Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Conor Janson to skrywający wiele tajemnic bezwzględny boss mafii rodzinnej. Budzi postrach wśród ludzi, ale dla rodziny jest w stanie poświęcić własne życie. Playboy, który nie składający kobietom żadnych obietnic i nie angażuje się w stałe związki, co jest według niego wygodne i bezpieczne. Kiedy w jego domu pojawia się pewna piękna dziewczyna, do jego poukładanego świata wkrada się namiętność, a skrywane sekrety, zaczynają coraz bardziej ciążyć. Czy podoła i oprze się żądzy, jaką odczuwa do pięknego rudzielca?
Lilly Daviss przez wiele lat zajmowała się chorą matką, nie zważając na własne potrzeby. Po traumatycznych przeżyciach niespodziewanie dostaje szansę na rozpoczęcie nowego rozdziału, w którym pojawia się Conor. Ale czy uda jej się uciec od przeszłości? Jak odnajdzie się w całkiem nowej sytuacji, która zaskakuje nawet ją samą? Czy jej życie zmieni się na lepsze, a w sercu nastanie spokój?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 426
Rok wydania: 2024
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
TOM I
Dziękuję moim córkom Anicie i Aleksandrze oraz synowej Dagmarze za to, że wierzyłyście we mnie, wspierałyście podczas tworzenia tej historii i okazałyście mi mnóstwo cierpliwości. Podziękowania przekazuję również mojemu mężowi Robertowi i synowi Pawłowi. Wasza wyrozumiałość i dobre słowa dodawały mi skrzydeł i pozwalały wierzyć w siebie.
Rozdział 1
CONOR
Aktualnie
Obserwuję rudowłosą dziewczynę w czerwonej sukience.
Tańczy na parkiecie i wygląda tak seksownie, że mam ochotę ją przelecieć, nie przejmując się tym, że wszyscy będą się temu przyglądać. Dziewczyna opędza się od każdego faceta, który się do niej zbliży. Patrzę i podziwiam ją z zachwytem na twarzy. Materiał opina się na niej nieprzyzwoicie i sprawia, że chciałoby się go zedrzeć, by pieścić to przepiękne ciało. Te włosy, całe w blasku kolorowych świateł, nadają jej wygląd anioła. Zastanawiam się, skąd się tutaj wzięła. Do tej pory nie widywałem jej w moich klubach, za to jej koleżanka jest stałą ich bywalczynią.
W tej samej chwili zjawia się Margaret, całując mnie w usta na powitanie. Rozpraszam się i przesuwam, robiąc jej miejsce obok siebie. Jest cała w skowronkach, w przeciwieństwie do mnie. Wracam wzrokiem do rudowłosej piękności. Na dźwięk głosu mojego młodszego brata, Davida, niechętnie odrywam od niej wzrok. Odbieram od niego szklankę z whisky.
– Kogo tak intensywnie obserwujesz, braciszku? – zwraca się do mnie i zagląda na parkiet. – Cholera, wybaczcie, muszę z kimś porozmawiać. – Zrywa się nagle z miejsca ze skruszoną miną – Schodzę na dół, ptaszki, a wy bawcie się dobrze.
W złości wystawiam mu środkowy palec za to, że zostawia mnie sam na sam z Margaret. Znowu będzie się do mnie przystawiać. Z rezygnacją patrzę na kobietę w czerwieni. Dobrze się bawi ze swoją koleżanką.
Cholera, wygląda tak uroczo.
– Boże, co jest ze mną nie tak? Przecież mogę mieć wszystkie te dziewczyny – wzdycham do siebie.
Margaret łapie mnie za kolano. Spoglądam na nią gniewnie w odpowiedzi.
– O co chodzi? – mówię i odsuwam jej rękę.
Robi obrażoną minę. Kurwa, to już szczyt. Musi w końcu zrozumieć, gdzie jest jej miejsce. Oczywiście, zajmuje się moimi hotelami i klubami i cenię ją za profesjonalizm, ale to ja tutaj ustalam zasady i będę ją brał, kiedy będę miał na to ochotę. Dzisiaj nie jestem w nastroju na takie gierki.
– Możesz mi powiedzieć, czemu nadal tutaj jesteś?
– Oczywiście – syczy zirytowana. – Jutro odbędzie się casting na opiekunkę dla twojej matki. Bądź w hotelu Sunny Beach o godzinie dziesiątej.
– Będę. – Spoglądam na nią karcącym wzrokiem. – Już wszystko? Bo idę do baru – mówię z irytacją.
– Tak, to wszystko. Tylko myślałam, że spędzimy dzisiejszą noc razem…
– To nie myśl, Margaret. Musisz w końcu zrozumieć, że to nie ty decydujesz, czy się z tobą prześpię. Nie wyobrażaj sobie zbyt wiele. Płacę ci nie za myślenie, a za pracę, więc zajmij się nią profesjonalnie – warczę przez zaciśnięte zęby i odchodzę.
Zbiegam po schodach i podchodzę do baru.
– Nalej mi podwójną whisky.
Wypijam całość na raz.
– Podać jeszcze raz to samo? – pyta barman.
– Tak. – Biorę trunek i odwracam się, żeby popatrzeć na moją rudowłosą piękność. Wygląda oszałamiająco, gdy tak kręci biodrami do rytmu. Przechodzi mnie dreszcz po całym ciele, a w spodniach robi mi się ciasno. Boże.
– Znajdę cię i będziesz moja – mówię do siebie szeptem.
Łykam alkohol i rozglądam się za Davidem. Rozmawia z kimś. Odciągam go na bok i mówię poważnym głosem:
– Bracie, posłuchaj mnie teraz uważnie. Chcę, żebyś namierzył dla mnie dziewczynę, którą widzieliśmy z balkonu. Zrób to szybko, bo zależy mi na czasie. Masz się o niej dowiedzieć wszystkiego od urodzenia aż do dziś, rozumiesz?!
Odwracam się w stronę parkietu, ale jej już tam nie ma.
– Cholera jasna!
– Matko, wyluzuj, Conor. Po co ci te informacje? Odmówiła ci czy co? – podśmiewa się mój durny brat. – Chcesz jej zatruć życie?
– Nie o to chodzi! Po prostu zrób, co mówię.
– Już rozumiem. – Mój uparty brat nie odpuszcza. – To ją obserwowałeś przez cały wieczór? Zdaje się, że wpadła ci w oko?
Mierzę go wzrokiem, a on odsuwa się i podnosi ręce w geście poddania.
– Dobrze już, dobrze. Będziesz chciał pogadać, to daj znać.
– Nic ci do tego. Wracam do naszej posiadłości, bo mam od cholery roboty.
– Okej, ale co z Margaret? Zostawisz ją tutaj samą? – dopytuje mój troskliwy braciszek.
– Jest już dużą dziewczynką. Poradzi sobie sama.
– Okej, w takim razie idę działać – oświadcza, uśmiechając się do siebie David.
W tym czasie podjeżdża mój samochód. Siadam na tylnym siedzeniu i uśmiecham się do siebie. Biorę z barku butelkę i nalewam sobie drinka. Tak… moje myśli wciąż krążą wokół pięknej nieznajomej. Wiem, że nie zmrużę dzisiaj oka, więc postanawiam zająć się czymś pożytecznym. Niedługo nastąpi przerzut, więc muszę dograć parę spraw.
Rozdział 2
LILLY
Tego samego dnia
Mieszkanie mojej przyjaciółki jest śliczne.
Mieści się na drugim piętrze w spokojnej dzielnicy. Loftowy, przestronny salon jest połączony z jadalnią i kuchnią. Jasno i minimalistycznie. Kitty nigdy nie musiała się o nic martwić. Jej ojciec jest wziętym chirurgiem plastycznym, obsługującym największe sławy Florydy. Mieszkanie dostała od niego w prezencie za ukończenie studiów.
Po śmierci mojej mamy zaproponowała mi, żebym z nią zamieszkała. Nie chciałam opuszczać ukochanego Orlando i domu rodziców, jednak po ostatnich wydarzeniach nie miałam w sumie innego wyjścia. Bałam się wychodzić z domu, więc zrezygnowałam z pracy, a dom wystawiłam na sprzedaż.
No i proszę, jestem.
Kitty tak bardzo cieszy się z mojej decyzji. Wciąż mnie szczypie, bo nie wierzy, że naprawdę tu przyjechałam. Nie mogłam jej powiedzieć, co się tak naprawdę stało. Nie chcę jej przygnębiać moimi problemami. Postanowiłam zacząć nowe życie. Tak, nowa Lilly, w nowym mieście, z dala od przeszłości i notorycznego strachu. Liczy się tu i teraz. Wyjdę w końcu do ludzi.
– Lilly! Chodź szybko, znalazłam coś! – krzyczy do mnie przyjaciółka.
Wychodzę z łazienki i siadam obok niej na kanapie. Widzę gazetę otwartą na stronie z ogłoszeniami, a Kitty pokazuje palcem na jedno z nich.
– Słuchaj, ktoś poszukuje opiekunki. Są bardzo dobre warunki i świetna płaca. Casting odbędzie się jutro, w hotelu Sunny Beach, o dziesiątej rano. Twoje wykształcenie i doświadczenie idealnie pasują do postawionych tu wymagań.
Czytam anons i uśmiecham się szeroko, bo właśnie dostrzegłam światełko w tunelu. Pierwszy krok ku nowemu życiu.
