Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Lord George Henderson pragnie osiąść we Włoszech, dlatego zamierza sprzedać wszystkie angielskie posiadłości. W rezydencji, której od dwóch lat nie odwiedzał, poznaje nową gospodynię. Młodziutka Kate od razu wzbudza jego zainteresowanie. Jest urodziwa, zachowuje się jak panna z dobrego domu, ale na wszystkie pytania udziela zdawkowych odpowiedzi. George podejrzewa, że dziewczyna przed kimś się ukrywa. Chciałby poznać jej historię, tymczasem to on zdradza jej coraz więcej bolesnych sekretów. Nawet nie zauważył, kiedy Kate zdobyła jego zaufanie, a także serce. Teraz musi ją przekonać, że lepiej wywołać skandal, niż zrezygnować z tak cennego daru jak miłość.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 283
Laura Martin
Nowa gospodyni lorda Hendersona
Tłumaczenie:
Karol Hajok
Kate westchnęła, rozsiadła się w wygodnym fotelu w pokoju gospodyni i odetchnęła z ulgą, rozkoszując się spokojem panującym w domu. Było późno, trochę po jedenastej wieczorem, i poza nią w posiadłości nie było nikogo. Mimo to nie panowała tu kompletna cisza. Stary dom skrzypiał i jęczał przy najmniejszym powiewie wiatru, a w holu tykał stary zegar. Wszystkie te odgłosy wydawały się jednak znajome i przyjazne. Kate rozkoszowała się przewidywalnością dni w Crosthwaite House. Pracowała tu dopiero od sześciu miesięcy i każdy dzień wyglądał identycznie. Kiedyś uznałaby to za nudne, ale w ciągu ostatnich miesięcy nuda była dokładnie tym, czego potrzebowała, aby wyleczyć złamane serce oraz zacząć się zastanawiać, co jest dla niej ważne.
Sięgnęła do stolika obok, chwyciła kubek gorącej czekolady i upiła łyk. To była jej słodka chwila przyjemności, na którą czekała z niecierpliwością cały dzień i której oddawała się po siódmej wieczorem, gdy dwie młode pokojówki z wioski już się z nią pożegnały, zostawiając ją samą. Niekiedy pijała czekoladę w wielkiej bibliotece na piętrze, ale zazwyczaj zamykała się w swoim pokoju i delektowała słodkim napojem tuż przed snem.
Pokój był skromny, ale wygodny. Kiedy poprzednia gospodyni po trzydziestu latach odeszła ze służby, pozwoliła Kate wykorzystać meble z całego domu i urządzić pokój po swojemu. Dlatego teraz znajdował się tu między innymi bujany fotel przyniesiony z pokoju na ostatnim piętrze, komplet pościeli z pokoju, który kiedyś chyba zamieszkiwała guwernantka, i podnóżek ze stosu mebli przechowywanych w piwnicy. Sypialnia w niczym nie przypominała dawnego domu Kate. Była funkcjonalna i przytulna, dlatego Kate traktowała ją jak schronienie przed resztą świata.
Wstała i przeszła długim korytarzem do kuchni, zabierając ze sobą świecę. Zostawiła pustą filiżankę obok zlewu, zamierzając umyć naczynia rano, zanim przyjdą pokojówki.
Po powrocie do pokoju zamknęła za sobą drzwi i położyła się do łóżka. W tutejszym powietrzu było coś, co sprawiało, że bardzo dobrze sypiała, zwłaszcza jeśli po kolacji szła na długi spacer nad jezioro. Zamykały jej się oczy. Zdmuchnęła świecę i poczuła, jak ogarnia ją sen.
Kiedy George szedł do posiadłości, dookoła panowała całkowita ciemność. Mimo to bez trudu odnalazł drogę. W dzieciństwie wiele podróżował pomiędzy różnymi ziemiami należącymi do ojca, a ze wszystkich posiadłości najbardziej polubił właśnie Crosthwaite House. Przez chwilę pozwolił, by jego umysł wypełniły szczęśliwe wspomnienia. Wiedział jednak, że wkrótce miejsce miłych myśli zajmą te mroczniejsze.
Nie było go tu od dwóch lat, dlatego też zaskoczyło go, jak dobrze był utrzymany zarówno teren, jak i budynek. Kiedy wyjeżdżał do Włoch, zostawił posiadłość pod opieką wiekowej gospodyni, pani Lemington, oraz jej męża. Oboje mieli już ponad osiemdziesiąt lat i George czuł się winny, że pozostawił ich samych na tak długo, nie dając im żadnych wskazówek. Miał co prawda zarządcę, który zajmował się niektórymi z jego większych posiadłości na południu, ale Crosthwaite House znajdowało się daleko od Londynu i wątpił, aby zarządca poświęcał temu miejscu wiele uwagi.
Był zmęczony długą jazdą i chciał już znaleźć się w ciepłym łóżku. Wszedł do stajni i zajął się przygotowywaniem konia na noc. W ciągu kwadransa Odyseusz miał lśniącą sierść i zapewnioną porcję świeżego siana. George zerknął na dom i sprawdził na zegarku godzinę. Było już po północy, a przez cały czas, odkąd przyjechał, nie usłyszał żadnych oznak czyjejkolwiek obecności. Państwo Lemington mieszkali w niewielkim pomieszczeniu obok kuchni, a George wątpił, by w domu przebywał ktoś jeszcze, zwłaszcza że gospodyni postanowiła zatrudnić pokojówki i ogrodnika z wioski, co oznaczało, że służba nie zostawała w posiadłości na noc. To obniżyło koszty prowadzenia domu i dało mu więcej środków finansowych na czas podróży. Większość pokoi została zamknięta na klucz, a meble okryto pokrowcami, by się nie kurzyły do momentu jego powrotu.
