy. Już sama myśl o paradowaniu z nim przed jego drużyną jest przerażająca, zwłaszcza że jestem beznadziejna w kwestii mężczyzn.
Dorastałam jako pulchny rudzielec z zamiłowaniem do robienia na drutach futrzanych, różowych swetrów z wydzierganymi pyszczkami kotów — czynności, która naprawdę nie przysparzała mi sympatii kolegów z okolicy. Z powodu moich okropnych doświadczeń z wybranymi chłopakami, z którymi próbowałam się umówić, teraz ledwo jestem w stanie sklecić zdanie oznajmujące w towarzystwie jakiegoś faceta, który mi się podoba. Naprawdę nie chcę, żeby Mac poznał tę stronę mnie.
— Haloooo, Freya… Tu Ziemia — głos Maca przywraca mnie do rzeczywistości i zdaję sobie sprawę, że właśnie miałam jeden z tych moich napadów, o których wcześniej wspominał.
— Co? — pytam i mrugam, żeby skupić uwagę na nim.
— Słyszałaś, co powiedziałem? Stwierdziłem, że dobrze by ci zrobiło pójście ze mną na tę imprezę w piątek. Nie jesteś taka stara, żeby siedzieć w domu jak jakaś stara panna.
Jego słowa to cios prosto w brzuch, nawet jeśli nie chciał, aby zabrzmiały tak okrutnie. W zeszłym roku trochę stroniłam od ludzi. Wszystkie moje przyjaciółki są zamężne albo zaręczone, zatem moje życie towarzyskie nieco wyhamowało. Gdyby nie Mac, byłabym na najlepszej drodze do prawdziwego staropanieństwa.
— A dokładnie, to co to za przyjęcie? — pytam, odwracając się, aby usiąść na stołku kuchennym, i przejmując się pomysłem zrobienia z siebie kompletnej idiotki przed moim najlepszym kumplem.
Twarz Maca rozjaśnia się, gdy wspina się obok mnie. Boże, robi to z taką łatwością, podczas gdy ja wyglądałam jak dziecko próbujące się wczołgać na wielki stołek. Trąca mnie łokciem.
— Nazywa się Żadne Grzeczne Dzieciaki Tego Nie Robią w mieszkaniu Tannera i Belle Harrisów. Cała rodzina Harris ma opiekunów do dzieci i oni wszyscy tam będą. Plus oczywiście Roan i Allie oraz jeszcze kilku moich kolegów z drużyny.
Same pary, mówię do siebie w myślach, przygryzając nerwowo wargę. Tak samo będzie na ślubie Allie i Roana. Przynajmniej znam jakieś osoby w tym tłumie. Allie jest kuzynką Harrisów, a moja koleżanka Soan jest żoną najstarszego z braci, których nazywam Harris Brothers, więc tak naprawdę będę wśród przyjaciół. I gdzieś z tyłu głowy wiedziałam, że muszę sobie kogoś znaleźć na to nieszczęsne wesele albo będę smutną druhną w bufiastej różowej sukience, siedzącą przy stole i popijającą szampana, podczas gdy wszystkie inne pary będą tańczyć.
Mac posyła mi olśniewający uśmiech, zupełnie jakby wiedział, że się dość mocno waham.
— Chodź tam dla mnie, Cookie. Proszę?
Wzdycham ciężko, bo naprawdę nie sposób mu odmówić, kiedy się tak uśmiecha. Robi tak samo, gdy mnie błaga o chińskie jedzenie na wynos zamiast indyjskiego. I zawsze w końcu wybieramy chińskie.
Już sam fakt, że nie wiedziałam co znaczy „Netflix and chill” jest najlepszym potwierdzeniem potrzeby częstszego wychodzenia do ludzi.
— Mac, jesteś prawdziwym wrzodem na tyłku. Wiesz o tym?
Uśmiecha się promiennie.
— Fantastycznie, zwłaszcza że masz świetny tyłek.
— Wchodzę do domu! Mam nadzieję, że nikt nie wygląda tak, jak go Pan Bóg stworzył!
— Ej, zamknij się, idioto! — wykrzykuje ze swoim południowoafrykańskim akcentem mój współlokator, Roan. — Jesteśmy przyzwoici.
Z drwiącym uśmieszkiem wchodzę po dwa stopnie na raz na piętro georgiańskiej kamienicy, na którym mieszkam razem z moim kolegą z drużyny i najlepszym przyjacielem Roanem DeWaltem. Zastaję go rozłożonego na sofie ze swoją narzeczoną Allie. Dziewczyna leży z głową na jego kolanach, a jej blond włosy rozpościerają się na jego nogach. Roan bawi się jej złotymi pasemkami.
Zaręczyli się ponad rok temu i nadal nie mogą się od siebie oderwać. Nie przeszkadzałoby mi to, gdyby nie fakt, że dzieje się to przez cały cholerny czas w naszym wspólnym mieszkaniu. Wiem jednak, że nie mają innego miejsca. Allie mieszka ze swoim kuzynem Camdenem Harrisem i jego żoną Indie, która jest lekarzem naszej drużyny. Mają małe dziecko, które skończyło roczek. Dlatego Allie trzyma się teraz z dala od nich aż do ślubu, po którym razem z Roanem planują się przeprowadzić do własnego mieszkania. Mimo wszystko ich zauroczenie sobą powoduje, że dużo częściej pojawiam się u Frei.