– Kitty, jesteś kochana. Już myślałam, że będę musiała znowu wrócić do pracy w szpitalu – mówię i uśmiecham się do niej szeroko.
– Co się tak szczerzysz? Jeszcze cię nie zatrudnili. Poczekaj z tą radością – droczy się ze mną. – Pójdziesz na rozmowę, oczarujesz ich wszystkich i od razu cię zatrudnią. Zobaczysz, mówię ci, że tak będzie – mówi z pełną powagą moja przyjaciółka. – Teraz chodź ze mną do garderoby, bo musimy cię jakoś ubrać.
– Po co? Przecież mam co na siebie włożyć. Nie musisz wciskać mnie w te twoje nieszczęsne, obcisłe sukienki. Jestem jaka jestem.
– Nie gadaj, tylko rusz ten swój zgrabny tyłeczek. Potrzebujesz metamorfozy. Idziemy się napić i potańczyć. Nie wyjdziesz przecież w dresie. Dość już siedzenia w domu i zajmowania się wszystkimi, tylko nie sobą. Musisz wyjść do ludzi, poznać jakiegoś faceta. Ty w ogóle nie masz doświadczenia, mówię tu o seksie, kochana. Potrzebujesz takiego, który odkryje twoje najskrytsze i najbardziej perwersyjne pragnienia. Dobrze by ci to zrobiło.
– Ale się uruchomiłaś. Mam nadzieję, że wiesz, co robisz, bo ja nie mam pojęcia, o co ci chodzi. – Patrzę na nią z powątpiewaniem. – Dobra, niech będzie. Dawaj te łachy. Przekonamy się, czy można zrobić ze mnie seksbombę, ale mam nadzieję, że pamiętasz, że jak tylko trochę wypiję, to wyłącza mi się mózg i robię rzeczy, których później żałuję. Robisz to specjalnie i ostrzegam cię, Kitty, że jeśli mnie nie przypilnujesz, to źle się to skończy.
– Obiecuję, nic ci nie będzie. To tylko zabawa. Napijemy się, potańczymy z przystojniakami, a potem wrócimy całe i zdrowe do domu.
Patrzy na mnie z rozbawieniem i podaje mi kilka sukienek do przymiarki.
– Przymierz to, bo chcę cię zobaczyć w nowej odsłonie.
– Matko, jesteś strasznie upierdliwa, wiesz?! Po co mi te całe przebieranki?! Mogę iść przecież w spodniach i bluzce. Nic by się nie stało. Pewnie efekt będzie podobny, gdy włożę ten kawałek szmatki, który mi tu rzuciłaś.
Jednak potulnie zakładam pierwszy lepszy czerwony fatałaszek. Do tego szpilki na niebotycznie wysokich obcasach. Zerkam na moją napastliwą koleżankę, która, do diaska, ma otwartą gębę i wybałuszone oczy.
– Co jest, do cholery?! Źle leży czy ubrałam tył na przód?! Halo, Kitty, ogarnij się.
– Wyglądasz bosko, Lilly. Będziesz najseksowniejszą partią w klubie. Każdy facet będzie się ślinił na twój widok. Czas najwyższy, abyś kogoś poznała. Już ja się o to postaram.
– Niech stracę. Raz się żyje – mówię, żeby dodać sobie odwagi. Spoglądam w lustro i nie mogę uwierzyć. Ta dziewczyna w odbiciu to ja? Nigdy nie ubrałabym się tak wyzywająco.
Po dotarciu do klubu zauważam, że jest w nim już sporo ludzi. Muzyka zagłusza rozmowy. Jestem trochę zagubiona i nie wiem, co zrobić. Na moje nieszczęście od razu zwracam na siebie uwagę. Wszystkie oczy spoglądają w moja stronę i mam ochotę uciec.
Rozglądamy się za jakimś wolnym miejscem przy stoliku. Na środku jest duży parkiet, na którym jest już tłoczno, naokoło są oddzielone miejsca siedzące, a naprzeciwko – bar z wysokimi krzesłami. Dostrzegam też balkony przysłonięte kotarami; tam na pewno zbiera się cała śmietanka towarzyska Miami Beach.
Matko, czuję się strasznie nieswojo w tej sukience. Chętnie zakryłabym co nieco. Kitty łapie mnie za rękę i podchodzimy do baru.
Kiedy szłam przez parkiet, czułam na sobie czyjś przeszywający wzrok. Nie umiem opisać dlaczego, ale już tak nieraz miałam: wyczuwałam ludzkie spojrzenia. Tym razem również mam ciarki na ciele, a żołądek mi się kurczy.
Przy barze Kitty już zamawia drinki.
Wypijam całego dla odwagi. Myślę, że to pomoże mi się trochę rozluźnić. Może po prostu mi się wydawało albo mam jakieś chore urojenia. Jednak nadal nie mogę się pozbyć uczucia, że ktoś na mnie patrzy.
W końcu idziemy na parkiet i zlewamy się z tłumem. Taniec sprawia mi ogromną przyjemność i natychmiast się rozluźniam. Kołyszę się w takt muzyki. Jest mi gorąco, a podniecenie ogarnia moje ciało. To niesamowite, w jaki sposób alkohol i seksowne ciuchy wpływają na samopoczucie. Podoba mi się to coraz bardziej. Co chwilę podchodzą do mnie jacyś faceci i zaczynają mnie obmacywać. Nie mam ochoty na żadne towarzystwo, więc wyślizguję się im i dalej tańczę sama.
Kiedy przychodzi czas na powrót do domu, buntuję się. Gdyby nie Kitty, zostałabym tu do rana. To niesamowite, ale po wizycie w klubie czuję się zupełnie inaczej, jakby odmieniona.
Rozdział 3
CONOR
Dzień castingu, rano
Jedziemy z Davidem do hotelu.
Postanowiliśmy być na miejscu wcześniej, żeby wstąpić do restauracji i zjeść porządne śniadanie. Wczorajszy wieczór był emocjonujący, a noc wcale nie przyniosła mi ulgi. Muszę przyznać, że nadal jestem oszołomiony i rozdrażniony faktem, że widziałem w klubie tego seksownego, rudowłosego anioła.
– Zaraz wracam – mówię do brata. – Zamów dla mnie jajka z bekonem i kawę.
Szybkim krokiem oddalam się w stronę toalet. Słyszę jakieś zamieszanie w recepcji, które zwraca moją uwagę. Nagle czuję zderzenie z kimś z naprzeciwka. Zauważam drobną postać leżącą na podłodze. Krótka spódniczka zadarła się jej po samo udo, ukazując kawałek bielizny, a zielona koszula obnażyła skrawek ponętnej piersi w koronkowym biustonoszu. Co za nieziemski widok. Nie dostrzegłem w ogóle jej twarzy, bo moje oczy zatrzymały się w tym miejscu na zbyt długo.
– Do cholery jasnej, jak pani łazi?! Nikt pani nie nauczył, że nie wolno biegać po hotelowych korytarzach?! Mogłaby pani łaskawie patrzeć pod nogi?! – łajam ją przez zaciśnięte zęby.
Dziewczyna klęka i zbiera swoje dokumenty. Nadal nie widzę jej twarzy, bo z jej koka wysunęły się rude kosmyki i zasłoniły buzię. Przyglądam się jej i nie wiem, kogo mi ona przypomina. Kobieta podnosi się niezdarnie. Widać, że ją poturbowałem. Rozciera pośladki i mierzy mnie wzrokiem. Jej wściekłość nie zna granic.
– Fuck! Nie wierzę – mamroczę oszołomiony pod nosem, orientując się, że to mój seksowny anioł, we własnej osobie, stoi przede mną. Dostrzegam tylko jej wielkie zielone oczy wpatrzone we mnie z zawziętością. Znowu ją widzę. Całą noc o niej myślałem.
– Ja mam uważać? – wybucha zszokowana dziewczyna. – To pan na mnie wpadł, to pańska wina! Wypadałoby przeprosić! – wykrzykuje, wymachując rękami, zaskoczona moimi zarzutami.
– Chyba sobie, maleńka, żartujesz. To ty mi stanęłaś na drodze i nie wyobrażaj sobie, że cię jeszcze za to przeproszę – mówię oschle. – Powinnaś bardziej uważać, jak chodzisz – dodaję ciszej.
Podchodzę do niej bliżej i łapię ją za brodę. Nie mogę się powstrzymać i odwracam jej śliczną buźkę w moim kierunku. Patrząc w te wielkie, cudne oczy. Dostrzegam w nich wyraźny strach i smutek, ale także siłę. Ona w ogóle nie ma pojęcia, że tamtej nocy w klubie ją obserwowałem.
– Dowiem się, kim jesteś. Jeszcze się spotkamy – mruczę wprost do jej ucha.
Puszczam ją i odchodzę w kierunku restauracji.
– Cholerny fiut! – krzyczy w moim kierunku.
Jej słowa wywołują uśmiech na mojej twarzy. Odwracam się i z zadowoleniem puszczam do niej oko.
Rozdział 4
LILLY
Dzień castingu, rano
Siedzę już spokojnie w holu hotelowym.
Gdyby nie incydent z tym dupkiem, byłabym na pewno o wiele spokojniejsza. A teraz dodatkowo jestem jednym wielkim kłębkiem nerwów.