Choć George czuł się winny, że niepokoi starszą parę o tak późnej porze, udał się do drzwi frontowych i głośno zastukał mosiężną kołatką. Słyszał, jak dźwięk odbija się echem po pustym domu, i cierpliwie czekał. Minęła minuta, a po niej kolejna. Zastanawiał się, ile czasu może zająć Lemingtonom wstanie z łóżka i wyjście na korytarz. Gdy minęło kilka minut, ponownie sięgnął do kołatki, zaczynał jednak brać pod uwagę, że nie uda mu się obudzić starszej pary. Planował przybyć do wioski Thornthwaite znacznie wcześniej, w porze kolacji, ale przez nagły przypływ wspomnień zatrzymał się w tawernie, by wypić coś mocniejszego i uspokoić skołatane nerwy. Przez kilka godzin odkładał to, co nieuniknione, i dopiero gdy wyszedł na zimną noc, zdał sobie sprawę, jak późno się zrobiło.
Cicho zaklął, cofnął się o krok i rozejrzał. Dostrzegł, że jedno z okien piwnicznych było uchylone. Z tego, co pamiętał, znajdowało się w kuchni, tuż nad zlewem. Jeśli przez nie wejdzie, pewnie cały się ubrudzi, ale przynajmniej znajdzie się w środku.
Rezygnując z dalszych prób obudzenia Lemingtonów, podszedł do okna i spróbował je podważyć. Po minucie udało mu się je otworzyć na tyle, by móc wślizgnąć się do środka. Nie był to najbardziej wytworny sposób wchodzenia do domu, więc George był rad, że nikt go nie obserwuje. Po kilku minutach stał już dumnie na podłodze w kuchni, całkiem zadowolony z tego osiągnięcia.
Kate obudziła się raptownie i od razu poczuła, że coś jest nie tak. Przez chwilę leżała całkowicie nieruchomo i uważnie nasłuchiwała. Jej ciało było napięte, a każdy mięsień gotowy do reakcji. Kiedy usłyszała raban dochodzący z kuchni, zerwała się z łóżka. Serce waliło jej jak młot. Pożałowała, że nie poprosiła dzisiaj jednego z chłopaków z wioski, by przyszedł naprawić okno w kuchni. Już od jakiegoś czasu ciężko chodziło, a teraz w ogóle się nie zamykało. Napisała w tej sprawie do młodego mężczyzny, który w razie potrzeby przychodził do Crosthwaite House i zajmował się drobnymi naprawami, ale odpisał, że pojawi się dopiero za kilka dni. Teraz żałowała, że nie nalegała na wcześniejszy termin.
Najbliżsi sąsiedzi byli prawie dwie mile stąd. Nowy dozorca mieszkał co prawda wraz z żoną w domku przy bramie na końcu podjazdu, ale Kate wiedziała, że wyjechał na tydzień, by odwiedzić córkę i jej nowo narodzone dziecko. Kate stanęła w miejscu i rozważała wszystkie opcje. Mogła po cichu zamknąć drzwi na klucz i poczekać, aż ten ktoś odejdzie. Mogła też stawić mu czoła, mając nadzieję, że dzięki ciemności uda jej się oszukać intruza i nastraszyć. Może nie zorientuje się, że ma do czynienia z młodą i drobną kobietą.
Wolałaby się ukryć, ale wiedziała, że jeśli pozwoli intruzowi pałętać się po domu, to zanim nadejdzie ranek, znikną dzieła sztuki i meble warte tysiące funtów. Zanim zdążyła się dwa razy zastanowić, wymknęła się z sypialni i cicho zakradła korytarzem do kuchni. Kamienna podłoga była lodowata. W dodatku Kate z każdym kolejnym krokiem czuła, jak przeszywa ją coraz większy strach.
Okna kuchenne znajdowały się wysoko, tuż pod sufitem, dzięki czemu było tu odrobinę jaśniej niż w pozostałej części domu. Kate wyjrzała zza drzwi i dostrzegła postać wstającą z ziemi. Musiał dopiero co wejść do środka przez okno.
W tej chwili mężczyzna był odwrócony do niej plecami, więc jej nie zauważył. Wiedziała, że jej jedyną przewagą jest element zaskoczenia. Intruz był wysoki i miał szerokie barki, toteż na pewno bez trudu by ją pokonał.
Powoli weszła do kuchni, skupiając się na ciężkich miedzianych patelniach, które wisiały nad paleniskiem. Niektóre ledwie była w stanie unieść, ale nawet te mniejsze stanowiły świetną broń. Kate cicho ściągnęła z haka średniej wielkości patelnię i poczuła przypływ ulgi. Teraz przynajmniej była uzbrojona.
Intruz musiał wyczuć za sobą jakiś ruch, bo właśnie w tym momencie zaczął się odwracać. Kate, wiedząc, że to jej jedyna szansa, bez wahania zamachnęła się patelnią prosto w głowę mężczyzny. Brzęknięcie metalu rozniosło się po całej kuchni. Ku przerażeniu Kate nieznajomy zachwiał się i runął prosto w jej stronę.
Pewna, że go zabiła, Kate upuściła patelnię, przykucnęła obok mężczyzny i ostrożnie położyła dłoń na jego klatce piersiowej. Ulga, którą poczuła w pierwszej chwili, widząc, że jej dłoń unosi się i opada, zniknęła, kiedy palce mężczyzny otoczyły jej nadgarstek. Szybko przewrócił ją na plecy i przycisnął do ziemi, na co Kate krzyknęła, ogarnięta panicznym strachem. Rozluźnił nieco uścisk, ale dalej przytrzymywał ją na ziemi. Kate zaczęła się szamotać. Nie zamierzała poddać się temu łajdakowi bez walki.
