Oblicze Davida Tom II - Jolanta Witczak - ebook

Oblicze Davida Tom II ebook

Jolanta Witczak

3,0

Opis

David Janson jest mężczyzną, który nie ufa nikomu i nie wierzy w miłość. Dziesięć kryjących się w sobie skutków dla wielu usługujących na nich ludzi, prowadzi podwójne życie. W rodzinnym systemie mafii bardzo prawdopodobne jest zastosowanie, które jest dostępne za kogoś, kto nigdy się nie poddaje i twardym krokiem po ziemi.

Jednak kiedy tylko długonoga, blond piękność pojawia się na jego drodze, coś zaburza jego wystąpienie. Niestety dziewczyna ma nie wyparzony język i strasznie straszny człowiekę. 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 557

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,0 (1 ocena)
0
0
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
klolcia

Całkiem niezła

Dlaczego wyświetla się pierwszy tom tak jakby drugiego nie było
00

Popularność




Tytuł powieści: Oblicze Dawida

Copyright © Jolanta Witczak 2025

Wszystkie wydarzenia, postacie i miejsca są fikcyjne.

Redakcja: Inka Wojtczak / Pracownia Restory

Korekta: Agata Tupaj / Pracownia Restory

Skład i łamanie: Julia Dominika Rombel

Korekta po składzie: Kinga Dolczewska

Projekt okładki: Weronika Jończyk

Konwersja na formaty elektroniczne: Kamil Potęga

Wydanie I

ISBN 978-83-969812-0-2

Mojej rodzinie – za miłość, wsparcie i wiarę we mnie, nawet gdy sama wątpiłam. Bez Was ta historia nigdy by nie powstała.

Szczególne podziękowania dla mojego wnuczka Fabiana, którego urocze dziecięce wypowiedzi stały się inspiracją do stworzenia tej postaci. Twoja mądrość i urok w tak młodym wieku to prawdziwa magia!

Rozdział 1

Dawid

Miesiąc po przebudzeniu Conora

Za każdym razem wykonanie zlecenia wywołuje u mnie dziwne uczucie zaspokojenia. Nie jestem obciążony poczuciem winy. Wiem, że to nie jest normalna sytuacja. Powinienem mieć wyrzuty sumienia, ale nie mam. Dlaczego? Powodem takiego stanu jest ojciec i jemu podobni. Ci ludzie zasługują na los gorszy niż śmierć. Dlatego nie zabijam ich tak po prostu. Zawsze trafiają w moje ręce i odpowiadają za swoje czyny. Jestem ich karmą. Tak, to właściwe słowo. Karma zawsze wraca do kata, a ja jej w tym pomagam. Dlaczego to robię? To nie jest żadną tajemnicą. Mąż Nataszy, czyli mojej matki, a więc mój i Conora ojciec, jest odpowiedzialny za to, kim teraz jestem. Zniszczył nas wszystkich, a jednak siła rodziny podniosła nas z kolan. Mój brat, zabijając ojca-kata, przejął najwyższy szczebel w mafii. Teraz on jest bossem i głową rodziny. W przeciwieństwie do tego, co reprezentowała sobą ta kanalia, my jesteśmy zupełnie inni. Jesteśmy ludźmi interesów. Gramy na giełdach, mamy kluby rozrywki i ekskluzywne hotele. Odbijamy również kobiety i dzieci porwane przez gangi po to, by później pracowały w burdelach. Największą sławą cieszą się salony gier. Nie powiem, że nie mamy nic za uszami, ale mogę powiedzieć, że jesteśmy kryształowi, bo przemycamy także narkotyki i broń. Rekompensatą za to jest prowadzenie balów charytatywnych i resocjalizowanie przestępców. Zapewniamy im nową tożsamość i szkolimy, by mogli zasilić nasze szeregi jako żołnierze. Może powinienem być wdzięczny temu skurwielowi, że mnie nienawidził i katował. Dzięki temu nauczyłem się, jak przetrwać, i nabrałem sił do walki za wszelką cenę. Nie da się opisać słowami naszych emocji w tamtym czasie. Najbardziej ucierpiała mama. Jestem twardym człowiekiem, ale mimo tego łzy pojawiają się w moich oczach, kiedy wspominam jej cierpienie. Widzę wyraźnie te wszystkie razy, gdy nas broniła, zasłaniając swoim ciałem przed ciosami, oraz to, jak znęcał się nad nią psychicznie i fizycznie. Matka dałaby się zabić, żeby tylko nas ratować. Kiedy w końcu Conor się go pozbył, matka zamknęła się w sobie na długie lata. Nie potrafiliśmy do niej dotrzeć i tylko przypadek sprawił, że mój brat poznał Lilly i zatrudnił ją jako opiekunkę. Ta wspaniała kobieta, w której zakochał się mój brat, przedarła się przez barierę stworzoną w umyśle Nataszy. Właśnie minęły dwa miesiące, odkąd do nas wróciła – można nawet powiedzieć, że jest szczęśliwa. Dzięki Lilly zyskaliśmy doskonałą rodzinę, która niebawem się powiększy, bo Conor postarał się o potomka.

Kierowca czeka na mnie na lotnisku w Miami. Za około godzinę będę w domu. Jestem zmęczony i bardzo głodny. Pierwsze, co zrobię, to wezmę długą kąpiel z bąbelkami. Relaks jest mi teraz bardzo potrzebny, bo czeka mnie jeszcze walka wręcz na ringu z bratem. On niestety się tego nie spodziewa. Na pewno będzie zaskoczony z powodu mojego zachowania, ale mam to w dupie. Postanowiłem już i nie ma odwołania. Ten człowiek niepotrzebnie narażał swoje życie. To, co przeżyliśmy przez ten miesiąc, kiedy leżał nieprzytomny i nie wiedzieliśmy, czy się obudzi, było przerażające.

Wyciągam telefon i wybieram jego numer. Odbiera po trzech sygnałach.

– Bardzo się cieszę, Dawidzie, że dzwonisz. Kiedy tu dotrzesz? – Słyszę radość w jego głosie, a mnie skręca, bo wiem, że niebawem mina mu się zmieni. Zaciskam kurczowo pięść, bo choć bardzo kocham i podziwiam mojego brata, należy mu się to lanie.

– Za jakieś dwadzieścia minut. Dzwonię, bo musimy poważnie porozmawiać. – Tymi słowami chcę skierować jego myśli na inne tory. Słyszę westchnienie z drugiej strony i podejrzewam, że domyśla się, o czym będziemy dyskutować.

– Brzmisz bardzo poważnie. Czy coś się stało? Bo mam wrażenie, że to nie błahostka.

– Nie jest to coś, o czym możemy teraz rozmawiać. Czekaj na mnie za godzinę w bibliotece. – Pocieram ręką brodę i siadam wygodniej.

– Skoro tak ci na tym zależy, to oczywiście, będę na ciebie czekał. Widzimy się.

Rozłączył się po tych słowach i nie mam mu tego za złe. Niebawem zrozumie, o co mi chodziło. Docieram w końcu na miejsce i od razu biegnę do swojej sypialni. Zrzucam z siebie ubranie i kieruję się do łazienki. Chwilę zajmuje mi przygotowanie kąpieli, więc dzwonię w tym czasie do Vincenta, naszego kucharza, z prośbą o przyniesienie posiłku do pokoju. Wchodzę do wanny – woda jest boska. Potrzebowałem tego już od dawna. Miałem zlecenie na osobę wysokiej rangi, która naraziła się komuś bardziej wpływowemu. Niestety, jego dom znajdował się na takim odludziu, że byłem zmuszony koczować przez wiele dni w bardzo niesprzyjających warunkach. Nie było więc czasu na relaks. Jak dobrze. Przydałaby się jeszcze jakaś dziewczyna dla ostatecznego odprężenia moich członków. Pomyślałem o Kitty. W mojej głowie zaistniał jej obraz. Pięknej blondyny z długimi nogami. Bardzo ponętna kobieta, o której często myślę. Ostatnio coraz częściej. Choć nie zawsze pozytywnie. Chciałbym zdobyć jej ciało, ale charakter wzbudza moje wątpliwości. Jest opryskliwa i strasznie dużo gada. Irytuje mnie to. Kłóci się ze mną za każdym razem, kiedy mamy okazję wymieniać zdanie. Jej przemądrzałość jest odpychająca. Nie powiem, żeby była głupia, cholera!, wręcz przeciwnie. Jest bardzo inteligentna, a to mnie denerwuje, bo często ma rację, tyle że swoją.

Przy wyjściu z łazienki owijam się w pasie ręcznikiem, a następnie wchodzę do ogromnej garderoby, na której tyłach znajduje się specjalne pomieszczenie, do którego tylko ja mam klucz. Trzymam tam specjalne przebrania do pracy w terenie oraz różnego rodzaju broń. Mam niezły arsenał zarówno do walki wręcz, jak i broń palną do strzelania z różnych odległości. To moje perełki, których pilnuję jak najcenniejszych kamieni szlachetnych – i tak też o nie dbam. Wkładam T-shirt i spodenki, a na to dres. Wychodzę, kiedy rozlega się pukanie do drzwi. Do pokoju wchodzi Vincent z tacą pyszności, a kto drepcze tuż za nim? Szlag. Nikt inny jak Kitty, niosąca drugą tacę, na której stoją dzbanek z kawą i filiżanki, a obok owoce i ciasto. Boże, gdybym wiedział, że ją tutaj przyprowadzi, sam poszedłbym do kuchni.

– Nareszcie wróciłeś, Dawidzie. – Vincent ucieszył się tak bardzo, że przytulił mnie mocno i potargał moją czuprynę.

Jest dla mnie bliską i serdeczną osobą. Kocham go i traktuję jak ojca, bo tak wyobrażam sobie, że powinien zachowywać się troskliwy ojciec, a nie ojciec-skurwiel, który trafił się mnie. Uśmiechnąłem się szczerze i odwzajemniłem uścisk.

– Tęskniłem za tobą. Zwłaszcza za twoją pyszną kuchnią – mówię i spoglądam na Kitty. Stoi w drzwiach i przygląda się temu powitaniu.

– Może wejdziesz? Postaw tę tacę, bo na pewno jest ciężka.

Nie rusza się – stoi tylko i wwierca we mnie uważne spojrzenie. Zdaje się, że moja miesięczna nieobecność wszystkim doskwierała. Ale Kitty? Podchodzę i oswobadzam jej dłonie. Następnie, po odstawieniu wszystkiego na stolik, wracam do niej. Chwytam jej dłoń i przyciągam do siebie, a następnie całuję w policzek. Uśmiechnąłem się, kiedy dostrzegłem zaskoczenie w wyrazie jej twarzy. Rozbawiła mnie tym.