Przyglądam się kobietom, które czekają razem ze mną. Jedne są starsze i mam wrażenie, że bardziej doświadczone ode mnie. Inne są młode, a każda zachowuje się inaczej. Widać na odległość, że niektóre z nich się denerwują. Ruszają nerwowo nogami albo przerzucają bezsensownie papiery. Blondynka swobodnie prowadzi rozmowę, szczebiocąc do telefonu. Odnoszę wrażenie, że patrzą w moim kierunku i mierzą mnie wzrokiem z pogardą. Spuszczam głowę i przyglądam się podłodze. Z zamyślenia wyrywa mnie dźwięk mojego nazwiska. Zrywam się z miejsca i podchodzę do otwartych drzwi gabinetu.
– Witam panią – zwraca się do mnie młoda kobieta. Z jej tonu głosu bije chłód i można wywnioskować, że jest już bardzo znudzona przepytywaniem kandydatek. Ma nienaganny makijaż i bardzo elegancką fryzurę. Jej garnitur przylega do jej figury, podkreślając idealne kształty. Podaje mi rękę. – Nazywam się Margaret Moss. Z upoważnienia pana Conora Jansona zajmuję się poszukiwaniem kandydatki na stanowisko opiekunki.
– Lilly Daviss – odpowiadam uprzejmie. – Miło mi panią poznać.
– Przepraszam, muszę napić się kawy. Czy napije się pani czegoś? – Zniecierpliwiona, wyrzuca z siebie słowa jak z karabinu maszynowego, gdy tylko ja wypowiadam ostatnie.
– Nie, dziękuję bardzo – odpowiadam zbita z tropu i podchodzę niepewnie do biurka.
– Dobrze, proszę wybaczyć na chwilę. – Mierzy mnie wzrokiem i wychodzi z pobłażliwym uśmieszkiem na twarzy.
Jestem bardzo zdenerwowana, bo nie spodziewałam się takiego zachowania z jej strony. Bardzo zależy mi na tej pracy, a kandydatek jest wiele. Zastanawia mnie, dlaczego tak dziwnie zachowuje się w stosunku do mnie. Przecież wcale mnie nie zna…
Podchodzę w zamyśleniu do lustra. Zakładam niesforny lok za ucho. Wracam na miejsce i siadam na krześle. Z nerwów przygładzam niewidoczną fałdę na spódnicy i zaciskam zęby tak mocno, że boli mnie cała szczęka. Próbuję wymyślić, jak mam przekonać tę kobietę, że moje kwalifikacje są odpowiednie i że jestem dobrą kandydatką na to stanowisko.
– Już jestem.
Stanowczy głos Margaret dobiega już od drzwi. Siada za biurkiem i stawia na nim filiżankę z parującą, czarną kawą. Jest atrakcyjna i na moje oko ma jakieś dwadzieścia siedem lat.
– Panno Daviss… rozumiem, że jest pani panną? – Spogląda na mnie z wyraźną niechęcią.
– Ależ tak, jestem niezamężna – odpowiadam stanowczo.
– Świetnie, proszę zatem o dokumenty i chwilę cierpliwości – rzuca oschle w moim kierunku.
– Proszę uprzejmie. – Otwieram teczkę i podaję jej plik kartek.
– Widzę, że skończyła pani studia pielęgniarskie z wyróżnieniem. Posiada pani nad wyraz imponujące referencje – mówi do mnie szorstko. – Poszukujemy osoby, która zaangażuje się w tę pracę całym sercem i da od siebie wiele. Należy się zaopiekować pięćdziesięciopięcioletnią kobietą z głęboką depresją. Oczekujemy również, że zamieszka pani w domu pracodawcy. Oczywiście oferujemy pokój, wyżywienie, wszelkie wygody oraz sowite wynagrodzenie. Niestety nie tylko ja decyduję o zatrudnieniu, więc musi się pani uzbroić w cierpliwość. Uważam, iż mimo pani doskonałych referencji, jest pani zbyt młoda. Ostatnie słowo jednak należy do panów Jansonów. Życzę zatem powodzenia – mówi oschle. – Odpowiedź dostanie pani poprzez e-mail w ciągu doby. Bardzo zależy nam na czasie. Podjęcie pracy i przeprowadzka muszą nastąpić natychmiast po podjęciu przez nas decyzji o zatrudnieniu. Czy jest pani gotowa na porzucenie dotychczasowego życia? Czy może się pani poświęcić tak bardzo dla nowej posady?
Kobieta obserwuje mnie bacznie, a ja w pierwszej chwili nie wiem, co odpowiedzieć. Jednak stwierdzam szybko w myślach, że przecież moje życie to jedna wielka katastrofa. Dochodzę również do wniosku, że wyniesienie się z Orlando było najlepszą decyzją, jaką mogłam podjąć. Na pewno dzięki temu ten psychopata przestanie mnie wreszcie nękać…
– Tak – odpowiadam pewnie. – Jestem gotowa na takie poświęcenie.
– Okej. W takim razie niezależnie od tego, czy zostanie pani przyjęta, czy nie, będzie pani o tym poinformowana poprzez e-mail. Teraz dziękuję i proszę poprosić następną osobę z kolejki. Do widzenia, panno Daviss.
Rozdział 5
LILLY
Dzień castingu, popołudnie
Po rozmowie kwalifikacyjnej spotykam się z Kitty w kawiarni.
– Jesteś nareszcie – cieszy się przyjaciółka. – Czekam na ciebie już chyba godzinę. Zdążyłam zjeść dwa ciastka i zamówić dla ciebie kawę i sernik. Siadaj. Jest przepyszny.
Kelnerka przynosi zamówienie. Przyjaciółka nie spuszcza ze mnie wzroku.
– Widzę, że nie masz humoru – stwierdza. – Coś poszło nie tak?
Jestem tak zdenerwowana, że pochłaniam ciasto w sekundę. Następnie biorę łyk kawy.
– Mm… wspaniała – mruczę z błogością.
– No mów wreszcie, bo mnie zżera ciekawość! – denerwuje się Kitty.
– Co chcesz usłyszeć?! Że jestem wkurzona?! Tak, jestem!
Biorę głęboki oddech, żeby się uspokoić i opanować głos. Po chwili kontynuuję już cichszym tonem.
– Posłuchaj, ta baba, która ze mną rozmawiała, zachowywała się, jakby prowadziła przesłuchanie na komisariacie. Katastrofa – jęczę. – Mam przesrane! Nie ma szans, aby mnie zatrudnili. Szukają raczej starszej osoby! – mówię znowu zbyt donośnym głosem.
Tym razem kilkoro gości spogląda w naszym kierunku. Spuszczam głowę, wlepiając wzrok w pusty talerz. Kitty tymczasem próbuje mnie pocieszyć.
– Na pewno nie było tak źle. Przesadzasz jak zwykle. Przecież wystarczy na ciebie spojrzeć. Z twoim urokiem? – Kitty udaje zszokowaną. – Pokonasz te kobiety bez mrugnięcia okiem.
– To jeszcze nie koniec rewelacji. – Uniosłam dłonie, okazując swoje wzburzenie.
– Co jeszcze mogło się stać? – Zerka na mnie pytająco.
– Wyobraź sobie, że mogło. W hotelu wpadł na mnie jakiś palant. Dosłownie wpadł i mnie przewrócił! – prycham rozgorączkowana. – W dodatku oskarżył mnie, że to moja wina, bo jestem niezdarą. Dasz wiarę?! Nawet nie pomógł mi wstać i musiałam sama pozbierać te nieszczęsne dokumenty, które się rozsypały po całym korytarzu. W ogóle nie zamierzał przeprosić, a na odchodne zagroził mi, że mnie odnajdzie, że jeszcze się spotkamy. Bezczelnie się uśmiechnął i puścił do mnie oko. Co za podły typ! – syczę do mojej przyjaciółki. Cholera, przystojny typ, dodaję już w myślach, bo wydał mi się naprawdę atrakcyjny i gdyby nie ta jego arogancja, mogłabym przyznać, że mi się podoba.
– Lilly, rozchmurz się już. Na pocieszenie zabieram cię na zakupy. Na pewno poprawi ci się po tym humor. – Uśmiecha się niewinnie przy tych słowach.
– Dobrze wiesz, że mnie na to nie stać – mówię z zażenowaniem, bawiąc się filiżanką w dłoniach.
– Nic mnie to nie obchodzi. Nie chcę słyszeć sprzeciwu, rozumiesz?! Dopijaj kawę, wychodzimy – mówi rozkazującym tonem.
Idziemy piechotą, bo sklepy znajdują się w następnej przecznicy. Wchodzimy do ekskluzywnego butiku z bielizną.
– Matko Święta. – Wybałuszam oczy, patrząc na ceny. – To wszystko jest cholernie drogie. Dziewczyno, czy ty masz pojęcie, ile tu kosztują zwykłe stringi? – poruszona szepczę do niej tak, żeby ekspedientka nie usłyszała. – O nie, wybij sobie to z głowy! Nie pozwolę ci wydać na mnie takich pieniędzy! Nigdy nie będę w stanie ci ich zwrócić – wyznaję szczerze przestraszona. Ona na to śmieje mi się prosto w twarz.