– Na litość boską – powiedział mężczyzna głębokim, poważnym głosem. – Nie zamierzam cię skrzywdzić.
Kate znieruchomiała, korzystając z okazji, by lepiej się przyjrzeć napastnikowi.
Kiedy dostrzegła zarys jego twarzy, poczuła, że robi jej się zimno. Ten człowiek wyglądał znajomo… a nawet bardzo znajomo. Prawdopodobnie dlatego, że codziennie spędzała dziesięć minut, polerując ramę jego portretu wiszącego w holu.
– Lord Henderson – wydyszała.
Nadal siedział na niej okrakiem, przyciskając się do niej w sposób, który mógłby uchodzić za intymny, gdyby nie fakt, że Kate dopiero co uderzyła go w głowę ciężką miedzianą patelnią.
– Nazywam się Kate – wyjąkała, próbując uspokoić bicie serca. – Kate Winters.
– Miło mi panią poznać, panno Winters. Co pani, do cholery, robi w moim domu?
Zebrała się w sobie i rzuciła znaczące spojrzenie na jego nogi, którymi dalej przytrzymywał ją na podłodze.
– Proszę pozwolić mi wstać, a z przyjemnością panu odpowiem.
Miał na tyle przyzwoitości, by szybko się zreflektować, zejść z niej i pomóc jej wstać. Zauważyła też, że wziął patelnię, którą go uderzyła i odłożył na duży drewniany stół poza jej zasięgiem.
– Nie zamierzam ponownie pana uderzyć – wymamrotała.
– Wolałbym nie ryzykować.
Kate spróbowała wziąć się w garść. Zaczynało do niej docierać, że przez ten incydent prawdopodobnie straci pracę. Na myśl o tym, że będzie musiała opuścić Crosthwaite House, serce jej się krajało. Nie była jeszcze gotowa odejść z tej bezpiecznej przystani.
– Kate Winters – powiedziała rzeczowym tonem w nadziei, że jeśli jeszcze raz się przedstawi, lord Henderson zapomni o wydarzeniach z ostatnich kilku minut.
Zauważyła, że uniósł kąciki ust. Całe szczęście, że miał przynajmniej odrobinę poczucia humoru.
– Jestem pana gospodynią.
– Nie, nie jest pani – odparł, marszcząc brwi.
Kate zamrugała.
– Jest pan lordem Hendersonem?
– Jestem.
– I to pana dom?
– Tak jest.
– W takim razie jestem pana gospodynią.
– Moja gospodyni ma zdecydowanie więcej zmarszczek i bardziej się garbi. Może i nie było mnie parę lat, ale wiem, że wygląda inaczej niż pani.
– Ach – powiedziała Kate, przestępując z nogi na nogę. – Wydaje mi się, że nie dotarł do pana list.
– Jaki list?
– Pan Lemington zmarł osiem miesięcy temu – powiedziała cicho. Może i obu mężczyzn dzieliła przepaść pod względem statusu społecznego, ale pani Lemington powiedziała Kate, że hrabia darzył pana Lemingtona sympatią. Rzeczywiście, kiedy Kate podzieliła się z hrabią smutną wiadomością, dostrzegła w jego oczach smutek. – Miesiąc później pani Lemington zachorowała i zrozumiała, że nie jest w stanie dalej pełnić swoich obowiązków. Zamieściła ogłoszenie, że szuka następczyni. Zgłosiłam się. Przez miesiąc pracowałyśmy razem, a potem przejęłam jej obowiązki.
– Czy pani Lemington czuje się już lepiej?
– Ostatnio jej stan się pogorszył i teraz jest bardzo słaba. Lekarz twierdzi, że to serce.
– Czy jest tutaj?
Kate pokręciła głową.
– Przeprowadziła się do Keswick, do córki.
– A pani została moją gospodynią?
– Tak.
Lord Henderson przysiadł na jednym z kuchennym stołków i zmarszczył brwi.
– Przepraszam, że uderzyłam pana w głowę i wzięłam za złodzieja.
Hrabia przyglądał się jej przez chwilę, po czym lekceważąco machnął ręką.
– Zrozumiałe – rzekł.
To wcale nie zabrzmiało, jakby cokolwiek rozumiał. Brzmiał raczej jak wilk, który warczy na mniejsze zwierzę, by trzymało się z daleka.
– Dlaczego nie zapukał pan do drzwi?
Zadawszy to pytanie, uświadomiła sobie, że gospodyni nie powinna dopytywać o takie rzeczy. Zaklęła w duchu. Jednym z powodów, dla których tak bardzo zależało jej na tej pracy, był brak konieczności rozmawiania z państwem i ich gośćmi. Nie bała się ciężkiej pracy, ale trudno byłoby ukrywać prawdziwą tożsamość przez tak długi czas.
– Pukałem – odpowiedział lord Henderson. – Wygląda na to, że ma pani bardzo twardy sen, panno Winters.
– To prawda.
Przez dłuższą chwilę panowała cisza. Kate zastanawiała się, jaki wpływ na jej spokojne życie będzie miał powrót hrabiego.
– Musi pan być zmęczony – powiedziała, przypominając sobie, co należy do jej obowiązków w tym domu. – Przygotuję pańską sypialnię. Będzie gotowa za kilka minut.
– Dobrze. Potrzebuję odpoczynku, bo w ciągu najbliższych kilku dni będę musiał załatwić wiele spraw.
– Ach tak? – Kate starała się brzmieć nonszalancko, bo miała nadzieję, że dzięki temu otrzyma jakąś wskazówkę co do planów hrabiego. Przeczuwała, że jego powrót nie zwiastuje nic dobrego. – Czy planuje pan zostać na długo, milordzie?