– Nie masz się z czego cieszyć, człowieku. Jak mogłeś zostawić tych wszystkich kochających cię ludzi?! Na tak długo i nie dać znaku życia? Wszyscy odchodzili od zmysłów! Myślałam, że mamy dwudziesty pierwszy wiek i posługiwanie się telefonem nie powinno być problemem. A może się mylę i przeniosłeś się do epoki kamienia łupanego? W takim razie cofam wszystko, co powiedziałam. – Kitty nakręca się coraz bardziej. – Niestety, nic cię nie tłumaczy, bo wszyscy domyśliliśmy się, że znów narażałeś życie. Może wyjaśnisz, gdzie byłeś i co robiłeś?

– A już myślałem, że się choć trochę zmieniłaś. Ale nie. Nie ty. Ty potrafisz zaleźć tak mocno za skórę człowiekowi, że nie zapomina tego przez długi czas. Mam nadzieję, że już skończyłaś, ponieważ nie zamierzam niczego wyjaśniać. Jeśli wyjeżdżam na dłużej, to wszyscy w tym domu wiedzą, że nie powinni zadawać pytań, bo i tak nie uzyskają odpowiedzi. Wybaczam ci tę gafę, gdyż nie miałaś o tym pojęcia. – Podnoszę palcem jej brodę i spoglądam w oczy. – Zapamiętaj więc na przyszłość moje słowa. Nie pytaj, a będziesz bezpieczna. Rozumiesz?

– Ty cholerny dupku! Jak śmiesz tak do mnie mówić? Jeśli będę chciała wiedzieć, to nic mnie nie powstrzyma od zadawania pytań. Nie myśl sobie, że tobie się uda. – Jej twarz czerwienieje i fukając, Kitty wychodzi z gracją z pokoju.

Wówczas Vincent zaczyna się głośno śmiać. Spoglądam na niego gniewnie i pytam:

– Co cię tak rozbawiło?

– Właściwie to cała ta parodia, którą odegraliście przede mną. Usiądź w końcu i coś zjedz, bo za chwilę nie będzie się nadawało do niczego, a jestem pewien, że jesteś bardzo głodny.

– Parodia? Ta dziewczyna doprowadza mnie do skraju wytrzymałości. Nie wiem, jak mogłem myśleć, że choć trochę się zmieniła, kiedy mnie nie było. Ale nie. Ona musi gadać jak nakręcona. Niestety cisza nie jest zapisana w jej słowniku. To niedopuszczalne. Jak mogłaby się zamknąć? Wybacz, Vini, odgrzeję sobie to danie za godzinę. Teraz wypiję tylko kawę. Mam do załatwienia bardzo ważną sprawę z Conorem. Chyba nie przełknąłbym ani kawałka z nerwów. Jasna cholera, po co ją tu przyprowadziłeś?

– Była z Fabiem w kuchni, kiedy do mnie zadzwoniłeś. Zaproponowała, że mi pomoże. Tak na marginesie, to bardzo się ucieszyła. Gdybyś widział jej twarz, kiedy jej przekazałem wiadomość, że wróciłeś. Błyszczały jej oczy i uśmiechała się szeroko jak nastolatka.

Vincent wychodzi, nie czekając na moją odpowiedź. Nalewam sobie kawy i zastanawiam się nad jej reakcją na wieść o moim przyjeździe. Zastanawiające, ile sprzeczności jest w tej kobiecie. Do momentu, kiedy otworzyła usta, również się cieszyłem, że ją widzę. Jednak to, co powiedziała, w pewnym stopniu było prawdą. Wiem doskonale, że się martwią. Niestety, gorzej byłoby, gdyby wiedzieli, co robię. Na szczęście tylko Conor o tym wie. Jest szefem mafii i powinien mieć taką wiedzę, ale przy okazji wie, że nie odwiedzie mnie od wykonywania egzekucji. To jest jak drugie życie i nie wiem, co musiałoby się stać, żebym przestał wymierzać sprawiedliwość niegodziwcom.

– Dość już tych rozmyślań, czas rozliczyć się z bratem. – Dopijam kawę i zbiegam do biblioteki. Nie ma w niej Conora, więc żeby zabić czas, kieruję się do barku po whisky. Nalewam sobie sporą porcję i staję przy oknie. Zachód słońca jest dzisiaj wyjątkowy i trochę mnie uspokaja. Smak alkoholu również. Rozmowa nie będzie łatwa. Podejrzewam, że jak zacznę, nie będę umiał przestać. Kiedy Conor leżał w śpiączce, czułem się tak, jakbym miał go stracić na zawsze. Przecież musiałbym wtedy przejąć jego funkcję bossa. Nie uśmiecha mi się to i nigdy do tego nie dojdzie. Nie pozwolę mu zginąć przez lekkomyślność. Wiem, że przyszedł, bo słyszę za sobą kroki i jego oddech na karku. Odwracam się i ściskam go mocno. Przygląda mi się z radością, mówiąc:

– Na szczęście nie zginąłeś. Wiesz, jak ciężko jest trwać ze świadomością, gdzie jesteś i co robisz? Powoli kończą mi się historyjki dla reszty, żeby się nie martwili.

– Wiem, że jest ci z tym ciężko, ale gdybym zginął, nie byłaby to tak wielka strata jak w twoim przypadku. – Spoglądam na niego i zaciskam pięści.

– O czym ty, do diabła, mówisz? – Jego wyprostowana postawa i zacięty wyraz twarzy świadczą o niewiedzy i zaskoczeniu.

– Mówię o tobie i niepotrzebnym narażaniu się w Chinach. Doskonale wiesz, że mogłem to załatwić sam. Nie musiałeś tam ginąć, a prawie cię straciliśmy. Pamiętasz moment, kiedy się ocknąłeś? Powiedziałem, że ci tego nie daruję i spotkamy się na ringu. I tego właśnie chcę, Conor. Chcę ci wybić z głowy narażanie się. Musisz zrozumieć. Jesteś głową rodziny i powinieneś dbać o to, żeby było tak jak najdłużej. Niepotrzebne narażanie się doprowadzi do rozpadu nie tylko naszej organizacji, ale także rodziny. Czas, kiedy leżałeś bez życia, dał mi powód do tej rozmowy. Jeśli jeszcze raz nadstawisz karku, to nie ręczę za siebie. To nie są puste słowa, Conor, zrealizuję je.

Przestaję mówić i czekam na jego reakcję. Jednak on tylko mi się przygląda, stojąc na szeroko rozstawionych nogach, i skubie dolną wargę. Co on kombinuje, do cholery?

– To wszystko, co chciałeś mi przekazać? – W odpowiedzi potakująco kiwam głową. – To dlatego byłeś taki tajemniczy. Nic wcześniej nie mówiłeś. Od kiedy odzyskałem przytomność, miałeś miesiąc, żeby ze mną porozmawiać. Nie zrobiłeś tego. Dlaczego? – Dumny jak paw ze swojej przenikliwości zakłada ręce na piersi.

– Trenowałeś przez ten czas. Dochodziłeś do formy, więc nie chciałem ci w tym przeszkadzać. Chciałem, żebyś był całkowicie sprawny, a nasze szanse wyrównane. – Nie patrząc na niego, zaczynam się przechadzać w tę i z powrotem.

– Wiesz, że jestem w doskonałej formie. Możemy się obaj porządnie poobijać. Tego chcesz?

– Tak, chcę tej walki dla odkażenia atmosfery. Chcę poczuć twoją siłę na swoim ciele. Chcę, żebyś ty ją poczuł na własnym. – Staje przede mną jak nastroszony kogut. – W porządku. Z przyjemnością cię spiorę, bo mam z tobą dokładnie taki sam problem.

– Może i masz, ale kiedy ja zginę, nie zawali się nasza rodzina. Więc nie mów mi, że to taka sama sytuacja. Daleko mi do ciebie i nie zamierzam zajmować twojego miejsca. Nigdy! Dopilnuję, żebyś żył do późnej starości. Ta walka ma cię nauczyć nie narażać niepotrzebnie skóry. Masz od tego mnie, Nicolasa i jego żołnierzy.

Ten cholernik nie bierze tego na poważnie! Widzę jego kpiącą minę i coraz bardziej mnie to wkurwia.

– Okej, jeśli mamy się bić, to teraz. Wolałbym, aby Lilly i jej przyjaciółka nie były świadkami tego mordobicia. – Zbliża się do mnie i pochyla. – Tak na poważnie, to schlebia mi to, co o mnie sądzisz. Dziękuję ci za twoją troskę o moją głowę. – Odstępuje o krok i odwraca się w kierunku drzwi.

– Chodźmy więc – mówię stanowczo i dobitnie.

Niestety, kiedy wychodzimy, na korytarzu spotykamy wychodzącą z salonu Kitty.

– Idziecie poćwiczyć, chłopaki? Czy może się wyżyć na siłowni? Szczególnie tobie się to przyda, Dawidzie, zważywszy na to, że przez tak długi czas byłeś poza domem. – Podchodzi do mnie i chwyta za biceps. – O, mój ty biedaku, przyda ci się trochę wysiłku, bo jakoś tak sflaczałeś. Chyba te wszystkie panienki wyssały z ciebie całą energię.

– Możesz się uspokoić, Kitty? Zobaczysz, że kiedyś tego pożałujesz, a wtedy pokażę ci, jakie mam mięśnie i co potrafię z nimi zrobić.

– Nie jesteś w stanie mnie tknąć. Brak ci ikry. – Odsuwa się z kpiącym uśmieszkiem, a mnie szlag trafia. Zrywam się, żeby ją dopaść, ale ucieka.

– Przeginasz, Kitty! – krzyczę za nią wściekły.

Conor mnie zatrzymuje, chwytając moją rękę, i mówi:

– Uspokój się. To, co wyprawiacie, świadczy tylko o jednym, braciszku. Wy się bardzo lubicie i nie mów mi, że to nieprawda, bo sam przez to przeszedłem. Wiem, co widzę, i wiem, o czym mówię.

– Guzik wiesz. Zresztą nieważne, ta dziewczyna mnie nie interesuje. Nie mam czasu na rozwodzenie się nad nią. Muszę się skupić na obiciu ci pyska. – Uśmiecham się głupkowato, kiedy widzę, jak Conor kiwa głową z niedowierzaniem.

– Jesteś taki pewien? To uważaj, bo możesz być zaskoczony.

Odwraca się i wchodzi do kuchni. Zawsze kiedy ze sobą trenujemy, prosimy Vincenta o pomoc przy założeniu rękawic. Treningi odbywamy regularnie, żeby zachować formę. Dzisiaj będzie inaczej. Możemy się uszkodzić, i to bardzo. Nasz przyjaciel lubi te sparingi. Ciekawe, jak zareaguje na dzisiejszy. Zastajemy go przy stole. Pije kawę i czyta gazetę. Podnosi wzrok, kiedy nas dostrzega.

– Czy możesz nas wesprzeć przy dzisiejszej walce? Potrzebujemy cię – prosi Conor.