– Lilly, nie dla mnie. To tylko mała kropelka w morzu moich funduszy. Nie martw się o to, czy będziesz mogła mi oddać te pieniądze, bo to prezent dla ciebie, ponieważ cieszę się, że jesteś. – Całuje mnie w policzek i uśmiecha się serdecznie.
Wybiera dla mnie jeszcze kilka kompletów koronkowej bielizny. Przy kasie kolejny raz wybałuszam oczy.
– Wydałaś na to równowartość normalnej miesięcznej pensji. Jesteś walnięta?! A może masz gorączkę? – Dotykam jej czoła z powątpiewaniem. – Nie, to jednak to pierwsze.
Kitty tylko patrzy na mnie spod przymrużonych oczu. Wysyła w moim kierunku buziaka i podaje mi te wszystkie torby wypchane po brzegi bielizną. Następnie zaciąga mnie do kilku innych sklepów, nie pomijając oczywiście obuwniczych. W taki właśnie sposób nabywam całą garderobę i stwierdzam, że musiałabym pracować rok, żeby się tak zaopatrzyć.
Po powrocie do domu zmusza mnie, żebym przymierzała po kolei te wszystkie zdobycze. Nigdy nie miałam tak eleganckich ciuchów.
– Kitty, one się nie nadają na co dzień. Jestem pielęgniarką z zawodu. Powinnam raczej ubierać swobodne ubrania, a na nie fartuch.
Kiedy ja będę je nosić? – pytam samą siebie.
Rozdział 6
CONOR
Dzień castingu, rano
– Cholera, mam już dość oglądania CV tych wszystkich kobiet – rzucam mimochodem. – One wszystkie się nie nadają. Kurwa, nie mam już siły i czasu tu sterczeć.
David patrzy na mnie z wyrzutem.
– Musimy to zrobić. Emma potrzebuje pomocy przy mamie.
Mój brat ma rację, nie możemy się poddać. Nie stać nas na dalsze przeciąganie tej sprawy. Ta opiekunka jest niezbędna i jej zatrudnienie jest koniecznością.
– Okej. Masz słuszność – przyznaję. – Mama zasługuje na profesjonalną opiekę.
– Co powiesz o tej kobiecie? – pyta, a ja spoglądam na niego zaskoczony, bo też zauważyłem jej zdjęcie.
– Jest piękna.
– Niestety, szukamy opiekunki, nie modelki – śmieje się w głos. – Spójrz na jej dokumenty, Conor. Ona jest za młoda, ma dwadzieścia trzy lata. Myślę, że sobie nie poradzi, ale możesz ją zaprosić do swojego łóżka. Może ja ją zaproszę, jeśli ty nie chcesz? – Mój cholernie napalony brat śmieje się w głos.
– Zamknij się, kurwa! Jesteś moim bratem, ale myślisz tylko kutasem. – Mierzę go wściekłym wzrokiem. – Szlag – klnę pod nosem.
Przeglądamy jeszcze kilka ofert, kiedy natykam się na zdjęcie tej kobiety.
– Ja pierdolę! David, spójrz na nią! – Pokazuję mu fotografię. – Widzisz to, co ja?! – David przypatruje się dziewczynie i uśmiecha się do mnie szczerze.
– No, no, kochany, widzę, że nie muszę już wyciągać informacji na temat tej dziewczyny. Znalazła się sama?
– Tak, nigdy bym nie pomyślał, że jest to możliwe. To niewiarygodne: nazwę to przeznaczeniem. Mimo to nie odwołuję twojego zadania, potrzebuję tych wiadomości. – Jego mina jest bezcenna. – Wiem już, kto wprowadzi się do mnie niebawem. – Uśmiecham się na tę myśl, bo jestem przekonany, że będzie to wyzwanie.
Rozdział 7
LILLY
Następnego dnia
Następnego dnia dostaję wiadomość. Zniecierpliwiona, otwieram e-mail.
Do: Lilly Daviss
Gratuluję. Przeszła Pani pozytywnie rekrutację na stanowisko opiekunki. Jeśli jest Pani nadal zainteresowana, proszę zadzwonić pod podany numer: +1-786-655-1000
Margaret Moss
Asystentka
– Kitty! – wołam, podniecona wiadomością.
– Matko, czego się drzesz?
– Nieważne, spójrz.
– Rany, świetna wiadomość! – krzyczy z radości.
– Nie ekscytuj się tak. – Patrzę na nią ze smutkiem. – To jest jakieś dziwne. Spodziewałam się raczej odmowy. Mówiłam ci przecież. Ta kobieta dała mi do zrozumienia, że się nie nadaję, bo jestem za młoda i w ogóle. – Zakrywam dłońmi twarz. Mam wątpliwości co do wiarygodności tej pracy. – Coś się w tym wszystkim nie zgadza – stwierdzam.
– Tak, mówiłaś, ale mówiłaś też, że to nie ona podejmie ostateczną decyzję.
– Właśnie! Nie rozumiesz?! Skoro oferty przeglądali synowie chorej, to czym się kierowali? Skoro jestem za młoda? Może mi powiesz, co?
– Ty głupia. – Kitty mierzy mnie wzrokiem i zakłada ręce na biodra. – Może po prostu twoim wykształceniem, wieloletnią pracą w zawodzie, dobrą opinią i doświadczeniem?! Nie pomyślałaś o tym?! Jak możesz w siebie wątpić, do cholery? Lilly, obudź się wreszcie i uwierz w siebie, bo jak Boga kocham, przywalę ci! – Moja kochana przyjaciółka aż kipi ze złości.
– W mordę, ale się wkurzyłaś. – Spoglądam na nią litościwie. – Okej, masz rację, może ja to wszystko wyolbrzymiam. Obiecuję ci, że spróbuję. Podejmę tę pracę. Zawsze mogę zrezygnować. Prawda?
– No, teraz mówisz z sensem. – Uśmiecha się i mnie przytula. – Chodź, napijemy się kawy. A może kieliszek wina?
– Dziękuje ci, przyda się. W końcu musimy to uczcić.
Po godzinie decyduję się zadzwonić pod wskazany numer. Asystentka wyjaśnia kilka spraw i informuje mnie, kiedy mam być gotowa. Kierowca zabierze mnie spod domu Kitty jutro o ósmej. Kobieta była nieprzyjemna, aż przeszedł mnie dreszcz. Mam nadzieję, że nie będę miała z nią przyjemności w domu moich pracodawców. Cholera, to wszystko dzieje się za szybko. Tak naprawdę to miałam ochotę na krótkie wakacje z Kitty. Chciałam odpocząć od mojej przeszłości. Spędzić kilka spokojnych dni na plaży. Wylegiwać się na piasku i leniuchować. Oczywiście, cieszę się na myśl o pracy z takimi wspaniałymi warunkami i sowitą płacą. Jednak dopiero przyjechałam do mojej przyjaciółki i jest mi smutno, że już ją opuszczam.
Kurczę, mówię do siebie w myślach. Stało się. Właśnie zostałam opiekunką.
Kitty kręci się po pokoju w tę i z powrotem. Działa mi na nerwy.
– Co tak łazisz dziewczyno? Zaraz wydepczesz ścieżkę w dywanie. Zatrzymasz się, do cholery? Muszę ci coś powiedzieć.
Kitty staje jak wryta w podłogę i wybałusza na mnie przestraszone oczy.
– Co jest? Co ci powiedziała? Nie mów, że nie masz tej pracy, bo się wkurzę jeszcze bardziej, a już mi niewiele brakuje.
– No nie wytrzymam, co za uparciuch! – Ciągnę ją na kanapę. – Możesz posłuchać, co mam do powiedzenia?!
– Oj, dobra już, mów. Zamykam się, chociaż wcale nie mam na to ochoty.
To właśnie jest Kitty. Piękna blondynka z niewyparzonym językiem. Rozbawiła mnie do łez.
– Mówię ci, Kitty, że kiedyś ktoś ci zamknie te śliczne usteczka i złoi ten zgrabny tyłek, jak się nie przymkniesz.
– Bardzo śmieszne, rzeczywiście. Może mi w końcu powiesz, o co chodzi?
– Dostałam tę pracę. – Kitty aż podskakuje z radości. Całuje mnie w policzek i siada z powrotem.
– To znaczy, że cieszysz się, że jutro rano już mnie tu nie będzie?
– Jutro rano?! Nie! Myślałam, że będziemy miały trochę czasu dla siebie. Dopiero przyjechałaś, do cholery! Nie zgadzam się! Chciałam Ci tyle pokazać. To niesprawiedliwe. – Naburmusza się jak dziecko.
Widzę, jaka jest smutna. Jest mi przykro, że sytuacja zmusza mnie do podjęcia pracy, ale tak będzie lepiej. Już czas się usamodzielnić i zacząć żyć na własny rachunek. Przytulam ją i ocieram łzy. Kitty przywiera do mnie tak mocno, że czuję się bezradna. Dość. Musimy się pozbierać. Zaczyna się nowe życie, a stare zostawiam w zapomnieniu.
– Ja również miałam na to ochotę. Niestety, takie są warunki zatrudnienia. Rezygnacja z dotychczasowego życia i podjęcie nowej pracy natychmiast. Przecież nie rozstajemy się na zawsze. Będę miała dni wolne. Poza tym są telefony. Także, kochana Kitty, zbieraj się, bo mam ochotę poleżeć na plaży.