Żeby było jasne, bardzo cieszę się ich szczęściem. Ich związek mógłby być powodem do zazdrości dla kogoś, kto pragnąłby związku. Na szczęście to nie jest szczyt moich marzeń, zatem ich maślane oczy i wzdychania nie mają na mnie większego wpływu. Życie jest zbyt pełne ekscytujących przygód, aby się z kimś wiązać w moim wieku. Wiem, że jestem już po trzydziestce, a mama zawsze mnie pyta, kiedy przywiozę jakąś dziewczynę z powrotem do Dundonald. Mimo tego nie jestem zainteresowany wchodzeniem w poważny związek z kobietą, ponieważ nie wiem, jak potoczy się moja kariera. Mój kontrakt z Bethnal Green F.C. dobiega końca w przyszłym roku i razem z moim agentem wkrótce zaczniemy rozmowy, daj Boże, o jego przedłużeniu. Lubię ten klub i kadrę szkoleniową, nie wspominając już o kolegach z drużyny. Ale prawda jest taka, że się starzeję. Świadczą o tym chociażby moje obolałe kolana. Zdaję sobie sprawę, że nie mogę wiecznie grać w piłkę i dopóki tylko mogę, zamierzam dawać z siebie wszystko.
— Co porabiacie, gołąbeczki? — pytam opierając się o podłokietnik sofy i zerkając na telewizję.
— Tylko Netflix and chilling — mówi Roan z uśmieszkiem uwydatniającym jego białe zęby na tle ciemnej skóry.
Potrząsam porozumiewawczo głową.
— Właśnie wracam od Frei, a ona nie miała pojęcia, co oznacza to określenie.
Oczy Allie rozszerzają się, gdy zsuwa się z kolan Roana i przypiera mnie do muru, pytając tym swoim amerykańskim akcentem z nadzieją:
— Rozmawiałeś z nią o piątkowej imprezie?
Potakuję.
— Tak, przyjdzie.
— Tak! — piszczy Allie. — Wiedziałam, że jeśli ją poprosisz, nie odmówi ci.
Ściągam usta, bo to jednak brzmi dość kłamliwie, gdy tak mówi.
— Tylko jej nie mów, że to ty mnie poprosiłaś, żebym ją zapytał. Nie chcę, aby pomyślała, że to nie był mój pomysł.
Allie udaje, że zamyka swoje usta na klucz.
— Nigdy w życiu, Mac. Jestem taka podekscytowana, że wyjdzie z nami. Byłam tak bardzo zajęta planowaniem naszego ślubu i pracą w butiku, że od dawna nie wyciągnęłam jej na żadnego drinka.
Potakuję porozumiewawczo. Allie była kiedyś specjalistką od wizerunku naszej drużyny, ale została wyrzucona po jakiejś aferze pomiędzy nią a Roanem. Ale to wszystko wyszło jej tylko na dobre, ponieważ zaproponowano jej pracę w dziale marketingu w Kindred Spirits Boutique. Dokładnie tam, gdzie pracuje Freya. Niemal natychmiast zostały najlepszymi koleżankami.
— Tak, drinki byłyby wskazane — pocieram kark, rozmasowując nadal skurczony mięsień po porannym biegu. — Myślę, że zbliżające się trzydzieste urodziny nie za dobrze wpływają na jej stan psychiczny.
Allie skinęła głową zgadzając się ze mną.
— Właśnie dlatego powinna wyjść ze swojego mieszkania i trochę poużywać życia. Może spotka jakiegoś gorącego piłkarza i podejmie kilka niestosownych decyzji.
Chichocze z takiego pomysłu, a ja marszczę brwi, bo doskonale wiem, że w mojej drużynie znalazłoby się kilku facetów, którzy ochoczo przystaliby na tego typu układy z kobietami. Sam nie jestem święty, ale zdecydowanie nie pasuję do stereotypu piłkarza, który bzyka się ze wszystkimi kobietami w polu widzenia w okolicach Londynu. Tak samo Roan. Obaj mamy siostry i byliśmy wychowywani przez silne matki z charakterem, które nie pozwalały nam przedmiotowo traktować kobiet. W rezultacie nigdy nie cieszyliśmy się złą reputacją, tak powszechną wśród wielu naszych kolegów. A jeśli któryś z tych dupków spróbowałby w taki sposób potraktować Freyę… Nie będzie na to mojej zgody.
Przykurcz na mojej szyi znowu daje o sobie znać, więc sięgam w górę, żeby rozmasować to miejsce i zmniejszyć ból.
— O co chodzi, Mac? — pyta Allie mrużąc oczy w zamyśleniu.
— O nic. Mam jakiś skurcz na karku, to wszystko. Na jutro mam zarezerwowany masaż z fizjoterapeutą z zespołu.
Allie przechyla głowę.
— Ale nie jesteś spięty dlatego, że niepokoi cię możliwość spotkania Frei z jednym z twoich kolegów z drużyny, prawda?
Prycham, bo ona naprawdę przesadza.
— Nie, Allie. Cookie i ja jesteśmy tylko kumplami. Mówiłem ci to już milion razy.
— Jesteście kumplami z uroczymi kocimi przezwiskami, a kłócicie się jak stare, dobre małżeństwo — odpowiada i dostrzegam, jak Roan ściska jej ramię w milczącym ostrzeżeniu.
Przewracam oczami.
— Od kiedy kłótnie są wyznacznikiem stałości związku?
Allie mruga porozumiewawczo.
— Kłótnie oznaczają pasję.
Zatykam uszy niczym małe dziecko.
— Ten temat nie podlega żadnej dyskusji. Freya jest moją kumpelką, nikim więcej. Zabieram ją w piątek wieczorem na imprezę i to wszystko, OK?
— OK, OK — odpowiada Allie z uśmieszkiem i kładzie się znowu na kolanach Roana. Uśmiecha się radośnie i wtula w niego, dając mi tym samym sygnał do wyjścia.
Wstaję z podłokietnika.
— Pozwolę Wam wrócić do „Netflix and chilling”.
Roan kiwa głową w podziękowaniu, a ja wycofuję się do swojej sypialni, żeby dać im trochę przestrzeni. Czy nie jest za wcześnie, aby wracać do Frei?
Szum maszyny jest muzyką dla moich uszu, gdy pracuję nad nogawką spodni, które Sloan zaprojektowała dla jakiejś sławnej osobistości z londyńskiego świata polityki.