Vincent spogląda na zegarek i się dziwi.

– Nigdy nie walczyliście o tej porze, chłopcy. Coś się zmieniło, że postanowiliście odejść od tradycji?

– Widzisz, nasz kogucik wrócił z podróży i postanowił mi obić gębę.

Cholerny, słodki braciszek. Musiał to powiedzieć. Nie mógł trzymać gęby na kłódkę. Teraz Vini się zmartwił, co widać doskonale na jego twarzy. Na pewno zastanawia się dlaczego.

– Czym sobie zasłużyłeś na tę przyjemność?

– Niech sam ci powie. – Conor podnosi ręce w geście poddania.

Staruszek podchodzi do mnie i mierzy karcącym wzrokiem.

– Zatem opowiadaj, młodzieńcze.

Kurwa, nie mam ochoty o tym mówić, ale wiem, że nie odpuści. Conor i ja pojechaliśmy do Chin, żeby się zemścić na tamtejszym gangu, który zamordował córkę Vincenta i jego zięcia-kanalię.

– To ma być nauczka za narażanie życia. Wszyscy wiemy, jak się to skończyło. Można było tego uniknąć. Mamy dużą armię i dalibyśmy sobie radę bez niego. Gdyby wówczas zginął, byłoby po naszej rodzinie.

– Tak… masz rację co do tego, że się naraził i nie powinien tego robić – mówi Vincent, a ja spoglądam na Conora z satysfakcją. Ma dziwnie zaskoczoną minę. – Jednak jest szefem i do niego należała decyzja. Nie możesz go winić za coś, za co czuł się odpowiedzialny. Uważam, że obijanie sobie pyska nie jest mądrym posunięciem. – Kucharz bierze łyk kawy i się uśmiecha. – Decyzja należy do was, chłopcy. Jeśli chcecie się bić, to proszę bardzo, ale uczciwie. Uwielbiam wasze walki, wiecie o tym. Tak przy okazji, Dawidzie, to o twoje ciemne sprawki i długie nieobecności też mamy pretensje. Martwimy się tak samo o was obu. Dla mnie i Emmy jesteście jak własne dzieci i nie mamy ochoty tracić żadnego z was.

Wiele znaczyły dla mnie i Conora słowa Vincenta, który wraz ze swoją żoną był z nami zawsze. Ich słowa otuchy w najgorszych momentach naszego dzieciństwa sprawiały, że czuliśmy się lepiej. Ta para, obecnie dziadkowie Fabiana, a niegdyś nasza niania i wspaniały opiekun oraz kucharz, zawsze będą najważniejsi. Emma do momentu pojawienia się w tym domu Lilly zajmowała się naszą chorą mamą, a teraz jest gosposią, która wścibia nos we wszystko i nikt nie ma prawa mieć o to pretensji.

– Twoje słowa są święte. Masz rację co do wszystkiego. Zresztą obaj macie, bo powinienem to przemyśleć dwa razy, a nie narażać rodzinę na władającego po mojej śmierci Dawida. – Conor śmieje się sarkastycznie, a ja dochodzę do wniosku, że może nie ma sensu czekać na walkę. Spiorę mu ten niewyparzony pysk już teraz.

– Przyłożę ci za to! – Rzucam się w jego kierunku, ale Vini mnie powstrzymuje.

– Do jasnej cholery, chłopaki! Zachowujecie się jak gówniarze! Pomyśleć, że mam do czynienia z dorosłymi ludźmi. – Posyła nam gniewne spojrzenie i kieruje się do wyjścia. – Jeśli chcecie się bić, to zapraszam na dół. Ciekaw jestem, co na to powiedziały kobiety. Mniemam, że poinformowaliście je o waszych poczynaniach?

Spoglądamy po sobie i nic nie mówimy. Wiemy, o co mu chodzi. Nasze kobiety nie byłyby takie tolerancyjne. Kitty na pewno pobiegła już do Lilly z informacją, że coś się kroi. Ta dziewczyna nie utrzyma języka za zębami nawet przez moment. Już pewnie wygadała się przed swoją przyjaciółką, że nas widziała, i prędzej czy później się domyślą, gdzie jesteśmy, i się tu zjawią. Schodzimy do piwnic, gdzie znajdują się siłownia, szatnia, ring do kick-boxingu i strzelnica. Kierujemy się do szatni, gdzie Vincent zawinie nam dłonie w bandaż, który ma na celu stabilizować kości i stawy. Rozbieramy się do spodenek, żeby ubrania nie krępowały nam ruchów. Staruszek szykuje się do pracy i nie mówi nic. To mi odpowiada, nie mam ochoty na zbędne tłumaczenia. Zwłaszcza że niedługo zjawią się tu dziewczyny. Conor jest rozluźniony. Widać, że nie folgował ostatnio i dawał sobie solidny wycisk. Jest w dobrej formie. Dlatego powinienem być skupiony, a nie przychodziło mi to łatwo. W tej dziedzinie sportu nie ma miejsca na rozproszenie. Potrzebne są umiejętności fizyczne, takie jak: siła, szybkość, wytrzymałość, gibkość, poczucie rytmu. Każdy niewłaściwy ruch lub brak koncentracji mógł skończyć się poważnym uszkodzeniem ciała. Kiedy robiliśmy to dla podtrzymania formy, zachowywaliśmy reguły. Niestety dzisiejsza walka mogła się skończyć źle. Wchodzimy na ring, bo tam jest najbezpieczniej i dla nas, i dla otoczenia. Rozgrzewamy się chwilę tylko po to, by uspokoić Vincenta; gdyby nie on, już dawno wymierzyłbym Conorowi pierwszy cios.

– Nie musicie tak tańczyć wokół siebie. Zaczynajcie i miejmy to już za sobą. – Słowa staruszka spowodowały, że na chwilę straciłem koncentrację i niespodziewanie dostałem w ryj. Zachwiałem się, bardziej z zaskoczenia niż z bólu. – I o to chodzi, chłopcy, dajcie w końcu popatrzeć na prawdziwą walkę! – Śmiech Vincenta odbija się echem, bo znowu dostałem w mordę.

Kurwa, co się ze mną dzieje? Podchodzę i nie jestem mu dłużny. Mam już dosyć cackania się z nim. Walę go prostym i sierpowym. Conor odskakuje i napiera na mnie frontalnie ciosem ze zgiętej nogi w kolanie i wykopem prosto w moją pierś. Kurwa, zabolało jak cholera, bo dodatkowo wcisnęło mnie w liny, a głowa porządnie oberwała.

– Widzę, że nie próżnowałeś przez ten czas, ale nie martw się o mnie. Dam sobie z tobą radę. – Podbiegam i odpieram atak, którym chciał mnie znokautować. Wyprowadzam uderzenie pionowo z dołu z równoczesnym skrętem tułowia. Teraz polała się krew, bo Conor porządnie oberwał w szczękę. Nie trwało długo, nim się otrząsnął, oddając mi tym samym. Następnie ciosy potoczyły się tak szybko, że pamiętam tylko jakieś migawki naszych uderzeń i kopnięć. Skutek był taki, że nie widziałem na jedno oko, a nos miałem złamany. Nie wspomnę o żebrach i bokach po obu stronach mojego tułowia. Krew lała się strumieniem z mojej twarzy. Zresztą to nic takiego, bo Conor wyglądał podobnie. Siedzimy teraz na macie i plecami opieramy się o liny. Staruszek podaje nam wodę do picia i ręczniki do otarcia potu i krwi.

– Jak tam, panowie? Ulżyło wam? – Uśmiech triumfu nie schodzi z jego twarzy.

Mogę mu to wybaczyć, bo obaj sobie zasłużyliśmy.

– Możesz mieć satysfakcję, bo morda mnie napierdala jak nigdy dotąd. Czuję, że mam połamany nos. Cholera jasna. Boli pioruńsko… – Syk wydobywający się z moich ust jest tego dowodem.

– Nie przejmuj się, bracie. Ze mną jest tak samo, a żebra na pewno mam popękane. Jak Lilly mnie zobaczy, to mam przesrane – jęczy Conor, łapiąc się za boki.

– Przesrane to ty miałeś w momencie wejścia na ten cholerny ring, kochanie! Nie myślcie sobie, że ujdzie to wam obu płazem. Jak można było się tak okaleczyć? Cholera jasna, Conor! Czy ty jesteś narwanym młodzieniaszkiem, żeby się tak obijać!? – Lilly wchodzi na matę i klęczy obok. – Jesteście nienormalni. Boże, jak wy wyglądacie?

Kitty weszła za przyjaciółką i usiadła przy mnie.

– Nie obwiniaj Conora, Lilly, to był pomysł Dawida. Twój facet nie wpadłby na coś takiego. Tylko jego brat mógł to zrobić. – W jej miażdżącym spojrzeniu widać triumf. Cieszy się jak dziecko – to jej cichy odwet za moje zachowanie wobec niej. Wkurwia mnie to jak cholera. Mam ochotę złapać ją za to śliczne gardło i udusić.

– Ty cholerna zołzo! Wiedziałem, że mnie wydasz. Jesteś jak zaraza. Kurwa, śliczna zaraza, ale wciąż zaraza. Dlaczego mi to robisz? Masz satysfakcję z pogrążania mnie za każdym razem? Boże, jak tylko się trochę ogarnę, nie pozostanę ci dłużny. Pożałujesz tego, zobaczysz. A miałem takie fajne plany co do ciebie. Pomyśleć, że chciałem cię zabrać w fantastyczne miejsce… – Uniesienie warg w uśmiechu trochę mi nie wychodzi, ale nieważne, bo ona to zauważa.

– Pewnie do jakiegoś zakazanego klubu, co? Wybacz, ale nie mam na to ochoty. – Odwraca głowę i spogląda na mojego brata.

– Nie taki lokal miałem na myśli, ale pobyt w luksusowym miejscu w stolicy rozrywki, czyli w Las Vegas, dziecino. Niestety, swoim postępowaniem przekreśliłaś tę szansę na zawsze. Pomyślałem, że taka rozrywkowa dziewczyna jak ty nudzi się w tym domu, ale się myliłem. Zapomnij.

– Wy jesteście stuknięci, poważnie. Myślę, że nadajecie się oboje do leczenia głowy. Przykro na was patrzeć. Myślałam, że zostaniecie chociaż przyjaciółmi, ale nie, wy musicie ze sobą walczyć na słowa, jakbyście uczestniczyli w jakimś cholernym show z kamerami. Nagrodę miałaby dostać osoba najbardziej upierdliwa i konfliktowa. Boże, to jest wręcz śmieszne! – Chichot, który wydobył się z ust Lilly, jest przerażający. Zanosi się nim jak wariatka.

W pewnym momencie zaczyna wyglądać tak, jakby za chwilę miała zemdleć, dlatego Conor chwyta ją za ramiona i potrząsa.

– Skarbie? Źle się czujesz? – Jest wyraźnie zaniepokojony.