Zbieramy się tak szybko, że po półgodzinie jesteśmy nad oceanem. Pogoda jest cudowna, a piasek gorący. Fantastyczne uczucie. Co prawda wokoło znajduje się sporo osób, ale to nam nie przeszkadza. Rozkładamy koc i parasol, bo niestety moja karnacja nie pozwala mi się opalać w pełnym słońcu. Rozmawiamy i obserwujemy pięknie zbudowane, chodzące po plaży ciacha, a jest tu na czym oko zawiesić. Wspaniale by było mieć jedno z nich przy sobie. Mógłby mi wmasowywać olejek w skórę, a ja czułabym mrowienie i podniecenie. Och… Może kiedyś przypałęta się do mnie takie ciasteczko i umili mi życie?
Rozdział 8
LILLY
Kolejny dzień, przeprowadzka
Stoję na chodniku i nie dowierzam własnym oczom.
Chryste, tego się nie spodziewałam. Wybałuszam oczy. Przede mną stoi czarna limuzyna, a szofer otwiera mi drzwi i bierze moją walizkę. Następnie przedstawia się i mówi, że zawiezie mnie do rezydencji Jansonów. Teraz to dopiero zaczynam się denerwować. Zastanawiam się, kim są właściciele, skoro ich dom to rezydencja. Muszą być cholernie bogaci. Panikuję coraz bardziej. Przez całą drogę przygryzam wargę, a nerwy mnie nie opuszczają. Boże, w co ja się wpakowałam?
Z zamyślenia wyrywa mnie głos kierowcy. Aż podskakuję z zaskoczenia.
– Jesteśmy na miejscu, panno Daviss.
Moim oczom ukazuje się gigantyczny budynek, przypominający dwór jakiegoś hrabiego. Wspaniały, z kilkoma tarasami, kolumnami przed wejściem i wielkim dziedzińcem. Okiennice dodają mu uroku, a wszystko tonie w zieleni i kwiatach. Zwracam uwagę na piękną fontannę z postacią kobiety trzymającej dzban. Wokoło niej stoją marmurowe ławki. Całość zapiera dech w piersiach. Nie potrafię oderwać od tego widoku oczu, a co dopiero ruszyć się z miejsca.
Po chwili dociera do mnie czyjś głos.
– Miło mi panią widzieć w naszych skromnych progach.
Dobre sobie, skromnych? – prycham do siebie w myślach. Chyba sobie żartuje.
Przystojny facet podchodzi i podaje mi rękę.
– Nazywam się David Janson i jestem jednym z synów pani nowej podopiecznej. – Uśmiecha się zadziornie. – Zapraszam do środka.
Jest wysoki i szczupły, z wyraźnie zarysowanymi mięśniami. Twarz wyrazista, o wyostrzonych rysach. Spojrzenie śmiałe, a zarazem zalotne. Coś tajemniczego kryje się w tych oczach. Ma piękne rozwichrzone na czubku głowy włosy i, choć ich boki są przystrzyżone, dodają mu seksapilu. Ciemny kolor podkreśla jego urodę. Patrzy na mnie z zainteresowaniem i wymownym uśmiechem.
Kierujemy się w stronę ogromnych drewnianych drzwi, które rozwiera przede mną. Przekraczam próg i staję jak wmurowana. Chryste, nigdy nie widziałam takiego wnętrza. Przecieram oczy, bo może mi się wydaje? Ale nie. To, co widzę, jest realne. Stoję w ogromnym holu. Widok jest obłędny. Pośrodku szerokie drewniane schody prowadzą na półpiętro, do podwójnych drzwi, za którymi zapewne mieszczą się pomieszczenia pana lub pani domu. W tym miejscu schody rozwidlają się w obie strony, prowadząc do prawej i lewej części domu. Jestem oszołomiona tym widokiem. Na korytarzu jest wiele par drzwi, jedne otwarte, inne – zamknięte. Nie mam pojęcia co się za nimi znajduje, ale podejrzewam, że ukryte za nimi pomieszczenia służą różnego rodzaju rozrywkom. Wkrótce okazuje się, że się nie mylę. Mężczyzna prowadzi mnie do jednego z nich, gdzie znajduje się ogromny stół nakryty wspaniałościami. Jesteśmy zatem w jadalni.
– O matko – mówię po cichu do siebie, bo nie potrafię się otrząsnąć z wrażenia, jakie wywiera na mnie to wszystko.
– Coś pani mówiła? – Przygląda mi się z zaciekawieniem, unosząc jedną brew.
– Ależ nie, wydawało się panu – odpowiadam szybko.
– Proszę mi mówić po imieniu, Lilly. Czy mogę tak się do ciebie zwracać? – Podaje mi rękę i ściska delikatnie. – Jestem David.
– Oczywiście, Davidzie. – Uśmiecham się nieśmiało i spoglądam mu w twarz. Widzę w niej ciekawość, a także pewien cwaniacki wyraz, który budzi we mnie zainteresowanie. Ten człowiek ma niejedno za uszami.
– Cudownie, zapraszam więc na śniadanie, zanim przejdziemy do wyjaśnień. Dowiesz się wszystkiego w swoim czasie. Bagaże są już w twojej sypialni. Pokojówka zaprowadzi cię tam po posiłku.
– Dziękuję, jadłam już, ale nie odmówię kawy, jeśli mogę prosić.
– Już podaję. – Podchodzi do stołu i nalewa do filiżanki gorący płyn. – Od dzisiaj, o tej porze będziesz schodziła na śniadania – oznajmia.
– O, jesteś już, kochaneńka – słyszę miękki głos za sobą.
Odwracam się i widzę starszą, sympatyczną kobietę o siwych włosach związanych w koczek. Uśmiecha się do mnie szeroko. Kobieta jest niska i przy kości. Jej twarz jest pulchna, a rysy łagodne. Sprawia wrażenie miłej osoby. Już ją lubię i sprawia mi radość fakt, że jest w tym domu.
– Tak się cieszę, że będę miała pomoc – mówi z zadowoleniem – Widzisz, jestem już stara i nie radzę sobie ze wszystkim. Teraz będę mogła trochę odpocząć.
– Proszę tak nie mówić. – Uśmiecham się do niej. – Będzie mi bardzo miło odciążyć panią. Postaram się jak najlepiej wykonać swoją pracę.
Kobieta tak się wzrusza, że szklą jej się oczy.
– Mów mi Emma. Jestem babcią Fabia i byłą nianią tych dwóch oprychów. Tego tu i tego, który gdzieś zniknął, ale się znajdzie. Jestem tego pewna, huncwot jeden. Zostawił nas samych, żebyśmy wzięli na siebie wyjaśnianie ci wszystkiego. Już ja mu pokażę. Ty masz na imię Lilly?
– Tak, Emmo – zachichotałam. Ta kobieta od razu przypadła mi do gustu.
– Nie musiałaś tego mówić. Już dawno wyrośliśmy z niani. – Wtrąca się David.
– Tak? A kto się wami zajmuje? Może jakiś anioł stróż?
– Przesadzasz, Emmo – odpowiedział jej z zakłopotaniem. Chyba poczuł się trochę niepewnie.
Jednak Emma się tylko uśmiechnęła i podeszła do mnie, przytulając czule. Jest to tak miłe, że przypominam sobie czasy, kiedy mama to robiła. Byłam wtedy nastolatką. Uświadamiam sobie, jak bardzo brakowało mi takich uczuć. Serce mi topnieje, a w kąciku oka pojawia łza. Z zamyślenia wyrywa mnie szarpnięcie za spódnicę. Spoglądam w tym kierunku i co widzę? Stoi przede mną maleńki, śliczny chłopczyk z zadartą wysoko główką. Spogląda na mnie wielkimi brązowymi oczami. Boże, jaka słodka istotka. Ma może ze trzy latka.
– Mas dla mnie plezent? – pyta śmiało i przechyla słodko główkę na bok. Jest przy tym taki uroczy.
– Fabio, Lilly nie wiedziała, że spotka tu ciebie. Poza tym nieładnie jest prosić o prezenty. Pozwól kochana, że ci przedstawię mojego niesfornego wnuka.
– Babi, ale psestań. Ja lubię plezenty. – Spogląda smutno na Emmę. – Zobac, wujek mi dał i cio? – Pokazuje czerwony samochodzik.
– Tak skarbie, wujkowie cię za bardzo rozpieszczają, ale to nie znaczy, że wszyscy będą to robić. – Patrzy na Davida karcącym wzrokiem.
– No co? Kogo mam rozpieszczać jak nie jego? Zapytaj Conora, powie ci to samo. On jest naszym oczkiem w głowie. Zasługuje na wszystko. – Uśmiecha się serdecznie.
– Będzies mnie lozpiescać? – Malec znowu ciągnie mnie za spódnicę. Jest przy tym taki słodki, że już podbił moje serce.
– Boże drogi, przepraszam cię, moja droga. Nie mam już siły na tych urwisów. Tłumaczę im, że dzieci nie można tak rozpuszczać i spełniać wszystkich zachcianek, bo to go nie nauczy dobrych manier.
David chce coś powiedzieć, ale niania ucisza go delikatnie, podnosząc rękę.
– Lepiej już nic nie mów, synu, jeśli nie chcesz mnie zdenerwować. – David obrusza się tylko i nalewa sobie soku do szklanki.
Kucam i łapię maluszka za rączki, patrząc w te cudne oczęta.