Siedzę na poddaszu, z którego rozciąga się widok na Kindred Spirits Boutique. Sklep mieści się w budynku z czerwonej cegły, zlokalizowanym przy kultowej Redchurch Street w Shoreditch, naprawdę uroczym zakątku Londynu z dala od turystów. Nasi klienci to zarówno najzwyklejsi ludzie, jak i znani sportowcy oraz zamożni mieszkańcy. W poprzednim miesiącu mieliśmy popularną gwiazdę muzyki pop — wpadła do nas, a potem napisała tweeta na nasz temat, po którym interes zaczął się kręcić jeszcze szybciej niż zwykle.
W ofercie Kindred Spirits znajdują się stroje zarówno damskie, jak i męskie. To niestandardowe i jedyne w swoim rodzaju ubrania od wschodzących projektantów mody. Sloan jest odpowiedzialna za dział męski, a jej partnerka biznesowa, Leslie Clarke, projektuje dla kobiet.
Spotkałam Sloan w Manchesterze, kiedy podebrała mnie ze sklepu z sukniami ślubnymi, w którym pracowałam w absolutnie szalonych godzinach. To była praca, którą przyjęłam zaraz po szkole projektowania i trochę tam utknęłam. Byłam więc bardzo szczęśliwa, mogąc pracować dla wschodzącej amerykańskiej stylistki, która cieszyła się już coraz lepszą reputacją.
Później, gdy rozpadło się jej małżeństwo, zamieszkałam razem ze Sloan i jej córką Sophią. Kobieta przez dość długi czas przeżywała ciężkie chwile aż do momentu, gdy spotkała naszego poważnego i bardzo znanego klienta, piłkarza Man U, Garetha Harrisa. A ta droga, choć czasem wyboista, zaprowadziła Sloan i jej córkę wprost do prawdziwego szczęścia.
Kiedy Gareth zakończył swoją karierę w Man U i rozpoczęły się rozmowy o przeprowadzce do Londynu, Sloan zdecydowała, że to fantastyczny moment, aby razem z Leslie otworzyć własny butik. Obie były projektantkami z Ameryki i dlatego czuły się ze sobą tak mocno związane, stąd nazwa Kindred Spirits Boutique.
Byłam naprawdę zachwycona, gdy zaproponowały mi, abym dołączyła do nich i pomogła, ponieważ fantastycznie się z nimi współpracuje. Butik przekształcił się w tygiel dla wszelkiego rodzaju ubrań, sztuki i przeróżnych dodatków. Brakuje mi tutaj jedynie puszystych, różowych sweterków dla mojego kota i byłoby naprawdę idealnie!
— Freya! Czy już skończyłaś tę suknię Naomi Sharp? — Głos Sloan rozlega się ze schodów, a ja zdejmuję nogę z pedału maszyny, aby usłyszeć ostatnią część jej pytania.
— Jest tutaj, na manekinie! — wołam, zerkając przez balustradę, żeby zobaczyć ją stojącą na dole schodów.
— Dzięki Bogu! — mówi Sloan, wbiegając po schodach do mojej wielkiej pracowni wypełnionej wieloma projektami znajdującymi się na różnych etapach pracy. Jej włosy są niedbale związane na czubku głowy, gdy wyrzuca z siebie cały nagromadzony stres. — Pomyślałabyś, że ogarnianie nastolatki i uganianie się za zaczynającym chodzić maluchem sprawi, że będę w lepszej formie?
— To chyba raczej zasługa bycia żoną naprawdę seksownego piłkarza — znacząco poruszam brwiami i naciskam pedał maszyny do szycia.
Sloan śmieje się, podchodząc do manekina z suknią.
— A skoro mowa o piłkarzach, to słyszałam, że jutro wieczorem wybierasz się na imprezę u Tannera i Belle? Może też sobie jakiegoś znajdziesz? — Rzuca mi lubieżny uśmiech i nie mogę się powstrzymać, żeby nie przewrócić oczami.
— Skąd o tym wiesz? Dopiero co wczoraj wieczorem się zgodziłam.
Mierzy mnie wzrokiem.
— Zapominasz, że twoja droga przyjaciółka Allie pochodzi z rodziny Harris. A tam nikt niczego nie trzyma w tajemnicy.
— To dobrze, że Allie jest teraz na spotkaniu. W przeciwnym wypadku zabiłabym ją wzrokiem — kręcę głową i podnoszę stopkę maszyny do szycia, aby odwrócić spodnie. — Mac uważa, że powinnam trochę częściej wychodzić z domu. I dopóki nie postawi na swoim, jest naprawdę bardzo marudny.
Sloan ma dziwny wyraz twarzy.
— Wiesz już, co założysz?
Podnoszę na nią wzrok.
— Nie… Dlaczego pytasz?
Sloan piszczy z zachwytu i krzyczy przez barierkę.
— Leslie, Freya jeszcze nie zdecydowała, w co się ubierze!
Usłyszałam wrzask przyprawiający o zawrót głowy, a potem szybkie kroki na schodach. Najpierw pojawiają się kasztanowe włosy Leslie. A zaraz za nimi elegancka czarna sukienka, którą trzyma na rękach.
— Zachowałam ją dla ciebie!
— Co to jest? — pytam, gdy umieszcza w mojej pracowni coś, co wygląda na cudowną kopertową sukienkę.
— Sukienka. Taka, którą zaprojektowałam specjalnie z myślą o tobie. Idealna dla ciebie.
Mierzę ją wzrokiem z powagą.
— Dlaczego u licha stworzyłaś sukienkę w sam raz do mojej figury?
Leslie porusza tylko brwiami i zerka na moją klatkę piersiową.