Dziewczyna przywiera do niego i zaczyna płakać. Kurde, tego nie przewidziałem.

W tym czasie wchodzi Vincent z apteczką i podaje ją Kitty. Ta podchodzi do mnie i spogląda już milszym wzrokiem. Chyba nawet współczującym. Conor uspokoił Lilly, która przetarła łzy i zabrała się za opatrzenie swojego lubego.

– Wybaczcie, chłopcy – mówi. – Jestem rozdrażniona przez ciążę, dodatkowo ta krew i opuchlizna na waszych twarzach spotęgowały moją reakcję.

– Daruj, Lilly, to się stało przeze mnie – wyjaśniam. – Przez cały ten czas, kiedy Conor leżał nieprzytomny, a ja się tobą opiekowałem, byłem na niego wściekły. Kiedy już się obudził, uzmysłowiłem sobie, jak ważny jest dla nas. Jak wielką odpowiedzialnością jest obarczony przez naszego cholernego ojca. Postanowiłem się oddalić i dać mu czas na dojście do formy. Chciałem go sprać tak bardzo, że o niczym innym nie byłem w stanie myśleć. Wiedziałem, że muszę mu przemówić do rozumu. Tłumaczenia by pewnie nie pomogły. Dlatego zmusiłem go do walki. Nie wiem, jaki będzie tego efekt. Na razie jest taki, że wszystko nas boli i dużo czasu upłynie, zanim dojdziemy do siebie. Ała!

– Oj, wybacz, postaram się nie sprawić ci więcej bólu. – Kitty patrzy na mnie tak, jak jeszcze nigdy dotąd. Zdaje się, że mi trochę współczuje. Jestem mile zaskoczony jej reakcją.

– Posłuchaj, Dawidzie. – Brat odwraca do mnie głowę. – Zrozumiałem, co miałeś mi do przekazania, ale wiedz, że nie jesteś jedyny, który to zrobił. Widzisz, braciszku, już obiecałem Lilly, że ograniczę się do mniej ryzykownych akcji. Dotrzymam słowa, bo rozumiem moje stanowisko w tej rodzinie. Nauczyłem się tego w momencie pojawienia się mojej dziewczyny, która cudownie ocaliła naszą matkę i nas wszystkich. – Spojrzał na nią czule, a ona wtuliła się delikatnie w jego tors. Syknął z bólu, ale nie odepchnął jej. Boże, jak oni się kochają.

Słyszymy brawa, które wprowadzają nas w osłupienie. To Natasza i Vincent klaszczą, a łzy spływają z oczu mamy i moczą ubranie. Nie miałem pojęcia, że zejdzie na dół. Nigdy tu nie przychodziła.

– Skąd wiedziałaś, że wróciłem i co tu robimy, mamo? – pytam.

– Byłam w kuchni, kiedy Vincent przyszedł po apteczkę. Zadałam kilka pytań i stąd wiem, co się stało. Czy wy zawsze musicie rozstrzygać problemy w taki sposób? Nie można się porozumieć inaczej? Mam nadzieję, że to była ostatnia wasza potyczka, bo nie ręczę za siebie. – Podchodzi do nas i przygląda się ranom. – Czy tego nie powinien zobaczyć lekarz?

– Oczywiście, że powinien, i jakbyś była tak dobra, to proszę, zadzwoń do niego i powiedz, że mamy tu wiele ran tłuczonych, z którymi sobie obie poradzimy. Co prawda doszło do kilku rozcięć skóry, ale pozszywamy je. Dodatkowo podejrzewamy złamanie nosa i żeber. Więc niech się zaopatrzy w odpowiednie środki. My niestety takowych w domu nie posiadamy. Chociaż dzisiejsze wydarzenia uświadomiły mi, że muszę się tym zająć. Niech lekarz tutaj przyjedzie, bo chłopcy pewnie nie chcą jechać do szpitala. – Lilly bardziej stwierdziła, niż zapytała.

– Nie! Absolutnie! – krzyczymy jednocześnie.

– Tak też myślałam. – Posyła nam wszystkowiedzące spojrzenie i dalej wyciera krew z ran Conora.

– Kitty, jestem ci wdzięczny, że mi pomagasz, chociaż nie musisz. Przecież nawet mnie nie lubisz. Kurczę, uważaj! To bolało!

Dziewczyna spuszcza wzrok, ale wiem, że zrobiła to specjalnie. Kiedy go na mnie podnosi, spostrzegam błysk w jej rozszerzonych źrenicach. Spodobało mi się to, ale już nic nie powiedziałem, bo czuję się jak gówno.

Kiedy przyjechał lekarz, okazało się, że obaj mamy połamane żebra. Conor wygląda lepiej. Ma kilka plastrów na twarzy oraz spuchnięte oczy i usta. Ja z tym złamanym nosem, nabrzmiałą powieką, rozciętą wargą i uszkodzoną brodą wyglądam strasznie. Jestem tak poobijany, że marzę tylko o położeniu się do łóżka, poza tym jestem cholernie głodny. Nie jadłem dwa dni. Nie miałem czasu i możliwości.

– Czy już skończyliście z nami? Bo chcę się położyć.

– Ja też o tym marzę – odzywa się Conor.

Kitty wstaje i pomaga nam się pozbierać. Jakoś docieramy do swoich pokoi. Kitty zostaje ze mną. Nie wiem, dlaczego się tak przejmuje, ale to miłe.

– Chcesz mojej pomocy? Czy raczej sczeźniesz, niż się do tego przyznasz? – Podchodzi do łóżka i posyła mi uśmieszek cwanej bestii, ale mam to w dupie. Potrzebuję pomocy, ledwo ruszam rękoma i nogami. Ta walka mnie wykończyła. Mój brat pokazał, że jest w formie. Bardzo mnie to ucieszyło. Uczyliśmy się bić od zawsze. Ojciec trenował nas już w młodości. Dzisiaj to pokazaliśmy. W walce wręcz byliśmy najlepsi, a w potyczce na białą broń nikt nie miał szans.

– Rób, co musisz, nie mam dzisiaj z tobą szans. – Posyłam jej badawcze spojrzenie, kiedy nakłada jedzenie na talerz. Obserwuję jej zgrabne ruchy i zatrzymuję dłużej wzrok na jej tyłku. Cholera, niesamowitym tyłku. Chętnie bym go popieścił. Szkoda, że należy do takiej wrednej dziewczyny z temperamentem osy. Kiedy podchodzi z przekąskami i siada na łóżku obok mnie, zastanawiam się, o czym myśli. Na pewno ma ochotę mnie otruć albo wbić nóż w plecy. Ta cholerna dziewczyna mnie przeraża i podnieca zarazem. Ma charakterek, trzeba przyznać. Ciekawe, jak poskromić taką złośnicę. – Dziękuję, poradzę sobie z jedzeniem. Nie musisz mnie karmić, ale napiłbym się jeszcze kawy.

– Bardzo mnie to cieszy, bo nie zamierzam ci usługiwać. Kawę zaraz przyniosę, sama też mam ochotę. Oczywiście wyjątkowo. Nie przyzwyczajaj się. – Zarzuca włosy do tyłu i wychodzi.

Pomyśleć, że gdyby nie ten jej język, byłaby taką świetną partią dla jakiegoś faceta. Nie, nie, ja się na to nie piszę. Nie mam na myśli siebie. Mam nadzieję, że ktoś ją w końcu poskromi. W mojej głowie zaświtał obraz Lilly. Tak… to byłoby idealne połączenie. Postać Kitty z charakterem jej przyjaciółki. Taką kobietą mógłbym się zainteresować. Moje myśli przerwało wejście dziewczyny.

– Mmm… cudowny zapach. Szkoda, że nie możesz go poczuć. – Stawia kubek na szafce nocnej i spogląda na nietknięte jedzenie. – Dlaczego nie jesz?

Postanowiłem udawać, że nie mam sił, że wszystko mnie boli, żeby wzbudzić w niej trochę litości. Może wtedy będzie milsza.

– To dlatego, że boli mnie szczęka, a te kawałki są za duże.

Patrzy na mnie i przysuwa się bliżej, tak że jej pupa dotyka mojego uda. Cudownie, zdaje się, że działa. Jestem ciekaw, co dalej zrobi.

– Szczerze mówiąc, wcale mi ciebie nie żal. Conora również. Sami to sobie zrobiliście. Gdybyście zamiast się okładać, rozmawiali, w tej chwili nie musiałbyś tak cierpieć. Macie obaj nauczkę na przyszłość. Gdyby wszyscy załatwiali problemy bójką, świat byłby zalany połamańcami.

W końcu bierze w rękę kawałek sera i wkłada mi go do ust. Przy okazji jej palec muska moją wargę. Robi mi się ciepło, a ona wpatruje się we mnie przez chwilę. To podniecające uczucie. Kurwa, co, gdybym chwycił jej rękę i przytrzymał palec w buzi? Mam niedosyt i dlatego tak na nią reaguję. Długa przerwa w kontaktach z kobietami jest u mnie niezdrowa. Muszę to nadrobić jak najszybciej. Chyba że…? Światełko rozbłysło mi w głowie. Przyjrzałem się jej uważniej i mógłbym przysiąc, że się zarumieniła. Powinienem nad tym popracować. Zdaje się, że nie jestem dziewczynie obojętny. Może mała prowokacja ją zmieni?

– To było bardzo szczere wyznanie. Nie owijasz w bawełnę, Kitty. Możesz mi podać kawę? Może uda mi się napić.

Podaje mi ostrożnie kubek, ale chwytam go razem z jej dłońmi i przykładam do ust. Czuję jej palce na twarzy, a pijąc, gapię się na jej powiększające się rumieńce. Po odstawieniu kubka wstaje i podchodzi do okna. Widzę, że bardzo się zmieszała. Dziwne, ale chyba zabrakło jej słów. Wspaniale, to mi się podoba. Namieszam jej w tej ślicznej główce. Może wtedy złagodnieje.

– Dlaczego tak nagle odskoczyłaś? Przecież nie gryzę. Zresztą w tym stanie nie miałbym siły, żeby wstać. Zastanawiasz się nad czymś? Wiem, że nie jestem obecnie atrakcyjny, ale jutro to się zmieni.

Odwraca się w końcu i podchodzi do mnie. Pochyla się i szepcze:

– Marzenia to dobra rzecz, Dawidzie, ale nie w twoim przypadku. Jeszcze przez tydzień będziesz opuchnięty i posiniaczony, a może i dłużej. – Zaczyna chodzić w tę i z powrotem, co mnie denerwuje. – Radzę ci, żebyś to zjadł, bo opadniesz całkowicie z sił, a wtedy to nawet ja dam ci radę na ringu. – Rozchyla usta w triumfalnym uśmiechu.