– Wiesz, Fabio, nie przywiozłam ci prezentu, ale jeśli babcia pozwoli, a ja będę miała wolną chwilę, to upiekę dla ciebie babeczki, a ty je przystroisz kolorowymi cukierkami.
Dziecko podskakuje w miejscu i rzuca się w moje ramiona. Czuję taką radość, że całe napięcie schodzi ze mnie momentalnie. Nie mam ochoty go puszczać. Jest taki cieplutki i miękki. Pachnie niemowlakiem. To takie rozczulające.
– Widzisz, Davidzie? – Emma zwraca się do niego poważnie. – To właśnie jest zdrowe podejście do sytuacji.
– Oj tam, oj tam. Nasze sposoby też są skuteczne. – Szczerzy się do niej łobuzersko.
– Babecki, mmm…?! Lubię babecki – cieszy się chłopiec i podbiega do Emmy. – Babi? Pozwolis, plawda? Babi, babi, babi… plosę. – Spogląda na nią niewinnie.
Emma opuszcza ręce z rezygnacją.
– Jak ja mam ci odmówić, kiedy tak prosisz? Oczywiście, że się zgadzam, serduszko ty moje. Teraz zjesz śniadanie, słodziaku. – Bierze go za rączkę i sadza w wysokim krzesełku.
Śniadanie przebiega w bardzo miłej atmosferze. To dziecko potrafi chwytać za serce. Uśmiecham się do siebie. Ta praca będzie przyjemnością.
Mój pokój jest na półpiętrze, obok pokoju chorej Natashy Vassiljev-Janson. To duża, jasna sypialnia w pastelowych, ciepłych kolorach z garderobą i łazienką. Ogromne okno, do którego podchodzę, ukazuje wspaniały widok na ocean. Od razu je otwieram i wdycham głęboko świeże powietrze. Odprężam się i zbliżam do podwójnego łoża z baldachimem. Sypialnia jest duża i miła dla oka. Na środku stoją fotele i stolik kawowy, po lewej od okna drewniane biurko, a po prawej w podobnym stylu toaletka. Przytulne pomieszczenie. Będzie moim azylem w tym domu.
Nacieszona widokiem na zewnątrz i urokiem pokoju, schodzę do salonu na spotkanie z panem tego domu i nianią.
– Usiądź, proszę. – David wskazuje mi fotel przy kominku. – Napijesz się czegoś?
– Tak, poproszę wodę.
Podaje ją nam obu i siada naprzeciwko.
– Mój brat jest nieobecny, ale ja i nasza niania wyjaśnimy ci, na czym będzie polegała twoja praca. – Upija łyk brązowego płynu. Widać, że nie wie, od czego zacząć. Nie patrzy na mnie, tylko w szklankę z alkoholem, jednocześnie mieszając zawartością.
– Może najpierw opowiesz mi coś o mamie? Jeśli mam się nią zajmować, powinnam dowiedzieć się czegoś o jej chorobie. – Patrzę na nich niepewnie. Emma spogląda na mnie z uśmiechem.
– Lilly ma rację, Davidzie – zwraca się do niego. – Ja jej wyjaśnię chorobę Natashy, a ty wytłumacz stronę techniczną.
– Dobrze, zatem opieka jest całodobowa. Będziesz pracować na zmianę z nianią. Kiedy jest taka potrzeba, zostaje z nią Vincent, nasz kucharz lub pokojówka, Ana. Jednak niczego przy niej nie robią, ponieważ nie mają odpowiedniego doświadczenia. Dlatego właśnie jesteś nam potrzebna. Przede wszystkim wskazany jest profesjonalizm, który posiadasz. Długoletnią praktykę również, więc uważamy, że powinnaś podołać zadaniu. Twoje dokumenty są doskonałe.
– Dziękuję. Proszę jednak poczekać, Davidzie, z oceną do momentu, kiedy się sprawdzę.
Obserwuje mnie z uśmiechem.
– Tak też zrobimy. Kluczową sprawą jest pomoc w podstawowych czynnościach. Myślę, że wszystko sama zrozumiesz, przebywając z nią, więc nie muszę za wiele opowiadać. Jak już Emma mówiła, przedstawi ci mamę i całą sytuację związaną z jej chorobą. – David na chwilę przestaje mówić i bierze łyk napoju. Widzę, jak się denerwuje. Nie wiem tylko dlaczego?
– Jeśli chodzi o przebywanie w tym domu, jest on chroniony przez wielu ludzi. Na pewno zauważyłaś kilkoro kręcących się po posiadłości. Każda osoba w tym domu ma swojego ochroniarza wewnątrz, jak i na zewnątrz. Jeśli będzie taka potrzeba, że będziesz musiała wyjść z posesji, nigdy nie będziesz sama. Zawsze będzie cię woził szofer. Nie musisz się o nic martwić.
– Boże, to, co mówisz, przeraża mnie. Po co ta ochrona?
Patrzę na niego i czuję strach, który towarzyszył mi w Orlando zawsze, kiedy biegałam lub przebywałam gdzieś sama. Nawet w szpitalu, na nocnej zmianie, bywałam przerażona. Upijam parę łyków płynu, a ręce trzęsą mi się jak galareta. Spoglądają na mnie, a ja zaczynam panikować. Myślałam, że zamknęłam tamten rozdział swojego życia. Podejmując tę pracę, miałam nadzieję, że się odetnę. Teraz widzę, że wciąż będę miała ogon. To nie tak miało być. Chciałam spokoju, ciszy i bezpieczeństwa.
– Czy coś ci dolega? – mówi Emma. – Jesteś bardzo blada.
Wypijam całą szklankę wody i wstaję. Podchodzę do okna, żeby się trochę uspokoić. Nie zwróciłam wcześniej uwagi, żeby kręcił się ktoś przed domem. Byłam tak zafascynowana widokiem posiadłości, że nie spostrzegłam nikogo. Jednak teraz ich dostrzegam, jest ich z dziesięciu. Chodzą w tę i z powrotem. Wyglądają groźnie i są czujni, bo kiedy otwieram okno i wychylam się, reakcja tych goryli, bo chyba tak trzeba ich nazwać, jest natychmiastowa. Spoglądają w tym kierunku, a ja szybko zamykam okno, przestraszona. Zastanawiam się, kim są mieszkańcy. Muszą być kimś ważnym, skoro mają taką obstawę. Dowiem się tego prędzej czy później.
– Lilly, rozumiem, że masz problem z ochroniarzami, czy tak? Nigdy nie byłaś w takiej sytuacji. Rozumiem to.
– Nic nie rozumiesz – mówię cicho. – Czy oni mają za zadanie chronić mnie przed niebezpieczeństwem? – pytam.
– Tak.
– Dlaczego? Nie jestem wartościowym diamentem.
– Przekraczając próg tego domu, stałaś się jego częścią. Co za tym idzie, wartościową osobą. Ci ludzie będą z tobą wszędzie, gdzie się ruszysz. Nie musisz się ich bać. Wręcz przeciwnie, nie dopuszczą, żeby stała ci się krzywda. Nie mogę ci wszystkiego wyjaśnić. Prowadzimy specyficzny rodzaj interesów, więc mamy wielu wrogów. Po to ta ochrona. Conor zdecyduje, co i ile możesz wiedzieć.
Więc jednak są jakieś tajemnice. I kim do cholery jest Conor?! Wiedziałam, że z tą posadą jest coś nie tak. Zmuszam się jednak do powrotu na miejsce. Patrzę na nich i zastanawiam się, co jeszcze się wydarzy.
Rozdział 9
LILLY
Nazajutrz
Noc mija mi niespokojnie, bo jak zawsze pojawiają się koszmary. Musiałam rzucać się ze strachu, bo pościel leży na drewnianej podłodze. Jestem cała mokra. Zakrywam twarz rękoma i czuję łzy napływające do oczu. Boże, czy to się nie skończy? Jestem wykończona i tracę nadzieję, a miałam ją jeszcze wczoraj. Tak bardzo wierzyłam w lepszą przyszłość. Czy ta praca mi ją zapewni?
W łazience biorę gorący prysznic. Resztę czasu, która została do śniadania, poświęcam na rozpakowanie walizek. Przed wyjściem z pokoju oddycham głęboko. Okej, Lilly. Jesteś gotowa na spotkanie całej tej tajemniczej rodziny?
– Cholera, nie mam pojęcia – szepczę i zbieram się w sobie. – Ruszaj więc, dziewczyno, może przeżyjesz.
Schodzę do jadalni, oglądając po drodze portrety wiszące na ścianie. Jest ich wiele. Przedstawiają kobiety i mężczyzn. Zatrzymuję się i przyglądam starszemu mężczyźnie z długą, siwą brodą siedzącemu na koniu.
– Fascynujący widok – mówię do siebie. Otwieram drzwi wychodzące na hol I zbiegam po schodach, potykając się na ostatnim stopniu. – Cholera! – krzyczę z przerażenia i ląduję w czyichś olbrzymich ramionach. Podnoszę głowę i zamieram, widząc znajomą twarz.
Kurde, na to nie jestem gotowa! – krzyczę w myślach. Wybałuszam oczy i stoję bez ruchu. Jestem tak zaskoczona, że tracę oddech. Jego ramiona mnie obejmują, a serce zaczyna bić mocniej. Co on tu robi? Matko, dlaczego muszę mieć takiego pecha i trafić właśnie na niego? To nie może być prawda! Nie on! Nie ten cholerny fiut! Czy to jakieś chore przeznaczenie, że ciągle na siebie wpadamy?