– Nie – odwarknął, jakby ten pomysł wydał mu się wstrętny. – Na trzy dni, może cztery.
Ta informacja nie rozwiała obaw Kate. Zanosiło się na to, że spokojne życie w Crosthwaite House dobiegło końca. Hrabia zachowywał się tak, jakby wcale nie chciał tu być. Musiał istnieć powód, dla którego wrócił, powód, który oznaczałby zmianę również dla Kate. Odpędziła od siebie wspomnienie tego, jak zagubiona się czuła, zanim znalazła tę pracę i doświadczyła życzliwości poprzedniej gospodyni. Postanowiła stać się inną kobietą, bardziej pewną siebie, praktyczną i gotową do zmierzenia się z zimnym, okrutnym światem.
– Wróciłem po akt własności Crosthwaite House. Kiedy go znajdę, natychmiast wyjadę.
Kate odwróciła wzrok, próbując ukryć, jak bardzo załamała ją ta informacja. Crosthwaite House nie należał do niej i miała tu mieszkać tylko tymczasowo, zanim znajdzie coś własnego. Jednak w ciągu ostatnich sześciu miesięcy stał się azylem, z którym nie chciała się rozstawać.
– Przygotuję pańską sypialnię – powiedziała, usiłując ukryć, że zbiera jej się na płacz.
Szybko wyszła z pokoju i ruszyła po schodach, żeby upewnić się, czy największa sypialnia jest gotowa na przyjęcie gościa. Zastanawiała się, dlaczego lord Henderson tak bardzo chce zrezygnować z tego domu i czy jest szansa, że zmieni zdanie.
Przez ostatnie lata George spał w setkach różnych miejsc na całym świecie, ale żadne z nich nie mogło się równać z jego łóżkiem w Crosthwaite House. Mimo że od jego ostatniej wizyty minęły dwa lata, wszystko w tutejszej sypialni wydawało się znajome.
Przeciągnął się, po czym ostrożnie pomacał tył głowy. Skóra była napięta i wrażliwa, ale George miewał już w młodości gorsze kontuzje podczas wyścigów. Wrócił myślami do wydarzeń minionej nocy i pokręcił głową, gdy przypomniała mu się jego nowa gospodyni. Ta drobna wojowniczka była gotowa bronić swojego zamku uzbrojona jedynie w patelnię. Warto było znosić ból głowy, by zobaczyć jej przerażony wyraz twarzy, kiedy się zorientowała, że uderzyła pana domu.
George podniósł się z łóżka. Dobiegł go jakiś cudowny zapach, który sprawił, że miał ochotę pobiec w poszukiwaniu jego źródła. Niedługo potem rozległo się ciche pukanie do drzwi. Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, drzwi się otworzyły, a do sypialni wślizgnęła się panna Winters.
– Wspaniale, że już pan się obudził – powiedziała z promiennym uśmiechem.
George zamrugał, nie wiedząc, co się dzieje. Panna Winters podeszła do niego z pewnością siebie znacznie starszej kobiety i zaczęła zbierać ubrania, które rozrzucił po pokoju minionej nocy. Zazwyczaj nie był takim bałaganiarzem, ale długa podróż i wszystkie perypetie związane z przyjazdem sprawiły, że rzucił koszulę i spodnie na oparcie krzesła, a buty zostawił gdzieś przy kominku.
– Mamy dziś piękny poranek, milordzie. Wschód słońca był niezwykle urzekający – mówiła dalej, cała w uśmiechach. Gdy skończyła sprzątać, podniosła wzrok i spojrzała mu w oczy. Zdawała się nie przejmować faktem, że leżał pod pościelą bez ubrań. Był przyzwyczajony do wywierania większego wrażenia na płci przeciwnej.
– Dobry Boże, kobieto. Dlaczego jesteś taka wesoła tak wcześnie rano?
– Przygotowałam śniadanie. Uznałam, że będzie pan głodny po wczorajszej podróży. Podać do łóżka czy do jadalni?
Zamrugał. Jego nowa, drobna gospodyni stała przed nim, uprzejmie się uśmiechając i przyglądała mu się tak, jakby nie miała nic lepszego do roboty.
– Jadalnia będzie odpowiednia – odparł.
– Wspaniale. – Uśmiechnęła się raz jeszcze, odwróciła i wyszła, zamykając za sobą drzwi.
Przez chwilę George się nie ruszał, ale po chwili westchnął i wstał z łóżka. Kusiło go, by się położyć i zasnąć. Wiedział jednak, że im szybciej odszuka akt własności domu, tym szybciej będzie mógł opuścić Anglię na zawsze i już nigdy więcej nie myśleć o przeszłości. Nie chciał spędzać czasu w domu, który kiedyś był tak istotną częścią jego życia, a w tej chwili jedynie skorupą wypełnioną bolesnymi wspomnieniami.
Ubrał się i poszedł do jadalni. Kiedy jednak schodził do holu, usłyszał, że ktoś coś nuci. Zawahał się. Wiedział, że powinien trzymać się z dala od kuchni. Kiedy jego gospodynią była pani Lemington, podczas kilku ostatnich wizyt w domu zerwał z tradycją i jadał śniadanie w kuchni wraz ze starszymi domownikami, ciesząc się ciepłem rodzinnej atmosfery. Państwo Lemingtonowie znali go przez całe życie i dobrze wiedzieli, jak bardzo czuł się samotny po śmierci drugiej żony. Zaczęli go wtedy traktować jak członka rodziny.