— Ponieważ uwielbiam twoje kształty i wpadłam na naprawdę świetny pomysł. Linia biustu przełamana zakładanym na siebie kopertowo stanem, który świetnie wygląda tylko na kobietach o pełnych kształtach. I cóż…
Unoszę brwi.
— Z pewnością pasuję do tego opisu.
Leslie opiera ręce o moje biurko.
— Przymierzysz ją, proszę? Zrób nam pokaz mody. Wszystkie dzisiaj bardzo ciężko pracujemy.
— Tak! — dodaje Sloan z nie mniejszym entuzjazmem. — Pokaz mody!
Podnoszę ręce na znak, że się poddaję.
— Jeśli chcecie, żebym ją przymierzyła, najpierw muszę się napić kawy.
Wychodzę ze sklepu wprost na wilgotne, ciepłe powietrze Londynu. Wiosną i latem pogoda tutaj jest kompletnie nieprzewidywalna. W ostatnim tygodniu maja możesz zastać zimę albo szalone upały. Nigdy nie wiesz, co cię spotka. Dzieciństwo w Kornwalii upływało mi pod znakiem umiarkowanego klimatu od łagodnego do chłodnego, ze względu na bliskość morza. Pocenie się w środku dnia nie jest czymś, za czym przepadam.
Skręcam za róg w kierunku Allpress Espresso, kawiarni znajdującej się niecałe pięćdziesiąt metrów dalej. Prostuję się, otwieram drzwi i wchodzę do maleńkiej kawiarenki, w której zawsze nieziemsko pachnie. Ma trochę klimat licealnej stołówki, który z powodzeniem łączy ze stylem hipsterskim.
— Freya! — jakiś głęboki głos wykrzykuje moje imię, gdy podchodzę do lady. — Bienvenida!
Robię, co tylko w mojej mocy, aby stłumić ogromne poruszenie, jakie za każdym razem mi towarzyszy, gdy tylko zobaczę Javiera, hiszpańskiego baristę, który cały czas tutaj pracuje. Ma bajeczny akcent i ciemne oczy, które są zawsze takie miłe. Jednak jestem pewna, że w taki sposób traktuje wszystkich swoich stałych klientów.
Opieram ręce o blat i podziwiam jego brodę. Jest ciemna i postrzępiona. Dzisiaj wygląda na zarośniętą, co bardzo mi się podoba. Mój wzrok pada na jego białą koszulkę poplamioną kawą. Można by pomyśleć, że barista powinien nosić fartuch, aby chronić swoje ubrania przed zniszczeniem, albo przynajmniej ciuch w ciemnym kolorze, aby ukryć ewentualne zabrudzenia. Ale Javier jest najwyraźniej bardzo zaangażowany w swoją pracę i z jakiegoś powodu to podziwiam.
— Dobrze cię znowu widzieć, Freyo — mówi Javier ze swoim hiszpańskim akcentem przypominającym ciepły koc, w który chciałabym się wtulić.
Mój umysł puszcza mimo uszu jego słowa, gdy sobie wyobrażam, co naprawdę bym chciała od niego usłyszeć. Uwielbiampatrzeć na twoją twarz w porannym słońcu.
— Gorąco dzisiaj, prawda? — dodaje Javier, gdy patrzy zbolałym wzrokiem za okno.
Wyobraźnia mi podpowiada: Martwi się o moje samopoczucie.
— Podoba mi się kolor sukienki, którą masz dzisiaj na sobie.
Dostrzega szczegóły.
— Byłaś wczoraj na kawie? Nie widziałem cię.
Tęskni za mną, gdymnie nie widzi.
— Tak jak zwykle? Mrożona kawa z dodatkiem mleka?
Nasze zdjęcia ślubne byłyby niesamowite.
Kręcę głową, żeby uciszyć ten wewnętrzny głos, który fantazjuje o nas jak z telenoweli, i jąkam się.
— Wzajemnie, miło cię widzieć, Javier — odpowiadam. Moje usta układają się w linię prostą i ubolewam nad tym, jak głupio właśnie zabrzmiałam. Aby jakoś pokryć całą niezręczność, wskazuję za sobą na kawiarenkę pełną ludzi. — Ale… tłoczno tutaj… duży ruch ogólnie w regionie.
Zamknij się Freya! Zamknij się! Dlaczegopowiedziałaś w regionie? Czy właśnie próbujesz zniszczyć swoje życie?
Javier się marszczy, zupełnie jakbym była jakąś cudzoziemką, a on próbował właściwie zinterpretować moje słowa. Zupełnie nie wiem, dlaczego przy tym facecie odejmuje mi mowę i nie potrafię sklecić logicznego zdania. To jakby w chwili, gdy widzę jego i jego dołeczki w brodzie, moje komórki nerwowe w mózgu zaczynały się rozpadać.
— To samo także dla twoich przyjaciółek? — pyta, wbijając zamówienie w kasie.
— Tak, poproszę — mamroczę. Będzie lepiej, jeśli w jego towarzystwie ograniczę mówienie do niezbędnego minimum, ponieważ choć wpadam tutaj od tygodni, nadal nie jestem w stanie powiedzieć nic mądrego w jego obecności.
Płacę kartą firmową i szybko oddalam się od lady, wyrzucając sobie, że byłam taka żałosna. W moim życiu było trzech facetów, którzy powodowali, że robiłam z siebie przed nimi kompletną idiotkę.
Pierwszym był chłopak, który siedział przede mną w piątej klasie. Wcierał w swoje loki tyle żelu, że mogły mu służyć za broń. Zawsze czułam niekontrolowaną potrzebę ich dotknięcia i kiedy wreszcie się na to zdobyłam, pokłułam się dotkliwie w palce. Cała klasa była świadkiem tego dramatu i stąd otrzymałam na wiele lat przydomek Freya Zwinne Palce. Nie mogłam dojść do klasy bez odbiegających ode mnie chłopców trzymających się w geście obronnym za swoje włosy.