– Widzę, że lubisz na mnie wpadać. – Pożera mnie wzrokiem. – Mówiłem, że cię odnajdę. Teraz mi się już nie wymkniesz. – Uśmiecha się tak, że przechodzą mnie ciarki.
Nie wiem, co powiedzieć, zatyka mnie na amen i tylko patrzę na niego. Przyglądam się jego twarzy z zachwytem i myślę o tym jaki jest przystojny. Błądzę wzrokiem i dostrzegam czarne, długie do ramion, włosy. Kosmyki opadają mu na czoło, dodając uroku. Przypomina mi kogoś. Jego brązowe oczy ukazują nieodgadnione emocje. Głębokie, wręcz hipnotyzujące, spojrzenie, wywołuje ciarki na całym ciele. Twarz wyraża pewność siebie i siłę dzięki mocno zarysowanej szczęce i wyostrzonych rysach. Lekki zarost sprawia, że twarz wydaje się bardziej pociągająca. Myśli mieszają mi się w głowie, a dotyk sprawia wielką przyjemność. Niespodziewaną.
– Jednak nie uczysz się na błędach? – Uśmiecha się i mierzy mnie spojrzeniem. Wręcz przeszywa na wylot. – Dalej biegasz po schodach i wpadasz na ludzi?
Te słowa działają na mnie jak lodowata woda.
– Co takiego?! Co ty tu robisz?! To niemożliwe, że musiałam cię znowu spotkać! – Wyrywam się z jego objęć. – Jesteś bezczelny, wiesz?! Nie dosyć, że stoisz mi na drodze, to jeszcze oskarżasz?! Nie ma co, facet, masz tupet! Tak w ogóle to śledzisz mnie, czy co?! – No nie, jeszcze go to bawi. – Myślisz, że to takie śmieszne?! Przekonasz się, jak bardzo się mylisz.
Wymijam go, ale łapie mnie za ramię i przysuwa do siebie. Zbliża do mnie twarz i szepcze:
– Chcę się przekonać, maleńka. Kiedy tylko zechcesz, jestem do twoich usług. – Puszcza mnie.
Patrzę na niego oniemiała i już chcę się odwrócić, kiedy on znowu to robi. Uśmiecha się zawadiacko i puszcza do mnie oko. Nie… to nie ma miejsca! Na pewno mi się to śni…!
Nie ruszam się jeszcze przez chwilę, tylko obserwuję człowieka, który jest powodem mojej rozterki. Podchodzi do drzwi jednego z pomieszczeń w holu, odwraca się i patrzy na mnie ze zwycięską miną. Cholera, kim jest ten człowiek i co robi w tym domu? Mam nadzieję, że jest gościem i szybko się ulotni.
Śniadanie przebiega w miłej atmosferze. Nie spotykam więcej tego człowieka. Jest całkiem miło i zabawnie, głównie dzięki malcowi, który wszystkich rozbawia swoimi niewinnymi tekstami. Nawet się trochę rozluźniam. Poznaję Anę, pokojówkę oraz Vincenta, męża Emmy, który jest tu kucharzem. Emma oprowadza mnie po domu, co zajmuje nam mnóstwo czasu. Nie wchodzimy tylko do Natashy i pomieszczeń prywatnych. Pokazuje mi też plażę i proponuje, abym spędziła resztę dnia, wylegując się na piasku. Dopiero jutro miałam poznać swoją podopieczną, więc korzystam z propozycji i idę pobiegać, a następnie popływać. Nie czuję się jednak całkiem swobodnie, bo gdzieś za plecami czają się ochroniarze, którzy wzbudzają we mnie niepokój. Wieczorem dzwonię do Kitty i zwierzam się jej z mojej dziwnej przygody. Rozmawiamy jeszcze kilka minut, które mnie męczą na tyle, że niedługo później zapadam w niespokojny sen.
Rozdział 10
CONOR
Kiedy wracam do domu, jest prawie świt. Kieruję się do salonu i nalewam sobie whisky. Jestem wykończony. Zsuwam buty, zdejmuję krawat i marynarkę. Wszystko ląduje na podłodze. Rozkładam się przed kominkiem w fotelu. Ten dzień był cholernie trudny. Musiałem rozwiązać problem po cichu. W tym celu spotkałem się z naszym kuzynem Nicolasem. Jest zaufanym człowiekiem, odpowiedzialnym za trzech kapitanów, mających pod sobą grupy przestępców, zwanych przez nas żołnierzami. Musieliśmy załagodzić sytuację i porozumieć się z szefem gangu, którego ludzie wszczęli bójkę z naszymi. Zginął mój człowiek. Dwóch ludzi jest ciężko rannych. Nasi przeciwnicy ponieśli większe straty, jednak udało się nam dojść do porozumienia. Pojechałem osobiście, bo w całą sprawę wplatała się policja. Tylko ja mam z nimi powiązania i tylko ze mną chcą rozmawiać. Wielu z nich siedzi u mnie w kieszeni.
Przymykam oczy i delektuję się trunkiem. Staram się zrelaksować, ale nie przychodzi to łatwo. Tak to już jest, kiedy rządzi się całą masą ludzi. Na szczęście Nicolas jest w tym dobry i trzyma wszystkich w garści. Doskonale sprawdza się w swojej roli. Nie jest mi dane niestety się rozluźnić, ponieważ ciszę przerywa jakiś dźwięk z oddali. Otwieram oczy i zastanawiam się, czy to był sen. Jednak kiedy się powtarza, wstaję i wychodzę do holu. Krzyk dochodzi z półpiętra. Teraz wbiegam na schody i staję przed drzwiami prowadzącymi do pokojów kobiet. Otwieram je. Cisza. Nasłuchuję tak przez jakiś czas.
– Przesłyszało mi się? – mówię do siebie. Za chwilę dociera do mnie wyraźny płacz. Co, kurwa?
Otwieram drzwi. Boże, ona płacze. Staję nad nią i nie wiem, co zrobić. Widzę, jak cierpi przez sen i rzuca się na boki. Nachylam się i dotykam delikatnie jej policzka.
– Ciii… maleńka, ciii… spokojnie – szepczę jej do ucha i powtarzam te słowa kilka razy. Uspokaja się i przytula do mojej dłoni. Zasypia głębokim snem. Nie mam ochoty jej zostawiać. – Jaka jesteś słodka, kiedy śpisz. – Uśmiecham się do siebie i marzę, żeby była moja. Wysuwam delikatnie rękę, żeby jej nie obudzić. Spoglądam jeszcze raz i cicho wychodzę.
Po chwili jestem pod prysznicem. Opieram ręce o ścianę i trwam tak dłuższy czas. Myślę o niej. Jest taka piękna i delikatna. Chcę tam wrócić, położyć się obok i przygarnąć do swojego ciała. Ukoić jej ból i strach. Czego ona się boi? Już wtedy, w hotelu zauważyłem jej przerażone spojrzenie. Postanawiam przycisnąć Davida. Musi działać szybciej. Chcę wiedzieć wszystko o tej ślicznotce.
Znów wracam myślami do jej dużych, miękkich ust. Chciałbym pieścić ją długo i namiętnie, aż osiągnie szczyt. Boże, te myśli doprowadzają mnie do erekcji: Szlag! Dostaję dreszczy z podniecenia. Zaspokajam się, choć nie planowałem tego. Cholera, co ja wyprawiam?! Dlaczego o niej myślę? To nie powinno mieć miejsca! Wkurzony, zakręcam wodę i wychodzę. Idę do garderoby, zły na siebie, że pozwalam sobie na takie emocje. Nie ma mowy o spaniu. Wybieram koszulkę i jeansy. Nie wychodzę dzisiaj nigdzie. Mam parę spraw do załatwienia przez Internet. Zajmuje mi to jakieś dwie godziny. Odkładam laptopa na łóżko i schodzę na dół. Jest tak pusto i cicho. Opieram się ręką o kominek w salonie i wpatruję w płomienie. Jak przyjemnie i ciepło.
Z zamyślenia wyrywa mnie pisk Fabia.
– Wujek! Wujek! Latuj mnie! On mnie goni! – Mały chowa się za mną i obejmuje moją nogę.
Vincent wpada do pokoju zasapany.
– Jak ja cię złapię, maluchu, to ty mnie popamiętasz!
– Nieśpodzianka! – Malec wyskakuje zza mnie i staje w rozkroku z rozłożonymi na boki rękoma.
– Tutaj jesteś? Myślisz, że wujek cię obroni? – Zakłada ręce na piersi, robi groźną minę i patrzy na malca.
Kucam przy dziecku i sadzam go na kolanie.
– Co zrobiłeś, że dziadek jest na ciebie zły?
– Ja? Tylko zlobiłem jajecnicę na siadanie. – Patrzy na mnie wielkimi oczami i szeroko się uśmiecha.
– Jajecznicę…? Tylko…? Ze skorupami. Całe dwanaście sztuk wrzucił do miski i potłukł tłuczkiem. Co mam teraz zrobić na śniadanie, smyku?
– Najeśniki z dzemem? Lubię najeśniki. Dziadziu, to były chlupki, nie skolupki. Wujek lubi chlupki, plawda, wujku?