Zanim zdążył się powstrzymać, już szedł schodkami do kuchni, podążając za smakowitymi zapachami i śpiewem. Przez chwilę stał w drzwiach i przyglądał się pracy panny Winters. W nocy wydała mu się dość młoda i chociaż jej dzisiejsza pewność siebie sprawiła, że zwątpił w początkową ocenę, teraz zobaczył, że się nie mylił. Panna Winters nie mogła mieć więcej niż dwadzieścia cztery lata. Poruszała się z gracją i miała melodyjny, dźwięczny głos. Trafiała idealnie w dźwięki, można by pomyśleć, że uczęszczała na lekcje śpiewu, co było oczywiście niemożliwe. Jeśli pracowała jako gospodyni, to mało prawdopodobne, by odebrała wykształcenie muzyczne. George wiedział, że nie powinien tak stać i się gapić, ale nie mógł się powstrzymać.
Śpiewała i jednocześnie przygotowywała bekon i grzanki. Kiedy zdejmowała jedzenie z kuchni, dostrzegła go, krzyknęła i prawie upuściła patelnię. Rozgrzany olej z patelni prysnął na jej przedramiona. Jeszcze zanim krzyknęła, George już rzucił się w jej stronę, wyjął z jej dłoni patelnię i odstawił na bok.
– Niech to pani poleje wodą, bo zostaną blizny – powiedział opryskliwie.
Panna Winters potaknęła, ale nie ruszyła się o krok i tylko patrzyła na swoje ręce. George sięgnął po leżącą nieopodal szmatkę i zanurzył ją w wiadrze z wodą.
– Niech pani usiądzie.
Poprowadził ją do jednego z kuchennych taboretów, a następnie przycisnął chłodną szmatkę do bladej skóry na jej przedramieniu. Po chwili spojrzał jej w oczy i dostrzegł łzy, które bardzo starała się powstrzymać. Jej ręce nie wyglądały na przyzwyczajone do ciężkiej pracy. Jak to się stało, że ta młoda kobieta skończyła jako gospodyni? Dyskretnie zerknął na jej dłonie i zauważył, że skóra była zaczerwieniona i spękana.
– Dziękuję – szepnęła, spoglądając na niego spod rzęs.
– Proszę tak to trzymać jeszcze przez kilka minut – polecił.
– Jestem pewna, że już wszystko w porządku – powiedziała, próbując wstać.
– Jedzenie może poczekać. Proszę tu posiedzieć kilka minut.
Wyglądała, jakby chciała zaprotestować, ale miała na tyle rozsądku, że po prostu zacisnęła usta i nic nie powiedziała.
– Pańskie grzanki się przypalą.
– Lubię dobrze wysmażone jedzenie.
Kiedy upewnił się, że nie będzie się kłócić, podszedł do paleniska, sięgnął po nóż i zaczął smarować chleb masłem. Widząc to, panna Winters szeroko otworzyła oczy.
– Mogę to zrobić – powiedziała.
– Niech pani siedzi i trzyma tę szmatkę – odparł.
– Ale już naprawdę nie boli…
– Wydaję pani polecenie, panno Winters. Niech się pani spróbuje ruszyć, a straci pani pracę.
Obserwowała go w milczeniu, śledząc wzrokiem każdy jego ruch i zapewne obawiając się kolejnego wybuchu. Zdjął bekon z patelni i rozłożył na talerze, a następnie zrobił to samo z ugotowanymi jajkami.
– Proszę – powiedział, stawiając przed nią talerz i siadając na taborecie naprzeciwko niej. – Z pani ręką powinno już być wszystko w porządku.
– To pańskie śniadanie – powiedziała, wskazując na talerz, który przed nią postawił.
– Jadła już pani?
– Jeszcze nie.
– Więc to również pani śniadanie.
– Mogę dla pana nakryć do stołu na górze, w jadalni.
– Nie musi się pani tak ze mną cackać, panno Winters. Będę tu tylko kilka dni. Kiedy wyjadę, będzie pani mogła zamknąć jadalnię i przykryć meble pokrowcami.
Kate gwałtownie zamrugała, a następnie odsunęła talerz.
– Nie mogę jeść razem z panem.
– Dlaczego nie? – Ta dyskusja zaczynała go już męczyć. Chciał po prostu, by zjadła śniadanie i by oboje mogli zająć się swoimi sprawami. Poza tym była tak szczupła, że porządne śniadanie by jej nie zaszkodziło.
– Bo jestem pańską gospodynią.
– Zakładam, że pani wie, jak należy zachowywać się przy stole.
– Oczywiście.
– W takim razie świetnie się pani sprawdzi jako towarzystwo przy śniadaniu.
Wgryzł się w bekon, rozkoszując się jego smakiem. W żadnym innym miejscu na świecie bekon nie smakował tak jak w Anglii. George prawie się uśmiechnął. Tak, czego jak czego, ale angielskich śniadań będzie mu brakowało.
Panna Winters skubnęła kawałek tosta. Zastanawiał się, czy może odmówi dalszego jedzenia, jednak ostatecznie po chwili westchnęła i zaczęła kroić żółtko idealnie ugotowanego jajka.
– To naprawdę niezwykła sytuacja – mruknęła.
– Przez te wszystkie lata pracy naprawdę nigdy nie jadła pani śniadania z pracodawcą?
– Czy ma pan problem z moim młodym wiekiem lordzie Henderson?
Przez dłuższą chwilę przyglądał się jej, wodząc wzrokiem najpierw po jej starannie upiętych włosach, a następnie po nieskazitelnej cerze. Zdecydowanie była młoda jak na taką posadę.
– Nie obchodzi mnie pani wiek, panno Winters. Zależy mi na dobrym wykonywaniu obowiązków.