Drugim był mój chłopak, którego miałam w wieku jedenastu lat. Myślałam, że nasz związek trwał prawie rok, dopóki nie zdałam sobie sprawy, że on już dawno ze mną zerwał i zapomniał mi o tym powiedzieć. Odkryłam to, gdy zapytałam, jakiego koloru krawat zakłada na pewną uroczystość. Odrzekł mi wówczas, że tego samego, co sukienka jego dziewczyny, Mandy.
Taaakże tego.
Trzecim był facet, którego poznałam w szkole projektowania. Byliśmy partnerami podczas przygotowania jesiennego pokazu mody i wkrótce po tym zaczęliśmy się spotykać. Jednak sprawy między nami posuwały się naprzód niezwykle wolno. Z początku myślałam, że to dlatego, iż był mormonem. Jednak podczas pewnej nocy, gdy uczyliśmy się do późna i wypiliśmy zbyt dużo tequili, prawda wyszła na jaw. Wspomnienia tej nocy prześladują mnie do dzisiaj.
Przezwyciężenie tamtej traumy zajęło mi kilka lat, po czym doznałam kolejnej po randkowaniu online. Pierwszy mężczyzna, którego spotkałam w pubie, zanim ode mnie zwiał, zdążył jeszcze mnie nazwać „Piggy”. Gdy spróbowałam z kolejnym, wyznał mi podczas kolacji, że nadal sypia ze swoją byłą żoną. A kiedy wreszcie pozwoliłam moim przyjaciołom z Manchesteru umówić mnie na randkę w ciemno, z powodu swoich wcześniejszych wspomnień i złych doświadczeń miałam taki ucisk w żołądku, że z nerwów nie byłam w stanie sklecić zdania czy może raczej plotłam trzy po trzy! To było tak, jakby jakiś obcy zaatakował moje ciało i przemawiał swoim niezrozumiałym językiem poprzez pulchne policzki rudej dziewczyny z Kornwalii.
Byłam tak załamana, że całkowicie poddałam się w kwestii spraw damsko-męskich.
Szczerze mówiąc, barista Javier jest pierwszym od lat mężczyzną, którym się zainteresowałam. Hiszpański facet z lekko zaokrąglonym ciałem tatuśka to najwyraźniej mieszanka, która powoduje pieczenie moich uszu. Kto wie? Może gdybym tylko zdołała z nim porozmawiać, okazałby się świetnym wyborem osoby towarzyszącej na ślub Allie i Roana.
Javier ustawia kawy na tacy i gdy do niego podchodzę szybko kładzie paragon z boku jednego z kubków. Z krzywym uśmieszkiem wręcza mi je.
— Miło było cię znowu widzieć, Freya. Pozdrów ode mnie swoje przyjaciółki.
Pociągam za płonące ucho.
— Również miło, że mnie widzisz — wypalam, sięgając po kawę.
Wychodzę z kawiarni i znajduję jakąś ławkę, na której mogę usiąść i dojść do siebie, zanim wrócę do butiku. Ostatnia rzecz, jaka jest mi teraz potrzebna, to, aby Allie, Sloan i Leslie dowiedziały się, że Javier mi się podoba. Miałabym przechlapane na długo. Chwytam swoją mrożoną kawę, aby wziąć wzmacniający łyk, i zauważam jakiś napis na dołączonym do kubka paragonie.
Zadzwoń do mnie. Buziaki, Javier
Mrugam w szoku i wpatruję się w nabazgrany poniżej numer telefonu.
Javier dał mi swój numer?
O cholera!
Pójście do mieszkania Tannera i Belle Harrisów na imprezę przypomina nieco wejście do domu członka rodziny królewskiej. Niech nikt mnie źle nie zrozumie. Wiem, że tak naprawdę nie są rodziną królewską. Allie jest kuzynką Harrisów, a od kiedy Sloan wyszła za Garetha, to doskonale wiem, że są normalnymi facetami mającymi swoje rodziny. Jednak cała historia tej rodziny jest niezwykła, zupełnie jak scenariusz jakiegoś filmu.
To czwórka atrakcyjnych do bólu braci będących zawodowymi piłkarzami w Anglii oraz siostra — dosłownie jedna z najfajniejszych kobiet, jakie kiedykolwiek poznałam. Gdy byli jeszcze bardzo młodzi, zmarła ich mama i wszyscy byli wychowywani przez ojca. Ich rodzina jest pełna talentów. Kilka lat temu wszyscy bracia wygrali Puchar Świata dla Anglii.
Obecnie wszyscy są żonaci, a prasa publikuje ich zdjęcia z cudnymi maluchami w ramionach. Każdy z nich uśmiecha się do swoich olśniewających żon, zupełnie jakby ich zdjęto z planu kryminałów Hallmarka. To kwestia mentalności! Nawet nie musisz lubić piłki nożnej, aby uznać tę rodzinę za ciekawszą od królewskiej. Nawet ich kuzynka, Allie, która przeprowadziła się tutaj w zeszłym roku z Ameryki, wyszła za mąż za piłkarza. Mówimy o rodzinie, która ma naprawdę mnóstwo szczęścia!
I w jakiś sposób, dziwnym trafem, pośród tych wszystkich par znalazła się mała, stara Freya Zwinne Palce. Nic dziwnego, że Mac i ja zostaliśmy przyjaciółmi. Jako jedyni jesteśmy singlami w tym towarzystwie!
— Cookie, czy już ci mówiłem, jak świetnie dzisiaj wyglądasz? — pyta Mac, odsuwając się na bok, aby przepuścić mnie na schodach prowadzących do wejścia do budynku.
— Nie nazywaj mnie Cookie przy tych ludziach — syczę, a hałas imprezy narasta, w miarę jak się zbliżamy. — Wątpię, czy ktokolwiek z nich jadł kiedykolwiek w całym swoim absolutnie perfekcyjnym i pełnym sukcesów życiu jakieś ciastko.