Odstawiam talerz na komodę i siadam na skraju łóżka. Bolą mnie żebra, i to jak cholera. Leki od doktora jeszcze nie zaczęły dobrze działać. Muszę się wykąpać, bo śmierdzę potem i krwią. Chyba trochę zbyt szybko wstałem, bo zakręciło mi się w głowie, i gdyby nie pomoc Kitty, upadłbym z hukiem. Dziewczyna łapie mnie tak, że opieram się teraz na jej ramieniu.

– Co ty, do cholery, wyprawiasz? Zwariowałeś?

– Nic mi nie jest. Możesz mi zdjąć to gówno z nosa? Muszę się wykąpać.

– Jesteś w stanie wejść do wanny? Bo tylko w taki sposób możesz się umyć. Nie biorę odpowiedzialności za to, że chcesz się uszkodzić jeszcze bardziej. Naleję ci wody, a ty tu poczekaj.

Biegnie do łazienki, ale ja nie zamierzam jej słuchać. Kiedy wchodzę, dziewczyna wlewa jakieś olejki i szykuje ręczniki. Woda opryskała jej bluzkę z przodu. Sprawiło to, że piersi wyraźnie odznaczają się pod materiałem. Kurwa, co za wspaniały widok…

– Nigdy nikogo nie słuchasz, prawda? Nawet zaleceń pielęgniarki, co? Masz wszystko w dupie, tak? Co może wiedzieć taka dziewczyna? Ty wiesz wszystko lepiej? Przecież jesteś gangsterem, a tacy nie słuchają kobiet, co?

Strasznie się wkurzyła. Wymachuje rękoma i kiwa głową. Ma piekielne spojrzenie. Musiałem ją złapać za ręce, bo zrobiłaby sobie nimi krzywdę.

– Uspokój się. Nie przyszedłem tutaj dlatego, że kazałaś mi siedzieć. Po prostu muszę skorzystać z toalety. – Wiem, skłamałem, ale inaczej by się nie uspokoiła. Musiałem coś wymyślić. To był najprostszy sposób na zamknięcie jej buzi. – Mogę?

Zmieszała się, a wychodząc, dodała:

– Kiedy skończysz, zawołaj mnie. Pomogę ci się umyć. Mam nadzieję, że potrafisz się rozebrać i wejść do wanny.

Pomysł z myciem bardzo mi się spodobał.

– Oczywiście, zawołam cię, jak już do niej wejdę. Nie martw się, nie narażę cię na oglądanie mojego sprzętu. Mogłabyś się przestraszyć.

– Nie bądź taki pewien. Widziałam ich trochę. Nic ciekawego. Twój nie odbiega od innych, a może nawet ginie w tłumie.

Chichot wydobywający się z jej gardła strasznie mnie wkurzył. Postanowiłem dać jej nauczkę.

Kiedy wyszła, zdjąłem spodenki i stałem tak w całej okazałości. Moja wściekłość i jej prześwitujące przez bluzkę piersi postawiły mój sprzęt na baczność. Jestem gotów na spotkanie tej zołzy. Mam nadzieję, że się zatka i nie odezwie więcej. Krzyczę, że jestem już w wannie, i czekam na jej ruch. Jestem bardzo ciekaw jej reakcji. Gdy weszła pewnie, nie spodziewała się takiego widoku. Uśmiechnąłem się z wyczekiwaniem na jej reakcję. Stoi jak wryta i spogląda na mojego kutasa. Otwiera usta i zakrywa rękoma oczy.

– Ty cholerny oszuście. Zrobiłeś to specjalnie?

– Oczywiście. Za bardzo się przechwalałaś wiedzą na ten temat, więc oczekuję opinii o moim sprzęcie. Jak sądzisz? Chowa się wśród wielu? Jak mniemam, masz doświadczenie. Więc proszę, wypowiedz się, tylko szczerze.

W tym momencie mnie zaskoczyła, bo odkryła oczy i stanęła pewnie. Zmierzyła mnie wzrokiem z góry do dołu i podeszła blisko z miną odrazy na twarzy. Dotknęła mojej klatki piersiowej i powoli przeciągnęła ręką w dół do mojego uda. Tak blisko mojego członka, że drgnął natychmiast. Następnie powiodła palcem po całej jego długości. Boże, ta dziewczyna jest tak nieodgadniona, że zastanawiam się, jakie tajemnice jeszcze w sobie skrywa. To, co w tej chwili zrobiła, postawiło moje zmysły w stan gotowości do ataku na tę przebiegłą kokietkę. Zatkało mnie na tyle, że w gardle miałem gulę wielkości cytryny. Moje dłonie się pociły, a kark naprężył tak bardzo, że odczuwałem wszystkie mięśnie. Drżałem na całym ciele, a członek domagał się zadośćuczynienia. Mogłem coś zrobić, ale wiedziałem, że zrobiła, co zrobiła, z determinacji. Z braku pewności i niemocy. Tak bardzo chciała mi pokazać swoją siłę, że postanowiła mnie prowokacyjnie dotykać. Nie ruszyłem się, nie chciałem jej przestraszyć, chociaż miałem na to cholerną ochotę. Pozwoliłem jej myśleć, że wygrała. Kurwa, przecież to prawda; to ona jest górą, tym razem prześwietliła mnie na wylot. Zabiera rękę i podnosi do mojego policzka. Głaszcze go i szepcze prosto w moje usta:

– Jest wielki. I tak, masz rację, nie widziałam większego. Masz się czym pochwalić. Ale nie skorzystam. Mam nadzieję, że starczy ci sił, żeby się nim zająć, bo tak się naprężył, że zaraz eksploduje. – Odwraca się i wychodzi z łazienki z uśmiechem satysfakcji na twarzy.

Kurwa, nie wierzę. Cholerna mała diablica.

Wchodzę do wanny i opieram się o nią. Staram się uspokoić, ale nie jestem w stanie. Ta dziewczyna ma ogromny temperament. Myślę, że nie jest taka doświadczona, za jaką próbuje uchodzić. Trudno będzie ją sprowokować. Muszę przyznać, że w tym momencie miała przewagę. Spodziewałem się raczej, że ucieknie. Ale to? To było coś, czego nie brałem pod uwagę. Ma ikrę i cholernie dobrze gra. Wygląda na to, że wpadłem we własne sidła. Cholerna, seksowna lisico, ten numer wymaga zemsty!

Rozdział 2

Kitty

Wyszłam z pokoju Dawida i zamknęłam za sobą drzwi. Jezu, nie mogę uwierzyć, że to zrobiłam. Czułam taki wstyd, ale musiałam mu pokazać, że nie jestem jakąś trzpiotką, którą może rozstawiać po kątach. Bezczelny typ, myślący tylko o sobie. Chociaż byłam w szoku i ciężko było mi zebrać myśli, musiałam dowieść, że jego ciało nie robi na mnie wrażenia. Co ty, głupia, gadasz? Przecież słaniałaś się i byłaś pod wielkim wrażeniem. To był niesamowity widok, te twarde mięśnie i muskularne ramiona – Boże, idealny w całej okazałości. Powoli szłam do siebie, a w mojej głowie wciąż widniał jego wielki członek. Nie mogłam odpędzić tej myśli. Ledwo się wlokłam, moje nogi plątały się ciągle, a ja poruszałam się jak w amoku. Jego piękne ciało chyba już na zawsze pozostanie w moich myślach i będzie mnie prześladowało. Jak się tego pozbyć? Jak oczyścić umysł? Kiedy w końcu dotarłam do łóżka, siły mnie opuściły i ległam na nim bez życia. Boże, nie powiem, żebym była święta, ale zadawałam się raczej z przeciętnymi chłopakami. Młodymi i szukającymi przygody jak ja. Zawsze spotykałam się z nimi przez krótki czas. Nie wiązałam się na dłużej, bo w żadnym z nich nie widziałam potencjalnego partnera. Chwilowe upojenie i zabawa – takie były moje priorytety. Teraz też nie myślę o czymś poważnym, ale, do cholery, z takim facetem jak Dawid zgrzeszyłabym niejeden raz. To ciało do mnie przemawia i już zawsze, kiedy się spotkamy, będę go miała przed oczami w całej okazałości. Popieprzona sytuacja. Muszę się ogarnąć, to nie może się powtórzyć. Nie pokażę mu, że mnie to obeszło, niech nie myśli, że zrobił na mnie wrażenie. Jezu, gdyby to było takie proste… tak po prostu o tym zapomnisz? Popieprzyło cię? Nie da się cofnąć czasu – masz, koleżanko, pozamiatane, teraz musisz udawać jak zawsze. Paranoja. Nie mogę zasnąć – będę marzyła o tej lśniącej, napiętej skórze, twardych mięśniach i potwornej erekcji. Zmuszam się, żeby wstać, bo nie ma sensu się tak męczyć. Przebieram się w krótkie spodenki i koszulkę. Muszę odreagować, bo mi przepali przewody. Wychodzę na korytarz i schodzę do holu. Nie dostrzegam nikogo, więc szybko obieram kierunek do siłowni. Całe szczęście jestem tu sama. Włączam bieżnię, bo to będzie najlepsze do wyładowania się. Głośna muzyka w słuchawkach i szybkie tempo pozwoli mi się zrelaksować. Szybki chód po chwili zmieniam w bieg i zasuwam, jakby mnie ktoś gonił, aż zaczynam krzyczeć:

– Ty pieprzony dupku z wielkim fiutem! Cholerny gnojku z małym rozumkiem! Macho w zwierzęcej skórze! Nabzdyczony fagasie, bzykający co popadnie! Ty tępy fiucie, pieprzę cię! Nie jesteś wart zainteresowania! Nie jesteś nawet wart spojrzenia, ty kanalio z mózgiem małpy! Co, ty kurwa, ze mną robisz?! Jak śmiesz zachowywać się jak jaskiniowiec?! Do cholery, nie rób tego, bo nie ręczę za siebie!