Na chwilę zapadła cisza. Po chwili panna Winters znów pogodnie się uśmiechnęła. Ciekawe, czy zawsze udawało jej się być tak radosną.
– Jakie ma pan plany na dziś? Czy zamierza pan rozejrzeć się po posiadłości? Dziś pogoda w sam raz na spacer po parku.
– Nie będę spacerował – uciął.
Uśmiech panny Winters na moment znikł, po czym powrócił na swoje miejsce.
– Zapewne ma pan wiele do zrobienia. Czy podać lunch o drugiej i kolację o siódmej?
– Właśnie tak.
– Czy jest jeszcze coś, co mogłabym dla pana zrobić?
– Nie. Zostanę tu zapewne przez trzy dni, na pewno nie dłużej niż cztery. Mam nadzieję, że potem mój człowiek szybko sprzeda ten dom. – Przerwał, zdając sobie sprawę, że sprzedaż domu będzie oznaczała dla panny Winters utratę pracy. – Będzie tu do załatwienia wiele spraw związanych z pakowaniem moich rzeczy. Chciałbym, by tu pani została i wszystko nadzorowała. – Odchrząknął. Nie czuł się zbyt komfortowo z tym, że musiał poinformować tę młodą kobietę o utracie pracy.
– Jednak po sprzedaży domu nie będę już panu potrzebna – uzupełniła cicho.
– Dam pani dobre referencje.
– To miłe z pańskiej strony, milordzie – powiedziała, po czym wstała i zaczęła sprzątać talerze ze stołu.
George zawsze uważał, że potrafi dobrze odgadywać nastrój innych, jednak wyraz twarzy panny Winters był nieodgadniony. Czuł, że pod spokojem kryją się żywsze emocje.
Starał się stłumić wyrzuty sumienia. Wiedział, że nie może zrobić nic więcej niż zapewnić jej godziwą odprawę i dobre referencje. Zerwanie więzi z Anglią i życiem, które kiedyś tu wiódł, nie miało być łatwe. Będzie musiał przyzwyczaić się do podejmowania trudnych decyzji.
– Jaki on jest? – zapytała Marigold. Mówiła szeptem, chociaż lord Henderson siedział zamknięty w swoim gabinecie.
– No właśnie, opowiedz nam wszystko. Czy naprawdę jest tak zabójczo przystojny jak na portrecie? – dopytywała Mary.
Kate już otwierała usta, by odpowiedzieć, ale jak to często bywało w rozmowach z gadatliwymi młodymi pokojówkami, nawet nie zdołała zacząć.
– Na pewno nie. – Marigold przewróciła oczami – Nigdy nie są tak przystojni jak na obrazach.
– Faktycznie – powiedziała Mary, nie kryjąc rozczarowania. – Jaki on jest, panno Winters?
Kate obejrzała się, by sprawdzić, czy hrabia przypadkiem nie skrada się za nią, po czym odpowiedziała szeptem:
– Jest przystojny, ale w taki mroczny, surowy sposób. Na pewno znacie ludzi, którzy wyglądają groźnie, bo cały czas marszczą czoło, ale kiedy się uśmiechają, stają się bardzo atrakcyjni. No więc on jest właśnie taki.
– Ciekawe, dlaczego wrócił? – zastanawiała się Marigold, polerując srebrny świecznik. – Moja mama mówi, że minęły dwa lata, odkąd tu był ostatnio. Wyjechał zaraz po pogrzebie.
Kate milczała. Nie mogła jeszcze powiedzieć tym dwóm młodym kobietom, że stracą pracę. To nie było na razie nic pewnego.
– Moja starsza siostra pracowała dla niego jako pomoc kuchenna – zamyśliła się Mary. – Mówiła, że po śmierci drugiej żony stał się innym człowiekiem. Zamknął się w sobie i nie chciał z nikim rozmawiać. Straszna tragedia.
– Zmarła przy porodzie, prawda? – spytała Kate.
Kiedy Kate przyjęła tę posadę, pani Lemington streściła jej historię rodziny. Była przy tym bardzo taktowna, co oznaczało, że Kate nie znała szczegółów tragedii, która dotknęła lorda Hendersona.
– Tak, ona i dziecko. Lekarz nie był w stanie uratować żadnego z nich. Dla każdego byłoby to straszne, a co dopiero dla kogoś, kto stracił też pierwszą żonę…
– Jak umarła?
Mary wciągnęła powietrze i pokręciła głową.
– Była jeszcze młoda, kiedy dowiedziała się, że jest w ciąży. Kilka tygodni później niespodziewanie zmarła.
Kate zasłoniła usta dłonią.
– To okropne!
– Wiem. Lord Henderson był wtedy młody, a jego pierwsza żona była jeszcze młodsza. Mama mówiła, że po jej śmierci całymi miesiącami był w szoku, jakby nie wiedział, co z sobą począć.
– Czy ożenił się ponownie niedługo potem?
– Nie, dopiero po czterech latach. Przywiózł ją tu na miesiąc miodowy i tak naprawdę nigdy stąd nie wyjechali. Lady Henderson, to znaczy, ta druga lady Henderson, dość szybko zaszła w ciążę i wolała tutejsze świeże powietrze od londyńskiego.
Nic dziwnego, że lord Henderson tak długo nie wracał do Crosthwaite House, miejsca, które kojarzyło mu się ze śmiercią obu żon.
Odkąd oświadczył, że zamierza sprzedać Crosthwaite House, Kate zastanawiała się, czy istnieje jakiś argument, którym mogłaby go nakłonić do zmiany zdania. Chciała sprawić, by poczuł się w Lake District tak wygodne i przyjemne, że postanowiłby tu zostać. Może i był szorstki w obejściu, ale Kate bardzo dobrze potrafiła trzymać język za zębami i elegancko się uśmiechać. Przekonanie go, by nie sprzedawał Crosthwaite House, nie mogło być zbyt trudnym zadaniem, a przynajmniej tak sądziła minionej nocy. Teraz, słysząc, przez co przeszedł, zastanawiała się, czy powinna wpływać na jego decyzję.