Mac śmieje się z mojej uwagi i odpowiada.
— Cóż, dziś wieczorem wyglądasz naprawdę ślicznie. Wiem, że często nosisz sukienki, ale ta naprawdę świetnie do ciebie pasuje.
— Dzięki — mruczę bez przekonania i ciągnę za serduszkowy dekolt sukienki, gdzie z jakiegoś głupiego powodu upchnęłam numer telefonu Javiera. Przysięgam, że jeśli go odłożę, to z pewnością zgubię. Dlatego nie wypuszczałam go z rąk przez ostatnie dwadzieścia cztery godziny jak jakaś wariatka.
Mac dołącza do mnie na najwyższym stopniu i odgarnia opadające mu na czoło rude loki, aby przyjrzeć się przyciskom na domofonie. Dziś wieczorem wygląda całkiem zgrabnie ubrany w wyblakłe dżinsy i zielony T-shirt. Mężczyznom tak łatwo przychodzi wyglądać przystojnie. Podczas gdy ja muszę się przyglądać, czy mój dekolt nie jest zbyt duży lub zbyt mały, albo czy w tych butach moje kostki nie wyglądają zbyt grubo.
Mac znajduje właściwy przycisk i naciska go, po czym uśmiecha się do mnie tym swoim czarującym uśmiechem chłopaka z sąsiedztwa. Jego spojrzenie omiata moje ciało.
— Czy już cię pieką uszy?
Dotyka jednego z nich. Kontakt jego palca z moim gorącym uchem przyprawia mnie o dreszcz przebiegający w dół ciała tak mocny, że aż zaczynam się chwiać w tych moich czarnych szpilkach.
Odsuwam jego dłoń.
— Nie rób tak!
Śmiejąc się, odchyla do tyłu głowę.
— To słodkie, że za każdym razem, gdy się denerwujesz, twoje uszy robią się gorące.
— Mogę cię zapewnić, że to nie ty je rozgrzewasz.
— Uwierz mi, mam tego świadomość — odpowiada znacząco, napinając szczękę. — Mógłbym nawet powiedzieć, że jesteś gwiazdą dzisiejszego wieczoru. I mam wrażenie, że nawet gdybym zechciał cię bezmyślnie przelecieć, nie miałoby to wpływu na twoje uszy.
Przewracam oczami, próbując zignorować jego uwagę. Pomysł, że Mac chciałby mnie przelecieć, jest równie prawdopodobny jak to, że dog niemiecki miałby ochotę na shih tzu z nadwagą. To się nigdy nie ma prawa wydarzyć.
I doskonale wiem, że dzisiaj fajnie wyglądam. Dlatego z jego strony to tylko proste stwierdzenie faktu. Leslie miała rację — ta czarna kopertowa sukienka jest stworzona dla mnie. Po drobnych przeróbkach, które wprowadziłam, świetnie na mnie leży.
Nie zawsze wiedziałam, jak się należy ubrać stosownie do mojego typu sylwetki. Dorastając, zawsze miałam szersze biodra i większy biust niż moje przyjaciółki w szkole. Moja mama również zawsze była większa, a ponieważ wtedy prawie w ogóle nie istniała moda plus size, w bardzo młodym wieku nauczyła mnie szyć. Poprawiałam więc ubrania, aby ukrywać co bardziej widoczne mankamenty figury. Rozkloszowane, zalotne spódnice, sukienki w kształcie litery A czy sukienki z serduszkowym dekoltem zawsze bardzo mi się podobały. Kiedy poszłam do szkoły projektowania tkanin w Manchesterze, w moim własnym stylu tak naprawdę zaakceptowałam wiele rozwiązań modowych z lat 50. Teraz naprawdę polubiłam swoją figurę klepsydry i biust w rozmiarze podwójnego E, nawet jeśli sporo wykraczam poza kształty kobiet z rodziny Kardashian.
Niezależnie od mojego większego rozmiaru, bardzo lubię dostosowywać ubrania do każdego typu sylwetki. Czerpię wielką przyjemność z prostej zmiany czegoś, aby współgrało z tym, czym dobry Bóg obdarował ludzi. Świat często może wydawać się miejscem uniwersalnym, jednak wprowadzenie kilku zmian może spowodować, że stanie się wręcz idealnym.
No i bielizna modelująca Spanx.
Niech Bóg błogosławi jej pomysłodawcę.
Brzęczek się wyłącza, wskazując, że możemy przejść przez drzwi. Moje uszy wprost płoną z gorąca.
— Zaraz puszczę pawia.
Mac wybucha śmiechem.
— Dlaczego, do diabła?
Rzucam przyjacielowi oskarżycielskie spojrzenie.
— Ponieważ jestem taka zdenerwowana, oto dlaczego. Moje uszy płoną, bo to nie moja strefa komfortu. Moja bajka to rozciągnięta piżama, maszyna do szycia, mój kot i Netflix. Ty jesteś przyczyną tych problemów żołądkowo-jelitowych w tej chwili. Dlatego musisz wiedzieć, że jesteśmy w stanie wojny.
Mac kręci głową, prowadząc mnie po schodach do drzwi mieszkania.
— To już czwarty raz w tym tygodniu. Idziemy na rekord.
Otwierają się drzwi dwupoziomowego mieszkania Tannera i Belle, a ja zerkam na tłum atrakcyjnych londyńczyków wewnątrz. Wchodzimy, a gdy podaję torebkę ochroniarzowi przy drzwiach, widzę, że impreza się rozkręca. Tanner stoi na stoliku w salonie i wymachuje w górze pięścią, a kilku innych mężczyzn wykrzykuje do niego:
— Pij, pij, pij, pij!
Scena niczym wzięta wprost z amerykańskiej imprezy studenckiej, a nie z przyjęcia pełnego par roześmianych dorosłych ludzi.