Nie wiem, jak długo to trwało, ale zmęczenie organizmu dało o sobie znać. Ciało mnie bolało, a w głowie mi dudniło. Mam dość, schodzę i zginam się wpół. Jestem przetrenowana jak ten dupek. Nie jestem gotowa, by wracać do pokoju, więc powoli idę w stronę jacuzzi. Najlepszego miejsca w tym domu, włącznie z sauną i krytym basenem. Móc pracować i korzystać ze wszystkich tych luksusów to marzenie niejednej osoby. Raczej nierealne dla wielu. Miałyśmy z Lilly szczęście, że trafiła się taka sposobność, a do tego jest to coś, co uwielbiamy robić. No może ja, bo Lilly jest już praktycznie członkiem rodziny. Niedługo odbędzie się jej ślub z Conorem. Natasza – była podopieczna i przyszła teściowa Lilly – wyzdrowiała i ma się dobrze właściwie tylko dzięki niej. Rozbieram się do naga i wchodzę do gorącej wody. Stawiam na brzegu wcześniej nalane do kieliszka wino i włączam kolorowe światełka oraz bąbelki. Przeznaczona dla pięciu osób, ogromna kwadratowa wanna jawi się jak spełnienie marzeń. Teraz na pewno zapomnę o tym muskularnym ciele… Tak, to jest to, czego potrzebowałam. Opieram wygodnie głowę i przymykam oczy. Przez chwilę nie myślę o niczym, piję wino i wspominam czasy studiów, kiedy balowałam do upadłego. Kluby i prywatki nieraz odbijały mi się czkawką, ale poznałam wówczas wielu wspaniałych ludzi. Czuję, że się zrelaksowałam i poprawił mi się humor. Nawet kiedy wraca obraz nagiego Dawida, uśmiecham się do siebie. Przestaję wyzywać, a dostrzegam jego piękno. Ten człowiek naprawdę wywarł na mnie wrażenie. Nie miałam dotąd okazji podziwiać takiego ciała. Tego widoku nie zamąciła nawet jego poobijana twarz. Może nawet dodała mu neandertalskiego wyglądu, co spotęgowało jego atrakcyjność? Wspomnienia delikatnych muśnięć jego torsu i wypukłości przechodzących w dolne partie na brzuchu, a potem uda, wywołały we mnie mrowienie i gorąco. Kiedy przywołuję w myślach moment, gdy przesuwam palcem po naprężonym członku, ogarnia mnie takie podniecenie, że moje dłonie robią to samo i wdzierają się w zakamarki mojej intymności. Realny obraz Dawida przedziera się przez ściany zboczonego umysłu, a to nie moje, lecz już jego dłonie doprowadzają mnie do stanu, w którym nigdy nie śmiałam przebywać. To, co czuję dzięki moim fantazjom, jest jak najpiękniejsze uniesienie w przestworza. Pragnę jego dotyku i bliskości tu i teraz. Otrzymuję namiastkę tego, co mogłabym czuć w rzeczywistości. Wyobrażam sobie jego dłonie pieszczące moje piersi. Usta spoczywające na moich i pogłębiające się coraz bardziej pocałunki. Wrażenia są tak realne, że pochłaniają mnie całkowicie. Oplatają mój umysł i ciało jak powojnik pragnący za wszelką cenę dostać się do słońca. Słodycz, którą czuję po spełnieniu, jest jak sen. Realne jest tylko to, że sama spowodowałam te odczucia, wierząc, że on mnie dotyka. Otwieram oczy i delektuję się jeszcze jakiś czas tym uczuciem. Nie mam ochoty się ruszyć, chcę tak trwać jeszcze i jeszcze, aż ekstaza całkowicie minie i rozum wróci na swoje miejsce. Wiem, że nie pozwolę na bliskie kontakty z tym człowiekiem, choć moje ciało mówi co innego. To przykre, ale ten gość nie jest dla mnie. Nie potrafi żyć w stałym związku, zresztą ja również nie umiem wyrzec się wolności i niezależności. Tak jest mi dobrze i zawsze tak żyłam. Nie czas na stałe związki, mam jeszcze wiele lat przed sobą; może kiedyś. Za to dla niego liczą się jednorazowe epizody. Takim został stworzony i taki umrze. Wielbi kobiety w momencie, gdy może je posiąść, a potem je zmienia i tak pochłania jedną za drugą. To właśnie Dawid – człowiek niezależny i nieosiągalny. Ja nie będę kolejnym ogniwem w jego łańcuchu spełnienia.

Uspokojona już całkowicie, zmierzam do siebie i w końcu zasypiam. Ranek przyniesie nowe przeżycia i wybory. Kolejne niespodzianki, a może tylko uśmiechy? Kto wie, co nas jutro czeka…

Rozdział 3

dawid

Następnego dnia

Ranek nie przynosi nic dobrego; jestem obolały i czuję się, jakby przegalopowało po mnie stado dzikich mustangów. Mogę przyznać, że obaj dostaliśmy nauczkę. Zwlekam swoje zwłoki z wyra i ledwo dochodzę do łazienki. Spoglądam w lustro i widzę siniaki oraz opuchliznę przy oku. Muszę się pozbyć tego opatrunku z nosa. Ściągam go delikatnie. Kurwa, jak boli, szlag! Pięknie się załatwiłeś. I choć Lilly mi tego nie wybaczy, to mam tylko nadzieję, że Conor jest choć w połowie w tak kiepskim stanie jak ja. Mam szczęście, że do ślubu jeszcze miesiąc, bo byłoby znacznie gorzej. Nos jest na swoim miejscu, ale nie wygląda ładnie. Tak jak reszta mojej twarzy. Myję zęby i wychodzę, bo na co tu patrzeć. Kładę się jeszcze, bo mam wirówkę w mózgu. Zawsze po walkach rozwiązujących nasze konflikty dochodzi do uszkodzenia ciała, a gęby mamy obite i sine przez tydzień. Nie zejdę na śniadanie ze wszystkimi, bo nie mam ochoty wysłuchiwać uszczypliwych przytyków. Spokojnie poleżę i ogarnę się za jakieś dwie godziny, by zejść do kuchni. Tylko że potrzebuję kawy już teraz. Cholera, tak bardzo, że chyba poproszę o nią Viniego. Sięgam po telefon.

– Vini? Czy mógłbyś przynieść mi kawę do pokoju? Nie ruszę się stąd w tej chwili. Nie jestem w stanie.

– Sprawdzę w grafiku, czy mam czas. – Sarkastyczny ton Vincenta jest wręcz śmieszny. Wiem, że zrobi to dla mnie. Ten człowiek ma złote serce. – Jeśli nie znajdę chwili, to przyślę do ciebie Kitty.

Ożeż! Nie! Tylko nie ona! Celowo tak mówi, żeby mi dopiec. Tylko, kurwa, za co?

– Bardzo śmieszne, wiesz? Już dziękuję, nie kłopocz się, może jakoś zejdę na dół. – Odkładam telefon i utyskuję w myślach: Cholera jasna, że też musi prosić właśnie ją. Wczoraj zrobił ten sam numer. Czy on chce nas ze sobą zeswatać? Szlag, tylko nie to!

Przekręcam się na bok i zamykam oczy. Pod powiekami widzę postać pięknej kobiety. Jest olśniewająca, gdy stoi w słońcu z rozwianymi na wietrze długimi blond włosami. Jej anielskie ciało tańczy w blasku promieni w taki sposób, jakby śpiew skowronków, który słyszę w wyobraźni, był melodią napisaną specjalnie na tę okoliczność. Jej uroda przyćmiewa wszystko wokół, a grację, z jaką się porusza, można porównać do naturalnych ruchów dzikiej pantery. Postrzeganie tej kobiety w taki sposób jest niezdrowe. Nie umiem wytłumaczyć swojego zachowania. Tylko przy niej czuję tak silną wolę posiadania. Mam wrażenie, że Conor poza oczywistymi ubytkami ciała zafundował mi także uszkodzenia mózgu.

Do jasnej cholery, ogarnij się, człowieku, ta kobieta nie jest dla ciebie. Głupcze, po co zawracasz sobie nią głowę. Co z tego, że cię kusi, jeżeli nie wytrzymasz z nią długo? Zagada cię na śmierć. Pieprzyć to wszystko. Nie i koniec. Muszę ją ignorować. Tak będzie najprościej. Zapomnę o tej dzikusce, kiedy zaspokoję swoje potrzeby w innych ramionach.

Chodziłem w kółko po pokoju i przemyśliwałem strategię, kiedy usłyszałem pukanie do drzwi. Staję przed nimi i zastanawiam się, czy to nie jest Kitty. Trzęsącą ręką łapię za klamkę i otwieram drzwi. Na szczęście jest to kucharz.

– Dziękuję, że sam się pofatygowałeś, nie mam ochoty oglądać teraz nikogo. Zwłaszcza jej. – Odbieram tacę od staruszka i stawiam na stoliku. Natychmiast nalewam do filiżanki kawy i upijam łyk, delektując się jej smakiem. – Wyśmienita, taka jak lubię. Potrafisz dogodzić człowiekowi, przyjacielu.

– Nic wielkiego, kiedy się przebywa z kimś od jego urodzenia. Wiesz, że nie ma rzeczy, której bym nie zrobił dla ciebie i Conora. Tym bardziej jestem wam wdzięczny za przygarnięcie nas do siebie. Mój zięć był głupcem, że tego nie rozumiał, a moja córka nie wiedziała, co czyni, wychodząc za tego palanta. Dlatego rozumiem twoje wczorajsze postępowanie i nie oceniam cię.

Siadam bezradny na skraju łóżka i przyglądam się jego twarzy.

– Jestem ci wdzięczny, że mnie nie oceniasz. Dziękuję, że jesteś i zastępujesz mi ojca, którego właściwie nie miałem. Ale gdybym go miał, to taki właśnie powinien być. – Spuszczam wzrok, bo łza kręci się w oku i nie chcę, żeby to zobaczył. Podchodzi do mnie i kładzie dłoń na moim ramieniu; wówczas spoglądam na niego i dostrzegam wdzięczność w jego oczach. Nic nie mówi, bo nie musi – po prostu wychodzi. Siedzę tak, wpatrując się w przestrzeń. Wracają wspomnienia z przeszłości, zarówno tej dalszej, jak i bliższej. Przeplatają się ze sobą bez sensu jak w filmie z wyciętymi kadrami, które ktoś byle jak posklejał. Otrząsam się i dopijam kawę, po czym tuląc do siebie poduszkę, pogrążam się w nicości.

* * *

– Dawid! Obudź się, do cholery!

– Co jest, do diaska! Czemu mnie szarpiesz? – Podnoszę zaspany wzrok i widzę przed oczami twarz mojego brata. Zakrywam się rękoma. – Stało się coś? Dlaczego mnie budzisz? Chcę spać.

– Niestety, nie pozwolę ci na to. Jest już wieczór, a ciebie zmogło jak po utracie przytomności. Jak się czujesz? Nie boli cię głowa, czy coś? Lilly mnie do ciebie wysłała, bo się martwi. Myślała już, że dostałeś mocno w głowę i dlatego śpisz. Możesz wstać? Gadaj, do cholery, bo ona mi głowę zmyje, jak się czegoś konkretnego nie dowiem.

Podnoszę się nieznacznie, ale faktycznie świat wiruje mi przed oczami. Opadam na poduszkę i łapię się za głowę.

– Cholera, nie wiem, mam jakąś wirówkę w mózgu. Może rzeczywiście za mocno mi przywaliłeś. Wczoraj nic mi nie było. To chyba z głodu. Nic nie jadłem, odkąd wróciłem.

– Idę po dziewczyny. Lepiej, żeby cię obejrzały. Może będzie trzeba wezwać lekarza.

– Nigdzie nie idź, to tylko z głodu i braku snu. Wiesz, ile czasu nie spałem? Mogłem się zdrzemnąć tylko na chwilę, bo ciągła obserwacja wykluczała sen. Przejdzie, potrzebuję tylko kawy.