Tak… ten malec potrafi nas rozbawić.
– Lubię chrupki, kochanie, ale nie w jajecznicy. Naleśniki też mogą być. Idź teraz z dziadziem do kuchni i pomóż mu posprzątać bałagan, jaki zrobiłeś, okej? Nie zapomnij przeprosić.
– Juz dobze, nieś ci będzie, wujku. – Zeskakuje z kolana i przytula dziadka. – Pseplasam. dziadzio.
Fabio miał roczek, kiedy córka Vincenta i Emmy wraz z mężem pojechali do Chin pozwiedzać. Niestety już stamtąd nie wrócili. Zostali złapani i zamordowani. Stała za tym tamtejsza mafia, z którą nieraz robiliśmy interesy. Zięć Vincenta był głupim ryzykantem. Powierzyliśmy mu nadzór nad przerzutem, ale ten kretyn postanowił zarobić na boku, narażając przy tym swoją żonę. Zająłem się tą sprawą, ale na rozwiązanie jej do końca musimy jeszcze poczekać. Od tamtej pory dziadkowie zamieszkali w tym domu wraz ze swoim wnukiem, który jest naszym oczkiem w głowie. Śliczną buzię i mądrość odziedziczył po mamie. Bardzo radosny chłopczyk, któremu usta się nie zamykają. Zaskakuje nas wszystkich i nie sposób się na niego gniewać.
– Czy Emma jest teraz u mamy? – pytam Vincenta.
– Tak, poszła do niej jakiś czas temu, razem z panną Lilly.
– Dobrze, wracajcie do kuchni, bo nie zjemy dzisiaj tych naleśników. – Uśmiecham się do malca i całuję go w główkę. – Bądź grzeczny, skarbie.
– Wujku, ziapomniałeś? Psecies ja zawse jestem gzecny.
– Wiem, kochanie, wiem.
Rozdział 11
LILLY
Tego samego dnia, rano
Przebudzam się dziwnie spokojna. Rzadko mi się to zdarza, więc uśmiecham się pod nosem. Szykuję się szybko na spotkanie z Emmą. Dzisiaj poznam panią Natashę, więc trochę się denerwuję. Podobno jest osobą bardzo spokojną. Od siedmiu lat jest zamknięta w sobie. Nie reaguje na zadawane pytania, ale z małą pomocą wykonuje bezwiednie różne czynności, takie jak: mycie, jedzenie czy ubieranie. Nigdy też nie wychodzi z pokoju. Posiłki również jada w swojej sypialni. Przykro było słuchać o jej problemach zdrowotnych. Postaram się jej pomóc jak najlepiej potrafię.
Pojawia się Emma i prowadzi mnie do pokoju kobiety.
– Teraz wejdziemy, więc proszę cię, nie rób gwałtownych ruchów i nie mów za głośno. Ona cię nie zna i może się ciebie lękać. Musi powoli przywyknąć do twojej obecności. Przykro mi to mówić, ale nawet Fabio nie wchodzi do jej pokoju.
Wchodzimy do sypialni, zasłony są zsunięte, co sprawia, że jest w nim szaro i smutno. Pod oknem stoją dwa piękne, stylowe fotele i stolik kawowy. Ściany zdobią pejzaże w ozdobnych ramach. Na środku jest duże łoże, w którym leży kobieta i patrzy w sufit.
– Nie śpi już – mówi Emma.
Kiedy podchodzimy bliżej, łzy napływają mi do oczu. Jest taka spokojna i przypomina mi kogoś.
– Natasho, przyprowadziłam pielęgniarkę. Ma na imię Lilly i będzie pomagała mi się tobą zajmować. – Niania chwyta mnie za rękę i delikatnie ciągnie do przodu. Twarz kobiety jest nieporuszona. Nie spogląda na mnie, ale Emma mówiła, że słyszy, co się do niej mówi, tylko nie reaguje.
– Pomogę jej teraz wstać i zaprowadzimy ją do łazienki. Przekonasz się, jak wygląda jej toaleta. Pomożemy jej również w ubieraniu. Czy możesz uchylić okno? Tylko proszę, nie odsłaniaj zasłon. Nie lubi tego. Następnie pójdziesz do kuchni i poprosisz Vincenta o jej posiłek. Dobrze?
– Ależ oczywiście – odpowiadam i uśmiecham się.
Emma nachyla się nad nią – Natasho, teraz wstaniesz z łóżka, dobrze? – Pochyla się i łapie ją za ręce lekko pociągając. Kobieta siada – Lilly czy możesz zdjąć z niej kołdrę?
– Czy mam pomóc w opuszczeniu jej nóg?
– Nie, sama to zrobi, kiedy usiądzie – odpowiada niania.
Rzeczywiście, podnosi się, opuszcza nogi i bezwiednie kieruje do łazienki. Tam Emma ustawia w kranie ciepłą wodę i podaję jej szczoteczkę do zębów, a następnie mydło. Po wyjściu kierujemy się do garderoby, gdzie Emma zdejmuje ubrania i pomaga w ubieraniu.
– Teraz posadzę ją w fotelu przy kominku, ty w tym czasie przynieś śniadanie.
Schodząc do kuchni, myślę o Natashy. To piękna kobieta. Ma długie siwe włosy i bladą twarz. Jest bardzo szczupła i niska. Myślę, jak to jest borykać się z własnymi myślami. Nie uczestniczyć w życiu rodziny. Widać, że ta kobieta cierpi wewnętrznie. Walczy z własną głową. Nie dopuszcza nikogo do siebie. Chciałabym to zmienić i zrobię to. Pragnę jej pomóc. Wyrwę ją z tego marazmu, obiecuję sobie. Przechodzę obok pokoju gościnnego. Jest połączony z holem dużym łukiem, więc spoglądam mimowolnie w tę stronę.
– Dzień dobry, Lilly, jak się spało? – pyta z uśmiechem Conor.
O matko, nie spodziewałam się go tutaj zastać! Serce mi przyspiesza, sama nie wiem dlaczego. Wygląda bardzo dobrze w tej obcisłej koszulce i jeansach. A jego klata przyciąga mój wzrok. Jezu, jakie muskuły… Chciałabym ich dotknąć… Rumienię się na samą myśl. Co ty wyprawiasz? Przyszłaś tu w innym celu, a nie, żeby podniecać się tym ciachem.
– Lilly? Zadałem Ci pytanie – wyrywa mnie z zamyślenia.
– Przepraszam, o co pytałeś? – Spoglądam na niego już ośmielona.
– Pytałem, czy dobrze dzisiaj spałaś?
– Tak, wyspałam się. Łóżko jest bardzo wygodne – odpowiadam pewnie i znowu wpatruję się bezczelnie w jego koszulkę. Może jednak nie? Tak, przyznaję, to te muskuły… Mamo pomóż!
– Czy poznałaś już moją mamę? – Unosi jeden kącik ust w uśmiechu i mnie obserwuje.
Boże! Myśl Lilly, myśl… O czym ten człowiek mówi?
– Nie rozumiem. Dlaczego pytasz, czy poznałam twoją mamę? Kim ty do cholery jesteś? Nie jesteś tutaj gościem?
Nogi mi się trzęsą i nie wiem, jak mam się zachować. Dlaczego on się mnie czepia? O co mu chodzi? Mam mętlik w głowie.
– Odpowiadając na twoje pierwsze pytanie: mówię tak, bo jest moją mamą. Druga odpowiedź brzmi: nazywam się Conor Janson. Ostatnia, trzecia odpowiedź: nie jestem tutaj gościem, Lilly. Jestem właścicielem tego domu.
Nie…! To jakiś żart? Czuję się słabo i robi mi się dziwnie słodko w buzi. Zaraz zemdleję. Jakieś ręce mnie chwytają… Słyszę głos i czuję wodę w ustach.
– Lilly? Jak się czujesz?
Spoglądam w jego twarz.
– Już lepiej, dziękuję. Możesz mnie puścić?
Spuszczam wzrok, speszona jego spojrzeniem. Cholera jasna, idiotko, uciekaj! Odchodzę na bezpieczną odległość.
– Szłam właśnie do kuchni po śniadanie dla Natashy.
– Pomogę ci. Chciałem właśnie pójść się z nią przywitać. – Podchodzi do mnie. Za blisko. Kurde, zbyt blisko. Od razu poczułam jego zapach. Boże…!
– Nie trzeba, sama to załatwię. Idź do mamy, a ja pójdę do kuchni. – Odchodzę, nie oglądając się za siebie. Mówię tylko na odchodnym – Zaraz wracam. – I już mnie nie ma.
Po chwili wychodzę z tacą, na której jest dzbanek herbaty, owsianka, tosty z masłem i dżem. Oczywiście, zamiast patrzeć przed siebie, to znowu się potykam i, jak to z pechem bywa, wpadam. Na kogo? Właśnie na niego.
– Jasna cholera, znowu stoisz mi na drodze?! Czy już zawsze będziesz się na mnie czaił?!
– Bardzo mi się podoba to twoje ciągłe wpadanie na mnie – odpowiada i uśmiecha się zawadiacko.
– Możesz już puścić moją rękę? Zdaje się, że należy do mnie? – Patrzę na niego dumnie i oczywiście rumienię się. Co jest z tymi wypiekami? Nigdy mi się to nie zdarzało.
– Wezmę tę tacę – oświadcza