Dostrzegam panie stłoczone przy olbrzymiej ilości wędlin rozłożonych w kuchni i oddycham z ulgą, widząc, że w większości zachowują się normalnie. Najpierw dostrzegam Belle i Indie rozmawiające ze sobą. Obie są świetnymi chirurżkami i najlepszymi przyjaciółkami, które poślubiły bliźniaków Harris — Tannera i Camdena. Jest też blond piękność, prawdziwa seksbomba, siostra Harris, Vi, która matkuje całej rodzinie. Stoi przy swoim mężu, Haydenie. Są zajęci rozmową ze Sloan. Jest też moja ukochana przyjaciółka Allie, która podbiega do mnie, gdy tylko nas zauważa w wejściu.
— O ja pierniczę, wyglądasz olśniewająco! — stwierdza, przeciskając się obok Leslie, aby wyjść z kuchni. — To projekt Leslie?
— Cholera, prawda! — szczebiocze Leslie z pasującym do niej, niewyraźnym amerykańskim akcentem. Zarówno Allie, jak i Leslie spędziły część swojego życia w Ameryce, co daje im unikalny wydźwięk podczas rozmowy. Leslie mierzy mnie od stóp do głów. — Dobry Boże wszechmogący, wyglądasz jeszcze bardziej zmysłowo niż wczoraj w sklepie! Mówiłam, że to idealna sukienka dla ciebie. A nie mówiłam, Sloan?
Sloan tylko uśmiecha się z kuchni i wykrzykuje:
— Oczywiście, że mówiłaś!
Rumienię się pod wpływem tych komplementów i trochę mi głupio, że Mac to wszystko słyszy. Żartuję, żeby odwrócić uwagę.
— Cóż, Leslie, jesteś projektantką, więc tak naprawdę bardziej chwalisz siebie niż mnie.
— Do cholery, jestem projektantką — odpowiada Leslie ze śmiechem, popijając swojego drinka.
Allie potakuje głową z uznaniem.
— Najwyższy czas, Freya, żebyś pozwoliła im trochę cię postroić.
Mac wciąż przy mnie krąży niczym pies obronny, więc macham na niego ręką.
— Wszystko w porządku, Mac. Idź i pobaw się ze swoimi przyjaciółmi.
Mruga do mnie i kieruje się do kolegów w salonie.
Leslie obejmuje mnie w talii.
— Powinnam projektować wszystkie twoje ciuchy.
— Jeśli znajdziesz na to czas! — odpowiadam, prychając. Leslie i Sloan są tak zasypane niestandardowymi zamówieniami, że niektóre nawet trzeba odrzucać. — Kto zajmuje się dziś wieczorem Marisą? — pytam o czteroletnią córeczkę Leslie.
— Spędza ten weekend z rodzicami Theo w Essex. Theo i ja nie mieliśmy wolnego od wieków, zatem jest to powód do spożywania znacznych ilości alkoholu. Jest z nimi też córeczka Vi i Haydena, więc mam pewność, że dziewczynki dadzą im niezły wycisk — mówi ze śmiechem. Theo i Hayden są braćmi, więc ich córki to kuzynki. Tę grupę łączy sieć przeróżnych powiązań, czasem nie do końca oczywistych.
Nagle oczy Leslie się rozszerzają.
— O rany! Nie masz w ręku drinka. To ni w porządku, to nisprawiedliwe, to niwłaściwe!
Leslie biegnie z powrotem do kuchni, a Allie posyła mi smutny uśmiech.
— Cytuje Wichry losu kornwalijskiej dziewczynie. Jeśli nie wiedziałaś, że jest pijana, to już wiesz.
Szczęśliwie wypuszczam powietrze, gdy Sloan zbliża się do mnie i przytula.
— Wyglądasz cudownie, Freya. Jak zawsze.
— Dzięki — odpowiadam. — Mac krzyczał na mnie przez cały czas, gdy się szykowałam do wyjścia, ponieważ zbyt długo wybierałam torebkę i buty. Obawiam się, że mam zbyt duży wybór. Co mogę powiedzieć? Dodatki muszą być.
Sloan z uznaniem dotyka moich miękkich, rudych loków.
— Wy dwoje ciągle drzecie ze sobą koty.
— Ciągle to powtarzam — wtrąca Allie z przebiegłym uśmieszkiem.
— Nie zaczynaj — odpowiadam, wzdychając. — Jesteśmy tylko przyjaciółmi.
Sloan udaje, że zamyka usta na kluczyk. Z pewnością chciałaby powiedzieć więcej, ale tego nie robi. Jest świetna pod tym względem. Zawsze po prostu pozwala mi być sobą. Jest pierwszą przyjaciółką, jaką kiedykolwiek miałam i przez którą czuję się w pełni rozumiana. I pokochałam jej małą rodzinkę, na którą się natknęłam w Manchesterze, a którą tworzyła razem ze swoją córką.
Leslie pojawia się z czterema czerwono-pomarańczowymi drinkami na tacy. Podaje mi jeden, a ja patrzę na nią z powątpiewaniem.
— Z przykrością informuję, że mocny alkohol i ja to nie jest dobre połączenie.
Leslie macha ręką.
— To tequila sunrise. Napój wszystkich żon Harris. Nie poczujesz nawet kropli alkoholu, przysięgam.
Stukamy się kieliszkami i biorę łyk czegoś, co smakuje jak sok pomarańczowy z syropem wiśniowym. Moje oczy robią się wielkie.
— To może być niebezpieczne.
Zasady gry Nigdy przenigdy są bardzo proste. Wszyscy siedzą w dużym kole i na zmianę mówią o rzeczach, których nigdy wcześniej nie robili. Jeśli okaże się, że ktoś inny z grupy to zrobił, musi wypić drinka. Brzmi bardzo prosto. Trochę to dziwna gra dla dorosłych, ale gospodarzem imprezy jest facet, duże dziecko, więc pewnie stąd ten pomysł.