– Gówno mnie obchodzi, czego potrzebujesz, idę i koniec. Nie ruszaj się, bo zabiję!

– Okej, okej, tylko nie wołaj Kitty, nie chcę jej widzieć. Ta mała czarownica, jak tylko będzie miała okazję, pogorszy mój stan, zamiast uzdrowić.

Zdziwienie na twarzy Conora mówi, że będę musiał się wytłumaczyć, ale nie mam na to ochoty. Ani teraz, ani później.

– No, no, widzę, że coś tu zaszło, ale nie czas na to, idę.

Kurwa, naprawdę czuję się fatalnie. Głowa mnie napierdala, a w mózgu szumi. Do tego jeszcze cholerny żołądek kurczy się i powoduje, że chce mi się rzygać. Kładę się na bok i zakrywam poduszką, znowu odpływam w nicość. Słyszę jakieś głosy, ale nie wiem, do kogo należą. Ktoś mnie przewraca i dotyka; dopiero po chwili się orientuję, co się dzieje.

– Lilly?

– Tak, to ja. Powiedz, czy mnie rozumiesz, okej? Zadam ci kilka pytań i proszę, odpowiedz na nie szczerze.

– Skoro już musisz, to pytaj.

– Odczuwasz ból głowy, może zawroty?

– Huczy mi we łbie, jakby stado koni przebiegało przez mój mózg, i kręci mi się w głowie, kiedy się unoszę.

Spogląda na mnie zmartwiona, ale pyta dalej:

– Czy pamiętasz wyraźnie wydarzenia sprzed walki i po niej? Zastanów się chwilę.

– Tak, zdaje się, że moja pamięć nie szwankuje. Sięgam pamięcią wstecz i widzę zamazane obrazy, ale wiem, co robiłem. Po co te wszystkie pytania? Nic mi nie jest. Daj mi tabletkę od bólu i tyle, przejdzie samo.

– Nie, nie. Nie będziemy się tak bawić, Dawidzie. Ja tu jestem pielęgniarką, a jeśli ci się nie podobam, to mogę zawołać inną, która z pewnością postawi cię na nogi.

– Nie, dziękuję, ty mi wystarczysz. Tobie ufam jak nikomu innemu. Rób, co musisz, bo czuję, że znowu zasnę.

– Zadam jeszcze kilka pytań i sprawdzę w tym czasie twoje parametry życiowe. Czy ciężko ci się oddycha? Oddech jest płytki czy głęboki?

– Prawdę mówiąc, to nie mogę wprowadzić do końca powietrza do płuc, jakby mnie zatykało.

Lilly bada mnie w tym czasie stetoskopem, a potem mierzy mi ciśnienie i sprawdza oczy. Cholerna pielęgniarka, musi mnie tak szczegółowo badać? Conor stoi i przygląda się wszystkiemu z dziwną miną. Pysk ma siny i to raczej on potrzebuje pomocy. Ja jestem tylko zmęczony i niedożywiony.

– Po co to wszystko robisz, Lilly? – pytam.

– Wyglądasz i zachowujesz się niezdrowo i mam pewne podejrzenia, ale o tym później. Nie marudź już i odpowiadaj na moje pytania. Widzę też, że jesteś rozdrażniony, a moje badanie potwierdza nieprawidłowości. Czy zbiera ci się na wymioty?

– Tak, ale jestem głodny, to dlatego.

– Nie, nie dlatego, Dawidzie. Conor, dzwoń po karetkę, musi mieć zrobiony rezonans, i to natychmiast. Myślę, że to wstrząśnienie mózgu; potrzebuję badań i obserwacji lekarza.

– Zwariowałaś? Nigdzie nie jadę. Wybijcie to sobie z głowy.

Podnoszę się do siadu, ale robię to zbyt gwałtownie i padam zemdlony z powrotem na poduszkę.

* * *

Budzę się w obcym miejscu i nie podoba mi się to. Kręci się wokół mnie jakiś facet w fartuchu i obca kobieta, która podłącza mi jakieś ustrojstwa do ciała. Co tu się, kurwa, dzieje?

– Gdzie ja jestem? Co mi, do cholery, robicie? Zostawcie moje ciało w spokoju! I dlaczego jestem rozebrany? Kurwa, gdzie jest Conor i Lilly?

– Jesteśmy, spokojnie. Jesteś w szpitalu, ale lekarz mówi, że nic ci nie będzie. – Conor podchodzi do mnie i łapie mnie za rękę. – Musisz przejść kilka badań, bo niestety okazuje się, że uszkodziłem cię trochę bardziej, niż zamierzałem.

– Chyba ja ciebie. Widziałeś się w lusterku, cholerny mądralo? – śmieję się mu w twarz, bo to, co mówi, jest śmieszne. Może i jestem poobijany, ale on również. – Wyjaśnicie mi w końcu, co mi jest, czy mam wstać i sobie pójść. Nie zatrzymacie mnie w pieprzonym szpitalu!

– Panie Janson, jestem tu lekarzem i wynika z tego, że też kompetentną osobą do udzielenia odpowiedzi na pytania o pański stan zdrowia. Ma pan wstrząśnienie mózgu i musimy to kontrolować przez jakiś czas, ponieważ po urazie i wstrząśnieniu możliwe są powikłania, takie jak krwiak mózgu. Chory w takim przypadku powinien przebywać w spokojnym otoczeniu i nie nadwyrężać wzroku. Zrobiliśmy rezonans, który na szczęście nie wykazał trwałych uszkodzeń głowy i mózgu. Jednak objawy, które pan wykazuje, są dość niepokojące. Kilka dni w szpitalu i będzie pan zdrów jak ryba… no, powiedzmy, bo przez kilka najbliższych dni poza dolegliwościami takimi jak ból czy zawroty głowy mogą następować także nudności i zaburzenia koncentracji.

– No to wspaniale, jestem szczęśliwy. Proszę mi zrobić te badania i mnie wypisać. Najlepiej odpocznę w domu, a lekarz będzie mnie codziennie odwiedzał.

– Jak pan woli, ale radziłbym, by pozostał pan jakiś czas w szpitalu.

– Doktor ma rację, Dawidzie. – Lilly spogląda na mnie zmartwiona.

– Nic z tego. Jesteś pielęgniarką, niejedną zresztą w naszym domu, dodatkowo mamy prywatnego lekarza, który może się zjawiać nawet dziesięć razy dziennie, jak będzie trzeba. Panie doktorze, zostanę do jutra i ani chwili dłużej. Conor, podejdź do mnie i się nachyl, muszę ci coś powiedzieć – szepczę, żeby mnie inni nie słyszeli. – Zabierz stąd Lilly, w tym szpitalu pracuje Lee. Nie możemy jej narażać. Jak tylko wrócę, porozmawiamy o tym, a teraz już idźcie. Nie przeżyłbym, gdyby ją teraz zobaczył i przedsięwziął jakieś kroki. Śledzimy go, ale to nie znaczy, że nic jej nie grozi. – Niestety, nie mam już więcej sił na dalszą rozmowę, więc odwracam głowę i zasypiam.

Co, do cholery? Byłem w tym cholernym szpitalu, czy mi się tylko śniło? Okna są pozasłaniane, ale poznaję swój pokój, nie mam chyba zwidów. Musiałem porządnie dostać w głowę, bo wydawało mi się, że leżę pod jakąś aparaturą i kręcą się przy mnie ludzie w fartuchach. Wykonują jakieś badania i kłują mnie w ręce.

– Dzień dobry, Dawidzie, obudziłeś się w końcu. Jak się czujesz? – Lilly podchodzi i chwyta mnie za nadgarstek, patrząc jednocześnie na zegarek.

– Co ty robisz, dziewczyno? Dlaczego mierzysz mi puls?

– Nie pamiętasz? Byłeś w szpitalu, a teraz ja na zmianę z Kitty kontrolujemy twoje samopoczucie.

– Co?

Właśnie w tej chwili dziewczyna wchodzi do pokoju z tacą. Coś pięknie pachnie; od razu głodnieję.

– Posłuchaj, minęły dwa dni, a dokładnie dwa i pół od momentu, kiedy się z Conorem biliście. Wczoraj byłeś w szpitalu, a dziś karetka przywiozła cię do domu dwie godziny temu. Cały czas spałeś dzięki środkom usypiającym. Bardzo się stawiałeś, a przy wstrząsie musisz być spokojny.

– Okej, ale dlaczego tu jest tak ciemno?

– Nie jest ciemno, ja wszystko widzę. Zasłoniłyśmy okna, bo musisz oszczędzać wzrok. Teraz usiądź, bo powinieneś coś zjeść.

Kitty podchodzi do mnie, więc siadam niezdarnie na łóżku. Rozkłada nóżki tacy i stawia ją przy mnie. Spoglądam na nią, bo może chce mi dogadać, ale się nie odzywa, tylko patrzy współczująco w tak słodki sposób, że nawet mi się to podoba, choć cholernie zastanawia mnie dlaczego. Spodziewałem się raczej nienawiści albo bezczelnego wyrazu twarzy. Dostrzegam też, że nie spogląda na mnie, kiedy stawia przede mną tacę, a nawet wydaje się zawstydzona. Tak… nie dziwię się jej, sam też bym się tak czuł po incydencie w łazience. Uśmiecham się pod nosem i zabieram do jedzenia, przeżuwając powoli każdy kęs.

– Jak zjem, chciałbym porozmawiać z Conorem. Tak w ogóle to miałem was prosić, żebyście go do mnie zawołały, ale sam się do niego pofatyguję.

– Nic z tego, napaleńcu, nigdzie nie pójdziesz, nie wolno ci jeszcze łazić po posesji. Jesteś zbyt słaby i w każdej chwili możesz mieć zawrót głowy i upaść; to nie skończyłoby się dobrze. – Kitty siada na skraju łóżka i przygląda mi się, a ja dostrzegam, jak patrzy na moją gołą klatę. Trwało to kilka sekund, bo kiedy się zorientowała, że to zauważyłem, zarumieniła się. Wstaje szybko i, nie patrząc na mnie, mówi: – Dlatego Lilly pójdzie po Conora, a ja cię przypilnuję.

– No jasne, już widzę, jak dasz radę mnie zatrzymać.

– Jak będę musiała, to cię przywiążę. Więc nie pyskuj, tylko wcinaj – wypowiedziała te słowa z taką zawziętością, że mało się nie udławiłem. No, no… kotka pokazała pazurki i drapie.

– No proszę, a już myślałem, że złagodniałaś. Niestety wróciłaś. Cholera, oblałem się! Widzisz, to wszystko przez ciebie!

– Chyba muszę was rozdzielić, miałaś go nie denerwować. Powstrzymaj się od sarkazmów. On naprawdę potrzebuje spokoju – wtrąca się Lilly.