– Biedny człowiek – powiedziała cicho.
– To kolejny dowód, że pieniądze szczęścia nie dają – stwierdziła Mary.
– Och, daj spokój Mary – mruknęła Marigold, sięgając po kolejny srebrny przedmiot do polerowania. – Złe rzeczy przytrafiają się każdemu. Ja tam nie miałabym nic przeciwko ogromnej wiejskiej posiadłości, w której mogłabym siedzieć i topić smutki.
Kate wstała. Mary i Marigold były młode i pełne życia, a dzięki nim Kate miała towarzystwo, choć początkowo sądziła, że tego nie potrzebuje. Jednak dzisiaj nie miała ochoty uczestniczyć w ich przyjacielskich sprzeczkach.
Zaparzyła kawę i wyszła z tacą z kuchni. Po śniadaniu lord Henderson zamknął się w swoim gabinecie i do tej pory z niego nie wyszedł. Z wnętrza co jakiś czas dobiegał łomot. Kate zapukała i poczekała, aż zostanie poproszona, by wejść. Kiedy już znalazła się w środku, stanęła jak wryta. Jeszcze wczoraj gabinet był nieskazitelnie czysty. Dziś wyglądał tak, jakby przebiegło tędy stado rozwścieczonych byków, przewracając meble i wyrzucając dokumenty z szuflad i szafek, w których przedtem były starannie ułożone.
– Och – powiedziała Kate, której nie udało się ukryć emocji.
Pośród tego chaosu klęczał lord Henderson, grzebiąc w kufrze pełnym dokumentów.
– Panno Winters – powiedział, wstając i omiatając wzrokiem pokój, jakby dopiero teraz się zorientował, jaki tu panuje bałagan.
– Pomyślałam, że chciałby się pan napić kawy, milordzie – stwierdziła Kate, wnosząc tacę i stawiając ją na niskim stoliku pośrodku pokoju. – Jest pan tu już od jakiegoś czasu. – Zrobiła pauzę, zastanawiając się, czy powinna powiedzieć coś więcej, czy może odejść i pozwolić mu kontynuować poszukiwania.
Spojrzenie lorda Hendersona nadal było skierowane prosto na nią. Miała wrażenie, jakby oceniał każdy jej ruch. Przez ostatni rok nauczyła się, żeby trzymać głowę wysoko i nie zwracać uwagi na zaciekawione spojrzenia ludzi, który dowiadywali się czegoś o jej sytuacji. Sądziła, że nikt nie jest w stanie wyprowadzić jej z równowagi, ale przypadek lorda Hendersona był szczególny.
Zdenerwowana, szybko dodała:
– Mój ojciec zawsze powtarzał, że filiżanka kawy o poranku to najlepszy sposób na produktywny dzień.
Gdy tylko wypowiedziała te słowa, zdała sobie sprawę z popełnionego błędu. Zerknęła na lorda Hendersona. Marszczył czoło i przez dłuższą chwilę się nie odzywał, jakby rozważał, czy puścić ten komentarz mimo uszu, czy drążyć temat.
– Pani ojciec codziennie pił filiżankę kawy?
Kate potaknęła, wiedząc, że nie zdoła cofnąć wypowiedzianych słów.
– Czym się zajmował pani ojciec, panno Winters?
Zakaszlała, próbując zyskać trochę czasu.
– Zajmował się majątkiem – powiedziała z uśmiechem, mając nadzieję, że to ukróci dalsze pytania.
– Więc był zarządcą?
– Kimś w tym rodzaju.
Lord Henderson ponownie zmarszczył brwi. Wiedziała, że należy do osób, które nie zaznają spokoju, dopóki nie poznają prawdy. Należało zatem odwrócić jego uwagę.
– Czy mogę spytać, czego pan szuka, milordzie?
– Aktu własności Crosthwaite House. – Skrzywił się, wskazując na porozrzucane papiery. – Dom należał do mojej rodziny od pokoleń, więc mam wiele dokumentów do przejrzenia.
– Czy mogę jakoś pomóc?
Niepewnie pokręcił głową. Kate wyczuła, że nie lubił prosić o pomoc.
– Nie chciałbym odrywać pani od innych obowiązków.
– Spokojnie mogę na to poświęcić pół godziny, milordzie.
Kate aż korciło, by zająć się leżącymi przed nią stosami papierów. Uwielbiała porządkować rzeczy i często pomagała ojcu w księgowości. Był to jeden z aspektów obecnej pracy, który naprawdę polubiła.
Potaknął i sięgnął po czystą kartkę, na której narysował, jak mniej więcej wygląda dokument, którego szukał.
– Jest wiele miejsc, w których może się ukrywać – westchnęła Kate, spoglądając na stosy papierów. – Które z nich już pan przejrzał, a które jeszcze trzeba przeszukać?
– Sprawdziłem już te dwa stosy, ale jest jeszcze kufer i szuflady w biurku.
– Wiem, że minęło trochę czasu, ale czy na pewno pan nie pamięta, gdzie leży ten akt własności, milordzie?
Rzucił jej zjadliwe spojrzenie.
– Może panią to bawi, panno Winters, ale zapewniam, że nie. Nigdy wcześniej nie widziałem aktu własności tego domu.
– Może jest zamknięty w sejfie?
– Prawnik mojej rodziny twierdzi, że nie.
Kate potaknęła i nachyliła się nad dokumentami.