A ponieważ człowiek o imieniu Santino — który jest najwyraźniej prawnikiem drużyny Bethnal Green F.C. — przyszedł do mieszkania Tannera i Belle jakieś trzy godziny temu i dziwnie się do mnie przykleił, muszę użyć całej swojej wewnętrznej siły, aby nie wyrzucać z siebie słów w jakiejś przypadkowej kolejności. Może jeśli skupię się na grze i postaram się być naprawdę w tym dobra, przestanę zwracać uwagę na fakt, że siedzimy blisko siebie, a nasze nogi wciąż się stykają. A także na to, że jego oczy wciąż zerkają do wgłębienia w moim dekolcie.
Jest jednak jeden problem.
Nigdy przenigdy jest grą o seksie.
A biorąc pod uwagę, że nigdy nie uprawiałam seksu, zaczyna do mnie docierać złowieszcza prawda: pakuję się w niezłe kłopoty.
Jest wiele powodów, dla których jestem dwudziestodziewięcioletnią dziewicą. Jednym z nich jest to, że moja babcia Dot wspominała o „metce dziewictwa” i opowiadała straszne historie na temat jej biologicznych właściwości, o tym, jak błona musi pęknąć i ile to sprawia bólu. Ta rozmowa przeraziła mnie na tyle, że nigdy jako nastolatka nie marzyłam o rozkładaniu nóg przed kimkolwiek.
Gdy dorosłam, zdałam sobie sprawę, że babcia mogła trochę koloryzować. Jednak moje doświadczenia z mężczyznami były na tyle okropne, że jakoś nie udało mi się tego sprawdzić. Tak naprawdę jedyną osobą, z którą znalazłam się w najbardziej intymnej sytuacji, był mój chłopak ze szkoły projektowania. Poczekał aż do momentu, gdy nadzy wylądowaliśmy na podłodze w jego pokoju w akademiku, po czym oznajmił mi, że jest gejem. To było tak potworne, że jeszcze do dzisiaj trzęsę się na samo wspomnienie mojej niezręcznej odpowiedzi.
— To może i lepiej dla ciebie — to było jedyne, co wydusiłam z siebie, leżąc wtedy z rozłożonymi nogami i czekając, aż we mnie wejdzie.
Szczerze mówiąc, prawdopodobnie w pewnym momencie mojego życia powinnam omówić to wydarzenie z terapeutą.
Jednak teraz muszę się skupić na innym problemie: dziś wieczorem jestem dość poważnie wstawiona.
Barman zbyt mocno się przyłożył do moich drinków, sprawiając, że kieliszek z alkoholem był cały czas wypełniony po brzegi. A ponieważ w mojej linii genetycznej mam pulchnego przodka, który niezbyt dobrze radził sobie z alkoholem, obawiam się, że wpakowałam się w kłopoty.
Dlaczego nie zostałam przy winie? Wino i ja bardzo dobrze się rozumiemy. Wiem, czego się po nim spodziewać. A teraz wszystko, co odziedziczyłam po przodkach, sprawi, że ten pokój wypełniony naprawdę atrakcyjnymi ludźmi i jednym włoskim facetem, który fajnie pachnie, dowie się, co to znaczy wstawiona, gorąca Freya, która nigdy nie uprawiała seksu… Kurtyna.
W tym momencie moje uszy praktycznie się stopiły.
Właściwie dlaczego nawet nazywam to uprawianiem seksu? Już sam dźwięk tych słów w mojej głowie jest zawstydzający.
Mrużę oczy, przypominając sobie winowajców, którzy wpędzili mnie w ten stan. Po pierwsze, Mac. Winię go za to, że przyprowadził mnie w to okropne miejsce. Siedzi na wprost mnie, śmiejąc się z kolegami z drużyny, jakby to był zupełnie typowy piątek. Podczas gdy ja przeszłam taki atak paniki, że zaraz opowiem koledze Santinie o tym, jak zlizałam kwas akumulatorowy z kosiarki do trawy, ponieważ był niebieski, więc pomyślałam, że to może być wata cukrowa.
Sanitariusze uświadomili mi, jak bardzosię myliłam.
Są też i nikczemne gwiazdy tego wieczoru — Allie, Sloan, Leslie, Belle i Indie. Były pomysłodawczyniami mieszania przez całą noc tych pysznych, kolorowych drinków z tequilą. A nazwa drinka jest bardzo myląca, ponieważ nie poczułam nawet kropli alkoholu. Każdy łyk smakował przepysznie i orzeźwiająco. Taki klasyczny, niewinny sok pomarańczowy. To nawet daje złudzenie, że jest zdrowe! Ale pięć drinków później porządnie przekroczyłam dzienną dawkę spożycia witaminy C.
Cóż, czas wdrożyć plan awaryjny.
Zamierzam ściemniać w czasie tej gry. W końcu w wieku dziesięciu lat byłam Złą Czarownicą z Zachodu. Krytyk twierdził, że byłam najlepszą złą ze wszystkich złych czarownic, jakie kiedykolwiek widziano. To fakt, tym krytykiem była moja mama. Ale prawda jest też taka, że ona nie rozdaje komplementów za darmo, więc lepiej uwierz, że wszyłam sobie ten cytat w moją kołdrę pamięci w wieku dwunastu lat.
Dziś wieczorem ten pokój trochę zamieni się w teatr. Freya Cook jest główną atrakcją, która zamierza ukryć swoje dziewictwo przed tymi wszystkimi cudownymi i doświadczonymi seksualnie parami.
Zaczynamy.
— Nigdy, przenigdy… nie całowałem dziewczyny — oznajmia Santino tuż obok mnie, gdy bierze drinka, a jego głowa lawiruje pomiędzy nami stłoczonymi w salonie z drinkami w rękach.