– Widzisz? Posłuchaj mądrej koleżanki i przystopuj. Podoba mi się to, że musisz być miła.

Lilly wychodzi, a ta mała czarownica pochyla się do mnie i szepcze:

– Masz szczęście, że jesteś chory, bo pokazałabym ci, co potrafię. Jeszcze przyjdzie na to czas, a teraz nie odzywaj się do mnie. Jedz i odpoczywaj.

– Super rozwiązanie. Ty nie możesz, ale nie jest powiedziane, że ja nie mogę cię doprowadzać do szaleństwa. – Uśmiecham się pod nosem i dotykam jej podbródka. Wtedy wstaje i siada na krześle przy biurku. Mam ubaw z tego, że mogę ją drażnić bezkarnie. – Powiedz mi, Kitty, czy śniłaś o moim nabrzmiałym członku? Miałaś związane z nim sny erotyczne?

– Widzę, że ten udar uszkodził ci komórki, bo gadasz od rzeczy. Ale spokojnie, przypomnisz sobie szczegóły, bo o ile dobrze pamiętam, to było ci głupio, kiedy cię dotykałam. Nie martw się jednak tym, bo nie wolno ci się denerwować. Spokój, Dawidzie, tylko spokój cię uratuje.

Chichot roznosi się po pokoju, a ja spostrzegam, że to jej maska obronna. Nie ma co, ta dziewczyna kiedyś wpędzi mnie do grobu. Właśnie wszedł Conor i mogę oderwać od niej myśli.

– Jak się czujesz, brachu?

– Ja dobrze, ale zdaje się, że Kitty ma urojenia. – Spoglądam na nią z satysfakcją, mrużąc oczy. Wstaje i nic nie mówiąc, wychodzi z podniesioną głową.

– Widzę, że nie odpuszczacie. To naprawdę dobra dziewczyna, Dawidzie. Dlaczego nie możecie się jakoś dogadać?

– Dogadać? Nie, ja mogę ją jedynie przerżnąć, bo nie powiem, ale mam na nią cholerną ochotę. Mój fiut aż pieje, żeby się w niej zanurzyć, ale dogadać się nie ma mowy. Ta dziewczyna, kiedy otwiera usta, jest jak prąd. Razi, a jak nie będziesz ostrożny, to cię w końcu zabije. Ale nie o tym chciałem rozmawiać. Przynieś z garderoby mój plecak.

– Ten?

– Tak, podaj mi go.

Otwieram plecak i wyciągam z niego pudełeczko.

– Proszę, otwórz – mówię do Conora.

– Co to jest?

Wyciąga złoty naszyjnik w kształcie serca z zatopionymi w nim kamieniami.

– To dla Lilly, daj jej go.

– Piękny, ale dlaczego mam jej podarować naszyjnik od ciebie?

– Nie ode mnie, tylko od ciebie. To jest nadajnik, który musi stale nosić. Powiedz jej to i dopilnuj, żeby go nie zdejmowała. Jeśli się jej nie spodoba, to zapytaj, czego pragnie, a dostanie, co tylko sobie zamarzy.

– Dziękuję, to mnie uspokaja, bo martwię się, że on może ją w końcu znaleźć. Musimy się tym zająć, kiedy dojdziesz do siebie. Wiem, że go śledzicie, ale wolałbym, żeby zniknął z tego świata na zawsze. Na szczęście się nie domyśla, gdzie jej szukać. Nie mam już cierpliwości i musimy się nim zająć.

– Jeszcze jedno, daj mi telefon. Zainstaluję ci odpowiednią aplikację do namierzania tego naszyjnika. Będziemy wiedzieli, gdzie jest. Nie chcę jej ograniczać. Kiedy zgarniemy Lee, będzie go mogła zdjąć. Jak na razie jest pod stałą obserwacją, depczemy mu po piętach, więc się więcej nie wyrwie.

Oddaję telefon i próbuję wstać.

– Dlaczego się podnosisz? – pyta Conor.

– Wybacz, ale nie mam ochoty się sfajdać w gacie. Potrzebuję też prysznica. Jakoś dam radę, nie jestem inwalidą. – Spuszczam nogi i się podnoszę, ale zawroty wracają. Kurwa! Jestem słaby jak dzieciak. Cholera, to przez to, że długo nie jadłem.

– Poczekaj, głupcze, pomogę ci. Przecież rozbijesz ten łeb jeszcze bardziej, jak upadniesz.

– Dobrze, że dziewczyny poszły, bo gotowe przynieść mi basen i umyć w łóżku jak nieudacznika. Okej, podaj mi ramię, wesprę się i jakoś dojdę do łazienki.

Po paru krokach stwierdziłem, że nie jest tak źle. Conor mnie pilnował, chociaż kazałem mu wyjść.

– Będziesz tu sterczał przez cały czas? Nie masz nic innego do roboty? Idź się zabawić, nie potrzebuję niańki.

– Śmieszne, ale potrzebujesz. Sam sobie zgotowałeś taki los, więc przez jakiś czas musisz współpracować.

– Cholerny anioł stróż. Może mi jeszcze tyłek podetrzesz, co?

Ironia chyba go rozbawiła, bo nie omieszkał sprawdzić, czy nie mam gorączki.

– Możesz nam dogryzać, bo podobno w twoim przypadku to normalne, ale teraz właź pod prysznic. – Podaje mi rękę, którą przyjmuję, bo przy podnoszeniu się mam problemy z zachowaniem równowagi.

– Dobra, jestem gotowy, ale nie będę leżał w łóżku jak kaleka. Koniec kropka. Ubieram się i idę na dół. – Zamykam się w kabinie i ignoruję dalsze wywody. Nikt mnie nie będzie więził, nawet rodzony brat.

Rozdział 4

kitty

Schodzę do salonu, gdzie od jakiegoś czasu przebywają kobiety i mały Fabio, bawiący się samochodzikami i klockami. Natasza dzierga coś na drutach, a Emma i Lilly popijają sok. Kiedy tak się przyglądam przez chwilę temu obrazkowi, uśmiecham się do siebie, bo podoba mi się to, co widzę. Rodzinna sielanka trwała w najlepsze. Niesamowite, jak wessał mnie ich świat. Może dlatego, że mamy nie pamiętam, bo odeszła od ojca, kiedy byłam malutka, i ślad po niej zaginął. Tata przykładał się do wychowania mnie na tyle, że niczego mi nie brakowało, oprócz prawdziwej miłości. Brak matki wynagradzał mi prezentami i wyjazdami na wczasy. Nauczyłam się żyć bez nich obojga. Praca, którą wykonywał, pochłaniała go bez reszty; wsiąkał w nią i nie pytał o moje potrzeby emocjonalne. Co z tego, że miałam wszystko, skoro żadna z tych rzeczy nie pomogła mi w rozwiązaniu moich problemów. W dzieciństwie wyrachowana niania rozstawiała mnie po kątach, a kiedy chciałam się poskarżyć, to nie miałam komu. Odetchnęłam dopiero, kiedy poszłam na studia. Tam zdobyłam przyjaciół i robiłam, co chciałam. Jedną z osób, które wtedy poznałam, była Lilly. Wierna i zaufana dziewczyna, z którą jestem blisko do dziś. Tylko dzięki niej nie zwariowałam. Ojciec, znany chirurg plastyczny, myślał i myśli tylko o tym, bym znalazła bogatego i statecznego męża. Ostatnio też wiercił mi dziurę w brzuchu, że ma dla mnie jakiegoś kandydata i nalega na związanie się z nim. Mówi, że to dla mojego dobra, że dzięki temu niczego mi w życiu nie zabraknie. Wmawia mi, że z niczym sobie sama nie poradzę i potrzebuję kogoś, kto zapewni mi godny byt. Gdy tak o tym myślę, to stwierdzam, że mój własny ojciec w ogóle mnie nie zna. Nie ma pojęcia, kim jestem. Kiedy do mnie dzwoni, nie pyta, jak mi minął dzień lub czy jestem szczęśliwa i jak w pracy. Widzi we mnie niezdarną kobietę, która się tylko bawi i trwoni jego pieniądze. Odcięłam się od niego dzięki Lilly, która poleciła mnie jako nianię dla małego Fabia. Jestem jej za to wdzięczna, bo teraz ojciec nie może mnie przynajmniej szantażować finansowo. Dostaję ogromne wynagrodzenie za swoją pracę i mieszkam w tej wielkiej posiadłości, co pozwala mi być niezależną. Jest zły jak cholera, że uciekłam i nie wie, gdzie jestem, a najbardziej go boli, że nie może mnie już kontrolować. Wręcz każe mi wracać do mieszkania, które mi kupił, i nie zachowywać się jak rozkapryszona gówniara. Uśmiecham się, bo wiem, że już nie muszę się nim martwić. Teraz to tutaj jest moje miejsce.

Kucam przy dziecku i zaczynam z nim budować garaż dla aut. Przytula się do mnie i pokazuje, że chce czerwony z białym dachem. Jak zawsze się świetnie bawimy – uwielbiam tego chłopca i chętnie spędzam z nim czas. Kiedy tak na niego patrzę, to myślę o własnym dziecku. Może kiedyś pokocham kogoś z wzajemnością i uda mi się stworzyć tak samo udany związek jak ten Lilly i Conora. Przed moimi oczami staje Dawid we własnej osobie, a mnie zatyka, bo nie spodziewałam się go tutaj dzisiaj. Miał zostać w swoim pokoju.

– Wujku, jesteś? Myślałem, że jesteś choly. Babi mówiła, ze nie mozes do mnie psyjść. – Słodziak biegnie i przytula się do jego nóg.

– Wiesz, troszkę mnie boli głowa, ale już dobrze się czuję. Tylko pozwól mi usiąść, a wezmę cię na kolana, dobrze?

– Tak, tak, chodź ze mną, tutaj jest miękko. – Fabio ciągnie go za sobą, a ja przyglądam się z uśmiechem, bo podoba mi się ich relacja.

Dawid kocha małego nad życie. Jest wspaniałym wujkiem. Byłby cudownym ojcem… Szybko ocieram łzę i wstaję, bo potrzebuję czegoś do picia. Dostrzegam ukradkowe spojrzenie Dawida, co mnie rozprasza i oblewam się sokiem.

– Nie… kurczę. Ale ze mnie niezdara. – Wycieram szybko plamę chusteczkami. Ale porażka…

– Ciocia Kitty ma dziurawe ręce – mówi Dawid ze śmiechem, który udziela się małemu.

– Rzeczywiście, bardzo śmieszne… A widziałeś, Fabio, jak wujek sobie pomalował oczy? – Odgryzam się, bo wiem, że dziecko nie puści tego mimo uszu. Może nie powinnam się nabijać z czyjejś krzywdy, ale on na to zasługuje. Miałam rację, bo malec popatrzył uważniej i spostrzegł kolorowe kręgi.