– Od czego mam zacząć?
Wskazała na ciężki kufer stojący przed nią. Wewnątrz znajdował się stos papierów różnych rozmiarów. To wyglądało, jakby dokumenty zostały tam upchnięte w pośpiechu.
– Ktoś w pańskiej rodzinie chyba nie przepadał za porządkowaniem ważnych papierów – mruknęła.
Sięgnęła po pierwszą kartkę z brzegu i przeczytała. Niespecjalnie ją zdziwiło, że dokument miał ponad sto lat.
– Czy potrzebuje pan rejestru dochodów i wydatków dzierżawców ziemi sprzed stu pięciu lat?
Lord Henderson spojrzał na nią, jakby była najbardziej irytującą osobą na świecie.
– Oczywiście, że nie – warknął. – Ale teraz nie mam czasu na sortowanie tego, co można zniszczyć, a co trzeba zostawić.
– Zapewne to samo mówili pańscy przodkowie przez ostatnie stulecie.
Westchnął na tyle głośno, że chyba usłyszały go pokojówki w kuchni. Kate zacisnęła usta, upominając się w duchu. Miała sprawić, by zechciał tu zostać, a nie uciec z kraju przy najbliższej okazji.
Przez następną godzinę cierpliwie przerzucała strony starych dokumentów, dawno zapomnianych rachunków i notatek na temat sporów między mieszkańcami wioski oraz konkretnych rozstrzygnięć.
– Dosyć tego – powiedział, wstając. – Nie wytrzymam ani minuty dłużej.
– Może chciałby pan pójść na krótki spacer, milordzie? – zasugerowała Kate, uśmiechając się. – Zbliża się pora lunchu. Mógłby pan zjeść na świeżym powietrzu, nacieszyć się widokami i ładną pogodą. Jestem pewna, że po spacerze poczuje się pan lepiej.
Lord Henderson spojrzał na stosy papierów.
– Po lunchu to wszystko nadal tu będzie – przypomniała mu łagodnie Kate. – A pan powinien odpocząć. Chyba nie chciałby pan przegapić czegoś ważnego i przeglądać ponownie papiery?
Potaknął.
– Dziękuję, panno Winters. Pójdę na spacer. Proszę podać lunch za pół godziny na tarasie.
– Oczywiście, milordzie.
Kate poczekała, aż lord opuści pokój, i dopiero wtedy przestała się uśmiechać. Przez całe życie oczekiwano od niej, że będzie dla wszystkich miła i chociaż na ogół wychodziło jej to świetnie, zapomniała już, jak wyczerpujące jest przebywanie w pobliżu innych ludzi.
– Przekonać go, by nie sprzedawał – mruknęła do siebie.
Tylko tyle musiała zrobić. Jeśli się uda, znów będzie miała Crosthwaite House tylko dla siebie. Zamknęła oczy i jęknęła, zastanawiając się, czy będzie w stanie zachowywać się aż tak przebiegle. Ten mężczyzna ewidentnie nadal był w żałobie, a ona dobrze wiedziała, jak długo goją się takie rany.
Pokręciła głową. Przez dwa lata nieobecności lorda Hendersona posiadłość może i nie rozwijała się zbyt bardzo, ale jednak przetrwała. Czy decyzje podjęte w ferworze emocji byłyby rozsądne? Lord Henderson nie musiał tu mieszkać, jeśli było to dla niego zbyt bolesne, ale nie musiał też sprzedawać Crosthwaite House. Mógł zachować dom dla przyszłych pokoleń.
Już miała zamknąć kufer, kiedy jej uwagę przykuł kawałek papieru wystający spod spodu dokumentów. Nie była pewna, dlaczego zapragnęła przyjrzeć się mu bliżej, ale gdy tylko dotknęła kartki i wyczuła gruby papier dobrej jakości, już wiedziała, że właśnie tego szukali.
Wyciągnęła kartkę i przebiegła ją wzrokiem. Nie miała wątpliwości, że to tego dokumentu potrzebował lord Henderson. Z ekscytacji prawie głośno krzyknęła, ale coś kazało jej się powstrzymać. Jeśli zamierzała przekonać lorda Hendersona, by nie sprzedawał domu, to kilka dni, które spędziłby na poszukiwaniach aktu, dałoby jej trochę czasu. Może gdyby szczerze z nim porozmawiała, opowiedziała mu o wszystkich ludziach, których utrzymanie zależało od Crosthwaite House, a nawet wyjaśniła swoją sytuację, spojrzałby na całą sprawę inaczej.
Nadal się wahała. Wydawał się taki skupiony i zdecydowany. Czuła się źle, oszukując go, zwłaszcza widząc jego zdenerwowanie. Przypomniała sobie opowieści pani Lemington o dzieciństwie lorda Hendersona, które spędził w tym domu. Musiał mieć jakieś dobre wspomnienia związane z tym miejscem.
Zanim zdążyła pomyśleć dwa razy, schowała papier do kieszeni fartucha. Na razie potrzebowała kilku godzin, by to przemyśleć. W trakcie popołudnia zdecyduje, czy zatrzyma akt na kilka dni i wykorzysta ten czas, by przekonać lorda Hendersona, aby nie sprzedawał domu, czy też włoży dokument z powrotem pomiędzy papiery.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji
Tytuł oryginału: The Housekeeper’s Forbidden Earl
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills&Boons, an imprint of HarperCollins Publishers, 2023
Redaktor serii: Grażyna Ordęga
Opracowanie redakcyjne: Grażyna Ordęga
© 2023 by Laura Martin
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2024
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Romans Historyczny są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A
www.harpercollins.pl
ISBN: 978-83-8342-593-1
Opracowanie ebooka Katarzyna Rek